Petone Nowa Zelandia - dowody specjalnego traktowania i opieki Boga (po polsku)
Petone w NZ - dowody "specjalnego potraktowania i opieki" Boga
(2-języcznie, po angielsku For English version click on this flag i polsku Dla polskiej wersji kliknij na ta flage)
Zaktualizowano: 2021/8/2

Najnowsza aktualizacja: wstęp



Menu 1:

(Wybór języka:)


(Organizujące:)

Strona główna

Skorowidz

Menu 2

Menu 4

FAQ

Tekst [11] w PDF



(Po polsku:)

Petone

Petone w PDF

26ty dzień

Źródłowa replika tej strony

Trzęsienia ziemi

Sejsmograf

Artyfakt

Lawiny ziemne

Zburzenie hali w Katowicach

Tornada

Huragany

Katrina

Chmury-UFO

Columbia

Przepowiednie

Bóg

Dowód na istnienie Boga

Wymieranie lat 2030-tych

Pitna woda deszczowa

Energia słoneczna

Darmowa energia i perpetuum mobile

Telekinetyczne ogniwo

Grzałka soniczna

Telekinetyka

Samochody bez spalin

Telekineza

Strefa wolna od telekinezy

Telepatia

Trzęsienia ziemi

Sejsmograf

Artyfakt

Koncept Dipolarnej Grawitacji

Naukowa Teoria Wszystkigo 1985 roku

Totalizm

Pasożytnictwo

Karma

Prawa moralne

Nirwana

Teoria Życia z 2020 roku

Dowód na duszę

Wehikuły czasu

Nieśmiertelność

Napędy

Magnokraft

Komora oscylacyjna

Militarne użycie magnokraftu

Tapanui

Nowa Zelandia

Atrakcje Nowej Zelandii

Dowody działań UFO na Ziemi

Fotografie UFO

Chmury-UFO

Bandyci wśród nas

Tornado

Huragany

Katrina

Lawiny ziemne

Zburzenie hali w Katowicach

Ludobójcy

26ty dzień

Petone

Przepowiednie

Plaga

Podmieńcy

WTC

Columbia

Kosmici

UFOnauci

Formalny dowód na istnienie UFO

Zło

Antychryst

O Bogu naukowo

Dowód na istnienie Boga

Metody Boga

Biblia

Wolna wola

Prawda

Dr Pająk portfolio

Widea z moim udziałem

"Smart" TV

O mnie (dr inż. Jan Pająk)

Krótkie "o mnie"

Poszukuję pracy

Aleksander Możajski

Świnka z chińskiego zodiaku

Zdjęcia ozdobnych świnek

Radości po 60-tce

Kuramina

Uzdrawianie

Owoce tropiku

Owoce w folklorze

Postępowanie z żywnością

Ewolucja ludzi

Wszystko-w-jednym

Grecka klawiatura

Rosyjska klawiatura

Rozwiązanie kostki Rubika 3x3=9

Rozwiązanie kostki Rubika 4x4=16

Playlisty piosenkowe dla TV i PC

Instrukcja piosenkowych playlist

Wrocław

Malbork

Milicz

Bitwa o Milicz

Św. Andrzej Bobola

Liceum Ogólnokształcące w Miliczu

Klasa Pani Hass z LO Milicz

Absolwenci PWr 1970

Nasz rok

Wykłady 1999

Wykłady 2001

Wykłady 2004

Wykłady 2007

Wieś Cielcza

Wieś Stawczyk

Wszewilki

Zwiedzaj Wszewilki i Milicz

Wszewilki jutra

Zlot "Wszewilki-2007"

Unieważniony Zjazd "2007"

Poprzedni Zlot "2006"

Raport Zlotu "2006"

Korea

Hosta

Lepsza ludzkość

Pająk do sejmu NZ 2014

Pajak na Prezydenta 2015

Pajak na Prezydenta 2020

Pajak dla prezydentury 2020

Partia totalizmu

Statut partii totalizmu

FAQ - częste pytania

Replikuj

Memoriał

Sabotaże

Skorowidz

Menu 2

Menu 4

Źródłowa replika strony menu

Źródła wpisów do blogów

Tekst [18] w PDF

Tekst [17] w PDF

Tekst [13] w PDF

Tekst [12] w PDF

Tekst [11] w PDF

Tekst [10] w PDF

Tekst [8p/2]

Tekst [8p]

Tekst [7]

Tekst [7/2]

Tekst [7b]

Tekst [6/2]

[5/4]: 1, 2, 3

Tekst [4c]: 1, 2, 3

Tekst [4b]

Tekst [3b]

Tekst [2]

[1/3]: 1, 2, 3

X tekst [1/4]

Monografia [1/4]:
P, 1, 2, 3, E, X

Monografia [1/5]



(In English:)

Petone

Petone in PDF

26th day

Source replica of this page

Earthquakes

Seismograph

Artefact

Landslides

Demolition of hall in Katowice

Tornados

Hurricanes

Katrina

Cloud-UFOs

Columbia

Prophecies

God

Proof for the existence of God

The Great Purification of 2030s

Drinking rainwater

Solar energy

Free energy

Telekinetic cell

Sonic boiler

Telekinetics

Zero pollution cars

Telekinesis

Telekinesis Free Zone

Telepathy

Earthquake

Seismograph

Artefact

Concept of Dipolar Gravity

Scientific Theory of Everything of 1985

Totalizm

Parasitism

Karma

Moral laws

Nirvana

Theory of Life of 2020

Proof of soul

Time vehicles

Immortality

Propulsion

Magnocraft

Oscillatory Chamber

Military use of magnocraft

Tapanui

New Zealand

New Zealand attractions

Evidence of UFO activities

UFO photographs

Cloud-UFOs

Bandits amongst us

Tornado

Hurricanes

Katrina

Landslides

Demolition of hall in Katowice

Predators

26th day

Petone

Prophecies

Plague

Changelings

WTC

Columbia

Aliens

UFOnauts

Formal proof for the existence of UFOs

Evil

Antichrist

About God

Proof for the existence of God

God's methods

The Bible

Free will

Truth

Dr Pajak portfolio

Videos with me

"Smart" TVs

About me (Dr Eng. Jan Pajak)

Old "about me"

My job search

Aleksander Możajski

Pigs from Chinese zodiac

Pigs Photos

Healing

Tropical fruit

Fruit folklore

Food handling

Evolution of humans

All-in-one

Greek keyboard

Russian keyboard

Solving Rubik's cube 3x3=9

Solving Rubik's cube 4x4=16

Song playlists for TV and PC

Instruction for song playlists

NZ Driving Licence advice

Wrocław

Malbork

Milicz

Battle of Milicz

St. Andrea Bobola

Village Cielcza

Village Stawczyk

Wszewilki

Wszewilki of tomorrow

Korea

Hosta

1964 class of Ms Hass in Milicz

TUWr graduates 1970

Lectures 1999

Lectures 2001

Lectures 2004

Lectures 2007

Better humanity

Pajak for parliament 2014

Pajak regarding 2017

Pajak for parliament 2017

Party of totalizm

Party of totalizm statute

FAQ - questions

Replicate

Memorial

Sabotages

Index of content with links

Menu 2

Menu 4

Source replica of page menu

Text [13] in PDF

Text [11] in PDF

Text [8e/2]

Text [8e]

Text [7]

Text [7/2]

Text [6/2]

Text [5/3]

Figs [5/3]

Text [2e]

Figures [2e]: 1, 2, 3

Text [1e]

Figures [1e]: 1, 2, 3

X text [1/4]

Monograph [1/4]:
E, 1, 2, 3, P, X

Monograph [1/5]


(Auf deutsch:)

Dr Pająk portfolio

Über mich

Freie Energie

Telekinesis

Moralische Gesetze

Totalizm


(En français:)

Énergie libre

Telekinesis

Lois morales

Totalizm

Au sujet de moi


(En espańol:)

Energía libre

Telekinesis

Leyes morales

Totalizm

Sobre mí


(In italiano:)

Energia libera

Telekinesis

Leggi morali

Totalizm

Circa me




Menu 2:

(Przesuwne)

Oto wykaz wszystkich stron które powinny być dostępne pod niniejszym adresem (tj. na tym serwerze), w zestawieniu językowym - w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1". Wybierz poniżej interesującą Cię stronę manipulując suwakami, potem kliknij na nią aby ją uruchomić:

Tu powinna być wyświetlona strona menu2_pl.htm.

(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na "Menu 2".)



Menu 3: (Alternatywne adresy tej strony:)

(Na płatnych serwerach:)

pajak.org.nz

(Na darmowym hostingu z FTP:)

drobina.rf.gd

gravity.ezyro.com

magnokraft.ihostfull.com

nirwana.hstn.me

geocities.ws/immortality

(Rzadziej aktualizowane:)

tornados2005.narod.ru

totalizm.pl




Menu 4:

(Przesuwne)

Oto wykaz adresów wszystkich totaliztycznych witryn działających w dniu aktualizacji tej strony. Pod każdym z owych adresów powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne strony wyszczególnione w "Menu 1" i "Menu 2", włączajac w to również ich odmienne wersje językowe (tj. wersje w językach: polskim, angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim, włoskim, greckim i rosyjskim). Najpierw więc w poniższym okienku wybierz adres serwera z każdego masz zamiar skorzystać manipulując suwakami, potem kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy się strona reprezentująca ów serwer wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z "Menu 2" interesującą cię stronę i kliknij na nią aby ją uruchomić i przeglądnąć:

Tu powinna być wyświetlona strona menu.htm.

(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na "Menu 4".)


WSTĘP:
       Niniejsza strona omawia empiryczny materiał dowodowy zgromadzony w miejscu jakie zasługuje na nazwę świętego obszaru, tj. w obszarze wyraźnie błogosławionym specjalnym potraktowaniem i opieką Boga. Obszar ten jest położony tuż przy plaży małego miasteczka Petone w Nowej Zelandii. Specjalne potraktowanie i opiekę tego obszaru przez Boga (i położonego tuż przy nim miasteczka Petone) po raz pierwszy odnotował dopiero autor tej publikacji zaś materiał dowodowy jaki to potwierdza opisał na niniejszej stronie. Stało się to na przekór iż na swe życie autor zarabiał jako "zawodowy naukowiec" - czyli pracował w "profesji" typowo zachowującej się jakby była opłacana za negowanie istnienia Boga. Na dodatek w swej karierze badawczej aż na czterech odmiennych uniwersytetach świata autor zajmował stanowiska profesorskie i to w dwóch odmiennych dyscyplinach naukowych jakie z badaniami Boga NIE mają nic wspólnego (tj. w "Inżynierii Mechanicznej" i w "Informatyce" albo "Naukach Komputerowych") - patrz jego strona autobiograficzna. Ponadto, od czasu swych studiów siebie samego uważał za "ateistę" aż do czasu opracowania przełomowej Teorii Wszystkiego z 1985 roku - jaka zainspirowała go m.in. do sformułowania aż dwóch niepodważalnych dowodów iż Bóg istnieje, tj. najnowszego empirycznego bazującego właśnie na ustaleniach "Inżynierii Mechanicznej" i "Informatyki" i opracowanego w 2021 roku zaś zaprezentowanego w punktach #D1 do #D4 strony 2020zycie.htm, oraz wcześniejszego dowodu formalnego na istnienie Boga z 2007 roku (tj. w jednostkach "lata ludzkie" starszego o dwukrotność świętej liczby "siedem"), jaki wraz z kilkoma poprzedzającymi go pokrewnymi dowodami empirycznymi zaprezentował w punktach #G2 i #G3 strony god_proof_pl.htm. W Petone autor tej strony mieszka od 2001 roku i z rosnącym podziwem bada od wówczas oraz dokumentuje zdarzenia z tego niezwykłego miasteczka. Dopiero jednak w słoneczną jesienną środę dnia 2018/4/25 zostało mu ujawnione, że obszar ten oznakowany jest unikalnym krzyżem celtyckim z petońskiej plaży opisywanym i zilustrowanym w punkcie #J3 poniżej na tej stronie, oraz że świętość tego obszaru z wybrzeża Petone prawdopodobnie wynika z faktu iż było ono miejscem pierwszej w całej Nowej Zelandii mszy prezbyteriańskiej, czyli że jest ono rodzajem "świątyni pod gołym niebem".
       Pretendujemy, że jesteśmy "wysoce cywilizowani". Jednak żyjemy w szczególnie niemoralnych czasach. Gdyby przykładowo Jezus pojawił się teraz wśród ludzi i czynił to co w Biblii opisywane jest jako przykłady wyjątkowo moralnego postępowania nakazywanego ludziom przez Boga, wówczas wszystko to co by uczynił dzisiaj okazywałoby się już nielegalne i karalne. Ludzkie zrozumienie moralnie poprawnego postępowania uległo bowiem w międzyczasie aż tak znacznemu powypaczaniu i dewaluacji w porównaniu z ponadczasowymi standardami moralnymi zdefiniowanymi w Biblii, że nawet najbardziej moralne postępowanie samego Jezusa dzisiaj okazałoby się karane przez prawo, byłoby brane za obrazę przez wielu krzykliwych lecz wpływowych ludzi, oraz przyjmowane byłoby wrogo przez wielu bogaczy i polityków - tak jak satyrycznie ilustrują to punkty #D1 i #C3 strony o nazwie antichrist_pl.htm oraz punkt #G3 strony o nazwie przepowiednie.htm. W rezultacie, w dzisiejszych niemoralnych czasach Jezusa też zapewne spotkałby podobny los jak w starożytności, zaś w obliczu aż tak jawnego nieposłuszeństwa Bóg ponownie zmuszony byłby karać, prześladować i rozpraszać po świecie odpowiedzialny naród - tak jak przez cały czas trwania chrześcijaństwa Bóg czyni to z Żydami. Ta dzisiejsza wysoka niemoralność ludzi wynika z monopolu i nieudolności dotychczasowej oficjalnej nauki ateistycznej, która swymi prymitywnymi narzędziami ciągle NIE jest w stanie dociec i ogarnąć Boga, dlatego insynuuje iż "Boga NIE ma" i promuje postępowanie typu "hulaj dusza piekła NIE ma" (patrz punkt #A2 poniżej, lub punkt #I1 strony o nazwie god_istnieje.htm). Jeśli zaś jakiś dzisiejszy zawodowy naukowiec bada już oficjalnie Boga (np. bada nakazy Boga wyrażone w Biblii), wówczas aby się "NIE wychylać", zawsze czyni to z intencją "negowania" - np. udowadniania, że dany cud mógł zostać sfabrykowany, wyjaśnienia że dane zdarzenia były tylko ciągiem "przypadków", itp. Przy takim zaś anty-boskim nastawieniu, owi ateistyczni naukowcy NIE są w stanie odnotować wielu prawd, które dla znacznej liczby ludzi okazują się potem sprawą życia i śmierci. Przykładowo, ateistyczni naukowcy NIE są w stanie odnotować, że niemoralnie postępujące społeczności są przez Boga trapione śmiercionośnymi kataklizmami - tak jak wyjaśniają to punkty #I3 do #I5 niniejszej strony, punkty #G2 oraz #H2 do #H7 strony o nazwie tapanui_pl.htm, punkty #C1 i #E2 strony o nazwie day26_pl.htm, czy cała strona o nazwie 2030.htm oraz bazujący na niej darmowy film z YouTube o tytule Zagłada ludzkości 2030. Albo odnotować, że instytucje, które zaprzestały słuchania głosu sumienia są przez Boga "eliminowane", zaś indywidualni ludzie głusi na głos swego sumienia są przez Boga przedwcześnie uśmiercani - zgodnie z "zasadą wymierania najniemoralniejszych" (wyjaśnioną szerzej m.in. w punktach #G4 i #G1 strony o nazwie will_pl.htm, w punkcie #A2.7 strony o nazwie totalizm_pl.htm, czy w punkcie #B1 strony o nazwie changelings_pl.htm). Albo zrozumieć, że każdą wojnę zawsze w ostatecznym rozrachunku przegrywa agresor - tak jak wyjaśniają to punkty #I2 i #E3 ze strony o nazwie bitwa_o_milicz.htm. Albo przyjąć do wiadomości, że tzw. "naukowa moralność", wzmiankowana w punkcie #I5 tej strony, w rzeczywistości jest odmianą "niemoralności" i jest przez Boga karana tak samo surowo jak każda inna forma niemoralnego zachowania. (Owa "naukowa moralność" to reguły moralne które spełniają naukową definicję "moralności" przytoczoną w punkcie #B2 strony morals_pl.htm, a stąd które są zalecane ludziom przez reprezentantów najróżniejszych dyscyplin dzisiejszej oficjalnej nauki - na przekór, że wcale NIE spełniają one definicji "faktycznej moralności" nakazanej ludziom przez Boga, jaka to definicja została przytoczona w punkcie #B5 owej strony morals_pl.htm, zaś przykładem jakiej to naukowej moralności jest ukrywanie przez dzisiejszą "oficjalną naukę ateistyczną" dowodów na istnienie Boga i równoczesne upowszechnianie "teorii ewolucji" - tak jak to ilustrują np. rozważania z #D1 do #D6 ze strony 2020zycie.htm.) Poprzez też ignorowanie faktu, że Bóg ma swoje cele do osiągnięcia i metody prowadzące do owych celów, owi naukowcy NIE są również w stanie wykryć, że wszystkie społeczności mogą efektywnie bronić się przed kataklizmami - tak jak wyjaśniają to punkty #H1, #I2 i #J1 strony quake_pl.htm, że instytucje mogą łatwo unikać zostania "wyeliminowanymi" - dzięki poprawnemu wdrożeniu u siebie zaprojektowanego przez Boga "schematu wzrostu" wyjaśnionego w punkcie #J5 niniejszej strony, zaś indywidualni ludzie mogą oddalać niebezpieczeństwo przedwczesnej śmierci poprzez przestrzeganie nakazów i wymagań Boga zawartych w Biblii oraz podpowiadanych nam przez organ "sumienia", lub poprzez zwykłą zmianę praktykowanej filozofii na totalizm - tak jak wyjaśniają to np. punkty #G6 i #G7 strony will_pl.htm, oraz punkt #J5 niniejszej strony. W rezultacie tych ignoranckich postępowań oficjalnej nauki ateistycznej, nasza cywilizacja coraz bardziej oddala się od prawdy o Bogu, coraz bardziej zbliża się do anarchii i samozniszczenia, coraz częściej jest karana za swą niemoralność narastająco niszczycielskimi kataklizmami, zaś długowieczność ludzi zamiast wzrastać, ostatnio zaczęła ulegać skróceniu z powodu konieczności przedwczesnego uśmiercania przez Boga najniemoralniejszych osobników i społeczności. Na szczęście dla prawdy, niedawno powstała odmienna i konkurencyjna wobec dotychczasowej, nowa nauka zwana "nauką totaliztyczną" (tj. ta nauka opisywana w punkcie #A2 niniejszej strony). Nauka ta pomału prostuje kłamstwa, błędy i wypaczenia powprowadzane przez starą, monopolistyczną, "oficjalną naukę ateistyczną" (tj. przez tą starą, monopolistyczną, oficjalną naukę, której kłamstw i błędnych twierdzeń my ciągle musimy uczyć się w szkołach i na uczelniach). Jednym z tematów objętych owym prostowaniem błędów i wypaczeń oficjalnej nauki jest prawda stwierdzeń Biblii. Niniejsza strona w swej "części #I" (szczególnie w jej punktach #I3 i #I3.1) dostarcza materiału dowodowego jaki potwierdza prawdę zawartej w Biblii obietnicy Boga, że "Bóg NIE ześle żadnego kataklizmu który by zniszczył czy poważnie poturbował miasto albo społeczność w obrębie której zamieszkuje co najmniej 10 tzw. 'sprawiedliwych' ". Ów materiał dowodowy jest opisany w punktach #I3, #I3.1, #I5 i #J2 tej strony. Pozostaje on też sprawdzalnym dla każdego czytelnika tej strony. Wszakże dotyczy on dobrze udokumentowanych faktów i miejscowości (tj. bazuje na faktach opisanych w artykułach z gazet dostępnych w internecie, dotyczy zjawisk i miejscowości też opisanych w internecie - np. dzisiejszego nowozelandzkiego miasteczka "Petone", zlokalizowanego na przedmieściu Wellington, w którym to miasteczku mieszka m.in. autor niniejszej strony, itp.: po przykłady patrz punkty #J1 do #J3 niniejszej strony). W sytuacji więc, kiedy powtarzalnie potrząsane aż do dzisiaj przez Boga miasto Christchurch NIE spojrzało nawet na publiczną ofertę autora tej strony, aby zastopować tam dalsze trzęsienia ziemi z pomocą bazującej na moralności metody opisanej w punktach #J1 i #P5.1 strony o nazwie quake_pl.htm, być może wiele lat musi dalej upłynąć zanim powszechnie dostępny stanie się także jakikolwiek inny podobnie naukowo potwierdzony materiał dowodowy na absolutną prawdę stwierdzeń i obietnic z Biblii. W międzyczasie zaś miasteczko Petone i miasto Christchurch z Nowej Zelandii zapewne zdążą już przejść do legend o moralności - podobnie jak do legend przeszło już miasto "Niniwa" opisane w Biblii i polskie miasto "Wineta" opisana w punkcie #H2 na stronie tapanui_pl.htm.



Treść tej strony autoryzuje Jan Pajak, czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz WorldCat Identity (tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona http://worldcat.org/identities/ ), który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez finansowania i na zasadach rzekomego naukowego "hobby" wymuszanego oficjalną dezaprobatą podjętej przez niego tematyki badań, ale niestety o którego istnieniu i wynikach badań w Nowej Zelandii niemal nikt NIE chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia, zaprzeczenia i wyciszenia odkryć i wynalazków którego sporo Polaków konspiruje się w gangi postępujące jak monopole wypaczające prawdę, zapominające o Bogu, zaś przyszłym pokoleniom usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci, pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.


Część #A: Informacje wprowadzające tej strony:

      

#A1. Jaki jest cel tej strony:

Motto: "Prawdziwie święte miejsca zawsze wyglądają bardzo skromnie - na przekór iż są ono ustanawiane aby upewniać wierzących, że za podejmowanie trudów odbycia do nich pielgrzymki wszystkie modlitwy o interwencję są tam pilniej i przychylniej wysłuchane."

       Celem tej strony jest naukowe udokumentowanie na sprawdzalnych przez każdego badacza, rzeczywiście zaistniałych przykładach, że z kilku odmiennych powodów (np. relatywnie trwałego zamieszkiwania tzw. "10 sprawiedliwych" w bliskości nowozelandzkiego miasteczka Petone, czy obecności w Petone świętego obszaru oznaczonego przez krzyż celtycki przy petońskiej plaży opisywany i zilustrowany w punkcie #J3 poniżej na tej stronie), miasteczko Petone cieszy się "specjalnym potraktowaniem i opieką" Boga - i (tak jak Biblia to obiecuje) faktycznie jest ono wyraźnie chronione przed kataklizmicznymi zjawiskami, które kłopoczą inne otaczające je pobliskie miejscowości.
       Szczerze mówiąc, to spory materiał dowodowy jaki na temat owego "opieki i specjalnego potraktowania Petone przez Boga" ja gromadzę praktycznie począwszy od 2001 roku (tj. począwszy od roku, w którym zamieszkałem w Petone i zacząłem odnotowywać niezwykłe cechy tego unikalnego miasteczka), aż do dzisiaj, zaś nadający się do opublikowania fragment jakiego staram się na niniejszej stronie udokumentować chociaż częściowo, coraz intensywniej przekonuje mnie do wysunięcia dość rewolucyjnej tezy. Teza ta stwierdza, że "miasteczko Petone z Nowej Zelandii powtarzalnie manifestuje zdarzenia i zjawiska, jakie osobom głęboko wierzącym ujawniają, że zostało ono zaszczycone przez Boga przyznaniem Petone przywilejów obszaru "ogólno-chrześcijańsko świętego" zdolnego realizować cuda i spełniać modlitewne prośby tych osób dowolnej wiary, jakie na to spełnienie sobie zasłużyły poprawnym moralnie postępowaniem". Najbardziej do prawdy tej tezy przekonują mnie zdarzenia jakie opisałem w punktach #J1 do #J3 tej strony. Niestety, jako naukowiec nawykły do dowodzenia każdego swego stwierdzenia czuję się tu dość bezsilnym, bowiem prawdy tej tezy (z moich badań wynika, że aby NIE odbierać nikomu tzw. "wolnej woli"), ani ja sam, ani prawdopodobnie nikt inny, NIE jest, ani zapewne NIE będzie, w stanie udowodnić naukowo ponad wszelką wątpliwość. Przykładowo, powtórzenia się omawianej w Biblii obserwacji "płonącego krzewu" jaką opisałem w punkcie #J3 tej strony, a jaka ma potencjał aby jednoznacznie potwierdzić pewność (na bazie treści wersetów Biblii), że obszar ten jest miejscem świętym, NIE zdołałem już zaobserwować (a stąd i udokumentować) ponownie, chociaż do miejsca pojawienia się tego "gorejącego krzewu" wybieram się praktycznie niemal codziennie począwszy od 2018/4/25 - jeśli tylko pogoda i moja sytuacja mi na to pozwalają. Jedyne więc osoby, które będą w stanie prawdę tej tezy odnotować, to zapewne te nieliczne głęboko wierzące osoby, które "patrzą i widzą" (jako przeciwieństwo owej przeważającej większości dzisiejszych ludzi, sporo z których także mieszka w Petone, a którzy "patrzą jednak NIE widzą"). Wszakże chociaż wykaz odmiennych lokacji, w których ja zamieszkiwałem nieco bardziej dłogotrwale w swym życiu, liczy już około 40 adresów, jednak w miejscowości powtarzalnie doświadczającej podobnie cudownych zdarzeń jak Petone, ja nigdy uprzednio NIE miałem przyjemności mieszkać (i to nawet pamiętając o cudach i niezwykłościach jakich doświadczyłem w rodzinnych Wszewilkach). Niestety, wszelkie moje próby zwracania uwagi innych ludzi na cechy świadczące o świętości Petone, jak dotychczas zdają się spełzać na niczym. Podobnie bowiem jak większość dzisiejszych ludzi odrzuca Boga, ludzie ci odrzucają też prawdę, iż Bóg może wyraźnie traktować miasteczko Petone jako jedyne w Nowej Zelandii miejsce "ogólno-chrześcijańsko święte". Pytanie więc jakie warto sobie zacząć zadawać, to czy widząc takie odrzucanie prawdy, Bóg będzie trwał w swym utrzymywaniu świętości i unikalności Petone, czy też z czasem także zdecyduje, iż NIE można wmuszać przywileju świętości tym ludziom, którzy sami tak usilnie świętość tę odrzucają?


#A2. Materiał dowodowy tej strony mógł być zgromadzony tylko dzięki powstaniu "totaliztycznej nauki" z jej "a priori" podejściem do badań:

       Już jako małe dzieci wszyscy się przekonujemy o jednej z najbardziej fundamentalnych prawd naszego świata fizycznego, mianowicie, że "aby coś poznać naprawdę dokładnie, trzeba to oglądać, egzaminować lub badać z więcej niż jednej strony, punktu widzenia, podejścia, itp." To dlatego nawet jako małe dzieci, każdą zabawkę i każdą rzecz oglądamy od przodu i od tyłu, z boku i od góry, oraz pod każdym możliwym kątem widzenia jaki jest dla nas dostępny. Kiedy zaś dorośniemy, nie kupimy sobie samochodu, domu, ani nie wejdziemy w posiadanie niczego innego (np. żony) jeśli dokładnie tego sobie nie oglądniemy przynajmniej od przodu i tyłu, a często także i z każdej innej możliwej strony. Niestety, o tej fundamentalnej prawdzie najwyraźniej zapomnieli ludzcy luminarze nauki. Wszakże obecna oficjalna nauka ziemska bada całą otaczającą nas rzeczywistość z tylko jednego filozoficznego podejścia, które nazywane jest "a posteriori" czyli "od skutku do przyczyny". W rezultacie, nauka ta poznaje co najwyżej tylko "połowę" otaczającej nas rzeczywistości. Wszakże aby poznać drugą połowę tej rzeczywistości, ludzkość musi oficjalnie ustanowić także drugą, kompletnie nową naukę, która będzie "konkurencyjna" wobec dotychczasowej starej, oraz która podejmie naukowe badania otaczającej nas rzeczywistości z zupełnie przeciwstawnego podejścia, przez filozofów zwanego "a priori", czyli "od przyczyny do skutku" albo "od Boga rozumianego jako nadrzędna przyczyna wszystkiego, do otaczającej nas rzeczywistości rozumianej jako skutek działań tegoż Boga".
       Dotychczas bowiem, jeśli jakiś ziemski naukowiec bada, lub badał, coś oficjalnie z owego podejścia "a posteriori" (np. bada lub badał powstanie wszechświata, czy stwierdzenia Biblii), wówczas jego najważniejszym chociaż ukrytym celem automatycznie staje się, lub stawało się, "zanegowanie Boga" (np. próba udowodnienia, że wszechświat powstał bez udziału Boga, albo udowodnienia, że wszystkie stwierdzenia Biblii dały się sformułować bez potrzeby istnienia Boga). Wszakże podejście "a posteriori" (tj. "od skutku do przyczyny") dotychczasowej oficjalnej nauki bazuje na założeniu o nieistnieniu Boga, wyrażonym tzw. "Brzytwą Occama". Założenie owo stanowi fundament filozoficzny dzisiejszej oficjalnej nauki ziemskiej. (NIE bez powodu nauka ta przez niektórych nazywana jest "ateistyczną nauką ortodoksyjną".) Co gorsza, niektórym "luminarzom nauki" wcale NIE wystarcza że stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" jako całość neguje Boga, a sami, zupełnie prywatnie, wykorzystują swoje tytuły naukowe, pozycje akademickie, oraz wysokie zarobki (finansowane z podatków), aby podejmować publiczne kampanie nastawione na przekonanie ludzi do postawy wyrażanej staropolskim powiedzeniem "hulaj dusza piekła nie ma". Przykładem takiej kampanii było niedawne umieszczanie na autobusach Anglii i Nowej Zelandii ogłoszenia "There's probably no God. Now stop worrying and enjoy your life" (tj. "Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań więc się martwić i ciesz się życiem") opisywanego np. w punkcie #E1 totaliztycznej strony o nazwie will_pl.htm czy w punkcie #A2 totaliztycznej strony o nazwie timevehicle_pl.htm. Na dodatek do tego, tacy "luminarze nauki" okupujący pozycje decydentów, wywierają ogromny nacisk na swoich podwładnych i na innych naukowców, aby i ci we wszystkim co oficjalnie czynią też "negowali Boga". W rezultacie więc, niemal do dzisiaj, nikt na Ziemi NIE podejmował naukowych badań otaczającej nas rzeczywistości z owego drugiego podejścia filozoficznego zwanego "a priori", jakie pozwoliłoby poznać ludzkości także "tą drugą", przeaczaną przez oficjalną naukę, część prawdy.
       Na szczęście jednak dla prawdy, w 1985 roku sformułowana została jedyna dotychczas faktyczna teoria wszystkiego zwana Konceptem Dipolarnej Grawitacji (w skrócie "Kodig"). Formalnie udowodniła ona istnienie Boga. Tym zaś formalnym dowodem stworzyła ona fundamenty filozoficzne i naukowe dla zupełnie nowej nauki, zwanej "totaliztyczną nauką". Ta nowa nauka bada otaczającą nas rzeczywistość właśnie z owego (przeciwstawnego do dotychczas używanego przez monopol oficjalnej nauki) podejścia "a priori" - tj. bada rzeczywistość "od przyczyny do skutku". W tym zaś podejściu ta nowa nauka jest już w stanie poznać także ową drugą, przeaczaną przez starą naukę i brakującą nam połowę prawdy o otaczającej nas rzeczywistości. (Np. badaniem wszechświata może ona naukowo ustalić jak naprawdę wszechświat powstał - po szczegóły tego faktycznego powstania wszechświata patrz podrozdziały A1 do A3 z tomu 1 mojej najnowszej monografii [1/5]. Badaniem zaś Biblii może ona już naukowo ustalić "jak" i "dlaczego" Bóg dokonuje tego co Biblia stwierdza, "jaki materiał dowodowy to potwierdza", itp.) Niniejsza strona prezentuje wyniki niektórych z ustaleń tej nowej nauki totaliztycznej.
       W obecnych czasach nasilają się naciski starej oficjalnej nauki aby zagwarantować jej absolutny "monopol" w ugruntowywaniu u ludzi wyłącznie wyznawanych przez tą naukę ateistycznych poglądów. Naciski te manifestują się już praktycznie w każdym obszarze życia. Ich doskonałym przykładem mogą być coraz to większe prześladowania chrześcijańskich wierzeń i systemów wartości, wyrażające się np. oficjalnym podejmowaniem prześladowczych działań opisywanych m.in. w artykule [1#C3] z punktu #C3 poniżej czy opisywanych w artykule [1#A2] o tytule "Christians persecuted by courts, ex-archbishop says" - tj. "chrześcijanie są prześladowani przez sądy, stwierdził były arcybiskup", ze strony B1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z wtorku (Tuesday), April 17, 2012; albo działań opisywanych w artykule [2#A2] o tytule " 'No right' to wear cross at UK work" - tj. "ubieranie krzyża 'zabronione' poczas pracy w Anglii", ze strony B3 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 12, 2012. (Intrygujące iż dzisiejsi naukowcy zdają się NIE odnotowywać, że takie naukowe prześladowania chrześcijan i "nowożytna krucjata" oficjalnej nauki przeciwko "wierze w Boga", faktycznie reprezentuje jeszcze jedno potwierdzenie dla istnienia Boga. Wszakże postępowanie tej nauki tylko potwierdza, że wobec tzw. "intelektu grupowego" cechowanego własną "moralnością grupową", jakim to "intelektem grupowym" są m.in. chrześcijanie, właśnie zaczyna działać grupowa wersja zwrotu karmy oraz rządzącego tym zwrotem karmy tzw. "Prawa Bumerangu" - opisywanego m.in. w punkcie #C4.4 strony o nazwie morals_pl.htm czy w punkcie #B3 strony o nazwie mozajski.htm, zaś na odmiennym przykładzie nałogu "meth" (methamphetamine) stanowiącego grupowy zwrot karmy dla mieszkańców byłego Imperium Brytyjskiego za tzw. "wojny opiumowe w Chinach" zilustrowane też w punkcie #C4.1 z mojej strony o nazwie immortality_pl.htm. (Czym dokładnie są "intelekty grupowe" i cechująca je "moralność grupowa" wyjaśnia to szerzej punkt #E2 strony totalizm_pl.htm.) To "Prawo Bumerangu" powoduje, że obecnie chrześcijanie otrzymują m.in. od ateistów tzw. "zwrot karmy grupowej" za potraktowanie jakiemu poddawali ateistów w czasach inkwizycji i palenia niewiernych na stosach, podobnie jak najróżniejsze inne "intelekty grupowe" też otrzymują obecnie zwroty karmy za to co one czyniły kiedyś w przeszłości - np. Anglia otrzymuje zwrot karmy kolonializmu, Europa otrzymuje zwrot karmy za swe "wyprawy krzyżowe", Nowa Zelandia otrzymuje zwrot karmy sprzed około 200 lat, tj. z czasów przybycia tam pierwszych białych osadników, USA otrzymuje zwrot karmy z czasów niewolnictwa, itd., itp. Sam zaś fakt, że owo Prawo Bumerangu działa w rzeczywistym życiu i wymierza "samoregulującą się" sprawiedliwość, jest potwierdzeniem istnienia Boga, ponieważ tak naprawdę to tylko Bóg jest w stanie nadzorować i wyegzekwować takie "bumerangowe" działanie mechanizmów moralności.) Innymi przykładami takich nacisków starej nauki na przyjmowanie przez ludzi ateistycznych poglądów może być owo wyżej opisane umieszczenie na autobusach ogłoszeń nakłaniających do ateizmu (tj. ogłoszeń w rodzaju "There's probably no God. Now stop worrying and enjoy your life" - tj. "Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań więc się martwić i ciesz się życiem" z londyńskich autobusów opisane m.in. w punkcie #E1 strony o nazwie will_pl.htm); czy też oficjalne wdrażanie najróżniejszych sposobów moralnego (ateistycznego) korumpowania dzisiejszej młodzieży - np. patrz takie sposoby korumpowania młodzieży opisane w punkcie #B5.1 w/w strony will_pl.htm, lub opisane w punkcie #D3 strony o nazwie god_istnieje.htm. Najbardziej jednak groźne dla ludzkości jest ustanowienie "monopolu oficjalnej nauki" w nauczaniu w szkołach wyłącznie ateistycznych poglądów. Manifestacją tego monopolu jest m.in., że naukowcy otwarcie już zabraniają nauczania "kreacjonizmu" w szkołach i wymuszają aby nauczany tam był jedynie "ewolucjonizm". Przykładem owych nacisków są losy tzw. "Monkey Bill" (czyli prawa do nauczania kreacjonizmu w szkołach) - opisane w artykule [3#A2] o tytule "Scientists campaign for veto on controversial Monkey Bill" (tj. "naukowcy walczą aby zawetować kontrowersyjne prawo do nauki kreacjonizmu w szkołach, zwane Monkey Bill"), ze strony B1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), April 11, 2012. Z kolei uleganie owym naciskom wprowadza bardzo niebezpieczny precedens ustanawiania monopolu na tylko jeden rodzaj poglądów (tj. ateistycznych). Dlatego jednym z celów jaki postawiła dla siebie nowa "totaliztyczna nauka", jest uświadamianie ludziom że wszelkie monopole, włączając w to "monopol na wiedzę i na poglądy" starej "ateistycznej nauki ortodoksyjnej", są wysoce niebezpieczne i ogromnie szkodliwe dla ludzi - co najszczegółowiej stara się wyjaśnić punkt #H1 strony o nazwie humanity_pl.htm. "Totaliztyczna nauka" argumentuje więc, że zamiast dotychczasowego nauczania w szkołach tylko jednokierunkowych poglądów, np. obecnie tylko "naukowego ewolucjonizmu", albo w przyszłości tylko "totaliztycznego kreacjonizmu" (tj. "kreacjonizmu" bazującego na nowej teorii wszystkiego zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji oraz na wynikającej z tej teorii moralnej filozofii totalizmu), najwięcej korzyści przyniesie ludzkości oficjalne nauczane w szkołach obu tych poglądów równocześnie - tak aby zdrowa i wnosząca postęp naukowa "konkurencja" pomiędzy nimi mogła inspirować i przyspieszać odkrywanie przez ludzi gdzie faktycznie leży prawda.
       Więcej informacji o obu powyższych, "konkurencyjnych" wobec siebie naukach, tj. o starej "ateistycznej nauce ortodoksyjnej" oraz o nowej "nauce totaliztycznej", a także o ich podejściach i możliwościach, prezentuje m.in. punkt #A2.6 strony o nazwie totalizm_pl.htm, punkty #C1 do #C6 strony o nazwie telekinetyka.htm, punkt #J2 strony o nazwie pajak_jan.htm, punkt #B1 strony o nazwie tornado_pl.htm, punkty #F1.1 do #F3 strony o nazwie god_istnieje.htm, a także kilka innych totaliztycznych opracowań.


#A3. Niniejsza strona prezentuje wyniki kolejnych badań skompletowanych przez całą jednoosobową "totaliztyczną naukę", jakie na bazie empirycznego materiału dowodowego weryfikują naukowo i bezstronnie prawdę stwierdzeń (obietnic Boga) wyrażonych w autoryzowanej (zainspirowanej) przez Boga Biblii:

       Problem z naszą obiektywną wiedzą na temat Boga i na temat stwierdzeń zawartych w Biblii polega na tym, że faktycznie to dotychczas nikt NIE stosował nowoczesnych metod naukowych aby dokonywać obiektywnych i bezstronnych weryfikacji naszej wiedzy dotyczącej Boga - co nieustannie staram się wyjaśniać i podkreślać w swoich publikacjach (np. patrz punkt #A2 strony o nazwie healing_pl.htm). Wszakże religie nakazują nam aby "wierzyć im na słowo" we wszystkich sprawach dotyczących Boga i dotyczących prawdy stwierdzeń świętych ksiąg. Natomiast stara tzw. "ateistyczna nauka ortodoksyjna" skupia się głównie na spekulatywnym "negowaniu" wszystkiego co dotyczy Boga (zamiast na obiektywnym tegoż badaniu) - co wyjaśniam i podkreślam m.in. we wstępie do niniejszej strony. Stąd nowa "nauka totaliztyczna" jest pierwszą nauką w dziejach Ziemi, która z użyciem nowoczesnych narzędzi dzisiejszej nauki stara się obiektywnie weryfikować na dostępnym jej empirycznym materiale dowodowym prawdę naszej wiedzy na temat Boga, na temat stwierdzeń zawartych w Biblii, na temat istotnych różnic jakie musiałyby istnieć pomiędzy hipotetycznym "światem pozbawionym Boga" a światem stworzonym i inteligtentnie rządzonym przez wszechmogącego Boga w którym my żyjemy (tak jak owe istotne różnice opisuje punkt #B1 ze strony o nazwie changelings_pl.htm), itp., itd.
       Do dnia dzisiejszego nowa "nauka totaliztyczna" zdołała już obiektywnie i naukowo zweryfikować na dostępnym jej empirycznym materiale dowodowym aż cały szereg stwierdzeń zawartych w Biblii. Wylistowane teraz tutaj będą tematy owych weryfikacji oraz linki do tych punktów na totaliztycznych stronach i publikacjach, w których wyniki owych obiektywnych weryfikacji stwierdzeń Biblii przez "totaliztyczną naukę" zostały zaprezentowane. Oto one:
       1. Obietnica Boga z Biblii, że NIE zniszczy on miejscowości w której zamieszkuje co najmniej 10 tzw. "sprawiedliwych". Obietnica ta okazuje się niewypowiedzianie istotna dla ludzi. Wszakże w dzisiejszych czasach kataklizmów i nieszczęść oddaje ona nam do ręki bardzo skuteczną i relatywnie łatwą do urzeczywistnienia metodę obrony i samoobrony przed kataklizmami. Wyniki weryfikacji tej ogromnie istotnej obietnicy zostały zaprezentowane w punktach #I3 do #I5 niniejszej strony. Z kolei aż cały szereg bazujących na tej obietnicy Boga metod obrony przed kataklizmami opisany został w punktach #I1 do #J1 strony o nazwie quake_pl.htm.
       2. Dyskretne ostrzeżenia Boga z Biblii, że uśmiercona będzie każda osoba która zaprzestanie słuchania głosu swego sumienia. Następstwem zaś owego ostrzeżenia jest, że np. jeśli jakiś rodzic NIE dyscyplinuje swoich dzieci lub nastolatków z pomocą przysłowiowej "rózgi", wówczas pozwala im wyrobić w sobie głuchotę na głos sumienia, a tym samym prawdopodobnie skazuje je na śmierć jeszcze w młodym wieku. Interpretację przykładów owych ostrzeżeń Boga, a także mechanizmu jaki u dzieci pozbawionych dyscyplinowania rózgą może powodować przedwczesną śmierć tych dzieci, zaprezentowano w punkcie #G1 odrębnej strony o nazwie will_pl.htm. Jak też ustaliła to nowa "nauka totaliztyczna", owo uśmiercanie niemoralnie postępujących ludzi (tj. ludzi głuchych na głos swego sumienia) jest jedną ze składowych konsekwentnie wdrażanej na Ziemi przez Boga zasady "przeżywania najmoralniejszego". (Inne składowe tej samej zasady "przeżywania najmoralniejszego" obejmują np. bankrutowanie przez Boga instytucji które stały się głuche na głos sumienia, czy przegrywanie wojen zawsze przez agresorów.) Ta zasada "przeżywania najmoralniejszego" faktycznie jest wdrażanym przez Boga odpowiednikiem dla darwinowskiej zasady "przeżywania najsilniejszego" - która jednak na Ziemi obowiązuje tylko w świecie dzikich zwierząt pozbawionych sumienia. Niestety, niekompetentna stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" błędnie wmawia ludzkości, że owa zasada "przeżywania najsilniejszego" ze świata zwierząt obowiązuje także wyposażonych w organ sumienia ludzi. Generalna zasada "przeżywania najmoralniejszego" została opisana dokładniej w punkcie #B1 strony o nazwie changelings_pl.htm. Z kolei szczegółowa prezentacja wyników obiektywnej weryfikacji omawianego tu ostrzeżenia Boga na dostępnym empirycznym materiale dowodowym, zaprezentowana została w punktach #G1 do #G7 owej strony o nazwie will_pl.htm.
       3. Wyjaśnienie Boga z Biblii, że wszystko co jest dla ludzi "widzialne" zostało stworzone z tego co dla ludzi pozostaje "niewidzialne". Wyjaśnienie nowej "totaliztycznej nauki", iż cały nasz widzialny "świat fizyczny" został uformowany poprzez odpowiednie zorganizowanie naturalnym "programem" niewidzialnej dla ludzi i inteligentnej tzw. "przeciw-materii", opisane zostało w (5) z punktu #C12 strony o nazwie biblia.htm. Wyjaśnienie to bazuje na wykrytej dopiero przez ową "teorię wszystkiego" zwaną Konceptem Dipolarnej Grawitacji, niewidzialnej dla ludzi substancji zwanej "przeciw-materią". Warto tutaj też odnotować, że ów naturalny "program" który organizuje tamtą niewidzialną "przeciw-materię" w widzialną dla ludzi "materię", w Biblii jest zwany "słowem" Boga. W czasach zaś kiedy nie znano jeszcze dzisiejszego pojęcia "program", pojęcie "słowo" doskonale już oddawało to co dzisiaj nazywamy "informacją", a także "algorytmem" i "programem".
       4. Wyjaśnienie Boga z Biblii, że "kobiety" zostały stworzone jako uzupełnienie i poszerzenie "mężczyzn", które w unii z mężczyznami formuje coś znacznie lepszego niż każda z tych dwóch płci wzięta oddzielnie, a nie jako kopie mężczyzn przeznaczone do niezależnego od mężczyzn życia, decydowania, zarządzania, prokreacji, itp. Wyjaśnienie to potwierdzone zostało w punkcie #B2 strony o nazwie antichrist_pl.htm.
       5. Nakaz Boga w Biblii, że obszar w którym pojawi się "płonący krzew" należy taktować jako miejsce święte. Taki zaś "płonący krzew" wodorostu, jaki telepatycznie "przemawiał" do autora tej strony, pojawił się w nowozelandzkim miasteczku Petone - co opisałem dokładniej w punkcie #J3 niniejszej strony oraz w podpisach pod ilustracjami i wideami jakie punktowi temu towarzyszą. Co ciekawsze, z czasem ujawniać się zaczęło coraz więcej materiału dowodowego, jaki dodatkowo podpiera religijne znaczenie tamtego pojawienia się "płonącego krzewu".
       6. Upomnienie Boga z Biblii, że ludziom NIE wolno oddawać się praktykom homoseksualnym. Wysoką szkodliwość społeczną homoseksualnych praktyk objętych tym upomnieniem Boga potwierdza i wyjaśnia punkt #B4 ze strony o nazwie antichrist_pl.htm. Z kolei jeden ze sposobów na jaki Bóg dyskretnie dziś karze (bez odbieranie ludziom ich "wolnej woli") promowanie otwartego praktykowania homoseksualizmu, został udokumentowany materiałem dowodowym w punkcie #I3.1 poniżej na niniejszej stronie.
       7. Sugestia duskretnie zawarta w tym co napisane w Biblii oraz co w niej pominięte, że przerwanie ciąży NIE jest morderstwem - aczkolwiek dla wielu powodów NIE wolno go stosować lekkomyślnie. Wyjaśnienie tej sugestii zawarłem w punkcie #C6 z innej mojej strony o nazwie soul_proof_pl.htm.
       Jak czytelnik sam może też sobie sprawdzić z pomocą owych procedur weryfikacyjnych zaprezentowanych pod w/w linkami, każde ze stwierdzeń Biblii jakie zostało obiektywnie i naukowo zweryfikowane przez nową "totaliztyczną naukę", okazuje się wyrażać absolutną "prawdę" Na dodatek, stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" jedynie bezpodstawnie natrząsa się z Biblii, negując jej treść wyłącznie w sposób spekulatywny jaki NIE opiera się na żadnym empirycznym materiale dowodowym, a jaki jedynie jest produktem teoretycznych wypocin indywidualnych naukowców. Żaden też naukowiec nigdzie jeszcze NIE udowodnił bezspornie, że w Biblii zawarta jest nieprawda czy jakiekolwiek zwodnicze stwierdzenie. To zaś razem wzięte, nakłania abyśmy zaczęli jednak traktować i studiować stwierdzenia Biblii z naukową powagą, rzeczowością i obiektywnością na jakie one zasługują, a z jakimi zaczęła do nich się odnosić dopiero nowa "nauka totaliztyczna". (Więcej na temat naukowego potwierdzania stwierdzeń Biblii wyjaśnia też punkt #G7 na stronie o nazwie will_pl.htm.)


#A4. Niniejsza strona jest kolejną z całej serii stron jakie autoryzuję, a jakie poświęcone są niezwykłym miejscowościom moje zamieszkiwanie w których wpłynęło na wykształtowanie się filozofii totalizmu:

       Do innych takich stron, które ja też autoryzuję, a które opisują miejscowości w jakich kiedyś mieszkałem i jakich wyróżniający się czymś mieszkańcy wpłynęli na stopniowe wykształtowanie się obecnej formy filozofii totalizmu i nowej "totaliztycznej nauki", zaliczają się (kliknij na poniższe ich nazwy aby je przeglądnąć): wszewilki.htm, wszewilki_jutra.htm, stawczyk.htm, milicz.htm, bitwa_o_milicz.htm, sw_andrzej_bobola.htm, wszewilki_milicz.htm, wroclaw.htm, malbork.htm, przepowiednie.htm, korea_pl.htm. Niemal też jedyną miejscwością na temat której nadal NIE ukończyłem jeszcze pełnej odrębnej strony internetowej, chociaż mieszkałem w niej przez niemal cały rok szkolny i chociaż wywarła ona znaczący wpływ na moją świadomość filozoficzną, jest polska wieś Cielcza koło Jarocina. Wprawdzie już przygotowałem i opublikowałem w internecie odrębną stronę o owej wiosce Cielcza, jednak strona ta ciągle wymaga końcowego "wypolerowania" i "dostrojenia". Wszakże dla jej ukończenia potrzebuję więcej informacji i więcej danych - które będę w stanie zgromadzić dopiero kiedy następnym razem będę w Polsce (zamierzam wówczas odwiedzić tę wioskę, odświeżyć swoją pamięć, potem zaś dokończyć już rozpoczętą stronę internetową o nazwie cielcza.htm w całości przygotowywaną na jej temat i na temat wpływu jaki wioska ta wywarła na wykształtowanie się nowej filozofii totalizmu).


Część #B: Co to takiego "Petone":

      

#B1. Gdzie znajduje się Petone:

       Petone jest małym miasteczkiem zlokalizowanym około 8 kilometrów na północ od centrum Wellington - tj. od stolicy Nowej Zelandii. W dniu 17 kwietnia 2012 roku statystyki podawały zaludnienie Petone jako równe 6609 osób - czyli w przybliżeniu było równe liczbie ludzi mieszkających w polskiej wsi Cielcza, którą wzmiankuję w punkcie #A3 tej strony. (Jednak od owej daty zaludnienie miasteczka Petone zapewne już się obniżyło - tak jak opisuje to artykuł [1#B1] o tytule "Skilled and cashed-up Kiwis flee in numbers" - tj. "wykwalifikowani i dobrze zarabiający Nowozelandczycy uciekają masowo", ze strony A5 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku-Thursday, December 22, 2011. Wszakże rozliczne monopole, którymi obrosła Nowa Zelandia, sprowadziły na ów kraj tyle podwyżek cen, takie drożyzny, oraz taki poziom biurokracji, komplikacji, nieudolności i bezrobocia, że życie staje się tam coraz trudniejsze zaś coraz większa liczba Nowozelandczyków klepie coraz większą biedę.) Właściwie to Petone jest uważane przez miejscowych za jedno z przedmieść stolicznego Wellington. Ponieważ jednak z Wellington łączy je tylko jedna szosa i jedne tory kolejowe przebiegające wzdłuż krawędzi (styku) stromego zbocza łańcucha górskiego widocznego na horyzoncie fotografii z "Fot. #B1a", oraz zatoki morskiej zwanej "Wellington Harbour" - też ujętej na owej fotografii, zaś wąska wykuta w skale półka skalna po której owa szosa i tory przebiegają NIE pozwala aby umieszczane na niej były także jakieś zabudowania, faktycznie Petone jest odrębnym miasteczkiem oddzielonym od Wellington przez aż kilkukilometrowy obszar braku zabudowań ludzkich.
       Petone jest położone na wylocie długiej doliny obrzeżonej przez dwa pasma górskie i wycelowanej w morze w kierunku z północy na południe. Petone jest ostatnią miejscowością na południowym końcu owej doliny. Po Petone dolina ta zagłębia się już w morze i formuje rodzaj zatoki morskiej zwanej "Welligton Harbour". Położone na południe od Petone stoliczne miasto Wellington, rozlokowane jest już nie w owej dolinie, a na szczytowych częściach zachodniego pasma górskiego ograniczającego tą dolinę - w miejscu gdzie owo pasmo zagłębia się w morze aż tak mocno, że szczyty niektórych z owych gór schodzą w dół niemal do poziomu morza. Na północ od Petone, w tej samej dolinie rozlokowany jest aż cały szereg innych miejscowości, z których najbliższa do Petone jest "Lower Hutt". Od Lower Hutt Petone oddzielona jest jedynie dosyć szeroką rzeką o nazwie "Hutt River", ujście której do Wellington Harbour widoczne jest na zdjęciu z "Fot. #B1a". Po dopłynięciu do Petone ta rzeka przecina dolinę na ukos, od jej zachodniego grzbietu górskiego ku wschodniemu grzbietowi. Będąc więc ograniczone aż z trzech stron przez: (1) ową rzekę, (2) zachodni grzbiet górski, oraz (3) plażę Wellington Harbour, zabudowania Petone zmuszone są do rozprzestrzeniania się po obszarze o kształcie trójkąta.
       Z Wellington Petone jest połączone jedną szosą i jedną linią kolejową - obie biegnące wzdłuż owej półki skalnej na krawędzi owej Wellington Harbour. Z lotniska w Wellington do Petone najłatwiej się dostać za pomocą pomarańczowo pomalowanego autobusu numer 91 o nazwie "Airport Flyer". Przejazd z lotniska w Wellington do Petone trawa około pół godziny. Ceny biletu nie jestem w stanie zdefiniować jednoznacznie, bowiem co krótkie okresy czasu ponownie ona wzrasta. W chwili gdy pisałem ten paragraf bilet ten kosztował około 10 dolarów.
       Podobnie jak w niemal całej Nowej Zelandii, również w Petone wszystko działa na zasadzie "znajomości". Wszakże niemal wszyscy się tu znają - czasami nawet od kilku generacji. Każdy też do każdego zwraca się tu "po imieniu". Jako dla twórcy totalizmu oraz dla badacza filozoficznych trendów, jest dla mnie więc wysoce interesujące porównywanie działania mechanizmów życiowych w Petone, z mechanizmami jakie ciągle pamiętam z polskiej wsi Cielcza - w której wszystko także załatwiane było na zasadach "znajomości". Powodem dla którego budzi to taką moją ciekawość, jest że obie te miejscowości okupują niemal przeciwstawne końce moralnego spektrum.

Fot. #B1a
Fot. #B1b

Fot. #B1ab: Widoki miasteczka Petone z przedmieścia Wellington, Nowa Zelandia. Zdjęcia te ilustrują typowy wygląd miasteczka Petone w pogodny dzień. Niestety, ostatnio takie pogodne dni mają miejsce raczej rzadko w stolicznym mieście Wellington, które w Nowej Zelandii jest znane jako "windy city" - czyli "miasto wiatrów". Z powodu zaś bliskości Petone do owego omiatanego wiatrami, przeważnie zachmurzonego i okrywanego mgłą Wellington, także typowa pogoda w Petone to wietrzny dzień, zachmurzone niebo, mgła ponad lotniskiem, oraz częsty deszcz. Tyle, że w następstwie bliskości owych tzw. "10 sprawiedliwych" (wyjaśnionego lepiej w punkcie #I2 tej strony), Petone jest nieporównanie rzadziej trapione mgłami niż Wellington - co doskonale ilustruje zdjęcie z "Fot. #B1a" - które uchwyciło mgłę w typowe dni gromadzącą się ponad Wellington, podczas gdy Petone jest wolne od mgły. (Wszakże, przeciwstawnie do chmur, mgły są częstym powodem trudności komunikacyjnych, paraliży lotnisk, zderzeń i wypadków samochodowych, itp. Stąd, podobnie jak kataklizmami, także m.in. mgłami inteligentna "matka natura" manifestuje swoje wyzwalane mechanizmami moralności "dezaprobaty", "ostrzeżenia", "nieprzyjazne nastawienia do danych społeczności", itp.) Dni więc kiedy niebo nad Wellington i Petone jest wolne od chmur, tak jak na powyższych zdjęciach, są bardziej wyjątkiem niż normą. (Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
       Fot. #B1a (góra): Ogólny widok Petone sfotografowany w kierunku od wschodu ku zachodowi z wierzchołka wąskiego łańcucha górskiego który oddziela miasteczko Petone od miejscowości Wainuiomata. Z powodu owego łańcucha górskiego, Wainuiomata NIE należy już do tego samego "zasięgu zniszczenia" co Petone. (Czym jest ów "zasięg zniszenia", wyjaśnia to punkt #G2 strony day26_pl.htm.) Stąd wiele kataklizmów które powodują spore zniszczenia w owym Wainuiomata, nie czyni żadnej szkody w Petone. Odnotuj na owym zdjęciu zatokę morską zwaną "Wellington Harbour", ujście rzeki zwanej "Hutt River", oraz odcinek długiej, prostej petońskiej plaży pokrytej czarnym żwirem. Po owej prostym odcinku plaży ja lubię spacerować w pogodne dni w godzinach lunchu. Lubię też przesiadywać na ławce i delektować się widokami z owego wybiegającego w morze petońskiego molo jakiego cieniutki zarys widać na zdjęciu około połowy długości prostego odcinka plaży. Przy połowie lewej krawędzi zdjęcia widać też na zatoce morskiej fragment najbliższej do Petone wyspy zwanej "Somes Island" - która jest też widoczna na zdjęciach "Fot. #B1b" i "Fot. #I3a" z niniejszej strony. Wyspa ta jest obecnie rezerwatem przyrody, zaś w przeszłości była miejscem kwarantanny (i wygnania) ludzi posądzanych iż przynoszą do Nowej Zelandii jakąś groźną chorobę. Na uwagę zasługuje także generalna "atmosfera" tego zdjęcia. Wszakże doskonale ilustruje ona ustalenie "totaliztycznej nauki" wyjaśnione w punkcie #I4 strony o nazwie day26_pl.htm, że pogoda i natura danego miejsca na ziemi jest zawsze odzwierciedleniem stanu moralnego społeczności która zamieszkuje w owym miejscu.
       Fot. #B1b (dół): Widok zatoki morskiej "Wellington Harbour" sfotografowanej w pogodny dzień podczas jednego z moich ulubionych spacerów w godzinach lunchu po żwirowej (wulkanicznej) plaży petońskiej. (Tj. spacery po owej plaży były moim ulubionym sposobem odpoczynku aż do czasu pojawienia się tam plagi krwiopijnych "muszek piaskowych" (po angielsku zwanych "sand-flies") opisywanych w punkcie #B3 tej strony.) Owa żwirowa plaża widoczna w dolnej części tego zdjęcia jest dosyć istotna strategicznie. Wszakże w przypadku jakiejś wojny i inwazji Nowej Zelandii (spowodowanej np. nadchodzącą na Ziemię epoką "wielkiego głodu" - tak jak wyjaśnione w punkcie #H3 strony przepowiednie.htm), to najprawdopodobniej właśnie na niej wylądowałby desant morski usiłujący opanować stolicę Wellington - tak jak wyjaśniłem to w punkcie #C2 poniżej. Odnotuj że na tym zdjęciu grzbiety fal morskich są ustawione równoległe do linii plaży - co jest typowym zachowaniem dla morza. Zdjęcie to wykonałem z obiektywem aparatu wycelowanym w kierunku na południe. Dlatego oprócz pobliskiej wyspy "Somes" z zabudowaniami kwarantannymi na swym wierzchu, na horyzoncie zdjęcie uchwyciło też zabudowania niedalekiego Wellington - które to miasto w pogodne dni jest doskonale widoczne z Petone i dla którego Petone jest jednym z przedmieść. (Wyspę Somes widać także na "Fot. #I3a", jednak NIE widać tam już zabudowań Wellington, ponieważ zakryte one tam były nisko zawisającymi chmurami.) Interesującym zjawiskiem też uchwyconym na opisywanym tu zdjęciu są owe rozwiewane przez silne nowozelandzkie wiatry, długie białe chmury. Od właśnie takich długich, białych chmur, Nowa Zelandia bierze swoją maoryską (rodzimą) nazwę "Aotearoa" - czyli "Ląd Długich Białych Chmur".


#B2. Satelitarne zdjęcie i mapa Petone:

       Satelitarne zdjęcie Petone można sobie oglądnąć pod adresem http://maps.google.com. Z kolei mapa Petone jest dostępna pod adresem http://maps.google.com. Zachęcam do ich oglądnięcia.


#B3. Niezwykłości i ciekawostki miasteczka Petone:

       Z jakichś tajemniczych powodów Petone jest raczej niezwykłym miasteczkiem. Przykładowo, zostało ono zasiedlone przez europejskich emigrantów znacznie wcześniej niż pobliskie Wellington - bo już w 1840 roku. W tamtym czasie dzisiejsze Petone było miastem portowym i nazywane "Port Nicholson". Ulica na której obecnie mieszkam do dzisiaj nosi nazwę drugiego z trzech statków z osadnikami jaki wówczas przybył z Anglii aby uformować to miasteczko.
       Dla niniejszej strony najważniejsze są oczywiście niezwykłości i ciekawostki Petone mające związek z moralnością. Najważniejszą z tych moim zdaniem jest fakt, że w bliskości Petone mieszka owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych", którzy chronią to miasteczko przed wszelkimi kataklizmami i anomaliami pogodowymi - tak jak dokładniej dokumentują to punkty #I3, #I3.1 i #I5 z niniejszej strony. Zanim podjąłem systematyczne badania owego miasteczka, ja policzyłem ilu jest tych "sprawiedliwych", zaś wyniki swoich podliczeń opisałem w punkcie #I3 strony o nazwie day26_pl.htm. Doliczyłem się wówczas, że w bliskości Petone rzeczywiście zamieszkuje ich 9-ciu - których osobiście miałem honor poznać, zaś wierzę, że istnieje też co najmniej jeden dalszy którego NIE wliczałem do owej dziewiątki, stąd niemal z pewnością wokoło Petone mieszka ich co najmniej 10-ciu. Tę liczbę potwierdza też zupełny brak kataklizmów jakie dotykałyby Petone podczas gdy dotykają one już sąsiednie miejscowości - tak jak dokumentuje to empiryczny material dowodowy zaprezentowany w punktach #I3, #I3.1 i #I5 tej strony. Od czasu kiedy zamieszkałem w Petone takie kataklizmy i niszczycielskie anomalie pogodowe systematycznie omijają bowiem to miasteczko, na przekór, że zgodnie z wyjaśnieniami z punktu #C2 tej strony, Petone okazuje się być jednym z najbardziej niebezpiecznych dla swych mieszkańców miejscowości na świecie. Jak też wiadomo z historii owego miasteczka, w przeszłości dotykały je bardzo niszczycielskie kataklizmy. Przykładowo, kiedyś niemal całe spłonęło, tak że większość jego pozbawionych dachu nad głową mieszkańców po owym pożarze go opuściła. Było też dotknięte dwoma wysoce niszczycielskimi trzęsieniami ziemi, które znacząco wyniosły w górę jego nabrzeże zas spłyciły morze, uniemożliwiając w ten sposób dalsze działanie jego portu morskiego "Port Nicholson" (z powodu użyteczności którego to portu oryginalnie miateczko to powstało) - tak że większość jego ludności żyjącej wówczas z obsługi statków zmuszona była przenieść się do pobliskiego Wellington. Szalała w nim też śmiertelna epidemia grypy hiszpańskiej, która uśmierciła sporą proporcję jego mieszkańców. Innymi słowy, obecne zamieszkiwanie w pobliżu Petone owych co najmniej 10 "sprawiedliwych" jest więc rodzajem unikatu, jaki zupełnie odmienił losy tego miasteczka. Według mojego rozeznania sytuacji, żadna inna miejscowość w całej Nowej Zelandii NIE spełnia tego wymogu Boga zawartego w Biblii. Wszakże wymogu tego NIE spełnia nawet najgościnniejsze miasto Invercargil, którego mieszkańcy - według moich osobistych doświadczeń, są najbardziej mili, przyjacielscy, oraz bezinteresowni z całej Nowej Zelandii. Nie bez powodu to właśnie w Invercargill do dzisiaj działa jedyna w całej Nowej Zelandii uczelnia, która NIE domaga się opłat za naukę od swoich studentów, podczas gdy wszystkie inne uczelnie Nowej Zelandii przekształciły się w generatory bogactwa, które pozwalają zdobyć dyplomy tylko tym studentom, jacy są w stanie płacić za naukę - tak jak wyjaśnia to punkt #E1 strony o nazwie rok.htm oraz jak zachwala to artykuł "Cashing in on overseas students" (tj. "bogacenie się na zagranicznych studentach") ze strony A11 gazety The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), May 16, 2012.
       W dzisiejszych czasach powszechnej chciwości i nastawienia na zyski, moralną ciekawostką jest też to co na temat pobliskiego do Petone miasteczka Upper Hutt pisze artykuł "Mayor and council turn down $8600 salary increases" (tj. "burmistrz i jego konsule odrzucili 8600 dolarową podwyżkę zarobków"), ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), May 3, 2012. Stanowią oni jedyny przypadek w całej Nowej Zelandii, kiedy jacyś wybieralni politycy odrzucili podwyżkę zarobków nakazywaną im przez rządowe tzw. "Renumeration Authority", ponieważ wiedzą że aby zgromadzić pieniądze na jej wypłacanie, finansujący ich mieszkańcy zmuszeni będą płacić zwiększone opłaty za czynsz - co w panujących w kraju ciężkich dla każdego czasach ekonomicznej depresji NIE stanowi moralnie właściwego postępowania. Artykuł ten stworzył więc przykład do naśladowania dla innych ludzi przy władzy, którzy na przekór ciężkich czasów ciągle nieustannie podwyższają własne zarobki każąc za to płacić zwykłym ludziom. Być może iż z tego właśnie powodu, już w dwa tygodnie później ukazał się następny artykuł o tytule "Unwanted pay rise on way" (tj. "niechciana podwyżka zarobków już nadchodzi"), ze strony A5 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), May 17, 2012, który poinformował że owo "Renumeration Authority" zadecydowało iż burmistrzowi i jego konsulom NIE wolno odrzucić przyznanej im podwyżki zarobków. Czyżby więc owi decydenci obawiali się że takie odrzucenie podwyżki może dać niewłaściwy sygnał tym tysiącom bezrobotnych i z trudem "wiążących koniec z końcem" ludzi, jakimi przepełniona jest Nowa Zelandia. Wszakże na temat wybieralnych polityków i osób przy władzy z praktycznie całej Nowej Zelandii jedyne co daje się wyczytać w gazetach to informacje w rodzaju: "MPs get pay rise package of $7000" (tj. "posłom na sejm przyznano podwyżkę 7000 dolarów"), ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), November 17, 2011; "I'm worth a $68 000 rise" (tj. "jestem wart podwyżki o wysokości 68000 dolarów"), ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), January 5, 2012; "$44 000 another council boss pockets huge pay rise" (tj. "jeszcze jeden szef konsulów zaportfelował ogromną podwyżkę 44000 dolarów"), ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), January 25, 2012; "Residents to protest over CEO's pay rise" (tj. "mieszkańcy podejmują protest z powodu podwyżki zarobków CEO"), ze strony A2 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), February 2, 2012; itd., itp.
       W Petone moim zdaniem interesujące są też niezwykłości natury. Ich przykładem może być biała czapla pokazana poniżej na "Fot. #B2". W 2011 roku i na początku 2012 roku jej ulubionym miejscem przesiadywania był bowiem mój samochód zaparkowany na podwórku przed mieszkaniem które wówczas wynajmowałem - patrz "Fot. #B2" poniżej. Kiedy zaś po 11 latach tam zamieszkiwania, na przełomie lutego i marca 2012 roku wyprowadzałem się z owego mieszkania, czapla ta przybyła tak jakby chciała ze mną się pożegnać - patrz "Fot. #B2(b)". W wielu krajach, np. w Korei, białe czaple są symbolem duchowości. Uważa się je tam niemal za święte ptaki i przypisuje im cały szereg niezwykłych zdolności. Widok takiej białej czapli przesiadującej na moim samochodzie nie byłby niczym niezwykłym gdyby ptak ten był widywany w Nowej Zelandii równie często jak np. wróble, lub gdyby jego kolonia rozrodowa mieściła się gdzieś w pobliżu na Wyspie Północnej Nowej Zelandii, tj. niedaleko od Petone. Tymczasem jednak, zgodnie z artykułem "NZ's 10 most endangered species" (tj. "dziesięć nowozelandzkich stworzeń najbardziej zagrożonych wymarciem"), ze strony A10 Weekend Herald (wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012) w całej Nowej Zelandii żyje obecnie już tylko 126 owych białych czapli. Należą one też do grupy 10 najbardziej zagrożonych wymarciem stworzeń Nowej Zelandii. Co zaś najciekawsze, jedyna w całej Nowej Zelandii kolonia rozrodowa białych czapli istnieje w prowincji Westland na brzegu rzeczułki Waitangiroto (tj. ok. 30 km na północ od lodowca "Franz Josef"), czyli na innej wyspie i w odległości około 600 km na południe od Petone. Skąd więc wzięła się w Petone owa samotna biała czapla, oraz dlaczego lubowała się w przesiadywaniu na moim samochodzie? Czy jej pojawienie się i dziwne zachowanie ma symbolicznie nam przekazać jakąś istotną wiadomość?
       Inną niezwykłością natury odnotowywalną w Petone jest silny zapach końskiej uryny jaki rozprzestrzenia się od sportowego terenu rekreacyjnego położonego w samym centrum miasteczka (tuż przy budynkach miejscowej politechniki). W bezwietrzne dni i typowo zaraz po deszczu, ów zapach uryny rozprzestrzenia się po całym Petone i uderza on w nosy w każdym miejscu tego miasteczka. Natomiast podczas silnych wiatrów można go jedynie wyczuć w deszczowe lub mokre dni jeśli pospaceruje się wówczas po owych pokrytych trawą terenach. Kiedyś bardzo dawno temu Petone powtarzalnie organizowało wyścigi końskie i zbudowało sobie nawet w tym celu trawiasty tor wyścigowy położony w samym centrum owego miasteczka. Jednak wyścigów tych zaniechano spory czas temu, zaś przez owe 12 lat w jakich ja zamieszkiwałem w Petonie NIE odbył się tam już żaden wyścig koński. Natomiast ów były trawiasty tor wyścigowy zamieniono w rodzaj sportowego terenu rekreacyjnego, na którego trawie w weekendy miejscowe drużyny grają w rugby lub w krykieta, zaś w dni powszednie ludzie wychodzą tam na spacer lub wypuszczają dzieci i psy aby sobie pobiegały. Niezwykłością jednak owego byłego trawiastego toru wyścigów końskich jest, że do dzisiaj przesiąkniety jest on silnym zapachem końskiej uryny. Jest to dziwne zjawisko, bowiem ja znam wiele innych podobnych trawiastych torów wyścigowych dla koni, na których jednak tego zapachu wcale się NIE czuje. Przykładowo w Dunedin mieszkałem w domu przylegającym do czynnego wówczas i wysoce aktywnego takiego toru, jednak NIE bił od niego żaden zapach. Tymczasem w Petone zapach ten jest wprost uderzający. Pod owym petońskim torem wyścigowym przebiega ów słynny "fault geologiczny" jaki opisuję w punkcie #C2 tej strony. Jest więc możliwe, że z tego "fault'u" wydobywają się spod ziemi jakieś gazy wulkaniczne które nieustannie jakby "odnawiają" i "intensyfikują" ów zapach końskiej uryny. Jakże bowiem inaczej wytłumaczyć dlaczego ów smród trwa przez aż tak długi okres czasu oraz dlaczego jest on aż tak silny że zagłusza on nawet śmierdzące wyziewy z miejscowej ogromnej fabryki papierosów, a uprzednio także i trujące wyziewy z fabryki Exide (obie te fabryki opisane są w punkcie #I3 niniejszej strony).
       Prawdopodobnie do niezwykłości petońskiej natury należy także plaga krwiopijnych "muszek piaskowych" o bardzo bolesnych ukąszeniach - po angielsku nazywanych tam "sand-fly", zaś po polsku podobno nazywanych "mustyk". Owe muszki są bardzo małe. Ich wielkość NIE przekracza bowiem wielkości polskiej "muszki owocowej". Jednak ich ukąszenie jest relatywnie bolesne - czasami można je odczuć jak ukąszenie polskiego bąka. Co gorsze, potrafią one kąsać nawet przez pojedyńczą warstwę odzieży, np. przez skarpetki, spodnie, lub koszulę. Trudno się więc przed nimi opędzać. Na dodatek, podczas ukąszenia wprowadzają one do rany rodzaj jadu, który powoduje że miejsce ich ukąszenia nie chce się potem goić i swędzi oraz gnije przez około miesiąc czasu. Rozmnażają się one w piasku w którym ich larwy żywią się zawartą tam masą organiczną - stąd bierze się ich angielska nazwa "muszka piaskowa". W Nowej Zelandii najczęściej można być przez nie ukąszonym na plaży, bowiem tam jest najwięcej piasku - a stąd i tych muszek. Po raz pierwszy pojawienie się owej plagi na petońskiej plaży (tj. na tej plaży którą widać na "Fot. #B1") odnotowałem dopiero w październiku 2012 roku. Wprawdzie bowiem te bolesne muszki były zawsze obecne w całej Nowej Zelandii, jednak na plaży w Petone spotykało się je raczej rzadko i stąd dawało się tam przed nimi opędzać. Na przekór więc, że po plaży tej poprzednio spacerowałem niemal każdego dnia, bywałem tam przez nie kąsany nie częściej niż około raz na miesiąc - co byłem w stanie wytrzymać. Jednak w październiku 2012 roku (tj. podczas nowozelandzkiej wiosny) nagle pojawiły się ich tam całe chmary. Było ich już aż tak dużo, że NIE dawało się przed nimi opędzać. Z ich powodu zmuszony więc byłem zaprzestać swych ulubionych spacerów po plaży. Co gorsza, ponieważ moje mieszkanko leży około 200 metrów od plaży, zaczęły one pojawiać się nawet w mieszkaniu, znacząco uprzykszając życie. Ich pojawienie moim zdaniem wynika z faktu ponadprogowego zanieczyszczenia wody w rzece "Hutt River" odpadami organicznymi - tak jak opisuje to artykuł "No swimming: 52% impure NZ" (tj. "nie wolno pływać: 52% nieczysta Nowa Zelandia"), ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), October 17, 2012. Gęsta bowiem jak zupa woda owej rzeki wpływającej do "Wellington Harbour" nasyca swymi organicznymi odpadami petońską plażę, dostarczając wymagane pożywienie larwom tych muszek. W rezultacie ich liczebność eksplodowała. Uprzednio ja już raz byłem świadkiem bardzo podobnej masowej eksplozji malezyjskiej krewniaczki tej samej muszki piaskowej. Było to na mojej ulubionej tropikalnej plaży w Port Dickson, Malezja. Przed 2005 rokiem ja często przybywałem na tamtą plażę w Port Dickson, aby pobrodzić sobie po gorącym tropikalnym morzu owej plaży o złotych piaskach. Nic bowiem wówczas mnie tam NIE kąsało. Niestety, około 2005 roku tamtejsze władze zdecydowały aby zbudować rurociąg jaki odprowadza surowe miejskie ścieki do morza tuż przy owej plaży. Ścieki te szybko nasyciły piasek owej plaży odpadkową masą organiczną - co spowodowało tam eksplozyjne pojawienie się chmar owych bolesnych muszek piaskowych. (Malezyjska wersja tych muszek jest mniejsza od nowozelandzkiej, bo zaledwie wielkości ziarenka maku, stąd jeszcze trudniej ją odnotować i przed nią się opędzać. Jej jad jest także bardziej znieczulający, stąd jej ukąszenia nie są aż tak bolesne jak te w Nowej Zelandii. Jednak jej jad równie długo gnije potem w ciele i równie diabolicznie potem swędzi.) Z kolei ukąszenia tych muszek powystraszały wszystkich plażowiczów. W rezultacie obecnie nikt tam już po owej plaży nie brodzi. Jako wynik więc odprowadzania do morza ścieków z Port Dickson, złote plaże owego miasteczka zupełnie opustoszały - co z czasem sprowadziło ruinę do miejscowych businesów. Kiedyś buszujący życiem i turystami Port Dickson obecnie stał się obumarłą i śpiącą mieściną, w której trudno zobaczyć człowieka. Podobnie może więc się stać i w Petone (a także w Wellington i w reszcie Nowej Zelandii). Szczególnie, że podobnie jak owe muszki, w Nowej Zelandii szybko rośnie też liczba miejscowych monopoli i karteli - tak jak wyjaśnia to punkt #H2 na stronie humanity_pl.htm. Owe zaś monopole i kartele podnoszą ceny wszystkiego, a obniżają jakość i produktywność - co dla portfeli turystów staje się nawet bardziej bolesne niż muszki piaskowe dla ich ciał.
       Jeszcze inną niezwykłością natury odnotowywalną w Petone są dziwne eliptyczne okna w niebie jakie od czasu do czasu pojawiają się w warstwie gęstych chmur ponad owym miastem. Zdjęcie jednego z takich okien pokazałem (i opisałem) na "Fot. #I3ab" poniżej na tej stronie. Ciekawe czy i owe okna też mają być jakimś rodzajem wiadomości albo przekazu do miejscowych ludzi.

Fot. #B2a.
Fot. #B2b.

Fot. #B2ab: Jedna z niezwykłości miasteczka Petone - czyli samotna biała czapla która lubowała się w wysiadywaniu na moim samochodzie zaparkowanym przed poprzednim mieszkaniem jakie wynajmowałem w Petone w latach 2001 do 2012. Kiedy wyprowadzałem się z owego mieszkania na przełomie lutego i marca 2012 roku, czapla ta przyleciała prawdopodobnie aby się pożegnać ze mną lub z moim samochodem. Wpatrwywała się w okna mieszkania które niedawno opuściłem i sprawiała wrażenie jakby zasmuconej i osamotnionej z tego powodu. (Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
       Fot. #B2a (góra): Zdjęcie samotnej białej czapli która w latach 2011 i 2012 lubowała się przesiadywać na moim samochodzie. (Odnotuj, że ten sam mój stary samochód był świadkiem dla wielu dziwów naszego świata fizycznego. Przykładowo, ten sam samochód jest też obecny na "Fot. #H2" ze strony o nazwie seismograph_pl.htm i na "Fot. #D1" ze strony o nazwie mozajski.htm.) Zdjęcie to wykonałem podczas nowozelandzkiej zimy 2011 roku. Niezwykłość tego ptaka wynikała z faktu, że białe czaple wcale NIE mieszkają w bliskości Petone, zaś najbliższa ich kolonia mieszka na innej wyspie w obszarze oddalonym o około 600 km od Petone. Zgodnie z artykułem "NZ's 10 most endangered species" (tj. "dziesięć nowozelandzkich stworzeń najbardziej zagrożonych wymarciem") ze strony A10 gazety Weekend Herald (wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012), w całej Nowej Zelandii żyje już tylko 126 owych ptaków. Białe czaple należą bowiem do grupy 10 najbardziej zagrożonych wymarciem stworzeń Nowej Zelandii. Warto też wiedzieć, że w niektórych innych krajach, np. w Korei, białe czaple uważane są za wysoce uduchowione i symboliczne ptaki, które odznaczają się kilkoma niezwykłymi cechami. Ciekawe więc jaką symboliczną wiadomość ma wyrażać pojawienie się i dziwne zachowanie powyższego ptaka?
       Fot. #B2b (dół): Owa biała czapla siedząca smutna i samotna na płocie przy miejscu obok którego zwykł być zaparkowany mój samochód oraz wpatrująca się w okno i drzwi pustego mieszkania w którym uprzednio mieszkałem. (Okno i drzwi tego mieszkania widoczne są na parterze przy lewej krawędzi zdjęcia.) Na mnie czapla ta sprawiała wrażenia, że przyleciała wiedząc iż się wyprowadzam, z zamiarem aby ze mną się pożegnać. Zdjęcie to wykonałem 15 marca 2012 roku.


Część #C: "Jakie zabójcze kataklizmy" i "dlaczego" nieustannie zagrażają Petone oraz jego okolicom:

      

#C1. Nawet Starosta Christchurch (tj. miasta niedawno zniszczonego trzęsieniami ziemi) bał się pobytu w Wellington i NIE mógł się doczekać swego odlotu z Wellington z powrotem do niemal nieustannie wstrząsanego miasta Christchurch:

       W artykule [1C1] "Parker frightened to be in Wellington" (tj. "Parker boi się przebywać w Wellington") ze strony A3 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), February 29, 2012, zostało podkreślone, że starosta nowozelandzkiego miasta Christchurch, po przybyciu do Wellington publicznie dał znać że odczuwa strach przed przebywaniem w tym mieście, ponieważ obawia się trzęsienia ziemi którego groźba wisi ponad głowami Wellingtonian. Trzeba zaś pomiętać, że Christchurch niedawno zostało poważnie zniszczone morderczym trzęsieniem ziemi z wtorku, dnia 22 lutego 2011 roku (opisanym w punkcie #P6 ze strony o nazwie quake_pl.htm) - które uśmierciło tam około 185 osób oraz zniszczyło sporą część Christchurch, oraz które w okresie wizyty owego starosty w Wellington było ciągle powtarzalnie wstrząsane przez serie wtórnych trzęsień ziemi. Jeśli więc starosta miasta Christchurch boi się przebywać w Wellington, można sobie wyobrazić jak oczywiste, żywe i jak poważne jest zagrożenie Wellington trzęsieniami ziemi i falami tsunami. Ponieważ zaś każdy kataklizm który uderzy Wellington, uderzy także w jego przedmieście Petone, tamte obawy Starosty miasta Christchurch można extrapolować także i do Petone.
       Aby zrozumieć powyższe opory Starosty miasta Christchurch, poniżej w punktach #C2 do #C4 podsumuję najważniejsze zagrożenia jakie wiszą nad miasteczkiem Petone. Ponieważ jednak obie nauki opisane w punkcie #A2 tej strony zasadniczo różnią się w swom zdefiniowaniu co to takiego "zagrożenie kataklizmem", poniżej najpierw w punkcie #C2 opiszę zagrożenia które wiszą nad Petone w zrozumieniu "kataklizmów" wyznawanym przez dotychczasową oficjalną naukę. Potem zaś w punkcie #C3 opiszę zagrożenia kataklizmami wiszące ponad Petone w zrozumieniu owych "kataklizmów" wypracowanym przez nową "totaliztyczną naukę". Obie te kategorie zagrożeń razem wzięte ujawniają, że miasteczko Petone, a z nim również wszystkie sąsiednie miejscowości (np. Wellington, Lower Hutt, itp.), są prawdopododobnie jednymi z najbardziej niebezpiecznych miejscowości na świecie. Zapewne bowiem żadne inne miejscowości na świecie NIE są wystawione na aż tyle najróżniejszych potencjalnych zagrożeń kataklizmami, jak one. Nic więc dziwnego że nawet Starosta powtarzalnie trzęsionego miasta Christchurch wyrażał obawy przed dłuższym przebywaniem w Wellington.


#C2. Jakie kataklizmy zagrażają miasteczku Petone (a także zagrażają miejscowościom sąsiadującym z Petone, takim jak Wellington, Lower Hutt, itp.) - zgodnie z definicją "kataklizmów" wyznawaną przez dotychczasową "ateistyczną naukę ortodoksyjną":

       Stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" definiuje że "kataklizmy są to zdarzenia wynikające z ekstermalnego działania praw i mechanizmów natury, jakie powodują znaczące zniszczenia lub nawet śmierci ludzi". Innymi słowy, zgodnie z dotychczasową oficjalną nauką, przyczyną kataklizmów jest nieco potężniejsze niż normalnie zadziałanie mechanizmów natury, zaś skutkiem kataklizmów są zniszczenia lub śmierci ludzi. Warto tutaj też odnotować, że przy takim zdefiniowaniu kataklizmów, ludzie nie są w stanie przed nimi się bronić ani im zapobiegać.
       Aby ujawnić jakie typowe kataklizmy zagrażają dzisiejszej ludzkości, poniżej wyszczególnię te ich rodzaje jakie zagrażają miasteczku Petone, oraz miejscowościom z Petone sąsiadującycm, tj. Wellington, Lower Hutt, itp. Wszakże miasteczko Petone jest aż tak poważnie i tak oczywiście zagrożone najróżniejszymi zabójczymi kataklizmami, że niektórzy ludzie wprost obawiają się w nim zamieszkać czy nawet tylko przebywać (to zapewne z tego powodu ceny mieszkań i domów są w Petone niższe niż w niektórych innych miastach Nowej Zelandii). Oto więc wykaz najróżniejszych kataklizmów na jakie wystawione jest Petone, a także inne miejscowości o cechach Petone. (Niektóre z owych zagrożeń opisane są także w punkcie #I1 strony o nazwie day26_pl.htm.)
       1. Trzęsienia ziemi. Bezpośrednio pod domami Petone, a także bezpośrednio pod budynkami Wellington, przebiega najważniejszy "fault" sejsmiczny który obiega naokoło całego Pacyfiku - a który określany jest mianem "pacyfikowego kręgu ognia". "Fault" ten praktycznie bez przerwy się "trzęsie". To ten sam "fault" był powodem m.in. trzęsienia ziemi i fal tsunami które w piątek dnia 11 marca 2011 roku zniszczyły Japonię - po ich opisy patrz punkt #C7 strony seismograph_pl.htm. To także aby powtarzalnie przypominać miejscowej ludności o obowiązku moralnego zachowywania się i przestrzegania nakazów Boga, ten sam "fault" co jakiś czas jest ożywiany przez Boga i powoduje liczne trzęsienia ziemi, które od czasu do czasu wstrząsają zarówno miasteczkiem Petone jak i pobliskim miastem Welington - jednak które z powodów wyjaśnionych i udokumentowanych w punktach #D1 i #I3 tej strony, narazie NIE czynią w żadnym z nich poważniejszych szkód. Jednym z najbardziej wymownych, ilustratywnych i upewniających takich trzęsień ziemi, było to które wstrząsnęło Petone i Wellington we wtorek dnia 3 lipca 2012 roku o godzinie 22:36, a które opisane jest m.in. w artykule "Big quake rocks capital but no damage reported" (tj. "potężne trzęsienie ziemi zakołysało stolicą jednak zniszczenia nie są raportowane") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), July 4, 2012. Jego wymowność polega na tym, że siła tego trzęsienia ziemi wynosiła 7 ma skali Richtera - czyli była nawet większa od siły trzęsienia ziemi które zdewastowało miasto Christchurch i które opisane jest w punkcie #P6 strony o nazwie quake_pl.htm. Podobnie też jak w Christchurch, towarzyszył mu głośny "ryk" matki ziemi. Na przekór jednak tego wszystkiego, ani w Petone, ani w Wellington, nic NIE uległo zniszczeniu. Ów więc brak zniszczeń może być interpretowany jako zapewnienie Boga, że "przez cały czas kiedy Petone spełnia wymóg jaki zaznaczyłem w swojej obietnicy z bibilijnej "Księgi Rodzaju", werset 18:32, będzie ono chronione przed zniszczeniem przez jakikolwiek kataklizm".
       2. Fale tsunami. W dniu 23 stycznia 1855 roku Wellington zostało uderzone potężnym trzęsieniem ziemi o sile 8.2 w skali Richtera, po którym ulice tego miasta zostały zalane falami tsunami o wysokości około 3 metrów, podczas gdy pobliskie wybrzeża "Wairarapa" doświadczyły tsunami o 10-cio metrowej wysokości. Zginęła wówczas masa ludzi, zaś większość budynków miasta uległa zniszczeniu. Tamte tragiczne dni Wellington opisane zostały w aż dwóch artykułach, mianowicie w artykule "If you think it couldn't happen here ... It already has" (tj. "Jeśli myślisz że to nie mogłoby zdarzyć się tutaj... To już się zdarzyło") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend (wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), March 19, 2011), a także w artykule "What happened on January 23, 1855" (tj. "Co się zdarzyło 23-ciego stycznia 1855 roku"), ze strony A2 tej samej nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend (wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), March 19, 2011). Innymi słowy, mniej niż 200 lat temu miasto Welligton zostało potraktowane niemal podobnie śmiercionośnymi kataklizmami jak niedawno Japonia, a jakie omówiłem w punktach #C7 i #I1 strony o nazwie seismograph_pl.htm, a także w punkcie #M1 strony o nazwie telekinetyka.htm.
       3. Wybuchy wulkanów. Petone znajduje się w zasięgu zniszczeń aż kilku czasowo uśpionych wulkanów, które już od dawna są dojrzałe do kolejnego wybuchu. Gdyby zaś któryś z owych wulkanów nagle zbudził się z wielowiekowej drzemki i wybuchnął, wówczas los Petone (oraz sąsiadujących z Petone miejscowości) byłby zapewne godny pożałowania. Na dodatek do tego, ów "fault" sejsmiczny jaki przebiega pod Petone też ma potencjał aby niespodziewanie wygenerować zupełnie nowe i uprzednio nieistniejące wulkany. Nie wolno więc wykluczać możliwości, że pewnego dnia w Petone zdarzy się to co już zdarzyło się w Christchurch - tj. mieszkańcy obudzą się do rodzaju aktywności sejsmicznej jakiej istnienia pod swymi nogami zupełnie nie podejrzewali.
       4. Opady popiołów wulkanicznych. Opady te reprezentują ten sam rodzaj kataklizmu, który zniszczył starożytną Pompeję koło Neapolu, Włochy. Dla Petone kataklizm taki mógłby być łatwo wywołany potężnym wybuchem któregoś z pobliskich wulkanów.
       5. Zagazowanie. Z tzw. "faultów", których jeden z największych w świecie przebiega właśnie pod Petone, czasami wydobywają się trujące gazy. Od czasu do czasu gazy takie na małą skalę pojawiają się w nowozelandzkim miasteczku Rotorua, zatruwając tam pojedyńczych ludzi lub pojedyńcze rodziny. Prawdopodobnie na małą skalę pojawiają się one także w pobliżu Petone, powodując masowe śmierci ptaków i innych stworzeń jakie usiłują coś zbierać na ziemi (śmierci takie opisane są m.in. w punkcie #C5 strony o nazwie newzealand_pl.htm). Jednak gazy takie mogą tez pojawiać się na większą skalę, wypełniając całe doliny i uśmiercając wszystkich mieszkających tam ludzi. Gdyby gazy takie pojawiły się w dolinie w której znajduje się miasteczko Petone, wówczas istnieje groźba że uśmierciłyby one wszystkich mieszkańców zarówno Petone jak i sąsiadujących z Petone miejscowości, tj. Wellington, Lower Hutt, itp.
       6. Epidemia (lub pendamia) zabójczej choroby. Nieustanne przepisywanie antybiotyków dla praktycznie niemal każdej dolegliwości spowodowało że ludność Nowej Zelandii jest szczególnie nieodporna na zarazki. A zarazków tych nieustannie przybywa - tak jak wyjaśnia to punkt #B1 na stronie o nazwie plague_pl.htm. Istnieje więc spore niebezpieczeństwo, że jakaś śmiertelna zaraza pewnego dnia zaatakuje Nową Zelandię. Będąc zaś położone przy tuż stolicy, do której nieustannie przybywają ludzi z całej Nowej Zelandii oraz z zagranicy, w takim przypadku Petone będzie jedną z pierwszych ofiar zarazy.
       7. Masowe zatrucie. Nie daje się też wykluczyć niebezpieczeńśtwa, że pewnego dnia cała ludność Petone ulegnie masowemu zatruciu. Wszakże np. większość ludności pije tu tą samą wodę, która może ulec skażeniu jakimś trującym agentem - co zresztą na małą skalę prawdopodobnie miało już tu miejsce (tak jak opisałem to w punkcie #G2.2 strony healing_pl.htm). Wszakże w Nowej Zelandii nieustannie zrzucane są z samolotów i wylewane na pola najróżniejsze trujące substancje - tak jak opisane jest to w punkcie #E1 strony cooking_pl.htm. Dostają się one potem w "łańcuch pokarmowy" i mogą wylądować np. w wodzie pitnej lub w jakiejś popularnej żywności. Ponadto, na przekór protestów ludności i braku niezawodnych zabezpieczeń, są w niej prowadzone też liczne eksperymenty nad inżynierią genetyczą - np. patrz artykuł "GM attack 'threatens NZ's edge' " (tj. "atak inżynierii genetycznej zagraża krawędzi Nowej Zelandii") ze strony A10 nowozelandzkiej gazety Weekend Herald, wydanie z soboty (Saturday), April 14, 2012. Owe zaś eksperymenty genetyczne prowadzone w Nowej Zelandii mają to do siebie, że chronicznie i powtarzalnie wymykają się one spod kontrol naukowców.
       8. Zjawiska które powodują pobliskie masowe śmierci ryb, królików, owadów, itp. Niedaleko od Petone mają miejsce masowe śmierci najróżniejszych stworzonek, np. ryb, królików, owadów, itp. Śmierci te opisuje np. punkt #C5 strony newzealand_pl.htm i (1) z punktu #D4 oraz w punkcie #I1 strony o nazwie day26_pl.htm. Nigdzie jednak NIE natknąłem się na wyjaśnienie co je powoduje. Cokolwiek zaś powoduje te śmierci, zapewne ma potencjał aby spowodować też masowe śmierci mieszkańców Petone.
       9. Potężne eksplozje. Na obrzeżu Petone zlokalizowane są potężne zbiorniki na benzynę i na inne paliwa. Oczywiście, przez jakiś przypadek, wypadek, sabotaż, lub akt terroryzmu, zbiorniki te mogą eksplodować. Ich zaś eksplozja zniszczyłaby dokumentnie całą Petone, a prawdopodobnie także i pobliski Wellington i Lower Hutt. Ponadto, niedaleko od Petone, tj. w Taranaki, wykryty i eksploatowany był gaz ziemny. Nie daje się wykluczyć, że pokłady takiego gazu znajdują się i pod Petone, zaś jakieś niewielkie trzęsienie ziemi może spowodować pęknięcia skorupy ziemskiej jakie wyzwolą ulatnianie się palnego gazu na powierzchnię. W takim przypadku jedna iskra też wystarczyłaby aby spowodować eksplozję która zmiotłaby Petone z powierzchni ziemi. Wszakże nie tak daleko od Petone, w tzw. "Pike River Mine", miała miejsce właśnie taka eksplozja gazu - nawet w chwili pisania tego punktu ciągle uwięzione tam były ciała 29 górników. W końcu, rzeka Hutt River obecnie nanosi sobą ogromną ilość organicznych odpadków, których osadzanie się wyzwala dużo gazu metanu. Gaz ów ma tendencję do gromadzenie się w dolinie, zaś przy odpowiednim stężeniu też może on eksplodować. Petone zaś właśnie leży w dolinie, co chwila tez pojawiają się w nim płomienie i iskry zdolne zaidukować taką eksplozję gazu.
       10. Pozar całej miejscowości. Niemal wszystkie budynki Petone zbudowane są z drzewa lub z dykty. Są też budowane blisko obok siebie. Takie zaś całe miasteczko zbudowane z palnych materiałów, w którym palne domy niemal się stykają, aż się doprasza o katastrofalny pożar który objąłby je całe naraz. Wszakże takie pożary całych miast historycznie już się zdarzały - ostatnim z nich była "czarna sobota" w stanie Wiktoria z Australii w dniu 7 lutego 2009 roku - kiedy to spłonęło tam 173 ludzi. Nie wolno więc wykluczać możliwości, że jakiś wypadek, przypadek, sabotaż, czy akt terroryzmu pewnego dnia może spowodować także taki pożar całego miasteczka Petone. Szczególnie gdyby pożar ten zainicjowany został jakąś eksplozją omówioną w poprzednim punkcie. W takim zaś przypadku niemal wszyscy mieszkańcy Petone spłonęłiby żywcem w swoim miasteczku - tak jak niedawno miało to miejsce w Australii. Wszakże, jak wyjaśnia to punkt #C4 poniżej, Petone jest zbudowane na kształt "pułapki na szczury" z której w przypadku jakiegokolwiek kataklizmu niemal NIE ma możliwości ucieczki.
       11. Anomalie pogodowe. W dobie ocieplania się klimatu cały świat traktowany jest coraz bardziej niszczycielskimi anomaliami pogodowymi. Niektóre z nich, szczególnie silne wiatry, sztormy, powodzie, mrozy, susze, itp., już od dłuższego czasu trapią Nową Zelandię i atakują ją z coraz większą furią. Stąd pewnego dnia miasteczko Petone także może paść ich ofiarą. Szczególnie, że położone jest tuż przy Wellington, które znane jest w całej Nowej Zelandii jako "wietrzne miasto" (po angielsku "windy city"), oraz szczególnie że położone jest ono w dolinie pomiędzy dwoma grzbietami górskimi których oddzialywanie na chmury ma potencjał wyzwalania ulewnych deszczy i gwałtownych powodzi.
       12. Błyskawiczne powodzie (po angielsku zwane "flash flooding"). Owe powodzie to rodzaje "ścian wody" które toczą się wzdłuż obszarów na jakie nastąpiło "oberwanie chmury". Cechują się one błyskawicznym wzrostem poziomu wody. Znaczy, woda podnosi się w nich aż tak szybko, że np. zalewa ona domy już po czasie rzędu minut, a nie np. godzin czy dni - jak to ma miejsce w przypadku zwykłych powodzi (te "zwykłe powodzie" po angielsku są zwane "surface flooding"). Dlatego owe błyskawiczne powodzie są szczególnie niebezpieczne w górskich dolinach, gdzie cały opad wody zaczyna się toczyć wzdłuż relatywnie wąskiego wąwozu lub doliny. Tam bowiem powodzie te przyjmują formę wysokich ścian wody jakie toczą się z aż tak dużą szybkością, że pochłaniają one wszystko na swej drodze. Ludzie NIE mają więc tam czasu aby przed nimi uciec. Dalsze opisy owych "błyskawicznych powodzi" są też przytoczone w punktach #K1.1 i #K1.9 strony newzealand_pl.htm.
       Błyskawiczne powodzie są zjawiskiem raczej nietypowym i rzadkim. Przykładowo, kiedy ciągle mieszkałem w Polsce, nigdy o nich tam NIE słyszałem. O ich istnieniu dowiedziałem się dopiero w Nowej Zelandii, gdzie są one relatywnie częstrze niż w innych krajach. Jak też wyjaśniam to w opisach z punktu #K1.9 strony newzealand_pl.htm, jedna z nich prawdopodobnie uderzyła nawet w sąsiadującą z Petone "złą doliną" zwaną "Rimutaka". Podobnie więc jak każda miejscowość Nowej Zelandii zlokalizowana w dolinie i otoczona oceanami, także Petone jest wystawiona na owe "błyskawiczne powodzie" które mogą powstać z powodu "oberwania się chmury" przedzierającej się przez szczyty okolicznych gór.
       13. Zatopienienie wodami morza. Jak informują nas ortodoksyjni naukowcy, ocieplanie się klimatu ziemi powoduje szybkie topienie się lodowców. Z kolei woda z owych lodowców podnosi poziom oceanów i mórz. Jeszcze nawet bardziej intrygujący trend ujawnia punkt #I5 niniejszej strony. Zgodnie z nim, w obszarach których ludność praktykuje grupowo tzw. "naukową moralność" (tj. wypaczoną moralność wmuszaną obecnie ludzkości przez "ateistyczną naukę ortodoksyjną"), poziom morza wzrasta znacznie szybciej niż w pozostałych miejscach ziemi. Przykładowo, według artykułu [3#I5] z tamtego punktu #I5, poziom morza w Wellington wzrasta najszybciej ze wszystkich wybrzeży Nowej Zelandii. Petone leży niedaleko od Wellington i nisko nad poziomem morza. Chociaż więc poziom morza w Petone wzrasta znacznie wolniej niż w Wellington, ciągle w przypadku gdy poziom ten znacznie się podniesie, Petone ulegnie zatopieniu. Petone może też zostać zatopione jeśli w wyniku jakiegoś trzęsienia ziemi jego powierzchnia ulegnie obniżeniu. Wszakże w 1840 roku Petone, podobnie jak Wellington, zostały wyniesione w górę zaistniałym wówczas trzęsieniem ziemi. (Do dzisiaj na ulicach Wellington można zobaczyć mosiężne tablice z napisem "Shoreline 1840" które oznaczają granicę fragmentu Wellington jaki wówczas został wyniesiony w górę z dna morza - tablice takie m.in. można zobaczyć tam tuż przy bramie do parlamentu.) Skoro zaś miejscowości te zostały wyniesione w górę z dna morza jednym trzęsieniem ziemi, inne trzęsienie ziemi może je pogrążyć w morzu - tak jak stało się to kiedyś z miastem Wineta koło Świnoujścia, opisanym w punktach #H2 i #G2 strony o nazwie tapanui_pl.htm.
       14. Tornada. W okolicach Petone pojawiały się już tornada. Niedawno jedno z nich zasiało spustoszenia w niedalekim New Plymouth. Nie wolno więc wykluczać możliwości, że pewnego dnia jakieś śmiercionośne tornado uderzy i w Petone.
       15. Huragany. Huragany relatywnie często przetaczają się ponad Petone - co dokumentuje m.in. materiał dowodowy z punktu #I3 niniejszej strony. Może się więc zdarzyć, że któryś z nich dokona odnotowalnych zniszczen, lub nawet odbierze komuś życie.
       16. Obsuwiska ziemi. Leżąc w dolinie, Petone jest wystawione na katastrofalne obsuwiska ziemi. Szczególnie że jedyne dwie drogi dojazdowe do Petone przebiegają tuż pod zboczami gór - stąd moga być łatwo zablokowane co większymi obsuwiskami ziemi. Także rzeka "Hutt River" w niektórych miejscach przepływa tuż przy zboczu gór. Ona także może być zablokowana takim obsuwiskiem, w ten sposób formując zarówno powódź jak i błyskawiczną powódz.
       17. Meteoryty. Tak jak niemal każda inna miejscowość na Ziemi, również Petone może zostać zniszczone uderzeniem meteorytu o znacząco wyższej masie niż typowe meteoryty. Takim wlaśnie zniszczeniom od meteorytów poświęcone byly nawet całe filmy fabularne.
       18. Spalenie ludności promieniowaniem kosmicznym. Okresowo Petone łatwo może się znaleźć w zasięgu tzw. "dziury ozonowej" jaką ludzie otworzyli ponad południowym biegunem ziemi. (Dziura ta, a także jakieś inne tajemnicze mechanizmy wyniszczające które wyniszczają ludność Antypodów, opisane zostały m.in. w punkcie #G1 strony o nazwie newzealand_visit_pl.htm.) Niekontrolowane powiększenia tej dziury eliminują ochronę Ziemi i ludzi przed morderczym promieniowaniem kosmicznym. Może się więc zdarzyć, że jakieś zdarzenie na Ziemi, przykładowo jakaś eksplozja lub błędne zadziałanie w którejś z ogromnych fabryk chemicznych, spowoduje nagłe i masowe usunięcie ozonu z atmosfery. W takim zaś przypadku ludność niemal całej Nowej Zelandii, włączając w to mieszkańców Petone, prawdopodobnie zostałaby spalona morderczym promieniowaniem kosmicznym.
       19. Katastrofa nuklearna. Nowa Zelandia nie posiada własnych reaktorów nuklearnych ani własnych bomb jądrowych, aby sama spowodowała kataklizm nuklearny w rodzaju tego opisanego w punktach #M1 do #M1.3 strony o nazwie telekinetyka.htm. Jednak w 2009 roku się okazało, że spora część australijskiego eksportu uranu przepływa przez nowozelandzkie porty. Ponadto miasteczko Petone leży nad morzem, w którym pływają atomowe łodzie podwodne. Nad Petone latają też samoloty i satelity innych niż Nowa Zelandia krajów - zaś nie zawsze wiadomo co jest na ich pokładzie. Wcale NIE daje się więc zupełnie wykluczyć możliwości jakiegoś wypadku czy przypadku, w którym Petone padłoby ofiarą nuklearnej katastrofy podobnej do tej z Fukushima w Japonii czy z Czernobyla na Ukrainie.
       20. Katastrofa i upadek jakiegoś urządzenia latającego. Do dzisiaj ludzie nabudowali ogromną liczbę latających urządzeń, sporo z których często przelatuje ponad Petone. Stacje orbitalne, satelity, rakiety, samoloty wojskowe, transportowe i pasażerskie, itp. Niektóre z tych urządzeń niosą w sobie sporo paliwa jakie może eksplodować, a czasami nawet izotopy radioaktywne lub nawet bomby nuklearne. Nie daje się więc wykluczyć, że któreś z owych urządzeń pewnego dnia uderzy w Petone i np. skazi je radioaktywnie albo np. zniszczy jakąś eksplozją.
       21. Anarchia, bezprawie, upadek państwowości, rabunki, głód, wyludnienie, itp. W okresach średniowiecznych plag niektóre obszary Europy doświadczyły kompletnego upadku cywilizacyjnego, połączonego z anarchią, rabunkami, upadkiem produkcji żywności, głodem, wyludnieniem, itp. Przykładowo, w okresie plagi cholery z 1680 roku, jednym z takich obszarów cywilizacyjnego upadku stał się teren dzisiejszego Dolnego Śląska z Polski, szczególnie jego część leżąca na pograniczu dzisiejszej Polski i Czech. Popędzani głodem ludzie opuszczali wówczas miasta i wsie i wędrowali w poszukiwaniu żywności, rabując i niszcząc wszystko na swej drodze. Ci co dłużej nie mogli już wytrwać umierali gdzie popadło. Na dodatek, mieszkańcy sąsiadujących obszarów w których ciągle panował relatywny ład, organizowali "oczyszczające wyprawy wojenne" do takiego zanarchizowanego terenu w celu pozabijania resztek takich zdziczałych i głodnych włóczęgów - tak aby włóczędzy ci NIE mogli przenosić rabunków i anarchii także na sąsiadujące obszary. W rezultacie, drogi i pola zostały tam zaścielone ludzkimi szkieletami i czaszkami. W sto lat później, gdy ład i cywilizacja powróciły do tego obszaru, miejscowy ksiądz Wacław Tomaszek pozbierał z pól niektóre z owych kości i czaszek, oraz powykładał nimi ściany i sufit słynnej obecnie na cały świat i tłumnie odwiedzanej "kaplicy czaszek" w Czermnej k. Kudowy Zdroju, Polska. W owej kaplicy zgromadzone zostało niemal 25 tysięcy ludzkich czaszek. Przyczyną która w średniowieczu powodowała pojawianie się tych okresów anarchii, bezprawia i masowych śmierci, było nagłe wymieranie z powodu zarazy specjalistów którzy są absolutnie niezbędni dla podtrzymania cywilizacyjnego ładu na danym terenie, tj. nagłe wymieranie młynarzy, piekarzy, rolników, itp. W rezultacie bowiem tego nagłego wymierania, reszta społeczeństwa doświadczała nagłego głodu. Zmuszona więc była do rabowania żywności - co powodowało dodatkową eskalację głodu, upadku produkcji żywności, wymierania, wyludniania, zdziczenia, itp. Co jednak dosyć intrygujące, chociaż z zupełnie odmiennej przyczyny, na obszarze Nowej Zelandii zaczynają pogłębiać się warunki niebezpiecznie podobne do tych jakie powodowały tamte średniowieczne upadki państwowości, wyludnienia, okresy anarchii, głodu, rabunków, itp. Mianowicie, począwszy od 2008 roku z Nowej Zelandii coraz bardziej masowo uciekają do Australii specjaliści absolutnie niezbędni do podtrzymywania cywilizacyjnego ładu całego kraju - po szczegóły patrz np. artykuł "Thousands of disillusioned Kiwis pay $15 each for chance to attain the mass exodus to OZ" (tj. "tysiące rozczarowanych Nowozelandczyków płaci $15 każdy za szansę aby uczestniczyć w masowej ucieczce do Australii"), ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), April 14, 2012. Jeśli więc owa masowa ucieczka specjalistów NIE zostanie jakoś powstrzymana, progowa ilość specjalistów wymaganych dla utrzymania cywilizacyjnego ładu w kraju może zostać zaniżona. W takim zaś przypadku wystarczy jakiś niewielki dodatkowy kataklizm, np.trzęsienie ziemi, powódź, susza, duży pożar, nagły mróz, itp., który uniemożliwi dystrybucję żywności, a nagle pojawią się braki żywności, co z kolei może spowodować raptowną ucieczkę ludności z miast, rabunki, anarchię, upadek produkcji żywności, głód, oraz szybkie wymieranie całej ludności. Przy kontynuowaniu więc owego niebezpiecznego trendu zapoczątkowanego jeszcze w 2008 roku NIE daje się całkowicie wykluczyć mozliwości, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i że Nowa Zelandia jako pierwsza w świecie doświadczy nowoczesnej wersji tamtych średniowiecznych okresów anarchii, bezprawia, wyludnienia i głodu. Stałoby to w zgodzie ze starą przepowiednią opisaną w punkcie #H1 strony przepowiednie.htm, że zaludnienie Ziemi kiedyś aż tak się obniży, iż "człowiek będzie całował ziemię kiedy zobaczy na niej ślady innego człowieka". Oczywiście, gdyby przypadkiem taka anarchia, wyludnienie i głód nadeszły do Nowej Zelandii, Petone leżące tuż przy stolicy kraju byłoby miastem które od niego by ucierpiało jako jedno z pierwszych i jedno z najsilniej poturbowanych.
       22. Rewolucja. Ta ma miejsce, kiedy znaczna proporcja ludności danego kraju zaczyna tak mieć dosyć ustroju lub rządu jaki panuje w owym kraju, że podejmuje zbrojną walkę o usunięcie tego ustroju lub rządu. Najlepszym przykładem rewolucji jest owa "Rewolucja Październikowa" w Rosji z 1917 roku. (Chociaż zaczęła się ona kiedy mniej niż 20% ludności carskiej Rosji wykazało wysokie niezadowolenie z ustroju i rządu, ciągle była ona zwycięska.) Była ona też równie krwawa i niszczycielska, jak typowa wojna domowa. Żaden kraj na świecie NIE jest wolny od niebezpieczeństwa rewolucji. Wszakże aby rewolucję wywołać, wystarczy że rząd danego kraju alienuje się od swego narodu. A może wyglądać na to, że tak właśnie ma się obecnie sytuacja z rządem Nowej Zelandii. Przykładowo, w artykule "Low value of vote, lack of trust, key to poor election turnout" (tj. "Niska wartość głosowania, brak zaufania, klucz do niskiego uczestnictwa w wyborach") ze strony A6 nowozelandzkiej gazety Weekend Herald (wydanie z soboty (Saturday), April 28, 2012) zostało poinformowane, że w wyborach z 2011 roku, ponad milion uprawnionych do głosowania obywateli Nowej Zelandii (czyli około 25%), wykazał tak dużą niechęć do rządu i do obecnego systemu politycznego, że NIE poszedł głosować. A Nowa Zelandia ma teraz zaledwie cztery i pół miliona mieszkańców. Innymi słowy, już obecnie w Nowej Zelandii jest większy procent zniechęconych do swego rządu i systemu politycznego, niż było ich w carskiej Rosji w chwili wybuchnięcia tam Rewolucji Październikowej. Nie należy więc być zdziwionym, jeśli pewnego dnia dzienniki będą miały wiele do powiedzenia na temat Nowej Zelandii.
       23. Wojna domowa. Ta ma miejsce kiedy jedna część danego kraju lub narodu zaczyna działania zbrojne wymierzone przeciwko drugiej części tego samego kraju lub narodu. Z reguły są one też nawet bardziej krwawe i niszczące niż wojny. Wszakże każda z walczących stron stara się w nich kompletnie unicestwić drugą ze stron. (Podczas gdy w wojnie agresor zwykle chce tylko uzyskać dostęp do zasobów naturalnych zaatakowanego kraju - jest więc zainteresowany aby zasoby te pozostawały relatywnie nieuszkodzone.) Zgodnie z ustaleniami filozofii totalizmu, aby w danym kraju lub narodzie wybuchła jakaś wojna domowa, spełnione muszą być co najmniej dwa warunki. Mianowicie: (1) muszą tam istnieć co najmniej dwa tzw. "intelekty grupowe" o tych samych cechach jednak o nawzajem kolidujących ideologiach, oraz (2) historycznie pomiędzy tymi dwoma intelektami grupowymi musi istnieć nagromadzenie niezbalansowanej "karmy grupowej" (czym jest owa "karma grupowa" wyjaśnia to zgrubnie punkt #A2 tej strony). W przypadku Nowej Zelandii, warunek (1) moim zdaniem jest spełniony. Chociaż bowiem nie natknąłem się jeszcze na wymagane badania, odnoszę wrażenie że faktycznie zamieszkują ją dwa tożsame intelekty grupowe o podobnych cechach genetycznych jednak o kolidujących ideologiach, mianowicie (a) Nowozelandczycy wychowani w wierze, że są potomkami Maorysów którzy około 800 lat temu odebrali całą Nową Zelandię od uprzednio ją zamieszkujących tzw. "Moa Hunters", a stąd którzy wierzą że mają wyłączne prawo do wszelkich zasobów naturalnych owego kraju, oraz (b) Nowozelandczycy wychowani w wierze, że są potomkami Europejczyków którzy kilka pokoleń temu zakupili lub odebrali część Nowej Zelandii od Maorysów, a stąd którzy wierzą że mają prawo do korzystania przynajmniej z częsci zasobów naturalnych tego kraju. Co do spełnienia warunku (2) NIE wykonałem wymaganych analiz. Wszakże analizy takie wymagałyby wysoce pracochłonnej moralnej quantyfikacji dotychczasowych wojen domowych jakie już zaszły pomiędzy oboma tymi intelektami grupowymi. Jednak na podstawie efektów działalności tzw. Trybunału Treaty of Waitangi odnoszę wrażenie, że, niestety, ciągle istnieje taka niezbalansowana karma pomiędzy owymi dwoma intelektami grupowymi. Z kolei ewentualne istnienie takiej karmy oznaczałoby, że któregoś dnia może dojść pomiędzy nimi do jakiejś formy wojny domowej. Oczywiście, Petone położone tuż przy stolicy kraju prawdopodobnie podczas takiej wojny domowej ucierpiałoby znacząco (jeśli nie najbardziej).
       24. Wojna. Mogłoby się zdawać że Petone jest zbyt daleko od reszty świata aby jakakolwiek wojna mogła zagrażać temu miasteczku. Jednak jeśli sprawdzi się historię drugiej wojny światowej, wówczas staje się jasnym że Nowa Zelandia tylko "o włos" uniknęła inwazji. Jakaś zaś wojna ciągle może się powtórzyć - wszakże świat jest pełen polityków z nadmiernie rozdmuchanym ego oraz zagłuszonym sumieniem. Nadchodząca zaś na Ziemię epoka "wielkiego głodu" może spowodować sytuację, że jakiś zagłodzny kraj lub naród pokusi się o zdobycie dostępu do żywności którą masowo produkuje Nowa Zelandia. W przypadku zaś wojny, gdyby ktoś zaplanował inwazję na militarnie bardzo słabą Nową Zelandię, wówczas Petone padłoby zapewne pierwszą jej ofiarą. Wszakże każda inwazja zawsze wymierzana jest najpierw w stolicę (w tym przypadku w Wellington). Jednak położenie Wellington powoduje, że strategicznie bardziej opłacalnym byłoby aby desant do Wellington skierować na plażę w Petone. Wszakże Petone ma jedyną plażę w bliskości Wellington, na której łatwo mogą wylądować dowolne desantowe wehikuły - podczas gdy desant byłby ogromnie trudny w górzystym Wellington (które to miasto zapewne będzie też lepiej niż Petone przygotowane do obrony). Desant zaś w Petone umożliwiałby proste odcięcie Wellington od reszty Nowej Zelandii, a więc od posiłków i od zaopatrzenia - wszakże jedyne dwie drogi do Wellington przebiegają tuż przy Petone. Petone leży też w płaskiej dolinie - znacznie trudniejszej do obrony niż Wellington. W końcu z Petone przyszłoby łatwo okrążyć i zaatakować Wellington ze wszystkich stron, czego NIE dałoby się dokonać z żadnego innego miejsca desantu. W sumie, w przypadku ewentualnej wojny i inwazji Nowej Zelandii, jest niemal pewnym, że Petone byłoby jej pierwszą nowozelandzką ofiarą i zapewne miejscem które ucierpi od niej najwięcej.
       Podsumowując powyższe, liczba kataklizmów które mogą zniszczyć miasteczko Petone, a z nim zniszczyć również wszystkie sąsiednie miejscowości (tj. Wellington, Lower Hutt, itp.), jest prawdopododobnie jedna z nawyższych w świecie. Praktycznie bowiem Petone (a z nim wszystkie sąsiadujące z nim miejscowości) jest "zagrożone" niemal każdym kataklizmem jaki jest możliwy na Ziemi i jaki zagraża dowolnej innej miejscowości na świecie. Bez przesady można więc twierdzić, że Petone jest jedną z najbardziej niebezpiecznych miejscowości na świecie. Z tego bowiem co mi wiadomo, żadne inne miejscowości na świecie NIE są wystawione na aż tyle najróżniejszych potencjalnych kataklizmów, jak Petone. Nie powinno więc nas dziwić, że nawet Starosta powtarzalnie trzęsionego miasta Christchurch wyrażał obawy przed dłuższym przebywaniem w sąsiadującym z Petone stolicznym mieście Wellington.


#C3. Na jakie dalsze zagrożenia jest wystawione miasteczko Petone (a także wystawione są miejscowości sąsiadujące z Petone, takie jak Wellington, Lower Hutt, itp.) - zgodnie z definicją "kataklizmów" wypracowaną przez nową "totaliztyczną naukę":

       Nowa "totaliztyczna nauka" (ta skrótowo opisana w punkcie #A2 niniejszej strony), wypracowała definicję "kataklizmów" która jest drastycznie odmienna od definicji wyznawanej przez starą "ateistyczną naukę ortodoksyjną". Mianowicie, z ustaleń nowej "totaliztycznej nauki" wynika, że "kataklizmem" nazywane jest każde działanie Boga które "koryguje grupową moralność ludzi" poprzez zasiewanie znaczących zniszczeń lub nawet śmierci jakie zmuszają potem daną społeczność do podjęcia swej odnowy moralnej i filozoficznej. Więcej informacji na temat owych kataklizmów korygujących ludzką moralność zawarte jest m.in. w punktach #C1 i #E2 strony o nazwie day26_pl.htm. Z kolei definicje "moralności" oraz "grupowej moralności" wypracowane przez nową "totaliztyczną naukę" podane są w punkcie #B5 strony morals_pl.htm oraz w punkcie #E2 strony o nazwie totalizm_pl.htm.
       Drastyczna odmienność powyższej definicji "kataklizmów" wypracowanej przez nową "totaliztyczną naukę", od definicji "kataklizmów" wyznawanej przez starą "ateistyczną naukę ortodoksyjną" i przytoczonej w punkcie #C2 powyżej, wprowadza szereg znaczących konsekwencji. Wszakże przykładowo, przed kataklizmem zsyłanym ludziom przez Boga ludzie mogą się bronić poprzez wyeliminowanie powodów dla których ów kataklizm jest zsyłany. Ponadto już obecnie ludzie mogą im zapobiegać, a nawet powstrzymywać z pomocą obietnic jakie Bóg udzielił ludzkości w tej sprawie.
       Zgodnie też z powyższą definicją "kataklizmów", nowa "totaliztyczna nauka" będzie kompletnie inaczej definiowała "zagrożenia" jakie mogą sprowadzić jakiś kataklizm na dane miasto czy daną społeczność. Przy takim bowiem zdefiniowaniu "kataklizmów", zgodnie z ustaleniami nowej totaliztycznej nauki "zagrożeniem" będącym w stanie sprowadzić "kataklizm" na dane miasto czy daną społeczność jest "każde grupowe odejście od praktykowania moralnego życia". Innymi słowy, według totaliztycznej nauki, kataklizmy są tylko skutkami, podczas gdy przyczynami pojawiania się kataklizmów, są grupowe odejścia danych miast czy społeczności od zasad prowadzenia moralnego życia. Aby więc zilustrować tutaj jakie rodzaje "zagrożeń" według nowej "totaliztycznej nauki" mogą spowodować nadejście kataklizmu, poniżej wskażę na przykładzie miasteczka Petone (i miejscowości je otaczających) jakie zagrożenia pojawiają się dla owego miasteczka. Oto wykaz najważniejszych z nich (zestawione w kolejności szacowanej przez autora ich aktualności dla Petone i dla sąsiadujących z Petone miast):
       1. Niebezpieczeństwo spadku liczby "sprawiedliwych" poniżej minimum 10-ciu wymaganych przez Boga. Prawdopodobnie jedynym powodem dla którego miasteczko Petone (a stąd także i miasto Wellington, Lower Hutt, itp.) ciągle NIE doświadczyło jeszcze jakiegoś niszczycielskiego kataklizmu, jest że w "zasięgu zniszczenia" od Petone nadal mieszka owych co najmniej "10 sprawiedliwych" wymaganych przez Boga - tak jak wyjaśnia to m.in. punkt #I1 strony o nazwie quake_pl.htm, zaś opisują punkty #G2 i #I1 strony o nazwie day26_pl.htm. Niestety, w ostatnich czasach pojawiła się "inicjatywa" miejscowych władz, która w efekcie końcowym może spowodować spadek liczby owych "sprawiedliwych" poniżej wymaganej liczby dziesięciu. Inicjatywą tą jest opisywany w artykule [1#C3] o tytule "Quake fears strike Catholic churches" (tj. "obawy trzęsinia ziemi uderzyły kościoły katolickie"), ze strony A1 gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012. Zgodnie z nim, w okolicach Petone około 25 kościołów katolickich może zostać zamknięte, ponieważ sposób na jaki zostały one zbudowane nie wypełnia dzisiejszego "kodu budowlanego" jaki legalnie jest wymagany w Nowej Zelandii. Z kolei niespełnianie owego "kodu budowlanego" powoduje, że kościoły te nie mogą zostać ubezpieczone - czyli że w razie jakiegokolwiek wypadku władze kościóła ponosiłyby wszelkie koszta. Jest zaś oczywistym, że jeśli kościoły owe faktycznie zostaną zamknięte na dobre, księża którzy w nich odprawiają msze, zostaną przeniesieni do innych rejonów kraju, lub nawet do innych krajów. Owo masowe zamykanie kościołów w okolicach Wellington (czyli także i Petone) zostało ponownie potwierdzone artykułem [2#C3] o tytule "Number of Catholic parishes set to halve" (tj. "liczba katolickich parafii zadecydowana do pomniejszenia o połowę"), ze strony A5 gazety The New Zealand Herald (wydanie z wtorku (Tuesday), May 14, 2013). Tego typu więc "inicjatywy" miejscowych władz, zagrażają że już wkrótce może się okazać iż w okolicach Petone zabraknie kilku osób z grona owych wymaganych "10 sprawiedliwych", brakuje więc kompletu tych co chronili zarówno Petone jak i okoliczne miejscowości przed jakimś kataklizmicznym zdarzeniem jakie już od dawna zagraża tym miejscowościom.
       2. Następstwa niemoralnych postępowań ludzi. W wielu miejscach Biblii zawarte są ostrzeżenia, że jeśli ludność jakiegoś miasta zacznie postępować niemoralnie, wówczas miasto to zostanie zniszczone kataklizmem. Przykłady bibilijnych miast zniszczonych w taki sposób to Sodoma i Gomora. Natomiast bibilijny przykład miasta które uchroniło się od takiego zniszczenia, a stąd dało nam przykład jak my możemy się bronić przed kataklizami, to Niniwa. (Niniwa to stolica dawnej Asyrii, zwana także "Nowym Bibilonem". Jej ruiny zlokalizowane są na obszarze dzisiejszego Iraku. Zgodnie z artykułem "Detective work proves Hanging Gardens existed, but not in Babylon", ze strony B6 gazety Weekend Herald (wydanie z soboty (Saturday), May 11, 2013), to właśnie w Niniwa miały się znajdować słynne "wiszące ogrody" w starożytności uważane za jeden z 7 "cudów świata".) Jaki jednak los może spotkać niemoralnie postepujące miasta, ilustrruje nam to NIE tylko Biblia, ale także aż cały szereg przykładów historycznych i dzisiejszych. Do takich przykładów opisanych na totaliztycznych stronach, należą m.in. średniowieczne miasto Wineta, które kiedyś istniało koło dzisiejszego Świnoujścia, a którego zniszczenie opisane jest w punktach #H2 i #G2 strony o nazwie tapanui_pl.htm, a także miasta Salamis i Saeftinghe opisane w punktach #H3 do #H4 strony tapanui_pl.htm.
       3. Następstwa niemoralnych decyzji i działań polityków. Wellington jest stolicą Nowej Zelandii. Jak zaś przystało na stolicę, to w Wellington podejmowane są najróżniejsze decyzje których następstwa dotykają potem cały kraj. Kiedy więc któreś z owych decyzji i działań nie spełniają definicji "moralnie poprawnego postępowania" (tj. nie spełnią definicji przytoczonej w punkcie #B5 strony o nazwie morals_pl.htm), wówczas ich następstwa indukują skargi i narzekania ludzi. Z kolei takie właśnie skargi i narzekania ludzkie są powodem dla którego określone miejscowości są karane kataklizmami przez Boga - tak jak wyjaśniają to "2" i "Ad. 2" z punktu #B5 strony o nazwie seismograph_pl.htm. Ujmując powyższe innymi słowami, to co czynią politycy w Wellington, jest powodem iż m.in. ponad Wellington i ponad Petone gromadzą się coraz cięższe chmury nadchodzącego kataklizmu.
       4. Unikanie przez lokalną społeczność oficjalnego podjęcia wdrożania którejkolwiek z bazujących na moralności metod ochrony przed kataklizmicznymi zjawiskami. Ani Petone, ani żadna inna miejscowość w Nowej Zelandii NIE podjęła jeszcze oficjalnego wdrożenia którejkolwiek z bazujących na moralności metod obrony przed kataklizmicznymi zjawiskami, w rodzaju metod opisanych w punktach #H1, #I2 i #J1 strony o nazwie quake_pl.htm czy w punkcie #I3.1 strony o nazwie day26_pl.htm.
       5. Unikanie przez lokalną społeczność próby choćby tylko przetestowania efektywności bazujących na moralności metod ochrony przed kataklizmami - w rodzaju metody opisanej w punkcie #J1 strony quake_pl.htm czy metody opisanej w punkcie #I3.1 strony o nazwie day26_pl.htm.
       6. Pogłębiające się odchodzenie od wiary w Boga i uleganie ateistycznym naciskom dzisiejszej oficjalnej nauki. Jak zaś wyjaśniłem to w punkcie #A2 niniejszej strony; jak podkreśla to artykuł "Worried scientists call for veto of Monkey Bill" (tj. "zmartwieni naukowcy nawołują do zawetowania ustawy o dozwoleniu nauki kreacjonizmu, zwanej Monkey Bill") ze strony A14 gazety The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), April 11, 2012; a także jak ujawnia to aż kilka innych totaliztycznych stron - dla przykładu patrz punkty #D1 i #C3 na stronie o nazwie antichrist_pl.htm czy punkt #G3 na stronie o nazwie przepowiednie.htm, stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" niemal już siłą zmusza obecnie ludzi do coraz bardziej niemoralnego postępowania. Drastycznym przykładem tego procesu ulegania ateistycznej nauce, jest pojawienie się także na nowozelandzkich autobusach ogłoszenia dla Londynu opisywanego w punkcie #A2 tej strony.
       7. Niemoralne konsekwencje kapitalistycznej gospodarki. Jedyne o co kapitalizm dba, to dochód. Owa jednak pogoń za zyskiem zbyt często odbywa się kosztem zatrucia, zanieczyszczenia lub zniszczenia naturalnego środowiska, wykorzystywania i eksploatacji robotników, itd., itp. W ten sposób rośnie przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi mieszkańcami Nowej Zelandii, rośną więc także ilości skierowanych do Boga skarg biedagów dopraszających się sprawiedliwości. Z kolei np. gleba i woda w Petone mogą zostać zatrute jakąś niechlujną fabryką, tak jak do niedawna zatruwane one były sproszkowanym ołowiem i chemicznymi wyziewami zlokalizowanej w Petone fabryki "Exide". Natomiast woda lokalnej rzeki "Hutt River" może być zatruwana produktami gospodarki rolnej, gnojówką, odchodami ludzkimi, oraz odpadami przemysłowymi, które z kolei zatrują aż dokumentnie środowisko basenu "Wellington Harbour", że oprócz owadów nic zdrowego nie będzie chciało tam się rodzić. Już obecnie okolice Petone są trapione przez chmary krwiożerczych "muszek piaskowych" (po angielsku zwanych "sand flies") na których ukąszenia wielu ludzi, włączając w to mnie, jest uczulonych. W pobliskich wodach zagnieździł się też nowy rodzaj komara - tego samego który w tropiku roznosi chorobę "żółtą febrę" oraz "dengue".
       Każde z powyższych zagrożeń moralnych może byc eskalowane powyżej karalnego przez Boga poziomu. W takim zaś wypadku Bóg może zesłać na dane miasto czy społeczność dowolny z kataklizmów opisanych w punkcie #C2 tej strony. Dlatego w interesie każdego miasta i społeczności leży podejmowanie świadomych działań aby utrzymywać każde z tych moralnych zagrożeń na możliwie najniższym poziomie. Niestety, wygląda na to że naukowa wiedza o Bogu ciągle narazie jest zbyt niska zarówno w samym Petone, jak i w całej Nowej Zelandii, a nawet w całym świecie, aby jakeś miasto lub społecznść już obecnie podjęły taką świadomą obronę przed kataklizmami. Stąd, jak narazie, zamiast celowego działania, wszędzie ludzie bronieni są przed kataklizmami tylko przez działanie przypadków i zbiegów okoliczności.
       Szczerze mówiąc, jeśli porówna się powyższy wykaz zagrożeń, a także realia moralne panujące na miejscu w Petone i w pobliskich do Petone miejscowościach, wówczas staje się jasnym, że jakieś kataklizmiczne zjawisko już dawno temu powinno uderzyć w owe miejscowości. Jedynym zaś racjonalnym wytlumaczeniem dla faktu, że jeszcze ono NIE uderzyło, jest czysto przypadkowe zamieszkiwanie w zasięgu zniszczeń od Petone owych chroniących przed kataklizmami co najmniej "10 sprawiedliwych". Jak zaś na przypadki przystało, pewnego dnia jego ochronne działanie może się zakończyć.


#C4. Petone jest zbudowane jak "pułapka na szczury" - w przypadku kataklizmu NIE da się z niego uciekać, ani pomoc NIE będzie mogła do niego przybyć:

       Ktoś kto nawykł do europejskiego sposobu zarządzania miastami, kiedy to miejskie starostwa faktycznie podejmują decyzje i wdrażają jakiś dobrze przemyślany plan dla zabudowy, struktury komunikacyjnej, wody i kanalizacji danego miasta, po przybyciu do Nowej Zelandii doznaje szoku. Aczkolwiek bowiem Nowa Zelandia ma wiele zalet w porównaniu z Europą i oferuje sporo dobrych rzeczy, np. ciągle znaczną wolność wypowiedzi, otwarte przestrzenie, dbałość o naturę i o zwierzęta, itp., kiedy jednak jej miasta porówna się do tych z Europy, odkrywa się że panuje w nich rodzaj "wolnej amerykanki" albo "dzikiego wschodu". Władze miejskie niemal jako reguła NIE mają tu żadnego długoterminowego planu, brak jest dyscypliny publicznej i jednorodności potraktowania, zaś każdy buduje tu gdzie tylko zechce (szczególnie jeśli jest krewniakiem lub szkolnym kolegą starosty, albo jeśli należy do rodziny która mieszka w danym mieście już od kilku pokoleń). W rezultacie w Nowej Zelandii powstają takie dziwolągi jak np. Petone w którym ja mieszkam. Znaczy, powstają miejscowości które są bardziej podobne do miejskich "labiryntów", niż do miast. Na przekór ogromnych połaci ziemi jakie miasta te zajmują, ulice są w nich wąskie i kręte, szosy które wyglądają na główne nagle się kończą na jakimś budynku, aby zaś dostać się do danego miasta, lub aby z niego wyjechać, trzeba doskonale znać drogę bowiem przychodzi w nim się poruszać jak w obrębie skomplikowanego labiryntu.
       Takie ukształtowanie nowozelandzkich miast w formę skomplikowanych labiryntów, w powiązaniu z rodzajem potencjalnych kataklizmów jakie im zagrażają, zamieniają owe miasta w rodzeje "pułapek na szczury". Aby zaś zrozumieć ich pułapkową naturę, wystarczy przyglądnąć się zabudowie miasteczka Petone w ktorym ja mieszkam. Wszakże Petone jest maleńkim miasteczkiem, z którego w przypadku nadejścia kataklizmu powinno być łatwo uciec. Tymczasem ma ono właśnie zabudowę typowej "pułapki" z której efektywna ucieczka ludzi jest wręcz niemożliwa. Przykładowo, ma ono kształt trójkąta, który od południa przystaje do morza (tego widocznego m.in. na zdjęciu z "Fot. #B1b"). Oczywiście, w przypadku kataklizmu NIE daje się uciekać do morza - szczegółnie jeśli kataklizmem tym będzie tsunami, trzęsienie ziemi, czy wybuch wulkanu. Od wschodniej strony ów trójkąt przystaje do rzeki zwanej "Hutt River" - której ujście widoczne jest na zdjęciu z "Fot. #B1a". Przez ową rzekę przeprowadzone są tylko dwa mosty, istniejące na obu krańcach Petone. Jednak dojazd do owych mostów jest krętymi i wąskimi uliczkami. Gdyby więc w przypadku nadejścia kataklizmu ktoś usiłował uciekać samochodem przez owe mosty, wówczas utknie w zatorach na owych wąskich i krętych uliczkach i nawet nie dotrze do żadnego z nich. Z kolei gdyby ktoś uciekał piechotą, wówczas dystans do mostów jest aż tak duży, że nie zdąży do nich dotrzeć. Ponadto pierwszy z tych mostów, widoczny na zdjęciu z "Fot. #B1a", znajduje się tuż przy morzu. W przypadku więc np. fali tsunami, zostanie on zmieciony już w pierwszej fazie kataklizmu. Ostatni z boków trójkątnej zabudowy Petone przylega do ogrodzonych torów kolejowych i do ogrodzonej płotami szosy - jakie obie biegną obok siebie wzdłuż zachodniego grzbietu górskiego doliny w które miasteczko to leży. Przez owe tory kolejowe i szosę też z Petone przeprowadzone są tylko dwa wyjścia, do których dostęp jest równie kręty i równie wąskimi uliczkami, jak dostęp do mostów na Hutt River. Gdyby więc ktoś usiłował uciekać przez nie, wówczas też ucieczka taka okaże się niemożliwa - niezależnie czy będzie uciekał piechotą czy też samochodem, W sumie Petone jest więc zbudowane jak rodzaj "pułapki na szczury" - tyle że w przypadku jakiegokolwiek kataklizmu, złapani w tej pułapce i uśmiercani będą ludzie, a nie gryzonie. Relatywnie podobna sytuacja ma też miejsce w praktycznie niemal każdej większej miejscowości Nowej Zelandii, włączjąc w to stolicę Wellington.
       Na dodatek do tego, gdyby kataklizm już uderzył, wówczas ani do Petone, ani do miast z nim sąsiadujących, np. do Wellington, pomoc NIE ma jak przybyć. Wszakże z resztą świata miejscowości te są połączone poprzez tylko dwie główne szosy, obie wąskie, kręte i przebijające się przez strome góry. W przypadku więc niemal każdego istotnego kataklizmu, szosy te ulegną zatarasowaniu przez obsuwiska ziemi i staną się nieprzejezdne. Wszakże obsuwiska takie nawet bez większych kataklizmów nieustannie trapią sporo pozagrażanych erozją dróg tego kraju.
       Interesująco, już po moim opublikowaniu niniejszej strony, nagle władze pobliskiego Wellington opublikowały wynik jakichś analiz, z których wynika że w przypadku gdyby owo miasto uderzyło trzęsienie ziemi o sile ponad 7 w skali Richtera, wówczas Wellington (a z nim także i Petone) zostanie odcięte od połączenia drogowego z resztą wyspy na okres około 4 miesięcy. Wyniki owych analiz opublikowane są m.in. w artykule "Lifeline cut for four months" (tj. "lina ratownicza odcięta na cztery miesiące") ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), July 5, 2012. Z doświadczeń przeszłości jednak wiadomo, że po chwilowym pobudzeniu sensacji, takie ustalenia są szybko odkładane gdzieś na półkę i nikt NIE podejmuje żadnych działań na ich bazie.
       Przez tak długo jak tylko sięgam pamięcią prowadzone są dyskusje o zbudowaniu jeszcze jednej, tym razem już bezpiecznej szosy, bo biegnącej wzdłuż jednej z dolin wybiegających na Wellington. Jednak owe dyskusje niemal na zawsze pozostają tylko dyskusjami. Natomiast gdyby ktoś liczył np. na użycie helikopterów podczas kataklizmu, wówczas także się zawiedzie. Wszakże sumaryczna liczba helikopterów jakimi Nowa Zelandia dysponuje, z ledwością wystarczyłaby na udzielanie pomocy rodzinom rządu i dygnitarzy zamieszkujących Wellington, zaś do pomocy i ratowania zwyklych ludzi zwyczajnie nie wystarczyloby im już "mocy przerobowej".


#C5. W obliczu zagrożeń i sytuacji opisanych w poprzednich punktach, tzw. "łaska Boga" jest jedynym ratunkiem na jaki Petone może liczyć:

       Podsumowując informacje opisane w poprzednich punktach #C1 do #C4, istniejące i wysoce realne zagrożenia kataklizmami, oraz brak możliwości otrzymania pomocy w przypadku gdyby kataklizm faktycznie nadszedł, pozostawia bezpieczeństwo Petone wyłącznie "w rękach Boga". Nic dziwnego, że co bardziej ateistyczni ludzie nawet NIE próbują się osiedlić w owym miasteczku!


Część #D: Dlaczego więc będąc aż tak zagrożone kataklizmami, Petone ciągle NIE oberwało:

      

#D1. Chroniąca moc "10 sprawiedliwych" zamieszkujących w okolicach Petone:

       Aczkolwiek wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Petone już dawno powinno oberwać od jakiegoś kataklizmu, fakt że nadal ono NIE oberwało wynika z zamieszkiwania w jego pobliżu owych wymaganych przez obietnicę z Biblii co najmniej "10 sprawiedliwych" - o jakich piszę w punkcie #I2 tej strony. Ilość owych "sprawiedliwych" mieszkających w pobliżu Petone ja osobiście policzyłem, zaś wyniki swych podliczeń opisałem w punkcie #I3 strony o nazwie day26_pl.htm. Jak też wykażę to materiałem dowodowym z punktów #I3, #I3.1 i #I5 tej strony, faktycznie obecność owych "10 sprawiedliwych" efektywnie chroni Petone przed nadejściem jakiegokolwiek niszczycielskiego kataklizmu lub anomalii pogodowej.


Część #E: "Po następstwach je poznacie" - czyli jak odróżnić "specjalne potraktowanie" miasteczka Petone od tzw. "przypadkowych wydarzeń":

      

#E1. Rodzaje "potraktowań":

       Rodzaje potraktowań, jakie zależnie od moralności i filozofii praktykowanej przez daną społeczność, Bóg serwuje tej społeczności, opisane są w punkcie #I4 strony o nazwie day26_pl.htm.
       W tym miejscu warto też podkreślić, że w świecie stworzonym i rozumnie rządzonym przez wszechwiedzącego i wszechmogącego Boga (w jakim my żyjemy) NIE istnieje takie coś jak "przypadek" - co staram się wyjaśnić dokładniej w punkcie #B1 strony o nazwie changelings_pl.htm. Wszystko bowiem co w takim świecie z Bogiem się zdarza jest zamierzonym działaniem Boga o ściśle zdefioniowanym celu i następstwach. "Przypadek" więc jest czyjmś, co w naszym świecie NIE istnieje, a co jest wymyślone i używane przez "ateistycznych naukowców ortodoksyjnych" aby zamaskować ich brak wiedzy i brak zdolności do wyjaśnienia.


#E2. Czego wypatrywać aby rozpoznać "specjalne potraktowanie":

       "Specjalne potraktowanie" trzeba odróżniać od ekstremalnych zjawisk pogodowych jakie są normalne dla danego obszaru. Wszystko bowiem co okazyjnie powtarza się przez całe dzisiątki lat, włączając w to czasy na króko po drugiej wojnie światowej - kiedy to ludność niemal każdego kraju i miejsca na Ziemi zachowywała się przykładowo moralnie, to ekstremalne zjawiska pogodowe jakie są normalne dla danego obszaru. Natomiast specjalne potraktowanie to nieszczęścia i kataklizmy jakie nas omijają, chociaż zdewastowały one innych w naszym pobliżu i chociaż zgodnie z prawami przyrody powinny one zdewastować także i nas.


Część #F: Czy "specjalne potraktowanie" dla Petone jest tymczasowe i wynika tylko z pobliskiej obecności "10 sprawiedliwych"?

      

#F1. Czy dotychczasowe "specjalne potraktowanie" Petone się skończy, kiedy liczba "sprawiedliwych" spadnie poniżej 10, oraz czy Petone, a z nim i pobliski Wellington, mogą doświadczyć wtedy coś niezbyt pożądanego?

       Tak jak my wszyscy, także mieszkańcy Petone wcale NIE są "świętymi" i NIE różnią się od mieszkańców innych miast Nowej Zelandii. Stąd, aż do czasu ujrzenia owego "płonącego krzewu" opisanego w punkcie #J3 poniżej, ja wierzyłem, że jedyną rzeczą która zamieniła Petone w wyjątek, jest ten jakby przypadkowy "zbieg okoliczności", że w tzw. "zasięgu zniszczenia" tego miasteczka zamieszkuje owych wymaganych przez obietnicę z Biblii, tzw. "10 sprawiedliwych". (Jak ja osobiście wierzę - patrz punkt #J5 poniżej, owo zamieszkiwanie "10 sprawiedliwych" w bliskości Petone też zostało celowo "zorganizowane" przez Boga, aby zaistniała możność zbadania i naukowego udokumentowania jego następstw, oraz udostępnienia wyników tych badań do wglądu i wiadomości innych ludzi.) Dlatego kiedy z jakichś powodów któryś z owych "10 sprawiedliwych" przeniósłby się w inne miejsce, ochrona Petone by się zakończyła i miasteczko to zaczęłoby obrywać - tak jak obrywają miejscowości z jego pobliża. Ja osobiście jednak wierzę, że NIE stanie się to "za mojego życia". Uprzednio też wierzyłem, że jedynym sposobem aby Petone zostało objęte trwałym "specjalnym potraktowaniem" przez Boga, byłaby kontynuacja udoskonalania filozofii i moralności przez mieszkańców tej miejscowości - tak jak opisuje to punkt #H1 strony quake_pl.htm.
       Jednak sytuacja może być inna, jeśli Petone zostało błogosławione statusem "chrześcijańsko-świętego miejsca" - tak jak opisałem to w punkcie #J3 z niniejszej strony. W takim bowiem przypadku Petone miałoby szansę pozostawać wyjątkiem praktycznie na zawsze.


Część #G: Jak możliwą "tymczasowość" obecnego "specjalnego potraktowania" dałoby się zamienić na jego "trwałość":

      

#G1. Aby przekonać Boga, konieczne jest "zademonstrowanie swojej pokory" poprzez publiczne, oficjalne i otwarte zadeklarowanie i wdrożenie działań zmieniających filozofię:

       Więcej na temat upublicznienia, uoficjalnienia i otwarcia swoich zamierzeń i wysiłków, czyli "zademonstrowania Bogu swej pokory", wyjaśniają m.in. punkty #A2 i #G1 na stronie o nazwie quake_pl.htm.


Część #H: Dlaczego wzrost "specjalnego potraktowania" dla Petone leży w interesie sąsiadujących z nim miejscowości:

      

#H1. Działanie na zasadzie chińskiego przysłowia "im potężniejsze drzewo tym większy obszar chronią jego konary":

       Przez tak dlugo jak Petone cieszy się "specjalnym potraktowaniem Boga", również przed nieszczycielskimi kataklizmami chronione są przez owo Petone wszystkie miejscowości które leżą na tyle blisko Petone, że zniszczenie Petone dotykałoby i je (a także że zniszczenie ich dotknęłoby także i Petone). Tak więc w chwili obecnej Petone chroni sobą także miasto Wellington, jak i miasteczko Lower Hutt. Dlatego w interesie mieszkańców tamtych miejscowości także leży aby "specjalne potraktowanie" przedłużało się dla Petone możliwie przez jak najdluższy okres czasu, a jesli się da, to aby mieszkańcy Petone podjęłi oficjalny program utotaliztycznienia swojej filozofii.


#H2. Miejscowości spoza "zasięgu zniszczenia" wyłączone są z ochronnego działania Petone:

       Poza tzw. "zasięgiem zniszczenia" miasteczka Petone leży np. sąsiadująca z Petone miejscowość zwana Wainuiomata. (Wainuiomata zlokalizowana jest w "złej dolinie Rimutaka", tuż przy tzw. "Rimutaka Forest Park" znanego z działania "mrocznych mocy" opisywanych m.in. w punkcie #K1.9 strony o nazwie newzealand_pl.htm.) Miejscowość Wainuiomata jest oddzielona od Petone tylko wąskim grzbietem górskim z którego wierzchołka wykonane zostało zdjęcie z "Fot. #B1a". Niemniej jej ewentualne zniszczenie NIE dotknęłoby Petone. Dlatego Wainuiomata NIE jest chroniona przez mechanizmy moralne chroniące Petone przed kataklizmami. Jak też opisuje to punkt #I3 tej strony, Wainuiomata jest trapiona kataklizmami które ominęły Petone.


Część #I: Materiał dowodowy który potwierdza, że faktycznie nowozelandzkie miasteczko Petone otrzymuje od Boga "specjalne potraktowanie":

      

#I1. Niniejsza "część #I" reprezentuje powtórzenie, uzupełnienie i poszerzenie materiału dowodowego zaprezentowanego w "części #I" odmiennej strony o nazwie day26_pl.htm:

       Poczatkowo, przy okazji kolejnej aktualizacji i przeredagowywania strony o nazwie day26_pl.htm, do jej "części #I" włączyłem opisy tych kataklizmów, które nastąpiły już w czasach po moim zamieszkaniu w Petone (i już po przeredagowaniu początkowej treści tamtej strony "day26_pl.htm"), a które zgodnie z zachowaniami się natury powinny uderzyć w miasteczko Petone i wyrządzić w nim spore szkody. Każdy bowiem z owych kataklizmów czynił szkody w pobliżu Petone, jednak przez Petone przeskakiwał nie wyrządzając tu żadnych zniszczeń. Potem się okazało że takich kataklizmów jest niespodziewanie dużo i że ich skrupulatne opisywanie zaczyna powiększać tamtą stronę "day26_pl.htm" do niepożądanej długości. Dlatego w dniu 30 marca 2012 roku postanowiłem zaprzestać dalszego wydłużania tamtej strony, zas opisy owych kataklizmów przerzucić do niniejszej strony i tutaj kontynuować je dalej. Tak powstała niniejsza "część #I" tej strony. Poza jej punktem #I3 (który jest dokładnym powtórzeniem opisów takich kataklizmów zaprezentowanych w punkcie #I3 strony day26_pl.htm), wszystkie pozostałe punkty niniejszej strony mają prezentować odmienne ustalenia nowej "totaliztycnzej nauki" niż odpowiadające im punkty ze strony "day26_pl.htm".


#I2. Dlaczego oryginalnie ja podjąłem gromadznie i zestawianie materiału dowodowoego zaprezentowanego w niniejszej "części #I":

       Oryginalnie podjąłem gromadznie i zestawianie materiału dowodowego zaprezentowanego w niniejszej "części #I" (szczególnie zaś w jej punkcie #I3), aby naukowo sprawdzić czy Bóg faktycznie dotrzymuje swojej obietnicy zawartej w Biblii - którą to obietnicą Bóg gwarantuje ludziom, że NIE zniszczy miast ani społeczności w których gronie zamieszkuje na stale co najmniej tzw. "10 sprawiedliwych". (Ową boską gwarancję opisuję dokładniej w punktach #I1 i #I2, zaś dodatkowo wzmiankuję ją w punktach #P5.1, #A2, #G1, #H3 i #K2, swej strony o nazwie quake_pl.htm. Z kolei wymogi przynależności do owych "sprawiedliwych" wyjaśniłem w punkcie #G2 swej strony o nazwie day26_pl.htm.) Jak bowiem wykazały moje osobiste sprawdzenia, w pobliżu miasteczka Petone faktycznie mieszka na stałe co najmniej 10 osób spełaniających bibilijną definicję "sprawiedliwych". Stąd, zgodnie z obietnicą Boga, Petone powinno być omijane przez wszelkie niszczycielskie kataklizmy aż do czasu gdy liczba "sprawiedliwych" spadnie dla owego miastaczka poniżej wymaganych co najmniej 10-ciu. Jak też moje sprawdzenie dokumentuje to naukowo za pomocą materiału dowodowego zaprezentowanego w punkcie #I3 poniżej, faktycznie owa obietnica Boga wypełniana jest dla Petone z iście "żelazną konsekwencją". Opisywane tu Petone jest więc pierwszą miejscowością nowożytną, dla której zostało sprawdzone naukowo wypełnianie przez Boga obietnicy zawartej w Biblii.


#I3. Materiał dowodowy potwierdza, że pobliskie goszczenie "10 sprawiedliwych" naprawdę oddala kataklizmy od nowozelandzkiego miasteczka Petone (tak jak Bóg obiecuje to w Biblii):

       Poniżej zestawiam przypadki kataklizmicznych zdarzeń jakie dotknęły nowozelandzkie miejscowości zlokalizowane niedaleko od Petone. Cechą tych zdarzeń jest, że ich cechy, natura i przebieg sugerowały iż powinny one dotknąć kataklizmicznie także miasteczko Petone. Jednak faktycznie "przeskakiwały" one przez to miasteczko NIE czyniąć w nim żadnej szkody. Ten fakt zaś potwierdza "specjalne potraktowanie" jakie miasteczko Petone cieszy się od Boga. Oto więc te kataklizmiczne zdarzenia, które oryginalnie ja obserwowałem, analizowałem naukowo i opisałem w punkcie #I3 odmiennej strony o nazwie day26_pl.htm:
       1. Chmura rodząca tornada. Najdoskonalszym przykładem takich właśnie przypadków był "fenomen atmosferyczny" opisany w artykule [1#I3] "Southerly buster hits Wellington, ripping off roofs, and halting trains" (tj. "Południowy wicher uderzył Wellington zrywając dachy oraz zatrzymując pociągi"), ze strony A1 nowozelandzkiej gazety "The Dominion Post Weekend", wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), March 13-14, 2010. Fenomenem tym była soczewko-kształtna chmura wyglądająca jak gigantyczny wehikuł UFO, jaka przeleciała wzdłuż niemal całej Nowej Zelandii, generując huraganowy wiatr wirowy jaki zasiewał zniszczenia i chaos na jej drodze, zrywał dachy i obalał drzewa, itp. Chmura ta czasami generowała nawet mini-tornada na swoim obrzeżu. Ten inteligentnie zachowujący się fenomen pogodowy pozostawił ścieżkę zniszczenia na niemal całej swojej drodze, włączając w to stolicę Wellington (oddalnoą od Petone tylko o około 8 km) - do którego to miasta dotarł około 16:30 owego piątku. Jednak kiedy po Wellington doleciał do Petone, jedynie rubasznie postraszył trochę przechodniów łamiąc w tym celu kilka gałęzi na drzewach, poczym poszybował dalej. Już jednak w następnej miejscowości poza Petone (tj. w Lower Hutt) zaczął ponownie szaleć tarasując drogę, obalając drzewa i zatrzymując pociągi.
       2. Ulewne deszcze idukujące powodzie. Innym przykładem niszczycielskiego fenomenu pogodowego który także ilustratywnie potwierdził ową regułę omijania miejscowości Petone bez wyrządzania w niej poważniejszych szkód, były dwutygodniowe przewlekłe opady ulewnych deszczy jakie dotknęły Nową Zelandię w drugiej połowie maja i na początku czerwca 2010 roku. Deszcze te spowodowały poważne powodzie, obsuwiska ziemi, ewakuacje miejscowości, oraz zniszczenia dróg zarówno na północnym jak i na południowym końcu długich jak kiszka dwóch głównych wysp Nowej Zelandii. Jednak w centrum tych wysp, gdzie właśnie położone jest Petone, deszcze te jedynie zmoczyły wysuszoną glebę NIE czyniąc praktycznie żadnych szkód. Na temat tych powodziowych deszczy i ich następstw, niemal codziennie ukazywały się wówczas alarmujące artykuły w nowozelandzkich gazetach, np. patrz artykuł [2#I3] "Heavy downpours to hamper clean-up operations" (tj. "Ciężkie ulewy uniemożliwiają operacje oczyszczania"), ze strony A5 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), May 26, 2010 roku; artykuł [3#I3] "After the floods and a landslide, now get set for bitter cold and snow" (tj. "Po powodziach i obsuwisku ziemi, teraz przygotuj się na kąsające zimno i śnieg"), ze strony A3 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), May 27, 2010; artykuł [4#I3] "Nature's fury" (tj. "Furia natury") ze strony A1 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), June 2, 2010 roku (jaki opisuje i pokazuje zdjęcia z kataklizmicznej powodzi na obszarze Nowej Zelandii zwanym "Bay of Plenty" - który jest oddalony od Petone tylko o odległość znacznie mniejszą niż zasięg układu niżowego który spowodował te powodzie, chociaż ten sam układ niżowy wcale NIE zaszkodził mojej miejscowości); czy artykuł [5#I3] "Residents flee homes as Whakatane hit by water bomb" (tj. "Mieszkańcy uciekają z domów gdy Whakatane uderzone zostało bombą wody"), ze strony A4 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010 (jaki to artykuł dyskutuje dane liczbowe katastroficznie intensywnego opadu deszczu w owym obszarze zwanym "Bay of Plenty").
       3. Trzęsienie ziemi z Christchurch. Jeszcze jednym potwierdzeniem chroniącego działania owych "10 sprawiedliwych", było silne trzęsienie ziemi którego nadejście ja przewidywałem już na kilka miesięcy wcześniej i ostrożnie zapowiedziałem w treści niniejszej strony, a które w sobotę dnia 4 września 2010 roku uderzyło w miasto Christchurch. (Owo trzęsienie ziemi z Christchurch opisane zostało dokładniej w punkcie #C5 odrębnej strony o nazwie seismograph_pl.htm - poświęconej omówieniu urządzenia do zdalnego wykrywania nadchodzących trzęsień ziemi, oraz w punkcie #P5 odrębnej strony o nazwie quake_pl.htm - poświęconej opisowi bazujących na mechanizmach moralności metod zapobiegania wszelkim kataklizmom.) Jak bowiem wyjaśniam to w punkcie #I2 powyżej na tej stronie, Wellington (a więc także i Petone) należy do owych 3 głównych miast Nowej Zelandii, jedno z których musi zostać zniszczone jakimś kataklizmem, jeśli koniecznym się okaże dokonanie wymuszonej przez Boga odnowy moralnej i filozoficznej tego kraju. Na dodatek, z naukowego punktu widzenia, Wellington ma nieporównanie większe szanse na doświadczenie silnego trzęsienia ziemi, niż oba pozostałe z tamtych 3 miast, tj. niż Auckland lub Christchurch. Wszakże dokładnie pod Wellington przebiega ów morderczy "Ring of Fire" - który jednak Christchurch i Auckland omija z dosyć daleka. Ponadto, jakikolwiek rodzaj filozofii lub zachowań by nie zadominował w reszcie Nowej Zelandii, ich pochodzenie zawsze daje się wytropić do Wellington. Wszakże Wellington jest stolicą w której politycy podejmują wszelkie decyzje i ustanawiają wszelkie prawa jakie potem muszą być wypełniane przez całą Nową Zelandię. Niemniej - jak się okazało, dla doświadczenia niszczycielskich trzęsień zimi (które zaczęły się tam w 2010 roku, trwały przez cały rok 2011, oraz ciągle były kontynuowane w 2012 roku - kiedy to aktualizowałem niniejszy punkt) Bóg wybrał jednak Christchurch. (Można spekulować, że ma to jakiś związek z nazwą "Christ-church", tj. "kościół-Chrystusa", która to nazwa jest szczególnie "zobowiązująca" - tak jak wyjaśnione to zostało w punkcie #G2 storny o nazwie przepowiednie.htm.) Co też ciekawe, owo pierwsze potężne trzęsienie ziemi nastąpiło kiedy ja właśnie przebywałem na wakacjach w Kuala Lumpur, Malezja.
       4. Całotygodniowy lodowaty sztorm. Począwszy od soboty 18 września 2010 roku przez cały następny tydzień Nowa Zelandia była bita przez lodowaty sztorm jaki zamroził na śmierć tysiące owieczek na łąkach, powalił sporo linii wysokiego napięcia, zawalił stadion sportowy w Invercargill, tarasował liczne drogi, zakłócał łączność, oraz pozalewał gospodarstwa rolne. W tygodniu owego sztormu telewizja była pełna raportów o zniszczeniach, zaś gazety aż roiły się od artykułów w rodzaju "Chaos as big blow hits" (tj. "Chaos jak potężny podmuch uderza") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety Weekend Herald, wydanie z soboty (Saturday), September 18, 2010, czy "Three days of storm leave trail of damage" (tj. "Trzy dni sztormu pozostawia ścieżkę zniszczeń") ze strony A3 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), September 20, 2010. (Ten ostatni artykuł opisuje rówmież m.in. zawalenie się dachu niemal nowego stadionu sportowego w Invercargill, opisywane także w 1 z punktu #E1 totaliztycznej strony o nazwie rok.htm.) Na przekór jednak że niemal cała Nowa Zelandia była bita przez ów sztorm, Petone w którym mieszkam niemal dzień po dniu miało słoneczną pogodę i tylko lekki wiaterek - tak jakby Bóg celowo chciał podkreślić, że jest to miejscowość o wyjątkowym potraktowaniu. Co ciekawsze, to już w sąsiedniej miejscowości o nazwie "Lower Hutt" piorun z owego sztormu uderzył i spalił domostwo (choć jego mieszkanka została uratowana) - co opisuje artykuł "Lower Hutt woman's lucky strike" (tj. "Uderzenie szczęśliwe dla kobiety z Lower Hutt"), ze strony A1 gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday), September 18-19, 2010.
       5. Powódź "jedna na 150 lat" w pobliskiej "Golden Bay". Niedaleko od Petone, bo tylko po przeciwnej stronie wąskiej "Cieśniny Cook'a", leży obszar zwany "Golden Bay". Faktycznie to gdyby nie łańcuch górski który ją zasłania, wówczas owa "Golden Bay" prawdopodobnie byłaby widoczna z Petone. W dniu 28 grudnia 2010 roku jej obszar został zniszczony sztormem i niszczycielską powodzią. Powódź tą publikatory opisywały jako zdarzającą się raz na 150 lat - patrz artykuł "Clean-up begins after storm inflicts worst flooding in 150 years" (tj. "Sprzątanie się zaczyna po tym jak sztorm spowodał najgorszą powódź od 150 lat") ze strony A2 gazety The New Zealand Herald (wydanie z czwartku (Thursday), December 30, 2010). Szokująco, w dniu tego kataklizmicznego sztormu i deszczu w pobliskiej "Golden Bay", w Petone świeciło słońce. (Odnotuj że ową "powódź 150-lecia" opisuję także w 9 z punktu #C5 na stronie seismograph_pl.htm.)
       6. Powódź od "królewskiego przypływu" i sztormu w Auckland z niedzieli dnia 23 stycznia 2011 roku. W ową niedzielę w Petone padal sobie zwykły deszczyk-kapuśniaczek, który korzystnie ponawadniał miejscową glebę i rośliny. Był on zbyt mały aby np. powstrzymać mnie przed udaniem się do miejscowej biblioteki. Kiedy jednak wieczorem włączyłem telewizor, przeżyłem szok. Cała wyspa północna Nowej Zelandii, włączając w to Petone w jakim ja mieszkam, była owego dnia pokryta zlowrogo wyglądającą eliptyczną chmurą niżową o kształcie podobnym do cyklonu silnego sztormu tropikalnego. Sztorm ten zalał miasto Auckland i tzw. "Bay of Plenty" kilkunastoma centrymetrami deszczówki. Jednocześnie tzw. "królewski przypływ" (po angielsku "king tide") dodatkowo powiększony ssącym działaniem owego niżu sztormowego podniósł wody oceanu do góry, tak że zaczęły wlewać się one na ulice miasta. W wieczornych dziennich telewizyjnych na kanałach "3" i "Prime" raportowano o incydencie niedawnej budowy niskiego murku jaki miał odgradzać wody oceanu od miasta. Podczas owej budowy podobno mieszkańcy pobliskich domów błagali inżyniera prowadzącego tą budowę, aby zbudował znacznie wyższy mur. Ów inżynier jednak zignorował prośby miejscowych, twierdząc że z jego obliczeń wynika iż morze nigdy NIE podniesie się aż tak wysoko. Jednak owej niedzieli morze się podniosło i zalało miasto - ciekawe czy ów inżynier będzie pociągnięty do odpowiedzialności za "odwalenie tak niefachowej lipy". W rezultacie, w telewizji pokazywano ulice Auckland zamienione w rwące rzeki, fale morskie wdzierające się do miasta, oraz ludzi brodzących po kolana w kuchniach własnych domów. Ta sama więc chmura niżowa która w Petone spowodowała jedynie korzystny dla roślinek kapuśniaczek, dla Auckland okazała się źródłem kataklizmicznej powodzi. Zdjęcia z owej powodzi, oraz mapę wywołanych nią zniszczeń, można sobie oglądnąć w artykule "Nature's brutal king hit" (tj. "Brutalne królewskie uderzenie natury") ze stron A1 i A5 gazety The New Zealand Herald (wydanie z poniedziałku (Monday), January 24, 2011). Owa powódź w Auckalnd była faktycznie pierwszym poważniejszym kataklizmem jaki dotknął owo miasto. Przed tą powodzią Auckalnd było jedyne "ostrzegane" przerwami w dopływie prądu, oraz dziwnymi awariami transportu publicznego. Wygląda więc na to, że albo Auckland właśnie weszło w poziom praktykowania filozofii pasożytnictwa którego Bóg NIE jest już gotowy dalej tolerować, albo też że uprzednio miasto to było chronione owymi "10 sprawiedliwymi" - jednak właśnie z jakichś powodów ich liczba spadła poniżej minimum wymaganych 10-ciu. Którakolwiek jednak z owych dwóch przyczyn by nie spowodowała że Auckland dołączyło właśnie do miast Nowej Zelandii "karanych" przez Boga kataklizmami, ciągle z całą pewnością już wkrótce ponownie coś usłyszymy na jego temat.
       7. Dewastacja miasta Auckland i jego okolic przez tropikalny cyklon "Wilma". W zaledwie 6 dni po powodzi opisanej w poprzednim punkcie, tj. od soboty wieczorem dnia 29 stycznia 2011 roku, niemal cała północ Nowej Zelandii, włączając w to miasto Auckland, została zalana wodą i obita wiatrami tropikalnego cyklonu o nazwie "Wilma". Raporty zniszczeń od owego cyklonu są podsumowane w artykule "Cyclone Wilma leaves sodden trail of damage in its wake" (tj. "Cyklon Wilma pozostawia zalaną wodą ścieżkę zniszczeń na swej drodze") ze strony A4 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), January 31, 2011. Tym razem również jedynie (słabe) obrzeże owego cyklonu przetoczylo się ponad Petone. Zrosiło ono tylko glebę dosyć obfitym deszczem, oraz porozsiewało dzikie nasiona silnym wiatrem, jednak ludziom NIE wyrządziło żadnych szkód. Jak widać Bóg dotrzymuje swej obietnicy, omijając kataklizmami Petone i potwierdzając w ten sposób że owo miasteczko jest faktycznie chronione przez "10 sprawiedliwych".
       8. Wizja maoryskiego jasnowidza. W niedzielę, dnia 6 lutego 2011 roku, Nowa Zelandia obchodziła doroczne święto rodzimych Maorysów zwane "Waitangi Day". Jak zwykle przy tej pokazji, w oficjalnych uroczystościach brały udział tłumy Maorysów, oraz wielu dygnitarzy rządowych. Ku zaskoczeniu tych tłumów, maoryski jasnowidz (który również jest kapłanem jednego z kościołów Nowej Zelandii) wykorzystał swoje przemówienie z okazji tego święta, aby publicznie ujawnić wizję którą miał 38 lat temu. Ta wizja ujawniona przez niego publicznie powtórzona została owego dnia w wieczornych dziennikach telewizyjnych Nowej Zelandii, a także w dzień później była opublikowana w artykule "Kaumatua's earthquake prophecy will come true ... eventually" (tj. "Przepowiednia maoryskiego jasnowidza o trzęsieniu ziemi ulegnie wypełnieniu ... pewnego dnia") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), February 7, 2011. W swojej wizji ów jasnowidz widział miasto Wellington uderzone morderczym trzęsieniem ziemi. Widział jak ulice tego miasta wyłożone zostały zwłokami niezliczonych ludzi. Widział jak budynki na zboczach Wellingtońskich wzgórz zwyczajnie znikały. Widział jak dach parlamentu mieszał się z ruinami pobliskich budynków. Widział jak wody Welingtońskiej zatoki morskiej najpierw się wycofały, potem zaś z furią wróciły aby uderzyć w miasto zabójczym tsunami. W jego wizji wszystkie te zniszczenia miały nastąpić w miesiący czerwcu - tyle że NIE wiedział którego roku. Ponieważ niepodważalnie wierzył on w nadprzyrodzoną prawdę tej wizji, przez 38 lat każdego czerwca z obawą wypatrywał czy ona się wypełni. Jednak narazie owo trzęsienie ziemi jeszcze NIE nastąpiło. Zdecydował się więc aby o nim ostrzec innych ludzi w swoim publicznym przemówieniu. (Ja osobiście rozumiem jego pewność, ponieważ sam też kiedyś miałem wizję pobytu we wsi Stawczyk dalekiej przyszłości - co opisałem w punkcie #J3 totaliztycznej strony o nazwie wszewilki_jutra.htm oraz w punkcie #C4 ze strony o nazwie stawczyk.htm. Wiem więc jak pewnym jest się prawdziwości tego co w takich wizjach się widzi.) Aczkolwiek wielu zajęło wysoce sceptyczne stanowisko co do merytu owej maoryskiej wizji, generalnie niemal każdy się zgadza że Wellington ma już przedawniony termin nadejścia takiego silnego trzęsienia ziemi, oraz że NIE ma wątpliwości iż kiedyś ono nadejdzie, jedynie narazie nie wiadomo "kiedy" to nastąpi. Wszakże Welligton leży na silnym geologicznym "fault". Ja do tego bym dodał, że Wellington, jako stolica kraju, jest też "przyczyną" i "mózgiem" wszystkiego tego za co inne obszary Nowej Zelandii już od dawna biorą łomotanie od Boga. Wszakże jeśli np. Nowozelandzczycy nie dyscyplinują swoich dzieci zgodnie z wymaganiami Biblii - tak jak to opisane jest w punkcie #B5.1 strony will_pl.htm, "przyczyną" tego są prawa i nakazy uchwalone właśnie w Wellington. Jeśli Nowa Zelandia jest oblazła niemoralnymi monopolami - tak jak wyjaśnia to (1) z punktu #E1 strony o nazwie rok.htm, przyczyną tego są układy, nawyki i działania zapoczątkowane w Wellington. Itd., itp. Innymi słowy, zarówno zgodnie z logiką, jak i zgodnie z wizją Maoryskiego jasnowidza, Wellington powinno być "ukarane" jakimś znaczącym kataklizmem znacznie nawet wcześniej niż wszystkie inne miejsca opisywane w niniejszym punkcie, a także w punktach #C5 i #C5.1 strony o nazwie seismograph_pl.htm. Skoro więc taki kataklizm jak dotychczas omija Wellington (a stąd i Petone w którym ja mieszkam), jedynym znanym nam wytłumaczeniem tego omijania jest chroniąca przed kataklizmami moc obecności w owym mieście i w jego okolicy tych "10 sprawiedliwych" którzy narazie bronią to miejscowości przed tym co nieuchronne. Na przekór więc że zapewne data nadejścia kataklizmu do Wellington i do Petone jest już przedawniona, ciągle opisywana tu wizja NIE ulegnie spełnieniu aż do czasu kiedy z jakichś tam powodów liczba zamieszkujących tu "sprawiedliwych" spadnie poniżej dziłających ochronnie "co najmniej 10-ciu".
       9. Potężny sztorm jaki szalał nad Nową Zelandią przez ponad tydzień, począwszy od 26 kwietnia 2011 roku. Zniszczenia od owego sztormu opisywane były w całym szeregu artykułów, np. w [1#I3(9)] "Gale-force fury" (tj. "Furia potężnych wiatrów"), ze strony A1 gazety nowozelandzkiej The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), April 27, 2011. Sztorm ten jest opisywany w podpisie pod "Fot. #M1" ze strony telekinetyka.htm jako główna przyczyna dla której jego wiatry wyrzuciły na brzeg plaży w Petone, Nowa Zelandia, jedną z owych słynnych już w calym świecie "żółtych kaczuszek" które wrzucone były do morza koło wschodnich wybrzeży USA, oraz dryftowały potem z prądami morskimi praktycznie po całym świecie. Ów potężny sztorm wyrządził całą masę zniszczeń i szkód dosłownie w każdym kierunku od Petone, kiedy łomocząc Nową Zelandię zataczał on jakby ogromny okrąg w jakiego centrum znajdowało się Petone, jednak samo Petone zostało przez niego pozostawione niemal nietknięte (tj. podczas tego sztormu w Petone padał jedynie słaby deszcz i wiał typowy dla Petone wiatr). Ogrom zniszczeń tego sztormu (który niszczył pobliskie miejscowości, jednak strannie omijał Petone) można prześledzić z artykułów jakie ukazały się wówczas na ten temat w prasie Nowej Zelandii. Sztorm ten np. w tzw. "Hawkey's Bay" zalał domy tak nagłą i tak silną powodzią, że ludzie musieli być tam ewakuowani helikopterami. Ich domy zostały zalane, bydło i owce potopione, drogi zniszczone obsuwiskami ziemi i błota, mosty pouszkadzane, linie elektryczne pozrywane, zaopatrzenie w wodę uszkodzone, itp. - po więcej informacji patrz np. artykuły [2#I3(9)] "Heavy rain 'worse than Bola' wreaks havoc in Hawke's Bay" (tj. "Silny deszcz 'gorszy niż z huraganu Bola' wszczyna zniszczenia w Hawke's Bay"), ze strony A3 nowozelandzkiej gazety "The Dominion Post", wydanie z piątku, April 29, 2011; czy [3#I3(9)] "Storm battering gets fierce" (tj. "Uderzenia sztormu stają się coraz zajadlejsze"), ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), May 2, 2011. Co mnie najbardziej zastanawia, to że ów sztorm był pierwszym jaki wywołał znaczące zniszczenia w przeciwstawnej niż Petone części Wellington (tj. w mieście dla którego Petone jest przedmieściem). Najwyraźniej z jakichś powodów ostatnio owo Wellington przestało być już chronione przez "10 sprawiedliwych" - którzy jednak nadal chronią Petone.
       10. Sztorm który nieco na południowy-zachód od Petone pozalewał powodzią nabrzeża rzeki "Grey river", zaś nieco na północny-wschód od Petone (tj. w Masterton) zabił przechodnia. Na przekór jednak, że przechodził on też ponad Petone, oraz że zasiał on znaczące zniszczenia w obu przeciwstawnych kierunkach od Petone, w samym Petone był on niemal nieodnotowalny. Sztorm ten, a także jego ofiary, są opisane i zilustrowane w artykule [1#I3(10)] o tytule "Couple crushed in weather chaos" (tj. "Para zmiażdżona w pogodowym chosie") ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z wtorku (Tuesday), November 22, 2011.
       11. Trzęsienie ziemi które uszkodziło budynek w samym Wellington, zaś w pobliskim Petone było już niemal nieodnotowywalne. Owo trzęsienie ziemi o sile 5.7 na skali Richtera uderzyło w Wellington o godzinie 19:19 w sobotę dnia 3 grudnia 2011 roku - uszkadzając niemal nowy budynek który był naczelną siedzibą zarządu firmy "Meridian" sprzedającej ludności energię elektryczną. Opis tego trzęsienia ziemi i zniszczeń jakie ono spowodowało zawiera artykuł [1#I3(11)] o tytule "New city building damaged by quake" (tj. "nowy budynek miasta uszkodzony przez trzęsienie ziemi") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku, December 5, 2011. Z powodu więc uszkodzenia jedynie tego właśnie budynku, warto byłoby zadać sobie pytanie, "czy owa firma 'Meridian' jest np. odpowiedzialna za niekontrolowany (niemoralny) wzrost cen energii elektrycznej w Nowej Zelandii?" - po badziej szczegółowe dane patrz artykuł "Power chiefs' mixed fortunes" (tj. "zmienne losy wodzów elektryczności") ze strony C1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), October 22, 2009, lub artykuł "Power rises defended amid 'windfall profits'" (tj. "podrożenie elektryczności utrzymywane na przekór 'kokosowych zysków' ") ze strony A2 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z piątku (Friday), December 12, 2008. (Odnotuj, że fakty opisane w owych artykułach miały miejsce w czasach kiedy z powodu światowego kryzysu ekonomicznego normalni Nowozelandczycy zmuszeni byli "zaciskać pasa".) Wszakże owe niemal już astronomiczne ceny energii elektrycznej, którą Nowa Zelandia generuje przecież prawie za darmo w jej licznych i już dawno pospłacanych elektrowniach rzecznych, są powodem dla którego wielu co biedniejszych mieszkańców tego kraju jest niemoralnie poddawane cierpieniom - przykładowo ponieważ emerytów przestaje już być stać na używanie elektryczności do ogrzewania swych mieszkań, zaś bezrobotnych przestaje być już stać na użycie elektryczności do gotowania swej żywności. Z kolei liczba takich coraz uboższych ludzi w NZ gwałtownie się zwiększa - np. patrz artykuł [2#I3(11)] "NZ rich-poor gap widens faster than rest of world" (tj. "W Nowej Zelandii przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi poszerza się szybciej niż w reszcie świata"), ze strony A6 gazety The New Zealand Herald, wydanie ze środy (Wednesday), December 7, 2011. W tej sutuacji 42% podwyżka ponad milionowej pensji "naczelnego" owej firmy "Meridian Energy", opisana w artykule [3#I3(11)] "Public CEOs hit paydirt" (tj. "Naczelni z państwowych firm na żyle złota") ze strony A1 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012, jest NIE tylko niemoralnością, ale także arogancją. Czyżby więc uszkodzenie tego właśnie budynku oznaczało, że istniały wyraźne "moralne powody" dla których z całego Wellington uderzonego tym sporym trżesieniem ziemi, wymownie tylko budynek firmy Meridian został uszkodzony? Czy więc teraz powinniśmy też się spodziewać, że następne trzęsienia ziemi zniszczą też kwatery główne niektórych innych firm nowozelandzkich niemoralnie indukujących ludzkie cierpienia, przykładowo monopolistycznej firmy która podniosła tak wysoko ceny mleka w Nowej Zelandii, że mleko to stało się niedostępne dla większości zwykłych Nowozelandczyków? - np. patrz artykuł "Price families pay for milk an outrage, says health chief" (tj. cena jaką rodziny płacą za mleko jest hańbą, stwierdza szef zdrowia") ze strony A7 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), February 16, 2011, czy artykuł "Milk products tipped to get even pricier" (tj. "produkty mleczne wytypowane do podwyżki cen") ze strony A2 gazety The New Zealand Herald, wydanie z czwartku (Thursday), February 17, 2011. (Odnotuj że Nowa Zelandia jest jednym z największych w świecie producentów mleka. Niestety, jej mieszkańcy są bezpardonowo ograbiani z korzyści tak wysokiej produkcji mleka przez monopolistyczną instytucję która, zgodnie z informacją podaną w wiadomościach wieczornych na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej w środę dnia 8 lutego 2012 roku w godzinach 18:00 do 19:30, płaci rolnikom tylko 65 centów za litr mleka, jednak potem pozwala aby to mleko było sprzedawane w supermarketach za cenę około cztery razy wyższą.) Więcej informacji na temat najróżniejszych "monopoli" które zwolna "zaduszają" Nową Zelandię, zawartych jest w punkcie #H2 strony o nazwie humanity_pl.htm oraz w punkcie #D5 strony o nazwie fruit_pl.htm.
       12. "Najgorsza od 50 lat" powódź, która zdewastowała miasto Nelson i jego okolice. Opisana jest ona dokładniej np. w artykule [1#I3(12)] o tytule "Torrent sweeps farmer outside" (tj. "rwący prąd wody wyrzucił rolnika z domu") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), December 17, 2011. Miasto Nelson niemal "sąsiaduje" z Wellington i z Petone, bowiem leży na przeciwległym niż Wellington brzegu wąskiego przesmyku "Cook Strait". Jednak kiedy w środę i czwartek, dnia 14-15 grudnia 2011 roku, Nelson zostało zalane "oberwaniem chmury" i niszczycielską powodzią, w Petonie trudno było wypatrzyć jakiegokolwiek deszczu. Faktycznie też w ostatnich czasach pogoda w Wellington i jego okolicach (m.in. w Petone) stała się aż tak przyjemna i aż "przyjacielska" wobec ludzi, że jej nietypowa łagodność ze zdumieniem zaczęła nawet być komentowana w wieczornym dzienniku telewizyjnym na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej z godziny 18-19 we wtorek dnia 27 grudnia 2011 roku. Wszakże w czasach poprzedzających moje przeprowadzenie się do przedmieścia Wellington, miasto to znane było jako "stolica wiatrów" (tj. "windy city") i miało opinię jednego z najburzliwszych miast Nowej Zelandii o wprost trudnej do wytrzymania, wietrzystej pogodzie.
       13. Zapowiedź poprawy sytuacji z zanieczyszczeniem powietrza w Petone. Obecna depresja ekonomiczna na świecie powoduje, że niemal wszędzie tzw. "ochrona środowiska" schodzi teraz na dalszy plan i jest zupełnie zaniedbywana. Wszakże niemoralnie postępujący kapitaliści którzy powodują dzisiejsze katastrofalne zanieczyszczania powietrza, wody, gleby, lasów, itp., mają teraz doskonałą wymówkę dla swoich niemoralnych zapędów zatruwania naszej planety, twierdząc że zmuszeni są do "walki o przetrwanie" w trudnych warunkach ekonomicznych i że NIE mają już rezerw finansowych aby także dbać o naturalne środowisko i o naszą planetę (który to "brak rezerw" wcale jednak NIE przeszkadza większości z nich osiągać wyższe niż uprzednio zyski). Wszędzie więc zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby, lasów, itp., są teraz gwałtownie eskalowane. Dlatego mile zaskakująca była dla mnie wiadomość opublikowana w artykułach [1#I3(13)] "Residents hail Exide closure" (tj. "mieszkańcy wiwatują zamknięcie Exile") ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), February 16, 2012; oraz [2#I3(13)] "Exide plant closure plan within week" (tj."plan zamknięcia zakładu Exide będzie gotowy za tydzień" ze strony A6 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), February 18, 2012. W owych artykułach upowszechniana była bowiem wiadomość, że jeden z najbardziej śmierdzących, nieczystych i niebezpiecznych zakładów przemysłowych Nowej Zelandii, który zatrudniał tylko około 40 robotników jednak od niepamiętnych czasów zatruwał powietrze i środowisko w Petone, zostanie zamknięty na dobre w dniu 31 marca 2012 roku. Zakład ten, należący do "Exide", przetwarzał stare i zużyte akumulatory. Z jego komina i licznych wentylatorów wyrzucane były nieustannie na Petone smugi ciężkiego, lepkiego, śmierdzącego dymu i pyłu, pełnego trujących ludzkie organizmy, ciężkich pierwiastków, sproszkowanego ołowiu i najróżniejszych morderczych chemikaliów. W rezultacie tych zanieczyszczeń, mieszkańcy Petone niemal nieustannie chorowali na najróżniejsze choroby układu oddechowego, rodziło się tu też sporo dzieci ze zwyrodnieniami, gleba, trawa i wszysko co tylko tu rosło pokrywane było warstewką trujących substancji jakie docelowo trafiały do organizmów ludzi, zaś kołnierzyki koszul pokrywały się brązową warstwą już w kilka godzin po ich ubraniu. Przez też tak długo jak tylko mieszkam w Petone (tj. od 2001 roku), słyszę jak miescowi ludzie bezskutecznie walczą i procesują się o zamknięcie tego zakładu. Wszystko jednak co ludzie dotychczas czynili szło na marne. Jakiż bowiem decydent słucha głosu zwykłych ludzi, kiedy ma też wybór aby wysłuchać perswazji kapitalistów i ich kapitału - zaś wiadomo że "money talk" (tj. "pieniądze przemawiają"). W rezultacie przez wszystkie te lata owa fabryka arogancko smrodziła wprost w twarze mieszkańcom Petone i wszyscy wiedzieli że trzeba będzie jakiegoś cudu aby ją zamknąć i zakończyć to jej smrodzenie. I tak oto ów cud się zdarzył właśnie w lutym 2012 roku - jak ja osobiście wierzę, tylko ponieważ niedługo wcześniej Petone i jej okolica zaczęła być zamieszkiwana przez ową minimalnie wymaganą liczbę co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych". Faktu, że zamknięcie to faktycznie miało charakter nadprzyrodzonej interwencji - a NIE moralnie zamierzonego działania ludzkich decydentów, najlepiej daje się wywnioskować z informacji zawartych w treści artykułu [3#I3(13)] "Exide was wrong; NZ not a backwater" (tj. "Exide się pomylił; Nowa Zelandia nie jest zaściankowością") ze strony B4 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post (wydanie z poniedziałku (Monday), February 20, 2012) oraz artykułu [4#I3(13)] "Council seeks more info on Exide shutdown plan" (tj. "Starostwo poszukuje dalszych informacji o zamknięciu Exide") ze strony A4 gazety The New Zealand Herald (wydanie ze środy (Wednesday), March 7, 2012). Artykuły te ujawniają bowiem, że ów zakład wcale NIE został zamknięty z powodu nacisku opinii publicznej czy z powodu czyjejś moralnie właściwej decyzji. Został on zamknięty tylko ponieważ mechanizmy rynkowe spowodowały iż Korea i Filipiny zaczęły płacić znacznie więcej za zużyte nowozelandzkie akumulatory niż cena za jaką akumulatory te gotowi byli skupywać właściciele zakładu Exide. Właściciele Exide odwoływali się nawet aż do sądu aby powstrzymać ten lukratywny export zużytych akumulatorów i aby nadal móc je skupywać niemal za darmo. To zaś że przy okazji zatruwali otoczenie i mieszkańców Petone oraz że rozsiewali sproszkowany ołów, NIE martwiło ani polityków ani decydentów. Owe fakty dowodzą więc, że zamknięcie tego zakładu zostało spowodowane mechanizmami rynkowymi sterowanymi przez Boga i uwarunkowanymi ludzką moralnością, a nie moralnie właściwym postępowaniem ludzkich decydentów czy polityków.
       Wygląda też na to, że Bóg NIE tylko przywróca czystość środowiska do Petone, ale także zamierza już wkrótce udowodnić naocznie wszystkim otwartym na prawdę, że owo przywrócenie czystości wcale NIE było przypadkiem. Zgodnie bowiem z artykułem [5#I3(13)] "US High-Tech firm considers making furnaces in Hutt" (tj. "Amerykańska firma zaawansowania technicznego rozważa produkcję pieców w Hutt"), ze strony C11 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 3, 2012, jakiś amerykański zakład produkujący piece zdecydował się otworzyć fabrykę w sąsiadującej z Petone miejscowości zwanej Lower Hutt. Wiadomo zaś, że producenci pieców są znani w świecie z rozsiewania wysoce szkodliwych dla zdrowia zanieczyszczeń (zarówno chemicznego, ceramicznego, albo azbestowego typu, jak i niebezpiecznych dla zdrowia ciężkich metali). Zapewne więc ów zakład jest "wykopywany" z USA właśnie za zanieczyszczenia jakie generuje. Prawdopodobnie wybrał więc niemal pozbawioną praw anty-zanieczyszczeniowych Nową Zelandię aby móc bezproblemowo kontynuować swoje niebezpieczne emisje. Bóg będzie miał więc doskonałą okazję aby udowodnić osobom otwartym na prawdę, że i ów zakład spotka podobny los jak Exide. Dla mnie będzie więc wysoce interesującym obserwować dalej (i raportować czytelnikom na łamach niniejszej strony) jak Bóg rozwiąże sprawę utemperowania zanieczyszczeniowych ambicji tego zakładu. Czy więc np. Bóg spowoduje, że wlaściciel tego amerykańskiego zakładu nagle ulegnie atakowi serca czy śmiertelnemu wypadkowi, albo zbankrutuje, czy też np. zakład ten będzie trapiony nieustannymi strajkami, problemami z robotnikami, sabotażami, wypadkami, kataklizmami, kłopotami legalnymi, wykroczeniami finansowymi, itp., aż w końcu będzie zmuszony wynieść się z Nowej Zelandi - pozyjemy, zobaczymy!!! Faktem jest bowiem, że jeśli ktoś działa przeciwstawnie do intencji Boga wówczas nikt NIE chciałby znaleźć się w jego skórze!
       14. "Bomba pogodowa" ("weather bomb") jaka przemieściła się ponad Petone w weekend z dni 3 i 4 marca 2012 roku. Klimatolodzy NIE wiedzieli jak nazwać zjawisko które nawiedziło Nową Zelandię w ów weekend. Nazwali więc je "bombą pogodową". Zjawisko to było bowiem czymś pośrednim pomiędzy tornadem a huraganem. Znaczy, niosło bardzo silne wiatry - w porywach osiągające 150 km na godzinę, falę zimna, oraz jednocześnie potężne opady deszczu. Przemieszczało się ono w poprzek Nowej Zelandii wzdłuż linii łączącej tzw. Taranaki (z jego centralną miejscowością New Plymouth) oraz Wairarapa (z jej centralną miejscowością Masterton). Niszczycielskie obrzeże tej "bomby" przechodziło więc też i ponad Petone. Na przekór jednak że w innych miejscowościach spowodowało ono milionowe szkody, w Petone popodlewało jedynie kwiatki nieco obfitszym niż zwykle deszczem, oraz wyperswadowało ludziom aby dla odmiany spędzili swój weekend w domu. Owa nietypowa "bomba pogodowa" została opisana szerzej m.in. w artykułach [1#I3(14)] "Weather bomb will be like a bull in a china shop" (tj. "bomba pogodowa będzie jak byk w sklepie z porcelaną") ze strony B2 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post Weekend, wydanie z soboty (Saturday), March 3, 2012, oraz [2#I3(14)] "Millions in damage after gale battering" (tj. "minionowe zniszczenia od bijących wiatrów") ze strony A3 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 5, 2012.
       Najbardziej wymowne działanie tej "bomby pogodowej" opisane zostało w artykule [3#I3(14)] o tytule "High winds and floods hit Wainui" (tj. "silne wiatry i powodzie uderzyły Wainui") ze strony 15 lokalnej gazety The Hutt News, wydanie z wtorku (Tuesday), March 6, 2012. Chodzi bowiem o to, że opisana w owym artykule miejscowość Wainuiomata położona jest zaledwie jakieś 2 km od Petone, zaś oddzielona od Petone jedynie przez wąski grzbiet górski. Z powodu owej bliskości do Petone, należałoby się spodziewać, że uderzona ona zostaje dokładnie takimi samymi wiatrami i opadami jak Petone. Jednak Wainuiomata NIE należy do tego samego "obszaru zniszczenia" co Petone. Na dodatek, gro jej mieszkańców należy do odmiennej kategorii moralnej niż mieszkańcy Petone. (Np. sporą proporcję ludności Wainuiomata stanowią więźniowie dużego zlokalizowanego tam więzienia "Rimutaka Prison". Wiadomo zaś, że w więzieniu rzadko lądują osoby postępujące wzorcowo moralnie.) Dlatego moralna odmienność Rimutaka powoduje, że całą dolinę w jakiej leży miejscowość Wainuiomata, Bóg zakwalifikował jako "złą dolinę". Niemal bez przerwy trapią ją więc najróżniejsze nieszczęścia. Stąd podczas omawianej tu "bomby pogodowej", straż pożarna z Wainuiomata była wołana do około 20 wypadków zerwania dachów przez wichurę, do wbijania się trampolin do garaży i do mieszkań, oraz do zalewania domostw i szkoły. Kilka ludzi doznało tam obrażeń ciała spowodowanych obiektami porwanymi przez wichurę. Drzewa i linie elektryczne zostały tam powalone przez silny wiatr, zaś kierowca samochódu tylko cudem wyszedł bez szwanku z kolizji z jednym z nich. Itd., itp. Wszystko to się stało kiedy w pobliskiej Petone niemal nic podobnego NIE miało miejsca.
       Refleksją więc wynikającą z owej "bomby pogodowej" jest, że Petone (a przy nim także Wellington) jest rodzajem "wyjątka" zlokalizowanego w samym centrum "kataklizmicznego trójkąta". Podczas gdy ów cały "kataklizmiczny trójkąt" powtarzalnie "łomotany" jest najróżniejszymi kataklizmami, Petone położone w jego centrum zawsze wychodzi bez szwanku. Ów zaś trójkąt obejmuje aż trzy prowincje (tj. jakby województwa) Nowej Zelandii, mianowicie tzw. Taranaki - z centralnym miastem New Plymouth, Wairarapa z centralnym miastem Masterton, oraz Tasmania obrzeżona przez trzy miasta, tj. przez Nelson, Westport i Graymouth. Ponadto, tuż przy Petone, odzielona jedynie wąskim grzbietem górskim, znajduje się też "zła dolina Rimutaka" która też powtarzalnie doświadcza najróżniejszych nieszczęść i kataklizmów. Co jednak najwymowniejsze, jeśli przeanalizuje się kataklizmy uderzające w ów trójkąt, wówczas ani geografia, ani geologia, ani też żadne cechy zjawisk natury, NIE pozwalają wyjaśnić "dlaczego?" kataklizmy te z furią atakują wszystkie trzy prowincje owego trójkąta, jednak zawsze omijają Petone położone w jego centrum. Jedynym więc powodem jaki pozwala na wyjaśnienie omijania Petone przez kataklizmy, są różnice w moralności ludzkiej oraz obecność owych co najmniej "10 sprawiedliwych". Wszakże, zgodnie z opisami z punktow #H3 i #H4 strony o nazwie quake_pl.htm, takie powtarzalnie nękane danych społeczności przez coraz potężniejsze "anomalie pogodowe", reprezentuje ostrzeganie mieszkańców owych terenów przez Boga, iż ich filozofia zaczyna już osiągać karalny poziom filozofii pasożytnictwa, a stąd że jeśli społeczności te NIE podejmą działań aby zmienić swoją filozofię albo aby osiedlić u siebie owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych", wówczas będą tam wysłane jeszcze bardziej niszczycielskie rodzaje kataklizmów. W tym miejscu być może warto więc aby czytelnik też się zastanowił, czy i jego miejscowość NIE jest przypadkiem ostrzegana przez Boga właśnie w podobny sposób.
       15. Niszczycielski sztorm jaki wyłomotał Wyspę Północną Nowej Zelandii w dniach 20 do 22 marca 2012 roku. Sztorm ten opisany został m.in. w artykułach [1#I3(15)] "Family run for their lives as gale rips off roof" (tj. "rodzina ucieka z życiem kiedy wichura zerwała dach") ze strony A5 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012, oraz [2#I3(15)] "Brace for more violent weather" (tj. "trzymaj się bo więcej dzikiej pogody") ze strony A3 gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012. Sztorm ten najwięcej szkód wyrządził w pobliskiej do Petone prowincji Taranaki, a także w Northland - na północnym czubku Nowej Zelandii. W pobliskim New Plymouth (centralnego miasteczka Taranaki) jego wiatry sięgały 113 km/h powodując wyrywanie drzew z korzeniami, obalanie linii wysokiego napięcia, wywracanie samochodów oraz zrywanie dachów. Spektatularny przykład spowodowanego nim zniszczenia pokazany został na zdjęciach ilustrujących artykuł [3#I3(15)] "End of line on cards for train track" (tj. "w widoku koniec użycia torów kolejowych") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012, oraz artykuł [4#I3(15)] "Slips leave 100 m of track dangling" (tj. "obsuwisko ziemi pozostawia 100 m torów wiszących nad przepaścią") ze strony A6 gazety The New Zealand Herald wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012. Zdjęcia te pokazują odcinek torów kolejowych o długości około 100 metrów wiszący wysoko w powietrzu ponad przepaścią. Sztorm spowodował bowiem obsunięcie się zboczy dwóch gór po obu stronach głębokiej doliny którą uprzednio tory te przecinały. Ponieważ obecnie NIE ma już na czym oprzeć owych torów, zaś przecięcie tej doliny w innym miejscu byłoby zbyt drogie i nieekonomiczne, zapewne cała linia kolejowa łącząca miasta Napier i Gisborne będzie z powodu tego sztormu musiała być zlikwidowana. Sztorm ten spowodował też rozległe powodzie. Jednak w Petone deszcz i wiatr niemal niczym się nie różnił od tych panujących tam normalnie.
       Obserwując przebieg najnowszych wydarzeń trudno oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich czasach Nowa Zelandia zaczęła obrywać od "matki natury" coraz częściej i coraz silniej. Wiedząc zaś z treści takich stron internetowych jak quake_pl.htm czy morals_pl.htm "za co" matka natura sprawia ludziom łomotanie, wystarczy przeglądnąć nagłówki dzisiejszych nowozelandzkich gazet, lub oglądnąć wiadomości telewizyjne tego kraju, aby natychmiast zrozumieć "dlaczego" owo obrywanie od natury tak w niej się nasila, oraz "co" Nowozeladczycy powinni zacząć czynić aby powstrzymać jego dalszą eskalację.
       Tamten sztorm zaczął się uspokajać w piątek, dnia 23 marca 2012. Kiedy więc w godzinach "lunchu" ponad Petone zaświeciło słońce, ja wybrałem się na spacer po plaży. Tam ponownie moją uwagę przykuło zjawisko idealnie eliptycznego "okna na niebie", jakie istniało wówczas dokładnie ponad Petone w gęstej warstwie chmur, oraz jakie spowodowało ową słoneczną pogodę która nakłoniła mnie do wyjścia na spacer. "Okno" to było tak ulokowane na niebie, że poza Petone żadna inna pobliska miejscowość NIE otrzymywała wtedy słońca. Takie eliptyczne "okna" ja widywałem ponad Petone już kilkakrotnie wczesniej (najłatwiej je zobaczyć i odnotować z miejscowej plaży) - i nawet często się zastanawiałem jak możnaby je udokumentować fotograficznie bez potrzeby użycia samolotu czy satelity które byłyby wymagane aby uchwycić na jednym zdjęciu ich całość i ich niemal idealnie eliptyczne kształty. (Poza Petone takich precyzyjnie uformowanych eliptycznych "okien w niebie" NIE widziałem w żadnym innym miejscu na Ziemi.) Tego dnia okazało się, że okno to było tak rozlokowane, iż swoim zwykłym aparatem zdołałem sfotografować oba jego zaokrąglone końce z krawędzi plaży po jakiej wtedy spacerowałem - wycelowując obiektyw swego aparatu na południe i potem na północ. Kształt bowiem i położenie owych końców elipsy dokumentował jak cała elipsa była rozlokowana ponad Petone. Oba zdjęcia jakie wtedy wykonałem pokazane zostały na "Fot. #I3" poniżej. Dokumentują one fotograficznie, że Bóg na swój dyskretny sposób daje zainteresowanym znać, iż Petone otrzymuje od Niego unikalne "specjalne potraktowanie". Wszakże gdy cała Wyspa Północna Nowej Zelandii zakryta była grubą warstwą gęstych chmur - które też widoczne są na owych zdjęciach, ponad Petone widać było czyste błękitne niebo. Aby jednak dostarczyć wyjaśnienia także i dla sceptyków - tak jak Bóg zawsze to czyni, to swoje potwierdzenie "specjalnego potraktowania" dla Petone wyraził On w typowy dla Boga sposób - tj. taki który zawiera w sobie aż co najmniej trzy (3) niezależne wytłumaczenia opisane w punkcie #C2 tej strony (a nawet jeszcze lepiej opisane w punkcie #C2 strony o nazwie tornado_pl.htm).

Fot. #I3a.
Fot. #I3b.

Fot. #I3ab: Dokumentacja zdjęciowa jednego z owych "okien w niebie" (albo "pogodowych aureoli") o kształtach wydłużonych elips, jakie powtarzalnie otwierają się (są formowane) ponad Petone. Powyższe "eliptyczne okno w niebie" pojawiło się ponad Petone w piątek dnia 23 marca 2012 roku, w fazie uspokajania się trzydniowego niszczycielskiego sztormu jaki w dniach 20 do 22 marca 2012 roku sprawiał "łomot" większej części Wyspy Północnej Nowej Zelandii, a jaki opisany jest w (15) z punktu #I3 tej strony. Jednak "okna" podobne do niego ja widywałem wcześniej już aż kilkakrotnie ponad Petone - zawsze z ciekawością analizując ich cechy i zastanawiając się jak mógłbym je udokumentwać zdjęciowo bez użycia samolotu. Poza Petone, tak precyzyjnych "eliptycznych okien w niebie" NIE widziałem ponad żadnym innym miejscem na Ziemi. (Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
       Powtarzalne pojawianie się ponad Petone takich "okien w niebie" o gładkim zarysie brzegów i o kształtach wydłużonych elips, NIE daje się naukowo wytłumaczyć żadnym znanym zjawiskiem atmosferycznym. "Okna" te mają bowiem kształty wydłużonych elips (a NIE okrąglych kół). Ich środki symetrii są zawsze trwale osadzone jakby ponad moim mieszkaniem. (Ponieważ moje mieszkanie jest zlokalizowane w pobliżu plaży, tylko ich większa połowa rozciąga się dokładnie ponad zabudowaniami Petone, mniejsza zaś połowa zachodzi ponad petońską plażę oraz ponad petońską część zatoki morskiej.) Nigdy też NIE obejmują swym zasięgiem żadnej innej miejscowości sąsiadującej z Petone. Ponadto, ich obrzeża są relatywnie gładkie, wyglądające jakby ktoś je precyzyjnie powycinał. Wcale NIE dryftują one z wiatrem - tak jak czyni to warstwa chmur w jakich są formowane, a po prostu wiszą nieruchomo ponad Petone aż do czasu swego zaniku. Kiedy zaś zanikają, po prostu w całym ich obrębie, na uprzednio błękitnym niebie nagle zaczynają się kondensować coraz gęstrze kłęby chmur. Po krótkim więc czasie, po prostu chmury te przestają być odróżnialne od warstwy chmur w jakiej dane "okno" wcześniej było uformowane.
       Jedyne zjawiska atmosferyczne o jakich mi wiadomo, że także formują podobne, tyle że "okrągłe", "okna w niebie", to tzw. "oka cyklonów". Mianowicie, w samych centrach wirujących formacji pogodowych zwanych "cyklonami", zawsze istnieje jedno idealnie okrągłe "okno", w którym typowo panuje cisza i piękna pogoda. Jednak takie "oka cyklonów" wykazują aż kilka cech które znacząco różnią się od cech owych "okien w niebie" ponad Petone o kształcie wydłużonych idealnych elips. Mianowicie, zawsze są one okrągłe, a NIE eliptyczne. Ponadto są one trwałe i dryftują wraz z danym cyklonem, a NIE (jak w Petone) pojawiają się tylko jako bezruchowe tymczasowe twory "zakotwiczone" pośród ruchomych chmur, poczym po około godzinie czasu zanikają poprzez kondensowanie chmur w swoim obrębie.
       Następne pojawienie się "okna w niebie" podobnego do powyższego, jakie odnotowałem, miało miejsce w czwartek, dnia 12 kwietnia 2012 roku - także w godzinach popołudniowych. Kiedy je odnotowałem natychmiast udałem się na miejsce wykonania zdjęć pokazanych tu na "Fot. #I3ab" - aby także wykonać podobne jego zdjęcia. Kiedy jednak tam dotarłem, okno to zaczęło już generować wypełniające je chmury i zanikać. Na wykonanych zdjęciach chmury te psują wygląd jego uprzednio gładkich, eliptycznych zarysów. Ciekawe czy gdzieś są dostępne do zwykłych ludzi satelitarne zdjęcia obszaru Petone z godzin od około 14 do 15 owego dnia. Na takich bowiem zdjęciach ciągle powinien być widoczny jeszcze niepopsuty eliptyczny zarys tamtego "okna w niebie".
       Fot. #I3a (góra): Fotografia południowego końca wydłużonej elipsy opisywanego tu "okna w niebie". Ujawnia ona jak idealnie eliptyczne są owe "okna", oraz jak formują one rodzaj nieruchomego tunelu w sięgającej niemal do ziemi i ruchomej wartwie gęstych chmur. Przykładowo, w prawej części tego zdjęcia powinen być uchwycony widok miasta Wellington - które w pogodne dni jest doskonale widoczne z tego miejsca petońskiej plaży, Jednak owa sięgająca aż do ziemi warstwa chmur całkowicie miasto to ukryła. (Miasto Welligton częściowo jest widoczne na zdjęciu Fot. #C1 ze strony o nazwie cloud_ufo_pl.htm - które także wykonane zostało w przybliżeniu z tego samego miejsca plaży w Petone, oraz w przybliżeniu w tym samym kierunku, co powyższe zdjęcie.) Odnotuj, że nawet przebieg fal morskich uchwyconych na tym zdjęciu znacząco różni się od typowego. (Typowo fale morskie zawsze mają grzbiety ułożone równoległe do linii brzegu plaży.)
       Fot. #I3b (dół): Północny koniec wydłużonej elipsy opisywanego tu "oka w niebie". Koniec ten został sfotografowany z tego samego miejsca petońskiej plaży co jej koniec południowy pokazany na zdjęciu "Fot. #I3a". Tyle, że aby go uchwycić, po wykonaniu zdjęcia "Fot. #I3a" przy aparacie wycelowanym ku południu, odwróciłem się o 180 stopni i pstryknąłem powyższe zdjęcie "Fot. #I3b" przy aparacie wycelowanym ku północy. (Niestety, NIE mam do dyspozycji helikoptera, samolotu, ani satelity, aby uchwycić tą elipsę w widoku z góry i aby udokumentoiwać jej idealnie eliptyczne kształty oraz precyzję a jaką otwarła się ona dokładnie ponad Petone.) Kształt i rozmiary tej elipsy ujawniają, że została ona tak uformowana iż przeświecające przez nią słońce rzucało promienie wyłącznie na miejscowość Petone. Żadna inna sąsiadująca z Petone miejscowość NIE była włączona do zakresu tego "okna w niebie". Ów zaś fakt, moim zdaniem, reprezentuje sposób na jaki Bóg subtelnie daje znać mieszkańcom Petone, że narazie ich miejscowość cieszy się wyjątkowo rzadkim "specjalnym potraktowaniem", oraz że potraktowanie to może być kontynuowane - jeśli Petone jako całość włoży wysiłek w wypełnianie nałożonych przez Boga wymogów moralnych. Dlatego, moim zdaniem, mieszkańcy Petone mają naprawdę wiele do stracenia, jeśli będą pozostawali pasywnymi w odniesieniu do przedsięwzięć w rodzju tych opisanych w artykule [5#I3(13)] powyżej, lub opisanych w artykule [5#I3(15)] o tytule "Tabacco deal turns Petone into the big smoke" (tj. "umowa tytoniowa czyni Petone wielkim zadymiaczem") ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012. (Ten ostatni artykuł [5#I3(15)] był potem krygowany listem czytelnika opublikowanym pod tytułem [6#I3(15)] "Imperial Tobacco expansion is bad news" (tj. "powiększanie fabryki Imperial Tobacco jest złą wiadomością") na stronie B4 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), March 29, 2012. Ów czytelnik wyliczył w swoim liście, że każdy nowy robotnik zatrudniony tam przy produkcji papierosów spowoduje w Nowej Zelandii śmierć 15 ludzi oraz będzie kosztował Nową Zelandię 5.4 miliona dolarów strat w kosztach medycznych leczenia chorób wynikających z nałogu palenia tytoniu.)


#I3.1. Anomalie pogodowe i kataklizmy które już po założeniu niniejszej strony "przeskoczyły Petone" bez wyrządzenia w nim szkody (chociaż miasteczko to stało na ich drodze), a stąd które dodatkowo potwierdzają, że Petone cieszy się "specjalnym potraktowaniem" od Boga z uwagi na zamieszkiwanie przy nim owych wymaganych przez obietnicę z Biblii co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych":

       Po założeniu niniejszej strony zaprzestałem dalszego uzupełniania punktu #I3 ze strony day26_pl.htm dokumentacjami następnych anomalii pogodowych i kataklizmów jakie wyglądały iż zamierzają uderzyć w miasteczko Petone, jednak jakie "przeskakiwały" przez Petone bez wyrządzania w nim szkody (tj. zaprzestałem dalszego uzupełniania owego punktu #I3 z tamtej strony, który został powtórzony na niniejszej stronie również jako punkt #I3). Aczkolwiek już po zaprzestaniu owego uzupełniania, Nowa Zelandia co jakiś czas była powtarzalnie "łomotana" kolejnymi takimi anomaliami pogodowymi, ja byłem zbyt zajęty badaniam kilku innych tematów i stąd NIE miałem czasu na dokumentowanie faktu celowego omijania Petone przez owe anomalie. Dopiero w dniu 17 października 2012 roku zaawansowałem tamte swoje inne badania do stanu w którym mogłem powrócić do dokumentowania owych anomalii. Tak zaś się złozyło, że kilka dni wcześniej wzdłuż Nowej Zelandii przemieścił się kolejny potęzny sztorm, który jednak (jak zwykle) przeskoczył ponad Petone bez wyrządzenia w nim szkody. Swój powrót do dokumentowania w niniejszym punkcie owych następnych niszczycielskich anomalii pogodowych i kataklizmów mogłem więc rozpocząć od podania danych dla tamtego sztormu. W ten sposób niniejszy punkt #I3.1 staje się przedlużeniem poprzedniego punktu #I3, tyle że jest on już obecny tylko na niniejszej stronie, zaś spisywane w nim dane NIE są już powtarzane na stronie o nazwie day26_pl.htm. Oto więc raporty z następnych niszczycielskich wydarzeń które przetaczały się ponad Petone i turbowały inne miejscowości, jednak z powodu "szczególnego potraktowania" jakim Petone cieszy się od Boga, NIE wyrządzały one w Petone żadnej szkody:
       16. Niszczycielski sztorm "Vile" który przetoczył się ponad całą Nową Zelandią w weekend, 12 do 14 października 2012 roku. Sztorm ten wywołał sporo zniszczeń, obalając drzewa na budynki, przerywając linie elektryczne, rzucając samochód dostawczy na pasażerski samolot z lotniska w Auckland, powodując potężne obsuwisko głazów i ziemi na jedyną drogę wiodącą do Milford Sound, uniemożliwiając 700 zagranicznym pasażerom statku wycieczkowego "Sea Princess" powrót na pokład po zwiedzeniu miasteczka Akaroa, itp. - po szczegóły patrz np. artykuł [1#I3.1(16)] o tytule " 'Vile' storm hits country" (tj. "sztorm 'Vile" uderzył w kraj") ze strony 5 nowozelandzkiej gazety Herald on Sunday wydanie z niedzieli (Sunday), October 14, 2012. Jak jednak z szokiem pomału zaczynają to odnotowywać nawet nowozelandzkie publikatory, jak zwykle sztorm ten przeskoczył przez Petone i przez inne sąsiadujące z Petone miejscowości (np. przez Wellington - tj. przez stolicę Nowej Zelandii) bez uczynienia w nich najmniejszej szkody - po raport zaszokowanych tym faktem dziennikarzy patrz artykuł [2#I3.1(16)] "Capitol 'unscathed' as storm batters country" (tj. "stolica 'nietknięta' kiedy sztorm łomocze kraj"), ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), October 15, 2012. Jak wynika z treści owego artykułu, nowozelandzkie publikatory pomału zaczynają odnotowywać to co ja dokumentuję i wyjaśniam już od szeregu lat m.in. na tej stronie, mianowicie że Petone cieszy się "specjalnym potraktowaniem" ze strony Boga - z czego korzystają także miejscowości najbliższe do Petone - w tym stolica Nowej Zelandii, czyli miasto Wellington. Przykładowo, na przekór że Petone (i ów Wellington) są historycznie znane w całej Nowej Zelandii jako miejscowości o wyjątkowo wietrznej, deszczowej i paskudnej pogodzie, w artykule [3#I3.1(16)] o tytule "Coolest little capital warm up" (tj. "najchłodniejsza mała stolica nagrzewa się"), ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), October 3, 2012, ktoś z zaskoczeniem wyjaśnił, że w miesiącu wrześniu 2012 roku miasto Wellington było najbardziej słonecznym miastem w całej Nowej Zelandii. (Odnotuj jednak, że faktycznie tym najsłoneczniejszym miejscem w całej Nowej Zelandii było wówczas miasteczko Petone. Tyle, że dla Petone nikt oficjalnie NIE rejestruje pogody, chociaż z powodów opisanych na tej stronie w dzisiejszych czasach to właśnie Petone decyduje i zarządza jaką pogodę ma stolica Wellington.) Co też wysoce ciekawe, oficjalne prognozy pogody przygotowane dla Wellington i nadawane w nowozelandzkich dziennikach telewizyjnych, w ostatnich czasach niemal zawsze się mylą i niemal zawsze opisują one pogodę która jest znacznie gorsza niż ta jaka faktycznie tam nadchodzi - chociaż typowo te same prognozy pogody w dużym procencie się spełniają dla innych miejscowości Nowej Zelandii. (Odnotuj, że Petone jest uważane za zbyt małoznaczące aby otrzymywać własne prognozy pogody nadawane przez telewizję którą ja oglądam. Na szczęście do Petone odnoszą się prognozy pogody przygotowane dla Wellington.) Ten fakt niemal chronicznej błędności prognoz pogody przygotowanych dla Wellington także dowodzi i potwierdza, że pogoda w Petone jest sterowana przez Boga w "specjalny sposób" - który zupełnie wymyka się spod praw i regularności znanych klimatologom i używanych przez nich dla prognozowania pogody. Ponieważ zaś owo "specjalne potraktowanie" przez Boga pogody w Petone wpływa też na pogodę w Wellington, NIE należy się dziwić, że prognostycy nie są w stanie przewidzieć równie dokładnie jak dla innych miast Nowej Zelandii jaka pogoda właśnie nadchodzi nad Wellington (czyli faktycznie nad Petone).
       17. "Klęska" słonecznej, ciepłej, letniej pogody z pierwszego kwartału 2013 roku. Czytelnicy z Europy wiedzą doskonale, że gdy nadchodzi lato, wówczas należy się też spodziewać około trzech miesięcy słonecznej, ciepłej pogody, kiedy to jest na tyle gorąco, że mężczyźni ubierają krótkie spodnie zaś kobiety letnie sukienki, oraz kiedy w środku dnia trzeba czasami uciekać do cienia. Niestety, w Nowej Zelandii lato (przychodzące tam w miesiącach styczeń do marca), typowo jest zupełnie odmienne. Typowo bowiem w Nowej Zelandii latem pada niemal każdego dnia, zaś zimne podmuchy znad Antarktydy typowo powodują, iż nienawykli do nich emigranci z Europy, tacy jak ja, dla ochrony przed zimnem bez przerwy ubierają długie spodnie i co najmniej koszule z długim rękawem. Szczególnie zimno i deszczowo, typowo bywało w Petone, które wszakże jest przedmieściem Wellington znanego w całej Nowej Zelandii jako "miasto wiatrów" ("windy city"). Praktycznie aż przez kilka pierwszych lat od czasu kiedy przeprowadziłem się do Petone w dniu 12 lutego 2001 roku, NIE miałem okazji założenia tam koszuli z krótkimi rękawami ani krótkich spodni. Zimne wiatry wiały zaś tam aż tak potężnie, że jednego dnia wyrwały mi z ręki właśnie otwierane drzwi mojego samochodu i wydarły te drzwi z zawiasów. Jednak z chwilą kiedy w okolicach owego miasteczka zamieszkała w końcu owa minimalnie wymagana przez Boga liczba "10 sprawiedliwych" (o których piszę w punkcie #I2 tej strony), sytuacja pogodowa zaczęła szybko się tam zmieniać. Najwyraźniej Bóg zdecydował, że za udzielenie gościny owym "10 sprawiedliwym" działającym na resztę mieszkańców jako przykład moralnego postępowania, całemu miasteczku Petone należy się nagroda ciepłego, słonecznego lata - wszakże miasteczko to ma własną plażę, której posiadaniem jego mieszkańcy powinni być w stanie się cieszyć. Począwszy więc od około 2005 roku, kolejnymi latami pogoda w Petone zaczynała stawać się coraz bardziej słoneczna, aż latem 2013 roku stała się tak ciepła i słoneczna, jak pamiętam ją z czasów swej młodości w Polsce. W 2013 roku przez trzy kolejne miesiące, tj. od stycznia do marca, w Petone niemal bez przerwy świeciło słońce i brak było owych zimnych wiatrów spod Antarktydy - znanych mi z uprzednich lat. Począwszy zaś od 8 lutego aż do 16 marca 2013 roku, w Petone NIE spadł żaden deszcz. Dopiero w sobotę dnia 16 marca do całej Nowej Zelandii powróciły pierwsze deszcze - co oczywiście natychmiast spowodowało najróżniejsze problemy (np. patrz artykuł [1#I3.1(17)] "Flooding in Wairarapa" - tj. "powodzie w Wairarapa", ze strony A5 gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), March 20, 2013). Normalną zaś dla całej Nowej Zelandii przeplatankę niemal codziennych deszczy z zimnymi wiatrami sponad Antarktydy Bóg przywrócił w typowy dla siebie sposób, tj. wraz z dyskretnie zaszyfrowaną do niej wiadomością - zesyłając ją w wysoce symbolicznym dniu, bo począwszy od Wielkanocnej Niedzieli z dnia 31 Marca 2013 roku. Z kolei owa mieszanina deszczy i wiatrów przywróciła zieleń na wyschnięte pastwiska, oraz uśmiechy na twarze rolników żyjących z wypasu bydła lub owiec. Oczywiście, tamta wspaniała, letnia pogoda, dla mieszkańców Petone była rodzajem "daru Boga", błogosławieństwa i przedmiotem radości. Ponieważ zaś jej zasięg rozciągał się na spory obszar reszty Nowej Zelandii, "darem od Boga" i błogosławieństwem stała się ona także dla szeregu innych miejscowości Nowej Zelandii - szczególnie dla tych, które są znane z sadów i z produkcji owoców. Przykładowo, właściciele winnic stwierdzili, że zbiór winogron zapowiadał się dla 2013 roku jako najlepszy od co najmniej 30 lat - po szczegóły patrz artykuł [2#I3.1(17)] "Grape growers revelling in the hot, dry conditions" - tj. "uprawiający winogrona cieszą się z gorących, suchych warunków", ze strony A23 gazety The New Zealand Herald, wydanie z czwartku (Thursday), March 21, 2013. Z kolei plantatorzy oliwek stwirdzili, że susza dała im najlepszy zbiór wszystkich czasów - po szczegóły patrz artykuł [3#I3.1(17)] o tytule "Olives aplenty" (tj. "zatrzęsienie oliwek") ze strony B8 gazety The Dominion Post, (wydanie z czwartku (Thursday), May 16, 2013).
       Jednak będąc "boską nagrodą" dla Petone i dla niektórych wybranych społeczności, ta sama słoneczna pogoda okazała się równocześnie być "boską karą" dla sporej liczby innych obszarów Nowej Zelandii - szczególnie dla tych których rolnicy żyli z hodowli krów lub owiec. W przeciwieństwie bowiem do rolników Europy, typowi rolnicy Nowej Zelandii NIE są przygotowani na sytuację, że deszcz przestaje padać, zaś słoneczna pogoda wysusza ich pastwiska oraz zwalnia odpływ ścieków w rzeczułkach z których ich trzoda pije wodę. Wszakże Nowa Zelandia NIE ma problemu braku wystarczającej ilości deszczu, za to ma problem braku przygotowanej przez ludzi infrastruktury jaka powstrzymywałaby czystą wodę która spada w deszczu przed zanieczyszczeniem i przed jałowym spłynięciem do morza. Tylko nieliczni rolnicy Nowej Zelandii mają przygotowane baseny lub studnie jakie dostarczałyby ich trzodzie czystej wody do picia. Niemal żadna farma NIE ma w niej systemu zagospodarowania gnojówki i innych odchodów posiadanej trzody. Rzadko też który rolnik ma zgromadzoną paszę lub siano na wypadek suszy lub śniegów. W rezultacie, owe trzy miesiące ciepłej, słonecznej, letniej pogody, zaczęły być traktowane w Nowej Zelandii jako rodzaj narodowej klęski - wszakże wypas bydla i owiec stanowi podstawę ekonomii tego kraju. Na całej Wyspie Północnej ogłoszono stan "klęski suszy". W gazetach ukazały się mapy najsuchszych obszarów - np. patrz artykuł [4#I3.1(17)] o tytule "Forecast: Rain many days away" (tj. "prognoza: deszcz odległy o wiele dni"), ze strony A7 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), March 11, 2013. Natomiast w telewizji zaczęto pokazywać wypalone słońcem i pozbawione żadnego drzewka pastwiska rolników.
       Podczas uważnej analizy tego co owa "klęska suszy" zaczęła ujawniać, mi osobiście rzuciły się w oczy najróżniejsze wysoce wymowne regularności, które dowodowo podpierają główną tezę tej strony internetowej (tj. tezę, że "klęski naturalne mają bezpośredni związek z poziomem moralności społeczności dotykanych tymi klęskami"). Przykładowo, (A) opublikowane wtedy mapy najsuchszych obszarów ujawniły, że obszary najbardziej poszkodowane tą suszą są równocześnie obszarami, które na mapie "centrów grzeszenia" Nowej Zelandii zostały oznaczone jako nowozelandzkie ośrodki grzechów, czyli oznaczone tam jako obszary o najwyższym nasileniu "grzeszenia" przez zamieszkującą je ludność - aby zobaczyć ową mapę "centrów grzeszenia" należy sięgnąć do artykułu [5#I3.1(17)] o tytule "City of Sails in the sin-bin" (tj. "miasto żagli w kotle-grzeszników"), ze strony A19 gazety The New Zealand Herald, wydanie z czwartku (Thursday), February 28, 2013. Inną taką wymowną regularnością jaka rzuciła mi się w oczy, to (B) że ci rolnicy, jakich owa słoneczna pogoda najbardziej poszkodowała, typowo NIE mają posadzonego na swoich posiadłościach niemal żadnego drzewa, podczas gdy gospodarstwa tych rolników, którzy raportowali, że są przygotowani na ową suszę, mają wysadzone drzewami granice, pobocza dróg, oraz celowo ocieniowane wysepki na pastwiskach - tak że ich trzoda ma cienie w których może się ukrywać przed palącym słońcem, deszczem, lub śniegiem. (W Nowej Zelandii trzoda przez cały rok przebywa na pastwiskach, zaś rolnicy NIE mają obór, stajni czy chlewów, jak rolnicy Europy.) Ciekawe więc teraz, jaki jest mechanizm owego związku pomiędzy sadzeniem drzew na posiadłościach rolników, a brakiem problemów z suszą. Przykładowo, czy mechanizm ten działa poprzez (1) naturę (tj. czy owe drzewa podtrzymują wilgotność gleby i stąd pobudzają wzrost trawy która pomaga trzodzie przeżyć), poprzez (2) dodanie użytecznego zasobu naturalnego do swych łąk (tj. czy dzięki wycinaniu zielnych gałęzi i liści drzew takich jak wierzby lub topole, oraz karmieniu nimi swej trzody, co bardziej zapobiegliwi rolnicy mogą łatwiej przetrzymać okresy suszy - tak jak to wyjaśnia artykuł [6#I3.1(17)] "Tree cuttings keep heard fed during drought" (tj. "gałązki drzew utrzymują stado syte podczas suszy"), ze strony B7 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013). poprzez (3) cechy charakteru rolników (tj. czy drzewa są sadzone tylko przez pracowitych i zapobiegliwych rolników, których dalekowzroczność nakłania też na przygotowanie się do ewentualności suszy), czy poprzez (4) moralność (tj. czy Bóg widząc cierpienia zwierząt dla jakich ich właściciele NIE raczyli nawet przygotować cienia na lato i osłony przed opadami i wiatrami, karze tych rolników najbardziej surowo). Jeszcze inną wymowną regularnością jaka rzuciła mi się w oczy, to (C) kolejne potwierdzenie faktycznego działania owej moralnej zasady wyjaśnionej w punkcie #E2 totaliztycznej strony o nazwie totalizm_pl.htm, a stwierdzającej, że wszyscy uczestnicy danego "intelektu grupowego" (np. danego społeczeństwa czy kraju) ponoszą też zbiorową odpowiedzialność moralną (np. wszyscy są razem nagradzani lub karani przez Boga) za skutki działania każdego z uczestników tego "intelektu grupowego". W przypadku omawianej tutaj suszy, owa zbiorowa odpowiedzialność wyraża się sytuacją, że już w najbliższym czasie wszystkim obywatelom Nowej Zelandii przyjdzie płacić za brak przygotowania do suszy niektórych rolników i instytucji tego kraju. Wszakże przykładowo, jeszcze owa susza się NIE zakończyła, a już w publikatorach zaczęły się ukazywać ostrzeżenia, że z jej powodu ceny mleka i mięsa ulegną w Nowej Zelandii jeszcze jednemu podrożeniu. Po przykład takich ostrzeżeń patrz artykuł [7#I3.1(17)] o tytule "Drought tipped to push up milk and red meat prices" (tj. "susza zapowiada podwyżki cen mleka i mięsa"), ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku-Monday, March 18, 2013. Z kolei pojawianie się tego typu ostrzeżeń może zaindukować najróżniesze zapytania. Przykładowo zapytanie, czy przypadkiem Bóg celowo nie zaplanował tego słonecznego lata w taki właśnie sposób, aby NIE tylko lato to stało się nagrodą dla zasługujących na nie społeczności (np. dla Petone, czy dla miejscowości żyjących z sadów lub winnic), ale stało się także rodzajem kary dla tych społeczności, które swoją biernością popierają niemoralnie postępujące monopolistyczne instytucje które są odpowiedzialne za głód i niedobory jakie cierpi coraz większa proporcja mieszkańców tego zasobnego kraju. Albo pytanie, czy przypadkiem owo słoneczne lato NIE było rodzajem pierwszego ostrzeżenia dla tych monopolistycznych instytucji, które swoimi machinacjami rynkowymi spowodowały, iż na przekór że Nowa Zelandia jest jednym z największych w świecie producentów mleka i mięsa, jest ona równocześnie krajem, w którym ceny mleka i mięsa odniesione do zarobków ludności są jednymi z najdroższych na świecie (jeśli nie najdroższymi) - tj. są one nawet droższe niż w niektórych krajach do których produkty te są eksportowane z Nowej Zelandii.
       Wieczorem w środę dnia 17 kwietnia 2013 roku, w wellingtońskim parlamencie odbyło się głosowanie w którym 77 posłów na sejm głosowało "za", zaś 44 - "przeciwko", wprowadzeniu prawa czyniącego z Nowej Zelandii 13-ty kraj na świecie w jakim homoseksualiści mogą zawierać małżeństwa, cieszyć się tymi samymi prawami jakie przysługują tradyzyjnym małżeństwom kobiet z mężczyznami, a stąd otwarcie kultywować swoje zboczenia. Więcej informacji na temat tego prawa można znaleźć np. w artykule [8#I3.1(17)] "Gay marriages likely within months" ze strony A1 gazety The Dominion Post, wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013. Faktycznie to obok tzw. "prawa przeciw-klapsowego" opisanego w punkcie #B5.1 mojej strony o nazwie will_pl.htm, to nowe prawo dla homoseksualistów jest kolejnym prawem które zostało "wmuszone" społeczeństwu Nowej Zelandii. Parę bowiem godzin przed tym parlamentarnym głosowaniem, program telewizyjny "Campbell Live" przeprowadził telefoniczne głosowanie w tej samem sprawie, w którym 78% biorących udział opowiedziało się przeciwko prawu homoseksualistów do zawierania małżeńśtw, z jedynie 22% popierało takie małżeństwa. Prawo więc uchwalone przez polityków wyraźnie biegnie przeciwko przeważającej woli narodu którą to wolę politycy ci jakoby mają reprezentować! Przy okazji oficjalnego uchwalenia owego prawa, jeden z posłów na sejm wygłosił przemówienie w którym zawarty był żart starający się przekonywać, że z całą pewnością susza jaka właśnie doświadczyła Nową Zelandię nie była zesłana przez Boga jako kara za uchwalanie tego prawa. Ja jednak bym polemizował z intencją tamtego żartu. Z moich badań wynika bowiem, że każde działanie Boga zawsze jest tak dokonywane, aby osiągało równocześnie aż cały szereg odmiennych celów. Wiem też jakie jest stanowisko Boga wyjaśnione w Biblii na temat praktykowania homoseksualizmu, oraz jak bardzo społecznie szkodliwe (a stąd niemoralne) są otwarte zachowania homoseksualne - którą to opinię i szkodliwość starałem się wyjaśnić w punkcie #B4 strony antichrist_pl.htm. Nie bez powodu miasto Sodoma, niemoralne praktyki mieszkańców którego dały nazwę dla "sodomii" (czyli dla męskiej wersji homoseksualnej kopulacji), zostało przykładowo spalone przez Boga, zaś jego los został utrwalony w Biblii jako ostrzeżenie i przykład kary dla uprawiających tę formę rozpusty i zboczenia. Tamten bibilijny przykład dosyć jednoznacznie więc sugeruje, że na typowe dla Boga dyskretne sposoby, które NIE łamią niczyjej "wolnej woli", przy każdej sposobności Bóg nie tylko dawał, ale z boską konsystencją także daje i będzie dawał do zrozumienia tym co zwracają uwagę na Jego sygnały, iż NIE aprobuje niczego co nakładnia do niemoralności, w tym nie aprobuje także posunięć nowozelandzkich polityków którzy uchwalają prawa jakie zamieniają ten do niedawna bogobojny kraj w dzisiejszy odpowiednik bibilijnej Sodomy. Ja zresztą wcale NIE jestem jedynym który wyznaje takie poglądy - dla przykładu patrz też artykuł [9#I3.1(17)] o tytule "Church group claims Chch quakes 'warning from God' " (tj. "kościelna grupa twierdzi że trzęsienia ziemi z Christchurch są 'ostrzeżeniem od Boga' "), ze stron 3 i 4 lokalnej gazety The Hutt News, wydanie z wtorku (Tuesday), April 16, 2013.
       18. Serie ulew i tzw. "błyskawicznych powodzi" jakie zaczęły nękać Nową Zelandię począwszy od uchwalenia w dniu 17 kwietnia 2013 roku prawa homoseksualistów do zawierania małżeńśtw. Jak wyjaśniłem to już w (17) powyżej, wieczorem w środę dnia 17 kwietnia 2013 roku parlament Nowej Zelandii uchwalił prawo jakie pozwala homoseksualistom na oficjalne zawieranie małżeństw. Tak jednocześnie się zdarzyło, że zaraz po uchwaleniu tego prawa, nad Nową Zelandię zaczęły nadciągać fale ciężkich chmur sztormowych, jakie już w dwa dni później spowodowały całą serię rzadkich i nietypowych tzw. "błyskawicznych powodzi" (po angielsku zwanych "flash floods" - patrz opis tych powodzi dostępny w punkcie #C2 powyżej na tej stronie). Od tych "błyskawicznych powodzi", a także od towarzyszących im tornad i piorunów, ucierpiał aż cały szereg nowozelandzkich miejscowości, chociaż regularnie omijały one miasteczko Petone (za to sąsiednie miasto Nelson zostało nimi poszkodowane). Przykłady opisów tamtych "błyskawicznych powodzi" czytelnik znajdzie np. w artykule [1#I3.1(18)] o tytule "Wild weather sweeps across NZ" (tj. "dzika pogoda zmiata długość Nowej Zelandii"), ze strony A5 gazety The New Zealand Herald, wydanie z poniedziałku (Monday), April 22, 2013; lub np. w artykule [2#I3.1(18)] "Waihi Beach braced for another deluge" (tj. "miejscowość Waihi Beach przygotowuje się do następnej powodzi"), ze strony A2 gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), April 22, 2013; czy w artykule [3#I3.1(18)] "Relief to Nelson residents as torrential rain get to ease" (tj. "wytchnienie dla mieszkańców Nelson jako że ulewny deszcz zaczyna słabnąć"), ze strony A5 gazety The New Zealand Herald, wydanie z wtorku (Tuesday), April 23, 2013.
       Owe burzowe opady i błyskawiczne powodzie ciągle wisiały nad nowozelandzkimi miejscowościami kiedy w dniu 1 maja 2013 roku spisywałem niniejszy raport. Przykładowo, w wieczornych dziennikach telewizyjnych z 30 kwietnia 2013 roku była pokazywany taka "błyskawiczna powódź" jaka owego dnia nastąpiła w mieście Christchurch. (Na uwagę zasługuje tu fakt, że poseł na sejm wybrany w mieście Christchurch głosował "za" uchwaleniem dyskutowanego tu prawa.) Oczywiście, dla naukowej ścisłości, kiedy przygotowywałem niniejszy raport w dniu 1 maja 2013 roku, podjąłem także poszukiwania jakichś pisanych informacji o tamtej błyskawicznej powodzi z Christchurch - tak aby czytelnik mógł je łatwo sam sobie poczytać. Informację [4#I3.1(18)] na jej temat, przygotowaną o godzinie 16:24 w dniu 30/04/2013, znalazłem w internecie, gdzie była ona udostępniona pod tytułem "Hail, thunderstorms batter Canterbury". Na przekór jednak usilnych poszukiwań w gazetach które standardowo czytam, NIE znalazłem w nich nawet najmniejszej wzmianki na temat owej powodzi z Christchurch. To milczenie gazet na jej temat jest bardzo dziwne. Wszakże owe gazety opisują dokładnie powodzie i zdarzenia z każdego innego miasta, jednak o powodzi w Christchurch nawet NIE wspomniały - na przekór, że wiadomo iż cała Nowa Zelandia z ogromną uwagą śledzi co w owym mieście się dzieje. Czy jest więc możliwe, że cenzura celowo zablokowała opisy tej błyskawicznej powodzi z Christchurch, aby już dalej NIE podsycać szybko narastającego w Nowej Zelandii przekonania, wyrażonego m.in. artykułem [8#I3.1(17)] referowanym powyżej, iż Bóg najwyraźniej NIE aprobuje postępowań na jakie niektóre grupy ludzi działających w owym mieście sobie pozwalają? W 6 dni później, bo w poniedziałek dnia 6 maja 2013 roku, telewizyjne dzienniki wieczorne ponownie pokazywały sceny z gwałtownej powodzi w Christchurch, jaka miała tam miejsce owego dnia. Ponownie też następnego dnia nie mogłem znaleźć żadnej informacji o owej powodzi w gazetach jakie czytam. Za to w gazetach tych był obszerny artykuł [5#I3.1(18)] o tytule "Sunny spell forecast as country recovers from heavy dose of rain" (tj. "słoneczny okres przewidywany kiedy kraj otrząsa się z obfitej dozy deszczów"), ze strony A3 gazety The New Zealand Herald, wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013. Opisywał on podobne gwałtowne powodzie, jakie owego poniedziałku 6 maja 2013 roku nastąpiły w miastach Auckland i Wellington. Z obu opisanych tam powodzi najbardziej zastanawia gwałtowna powódź z Wellington (siedziby parlamentu), opisana i zilustrowana także w artykule [6#I3.1(18)] o tytule "Wellington residents wake to find their streets under water" (tj. "mieszkańcy Wellington zbudzili się aby znaleźć ich ulice pod wodą"), ze strony A2 gazety The Dominion Post, wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013. Wszakże Wellington jest oddalone jedynie o około 8 kilometrów od Petone oraz leży w tej samej dolinie i nad tą samą zatoką morską co Petone - czyli powinno mieć identyczne opady jak Petone. Tymczasem, chociaż w Petone też trochę padało - tak jak czyni to zwykle o tej porze roku, w Wellington opady były aż tak gwałtowne, że woda pozatykała kanalizację i spowodowała powodzie. Czyżby więc owym powodziowym deszczem zalewającym miasto nowozelandzkiego parlamentu Bóg ponownie przekazywał nam jakąś pilną wiadomość lub nawet ostrzeżenie? Na tym intrygującym pytaniu wcale zresztą NIE koniec.
       W w/w artykule [5#I3.1(18)] zawarta jest też jeszcze inna dosyć zastanawiająca informacja. Mianowicie, artykuł ten stwierdza m.in., cytuję: 'Federacja Rolników ujawniła, że deszcze zdołały ominąć obszary rolnicze które najbardziej desperacko ich potrzebują. ... "Rolnikom aż zołądki wywraca widok bibilijnych ilości spadającego deszczu podczas gdy oni mają szczęście jeśli zdoła im się uzbierać go więcej niż kilka milimetrów." ' (W oryginale angielskojęzycznym: 'Federated Farmers said the rain had managed to miss the farming areas most desperate for it. ... "Farmers are gutted to see biblical quantities of rain falling while they are lucky to scrape up more than a few millimetres." ') Innymi słowy, podczas gdy miejscowości kraju znane nam już od dawna z najróżniejszych innych trapiących je kataklizmów, są zalewane powodziami, te obszary rolnicze które uprzednio dotknięte były suszą opisaną w 17 powyżej, jak dotąd spryskiwane są z rzadka zaledwie kilkoma skąpymi kroplami deszczu. Ta sytuacja az się prosi, aby zacząć zadawać sobie chociaż te najbardziej istotne pytania. Wszakże totalizm nas uczy, że kluczem do poznania prawdy jest zadawanie właściwych pytań, zaś bez poznania prawdy NIE ma postępu. Oto więc owe najbardziej istotne pytania, odpowiedzenie sobie na które być może przyniosłoby odpowiadającemu rozwiązanie i dla jego własnych problemów. (1) Gdyby faktycznie zjawiska pogodowe były sterowane tylko przez przypadkowe zadziałania mechanizmów bezrozumnej natury - tak jak wmawia nam to oficjalna tzw. "ateistyczna nauka ortodoksyjna", to jak wówczas wytłumaczyć ów inteligentnie selektywny wybór społeczności i obszarów kraju na które opadają odmienne ilości deszczu i jak tłumaczyć zgodność tych ilości deszczu z nasileniem odmiennych rodzajów kataklimów jakie jjuz od dawna trapią te społeczności i obszary? (2) Jakie jest kryterium które decyduje o owym inteligentnie selektywnym zróżnicowaniu ilości opadającego deszczu, a które powoduje, że w Nowej Zelandii daje się teraz wyróżnić aż 3 kategorie obszarów, mianowicie te (jak miasto Christchurch) które zalewane są powodziami, te (jak miasteczko Petone) które otrzymują ilość deszczu jaka normalnie jest im potrzebna, oraz te (jak pastwiska owych objętych suszą rolników) które otrzymują zbyt mało deszczu? (3) Czy owa selektywna dystrybucja deszczu przynosi w sobie jakąś wiadomość dla tych których ona dotyka, zaś jeśli tak, to co owa wiadomość stara się przekazać społecznościom poturbowanym powodziami, oraz co ona stara się uświadomoć rolnikom dotkniętym suszą?
       Z moich badań wynika, że każde działanie Boga jest tak zaprojektowane, aby osiągało aż cały szereg celów - w tym m.in. przekazywało zainteresowanym osobom "wiadomość od Boga" dotyczącą powodów, znaczenia, itp., tegoż boskiego działania. Stąd, w świetle owych badań NIE powinno uważać się tylko za "przypadek", że owe serie rzadkich i nietypowych "błyskawicznych powodzi" nadciągnęły nad Nową Zelandię zaraz po uchwaleniu przez jej parlament owego prawa do małżeństwa osób praktykujących zakazywany przez Boga homoseksualizm. Jestem też pewien, że gdyby ktoś dokładnie przeanalizował które miejscowości i które okręgi wyborcze Nowej Zelandii wybrały posłów na sejm jacy głosowali "za" owym prawem, a także ustalił w jakich miejscowościach znajdują się dobra owych posłów głosujących "za", potem zaś porównał uzyskane dane z wykazem miejscowości poszkodowanych tamtymi "błyskawicznymi powodziami", wówczas zapewne uzyskałby dodatkowe wyjaśnienie owej wiadomości od Boga. Tyle tylko, że na pozór iż badania te wyglądają niby prosto, w praktyce są one bardzo trudne - wszakże do posłów przyporządkowane są jedynie nazwy ich okręgów wyborczych, które typowo NIE mówią jakie miejscowości należą do owych okręgów, a ponadto NIE wiadomo który poseł gdzie posiada dom czy jakieś dobra - co wcale NIE jest łatwe do ustalenia z powodu tzw. "prawa prywatności". Stąd, niestety, na przekór iż jest powszechnie wiadomym który poseł na sejm jak głosował nad omawianym tu prawem - bowiem ich głosy zostały opublikowane np. w artykule [7#I3.1(18)] "How they voted - final reading" (tj. "jak oni głosowali - ostateczne odczytanie"), ze strony A8 gazety The New Zealand Herald (wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013); ja sam NIE mam ani czasu, ani środków, ani wymaganego oficjalnego statusu aby przeprowadzić takie badania. Z kolei poza mną prawdopodobnie NIKT inny w całej Nowej Zelandii NIE jest zainteresowany w obiektywnym i NIE nastawionym na celowe zanegowanie przeprowadzeniu tego rodzaju badań (tak jak oficjalnie zawsze negują Boga tzw."ateistyczni naukowcy ortodoksyjni").
       W punkcie #T1 odrębnej strony internetowej o nazwie humanity_pl.htm, opisywana jest cecha wszelkich niemoralnych działań ludzkich, powodująca że jeśli te niemoralne działania NIE są w porę zastopowane, wówczas ulegają one eskalowaniu aż do poziomu przy którym wywołują one wpisaną w nie katastrofę. Jak też się okazuje, eskalacja niemoralności wyzwolona nadaniem homoseksualistom prawa do oficjalnego zawierania małżeństw, już zaczęła się rzucać w oczy - chociaż minął zaledwie około miesiąc od uchwalenia omawianego tu prawa. Jak bowiem opisuje to artykuł [8#I3.1(18)] o tytule "Gay man rejected as priest goes to court" (tj. "homoseksualista odrzucony jako ksiądz podał sprawę do sądu"), ze strony A2 gazety The New Zealand Herald (wydanie z poniedziałku (Monday), May 6, 2013), homoseksualista podał biskupa Auckland do sądu oskarżając go o dyskryminację i o spowodowanie upokorzenia za to że ów biskup odmówił przyjęcia go do seminarium duchowego - chociaż ów homoseksualista twierdzi, że czuje powołanie aby zostać księdzem. Teraz więc sądy i prawnicy nowozelandzcy mają poważny problem na głowie. Z jednej bowiem strony powinny karać przypadki dyskryminacji i upokarzania, z drugiej zaś strony NIE powinny narzucać religiom kto musi lub nie może zostać księdzem. Niestety, kolejny artykuł [9#I3.1(18)] o tytule "Church urged to accept same-sex marriages as archibishop sworn in" (tj. "kościół przynaglany do zaakceptowania małżeństw osób-tej-samej-płci kiedy nowy arcybiskup ślubowany"), ze strony A2 gazety The Dominion Post, (wydanie z poniedziałku (Monday), May 13, 2013), ujawnia, że takie narzucanie kościołowi co powinien i musi czynić, już się zaczęło. W jeszcze innym artykule [10#I3.1(18)] o tytule "Family First finds unlikely ally in charitable status fight" (tj. "Rodzina Najpierw znalazła nieprawdopodobnego sprzymierzeńca w swej walce o charytatywny status"), ze strony A10 gazety The New Zealand Herald (wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013), zostało ujawnione, że rząd właśnie podjął decyzję rozwiązania charytatywnej organizacji o nazwie "Family First" (tj. "Rodzina Najpierw"), ponieważ organizacja ta w obronie rodziny przeciwstawia się owemu prawu homoseksualistów do zawierania małżeństw oraz zwalcza też uchwalone przez rząd "prawo przeciw-klapsowe" opisywane w punkcie #B5.1 strony o nazwie will_pl.htm. Największe jednak obawy i zatroskanie może wzbudzać groźna eskalacja wydarzeń, jaka już została zapoczątkowana w Nowej Zelandii, a jaka ostrzega o nadchodzącej konfrontacji pomiędzy tymi ludźmi którzy chcą prowadzić moralne życie zgodne z nakazami Boga, a tymi na umysłach których już został wyciśnięty "znak bestii" jaki nakłania ich do eskalowania wypaczonego zrozumienia praw i zasad moralnych. Opisy tej eskalacji wydarzeń zapoczątkował artykuł [11#I3.1(18)] o tytule "Guest house refuses to let gay couple sleep together" (tj. "właściciele domu z pokojami gościnnymi nie zgodzili się aby para homoseksualistów spała w tym samym łóżku"), ze strony A1 gazety The Dominion Post Weekend (wydanie z soboty (Saturday), May 11, 2013). Artykuł ten informuje, że para lesbijek podała do Komisji Praw Człowieka (tj. do rodzaju sądu zajmującego się przypadkami dyskryminacji) małżeńśtwo będące właścicielami prywatnego domu z pokojami gościnnymi do wynajęcia. Zasady religijne i moralne wyznawane przez to małżeństwo NIE pozwalały mu bowiem wynająć we własnym domu pokoju z jednym łóżkiem o podwójnej szerokości, jaki to jedno-łóżkowy pokój zażądała od nich owa para lesbijek (małżeństwo to oferowało jednak lesbijkom pokój z dwoma wąskimi łóżkami). Kolejny artykuł o tym samym małżeństwie właścicieli pokojów gościnnych, tj. artykuł [12#I3.1(18)] o tytule "Lesbian ban sparks threats and abuse" (tj. "odrzucenie lesbijek zaincjowało pogróżki i wyzwiska"), ze strony A6 gazety The Dominion Post (wydanie z wtorku (Tuesday), May 21, 2013), raportuje że owi właściciele domu z pokojami do wynajęcia właśnie stali się obiektem zawziętych prześładowań z powodu zasad moralnych które wyznają, że są obrzucani wyzwiskami, zaś ostatnio zaczęto nawet grozić im śmiercią. Taka zaś eskalacja sytuacji uświadamia, że w dzisiejszych niby nowoczesnych czasach świat zwolna powraca do powtórzenia sytuacji z pierwszych dni chrześcijaństwa - kiedy to ci którzy chcieli prowadzić moralne życie zgodne z nakazami Boga byli przez pogan prześladowani i rzucani lwom na pożarcie. Aby zrozumieć nienaturalność owej sytuacji, trzeba sobie uświadomić, że oto zaczęta już została konfrontacja dwóch postaw życiowych, każda z których twierdzi iż obstaje przy słusznych prawach. Tyle tylko, że jedna z owych postaw reprezentuje wypaczoną moralność otwarcie zabranianą ludziom przez Boga, że upiera się przy prawie do publicznego praktykowania swoich powypaczanych żądz o jakich wiadomo iż są społecznie wysoce szkodliwe, że podejmuje agresywną kampanię jaka nosi wszystkie cechy osobistej zemsty, oraz że nadaje tej kampanii cechy represji - bowiem na zwykłe odmówienie wynajęcia pokoju odpowiada groźbami śmierci. Tymczasem w drugiej postawie NIE ma nic osobistego, a jedynie jest próba obstawania przy bezosobowych ideałach wywodzących się od Boga i przy swoim własnym prawie do praktykowania we własnym domu moralnego życia zgodnego z nakazami Boga. Jak więc powyższe uświadamia, politycy Nowej Zelandii właśnie wypuścili z klatki wysoce agresywną bestię opisywaną i symbolicznie zapowiadaną jeszcze w bibilijnej Apokalipsie, która będzie teraz zamęczała i pożerała tych, co w imię swych religijnych ideałów pragną w swoim prywatnym życiu przestrzegać zasady moralne nakazywane im przez Boga.
       19. Dziesięć dni powodzi, śnieżycy i wichury. Począwszy od czwartku, 13 czerwca 2013 roku, na Nową Zelandię nadeszła fala 10 dni wyjątkowo paskudnej pogody. Najpierw lunęły nietypowo-obfite deszcze, które w niektórych obszarach w przeciągu kilku godzin zrzuciły ilość wody jaka typowo NIE spada tam nawet w przeciągu całego mokrego miesiąca czerwca. Deszcze te szybko zamieniły spore połacie kraju w jedno ogromne jezioro. Woda załała domy mieszkalne, zatopiła drogi, pozrywała mosty, podmyła tory kolejowe, poodcinała dopływ elektryczności do wielu osiedli, poobsuwała całe zbocza gór, zaś koło miasta Nelson potężnym obsuwiskiem ziemi zmiotła cały dom mieszkalny i uśmierciła jego mieszkankę - patrz artykuł [1#I3.1(19)] o tytule "Woman dies as slip destroys home" (tj. "kobieta umarła kiedy obsuwisko ziemi zniszczyło dom"), ze strony A3 gazety The New Zealand Herald (wydanie z poniedziałku (Monday), June 17, 2013). Natychmiast po powodzi przyszła fala zimna, opadów śniegu, oraz potężnej wichury - patrz artykuł [2#I3.1(19)] o tytule "Polar blast to follow the flooding" (tj. "wichura z bieguna podąża za powodzią"), ze strony A5 gazety The Dominion Post, (wydanie z wtorku (Tuesday), June 18, 2013). Wichura była tak potężna, że zrywała dachy domów i obalała stare drzewa. W stolicy Wellington wiatr w porywach osiągał szybkość 202 km/h. Stąd w Wellington wiatr pozostawił około 30000 domów bez elektryczności, zerwał prom morski z kotwicy, unieruchomił komunikację publiczną, zaś pędzone wiatrem fale morskie poobalały betonowe mury zaporowe, zniszczyły cały szereg nadbrzeżnych budynków, zmyły odcinki nadbrzeżnej linii kolejowej, oraz pozrywały nawet wielometrowe płyty asfaltu - np. patrz artykuł [3#I3.1(19)] o tytule "Freezing Antarctic blast could be worst in decades" (tj. "mroźny wiatr z Antarktydy może być najgorszym od dziesięcioleci"), ze strony A3 gazety The Dominion Post, (wydanie z piątku (Friday), June 21, 2013). Z kolei opady śniegu o ponad metrowej głębokości poodcinały szereg miejscowości od reszty kraju, zasypały pastwiska, uwięziły w śniegu owce i krowy - tak że trzeba je było indywidualnie odkopywać, pozbawiły elektryczności jeszcze więcej domów, oraz pozamykały szkoły. Zła pogoda raptownie skończyła się w niedzielę 23 czerwca 2013 roku, kiedy to praktycznie na całą Nową Zelandię powróciła cisza i słoneczna pogoda.
       Na przekór zniszczeń jakie doświadczyły inne miejscowości, jak zwykle Petone wyszło niemal bez szwanku. Miasteczko to NIE doświadczyło ani powodzi, ani opadów śniegu. Wprawdzie wichura poroznosiła w nim nieco śmieci po chodnikach i po podwórkach, jednak wiatr czyni to zawsze. Trudno więc dopatrzyć się różnicy pomiędzy następstwami dla Petone owych 10 dni wyjątkowo złej pogody, a pogodą typową dla owego miasteczka.
       W zdarzeniach owego 10-dniowego ataku złej pogody na Nową Zelandię, ponownie daje się odnotować intrygujące regularności, które zdają się upominać ludzi aby zrozumieli, że istnieje związek pomiędzy grupową moralnością danej społeczności, a zdarzeniami jakie społeczność tą dotykają (odnotuj tu religijną wymowę owej liczby 10). Przykładowo, najbardziej poszkodowanymi społecznościami ponownie okazały się być te same, które są słynne z odmiennych powodów i były już uprzednio trapione najróżniejszymi kataklizmami - przykładowo Christchurch, Nelson, czy Dunedin. (Np. Dunedin słynie ze studenckich hulanek, a także słynie np. z wojny prowadzonej z morzem - które zjada jego chodniki.) Na dodatek, owa niby ślepa niepogoda jakby celowo omijała niektóre obszary kraju - np. miasteczko Petone, czy niemal całą prowincję Southland wraz z jej miastem Invercargill - i to na przekór, że zarówno Petone jak i Invercargill leżały na drodze owej 10-dniowej niepogody. Co też najciekawsze, chociaż owa niepogoda ominęła Petone, poważnie poturbowała ona pobliską stolicę Wellington, której przedmieściem jest Petone. NIE była to zresztą pierwsza anomalia pogodowa jaka poszkodowała Wellington a ominęła Petone. Wszakże począwszy od czasu kiedy parlament w Wellington uchwalił owo prawo homseksualistów do zawierania małżeństw (opisywane w podpunkcie 17 powyzej), praktycznie kazde przyjście złej pogody uderza teraz w Wellington z całą mocą swojej furii, jednocześnie zaś omija Petone.
       20. Kolejne 10 dni sztormowej pogody jaka trapiła Wellington. Zaledwie w parę dni po zaniknięciu serii śnieżyc i wichur opisanych w poprzednim podpunkcie, nad Nową Zelandię nadciągnęło następne 10 dni ulewnych deszczy i potężnych wiatrów. Aczkolwiek owa kolejna fala niepogody poturbowała wiele miejscowości, najmocniej poszkodowała ona stoliczne miasto Wellington. Dosyć symboliczną wymowę miało dla mnie satelitarne zdjęcie Nowej Zelandii jakie pokazywali w dzienniku telewizyjnym w jednym z końcowych dni jej trwania. Na zdjęciu tym wyglądała ona bowiem jak rodzaj wąskiej dzidy rzuconej znad Antarktydy, jaka ugodziła w Wellington. Owa 10-dniowa fala niepogody pozrywała w Wellington dopływ prądu do wielu domów, w porcie zerwała z kotwicy prom morski, spowodowała groźne obsuwiska ziemi, obaliła sporo drzew, podmyła tory kolejowe, zatrzymała loty pasażerskie na lotnisku, itd. W najgorszym (końcowym) jej okresie, sztormowy wiatr osiągał przy Wellington szybkość 165 km/h. Opisy niektórych z następstw tej fali niepogody są zaprezentowane np. w artykule [1#I3.1(20)] o tytule "Storm lashes capital again" (tj. "sztorm ponownie łomocze stolicę"), ze strony A1 gazety The Dominion Post (wydanie z poniedziałku (Monday), July 15, 2013). Słońce i łagodna pogoda powróciły do Wellington i Petone dopiero we wtorek dnia 16 lipca 2013 roku.
       Ponownie niezwykłością owych kolejnych 10 dni sztormowej pogody było, że kiedy łomotała ona Wellington, w Petone niewiele różniła się ona od typowych dni deszczowej i wietrznej pogody. W przeciwieństwie też do Wellington, w Petone owa fala niepogody NIE spowodowała żadnych zniszczeń. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Petone leży tak blisko Wellington, iż kiedy Petone jest chronione przez Boga przed skutkami jakiegoś Aktu Boga, wówczas ochronne działanie Petone powinno się rozciągać także i na Wellington. Faktycznie też, aż do daty uchwalenia w Wellington prawa opisanego w podpunkcie 17 powyżej, kiedy jakaś anomalia pogodowa przeskakiwała przez Petone bez wyrządzania w nim szkody, typowo podobnie przeskakiwała ona również i przez Wellington. Jednak po uchwaleniu owego prawa, ta sytuacja uległa zmianie. Mianowicie, praktycznie każdy Akt Boga jaki pojawia się w Nowej Zelandii z furią uderza teraz w Wellington, zaś przeskakuje tylko przez Petone bez wyrządzania w nim szkody. Ciekawe, czy ma to oznaczać, że Bóg daje nam w ten sposób dyskretnie do zrozumienia jakie jest Jego stanowisko w sprawie owego prawa uchwalonego w Wellington? Ciekawe też czy owe okresy trwania złej pogody przez 10 dób celowo liczą tyle dni aby przenosiły w sobie jakąś wiadomość?
       21. Serie trzęsień ziemi, jakie uderzyły Wellington począwszy od piątku, dnia 19 lipca 2013 roku. Spokój i słoneczna pogoda panowały w Wellington jedynie przez 3 dni. Już bowiem o godzinie 9:06 rano w piątek dnia 19 lipca 2013 roku, Wellington zostało uderzone trzęsieniem ziemi o sile 5.7 w skali Richtera. Trzęsienie owo wyraźnie odczuwało się także w Petone, chociaż w Petone NIE wyrządziło ono żadnej szkody. Po owym pierwszym wstrząsie, Wellington zaczął być potrząsany długimi seriami trzęsień ziemi, najsilniejsze z których, o mocy 6.5 w skali Richtera, miało miejsce o godzinie 17:09 w niedzielę dnia 21 lipca 2013 roku. W wyniku owych trzęsień ziemi, miasto Wellington doznało znacznych zniszczeń. Opisy owych zniszczeń można sobie poczytać ze stron A1 do A7 gazety The New Zealand Herald (wydanie z poniedziałku (Monday), July 22, 2013) - szczególnie patrz tam artykuł [1#I3.1(21)] ze stron A2 do A3 o tytule "Residents terrified as tremors rock capital" (który to artykuł podaje wykaz zniszczeń zaistniałych w stolicy Nowej Zelandii). Podobne opisy zniszczeń w Wellington zawarte są też na stronach A1 do A5 gazety The Dominion Post (wydanie z poniedziałku (Monday), July 22, 2013) - szczególnie patrz tam artykuł [2#I3.1(21)] ze strony A4 o tytule "Quake equal to 100 nuclear bombs" (który to artykuł wyjaśnia, że owo trzęsienie ziemi w Wellington o sile 6.5, faktycznie przenosiło w sobie znacznie więcej niszczycielskiej energii niz tamto które w dniu 22 lutego 2011 roku zniszczyło miasto Christchurch i które opisałem w punkcie #P6 strony o nazwie quake_pl.htm - tyle że wstrząsy jakie uderzyły w Wellington miały łagodniejszy charakter).
       Niezwykłością tamtych trzęsień ziemi, jakie w Wellington spowodowały znaczące zniszczenia, było że w Petone nie odnotowałem żadnych zniszczeń. Jest to dziwne, bowiem faktycznie owe trzęsienia dokonały zniszczeń praktycznie w każdym kierunku od Petone, jednak NIE w samym Petone. Przykładowo, niezależnie od sąsiedniego Wellington położonego jakieś 8 km na południe od Petone, ucierpiała od niego także sąsiadująca z Petone Wainuiomata leżąca na wschód od Petone, a także sąsiedni Lower Hutt który graniczy z Petone od północnej strony. Ponadto, trzęsienia owe były znaczące. Towarzyszyły im też głośne dudnienia oraz łoskot. Kiedy np. w Petone rozpoczęło się owo niedzielne trzęsienie ziemi z godziny 17:09, oboje z żoną natychmiast wybiegliśmy z mieszkania do ogrodu. Odnotowałem wówczas, że budynek naszego mieszkania, a także pobliskie drzewa i domy, falowały jak łodzie na wzburzonej wodzie. Ziemia tak mocno kołysała się pod nogami, że moja zona NIE mogła ustać na nogach i musiała usiąść na ławce. Aż dziw bierze, że ceglany budynek naszego mieszkania NIE uległ przy tym rozsypaniu. Ja sam wprawdzie ustałem na nogach, jednak fale telepatyczne emitowane przez to trzęsienie ziemi były tak silne, że powodowały w mojej głowie rodzaj szoku, zamętu, oraz blokady zdolności do myślenia - nic dziwnego, że owe fale telepatyczne są w stanie zdalnie zaincjować działanie urządzenia ostrzegającego opisanego w częściach #D do #H strony o nazwie seismograph_pl.htm.
       Jako naukowca obiektywnie badającego metody działania Boga, mnie najbardziej zastanawia pytanie: "czy kiedy Bóg zesyła jakiś kataklizm, to czy wówczas w przedmioty i rodzaje zniszczeń jakie kataklizm ów wywołuje, Bóg dyskretnie wpisuje wiadomość co do powodów jego zesłania?" Oczywiście, dla większości kataklizmów nie ma jak zdobyć powszechnie dostępnych danych aby móc zadowalająco odpowiedzieć na owo pytanie. Jednak dla opisywanego tu trzęsienia ziemi ja mam dostęp do wymaganych danych. Wszakże trzęsienie to dotknęło stoliczne miasto Wellington leżące niemal na progu mojego mieszkania. Podzielę się więc teraz z czytelnikiem faktami jakie zdołałem w nim odnotować. Pierwszym z tych faktów jest informacja pokazywana w dzienniku telewizyjnym zaraz po owym niedzielnym trzęsieniu ziemi o sile 6.5. Ujawniła ona, że jednym z najbardziej poszkodowanych budynków w Wellington była dawna biblioteka parlamentu. Jeśli więc Bóg przekazuje nam jakąś wiadomość, wówczas jedno z jej słow kluczowych brzmi "parlament". Znacząco poturbowane w Wellington okazały się też inne biblioteki. Jedna z nich została zalana wodą. Z kolei zbiory w innej bibliotece (tej przy wydziale prawa uniwersytetu w Wellington) zostały pozrzucane z półek i pomieszane. Kolejne więc słowa kluczowe jakie można dodać do owej dyskretnej wiadomości brzmiałyby "prawo" i "mieszanie idei i praw". Najliczniejsze szkody wyrządzone w Wellington stanowiło szkło jakie powylatywało z okien poszczególnych budynków. Stąd następne słowa kluczowe owej dyskretnej wiadomości brzmiałyby zapewne "wypaczanie lub niszczenie ludzkich perspektyw i poglądów". Znacząco oberwał też port eksportowy Wellington, spory fragment którego zapadł się w morze. Omawiana tu wiadomość zawierałaby więc zapewne słowo kluczowe o znaczeniu "eksport" lub "wysyłanie w świat". Na sporej też liczbie ulic Wellington pojawiły się pęknięcia i zapadliska ziemi. Słowa kluczowe omawianej tu wiadomości zapewne obejmowałyby też "utratę gruntu pod nogami" lub "utratę stabilności". Podsumowując więc tutaj symboliczną wymowę chociaż tylko powyżej-opisanych przedmiotów i rodzajów zniszczeń, możnaby argumentować, że jeśli w omawianym trzęsieniu ziemi zawarta jest jakaś dyskretnie przekazywana wiadomość, wówczas wiadomość ta stwierdza coś w rodzaju "prawo parlamentu jakie wypacza ludzkie poglądy, usuwa ludziom grunt pod nogami, oraz eksportuje do reszty świata pomieszane idee". Pytanie więc na jakie odpowiedzi warto będzie dalej szukać w cechach i skutkach opisywanego tutaj trzęsienia ziemi, oraz w cechach i skutkach innych kataklizmów jakie ostatnio powtarzalnie trapią stoliczne miasto Wellington, to czy powodem tych Aktów Boga stało się uchwalenie przez parlament z Wellington owego sprzecznego z nakazami Biblii prawa opisanego w podpunkcie 17 powyżej?
       22. Najróżniejsze dalsze przypadki niszczycielskich zjawisk, których trajektoria nacelowana była na Petone, które nawet sprawiły łomot miejscowościom leżącym tuż przed Petone, jednak które przeskoczyły przez Petone bez uczynienia w nim szkód, poczym ponownie zaczęły łomotać miejscowości leżące zaraz za Petone. Po udokumentowaniu opisywanego powyżej całego szeregu obserwacji jak najróżniejsze naturalne kataklizmy wycelowane w Petone zachowują się po dotarciu do owego miasteczka, odkryłem że niezależnie od tego jaki jest to rodzaj kataklizmu, zawsze jego przebieg i scenariusz wygląda w przybliżeniu niemal tak samo. Mianowicie, każdy taki kataklizm typowo zbliża się do miasteczka Petone, sprawiając po drodze łomot miejscowościom leżącym przed naszym miasteczkiem i zasiewając tam zniszczenia. Jednak po dotarciu do Petone jego niszczycielska siła jakby czasowo zanika, NIE wyrządzając w Petone żadnych poważniejszych szkód. Niemniej po przeskoczeniu przez Petone szybko odzyskuje on siły, ponownie łomocząc miejscowości na jego dalszej drodze. Scenariusz ten jest aż tak powtarzalny, że można go znaleźć w praktycznie każdym katakliźmie jakiego niszczycielska trajektoria przebiegała przez Petone po 2009 roku. Chociaż więc po kataklizmach udokumentowanych powyżej ciągle przez jakiś czas spisywałem sobie artykuły w gazetach dokumentujące dalsze takie kataklizmy nacelowane na Petone, po przeanalizowaniu ich opisów doszedłem do wniosku, że NIE ma już powodów aby ich dokumentacjami dodatkowo poszerzać objętość niniejszej strony (i tak już dosyć obszernej). Wszakże ich działanie zawsze jest takie samo, a ponadto, jeśli któryś z czytelników dla istotnych powodów zapragnie przeanalizować taką dokumentację, wówczas może do mnie oficjalnie po nią się zwrócić abym mu ją dosłał - prywatnie bowiem narazie ciągle kontynuuję jej spisywanie. Ponadto zainteresowani czytelnicy sami też mogą znaleźć sobie opisy dalszych tego typu kataklizmów - wszakże w powyższych dokumentacjach przytaczam też linki do stron internetowych gazet które ja sam systematycznie czytam i które typowo publikują opisy kataklizmów przetaczających się przez Petone (a stąd i przez stoliczne miasto Wellington). Kopie wielu z tych gazet czytelnicy mogą też przeglądnąć sobie w serwisie gazetowym jaki opisuję dokładniej w punkcie #D9 swojej strony o nazwie faq_pl.htm. Tu na tej stronie dodam następny opis już tylko w przypadku, jeśli w przyszłości wydarzy się jakiś naprawdę niezwykły "Akt Boga" - jakiego przykładu nadal NIE miałem okazji aby tutaj udokumentować. Wszakże dotychczas udokumentowałem tu już wystarczająco dużą liczbę typowych dla Petone Aktów Boga, aby z punktu widzenia statystyki i teorii prawdopodobieństwa dowieść konklusywnie, że Bóg faktycznie chroni miasteczko Petone przed kataklizmami - tak jak dla wszystkich miejscowości goszczących u siebie wymaganą przez Boga liczbę co najmniej "10 sprawiedliwych" wyjaśnia to punkt #I1 na mojej stronie o nazwie quake_pl.htm. Niemniej uwadze czytelnika polecam tu fakt, że chociaż NIE dokumentuję tutaj już dalej owych przypadków gdy następne z takich "przeskakujących przez Petone" kataklizmów się wydarzają, ciągle do czasu kiedy w dniu 23 grudnia 2013 roku dodawałem tu niniejsze wyjaśnienie, praktycznie co najmniej jeden z nich przetaczał się przez Petone niemal każdego miesiąca.


#I3.2. Niezwykłe ożywienie ekonomiczne i wzrost znaczenia, które po 2009 roku miasteczko Petone doświadczyło równocześnie z zanikiem trapiących je kataklizmów:

       Ja zamieszkałem w Petone począwszy od 12 lutego 2001 roku. Przez pierwszych 9 lat mojego pobytu w owym miasteczku, pod niemal każdym względem było ono podobne do innych miejscowości kraju o podupadającej gospodarce i opróżniających się kościołach. Znaczy, jego jedyna główna ulica (zwana Jackson Street) świeciła licznymi oczodołami pustych lokali "do wynajęcia" - tak jak dla czasów po utracie władzy przez najbardziej moralnego ze znanych mi przywódców Nowej Zelandii opisuję to w punkcie #B1 swojej strony o nazwie pajak_jan.htm. Domy i mieszkania były wówczas w Petone relatywnie tanie (jak na Nową Zelandię), bowiem nikt NIE chciał się osiedlać w "zapomnianym przez Boga" i "śpiącym" miejscu. Na dodatek pogoda była paskudna - Petone niemal bez przerwy było wówczas łomotane sztormami, gnębione mgłami, omiatane silnymi wiatrami, zaś dni słoneczne mozna było tu policzyć na palcach. Ja też widząc jak sprawy wyglądają zamierzałem pozostać w Petone tylko na czas kiedy miałem tu zatrudnienie, potem zaś z niego uciekać do jakiegokolwiek miejsca bardziej przyjaznego ludziom (w owym czasie moim marzeniem było zamieszkanie w Christchurch, które w tamtych czasach uważałem za najfajniejsze miasto Nowej Zelandii - tyle że w Christchurch nigdy NIE mogłem znaleźć dla siebie pracy).
       Jednak po 2009 roku wszystko zaczęło w Petone się zmieniać. Najpierw odnotowałem wówczas, że wokoło Petone mieszka już owych co najmniej "10 sprawiedliwych" wymaganych przez Boga - który to fakt opisałem dokładniej w punkcie #I3 swej strony o nazwie day26_pl.htm. Potem odnotowałem, że pogoda w Petone stopniowo zaczyna się poprawiać i staje się znośna. Faktycznie to z uprzednio jednej z najgorszej w tym rejonie kraju, pogoda w Petone stała się jedną z najlepszych. Przykładowo, aczkolwiek Petone jest zbyt małym miasteczkiem aby ktokolwiek systematycznie publikował statystyczne dane pogodowe na jego temat, ciągle dane takie są publikowane dla pobliskiego stolicznego miasta Wellington - dla którego Petone jest przedmieściem. Stąd w słoneczne dni, oraz poza czasami sztormów i kataklizmów, pogoda w Wellington jest więc niemal tak samo przyjemna jak pogoda w Petone - tyle że Wellington jest trapiony mgłami i chmurami znacznie częściej niż Petone. Tymczasem w dniu 20 grudnia 2013 roku, wieczorny dziennik telewizyjny na rządowym kanale 1 telewizji nowozelandzkiej podawał oficjalnie, że w ostatnim roku Wellington stał się najbardziej słonecznym miastem Nowej Zelandii - miał bowiem najwięcej dni słonecznych ze wszystkich miast całej Nowej Zelandii. Oczywiście, owa wiadomośc dziennika telewizyjnego NIE wzmiankowała nawet, że taka doskonała słoneczna pogoda w Wellington wynika z faktu, że owo Wellington jest położone niedaleko od miasteczka Petone - które to miasteczko właśnie cieszy się "specjalnym potraktowaniem" od Boga.
       Począwszy od 2010 roku zacząłem też dokumentować fakty opisywane w punktach #I3 do #I5 tej strony. Fakty te stopniowo potwierdziły mi obiektywną prawdę, że Petone rzeczywiście otrzymuje od Boga owo "specjalne potraktowanie" obiecane w Biblii za goszczenie wymaganych "10 sprawiedliwych". Głównym rodzajem potwierdzenia tej prawdy było moje obiektywne ustalenie, że Petone faktycznie jest chronione przed następstwami kataklizmów. Na dodatek do tego zacząłem też odnotowywać niezwykłe ożywienie gospodarcze miasteczka Petone. Owe oczodoły uprzednio pustych lokali "do wynajęcia" wszystkie poznikały. Ceny mieszkań i domów nagle zaczęły też szybko rosnąć - co dla mnie okazało się raczej przykrą niespodzianką, kiedy po trzęsieniu ziemi w Christchurch opisywanym m.in. w punkcie #G2 mojej strony o nazwie przepowiednie.htm, zmieniłem swoje uprzednie zamiary i zdecydowałem się osiedlić w Petone na stałe. W międzyczasie Petone stało się bowiem rodzajem "jadłodajni" i miejsca zakupów dla mieszkańców pobliskiego Wellington i kilku innych miejscowości. Dniami liczni przyjezdni z owych miejscowości zaludniają chodnik głównej ulicy Petone, wizytując dzisiątki sklepów jakie w międzyczasie na niej się pojawiły. Wieczorami zaś, szczególnie w weekendy", główna uliczka Petone stała się niemal równie gwarna i równie pełna ludzi wizytujących jej blisko 100 restauracji, kawiarń i jadłodajni, jak główna ulica Courtenay ze stolicznego Wellington - tyle tylko, że w Petone tłum wizytujących wykazuje bardziej kulturalne i bardziej przyjemne zachowanie niż tłum z pobliskiego Wellington. Wszystko to zaś na przekór, że owo ożywienie gospodarcze Petone nastąpiło kiedy praktycznie cała reszta Nowej Zelandii była skuwana coraz potężniejszym kryzysem ekonomicznym i bezrobociem. W sumie okazało się więc także, iż do niedawna ospałe i zapomniane Petone, zaczyna zwolna się stawać przedmiotem zazdrości ze strony innych sąsiednich miejscowości, które też chciałyby radzić sobie tak dobrze jak Petone. Wszystko to powyższe nagle mi uświadomiło, że niezależnie od spokoju i obrony przed kataklizmami, miejscowości chronione obecnością owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych" otrzymują także od Boga zasobność gospodarczą i ożywienie ich znaczenia oraz życiodajnych aktywności. Innymi słowy, jest więcej korzyści w czyimś zyskaniu poparcia od Boga, niż "ateistycznym filozofom" kiedykolwiek się śniło.


#I4. "Uczuciowość" zachowań pogody jako "znaki" że dana społeczność ma swoich "10 sprawiedliwych" lub że np. jako całość praktykuje ona totalizm:

Motto: "Lokalna natura zawsze dostraja się do dominującej filozofii miejscowych ludzi. Innymi słowy, jeśli wyraźnie oddzielić charakterystykę klimatu od zachowań natury i pogody, wówczas zachowania natury i pogody na danym obszarze zawsze dokładnie odzwierciedlają filozofię praktykowaną przez społeczność ludzką żyjącą na tym obszarze."

       Według moich dotychczasowych obserwacji, istnieją jednoznaczne "znaki" jakie relatywnie niezawodnie informują nas o stanie moralności i o filozofii społeczności zamieszkującej dane miasto czy dany obszar. "Znaki" te dosyć klarownie informują każdego zainteresowanego co do jednej z 3 możliwych sytuacji filozoficznych ludności mieszkającej na danym obszarze, mianowicie informują one czy dana społeczność jako całość: (a) praktykuje jakąś formę totalizmu (np. "totalizm intuicyjny"), albo czy (b) praktykuje ona pasożytnictwo jednak współzamieszkuje w niej na stałe owych "10 sprawiedliwych", albo też czy jako całość (c) praktykuje ona pasożytnictwo i wcale NIE ma w swym gronie żadnych "sprawiedliwych". "Znakami" tymi są rodzaje "uczuć" jakie przebijają z zachowań pogody i natury na danym obszarze, które to uczucia mogą reprezentować: albo (a) "serdeczność", albo jakby (b) "uprzejmość" czy "oficjalną przyjacielskość" (w stylu tej jaką wykazują nam np. "stewardessy" w samolotach), albo też wręcz (c) "wrogość". Znaczy, zachowania miejscowej pogody i natury zawsze są jak zachowania zakochanej kobiety która swoim postępowaniem daje obiektowi swojej miłości jednoznacznie znać co myśli na temat jego postępowania. Mianowicie, jeśli tzw. "anomalie pogodowe" zawsze wykazują wręcz "serdeczne" potraktowanie danej społeczności, wówczas jest to znakiem że społeczność ta jako całość praktykuje totalizm. Owo "serdeczne" potraktowanie objawia się na wiele sposobów. Przykładowo, nawet w zimnym klimacie, takim jaki ma Polska, deszcz może być "ciepły" - tak że np. dzieci będą tam lubiły bawić się w deszczu, bowiem jest on jak przyjemny jak ciepły prysznic. Albo objawia się tym, że np. kiedy dana społeczność czy miasto znajdzie się na drodze jakiejś przykrej anomalii pogodowej, takiej jak silna śnieżyca, grad, mróz, wiatr, deszcz, spiekota, susza, itp., wówczas następstwem tej anomalia jest zupełny brak wyrządzanych szkód bez względu na siłę tej anomalii. Natomiast jeśli pogoda i natura wykazują "uprzejme" albo "przyjazne" chociaż jakby "oficjalne" potraktowanie, które jest typowe jeśli społeczność ta praktykuje pasożytnictwo ale ciągle ma swoich "10 sprawiedliwych", wówczas następstwem dowolnej anomalii pogodowej jest minimum możliwe szkód wyrządzanych przy danej sile tej anomalii. Jeśli zaś pogoda i natura na danym obszarze wykazuje "wrogość" wobec miejscowej ludności, co jest znamienne dla praktykowania przez nia filozofii pasożytnictwa i NIE posiadania własnych "10 sprawiedliwych", wówczas praktycznie każdy rodzaj pogody, nawet tej najlepszej, wyrządza miejscowej ludności maksimum szkody i cierpień jakie przy danej sile tej pogody jest ona w stanie wyrządzić. Także jeśli spada tam deszcz, wówczas zawsze jest on zimny i nieprzyjemny. Często też zamiast deszczu będzie tam padał duży i niszczycielski grad. Co też istotne, w dzisiejszych czasach internetowych prognoz pogody, każdy może sobie zdalnie sprawdzić jaki rodzaj "znaku" pogoda i natura z danego obszaru wysyła w świat na temat ludności zamieszkujących ten obszar. (Np. w czasach pisania tego punktu w kwietniu 2010 roku, aktualną pogodę Nowej Zelandii można było poznać ze stron internetowych metservice.com/national/ oraz tvnz.co.nz/weather-forecast.) Tyle że aby sprawdzić ten "znak", trzeba porównywać pogodę ze zdarzeniami jakie mają tam miejsce - to zaś już wymaga dosyć długich badań (stąd najłatwiej sprawdzać to na miejscu poprzez odwiedziny przy możliwie najgorszej pogodzie). A sprawdzić ten "znak" naprawdę warto - jeśli np. zamierza się tam zamieszkać. Wszakże znak ten definiuje dokładnie jak miejscowi ludzie nas tam przyjmą i jak tam będziemy się czuli. Filozofia ludzi najwyraźniej i najdrastyczniej bowiem się ujawnia w ich odnoszeniu się do słabszych od siebie, do emigrantów, oraz do "obcych" przybyszy z innych stron.
       Przykładem niezwykle "serdecznego" zachowania się pogody i natury jakiego ja osobiście doświadczyłem, była moja rodzina wieś Wszewilki w czasach mojej młodości (tj. pomiędzy 1946 i 1964 rokiem). W owych czasach wieś Wszewilki była definitywnie "totaliztyczną" wsią która jako całość zdecydowanie praktykowała filozofię totalizmu. Interesująco, kiedy jakiś wyniszczający fenomen natury pojawiał się w pobliżu Wszewilek, zawsze jakimś dziwnym "zbiegiem okoliczności" omijał on z daleka ową wieś, nie wyrządzając w niej praktycznie żadnej szkody. Z kolei kiedy przyszła jakaś nieprzyjemna pogoda, wówczas tak jakoś się działo że pogoda ta nikomu NIE szkodziła a jedynie wprowadzała urozmaicenie do życia mieszkańców Wszewilek. Innym dosyć niezwykłym przykładem był mój pobyt w nowozelandzkim mieście zwanym "Invercargill" w latach 1983 do 1987. W owym czasie ludność tego miasta jako całość również praktykowała totalizm (chociaż wcale NIE była tego świadoma). Na przekór więc iż w Nowej Zelandii owo "Invercargill" słynie jako miasto o podobno najgorszej pogodzie z całego kraju, w czasie gdy tam mieszkałem owa niby "zła" pogoda była tam tak "serdeczna" dla ludzi, że wogóle się tam NIE czuło iż jakoby pogoda jest tam gorsza niż gdziekolwiek indziej. Faktycznie ja wówczas odebrałem tamtejszą pogodę jako całkiem przyjemną.
       Przykładem "przyjacielskiego" choć jakby "oficjalnego" zachowania się pogody i natury jest opisywane tu miasteczko Petone (w którego okolicy mieszka owych co najmniej "10 sprawiedliwych"). Jak bowiem powtarzalnie potwierdzają to miejscowe zdarzenia, przykładowo przepowiadane w telewizji przez służby meteorologiczne przypadki szczególnie złej pogody, niemal nigdy się nie spełniaja dla Petone - chociaż typowo spełniają się dla innych pobliskich miejscowości. Ponadto, wszelkie anomalie pogodowe zawsze w samej Petone wyrządzają minimum szkód możliwych przy danej ich sile - chociaż już w pobliskich miejscowościach wyrządzają maksimum możliwe zniszczeń. Doszło do tego, że lokalne służby meteorologiczne jakby czuły się zaambarasowane ogłaszać prognozę złej pogody dla Petone, bowiem ich ewentualne ostrzeżenia na temat anomalii pogodowych zagrażających tej miejscowości niemal już z góry są skazane iż potem okażą się błędne.
       Jeśli jakaś społeczność zasłuży sobie na to rodzajem filozofii którą praktykuje, wówczas zamiast wykazywania "przyjacielskości", anomalie pogodowe mogą też wykazywać wręcz "wrogość". W latach 1999 i 2000 mieszkałem w niewielkiej nowozelandzkiej miejscowości zwanej Timaru. Tam właśnie wyraźnie dawała się odnotować owa "wrogość" pogody. W rezultacie, nawet przy maksymalnie korzystnych warunkach, takich jak słoneczna pogoda i zupełny brak wiatru, natura też potrafiła tam maksymalnie pognębić miejscowych ludzi np. poprzez zwiększanie zapylenia powietrza i indukowanie alergicznych oraz astmatycznych reakcji - np. patrz artykuł "Timaru now smog capital" (tj. "Timaru obecnie stolicą zapylenia") ze stron 1 i 3 miejscowej gazety The Timaru Herald, wydanie z niedzieli (Sunday), 8 July 2000. Innym miejscem gdzie natura daje wyraźnie poznać ludziom swoją "wrogość", jest tzw. "Rimutaka Forest Park" o którym piszę szerzej w punkcie #K1.9 strony newzealand_pl.htm. Przy owym parku znajduje się jedno z największych więzień Nowej Zelandii w jakim odbywają swoje wyroki praktycznie wyłącznie ludzie o pasożytniczej filozofii. Na przekór też iż ów park jest oddzielony zaledwie grzebietem górskim od Petone (a stąd już NIE należy do tego samego "obszaru zniszczenia"), natura postępuje tam z ludźmi zupełnie odwrotnie niż w Petone - faktycznie w sposób otwarcie "wrogi" wobec ludzi i dokładnie pasujący do filozofii pensjonariuszy z Więzienia Rimutaka.


#I5. Jeśli mieszkańcy jakiegoś obszaru zasłużą sobie na to moralnym postępowaniem i grupowym praktykowaniem filozofii totalizmu, wówczas natura działa na ich korzyść nawet kiedy powinna im szkodzić (z niemoralnymi zaś społecznościami dzieje się dokładnie odwrotnie):

Motto: "Wrogość lub przyjacielskość miejscowej natury zawsze jest proporcjonalna do poziomu grupowej niemoralności lub moralności ludzi którzy zamieszkują daną miejscowość."

       Jak przyjazna może być natura dla najbardziej moralnych społeczności które grupowo praktykują intuicyjną wersję filozofii totalizmu, wykazują to badania raportowane w niepozornym artykule [1#I5] o tytule "Islands in Pacific are growing, study says" (tj. "Wyspy Pacyfiku rosną, wykazują badania"), ze strony A6 gazety The New Zealand Herald wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010. Artykuł ten raportuje wyniki empirycznych badań nad wyspami dwóch archipelagów Pacyfiku, mianowicie Tuvalu i Kiribati. Problem jaki wyspy te mają polega na tym, że obecne indukowane przez ludzi i przemysł ocieplanie się klimatu Ziemi wiedzie do nieustannego podnoszenia się poziomu wody w oceanach. Z kolei podnoszenie się poziomu wody w oceanach, zgodnie z twierdzeniami starej "ateistycznej nauki ortodoksyjnej" powinno wieść do zalewania co niżej położonych wysp i nabrzeży - takich jak właśnie Tuvalu i Kiribati (np. patrz artykuł "Sea level to rise 13 cm in a century", ze strony 8 malezyjskiej gazety New Straits Times wydanie z piątku (Friday), July 23, 2010). Tymczasem się okazało, że 7 wysp z Tuvalu oraz 3 wyspy z Kiribati faktycznie urosły w przeciągu ostatnich 60 lat - tj. w czasach kiedy wykonywane były ich fotografie lotnicze i satelitarne. Owo ich urośnięcie miało miejsce na przekór że poziom oceanu podniósł się tam już o 12 cm - stopniowo zalewając wiele innych nisko położonych wysp koralowych Pacyfiku. Innymi słowy, jeśli mieszkańcy danych wysp zasłużą sobie na to praktykowaniem zasad moralnych wymaganych od nas przez Boga, a opisywanych dokładnie m.in. filozofią totalizmu, ich wyspy zamiast tonąć w wyniku ocieplania się klimatu Ziemi i wzrostu poziomu oceanów, raczej zaczynają coraz bardziej wynurzać się z morza.
       Powyższe zjawisko z wysp Tuvalu i Kiribati jest tylko jednym małym przykładem z całego zatrzęsienia materiału dowodowego który potwierdza odkrycie nowej "nauki totaliztycznej" publikowane w punkcie #I4 strony day26_pl.htm, a stwierdzające, że "zachowania natury na danym obszarze zawsze są odzwierciedleniem 'moralności grupowej' ludzi zamieszkujących ów obszar i stąd dotykanych przez te zachowania". (Czym jest owa "moralność grupowa" wyjaśnia to dokładniej punkt #E2 strony o nazwie totalizm_pl.htm.) Niestety, stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" (tj. ta oficjalna nauka której ciągle uczymy się w szkołach i na uczelniach, zaś której rozliczne wady omawia szerzej punkt #A2 niniejszej strony) interpretuje zupełnie niewłaściwie zjawiska jakie zawierają w sobie owo zatrzęsienie dowodów. Sztucznie wzmacniając ateistyczność swych wyjaśnień, nauka ta przeacza bowiem, lub celowo ignoruje i pomija, związek tych zjawisk z poziomem "grupowej moralności" ludzi których one dotykają - znajomość którego to związku okazuje się być najistotniejszym wymogiem postępu ludzi. Wszakże aby te zjawiska zinterpretować poprawnie i ujawnić ich dowodową wartość jako następstw działania mechanizmów moralnych, owa oficjalna nauka musiałaby najpierw pozbyć się swego ateizmu. Jednak zarzucenie ateizmu przez dzisiejszą oficjalną naukę NIE jest już możliwe. Ateizm bowiem jest jej fundamentem filozoficznym, na którym nauka ta jedzie tak samo jak pociąg jedzie po swych szynach - co dokładniej opisują punkty #F1.1 i #F2 strony god_istnieje.htm. W rezultacie, jeśli ludzkość NIE obali dotychczasowego "monopolu na wiedzę" owej starej nauki np. poprzez oficjalne ustanowienie konkurencyjnej i nowej "nauki totaliztycznej" bazującej na dowodach i ustaleniach relatywnie nowej "teorii wszystkiego" zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji (obalenie którego to monopolu jest silnie rekomendowane w punkcie #C1 na stronie telekinetyka.htm), wówczas naukowcy nigdy NIE podejmą obiektywnych badań faktu iż natura demonstruje ludności danego obszaru wrogość lub przyjacielskość jaka jest proporcjonalna do poziomu "grupowej niemoralności" lub "grupowej moralności" ludzi zamieszkujących ów obszar. Wszakże "dzisiejsza nauka zachowuje się jak rozpędzony pociąg który sam NIE potrafi się już zatrzymać nawet jeśli wszystkim jest już wiadomym, że szyny na których on jedzie zmierzają ku przepaści i do katastrofy". Z tego powodu, bez obalenia obecnego monopolu "ateistycznej nauki ortodoksyjnej", materiał dowodowy dokumentujący opisywane tu ustalenie nowej "totaliztycznej nauki" nigdy NIE będzie mógł być oficjalnie zaprezentowany w jakiejkolwiek publikacji naukowej ani oficjalnie dyskutowany w programie jakiejkolwiek konferencji naukowej. Z kolei bez naukowego uznania faktu iż zachowaniem natury rządzi grupowa moralność ludzi żyjących na danym obszarze, NIE jest możliwe dla nauki wypracowanie i wdrożenie efektywnych metod obrony ludzkości przed naturalnymi kataklizmami - w rodzaju metod obrony opisywanych na stronie o nazwie quake_pl.htm, zaś potwierdzanych empirycznie m.in. dowodami z punktu #I3 niniejszej strony.
       Wróćmy jednak do materiału dowodowego z w/w wysp Tuvalu i Kiribati. Dokumentuje on, że na wyspach które praktykują właściwy rodzaj "moralności grupowej", relatywny poziom wody morskiej (tj. poziom wody odniesiony do poziomu lądu) zachowuje się przeciwstawnie do trendu z reszty świata, czyli opada (podczas gdy w reszcie świata relatywny poziom wody morskiej wzrasta). Powodowanie tego zjawiska przez mechanizmy moralne jest dodatkowo potwierdzane przez odmienny materiał dowodowy, który dokumentuje też zupełnie odwrotny trend. Mianowicie, istnieje też materiał dowodowy który dokumentuje, że na obszarach zamieszkałych przez co bardziej niemoralnie zachowujących się ludzi, relatywny poziom morza postępuje odrotnie niż na w/w wyspach Tuvalu i Kiribati - czyli poziom ten podnosi się tam wielokrotnie szybciej niż w reszcie świata i zagraża tam już niedalekim zalaniem lądu. Niestety, ów materiał dowodowy prawdopodobnie NIE zostanie udokumentowany dla obszarów w których ludność już od dawna zeszła na praktykowanie wysoce niemoralnej filozofii pasożytnictwa. Wszakże naukowcy z krajów obezwładnionych przez filozofię pasożytnictwa są już zupełnie niezdolni do dokonywania jakichkolwiek kompleksowych i nowatorskich badań eksperymentalnych z powodu panującej wśród nich tzw. "wynalazczej impotencji" - opisywanej m.in. w punkcie #H1 i #G1 strony o nazwie eco_cars_pl.htm. (Naukowcy dotknięci "wynalazczą impotencją" są co najwyżej zdolni do produkowania "naukowej makulatury" poprzez wycinanie nożyczkami fragmentów starych artykułów, oraz publikowanie ich jako nowe po uprzednim ich posklejaniu razem.) O fakcie, że "natura" rzeczywiście jest tam wroga wobec miejscowej ludności, można więc dedukować jedynie pośrednio z raportów o licznych tam zabójczych trzęsieniach ziemi, tsunami, tornadach, huraganch, powodziach, suszach, upałach, pożarach, mrozach, itp. (a także rozruchach, wojnach, rewolucjach, aktach terroru i terroryzmu, katastrofach, formach wyzysku, bankructwach, depresjach ekonomicznych, aktach niesprawiedliwości społecznej, przestępczści, itd.). Tak jednak się składa, że na świecie istnieją też już obszary których ludność coraz szerzej praktykuje "naukową moralność" (tj. praktykuje ten rodzaj powypaczanej moralności opisanej we wstępie do niniejszej strony, którą wmuszają społeczeństwom ignoranckie twierdzenia dzisiejszych ateistycznych naukowców, zaś utwierdzają potem prawa uchwalane przez głuchych na głos sumienia polityków). Jak zaś bardzo owa "naukowa moralność" różni się już od "faktycznej moralności" wymaganej od ludzi przez Boga, satyrycznie ilustruje to punkt #G3 na stronie o nazwie przepowiednie.htm. Tymczasem dzisiejsi ateistyczni naukowcy zdołali już wmówić niektórym społeczeństwom, że ignorancko formowana przez nich owa powypaczana "naukowa moralność" jest jakoby "faktyczną moralnością". Niestety, empiryka ujawnia, że przez Boga owa "naukowa moralność" jest traktowana jako odmiana "niemoralności" - a więc jest surowo karana. (Tj. jej praktykowanie przez całe "intelekty grupowe" jest karane m.in. śmiercionośnymi kataklizmami i bankructwami, zaś jej praktykowanie przez pojedyńcze "intelekty indywidualne" jest karane przedwczesnymi śmierciami - tak jak dokumentują to punkty #G1 do #G7 strony will_pl.htm.) Wszakże owa "naukowa moralność" coraz bardziej odbiega od "faktycznej moralności" nakazywanej ludziom przez Boga - zaś zdefiniowanej w punkcie #B5 strony o nazwie morals_pl.htm. Jednak narazie owa "naukowa moralność" NIE paraliżuje jeszcze eksperymentalnych badań naukowych do tego samego stopnia jak czyni to praktykowanie wysoce niemoralnej filozofii pasożytnictwa. Dlatego naukowcy z takich obszarów czasami są nadal w stanie dokonywać jakichś wysoce konserwatywnych (a stad nadal modnych) badań eksperymentalnych, włączając w to niektóre komplesowe badania relatywnego wzrostu poziomu morza. Wyniki z takich właśnie badań są już nawet stopniowo publikowane. Totaliztycznie zorientowani badacze mogą więc je przeanalizować i samemu sobie sprawdzić, czy faktycznie w obszarach których mieszkańcy praktykują ową "naukową moralnść", relatywny poziom morza wzrasta znacznie szybciej niż z pozstałych miejscach świata. Jeden z przykładów takich wyników jest raportowany m.in. w artykule [2#I5] o tytule "Sharp sea level rise in 'hot spot' threatens US cities" (tj. "Ostry wrost poziomu morza we 'wrażliwym obszarze' zagraża miastom Stanów Zjednoczonych") ze strony A11 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie ze środy (Wednesday), June 27, 2012. Artykuł ten omawia wyniki badań alarmujących wzrostów relatywnego poziomu morza na wschodnich wybrzeżach Stanów Zjednoczonych - jakie okazują się być już 3 do 4 razy większe niż średni wzrost relatywnego poziomu morza w reszcie świata. To z kolei oznacza, ze takie miasta Stanów Zjednoczonych jak Nowy Jork, Boston, czy Filadelfia, są zagrożone już niedalekimi powodziami morskimi lub nawet zupełnym utonięciem w morzu. Co ciekawsze, zgodnie z owym artykułem także Kalifornia, leżąca przecież po przeciwstawnej (zachodniej) stronie Stanów Zjednoczonych, też doświadcza ostatnio nietypowo dużego relatywnego wzrostu poziomu morza. Inny przykład podobnych wyników jest raportowany w artykule [3#I5] o tytule "Time and tide" (tj. "czas i przypływ") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z piątku (Friday), July 13, 2012. Artykuł ten ujawnia, że aż dwa raporty potwierdziły iż na wybrzeżach miasta Wellington (tj. stolicy Nowej Zelandii) relatywny poziom morza wzrasta najszybciej ze wszystkich wybrzeży całej Nowej Zelandii. Czy nie jest więc już najwyższy czas aby mieszkańcy takich obszarów zaczęli zadawać sobie pytanie, dokąd prowadzi ich praktykowanie owej "naukowej moralności", oraz czy aby "matka natura" NIE używa owego przyspieszonego wzrostu relatywnego poziomu morza aby im zakomunikować, że NIE aprobuje "grupowej moralności" ludzi zamieszkujących te obszary, oraz że jest wrogo nastawiona wobec zachowań ludzkich jakie wynikają z owej "grupowej moralności".
       Czym taki ogólnoświatowy wzrost poziomu morza może się skończyć dla ludności obszarów które w porę NIE podejmą praktykowania "moralności grupowej" nakazywanej ludziom przez Boga (tj. które NIE zaadoptują jakiejś wersji filozofii totalizmu), doskonale ilustrują to nam przypadki opisywane historią. Przykładowo, na wybrzeżach Morza Bałtyckiego opowiadane są legendy o mitycznej wyspie-mieście Vineta (po polsku "Wineta") którą opisałem m.in. w punktach #G2 i #H2 strony tapanui_pl.htm. Mieszkańcy owej wyspy-miasta wyznawali zaawansowaną formę filozofii pasożytnictwa, praktykując niemoralność, obżarstwo (włączając zjadanie nawet ludzkiego mięsa), rozpustę, zwyrodnienia seksualne, nieuczciwość, bezbożność, itp. Społeczność owej wyspy została więc ukarana jako całość i wyspa ta utonęła w odmętach Morza Bałtyckiego, zaś niemal wszyscy jej mieszkańcy zginęli. Tak samo stało się z równie niemoralnymi i dekadentnymi mieszkańcami starożytnego miasta Salamis z wyspy Cyprus na Morzu Śródziemnym - którego los przypomniałem m.in. w punkcie #H3 ze strony tapanui_pl.htm zaś szerzej opisałem w podrozdziale #D3 z monografii [5/4] i w podrozdziale V5.2 z tomu 17 mojej najnowszej monografii [1/5]. Stąd nie powinno nikogo zdziwić, kiedy potopione lub unicestwiane (w podobny sposób jak owa społeczność niemoralnej wyspy-miasta Wineta z okolicy polskiego Świnoujścia, czy podobnie do zwyrodniałego i niemoralnego miasta Salamis na Cyprze) będą też i niektóre dzisiejsze najbardziej niemoralne społeczności, które albo otwarcie praktykują ową wysoce niemoralną filozofię pasożytnictwa (tak jak ma to miejsce w sporej już liczbie krajów jakie łatwo zidentyfikować po nieustannie trapiących ich trzęsieniach ziemi, tsunami, tornadach, huraganach, powodziach, upałach, suszach, pożarach, wojnach, rewolucjach, terrorze, aktach terroryzmu, itp.), albo też praktykują "naukową moralność" - która jednak obecnie drastycznie odeszła już od moralności wymaganej od ludzi przez wszechmogącego Boga. Początki tego zatapiania i unicestwiania już dzisiaj widzimy. Nie trzeba też specjalnej wyobraźni czy wiedzy, aby sobie dodedukować, co się stanie dalej jeśli dane społeczeństwa NIE zaadoptują w porę tej właściwej "moralności grupowej" wymaganej od ludzi przez Boga, tj. NIE zaadoptują "moralności grupowej" opisanej w punkcie #E2 strony o nazwie totalizm_pl.htm i rekomendowanej wszystkim do pedantycznego praktykowania przez filozofię totalizmu, jakiej formalna definicja przytoczona jest w punkcie #B5 strony o nazwie morals_pl.htm. Wszakże bez praktykowania właściwej moralności, takie kataklizmy i katastrofy będą się tam nasilały aż do poziomu jaki może zupełnie wyniszczyć społeczności, narody i kraje które najbardziej uparcie praktykują niewłaściwy rodzaj moralności - np. praktykują rodzaj "grupowej moralności" zalecany im przez starą "ateistyczną naukę totaliztyczną" (zamiast moralności grupowej nakazywanej nam przez Boga i zalecanej np. przez sumienie czy przez rekomendacje filozofii totalizmu), a stąd które są najbardziej uparte w coraz głębszym niemoralnym prowadzeniu się samemu oraz w propagowaniu niemoralnych zachowań po reszcie świata.


Część #J: Niezwykłości Petone:

      

#J1. Niezwykłości i ciekawostki Petone już opisane na tej stronie:

       Praktycznie cała niniejsza strona poświęcona jest opisowi niezwykłości i ciekawostek miasteczka Petone. Sporą liczbę z nich już wyszczególniłem i opisałem w punkcie #B3 na początku niniejszej strony - stąd tutaj NIE będę ponownie powtarzał ich wyszczególniania. Tu wymienię jedynie najważniejsze i jednocześnie najbardziej niezwykłe z omawianych w innych punktach niż ów #B3, zaś dla poznania ich opisów odeślę czytelnika do odpowiednich punktów niniejszej strony. Oto one:
(1) Sytuacja przysłowiowej "pułapki na szczury" - tj. z której NIE ma ucieczki w przypadku jakiegoś raptownego kataklizmu, np. tsunami. Sytuację tę opisałem dokładniej w punkcie #C4 niniejszej strony, zaś kataklizmy jakie nieustannie zagrażają miasteczku Petone wyszczególniłem w punktach #C2 i #C3.
(2) Omijanie Petone przez kataklizmy i anomalie pogodowe. Pomimo całej masy potencjalnych zagrożeń na jakie miasteczko Petone jest nieustannie wystawione, wszystkie kataklizmy oraz anomalie pogodowe, jakie w czasach mojego zamieszkiwania w Petone przykro doświadczyły lub pouszkadzały miejscowości sąsiadujące z tym miasteczkiem, w samym Petonie dotychczas NIE wyrządziły żadnej szkody (po ich przykłady patrz punkty #I3 i #I3.1 powyżej, oraz (c) z punktu #J2 poniżej).
(3) Ożywienie i zasobność w okresach krajowej depresji ekonomicznej. Opisuję je w punkcie #I3.2 niniejszej strony.
(4) Ciąg niezwykłych zdarzeń, włącznie z cudem opisywanym począwszy od punktu #J3 poniżej aż do podpisów pod "Wideami #J3xyz", jaki zdaje się dowodzić, że Bóg ma szczególny plan długoterminowy co do przyszłej roli miasteczka Petone.
(5) Dziwne zrządzenia losu jakie powodują, że Petone stało się miejscowością, w której zamieszkuję przez najdłuższy okres czasu w całym swym życiu, znaczy już przez ponad 18 lat (tj. zaczynając od początku roku 2001 aż do dzisiaj). Dwie inne miejscowości gdzie uprzednio mieszkałem najdłużej, to Wszewilki oraz Wrocław - w każdej z nich też mieszkałem przez okresy około 18 lat. Intrygująco, w pozostałych 7 miejscowościach do jakich przeprowadzałem się jakby "na stałe", tj. w Christchurch, Invercargill, Dunedin, Famagusta, Kuala Lumpur, Kuching i Timaru, sumarycznie też zamieszkiwałem przez około 18 lat. Stąd na mój wiek 72 lat z chwili pisania niniejszego punktu, składały się 4 takie okresy 18-letniego zamieszkiwania - jest to bardzo dziwna i szokująca mnie prawidłowość (coś jakby zalążek jeszcze jednej "Tablicy Cykliczności" podobnej do tablic opisanych w punktach #J1 do #J7 z mojej strony o nazwie propulsion_pl.htm.) Odnotuj, że po 2001 roku aż kilkakrotnie zabierałem się do przeprowadzki do jakiejś innej niż Petone miejscowości, jednak zawsze następowało jakieś zdarzenie, jakie przeprowadzki te mi uniemożliwiało - przykładowo kiedy po przejściu na emeryturę zabierałem się za przygotowanie swej przeprowadzki do Christchurch, nastąpiło tam dewastujące trzęsienie ziemi. Ciekawe też, że w żadnej poprzedniej niż Petone miejscowości w której zamieszkiwałem, moich planów przeprowadzki nic mi NIE uniemożliwiało - tj. kiedykolwiek poprzednio poczułem, iż nadszedl czas aby ruszyć dalej w swą życiową drogę, zawsze mi się to udawało.
* * *
Odnotuj, że nawet już tylko fakt istnienia materiału dowodowego jaki wskazuję w niniejszym punkcie #J1 wystarcza aby się zorientować, że miasteczko Petone cieszy się szczególnymi względami u Boga.


#J2. Niezwykłości i ciekawostki Petone, które opisałem już na innych swych stronach:

       Przykładami takich niezwykłości i ciekawostek miasteczka Petone, które opisałem już na innych niż niniejsza swych stronach internetowych, mogą być:
(a) Moje natknięcie się w Petone na "orba", czyli na jedną z całej serii miniaturowych, sterowanych komputerowo sond UFO jakie operują na Ziemi - zaś szersze opisy techniczne jakich przytaczam m.in. w punkcie #J3 ze swej strony internetowej o nazwie hurricane_pl.htm. Tamto swe natknięcie się na "orba" opisałem m.in. w punkcie #I3 swej strony o nazwie explain_pl.htm. Sposób jego pojawienia się poprzez "wylecenie spod ziemi" zaś oznacza, że pod Petone może znajdować się np. jakaś ukryta podziemna baza takich sond UFO lub nawet wehikułów UFO.
(b) Morskie molo jakie dostarcza historycznego porównania dla trwałości tzw. "księżycowego drewna" - które to drewno gnije dziesiątki razy wolniej od zwykłego drewna. Molo to opisałem dokładniej w podpisie pod "Fot. #D2abc" ze swej strony internetowej o nazwie tapanui_pl.htm, zaś owo "księżycowe drewno" opisałem tam w punkcie #D2.1.
(c) Zagrożenia, uszkodzenia i zniszczenia trapiące najbliższe miejscowości położone wokół Petone, kiedy jednocześnie omijały one samo Petone leżące na drodze danego kataklizmu. Oto wykaz najważniejszych takich przypadków:
(c1) Chroniczne unikanie zniszczeń przez kataklizmiczne zdarzenia jakie niszczyły coś tuż przy Petone, jednak NIE w niej samej. Wykaz takich przypadków i ich powodów omawiam w punkcie #I3 na stronie day26_pl.htm.
(c2) Uniknięcie zniszczeń od trzęsienia ziemi z dnia 2016/11/13 jakie zrujnowało budynki w każdej z najbliższych miejscowości otaczających Petone. Uszkodzenie to i zniszczenie było spowodowane trzęsieniem ziemi jakie uderzyło NZ koło Kaikoura o północy z 13 na 14 listopada 2016 roku - a jakie opisałem szerzej m.in. w punkcie #R2 i na "Fot. #R2ab" ze strony o nazwie quake_pl.htm. Tamto trzęsienie ziemi pozawalało, a także pouszkadzało, budynki odległe zaledwie o kilka kilometrów we wszystkich czterech kierunkach świata od Petone, tj. na wschód, zachód, północ i południe od tego małego miasteczka. Niektóre z owych pouszkadzanych budynków były nadal rozbierane w 2018 roku. Jednak w Petone (zlokalizowanym w samym środku pomiędzy tak zdewastowanymi obszarami) żaden budynek NIE uległ zawaleniu ani odnotowalnemu uszkodzeniu - co nawet jeśli ktoś NIE wierzy w cuda ciągle powinno go głęboko zastanowić zważywszy moc owego trzęsienia ziemi jaką opisałem w punkcie #R2 wyżej wymienionej strony quake_pl.htm, a także zważywszy że wiele budynków z Petone demonstruje posiadanie podobnych, lub nawet słabszych, konstrukcji i materiałów, jak budynki poniszczone w innych obszarach.
(c3) Wykluczenie Petone (a także wykluczenie leżącego przy tej samej zatoce morskiej miasta Wellington) z zagrożenia nadchodzącym "tsunami" (które na szczęście potem okazało się nieszkodliwe) - jakie w czwartek dnia 2021/3/5 było spowodowane aż trzema potężnymi trzęsieniami ziemi o siłach od 7.1 do 8.1 w wodach oceanu przy wybrzeżu Nowej Zelandii - szczegółów poszukuj w Google używając słowa kluczowe: tsunami 5 march 2021. Owo tsunami i towarzyszące mu zdarzenia opisałem w punkcie #R3 strony quake_pl.htm.
(d) Prawdopodobne działanie studni artezyjskiej w Petone, jako wskaźnika poziomu zatrucia nowozelandzkich wód gruntowych. Działanie to opisałem szerzej m.in. w punkcie #G2.3 i na "Fot. #G2abc" swej strony o nazwie healing_pl.htm.


#J3. Inteligentny "płonący krzew" wodorostu emitujący "błędny ognik", jaki na zapełnionej ludźmi plaży w Petone (Nowa Zelandia) dnia 25 kwietnia 2018 roku około godziny 16 ujawnił, że jest w stanie "omamiać" fascynującym "tańcem", a także "inspirować", NIE tylko w mrokach ciemnych nocy, ale i w pełni słonecznego dnia:

Motto: "Chociaż folklorystyczną wiedzę i ludowe opowieści oficjalna nauka traktuje jak bajki dalekie od prawdy, w rzeczywistym życiu częściej przytrafia nam się to co stwierdza folklor, niż to co wmawia nam oficjalna nauka."

       W czasach swej młodości nasłuchałem się sporo opowieści ludowych o typowo wrogich ludziom, podstępnych, zwodniczych, inteligentnie zachowujących się światłach, przez polski folklor najczęściej zwanych "błędne ogniki" - aczkolwiek w Polsce znanych też pod całym szeregiem innych nazw, np. "strażników" (ponieważ jakoby strzegą one zbójeckich skarbów), "ogni szatańskich" (ponieważ typowo wyrządzają one zło tym co dadzą się im zwieść), "zwodniczych ogników" (ponieważ podstępnie zwodzą one na zatracenie osoby które ulegną ich czarowi), oraz kilku jeszcze innych określeń. Światła te znane są też w folklorach wielu innych krajów. Przykładowo po łacinie nazywane są "ignis fatuus" (tj. "podstępny ogień"), po angielsku "will-o'-the-wisp" lub "ghost-light" (tj. "świetlisty duch"), w Malezji znane są pod nazwą "The Spirit of the Jungle" (tj. "Duch Dżungli") - ponieważ zwodzą one ludzi zapuszczających się do dżungli. W Nowej Zelandii też je znają, typowo używając dla nich albo nazwy "The Watchman" (tj. "Strażnik"), albo też jakieś opisowe określenia.
       Ja osobiście od dawna interesuję się zjawiskiem "błędnych ogników". Wszakże znam sporo ludzi którzy je widzieli (niektórzy z nich widzieli je nawet wielokrotnie). Z kolei raporty kilku obserwatorów tych ogników powtarzałem w aż szeregu swoich publikacji - przykładowo we wstępie do rozdziału C oraz w podrozdziałach C1 i D1 z traktatu [4b] o tytule Tunele NOL spod Babiej Góry, a także w punkcie #E3 z mojej strony internetowej o nazwie newzealand_pl.htm. Z moich teoretycznych analiz wynika, że ateistyczna ideologia dzisiejszej oficjalnej nauki połączona z brakiem naukowych badań zarówno tego zjawiska, jak i świetlistych zjawisk mu pokrewnych, powoduje iż do jednego worka "błędne ogniki" typowo wrzuca się aż cały szereg zupełnie odmiennych zjawisk jakie powodują emitowanie światła, a jakie wykazują zarówno "nadprzyrodzone", jak i "naturalne" pochodzenie. Przykładowo, za "błędne ogniki" najczęściej bierze się miniaturowe i sterowane komputerowo sondy UFO, popularnie zwane "orb" lub "rod" - które przy słabym świetle i nocami jarzą się błękitnym światłem (po przykład zdjęcia jednego z nich patrz "Fot. #G2ab" na mojej stronie internetowej o nazwie landslips_pl.htm). Sporo materiału dowodowego sugeruje, iż istnieje też jakaś wersja także niebiesko lub srebrzyście świecących duchowych błędnych ogników typowo jednak o nieregularnym kulistym kształcie, które pojawiają się w lokalizacjach katastrof z licznymi ofiarami, miejscach zbrodni, oraz np. na cmentarzach. Na mokradłach faktycznie widywane są też płonące gazy, zaś typowo przed trzęsieniami ziemi oraz w czasie burz elektrycznych niektórzy widzą ogniste kule elektryczności. W lasach spróchniały fragment drzewa także może emitować nieruchome światło. Niektórzy zaś "eksperci" posuwają się nawet do zakamuflowanego oskarżania, że raportujący takie "błędne ogniki" zapewne widzieli jedynie świecące nocą owady. (Jakże podobne jest to oskarżenie do posądzeń niektórych naukowców, że osoby raportujące UFO musiały być pijane.) Z mrowia tamtych obserwacji zdecydowanie odcinają się jednak najrzadziej raportowane, zwodniczo-inteligentne w zachowaniu, a stąd zapewne faktyczne "błędne ogniki", jakie NIE mają kulistego kształtu, a są rodzajem inteligentnie tańczących podłużnych języków złotego, pomarańczowego lub czerwonego ognia. Te moim zdaniem są najbardziej tajemnicze - chociaż narazie niemal nikt ich NIE bada. Ich tajemniczość powiększa fakt, iż z wyglądu i zachowania przypominają one płomień jaki wydobywał się z "płonącego krzewu" (często też zwanego "krzewem gorejącym") widzianego przez Mojżesza, tj. płomienia opisanego w Biblii w wersetach 3:1-5 z "Księgi Wyjścia".
       Aż do przypadku opisanego w niniejszym punkcie, ja sam nigdy takich podłużnych języczkowatych "błędnych ogników" czy płomyka "krzewu gorejącego" NIE widziałem - chociaż widziałem już aż kilka orbów (tj. miniaturowych sond UFO). Jednak na popołudniowym spacerze po czarnej żwirowej plaży niedaleko od swego mieszkania w Petone (Nowa Zelandia) w ciepłą, słoneczną, jesienną środę dnia 2018/4/25, w końcu sam zobaczyłem jedną z wersji, czy manifestacji, tego niezwykłego zjawiska, które w niniejszym opisie też będę tu nazywał "błędnym ognikiem" - chociaż z jego cech i z materiału dowodowego z nim związanego wynika, że był to telepatycznie "sprzeczający się" ze mną "płonący krzew". Ku mojemu zdumieniu, długi języczek tego ognika zaistniał na upakowanej ludźmi plaży w pełnym świetle słonecznego dnia i jarzył się bardzo silnym czerwonawym światłem widocznym już z odległości około 100 metrów - chociaż w jego opisach typowo się twierdzi, iż pojawia się on jedynie na bezludziach i tylko mrocznymi nocami, zaś jego światło jakoby jest zbyt słabe aby było widoczne w pełni dnia. Dla naukowej rzetelności poniżej przytaczam więc swój szczegółowy raport z tej fascynującej obserwacji - jakiej najważniejszym moim zdaniem elementem było potwierdzenie, że faktycznie ów ognik zademonstrował posiadanie inteligencji i umiejętności telepatycznego "omamiania".
       Około godziny 16, pięknej, słonecznej i bezwietrznej środy, dnia 2018/4/25, spacerowałem po czarnej petońskiej plaży żwirowej. Kiedy po zawróceniu zdążałem już w kierunku swego mieszkania, w obszarze plaży leżącej na wprost wzniesionego przy tej plaży celtyckiego kamiennego krzyża pamiątkowego lokalnie nazywanego też "Iona Cross of Petone" (patrz "Fot. #J3b" poniżej) spostrzegłem języczek silnie świecącego się czerwonego płomyka jaki buchał jakby z wysuszonego na kość fragmentu krzewu jakiegoś wodorostu leżącego na owej plaży - po angielsku zwanego kelp seaweed. Wymiary widocznej dla mnie części języczka tego płomyka przy oglądaniu go z bliskiej odległości oceniałem na: szerokość około 2 cm, wysokość około 5 cm. Płomyka tego NIE widziałem kiedy uprzednio też przechodziłem koło owego miejsca jakieś pół godziny wcześniej. Sam ów płomyk w jakiś dziwny sposób fascynował i przyciągał do siebie moją uwagę. W jego zachowaniu było bowiem coś inteligentnego, nieprzypadkowego i jakby "ludzkiego". Wyglądał bowiem jakby "tańczył" żywo i radośnie, chociaż nie było wówczas wiatru, którym można byłoby wyjaśnić jego rytmiczne, intrygujące i jakby inteligentnie egzekwowane taneczne poruszenia. Jego ruchy mi przypominały pełne gracji i rytmu taneczne poruszenia dzisiejszych pojedyńczo tańczących kobiet. (Odnotuj tutaj, że jedynie kobiety tańczące bez bycia zniewolonymi tanecznymi uściskami swych partnerów demonstrują owe pełne gracji i rytmu ruchy pokusy i uwodzenia, jakie demonstrował też ów płomyk.) Ja potrafię szybko odnotować i rozpoznać te ruchowe kuszenie i uwodzenie tańczących kobiet, ponieważ znam je dobrze ze swoich "playlists" z ulubionymi piosenkami i tańcami, które zaprogramowałem osobiście do częstego oglądania na "smart" telewizorach firmy LG i na komputerch PC pracujących pod wyszukiwarką "Google Chrome" - a stąd które czytelnik też może sobie oglądnąć np. pod adresami http://drobina.rf.gd/p_nfj.htm czy http://pajak.org.nz/p_nfi.htm. Na przekór swych niewielkich rozmiarów, płomyczek ten jarzył się aż tak silnie, że przykuł do siebie mój wzrok już kiedy byłem jeszcze w znacznej od niego odległości, jaką oceniłbym na około 100 metrów od niego. Jego intensywność, jaskrawość i kolor już z tak dużej odległości mi przypominały oglądany z bliska nocny płomień z lampy naftowej - jaką moja babcia mieszkająca w Cielczy oświetlała nocami swoje pozbawione elektryczności mieszkanko. Tyle, że będąc podobnie szeroki jak niski płomyk unoszący się z knota lampy naftowej, widzialny fragment języczka owego płomyka z Petone miał wysokość około trzykrotnie wyższą od swej szerokości.
       Ja spacerowałem bardzo wolno tuż przy krawędzi wody, podczas gdy morze było wówczas znacząco cofnięte odpływem. Stąd ów języczek płomyka tańczył w odległości około 20 metrów na lewo od przedłużenia trajektorii mojego spaceru. Ponieważ odnotowałem go już ze sporej odległości, stąd spacerując wolno oglądałem go i analizowałem przez okres co najmniej około 5 minut. Jednak już po pierwszym jego ujrzeniu natychmiast ogarnęły mnie jakieś niezrozumiałe i silne wątpliwości na jego temat. Kiedy później już w swym mieszkaniu zacząłem analizować te wątpliwości, doszedłem do wniosku iż ów płomyk jakby telepatycznie starał się mnie "omamić" i nakłonić abym przestał się nim interesować i kontynuował swój spacer w sposób niezakłócony. Tak się bowiem zdarzyło, że ja dobrze już znałem ów telepatyczny przymus ze swoich uprzednich przypadkowych natknięć się na wehikuły UFO - które też typowo rozsiewają wokół siebie telepatyczny nakaz stwierdzający coś w rodzaju "to co widzisz jest niczym niezwykłym, przestań więc się tym interesować i kontynuuj czynienie tego co czynisz". (O owym telepatycznym nakazie czytelnik może poczytać sobie w podrozdziale VB4.1.1 z tomu 17 mojej monografii [1/4]. To właśnie z powodu wykrycia istnienia tego silnego nakazu, w swych publikacjach wypracowałem i zalecam czytelnikom zachowanie "najpierw fotografuj, a dopiero potem deliberuj" - którego zrealizowania, niestety, ja sam haniebnie zaniedbałem w sprawie opisywanego tutaj "błędnego ognika" czy "płonącego krzewu".) Pierwsza z tych silnych wątpliwości jaka mnie ogarnęła, to że płomyk ten wcale NIE jest niczym niezwykłym. W ów bowiem dzień piękna pogoda sprawiła, iż na plaży było sporo ludzi. Kilku z nich siedziało w niedużych odległościach po niemal wszystkich stronach owego płomyka. Najbliżej, bo jedynie jakieś 5 metrów poza owym tańczącym języczkiem płomyka był niski murek jaki odgradza plażę od chodnika (poza którym to chodnikiem stoi ów krzyż celtycki pokazany na "Fot. #J3b"). Na murku tym siedziała grupka około 5 młodych osób (NIE zadałem wówczas sobie trudu aby dokładnie ich policzyć), zwróconych w kierunku morza, a stąd i w kierunku owego płomyka. Ponieważ zaś ów tańczący płomyk najpierw mi przypominał też płomyk silnej zapalniczki do papierosów, początkowa wątpliwość jaka mnie ogarnęła, stwierdzała iż ktoś z owej grupy ludzi wcisnął zapewne palącą się zapalniczkę w piasek, ukrywając ją w leżącym na plaży wyschniętym fragmencie krzewu wodorostu, zaś obecnie wszyscy oni zabawiają się śledzeniem jak spacerowicze i przechodnie na to zareagują. (NIE mam pojęcia skąd taka jakby teleptycznie narzucona mi z zewnątrz wątpliwość przyszła do mojej głowy, bowiem ja sam nigdy ani NIE widziałem nikogo kto by tak uczynił, ani NIE słyszałem o nikim kto by tak postąpił.) Zdecydowałem więc, że chociaż bez przerwy kontynuowałem uważne śledzenie owego płomyka, dalej będę spacerował w sposób niezakłócony, udając że wcale NIE interesuję się tym płomykiem. Kiedy jednak byłem w punkcie spaceru jaki leżał najbliżej od owego płomyka, zaś tylko około 25 metrów od grupki owych młodych osób, odnotowałem, że wcale NIE patrzą oni na miejsce gdzie tańczył ów płomyk, a oglądają morski horyzont leżący w oddali. Faktycznie na mnie sprawili wówczas wrażenie, iż płomyka tego wcale NIE widzą - chociaż "tańczył" on tuż pod ich nosami. Zmieniłem więc swój zamiar i zdecydowałem się podejść bliżej aby sprawdzić co wytwarza ów fascynujący mnie płomyk. Kiedy podszedłem na odległość około 10 metrów od niego, płomyk zaczął się zachowywać, jakby miał inteligencję i zmysły jakiegoś dzikiego zwierzątka, które odnotowało, że ktoś do niego się zbliża. Zaprzestał bowiem swego fascynującego mnie "tańca" i znieruchomiał jakby nasłuchując czy też obserwując. Ponieważ kontynuowałem swoje zbliżanie się do niego, zaczął zwolna jakby przykucać, czy chować się w dół, nadal stojąc nieruchomo i jedynie pomału obniżając swoją wysokość (tj. zachowywał się jak człowiek, który się ukrywa, a odnotował iż ktoś do niego się zbliża). Gdy podszedłem na odległość około 5 metrów, płomyk nagle zniknął. Podszedłem więc do wysuszonego fragmentu krzewu wodorostu z którego płomień się wydobywał aby sprawdzić, czy ukryta jest w nim zapalniczka - jednak nic tam NIE było. (Jak w przybliżeniu taki fragment wysuszonego na kość krzewu wodorostu wygląda, pokazałem to na "Fot #J3a" poniżej.) Także sam ten fragment krzewu wodorostu NIE miał na sobie żadnych śladów upalenia, zwęglenia, dymu, czy sadzy - co jest bardzo dziwne zważywszy, iż płomyk palił się przez raczej spory okres czasu, a stąd fragment wysuszonego krzewu wodorostu z jakiego się wydobywał powinien częściowo się spalić, zwęglić, lub zakopcić. W sumie więc ów krzew wysuszonego wodorostu wykazywał taki sam brak popalenia jak płonący krzew opisany w wersetach 3:1-5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia" - ze środka którego też wydobywał się płomień ognia, jednak krzew od ognia tego NIE spłonął. Nogą przesunąłem więc ów krzew wodorostu na bok aby odsłonić piasek plaży i sprawdzić co jest pod nim - jednak ponownie ani żadnego otworu, ani też sadzy, dymu, popiołu, zwęglenia, popalenia, czy czegokolwiek odmiennego od normalnego piasku, pod tym wysuszonym krzewem wodorostu NIE odnotowałem. Piasek i wodorost wyglądały tak, jakby języczek owego tajemniczego ognika powstawał w powietrzu zamiast wydobywać się z ziemi czy z czegokolwiek, oraz jakby NIE generował ani gorąca, ani żaru, popiołu, sadzy, czy dymu. Ponieważ pobliscy plażowicze zaczęli zwracać uwagę na to co czynię, NIE sprawdziłem już piasku ani wodorostu czy są gorące, a wycofałem się na odległość około 10 metrów od owego miejsca i zacząłem tam czekać aby sprawdzić czy płomyk ponownie się pojawi. Jednak już się NIE pojawił. Za to zarówno owa grupa około 5 osób, jak i inni ludzie siedzący niedaleko na plaży, wszyscy oni zaczęli się zachowywać jakby moje dziwne dla nich działania pobudziły ich ciekawość i zainicjowały ich szeptane komentowanie. Doszedłem więc do wniosku, iż oni zapewne płomyka tego NIE widzieli. Aby zaś niepotrzebnie NIE stwarzać im okazji do przypisania mi etykiety osoby dziwnie zachowującej się na plaży, zaprzestałem dalszego wyczekiwania czy płomyk ponownie się ukaże i wyruszyłem w drogę powrotną do swego mieszkania. Wszakże z tego co na mój temat pisze się w polskim internecie doskonale już wiem, iż dla każdego tak zaetykietowanego mieszkańca małomiasteczkowego Petone uzyskanie takiej etykiety indukowałoby potem równie niepożądane następstwa, jak dla mnie ma zaetykietowanie mnie przez Polaków i przez niemal całą Polskę etykietą "pseudonaukowca" i rzekomego wyznawcy "teorii spiskowych" (podczas gdy tak naprawdę, to ja naukowo i nieodpłatnie staram się badać i popularyzować wszystko, czego zbadania odmawia nasza kosztowna oficjalna nauka ateistyczna - w tym przypadku badać zjawisko "błędny ognik" czy też "płonący krzew" wodorostu).
       Dopiero w swym domu ochłonąłem z tego niewyjaśnionego "omamu" jaki spowodował u mnie widok i bliskość owego płomyka, który jasno świecił, jednak nic NIE popalił ani osmolił. Zacząłem bowiem sobie uświadamiać, że byłem świadkiem wysoce rzadkiego, tajemniczego i raczej niezwykłego zjawiska najczęściej nazywanego "błędnym ognikiem" - do istnienia jakiego referują tysiące legend ludowych, chociaż oficjalna nauka ignoruje jego istnienie. Co nawet jeszcze dziwniejsze, ognik ten pojawił się na plaży pełnej ludzi podczas światła dziennego i to w ładny słoneczny dzień - podczas gdy panuje dość powszechne przekonanie, że płomyki takie są widywane niemal wyłącznie na odludziach i tylko podczas niemiłych dla ludzi i złowróżebnie mrocznych nocy. Płomyk ten wykazywał też inteligentne zachowania i telepatyczne zdolności (np. jakby telepatycznie "sprzeczał się" ze mną). Ponadto, płomyk ten pojawił się w bliskości pamiątkowego krzyża celtyckiego. Z tyłu bowiem za owym murkiem, na którym siedziało około 5 młodych osób, istnieje kamienny krzyż celtycki, z wmurowaną w niego pamiątkową tablicą, zdjęcie jakiego to krzyża czytelnik może sobie oglądnąć poniżej na "Fot. #J3b", a także m.in. w Google, zaś napis na pamiątkowej tablicy którego może sobie przeczytać z fotografii jego zbliżenia, w kwietniu 2018 roku pokazywanego na stronie https://goo.gl/images/WbbfQa. Tablica ta informuje, że dnia 23 lutego 1840 roku, w owym miejscu odbyła się pierwsza nowozelandzka msza publiczna przysłanego właśnie ze Szkocji Reverend'a, który założył wówczas Kościół Prezbyteriański Nowej Zelandii. Można się domyślać, że podczas owej mszy, prowizoryczny ołtarz umiejscowiony był właśnie w miejscu w jakim pojawił się ów niezwykły płomyk - wszakże płomyk ten swym wyglądem przypominał, między innymi, tzw. "wieczne lampki", kiedyś palące się w kościołach, niezwykłą tradycję jakich to lampek opisuję szerzej m.in. w punkcie #J2 swej strony o nazwie immortality_pl.htm. Z opisywanych m.in. w punktach #D2, #E2 i #E3 strony o nazwie malbork.htm moich badań na temat akumulowania się tzw. "energii moralnej" w obszarach i obiektach będących odbiorcami ludzkich modlitw zdaje się wynikać, że z powodu historycznego znaczenia owego krzyża celtyckiego dla rozwoju chrześcijaństwa w Nowej Zelandii, oraz efektów późniejszych modlitw nowozelandzkich chrześcian, cały obszar związany z tradycją owego krzyża, w tym zapewne spory fragment miasteczka Petone (prawdopodobnie wraz z położonym niedaleko tego krzyża moim mieszkaniem) akumuluje w sobie energię moralną - stopniowo nabierając nadprzyrodzonych cech. Wcale by mnie więc NIE zdziwiło, gdyby z czasem ów obszar (i krzyż) nabrał zdolności do czynienia cudów, np. w rodzaju zjawisk podobnych do tych jakie tu raportuję, czy np. przyszłej zdolności do cudownego uzdrawiania ludzi albo do wypełniania podjętych w tym miejscu realistycznych marzeń (tak jak takie wypełnianie się marzeń już następuje w mojej rodzinnej wsi Stawczyk, zaś jak opisałem to szerzej m.in. w punktach #A1 i #F2 z mojej strony o nazwie wszewilki.htm).
       Fakt, że ów "błędny ognik" pojawił się w wysuszonym krzewie wodorostu i w obrzarze o historycznym i modlitewnym znaczeniu dla rozwoju chrześcijaństwa w Nowej Zelandii - upamiętnianym wzniesionym tam celtyckim krzyżem, tamtemu mojemu doświadczeniu nadaje też jeszcze innej wymowy. Wszakże niezależnie od przykładu "omamienia", doświadczenie to może także reprezentować sobą "zainspirowanie", "ujawnienie" oraz "upewnienie" - w których owo celowe "omamienie" mnie, w połączeniu np. z brakiem dowodowej fotografii owego "błędnego ognika", może służyć zasadzie utrzymywania "wolnej woli" u osób sceptycznych jakie wyznają odmienne poglądy. Taka "ujawniająca" i "upewniająca" rola tego zdarzenia zdaje się nawet być potwierdzana analogią jego przebiegu do "płonącego krzewu" zaobserwowanego przez Mojżesza, a opisanego w w/w wersetach 3:1-5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia" (który to opis z powodu swej wagi został potem dodatkowo powtórzony, poszerzony i uściślony w wersetach 7:30-43 z bibilijnych "Dziejów Apostolskich"). Wszakże jeden z wersetów z bibilijnej "Księgi Wyjścia" (też z naciskiem powtórzony w "Dziejach Apostolskich"), tj. werset 3:5, stwierdza m.in. - cytuję: "... miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą". Nowa Zelandia praktycznie NIE posiada jeszcze miejsca jakie byłoby uznane przez jej mieszkańców za chrześcijańsko-święte - takie jakim np. w Polsce jest cała Jasna Góra z Częstochowy. Wprawdzie w NZ jest sporo obszarów i obiektów, np. kamieni, wzgórz, miejsc czyichś lądowań, pól bitew, cmentarzy, legowisk tzw. "Taniwha", itp. - przez miejscowych Maorysów uważanych za "święte", jednak charakter i pochodzenie tych obiektów wykazuje cechy w Biblii definiowane jako pogańskie. (Jako ich przykład rozważ kamień "Te Kohatu-O-Hatupatu" pokazany na "Fot. #D1" i opisany w punkcie #D1 z mojej strony o nazwie newzealand_pl.htm.) Skoro zaś chrześcijaństwo docelowo ma rozprzestrzenić się po całym świecie, takie chrześcijańsko-święte miejsce zapewne pojawi się i w Nowej Zelandii. Jeśli więc Bóg zdecydował się ustanowić takie chrześcijańsko-święte miejsce i w NZ, zapewne będzie stwarzał i udostępniał do poznania miejscowym ludziom cały szereg jakichś wymownych znaków - tyle, że tak zaprojektowanych i zamanifestowanych, aby NIE łamały one sobą niczyjej "wolnej woli" (czyli znaków podobnych do zdarzeń oraz manifestacji opisywanych i zilustrowanych w niniejszym punkcie #J3). Na bazie też sporej liczby takich właśnie znaków, jakie autor niniejszej strony już odnotował i tutaj opisał i to w czasie zaledwie do pół roku od zaobserwowania owego płonącego krzewu wodorostu, z dużym prawdopodobieństwem wolno nam wnioskować, że obszar otaczający miejsce na plaży w Petone, gdzie zamanifestowany został ów ogromnie wymowny znak religijny, zapewne jest miejscem "chrześcijańsko świętym" - tj. miejscem, które NIE jest ani prezbyteriańsko święte, ani protestancko święte, ani katolicko święte, ani pogańsko święte, a właśnie ogólno-chrześcijańsko święte, czyli święte dla błogosławieństwa i użytku wszystkich ludzi jakich religia lub wierzenia bazują na treści chrześcijańskiej Biblii. To zaś także oznacza, że w owym miejscu i w jego okolicy (w tym również w całym NZ miasteczku Petone) w przyszłości będzie działo się znacznie wiecej "niewyjaśnionych" zdarzeń, podobnych do tych jakie dotychczas ja zdołałem odnotować i udokumentować na całej niniejszej stronie (jedyny problem będzie w tym, czy dzisiejsi ludzie, których oczy są trwale poprzyklejane do ich telewizorów i do telefonów komórkowych, będą w stanie odnotować te znaki).
       Przebieg opisanego powyżej zdarzenia charakteryzował się aż szeregiem cech, które można nazwać co najmniej "zagadkowymi", a które namnożyły u mnie pytań - jednak NIE udzieliły na nie definitywnych odpowiedzi. Przykładowo, jak to możliwe, iż ów "błędny ognik" czy "płonący krzew" pojawił się w miejscu publicznym, świetle dziennym i to przy słonecznej pogodzie - wszakże nigdy uprzednio o jego publicznym i dziennym pojawianiu się NIE słyszałem. Jak to możliwe, iż zalecając w swych publikacjach "najpierw fotografuj, a dopiero potem deliberuj" i mając w kieszeni aparat fotograficzny, ja ognika tego NIE sfotografowałem - czyli postąpiłem tak samo jak w sytuacji opisywnej w podrozdziale Q1 z tomu 14 mojej monografii [1/4] postąpił mój znajomy, A.J. Huddy, który uwielbiał operowanie kamer telewizyjnych, zaś jego domek zawalony był gotowymi do działania kamerami, jednak kiedy o 2:56 nad ranem dnia 23 marca 1989 roku za jego oknem pojawiło się czteropędnikowe UFO, jedynie obserwował je wzrokowo zamiast złapać jedną ze swych kamer aby UFO to trwale udokumentować. Jak też to możliwe, iż prawdopodobnie byłem jedyną osobą na owej plaży, która zobaczyła i analizowała ten ognik, podczas gdy "tańczył" on dosłownie "pod nosem" wielu innych plażowiczów - najbliżsi z których siedzieli jedynie około 5 metrów od niego zwróceni wprost w jego kierunku? Dlaczego ja go NIE widziałem pół godziny wcześniej, kiedy uprzednio przechodziłem koło owego miejsca w przeciwstawnym kierunku swego spaceru - czy wówczas ognik ten jeszcze się NIE pojawił, czy też i wtedy już "tańczył", ale ja go NIE odnotowałem? Dlaczego ognik ten NIE upalił, zwęglił, czy pokrył sadzą ani suchego wodorostu, ani piasku plaży, z jakich gdyby był fizycznym zjawiskiem wówczas musiałby się wydobywać? Dlaczego ów ognik telepatycznie aż tak mnie "omamił", iż zapobiegł tym abym go sfotografował (wszakże w Google istnieje już sporo zdjęć i wideów podobnych ogników - jedno czy kilka ich więcej jakie ja wykonałbym NIE uczyniłoby więc niemal żadnej różnicy)? Jaka "moc" kryła się za inteligentnymi i omamiającymi działaniami tego ognika? Czy jest możliwe, że ów "błędny ognik" czy "płonący krzew" starał się potwierdzić na moim przykładzie, iż w zamierzony i inteligentny sposób może on jednak "omamiać" i telepatycznie wpływać na ludzkie postępowania - tj. iż może on każdego (w tym nawet mnie) dowolnie "omamić" - tak jak na temat omamiającej natury i cech owych ogników od dawna twierdzą ludowe opowieści praktycznie wszystkich narodów świata? Wszakże w jego przypadku postąpiłem zupełnie odwrotnie do swego naukowego treningu, myślenia i dotychczasowego doświadczenia. Czy jest możliwe, że owo moje "omamienie" miało jedynie być NIE odbierającym innym ludziom ich "wolnej woli" sposobem "ujawnienia", "poinformowania" i "upewnienia"?
       Z innych moich badań "niewyjaśnionych zjawisk" też jasno wynika, iż wszelkie zdarzenia, które mają pozostawiać ludziom swobodę zachowywania ich "wolnej woli" poprzez możność bycia interpretowanymi na dowolny sposób, są celowo tak sterowane, aby NIE wygenerowały sobą niezbitego materiału dowodowego - po więcej szczegółów patrz punkt #C2 na mojej stronie o nazwie tornado_pl.htm. Innym słowy, zawsze tak się dzieje, że do istotnej prawdy ludzie muszą przekonywać się świadomym wysiłkiem procesu swego własnego poznawania, a NIE być np. zmuszanymi wymową bezwysiłkowo sprezentowanego im przez kogoś materiału dowodowego. Ale aby mogli oni podejmować proces takiego własnego poznawania, najpierw ktoś (tak jak ja tutaj) musi swym bliźnim dopomóc poprzez ich naprowadzenie na kierunek pod którym prawda się ukrywa, poprzez np. udostępnianie im wiedzy jaka ma potencjał aby skierować ich myślenie na właściwe tory - podczas gdy proces przekonywania siebie do tej prawdy bliźni będą potem mogli realizować już własnym wysiłkiem.
* * *
P.S. (2019/1/27): Instrukcja jak dojechać do najprawdopodobniej "świętego miejsca" z Petone. Kiedy znajdziesz się na głównej ulicy Wellington (stolicy NZ), znajdź przystanek autobusu numer 83 (zwykłego = tańszego) lub numer 91 (pospiesznego = droższego) i u jego kierowcy wykup bilet do Petone. Po około pół godziny jazdy tym autobusem wzdłuż pozbawionego zabudowań brzegu Zatoki Wellingtońskiej dotrzesz do głównego przystanku miasteczka Petone - zlokalizowanego około środka długości jego ulicy "Jackson Street". Łatwo poznasz ten przystanek, ponieważ po lewej (północnej) stronie ulicy jaką przybyłeś zobaczysz przy nim czerwone oznakowania urzędu pocztowego (po jej prawej/południowej stronie jest lokalny budynek policji - ale oznakowany niezbyt rzucająco się w oczy). Ponadto, dla pospiesznego autobusu numer 91 jest to jedyny przystanek w Petone. Odnotuj gdzie się znajdujsz, bowiem swą powrotną drogę do Wellington też zaczniesz z przystanku po przeciwnej (prawej/południowej) stronie owej ulicy autobusem o tym samym numerze. Po opuszczeniu autobusu kontynuuj pieszą wędrówkę tą samą ulicą "Jackson Street" w kierunku wschodnim - w jakim odjedzie autobus jakim przyjechałeś (tj. przeciwstawnym do swego przybycia z Wellington). Jak daleko przyjdzie ci iść natychmiast odnotujesz po ujrzeniu przed sobą skrzyżowania ze światłami z "Cuba Street" - jakie jest widoczne już z przystanku autobusowego. Najlepiej jeśli będziesz wędrował po prawej/południowej stronie owej ulicy. Po jakichś 300 metrach (czyli ok. 10 minutach) tej wędrówki dotrzesz do wylotu małej uliczki położonej po twej prawej/południowej stronie i zwanej "Tory Street". Poznasz ją po tym, że będzie to ostatnia mała uliczka bez świateł położona jakieś 30 metrów tuż przed skrzyżowaniem ze światłami sygnalizacyjnymi. Skręć w prawo (tj. w kierunku ku południu) w ową uliczkę "Tory Street" i podążaj nią aż dotrzesz do końca jej zabudowań (tj. przez kolejne ok. 10 minut). Przed sobą ujrzysz tam szary "Krzyż Celtycki" z kamieni i cementu, wznoszący się na obrzeżu plaży. Jakieś 5 metrów za murkiem oddzielającym ów krzyż od plaży, mi zamanifestował się "gorejący krzew" jaki opisałem w punkcie #J3 i w towarzyszących mu ilustracjach z tej strony. Przy krzyżu znajdują się dwie ławki osłonięte żywopłotem. Po usiądnięciu na którejś z nich będziesz już na "świętym gruncie" i możesz w swej prywatnej modlitwie przedłożyć Bogu prośbę w sprawie dla jakiej podjąłeś swą podróż aż do tego "świętego miejsca".
       Gdyby ktoś mnie pytał czym się różni modlitewna prośba skierowana do Boga w "świętym miejscu" od podobnej prośby skierowanej w dowolnym "zwykłym" miejscu, np. we własnym mieszkaniu, czy w kościele, wówczas odpowiedziałbym, że zgodnie z moimi doświadczeniami - "priorytetem". Wyjaśniając to żartobliwie, jeśli w "zwykłym" miejscu prosi się o coś Boga na zasadach wyrażonych staropolskim przysłowiem "kiedy trwoga to do Boga", wówczas prosić może nam przyjść aż do czasu kiedy boska tolerancja bycia nieustannie bomardowanym naszymi prośbami się skończy, stąd aby nas uciszyć np. spełni On tę naszą prośbę (chyba, że ma się wiarę większą od opisanego w Biblii "ziarnka gorczycy" - patrz wersety 17:20 i 21:21-22 z "Mateusza", albo też zna się jakiś wysoce efektywny sposób modlenia się - np. ten jaki opisałem w punkcie #G7 swej strony o nazwie will_pl.htm i we wpisie numer #224 do blogów totalizmu). Tymczasem jeśli ktoś podejmie trud związany z pomodleniem się o coś dla niego istotnego w miejscu jakiemu Bóg przyznał status "miejsca świętego" to jeśli NIE istnieją jakieś istotne powody dla których Bóg wogóle NIE zdecyduje się wypełnić danej prośby, wówczas będzie wystarczało aby proszący przedłożył tam modlitewnie tylko jeden raz to o co pragnie Boga poprosić.

Fot. #J3a
Fot. #J3b
Fot. #J3c

Fot. #J3abc: Trzy fotografie jakie mogą mieć tajemniczy związek z omawianym powyżej "płonącym krzewem" czy "błędnym ognikiem" - niestety, były one pstrykane w innych dniach niż dzień kiedy to cudowne zjawisko mi się zamanifestowało.
       Począwszy od dnia dokonania niezwykłej obserwacji jaką opisałem w punkcie #J3 powyżej, praktycznie niemal codziennie (i zawsze też około tego samego czasu jak w oryginalnym zdarzeniu) staram się ponownie wybrać na miejsce tego cudu - chyba że jakieś okoliczności, np. nadmierne zimno, deszcz, sztorm, itp., mi w tym przeszkadzają. Aczkolwiek w międzyczasie zaobserwowałem, doświadczyłem osobiście, lub dane mi było poznać, aż cały szereg dalszych zdarzeń i zjawisk jakie mają bezpośredni związek z owym cudownym jak wierzę płonącym krzewem (najbardziej objektywne z których to zdarzen i zjawisk starannie udokumentowałem szeregiem ilustracji i wideów przytoczonych poniżej), ów niezwykły płomień drugi raz już mi się NIE ukazał - co z jednej strony ponownie potwierdza, iż NIE mógł być on spowodowany ulatującym gazem (wszakże z miejsc na Ziemi gdzie taki podziemny gaz ulatuje, doskonale już wiadomo, że ich ulot nigdy NIE jest jedynie krótkotrwałym zjawiskiem, a zawsze trwa przez wiele lat), zaś z drugiej strony potwierdza to iż aby NIE odbierać nikomu "wolnej woli" owo cudowne zjawisko NIE może zostać udokumentowane w sposób odbierający wszelkie wątpliwości tym osobom co się z nim zapoznają.

       Fot. #J3a (góra): Wysuszony na kość fragment krzewu wodorostu po angielsku zwanego kelp seaweed. Sfotografowałem go jak leżał na petońskiej plaży jeden dzień później po tym jak zaobserwowałem omawiany powyżej "błędny ognik". Niestety, tamtego fragmentu, z którego buchał ów "błędny płomyk", zaś który odsunąłem swą nogą aby zobaczyć czy znajduje się pod nim jakiś otwór, opalenie, zadymienie, zapalniczka, lub cokolwiek innego wyjaśniającego pochodzenie owego dziwnego ognika, w dzień później NIE mogłem już znaleźć. Sfotografowałem więc inny kawałek wysuszonego wodorostu, też leżący na petonskiej plaży, aby dać czytelnikowi zgrubne rozeznanie jak taki wysuszony na kość fragment "kelp seaweed" wygląda.
       Fot. #J3b (środek): Oto moje zdjęcie pamiątkowego celtyckiego krzyża kamiennego wzniesionego przy plaży w Petone (pstryknięte dnia 2008/7/5, skompresowane 2018/5/3). Szereg rzekomych "zbiegów okoliczności" jakich doświadczyłem w Petone zdaje się sugerować, że dziwne zjawiska jakie wyszczególniam i opisuję w punktach #J1 do #J5 niniejszej strony zapewne dzieją się w związku ze znaczeniem owego krzyża. (W punkcie #J5 poniżej wyjaśniam szczegółowo, dlaczego w świecie dalekowzrocznie rządzonym przez wszechmogącego Boga za pośrednictwem Omniplanu, NIE istnieje takie coś jak "zbiegi okoliczności", a istnieją wyłącznie wszechstronnie zaplanowane działania Boga.) Przykładowo, ów "płonący krzew" (który ja w chwili jego zaobserwowania wziąłem za "błędny ognik"), pojawił się na plaży koło owego krzyża - czyli w miejscu w którym podczas upamiętnianej tym krzyżem historycznej mszy świętej znajdowałby się ołtarz. Z kolei po przeciwstawnej niż plaża stronie tego krzyża, tj. na wąskim pasie wysuszonej trawy istniejącym pomiędzy obu pasami petońskiej jezdni zwanej "The Esplanade", około lutego 2011 roku wylądowało UFO najmniejszego typu K3, wypalając tam w trawie zarys "serca" powszechnie uznawany jako znak "miłości" - zdjęcie śladów tego lądowania pokazałem na najniższym zdjęciu "#J3c". Ponadto, od czasu kiedy zobaczyłem koło tego krzyża ów "płonący krzew", odnotowałem kilka dalszych intrygujących zdarzeń, część z których udokumentowałem poniżej z pomocą "Fot. #J3def". Osobiście też wierzę, że inne opisywane na tej stronie dziwne zjawiska, np. fakt że wokoło Petone skupiło się owych 10 "sprawiedliwych" opisywanych w Biblii i że los (Omniplan) sprawił iż ja tu także zamieszkałem, czy fakt że wszelkie kataklizmy jakie dotykają okoliczne miasta pozostawiają Petone nietknięte, też mają jakiś związek ze zdarzeniami i modlitwami upamiętnianymi owym krzyżem. Wszakże przytoczone powyżej w opisach punktu #J3 cytowanie z wersetu 3:5 bibilijnej "Księgi Wyjścia" zdaje się sugerować, że wydobywanie się ognia z fragmentu wysuszonego krzewu wodorostu, bez spowodowania popalenia ani osmolenia tego krzewu, wskazuje miejsce w Petone będące "ziemią chrześcijańsko świętą" - co wyjaśnia też pochodzenie owych dziwnych zjawisk graniczących z cudami, jakich zachodzenie od dawna już odnotowuję i obserwuję w Petone oraz opisuję na niniejszej stronie.
       Z innych miejsc na świecie, które demonstrują podobnie niezwykłe atrybuty jak Petone, takich jakim w Polsce jest np. "Jasna Góra" - szeroko znana z jej cudownych uzdrowień, czy jest np. uważana za "typową" wieś zwana Wszewilki - w której jednak wypełniają się realne marzenia i widywane są niezwykłe zjawiska (np. deszcz z żywych rybek, niewytłumaczalnie zachowujące się ciała niebieskie, nadprzyrodzone stworzenia, itp.), już wiadomo, że gdyby Bóg właśnie ustanowił w Petone np. "obszar chrześcijańsko-święty", zaś np. mi powierzył zaszczyt NIE łamiącego niczyjej "wolnej woli" powiadomienia bliźnich o tym ustanowieniu, wówczas w miejscu tym NIE tylko będą działy się trudne do racjonalnego wyjaśnienia zdarzenia, ale zaczną też spełniać się np. modlitwy osób proszących Boga o cudowne uzdrowienie, o spełnienie jakichś życzeń, o uwolnienie od określonych problemów, o załagodzenie zasłużonej kary, itp. Tyle, że w NZ narazie niemal nikt NIE wie o takiej możliwości, nikt więc zapewne w ewentualnym "petońskim chrześcijańsko-świętym miejscu" NIE modli się do Boga o spełnienie czegoś, co dla niego, lub dla niej, jest bardzo istotne. Jeśli więc ty czytelniku, po poznaniu tego co opisałem w niniejszej "części #J", pomodlisz się w koło owego petońskiego krzyża o coś realnego, nie przeciwstawnego do boskich planów i nakazów, oraz dla ciebie bardzo istotnego (najlepiej formułując swą modlitwę w sposób jaki opisałem w punkcie #G7 ze strony will_pl.htm), zaś prośba z twojej modlitwy z upływem czasu zostanie spełniona, wówczas NIE zapomnij osobiście poinformować bliźnich o tym fakcie - tak aby dla innych bliźnich twoje poświadczenie też otwarło dostęp do cudownego potencjału tego miejsca. Przecież w dzisiejszych czasach telefonów komórkowych, SMSów, internetu, emailów, itp., takie udostępnienie bliźnim swych osobistych upewnień dla większości osób NIE stanowi już problemu. Jednocześnie z powodu korupcji dzisiejszych kapłanów - którą wyjaśniam szczegółowiej np. w (1) z punktu #T2 i w (1) z punktu #U1 strony woda.htm, oraz w punkcie #S4 strony 2030.htm, zaś o której Biblia ostrzega np. w wersetach 4:4-9 "Księgi Ozeasza", a także z powodu podziałów i sprzeczności poszczególnych odłamów chrześcijaństwa, NIE ma już co liczyć, że na oficjalne głoszenie takiego upewnienia będzie miała odwagę się zdobyć którakolwiek z istniejących instytucji religijnych - podobnie jak poprawności, prawdy, oraz zgodności z otaczającą nas rzeczywistością mojej Teorii Wszystkiego zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji NIE mają już odwagi potwierdzić dzisiejsi pracownicy oficjalnej nauki ateistycznej.
       Fot. #J3c (dół): Lądowisko UFO o kształcie "serca", które w kwietniu 2011 roku "przypadkowo" zauważyłem poczym sfotografowałem na owym pasie trawy ze środka dwukierunkowej ulicy "The Esplanade" przebiegającej po przeciwnej niż plaża stronie celtyckiego krzyża z Petone. Odnotuj tu, że powyżej udokumentowane fotograficznie "serce" jest jednym z tylko trzech takich serc jakie widziałem (i udokumentowałem fotograficznie) w całym swoim życiu - aczkolwiek widziałem i przebadałem setki lądowisk UFO o innych niż serce kształtach. Jak też wyjaśniłem to poniżej w punkcie #J4, każde z trzech miejsc na świecie w jakich ujrzałem i sfotografowałem takie "serca", posiada historycznie przełomowe znaczenie dla postępu ludzkiej wiedzy o Bogu, a stąd z religijnego punktu widzenia faktycznie jest "miejscem świętym". I tak powyższe "serce" pojawiło się w miejscu przy plaży w Petone, gdzie odbyła się pierwsza w Nowej Zelandii msza święta. Przed nim zaś inne "serce" (pokazane poniżej na "Fot. #J4a" i "Fot. #J4c") pojawiło się pod moim mieszkaniem z Kuching, Borneo, w którym to mieszkaniu jako pierwszy zawodowy naukowiec na świecie doznałem i przebadałem zjawisko nirwany, na bazie którego później opracowałem opisywany w punktach #A1 do #A4 strony partia_totalizmu.htm idealny ustrój społeczny, w którym "praca moralna" będzie wynagradzana nirwaną, a stąd który Bóg zapewne wdroży w przyszłym społeczeństwie ludzi o nieśmiertelnych ciałach, zaś którym już obecnie ludzie mogliby spróbować zastąpić ustroje kapitalizmu i komunizmu jakie pracę wymuszają strachem lub pieniędzmi. Jeszcze inne "serce", które niestety z powodu ujęcia go pod niewłaściwym względem słońca kątem na mojej fotografii jest widoczne nieco mniej wyraźne, widziałem w dniu 2008/9/11 (i też sfotografowałem - kliknij na niniejszy zielony link aby je zobaczyć) w Malaka, Malezja, w pobliżu miejsca gdzie zbudowany był przez Portugalczyków pierwszy w Azji kościół katolicki i pierwsza twierdza zarządzana przez chrześcijańskich Europejczyków. Na dodatek do powyższego, odnotuj też, że zgodnie z ustaleniami mojej pierwszej w świecie i nadal jedynej naukowej Teorii Wszystkiego z 1985 roku zwanej też Koncept Dipolarnej Grawitacji:
(1) Bóg zna myśli i wierzenia każdej osoby na świecie - wie więc doskonale że kształt "serca" dla wszystkich ludzi stanowi symbol "miłości"; oraz
(2) absolutnie żadne zdarzenie z naszego świata fizycznego (w tym pojawienie się gdzieś zarysu "serca", czyli symbolu miłości) NIE zachodzi tylko przez przypadek, a wszystko co się zdarza jest starannie zaplanowane i wyegzekwowane przez Boga, ma za zadanie osiągać aż kilka istotnych boskich celów naraz, oraz zawiera w sobie najróżniejsze boskie przekazy i wiadomości adresowane do ludzi - po więcej informacji patrz podpis pod "Widea #J3xyz" i punkty #J4 i #J5 poniżej.
Powyższe lądowisko UFO w kształcie "serca" pojawiło się na wąskim trawniku umiejscowionym pomiędzy oboma przeciwstawnymi pasami jezdni o nazwie "The Esplanade" - jaka przebiega wzdłuż petonskiej plaży tuż za owym krzyżem celtyckim. Fotografię tego lądowiska wykonałem w kwietniu 2011 roku, czyli zaraz po tym kiedy je po raz pierwszy dostrzegłem. Jednak samo lądowisko już wówczas wyglądało jakby wypalone zostało przez UFO jakieś dwa miesiące wcześniej, czyli około lutego 2011 roku (czyli zapewne w 171 rocznicę przełomowej mszy zaistniałej w tamtym miejscu - odnotuj symbolikę cyfr 1+7+1). Ponieważ kiedy wykonywałem jego zdjęcie cała trawa owego trawniczka była już wyschnięta, stąd normalnie dobrze widoczne zarysy trawy wypalonej polem magnetycznym lądowania UFO, na tym zdjęciu są trudne do wizualnego odróżnienia od pozostałej, też suchej trawy. Jednak uważne przyglądnięcie się zdjęciu ciągle pozwala odnotować nieco silniejsze wypalenia trawy aż do gołej ziemi układające się w kształt właśnie "serca". Lądowiska UFO w kształcie "serca" mogą formowane kiedy lądujące UFO działające w trybie wiszącym jest nachylone pod znacznym kątem - zwykle większym od 45 stopni. Wyraźniej widoczny kształt oraz ilustrację zasady wypalania w trawie tych serco-kształtnych lądowisk przez wirujące obwody magnetyczne takiego UFO pokazałem na poniższej ilustracji "Fot. #J4abc". Odnotuj, że UFO typu K3 jest najmniejszym załogowym gwiazdolotem, osiem bocznych pędników magnetycznych którego jest rozlokowanych na obwodzie okręgu o średnicy d=3.1 metra. Ponieważ jednak wehikuły te podczas swych "lądowań" faktycznie zawisają nieruchomo w powietrzu, stąd zależnie od wysokości na jakiej się zatrzymają, ich eliptyczne obwody wypalają "lądowiska" o mniejszych średnicach niż owa "d". Jak precyzyjnie wygląda taki gwiazdolot UFO typu K3, czytelnik może się dowiedzieć z 4-minutowego wideo w YouTube o adresie youtube.com/watch?v=hkqrVePSj6c, lub z ilustracji opublikowanych na mojej stronie o nazwie magnocraft_pl.htm (przeglądanie pokazanych tam ilustracji warto rozpocząć od poczytania krótkiego punktu #K2 tamtej strony).

Fot. #J3d
Fot. #J3e
Fot. #J3f

Fot. #J3def: Kolejne trzy fotografie jakie dokumentują, że na przekór iż linki do moich ciągle aktualizowanych stron internetowych są przez jakieś mroczne moce ukrywane aż tak usilnie, iż zapewne nikt w Nowej Zelandii (a także tylko bardzo niewielu w Polsce) ma jakąkolwiek szansę aby strony te odnaleźć i przeczytać, jednocześnie nadal jakaś anonimowa i potężna moc uważnie analizuje to co piszę i dyskretnie daje mi o tym znać. Stąd np. po opublikowaniu w internecie opisów zawartych w powyższym punkcie #J3 o zaobserwowaniu na petońskiej plaży "płonącego krzewu" - nagle przy miejscu pojawienia się tego krzewu, a także w moim życiu, zaczęły się dziać zdarzenia związane z owym zjawiskiem i zaadresowane wyłącznie do mojej uwagi, na jakie dotychczas nigdy się NIE natknąłem, chociaż mieszkam w pobliżu miejsca pojawienia się tego płomienia i spaceruję regularnie koło niego od 2001 roku. Poniżej zilustruję zdjęciami przykłady niektórych z nich, jakie nieco bardziej od innych kwalifikowały się do opublikowania. (Kliknij na wybrane z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w powiększeniu.)
       Fot. #J3d (góra): Odnowienie napisu na krzyżu. Ja mieszkam w Petone of 2001 roku. Jako, że nic istotnego NIE umyka tam mojej uwadze, przez cały ów okres odnotowywałem zaniedbanie napisu na omawianym tu celtyckim krzyżu z "Fot. #J3b". Stąd w czasie gdy dokumentowałem swe ujrzenie "płonącego krzewu" napis ten był aż tak zaniedbany, iż z trudem dawało się go odczytać. Zamiast więc samemu wykonać zdjęcie tego napisu i powołać się na NIE podczas pisania powyższego punktu #J3, uznałem że tym co zechcą napis ten przeczytać lepiej jest wskazać w internecie gdzie jest on czytelniej zreprodukowany. Ku swemu jednak zaskoczeniu, w kilka dni po opublikowaniu swych opisów ujrzenia "płonącego krzewu" właśnie koło tego krzyża, przejeźdżając koło niego samochodem odnotowałem, że napis ten został odnowiony i jest już wyraźnie widoczny. Tyle, że aby go czytelnie sfotografować musiałem odczekać aż ustaną nieprzerwane deszcze jakie zaczęły padać w Petonie zaraz po opublikowaniu moich opisów ujrzenia płonącego krzewu i jakie przerwały padanie tylko na jeden dzień 2018/6/14 - w którym mogłem wreszcie pstryknąć powyższą fotografię. Oczywiście, owo odnowienie napisu właśnie w owym czasie możnaby uważać za "przypadkowy zbieg okoliczności". Tyle, że wiedząc to co wyjaśniam poniżej w punktach #J4 i #J5, mianowicie iż wszystko co zdarza się w naszym świecie fizycznym najpierw musi być celowo i trwale wprogramowane przez Boga do tzw. "Omniplanu", wiem też już ponad wszelką wątpliwość, iż w naszym świecie fizycznym "zbiegi okoliczności" po prostu NIE istnieją, a istnieją jedynie dalekowzrocznie zaplanowane działania Boga. Ponadto, to odnowienie napisu było zaledwie jednym z całego szeregu nietypowych zdarzeń jakie zacząłem odnotowywać iż rozpoczęły się dziać koło tego krzyża i jakie wykazywały wielopoziomowe związki z "płonącym krzewem" jaki tam mi się ukazał. (Niestety, nie każde z tych zdarzeń kwalifikowało się do opublikowania. Nie każde też z nich można było obfotografować i tu pokazać - dla przykładu jak udokumentować, że po zbudowaniu swego zestawu do wyłapywania pitnej deszczówki opisanego w punktach #J1 i #J2 strony woda.htm w NZ niemal przestały padać deszcze - tak, że czystą wodę pitną zmuszony byłem zakupywać w supermarketach. Od czasu jednak zaobserwowania "płonącego krzewu" w Petone pada z regularnością szwajcarskiego zegarka każdej niedzieli do wtorku, a niekiedy nawet dłużej, tak że obecnie regularnie mogę wyłapywać potrzebną mi ilość czystej wody do picia.)
       Fot. #J3e (środek): Oto zdjęcie znaku spirali ułożonej z muszli oraz z nadal zielonych i mokrych wodorostów (wyraźnie tylko chwilę wcześniej zaczerpniętych z morza), którą znalazłem w kilka dni po opublikowaniu w internecie treści punktu #J3 powyżej. (Odnotuj datę pojawienia się i sfotografowania tego znaku - "17" zawiera wszakże cyfrę 7, której Biblia nadaje znaczenie świętej, obie cyfry 1+7 dają nam sporo do zrozumienia, zaś suma cyfr "1+7=8" daje liczbę "8" - przez Chińczyków uznawaną za świętą.) Znak ten pojawił się w bardzo zimny dzień w miejscu w jakim uprzednio widziałem ów płonący krzew. Owego dnia niemal bez ustanku padał też zmienny deszcz, czasami nawet "lejąc jak z cebra", a stąd poza mną praktycznie nikt wówczas NIE był na tyle zdeterminowany aby wyjść na spacer po plaży ryzykując zmoknięcie i przeziębienie. Odnotuj z owego zdjęcia, że powierzchnia plaży na jakiej widnieje owa spirala wyraźnie jest mokra, oraz że sama ta spirala wygląda jakby ktoś sporządził ją pracowicie tylko kilka sekund przed moim jej dostrzeżeniem - aczkolwiek z powodu zimna i deszczowej pogody, poza mną nikt inny NIE znajdował się wtedy na plaży. Oczywiście, każdy sceptk zapewne stwierdzi, iż to wszystko jest tylko szeregiem "zbiegów okoliczności" - co wniesie potem odpowiednie następstwa też i dla niego (tak jak wyjaśniam to poniżej w #J4 i #J5). Zastanawiające w tej spirali jest także, iż jej zakończenie zostało przez kogoś jakby "zamykane" - czyżby więc symbolicznie przekazywała ona wiadomość "powstrzymywania" czegoś, lub potwierdzała sobą treść strony 2030.htm?
       W tym miejscu muszę przypomnieć, że znak spirali jest świętym w praktycznie wszystkich kulturach świata i ma bardzo wzniosłe znaczenia. Przykładowo oznacza on moc niebios, narodziny, życie i cykle życiowe, postęp, wzrost, fortunę, szczęście, oraz szereg jeszcze innych "dobrych omenów". Stąd w niektórych krajach świata znakiem spirali są uświęcane co bardziej istotne miejsca i obiekty. (Ja jednak nigdy NIE widziałem spirali ułożonej na plaży - wszakże jej układanie jest trudne i pracochłonne, szczególnie zimą i na mokrym piasku, zaś ludzie wychodzą na plażę głównie dla przyjemności i odpoczynku.) Stąd, przykładowo, wmurowane spirale mogą ozdabiać budynki - jak ta w centrum malezyjskiego miasta Melaka. Mogą one także ozdabiać masowo produkowane przedmioty, jakie komuś mają przynosić fortunę, szczęście, czy zdrowie, np. plastykowy kubek do japońskiej zupy "miso". Spirale ozdabiały także kocioł znicza olimpijskiego podczas olimpiady w Chinach z 2008 roku.
       Fot. #J3f (dół): W sprawie "płonącego krzewu" jaki mi się ukazał koło krzyża celtyckiego z Petone, zaś jaki zapewne wskazywał pierwsze w Nowej Zelandii miejsce będące "ziemią chrześcijańsko świętą", mnie zaczęły także zastanawiać dziwne (jak sceptycy by to nazywali) "zbiegi okoliczności" - aczkolwiek opisy działania Omniplanu podane w punkcie #J5 poniżej ujawniają, że z pewnością były to dalekowzrocznie zaplanowane działania Boga. Przykładowo, przeglądając internet dnia 2018/6/29 przypadkowo natknąłem się na blog z adresu candour.presbyterian.org.nz/2017/02/22/the-burning-bush/ - z treści którego wynika, iż bibilijny "płonący krzew" został wybrany jako "logo" NZ kościoła prezbiteriańskiego. To moje przypadkowe natknięcie się na informację, że "płonący krzew" stanowi "logo" NZ kościoła prezbiteriańskiego, w połączeniu ze wskazującą go spiralą ułożoną m.in. z wodorostów, upewniło mnie konklusywnie, iż "płonący krzew" wodorostu, jaki widziałem na petońskiej plaży, połączony został w jedną spójną całość ze statystycznie zbyt wielką liczbą innych wymownych zdarzeń, powiązań i symboli, aby nadal ignorować jego znaczenie, jako NIE odbierającego ludziom "wolnej woli" znacznika miejsca szczególnie wyróżnionego przez Boga. Na dodatek do tego, całe miasteczko Petone, czyli otaczająca ten krzyż celtycki miejscowość jego twórców, dosłownie tonie w wyglądającym jak "płonące krzewy" kwiatostanie drzew zwanych Pohutukawa - przez Maorysów obdarzanego duchowymi mocami, a przez Nowozelandczyków nazywanego też "Drzewem Bożego-Narodzenia" (tj. "Christmas tree") - patrz pokazane powyżej zdjęcie tego celebrującego narodziny Jezusa drzewa Pohutukawa rosnącego niedaleko mojego mieszkania. Od tak dawna jak pamiętam, drzewa te zakwitały na Boże Narodzenie - czyli w środku nowozelandzkiego lata. Jednak w 2018 roku, odnotowałem iż owe drzewa obsypane są kwiatami właśnie w czasach kiedy na plaży pojawił się opisywany tu płonący krzew. Ich kwitnięcie było nadal kontynuowane nawet przez okres najcięższych czasów nowozelandzkiej zimy, bowiem ze zdumieniem ich kwiaty oglądałem w centrum Petone jeszcze w dniu 5 lipca 2018 roku.

Fot. #J3g

Fot. #J3g: Zdjęcie jakie dokumentując niezrozumiałe zmiany liczby ramion w żywych rozgwiazdach znalezionych na petońskiej plaży, pobudza do zadawania pytania, czy zmiany te to: (1) manifestacja rozmachu i szerokich możliwości boskiego stwarzania "bardzo dobrych" żyjątek np. już podczas pierwszych 7 dni tworzenia opisywanych w Biblii, czy też (2) wynik postępów w niedawno rozpoczętym i trwającym do dzisiaj chorobliwym "mutowaniu się" owych rozgwiazd spowodowanym ludzkimi zanieczyszczeniami naturalnego środowiska? Udokumentowana tym zdjęciem niezrozumiała powszechność sześcioramiennej wariacji gatunku najszerzej spotykanej w NZ i "normalnie" pięcioramiennej morskiej rozgwiazdy zwanej Patiriella Regularis, jaka swym wyglądem mi przypomina religijnie wysoce znaczące "Gwiazdy Dawida" oraz jaka współistnieje z wariacjami tego samego gatunku owej rozgwiazdy ale już o 4 i 7 ramionach, nakłoniła mnie do podjęcia badań rozstrzygających, która z powyższych opcji/zapytań (1) czy (2) wyraża prawdę. Wyniki tych badań zaprezentowalem w punkcie #B1.1 z innej swej strony internetowej o nazwie woda.htm oraz we wpisie numer #306 do blogów totalizmu. Wszystkie pokazane powyżej wariacje kształtów tej rozgwiazdy znalazłem dnia 2019/1/18 zaplątane w długim na około 10 metrów zwale zgniłych trocin i wodorostów, wyrzuconym przez fale na plażę w Petone. Dla naukowej rzetelności, a także dla kilku innych powodów jakie opisałem dokładniej w owym punkcie #B1.1 ze strony o nazwie woda.htm, ze zwału tego zacząłem wygrzebywać rozgwiazdy o innej niż 5 liczbie ramion - która to liczba 5 ramion jest typowa dla NZ rozgwiazd "Patiriella Regularis". (Tę typową 5-ramienną rozgwiazdę pokazałem w samym centrum powyższego zdjęcia.) W tymże zwale gnijących trocin i wodorostów widziałem kilkadziesiąt, a może nawet ponad 100 takich 5-ramiennych żywych rozgwiazd. (Precyzyjne ich policzenie było jednak niemal niemożliwe w tamtej sytuacji która nakłaniała do pośpiechu w poszukiwaniach ponieważ temu co tam starałem się osiągnąć z dezaprobatą przyglądało się sporo pobliskich plażowiczów). Ja jednak skoncentrowałem się na szybkim sprawdzeniu niemal każdej z nich ile ma ramion. Po zaś umyciu owych innych niż 5-ramienne rozgwiazd z oblepiających je gnijących trocin i wodorostów, poukładłem je na fragmencie czystej plaży i sfotografowałem - zaś ich zdjęcie przytaczam powyżej. Wszakże pierwsza naukowa myśl jaka się narzuca patrząc na nie, to że gdyby zróżnicowanie liczb ich ramion w przyszłych badaniach faktycznie okazało się wynikać z chorobliwego "mutowania" powodowanego jakimiś zanieczyszczeniami, wówczas być może wskazałoby nam to też nadające się do wyeliminiowania powody, dlaczego czasami ludzie mogą się rodzić np. bez rąk czy bez palców, albo ze zwielokrotnionymi organami czy z aż sześcioma palcami. Wszakże np. z badań pszczół już wiemy, że o tym czy siostrzane ich organizmy wyrosną na różniących się od siebie budową ciała i funkcjami: pszczelą matkę, robotnicę, czy trutnia; decydują wyłącznie dodatki jakie dostają się do ciał ich płodów wraz z pokarmem.
       Moje poszukiwania takich być może chorobliwie "zmutowanych" rozgwiazd zostały zainicjowane dwa dni wcześniej (tj. w środę dnia 2016/1/16) przez ateistycznie ani naukowo niewytłumaczalne zdarzenia, jakie nastąpiły tuż przy miejscu na petonskiej plaży, w którym niemal rok wcześniej, bo w środę dnia 2018/4/25, zamanifestował mi się bibilijny "gorejący krzew" (patrz werset 3:5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia"), a stąd na bazie tego co wyczytałem z Biblii, który to obszar od owego czasu ja osobiście uważam za miejsce "chrześcijańsko-święte". Mianowicie, owej środy dnia 2016/1/16, wyrzucone zostało na plażę przy tamtym prawdopodobnie "świętym miejscu" parę pięknie ukształtowanych rozgwiazd sześcioramiennych, wyglądających jak miniaturowe szare poduszki ozdobnie uszyte na kształt sześcioramiennej izraelskiej Gwiazdy Dawida. Ponieważ nauki biologiczne NIE są przedmiotem moich zainteresowań, widząc wówczas tamte 6-ramienne żywe miniaturki Gwiazd Dawida, NIE wiedziałem wtedy jeszcze, że w innych częściach świata, gdzie woda jest mniej zanieczyszczona, takie rozgwiazdy typowo mają jedynie po 5 ramion. Tamtego więc ujrzenia paru pięknie uformowanych, dużych rozgwiazd o kształcie Gwiazdy Dawida, NIE uznałem za na tyle "niezwykłe zdarzenie" aby je sfotografować (a szkoda, kiedy bowiem około pół godziny później wracałem do domu, już tam ich NIE było). Kontynuowałem więc swój spacer wzdłuż plaży w sposób niezakłócony. Jednak pamiętając, że ich kształt był identyczny do zarysu Gwiazdy Dawida, po jakimś czasie w moim umyśle coś zwolna zaczęło indukować coraz bardziej intrygujące mnie zapytanie, noszące niemal cechy jakby czyjegoś podszeptu, a stwierdzające: "skoro sześcioramienna izraelska Gwiazda Dawida oraz owe sześcioramienne rozgwiazdy bazują na tej samej figurze geometrycznej, to czy bibilijny Dawid (ten sam, który zabił Goliata) zaczerpnął natchnienie do przyjęcia sześcioramiennej gwiazdy jako swojego "herbu" np. z powodu uprzedniego oglądania takich morskich rozgwiazd? Z kolei owo zapytanie skłoniło mnie do uważnego przyglądnięcia się kilku innym rozgwiazdom, jakie owej środy fale też wyrzuciły na plażę - tyle że w nieco dalszych jej miejscach. Z szokiem jednak wówczas odkryłem, że te inne rozgwiazdy "Patiriella Regularis" typowo mają po 5 ramion, a NIE po 6, oraz że wcale NIE wyglądają jak Gwiazdy Dawida. Aby więc ustalić "co jest grane" zacząłem liczyć liczbę ramion w każdej następnej napotkanej tam rozgwieździe. W rezultacie, pierwsza rozgwiazda "Patiriella Regularis" o innej niż 5 liczbie ramion, jaką potem tam odnalazłem, miała tylko 4 ramiona - natychmiast więc ją sfotografowałem po ułożeniu na czystej plaży obok "normalnej" rozgwiazdy pięcioramiennej (kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub (kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część). Po jakimś czasie znalazłem też rozgwiazdę "Patiriella Regularis" z 7 ramionami - (kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub (kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część). W końcu po dłuższych poszukiwaniach znalazłem też i rozgwiazdę "Patiriella Regularis" z 6 ramionami, jednak ta wyglądała NIE tak symetrycznie i pięknie jak tamte widziane przy miejscu ujrzenia "płonącego krzewu" - (kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub (kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
       Tamto spostrzeżenie, iż siostrzane rozgwiazdy tego samego gatunku "Patiriella Regularis" mogą się rodzić i żyć z aż tak odmiennymi liczbami ramion, zaindukowało we mnie podobne uczucia i myśli, jak uprzednie wielokrotne ujrzenia, iż niektórzy ludzie urodzili się albo zupełnie bez rąk czy palców, albo też np. z podwójnymi głowami czy z sześcioma palcami. Ponadto, zaindukowało u mnie też pytanie, czy owe zmienne liczby ramion u tych rozgwiazd NIE są przypadkiem maniefestacjami chorobliwego "mutowania się" wynikającymi z zanieczyszczania przez ludzi ich środowiska najróżniejszymi chemikaliami, truciznami, zanieczyszczeniami i odpadkami. Z kolei, z uprzednich swych doświadczeń jakie zgromadziłem o tamtym miejscu ukazania mi się "gorejącego krzewu", wiem już ze sporej liczby innych zdarzeń jakie tam zaobserwowałem, a dla jakich dzisiejsza "oficjalna nauka ateistyczna" NIE ma wiarygodnego wytłumaczenia, że zawsze zdarzenia te symbolicznie przekazywały sobą jakąś istotną wiadomość. Stąd, zacząłem posądzać, że również ujrzenie owych paru sześcioramiennych rozgwiazd zaistniało tam dla przekazania podobnie istotnej wiadomości. Zdecydowałem więc, że pod takim kątem sprawę tę zbadam z pomocą tego co na jej temat ujawniają publikacje powszechnie dostępne w internecie - wszakże ja sam NIE mam wymaganej ekspertyzy w naukach biologicznych. Wnioski zaś wynikające ze swych badań opiszę dokładniej w punkcie #B1.1 ze swej innej strony o nazwie woda.htm. Niestety, kiedy po powrocie do domu rozpocząłem czytanie w internecie najróżniejszych publikacji innych autorów na temat rozgwiazd "Patiriella Regularis", zamiast prowadzić do znalezienia odpowiedzi na opcje/pytania (1) lub (2) z pierwszego zdania podpisu pod niniejszą "Fot. #J3g", publikacje te raczej zniechęcały do poszukiwania jakiejkolwiek prawdy. Okazały się one bowiem być aż na tyle "politycznie poprawne" i unikające podjęcia jakiegokolwiek ryzyka choćby tylko najmniejszej wzmianki w rodzaju "dlaczego", "ile", "kiedy", albo "co to implikuje", że faktycznie nic konkretnego z nich NIE daje się dowiedzieć. (Jeśli ktoś mi tu NIE wierzy, wówczas proponuję, aby na bazie dostępnych obecnie publikacji o "Patiriella Regularis" oraz ustaleń mojej Teorii Wszystkiego zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji, szczególnie zaś wynikającego z tej teorii formalnego dowodu, że Bóg istnieje, spróbował ustalić, lub chociaż wstępnie uzasadnić, prawdę lub nieprawdę któregokolwiek z obu możliwych opcji/pytań (1) lub (2) postawionych w pierwszym zdaniu podpisu pod niniejszą "Fot. #J3g" (pamiętając przy tym, że najróżniejsze naciski na dzisiejszych reprezentantów nauk biologicznych powodują, iż bez względu jakie są ich faktyczne wierzenia, w swych publikacjach i oficjalnych stwierdzeniach zawsze inteligentnie zamierzane działania twórcze Boga z opcji (1) zastępują oni ślepymi wynikami bezrozumności "przypadkowej ewolucji"). Tymczasem publikacje naukowe, które NIE podpierają ani NIE negują żadnej z tamtych dwóch fundamentalnych opcji (1) lub (2) wyczerpujących cały zakres istniejących w danej sprawie możliwości, faktycznie nic nowego NIE wprowadzają do ludzkiej wiedzy. Jedyne więc czemu takie opracowania zdają się służyć, to zwiększanie liczby tytułów publikujących je naukowców - tylko im potrzebne do utrzymywania zajmowanych stanowisk.
       Następnego dnia wybrałem się ponownie na petońską plażę aby spróbować dokonać własnych oszacowań ilościowych. Jednak ani jednej rozgwiazdy już tam NIE było. Podobnie w dwa dni później - też na niemal całej plaży rozgwiazd już NIE było. Jakimś jednak cudem, w najdalszym punkcie swego spaceru niespodziewanie natknąłem się na około 10 metrowej długości zwał gnijących trocin wymieszanych z wodorostami i żywymi rozgwiazdami, jakie fale tam jedynie wyrzuciły na plażę (choć przy sztormowej pogodzie, niekiedy fale potrafią zawalić takimi gnijącymi trocinami, tyle że już pozbawionymi rozgwiazd, niemal całą petońską plażę). Aczkolwiek więc pobliska obecność licznych plażowiczów spowodowała iż zaniechałem wówczas dokonania ilościowych badań czy dłużej trwających poszukiwań, w zwale tym ciągle zdołałem wyszukać powyżej pokazane "mutacje". Ponadto, ponieważ ja wiem już z całą pewnością, że w naszym świecie fizycznym nic się NIE przytrafia jedynie przez "przypadek" (po szczegóły patrz wyjaśnienia z punktu #J5 pniżej), obecnie się zastanawiam, czy ów jedyny na całej plaży zwał zgniłych trocin wymieszany z wodorostami i z rozgwiazdami, na jaki natknąłem się dnia 2019/1/18, NIE reprezentuje też sobą jakiejś celowo nam podsuwanej symbolicznej wiadomości? Wszakże rozgwiazdy (i reszta żyjątek) stworzone zostały do życia w czystych wodach i środowiskach, podobnie jak organizmy ludzi też były stworzone do zjadania naturalnego pokarmu, picia niezatruwanej wody, oraz oddychania niezanieczyszczanym powietrzem. Niestety, chciwość niektórych ludzi i inne nieposkramiane ich przywary zamieniły ludzi i inne stworzenia w schorowanych i alergicznych degeneratów żyjących na dzisiejszych wysypiskach śmieci. Jednocześnie politycy, którzy przez swoje narody zostali obdarzeni mandatem rozwiązywania dzisiejszych problemów i naprawiania pomyłek przeszłości, od lat na bankietach ze swych międzynarodowych zjazdów pięknie ubierają w słowa to czego wprowadzanie w życie poprawiłoby losy ludzkości, jednak po powrocie do własnych krajów nadal wdrażają tylko szkodliwe dla ludzi i natury odwrotności tego co na owych zjazdach tak pięknie deklarowali.


Wideo #J3v: Jeśli czytelnika interesuje jak wyglądał nadprzyrodzony płomień "płonącego krzewu", wyjątkowy honor ujrzenia którego na plaży w Petone został udzielony właśnie mi, wówczas rekomenduję mu przejrzenie chociaż powyższego krótkiego (2:22 minuty) angielskojęzycznego wideo, a jeszcze lepiej - przejrzenie wszystkich darmowych wideów z YouTube pokazujących tzw. Eternal Flame Falls, czyli "wieczysty płomień" zlokalizowany w maleńkiej grocie pod wodospadami (a ściślej poza lustrem wody jednego długiego wodospadu o skomplikowanym przebiegu) ze szlaku wędrownego w parku narodowym "Chestnut Ridge Park" ("Orchard Park") w zachodnim Nowym Jorku, USA. Wodospady te i ich cudowny "wieczysty płomień" są zgrubnie opisane na angielskojęzycznych stronach i blogach możliwych do znalezienia w google.com z użyciem słów kluczowych: Eternal Flame Falls. Niestety, proces filmowania typowo wypacza ilościowy, jakościowy i uczuciowy odbiór wrażeń wzrokowych. Stąd powoduje on m.in., iż ów nowojorski nadprzyrodzony płomień na wideach z YouTube wygląda mniej czerwony i mniej intensywnie świecący, niż nadprzyrodzony płomień jaki ja ujrzałem na plaży w Petone. (Intensywność petońskiego płomienia mi przypominała intensywność olśniewającego oczy światła generowanego podczas elektrycznego spawania - tyle że światło elektrycznej spawarki zwykle ma kolor niebieski, podczas gdy światło płomienia z petońskiej plaży miało kolor intensywnie czerwony.) Jeśli jednak uwzględnić fakt owego wypaczania, wówczas ów "wieczysty płomień" z Nowego Jorku manifestuje te same cechy, zachowania i skutki swego działania, co płomień z petońskiego "płonącego krzewu" jaki ja opisałem w punkcie #J3 powyżej. Oba też opisywane tu płomienie, tj. zarówno ten z petońskiej plaży, jak i tamten z Nowego Jorku, dokumentują posiadanie atrybutów jakie dowodzą iż mają one nadprzyrodzone pochodzenie. (Kliknij na powyższy starter tego wideo aby sobie je przeglądnąć.)
       Na upowszechniane jedynie przez prywatnych entuzjastów internetowe informacje o cudownym "wieczystym płomieniu" (po angielsku: "Eternal Flame") z Nowego Jorku, o istnieniu którego ja nigdy wcześniej NIE słyszałem, natknąłem się jakby "przypadkowo" w sposób doskonale ilustrujący metodę działania Boga opisywaną staropolskim przysłowiem, że "Kiedy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno". Oczywiście, z powodu jaki wyjaśniłem dokładniej w punkcie #J5 poniżej, ja wiem już z całą pewnością, że w naszym świecie fizycznym "przypadki" NIE istnieją - a wszystko co w nim zaistnieje jest celowym działaniem Boga. Niemniej rozumiem, że owo niby "przypadkowe" odkrycie oficjalnie ignorowanych informacji o tym cudownym płomieniu przez stulecia widywanym poza szybą wody nowojorskiego wodospadu, ma na celu uniknięcie łamania czyjejkolwiek "wolnej woli". Rozumiem więc, że programy boskiego "Omniplanu" NIE mogły pozwolić mi na zdjęciowe udokumentowanie petońskiego "płonącego krzewu" z użyciem "drzwi" powyższego staropolskiego przysłowia. Wszakże moje wykonanie jego zdjęć mogłoby przymusić kogoś do wierzenia w to co opisałem w punkcie #J3 powyżej - podczas gdy we wszystko co wiąże się z Bogiem i w co ludzie mają uwierzyć, powinni oni uwierzyć ochotniczo (a NIE poprzez zostanie przymuszonym do tego np. dowodami, czyimś autorytetem, groźbą, namową, itp.). To zapewne dlatego udokumentowanie owo Bóg dopomógł mi skompletować dopiero po otwarciu dla mnie "okna" z powyższego staropolskiego przysłowia. Tak więc, przeglądając internet we wtorek, dnia 31 lipca 2018 roku, "przypadkowo" natknąłem się na ślad darmowych wideów z YouTube, które ilustrują wygląd innego płomienia, który wygląda i zachowuje się bardzo podobnie do inteligentnego płonącego krzewu wodorostu, jaki ze mną telepatycznie "się sprzeczał" na petońskiej plaży. Pierwszym z tych napotkanych wówczas wideów było około 20-minutowe, dosyć sceptycznie komentowane wideo angielskojęzyczne z youtube.com o tytule "This Mysterious Island Appears Out of Nowhere & What Happens Next Is Surprising" - dostępne pod adresem https://youtu.be/sO1O7V926s0. Na swej długości od 6:22 do 8:17 minut wideo to pokazywało wodospad Eternal Flame Falls (którego nazwa tłumaczy się: "Wodospady Wieczystego Płomienia"), z parku narodowego "Chestnut Ridge Park" w zachodnim Nowym Jorku, USA. Już pierwsze ujrzenie tego wieczystego płomienia poruszyło mnie do głębi jego zgodnością z tym co widziałem na plaży w Petone. Natychmiast więc poszukałem w internecie dalszych o nim informacji. Odkryłem wówczas, że ów cudowny wodospad, wraz z jego "wieczystym płomieniem", pokazywany jest na znacznie większej liczbie wideów wykonanych przez prywatne osoby. Tyle tylko, że większość z nich powtarza kłamstwa oficjalnej nauki ateistycznej, jakie wmawiają oglądającemu, że tamten wieczysty płomień, jakoby ma proste wytłumaczenie i NIE reprezentuje sobą nadprzyrodzonego zjawiska. Na szczęście, mi doskonale są już znane kłamstwa, nieudolność, niedbałość, luki metodologiczne i brak podbudowy teoretycznej, badawcze lenistwo, itp., z jakimi dzisiejsi niedoinformowani naukowcy swymi spekulacjami przysłowiowo "powysysanymi z palca" i obiektywnie niepodpieranymi żadnymi rzeczowymi badaniami usiłują zaprzeczać istnieniu Boga i manifestacjom nadprzyrodzonego. Z łatwością więc poustalałem i ujawniłem w poniższych punktach najróżniejsze błędy, niezgodności i przeoczenia zawarte w owych "naukowych spekulacjach" na temat cudownego wieczystego płomienia z zachodniego Nowego Jorku.
       W moim ujawnianiu kłamstw i błędnych spekulacji jakimi naukowcy usiłują wmówić zainteresowanym, iż nowojorski płomień wcale NIE ma nadprzyrodzonego pochodzenia, dopomogło mi uprzednie obserwowanie nadprzyrodzonego "płonącego krzewu" na petońskiej plaży, oraz odnotowanie cech i następstw jakimi ów petoński nadprzyrodzony płomień się charakteryzował, a jakie opisałem już w punkcie #J3 tej strony. Jedyne więc co potrzebowałem uczynić, aby wykazać że podobnie jak petoński, także nowojorski płomień ma nadprzyrodzone pochodzenie, to przeglądnąć uważnie widea i poczytać uważnie publikacje, jakie ukazują i omawiają ów nowojorski płomień, poczym wskazać i podkreślić tu ujawniane nimi te cechy i następstwa nowojorskiego płomienia, które poznałem już wcześniej dzięki obserwacji petońskiego nadprzyrodzonego płomienia i opisałem w punkcie #J3 powyżej, a które NIE wystąpiłyby w nich obu, gdyby owe płomienie NIE posiadały cudownego pochodzenia. Oto więc wyszczególnione w punktach owe cechy i następstwa, jakie świadczą o nadprzyrodzonym pochodzeniu obu omawianych tu płomieni (odnotuj, że poniżej omawiam jedynie cechy i następstwa nowojorskiego płomienia, ponieważ dla płomienia z Petone, opisałem je już w punkcie #J3 powyżej - tyle że w innej niż tutaj kolejności):
       (1) Inteligentne zachowywanie się, mezmeryzujący wpływ na oglądających, telepatyczne oddziaływanie na przybyłych. Jak przystało na nadprzyrodzone zjawisko, podobnie jak petoński, także nowojorski płomień zachowuje się inteligentnie. Przykładowo, za każdym razem wygląda on, płonie i tańczy nieco inaczej. Każdorazowo też jakby bucha z innego punktu podłogi w miniaturowej grocie w jakiej płonie - chociaż gaz wydobywający się spod ziemi NIE mógłby zmieniać szczelin w skale przez jakie uchodzi. Czasami go widać jako jeden płomień, innym razem pokazuje się jako kilka płomyków zaczynających się w odmiennych miejscach ich małej groty. Czasami pokazuje się jako solidny, cienki i długi język, innym razem jest niski i szeroki. Itd., itp. Z analizy wideów wykonanych przez oglądających daje się też odnotować, że ma na nich mezmeryzujący wpływ, intryguje i pobudza ich podniecenie swym tańcem, oraz telepatycznie na nich oddziaływuje zależnie od ich wierzeń, historii, moralności, charakteru i celów aktualnego działania.
       (2) Płonięcie w miejscu o cechach "obszaru świętego". W kilku opracowaniach na temat nowojorskiego wieczystego płomienia jest ostrożnie dawane do zrozumienia, że miejsce jego zaistnienia od wieków (albo nawet tysiącleci) było znane lokalnym Indianom i uważane przez Indian za święty obszar. O miejscach zaś świętych i o miejscowościach noszących świetą nazwę moja filozofia totalizmu ustaliła, że zgodnie z francuską maksymą "szlachectwo zobowiązuje" ("noblesse oblige"), na zachowania osób jakie w miejscach tych się znalazły Bóg nakłada szczególnie ostre wymagania moralne - tak jak wyjaśniam to szerzej m.in. w punkcie #C4 strony seismograph_pl.htm. Nie powinno więc nikogo dziwić, że świętość miejsca nowojorskiego "wieczystego płomienia" podkreślają też między innymi wypadki, a nawet śmierć, jakim ulegają osoby NIE wykazujące tam swym zachowaniem wymaganego respektu dla świętości tego miejsca. Nie daje się też wykluczyć, że to właśnie pobliska obecność prastarego świętego miejsca stała się między innymi przyczyną wydarzeń opisywanych na mojej stronie o nazwie wtc_pl.htm, czy zlokalizowania ONZ właśnie w Nowym Jorku. Osobiście posądzam, aczkolwiek narazie NIE znalazłem żadnej pisanej dokumentacji na ten temat, że podobnie jak już to zaczyna się potwierdzać dla obszaru otaczającego petoński "Krzyż Celtycki", pomodlenie się o coś przy owym nowojorskim wieczystym płomieniu, np. o uzdrowienie jakiejś chronicznej choroby, czy o rozwiązanie trapiącego kogoś problemu, także spowodowałoby wypełnienie się owej prośby dla ludzi jacy swym moralnym zachowaniem na nie sobie zasłużyli.
       (3) Podsuwanie ludziom wieloznacznego materiału dowodowego dla celowego unikania łamania "wolnej woli" u tych osób, które NIE chcą uwierzyć w nadprzyrodzone pochodzenie płomienia. W okolicach miniaturowej groty w jakiej nowojorski płomień się pojawia, daje się zarejestrować wieloznaczny materiał dowodowy, który między innymi pozornie sugeruje proste wyjaśnienie dla mechanizmu jaki spowodował pojawienie się tego płomienia - w zgodzie z tym co wyjaśniłem w punkcie #C2 swej strony o nazwie tornado_pl.htm na temat co najmniej trzech odmiennych kategorii materiału dowodowego, jaki dla uniknięcia łamania czyjejkolwiek "wolnej woli" Bóg zawsze włącza w każdą ujawnianią przez siebie manifestację. Przykładowo, w pobliżu tego płomienia roznosi się smród zepsutych jajek, z powodu jakiego czasami jego działanie (i miejsce) nazywa się nawet grubiańsko "płonącymi wypierdzinami natury" (po angielsku: "flaming fart of nature"). Okoliczne zbiorniki wodne dokumentują też istnienie wycieków podziemnych gazów. Na przekór tego naukowcom do dzisiaj NIE udało się jednak wykryć co faktycznie zasila i podtrzymuje wielowiekowe płonięcie tego świętego płomyka.
       (4) Ukazywanie się jedynie tym ludziom, którzy zasłużyli na jego zobaczenie. Aczkolwiek większość ludzi, którzy podjęli trud pielgrzymki do miejsca zaistnienia nowojorskiego płomienia, zastają go już płonącym, napotkałem też widea, że niektórzy, szczególnie ci co w swej drodze do płomienia NIE wykazują wymaganego respektu, zastają go wygaszonym i NIE są w stanie go zapalić - nawet jeśli usilnie się starają.
       (5) Płonięcie bez generowania oddziaływującego na otoczenie ciepła ani dymu czy sadzy. Płomienie zasilane podziemnym gazem typowo generują sporo ciepła, dymu i sadzy, jakich znaczące oddziaływania zmieniają cechy ich otoczenia. Stąd przykładowo na wideo o adresie https://youtu.be/UhjXhh-jhWA - pokazującym płomyki z góry Chimera w Turcji zasilane podziemnym gazem, a także na wideo o adresie https://youtu.be/a5Dv2o1em8M - pokazującym podobne płomyki z okolic Murchison w Nowej Zelandii, też zasilane podziemnym gazem, owe typowe produkty i następstwa spalania gazu są wyraźnie udokumentowane. Tymczasem w nowojorskim wieczystym płomieniu, NIE widać: (a) ani kłębów pary wodnej w jaką powinny być zamieniane odpryski wodospadu przez taki indukujący ciepło płomień gazowy, (b) ani owa maleńka grota skalna (w jakiej "gaz" ten jakoby płonie) jest zadymiona, zapełniona wyziewami i rozgrzana niemal do czerwoności przez ów długotrwale płonący tam ogień, (c) ani też płomień ten NIE gaśnie - chociaż zwykły płomień gazowy szybko zostałby wygaszony opryskującą go wodą.
       (6) Zawieranie ukrytych dowodów na swe nadprzyrodzone pochodzenie. Przykładem takich dowodów przykładowo jest kształt (i kolor) samego płomienia. Płomienie gazowe mają kształt jakby "postrzępionego" oraz chaotycznie drgającego i zawijającego się liścia. Ich kolor typowo jest niebieski. Tymczasem nadprzyrodzony płomień zachowuje się dostojnie, tańczy fascynująco, jest jednolity (niepostrzępiony) i ma unikalnie intensywny czerwony kolor zachodzącego (lub wschodzącego) Słońca.
       (7) Niezdolność dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej do ustalenia faktycznego mechanizmu powstawania tego płomienia. W kilku co odważniejszych publikacjach na temat nowojorskiego płomienia zawarte jest napomknięcie, że oficjalna nauka nadal NIE jest w stanie wyjaśnić zadowalająco i sprawdzalnie, skąd ów płomień faktycznie się bierze - na przekór iż oficjalnie rozgłasza się stwierdzenia, iż jakoby wszystko na jego temat jest proste i doskonale już wiadome. Przykładowo, naukowcy nadal mają zasadnicze trudności z pomierzeniem, empirycznym przebadaniem, oraz naukowym udokumentowaniem: (a) "jaki" naprawdę "gaz" się pali, (b) "skąd" ten "gaz" tam się bierze, (c) "dlaczego" produkty i proces spalania owego nowojorskiego "gazu" różnią się aż tak znacząco od produktów i procesu spalania naturalnych gazów w innych wskazywanych powyżej miejscach świata (np. w Chimera z Turcji, czy w Murchison z Nowej Zelandii), itp.


Widea #J3xyz: Wszystko co Bóg czyni i czemu pozwala się zamanifestować za pośrednictwem albo natury, albo słów i działań ludzi, faktycznie jest istotną częścią gigantycznego boskiego planu nastawionego na dobro wielu ludzi (np. planu edukowania i postępu całej ludzkości) - nawet jeśli wygląda to jedynie jak coś małoznaczące lub krótkotrwałe.

Motto wideów #J3xyz: "Nawet jeśli działasz samotnie i wierzysz iż jesteś jedyną osobą na świecie, która dane coś czyni, faktycznie jesteś tylko jedną z elementarnych składowych większego planu realizowanego i koordynowanego przez Boga, w którego urzeczywistnienie Bóg angażuje wielu wymaganie zainspirowanych ludzi."

Metoda postępowania Boga, że każde zaaprobowane lub urzeczywistnione przez Niego zdarzenie i działanie zawsze jest taką elementarną składową jakiegoś większego boskiego planu, powoduje że także moja obserwacja płonącego krzewu wodorostu opisanego w punkcie #J3 powyżej na niniejszej stronie, wprawdzie może sprawiać wrażenie nieistotnej i przypadkowej, jednak z całą pewnością jest którymś z fragmentów większego planu jaki Bóg właśnie wprowadza w życie. O takiej roli "składowej większego boskiego planu" wypełnianej przez każde zdarzenia lub każdą manifestację, ja wiem już od dawna z aż całego szeregu teoretycznych przesłanek. Przykładowo, jedną z tych przesłanek jest filozoficzna zasada, że każde zdarzenie lub każda manifestacja jest skutkiem jakiejś przyczyny, która jest skutkiem jeszcze innej poprzedzającej ją przyczyny, zaś pierwotną przyczyną całego formowanego w ten sposób łańcucha przyczynowo-skutkowego musi być sam Bóg. Inną przesłanką są wyniki moich badań nad boskimi metodami działania, opisywanymi na całym szeregu stron linkowanych hasłami ze strony o nazwie skorowidz.htm. Jeszcze zaś inną taką teoretyczną przesłanką jest działanie boskiego systemu rządzenia, edukowania i egzaminowania ludzi, jaki opisałem w punkcie #J5 poniżej na tej stronie. Co jednak najciekawsze, dane mi też już było poznać pierwsze praktyczne potwierdzenie, że powyższa moja obserwacja płonącego krzewu z plaży w Petone, jest tylko jednym z licznych fragmentów większego boskiego planu. To pierwsze potwierdzenie zostało mi ujawnione z okazji ogłoszenia przez NZ kościół katolicki, że niedziela 7 października 2018 roku była dorocznym dniem modlitw ku intencji czcigodnej Suzanne Aubert. Od szeregu już "ludzkich lat" kościół ten prowadzi bowiem proces jej kanonizacji na świętą, obecnie zaś apeluje do wierzących aby modlili się do Boga o ujawnienie cudów jakie są niezbędne aby móc uznać ją za świętą. Łącznikiem zaś i powodem dzięki jakiemu zwolna ujawnia się bezpośredni związek pomiędzy obserwacją płonącego krzewu w Petone, a owym religijnie istotnym planem kanonizacji Suzanne Aubert, jest zapowiedź zawarta w już szeroko upowszechnianych w internecie publikacjach na ten temat, że kiedy kanonizacja ta zakończy się sukcesem, wówczas stworzony zostanie w NZ szlak religijnych pielgrzymek śladami Suzanne Aubert. Trasa zaś fragmentu tego szlaku będzie przebiegała w pobliżu miejsca w Petone, gdzie ja widziałem właśnie ów płonący krzew wodorostu opisany w punkcie #J3 powyżej. Jeśli więc intencją Boga w pokazaniu mi owego płonącego krzewu było przyszłe oficjalne uznanie tego obszaru za miejsce "chrześcijańsko święte", wówczas ów większy boski plan, którego składową było m.in. pokazanie owego płonącego krzewu, zapewne będzie obejmował między innymi jakiś sposób włączenia tego świętego miejsca do szlaku przyszłej religijnej pielgrzymki śladami Suzanne Aubert. Wszakże w miłości Boga do wszystkich ludzi, a także w filozofii życiowej czcigodnej Suzanne Aubert, leży zasada równego traktowania wszystkich i wszystkiego - bez względu na religię i na rasę do jakich są zakategoryzowani. Jeśli więc kiedykolwiek trwały szlak omawianej tu pielgrzymki faktycznie zostanie stworzony, wówczas zgodnie z tą zasadą, a także z logiką, jego składową powinna stać się też możliwość wizyty pielgrzymów w opisywanym tu szczególnym miejscu z Petone - gdzie będą oni mogli modlić się do Boga o wszystko co do czego już im wiadomo, iż w cudownych miejscach świata może to uzyskać błogosławieństwo spełnienia. Niestety, aczkolwiek owa zasada i wniosek logiczny same się nasuwają, w dzisiejszych czasach, kiedy istnieje już ponad 1000 odmiennych odłamów chrześcijaństwa, zaś każdy z nich skupia swą uwagę na tym co go dzieli od innych oraz każdy uważa siebie za ów "jedyny poprawny", włączenie do katolickiego szlaku pielgrzymkowego świętego miejsca zainicjowanego modlitwami prezbyterianów wcale NIE będzie ani proste, ani łatwe. Wszakże tylko w maleńkim Petone, zamieszkałym przez mniej niż 7 tysięcy mieszkańców (w/g cenzusu z 2013 roku), ja wiem o istnieniu i działaniu co najmniej 11 kościołów, każdy z których skupia wierzących z drastycznie odmiennego odłamu chrześcijaństwa (tj. wiem już o następujących kościołach - aczkolwiek posądzam iż może być ich w Petone nawet jeszcze więcej: Congregational Christian Church Of Samoa - 132 Cuba St, Greek Orthodox Community Church - 23 Bay St, HCUC - Wesley Multicultural Methodist Chruch - 42 Nelson St, Petone Baptist Church - 38 Buick St, Petone Spiritualist Church - 88 Richmond St, The Salvation Army Church - 72 Cuba St, Sacred Heart Catholic Church - 41 Britannia St, St Augustine's Anglican Church - 12 Britannia St, St David's Multicultural Church - 2 Britannia St, The Church of Jesus Christ of Latter-Day Saints - 2 Kensington Ave, The Olive Tree Church - 476-486 Jackson St). A Petone wcale NIE jest miejscowością o największej liczbie odmiennych kościołów - wszakże otaczające to miasteczko miejscowości, np. Wainuiomata, Lower Hutt, czy Wellington, mają takich kościołów (a stąd i religijnych podziałów) nawet znacznie więcej. Ja nigdy też NIE odnotowałem, aby którykolwiek z tych kościołów utrzymywał jakiekolwiek oficjalne związki czy współpracę z innymi - tak jak wiemy, iż na codzień taką współpracę praktykowała Suzanne Aubert, oraz jak czynili inni duchowni jej czasów. Stąd zapewne, aby prezbyteriańskie miejsce "płonącego krzewu" z Petone móc oficjalnie włączyć do katolickich pielgrzymek, potrzebnych byłoby wiele modlitw, sporo dalszych interwencji Boga, a także znaczny wysiłek i dobra wola wielu ludzi wierzących iż uwagę trzeba skupiać na tym co nas łączy, zamiast na tym co nas dzieli. Ponadto, w obecnej kruchej sytuacji pogłębiającego się ateizmu, braku odpowiedzialności, dalekowzroczności, wizji i bibilijnej wiedzy u dzisiejszych ludzi, dodatkowo jeszcze pogarszanej podwyższaniem murów dzielących poszczególne odłamy chrześcijaństwa, potrzebne byłyby też liczne modlitwy o pomoc i inspirację Boga dla znalezienia rozwiązania jakie w przyszłości NIE postawiłoby żadnego z kościołów ani z ich wiernych w trudnej lub przegranej sytuacji, bez względu na to co długoterminowo Bóg zaplanował w sprawie pobłogosławienia Nowej Zelandii i jej mieszkańców udostępnieniem im chrześcijańsko świętego miejsca potencjalnie zwiastowanego owym "płonącym krzewem" z plaży w Petone. Niniejszym wskazuję więc zainteresowanym osobom linki do trzech najważniejszych moim zdaniem wideów gratisowo dostępnych dla każdego w youtube.com, które to widea zapewne ilustrują sobą m.in. dyskretnie zainspirowane i nam przekazywane przez Boga fragmenty Jego nadrzędnego planu w owej sprawie. (Uwaga, niemal wszystkie widea i publikacje o Suzanne Aubert, wraz z tymi, linki do których wskazuję poniżej, są w języku angielskim - jeśli więc czytelniku sam NIE znasz tego języka, wówczas lepiej jeśli będziesz je przeglądał z youtube.com razem z kimś kto zna angielski.)


Linki do widea #J3x o adresie: https://youtu.be/QivzdX2LCII (1:20 min - kliknij na powyższy link aby przeglądnąć to wideo): W Nowej Zelandii, czyli kraju większość mieszkańców którego jest albo emigrantami, albo też potomkami emigrantów, podjęto proces kanonizacji na świętą francuskiej emigrantki, Suzanne Aubert (1935-1926) - patrz strony internetowe dostępne poprzez Google i poświęcone tej niezwykłej kobiecie, która do dziś budzi podziw i najgłębszy szacunek. Przy życiowych osiągnięciach i poglądach tej emigrantki, to co osiągają oraz w co wierzą dzisiejsi nawet najwybitniejsi lokalnie urodzeni ludzie, wygląda bardzo blado i mizernie. Przykładowo, stworzyła ona unikalny dla NZ, nowy religijny order katolicyzmu, zwany "Siostry Współczucia" (w angielskojęzycznym oryginale zwane "Sisters of Compassion"). Opiekowała się chorymi, sierotami, bękartami, starszymi, niedołężnymi, oraz tymi których społeczeństwo odrzuciło. Otworzyła też pierwszą w NZ kuchnię serwującą głodującym darmową zupę - która to kuchnia działa do dziś i na wzór której ostatnio powstaje coraz więcej podobnych jej kuchni. Stworzyła darmowy system pomocy socjalnej. Była też przyjaciółką Maorysów - na pomocy i radach której oni polegali jak na przysłowiowym Eliaszu. Napisała sporo imponujących publikacji poświęconych leczeniu najróżniejszych chorób nowozelandzkimi ziołami. Jej religijny order stał się też największym w NZ producentem lekarstw ziołowych faktycznie leczących ówczesne istotne choroby z jej czasów. (Czyli lekarstw lepszych od dzisiejszych - wszakże zamiast leczyć, obecne lekarstwa typowo łagodzą jedynie symptomy chorób aby zaspokajać czyjąś zachłanność poprzez dożywotnie uzależnianie chorych od kupowania i zażywania tych lekarstw - po szczegóły patrz punkty #I1 do #I3 na mojej stronie o nazwie healing_pl.htm.) Była pionierką leczniczego użycia marihuany - czyli w przeciwieństwie do dzisiejszych polityków i niektórych pseudo-moralistów, którzy potrafią jedynie zakazywać wszystkim ludziom to czego złe następstwa kilku nielicznych zacznie nadużywać, wiedziała iż wszystko co Bóg stworzył i nam udostępnił może służyć zarówno dobru, jak i złu, a stąd faktyczny postęp i moralność wcale NIE polegają na zakazywaniu, a na poznaniu i na szerokim upowszechnianiu wiedzy jak wykorzystywać dobro przez dane coś wnoszone, a jednocześnie jak unikać złych tego następstw. Jej motywacją do działania było, że "wszyscy ludzie są równi - bez względu na to jaką religię praktykują i z jakiego kraju pochodzą", oraz że pomagać trzeba natychmiast i w miejscu gdzie zło zaistniało. Módlmy się więc wszyscy aby Bóg szybko urzeczywistnił cuda związane z tą niezwykłą kobietą - jakie w kościele katolickim są wymagane dla ogłoszenia ją świętą. Wszakże w dzisiejszym rosnąco zakłamanym i wypaczonym świecie jest ona coraz bardziej nam potrzebnym przykładem ludzkich wartości moralnych i niedoścignionym wzorcem do naśladowania.

Linki do widea #J3y o adresie: https://youtu.be/IZiWNqhFo2Q (0:30 min - kliknij na któryś z tych linków aby przeglądnąć owo wideo): Wideo to ilustruje planowaną trasę religijnych pielgrzymek po Nowej Zelandii śladami Suzanne Aubert - o jakich to pielgrzymkach już opublikowane materiały sugerują, że kościół katolicki obiecuje stworzyć możliwość masowego ich odbywania przez zainteresowanych wiernych zaraz po tym jak Suzanne Aubert zostanie ogłoszona świętą. Jest to ogromnie konstruktywna, moralnie poprawna i religijnie potrzebna inicjatywa. Wszakże z europejskich doświadczeń o szlakach katolickich pielgrzymek już wiadomo, że kościół tak je nadzoruje i utrzymuje, iż typowo zabezpieczają one pielgrzymom NIE tylko bezpieczne i wysoce edukujące podróżowanie, ale także darmowe lub tanie noclegi oraz podstawowe wyżywienie. Wdrożenie więc tych samych zasad w NZ pozwoliłoby wierzącym pielgrzymom z nawet najskromniejszymi zasobami finansowymi tanio zwiedzić praktycznie całą Nową Zelandię oraz na własne oczy podziwiać stworzone przez Boga wspaniałości i cuda jakimi Bóg obdarzył ten normalnie jeden z najdroższych w świecie i jednocześnie widokowo najwspanialszych krajów turystycznych. Wszakże ochotnicy kościoła katolickiego zadbają o wszystko wzdłuż całej trasy owych pielgrzymek. Przez zaś "przypadek" tak się też złożyło, że w wielu segmentach pielgrzymkowej trasy rząd Nowej Zelandii już wybudował turystyczne trasy rowerowe jakie pozwalają na tanie i interesujące podróżowanie rowerami (lub nawet piechotą). Jednocześnie przebieg trasy tych pielgrzymek pokrywa się z widokowo najpiękniejszymi oraz turystycznie najciekawszymi obszarami wartymi zwiedzenia w Nowej Zelandii - jakie to obszary NIE tylko są celami wizyt wycieczek i turystów organizowanych przez oficjalne agencje, ale także kryją liczne cuda i niezwykłości oficjalnie przemilczane, jednak opisywane w szeregu moich publikacji. Linki do opisów najważniejszych z tych oficjalnie przemilczanych niezwykłości Nowej Zelandii podam pod następnym (dolnym) z linkowanych stąd wideów. Odnotuj także, iż planowana trasa owej pielgrzymki przebiega przez Wellington, czyli bardzo blisko petońskiej plaży i krzyża opisywanych w punkcie #J3 powyżej - o której to lokacji zwolna ujawniają się najróżniejsze zdarzenia i przesłanki sugerujące iż z dużym prawdopodobieństwem jest to "miejsce chrześcijańsko święte", a stąd że pod ciężarem empirycznych obserwacji i doświadczeń ludzkich z upływem czasu zostanie ono potwierdzone jako takie. To zaś oznacza, że nawet najbiedniejsi Nowozelandczycy, którzy w przypadku konieczności modlenia się bezpośrednio do Boga o coś ogromnie dla nich ważnego NIE byliby w stanie sfinansować swojej podróży do któregoś z zaoceanicznych miejsc świętych znanych ze spełniania modlitewnych próśb kierowanych do Boga, obecnie będą mogli w swym własnym kraju modlić się np. o uzdrowienie czy o wypełnienie jakiegoś szczególnego życzenia - stąd NIE będą już musieli daleko i długo podróżować aby móc pomodlić się o to samo w jakimś zagranicznym świętym miejscu z odległego kraju.

Linki do widea #J3z o adresie: https://youtu.be/vP3hZrbVdd8 (8:30 min): Wideo to ujawnia materiał dowodowy o jednej z oficjalnie nieuznawanych niezwykłości Nowej Zelandii, mianowicie o obecnie już zasypanej popiołem wulkanicznym prawdopodobnie ogromnej piramidzie z płaską powierzchnią górną (tj. typu używanego w Amerykach m.in. do obrządków religijnych) - lokalnie znanej pod nazwą Kaimanawa Wall. (Najbliżej NZ położona inna piramida z taka płaską powierzchnią górną, to "Borobudur" z Indonezji, pokazany między innymi na 11 minutowym polskojęzycznym wideo o tytule Tajemnica Niezwykłej Piramidy Borobudur z Indonezji.) Podobnie jak jest to z innymi oficjalnie nieuznawanymi niezwykłościami NZ, linki do najważniejszych z których tutaj wskażę, niedaleko od tej kamiennej struktury "Kaimanawa Wall" przebiega planowany przez NZ kościół katolicki przebieg trasy religijnej pielgrzymki śladami Suzanne Aubert. Dzięki temu uczestnicy owej pielgrzymki będą mieli okazję aby poznać niektóre z cudownych dzieł Boga, jakie nadal ukrywa obszar Nowej Zelandii, oraz jakiego istnienie nadal jest oficjalnie zaprzeczane i ukrywane. Przykładowo z badań nowej "totaliztycznej nauki" wynika, że aby dać pierwszym stworzonym przez siebie ludziom wszystko co im do życia potrzebne, oraz aby zainspirować ich przyszłe pokolenia do poszukiwań prawdy i do działań twórczych, na użytek tych pierwszych ludzi to sam Bóg postwarzał z kamienia całe starożytne miasta, piramidy, mury, świątynie, naczynia, ozdoby, przedmioty codziennego użytku, itp. - jakich istnienie na Ziemi, dla odwrócenia uwagi od Boga i od Jego stworzeniowej mocy, wrogowie Boga najpierw przypisywali organizacji i ambicjom pradawnych władców Egiptu, Inków, Chin, itp., obecnie zaś, kiedy już się okazało, że owi pradawni władcy NIE dysponowali techniką zdolną do powznoszenia tak doskonałych kamiennych monumentów - zaczęli przypisywać istotom przybyłym z gwiazd. Jednym z licznych takich boskich dzieł w starożytności postwarzanych z kamienia jest właśnie powyższa zapewne zasypana popiołem piramida z NZ - po więcej szczegółów o stworzeniu przez Boga pierwszych kamiennych piramid, murów, miast, świątyń, itp., patrz m.in. 4 z punktu #B2 na mojej stronie o nazwie humanity_pl.htm, lub wyszukaj sobie ich linki na stronie o nazwie skorowidz.htm. Do innych niezwykłości postwarzanych przez Boga w NZ i wartych odwiedzenia, jednak NIE włączanych do oficjalnych tras wycieczkowych (za to leżących na trasie, lub w pobliżu trasy, omawianej tu religijnej pielgrzymki) należą m.in.: znany wśród Maorysów jednak nadal nieodkryty dla Europejczyków "Śpiący Olbrzym" opisany w punkcie #J3.3 mojej strony god_proof_pl.htm, niezwykły "chodzący" kamień z Atiamuri NZ o nazwie "Te Kohatu-O-Hatupatu", który po przestawieniu podobno wraca na swoje uprzednie miejsce - opisany i pokazany na zdjęciu z punktu #D1 mojej strony o nazwie newzealand_pl.htm; Krzyż Celtycki oraz przylegającą do niego plażę z Petone gdzie miało miejsce moje ujrzenie telepatycznie "sprzeczającego się" ze mną płonącego krzewu wodorostu opisywanego w punkcie #J3 powyżej; kamienne "płytki Jezusa" w dobrej wierze poinstalowane jeszcze w 1999 roku na centralnym placu "Cathedral Square" z Christchurch poczym zawzięcie zwalczane przez sporo wojowniczych indywidułów - opisane w punkcie #G2 i zilustrowane na "Fot. #G1ab" ze strony przepowiednie.htm; maleńkie muzeum geologiczne z Otago University z Dunedin, w którym kiedyś znajdowały się aż dwa samorodki jakiegoś tajemniczego metalu szlachetnego nieodróżnialnego od złota, które jednak były namagnesowane - jeden z tych samorodków pokazałem na zdjęciu "Rys. #8ab", zaś razem z innym (też podobno namagnesowanym samorodkiem zwanym "Honourable Roddy" i podarowanym królowej Anglii) opisałem w punkcie #E3 ze swej strony o nazwie tapanui_pl.htm - niestety, z chwilą kiedy opublikowałem ich opisy, wszystkie te samorodki w jakiś tajemniczy sposób poznikały, podobnie jak poznikały wszystkie poodkrywane w NZ szkielety gigantów, jeden z których opisałem w punkcie #I2 na swej stronie o nazwie newzealand_pl.htm; niezwykłe wzgórze zwane "Saddle Hill" koło miasta Dunedin, o którym osoby uprowadzone do UFO (jakie kiedyś badałem w czasach swej pracy jako wykładowca na Uniwersytecie Otago) raportowały mi iż poddane były badaniom po zostaniu teleportowanym na pokład UFO jakie zawisało w jaskini istniejącej we wnętrzu tego wzgórza (legendy Maorysów twierdzą, iż w jaskini tej ma swe legowisko "płaczący" olbrzym "Taniwha") - tak jak opisałem to w punkcie #F2 swej strony o nazwie newzealand_pl.htm; miejsce eksplozji UFO z "Pukeruau" koło miasteczka Tapanui, opisane i zilustrowane na stronie tapanui_pl.htm; podziemne tunele odparowane przez UFO (np. tzw. "Cathedral Caves" i tunel pod "Grey River") opisywane m.in. w punkcie #C9.1 na mojej stronie o nazwie ufo_proof_pl.htm; oraz cały szereg jeszcze innych niezwykłości NZ - linki do jakich podałem na swej stronie o nazwie skorowidz.htm.


#J4. Ważny jest NIE tylko kształt "serc" wypalanych przez UFO w trawie dwóch miejsc świata odległych od siebie o tysiące kilometrów, ale i wiadomości wyrażone przez te symbole miłości (tj. serca):

Motto: "W świecie rządzonym przez wszechwiedzącego i wszechmogącego Boga każde zdarzenie następuje aż dla wielu istotnych powodów naraz - w każde też takie zdarzenie Bóg wpisuje wielopoziomowe wiadomości jakich zrozumienie podnosi poziom naszej wiedzy i świadomości."

       W dawnych czasach (które jednak ja nadal pamiętam), każda historyjka miała tzw. "morał". Ponadto, jeśli zaszło wówczas jakieś zdarzenie, ludzie doszukiwali się w nim wiedzy z aż dwóch odmiennych obszarów, tj.: (1) fizykalnego (np. w jaki spsób i dlaczego to zdarzenie zaszło), oraz (2) nadrzyrodzonego (np. jaką wiedzę i przekaz od Boga do ludzi zdarzenie to sobą wnosi). Przykładowo, na końcu podpisu pod "Fot. #C2a" ze swej strony o nazwie wszewilki.htm opisałem przypadek jaki według tradycji rodzinnej zdarzył się na prastarym cmentarzu ze wsi Wszewilki. Mianowicie, miejscowy zabijaka i kazanowa, podobno aż tak silny, że twierdził iż nie boi się niczego (nawet samego diabła), założył się z koleżkami, że o północy pójdzie na wszewilkowski cmentarz i wbije kołek w grób jednego z samobójców. Kiedy rano koleżkowie znaleźli go nieżywego na owym grobie, szukali odpowiedzi NIE tylko na pytanie "jak" i "dlaczego" fizykalnie on umarł, ale także "jakie reguły i wiedzę nam przekazuje jego los" (tj. wiedzę, że "NIE ma odważnych ani silnych, kiedy przychodzi do praw tego drugiego świata").
       Tragedią ludzkości dzisiejszych czasów jest, że dla "politycznych" powodów jakie opisuję w punktach #A1 do #A4 swej strony internetowej o nazwie partia_totalizmu.htm, oficjalna nauka ateistyczna zniszczyła ową dawną tradycję, aby niezależnie od fizykalnego "jak" i "dlaczego", w każdym zdarzeniu doszukiwać się także nadprzyrodzonego przekazu reguł i wiedzy. Zniszczenie tej tradycji wynika z sukcesu z jakim oficjalna nauka ateistyczna kłamliwie wmówiła większości ludzi, że Boga NIE ma, a stąd NIE istnieje nic nadprzyrodzonego, zaś w każdym zdarzeniu należy doszukiwać się wyłącznie jego fizykalnych przyczyn i mechanizmów - co dzisiejsza oficjalna nauka ateistyczna czasami czyni (chociaż NIE zawsze - np. wcale NIE szuka ona fizykalnych przyczyn i mechanizmów rzekomego tzw. "wielkiego bangu" - zapewne bowiem większość jej pracowników jest równie pewna jak ludzie wierzący w Boga, że "wielki bang" w rzeczywistości nigdy NIE zaistniał, co zresztą niepodważalnie wynika z mojego formalnego dowodu naukowego iż Bóg jednak istnieje - zaprezentowanego w punkcie #G2 strony o nazwie god_proof_pl.htm). W następnym punkcie #J5 niniejszej strony postaram się więc wyjaśnić "czym", "jak" i "dlaczego" oficjalna nauka popełnia radykalny błąd w tej sprawie, zaś owym błędem i kłamstwami jakie z niego wynikają spycha całą dzisiejszą ludzkość ku upadkowi i ku konieczności jej oczyszczenia.
       Jest powszechnie wiadomym, że oficjalna nauka NIE tylko kłamliwie wmawia ludziom, że Bóg NIE istnieje, ale także obstaje przy wielu innych sprawach jakie coraz bardziej oddalają ją od prawdy. Przykładowo, do dzisiaj uparcie NIE uznaje istnienia UFO - implikując tym, że wszystkie osoby raportujące UFO lub badające materiał dowodowy formowany na Ziemi przez UFO, są albo kłamcami, albo też coś z nimi nie tak. Stąd przykładowo, wcale by mnie NIE zdziwiło, że jeśli "serce" wypalone w trawie pojawi się w jakimś publicznym miejscu, wówczas ktoś z naukowców z ekspertyzą od trawy wyda np. oświadczenie, że "serce" to ma około 50% "naukowej szansy", iż powstało w wyniku przypadkowego działania bezmyślnej sfory zakochanych psów, które biegały po trajektorii o kształcie serca i sikały na trawę aby uwiecznić w ten sposób swoje uczucia. (Kiedyś, gdy w NZ aktywnie działało jeszcze tzw. "skeptic society", zaś ja badałem i upowszechniałem lądowiska UFO, faktycznie natknąłem się m.in. na bardzo podobne do powyższego wyjaśnienie "sikaniem" lądowisk UFO w trawie.)
       W latach 1996 do 1998, podczas swej profesury na tropikalnej wyspie Borneo mieszkałem przy trawniku na jakim pojawił się symbol "serca". Zdjęcia tamtego "serca" pokazuję i wyjaśniam poniżej na "Fot. #J4abc". Niestety, w czasach jego pojawienia się byłem aż tak zajęty badaniem, analizowaniem i rozwijaniem fizykalnej i technicznej strony zasad działania moich Magnokraftów - czyli gwiazdolotów z napędem magnetycznym jakie ja wynalazłem, zaś o których dopiero w jakiś czas po ich wynalezieniu odkryłem, iż używają one dokładnie ten sam rodzaj napędu magnetycznego jaki używany jest przez gwiazdoloty UFO, a jednocześnie byłem też wówczas aż tak zmartwiony nieustannymi problemami, szkodami i zniszczeniami jakie działania UFOnautów (w połączeniu z ludzką nagonką na mnie za ich badanie) wywoływały w moim życiu, że też nawet NIE rozważałem innej niż fizykalna i techniczna wymowy tego co już istniejące gwiazdoloty UFO wówczas czyniły. NIE powiązałem więc wówczas symbolu "miłości" jakim wszakże było owo wypalone przy moim mieszkaniu "serce", np. z faktem iż to w tymże mieszkaniu w swoim wolnym czasie rozpracowywałem wtedy związek pomiędzy gromadzeniem w sobie energii moralnej oraz czynieniem dobra - co później doprowadziło do odkrycia aż kilku kolejnych udoskonaleń jakie Bóg powprowadzał do dusz i ciał ludzi, a jakie to udosokonalenia opisałem w punkcie #A1 swej strony internetowej o nazwie evolution_pl.htm. Nie powiązałem też pojawienia się tego "serca" przy swym ówczesnym mieszkaniu np. z faktem, iż to właśnie podczas zamieszkiwania w nim, jakie pierwszy zawodowy naukowiec na świecie przez aż 9 miesięcy przeżywałem i równocześnie naukowo badałem zjawisko tzw. totaliztycznej nirwany. Tymczasem ówczesne naukowe przebadanie przeżytej wówczas totaliztycznej nirwany z upływem czasu doprowadziło do odkrycia iż to właśnie na wynagradzaniu "pracy moralnej" poprzez zjawisko nirwany Bóg zamierza oprzeć organizację działania społeczności (tj. "ustrój") przyszłych ludzi o nieśmiertelnych ciałach - tak jak wyjaśniam to w punktach #A1 do #A4 swej strony internetowej o nazwie partia_totalizmu.htm. Ponadto, ta sama "totaliztyczna nirwana" natchnęła mnie później do zaprojektowania nieporówannie doskonalszgo niż wszelkie uprzednie (w tym znacznie doskonalszego od kapitalizmu i komunizmu) ustroju politycznego jaki bazowałby na wynagradzaniu pracy moralnej właśnie doświadczaniem nirwany, stąd jaki wyeliminowałby rujnujące całą ludzkość i wypaczające charatery indywidualnych ludzi wymuszanie pracy za pomocą "strachu" i "pieniędzy" jakie praktykują wszystkie dotychczasowe ustroje na Ziemi. (Ten nowy "ustrój nirwany", jaki okazuje się być nieporównanie doskonalszy od wszystkich znanych poprzednio ustrojów na Ziemi, też opisałem szczegółowiej w owych punktach #A1 do #A4 swej strony partia_totalizmu.htm - mając nadzieję, że zainteresuje on usilnie dotychczas eksploatowanych ludzi, a stąd że znajdą się ochotnicy jacy pomogą mi go wdrożyć na Ziemi już obecnie. Niestety, zawiodłem się i w tej sprawie. Nawet bowiem ani przysłowiowy "pies z kulawą nogą" NIE zainteresował się tym wspaniałym ustrojem, jaki dla dobra ludzkości został zaprojektowany i wprogramowany w nasze dusze osobiście przez samego Boga.)
       Powyżej opisane fakt zacząłem wiązać dopiero w 2007 roku, kiedy to opracowałem pierwszy w świecie formalny dowód naukowy na istnienie Boga przeprowadzony metodami logiki matematycznej, który opublikowałem potem m.in. w punkcie #G2 strony god_proof_pl.htm. (Odnotuj, że przed 2007 rokiem też formalnie dowiodłem istnienia Boga aż kilkoma odmiennymi metodami, tyle że uprzednio użyłem w tym celu empirycznych metod dowodzenia, odmiennych od owej najszerzej uznawanej w dzisiejszym świecie teoretycznej "metody logiki matematycznej". Opisy tamtych moich wcześniej użytych metod dowiedzenia istnienia Boga wyszczególniłem i polinkowałem między innymi w punkcie #G3 z wyżej wymienionej strony o nazwie god_proof_pl.htm.) Sformułowanie owego formalnego dowodu na istnienie Boga zwolna bowiem mi uświadomiło, że "UFO i UFOnauci są jedynie tymczasowymi "symulacjami" wysyłanymi przez Boga na Ziemię dla zrealizowania istotnych boskich celów" (które to cele NIE zawsze muszą okazywać się przyjemne dla doświadczanych nimi ludzi - np rozważ pełnienie przez UFOnautów roli "aniołów śmierci" jaką opisałem w 3 z punktu #A2 swej strony o nazwie 2030.htm). Pełne ugruntowanie u mnie wierzenia, że pojawienie się "serca" wypalonego w trawie przez UFO, niezależnie od swego znaczenia fizykalnego i technicznego jako manifestacji określonego użycia praktycznego zasad działania gwiazdolotów z napędem magnetycznym (tj. działania jakie ja wynalazłem dla zastosowań w moim Magnokrafcie), wyraża też sobą nadprzyrodzone przekazy od Boga (np. przekazy miłości), nastąpiło dopiero po głębokim przemyśleniu powodów "dlaczego" przy krzyżu celtyckim opisanym uprzednio w punkcie #J3 tej strony dane mi było zobaczyć ów "płonący krzew" zgodnie z Biblią oznaczający "chrześcijańsko święte miejsce". Przemyślenia te ujawniły mi bowiem, że wszystkie trzy zarysy "serca" jakie w swym życiu znalazłem wypalone w trawie, oznaczają miejsca w jakich zaszły zdarzenia posiadające przełomowe znaczenie dla chrześcijaństwa, a stąd jakie w sensie wiary są świętymi miejscami.
       W punkcie #J3 i na "Fot. #J3c" niniejszej strony opisałem i pokazałem wypalenie trawy o kształcie "serca" (tj. symbolu miłości), jakie sfotografowałem przy celtyckim krzyżu z nowozelandzkiego miasteczka Petone. W niniejszym punkcie pokażę i opiszę takie same "serco-kształtne" wypalenie trawy jakie sfotografowałem przy swym mieszkaniu w odległym o tysiące kilometrów od Petone mieście Kuching na tropikalnej wyspie Borneo, w którym to mieszkaniu odkryłem i opisałem istnienie "energii moralnej" (zwow) a także przeżyłem "totaliztyczną nirwanę" jaka spowodowała późniejsze wypracowanie owego idealnego ustroju politycznego opisywanego w punktach #A1 do #A4 mojej strony partia_totalizmu.htm - Wszakże pojawienie się podobnie fizykalnie wypalonych "serc" (symboli miłości) w dwóch miejscach świata odległych od siebie o tysiące kilometrów, wnosi sobą aż kilka istotnych przesłań. Warto więc zastanowić się na bazie ustaleń mojej Teorii Wszystkiego zwanej Koncept Dipolarnej Grawitacji "jakie" są to wiadomości (tj. co "serca" te symbolizują) oraz "dlaczego" pojawiły się one w owych dwóch miejscach świata. Potem warto będzie też poznać z punktów: niniejszego i #J7 tej strony, jak teoria gwiazdolotu mojego wynalazku nazywanego Magnokraft wyjaśnia techniczne zasady wypalania lądowisk o kształcie "serca", oraz jak trudnie fizykalnie jest wykonanie wypalenia takiego kształtu "serca" w trawie - nawet jeśli posiada się do swej dyspozycji gwiazdolot o cechach mojego Magnokraftu. Jak bowiem się okazało w praktyce, kiedy razem z utalentowanym graficznie Dominikiem Myrcik próbowaliśmy komputerowo wygenerować zaledwie ilustrację pokazującą jak obwody magnetyczne Magnokraftów podczas lądowania wypalają w trawie zarysy takiego "serca", trudności komunikowania się emailem na odległość dla wyjaśnienia złożonych szczegółów działania napędu Magnokraftów okazały się aż tak duże, iż do chwili pisania niniejszego paragrafu zajęło nam już niemal dwa miesiące nieustannych konsultacji i współpracy, zaś rysunki wyczerpująco wyjaśniające i ilustrujące zasadę wypalania takiego "serca" nadal NIE są gotowe. Tłumacząc to więc np. na dzisiejszy stan techniki i na możliwości dzisiejszych ludzi w kierowaniu skomplikowanych wehikułów takich jak Magnokrafty, posądzam że nawet gdyby ludzkość dzisiaj już posiadała latające Magnokrafty, narazie ich piloci nadal NIE byliby w stanie w zamierzony sposób wypalać w trawie zarysów "serca". Natomiast np. wyłożenie zboża Magnokraftami w zarys któregoś z powszechnie pojawiających się na Ziemi tzw. "piktogramów" - np. tego jaki pokazałem i opisałem w punkcie #A6.1 swojej strony o nazwie portfolio_pl.htm, moim zdaniem nawet dla całych ogromnych instytucji takich jak NASA - na obecnym poziomie rozwoju technicznego których ich pracownicy wykazują podstawowe trudności ze zrozumieniem działania Magnokraftów, zapewne wogóle NIE byłoby jeszcze możliwe dla ludzi. Fakt więc, że takie "serca" i "piktogramy" pojawiają się jednak na Ziemi, ujawnia jak nadrzędna w stosunku do ludzi jest inteligencja i umiejętności istot sterujących gwiazdolotami UFO, oraz jak istotne jest dla nich aby przekazać ludzkości informacje wyrażane owymi "sercami" oraz "piktogramami".
       Symbol "serca" w praktycznie wszystkich kulturach świata oznacza miłość, miłość Boga, sumienie, dobroć, wdzięczność, uznanie, szacunek, miłosierdzie, zrozumienie, podświadomą wiedzę (jako przeciwstawność rozumowej wiedzy - rozważ fragment utworu "Romantyczność" Adama Mickiewicza: "miej serce i patrzaj w serce"), oraz kilka jeszcze innych nadprzyrodzonych i pozytywnych znaczeń. Symbol ten nabiera też szczególnego znaczenia, jeśli zostaje stworzony w jakiś nadprzyrodzony sposób, np. w formie lądowiska UFO, czy zarysu wzrostu słoi drzewa. Ja w swoich publikacjach dokumentuję zdjęciami, że lądowiska UFO najróżniejszego kształtu pojawiały się praktycznie pod oknami każdego mieszkania jakie w swym życiu zajmowałem - np. patrz "Rys. #A2" z tomu 1 swej monografii [1/4]. Na dodatek, w swych naukowych badaniach UFO analizowałem setki dalszych lądowisk UFO, jakie celowo wyszukiwałem wówczas na łąkach, polach i w zasiewach. Wśród owych setek lądowisk jakie przebadałem, tylko dwa - jakich fotografie pokazuję w niniejszej "części #J" tej strony, miały właśnie ów wyraźnie widoczny kształt "serca". W sumie zaś, w swych badaniach setek lądowisk UFO, pamiętam iż napotkałem zaledwie trzy lądowiska o kształcie "serca" - większe, trzecie z nich (po UFO typu K5), niestety wypalone niekompletnie, a stąd u oglądającego mogące budzić najróżniejsze wątpliwości (kliknij na niniejszy link aby je zobaczyć), napotkałem i sfotografowałem w dniu 2008/9/11 w malezyjskim miaście Melaka w obszarze, w którym upowszechniający tam chrześcijaństwo Portugalczycy, wkrótce po podboju Melaka w 1511 roku zbudowali pierwszy w Azji europejski kościół, a także zbudowali pierwszą zarządzaną przez Europejczyków twierdzę - obecnie już nieistniejącą. Ta więc rzadkość owych "serc" dla mnie jest informacją, że przekaz "miłości" jakie opisywane tu dwa "serco-kształtne" lądowiska UFO sobą reprezentowały jest unikalny i wyjątkowo ważny. Jeśli zaś chodzi o treść przekazu jaki wyrażają sobą znacząco bardziej niż "serca" kompleksowe "piktogramy" pojawiające się w zbożach, to moim zdaniem są one manifestacjami dezaprobaty i pokpiwania z ludzkiej krótkowzroczności, zarozumiałego uporu i braku logiki, ponieważ ich treść możnaby interpretować np. słowami "ludzie, przestańcie się okłamywać nawzajem i zacznijcie w końcu uznawać prawdę jaką od dawna ujawnia wam moja pierwsza w świecie i nadal jedyna naukowa Teoria Wszystkiego z 1985 roku - z powodu prześladowań upowszechniana po świecie pod swoją pierwszą nazwą Koncept Dipolarnej Grawitacji, a także ujawnia wam konstrukcja, działanie i teoria mojego gwiazdolotu zwanego Magnokraft.
       Od czasu ujrzenia opisywanego tu płonącego krzewu, kiedykolwiek tylko pogoda mi na to pozwala, ja wychodzę obecnie na spacer po plaży koło petońskiego celtyckiego krzyża, aby sprawdzić czy przypadkiem NIE pojawi się tam ponownie opisywany w punkcie #J3 płomień, a także aby zbadać co nowego tam się dzieje. Wszystko też co dotychczas tam odnotowałem, zaś co nadawało się do opublikowania, opisałem w niniejszej "częsci #J" tej strony. Analizując te zdarzenia, mi osobiście rzuca się w oczy kilka istotnych regularności czy wniosków końcowych. Pierwszy z nich, to że owe liczne zjawiska oraz zdarzenia, jakie opisuję w niniejszej "części #J", tylko z pozoru są ze sobą niezwiązane. Faktycznie jednak wykazują one ukryte wzajemne powiazania i linki zarówno z innymi z owych zjawisk i zdarzeń, jak i z płonącym krzewem oraz petońskim krzyżem celtyckim. Tych ukrytych powiązań jest zaś aż tak dużo, że praktycznie eliminują one prawdopodobieństwo, iż wszystko co tu opisuję to jedynie ciąg "zbiegów okoliczności" czy "przypadków" (że NIE są to jedynie "zbiegi okoliczności" ani "przypadki" naukowo wykazałem także w punkcie #J5 tej strony). Drugi zaś z owych regularności i wniosków, to że musiał istnieć jakiś istotny powód dla którego to właśnie mi przypadł zaszczyt ujrzenia płonącego krzewu na plaży w Petone. W chwili obecnej sam sobie odpowiadam na owe trudne pytanie "dlaczego ja", iż prawdopodobnie byłem najbardziej odpowiednią osobą aby informację o zaistnienia cudu pojawienia się w Petone płonącego krzewu przekazać innym bliźnim w sposób jaki NIE łamie ich "wolnej woli". Z moich badań bowiem wynika, iż wszystko co Bóg czyni, zawsze dokonywane jest w taki sposób, aby ludzie ochotniczo i dobrowolnie przekonywali się do prawdy, a NIE aby zostawali do tego przekonywania się czymś przymuszeni. To zapewne właśnie aby przymuszaniem dowodami NIE łamać niczyjej "wolnej woli", Bóg NIE pozwolił mi wykonać zdjęcia owego płonącego krzewu. To też zapewne dlatego wszystko w sprawie tego specjalnego krzyża celtyckiego Bóg pootaczał najróżniejszymi kontrowersjami. Przykładowo ów krzyż celtycki leży na wylocie na plażę krótkiej petonskiej ulicy zwanej "Tory Street". Przy przeciwstawnym zaś wylocie tej ulicy, tam gdzie wpada ona na ulicę "Jackson Street", zlokalizowana jest pizzeria zwana "Hell" (czyli "Piekło"). Co też ciekawe, w internecie sam krzyż celtycki jest m.in. propagowany jako symbol nacjonalizmu i białej supremacji - przykładowo często hitlerowcy go używali w swoich flagach i oznakach, obecnie zaś używają go różne neo-nazistowskie grupy. Warto też odnotować, że ów symbol miłości, czyli "serce", wypalone niedaleko od petońskiego krzyża, zostało wypalone przez UFO - faktycznemu istnieniu którego zarówno oficjalna nauka ateistyczna, jak i spora proporcja ludzi, nadal energicznie zaprzecza. W sumie więc, aby ktoś uznał, iż w Petone faktycznie Bóg ustanowił "chrześcijańsko-święte miejsce", musi w tym celu dobrze przeanalizować ukryte powiązania, które istnieją pomiędzy całym owym materiałem dowodowym jaki tu prezentuję, oraz musi uczynić ochotniczo to na bazie swej otwartości na poznanie prawdy, a NIE wskutek np. zostania przymuszonym do takiego uznania np. poprzez ujrzenie czegoś, co wyglądałoby jakby było niepodważalnym dowodem!

Fot. #J4a
Fot. #J4b
Fot. #J4c

Fot. #J4abc: Trzy ilustracje pokazujące wygląd i zasadę powstawania serco-kształtnego lądowiska UFO. (Kliknij na którąś z powyższych ilustracji aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
       Fot. #J4a (góra): Moje (tj. dra inż. Jana Pająk) zdjęcie przy uformowanym na kształt "serca" (tj. symbolu "miłości") lądowisku UFO typu K3 wypalonym na trawniku koło mieszkania jakie zajmowałem podczas swojej profesury na tropikalnej wyspie Borneo. To właśnie podczas życia i pracy w tamtym mieszkaniu przeżyłem i jako pierwszy zawodowy naukowiec świata dokładnie przebadałem cudowne zjawisko "totaliztycznej nirwany" jaką opisałem na stronie nirvana_pl.htm. Zdjęcie to było pstryknięte we wrześniu 1998 roku. Odnotuj, że kształt i wielkość owego lądowiska pokrywa się z kształtem i wielkością lądowiska UFO też typu K3, jakie około 13 lat później sfotografowałem w Petone i pokazałem na poprzedniej "Fot. #J3c". Faktyczną jednak wymowę "dlaczego" owo lądowisko UFO miało kształt "serca" (tj. symbolu "miłości") wydedukowałem jednak dopiero kiedy zająłem się naukowym rozpracowywaniem przyszłościowego "ustroju nirwany" jaki w przeciwieństwie do wszystkich uprzednich ustrojów politycznych na Ziemi, zamiast jak one używać "strachu" lub "pieniędzy" w celu zmuszania do pracy, będzie motywował ludzi do ochotniczego wykonywania ciężkiej fizycznej "pracy moralnej" nagradzaniem ich przeżyciami niedoścignionej w inny sposob szczęśliwości zjawiska nirwany. Owo wyjaśnienie "dlaczego tamto 'serce' zostało wypalone przy moim mieszkaniu na Borneo" opisałem dokładniej w punkcie #A3.1 strony partia_totalizmu.htm. Tamta strona wyjaśnia też w punktach #A1 do #A4 jak Polacy zbiorowym wysiłkiem mogliby demokratycznie wprowadzić u siebie ów "ustrój nirwany" już obecnie - gdyby potrafili zdobyć się na ochłonięcie z obecnego szału egoistycznego odracania się tyłem do Boga, bliźnich i natury, poczym zaczęli słuchać przysłowiowych "głosów rozsądku". Szybkie wprowadzenie "ustroju nirwany" byłoby bowiem dowodem zrozumienia błędności i zmiany swych uprzednich postępowań oraz sposobem zbiorowego wybłagiwania od Boga uchronienia Polski i Polaków przed doświadczaniem śmierci i rozpaczy nadchodzącej zagłady ludzkości lat 2030-tych.
       Fot. #J4b (środek): Ilustracja "Rys. F35" z tomu 3 mojej monografii [1/4]. Wyjaśnia ona jak wirujące obwody magnetyczne gwiazdolotu UFO (zaczernione) zawisającego niedaleko od ziemi w pozycji wiszącej formują wypalone lądowisko w trawie. W dolnej części (c) tego "Rys. #F35" pokazany jest wygląd tak wypalonego lądowiska przyjmującego kształt pierścienia, które powstaje jeśli gwiazdolot UFO zawisa w pozycji przy jakiej jego podłoga jest dokładnie równoległa do powierzchni trawy, zaś jego obwody magnetyczne wirują dotykając ziemi. Przykłady lądowisk UFO o takim właśnie kształcie pierścienia pokazałem na "Rys. V1" z tomu 17 mojej polskojęzycznej monografii [1/5]. Z kolei przy nieruchomych obwodach magnetycznych powstaje wypalenie o kształcie (b) - tj. o koncentrycznie zbiegających się liniach. Przykład takiego lądowiska UFO pokazałem na "Fig. M4 (Upper)" z mojej angielskojęzycznej monografii [1e]. Chociaż ja sam NIE przygotowałem jeszcze rysunku, który by ilustrował jak zmieniłaby się ta sytuacje gdyby UFO zawisało pochylone pod dużym kątem, czytelnik sam może sobie wypracować, że obwody magnetyczne pochylonego gwiazdolotu wirujące po trajektoriach o kształcie "skórki z donut" powodowałyby wówczas, iż wypalone przez UFO lądowisko przyjęłoby właśnie kształt "serca" - ponieważ wtedy część owych palących trawę trajektorii wirującej " skórki z donut" zawracałaby jeszcze w powietrzu, zamiast już po wniknięciu pod powierzchnię trawy. Jak dokładnie owa "skórka z donut" wypala w trawie kształt "serca", razem z Dominikiem Myrcik staramy się to zaprezentować w komputerowo-wygenerowanych ilustracjach z punktu #J7 niniejszej strony.
       Fot. #J4c (dół): To samo lądowisko UFO w kształcie "serca" co w części "#J4a", tyle że sfotografowane około pół miesiąca później. Ponieważ jednak sfotografowałem je już bez pokazania na nim mojej osoby - zdjęcie ujawnia iż lądowisko to faktycznie ma kształt "serca" (tj. symbolu miłości), niemal identyczny do kształtu lądowiska z "Fot. #J3c" powyżej. Odnotuj tutaj, że identyczny kształt "serca" obu lądowisk UFO pokazanych na niniejszych zdjęciach "Fot. #J4ac" oraz na poprzednim zdjęciu "Fot. #J3c", zaś wykonanych w dwóch odległych od siebie o tysiące kilometrów wyspach świata, dokumentuje nam dowodowo aż cały szereg prawd naraz, których oficjalna nauka NIE chce badać, zaś o których zwykli ludzie NIE chcą wiedzieć - chociaż owe prawdy znacząco wpływają na losy życiowe każdego mieszkańca Ziemi. (Np. poczytaj-o i oglądnij-sobie bliznę na nodze pokazaną na "Fot. #B4" z mojej strony o nazwie ufo_pl.htm - a po uważnym przeegzaminowaniu swej i bliskich nogi, przekonasz się naocznie, że masz ją także, oraz że mają ją wszyscy twoi bliscy.)


#J5. Czyżby moje opisanie działania stworzonego przez Boga zaś odkrytego i opisanego dzięki Konceptowi Dipolarnej Grawitacji systemu rządzenia, edukowania i egzaminowania ludzi, przypadkowo ujawniło co i dlaczego bibilijny Eliasz udostępnił ludzkości pod nazwą kabała i jej drzewo życia - oraz jak ów system stosowany przez Boga wskazuje proste sposoby przestawiania na generowanie wzrostu tych ludzi i instytucji, które dotychczas powodowały upadek:

Motto: "Stworzony przez Boga system rządzący losami ludzi i instytucji, jaki poznaliśmy z odkryć i materiałów dowodowych wypracowanych dzięki Konceptowi Dipolarnej Grawitacji, formuje efektywnie działający mechanizm zarządzający, edukujący i osądzający, który swą strukturą i działaniem przypomina drzewo życia z narzędzia o nazwie kabała udostępnionego ludziom przez bibilijnego Eliasza zapewne w celu wypracowywania nim indukujących wzrost udoskonaleń w ludzkich systemach zarządzania uprzednio znanych z powodowania upadku."

       Jeśli czytelnik przyglądnie się uważnie mojemu dorobkowi naukowemu (z obszaru wiedzy zwykle określanego jako moje "hobby" badawcze), wówczas odkryje, że większość tego dorobku stara się naukowo zidentyfikować, zdefiniować, rozpracować i opisać dla użytku innych ludzi wszystkie narzędzia Boga, które mają decydujący wpływ na przebieg, jakość i wyniki naszego życia. Proces gromadzenia tego dorobku naukowego w sposób świadomy prowadzę nieustająco począwszy od 1985 roku. W 1985 roku sformułowałem bowiem trzy najważniejsze składowe swego "hobbystycznego" dorobku naukowego, tj. moją Teorię Wszystkiego zwaną Koncept Dipolarnej Grawitacji, oraz wynikające z tego konceptu opisy wzrostowej filozofii totalizmu i opisy upadkowej filozofii pasożytnictwa. Nieświadomie zaś gromadzenie to prowadzę od początku swego życia. Do chwili więc kiedy w czerwcu 2018 roku przystąpiłem do opracowywania niniejszej "części #J" tej strony, moje publikacje zidentyfikowały i ujawniały już zainteresowanym czytelnikom nazwy, definicje i opisy ogromnej liczby tych narzędzi Boga. Stąd wysiłki jakie wówczas podjąłem aby zdefiniować to co wyjaśniam na całym szeregu swych stron internetowych, mianowicie że w naszym świecie fizycznym absolutnie nic NIE zdarza się przez tzw. "przypadek", uświadomiły mi iż nadszedł już czas, aby zestawić w jeden efektywnie działający system, poczym zilustrować graficznie te z owych narzędzi, które wpływają na przebieg, jakość i wyniki życia każdej osoby oraz każdej instytucji. W ten sposób podjąłem formułowanie opisów niniejszego punktu, a także ilustracji jakie pokazałem jako kolejne części "Rys. #J5" poniżej.
       W swoich wysiłkach opisania i zilustrowania tu wpływu poszczególnych narzędzi Boga na życie każdej rozpatrywanej osoby czy instytucji, staram się pokazać wyniki porównań procesu zarządzania osobami i instytucjami w dwóch przeciwstawnych podejściach filozoficznych, jakie w moich publikacjach powtarzają literaturowe nazwy: (1) "a priori", oraz (2) "a posteriori" - po wyjaśnienia tych nazw patrz linki do owych haseł podane na mojej stronie internetowej o nazwie skorowidz.htm. W obszarze badań naukowych jakim ja się zajmuję, podejście "a priori" (czyli od przyczyny do skutku, czyli od Boga do otaczającej nas rzeczywistości) jest reprezentowane przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji oraz przez wzrostową filozofię totalizmu - jakie razem wzięte stworzyły nowy rodzaj nauki, w moich publikacjach nazwywany "totaliztyczną nauką". Z kolei podejście "a posteriori" do badań (tj. od skutków do przyczyn) jest używane przez starą, upadkową "oficjalną naukę ateistyczną" - która w powodu swego przejścia na praktykowanie upadkowej filozofii pasożytnictwa ponosi odpowiedzialność za bagno w jakie jej postępowania i jej metody rządzenia ludźmi i instytucjami wprowadziły dzisiejszą ludzkość. Narzędzia i systemy używane przez obie te przeciwstawne do siebie nauki (tj. wzrostową "naukę totaliztyczną" i upadkową "oficjalną naukę ateistyczną") aby zarządzać życiem ludzi i instytucji poddanych ich wpływom, postaram się nazwać, opisać i polinkować w niniejszym punkcie, poczym zaprezentować je graficznie poniżej na "Rys. #J5".
       Moja filozofia totalizmu informuje, że aby zamienić obecny upadek ludzkości na jej wzrost, konieczne jest użycie w zarządzaniu życiem ludzi tych samych (lub bardzo podobnych) narzędzi i systemów jakie używa Bóg. Tylko bowiem kopiowanie przez ludzi dalekowzrocznych i ponadczasowo działających metod, narzędzi oraz zasad postępowania Boga daje gwarancję iż w praktyce okażą się one budujące postęp i wzrost. Moje zaś analizy narzędzi Boga, jakie zidentyfikowałem iż przy podejściu "a priori" kształtują one przebieg, jakość i wyniki życia osób i instytucji, wykazały iż narzędzia Boga można podzielić na trzy odmienne kategorie. Pierwszą i najważniejszą ich kategorię można nazwać "egzekutorami" (lub "wykonawcami") - ponieważ wprowadzają one w życie wszystko co decyduje o przebiegu, jakości i wynikach rozpatrywanego życia. We wszystkich częściach "Rys. #J5" owe "egzekutory" zilustrowałem ponumerowanymi prostokątami. Drugą kategorię tych narzędzi Boga można nazwać "mechanizmami zarządzającymi" - ponieważ rządzą one działaniem wszystkich innych narzędzi Boga. W częściach "a", "b" i "c" z "Rys. #J5" te boskie mechanizmy zarządzające pokazałem jako ponumerowane symbole "serca" - bowiem głównym powodem dla jakiego Bóg je stworzył i nieustannie obecnie utrzymuje ich działanie, jest miłość do swych stworzeń i wynikająca z owej miłości dbałość o możliwie najlepszą przyszłość tychże stworzeń. Natomiast w częściach "d" do "g" z "Rys. #J5" te same mechanizmy zarządzające, jednak użyte w upadkowych systemach zarządzania przez ludzi, pokazałem jako symbole "tarczy" - bowiem głównym powodem dla jakiego upadłe instytucje je powprowadzały i utrzymują, jest osłanianie i bronienie swych interesów, dochodów, sławy i władzy przed resztą świata usiłującą uracjonalnić ich wpływy i metody rządzenia, oraz wyeliminować ich monopole. Odnotuj przy tym, że wszystkie owe "mechanizmy zarządzające" zawsze ustanawia i kontroluje "egzekutor numer 1", który jest rodzajem twórcy czy nadawcy wszystkiego co definiuje wyniki życia "egzekutora numer 10" będącego odbiorcą zarządzania i produktów tegoż nadawcy. Trzecią i ostatnią kategorię omawianych tu narzędzi używanych do zarządzania można nazwać "produktami działań odbiorcy" - ponieważ są one generowane w następstwie postępowań i życia egzekutora numer 10 - tj. osoby czy instytucji, życie których rozpatruje się dokonywanymi właśnie analizami jako "odbiorcę (10)" działań zarządzających "nadawcy (1)". Na całym "Rys. #J5" owe produkty działań odbiorcy zilustrowałem ponumerowanymi okręgami. Pomiędzy poszczególnymi narzędziami z wszystkich trzech kategorii działają dwa rodzaje połączeń. Pierwsze z tych połączeń to "kanały przesyłu". Na "Rys. #J5" są one pokazane jako odcinki linii prostej. W każdym schemacie łączą one między sobą każde dwa narzędzia, które przesyłają sobie nawzajem jakieś produkty swego działania. Ich przykładem może być kanał przesyłu łączący narzędzia Boga numer 3 i 6. Drugie z tych połączeń to "kanały nadzoru i komunikowania się". Występują one jednak tylko w schematach wzrostu - poniżej pokazanych w częściach "a" i "b" z "Rys. #J5". Łączą one i formują "sprzężenia zwrotne" pomiędzy "egzekutorem numer 1" a każdym innym elementem lub narzędziem. Na "Rys. #J5" pokazane są one jako zakrzywione fragmenty czerwonych łuków lub elips. Ich przykładem może być połączenie pomiędzy nadawcą 1 (tj. Bogiem) a odbiorcą 10 (tj. egzekutorem numer 10) - które to bezpośrednie połączenie z Bogiem w rzeczywistym życiu działa w nas jako tzw. "sumienie". W schematach upadku, kanałów "nadzoru i komunikowania się" jest brak. Ich nieobecność jest tam też jednym z głównych powodów upadku instytucji zarządzanych bez ich udziału. Najlepiej widzimy to na przykładach dzisiejszych rządów - im mniej konsultacji i sprzężenia zwrotnego pomiędzy rządem i narodem, tym upadek tam szybszy, zaś życie pełniejsze opresji i strachu. Aż więc żal pomyśleć co czeka ludzkość, skoro w dzisiejszych nawet najbardziej demokratycznych krajach konsultacje, łączność z narodem i sprzężenie zwrotne zanikają z chwilą gdy politycy są już wybrani do rządów. Wszakże bez względu na to co "złotoustnie" jest twierdzone w tzw. "obietnicach wyborczych", po wyborach każdy z polityków albo wdraża własne "widzimisie", albo też spłaca swymi przysługami zadłużenie zaciągnięte u bogaczy za sfinansowanie bycia wybranym. W rezultacie życzenia narodu są uwzględniane tylko jeśli pokrywają się z zamiarami rządzących polityków - tak jak dokumentują to losy referendum "przeciw-klapsowego" opisanego w punkcie #B5.1 mojej strony o nazwie will_pl.htm.
       W przykładzie podejścia "a priori" do życia i do badań, ilustrowanym "Rys. #J5a" i "Rys. #J5b", a stosowanym praktycznie przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji i przez filozofię totalizmu (a stąd i przez nową "naukę totaliztyczną" jaką swymi badaniami właśnie tworzę), najważniejszymi "egzekutorami", czyli najważniejszymi istotami, osobami, narzędziami, lub mechanizmami, jest Bóg i osoba lub instytucja jakiej życie właśnie się analizuje. Bóg jest "egzekutorem numer 1" (czyli "nadawcą"), zaś osoba lub instytucja, życie której właśnie analizujemy (np. czytelnik, jakaś konkretna osoba, oficjalna nauka, rząd, religia, itp.) jest egzekutorem numer 10 (czyli odbiorcą). Z kolei egzekutorem napędowym, którego działanie jest rodzajem "silnika" dla całego danego systemu zarządzania np. daną instytucją, państwem, planetą, czy całym naszym światem fizycznym, jest "egzekutor numer 6".
       Istnieje sporo powodów dla których dzisiejszym ludziom, kiedyś włączając w to i mnie, z takimi trudnościami przychodzi zrozumienie i zaakceptowanie prawdy jaką staram się tu opisać i zilustrować, tj. prawdy iż dzięki stworzeniu przez Boga egzekutora numer 6 (tj. Omniplanu), każde zdarzenie z naszego świata fizycznego, nawet to najbardziej banalne, jest przez Boga najpierw bardzo starannie zaplanowane, potem wyczerpująco wytestowane w działaniu czy faktycznie jest ono najoptymalniejsze z grupy wszelkich możliwych przebiegów danego zdarzenia (tj. używając zwrotu Boga z bibilii, czy jest ono najbardziej "bardzo dobre"), a dopiero na końcu jest ono pedantycznie wyegzekwowane. Takie pracochłonne zaplanowanie, przetestowanie i egzekwowanie każdego zdarzenia przez Boga (tj. przez "egzekutora numer 1" z "Rys. #J5abc" - zarządzającego całą ludzkością i wszystkim co dzieje się w świecie fizycznym), jest możliwe ponieważ na długi "czas ludzki" zanim owo zdarzenie zachodzi, Bóg już je wprogramował do swego Omniplanu (tj. do egzekutora nr. 6). Jako zaś w takie, niezależnie od wymowy fizykalnej danego zdarzenia, Bóg ma czas, możliwość i powody, aby dodatkowo wpisać w nie najróżniejsze wielopoziomowe przekazy wiedzy, uczuć, wzorców, zasad moralnych, przykładów, itp., zamierzonych jako sposób powiększania naszej wiedzy, moralności, dojrzałości, poziomu świadomościowego, itp. - tak jak starałem się to wyjaśnić m.in. w punktach #J3 i #J4 niniejszej strony.
       Najważniejszym z powodów tych naszych trudności w zrozumieniu i zaakceptowaniu opisywanej tu prawdy (że w naszym świecie fizycznym "przypadki" nie istnieją) jest korupcja wszystkich kluczowych dzisiejszych instytucji, w tym także dzisiejszych instytucji religijnych, dzisiejszej oficjalnej nauki, polityki, bankowości, publikatorów, itp. W rezultacie bowiem tej korupcji, przez większość życia jesteśmy bombardowani kłamliwymi stwierdzeniami kapłanów, zwodniczymi zapewnieniami oficjalnej nauki, polityków, bankierów, telewizji, prasy, itp., jakie notorycznie już zaprzeczają temu co stwierdza Biblia i prawdę czego naukowymi metodami niezależnie od Biblii potwierdziły już ustalenia mojego Konceptu Dipolarnej Grawitacji i mojej filozofii totalizmu. Wszakże zarówno dzisiejsze oficjalne stwierdzenia kapłanów niemal wszystkich religii świata, a także oficjalne teorie naukowe, oraz deklaracje polityków, wmawiają nam kłamliwy obraz naszego świata fizycznego, w jakim albo zupełnie NIE ma Boga, albo też wprawdzie Bóg w nim istnieje - jednak jakoby obecnie NIE egzekwuje on swej zdolności do zarządzania "żelazną ręką" wszystkim co się dzieje w naszym świecie fizycznym. Tymczasem zarówno Biblia jak i mój Koncept Dipolarnej Grawitacji oraz filozofia totalizmu ujawniają nam wręcz odwrotną sytuację - mianowicie, że NIE tylko istnieje wszechmożny i wszechwiedzący Bóg, ale także nic w naszym świecie fizycznym NIE zachodzi bez uprzedniego zaprogramowania tego przez Boga we wręcz doskonały, wszechstronny i dalekowzroczny sposób. Przywróćmy więc prawdę do naszego zrozumienia świata jaki nas otacza i poznajmy jak sytuacja i postępowanie Boga wyglądają naprawdę w świetle ustaleń mojego Konceptu Dipolarnej Grawitacji.
       Zgodnie z moją Teorią Wszystkiego zwaną Koncept Dipolarnej Grawitacji, cały nasz świat fizyczny ma formę precyzyjnie działającego mechanizmu softwarowo-hardwarowego na "Rys. #J5" pokazanego w miejscu "egzekutora numer 6". W mechaniźmie tym składową hardwarową jest struktura materialna celowo utworzona przez Boga z programowalnej przeciw-materii, której poprawne działanie sterowane jest przez składową softwarową będącą rezydującymi w owej przeciw-materii programami przygotowanymi przez Boga. Ten "egzekutor numer 6" rezyduje w cztero-wymiarowym świecie zwanym "przeciw-światem", jaki istnieje odrębnie od naszego trzy-wymiarowego "świata fizycznego". W swoich opracowaniach cały mechanizm tego egzekutora nr 6 najczęściej nazywam "Omniplanem". Ów "Omniplan", czyli także cały nasz świat fizyczny jaki on formuje i jakiego działaniem on steruje, składa się ogromnej ilości odrębnych, niezwykle cieniutkich warstewek, ponakładanych na siebie wzdłuż niekończenie długiej rozmiarowo osi "wgłębnej (G)" przeciw-świata (tj. wzdłuż czwartego wymiaru liniowego przeciw-świata). Swą strukturą fizykalną Omniplan przypomina więc pomarszczony stos cieniutkich "naleśniczków" ponakładanych na siebie wzdłuż owej osi "wgłębnej (G)" przeciw-świata. (Więcej informacji na temat czwartego "wgłębnego (G)" wymiaru liniowego przeciw-świata jest podane w punkcie #D3 strony god_proof_pl.htm.) W każdą z tych cieniutkich warstewek, czy naleśniczków, Bóg wprogramował "zamrożoną" w bezruchu jedną z niemal nieskończonych sytuacji całego naszego trzy-wymiarowego świata fizycznego - włącznie z wszystkimi obiektami istniejącymi w całym naszym świecie fizycznym w danej chwili czasowej reprezentowanej jedną warstewką czy naleśniczkiem. Każdy zaś z nas, to jest każdy z ludzi, instytucji i istot żywych, tj. każdy z egzekutorów numer 10 będących odbiorcami działań Boga, z częstotliwością egzekwowaną przez mechanizmy sterujące zawarte w jego genach przeskakuje swoją świadomością z jednej takiej warstewki (czy naleśniczka) do następnej. Pomiary jednej z osób (DM) współpracujących ze mną ustaliły, że częstotliwość owych przeskoków pomiędzy warstewkami Omniplanu jest równa którejś z harmonicznych od 11 Hz - po szczegóły patrz punkt #D2 ze strony o nazwie immortality_pl.htm. Każdy z nas (tj. każdy z egzekutorów nr 10, czyli odbiorców rządów i działań Boga) odbiera to szybkie przeskakiwanie z jednej warstewki (naleśniczka) Omniplanu do następnej warstewki, właśnie jako upływ naszego "ludzkiego czasu" - tj. sztucznego czasu zaprogramowanego dla nas przez Boga, w jakim my ludzie (i wszelkie inne istoty żywe) się starzejemy, a jaki w swych opracowaniach nazywam "nawracalnym czasem softwarowym". W wyniku tego przeskakiwania, to co Bóg zaprogramował jako bezruchowe i podobne do sytuacji z pojedyńczej klatki filmowej, owe przeskoki naszej świadomości z warstewki do warstewki Omniplanu czynią ruchome, żywe i mające przebieg oraz cechy zmieniające się skokowo z upływem czasu - tak jak obraz w kinie zmienia się skokowo, ożywia i staje się ruchomy w wyniku szybkich przeskoków pojedyńczych klatek filmu z unieruchomionymi na nich sytuacjami. Powyższe wyjaśnienie budowy i działania Omniplanu stanowi też esencję i podsumowanie ustaleń Konceptu Dipolarnej Grawitacji o działaniu "ludzkiego czasu" oraz o budowie i działaniu naszego świata fizycznego - jakie to ustalenia, oprócz punktów niniejszego i #J6 z tej strony, wyjaśniam też szerzej aż na całym szeregu innych swych stron internetowych (których przeczytanie przez osoby zainteresowane treścią niniejszego punktu gorąco zalecałbym) - przykładowo wyjaśniam w punkcie #D3 swej strony o nazwie god_proof_pl.htm, w punktach #J2, #C3 do #C4.1, oraz #D1 i #D2 ze swej strony o nazwie immortality_pl.htm, a skrótowo także m.in. we wstępie, punkcie #G4 i częściowo też punkcie #D4 swej strony o nazwie dipolar_gravity_pl.htm. Z ustaleń tych wynika bardzo istotny dla nas wniosek, mianowicie, że wszystko co zdarza się w naszym świecie fizycznym już uprzednio Bóg uważnie i przewidująco wprogramował w warstewki czasowe swego Omniplanu - nic więc nigdy NIE zdarza się np. przez "przypadek", a wszystko zawiera wpisane w siebie wielopoziomowe cele i informacje jakie Bóg zamierza tym osiągnąć i przekazać do naszej wiadomości.
       Dzięki swemu Konceptowi Dipolarnej Grawitacji do chwili obecnej zdołałem już zgromadzić i opisać w swych publikacjach ogromny materiał dowodowy jaki potwierdza, że faktycznie opisany powyżej Omniplan został stworzony przez Boga w sposób na jaki go opisałem i działa tak jak go opisałem. Materiał ten zaprezentowałem relatywnie dobrze w innych swych publikacjach, zaś linki do niego można znaleźć w skorowidz.htm. Na jego temat istnieje też coraz więcej wideów w YouTube - tyle że trzeba znać mój Koncept Dipolarnej Grawitacji aby widea te móc poprawnie zrozumieć. Aby niepotrzebnie NIE wydłużać niniejszego punktu, NIE będę tu już powtarzał opisów tych dowódow. Wspomnę tu tylko, że obejmują one m.in. empiryczne dowody: iż "ludzki czas" faktycznie upływa skokami, iż nasz czas jest nawracalny - bowiem wielu ludzi, istot, lub obiektów jest cofanych do tyłu w czasie lub przypadkowo "wypada" przez czasowe "portale" do czasów innych niż ich własne, iż cofnięcia "ludzkiego czasu" często zmieniają dookoła nas pamiętaną uprzednio rzeczywistość, iż istnieje "deja vu", itd, itp.
       Dzięki powyżej opisanej budowie i działaniu całego naszego świata fizycznego, wszystkie zachodzące w nim zdarzenia następują wyłącznie ponieważ uprzednio Bóg wprogramował je już do Omniplanu - czyli do "egzekutora nr 6" z "Rys. #J5abc". Innymi słowy, na przekór tego co kłamliwie nam wmawiają naukowcy, kapłani, politycy, sceptycy, leniwcy, tumiwisicy, opluwacze, itp., w naszym świecie fizycznym absolutnie wszystko zachodzi wyłącznie z udziałem i pośrednictwem Boga. Wszakże ludzie oraz wszelkie stworzenia i obiekty, w świecie fizycznym mogą zrealizować jedynie te działania, które uprzednio Bóg już wprogramował w ów Omniplan - i to tylko kiedy w swym przeskakiwaniu przez kolejne warstewki (naleśniczki) "ludzkiego czasu" dotrą oni do warstewki czasowej (naleśniczka), w której zrealizowanie tych działań jest zaprojektowane i już wprogramowane (aczkolwiek z powodu 365 tysięcy razy wolniejszego upływu naszego "ludzkiego czasu" niż "czasu Boga", Bóg zawsze ma wystarczająco dużo czasu aby większość szczegółowych przebiegów co mniej istotnych zdarzeń wprogramowywać do Omniplanu już po tym jak my podejmiemy myślową i motywacyjną decyzję o ich zrealizowaniu). Następstwa ludzkiej drogi poprzez Omniplan też więc są wyłącznie takie jakie Bóg w niego wprogramował. Powodem zaś, dla którego nam się zdaje, że zdarzenia dzieją się głównie z powodu ludzkich (naszych) wysiłków, jest ponieważ aby NIE odbierać nam "wolnej woli" w owym wprogramowywaniu działań i zdarzeń do Omniplanu Bóg przestrzega określonych zasad. Przykładowo, zasady iż żadne zdarzenie wprowadzana do Omniplanu NIE może łamać "wolnej woli" osób jacy zdarzenie to urzeczywistniają, a stąd że szczegóły przebiegu danego działania i wynikającego z niego zdarzenia typowo są wprogramowane do Omniplanu tylko jeśli osoba czy instytucja go realizująca faktycznie z własnej "wolnej woli" (tj. z własnej chęci i z już posiadanych motywacji) chce je zrealizować oraz właśnie podejmuje aktywnie wysiłki i kroki zmierzające do zrealizowania tego działania. Ponadto, zasady iż dane działanie i wynikające z niego zdarzenie są uniemożliwiane przez Boga poprzez NIE wprogramowanie ich do Omniplanu tylko jeśli istnieje osoba lub instytucja celowo i aktywnie starająca się je uniemożliwić, lub jeśli Bóg już uprzednio wprogramował w Omniplan ciąg takich zdarzeń lub zjawisk, jakie wyraźnie ilustrują, że działanie to i zdarzenie są niemożliwe do zrealizowania. W rezultacie, w naszym świecie "wolna wola" ludzi wcale NIE polega na czynieniu tego co ludzie uczynić zechcą (wszakże uczynić mogą jedynie to czego uczynienie przez nich zostało uprzednio wprogramowane przez Boga do Omniplanu), a jedynie sprowadza się do wolności generowania tego co można nazywać "produktami działań odbiorcy", a co na "Rys. #J5abc" pokazałem okręgami o numerach 2, 4 i 7 (czyli generowania wypacowaną przez nas "moralność (2)" w totaliztycznym jej rozumieniu jako "ochotniczej posłuszności z jaką wypełniamy nakazy i wymagania Boga" opisane w treści Biblii - patrz totaliztyczna definicja moralności z punktu #B5 strony morals_pl.htm, a także przysparzania naszej "wiedzy (4)" oraz manifestacji "fizykalnych dokonań (7)" - które wprawdzie realizuje Bóg, jednak w większości normalnych zdarzeń czyni to zgodnie z naszymi wysiłkami i zamiarami). Odnotuj tutaj, że każdy z owych "produktów działań odbiorcy" ma liczne składowe - przykładowo składowymi "moralności (2)" są nasze: pamięć, myśli, uczucia, postawy, nastawienia, intencje, wypowiedzi, niektóre cechy charakteru, itp., jakie w "odbiorcy (10)" są indukowane przez każde zdarzenie, zaistnienia którego odbiorca ten będzie świadomym. Innymi słowy, zgodnie z ustaleniami mojej Teorii Wszystkiego zwanej Koncept Dipolarnej Grawitacji, absolutnie wszystkimi "zdarzeniami" jakie dotykają poszczególnych ludzi bezpośrednio zarządza "los" i "przeznaczenie" tych ludzi uprzednio wpisane przez Boga w warstewki czasowe Omniplanu, natomiast bezpośrednia "wolna wola" ludzi ogranicza się wyłącznie do wolności zaledwie myśli, uczuć, postaw, itp., jakie owe dotykające ich zdarzenia w nich zaindukują. Jednak na szczęście dla ludzi, z pomocą połączenia 1 z 10 (tego czerwonego) z "Rys. #J5ab", Bóg uważnie śledzi i analizuje każdą myśl i każde uczucie jakie indukują w poszczególnych ludziach zachodzące zdarzenia. Wszakże fragment programu Boga jest zapisany w 12-tym poziomie pamięciowym każdej drobiny przeciw-materii, z jakiej uformowana została materia naszego świata - po szczegóły patrz punkty #D3 i #A0 z mojej strony o nazwie god_proof_pl.htm. Stąd Bóg śledzi "od wewnątrz" absolutnie wszystko co dzieje się w każdej cząsteczce ciała i umysłu każdego z nas. Na podstawie też znajomości treści ludzkich doznań, uczuć i myśli, Bóg odpowiednio przeprogramowuje Omniplan. Jeśli więc swymi moralnymi myślami i uczuciami ludzie ci zasłużą sobie na odpowiednio korzystne dla nich następstwa, Bóg tak wprogramowuje w Omniplan przyszłe zdarzenia, że zdarzenia te wynagradzają ich uprzednie myśli i uczucia. W ten sposób, chociaż ludzka "wolna wola" NIE daje im bezpośredniego wpływu na zdarzenia jakie ich dotkną w przyszłości, faktycznie sprzężenie zwrotne ich "wolnej woli" (tj. ich myśli, uczuć, postaw, modlitw, itp.) z przeprogramowaniami wprowadzanymi przez Boga do Omniplanu, powoduje iż pośrednio ta ludzka "wolna wola" wpływa jednak na to co każdego spotyka, tyle że wpływ ten działa jako rodzaj łańcucha "przyczynowo-skutkowego" idącego od ludzkich myśli, uczuć, itp. - zaindukowanych danymi zdarzeniami, poprzez analizy i decyzje Boga wiodące do przeprogramowania Omniplanu, a w końcu do zdarzeń jakie Bóg wprogramował do przyszłości (lub do przeszłości) owych ludzi po poznaniu ich myśli, uczuć, postaw, intencji, itp.
       Wyjaśniając naszą drogę przez "ludzki czas" zamodelowany Omniplanem, mam obowiązek aby dodatkowo tu wyjaśnić, że zgodnie z Biblią każdą osobę Bóg aż kilkakrotnie cofa w czasie do tyłu. Aby jednak NIE dostarczać gotowych rozwiązań dla leniwców i nieuków, oraz aby NIE łamać niczyjej "wolnej woli", fakt owego aż kilkakrotnego cofania każdego z nas, podobnie jak każdy inny istotny fakt jaki decyduje o naszym awansie świadomościowym i cywilizacyjnym, Biblia przekazuje nam tylko w zakodowany sposób w wersetach 33:25-30 z "Księgi Hioba". Czyli dla zrozumienia owych wersetów, najpierw trzeba (tak jak ja) intelektualnie odkryć (lub zaakceptować moje odkrycie), iż faktycznie jesteśmy aż wielokrotnie cofani w czasie. Dobrze zaszyfrowaną informację zawartą w owych wersetach ja dokładniej i szerzej zinterpretowałem w punkcie #B4.1 ze swej strony immortality_pl.htm. Ta bowiem wiedza o fakcie naszego powtarzalnego bycia cofanym w czasie przez Boga, jest dla nas ogromnie istotna z powodów dotychczas błędnego zrozumienia przez ludzi pojęć "przyszłość" i "przeszłość". Wszakże to co Bóg zadecyduje w wyniku analizy czyjegoś dojrzałego lub końcowego życia, może dla tej osoby zostać potem wprogramowane do Omniplanu np. w "ludzkie czasy" jej dzieciństwa lub nauki - zaś wyegzekwowane ponownie po cofnięciu tej osoby do owych czasów. Owo aż kilkakrotne cofanie ludzi w czasie przez Boga powoduje więc, że pojęcia "przyszłość" i "przeszłość" istnieją jedynie przy mierzeniu upływu czasu zgodnym z tzw. "nienawracalnym czasem absolutnym wszechświata" - który to absolutny "czas Boga, atomów i minerałów" zawsze upływa wyłącznie do przodu. Natomiast nasz "czas ludzki" może zarówno upływać do przodu jak i być cofany do tyłu. Dla nas więc "przyszłością" - w zrozumieniu tamtego czasu absolutnego, może też być nasza "przeszłość". Przykładowo, w Omniplan ludzi, którzy są głusi na głos swego sumienia i stąd co do których w ich dorosłym życiu Bóg utraci już nadzieję na ich właściwe wychowanie, ich śmierć może zostać wprogramowana do ich lat dziecięcych i zrealizowana po ich cofnięciu do czasu dzieciństwa - tak jak opisałem to np. w punkcie #D3 strony god_istnieje.htm.
       Oczywiście, powyższy opis powszechnego u dzisiejszych ludzi błędnego zrozumienia pojęć "przeszłość" i "przyszłość" jest tylko jednym z ogromnej liczby spraw jakie wymagały zbadania, przedefiniowania i zrozumienia po wypracowaniu mojej Teorii Wszystkiego zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji - która była pierwszą i dzisiaj nadal jedyną teorią dostępną dla ludzi, jaka ujawniła nam m.in. prawdę o budowie i działaniu świata fizycznego oraz czasu. Przykładem kolejnej podobnie złożonej sprawy jest zidentyfikowanie i opisanie mechanizmu jaki Bóg używa aby zawsze wypracować, wytestować i wdrożyć do użytku ludzi najbardziej optymalne (tj. używając wyrażenia z Biblii - najbardziej "bardzo dobre") i jednocześnie zgodne z planami Boga rozwiązania dowolnego problemu jaki zaistniał w naszym świecie fizycznym. (Które to najoptymalniejsze i stąd faktycznie "bardzo dobre" rozwiązania Boga, ludzie potem z uporem maniaków będą psuli swoimi krótkowzroczymi "usprawnieniami", tak jak już popsuli np. oryginalnie bardzo dobre: żywność, wodę i swoje ciała - co wyjaśniłem szczegółowiej m.in. w punktach #A1 do #A5 ze swej strony o nazwie cooking_pl.htm, na całej stronie o nazwie woda.htm i w punkcie #I3 strony o nazwie healing_pl.htm.) O tym mechaniźmie "testującym" i o jego działaniu dotychczas NIE doszukałem się ani jednej wzmianki w Biblii, oraz ani jednej wskazówki w otaczającej nas rzeczywistości. Jednak moje doświadczenie życiowe, naukowy trening, oraz empiryczna wiedza jaką zdobyłem w trakcie błąkania się po świecie "za chlebem" i konieczności wykładania na poziomie profesorskim wszystkich odmiennych dyscyplin jakie moi pracodawcy zlecali mi wykładać (np. wykładania inżynierii mechanicznej, obrabiarek i narzędzi, obrabiarek sterowanych numerycznie, systemów napędowych, obróbki, miernictwa, komputeryzacji, mechaniki klasycznej, programowania, języków komputerowych, elektroniki, fizyki, matematyki, elektrotechniki, logiki, rysunku technicznego, CAD, inżynierii softwarowej, oraz kilkudziesięciu jeszcze innych), jednoznacznie mi podpowiadają, że taki mechanizm wypracowywania, testowania i wdrażania Bóg musi posiadać i używać. Skoro jednak NIE mam żadnych zewnętrznych wskazówek jak taki mechanizm mógł zostać przez Boga stworzony, ani "jak" i "gdzie" on działa, w sprawie jego zidentyfikowania i opisania także użyję takiej samej metody rozwiązywania zagadek otaczającej nas rzeczywistości, jaką nawykłem używać "hobbystycznie" podczas dokonywania niemal wszystkich swoich odkryć naukowych. Mianowicie, najpierw rozważę jak ja bym tę sprawę rozwiązał gdybym był w sytuacji w jakiej zachodzi potrzeba jej rozwiązania, potem wkomponuję to rozwiązanie w strukturę modeli zilustrowanych na "Rys. #J5", w końcu zaś zacznę szukać materiału dowodowego jaki pozwoli mi potwierdzić poprawność moich modeli oraz korygować lub dopracowywać te ich szczegóły, jakie NIE są jeszcze zgodne z empirycznymi dowodami na które się natknę. Używając tej metody rozwiązywania zagadek natury, moja wiedza i doświadczenie już mi podpowiadają, że jedyny sposób na jaki daje się sporządzić taki efektywnie działający boski mechanizm wypracowywania, testowania i wdrażania optymalnych rozwiązań problemów naszego świata fizycznego, wymaga aby główną składową owego mechanizmu stanowił softwarowy model całego naszego świata fizycznego, czyli "kopia Omniplanu". Model ten na "Rys. #J5" pokazuję w pozycji "egzekutor numer 11" - jakiego istnienie jest dokładnie ukryte przed ludzmi, zaś jakiego działanie wypracowuje, testuje i wspiera działanie najważniejszego dla nas "egzekutora numer 6" (czyli wspiera działanie faktycznego Omniplanu). Jednocześnie mój Koncept Dipolarnej Grawitacji implikuje, że jedynym miejscem gdzie ta "kopia Omniplanu" daje się fizycznie umiejscowić, jest drugi kierunek przebiegu "wgłębnej (G)" osi czwartego wymiaru przeciw-świata - tj. kierunek przeciwstawny do kierunku "ku górze" w jakim Bóg programuje kolejne warstewki (naleśniczki) czasowe Omniplanu i naszego świata fizycznego. Wszakże owa oś "wgłębna (G)" przeciw-świata rozciąga się w nieskończoność w obu swych kierunkach. Tymczasem od kiedy w trakcie bibilijnego Wielkiego Potopu Bóg przetworzył ciała ludzi z życia w "nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata" na życie w "nawracalnym czasie softwarowym", owe warstewki czasowe w Omniplanie są progamowane i nakładane tylko w kierunku "pod górę" naszego świata fizycznego. Stąd kierunek "w dół" począwszy od momentu zerowego w czasach Wielkiego Potopu, NIE jest używany do bezpośredniego zarządzania światem fizycznym w jakim my faktycznie żyjemy. Bóg miał więc możność umieszczania w tym drugim kierunku "w dół" owej "testowej" kopii, czy wersji, całego Omniplanu dla naszego świata fizycznego - zawierającej kopie wszystkiego co istnieje w naszym świecie fizycznym, w tym kopie wszystkich warstewek (naleśniczków) czasowych Omniplanu, oraz kopie każdego z nas. Tyle, że wszystkie owe kopie z "testowej wersji Omniplanu" NIE żyją tak jak my, a jedynie są używane do testowania i do wypracowywania najoptymalniejszych rozwiązań problemów. Oczywiście, nazywanie tu tamtej "testowej wersji Omniplanu" terminem "kopia" naszego świata fizycznego (tj. kopią Omniplanu), jaką dla wytłumaczenia jej ludzkim językiem zmuszony jestem tu używać w celu opisywania owego "świata testowego", jest znaczną niedoskonałością. Wszakże tamta dodatkowa kopia Omniplanu z kopią całego naszego świata fizycznego musi mieć zupełnie odmienne oprogramowanie od naszego. Oprócz bowiem oprogramowania praw fizycznych, wszystkich obiektów i istot, oraz psychiki, historii i cech każdego z nas, jakie tam będą niemal identyczne jak w naszym świecie fizycznym, musi tam być dodane oprogramowanie, które przykładowo po każdym zakończeniu przebiegu testowego jakim Bóg wypracuje jakieś najoptymalniejsze (tj. najbardziej "bardzo dobre") rozwiązanie dla określonego problemu pojawiającego się w naszym świecie fizycznym, oprogramowanie tamtego "świata testowego" musi być w stanie automatycznie przywrócić stan tamtego świata testowego dokładnie do stanu naszego świata fizycznego. Ponadto, aby móc szybko wypracowywać najlepsze rozwiązania problemów naszego świata, tamta kopia Omniplanu i świata fizycznego musi działać tysiące razy szybciej niż egzemplarz faktycznego Omniplanu i faktycznego naszego świata fizycznego. Z moich dawnych badań UFO-nautów (tj. badań boskich "aniołów śmierci" - po szczegóły patrz punkt #G1, 1 z punktu #B2 i 3 z punktu #A2 strony 2030.htm oraz patrz punkt #M1 strony o nazwie antichrist_pl.htm) wynikało, że cały proces wyszukiwania i testowania "bardzo dobrego" rozwiązania dla jakiegoś problemu naszego świata fizycznego, typowo trwał wtedy około dwóch "ludzkich tygodni" - podczas gdy w naszym Omniplanie działanie naszego świata aż do "końca świata" mającego nastąpić dopiero w, lub po, roku 2656, ciągle wówczas wymagało upłynięcia co najmiej 650 "ludzkich lat". Warto tu też dodać, że ową "kopię testową Omniplanu (11)" Bóg zaprogramował dopiero po, lub w trakcie, bibilijnego potopu. Niektóre przesłanki sugerują, że przed bibilijnym potopem jego rolę prawdopodobnie spełniała sąsiadująca z Ziemią planeta Mars. (Odnotuj, że aby NIE zwiększać i tak sporej już objętości opisów z niniejszego punktu, jeśli w przyszłości natknę się na jakiś materiał dowodowy, iż w niniejszym opisie jestem na właściwej drodze do poznania i opisania prawdy o "kopii Omniplanu" używanej przez Boga jako mechanizm do wypracowywania, testowania i wdrażania optymalnych, tj. bardzo dobrych i ponadczasowych, rozwiązań problemów świata fizycznego, wówczas ów materiał dowodowy zaprezentuję w jakimś innym miejscu swych opracowań, zaś poniżej wstawię tylko link, który wskaże czytelnikom gdzie ów materiał dowodowy mogą odnaleźć.)
       Niezaleźnie od opisanych powyżej "egzekutorów", omawiany tutaj boski system zarządzający zawiera jeszcze "otaczającą nas rzeczywistość (9)", która wywiera najróżniejszy rodzaj nacisków na jeszcze jeden egzekutor, tj. na "odbiorcę (10)", czyli na każdego z nas.
       Kolejna kategoria trzech istotnych narzędzi Boga składających się na opisywane tu systemy, to "mechanizmy zarządzające" - na "Rys. #J5" pokazywane jako ponumerowane zarysy "serc" dla "schematu wzrostu", lub "tarcz" dla "schematu upadku". W swym systemie zarządzania z "Rys. #J5ab" Bóg ustanowił trzy z tych mechanizmów, mianowicie boski "wymiar sprawiedliwości (3)", boskie "cele, plany i intencje (5)", oraz boskie "nakazy i wymagania (8)" - wyjaśniane nam dokładniej treścią Biblii.
       Wzięte razem i połączone w konsystentnie działający system wszystkie opisane powyżej składowe uzyskały działanie jakie stopniowo przysparza wiedzę Bogu i ludziom oraz powoduje wzrost świadomościowy i cywilizacyjny osób i instytucji, które są posłuszne nakazom i wymaganiom Boga opisywanym w Biblii. Jako taki, system "a priori" pokazany na "Rys. #J5ab" można nazwać "schematem wzrostu".
       Aby zrozumieć działanie tego obrazowanego "schematem wzrostu" z "Rys. #J5ab" boskiego systemu rządzenia ludźmi i instytucjami, wystarczy z moich opisów Konceptu Dipolarnej Grawitacji oraz filozofii totalizmu poznać działanie i wzajemne współdziałanie każdej z używanych w nim składowych. Przykładowo, jeśli w otaczającej nas rzeczywistości (9) zajdzie jakieś zdarzenie, które wprowadzi coś nowego (zmianę) do moralności (2) rozpatrywanego odbiorcy (10) - tj. do moralności osoby lub instytucji z operatora nr 10, wówczas owa zmiana natychmiast będzie odnotowana przez Boga dzięki kanałom nieustannego śledzenia myśli, postaw, uczuć, itp., owego odbiorcy (tj. kanałom łączącym 1 z 2 i z 10 pokazanym czerwonym kolorem), w rezultacie pobudzając Boga (1) i boski system sprawiedliwości (3) do wypracowania i do wytestowania w kopii Omniplanu (11) najoptymalniejszych zmian w przyszłych zdarzeniach, poczym wprogramowania tych zmian do Omniplanu (6), jakie to zmiany spowodują sobą zmianę otaczającej mas rzeczywistości (9), a stąd i zmianę losów i sytuacji rozpatrywanego odbiorcy (10) - tj. losów i sytuacji rozpatrywanej osoby albo instytucji. W podobny sposób zmiany losów i sytuacji odbiorcy spowodują także zmiany w jego wiedzy (4) lub/oraz dokonaniach (7).
       Zaskakujące i zagadkowe w moim "schemacie wzrostu" z "Rys. #J5ab" jest, że na przekór iż ja schemat ten wypracowałem dzięki swym odkryciom wynikającym z Konceptu Dipolarnej Grawitacji, czyli niezależnie od podobnych schematów omawianych w literaturze, jego struktura i działanie wykazują intrygujące podobieństwo do tzw. "drzewa życia" z systemu zwanego "kabała". Mnie samego bardzo zdziwiło i zastanowiło odkrycie tego intrygującego podobieństwa. Zacząłem więc poszukiwać powodów skąd ono mogło się wziąść. W wyniku tych poszukiwań doszedłem do wniosku, że powodem zapewne jest pochodzenie kabały. Zgodnie bowiem z literaturą, kabała została ujawniona starożytnym Izraelitom przez Eliasza - tj. przez tego samego sprawdzonego już aż w dwukrotnym poprzednim działaniu na Ziemi "żołnierza Boga", o którym wyjaśniam w "części #H" swej strony 2030.htm, że zarówno bibilijny werset 9:12 z "Ewangelii św. Marka", jak i przepowiednie Indian Hopi, dosyć zgodnie nas informują, że będzie on ponownie przysłany na Ziemię przed nadchodzącą zagładą aby ponaprawiać wszystko co ludzie popsuli. Co dosyć ciekawe, dawniej, w tym w czasach Eliasza, drzewo życia kabały NIE zawierało "egzekutora numer 11" - do dzisiaj zresztą NIE umieszczanego na sporej proporcji drzew życia wystawianych w internecie. To, wraz z brakiem jej opisu w Biblii, zdaje się sugerować, że "testowa kopia Omniplanu" zaczęła być używana przez Boga relatywnie niedawno. Przez kilkaset też pierwszych lat po ujawnieniu kabały przez Eliasza, wiedza o niej była przekazywana jedynie ustnie, bez sporządzenia jakiegokolwiek dokumentu pisanego który by utrwalał jej działanie. W trakcie więc tego jej ustnego przekazywania zapewne wiele elementów kabały zostało wypaczonych i pozmienianych. Stąd nawet gdyby oryginalnie Eliasz przekazał ludziom z pomocą kabały opisywany tutaj i pokazany na "Rys. #J5" ogromnie istotny dla ludzi boski mechanizm zarządzania zdarzeniami naszego świata fizycznego i życia, ciągle owe późniejsze wypaczenia i zmiany jej rozumienia powprowadzane ustnie do niej przez dalszych użytkowników zamieniłyby ją w jedynie to co opisują dzisiejsze źródła literaturowe i mistycy.
       Niestety, kłamliwe twierdzenia dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej wyjaśniają działanie postulowanego przez tą naukę "świata bez Boga" (tj. naszego świata fizycznego) zupełnie inaczej (i błędnie) niż wyjaśnione powyżej działanie "świata z Bogiem" odkryte i opisane dopiero dzięki mojemu Konceptowi Dipolarnej Grawitacji. Wszakże zgodnie z owymi błędnymi (a stąd niemożliwymi do dowiedzenia jako poprawne) twierdzeniami dzisiejszej oficjalnej nauki, wszystkie zdarzenia zachodzące w całym "naukowym wszechświecie" wywoływane są NIE przez działanie boskiego Omniplanu, a przez działanie "przypadków", które oficjalna nauka typowo wyjaśnia wymyślonymi przez siebie i "naukowo brzmiącymi" zjawiskami prawdopodobieństwa, zdarzenia losowego, efektu placebo, itp. (które to jednak zjawiska faktycznie są zaobserwowanymi "skutkami" jakich nauka NIE jest w stanie zignorować, jednak dla jakich po zaprzeczeniu istnienia Boga oficjalna nauka ateistyczna NIE zna mechanizmów "przyczyn" umożliwiających zaistnienie tychże "skutków"). Najszerzej zaś znanymi przykładami "przepadków", które na przekór bycia "skutkami" jakie NIE posiadają swej "przyczyny" ciągle oficjalna nauka uważa za "wyjaśniające już wszystko", to ów przypadkowy "wielki bang", przypadkowe zadziałania praw natury, przypadkowe zdarzenia, przypadkowe wyewoluowanie się żyjątek i ludzi, przypadkowe działania ludzi czy innych ludzko-podobnych istot myślących (co do istnienia których to istot oficjalna nauka ateistyczna nadal jednak NIE ma pewności), itp. Owe "przypadki" w twierdzeniach oficjalnej nauki ateistycznej pełnią więc rolę "egzekutora (6)", jaki według tej nauki jest "motorem" wszelkich zdarzeń w całym "wszechświecie". W takim więc rządzonym przypadkami "świecie bez Boga", opisywanym teoriami i stwierdzeniami dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej, jakoby nic NIE jest realizowane rękami Boga. Bóg więc NIE jest w nim wogóle potrzebny. Wraz zaś z brakiem potrzeby Boga, w tym zmyślonym przez naukę, nierealnym, oraz NIE posiadającym mechanizmów napędowych i realizacyjnych "świecie bez Boga" NIE są też potrzebne ani prawa i wzorce moralności, ani przestrzeganie nakazów i wymagań Boga, ani poszerzanie wiedzy, ani dbałość o naturę, ani oczywiście miłość i opieka nad innymi bliźnimi, itp. Aby zaś wbrew zaprzeczającym nauce manifestacjom otaczającej nas rzeczywistości wmuszać ludzion wiarę w poprawność takiego naukowego "świata bez Boga", oficjalna nauka ateistyczna ucieka się do "kłamstwa" pełniącego dla niej rolę "egzekutora (11)" - który to egzekutor w boskim mechaniźmie zarządzania jest używany do testowania poprawności każdego z rozwiązań. (Przykładami tego "kłamstwa", jakie już zostały zdemaskowane przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji, mogą być: (1) że jakoby Bóg NIE istnieje, pomimo że opublikowanych jest już wiele dotychczas przez nikogo niepodważonych formalnych dowodów naukowych na istnienie Boga - patrz #G2 i #G3 strony god_proof_pl.htm; (2) że jakoby wszechświat ma skończone wymiary i czas istnienia, oraz że właśnie się rozpręża, pomimo że niezmienność praw fizycznych i cech materii poświadcza inaczej - patrz #D4 strony dipolar_gravity_pl.htm; (3) że "perpetuum mobile" jakoby NIE daje się zbudować, pomimo że od 1150 roku znane jest na Ziemi doskonale działające w tej funkcji Koło Bhaskara - patrz punkty #J1 do #J3 z mojej strony free_energy_pl.htm; (4) że jakoby telepatia NIE istnieje zaś fale telepatycznie to fale grawitacyjne, pomimo tego co dokumentuję między innymi w #E1.1 i #F1 swej strony telepathy_pl.htm; (5) że jakoby atomy i nieożywiona materia starzeją się zgodnie z upływem tego samego rodzaju czasu co człowiek i inne żywe stworzenia, pomimo tego co wyjaśniam w niniejszym punkcie oraz w #C3 do #C4.1 strony immortality_pl.htm; a ponadto aż cały szereg jeszcze innych kłamstw oficjalnej nauki ateistycznej, opisy jakich polinkowałem ze swej strony o nazwie skorowidz.htm.) Wszakże w przeciwieństwie do Boga, oficjalna nauka ateistyczna NIE posiada żadnego modelu czy mechanizmu, jaki sprawdzałby w działaniu jej szkodzące ludzkości "usprawnienia" naszego świata fizycznego, jak będą one się spisywały w długotrwałym przebiegu czasu - co doskonale ilustruje nam np. bezrozumne wprowadzenie przez nią do powszechnego użycia antybiotyków, plastyku, pestycydów, chemikalii, teorii względności, oraz innych niefortunnych wytworów - czego opłakane skutki widzimy już dzisiaj. Z braku zaś takiego mechanizmu, w jego roli nauka używa kłamstwa - którym ukrywa swoje błędy i szkodliwość. (W podobny sposób, z braku jakichkolwiek sprawdzeń, sporo innych dzisiejszych instytucji kluczowych też używa kłamstwa - to dlatego w swoich kampaniach wyborczych w Polsce ja postulowałem nadanie specjalnej funkcji urzędowi Prezydenta, tak aby wszystkie decyzje i działania rządu były sprawdzane czy są one zgodne z treścią Biblii lub są kopią rozwiązań Boga, ani czy NIE są przeciwstawne do metod działania Boga - wszakże Biblia oraz kopiowanie metod działania i rozwiązań Boga, dla nas ludzi nadal stanowi najdoskonalsze wzorce i wymogi dalekowzrocznie poprawnego działania.) W oczach dzisiejszych naukowców nasz świat fizyczny jest więc jak "dzicz", gdzie każdy zjada każdego, liczy się wyłącznie bogactwo, sława i władza, przetrwać zaś w nim jakoby mogą jedynie ci najsilniejsi - którzy potrafią pogryźć swych bliźnich w najboleśniejszy sposób i okłamywać ich w najbardziej przekonywujący sposób, zaś gdzie kluczowe instytucje rządzące tym światem używają upadkowo zorientowanych narzędzi zilustrowanych na "Rys. #J5de". Jako takiego, działanie tego upadkowego świata wymyślonego i upowszechnianego przez oficjalną naukę ateistyczną, zaś realizowanego obecnie przez niemal wszystkie inne kluczowe instytucje ludzkości, NIE może być obrazowane "schematem wzrostu" pokazanym na "Rys. #J5ab", a musi być obrazowane odmiennym "schematem upadku" pokazanym na "Rys. #J5de", zaś skrótowo opisanym i wyjaśnionym pod tamtymi rysunkami. Zrozumienie jego działania też jest łatwe, jeśli rozumie się działanie omówionego uprzednio "schematu wzrostu", oraz jeśli pozna się z moich opisów Konceptu Dipolarnej Grawitacji i filozofii pasożytnictwa działanie wszystkich jego elementów składowych.
       Wielka szkoda, że w dzisiejszych czasach jedynie bardzo nieliczni nieskorumpowani jeszcze zwykli ludzie (jednak już NIE ani skorumpowani kapłani, naukowcy, politycy przy władzy, itp.) interesują się opisanym tu wyjaśnieniem "jak" i z "pomocą czego" Bóg rządzi naszym światem fizycznym. Wszakże wiedza na ten temat pozwala poznać i zrozumieć co jest najważniejsze w naszym życiu i świecie, stąd na wypełnianie czego należy zwracać największą uwagę. Ponadto, wiedza ta pozwala przykładowo na porównywanie działania "schematu wzostu" z "Rys. #J5ab", ze "schematem upadku" z "Rys. #J5de". Wszakże w dzisiejszych czasach, niezależnie od oficjalnej nauki ateistycznej, po zaledwie niewielkich zmianach, ów "schemat upadku" używany jest także przez praktycznie wszystkie inne kluczowe instytucje ludzkości - np. przez rządy, administracje państwowe, religie, systemy finasowe, banki, opiekę zdrowotną, podatki, przemysł, organizacje międzynarodowe, itp., powodując ich upadki, a stąd i spychanie ludzkości ku zagładzie. Porównanie więc "schematów upadku" owych instytucji, z działaniem "schematu wzrostu" pokazanego na "Rys. #J5ab", uświadamiałoby powody i mechanizmy ich upadkowego postępowania, a stąd pozwalało zatrzymać dalsze szkodzenie ludzkości przez te kluczowe instytucje poczym stopniowo przekierować je na postępowanie wzrostowe. To z kolei zapewne zapobiegłoby nadejściu zagłady ludzkości 2030 roku - opisywanej dokładniej na mojej stronie o nazwie 2030.htm.
       Raportowane w niniejszym punkcie ustalenia mojej Teorii Wszystkiego zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji na temat używanego przez Boga systemu zarządzania ludźmi i instytucjami wiodą do szokującego wniosku. Ustalenia te ujawniają bowiem, że rzeczywistość w jakiej żyjemy działa zupełnie odwrotnie niż zdaje się nam to podpowiadać codzienne doświadczenie oraz niż bazując na wysoce mylącym podejściu "a posteriori" do badań wierzy i rozgłasza cała instytucja obecnej oficjalnej nauki ateistycznej. Mianowicie ów szokujący wniosek stwierdza, że absolutnie żadne zdarzenie z naszego świata fizycznego NIE zachodzi przez "przypadek", przez działanie sił natury, ani ponieważ my ludzie (lub inne stworzenia) je zrealizowaliśmy, a wszystko co się zdarza zaistniało, uzyskało przebieg jaki nam się ujawnia, oraz generuje wyniki jakie poznajemy, tylko i wyłącznie ponieważ Bóg wcześniej to wprogramował do Omniplanu w sposób aż tak dalekowzroczny, nadludzko inteligentny, oraz wyczerpująco posprawdzany na testowej kopii Omniplanu, iż zawsze wiedzie to do wzrostu i postępu zarówno indywidualnych ludzi, jak i ludzkości oraz całego świata fizycznego. Jedynymi zaś powodami dla których my ludzie odnosimy wrażenie, iż to NIE Bóg, a owe wszystkie inne przyczyny realizują każde zdarzenie, jest zbór nadrzędnie inteligentnych zasad i metod, które Bóg rozważnie przestrzega przy realizowaniu każdego zdarzenia, tak aby dzięki ich przestrzeganiu uniknąć łamania czyjejkolwiek "wolnej woli".

Rys. #J5a-g: Poniżej pokazane są schematy ilustrujące zasadnicze podobieństwa i różnice w budowie i działaniu systemu mechanizmów rządzących przebiegiem i efektami życia pojedyńczych ludzi lub instytucji w przykładach dwóch zasadniczych podejść filozoficznych do badań, mianowicie: (1) w podejściu "a priori" stosowanym przez moją Teorię Wszystkiego zwaną Konceptem Dipolarnej Grawitacji oraz przez wynikającą z niej nową "naukę totaliztyczną", a także (2) w podejściu "a posteriori" stosowanym przez starą, monopolistyczną, oficjalną naukę ateistyczną.
       Każdy z obu pokazanych poniżej przykładów systemów działa na tej samej zasadzie posługiwania się trzema odmiennymi rodzajami ponumerowanych elementów lub narzędzi, mianowicie: (a) "egzekutorów" pokazanych poniżej jako prostokąty, (b) "mechanizmów zarządzających" - pokazanych poniżej jako "serca" lub "tarcze", oraz (c) "produktów działań odbiorcy" - czyli produktów życia zarządzanych tym systemem ludzi i instytucji - pokazanych poniżej jako okręgi. Poszczególne z tych składowych połączone są ze sobą "kanałami przesyłu" w formie odcinków linii prostej, zaś w schematach wzrostu "egzekutor numer 1" jest dodatkowo połączony bezpośrednio z każdym innym elementem za pomocą czerwonego "kanału nadzoru i komunikowania się" o łukowatym przebiegu.
       W tym miejscu czuję się w obowiązku aby nadmienić, że kiedy identyfikowałem, badałem i opisywałem oba poniższe systemy, zaintrygowało mnie ich podobieństwo do tzw. drzewa życia rysowanego i opisywanego przez osoby praktykujące kabałę. Wszakże "drzewo życia" posiada wszystkie elementy moich "schematów wzrostu", tyle że nieco inaczej skonfigurowane, ponazywane, oraz połączone ze sobą - np. posiada ono nawet owe czerwone "kanały nadzoru i komunikowania się", jakie np. na ostatnim "Rys. 8 – Drzewo Życia" ze strony aetherius.pl/notatki-o-kabale-drzewo-zycia/ są pokazane niebieskimi wektorami ze strzałkami. O owej "kabale" zaś wiadomo, że wśród starożytnych Izraelitów upowszechnił ją ten sam już dwukrotnie sprawdzony w działaniu "żołnierz Boga" w Biblii zwany Eliasz, o którym w "części #H" swej strony 2030.htm wyjaśniłem, iż zarówno bibilijny werset 9:12 z "Ewangelii św. Marka", jak i przepowiednie Indian Hopi, dosyć zgodnie nas informują, że będzie on ponownie przysłany na Ziemię przed nadchodzącą zagładą aby ponaprawiać wszystko co ludzie popsuli. Niestety wiedza Eliasza na temat kabały przez pierwszych kilkaset lat była upowszechniana wyłącznie ustnie. Natomiast zgodnie z moimi badaniami np. tych z religii, które też początkowo NIE miały formy pisanej, a były powtarzane z ust do ust w formie mówionej (np. religii NZ Maorysów, czy oryginalnych religii Grecji oraz Rzymu), takie ustne powtarzanie typowo znacząco wypacza wiele istotnych szczegółów i zastępuje je pomysłami powtarzających. Moja osobista hipoteza na ten temat jest więc taka, że faktycznie to kabała Eliasza oryginalnie starała się ujawnić ludziom (dla późniejszego kopiowania w celu optymalnego rozwiązywania przyszłych ludzkich problemów) racjonalny opis tego samego sprawdzającego się jako niezawodny boskiego systemu zarządzania losami ludzi i instytucji, który obecnie ja staram się pokazać i opisać w niniejszym punkcie #J5. Tyle, że powprowadzane do niej późniejsze wypaczenia i ludzkie pomysły z czasem zamieniły ją w owo narzędzie magii i mistyki, za jakie kabałę uważa się obecnie.
       Dziękuję tu Dominikowi Myrcik, za wygenerowanie swym komputerem pokazanych poniżej schematów. Moje ręczne ich wykonywanie NIE bardzo nadaje się bowiem do internetowego pokazywania - co staram się zilustrować i podkreślić swym "Rys. #J5f" poniżej.
       (Kliknij na dowolny z poniższych rysunków aby zobaczyć go w powiększeniu.)


Rys. #J5a
Rys. #J5a: Ogólnikowy schemat wzrostu. Ilustruje on ogólną budowę i działanie stworzonego przez Boga wzrostowego systemu zarządzania życiem pojedyńczych ludzi i instytucji, odkryty, zidentyfikowany i opisany przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji. To ten schemat z jakichś intrygujących powodów jest zdumiewająco podobny do "drzewa życia" z "kabały" ujawnionej ludziom przez bibilijnego Eliasza.

Rys. #J5b
Rys. #J5b: Przykład opisowej wersji "schematu wzrostu", który dzięki mojemu podejściu "a priori" do badań został odkryty, zidentyfikowany i opisany ustaleniami Konceptu Dipolarnej Grawitacji jako system zarządzania przez Boga życiem indywidualnych ludzi i instytucji. Ten opisowy schemat wzrostu powstał poprzez uzupełnienie niebieskimi nazwami opisowymi ponumerowanych operatorów (tj. okręgów, prostokątów i serc) ze schematu tego samego systemu wzrostowego ogólnikowo zilustrowanego na "Rys. #J5a". Opisowe nazwy przyporządkowane do poszczególnych jego operatorów wynikają z działania boskich narzędzi jakie opisałem powyżej w punkcie #J5, zaś stwierdzają co następuje: 1 = Bóg (nadawca), 11 = testowa kopia Omniplanu, 2 = moralność odbiorcy, 3 = Boski wymiar sprawiedliwości, 4 = wiedza odbiorcy, 5 = cele, plany i intencje Boga, 6 = Omniplan, 7 = dokonania odbiorcy, 8 = nakazy i wymagania Boga, 9 = otaczająca nas rzeczywistość, 10 = zarządzana wzrostowo osoba lub instytucja (odbiorca).
       Warto tu wiedzieć, że niniejszy "schemat wzrostu", po zamienieniu jego "egzekutorów" i operatorów na organizacje, instytucje, mechanizmy działania, itp., jakie są najodpowiedniejsze dla danego jego ludzkiego zastosowania, jest rekomendowany przez Boga do szerokiego wprowadzania w życie przez ludzi. To dlatego w sposób zamierzony schemat ten został udostępniony ludziom poprzez boskiego wysłannika na Ziemię, tj. przez sprawdzonego w działaniu "żołnierza Boga" w Biblii nazywanego "Eliasz", zaś przez Indian Hopi - "Pahana" czyli "Biały Brat". (Więcej informacji o Eliaszu i o Pahana zawarłem w "części #H" ze strony o nazwie 2030.htm.) Gdyby więc jakiś naród, przykładowo Polacy, zdecydował się na iście rewolucyjne posunięcie adoptowania tego "schematu wzrostu" na zreformowaną strukturę działania swego rządu, wówczas poprawne wdrożenie tego schematu w zarządzaniu krajem odwróciłoby wieloletni trend pogarszania się stardardu życia jego mieszkańców, oraz stopniowego ześligiwania się całego kraju w coraz wyższą korupcję, wyzysk, niesprawiedliwość, chaos, kłamstwa, prywatę, społeczne niezadowolenie, itp. Ponadto zdołałoby uchronić cały kraj i niemal wszystkich jego mieszkańców przed szybko nadchodzącą zagładą lat 2030-tych - najbardziej skrótowo opisaną w punkcie #E4 i na "Rys. #E4" ze strony przepowiednie.htm, a obrazowo zilustrowaną darmowym filmem z YouTube o tytule "Zagłada ludzkości 2030". Niestety, przetransformowanie jakiegokolwiek obecnego systemu rządzenia na taki sprawdzony przez Boga system wskazywany powyższym schematem, wymagałoby daleko-idących zmian politycznych graniczących niemal z "bezkrwawą rewolucją" i przywróceniem faktycznej demokracji, sprawiedliwości, równości obywateli, moralności, poszanowania natury i bliźnich, itd., itp. Przykładowo wymagałoby powołania "urzędu weryfikującego", opisywanego dokładniej, między innymi, we wstępie (blog #276) i w punktach #A2, #A3 (całym), #A4, #F1, oraz #J3 ze strony internetowej o nazwie pajak_dla_prezydentury_2020.htm. Urząd ten sprawowałby funkcję "egzekutora" numer (11) z powyższego schematu - podczas gdy reszta rządu i urzędów rządowych kraju sprawowałby wówczas funkcję "egzekutora" numer (1). W ten sposób "urząd weryfikujący" w praktyce działałby jak ludzki odpowiednik organu grupowego "sumienia" dla całego kraju, zaś jego poprawne działanie uniemożliwiałoby niemoralnym osobnikom (jacy w każdych czasach np. sprytem, przekupem, kumoterstwem, itp., zawsze potrafią znaleźć jakiś sposób aby "wślizgnąć" się do rządu) dokonywanie ich niszczycielkiego spychania całego kraju w dół z drogi wypełniania przykazań i wymogów Boga oraz gromadzenia tylko pożądanej karmy - tak jak wyjaśnia to dokładniej ów punkt #E4 z mojej strony o nazwie przepowiednie.htm, zaś uzupełniają szczegółami inne opisy powoływane z tamtego punktu #E4.

Rys. #J5c
Rys. #J5c: Opisane "drzewo wzrostu" narysowane z zachowaniem tej samej konfiguracji jego elementów składowych, jaką typowo używają dzisiejsi praktykujący kabałę podczas rysowania ichnich drzew życia. Drzewo to jednak zostało celowo tak opisane, aby obrazowało objaśniany tutaj system zarządzania przez Boga życiem indywidualnych ludzi i instytucji. To opisane "drzewo wzrostu" jest tu pokazane w celu zilustrowania, że opisowa wersja "schematu wzrostu" z "Rys. #J5b" wykazuje istnienie dokładnie tych samych elementów i ich wzajemnych oddziaływań (połączeń) jak "drzewo życia" z kabały ujawnionej ludzkości przez bibilijnego Eliasza - co podpiera moją hipotezę, że kabała oryginalnie reprezentowała raport o systemie narzędzi używanych przez Boga dla zarządzania ludzkością. Odnotuj tu jednak, że pokazana powyżej konfiguracja "drzewa życia" rysowanego przez praktykujących kabałę posiada kilka niedoskonałości w porównaniu ze "schematem wzrostu" z "Rys. #J5ab". Przykładowo, niewłaściwe umiejscowione jej operatory o numerach (11), (6) i (9) uniemożliwiają podzielenie tego drzewa granicami (G) i (Z) z "Rys. #J5ab" na owe trzy atrybutowo odmienne segmenty, tj. na: (górny - leżący ponad G) dotychczas niepoznawalny dla ludzi, (środkowy - pomiędzy G i Z) rozumowo poznawalny, bo zdalnie zarządzający ludźmi, oraz (dolny - poniżej Z) fizykalnie poznawalny dla ludzi (w tym poznawalny, chociaż błędnie, nawet dla dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej). Ponadto użycie w kabale "kanałów przesyłu" łączących (6) z (7) i (8), błędnie reprezentuje obecność programów Boga w 12-tym poziomie pamięci każdej drobiny przeciw-materii formującej wszelką materię, a stąd w systemie zarządzanym przez Boga funkcje owych "kanałów przesyłu" są sprawowane przez czerwone "kanały nadzoru i komunikowania się", poprawniej pokazane na "schemacie wzrostu" z "Rys. #J5ab" powyżej.

Rys. #J5d
Rys. #J5d: Ogólnikowy "schemat upadku" przy "a posteriori" podejściu do zarządzania. Ilustruje on jak życiem pojedyńczych ludzi i instytucji błędnie, nieodpowiedzialnie i zwodniczo zarządza dowolna dzisiejsza osoba lub instytucja na ziemi praktykująca filozofię pasożytnictwa (np. dzisiejsza: oficjalna nauka ateistyczna, rząd, religia, fabryka, rodzina, itp.). Różni się ono tym od "schematu wzrostu" z "Rys. #J5ab", że wszystkie wzrostowe narzędzia zostały w nim zastąpione przez ich upadkowe odwrotności, że symbol miłości i dbania o bliżnich (tj. serce) został w nim zastąpiony przez symbol chronienia siebie i obrony (tj. tarczę), a ponadto że NIE posiada on "kanałów nadzoru i komunikowania się" ponieważ dzisiejsi ludzcy rządzący typowo unikają konsultacji, sprawdzeń, oraz sprzężeń zwrotnych rządzonych przez nich ludzi - które to kanały na schematach z części "a" i "b" są ilustrowane czerwonymi zakrzywionymi połączeniami przebiegającymi pomiędzy (1) a pozostałymi składowymi tego schematu.

Rys. #J5e
Rys. #J5e: Opisowy schemat upadku wypracowany dla przykładu dzisiejszej instytucji oficjalnej nauki ateistycznej, praktykującej filozofię pasożytnictwa i "a posteriori" podejście do badań. Powstał on przez uzupełnienie ponumerowanych operatorów (tj. okręgów, prostokątów i tarcz) z "Rys. #J5d" niebieskimi nazwami opisowymi użytych w nim egzekutorów, mechanizmów zarządzających i produktów działania, jakie opisałem powyżej w punkcie #J5 dla nieistniejącego "świata bez Boga" zwodniczo wmawianego nam przez oficjalną naukę ateistyczną - tj. przez uzupełnienie: 1 = oficjalna nauka ateistyczna (nadawca), 11 = kłamstwo, 2 = władza, 3 = korupcja i zastraszanie, 4 = sława, 5 = znajomości, 6 = przypadek, 7 = bogactwo, 8 = monopol, 9 = opinia publiczna, 10 = sterowana na upadek osoba lub instytucja (odbiorca).

Rys. #J5f
Rys. #J5f: Ogólnikowe "drzewo życia" dla upadku wywoływanego postępowaniem oficjalnej nauki ateistycznej (tym razem narysowane ręcznie przeze mnie) - sporządzone z zachowaniem tej samej konfiguracji jego elementów składowych, jaką typowo używają dzisiejsi praktykujący kabałę podczas rysowania ichnich drzew życia. (To samo, jednak już opisane przez Dominika Myrcik komputerowymi narzędziami graficznymi, upadkowe "drzewo życia" pokazuje "Rys. #J5g" poniżej.) Celem tej ilustracji jest pokazanie, że na przekór iż dla zwiększenia informatywności, ja zaprojektowałem swe schematy inaczej niż uprawiający kabałę konfigurują swe drzewa życia, ciągle operatory w moich schematach mają te same połączenia i przeznaczenia, jak operatory w drzewach życia z kabały (za wyjątkiem połączeń od "przypadku (6)" do "bogactwa (7)" i "monopolu (8)" - które w schematach upadku powodowanego przez dzisiejszą oficjalną naukę ateistyczną, NIE wywierają wpływu na dążenia do bogactwa i monopolu przez większość osób i instytucji). Ponadto pokazując tu ilustrację jaką osobiście narysowałem ręcznie, ukazuję nią także, na ile wzrokowo przyjemniejsze jest oglądanie ilustracji generowanych komputerowymi narzędziami graficznymi, jakimi mistrzowsko posługuje się Dominik Myrcik (zaś na jakich zakup i opanowanie ja NIE chcę się porywać finasowo ani czasowo), od rysunków jakie ja jestem jedynie w stanie przygotować dawną techniką rysowania ręcznego.

Rys. #J5g
Rys. #J5g: Już opisane "drzewo życia" dla upadku wywoływanego błędami i postępowaniem dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej. Jego fachowo wyglądającą ilustrację wygenerował komputerowo Dominik Myrcik.


#J6. Charakterystyka, zalety i możliwości naszego świata fizycznego i "ludzkiego czasu", działanie których jest oparte na mechaniźmie Omniplanu i na schemacie wzrostu, a także najważniejsze cechy naszego życia w takim świecie i nawracalnym czasie:

Motto: "Jeśli ponownie przeżywasz swoje życie po zostaniu cofniętym w czasie - tak jak opisuje to Biblia, wówczas większość ludzi z którymi rozmawiasz i współżyjesz, w 'nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata' umarła i jest nieżywa od wielu już tysięcy lat, a ty, ani oni, nadal NIE zdajecie sobie z tego sprawy."

       Jest oczywistym, że Bóg NIE tylko stworzył i posiada mechanizmy zarządzania naszym światem fizycznym, jakie w poprzednim punkcie #J5 tej strony opisałem, wyjaśniłem i zobrazowałem boskim "schematem wzrostu", ale także nieustająco używa owe mechanizmy. To zaś oznacza, że wybrane osoby, jakie swą moralnością, dyscypliną i zachowaniem rokują nadzieję, iż uda się ich wychować na "żołnierzy Boga" o wymaganych cechach, Bóg powtarzalnie cofa do tyłu w ich "nawracalnym czasie softwarowym" (tj. w ich "ludzkim czasie") w celu udoskonalenia tych fragmentów ich osobowości, oraz wyników tych ich działań, które w uprzednich ich przejściach przez czas nadal NIE osiągnęły wymaganego poziomu doskonałości, a także w celu naprawienia ewentualnych pomyłek w ich wychowaniu i w następstwach ich życia. W rezultacie, opisana w punkcie #J5 budowa i działanie naszego świata fizycznego pozwala Bogu na nieustające podnoszenie jakości zarówno wychowywanych przez Boga ludzi i ludzkości, jak i na podnoszenie doskonałości działania całego naszego świata fizycznego. Wszakże z jednej strony, poprzez wielokrotne cofanie "ludzkiego czasu" osób podatnych na boskie zabiegi wychowawcze, poczym stopniowe poddawanie tych osób coraz bardziej trafnym zabiegom wychowawczym, użyciem takiej metody "iteracji" Bóg coraz lepiej wychowuje sobie owych ludzi na potrzebnych mu "żołnierzy Boga". Z drugiej zaś strony, stosując w podobny sposób powtarzalne cofanie do tyłu czasu kluczowych ludzi i naprawiając zaszłe w przeszłości ich niewłaściwe działania, także tym samym procesem "iteracji" Bóg stopniowo udoskonala całą ludzkość.
       Z powodu nieustającego używania przez Boga opisywanego w powyższym paragrafie "iteracyjnego" udoskonalania ludzkości i całego świata fizycznego, wyniszczające ludzkość zdarzenia, które faktycznie zaistniały w poprzednich przejściach ludzkości przez jej nawracalny "czas ludzki", w rodzaju trzeciej wojny światowej, czy właśnie nadchodzacej zagłady lat 2030-tyh, są przez Boga stopniowo eliminowane z Omniplanu poprzez wprowadzanie takich zmian do przeszłości, jakie stopniowo powodują niezaistnienie tychże zdarzeń w sytuacjach i w ludzkich zachowaniach, które uprzednio je wywoływały. (Jako przykład takiego wyeliminowania z Omniplanu zajścia trzeciej wojny światowej, rozważ opisany w podrozdziale C5 traktatu [4b], czy w punkcie #J5 strony o nazwie bitwa_o_milicz.htm, przypadek prawdopodobnego wyrycia roku 1962 na kamieniu koło Mokrego Stawu z Babiej Góry, jako roku rozpoczęcia się trzeciej wojny światowej w jednym z uprzednich przebiegów "ludzkiego czasu" - które to rozpoczęcie owej wojny zostało jednak potem wyeliminowane przeprogramowaniem w Omniplanie kluczowych zdarzeń zainicjowanych przez usiłujących wywołać tę wojnę ludzi.) Z kolei stopniowe eliminowanie z naszej przeszłości takich niefortunnych zdarzeń powoduje, że zarówno przeszłość, jak i przyszłość każdego z ludzi, oraz całej ludzkości, nieustannie się zmienia. W rezultacie np. przepowiednie wywodzące się od ludzi niemal nigdy się NIE spełniają, ponieważ w swoich przeprogramowaniach Omniplanu Bóg stara się utrzymać ważność jedynie kluczowych przepowiedni jakie zapisane są w Biblii. Dla mnie osobiście interesujące jest obserwowanie jak zaledwie od czasu opublikowania strony 2030.htm (opisującej zagładę ludzkości w latach 2030-tych) szybko zmieniają się sytuacje, które uprzednio stanowiły powody działania mechanizmów wywołujących ową zagładę. Stąd bardzo ciekawe jest dla mnie, czy poprzez cofanie w czasie i poddawanie coraz bardziej edukującym doświadczeniom lub eliminacjom ludzi na kluczowych stanowiskach, którzy postwarzali przyczyny pojawienia się owej zagłady lat 2030-tych, Bóg zdoła zagładzie tej zapobiec jeszcze w naszym obecnym przechodzeniu przez "czas ludzki", czy też (niestety) ci z ludzi, którzy zostali cofnięci w czasie do obecnej chwili, też zagładę ową będą jednak musieli ponownie doświadczyć?
       Ja jestem świadomy, że to co już wyjaśniam w niniejszym punkcie aż do tego miejsca, może być szokiem dla czytającego. Dlatego spróbujmy klarownie tu podsumować, jakie są cechy i skutki naszego życia w świecie fizycznym zarządzanym Omniplanem i innymi mechanizmami opisanymi w uprzednim punkcie #J5 niniejszej strony oraz w punkcie #D3 strony o nazwie god_proof_pl.htm. Wszakże ów świat fizyczny wcale NIE jest zbudowany ani NIE działa tak jak kłamliwie nam to wmawia oficjalna nauka ateistyczna, a faktycznie działa na zasadzie naszego skokowego odwiedzania z częstotliwością harmoniczną (pochodną od 11 Hz) coraz to następnych zamrożonych w ruchu cieniutkich warstewek (naleśniczków) czasowych ze stosu Omniplanu zaprogramowanego przez Boga wzdłuż "wgłębnej-G" osi czterowymiarowego przeciw-świata, które to warstewki będąc jakby trójwymiarowymi odpowiednikami dwuwymiarowych klatek z dzisiejszych filmów w kinach, w naszej świadomości symulują ruch, życie, zmiany i upływ nawracalnego "ludzkiego czasu" w jakim my wszyscy się starzejemy. Podsumowanie to dokonam tu w punktach, w każdym z których to punktów wyjaśnię jakąś cechę naszego świata tak rządzonego, poczym wyjaśnię też następstwa/skutki owej cechy.
       (1) Wszystko w naszym świecie fizycznym jest statyczne (tj. unieruchomione w poszczególnych warstewkach-naleśniczkach Omniplanu i faktycznie martwe). Wrażenie zaś ruchu i życia my uzyskujemy ponieważ wbudowany w nasze geny mechanizm zarządzania przechodzeniem przez nawracalny "czas ludzki" szybko przerzuca naszą świadomość z jednej takiej warstewki-naleśniczka Omniplanu do następnej, w sposób podobny jak filmowy projektor w kinach przerzuca klatki przeglądanego filmu. W każdej następnej z tych warstewek-naleśniczków Omniplanu jest pokazana kolejna z sytuacji naszej drogi przez życie.
       (2) Żyjemy w świecie fizycznym, w którym całość jego istnienia zawarta w Omniplanie już się wypełniła co najmniej jeden raz. Znaczy, wszyscy ludzie i stworzenia oraz wszelkie zdarzenia z całego naszego świata fizycznego co najmniej jeden już raz przeszli swoim życiem przez cały dany im "czas ludzki", poczym poumierali. Ponieważ jednak na ich życie składały się przeliczne statyczne sytuacje zamrożone w poszczególnych warstewkach-naleśniczkach Omniplanu, ludzie ci, stworzenia, oraz obiekty, nadal istnieją oraz jakby ożywają, kiedy ktokolwiek zostanie cofnięty w czasie do tyłu i ponownie przeżywa czas jaki przeżywał wraz z nimi.
       (3) Zgodnie z Biblią (patrz wersety 33:25-30 z "Księgi Hioba"), każdy z ludzi jest cofany w czasie aż kilkukrotnie, aż Bóg uzna iż wyczerpał możliwości wychowania go na maksymalnie Bogu przydatną osobę. Owe cofanie w czasie każdej osoby wyjaśniłem już w całym szeregu swych opracowań (wszakże Biblia pisze o nim w sposób dobrze zaszyfrowany), proponuję więc sobie je przypomnieć np, z punktu #J5 powyżej, a jeszcze lepiej z punktu #B4.1 mojej strony o nazwie immortality_pl.htm.
       (4) Kiedy Bóg cofa nas w nawracalnym "ludzkim czasie" do tyłu, większość ludzi z którymi przychodzi nam obcować, współpracować i współżyć w naszej ponownej drodze przez "ludzki czas", w zrozumieniu upływu "nienawracalnego czasu absolutnego wszechświata" faktycznie będzie już martwa i to przez bardzo długi czas. Jeśli więc wiemy to co na temat działania "ludzkiego czasu" piszę w swoich opracowaniach, wówczas łatwo odkryjemy, że ludzie ci nadal istnieją (zostają ożywieni) tylko ponieważ to my przechodzimy przez ten sam czas w jakim oni kiedyś żyli, jednak ich poglądy, myślenie, świadomość i działania są jakby zamrożone w przeszłości i NIE ulegają już zmianom ani wzbogacaniu wraz z upływem czasu, tak jak nasze poglądy i świadomość zmieniają się w miarę jak kontynuujemy swą drogę przez czas.
       (5) Po zostaniu cofniętym w czasie, NIE jesteśmy już w stanie zmienić ani postępowania, ani systemu wartości, ani poglądów, ludzi z którymi obcujemy, a którzy NIE zostali cofnięci w czasie równocześnie z nami - jedyne więc co jesteśmy wówczas jeszcze w stanie zmienić, to swe własne postępowania i ich wyniki. Wszakże ludzie ci postępują i utrzymują system wartości oraz poglądów, tak jak czynili to w czasach kiedy faktycznie żyli. Z szokiem więc wtedy odnotowujemy, jak bardzo wszelkie nasze cechy, sposoby myślenia i postępowania oddalają się od cech, sposobów myślenia i postępowań ludzi z którymi obcujemy.
       (6) W trakcie ponownego życia już po zostaniu cofniętym w czasie, wszystko zaczyna dziać się i działać w szokujący nas sposób. Wszakże w opisywanym tu rozwiązaniu budowy i działania naszego świata fizycznego świat ten ponownie staje się ruchomy i żywy, nawet jeśli ktoś zostaje cofnięty do tyłu w swym "ludzkim czasie" z czasów jakie dla Boga leżą już daleko w przyszłości w zrozumieniu upływu absolutnego "czasu Boga" według upływu którego ten ktoś wyląduje w swej przeszłości, a stąd kiedy wszyscy owi ponownie żywi i poruszający się inni ludzie żyjący dawniej w owym cofniętym u niego czasie faktycznie już dawno poumierali. Takie więc ponowne przeskakiwanie tej cofniętej w czasie indywidualnej osoby z jednej warstewki (naleśniczka) Omniplanu do następnej tylko sprawia wrażenie w jej umyśle, że owe zamrożone w czasie sytuacje z jej przeszłości ponownie ożyły i są ruchome. Faktycznie zaś owe sytuacje są statyczne i nieruchome, a jedynie ponowna wędrówka tej osoby przez warstewki Omniplanu powoduje pozorne ich uruchamianie i ożywianie.
       (7) Po zostaniu cofniętym w czasie, najbardziej szokuje nas odwiedzanie miejsc i ludzi, wśród których żyliśmy w czasach poprzedzających nasze cofnięcie i stąd pamiętamy ich ówczesne wyglądy, sytuacje, czy działania. Okazuje się bowiem, że niemal wszystko uległo u nich drastycznej zmianie. Wszakże wszystko co ujrzymy będzie produktem zmian powprowadzanych podczas cofania w czasie też wielu innych ludzi, jacy byli cofani kiedy upływ naszego czasu już się zatrzymał.
* * *
       Warto tu odnotować, że opisane powyżej cechy charakterystyczne, zalety i możliwości naszego świata fizycznego o działaniu opartym na mechaniźmie Omniplanu i na schemacie wzrostu, wyjaśniają aż cały szereg zjawisk od dawna dobrze znanych ludziom, które to zjawiska stanowią jednocześnie materiał dowodowy potwierdzający, że nasz świat fizyczny faktycznie działa tak jak to powyżej opisałem. Wymieńmy więc w punktach najszerzej znane przykłady owych zjawisk.
       (A) Deja vu. Praktycznie niemal każdy z ludzi na jakimś tam etapie życia doświadczył zjawiska najczęściej zwanego "deja vu" (od francuskiego "już widziane"). NIE powinno ono nas dziwić, skoro w naszym życiu aż kilkakrotnie jesteśmy cofani do tego samego przebiegu naszego czasu. Wszakże nawet jeśli nasza świadoma pamięć tego co przeżyliśmy już uprzednio została wymazana, ciągle niektóre istotniejsze szczegóły przypomina nam nasza podświadoma pamięć.
       (B) Reinkarnacja. Wytłumaczmy komuś to co tu opisane na temat powtarzalnego przeżywania swego życia aby udoskonalać jakość swego charakteru, a po kilku pokoleniach ustnego przekazywania tego z generacji na generację, stopniowo poprzekręcanego złą pamięcią tych co to przekazują, otrzymamy opisy tego co dzisiaj jest nam wmawiane pod pojęciem "reinkarnacja".
       (C) Konsystencja wyników sprawdzeń stanu moralnego osób jakie umarły w młodym wieku, jakie to sprawdzenia ujawniają, iż osoby te NIE są posłuszne głosowi swego sumienia. To zaś oznacza, że NIE było już nadziei na ich wychowanie na moralnych, zdyscyplinowanych "żołnierzy Boga", a stąd jedyna ich użyteczność dla innych ludzi polegała na poddaniu ich edukującej innych śmierci - po więcej szczegółów patrz opisy z punktu #D3 mojej strony god_istnieje.htm.
       (D) Podróże w czasie. W literaturze, zaś obecnie nawet w YouTube.com, zgromadzony został już ogromny materiał dowodowy, jaki potwierdza istnienie podróży w czasie i osób podróżujących w czasie (po angielsku zwanych "time travelers"). Sporą ilość przykładów i odmiennych kategorii tego materiału dowodowego udokumentowałem w punkcie #J2 swej strony internetowej o nazwie immortality_pl.htm.
       (E) Fizykalne zjawiska potwierdzające iż żyjemy w dyskretnie (skokowo) upływającym "czasie ludzkim" sztucznie dla nas zaprogramowanym przez Boga (jaki to "czas ludzki" upływa około 365 tysięcy razy wolniej od "czasu Boga, izotopów i nieożywionej materii" w jakim oficjalna nauka ateistyczna datuje wiek wszechświata, Ziemi, warstw geologicznych, węgla, skamienielin, itp.). Najpowszechniej znanym z tych zjawisk, jest pozorne zawracanie kierunku obracania się rozpędzanych wirujących obiektów, jakiego pojawianie się w świetle dziennym oficjalna nauka ateistyczna NIE jest w stanie zadowalająco wytłumaczyć, jednak jakie doskonale tłumaczy przeskakiwanie naszej świadomości z jednej warstweki-naleśniczka Omniplanu do następnej. Po opisy tego zjawiska i jego następstw patrz punkty #D1 i #D2 z mojej strony immortality_pl.htm.
       (F) Stwierdzenie UFOnauty, że "czas faktycznie nie płynie a to my poruszamy się przez niego" - patrz paragraf numer N-126 z raportu "Miss Nosbocaj" z jej uprowadzenia do UFO, opublikowanego w podrozdziale UB1 z tomu 16 mojej monografii [1/5]. Stwierdzenie to potwierdza kluczową cechę mechanizmu działania "ludzkiego czasu" jaki opisałem w punkcie #J5, a jaki stwierdza, że faktycznie to czas wcale NIE płynie wokoło nas podczas gdy my stalibyśmy w jednym miejscu (tak jak implikuje to zrozumienie czasu przez dzisiejszą oficjalną naukę ateistyczną), a w rzeczywistości to czas stoi w miejscu i jest jak krajobraz przez który to my podróżujemy swoim życiem. Odnotuj, że paragraf numer N-130 tego samego raportu implikuje także, że swoje życie przeżywamy więcej niż jeden raz, tak że raz zaszłe spotkanie z kimś, może być potem powtarzane w naszych ponownych przejściach przez te same punkty czasowe.
* * *
       Czytelnikom, których zainteresowały wyjaśnienia z punktów niniejszego i #J5, o działaniu i cechach nawracalnego "czasu ludzkiego", a także o istnieniu dwóch odmiennych czasów (tj. "czasu ludzkiego" oraz "czasu Boga, atomów i izotopów"), rekomendowałbym poznanie dalszych szczegółów wyjaśnień na temat działania czasu wynikających z mojego Konceptu Dipolarnej Grawitacji. Oprócz punktów #J5 i #J6 z tej strony, owe szczegóły są wyjaśnione, między innymi, w punkcie #D3 strony god_proof_pl.htm, oraz punkcie #J2 mojej strony immortality_pl.htm. Z kolei ogólne opisy obu czasów działających równocześnie na Ziemi i we wszechświecie podane są skrótowo we wstępie i punkcie #G4 strony dipolar_gravity_pl.htm, zaś wyjaśnione szczegółowo w punktach #C3 do #C4.1 z mojej innej strony o nazwie immortality_pl.htm.


#J7. Co nam uświadamia komputerowe wygenerowanie dotychczas najbardziej pracochłonnej ilustracji zasady wypalania zarysu "serca" przez lądujące gwiazdoloty z napędem używanym przez Magnokrafty mojego wynalazku:

Motto: "Będąc wynalazcą Magnokraftu, szczegółowe opisanie kompleksowych zasad działania tego gwiazdolotu aby ułatwić pracę przyszłym jego budowniczym, przychodzi mi znacznie trudniej i bardziej pracochłonnie niż przyszłoby mi jego osobiste zbudowanie - wielka więc szkoda, że dzisiejsi mieszkańcy Ziemi pogardzili szansą szybkiego urzeczywistnienia z moją pomocą tych 'drzwi ludzkości do gwiazd'."

       W poprzednich punktach #J3 i #J4 tej strony wyjaśniłem i zilustrowałem, że lądowania wehikułów UFO używających magnetycznego napędu jaki na Ziemi ja wynalazłem i opisałem dla gwiazdolotu zwanego Magnokraftem, umożliwia fizykalne formowanie w trawie wypalonych zarysów "serca" - oczywiście jeśli dysponenci owych gwiazdolotów zechcą komuś przekazać wiadomość symbolizowaną owym sercem. W niniejszym więc punkcie, z pomocą ilustracji jakie dzięki emailowej współpracy na odległość z moim przyjacielem Dominikiem Myrcik pracowicie staramy się wygenerować komputerowymi narzędziami, spróbuję objaśnić jak takie zarysy "serca" fizykalnie są wypalane w trawie przez wirujące obwody magnetyczne gwiazdolotu typu K3 zawisającego w pozycji wiszącej tuż nad ziemią. Ponadto zwrócę tu także uwagę czytelnika na najważniejsze następstwa faktu, że wyjaśnienie w zrozumiały sposób bardzo złożonych zasad działania Magnokraftu jest ogromnie trudne - stąd z powodu pogarszania się poziomu wiedzy w obecnych społeczeństwach coraz mniej dzisiejszych ludzi posiada wystarczającą wiedzę, wyobraźnię, oraz dojrzałość intelektualną do zrozumienia działania tego gwiazdolotu.

Rys. #J7abc: Rysunki jakie dzięki współpracy z Dominikiem Myrcik zdołaliśmy wygenerować komputerowo aby oglądającemu postarać się wyjaśnić zasadę formowania "serco-kształtnego" wypalenia w trawie przez wirujące obwody magnetyczne gwiazdolotu o napędzie opisywanym moją Teorią Dyskoidalnego Magnokraftu. Przygotowanie około 20 coraz doskonalszych komputerowo generowanych rysunków starających się klarownie wyjaśnić ową zasadę, tylko najinformatywniejsze z których to rysunków pokazane są poniżej, okazało się być projektem w jaki ja i Dominik Myrcik włożyliśmy dotychczas najwięcej pracy, uzgodnień, prób, eksperymentowania, czasu, itp., zaś jaki podjęliśmy wspólnie aby klarownie zilustrować zaledwie pojedynczy i małoznaczący aspekt działania Magnokraftu. (Zrealizowanie projektu zilustrowania tej zaledwie jednej z wielu milionów możliwych sytuacji pojawiających się w lądowaniach Magnokraftu, już zajęło nam obu ponad dwa miesiące czasu! Szczerze mówiąc, to ilustrowanie to ujawnia, że mając ku temu warunki łatwiej przyszłoby nam zbudowanie działającego Magnokraftu, niż klarowne i przekonywujące wyjaśnienie laikom, jak ten gwiazdolot działa!) Tak ogromna pracochłonność tego zdawałoby się relatywnie prostego projektu wyjaśnia więc także aż cały szereg innych "zagadek" jakie dotychczas wiązały się z Magnokraftem. Przykładowo, wyjaśnia (1) dlaczego tak mało ludzi, w tym także tak mało naukowców, jest w stanie ze zrozumieniem przeczytać moje opracowania opisujące kompleksowe zasady działania Magnokraftu. Wyjaśnia (2) dlaczego osoby o pasożytniczej filozofii życiowej po odkryciu iż ich intelekty NIE dorosły jeszcze do zrozumienia działania Magnokraftu ani innych moich wynalazków, zamiast uzupełnić swoją wiedzę i poszerzyć swe horyzonty myślowe, raczej wolą szydzić, opluwać i wyżywać się na Magnokrafcie, na innych moich wynalazkach, oraz na mojej osobie. Wyjaśnia też (3) dlaczego NIE tylko NASA (która była jedną z pierwszych instytucji jakim zaproponowałem, iż zbuduję im Magnokrafty), ale wręcz każda dzisiejsza instytucja naukowa w obecnie szybko zdążającym do upadku świecie boi się podjęcia projektu badań i rozwoju Magnokraftu - wszakże tylko zrozumienie działania tego gwiazdolotu przekracza możliwości intelektualne większości zatrudnianych przez te instytucje naukowców. Wyjaśnia (4) dlaczego musi minąć aż ponad 200 lat od daty zbudowania silnika magnetycznego, zanim ludzie dorosną intelektualnie do podjęcia budowy pierwszego pędnika magnetycznego (po szczegóły patrz dane z "Tablicy Cykliczności" pokazanej jako "Tab. #J4" na mojej stronie o nazwie propulsion_pl.htm). Wyjaśnia też (5) dlaczego, gdyby to mi (tj. wynalazcy tego gwiazdolotu) stworzone zostały warunki do podjęcia budowy Magnokraftu i gdybym otrzymał też wymaganą do tego pomoc wykonawczą, wówczas zapewne zbudowałbym ów gwiazdolot w przeciągu zaledwie około 10 lat (tak jak wyjaśniam to w punktach #J1 i #J3 ze swej strony o nazwie magnocraft_pl.htm), podczas gdy po moim "odejściu" to samo zbudowanie zapewne zajmie tysiącom badaczy i budowniczych co najmniej kilkanaście lat. Dowodzi też (6) ogromnej dedykacji i cierpliwości Dominika Myrcik, że pomimo tak dużej pracochłonności oraz tak znacznej trudności wykonania tych obiektywnie małoznaczącej ilustracji, ciągle wytrwale i z oddaniem stara się współpracować abyśmy mogli dokończyć ów projekt (ilu zaś dzisiejszych ludzi altruistycznie poświęcałoby swój czas i wysiłek dla dobra i dla duchowego wzrostu nieznanych im osób jakie będą żyły dopiero w przyszłości - wielu z których to osób zapewne potem odpłaci się za to obelgami). Ponadto (7) uświadamia też laikom, że pomimo iż dotychczas tego NIE ujawnialiśmy, w każdy z projektów jaki wykonujemy wspólnie z Dominikiem Myrcik, oboje wkładamy ogromną ilość pracy, wysiłku, prywatnego czasu, motywacji, itp. - poświęcenie których dla dobra i postępu ludzkości, jak wierzę, bardzo nieliczni z dzisiaj żyjących na świecie ludzi zdołaliby się zdobyć (szczególnie zaś pracochłonne wykonawczo są edukacyjne widea celowo nagrywane zgodnie z uprzednio opracowanym scenariuszem - jakich zestawienie pokazałem na stronie o nazwie djp.htm). Itd., itp. (Klikaj na wybraną z poniższych ilustracji, aby oglądać ją w powiększeniu.)

Rys. #J7a
Rys. #J7a: Końcowy komputerowo-generowany rysunek jaki stara się pokazać zasadę formowania "serco-kształtnego" zarysu wypalenia w trawie przez wirujące obwody magnetyczne gwiazdolotu o napędzie mojego Magnokraftu. Odnotuj, że wypalające "serce" obwody magnetyczne gwiazdolotu pokazane są powyżej jako ciemne wstęgi o przebiegach (kształtach) nieco podobnych do elips tzw. "krzywych łańcuchowych" - najniższe z jakich, na swej drodze od pędników bocznych do pędnika głównego Magnokraftu przenikają pod ziemię, po drodze wypalacąc trawę w miejscach swego wniknięcia pod, oraz wynikania z, ziemi. Z kolei na powyższym rysunku drogi wirowania owych obwodów są pokazane jako zaciemniona powierzchnia o kształcie "skórki z donut" otaczajacej obustronnie zamkniętą przestrzeń po powierzcniach której krążą obwody magnetyczne tego gwiazdolotu. Aby NIE zaciemniać obrazu, na ilustracji tej NIE zostały pokazane przebiegi obwodów magnetycznych statku zawracających pod ziemią i wynurzajacych się spod ziemi po przeciwstawnej stronie wypalanego przez nie obrysu serca. Ponadto NIE zostały też ukazane obwody magnetyczne wytwarzane przez pędniki z górnej części Magnokraftu, które z powodu zawracania w tej samej odległości od pędników Magnokraftu co obwody wnikające pod ziemię, w swej drodze wirowej wogóle NIE dosięgają do ziemi. Odnotuj też, że aby pokazać pędniki tego gwiazdolotu, nieprzenikalna dla pola magnetycznego powłoka z prawej jego połowy została wysunkowo wyrwana ukazując jego wnętrze (oczywiście, działające Matgnokrafty NIE będą miały tego wyrwania powłoki).

Rys. #J7b
Rys. #J7b: Jeden z szeregu przejściowych rysunków, celem sprządzenia jakich było wypracowanie i pokazanie unieruchomionych przebiegów obwodów magnetycznych Magnokraftu typu K3 zdolnych do wypalenia "serca" w trawie. Ponieważ w owym wypalaniu w trawie kształtu "serca" biorą udział jedynie tzw. "międzypędnikowe" obwody magnetyczne tego gwiazdolotu - pokazne m.in. jako "M" na "Rys. G24" i "Rys. G27" z tomu 3 mojej monografii [1/5], a przebiegające od wylotów pędników bocznych do wylotu pędnika głównego, dlatego pokazanie tu pozostałych obwodów, też istniejących w Magnokraftach (tj. pokazanie obwodów "centralnych (M)" oraz "bocznych (S)"), zostało celowo pominięte na niniejszych ilustracjach. Wszakże pokazanie tych dodatkowych obwodów jedynie by zaciemniło i tak trudne dla oglądającego zrozumienie zasady wypalania "serca" w trawie - jaką to zasadę razem z Dominikiem Myrcik staraliśmy się tu pokazać i wyjaśnić. Odnotuj z powyższego rysunku, że zarys obwodu "serca" jest wypalany w trawie tylko przez te międzypędnikowe obwody magnetyczne z dolnej połowy gwiazdolotu, które z powodu nachylenia Magnokraftu przenikają na swojej drodze pod ziemię i zawracają pod ziemią. Natomiast obwody międzypędnikowe z górnej połowy Magnokraftu, całość przebiegu których następuje w powietrzu, NIE biorą udziału w wypalaniu w trawie zarysu "serca". Odnotuj także, że obwody magnetyczne z powyższej ilustracji pokazane są jako statyczne (tj. nieruchome), podczas, gdy "serca" wypalają w trawie obwody jakie wirują, a ponadto, że dla pokazania lokalizacji kulistych pędników Magnokraftu (na powyższej ilustracji wyróżnionych czerwonym kolorem) w prawej górnej ćwiartce tego gwiazolotu chroniąca jego załogę nieprzenikalna dla pola powłoka została wyrwana - podczas gdy w rzeczywistych Magnokraftach pokrywa ona cały statek.

Rys. #J7c
Rys. #J7c: Jeden z pierwszych komputerowo wygenerowanych rysunków, jaki odwzorowuje przebiegi wirujących obwodów magnetycznych (tu pokazanych jako jakby powierzchnia "skórki" z zaciemnionego powietrza otaczającej ukształtowaną jak "donut" wolną od pola przestrzeń zawartą we wnętrzu tej "skórki", w którym to wnętrzu pole statku NIE wypala trawy). Rysunek tej ilustruje więc co się staje z obwodami pokazanymi uprzednio na "Fot. #J4b", kiedy zaczną one wirować, a stąd nadadzą owej "skórce" zdolności do wypalania trawy w miejscach przez jakie skórka ta przenika pod powierzchnię ziemi. Rysunek ten reprezentował kilka pierwszych ilustracji, wizualnie sprawdzających środki graficzne jakie można użyć dla zaprezentowania pokazywanej tu zasady wypalania zarysu "serca". Jednak do końcowej prezentacji "serca" ten rysunek się NIE nadaje z powodu zbytniego skrócenia długości obwodów magnetycznych generowanych przez gwiazdolot w jakim siłę nośną generują silne pola pędników bocznych (zaś w jakim słabe pole pędnika głównego jedynie stabilizuje cały gwiazdolot), tj. ich skrócenia w stosunku do długości tych obwodów rzeczywiście mającej miejsce podczas lotów Magnokraftów. (Odnotuj tu, że komputery pokładowe tych gwiazdolotów regulują długość obwodów magnetycznych ilością mocy magnetycznej jaka jest wkładana we formowanie owych obwodów.) Wszakże takie skrócone obwody magnetyczne byłyby niezdolne do objęcia swym wirowaniem całego zarysu "serca" na penetrowanej przez tej obwody powierzchni porośniętej trawą gleby. Odnotuj też, że powyższy gwiazdolot został pokazany z ilustracyjnym wyrwaniem w swym kołnierzu bocznym, ukazującym jego pędniki bioczne, oraz że ustawiony został w zawisie bez nachylenie, podczas gdy wypalenie w trawie zarysu serca wymaga aby był on nachylony i oddalony od ziemi na taką odległość jaka pozwala iż tylko niektóre (dolne) z jego licznych obwodów magnetycznych w swym ruchu wirowym wnikają pod ziemię i zawracają pod ziemią.


Część #K: Podsumowanie i końcowe informacje tej strony:

      

#K1. Podsumowanie tej strony:

       Nawet najbardziej ateistycznie nastawieni badacze muszą przyznać, że analiza materiału dowodowego zaprezentowanego w "częsci #I" niniejszej strony, faktycznie potwierdza iż zamieszkiwanie tzw. "10 sprawiedliwych" w bliskości nowozelandzkiego miasteczka Petone, wyraźnie chroni to miasteczko przed furią dzisiejszych kataklizmicznych zjawisk pogody i natury.


#K2. Jak dzięki stronie "skorowidz.htm" daje się znaleźć totaliztyczne opisy interesujących nas tematów:

       Cały szereg tematów równie interesujących jak te z niniejszej strony, też omówionych zostało pod kątem unikalnym dla filozofii totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem skorowidza specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza wykaz, zwykle podawany na końcu książek, który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że dodatkowo zaopatrzony w zielone linki które po kliknięciu na nie myszą natychmiast otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje. Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie skorowidz.htm. Można go też wywołać z "organizującej" części "Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego systematycznie korzystać - wszakże przybliża on setki totaliztycznych tematów które mogą zainteresować każdego.


#K3. Jak blogi totalizmu pozwolą ci na bieżąco śledzić co aktualnie bada autor tej strony (tj. dr inż. Jan Pająk) oraz które jego witryny internetowe zawierają najaktualniejsze strony:

       NIE ma co tu "owijać w bawełnę" - wyniki badań autora tej strony (tj. mnie) od wielu już lat są intensywnie blokowane, sabotażowane i obrzydzane przez kogoś ogromnie wpływowego. Jeśli czytelnik mi tu NIE wierzy, wówczas proponuję aby w którejkolwiek wyszukiwarce internetowej znalazł link np. do adresu z aktualną wersją strony z jakiej czyta niniejsze słowa - a co najwyżej znajdzie wówczes jedynie linki do przestarzałych wersji tej strony (tj. do wersji, których z różnych powodów NIE mogę już aktualizować). W rezultacie bliźni do których wyniki moich badań są adresowane, NIE mają jak z nimi się zapoznać. Tym więc, którzy przypadkowo natkną się na niniejsze słowa radzę aby zamiast polegać na wyszukiwarkach, raczej na bieżąco śledzili wyniki moich najnowszych badań, jakie systematycznie publikuję na tzw. "blogach totalizmu". (Odnotuj, że wszystkie wpisy na każdym z istniejących blogów totalizmu są lustrzanymi kopiami o takiej samej treści, zaś równoczesne prowadzenie więcej niż jednego z tych blogów ma zapobiegać utracie ich treści po ich wydeletowaniu.) Aczkolwiek blogi te, podobnie jak wszystkie moje strony internetowe, też są deletowane i ukrywane, w chwili obecnej te z nich, które faktycznie ja autoryzuję (tj. które faktycznie zawierają opisy z tzw. "pierwszej ręki" jakie ja osobiście przygotowałem) i które narazie nadal istnieją, czytelnik znajdzie pod adresami:
totalizm.wordpress.com (wpisy od #89 - tj. od 2006/11/11)
kodig.blogi.pl (wpisy od #293 - tj. od 2018/2/23)
drjanpajak.blogspot.co.nz (wpisy od #293 - tj. od 2018/3/16)
Aktualne zestawienie adresów moich blogów zawarte jest też na stronie z tematycznym skorowidzem wyników moich badań - tj. na w/w stronie o nazwie skorowidz.htm.
       Na szczęście, od 2018/10/30 dostępna jest też w internecie elektroniczna publikacja [13] o tytule "Wpisy do blogów totalizmu". Można ją sobie przeglądnąć lub załadować za pośrednictwem strony o nazwie tekst_13.htm (kliknij tu aby ją przeglądnąć). W swych 7 tomach zredagowanych jak elektroniczne książki pisane bezpiecznym (bo odpornym na wirusy) i wygodnym formatem PDF oraz pozaopatrywane w "spisy treści" (z numerami, tytułami i datami opublikowania kolejnych wpisów do blogów totalizmu), publikacja [13] oferuje do przestudiowania wszystkie wpisy z blogów totalizmu, jakie dotychczas były opublikowane - włącznie z często też publikowanymi angielskojęzycznymi wersjami polskojęzycznych wpisów. Ponadto tekst owej [13] ma dwie wersje, mianowicie (1) o "dużym druku" (20 pt) - ułatwiającym czytanie przez osoby o słabym wzroku (np. starsze wiekiem), oraz (2) o "typowym druku" (12 pt) - przeznaczonym do czytania przez osoby o nadal ostrym wzroku.
       Na końcu każdego wpisu do blogów totalizmu staram się podać zestaw adresów witryn internetowych, które oferują najaktualniejsze wersje wszystkich moich stron internetowych (odnotuj, że z powodu powtarzalnego deletowania witryn z moimi stronami, adresy te zmieniają się z upływem czasu). To z zestawień adresów owych witryn publikowanych pod najnowszymi wpisami do blogów totalizmu rekomenduję ściągać i czytać najaktualniejsze wersje moich stron oraz opracowań.
       Warto tu też dodać, że osobom starającym się poznać moje autentyczne opisy wyników swych badań, wyszukiwarki internetowe usilnie podsuwają blogi (i inne internetowe publikacje), które wyglądają jak moje, jednak zawierają jedynie czyjeś prywatne opinie o moich badaniach (często mijające się z prawdą, a niekiedy nawet celowo zwodzące czytelników). W chwili pisania niniejszego punktu, owe NIE moje blogi (na jakie już się natknąłem) były dostępne pod adresami:


#K4. Autor tej strony (tj. dr inż. Jan Pająk):

       Niniejszym mam przyjemność poinformować czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany został i opublikowany około 35 minutowy film Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku upowszechniany jest gratisowo w youtube.com. Film ten nosi tytuł "Dr Jan Pająk portfolio" i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy. Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM, lub uruchomić ją ze strony djp.htm zestawiającej widea w jakich przygotowaniu osobiście brałem udział, a jaką zaprogramowałem do przeglądania na "smart" telewizorach koreańskiej firmy LG, lub na komputerach PC (najlepiej z wyszukiwarką "Google Chrome"). Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające zielone linki, adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach, oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych (tj. polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są też dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie portfolio_pl.htm.
       Aktualne adresy emailowe do autora tej strony, tj. oficjalnie do dra inż. Jana Pająka, zaś kurtuazyjnie do Prof. dra inż. Jana Pająka, podane zostały w punkcie #L3 odrębnej strony autobiograficznej o nazwie pajak_jan.htm (dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie pajak_jan.pdf (dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF dalszych stron autora mogą też być ładowane z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie tekst_11.htm).
       Powodem dla którego czytelnik ma prawo do kurtuazyjnego adresowania autora tej strony tytułem profesor wynika z faktu, że "z profesorami jest tak jak z generałami". Znaczy, "raz profesor, zawsze już profesor" - tj. jeśli ktoś raz był profesorem, wówczas m.in. grzecznościowo jest tytułowany profesorem już przez resztę życia. Autor zaś tej strony był profesorem aż na 4 odmiennych uniwersytetach, przez okres około 7 lat. Mianowicie, na trzech z tych uniwersytetów, w okresie od 1 września 1992 roku aż do 31 października 1998 roku, autor pracował jako odpowiednik polskiego "profesora nadzwyczajnego" - czyli zachodniego tzw. "Associate Professor" (z angielskiej uczelnianej hierarchii naukowej). Z kolei na jednej uczelni, w okresie od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku, autor pracował na stanowisku odpowiadającym pełnemu polskiemu "profesorowi zwyczajnemu", tj. na tzw. (Full) "Professor". Tak się też składało, że tamto zatrudnienie na stanowisku "Professor" było też ostatnim miejscem zatrudnienia jego życia zawodowego. Autor odszedł więc na emeryturę jako "były profesor".
       Po odlocie z Polski w 1982 roku, autor nieustannie ponawiał wysiłki i inicjatywy aby móc powrócić do kraju i aby jego wiedza i doświadczenie mogły też służyć ojczyźnie w której się urodził. Wszakże wiedział doskonale, że skoro poza granicami kraju zdołał przełamać przeszkody językowe, uprzedzenia jakie często mają tam wobec Polaków, wymogi odmiennych metod nauczania, różnice kulturowe, itp., osiągając tam pozycję pełnego profesora, wówczas z całą pewnością miał też wiele do zaoferowania uczelniom w swojej własnej ojczyźnie. Niestety, wszystkie te inicjatywy i wysiłki autora były niweczone przez najróżniejszych rodaków którzy najwyraźniej zadedykowali swoje życie służeniu zjawisku jakie w punkcie #G1 strony eco_cars_pl.htm opisywane jest pod nazwą "przekleństwo wynalazców". Najbliższe sukcesu były dwie z takich inicjatyw autora tej strony. Pierwsza z nich miała miejsce w 1986 roku, tj. zaraz po opublikowaniu w Nowej Zelandii monografii naukowej [1] "Teoria Magnokraftu - monografia o dyskoidalnym statku kosmicznym napędzanym pulsującym polem magnetycznym" (wydanie I, polskojęzyczne, marzec 1986, Invercargill, Nowa Zelandia, ISBN 0-9597698-5-4, 136 stron, 58 rysunków) - której treść była pierwowzorem dla obecnej treści tomów 3 i 2 najnowszej jego monografii [1/5]. Tamta monografia [1] opisywała wynaleziony przez autora statek kosmiczny nazywany magnokraftem oraz urządzenie napędowe dla owego statku zwane komorą oscylacyjną. Po opublikowaniu monografii [1] autor zwrócił się oficjalnie do Rady Naukowej Instytutu TBM Politechniki Wrocławskiej o pozwolenie mu na otwarcie przewodu habilitacyjnego i na obronienie rozprawy habilitacyjnej o owym statku - tak jak to wyjaśniam w punkcie #J1 strony magnocraft_pl.htm oraz w #69 z części #D strony rok.htm. Niestety, Rana Naukowa I-TBM odmówiła mu wówczas tego pozwolenia, wymawiając się że NIE ma w swoim gronie specjalistów którzy zajmowaliby się badaniami magnokraftu (chciaż autor wyraźnie zaznaczył w swoim wniosku-prośbie o otwarcie przewodu habilitacyjnego, że magnokraft jest jego wynalazkiem i że nikt przedtem na całym świecie NIE badal i NIE rozwijał tego rodzaju napędu dla statków kosmicznych). Wielka szkoda, że tamta inicjatywa autora została ustrzelona, bowiem gdyby wówczas udało się połączyć wynalazcze i inżynierskie zdolności autora z możliwościami wykonawczymi i badawczymi owego Instytutu TBM, wówczas do dzisiaj "magnokrat" i "komora oscylacyjna" byłyby zapewne już zbudowane i efektywnie służyłyby Polsce, zaś autor prawdopodobnie pracowałby teraz nad zbudowaniem jeszcze doskonalszego wehikułu czasu.
       Druga bliska sukcesu inicjatywa autora aby służyć swemu krajowi pojawiła się kiedy w 2009 roku jedna z uczelni w Polsce zaoferowała autorowi zatrudnienie na stanowisku "profesora nadzwyczajnego" w inżynierii softwarowej. Niestety, polskie Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego, które ma prawo odmówienia zgody na czyjeś zatrudnienie na stanowisku profesorskim, NIE wyraziło zgody na to zatrudnienie autora pod wymówką, że autor NIE posiada wykształcenia informatycznego. W swojej odmowie ministerstwo to przeoczyło jednak (lub celowo zignorowało) sporo faktów, przykładowo że kiedy autor studiował w latach 1964 do 1970, w Polsce NIE istniały jeszcze studia informatyczne, że doktorat autora był z pogranicza dzisiejszej informatyki oraz inżynierii mechanicznej (dotyczył bowiem tego co w dzisiejszych czasach nazywane jest m.in. "Computer Aided Design" oraz wersja "Finite Elements Method"), a także że poza Polską autor wykładał właśnie głównie informatykę na zachodnich uczelniach i że jedna pozycja odpowiednika "profesora nadzwyczajnego" oraz jedna pozycja odpowiednika "profesora zwyczajnego" jakie tam zajmował były właśnie w informatycznej specjalizacji "Software Engineering" - tj. "inżynierii softwarowej". (Sprawę tamtej odmowy pozwolenia polskiego ministerstwa na zatrudnienie autora w polskiej uczelni na stanowisku profesora nadzwyczajnego omawiam także w (5) z punktu #F3 strony o nazwie god_istnieje.htm oraz w punkcie #D3 strony o nazwie mozajski.htm.) Swoją drogą to ciekawe jak tacy oddani "przekleństwu wynalazców" Polacy wyobrażają sobie awans cywilizacyjny swego kraju, jeśli systematycznie "podcinają oni skrzydła" każdemu co bardziej twórczemu rodakowi.
       Jeśli więc czytelnik życzy sobie wysłać mi ewentualne swoje uwagi, informacje, zdjęcia, opisy własnych przeżyć, itp., wówczas powinien pisać na adres emailowy podany w punkcie #L3 w/w stron internetowych z moimi autobiografiami. Proszę jednak wówczas odnotować, że dla całego szeregu powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu, prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego prywatnego hobby naukowego, pozostawania niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować oficjalne stanowisko w określonych sprawach, istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych profesorów uczelnianych - których obowiązki zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa, itd., itp.) począszy od 1 stycznia 2013 roku ja przyjąłem żelazną zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile wysyłane do mnie przez czytelników moich stron - o czym niniejszym szczerze i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych. Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń filozofii totalizmu byłoby działaniem niemoralnym. Wszakże spowodowałoby, że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej" ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym, że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi. Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien" w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał, albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych profesorów polskich uczelni - wszakże oni są opłacani z podatków obywateli między innymi za udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa, a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak że korespondencja NIE zjada im czasu który powinni przeznaczać na badania).


#K5. Kopia tej strony jest też upowszechniana jako broszurka z serii [11] w bezpiecznym formacie PDF:

       Niniejsza strona dostępna jest także w formie broszurki oznaczanej symbolem [11], którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable Document Format") - obecnie uważanym za najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych formatów, jako że do niego normalnie wirusy się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do wygodnego czytania z ekranu komputera. Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje zielone linki. Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera podłączonego do internetu, wówczas po kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość strony internetowej jakiej treść ona publikuje, ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć na któryś odmienny adres z Menu 3, poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje). Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować ją do własnego komputera), wystarczy albo kliknąć na następujący zielony link albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
       Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy wyszczególniona ona została w linkach z "części #B" strony o nazwie tekst_11.htm. Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne strony, które już zostały opublikowane jako takie broszurki z serii [11] w formacie PDF. Życzę przyjemnego czytania!


#K6. Copyrights © 2021 by Dr Jan Pająk:

       Copyrights © 2021 by Dr Jan Pająk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejsza strona stanowi raport z wyników badań jej autora - tyle że napisany jest on popularnym językiem (aby mógł być zrozumiany również przez czytelników o nienaukowej orientacji). Idee zaprezentowane na tej stronie są unikalne dla badań autora i dlatego w tym samym ujęciu co na tej stronie (oraz co w innych opracowaniach autora) idee te uprzednio NIE były jeszcze publikowane przez żadnego innego badacza. Jako taka, strona ta prezentuje idee które stanowią intelektualną własność jej autora. Dlatego jej treść podlega tym samym prawom intelektualnej własności jak każde inne opracowanie naukowe. Szczególnie jej autor zastrzega dla siebie intelektualną własność odkryć naukowych i wynalazków opisanych na tej stronie. Dlatego zastrzega sobie, aby podczas powtarzania w innych opracowaniach jakiejkolwiek idei zaprezentowanej na niniejszej stronie (tj. jakiejkolwiek teorii, zasady, dedukcji, intepretacji, urządzenia, dowodu, rysunku, tabeli, fotografii, itp.), powtarzająca osoba ujawniła i potwierdziła kto jest oryginalnym autorem tych idei (czyli aby, jak mawia się w angielskojęzycznych kręgach twórczych, osoba ta oddała pełny "kredyt" moralny i uznaniowy autorowi tej strony), poprzez wyraźne wyjaśnienie przy swym powtórzeniu, iż tę ideę powtarza ze strony autoryzowanej przez dra Jana Pająka, poprzez wskazanie internetowego adresu niniejszej strony pod którym idea ta była oryginalnie omawiana, oraz poprzez podanie daty najnowszego aktualizowania tej strony (tj. daty wskazywanej poniżej).
* * *
If you prefer to read in English
click on the flag

(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)


English flag
Data założenia niniejszej strony: 30 marca 2012 roku
Data najnowszego jej aktualizowania: 2 sierpnia 2021 roku
(Sprawdź w adresach z Menu 4 czy istnieje już nowsza aktualizacja)