Oto
wykaz wszystkich stron które powinny być
dostepne pod niniejszym adresem (tj. na
tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1".
Wybierz poniżej interesującą Cię stronę
manipulując suwakami, potem kliknij na nią
aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Mieszkańcy północnych kontynentów Ziemi często
naśmiewają się z populacji tzw. "Antypodów". A to
że ludzie z Antypodów chodzą do góry nogami, a
to że dźwigają oni na swoich grzbietach całą resztę
planety, itp. Jeśli jednak dobrze się zastanowić, być
może znajdzie się jakąś rację w tym sarkastycznym
potraktowaniu Antypodan. Być może okaże się, że
sam Bóg nigdy NIE planował zaludnienia Antypodów
przez ludzi z północy. Niniejsza strona rozważa tezę,
że Bóg nie przeznaczył Antypodów do trwałego
zamieszkiwania przez ludzi stworzonych dla północnych
kontynentów, oraz że tych ludzi z północy którzy
zignorują intencje Boga i mimo wszystko zamieszkają
w owych zakazanych dla nich ziemiach oczekuje brak
przyszłości, stopniowe wyniszczenie, oraz zapomnienie
przez resztę cywilizacji ludzkiej. Analiza owej tezy
dokonana jest tutaj głównie na przykładzie
Nowej Zelandii -
czyli obszaru, który ja znam najlepiej. Jednak większość
rozważań z tej strony odnosi się do wszystkich obszarów
Antypodów, tj. do Australii z Tasmanią, Nowej Zelandii
i Antarktydy.
Treść tej strony autoryzuje
Jan Pajak,
czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona
http://worldcat.org/identities/ ),
który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się
z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych
dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas
w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej
produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez finansowania
i na zasadach rzekomego naukowego "hobby" wymuszanego
oficjalną dezaprobatą podjętej tematyki badań, ale niestety
o którego istnieniu i wynikach badań w Nowej Zelandii niemal
nikt NIE chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia, zaprzeczenia
i wyciszenia odkryć i wynalazów którego sporo Polaków konspiruje
się w gangi postępujące jak monopole wypaczające prawdę
i przyszłym pokoleniom usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci,
pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Część #A:
Cele, powody i teza niniejszej strony:
#A1.
Zamiast wstępu:
Dzisiejsza ateistyczna nauka upowszechniła
wierzenie, że logiczne i poprawne są tylko
wyniki ateistycznych badań bazujące na
interpretacji istniejącego materiału dowodowego.
Natomiast wszelkie wyniki dociekań bazujących
na stwierdzeniach religii, czy na folklorze
mówionym i mitach, stają się pozbawionymi
logiki bajkami które są sprzeczne z otaczającą
nas rzeczywistością. Niestety, kiedy ateistyczna
nauka wyrabiała w sobie owo wierzenie, nie
była opracowana jeszcze
teoria wszystkiego
zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji.
Tymczasem owa "teoria wszystkiego" wykazuje
coś zupełnie odwrotnego. Mianowicie wykazuje
ona że jeśli uwzględni się fakt istnienia wszechmogącego
Boga
który stworzył świat fizyczny i człowieka, wówczas
musi się też pamiętać że ów Bóg posiada odmienny
od ludzi sposób myślenia, własne cele do osiągnięcia,
oraz unikalne dla siebie metody działania,
których zbiorowa inteligencja dzisiejszych
naukowców ciągle NIE jest w stanie wydedukować
ani zrozumieć. (Co zresztą sam ów Bóg potwierdza w
autoryzowanej przez siebie Biblii
z pomocą słów: "Bo myśli moje nie są myślami waszymi
ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa
górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi
drogami i myśli moje - nad myślami waszymi." -
patrz Biblia, Księga Izajasza, 55:8-9.)
Z kolei owe unikalne myślenie, cele i metody
działania Boga powodują, że dla istotnych powodów
Bóg "fabrykuje" materiał dowodowy i fakty którymi
celowo "kusi" On i "egzaminuje" dzisiejszych naukowców -
tak jak to wykazano na totaliztycznej stronie
evolution_pl.htm.
Natomiast rzeczywistą prawdę o
wszechświecie Bóg ukrywa właśnie w owych
rzekomo błędnych i ignorowanych folklorystycznych
opowiadaniach, mitach, oraz religijnych objawieniach.
Dlatego niniejsza strona podejmuje jeden z takich
właśnie folklorystyczno-religijnych tematów
przez ateistyczną naukę uważanych za wysoce
kontrowersyjne i godne jedynie ignorowania, oraz
wykazuje na jego przykładzie że z punktu widzenia ustaleń
Konceptu Dipolarnej Grawitacji
analiza tego tematu prowadzi do logicznej i
potwierdzalnej przez rzeczywiostość prawdy.
Tyle tylko że owa wynikająca z religii i mitów
prawda jest całkowicie odmienna od tego co
wmawia nam dzisiejsza ateistyczna nauka.
#A2.
Cel tej strony:
Celem tej strony jest próba alternatywnego
wyjaśnienia powodów i następstw wysoce
niesprzyjających dla ludzi warunków naturalnych
panujących na Antypodach. (Wszakże
dotychczas oficjalna nauka ziemska nawet
NIE stara się wyjaśnić tych powodów i
następstw, a jedynie wrzuca je do worka
przypadkowych zbieżności klimatu, flory,
fauny, tradycji, historii, itp.) Cel ten staram
się osiągnąć głównie na przykładzie sytuacji
Nowej Zelandii którą znam najlepiej, zaś na
temat religijnych mitów której dostępne są
dla mnie wymagane opisy. Niemniej
większość opisanych tu faktów odnosi
się do całych Antypodów.
Dodatkowym celem tej strony jest podjęcie
próby naukowego ustalenia poziomu prawdy
zawartej w mitach oryginalnej religii maoryskiej.
Wszakże przez dzisiejszą ateistyczną naukę
te religijne mity Maorysów są uważane za
wytwory wybujałej wyobraźni które całkowicie
mijają się z prawdą, a stąd naukowe badanie
poziomu prawdy których jest uważane co najmniej
za "kontrowersyjne". Przez zaś podjęcie
takiej kontrowersyjnej tematyki chciałbym
zainspirować czytelnika do przemyślenia
tej tematyki i do odmiennego spojrzenia
na poruszane nią sprawy.
#A3.
Teza tej strony:
Motto:
"Pewności ani przekonania NIE można dać innym w prezencie. Można
za to wskazać innym miejsce w którym będą w stanie sobie je znaleźć."
Jeśli dokładniej przyglądnąć się procesom,
zjawiskom, oraz faktom zarysowującym się
na obszarach Ziemi określanych wspólnym
mianem "Antypody", wówczas daje się w nich
wyróżnić dosyć intrygujący trend. Wygląda to
tak, jakby życie ludzi na Antypodach opisywane
było przez zupełnie odmienne prawa natury niż
życie ludzi w północnych regionach Ziemi. Prawa
te na Antypodach zdają się bowiem być bardziej
nastawione na wyniszczanie, wymazywanie,
powstrzymywanie, itp. To z kolei inspiruje do
zadawania pytań w rodzaju "czy intencje Boga
w odniesieniu do Antypodów były takie same
jak Jego intencje w stosunku do północnych
regionów Ziemi?" Jeśli zaś Bóg miał tam inne
intencje, to jakie one były (i są)? Niniejsza strona
stara się więc przeegzaminować dokładniej
tą sprawę.
Najłatwiej dokonać przeegzaminowania intencji
Boga w odniesieniu do Antypodów, jeśli sformułuje
się tezę roboczą na ten temat, potem zaś na łamach
niniejszej strony przeanalizuje zasadność tej tezy
na bazie materiału dowodowego który ją podpiera.
Oto więc owa teza robocza. "Bóg nie zamierzał
zaludniać Antypodów ludźmi stworzonymi dla
warunków północnej półkuli Ziemi, ponieważ
warunki jakie tam stworzył są zbyt wyniszczające
i zbyt degenerujące dla mieszkańców północy,
a stąd warunki te uniemożliwiają wypracowanie
postępu i lepszej przyszłości dla tych ludzi północy
którzy mimo wszystko odważyliby się tam osiedlić."
Stawiając tutaj ową tezę niniejszej strony, zaś
w dalszej części strony prezentując materiał
dowodowy który podpiera prawdziwość tej tezy,
wcale NIE mam zamiaru nikogo tutaj przekonywać
że teza ta jest absolutną prawdą. Wszakże w tak
istotnych jak ona sprawach każdy musi sam
dokonać wyboru czy uważa ją za absolutną
prawdę, za odległe prawdopodobieństwo, czy
też za zupełną niemożliwość. Ja jedynie prezentuję
tutaj argumenty, zaś czytelnik musi sam zdecydować
co o nich sądzi.
Oczywiście gdyby teza ta uznana została przez
kogoś za poprawną, wówczas miałoby to określone
następstwa dla owej osoby. Przykładowo, na obszarach
które sam Bóg zdefiniował jako nieprzydatne do trwalego
zamieszkania przez ludzi północy, byłoby wysoce niebezpiecznie
osiedlać się na stale za młodu i przywiązywać przyszłość
swego potomstwa do owych obszarów. Jedyne bowiem
do czego obszary takie się nadają, to albo jednorazowe
odwiedziny turystyczne, albo też przeniesienie się tam
na ostatni etap swego życia (emeryturę) - kiedy to
i tak NIE ma się już żadnej przyszłości przed sobą
którą wrogie ludziom trendy i prawa owego obszaru
mogłyby zniszczyć.
Część #B:
Bóg
najwyraźniej początkowo wcale nie zamierzał ani
stwarzać Nowej Zelandii, ani zaludnić Antypodów:
#B1.
Wymowa materiału dowodowego definiującego stanowisko
Boga w sprawie stworzenia i zaludnienia Nowej Zelandii,
oraz dlaczego Bóg najwyraźniej zmienił to stanowisko:
Życie w ogólności, zaś życie ludzkie w
szczególności, są uzależnione od zaistnienia
szokująco wąskiego poziomu parametrów.
(Temat zakresu tych parametrów omawiam
szerzej w punkcie #E5 totaliztycznej strony
god_proof_pl.htm.)
Dowodami ilustrującymi jak ogromne znaczenie
dla życia ma precyzyjne utrzymywanie wymaganego
zakresu parametrów, są dzisiejsze problemy
zdrowotne i reprodukcyjne powodowane już
przez niewielkie poziomy zanieczyszczeń,
przez chemiczne skażenie otoczenia, przez
pestycydy, przez antybiotyki, itd., itp.
Jeśli porówna się naturalne warunki środowiskowe
panujące na północnej i południowej półkuli Ziemi,
wówczas nie trzeba być nawet naukowcem aby
odnotować, że owe warunki różnią się dosyć
znacząco. Wszakże na południowej półkuli Ziemi
panuje odmienny biegun magnetyczny, jest ona
wystawiona na odmienne oddziaływania grawitacyjne
planet i Księżyca, docierają do niej inne rodzaje
promieniowania kosmicznego i słonecznego, wiele
substancji (np. ozon z atmosfery) zachowuje się
zupełnie inaczej niż na półkuli północnej, itd.,
itp. Odmienność owych warunków naturalnych z
półkuli południowej Ziemi daje się zresztą odnotować
nawet w sposób wzrokowy. Przykładowo, w
Nowej Zelandii woda paruje znacznie szybciej
niż w Europie, wiry na wodzie rotują w odwrotnym
kierunku, mikroorganizmy zachowują się inaczej -
stąd np. sery i yorghuty smakują tam inaczej niż
w Europie, drzewa rosną około 5 razy szybciej niż
drzewa europejskie, lokalnie urodzeni ludzie są
bardziej muskularni, w społeczeństwie dają się
odnotować odmienne trendy i skłonności, itd., itp.
Innymi słowy, ponieważ życie jest tak wysoko
uzależnione od wąskich parametrów, na Antypodach
owe parametry są na tyle odmienne od tych panujących
na półkuli północnej Ziemi, że z całą pewnością
długoterminowo wpływają one zasadniczo na
żyjących tam ludzi. Obserwując też rodzaj wpływu
jakie owe odmienne parametry mają na ludzi, już
na podstawie dotychczasowych obserwacji daje
się odnotować, że dla ludzi stworzonych dla życia
na północnej półkuli Ziemi wpływ ten jest wysoce
niekorzystny i wyniszczający.
Jeśli nawet dla niedoskonałego umysłu ludzkiego
od razu narzuca się prawda, że warunki naturalne
panujące na Antypodach są wysoce niekorzystne
dla ludzi stworzonych przez Boga do życia na
północnej półkuli Ziemi, sam Bóg o owym fakcie
z całą pewnością wiedział znacznie wcześniej
i lepiej. Stąd jest niemal pewnym że ów Bóg
początkowo wcale nie planował zaludniania
Antypodów. Przez długi czas Bóg nawet nie
stworzył Nowej Zelandii. Nie dał też ziemiom
z Antypodów niemal niczego nadającego się
do jedzenia przez ludzi. Najwyraźniej jednak
z czasem Bóg odnotował że wbrew jego zamiarom
ludzie w północnej półkuli ciągle przenoszą
się do Antypodów. Ponadto, z upływem czasu
Bóg również eksperymentalnie się przekonał,
że trudne warunki życiowe oraz twarda szkoła
życia wpływają korzystnie na charakter ludzi -
co ja staram się wyjaśnić szerzej w punkcie
#A3 totaliztycznej strony
god_proof_pl.htm
oraz w punkcie #B5.1 totaliztycznej strony
will_pl.htm.
Istniejący materiał dowodowy ujawnia więc
że w jakiś czas później Bóg zmienił swe
zdanie co do potrzeby zaludnienia Antypodów.
Wszystko wskazuje na to że Bóg zdecydował
się wówczas na dokonanie eksperymentu na
Antypodach, poprzez stworzenie specjalnego
lądu obecnie zwanego Nowa Zelandia, przystosowanego
do osiedlenia na nim ludzi, oraz stworzenia
ras ludzkich specjalnie dostosowanych do
życia w trudnych warunkach Antypodów.
Dzięki eksperymentowi Boga ze stworzeniem
Nowej Zelandii i zaludnieniem jej najpierw przez
rasę "Moriori", potem zaś przez rasę "Maori" (tj. "Maorysów"),
mamy obecnie unikalną możliwość badawczą.
Wszakże aż do około lat 1840-tych Nowa Zelandia
i Maorysi pozostawali zupełnie odcięci od świata.
Stąd ich oryginalna religia oraz mity nie zostały
jeszcze zapomniane ani skażone wpływami religii
i mitów z reszty świata. Mając więc obecnie do
naszej dyspozycji tak wspaniałą teorię naukową jak
Koncept Dipolarnej Grawitacji
możemy już przebadać poziom prawdy
zawartej w owych mitach, szczególnie zaś
przebadać tezę wyrażoną w punkcie #C6
totaliztycznej strony internetowej o nazwie
prawda.htm,
a stwierdzającą że we wszystkie religie
świata Bóg wpisał dokładnie te same absolutne
prawdy, tyle że w każdej z owych religii prawdy
te Bóg wyraził innymi słowami oraz położył
nacisk na nieco odmienne ich aspekty.
#B2.
Interesujące okoliczności stworzenia Nowej Zelandii:
Jedną z istotnych zasad postępowania którymi
Bóg się kieruje we wszelkich swych działaniach
dotyczących ludzi, jest zasada że zawsze
musi istnieć droga która zaprowadzi tych co
szukają prawdy do poznania tejże prawdy.
W przypadku stworzenia przez Boga świata
fizycznego, Ziemi, oraz człowieka, owa
"droga do prawdy" uzyskała formę różnych
pism świętych, w rodzaju
Biblii
czy świętych skryptów hinduizmu, które Bóg
dał ludziom aby te ujawniły im wytyczne
jak ludzie ci mogą dotrzeć do prawdy.
Podążając ową drogą, możliwe więc było
dokonanie ustaleń zaprezentowanych np.
na totaliztycznej stronie internetowej
evolution_pl.htm.
W początkowej fazie tworzenia Bóg najwyraźniej
NIE zamierzał zaludniać Antypodów - tak jak
stwierdza to teza niniejszej strony. Z tego powodu
nie dana też została ludziom owa "droga do prawdy"
na temat lądów i ziem leżących na Antypodach.
Jednak kiedy ludzie zaludnili istniejące kontynenty
z północnej półkuli Ziemi, niektóre grupy ludzi zaczęły
stopniowo przenosić się do Antypodów. Widząc
tą tendencję, najwyraźniej Bóg zdecydował się
dokonać eksperyment stworzenia zupełnie nowych
ras ludzkich (tj. Moriori i Maori) - które to rasy
Bóg zamierzał dostosować do życia w ogromnie
trudnych i wymagających warunkach Antypodów.
Aby dać owym rasom zupełnie unikalne warunki
do życia, Bóg postanowił wówczas stworzyć też i
nowy ląd, którym jest obecna Nowa Zelandia.
Aby zaś przy tym stwarzaniu zupełnie nowego lądu
udostępnić ludziom "drogę do prawdy", Bóg
postanowił stworzyć Nową Zelandię dosłownie
na oczach całego szeregu świadków.
Było to już w czasach kiedy ludy północnej półkuli
Ziemi miały już swoje państwa i narody, takie jak
Egipt, Grecja, Indie, czy Chiny. W pobliżu Nowej
Zelandii, czyli prawdopodobnie w Australii lub
Tasmanii, żył wówczas dosyć niezwykły człowiek
zwany "Maui". Został on zamodelowany na
podobną osobę która w kulturach Europy znana
jest pod nazwą "Herkulesa". (Jest też możliwe, iż
oboje oni byli owymi "cielesnymi reprezentacjami
Boga" opisywanymi w punkcie #B12 strony
god_pl.htm.)
W podobny sposób jak ów "Herkules", także ten
"Maui" był większego niż normalnie wzrostu, oraz
nietypowej u ludzi siły.
To on i jego bracia wybrani zostali przez Boga
na naocznych świadków stworzenia Nowej Zelandii.
Kiedy więc z grupą swoich braci i kompanów ów
Maui wybrał się łodzią na ryby, po zarzuceniu wędki
Bóg spowodował że zamiast ryby jego hak zaczepił
się o nowy ląd. Stąd kiedy wyciągał swoją wędkę
z wody, ku szokowi jego towarzyszy - a zapewne
i jego samego, Bóg spowodował iż wyglądało to
jakby ów Maui faktycznie złowił i wyciągnął z wody
na powierzchnię morza ogromny nowy ląd. Ląd
ten obecnie zwany jest "Nowa Zelandia". Naoczni
świadkowie owego stworzenia Nowej Zelandii
przekazywali potem dalszym pokoleniom tamtą
historię niedawnego pojawienia się Nowej Zelandii
na powierzchni naszej planety.
#B3.
Podobnie jak reszta Antypodów, Nowa Zelandia ma równie
wrogie człowiekowi warunki, tyle że ma pod dostatkiem wody:
Stwarzając Nową Zelandię dla przeprowadzenia
swego eksperymentu z rasą ludzi która będzie
w stanie żyć na Antypodach (tj. z Maorysami),
Bóg nadał nowemu lądowi wszystkie te same
cechy które charakteryzują resztę Antypodów.
Znaczy stworzył ten ląd jako wrogi człowiekowi,
pozbawiony żywności, z nieco odmiennymi
prawami natury niż prawa panujące na północnej
półkuli Ziemi, itp. - po szczegóły patrz "część #C"
tej strony. Jedyne co Bóg dodatkowo dał Nowej
Zelandii w porównaniu z tym co istnieje np. w
Australii, to dostatek wody.
#B4.
W glebę, skały i naturę Nowej Zelandii Bóg również zakodował
materiał dowodowy że jej wyspy wynurzyły się z morza:
Na poparcie raportu mówionego od Maui
i od jego towarzyszy, że Nowa Zelandia
faktycznie wynurzyła się z morza, Bóg
wpisał również w glebę, skały, oraz naturę
Nowej Zelandii najróżniejsze rodzaje materiału
dowodowego który dokumentuje owo wynurzenie
się z morza. Niektóre przykłady tego materiału
dowodowego omawiane są w punktach #C1
i #C2 z totaliztycznej strony internetowej
newzealand_pl.htm.
Część #C:
Każdy kontynent i ląd stworzony dla zasiedlenia przez ludzi
Bóg
od początku odpowiednio przygotował - jednak Antypody
NIE zostały przygotowane do zasiedlenia przez ludzi:
#C1.
Brak na Antypodach roślin rodzących owoce jadalne:
Zgodnie z
Biblią (która wszakże została autoryzowana przez samego Boga),
jadalne owoce są jednym z podstawowych
darów które Bóg przygotował dla ludzi na
lądach na których rasa ludzka ma żyć,
rozmnażać się, rozwijać, zaś cywilizacja
ludzka ma tam kwitnąć. To dlatego jadalne
owoce i jagody oryginalnie istniały nawet
w tak zdawałoby się nieprzyjaznych dla ludzi
miejscach jak Syberia czy Alaska. Jednym
z bardziej wymownych przykładów, jak umiejętnie
Bóg
potrafił zadbać o dobro ludzi w miejscach w
których życzy sobie widzieć ludzkie osadnictwo,
jest użyteczność świętego orzecha kokosowego
opisywanego w punkcie #D1 ze strony internetowej
fruit_pl.htm - o tropikalnych owocach strefy Pacyfiku oraz o filozofii ich zjadania.
Orzech ten rośnie na piaszczystych wyspach koralowych
otoczonych wyłącznie niezdatnymi do picia, zasolonymi
wodami oceanicznymi, na których brak nawet źródeł
wody pitnej. Zaspokaja on tam praktycznie wszystkie
potrzeby miejscowej ludności, dostarczając im nawet
wody do picia. Tymczasem omawiane tutaj Antypody
oryginalnie NIE otrzymały od Boga żadnych
jadalnych owoców. Faktycznie przed
przybyciem do Antypodów pierwszych Europejskich
osadników NIE było w Nowej Zelandii nawet
najmizerniejszego jadalnego owocu. Nawet
najmizerniejszego jadalnego owocu NIE było
też oryginalnie w całych Antypodach, a więc
ani w Australii, ani w Nowej Zelandii, ani w
Tasmani, ani oczywiście na Antarktydzie.
Praktycznie oryginalnie NIE było tam niemal
nic do jedzenia. Wszystko co jadalnego
wyrasta tam obecnie, przywieźli do Nowej
Zelandii dopiero pierwsi europejscy osadnicy
jacy zaczęli zasiedlać ów kraj począwszy
dopiero od około 1840 roku.
#C2.
Oryginalna dostępność na Antypodach tylko
rodzajów żywności, które uważane są jako
"ostatni ratunek" (korzenie, skorupiaki, owady, itp.):
Jeśli przeanalizować co poprzednie cywilizacje
osiadłe w Nowej Zelandii miały tam dostępnego
do jedzenia, okazuje się że tylko to co dzisiejsi
ludzie uważają za tzw. pożywienie "ostatniego
ratunku". Przykładowo, jeśli ktoś zaginie w dziczy
i nie ma już nic do jedzenia, wówczas znawcy
przedmiotu radzą aby zjadać owo pożywienie
"ostatniego ratunku". Należą do niego glizdy,
robaki (np. przysmak Maorysów, czyli duże
jak palce
pędraki huhu - tj. "huhu grubs"),
korzenie, jaszczurki, skorupiaki, ptaki morskie,
itp. (w tym ludzkie mięso - patrz punkt #K1).
Faktycznie też jeśli się przeanalizuje co
zmuszone były zjadać poprzednie cywilizacje
osiadłe w Nowej Zelandii czy w Australii,
wówczas okazuje się że były to właśnie
takie rodzaje pożywienia "ostatniego ratunku".
Nic dziwnego że wszystkie owe poprzednie
cywilizacje do dzisiaj już poupadały lub pozanikały.
Część #D:
Jak Bóg stworzył Maorysów - czyli rasę ludzi specjalnie
dostosowaną do życia w trudnych warunkach Antypodów:
#D1.
"Standardowa procedura" używana przez
Boga przy tworzeniu kolejnych ras ludzi:
Każda rasa ludzka ma nieco odmienny system
genetyczny, nieco odmienną charakterystykę i
cechy osobowościowe, jest dostosowania
do nieco odmiennego trybu życia oraz innych
warunków środowiskowych, itd., itp. Kiedy więc
Bóg
stwarzał ludzkość, wówczas każdą rasę
ludzi musiał stwarzać oddzielnie. W ten sposób
każdej rasie mógł nadać wymagane dla niej
cechy. Ten fakt odrębnego stwarzania
każdej rasy ludzkiej jest zresztą potwierdzany
odmiennością opisu jej pochodzenia w
oryginalnej religii danej rasy. Wszakże
dla każdej rasy ludzi, jej religia podaje
specyficzną dla niej historię stworzenia.
Owa historia stworzenia jest nieco inna np.
dla starożytnych Greków i Rzymian, zaś
inna dla starożytnych Egipcjan. Inna jest
też dla rodzimych ludów Izraela, Indii,
Chin, czy Nowej Zelandii, a jeszcze inna
dla Wikingów czy Słowian.
Tak się składa, że obecnie wszyscy za
historię stworzenia ludzi przyjmujemy tylko
ową historię opisaną w Biblii (która opisuje
stworzenie pary pierwszych Izraelitów w wehikule
kosmicznym zwanym "Raj" i podobnym do
magnokraftu typu K7 -
po szczegóły patrz podrozdział P6.1
z tomu 14 mojej najnowszej
monografii [1/5]).
Nie bierzemy przy tym pod uwagę, że owa
Biblia wyraźnie stwierdza iż opisuje sobą
historię stworzenia jedynie pierwszej pary
ludzi z rasy żydowskiej. Inne zaś rasy ludzi
były tworzone na nieco odmienne sposoby
i w odmiennych czasach. Opisy stworzenia
owych innych ras ludzi zawarte są w ich
rodzimych religiach.
Oczywiście, stwarzając po kolei aż cały szereg
ras ludzi, Bóg wypracował sobie coś, co możnaby
nazwać "generalną procedurą tworzenia nowej
rasy ludzi". Procedura ta dla każdej rasy ma
kilka wspólnych etapów, jakich odzwierciedlenie
zawarte jest w oryginalnych religiach poszczególnych
ras. Najważniejsze z owych wspólnych etapów
każdej procedury tworzenia nowej rasy ludzi to:
(1) tworzenie ciała, (2) wtchnięcie
duszy, (3) nauka w Raju, (4)
"wypędzenie" na Ziemię. Opiszmy więc teraz
esencję każdego z owych etapów. Oto one:
Ad (1): Tworzenie ciała. Wszystko w
naszym świecie fizycznym, a więc również
ciało każdego z ludzi, jest utworzone z substancji
zwanej "przeciw-materia". Substancja ta nosi
cechy płynnego komputera, tzn. zawiera w
sobie hierarchiczny system programów (czyli tzw. "duszę")
który definiuje zarówno kształt w jaki się ta substancja
układa, jak i jej zachowanie. To dlatego prawdą
jest stwierdzenie że "wszystko w naszym
wszechświecie jest tylko jedną z wielu możliwych
manifestacji zawsze tej samej 'przeciw-materii' ".
Dokładniejsze opisy sposobu formowania obiektów
naszego świata fizycznego z owej "przeciw-materii"
zawarte zostały w punktach #I2 do #I4 totaliztycznej strony
dipolar_gravity_pl.htm.
Aby więc stworzyć ciało człowieka, Bóg potrzebował
jedynie "sporządzić program który układał ową
'przeciw-materię' na kształt człowieka". Oczywiście,
jeśli owo formowanie kształtu człowieka z przeciw-materii
ktoś usiłowałby opisać z użyciem ograniczonego
słownictwa pierwszych ludzi, wówczas najprościej
i najdokładniej by to wyraził słowami że "Bóg 'ulepił'
człowieka z 'przeciw-materii' ". Ponieważ zaś pierwszym
ludziom NIE było również znane słowo opisujące ową
"przeciw-materię", stąd do jej opisania pierwotne ludy
używały nazwy najpowszechniej znanej im substancji
z której daje się "ulepić" kształt człowieka, a która
zawiera ową "przeciw-materię" - czyli "gliny", "ziemi",
"piasku", itp. Z tego powodu praktycznie niemal każda
pierwotna religia świata twierdzi że "Bóg 'ulepił' ciało
człowieka z 'gliny' "(albo z 'ziemi', 'piasku', itp.).
Przykładowo religia starożytnych Greków stwierdza,
że pierwsza kobieta świata, tzw. "Pandora" została
ulepiona z gliny przez boga Hefajstosa, zaś życie
w nią tchnęła bogini Atena.
Na samym początku Bóg formował ciała obojga
pierwszych ludzi, tj. zarówno ciało pierwszego
mężczyzny, np. bibilijnego Adama, jak i oddzielnie
(chociaż bazując na genach tego mężczyzny)
ciało pierwszej kobiety, np. bibilijnej Ewy.
Potem jednak ciało mężczyzny każdej następnej
już rasy Bóg formował poprzez jedynie niewielkie
zmodyfikowanie ciała mężczyzny poprzedniej rasy.
Zupełnie od nowa ciągle jednak musiał fomować
ciała pierwszych kobiet każdej nowej rasy. Formowanie
ciał kobiet miało bowiem ponakładane na siebie znacznie
więcej i znacznie ostrzejszych wymogów odmienności
niż formowanie ciał mężczyzn - wszakże np. u kobiet
Bóg musiał uzyskać wymagany poziom ich niedoskonałości
wyjaśniony w punkcie #B2 strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Dlatego ciał kobiet nowej rasy nie dawało się już uzyskać
poprzez niewielkie zmodyfikowanie ciał kobiet uprzedniej
rasy. Kiedy zaś Bóg uzyskał już ciała obu płci, wówczas
następnych osobników danej nowej rasy formował
poprzez zwykły stosunek seksualny tej pierwszej pary.
W ten właśnie sposób powstała nie tylko rasa Greków,
ale także np. rasa odciętych od reszty świata Maorysów.
U Maorysów ciało pierwszego mężczyzny otrzymał
bożek zwany "Tane", zaś ciało pierwszej kobiety
było ulepione od samego początku przez tegoż
bożka "Tane" z ziemi "latającej wyspy" zwanej "Hawaiki".
Ad (2): Wtchnięcie duszy. "Standardowa
procedura tworzenia" człowieka z praktycznie
każdej pierwotnej i pełnej religii świata, zawiera
w sobie też informację o następnym "wtchnięciu
duszy" w już istniejące ciało pierwszego człowieka.
Zgodnie z opisami w punktach #C1 i #C2 totaliztycznej strony
soul_proof_pl.htm,
dusza jest to rodzaj "naturalnego programu"
który musi zostać "załadowany" do "przeciw-materii"
formującej ciało istot żyjących aby powołać to ciało
do życia - podobnie jak software z dzisiejszych
komputerów musi zostać "załadowane" do hardware
owych komputerów aby umożliwić im działanie.
W prymitywnych językach starożytności sam
proces "załadowywania" w coś programu daje
się opisać jako "wtchnięcie" tego programu. To
dlatego dla opisania owego ogromnie istotnego
procesu załadowywania "programu duszy" do
ciała, w praktycznie wszystkich pierwotnych
religiach świata użyte jest wyrażenie "wtchnięcie duszy"
albo "wtchnięcie życia". Owo wysoce ilustracyjne
wyrażenie zawarte jest w nawet tak "egzotycznej"
religii jak pierwotna religia Chińczyków z okolic
"Żółtej Rzeki" w Chinach. Przykładowo na stronie
21 książki [1#D1] "The Book of Beginnings"
(Time-Life Books, Amsterdam, 1986, ISBN 7054-0896-5),
stworzenie pierwszych Chińczyków opisane
zostało w następujący sposób: "... bogini Nu Kua
dała Ziemi jej pierwszych mieszkańców. Ulepiła
ich ciała z gliny, tchnęła w nich życie, oraz nauczyła
ich jak mają się rozmnażać". Z kolei na stronie
19 tej samej książki [1#D1] owo "wtchnięcie w
nich życia" opisane jest następującymi słowami:
"Położyła ciało na ziemi i wtchnęła w nie chmurkę
ciepłego, niebiańskiego kadzidła".
(W oryginale angielskojęzycznym - p. 21: "... goddess
Nu Kua gave earth its first human inhabitants. She
sculptured their bodies from clay, infused with life,
and taught them how to love."; p. 19: "She placed
the body on the ground and breathed a cloud of
warm, heavenly incense over it"). Potem inny bóg
chiński o nazwisku Fu Hsi nauczył ludzi wszystkiego
co im potrzebne do przeżycia, a więc np. wykonywania
sieci i łowienia ryb, zapalania ognia, grania na
instrumentach muzycznych, oraz pisma.
Ad (3): Nauka w Raju. Po stworzeniu i ożywnieniu
pierwszych ludzi danej rasy, Bóg zawsze umieszczał
ich w rodzaju "szkoły życia" (w chrześcijaństwie szkoła
ta nazywana jest "Raj"). Tam bez wkładania w
to żadnego wysiłku ludzie otrzymywali od Boga
wszystko co im było potrzebne do życia, zaś Bóg
uczył ich najważniejszych umiejętności życiowych,
oraz wykładał im ich pierwotną religię. W skład
owej nauki i pierwotnej religii każdej rasy wchodziła
też wiedza o powstaniu wszechświata, a także
wiedza o procesie stworzenia danej rasy ludzi.
To właśnie dlatego daje się formalnie wykazać,
że we wszystkie religie
świata Bóg wpisał te same zasadnicze prawdy,
tyle że w każdej religii prawdy te wyraził odmiennymi
słowami i przykładami - po opisy owego
wzajemnego podobieństwa prawd i wiedzy zawartej we
wszystkich religiach świata patrz punkt #C6 z totaliztycznej strony
prawda.htm.
W owej "szkole życia" (tj. w "Raju") Bóg bezpośrednio
i cieleśnie obcował z pierwszymi ludźmi danej rasy.
W tym celu tymczasowo Bóg stwarzał dla siebie
samego swoje własne "cielesne reprezentacje" -
czyli ciała podobne z wyglądu do ciał ludzi
danej rasy. (Zasady i procedura owego
tymczasowego tworzenia "cielesnych reprezentacji
Boga" albo "wcieleń Boga", opisane są w punktach
#B12, #B11, oraz #B13 ze strony o nazwie
god_pl.htm.)
Jednak owe "cielesne reprezentacje Boga" czy
"wcielenia Boga" wcale nie otrzymywały tzw.
"wolnej woli" (tak jak "wolną wolę" podejmowania
dowolnych decyzji i realizowania dowolnego
postępowania otrzymują od Boga ludzie), a
ich umysły były bezbośrednio podłączone do
umysłu Boga. Innymi słowy, owe "cielesne
reprezentacje Boga" czyniły dokładnie to co
umysł Boga nakazywał im uczynić, oraz wiedziały
wszystko to co wie sam Bóg. Dzięki ich wprowadzeniu,
owi edukowani w "Raju" pierwsi ludzie fizycznie
obcowali z tymczasowo stworzonymi "cielesnymi
reprezentacjami Boga" - myślenie, wiedza i możliwości
których to reprezentacji faktycznie pokrywały
się z boskim myśleniem, wiedzą i możliwościami.
Aby móc ilustratywnie demonstrować pierwszym
ludziom nie tylko wiedzę na temat przeżycia,
ale również wiedzę moralną, mądrości życiowe,
niebezpieczeństwa, poczucie odpowiedzialności,
tradycje, itp., w owej "szkole życia" z "Raju"
Bóg zawsze przyjmował co najmniej dwie
wzajemnie do siebie przeciwstawne "cielesne
reprezentacje". Ponieważ zasada na jakiej
działa umysł Boga nadaje Mu zdolności
do wykonywania niezliczonej ilości działań
równocześnie, Bóg mógł z łatwością przyjmować
równocześnie więcej niż jedną taką swoją
"reprezentację cielesną". (Ową zdolność
Boga do działania w sposób podobny jak działają
dzisiejsze "multiprocesorowe komputery", czyli
do jednoczesnego wykonywania niezliczonej
ilości odmiennych działań, opisuję dokładniej w
(3) z punktu #C6 powyższej totaliztycznej strony
prawda.htm.)
Z tamtych co najmniej dwóch przeciwstawnych
"reprezentacji cielesnych", które Bóg zawsze
przyjmował w owej "szkole życia" (czyli w "Raju"),
co najmniej jedna zawsze ilustrowała ludziom
czym jest "dobro", druga zaś lub inne reprezentacje
zawsze ilustrowały ludziom czym jest "zło". W
swoich pierwszych procesach tworzenia ludzi,
tj. kiedy Bóg tworzył rasy oraz religie starożytnych
Egipcjan, Greków, Indian, Chińczyków, itp., Bóg
przyjmował dużą liczbę owych swoich "cielesnych
reprezentacji", każdą z nich wyposażając w
odmienną osobowość, przywary, zwyczaje,
słabości, itp. Jednak w późniejszych procedurach
tworzenia np. Izraelitów czy nowozelandzkich
Maorysów, ograniczył już liczbę swoich "cielesnych
reprezentacji" do jedynie dwóch zasadniczych.
Oczywiście, wszystkie owe "reprezentacje cielesne
Boga", tj. zarówno te co ilustrowały "dobro" jak i te
co ilustrowały ludziom "zło", zawsze były podłączone
do tego samego nadrzędnego umysłu Boga.
Tyle że każda z nich otrzymała niezależnie działające
ciało i każda otrzymała od Boga odmienna osobowość.
O postępowaniach wszystkich z nich zawsze też
decydował jeden i ten sam nadrzędny umysł Boga.
W mitologii opisującej hebrajski "Raj", owe dwie
przeciwstawne osobowości przyjmowane przez "cielesne
reprezentacje Boga" nazywane były "Mesjasz" oraz
"Serpent" (ów "Serpent" później nazwany został
"Szatanem") - po szczegóły patrz książka [2#D1]
pióra Roberta Gravez i Raphaela Patai zatytułowana
"Mity Hebrajskie" (Cykady, 1993, Warszawa), opis
hebrajskiego "Raju" z której podsumowany też został
na stronie 152 książki [3#D1] pióra Andrzeja
Olszewskiego "Boski Gwałt" (Warszawa 1996, ISBN 83-900944-1-X).
Natomiast w maoryskiej mitologii owe dwie przeciwstawne
reprezentacje Boga były zwane "Tane" oraz "Uenuku".
Dzięki nim, w procedurze stworzenia z każdej pierwotnej religi
na Ziemi, pierwsi ludzie bezpośrednio doświadczali zarówno
pomagającą im i przyjazną dla nich osobowość "Mesjasza",
jak i wrogą im oraz zwodniczą osobowość "Serpenta"
(zwanego też "Szatanem"). Obie te osobowości
rozwijały w ludziach m.in. tradycje, a także zrozumienie
dla pochodzenia oraz dla mechanizmów konkretnych
zdarzeń. Przykładowo, w "Raju" każdej rasy ludzkiej
udzielane też były lekcje, które uczyły pierwszych
ludzi, że wysoki poziom niedoskonałości kobiet jest
źródłem i przyczyną dla wielu nieszczęść. W przypadku
"Raju" dla hebrajskiej rasy lekcją tą było zdarzenie z
"wężem i jabłkiem zjedzonym przez Ewę" opisane
nawet w Biblii. W "Raju" dla starożytnych Greków,
lekcją tą była tzw.
"Puszka Pandory".
(po angielsku
"Pandora's Box").
Natomiast w "Raju" nowozelandzkich Maorysów,
lekcją tą były mity i tradycje, że pierwsza kobieta
stała się źródłem łez, bólu, chorób, itp. Przyczyna
dla której kobiety zostały stworzone przez Boga jako
znacznie niedoskonalsze od mężczyzn wyjaśniona
została m.in. w punkcie #B2 strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Z kolei wyjaśnienie pochodzenia odejmującej (negatywnej)
natury "dusz" kobiet, jaka wynika z faktu iż dla kobiet źródłem
i nośnikiem ich "dusz" typowo są żeńskie (negatywne)
Drobiny Boga opisywane w punkcie #K2 z mojej strony o nazwie
god_istnieje.htm,
czytelnik może poznać z (d) punktu #H3 mojej strony o nazwie
2020zycie.htm,
w połączeniu z punktem #B2 innej mojej strony o nazwie
will_pl.htm.
Maoryski bożek zwany "Tane" (ten
nauczający "czym jest dobro" i "jak dobro
działa") miał kształty i wygląd wyjątkowo przystojnego
maoryskiego mężczyzny. Cała rasa Maorysów
wywodzi się wszakże ze stosunków seksualnych
tego bożka "Tane" z pierwszą maoryską kobietą
zwaną "Hine-ahu-one". Za to maoryski bożek
zwany "Uenuku" (ten którego zadaniem
było demonstrowanie ludziom "czym jest zło" i
"jak zło działa") wcale NIE wyglądał jak dzisiejszy
człowiek. Miał on wygląd który dzisiaj opisalibyśmy
jako "szkaradny" - dla podkreślenia że zło jest
szkaradne. Przykładowo, zarówno "Uenuku", jak
i banda współplemieńców jego rasy, mieli 3+1 palcowe
ręce i nogi o szponach zamiast poznokci - podobne
do kurzych nóg. Cała jego sylwetka była jakby zdeformowana,
ze spiczastymi i odstającymi do tyłu pośladkami
(nieco podobnymi do odstających tyłków u niektórych
ziemskich kobiet) oraz z łukowatym brzuchem. Jego
usta były ułożone w dziób podobny do ptasiego.
Jego przenikliwe oczy nigdy nie mrugały - tak jak czynią
to ludzkie oczy. Jego "penis" znajdował się w stanie
nieustannego wzwodu - jednak w przeciwieństwie
do swoich krewniaków z Indii, wcale NIE zakrywał on
tego wiecznie wzwiedzionego "penisa" jakimś ozdobnym
"wieńcem" - np. takim jak ten pokazany na "Fot. #B1ab" ze strony
immortality_pl.htm
oraz na "Fot. #1" ze strony o nazwie
parasitism_pl.htm.
Natomiast na jego skórze widniał wzór wypukłych czarnych
narostów czy żył, jaki do dzisiaj Maorysi naśladują
swoim tatuażem zwanym "Moko". Przewieszony przez
jego szyję wisiał też gotowy do strzału zielony "pistolet
maszynowy" jaki terroryzował Maorysów. Jak "Uenuku"
wyglądał w przybliżeniu, można to sobie wypracować
po przeglądnięciu podobizn zarówno jego samego, jak
i "plemienia" jego współziomków i pomocników, pokazanego
m.in. na "Fot. #D1" poniżej na niniejszej stronie,
a także na "Fot. #G1" i "Fot. #G2abc" ze strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Na przekór tego szkaradnego wyglądu oraz
raczej szatańskiego zachowania, Maorysi
uważają samego bożka "Uenuku", jak i istoty
należące do "plemienia" tegoż bożka, za swoich
"duchowych przodków". Ciekawe czy powodem
ku temu są ich zachowania seksualne. Wszakże
zachowania owego "Uenuku" (a także jego
współplemieńców) dziś możnaby nazwać albo
"seksualnym maniactwem", albo też "nałogiem
seksu". Na przekór bowiem że w skład "plemienia"
jego pomocników wchodziły też 3+1 palcowe kobiety,
zarówno sam "Uenuku", jak i wszyscy męscy jego pomocnicy,
lubowali się w publicznym gwałceniu każdej kobiety
maoryskiej na jaką tylko się natknęli. Ponieważ jednak
zawsze nosili oni ze sobą przewieszony na swej szyi
zielony "pistolet maszynowy" (którego kształt do dzisiaj
Maorysi kopiują z kruchego "zielonego kamienia",
tj. nefrytu, wierząc że posiada on magiczne moce
"cudownej broni"), nikt NIE śmiał mu się sprzeciwić -
nawet jeśli on i jego pomocnicy urzeczywistniali
publiczny gwałt wszystkich kobiet zamieszkujących
daną wioskę maoryską, dokonywany na oczach
ojców, mężów, braci i synów tychże kobiet (tak
jak prawdopodobnie utrwalają to przekazywane z
pokolenia na pokolenie wizje utrwalone na płaskorzeźbach
podobnych do tej pokazanej poniżej na "Fot. #D1").
Podobnie "nimfomańskie" tendencje wykazują zresztą
samice owych 3+1 palcowych istot. Zgodnie bowiem
z foklorami ludowymi wielu krajów, gdziekolwiek takie
3+1 palcowe żeńskie istoty dorwą ziemskiego mężczyznę,
natychmiast go gwałcą aż do kompletnego wyczerpania.
Nic dziwnego, że groźnie wyglądający wojownicy ze
szczepów zamieszkujących trapikalne dźungle Borneo,
boją się tych namiętnych kobietek jak ognia i to z ich
powodu w dżunglę wybierają się jedynie dużymi grupami.
Jak wyglądały te kobiety relatywnie dobrze ukazywała
ich rzeźba jaką zdołałem sfotografować w Korei a jaką
pokazałem na w/w "Fot. #G1" ze swej strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Jedną z niezwykłości bożka "Uenuku" jest,
że zarówno on, jak i jego "plemię" 3+1
palcowych stworów, byli aktywni NIE tylko na
maoryskiej wyspie "Hawaiki", ale także praktycznie
na całej Ziemi. Stąd jego podobizny do dzisiaj
można znaleźć nie tylko w obu Amerykach
(np. Mayowie nazywali go "Pierzastym Bogiem"),
ale także w Azji, Afryce (Egipcie) i Europie.
Przykładowo, dawny staropolski folklor nazywał
go "kurzą nogą", "kurzą stopką", "kurzą łapką"
albo "diabłem kurza łapka". Jego zaś opisy
do dzisiaj przetrwały w treści przysłów -
np. w staropolskim "kto nie słucha ojca, matki,
ten słucha 'kurzej łapki' ", oraz w dziełach literackich -
np. w poemacie Adama Mickiewicza "Pani
Twardowska" (tam gdzie w nim mowa o
diable z "kurzą nogą").
Ad (4): Wypędzenie na Ziemię. Po zakończeniu
edukowania owych pierwszych ludzi, Bóg znajdował jakiś
pretekst aby "wypędzić ich z Raju" i umożliwić im faktyczne
życie na uprzednio dla nich przygotowanej Ziemi.
Oczywiście, zmuszony był to czynić siłą i jakimś
"trick'em", bowiem ludziom było zbyt dobrze w
"Raju" aby stamtąd dobrowolnie się wyprowadzili.
W owym "wypędzeniu z Raju" Bóg zawsze
standardowo posługiwał się jakoś swoją
osobowością reprezentującą "zło" (np.
"Serpentem" czy "Szatanem" z religii
chrześcijańskiej, albo "Uenuku" z religii
Maorysów).
Fot. #D1: Czy jest możliwe że płaskorzeźba z "Te Papa" pokazana
na powyższym zdjęciu reprezentuje powtarzalnie kopiowany aż do
naszych czasów rzeźbiony raport ze zbiorowego gwałtu wszystkich
żeńskich mieszkanek maoryskiej wioski przez wszechwładne, wrogie
ludziom i szkaradne istoty z 3+1 palcowej rasy? (Tj. przez "Uenuku"
i jego szczep?) Wszakże istoty owej szkaradnej rasy, jaka w maoryskiej
Hawaiki reprezentowana była przez wszechwładnego i szatańsko
złośliwego "Uenuku", wysyłane były na ziemię dla demonstrowania
ludziom "czym jest zło" i "jak zło działa". Tymczasem trudno znaleźć
bardziej ilustracyjny, dłużej utrzymujący się w pamięci, a jednocześnie
mniej fatalny dla poszkodowanych rodzaj zła, niż publiczne i zbiorowe
gwałcenie wszystkich ziemskich kobiet zamieszkujących daną wioskę,
dokonywane przez wszechwładne chociaż szkaradne istoty na oczach
ojców, mężów, braci i synów tychże kobiet.
(Kliknij na to zdjęcie aby zobaczyć je w powiększeniu.)
Pytanie jakie się nasuwa podczas oglądania rzeźb
podobnych do powyższej, to "jak powinno się je
interpretować?". Wszakże idee odzwierciedlone
w sytuacjach uwiecznionych na takich rzeźbach
daje się interpretować na wiele odmiennych sposobów,
przykładowo (a) czysto symbolicznie, lub (b) dosłownie.
Sami Maorysi interpretują je wysoce symbolicznie.
Natomiast autor tej strony wierzy, że symboliczna
interpretacja tego typu rzeźb jest wynikiem zapomnienia,
zagubienia, lub celowego ukrywania ich interpretacji
dosłownej. Wszakże ci artyści którzy jako pierwsi
utrwalili dane sceny na swoich rzeźbach, rozumieli te
sceny całkowicie dosłownie. Dopiero dalsze pokolenia
kopiujące te sceny, stopniowo zmieniły ich interpretację
z dosłownej na symboliczną. W rezultacie, obecnie
niemal każdy szczep maoryski interpretuje tego
typu rzeźby na własny sposob - dosyć odmienny
niż ich interpretacja przez inne szczepy maoryskie,
a także odmienny niż ich interpretacja przez autora
tej strony. Zanim jednak ktoś pochopnie zaneguje
dosłowną interpetację autora tej strony, powinien zwrócić
uwagę na następujące fakty. (1) Interpretacja
autora jest dosłowna, czyli jedynie ubiera ona w słowa
scenę którą płaskorzeźba ta wymownie ilustruje.
Tymczasem interpetacje poszczególnych szczepów
Maoryskich są wysoce symboliczne i ich treść NIE
pokrywa się z wymową sceny którą płaskorzeźba
ta ilustruje. (2) Interpretacja autora bazuje
na wiedzy o pokazanych na tej płaskorzeźbie 3+1
palcowych stworach, zgromadzonej w wyniku analiz
danych folklorystycznych o owych stworach wywodzących
się z całego szeregu odmiennych krajów w których
stwory owe są znane - po niektóre wyniki tych analiz
patrz punkt #H2 i "Fot. #H2" z mojej strony o nazwie
korea_pl.htm.
Tymczasem interpretacja poszczególnych szczepów
nowozelandzkich Maorysów bazuje jedynie na
mówionej tradycji danego szczepu (Maorysi NIE
znali wszakże pisma). (3) W interpretacjach
szczepów maoryskich wyjaśnienie co tego typu płaskorzeźby
prezentują wcale NIE pokrywa się z wymową sytuacji
jaka jest na nich utrwalona. (4) Tego typu
płaskorzeźby powstają poprzez wierne kopiowanie podobnych
płaskorzeźb odziedziczonych od poprzednich pokoleń.
Kopiowanie zaś wizeruku jaki się widzi podczas pracy
znacznie dokładniej powtarza ideę i sytuację z owego
wizerunku, niż np. słowne powtórzenie opowieści którą
się zasłyszało w dzieciństwie. (5) Interpetacja
słowna co płaskorzeźby te przedstawiają przetrwała do
naszych czasów dzięki łańcuchowi kolejnych powtórzeń
przez starych Maorysów tego co na temat owych płaskorzeźb
Maorysi owi zapamiętali z dzieciństwa. Wiadomo zaś że
z pamięcią u starszych ludzi NIE jest najlepiej, a także
że jeśli przesłać jakąś wiadomość słowną (np. plotkę)
przez łańcuch wielu powtarzających ją osób, wówczas
owa wiadomość ulega znaczącemu zdeformowaniu.
Nic więc dziwnego że poprzez kilkusetletnie wierne
powielanie sytuacji pokazanych na takich płaskorzeźbach,
oraz jednoczesne kilkusetletne powtarzanie słowne
co sytuacje te oznaczają, treść maoryskich interpretacji
takich płaskorzeźb zupełnie NIE pokrywa się z wymową
sytuacji jakie płaskorzeźby te utrwaliły. Za to interpretacja
autora wiernie oddaje słowami scenę pokazaną na owej
płaskorzeźbie.
Zgodnie z moją interpretacją oryginalnej wersji
powyższej rzeźby (tj. wersji którą oryginalnie
sfotografowałem w lutym 2012 roku - patrz
wyjaśnienie z następnego paragrafu niniejszego
podpisu), rzeźba ta przedstawiała zbiorowy
gwałt wszystkich kobiet maoryskiej wioski przez
nadprzyrodzone istoty obdarzone nieśmiertelnymi
ciałami, jakie Maorysi utożsamiają z szatańskim
semi-bożkiem "Uenuku" - i szczepem jego złośliwych
pobratymców. Ciekawostką owych nadprzyrodzonych
istot o nieśmiertelnych ciałach jest, że budowa ich
ciał uniemożliwiała wzwód ich penisów - dla powodów
jakie wyjaśniam szerzej w (2) z punktu #A3 mojej strony o nazwie
humanity_pl.htm.
Stąd, aby pomimo braku owego wzwodu ciągle móc
odbywać stosunki seksualne z ziemskimi kobietami,
owe istoty miały zaimplantowane w swych penisach
rodzaje rurkowatych struktur usztywniajacych, jakich
obecność raportują też w dzisiejszych czasach ziemskie
kobiety gwałcone na pokładach UFO. Owe zaś struktury
usztywniające powodowały, że penisy tych istot
nigdy "NIE więdły" - tak jak wyjaśniłem
to w podpisie pod "Fot. #1" ze strony o nazwie
parasitism_pl.htm.
Pokazana powyżej maoryska rzeźba faktycznie
też ukazuje jak wyglądały owe nigdy "NIE więdnące"
penisy, a nawet dokumentuje, że owe struktury
usztywniające wcale NIE były równie długie jak
długość penisów tych istot, a jedynie usztywniały
przybrzuszny fragment tych penisów, podczas gdy
początkowe części ich penisów nadal miały formę
rodzaju wiotkiej i luźno zwisającej skórnej rurki.
Dzięki powyższemu zdjęciu, w marcu 2017 roku
dokonałem niespodziewanego odkrycia, jakie
wyjaśnia mi wiele na temat "jak działa" ów
"nawracalny czas softwarowy" w którym
starzeją się ludzie, a który opisałem dokładniej m.in.
we "wstępie" i w punkcie #G4 swej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm,
w punkcie #C9.1 swej strony o nazwie
ufo_proof_pl.htm,
oraz w aż kilku rozdziałach swej
monografii [12].
Mianowicie, odkrycie to mi ujawniło, że jeśli cofnie
się ludzki czas do tyłu i zmieni coś, co już zaszło
w przeszłości (np. zmieni się wygląd pokazanej
powyżej rzeźby), wówczas wszystko co ze zmianą
tą się wiąże, a więc także i to co dokumentuje
powyższe zdjęcie, też automatycznie ulega zmianie
na takie jakie harmonizuje z ową dokonaną w przeszłości
zmianą. Chodzi bowiem o to, że od czasu wykonania
powyższego zdjęcia w lutym 2012 roku, aż do
marca 2017 roku, ponownie NIE przyglądałem
się już uważniej owej rzeźbie w Te Papa - jakiej
zdjęcie zamieściłem powyżej. Kiedy jednak w
marcu 2017 roku ponownie oglądnąłem uważnie
tą samą rzeźbę, z ogromnym szokiem odkryłem,
że została ona zamieniona na inną. Mianowicie,
oryginalna rzeźba, którą sfotografowałem w lutym
2012 roku, składała się z aż 5-ciu pionowych paneli -
tj. z aż 5-ciu poskładanych razem pionowych sekcji
wyrzeźbionych w pojedyńczych kłodach drzew,
poczym połączonych razem ze sobą swymi bokami.
Tymczasem ta sama rzeźba, którą jednak oglądnąłem
w marcu 2017 roku, była poskładana z już tylko trzech
głównych pionowych paneli. (Na powyższym zdjęciu
wyraźnie widać linie, wzdłuż których do centralnego
panelu zostały dołączone bokami dwa boczne z owych
trzech pionowych paneli.) Innym słowy, w międzyczasie
dwa jej panele zniknęły! A tak się składało, że owe panele
jakie zniknęły, pokazywały kobiety maoryskiej wioski
gwałcone przez owe szkaradne istoty. Po zniknięciu
więc owych paneli, nadal wprawdzie rzeźba pokazuje
owe szkaradne istoty wycelowujące w kogoś swoje
penisy, jednak już NIE widać kogo owe istoty zamierzają
gwałcić, lub gwałcą. Patrząc na ową rzeźbę początkowo
pomyślałem sobie, że dyrekcja muzeum "Te Papa" celowo
usunęła owe panele, ponieważ były one seksualnie
dosyć kontrowersyjne. Kiedy jednak wróciłem do
domu i oglądnąłem w swoim komputerze oryginalne
zdjęcia tej rzeźby, jakie sam pstryknąłem w lutym
2012 roku, okazało się, że i na moich zdjęciach także
zniknęły owe dwa panele pokazujące gwałcone
maoryskie kobiety. To zaś oznacza, że faktycznie
zmiana owej rzeźby z pięcio-panelowej na
trzy-panelową nastąpiła po cofnięciu ludzkiego
"nawracalnego czasu softwarowego" do chwili
kiedy panele te były rzeźbione, poczym zmienienia
tych paneli w już zaistniałej przeszłości. Z kolei
takie zmienienie owych paneli w już zaistniałej
przeszłości automatycznie spowodowało, że
wszystko co z panelami tymi było związane, w tym
moje zdjęcie pokazane powyżej, automatycznie samo
się zmieniło i dostosowało do owej zmiany ludzkiej
przeszłości. Powinienem tutaj dodać, że ja aż
szereg razy doświadczałem w swym życiu takich
zmian tego co już zaszło w przeszłości. Kilka z
tych doświadczeń opisałem m.in. w punkcie
#D2 i na "Fot. #D2" ze swej strony o nazwie
newzealand_pl.htm,
w punktach #D6 i #D6.1 z innej swej strony o nazwie
timevehicle_pl.htm,
a także w (3) z podrozdziału V5.1 w tomie 16 mojej
monografii [1/4].
Odnotuj, że zdjęcia innych rzeźb pokazanych
powyżej trzypalcowych stworów pokazałem
także jako "Fot. #G2b" ze strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm,
oraz jako "Fot. #H2" ze strony o nazwie
korea_pl.htm,
zaś opisy owych stworów podane są
także w punkcie #H2 strony o nazwie
korea_pl.htm,
oraz w punkcie #F2 strony o nazwie
newzealand_pl.htm.
#D2.
Dlaczego potwierdzenie użycia "standardowej procedury" podczas
stwarzania Maorysów przez Boga jest dla nas aż tak istotne:
Naukowa
teoria wszystkiego
zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
wyjaśnia nam dokładnie czym jest
Bóg.
Zgodnie z tym wyjaśnieniem, podobnie
jak dzisiejsze komputery, Bóg jest zestawieniem
trzech składowych, z których ta myśląca
składowa to ogromny naturalny program
przez chrześcijaństwo zwany "Duchem Świętym"
jaki sam się wyewolułował w myślącej substancji
zwanej "przeciw-materia", tak jak opisuje
to punkt #B1 z mojej strony internetowej o nazwie
evolution_pl.htm.
(Owa "przeciw-materia", to naturalna substancja
posiadająca cechy płynnego hardware komputerowego
jaka egzystuje w odrębnym świecie zwanym
"przeciw-światem" - po szczegóły patrz
punkt #C2 na totaliztycznej stronie
god_proof_pl.htm
lub punkt #I2 na totaliztycznej stronie
dipolar_gravity_pl.htm.)
Będąc zaś takim ogromnym naturalnym
programem, owa softwarowa składowa
Boga lubuje się w ustanawianiu na wszystko
standardowych "procedur softwarowych",
oraz w następnym realizowaniu tych procedur.
Przykładowo, takimi właśnie "standardowymi
procedurami postępowania" Boga są wszelkie
zjawiska natury, energia, ciepło, tarcie, tzw.
"prawa natury", "prawa moralne", każda religia,
a także opisywana w poprzednim punkcie
procedura tworzenia przez Boga kolejnych
ras ludzi.
Dzisiejsi ateistyczni naukowcy, a za nimi także
pozostali ludzie, chronicznie przeaczają istnienie
owych "softwarowych procedur" ustanowionych
w rozumowy sposób i potem jedynie przestrzeganych
przez Boga z żelazną konsekwencją. Uważają oni
że wszechświat ma wszystko "odrutowane hardwarowo"
na stałe, że żadnych praw NIE daje się już zmienić,
oraz że nic NIE zostało zaprojektowane rozumowo
i wprowadzone do działania tylko ponieważ Bóg
wydedukował że tego zaistnienie wspiera Jego
cele i zasady działania. Z tego też powodu relatywnie
niedawne stworzenie przez Boga zarówno Nowej
Zelandii jak i Maorysów posiada dla nas ogromne
znaczenie poznawcze. Pozwala ono bowiem na
naukowe potwierdzenie że owe "softwarowe
procedury" postępowania Boga faktycznie istnieją.
Z kolei potwierdzenie istnienia owych procedur
wprowadza wprost rewolucyjne następstwa dla
naszego zrozumienia mechanizmów wszechświata.
Wszakże potwierdza nam ono również że "wszystkie
religie świata wyrażają te same podstawowe prawdy,
tyle że każda z nich czyni to innymi słowami i na
innych przykładach". W ten sposób potwierdza
to także, że ateistyczna droga poznania
podążana przez dzisiejszych naukowców a bazująca
na analizie materiału dowodowego i faktów wcale
nie prowadzi do prawdy, ponieważ ów materiał
dowodowy i fakty są celowo "fabrykowane" przez
inteligentnego Boga aby pozwolić mu osiągać
jego boskie cele - po więcej szczegółów na ten
temat patrz totaliztyczna strona
evolution_pl.htm.
#D3.
Kiedy i jak Bóg stworzył Maorysów:
Rasę nowozelandzkich Maorysów Bóg stworzył
relatywnie niedawno, bo nie dawniej niż dopiero
jakieś 800 lat temu, a prawdopodobnie nawet jeszcze
później. (Np. na stronie 6 książki [1#D3]
pióra J.M. Mc Ewen, "Rangitana. A Tribal History",
Reed Methuen, Auckland, 1986, ISBN 0-474-00030-3,
można znaleźć informację, cytuję: "Owe setki ...(Maoryskich)...
genealogii które mam w swoim posiadaniu wykazują
dosyć powtarzalnie że ten naród istniał przez około
23 generacji przed rokiem 1900." - w oryginale
angielskojęzycznym: "Some hundreds of ...(Maori)...
genealogies in my possession show pretty
consistently that this Whatonga lived about 23
generations prior to the year 1900." - po więcej
szczegółów patrz punkt #D3 z totaliztycznej
strony o nazwie "newzealand_visit_pl.htm".)
Niemniej podczas tworzenia Maorysów Bóg
ciągle używał swojej "standardowej procedury
tworzenia ludzi" którą opisałem uprzednio,
a którą Bóg wypracował już dla pierwszych
ras ludzkich jakie stworzył jakieś 6000 lat
temu (po informację skąd znamy datę
stworzenia przez Boga świata fizycznego i pierwszych
ludzi - patrz podrozdział JA1.3 w
monografii [8/2]).
Prześledźmy więc teraz z mitów
oryginalnej maoryskiej religii, jak Bóg
dokonał tego stworzenia rasy Maorysów.
Ponieważ Bóg zamierzał osiedlić Maorysów na
ogromnie wrogich ludziom Antypodach, ów "Raj"
dla Maorysów Bóg stworzył w formie "latającej
wyspy" (tj. prawdopodobnie też UFO typu K7)
na której odtworzył florę i faunę podobną
do flory i fauny jaką Maorysi mieli używać w
Nowej Zelandii. Przykładowo, w owym Maoryskim
"Raju" w stanie naturalnym rosły "kumara".
("Kumara" jest to rodzaj słodkich ziemniaków
uprawianych potem przez Maorysów w Nowej
Zelandii.) Temu Maoryskiemu rajowi Bóg nadał
nazwę "Hawaiki". Dla samego siebie
Bóg przygotował tam dwie "cielesne reprezentacje"
w postaci ciał dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich
(Tane) miał wygląd typowego Maoryskiego
mężczyzny. Drugi zaś (Uenuku) otrzymał wyjątkowo
szkaradny wygląd trzypalcowej, szponiastej
istoty o wyglądzie pokrewnym do całej rodziny boskich
"symulacji" trzypalcowych potworów reprezentowanych m.in.
przez tego pokazanego na "Fot. #5b" ze strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm).
Na czas obcowania z ludźmi w owej Hawaiki,
temu pierwszemu ciału o wyglądzie maoryskiego
mężczyzny - które reprezentowało "dobro",
Bóg nadał nazwę "Tane". Z kolei
drugiemu, szkaradnemu (reprezentującemu
"zło") z obu ciał, do których Bóg podłączył swój
umysł, nadał On nazwę "Uenuku".
To dlatego legendy Maoryskie podają że ów
"Uenuku" był "atua" - czyli Bogiem, a także
wielkim "rangatira" - czyli właścicielem Hawaiki.
Jak podają to legendy maoryskie, następnie z
"piasku" owej Hawaiki (tj. z "przeciw-materii")
Bóg uformował ciało pierwszej maoryskiej kobiety. Potem
tchnął w nią duszę,
tak że ta pierwsza kobieta Maoryska stała się
żywa. Ta pierwsza Maoryska otrzymała imię
"Hine-ahu-one", co znaczy
"kobieta-ukształtowana-z-ziemi" (jej opis zawarty
jest też w punkcie #C6 totaliztycznej strony
prawda.htm).
Ponieważ Bóg miał już wówczas ciało mężczyzny,
aby rozmnożyć lud Maorysów po prostu Bóg
utrzymywał stosunki seksualne z ową pierwszą
kobietą, ta zaś urodziła mu liczne dzieci. Ich potomstwo
uformowało nową rasę Maorysów. Podczas
uczenia życia tychże Maorysów Bóg zmuszony
był przygotowywać ich do twardych realiów
Antypodów. W tym celu charakter i osobowość
które nadał owemu "Uenuku" były ogromnie
dzikie, gwałtowne, gniewne i nieprzyjazne
dla mieszkańców Hawaiki. Stąd Maorysi uczyli
się od niego na Hawaiki jak żyć w ogromnie
im nieprzyjaznych warunkach. Kiedy edukacja
się skończyła, Bóg "wyganiał" poszczególne
rodziny Maorysów z "Hawaiki". Pretekstem
dla ich wygonienia z tamtejszego "Raju",
zwykle była jakaś kłótnia i wrogość którą ów
Uenuku wszczynał z daną rodziną maoryską.
Ponieważ wszyscy mieszkańcy Hawaiki wiedzieli,
że z Uenuku nikt z nich nie wygra, kiedy ten
zaczynał prześladować daną rodzinę, rodzina
owa nie miała inego wyjścia niż wsiadać do swej
łodzi i uciekać z Hawaiki do Nowej Zelandii.
Aby ułatwić im ową "ucieczkę", Bóg zakotwiczył
ową "latającą wyspę" zwaną "Hawaiki" we
wzrokowej bliskości do brzegów Nowej Zelandii
(wszakże softwarowa tzw.
"przestrzeń czasowa"
umożliwia łatwe dokonywanie tego typu zakotwiczenia).
Faktycznie to w owym czasie z Hawaiki
można było oglądać brzegi Nowej Zelandii gołymi
oczami. Nieco informacji o zasadach owego
zakotwiczenia wyspy Hawaiki tuż koło Nowej
Zelandii daje nam moja własna przygoda z
odwiedzeniem w Warszawie kościoła który
faktycznie istnieje w Świętej Lipce (tj. około
200 km od Warszawy) - wydarzenie to opisałem
w punkcie #D6.1 z totaliztycznej strony
timevehicle_pl.htm.
Istnieje materiał dowodowy który potwierdza że
w chwili "wypędzania" Maorysów z ich Raju,
latająca wyspa Hawaiki była zakotwiczona w
morzu w odległości wzrokowej od brzegów Nowej Zelandii.
Dowodami tymi są trzy małe skały wystające
z morza, po angielsku zwane "Volker Rocks"
(Maorysi nazywają je "Paepae-Aotea") - które
istnieją w morzu w pobliżu "White Island" z
południowej "Bay of Plenty" - tj. niedaleko od
dzisiejszego nowozelandzkiego miasta "Tauranga".
Zgodnie z maoryskimi legendami religijnymi,
owe trzy skały leżały mniej więcej w połowie
drogi pomiędzy Hawaiki a lądem Nowej Zelandii.
Tymczasem położenie owych skał odległe jest
o nie więcej niż około 50 km od wybrzeża
Nowej Zelandii. (Ciekawe, że w ich pobliżu
wybrzeże jest tak uformowane, iż w niemal
każdym kierunku skałki te są niemal tak
samo odległe od brzegów Nowej Zelandii.)
Zdjęcia i opisy owych "Volker Rocks", a także
treść maoryskich legend na ich temat, zawarte
są na stronie 51 książki [2#D3] pióra
Margaret Orbell, "Maori Myth and Legend"
(Canterbury UNiversity Press, 1995, ISBN 0-908812-45-0).
#D3.1.
Moriori - czyli pierwsza nieudana próba
Boga aby zaludnić Nową Zelandię:
Kiedy Bóg stwarzał Maorysów, wcale NIE
była to pierwsza próba zaludnienia Nowej
Zelandii. Sporo czasu przed Maorysami
Bóg już raz stworzył rasę ludzką którą
specjalnie zaprojektował dla osiedlenia
w Nowej Zelandii. Nazywali się oni "Moriori".
Też byli oni stworzeni w "Hawaiki" - specjalnie
dla warunków i praw Antypodów. Także
używali tego samego języka co "Maori" - czyli
co Maorysi. Jednak ich genetyka była zupełnie
odmienna od Maorysów - o czym wiadomo
np. z drastycznej odmienności smaku ich
mięsa (patrz punkt #F2 poniżej). Ich stworzenie
miało miejsce jakieś 184 generacje przed
rokiem 1900 (czyli ponad 4000 lat temu) - po
dane patrz strona 177 książki [1#D3.1]
pióra Gary J Cook and Thomas J Brown,
"The Secret Land. People Before"
(StonePrint Press, Christchurch,
New Zealand, 1999, ISBN 0-9582040-0-4).
Moriori mieli jednak zbyt pokojową naturę.
Bóg więc się przekonał że bez agresji nie są
oni w stanie wygenerować w sobie motywacji
aby rozwijać się cywilizacyjnie. Stąd po
kilku tysiącach lat Bóg zdecydował się
dodać im konkurencję - czyli agresywnych
Maorysów o zupełnie odmiennej budowie
genetycznej. Niestety, zamiast z nimi konkurować,
Maorysi stopniowo zjedli wszystkich Mariori
jacy zamieszkiwali Nową Zelandię. Ponieważ
jednak obie rasy używały tego samego języka,
sporo wiedzy i mitów Moriori przetrwało do
historycznych czasów bowiem Maorysi
adoptowali je jako swoje własne. (Np. mit
o "Maui" wywodzi się właśnie od Moriori.)
Jedyne miejsce gdzie Moriori fizycznie
przetrwali do czasów europejskiej kolonizacji
były wyspy zwane "Chatham Islands".
#D4.
Jaki materiał dowodowy Bóg "sfabrykował"
dla ateistów na temat pochodzenia Maorysów:
Jak już to wyjaśnia punkt #B7 totaliztycznej strony
will_pl.htm,
zaś ilustruje strona
evolution_pl.htm,
dla zainspirowania u ludzi poszukiwań, dociekań
i badań, Bóg celowo na temat każdej istotnej prawdy
zawsze przygotowuje co najmniej dwa przeciwstawne
i nawzajem sprzeczne wyjaśnienia. Jedno
z tych wyjaśnień ma naturę religijną i wyraża
ono prawdę, natomiast wszystkie pozostałe
są "ateistycznymi fabrykacjami" i typowo
służą one "inspirującemu wpuszczaniu
ludzi w maliny" i podsuwaniu im nieprawdy.
Co najbardziej intrygujące, owo religijne
wyjaśnienie które wyraża prawdę, jest zawsze
tak zredagowane aby było szczególnie
kontrowersyjne i najbardziej trudne dla
zaakceptowania bez włożenia w nie własnych
dociekań, badań, pracy i wysiłku. Tak też
i Bóg uczynił w sprawie relatywnie niedawnego
stworzenia Maorysów i Nowej Zelandii.
Dlatego niezależnie od zapewnienia aby istniały
religijne (tj. wyrażające prawdę) wyjaśnienia dla
ich pochodzenia, Bóg dodatkowo stworzył
("sfabrykował") i wprowadził do obiegu w formie
najróżniejszego "materiału dowodowego" cały
szereg innych nieprawdziwych wytłumaczeń
"ateistycznych" ("naukowych" ale błędnych)
dla pochodzenia Maorysów i pochodzenia
lądu Nowej Zelandii. Przeglądnijmy więc teraz
w skrócie te odmienne "ateistyczne" (błędne)
wytłumaczenia dla pochodzenia maoryskiego
ludu i ich lądu.
Istnieją najróżniejsze "naukowo wyglądające"
przesłanki które zdają się sugerować fizyczne
przybycie Maorysów do Nowej Zelandii z aż 3
odmiennych obszarów Ziemi. Stąd podpierają
one tak "modną" obecnie (choć szokująco błędną)
ateistyczną teorię ewolucji.
Jako takie są one "akceptowalne" dla nauki. Pierwsza grupa
(1) tych przesłanek wynika z "unaukowienia",
czyli z uczynienia "naukowo akceptowalnymi",
owych religijnych legend samych Maorysów.
Legendy te stwierdzają bowiem że Maorysi przybyli
z "Hawaiki". Kiedy więc naukowcy odrzucają te
fragmenty owych legend, które stwierdzają
iż Hawaiki było rodzajem "latającego Raju"
stworzonego przez "Atua" (tj. Boga) - czyli
ruchomej wyspy która mogła być zakotwiczona
w dowolnym miejscu Ziemi, wówczas niemal jedyną
obecnie istniejącą wyspą której nazwa jest podobna
do nazwy "Hawaiki", jest nazwa wysp Hawajskich.
Stąd owo pierwsze wyjaśnienie pochodzenia
Maorysów stwierdza że do Nowej Zelandii
przypłynęli oni łodziami z Hawajów. Drugie
wyjaśnienie (2) bazuje na naukowym
odkryciu, że pod względem genetycznym
Maorysi są najbliższymi krewniakami prastarego
ludu który zamieszkuje wyspę Taiwan. Także
język Maorysów wykazuje pokrewieństwo z
językiem owego ludu. Na tej podstawie można
więc naukowo argumentować, że Maorysi są
jednym z rodzimych szczepów chińskiego Taiwanu.
W końcu trzecie wyjaśnienie (3) bazuje
na kulturze Maorysów. Mianowicie, niektóre unikalne
zwyczaje Maorysów, przykładowo niemal nigdzie
indziej nie znany zwyczaj aby nawzajem pocierać
swoje nosy przy powitaniu, są powtórzeniem zwyczajów
lokalnej ludności z wyspy Suqutra (o ok. 40,000
mieszkańców) leżącej na Morzu Arabskim kilkaset
kilometrów na wschód od Yemenu z Półwyspu
Arabskiego. Istnieje też sporo materiału dowodowego
który zdaje się potwierdzać i to ich pochodzenie.
Przykładowo, od Maoryskiego reverenta z
Te Kuiti słyszałem kiedyś że stara pieśń
Maoryska wymieniała i opisywała dokładnie wszystkie
pomieszczenia zawarte w wielkiej piramidzie egipskiej.
Aby zaś poznać owe pomieszczenia i opisywać je
w swoich pieśniach, Maorysi musieliby wywodzić
się gdzieś z pobliża owej piramidy. Cały szereg
innych dowodów na potwierdzenie takiego kulturowego
wyjaśnienia zawartych jest w/w książce [1#D3.1].
Przykładowo, na stronach 148 i 149 omówione i
pokazane są tam przykłady podobieństwa pomiędzy
tatuażem na brodach kobiet maoryskich (tzw. "kauae")
a podobnym tatuażem na brodach niektórych kobiet
z okolic Assuanu w Górnym Egipcie. Z kolei na
stronie 217 owej [1#D3.1] pokazane jest zdjęcie
jednej ze starożytnych mumii, które czasami
znajdowane są w Nowej Zelandii (szybko jednak
portem znikają w tajemniczych okolicznościach -
podobnie jak owe pozostałości gigantów opisywane
w punkcie #I2 strony
newzealand_pl.htm - o tajemnicach i ciekawostkach Nowej Zelandii.)
#D5.
Najbardziej konklusywny materiał dowodowy który potwierdza
religijną prawdę, że Maorysi i inne rasy ludzi faktycznie zostali
stworzeni przez Boga za pośrednictwem omawianej tutaj
"standardowej procedury stworzenia":
Aczkolwiek dla wielu istotnych powodów
Bóg stwarza (czyli "fabrykuje") opisywany
w poprzednim punkcie #D4 krzykliwie
rzucający się w oczy "ateistyczny" (tj. błędny)
materiał dowodowy na ewolucyjne pochodzenie
poszczególnych ras ludzi, faktycznie ci co
uparcie poszukują prawdy mogą znaleźć
doskonale ukryty przeciwstawny materiał
dowodowy który potwierdza religijne
pochodzenie tych ras. Ten skromny i dobrze
ukryty przeciwstawny materiał dowodowy
konklusywnie dokumentuje poprawność tezy
punktu #D1 tej strony, tj. dokumentuje że
Bóg faktycznie stwarzał oddzielnie wszystkie
rasy ludzi, jednak każdą z owych ras
ludzi zaopatrywał w specjalnie w tym celu
przygotowanej szkole (tej u Izraelitów
zwanej "Rajem", zaś u Maorysów zwanej
"Hawaiki") w dokładnie tą samą podstawową
wiedzę.
Najbardziej konklusywny z takich materiałów
dowodowych jaki dotychczas zidentyfikowałem,
to że wszystkie rasy ludzi otrzymały od Boga
rodzaj kalendarza który bazuje na siedmiodniowej
jednostce jaką nazywamy "tygodniem".
Taki siedmiodniowy tydzień jest bardzo
dziwnym tworem. Wszakże dla pierwotnych ludzi
NIE istniało nic co mogłoby sugerować tą właśnie
jednostkę kalendarzową. Przykładowo, gdyby
przy formowaniu kalendarza ludzie bazowali
np. na ilości palców, wówczas tydzień powinien
mieć 10 albo 5 dni. Gdyby zaś bazowali na
naturze wówczas tydzień miałby 6, 8 albo
12 dni, albo też wogóle by nie było jednostki
zwanej tygodniem. Tymczasem od początka
czasów wszystkie rasy ludzi używają jednostki
kalendarzowej dziś nam znanej pod nazwą "tydzień"
jaka u każdej rasy ludzi liczy 7 dni. Dla
niektórych narodów, np. dla Indyjczyków czy
dla Chińczyków, możnaby twierdzić że ich
siedmiodniowy tydzień wynika np. z jego
podpatrzenia od Izraelitów, lub wice wersa.
Jednak dla nowozelandzkich Maorysów NIE
da się tego twierdzić, bo byli oni odcięci od
reszty świata aż do 18 wieku. Z kolei swój siedmiodniowy
tydzień używali oni już od niepamiętnych czasów -
podobno już znając go w "Hawaiki". Podobnie,
taki siedmiodniowy tydzień znali i używali już
od niepamiętnych czasów, tj. na długo przed
rozpoczęciem kontaktów z wysłańcami
chrześcijaństwa, także mieszkańcy wielu
innych wysp od początku czasów całkowicie
odciętych od reszty świata, przykładowo
"Samoa", "Cook Islands", czy "Raratonga".
Aby NIE było żadnych wątpliwości, że ów siedmiodniowy
tydzień faktycznie pochodzi od Boga, na niektórych
obszarach ziemi, w tym na opisywanych tutaj
obszarach odciętych od reszty świata, natura
faktycznie żyje według owego siedmiodniowego
tygodnia. Przykładowo, jeśli ktoś przeanalizuje
zmiany pogody, wędrówki wyżów i niżów, oraz
kolejność dni deszczowych i słonecznych np.
w Nowej Zelandii czy na okolicznych wyspach
Pacyfiku, wówczas na przekór że NIE jest to
odnotowywane ani potwierdzane przez miejscowych
zawodowych naukowców ani przez oficjalną naukę,
ciągle odnotuje że rytm i zmiany pogody są tam
rządzone właśnie takim cyklem jednotygodniowym.
(Więcej informacji na ten temat zawiera punkt
#E2 z totaliztycznej strony
tornado_pl.htm
oraz punkt #C4 na totaliztycznej stronie
pigs_pl.htm.)
Wielu ludzi najbardziej jest zaszokowanych odkryciem,
że nawet zwierzęta używają siedmio-dniowego cyklu
kalendarzowego w swoim życiu. Liczne na to przykłady
można znaleźć nawet w YouTube - np. patrz angielskojęzyczne
widea wyszukiwane, między innymi, rozkazem
seventh day beavers
(tj. siedmio-dniowe bobry - które w sobotę, tj. w religijny
sabat, w którym Biblia zakazuje wykonywania prac jakie
NIE reprezentują sobą dobrych uczynków, NIE wychodzą
ze swych nor ani NIE ścinają drzew).
W punkcie #D1 tej strony opisana została
"standardowa procedura" której Bóg używał
podczas tworzenia kolejnych ras ludzi.
Aczkolwiek cała ta procedura niemal dla
każdej rasy ludzkiej okazuje się być taka
sama, z upływem czasu dają się odnotować
niewielkie, chociaż ciągłe, udoskonalenia
i zmiany wprowadzane do jej etapu (3) -
czyli do "nauki w Raju". Przykładowo, jeśli
przeanalizuje się stworzenie rasy Hindusów
(które było pierwszym i najstarszym na Ziemi
praktycznym wdrożeniem owej "standardowej
procedury" stwarzania ludzi), wówczas się
okazuje że podczas uczenia pierwszych
Hindusów w ichnim "Raju" Bóg przyjmował tam
ogromną liczbę najróżniejszych "cielesnych
reprezentacji Boga". (Owe "cielesne reprezentacje
Boga" obecnie najczęściej opisywane są w
hinduiźmie nazwą "hinduscy bogowie" albo
"deity" - patrz punkty #B6 i #B6.1 z totaliztycznej strony
god_pl.htm.)
Dla pierwszych Hindusów każda z tych
"cielesnych reprezentacji Boga" miała ciało
i wygląd człowieka, każda też z nich posiadała
osobowość i charakter jakie były mieszaniną
dobra i zła - jako przykład patrz wygląd
"hinduskiego boga" o imieniu "Murugan",
wygląd i charakter którego zilustrowane
są na "Fot. #B1ab" z totaliztycznej strony
immortality_pl.htm.
Aby efektywniej uczyć ludzi, w Raju Hindusów
owe "cielesne reprezentacje Boga" posiadały
i używały najróżniejsze zaawansowane
urządzenia techniczne, włącznie z latającymi
"vimanami" podobnymi do mojego
magnokraftu.
Jedna z tych reprezentacji zawsze używała
aparatu oddechowego podobnego do dzisiejszej
"maski gazowej". (Mianowicie, "maski" tej używał
"hinduistyczny bóg" który najczęściej nazywany
jest "Ganesha".) Z powodu tej jego maski,
pierwsi Hindusi okrzyknęli że ma on
"głowę słonia" i zwrócili na niego większą
uwagę niż na innych bogów. Z tego
powodu, kiedy Bóg tworzył kolejne rasy
Greków oraz Egipcjan,
niektórym z wówczas ciągle licznych
swoich "cielesnych reprezentacji" nadał
już celowo wygląd pół-ludzi, pół-zwierząt.
Okazało się wówczas, że ludzie którzy podczas
etapu "nauki w Raju" obcowali z owymi
cielesnymi reprezentacjami Boga, utożsamiali
ich wygląd z ich charakterem. Dlatego
w jeszcze następnym procesie stwarzania
Chińczyków, Bóg już zdecydowanie
nadawał cechy niektórych nieprzyjemnych
zwierząt, np. węża, tym ze swoich cielesnych
reprezentacji (smoków) które miały uczyć
ludzi na temat zła, zaś wygląd całkowicie ludzki -
tym swoim reprezentacjom, które miały
uczyć ludzi na temat dobra. Z uwagi na sukces
tego ilustracyjnego podejścia do nauczania
ludzi, kiedy Bóg stwarzał Izraelitów,
zrezygnował już z używania w Raju wielkiej
liczby swoich cielesnych reprezentacji naraz,
zaś umieścił tam już tylko ich dwie, mianowicie
ludzko wyglądającego Mesjasza (który swym
postępowaniem ilustrował ludziom dobro),
oraz Szatana posiadającego częściowy
wygląd węża (który ilustrował ludziom zło).
Wobec sukcesu tej ilustracji dobra i zła,
podczas stwarzania rasy Maorysów
Bóg ponownie powtórzył i jeszcze bardziej
pogłębił tą zasadę - patrz m.in. też punkt
#L1 poniżej.
Sam fakt, że miała miejsce taka stopniowa ewolucja
niektórych szczegółów "standardowej procedury
stworzenia" stosowanej przez Boga, prowadzi do
kilku ogromnie istotnych wniosków. Przykładowo,
potwierdza ona szokujący niektórych fakt, że Bóg
też się uczy i stopniowo poszerza oraz udoskonala
swoją wiedzę oraz metody działania. Innymi słowy
potwierdza ona że Bóg wcale NIE wie absolutnie
wszystkiego i to od samego początku, a że Bóg
też stopniowo się uczy i zdobywa doświadczenie
w sposób identyczny jak ludzie - co zresztą sam
Bóg otwarcie potwierdza w wersecie 18:20-21 z
bibilijnej Księgi Rodzaju (werset ten dyskutowany
jest dokładniej w punkcie #M1 z totaliztycznej strony
evolution_pl.htm).
Stopniowa ewolucja "stadardowej procedury
stworzenia" potwierdza też ustalenie zaprezentowane
w punkcie #B2 totaliztycznej strony
will_pl.htm,
mianowicie że Bóg stworzył człowieka głównie
po to aby z pomocą ludzi móc nieustannie
powiększać wiedzę i doskonałość inteligentnego
wszechświata.
Część #E:
"Odkrycia" Nowej Zelandii i Antypodów przez
kraje i narody zamieszkałe na północnej półkuli
Ziemi - dlaczego dawni podróżni omijali te obszary z daleka:
#E1.
Wyłącznie badawcze i zwiedzające przybywanie
starożytnych Chińczyków do Nowej Zelandii:
Starożytni Chińczycy byli jedyną cywilizacją
starożytności, której wyprawy eksplacyjne
posprawdzały praktycznie cały świat. W
owych eksploracjach wydatnie pomagało
im posiadanie kompasu którego wiele innych
cywlizacji NIE dorobiło się nawet przez
tysiące następnych lat. Doskonała znajomość
geografii i praktycznie całej kuli ziemskiej
przez starożytnych Chińczyków, a także
podróże ich flotylli eksploracyjnych i wypraw
kupieckich do praktycznie wszystkich
zakątków świata, podkreślone było nawet
we wspaniałej animacji zaprezentowanej
podczas ceremonii otwarcia 29-tej Olimpiady
w Beijing o godzinie 8:08 w dniu 8 sierpnia
2008 roku. W owej olimpijskiej animacji
specyficznie referowano do wypraw dokonywanych
przez niejakiego Zheng He - czyli chińskiego
admirała-eunucha z okresu Dynastii Ming,
który eksplorował wybrzeża Afryki. Jednak
starożytni eksploratorzy z Chin wiedzieli
również dokładnie o istnieniu i o położeniu
Nowej Zelandii. Ich flotylle badawcze i
zwiedzające aż kilka razy w starożytności
odwiedzały Nową Zelandię. Istnieje cały szereg
dowodów owych odwiedzin. Przykładowo
kiedyś odkryto w Nowej Zelandii prastary
dzwon typu używanego na statkach
Chińskich. Z kolei w kronikach chińskich
znaleziono opisy potężnej wulkanicznej
eksplozji która uformowała jezioro Taupo.
Na przekór jednak owych relatywnie częstych
odwiedzin, starożytni Chińczycy nigdy nie
usiłowali nawet założyć swojej kolonii w
Nowej Zelandii. Najwyraźniej ich znajomość
energii "chi" oraz znajomość "feng shui"
ostrzegała ich że Nowa Zelandia wcale
NIE jest miejscem w którym osiedleńców
czekałaby świetlista, czy choćby tylko
pozytywna, przyszłość.
Sprawa odwiedzin Chińczyków w Nowej Zelandii
omawiana jest także w punkcie #B1 strony
fruit_pl.htm - o tropikalnych owocach ze strefy Pacyfiku oraz o filozofii ich zjadania.
Jest powszechnie znanym w świecie faktem,
że Chińczycy - szczególnie w starożytności, we
wszystkim co czynili konsultowali swoje zamiary
z rodzajem wiedzy tajemnej którą obecnie znamy
pod nazwami "feng shui", "chi", itp. Wiedza ta
jest pokrewna do wielu dzisiejszych form ESP -
chociaż jest bardziej od ESP obiektywna i nastawiona
na odczytywanie fizykalnych znaków. Jedną z
powszechniej znanych manifestacji konsultowania
przez Chińczyków wszystkich decyzji ze wskazaniami
owej tajemnej wiedzy, jest np. wybór daty i godziny
oficjalnego otwarcia 29-tej Olimpiady w Beijing
w dniu 8/8/8 (tj. 8 sierpnia 2008 roku) o godzinie
8:08 wieczorem. Zgodnie bowiem z ową wiedzą
tajemną, cyfra 8 oznacza "powodzenie", "zasobność",
"sukces", itp. - tak jak to opisano w punkcie #E1.1
poniżej. Informacja którą chcę więc tutaj przekazać
i podeprzeć dowodami jest taka, że jeśli coś jest
wysoce wrogie ludziom - tak jak Antypody, wówczas
istnieją konkretne oznaki owej wrogości. Z kolei
istnienie owych oznaków daje się odczytać z
użyciem najróżniejszych dyscyplin wiedzy - w
rodzaju owej wiedzy "feng shui" używanej przez
Chińczyków, czy naukowo identyfikowalnych
ostrzeżeń opisywanych na niniejszej stronie.
Pamiętajmy też, że starożytni Chińczycy
zawsze odczytywali owe oznaki zanim podejmowali
jakąkolwiek istotną decyzję życiową. (Niestety, w
obecnej generacji Chińczyków ta długa tradycja
pomału zanika.) Fakt więc że
starożytni Chińczycy wielokrotnie docierali do Nowej
Zelandii, jednak nigdy tam nie założyli swojej kolonii -
tak jak to czynili w wielu innych obszarach i krajach,
np. w Malezji czy na Borneo, posiada bardzo istotne
znaczenie. Praktycznie fakt ten oznacza bowiem, że
starożytni Chińczycy wiedzieli o wysoce wrogiej
ludziom naturze i środowisku Antypodów.
W tym miejscu warto też dodać, że np. do Australii
czy do Antarktydy starożytni Chińczycy zapewne nawet
nie usiłowali dotrzeć. Najwyraźniej przesłanki wynikające
z ich znajomości "feng shui", a także ich wiedza,
intuicja i przezorność im podpowiadały, że NIE
ma tam potrzeby przybywać, bowiem NIE znajduje
się tam nic wartego eksplorowania, zaś natura jest
tam wyjątkowo wrogo i niszczycielsko nastawiona
do ludzi.
Powyższe powinienem uzupełnić spostrzeżeniem
które często było mi powtarzane przez sporo osób.
Mianowicie wielu ludzi przybywających po raz
pierwszy do Nowej Zelandii twierdzi, że od lądu
owego kraju bije do nich dziwne poczucie "wrogości",
"chłodu", "przygnębienia", "depresji", czy też "zagrożenia" -
które wyraźnie odczuwali oni swoimi zmysłami.
Po jakimś jednak czasie owo dziwne odczucie
u nich zanikało. Podobny chłód czy poczucie
zagrożenia odczuwają oni jedynie w obliczu
śmierci - np. w pobliżu nieboszczyka. Po przybyciu
do Australii też odczuwali oni bardzo podobny jakby
chłód - chociaż ma on tam nieco odmienny odcień.
Czyżby więc antyludzkie działanie Antypodów było
przez niektórych ludzi odbierane wręcz fizycznie?
(Ja osobiście też odbieram dosyć unikalne odczucie
zaraz po powrocie do Nowej Zelandii z pobytu poza jej
granicami. Jednak ja potrafię rozpoznać to odczucie
bowiem kiedyś ustaliłem że bije ono od ludzi którzy
cechują się bardzo niskim poziomem tzw. "energii
moralnej" - po szczegóły patrz (iv) z punktu #F2
oraz punkt #D3 na mojej stronie o nazwie
nirvana_pl.htm.
To moje unikalne odczucie też opisałbym jako rodzaj
"zimna" jakie zwykle bije też od bardzo starych ludzi.
U mnie też ono zanika czasami już po kilku godzinach
od wylądowania w Nowej Zelandii.)
#E1.1.
Stosunek Chińczyków do liczby 8 - jako przykład ich codziennego
konsultowania wszelkich spraw ze wskazaniami wiedzy "feng shui":
Liczby rządzą naszym życiem od chwili
urodzenia aż do śmierci. Wszystko jest
nimi opisane, zaczynając od dat naszego
urodzenia, a skończywszy na rachunkach
za nasze pogrzeby. Ponieważ NIE wszystko
w naszym życiu dzieje się jednakowo
pomyślnie, wielu ludzi zgromadziło
empiryczne obserwacje które sugerują
że wyniki przebiegu każdej sprawy zależą
m.in. od rodzaju "energii" zawartej w liczbach
które sprawę tą opisują. Zgodnie bowiem
z ustaleniami owych ludzi, niektóre liczby,
takie jak 8, przynoszą budującą energię
która wspiera korzystność wszystkiego
co opisane tą liczbą. Istnieją też liczby
o wyniszczającej energii, takie jak np.
4, która psuje następstwa wszystkiego
co liczby te opisują.
Spora proporcja Chińczyków za liczbę o najbardziej
szczęśliwej, korzystnej i budującej energii uważa
cyfrę i liczbę 8. Oczywiście, mają oni ku temu
aż wiele powodów. Przykładowo, dźwięk owej
liczby 8 w języku mandaryńskim brzmi "ba" -
co znaczy "zamożność". Liczba 8 ma także
doskonale symetryczny kształt i to w aż
dwóch osiach symetrii. Ma ona też doskonały
balans - który wynika z owej symetrii, a
który w chińskiej astrologii jest poszukiwanym
ideałem. Jest ona konsystentna - tj. nie zmienia
ona swojej wartości kiedy ją się odwróci do
góry nogami (tak jak to czyni np. "diabelska"
cyfra 6). Odbita w lustrze też czyta się jako 8.
Położona na boku stanowi symbol nieskończoności.
Kiedy się ją pisze, pióro się zatrzyma w chwili
gdy ma rysować linię w górę - podczas gdy
wszystkie inne liczby od 1 do 9 podczas pisania
zatrzymują pióro na drodze w dół (co symbolizuje
jej potencjał do wzrostu). Jej pisanie zawsze
kończy tam gdzie się zaczęło. Liczba 8 jest
podzielna przez 2. Liczba 8 ma wiodącą rolę
w binarnym systemie i w komputeryzacji.
Liczba 8 formuje doskonały sześcian o boku 2.
Przynależy ona też do matematycznej serii
Fibonacci (1, 2, 3, 5, 8, 13, 21, itp.). W naturze
pojawia się ona w formie wzorów wzrostu
w wielu roślinach i zwierzętach. Przykładowo,
wiele stworzeń wodnych ma 8 symetrycznych
części. Ludzkie ciało ma 206 kości (2+0+6=8).
W 2006 roku (2+0+0+6=8) po wielu latach konfuzji,
międzynarodowe ciało "International Astronomical
Union" zaraportowało że istnieje tylko 8 planet
w systemie słonecznym (Mercury, Venus, Earth,
Mars, Jupiter, Saturn, Uranus, Neptune).
Znanych jest 8 głównych kierunków świata. Liczba
liter w alfabecie rzymskim 26 dodaje się 2+6=8.
Itd., itp. Na przekór więc że racjonalnie daje
się podważać niemal każde uzasadnienie
szczególnego znaczenia liczby 8, do ludzi
głęboko wierzących w szcześliwość i niezwykłość
tej liczby, faktycznie przynosi ona szczęście
i zamożność. A pamiętać trzeba że liczba ta
jest tylko jednym z licznych fizykalnych wskaźników
pomyślności które konsultowane w danej konfiguracji
dają znawcom "feng shui" raczej definitywne
odpowiedzi o perspektywach na przyszłość
praktycznie każdej sprawy. Tyle że w nowoczesnym
świecie coraz bardziej zabiegani i sceptyczni ludzie
przestali zważać na owe nadprzyrodzone wskazówki.
Część #F:
Gdyby Antypody wybrane były przez Boga do zasiedlenia,
ich rodzime rasy i narody kwitnęłyby - tymczasem te
cywilizacje które nierozważnie tam osiadły relatywnie
szybko tam poupadały:
#F1.
Zdefiniujmy jakie są oznaki upadku cywilizacji aby uniknąć jałowych deliberacji czy w Nowej Zelandii faktycznie upadło już aż kilka kolejnych cywilizacji:
Pisana historia Nowej Zelandii faktycznie
nadal jest w "stanie płynnym" - i to na przekór
że minęło już około 200 lat od czasu kiedy
do owego kraju przybyli pierwsi europejscy
osadnicy i zaczęli historię ową spisywać.
Ta "płynność" historii też wynika z owego
negatywnego bieguna cywlizacyjnego który
panuje na Antypodach. Biegun ten powoduje
bowiem m.in. że każdy fakt jest tam przez
kogos podważany lub zaprzeczany, bez
względu na to jak bardzo nie byłby prawdziwy.
Praktycznie to też oznacza, że w Nowej Zelandii
każdy historyczny fakt komuś z jakiegoś powodu
jest NIE na rękę i też będzie przez kogoś podważany.
W rezultacie wielu rodzimych badaczy Nowej
Zelandii nawet się próbuje "się wychylić" i
opublikować jakąkolwiek prawdę historyczą o
którą ktoś potem by poczuł się urażony. To
z kolei jest źródłem dzisiejszego stanu historii
Nowej Zelandii, kiedy praktycznie NIC nie jest
wiadomo z całą pewnością, zaś cała historia
jest nadal w stanie "płynnym".
Oczywiście prawdy tezy jak ta z niniejszej strony
NIE da się udowodnić jeśli nie uzna się konkretnych
faktów historycznych za rzeczywiste i za zaistniałe.
To dlatego aby udowodnić że w Nowej Zelandii
upadło aż kilka kolejnych cywilizacji, najpierw
musimy sobie zdefiniować co cechuje "upadek
cywilizacji". Upadek ten zdefiniujemy poprzez
rozpatrzenie cech cywilizacji o których z całą
pewnością nam wiadomo, że faktycznie one
upadły - przykładowo cywilizacji Imperium
Rzymskiego po jego zniszczeniu przez Hunów,
czy cywilizacji Inka z Ameryki po jej podbiciu
przez Hiszpanów. I tak na bazie owych cywilizacji
o których z całą pewnością wiemy że one już
faktycznie upadły, za oznaki
braku upadku NIE wolno nam traktować
jeśli np. (a) przetrwa język danej cywilizacji.
Wszakże np. język łaciński był nadal używany
jeszcze na długo po upadku Imperium Rzymskiego.
(Faktycznie to ja łaciny uczyłem się w szkole
średniej, chociaż wcale NIE jestem obywatelem
Imperium Rzymskiego. Ponadto jako chłopiec
uczestniczyłem w nabożeństwach katolickich
po łacinie - chociaż żyłem wówczas w Polsce.)
Także język używany przez imperium Inków też
jest częściowo używany aż do dzisiaj. Oznaką
braku upadku wcale też NIE jest (b) trwanie
przy życiu niektórych potomków upadłej cywlizacji.
Przykładowo, do dzisiaj żyją dalecy potomkowie
zarówno Rzymian jak i Inków. Z powyższego
widać że dowodem
upadku danej cywilizacji są następujące
cechy jeśli pojawią się one jednocześnie.
(1) Nowa kultura, religia, zasady życia
społecznego, itp., które byli uczestnicy danej
cywilizacji zmuszeni są adoptować w swoim
poupadkowym życiu. Przykładem
może być tutaj zmuszenie Maorysów
do adoptowania praw, religii, broni,
zasad walki, itp., europejskich osadników.
Oraz jednocześnie (2a) wprowadzenie zupełnie nowej
sporej wymiarowo puli genów do genetyki którą
uprzednio cechowała się społeczność danej cywilizacji,
albo też (2b) niemal całkowite wyniszczenie
ludzi którzy byli nosicielami genów danej cywilizacji.
Przykładem wyniszczającej daną cywilizację zmiany
genetyki może być zalanie Imperium Rzymskiego
przez Hunów (tj. przodków dzisiejszych
Hungarians - Węgrów) i zmieszanie genów
owych Hunów z genami Rzymian. Z kolei
przykładem wyniszczenia nosicieli genów
danej cywilizacji mogą być losy tzw. "Moriori"
(albo "Moa Hunters") z Nowej Zelandii.
Jak też wykazane to zostanie w następnym punkcie
#F2 tej strony, w historii Nowej Zelandii już wielokrotnie
pojawiły się okoliczności kiedy powyższe cechy "upadku
cywilizacji" charakteryzowały raptowne zmiany jakie
tam nastąpiły. Na przekór więc że wielu ludzi być
może zechce prowadzić jałowe i czysto hipotetyczne
debaty np. na temat "czy cywilizacja Maorysów faktycznie
upadła czy też istnieje aż do dzisiaj", powyższe cechy
charakteryzujące upadki cywlizacji rozstrzygają tą sprawę
jednoznacznie. Po ich uwzględnieniu jest jasnym że
w Nowej Zelandii upadło już dotychczas aż kilka kolejnych
cywilizacji - tak jak to wyszczególniono w punkcie #F2 poniżej.
#F2.
W Nowej Zelandii upadło już aż kilka kolejnych cywilizacji:
Oto wykaz i historia kolejnych cywilizacji z
Nowej Zelandii które dotychczas najpierw
skolonizowały ów obszar Antypodów, potem
zaś upadły:
1. Upadek prastarej cywilizacji która znała nie tylko
ceramikę, ale umiała nawet rzeźbić w kamieniu.
Na jej istnienie również w Nowej Zelandii zdają się
wskazywać ślady nieco podobne do tych istniejących
w Ameryce Południowej i w Egipcie.
Nieoficjalnie wiadomo, że owa prastara cywilizacja
upadła już kilka tysięcy lat temu. Praktycznie nic
obecnie nie próbuje się już ustalić na jej temat -
wszakże wiedza o jej istnieniu mogłaby komuś
się niepodobać.
2. Upadek cywilizacji "Moriori" (albo "Moa Hunters").
Oficjalnie za najbardziej pierwotnych mieszkańców
Nowej Zelandii uważa się rodzaj ludzi bardzo podobnych
do Australijskich Aborygenów. Przez Maorysów oraz
przez samych siebie byli oni nazywani "Moriori".
Natomiast Europejczycy nazwali ich "Moa Hunters" -
ponieważ żywili się głównie licznymi w ich czasach
gigantycznymi ptakami Moa. Zamieszkiwali oni
Nową Zelandię od bliżej niezdefiniowanego czasu.
Znali oni wprawdzie ogień, jednak nie znali
ani ceramiki, ani obróbki kamienia, ani narzędzi.
"Moriori" mieli bardzo smakowite mięso.
Po przybyciu więc do Nowej Zelandii innej
wojowniczej rasy kanibalów, którzy sami siebie
nazywali "Maori" (tj. po przybyciu "Maorysów"),
owi "Moriori" zostali po prostu stopniowo zjedzeni.
Jeden z zaprzyjaźnionych Maorysów powiedział
nam kiedyś pół żartem pół serio, że byli oni
bardzo "lubiani" przez Maorysów ponieważ
ich mięso miało przyjemny słonawy smak i
było znacznie smaczniejsze od mięsa Maorysów
którzy podobno smakowali równie nieprzyjemnie
tak jak wszyscy inni ludzie - patrz opisy tego
smaku z punktu #K1 poniżej.
3. Upadek pierwszej cywilizacji kanibalistycznych
Maorysów. Maoryskie legendy stwierdzają,
że kiedy pierwsi Maorysi przypłynęli do Nowej
Zelandii z Hawaiki około roku 900 AD (tj. mniej
więcej w czasach tzw. "Chrztu Polski") na obszarze
ówczesnej Nowej Zelandii już żyli jacyś ludzie.
Tamtych wcześniejszych Nowozelandczyków
najczęściej opisuje się mianem "Moa Hunters".
Po przybyciu do Nowej Zelandii Maorysi najpierw
zjedli owych "Moa Hunters". Potem zaś zjadali
siebie nawzajem. Owi pierwsi osadnicy maoryscy
żyli w Nowej Zelandii aż do roku 1178 A.D. - kiedy
to zmiotła ich z powierzchni Ziemi potężna eksplozja
koło Tapanui.
4. Eksplozja statku kosmicznego koło Tapanui w
1178 roku, która zatarła w Nowej Zelandii wszelkie
ślady wcześniejszych osiedli ludzkich. W 1178
roku AD w Nowej Zelandii
miała miejsce katastroficzna ekpslozja o globalnych
konsekwencjach. Jej dokładniejszy opis zawarty jest
na odrębnej stronie internetowej
tapanui_pl.htm - o eksplozji wehikułu UFO koło Tapanui, Nowa Zelandia, 1178 AD.
Zniszczenie spowodowane ową eksplozją było
niewyobrażalnie duże. Faktycznie też uśmierciła
ona niemal wszystkich Maorysów którzy uprzednio
zamieszkiwali Nową Zelandię. Całkowicie wymazała
ona też z powierzchni ziemi wszelkie ślady osadnictwa
poprzedzającego ową eksplozję. Dlatego ślady osad
moryskich które obecnie są znajdowane i badane
przez miejscowych naukowców, wszystkie datują
się już z czasów po owej eksplozji Tapanui. To zaś
jest jedną z przyczyn owej "płynności" historii Nowej
Zelandii. Mianowicie, ponieważ naukowcy owego
kraju NIE uznają istnienia eksplozji Tapanui, ich
werdykty stwierdzają że NIE istniało osadnictwo
poprzedzające ową eksplozję. Doskonałym przykładem
oficjalnych badań które zostały tak właśnie wypaczone
następstwami eksplozji Tapanui, są te opisane w artykule
"Rat bones reduce colonisation time" (tj. "kości szczurów
zmniejszają czas kolonizacji") ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), June 4, 2008. W
artykule tym jakiś naukowiec stwierdza, że najstarsze
kości szczurów znajdowane w obecnie znanych byłych
osiedlach Maorysów, dają datowanie około 1280 roku.
Naukowiec ten jednak przeacza, że obecnie NIE jest
wiadomym gdzie dokładnie były zlokalizowane osiedla
Maorysów przed 1178 rokiem (tj. przed datą eksplozji
Tapanui). Stąd kości szczurów z tamtych starszych
osiedli NIE mogą być narazie ani znalezione ani datowane.
5. Upadek lub zanik cywilizacji z drugiej fali emigracyjnej Maorysów.
Po eksplozji Tapanui do Nowej Zelandii zaczęła docierać
druga fala Maoryskich emigrantów. Z powodu chronicznego
deficytu żywności oni również zmuszeni byli do uciekania
się do kanibalizmu (ludożerstwa). Znaczy, przy braku
czegokolwiek innego do jedzenia, zjadali oni
siebie nawzajem. Aby zaś mieć więcej niewolników
do zjadania, bez przerwy prowadzili nawzajem ze
sobą najróżniejsze wojny. W rezultacie, z upływem
czasu ich kultura nabrała cech "zawodowych wojowników".
(Owe wojownicze cechy maoryskiej kultury przetrwały
zresztą w Nowozelandczykach aż do dzisiaj.)
W stanie też nieustannych wojen,
praktykowania niewolnictwa, oraz kanibalizmu,
owa druga fala osadników maoryskich żyła w Nowej
Zelandii aż do roku lat około 1800-nych - kiedy to
Nowa Zelandia stała się celem masowej europejskiej
kolonizacji. Jednak owa druga cywilizacja Maorysów upadła
lub zaniknęła właśnie w wyniku przybycia Europejczyków
do Nowej Zelandii. Oczywiście, czy cywilizacja ta upadła
lub zaniknęła, czy też nadal istnieje, wielu ludzi będzie
gotowych to zajadle dyskutować. Faktem jest jednak,
że Maorysi i Europejczycy tak intensywnie się ze sobą
nawzajem krzyżowali, że obecnie NIE istnieje już w
Nowej Zelandii ani jeden Maorys który NIE miałby
w sobie choćby małej proporcji europejskiej krwi
oraz u którego przetrwałaby jego oryginalna kultura
maoryska i oryginalna religia. Dla wielu zaś ludzi
zanik oryginalnej budowy genetycznej, połączony
z równoczesnym zanikiem oryginalnej kultury i religii,
praktycznie oznaczją że dana cywilizacja faktycznie
zaniknęła lub upadła.
Bez względu więc na to jak niektórzy będą ten fakt
nazywali, owa oryginalna druga cywilizacja Maorysów
Nowozelandzkich też już obecnie wcale NIE istnieje.
Do dzisiaj przetrwali jedynie potomkowie mieszańców
Europejsko-Maoryskich którzy z różnych powodów
uważają siebie za Maorysów.
6. Pierwsze przybycia europejskich
eksploratorów do Nowej Zelandii.
Począwszy od około 15 wieku, najróżniejsi
Europejscy eksploratorzy zaczęli podróże
morskie w okolice Nowej Zelandii. Wszakże
już 15 sierpnia 1511 roku Portugalczycy
zdobyli twierdzę i port w niezbyt odległym
od Nowej Zelandii malezyjskim mieście
Melaka i oficjalnie założyli tam swoją kolonię -
podczas gdy ich flotylle przybywały w te rejony
świata od kilkudziesięciu już lat. Pierwsi do
Nowej Zelandii dotarli Hiszpanie. Niestety,
nie są znane żadne wzmianki historyczne
kiedy i przez kogo miało to miejsce. Jedynym
śladem faktycznego pobytu Hiszpanów w Nowej
Zelandii jest bardzo piękne drzewo nowozelandzkie
o wspaniałych czerwonych kwiatach, zwane "Pohutu
Kawa", które naturalnie rośnie jedynie w Nowej
Zelandii. Niedawno takie właśnie drzewo odkryto
rosnące w jednej ze wsi hiszpańskich. Jego grubość
była taka, że gdyby ono rosło w Nowej Zelandii
wówczas miałoby co najmniej 300 lat. Trzeba
jednak pamiętać, że z powodu
eksplozji wehikułu UFO koło Tapanui w 1178 AD,
która skaziła telekinetycznie całą glebę owego kraju,
w Nowej Zelandii drzewa rosną znacznie szybciej
niż w Europie (np. drzewa europejskiego pochodzenia
rosną tam około 5 razy szybciej). Prawdopodobnie
więc ów statek hiszpański który przewiózł to drzewo
do Hiszpanii, odwiedził Nową Zelandię nie później
niż w 15 wieku.
Kolejnym Europejskim eksploratorem który dopłynął
do Nowej Zelandii był niejaki Abel Tasman.
Jego odkrycie tego kraju rozniosło się po Europie.
To z tego powodu w wiek później Anglicy wysłali
swego własnego eksploratora aby ten sprawdził
przydatność nowego lądu dla osadnictwa. Ciekawostką
wyprawy Abela Tasmana było, że odkrył
on maleńką Nową Zelandię, jednak zupełnie
jakby "przeoczył" gigantyczną Australię. Czyżby
więc i on miał jakąs "intuicję" na temat Antypodów
która przykładowo starożytnym Chińczykom
nakazywała omijać Australię z daleka.
Europejskie osadnictwo w Nowej Zelandii zaczęło
się jednak dopiero kiedy wyprawa Anglika o nazwisku
James Cook wykonała dokładne mapy, badania
i opisy owego kraju. Jako zupełnie nowe państwo
(a ściślej - jako zamorska kolonia Anglii) Nowa
Zelandia zaczęła się liczyć dopiero od około 1840 roku.
7. Upadek lub zanik cywilizacji europejskich kolonistów Nowej
Zelandii. Około 1840 zaczęły się czasy intensywnej
europejskiej kolonizacji Nowej Zelandii. W ten sposób
powstało dzisiejsze państwo zwane Nowa Zelandia.
Początkowo państwo to miało organizację państwa
Europejskiego i hołdowało ono wszelkim tradycjom
europejskim. Jego językiem urzędowym był język
angielski. Państwo to reprezentowało więc rodzaj
jakby europejskiej cywilizacji przeniesionej do Nowej
Zelandii. Na przekór też że oprócz Europejczyków,
w skład owego państwa wchodzili m.in. potomkowie
owych oryginalnych Maorysów, państwo to przez
około 150 lat kultywowało europejską kulturę, religię
i tradycje. W niemal niezmienionym też stanie przetrwało
ono aż do 1984 roku, czyli do czasu utraty władzy
w Nowej Zelandii przez wybitnego przywódcę
owego kraju o nazwisku
Sir Robert Muldoon
(1921-1992). Po 1984 roku, owa cywilizacja
europejskich kolonistów Nowej Zelandii uległa
szybkiemu zanikowi. Obecnie jest ona już całkowicie
zastąpiona przez zupełnie inną cywilizację, która
narazie jeszcze NIE zaczęła zanikać, nie będę
więc jej tutaj opisywał. Powód zaniku czy upadku
po 1984 roku tamtej cywilizacji europejskich
kolonistów był prosty. Był nim niemal całkowity
zanik emigracji Europejczyków do Nowej Zelandii,
spowodowany upadkiem ekonomicznym
owego kraju po utracie władzy przez Sir Roberta
Muldoon. Z kolei brak napływu nowych Europejczyków,
połączony z szybkim wymieraniem dawnych osadników
Europejskich, z coraz intensywniejszym krzyżowaniem
się międzyrasowym, oraz z brakiem oficjalnego
opowiadania się rządu przy europejskich tradycjach,
kulturze i religii, spowodowały że w Nowej Zelandii
szybko zaniknęła lub została przekształcona
ta część społeczeństwa która uprzednio
podtrzymywała tam istnienie owej cywilizacji europejskich
osadników. Jednocześnie u tych Nowozelandczyków
którzy nadal deklarują swoje Europejskie pochodzenie,
po 1984 roku nastąpiły tak duże zmiany kulturalne,
światopoglądowe, nastawieniowe, polityczne, itp.,
że na przekór iż oficjalnie deklarują oni europejskie
pochodzenie, praktycznie reprezentują oni sobą już
zupełnie odmienną cywilizację w której podstawowe
cechy (takie jak wojowniczość czy ich kult mięśni
oraz siły) zaczynają się coraz bardziej upodabniać
do tego co możnaby nazwać "cechami unikalnymi
dla mieszkańców Antypodów".
Oczywiście emigracja napływowa do Nowej Zelandii,
połączona z jednoczesnym cywilizacyjnym
wyniszczaniem napływającej nowej ludności,
wcale się NIE zakończyła. Trwa ona nadal do
dzisiaj. Wszakże opisywana na tej stronie wroga
dla osiedleńców natura Antypodów wykazuje
działanie jakby kosmicznej "czarnej dziury",
która to dziura bez przerwy będzie połykała
coraz to nowych osiedleńców po których za
jakiś czas zanikną wszelkie ślady i słuchy.
#F3.
Także w Australii upadła lub zaniknęła bliżej nieznana liczba cywilizacji:
Nowa Zelandia ma to do siebie, że bogata
tradycja mówiona Maorysów, a także ich
niemal religijne podejście do genealogii,
pozwoliło zdobyć jakieś rozeznanie co do
liczby cywlizacji ludzkich jakie tam upadły
lub zaniknęły. Tymczasem w Australii
sytuacja jesty zupełnie inna. Nic tam NIE
utrzymuje śladów ludzi którzy tam kiedyś
zyli jednak wyginęli. W rezultacie w Australii
najprawdopodobniej poupadały dziesiątki,
jeśli NIE setki, odmiennych cywilizacji, jednak
obecnie NIKT nie ma o tym najmniejszego
pojęcia. Pamiętam że kiedyś utrzymywałem
kontatky z jakimś językoznawcom który badał
oryginalne języki australijskich Aborygenów.
Twierdził on że języków tych na początku
XX wieku istniało ciągle około pół tysiąca.
Ile zaś z nich przetrwało do dzisiaj? Każdy
zaś taki zaginiony język, to kolejna upadła lub
zaniknięta cywilizacja ludzka z Antypodów.
Antypody wygladają więc jak jedna ogromna
"wykańczalnia" całych cywilizacji i indywidualnych
ludzi. Tyle że zamiast Hitlera, "wykańczalnia"
ta sekretnie jest operowana przez istoty których
wygląd pokazałem na zdjęciu z "Fot. #K1".
#F4.
Nieprzyjazna ludziom geologiczna historia Nowej Zelandii:
Nowa Zelandia posiada także wrogą dla
ludzi strukturę geologiczną. Jej terytorium
jest niestabilne. Bez przerwy jest ona
wstrząsana trzęsieniami ziemi. Co jakiś
też czas powtarzalnie pojawiają się tam
gigantyczne kataklizmy które niemal
dokumentnie wyniszczają całą osiadłą tam ludność.
Alternatywną historię geologiczną Nowej Zelandii
opisuję w punkcie #C2 odrębnej strony
tajemnice i ciekawostki Nowej Zelandii.
Geologia Australii jest znacznie przyjaźniejsza
dla ludzi niż ta z Nowej Zelandii. Niestety w
Australii ludzie zagrożeni są innymi żywiołami,
przykładowo morderczymi pożarami, suszami,
burzami pyłowymi, cyklonami, błyskawicznymi
powodziami, niebezpiecznymi zwierzętami,
suchym morderczym klimatem, brakiem wody
pitnej, itp.
Część #G:
Panowanie w Antypodach jakiegoś szczególnego rodzaju pola czy modyfikacji
praw fizycznych, które powodują zmianę charakterystyki ludzi tam zamieszkujących:
#G1.
Jeśli na jakimś obszarze Ziemi działają odmienne pola oraz zmodyfikowane przez te pola prawa
natury, ich mieszkańcy muszą z czasem zacząć wykazywać wypaczanie typowych zachowań:
Z empiryki wiemy, że długotrwałe działanie
jakiegoś bardzo "słabego czynnika", może w
skutkach okazać się bardziej katastroficzne
niż krótkotrwałe działanie jakiegoś "wysoce silnego"
czynnika. Przykładowo, krople wody spadające
przez dzisiątki lat potrafią drążyć kamienie,
zaś owych kilka atomów zanieczyszczeń
zawartych w wodzie, w przeciągu setek lat
formuje gigantyczne stalagmity i stalaktyty.
Doskonale wiemy też z empiryki, że na
Antypodach w działaniu znajduje się aż
cały szereg takich "słabych czynników",
jakich sumaryczne działanie na populację
ludzką przez długie okresy czasu może
okazać się katastroficzne. Nauka ludzka
narazie NIE wyizolowała żadnego z owych
czynników, ani NIE zdołała opisać jego
długotrwałego wpływu na ludzi. Jednak
Bóg
najwyraźniej wiedział o jego istnieniu i
niszczycielskim działaniu, bowiem wcale
NIE wytypował ani przygotował Antypodów
do zasiedlenia przez ludzi. Istnienie i
działanie na Antypodach takich słabych
czynników wyniszczających jest zresztą
potwierdzane przez empirykę. Wszakże
przykładowo na przekór długotrwałości
istnienia całego szeregu cywilizacji Australijskich
Aborygenów, cywilizacje te NIE dopracowały się żadnych
znaczących osiągnięć społecznych, technicznych,
ani cywilizacyjnych. Podobnie jest z cywilizacją
nowozelandzkich Maorysów. Przez niemal
1000 lat swojego istnienia nie odkryli oni ani
metali ani ceramiki - i to na przekór że po
eksplozji Tapanui
powierzchnia niektórych obszarów np. w Otago
pokryta była grubą warstewką złota. Nie poznali
też broni miotanych, takich jak łuki, proce, czy
katapulty, na przekór że umieli rzeźbić w drewnie,
kości i kamieniu, na przekór że mieli prymitywne
narzędzia, oraz na przekór że umieli budować
domy i łodzie. Podobie zresztą jest z obecną
cywilizacją Antypodów. Jeśli dokładnie ją
przeanalizować, okazuje się że NIE dokłada
ona praktycznie żadnego wkładu np. do technicznego
dorobku ludzkości. To zaś oznacza, że ów "słaby
czynnik" anty-cywilizacyjny faktycznie działa na
Antypodach aż do dzisiaj.
Na obecnym etapie możemy jedynie spekulować
co stanowi ów "słaby czynnik" wyniszczający cywilizację
ludzką, jaki działa na Antypodach. Wszakże jest
aż cały szereg kandydatów do tej roli. Najbardziej
oczywisty z tych kandydatów jest południowy biegun
ziemskiego pola magnetycznego. Biegun ten może
w jakiś sposób modyfikować dzialanie praw natury,
tak że owe prawa zamiast stymulować rozwój cywilizacyjny -
jak to czynią w okolicach byłej Atlantydy, na Atypodach
raczej blokują i niszczą rozwój cywilizacyjny. Owo
więc pośrednie działanie na Antypodach południowego
bieguna magnetycznego mogłoby być odpowiedzialne
za brak postępu cywilizacyjnego u ludzi zamieszkujących
Antypody. Innym kandydatem na ów "słaby czynnik"
jest kierunek ruchu tzw. "przeciw-materii" - czyli rodzaju
płynu opisywanego przez
teorię wszystkiego
zwaną
Konceptem Dipolarnej Grawitacji.
Na Antypodach płyn ten przepływa w odwrotnym
kierunku niż na półkuli północnej Ziemi, formując w ten
sposób cały szereg zjawisk fizykalnych takich jak tzw.
"dziura ozonowa", ulatywanie zorzy polarnej w górę
(zamiast w dół jak na półkuli północnej), itp. Jeszcze
innymi kandydatami na owe "słabe czynniki"
mogłyby być odmienne polaryzacje światła słonecznego,
działanie innych ciał niebieskich, itd., itp. Bez względu
jednak na to co działa wyniszczająco na ludzi zamieszkujących
Antypody, fakt jest że coś jednak tam działa. Jego efekty
dają się wszakże odnotować.
Podobnie jak narazie zupełnie NIE wiemy co
wyniszcza ludzi zamieszkujących Antypody,
również narazie NIE wiemy jaki jest mechanizm
tego wyniszczania. Wszakże teoretycznie rzecz
biorąc działanie wyniszczające owego "słabego
czynnika" może się dokonywać na tysiące różnych
sposobów. Przykładowo, hipotetycznie może on
wyniszczać ludność Antypodów poprzez odwrócenie
cech męskości i żeńskości. Znaczy może powodować
że np. kobiety na Antypodach nabierają nieco
więcej cech męskich niż kobiety na północnych
obszarach Ziemi, zaś mężczyźni na Antypodach
nabierają nieco więcej cech żeńskich niż mężczyźni
na północnych kontynentach. Owe niewielkie różnice
mogą z kolei wystarczać aby ludność Antypodów
miała negatywny przyrost naturalny i z upływem
czasu wymierała. Albo przykładowo ów słaby czynnik
może powodować że obie płci na Antypodach są nieco
bardziej agresywne niż na północnych obszarach
Ziemi. Natępstwem tego może z kolei być, że np.
zamiast formować małżeństwa, populacja Antypodów
tak się boi przeciwnej płci że albo woli mieszkać
samotnie, albo też wiąże się w homoseksualne związki.
Jakikolwiek jadnak by NIE był ów cywilizacyjnie
wyniszczający mechanizm działania owego "słabego
czynnika", fakt jest że ów czynnik działa w praktyce.
Wszakże na Antypodach zanika jedna cywilizacja za
drugą. Coś więc musi powodować takie cywilizacyjne
wyniszczanie.
Oczywiście, obecny poziom wiedzy ludzkiej jest
zbyt niski aby teoretycznie wydedukować co naprawdę
jest grane na Antypodach, że cywilizacje tam zanikają.
Dlatego jedyne co nam pozostaje to gromadzić
obserwacje i wyciągać z nich wnioski. Niniejsza
część tej strony służy właśnie temu celowi. W
następnym punkcie będę starał się gromadzić
obserwacje tego co zdaje się być charakterystyczne
dla Antypodów, a co raczej NIE występuje z równą
mocą w północnych regionach Ziemi.
#G2.
Ciekawostki opisujące odmienne niż w innych częściach świata tendencje mieszkańców Nowej Zelandii (odnotuj że podobne tendencje występują też w Australii):
Oto kilka cech opisujących ludność Nowej
Zelandii, których istnienie typowo powodowałoby
zdziwienie w większości innych rejonów świata.
Kontrybucja emigrantów. Jak to wyjaśniono
w artykule ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), June 10, 2008, w 2006
roku każdy emigrant statystycznie (tj. w przeliczeniu
"na głowę") przysparzał gospodarce tego kraju $3545,
zaś każdy urodzony w Nowej Zelandii przysparzał
statystycznie tylko $915 (w oryginale angielskojęzycznym
"each immigrapnt makes net impact of $3547,
against $915 for NZ-born").
Najstarsza żarówka świata. Mieszkańcy
Nowej Zelandii zachęcani są do aż tak oszczędnego
obchodzenia się z elektrycznością, że to w tym
właśnie kraju znajduje się najstarsza żarówka
świata która do dzisiaj świeci. Na jej temat istnieje
nawet specjalna strona internetowa o adresie
http://www.centennialbulb.org.
Na temat owej żarówki ukazał się artykuł o tytule
"At 107, oldest lightbulb still a real livewire" ze
strony B1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 8, 2008.
Polityka polityków. W 1993 roku ówczesny
przywódca kraju (Prime Minister) o nazwisku
Jim Bolger sprzedał za grosze koleje państwowe Nowej
Zelandii w obce ręce. Oczywiście, obcy właściciele
szybko koleje te zdewastowali, tak że już wkrótce
przestały one wypełniać przynależne im funkcje
transportowe. Kiedy więc w 2008 roku
z powodu zdewastowania i niskiej zdatności
użytkowej rząd Nowej Zelandii zmuszony został
odkupić owe koleje za bardzo słone pieniądze
aby móc im przywrócić publiczną użyteczność,
na prezesa przedsiębiorstwa nimi zarządzającego
rząd ten wyznaczył nie kogo innego a właśnie
owego Jim'a Bolger - po więcej szczegółów
patrz artykuł "Govt: We paid top dollar for rail"
(tj. "Rząd: odkupienie kolei kosztowało nas
ciężkie pieniądze"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w środę (Wednesday), July 2, 2008.
Polityczne dowcipy.
Wcale nie jest
prawdą że powodem dla którego w Nowej Zelandii
nie słyszy się politycznych dowcipów jest to że ci
co usiłują je opowiadać lądują w Iraku, zaś ci co ich
słuchają lądują w Afganistanie. Faktycznie w Nowej
Zelandii można usłyszeć polityczne dowcipy zaś ja
już natknąłem się aż na dwa z nich. O pierwszym z
tych dowcipów dowiedziałem się zaraz po tym gdy
był on opowiedziany przez Sir Roberta Muldoon (tj.
byłego Prime-Ministra Nowej Zelandii) w dniu 6 marca
1992 roku podczas harytatywnego przemówienia w
Szkole Podstawowej z Methven. Stwierdzał on że
"Nowozelandczycy którzy emigrują do Australii
podnoszą poziom IQ w obu tych krajach".
(To zapewne z powodu owego dowcipu, zgodnie z
artykułem "Kiwis flee nest in record numbers for
new life in Australia" - tj. "Kiwi odlatują w rekordowych
liczbach aby założyć gniazda nowego życia w Australii",
ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Tuesday), November 25, 2008,
w roku do października (October) 2008 wyemigrowało
do Australii 47300 Nowozelandczyków - co stanowi
ponad 1% całej populacji Nowej Zelandii.)
Ów dowcip Sira Muldoon jest cytowany w niemal każdej
biografii tego niezrównanego polityka - w mojej opinii
największego jakiego Nowa Zelandia kiedykolwiek
miała. Drugi z dowcipów politycznych jakie poznałem
w Nowej Zelandii przeczytałem w artykule "Great
Survival helps NZ have last laugh" (tj. "Wielka przyżyciówka
pomaga Nowej Zelandii zaśmiać się jako ostatniej"),
ze strony B5 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 30, 2009.
Ów dowcip stwierdza, cytuję "Hilary Clinton raz
była zapytana przez Newsweek o dowcip. "Oto
jeden bardzo dobry" odpowiedziała. "Helen Clark,
były pierwszy-minister Nowej Zelandii: jej
przeciwnicy kiedys odnotowali, że w przypadku
wojny nuklearnej dwie rzeczy które wyłonią się z
gruzów są karaluchy oraz Helen Clark". (W
oryginale angielskojęzycznym: 'Hilary Clinton
was once asked by Newsweek for a joke. "Here
is a good one," she replied. "Helen clark, former
prime-minister of New Zealand: her opponents
have observed that, in the event of a nuclear
war, the two things that will emerge from the rubble
are the cackroaches and Helen Clark." This week
Miss Clark emerged spectacularly from the rubble.
Her appointment as administrator of the United
Nations Development Programme is probably
as close to tailor-made as it gets.')
Koszta tradycji. Rolnicy Nowej Zelandii
mają swoje tradycyjnie nawyki z jakimi NIE bardzo
chcą się rozstać. Przykładowo corocznie wylewają
oni cały ocean niebezpiecznych chemikaliów na
swoje pola oraz w pyski swojej trzody. Spora proporcja
owych chemikaliów jest już zakazana w wielu innych
krajach świata. Jak też informuje artykuł "NZ exports
at risk after insecticide found in beef" (tj. "Nowozelandzki
eksport jest zagrożony z powodu chemikalii owadobójczych
znalezionych w wołowinie") ze strony A10 gazety
Weekend Herald,
wydanie datowane w sobotę (Saturday), July 5, 2008,
Nowa Zelandia może utracić zagraniczne rynki zbytu
właśnie z powodu nadmiernych ilości zakazanych
chemikalii obecnych w jej produktach rolnych. Z
drugiej zaś strony, oprócz swych produktów rolnych,
Nowa Zelandia obecnie NIE ma już niemal nic
innego do zaoferowania światu na sprzedaż.
Dzieci a dyscyplina. Anglicy mają
powiedzenie "Spare the rod and spoil the
child" (tj. "pożałuj rózgi a popsujesz dzieciaka").
Od niepamiętnych czasów generacje dzieci
były więc uczone dyscypliny przy pomocy
klapsów i rózgi. Tymczasem jedna nowozelandzka
posełczyni na sejm tak się zawzięła przeciwko
klapsom, że sama jedna przeforsowała w sejmie
prawo, iż każdy Nowozelandczyk który wymierzy
klapsa swemu dziecku jest przestępcą i należy
go za to wsadzić do więzienia. W ten sposób
ona sama jedna jakby "zaszachowała" cały naród.
Nie pomogły żadne pochody, protesty i apele
tysięcy Nowozelandczyków. Wszakże - jak
stwierdza to artykuł "Poll reveals we're still
smacking" (tj. "Badania wykazują że my nadal
dajemy dzieciom klapsa") ze stron A1 i A3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane we poniedziałek (Monday),
May 26, 2008, w świetle owego prawa większosć
rodziców staje się zwykłymi przestępcami
bowiem ciągle czasami dyscyplinuje swoje
dzieci poprzez danie im klapsa. Kiedy w końcu
zdesperowani rodzice zgromadzili wymaganą
liczbę wielu tysięcy podpisów które miały zmusić
rząd do przeprowadzenia referendum w owej
sprawie wymierzania dzieciom klapsów, najpierw
rząd oświadczył że jest za mało podpisów bowiem
ktoś tam kto podpisał ową petycję NIE był uprawniony
do głosowania. Po zgromadzeniu zaś owych brakujących
podpisów wymaganych do rozpisania referendum,
rząd oświadczył że jest już zbyt późno aby referendum
to przeprowadzić. Więcej danych na ten temat w artykule
"Smacking petition runs out of time" (tj. "Na petycję w sprawie
klapsów jest już za późno"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane we wtorek (Tuesday), June 24, 2008.
Jedyna pociecha dla sfrustrowanych tym prawem
rodziców, że rząd który prawo to uchwalił podczas
wyborów w 2008 roku został odsunięty od władzy
(jak niektózy twierdzili - w dużej proporcji właśnie
dzięki głosom obywateli sfrustrowanych tym prawem.)
Lawinowa ucieczka Nowozelandczyków.
Przez długi czas fakt masowej ucieczki Nowozelandczyków
był jednym z tych tematów jakie się wstydliwie
przemilcza. Dopiero na początku 2008 roku
niektóre gazety owego kraju zaczęły nieśmiało
przypominać rządowi, że brak pracy i zarobku,
upadająca ekonomia, zamykanie rozwoju, itp.,
powoduje że młodzi i ambitni mieszkańcy Nowej
Zelandii po prostu uciekają z owego kraju.
W ten sposób Nowa Zelandia traci sól swego
narodu - znaczy najbardziej zdolnych i
niezbędnych gospodarce fachowców.
Jak też się okazało, ucieczka ta jest masowa -
z trochę ponad czteromilionowej Nowej Zelandii
corocznie ucieka około 1% jego mieszkańców.
Przykładowo, w artykule "Record numbers leaving
to Australia" (tj. "Rekordowe liczby wyjeżdżają
do Australii") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w czwartek (Thursday),
October 23, 2008, ujawniono że w roku kończącym
się we wrześniu (September) 2008 roku do Australii
wyemigrowało 47200 Nowozelandczyków (tj. ponad
1% całej populacji kraju).
Część #H:
Zatrzaskiwanie rozwoju cywilizacyjnego poprzez specjalne "potraktowanie" które w
Antypodach (np. w Nowej Zelandii) typowo serwowane jest wynalazcom i odkrywcom:
#H1.
Wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
które prześladuje wszystkich twórczych ludzi, oraz jego ofiary w Nowej Zelandii:
Czytelnik z całą pewnością nigdy NIE słyszał
o jakimś ważnym wynalazku technicznym lub
światoburczym odkryciu dokonanym na Antypodach,
np. w Nowej Zelandii lub w Australii. Powód ku
temu jest prosty. Nieprzyjazne ludziom prawa
natury które panują w owym obszarze powodują
że mieszkańcy Antypodów praktykują taką
odmianę moralności, nabyli takich zachowań,
oraz uformowali taki klimat intelektualny, jakie
uniemożliwiają tam dokonanie czegokolwiek
przełomowego - tak jak to wyjaśnia punkt #B7
na stronie o nazwie
seismograph_pl.htm,
lub punkt #B4.4 na stronie o nazwie
mozajski.htm.
To właśnie dlatego NIC przełomowego stamtąd
dotychczas NIE weszło do trwałego dorobku
technicznego ludzkości.
Prawdopodobnie niemal każdy słyszał o "przekleństwie
faraonów". Zdaje się ono dopadać rzeczowych
badaczy którzy starają się odkryć i potwierdzić
tajemnicę pochodzenia ludzkości, poprzez badania
piramid i starożytnego Egiptu. Niektórzy zapewne
są świadomi, że istnieje również "przekleństwo
Jagiellonów" które prześladuje archeologów w
Polsce. Ma ono tendencję do zabijania każdego
kto stara się rzeczowo badać średniowieczny
okres w historii Polski, tj. okres czasu kiedy
"czarownice" i "diabły" ciągle operowały w sposób
jawny, a także okres kiedy z mocarstwa europejskiego
Polska została zepchnięta do roli nic nie znaczącego
kraiku jaki później został poddany rozbiorom przez
swoich sąsiadów. Jednak niemal nikt nie jest
świadomym, że na naszej planecie działa również
takie coś jak "przekleństwo wynalazców".
Owo przekleństwo powoduje, że każdy moralnie
postępujący wynalazca, który stara się dołożyć
coś naprawdę nowego i ogromnie ważnego do
dorobku naszej cywilizacji, zostaje ukarany
na setki skrytych sposobów, a często w końcu
nawet zamordowany. Jako przykład rozważ los
Rudolf'a Diesel (1858 - 1913), który opracował
słynny silnik Diesel'a. Był on prześladowany przez
owo "przekleństwo wynalazców" przez okres
całego swojego życia, aż w końcu zniknął za
burtą (tj. najprawdopodobniej został przez kogoś
wyrzucony za burtę) podczas przeprawy przez
Kanał Angielski. Jeśli ktoś czyta życiorysy znanych
wynalazców którzy dołożyli do dorobku naszej
cywilizacji coś co reprezentuje "prawdziwy postęp" -
tak jak ten prawdziwy postęp został zdefiniowany
w punkcie #G4 na totaliztycznej stronie
eco_cars_pl.htm,
wówczas okazuje się, że żaden z nich nie uchronił
się przed następstwami "przekleństwa wynalazców".
Praktycznie też żaden wynalazca nie odnosi
korzyści ze swojego wynalazku, bez względu
na to jak wartościowy wynalazek ten by nie był.
Także wielu z nich umiera w samotności,
opuszczeni przez wszystkich, w ubóstwie
i brudzie, czasami zaś ich ciała muszą leżeć
wiele dni zanim zostają przez kogoś odkryte.
Jeśli istnieją jakieś odstępstwa od owej zasady,
te zwykle zawdzięczane są rodzinom wynalazców,
które to rodziny roztaczają nad nimi opiekę,
a także zawdzięczane są innym źródłom dochodów
niż te pochodzące z samych wynalazków. Stąd
na przekór że praktycznie wszystko co nasza
cywilizacja kiedykolwiek osiągnęła zawdzięczane
jest twórczości moralnie postępujących wynalazców,
kiedy przychodzi do spłacenia ich wysiłków,
wynalazcy ci są oszukiwani i karani za dodawanie
swojej kontrybucji do rozwoju ludzkości. Oczywiście
Nowa Zelandia - podobnie jak cała reszta świata,
posiada własny udział wynalazców, którzy
byli, lub ciągle są, prześladowani przez owo
"przekleństwo wynalazców". Poniżej w kilku
podpunktach postaram się wyszczególnić tutaj
chociaż niektórych z nich.
* * *
Odnotuj że definicja i szerokie omówienie
mechanizmu działania "przekleństwa
wynalazców" zawarte jest także w punkcie
#B4.4 ze strony internetowej o nazwie
mozajski.htm,
w "części #G" totaliztycznej strony o nazwie
eco_cars_pl.htm,
oraz w punktach #D1 i #F1 strony internetowej
boiler_pl.htm.
Przekleństwo to jest również omawiane dosyć
szczegółowo w punkcie #K3 odrębnej strony internetowej
fe_cell_pl.htm - o ogniwach telekinetycznych,
oraz w punkcie #D5.3 strony internetowej
immortality_pl.htm - o nieśmiertelności uzyskiwanej poprzez zbudowanie "wehikułów czasu".
Dlatego jeśli kogoś interesuje ów temat wówczas
być może powinien zaglądnąć na tamte strony.
Na szczęście udało mi się już poznać metody i zasady
z pomocą których można się bronić przed następstwami
zadziałania owego "przekleństwa wynalazców" (a
także przed następstwami wynikającej z tego
przekleństwa tzw. "wynalazczej impotencji") -
chociaż, niestety, dla mnie obecnie jest już zbyt późno
aby je zastosować w odniesieniu do moich własnych
wynalazków i odkryć. Na wszelki jednak wypadek,
owe metody i zasady obrony opisałem już dokładniej
na swoich stronach internetowych - ku nauce innych
wynalazców. Wyjaśnienie jak urzeczywistniać
taką obronę czytelnik znajdzie w punktach #H1
do #H3 totaliztycznej strony internetowej o nazwie
eco_cars_pl.htm.
#H1.1.
Sposób na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotknęło Richard'a Pearse - nowozelandzkiego budowniczego jednego z trzech pierwszych samolotów na Ziemi:
Richard Pearse pochodził z miejscowości
zwanej Pleasant Point na Wyspie Południowej
Nowej Zelandii. Był on jednym z trzech ludzi
na świecie którzy zupełnie niezależnie od siebie
wynaleźli i zbudowali samolot. Stało się tak
ponieważ owo "przekleństwo wynalazców"
zmusiło aby samolot był wynajdowany co
najmniej 3 razy, zanim świat zdołał się
dowiedzieć, że może on wogóle być zbudowany.
Pierwszym wynalazcą samolotu był geniusz techniczny polskiego pochodzenia pracujący
w carskiej Rosji, o nazwisku Aleksander F. Możajski. Jego losy
opisane są dokładnie na stronie
Aleksander Możajski
dostępnej przez "Menu 1". Samolot Możajskiego był oblatany z sukcesem
latem 1882 roku (znaczy 21 lat przed samolotem Braci Wright). Na nieszczęście,
jego technicznie wyrafinowany samolot został efektywnie zgnieciony przez
"biurokratów"
Rosji carskiej. Ilustracja "Fot. #H2", zreprodukowana ze starej rosyjskiej encyklopedii,
dokumentuje oficjalny pokaz lotu samolotu Możajskiego dla rządu carskiej
Rosji. Drugi wynalazca który zdołał zbudować i oblatać samolot był
Nowozelandczyk o nazwisku Richard Pearse (1877-1953).
Jego samolot dokonał pierwszego lotu w dniu 31 marca 1902 roku.
Niestety, sąsiedzi tego wynalazcy oraz inni Nowozelandczycy, zaczęli
go obrzucać takimi wyzwiskami za jego nietypowe zainteresowania,
oraz tak uprzykrzyli mu życie, że Richard Pearse wylądował z ich
powodu w domu wariatów. Stąd wynikiem takiego działania owego
"przekleństwa wynalazców", było że świat nigdy nie dowiedział się o budowie
i sukcesach tych dwóch pierwszych pionierow awiacji. Dopiero trzeci
lot zakończony sukcesem, jaki odbył się w dniu 17 grudnia 1903 roku,
tym razem na samolocie Braci Wright z USA, zdołał w końcu
przebić się przez hermetyczną blokadę jaką "przekleństwo wynalaców"
bez przerwy nakłada na postępowe wynalazki. (Zauważ, że opisy
tragicznego losu Richard'a Pearse zawarte są w tomie 18 mojej
monografii [1/5]. Z kolei wszyscy troje wynalazcy samolotu opisani
są w podrozdziale V1 z tomu 17 monografii [1/5].)
W chwili obecnej pomnik wystawiony Richardowi Pearse oraz jego samolotowi
może być oglądnięty niedaleko od małego miasteczka zwanego Pleasant Point,
na Wyspie Południowej Nowej Zelandii (koło Timaru). Polecałbym oglądnięcie
tego pomnika, jako że otwiera on nasze oczy na gorzki fakt, że "coś nie jest
tak" z tymi wynalazkami i z losami wynalazców, a czego ludzie ciągle nie są
świadomi.
Fot. #H1 (T3 z [10]): Pomnik Richard'a Pearce, przy nim zaś
dr inż. Jan Pajak - czyli wynalazek i wynalazcy zniszczeni przez własnych rodaków.
Powyższa fotografia pokazuje pomnik wystawiony Richard'owi Pearse
oraz jego samolotowi. Pomnik ten wzniesiony został niedaleko małego
miasteczka "Pleasant Point" z Wyspy Południowej Nowej Zelandii.
Oznacza on miejsce w którym samolot Pearse'a z sukcesem został
wypróbowany w locie. (Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Na przekór ze Richard Pearse zbudował i oblatał
swój samolot na około rok przed Braćmi Wright,
owo "przekleństwo wynalazców" uniemożliwiło mu
aby reszta świata dowiedziała się o jego wynalazku.
Z kolei napięcie psychiczne i najróżniejsze prześladowania
jakich doświadczył on wówczas od swoich rodaków,
którzy nazywali go m.in. "pomylonym Pearse" (tj.
"Mad Pearse") oraz "bambusowy huj" (tj. "Bamboo Dick"),
spowodowały że Pearse zmarł w domu wariatów - po
szczegóły patrz punkt #D1 na stronie o nazwie
mozajski.htm.
* * *
Fot. #H2 (T2 z [10]): Pierwszy samolot na świecie zbudowany został i oblatany w carskiej Rosji latem
1882 roku (tj. na 21 lat przed Braćmi Wright). Pokazany on jest na powyższej ilustracji
zreprodukowanej ze starej rosyjskiej encyklopedii. Na nieszczęście, "przekleństwo
wynalazców" spowodowało, że świat nigdy nie dowiedział się o tym samolocie, podczas
gdy jego plany i prototyp gromadziły kurz w przepastnych archiwach carskiej Rosji.
Więcej danych o samolocie Możajskiego można znaleźć na stronie
mozajski.htm - o Aleksandrze Możajskim który jako pierwszy w świecie zbudował samolot.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Ludzie zwykle nie są świadomi, że zanim cały
łańcuch korzystnych okoliczności dopomógł aby
świat dowiedział się o samolocie Braci Wright,
samoloty były wynajdowane, budowane i z
sukcesem oblatywane przez trzech odmiennych
wynalazców, którzy nawzajem nie wiedzieli o
swoim istnieniu. Owi wynalazcy to: Polak
Aleksander F. Możajski (z carskiej Rosji),
Richard Pearse (z Nowej Zelandii), oraz
Bracia Wright (z USA).
#H1.2.
Sposób na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotknęło Bruce'a Simpson - nowozelandzkiego budowniczego pulsacyjnego napędu odrzutowego:
Bruce Simpson pochodzi z Tokoroa. Wynalazł
on i faktycznie zbudował efektywny, lekki, oraz prosty system napędowy,
który nazwał "cruise missile" czyli "pocisk cruise" (ja wierzę że użył tej
właśnie nazwy głównie z powodów propagandowych). Pechowo dla niego, "przekleństwo
wynalazców" spowodowało jego szybkie bankructwo. Stąd nie jest on w stanie
odnosić korzyści ze swojego wynalazku. Oczywiście, owa krzykliwa nazwa jaką
nadał swojemu systemowi napędowemu nie pomogła mu ani w produkcji ani w
sprzedaży jego atrakcyjnego napędu. Nie dopomogło mu też, że na przekór nazwania
swojego wynalazku "cruise missile", faktycznie to zbudował on prosty i lekki
system napędowy generalnego użytku, jaki mógł być używany np. w lekkich
samolotach, jako pędniki bezpieczeństwa w szybowcach, a także do napędu
łodzi w wodzie pełnej trawy lub błota. Tajemniczy los jego wynalazku
oraz wymowny sposób na jaki sztucznie spowodowano jego bankructwo, były
prezentowane w programie telewizyjnym "Sunday", nadawanym na kanale 1
TVNZ, w niedzielę (Sunday), 25 kwietnia (April) 2004, godziny 7:30 do
8:30 wieczorem.
#H1.3.
Sposób na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotknęło Bruce'a DePalma - nowozelandzkiego budowniczego
generatora elektryczności o ponad 100% sprawności energetycznej:
Bruce DePalma mieszkał w Waiatarua (West
Auckland). Wynalazł on efektywny generator
nazywany "N-Machine", jaki wykorzystuje
odwrotność tarcia (telekinezę) do generowania
darmowej elektryczności. Skrótowy opis jego
generatora zawiera podrozdział LA2.2 z monografii [1/5].
Najbardziej kłoptliwy problem jego generatora, jaki prześladował DePalmę
przez wiele lat i jaki uniemożliwiał przemysłowe wykorzystanie jego wynalazku,
jest że generuje on bardzo wysokie natężenie, jednak niskie napięcie prądu. Niemniej
po latach badań, Bruce DePalma podobno znalazł rozwiązanie do swojego problemu
napięcia. Pechowo jednak, zanim zdołał urzeczywistnić to rozwiązanie w swoim
generatorze, niespodziewanie zmarł w nowozelandzkim szpitalu w czwartek dnia
2 października 1997 roku, w wyniku masywnego krwawienia wewnętrznego. Z nim
prawdopodobnie umarło również jego rozwiązanie dla problemu napięciowego.
Filmy upowszechniane w ostatnich czasach ilustrują, że właśnie takie masywne
krwawienie wewnętrzne jakie zabiło DePalmę, niezależnie od najróżniejszych
naturalnych przyczyn może również zostać zaindukowane technicznie przez użycie
broni która emituje potężną wiązkę dźwięków ultrasonicznych. Niemniej jest
publicznym sekretem, że pokojowo nastawiona Nowa Zelandia nie posiada broni
ultrasonicznej. Więcej na temat śmierci tego wynalazcy zawarte jest w podrozdziale
W4 z tomu 18 monografii [1/5].
#H1.4.
Sposób na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotknęło John Britten - nowozelandzkiego budowniczego
super-szybkich motocykli:
John Britten pracowal i mieszkał w Christchurch.
Był on prawdziwym geniuszem technicznym. Najbardziej znany jest z budowy swoich
słynnych super-motocykli (patrz zdjęcie z "Fot. #H3"). Motocyklom tym na wyścigach
nikt nie mógł dorównać. Ja miałem honor poznać go osobiście. Negocjowaliśmy
bowiem wspólne podjęcie budowy
komory oscylacyjnej i
magnokraftu -
niestety realizacja tych planów najpierw została odłożona z powodu mojego opuszczenia
Nowej Zelandii w poszukiwaniu chleba, potem zaś ucięta śmiercią Johna. John
zmarł nagle na raka w wieku około 45 lat w szczytowym okresie swojej twórczej
działalności wynalazczej. Podobno na krótko przed śmiercią znalazł rozwiązanie
dla mechanizmu aerodynamicznego machania skrzydłami które w korzystniejszej
sytuacji pozwoliłoby mu na dokończenie z sukcesem budowy jego mięśniolotu. Można i
powinno się zadawać pytanie, czy jego śmierć była przypadkiem, czy też premedytowanym
wynikiem działania "przekleństwa wynalazców"?
Fot. #H3. Od około 2004 roku, w najważniejszym muzeum
Nowej Zelandii zwanym "Te Papa", na 3-cim piętrze wystawiony
był ten super-motocykl skonstruowany przez nowozelandzkiego
geniusza technicznego o nazwisku John Britten. (Motocykl ten
ciągle był tam wystawiany w styczniu 2010 roku, kiedy to dokonywałem
kolejnej aktualizacji tej części niniejszej strony.) Niestety, ów niezwykle
dobrze zapowiadający się wynalazca i konstruktor, niespodziewanie
zmarł na raka w 1995 roku, w środku najbardziej twórczego
okresu swego życia, w wieku około 45 lat. (Kliknij na to zdjęcie
aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Powinniśmy zadać sobie tutaj pytanie, czy jego
śmierć to czysty przypadek, czy też działanie
owego "przekleństwa wynalazców"? Wszakże
wśród znajomych Johna Britten krążą rumory,
że na krótko przed ujawnieniem się jego raka,
John wynalazł efektywny mechanizm bicia
skrzydeł w budowanej przez siebie wersji
"mięśniolotu". Z kolei jest łatwo wydedukować,
że zbudowanie na Ziemi urządzenia latającego
napędzanego ludzkimi mięśniami, wprowadziłoby
nieopisany postęp do naszej cywlizacji. Wiadomo
zaś, że owo "przekleństwo wynalazców" działa
tym bardziej brutalnie, im większy postęp ludzkości
dany wynalazek jest w stanie wprowadzić.
#H1.5.
Sposób na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotknęło Peter Daysh Davey - nowozelandzkiego
budowniczego awangardowej grzałki:
Peter Daysh Davey mieszkał i pracował
w Christchurch. Wynalazł on nową zasadę
działania dla grzałki do zagotowywania
płynów - patrz "Fot. #H5" poniżej. Nasza
cywilizacja desperacko zaś potrzebuje
nowych zasad działania dla urządzeń
energetycznych. Jednak wynalazca
ten tak był za to prześladowany przez
agentów opisywanego tutaj "przekleństwa wynalazców",
że jego grzałka aż do śmierci tego wynalazcy
nie otrzymała oficjalnego pozwolenia wymaganego
aby wdrożyć ją do produkcji fabrycznej -
i to na przekór że jej wynalazca starał się
o takie pozwolenie przez rekordowe ponad
60 lat od chwili jej wynalezienia. Więcej
informacji na temat owej niezwykłej grzałki
oraz na temat szokujących losów jej wynalazcy,
zawarte zostało na odrębnej stronie internetowej
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.
Natomiast nieco więcej na temat samego Peter'a
Daysh Davey zawarte jest w punkcie #H2 poniżej.
#H1.6.
Sposób na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotknęło także i mnie (dra inż. Jana Pająk) - tj.
wynalazcy też zamieszkałego w Nowej Zelandii
który wypracował zasady działania dla całego
szeregu nieznanych wcześniej urządzeń opisywanych
na wielu totaliztycznych stronach:
Oczywiście, ja uważam
siebie samego
również za ofiarę tego "przekleństwa wynalazców".
Ja sam wszakże też wynalazłem sporo urządzeń
technicznych i dokonałem licznych odkryć
naukowych. Bez przerwy też staram się
zbudować przynajmniej jeden z moich wynalazków.
Jednak nieustannie natykam się na jakichś
kolejnych wysoce niemoralnych osobników, którzy z
najróżniejszych niskich pobudek niespodziewanie
zwalają mnie na kolana, pozbawiają pracy i źródła
zarobku, zmuszają do nieustannych zmian miejsc
zamieszkania i wędrówek za chlebem, oraz
niszczą moje szanse na urzeczywistnienie
któregokolwiek z owych wynalazków. Ja
osobiście włożyłem więc wiele przemyśleń,
wysiłku badawczego, oraz filozoficznych
poszukiwań w ustalenie dlaczego tak się
dzieje. Początkowo bowiem posądzałem,
że wszystko to jest moja własna wina, a
stąd zacząłem nawet ukrywać przed swoimi
kolegami i swoimi przełożonymi moje faktyczne
zdolności i faktyczne przedmioty moich
zainteresowań naukowych.
Jednak po latach błądzenia, w końcu moja
filozofia totalizmu
pozwoliła mi wyjaśnić jaki mechanizm działania
się kryje za tymi nieustannymi kłopotami. Mechanizm
ten nazwałem właśnie "przekleństwem wynalazców" -
chociaż możnaby je też nazywać "anty-twórczymi
przywarami społeczności wśród której się zamieszkuje".
Wszakże działanie "przekleństwa
wynalazców" jest tak zaprogramowane, aby
każdego wynalazcę lub odkrywcę zawsze
uzależnić i oddać w moc najbardziej
niemoralnych, bo najsilniej zagłębionych w
filozofię pasożytnictwa
reprezentantów danej społeczności w której
owe twórcze osoby właśnie zamieszkują.
W ten sposób wynalazcy i odkrywcy zawsze
są poddawani "odbijaniu sobie", naciskom, oraz
prześladowaniom, jakie są najbardziej reprezentacyjne
dla najniższego poziomu filozofii pasożytnictwa
i moralności który został już osiągnięty przez
część danej społeczności w gronie jakiej owi
twórczy ludzie zamieszkują. Innymi słowy, z
pomocą "przekleństwa wynalazców" Bóg uzależnia
wzrost dobrobytu i postępu technicznego każdej
społeczności od poziomu jej moralności, poprzez
rzucanie wynalazców i odkrywców żyjących w
gronie tej społeczności "na pożarcie" przez najbardziej
niemoralnych i pasożytniczych jej reprezentantów.
To z kolei powoduje, że urzeczywistnienie
danego wynalazku lub odkrycia zawsze zmuszone
jest postępować wzdłuż tzw. "linii największego
oporu" jaki tylko dana społeczność jest w stanie
wytworzyć na drodze swoich wynalazców i
odkrywców - co wyjasnia dokładniej punkt
#B4.4 ze strony internetowej o nazwie
mozajski.htm,
oraz punkt #G1 na stronie
eco_cars_pl.htm.
Oczywiście, Bóg genialnie zaprojektował "przekleństwo
wynalazców", oraz wdraża je z iście "żelazną
ręką", aby stworzyć mechanizm który powoduje
że niemoralne społeczności i niemoralne narody
"same sobie wymierzają karę". Niefortunnie jednak,
"produktem ubocznym" owego "przekleństwa
wynalazców" jest, że poszczególni wynalazcy,
jak ja, którzy zostają wessani do tego mechanizmu,
stają się niewinnymi ofiarami społeczności wśród
której żyją i pracują.
Nawet jeśli ktoś nie podziela moich poglądów,
ciągle poprzez zwykłe ogarnięcie
ogromnej liczby wynalazków i odkryć jakie w
niezwykły sposób są wytłumiane, prześladowane,
lub niszczone, ten ktoś musi przyznać, że "coś
dziwnego jest grane" oraz że ktoś lub coś w
sposób zamierzony wytłumia istotne wynalazki
na Ziemi.
Fot. #H4 (11 z [6/2]): Dr Jan Pajak i maszyna Wimshurst'a -
czyli jeden z moich własnych wytłumionych wynalazków.
Fotografia ta pokazuje mnie (dra inż. Jana Pająka)
trzymającego w rękach nową maszynę elektrostatyczną
Wimshurst'a, którą zakupiłem z zamiarem użycia jej
jako inicjującego podzespołu do budowy efektywnego
"urządzenia darmowej energii" nazywanego
"telekinetyczna influenzmaschine" - po szczegóły patrz strona
telekinetyka.htm - a urządzeniach telekinetyki.
Oryginalnie jest to rysunek 11 z monografii [6/2].
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
W 1989 roku skompletowalem relatywnie szerokie
badania silników i generatorów obecnie najczęsciej
zwanych "urządzeniami darmowej energii".
(Jest to "wymuszenie" przyporządkowana im nazwa,
bowiem od czasu zbudowania w Indiach w 1150 roku,
czyli niemal 900 lat temu, pierwszego ich poprawnie
działającego prototypu, obecnie budowanego na
całym świecie pod nazwą
Koła Bhaskara,
silniki te i generatory znane są pod nazwą
"perpettum mobile" - po ich dokładne opisy
patrz punkt #J2 z mojej odmiennej strony o nazwie
free_energy_pl.htm.
Tyle tylko, że aby przypodobać się sprzedawcom
energii oraz bogaczom finansującym oficjalną naukę
ateistyczną, nauka ta "wymyśliła" tzw. "prawa
termodynamiki", które kłamliwie wmawiają
ludziom, iż silników "perpetuum mobile" jakoby
NIE daje się zbudować.) "Urządzenia darmowej
energii" w swej zasadzie działania wykorzystują
zjawisko odwrotności tarcia (czyli tzw. "Efekt
Telekinetyczny") do generowania darmowej
i nieustającej energii ruchu, w tym elektryczności.
W taki bowiem sam sposób,
jak tarcie spontanicznie zamienia ruch na ciepło,
również Efektt Telekinetyczny wyzwalany w "urządzeniach
darmowej energii" spontanicznie zamieniają energię
cieplną zawartą w swoim otoczeniu w jakąs formę
nieustającego ruchu, np. w ruch elektronów z przewodnika.
Stąd ochładzają one swoje otoczenie, podczas gdy
równocześnie generują one elektryczność dosłownie
za darmo - znaczy bez potrzeby zasilania ich w
jakiekolwiek paliwo lub w jakąkolwiek inną formę
energii. Ja sam wynalazłem moje własne urządzenie
darmowej energii, które w tomie 10 monografii [1/5]
opisane jest pod nazwą "bateria telekinetyczna".
Zasada użyta w działaniu owej baterii telekinetycznej
wyjaśniona została na moich stronach internetowych o nazwach
fe_cell_pl.htm oraz
free_energy_pl.htm.
Ponadto rozpracowałem wówczas również zasadę
działania całej odmiennej klasy urządzeń darmowej
energii, jakie noszą ogólną nazwę "telekinetycznych
influenzmaschine" (dla przykładu, słynna "Thesta-Distatica"
ze Szwajcarii, która do 2017 roku dotychczas była
najbardziej doskonałą ze wszystkich "urządzeń darmowej
energii" zbudowanych na naszej planecie, należy
właśnie do klasy telekinetycznych influenzmaschine).
Potem zdecydowałem się zbudować owe urządzenia.
Niestety, zaraz po tym jak ukończyłem wykonywanie
ich szczegółowych konstrukcji i zakupiłem podzespoły,
przez ogromnie dziwny "zbieg okoliczności" w 1990
roku straciłem pracę na Uniwersytecie z Dunedin.
Z kolei owa utrata pracy wykładowcy uniwersyteckiego
uczyniła zupełnie niemożliwym skompletowanie
któregokolwiek z urządzeń darmowej energii jakie
wynalazłem. Wszakże, w tak przykrej sytuacji,
znalezienie następnej pracy oraz przeżycie stało
się moim najważniejszym zadaniem.
Powyższa fotografia pokazuje mnie kiedy trzymam
w ręku fabrycznie nową maszynę elektrostatyczną
Wimshursta, która jest głównym podzespołem dla
konstruowania telekinetycznych influenzmaschine.
Tuż zaś za moimi plecami, na wysokosci moich
łopatek, zgrupowanie budynków kampusu
uniwersyteckiego z Dunedin jest widoczne. Kiedyś
miałem nadzieję że zbuduję tam telekinetyczną
influenzmaschine - niestety straciłem tam pracę
zanim zdołałem osiągnąć ten cel. Proszę odnotować,
że zasady działania i konstrukcja baterii telekinetycznych
mojego wynalazku, a także telekinetycznych
influenzmaschine (znaczy jeszcze jednej klasy
urządzeń darmowej energii do której to klasy należy słynna Thesta Distatica ze
Szwajcarii), jest omówione szczegółowo na mojej odmiennej stronie internetowej
jaka, między innymi, może być oglądana pod nazwą
free_energy_pl.htm.
Nieco dalej na widnokręgu, powyższa fotografia
pokazuje charakterystyczny stożkowy kształt
miejscowego "Saddle Hill". Zgodnie z legendami
Maoryskimi, we wnętrzu owego wzgórza mieści się duża jaskinia którą
zajmuje "legowisko Taniwha'ry" - tak jak ono zostało opisane w pobliżu końca niniejszej
strony internetowej. Ja osobiście znam uprowadzonego do UFO, który twierdzi że został
uprowadzony do wehikułu UFO jaki zawisał we wnętrzu ogromnej jaskini podobno mającej
istnieć w środku owego wzgórza.
#H1.7.
Regularności odnotowalne w sposobie na jaki owo wysoce niszczycielskie
przekleństwo wynalazców
dotyka wynalazców oraz odkrywców:
Warto tutaj odnotować, że przykłady wynalazków
i wynalazców dotkniętych omawianym "przekleństwem wynalazców"
jakie wyszczególniłem na tej stronie, wcale nie wyczerpują ogromnego
oceanu podobnych przypadków. Dalsze takie przypadki omawiam na stronie
internetowej o "darmowej energii" oraz w podrozdziale W4 mojej monografii [1/5].
Przypadki jakie przedstawiłem tutaj są głównie nastawione na zilustrowanie:
(a) kategorii wynalazków jakie są zgniatane i prześladowane najbardziej
zaciekle, (b) rodzaju przeszkód jakie są wznoszone na drodze owych
wynalazków i wynalazców, oraz (c) sposobów na jakie wynalazcy są
karani przez owo "przekleństwo wynalazców".
Jest łatwym do ustalenia, że najbardziej surowo
karani przez owo "przekleństwo wynalazców" są
ludzie którzy wynaleźli maszyny latające, jakiekolwiek
rodzaje silników, lub jakiekolwiek rodzaje urządzeń
generujących energię - czyli urządzenia które
wprowadzają do ludzkości największy postęp
cywilizacyjny. To z kolei prowadzi do ujawnienia
regularności, że zaciekłość szkodliwego
działania "przekleństwa wynalazców" jest
zawsze proporcjonalna do znaczenia jakie
dany wynalazek wnosi do naszej cywilizacji.
#H2.
Peter Daysh Davey - czyli nowozelandzki wynalazca
prześladowany "przekleństwem wynalazców" którego
warto poznać - jest on wszakże "rekordzistą świata"
którego wynalazek był blokowany przez ponad 60 lat
(tj. przez ponad 2/3 długości jego życia):
W nowozelandzkim mieście Christchurch
przez ponad 92-leta żył i zmagał się
wynalazca o nazwisku Peter Daysh Davey.
Aby zobaczyć zdjęcie tego wynalazcy wykonane w 1990 roku -
kliknij na niniejszy zielony napis i patrz na starszego Pana z brodą
(ta druga osoba na owym zdjęciu to ja - tj.
Dr Jan Pajak).
Aby zobaczyć zdjęcie tej wersji jego grzałki
którą sfotografowałem około 1990 roku -
kliknij na niniejszy zielony napis (też tam widoczna moneta ma 32 mm średnicy).
Natomiast aby oglądnąć rysunek konstrukcyjny tejże grzałki -
kliknij na niniejszy zielony napis.
Wynalazca ten jest swoistym "rekordzistą świata"
i według mojego rozeznania powinien znaleźć
się w "Guiness Book of Records". Mianowicie
jeszcze podczas drugiej wojny światowej
(tj. w 1944 roku) wynalazł on nową zasadę
działania dla grzałki do płynów.
Niezwykłe losy tego wynalazcy i jego grzałki,
prześladowanych opisanym poprzednio
"przekleństwem wynalazcy", zaprezentowane
zostały na stronie
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.
Grzałkę tą jej wynalazca opatentował oraz
zbudował jej działające prototypy. Niestety,
przez następnych ponad 60 lat ktoś systematycznie
uniemożliwiali mu wprowadzenie owej grzałki
do produkcji. W środę dnia 30 stycznia
2008 roku kanał 1 telewizji nowozelandzkiej
pokazywał krótki reportaż (około 3 minuty)
o owym wynalazcy oraz o jego działającej
grzałce. Reportaż ten nadany został w
wiadomościach wieczornych niemal dokładnie
o godzinie 23:00. (Zapewne dysk DVD z
nagraniem owego reportażu daje się zakupić
od kanału 1 telewizji nowozelandzkiej.)
Jednocześnie lokalna gazeta nowozelandzka
z miasta Christchurch, o nazwie
The Press,
w swoim wydaniu ze środy (Wednesday),
January 30, 2008, opublikowała na stronie A13
artykuł pod tytułem "Sax notes lead to off-beat boiler"
(tj. "Nuty saksofonowe wiodą do nietypowej grzałki").
Artykuł ten informuje o istnieniu owej grzałki i jej
wynalazcy. Na początku lutego 2008 roku treść
tego artykułu była dostępna w Internecie pod adresem
http://www.stuff.co.nz/4379593a6530.html.
Pod owym adresem można wówczas też było kliknąć
na link "Watch audio slideshow of Peter Davey" który
otwierał krótki pokaz jaki demonstrował ową grzałkę
w działaniu. W dniu 30 stycznia 2008 roku wynalazca
tej niezwykłej grzałki obchodził właśnie swoje
92 urodziny. Jednocześnie jego walka
o pozwolenie na podjęcie produkcji fabrycznej
owej grzałki trwała już od rekordowych ponad 60 lat.
W owym krótkim reportażu z wiadomości telewizyjnych,
wynalazca ten ciągle wyrażał nadzieję że uda
mu się pokonać przeszkody i wdrożyć swoją
grzałkę do produkcji. Jednocześnie
jednak do tego samego reportażu włączona
też została krytyczna wypowiedź jakiegoś
"eksperta-opiniodawcy" który na mnie
sprawił wrażenie wysoce zawiedzionego
że NIE jest w stanie stwierdzić iż owa grzałka
nie ma prawa działać. W reportażu zademonstrowano
bowiem że grzałka ta jednak działa i to natychmiast
po jej włożeniu do zimnej wody, zagotowując
tą wodę w czasie rzędu sekund.
Fot. #H5: Mr Peter Daysh Davey
demonstruje swoją
"grzałkę soniczną". Grzałka ta w dosyć
tajemniczych okolicznościach została
mu "zwrócona" na krótko przed wykonaniem
powyższego zdjęcia. Niezwykła historia
wynalazku grzałki Pana
Davey, wraz z historią tajemniczego
zwrócenia powyższej grzałki, opisana
została na odrębnej stronie internetowej
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.
(Kliknij na powyższe zdjęcie aby
oglądnąć je w powiększeniu.)
Powyższe zdjęcie wykonałem w kilka dni po
92-gich urodzinach Pana Davey w dniu 30
stycznia 2008 roku. Niektóre fakty zdają się
sugerować, że tak sędziwy jego wiek mógł
być wynikiem picia wody zagotowywanej
właśnie przez jego grzałkę. Wszakże
Koncept Dipolarnej Grawitacji
informuje, że jeśli pita woda jest odpowiednio
natelekinetyzowana, wówczas nabiera ona
cech mitologicznej wody życia
dającej zdrowie i długie życie wszelkim
organizmom żywym. (Więcej na temat
"wody życia" wyjaśnione zostało w punkcie #E6 strony
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.)
Moim osobistym zdaniem grzałka wynalazku
Peter'a Daysh Davey jest aż tak unikalna
i aż tak nowatorska, że gdyby to zależało odemnie,
ja umieściłbym jej egzemplarz na honorowym
miejscu w specjalnej sekcji zadedykowanej dla
nowozelandzkich wynalazców i naukowców z
Narodowego Muzeum Nowej Zelandii zwanego
Te Papa.
Mianowicie umieściłbym ją tam obok takich
eksponatów, jak pierwszy samolot nowozelandzkiego
wynalazcy o nazwisku Richard Pearse
(pokazany na zdjęciu z "Fot. #H1" powyżej),
czy pierwszy model atomu opracowany przez
nowozelandzkiego naukowca o nazwisku
Ernst Rutherford. Wszakże wszystkie
owe wkłady cywilizacyjne, przechodziły przez
podobne koleje losu, zaś ich twórcy w czasach
kiedy tworzyli swój dorobek doświadczali bardzo
podobnego potraktowania od innych Nowozelandczyków.
#H3.
Techniczne cuda świata:
Ja osobiście wierzę, że na Ziemi ciągle
znajduje się cały szereg technicznych
cudów świata. "Sejsmograf Zhang Henga"
opisany w następnym punkcie poniżej, a także
na odrębnej stronie internetowej o nazwie
seismograph_pl.htm,
jest tylko jednym z tych cudów. Przez cuda
owe rozumiem już zbudowane i sprawdzone
w działaniu urządzenia
techniczne, jakich zasada działania znacząco
przekraczał stan wiedzy, nauki i techniki
na Ziemi w czasach kiedy zostały one zbudowane.
Teoretycznie więc rzecz biorąc, ludzie powinni
być w stanie zbudować te urządzenia dopiero
w odległej przyszłości w stosunku do czasów
kiedy faktycznie się one pojawiły. Ich przedwczesne
pojawienie się na Ziemi jest więc dla nas
rodzajem znaku, na jaki powinniśmy zacząć
zwracać uwagę. Oto najważniejsze z owych
"technicznych cudów świata" o jakich istnieniu
do chwili obecnej zdołałem się już dowiedzieć:
#1.
Thesta-Distatica. Jest to
telekinetyczny generator darmowej energii.
Działający prototyp tego generatora znajduje się w
posiadaniu szwajcarskiej Komuny "Methernitha"
(po jego szersze opisy patrz podrozdział LA2.3
z tomu 10 monografii [1/5]).
Wytwarza ona darmową energię elektryczną dosłownie
z niczego, poprzez pozyskiwanie, za pośrednictwem
zjawiska technicznej
telekinezy
(będącej odwrotnością dla zjawiska tarcia), energii
cieplnej zawartej w otoczeniu oraz zamienianie tej
energii w elektryczność.
#2.
Radio kryształkowe.
Jak to wyjaśniłem dokładnie w punktach #5 i #6.3 odrębnej strony internetowej o
ogniwach telekinetycznych,
ponad pół wieku temu na Ziemi produkowane
już były prymitywne prototypy
telekinetycznych generatorów darmowej energii.
Prototypy te nazywano "radiami kryształkowymi".
Działały one doskonale produkując darmową
elektryczność - tyle że w niewielkich ilościach.
Faktycznie to były one jedynymi urządzeniami
dotychczas produkowanymi masowo na Ziemi, które
nie wymagały żadnej baterii ani innego zasilania
w energię, a na przekór tego poprawnie wykonywały
swoją pracę. Czyniły to właśnie ponieważ zawierały
wbudowaną w siebie prymitywną wersję ogniwa
telekinetycznego opisywanego na odrębnej stronie o
ogniwach telekinetycznych.
Eksperci elektroniki wyjaśniają ów brak
potrzeby dla zewnętrznego zasilania w
energię w owych "radiach kryształkowych",
poprzez twierdzenie że jakoby owe radia
pobierały z anteny potrzebną im moc.
Jednak, ja nigdzie nie mogę znaleźć
opisów jakichkolwiek badań eksperymentalnych
które by raportowały o kimś kto faktycznie
pomierzył pobór mocy z anten owych
radioodbiorników, oraz wykazał że ów
pobór rzeczywiście pokrywa konsumpcję
energii jaka w nich ma miejsce.
Problem bowiem, na jaki staram się tutaj
zwrócić uwagę, polega na tym, że skoro
faktycznie nikt nigdy nie dokonał
eksperymentalnej weryfikacji iż radia
kryształkowe rzeczywiście pokrywają z
anteny swoje zapotrzebowanie na energię,
w praktyce mogą one równie dobrze działać
właśnie ponieważ ich obwody wyzwalały
zjawisko odwrotności tarcia które jest
podstawą działania ogniw telekinetycznych.
Tyle tylko, że eksperci elektroniki
po prostu nie zdają sobie sprawy
z tego ogromnie istotnego faktu.
Jest również dosyć znaczące, że poza
owymi "radiami kryształkowymi" nigdy
nie udało się zbudować jakichkolwiek
innych urządzeń elektronicznych które
by pokrywały swoje zużycie energii z
anteny.
Obecnie wystarczy jedynie aby owe stare prototypy
radioodbiorników kryształkowych odpowiednio
udoskonalić, a otrzyma się ogniwa telekinetyczne
pełnej wydajności i mocy. Do dzieła więc, bo
bez nich nasza cywilizacja pomału obumiera.
W punkcie #6 owej strony o
ogniwach telekinetycznych
zaproponowane zostało dokładnie, krok po kroku,
jak w najprostszy oraz w najszybszy sposób
tak przetransformować "radio kryształkowe"
aby wypracować z jego obwodów konstrukcję
i działanie ogniwa telekinetycznego generującego
zatrzęsienie darmowej energii.
#3.
Mechanizm z Antikythera. Był to analogowy
komputer astronomiczny który umożliwiał wyznaczanie
położeń ciał niebieskich, daty zaciemnień, itp. Analizy
wskazują że przykładowo był on w stanie uwzględniać
niejednorodności w ruchu orbitalnym Księżyca z precyzją
większą niż wiele dzisiejszych programów komputerowych.
Komputer ten zbudowany był pomiędzy latami 100 a 150
BC, prawdopodobnie przez greckiego astronoma o nazwisku
Hipparchos z wyspy Rhodes. Miał on wymiary 33x16x10 cm.
Odkryto 30 kół zębatych z brązu z jakich się składał -
aczkolwiek uważa się w rzeczywistości posiadał ich co
najmniej o 7 więcej (część z nich zaginęła). W roku
1900 odkryto go we wreku starożytnego statku rzymskiego koło wyspy
Antikythera
(w połowie drogi pomiędzy Peloponnese a Crete). Na
początku listopada 2006 roku ukazał się na jego temat
artykuł w "Nature", który następnie był streszczony w
dwóch nowozelandzkich gazetach, mianowicie w artykule
"Ancient Greek computer yields its secrets" ze strony B3
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z soboty (Saturday), December 2, 2006, a także
artykule "Ancient computer found on seabed" ze strony B4
nowozelandzkiej gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w piątek (Friday), December 1, 2006.
#4.
Wieczne lampki. Nieprzerwanie wytwarzają one
światło bez zużywania jakiejkowiek energii. Znaleziono ich aż
kilka. Szerzej je opisałem m.in. w punkcie #F4 swej strony o nazwie
artefact_pl.htm,
a także w podrozdziale H6.1.3 z tomu 4
monografii [1/5].
#5.
Arka Przymierza (ta z Biblii). Opisałem ją dokładniej
w podrozdziale S5 z tomu 15 swojej najnowszej
monografii [1/5].
Dostępne dane dokumentują że było to najważniejsze
urządzenie napędowe m.in. powodujące lewitowanie
dzisiejszych wehikułów UFO - to dlatego ową Arkę
nosili kiedyś tzw. "lewici". W dzisiejszych czasach
urządzenie to nazywane jest
komorą oscylacyjną.
#6.
Bęben który grzmi. Jest to nieznane bliżej
urządzenie opisane starymi legendami południowo-wschodniej
Afryki, które podobno miało indukować grzmoty,
a stąd nazywane było "bębnem który grzmi" przez
okoliczne plemiona (w miejscowym języku jego nazwa
brzmi "Ngoma Lungundu"). Do historycznych czasów
miało się ono znajdować w grocie ze świętej góry
Dunebue z obszaru obecnego Zimbabwe w Afryce.
Dostępu do niego miały strzec lwy albinosy (w
tej części Afryki uważane za święte i posiadające
nadprzyrodzone moce), oraz dwugłowy wąż. To
zaś pośrednio sugeruje iż urządzenie owo wydzielało
jakiś rodzaj silnego promieniowania które powodowało
mutacje genetyczne wśród lokalnej populacji lwów
i węży. W pobliżu miejsca ukrycia tego urządzenia
zamieszkiwało plemię lokalnie nazywane "Lemba".
Jego unikalną cechą jest, że 52% członków tego
plemienia posiada Y chromoson znany jako "Cohen
Modal Haplotype" (CMH) który jest unikalny dla
potomków starożytnego rodu izraelickich kapłanów -
potomków Aarona, brata Mojżesza). Żadne inne
plemię z Zimbabwe nie nosi owego chromosonu
CMH. W języku owego plemienia "Lemba" urządzenie
to jest zwane "głosem Boga" (po angielsku "the voice
of God"). Informację na temat tego niezwykłego
urządzenia zawiera niewielki artykuł [1#H3]
o tytule "War of words over African artefact" (tj. "Wojna
słów o stary afrykański eksponat") ze strony A18 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w poniedziałek (Monday), May
31, 2010.
O legendzie na temat owego urządzenia dowiedział
się Profesor Tudor Parfitt z Modern Jewish Studies
na Uniwersytecie w Londynie. Poszukuje on w
Afryce zaginionych plemion Izraela. Kiedy więc
w Museum of Human Science ze stolicy Harare
w Zimbabwe natknął się on na wypalony z gliny
stary eksponat który jeszcze w latach 1940-ch
ktoś znalazł gdzieś w Zimbabwe, orzekł że ów
eksponat to właśnie resztki tamtego historycznego
"bębna który grzmi". Z kolei na temat samego bębna
wysunął hipotezę, że był on bibilijną Arką Przymierza,
przeniesioną w starożytności do tej części Afryki
przez Izraelickich kapłanów i starannie ukrytą w
owej grocie. Jednak stwierdzenia owego profesora
brzmią wysoce kontrowersyjne. Przykładowo, zdjęcie
owego eksponatu pokazane w w/w artykule [1#H3]
wyraźnie ujawnia, że wygląda on jak resztki starej
glinianej kołyski dla dziecka. Na kołyskę wskazuje też
zarówno zaokrąglony łukowaty kształt tego glinianego
eksponatu, jak i jego wymiary (długość 1.14 metra,
średnica 64 cm, wysokość 68 cm). Ponadto,
eksponat ten ma okrągły kształt, podczas gdy
wiadomo że bibilijna Arka Przymierza była kwadratowa.
#7.
Grzałka z Pakistanu. Miała ona kształt metalowej
amfory pustej w środku. Nieprzerwanie zagotowywała
ona wodę bez pobierania jakiejkolwiek energii. Została
zniszczona gdzieś w latach 1950-tych przez naukowca
angielskiego który ją rozciął aby zbadać co znajduje się
w jej środku (okazała się być pusta). Zasada działania
takich grzałek wynika ze zjawisk opisanych w podrozdziale
H6.1.3 z tomu 4
monografii [1/5].
Według moich oszacowań, zasada ta była niemal identyczna
do zasady działania grzałki telekinetycznej opisanej na stronie
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.
Tyle że jej powierzchnie omywane gorącą i zimną wodą
dodatkowo były sprzężone zwrotnie poprzez oscylator
z jej rezonującymi elektrodami. Dlatego gorąca i zimna
woda która omywała te powierzchnie wyzwalała działanie
tzw. Efektu Seebeck'a, generując na tych powierzchniach
ładunek elektryczny potrzebny do zadziałania owej amfory.
Na dodatek do powyższego, analizowałem i osobiście
gwarantuje jako technicznie poprawne dwa następne
przekazy telepatyczne, które zalecają nam zbudowanie
dalszych takich cudownych urządzeń. Przekazy te są
opisane w podrozdzialach K2 i K5.1.1 monografii [1/5],
a także w odrębnych traktatach [7/2] i [7B]. Ponadto
dokonywałem także badań dalszych dwóch starożytnych
odpowiedników takich cudownych urządzeń,
przykładowo tzw. "kamienia filozoficznego",
oraz "orba" (czyli "jabłka monarszego").
Wyniki tych badań opublikowałem w
rozdziale S monografii [1/5].
Więcej informacji na temat powyższych i innych
niezwykłości zawarte zostało na stronach o
telepatii oraz o
Seismografie Zhang Henga.
#H4.
Wykrywacz nadchodzących trzęsień ziemi - znaczy starożytny instrument jaki alarmuje
o zbliżającym się trzęsieniu ziemi zanim ono nas uderzy:
Kolejnym urządzniem na którym wyraźnie
widać działanie w Nowej Zelandii owego
"przekleństwa wynalazców", jest aparat
do zdalnego wykrywania gotujących się
trzęsień Ziemi. Nowa Zelandia leży na
obszarze silnie zagrożonym trzęsieniami
Ziemi. Co jakiś czas potężne trzęsienie
Ziemi unicestwia tam znaczną proporcję
mieszkańców. Taki aparat nosi więc w
sobie potencjał aby uratować życie tysięcy
ludzi. Na przekór jednak że od około 2003
ja niemal krzyczę że jestem w stanie zbudować
taki aparat, jak narazie nadal pozostaję bezrobotnym
zaś moja wiedza techniczna i naukowa oraz
moja znajomość zasady działania tego aparatu
pozostają niewykorzystane.
W Wellington, stolicy Nowej Zelandii, działa
narodowe muzeum Nowej Zelandii o nazwie
Te Papa.
(W chwili kolejnego aktualizowania tej strony
w styczniu 2008 roku wstęp do niego był
bezpłatny - podobnie zresztą jak do większości
innych muzeów Nowej Zelandii.)
Z ogromnej liczby eksponatów wystawionych
w owym muzeum, dwa polecałbym
do szczególnie uważnego oglądnięcia.
Są one bowiem rodzajami unikatów.
Jednym z owych eksponatów polecanych
tu do dokładnego oglądnięcie jest
zdalny wykrywacz nadchodzących trzęsień
Ziemi. Wykrywacz ten jest błędnie nazywany
"seismografem Zhang Heng'a". Dlaczego
ów zdalny wykrywacz gotujących się trzęsień
ziemi jest warty oglądnięcia, opisuję to w
niniejszym punkcie. Kolejnym eksponatem
wartym oglądnięcia jest motocykl John'a Britten.
Motocykl ten pokazany jest na "Fot. #H3"
poniżej, zaś opisany w punkcie #H1.4 tej strony.
Jak prawdopodobnie każdy jest już tego
świadomym, dzisiejsza nauka nie jest w
stanie przewidzieć trzęsień ziemi zanim
one nastąpią. Nasze dzisiejsze instrumenty,
nazywane "sejsmografami" wskazują
jedynie zaistnienie trzęsienia, jeśli trzęsienie
to już potrząśnie samym instrumentem.
Dlatego ujawniają one trzesienia ziemi
dopiero po fakcie - czyli kiedy już
dokona ono zniszczeń. Tymczasem
proszę sobie wyobrazić, że tak dawno
temu jak w roku 132 AD (czyli niemal
2000 lat temu), chiński genialny astronom
i matematyk o nazwisku Zhang Heng
zbudował urządzenie obecnie błędnie
nazywane
sejsmografem Zhang Henga.
(Tj. opisy tego urządzenia wskazywane
są przez wyszukiwarki jeśli nazwa "Zhang Heng seismograph"
użyta jest jako słowa kluczowe.) Było ono
w stanie ostrzec o zbliżającym się trzęsieniu
ziemi na długi czas zanim owo trzęsienie
uderzyło. Instrument tego geniusza jest
aż tak zaawansowany, że - jak wyjaśnię to
w dalszej części tego opisu, nawet dzisiaj
wyprzedza ono stan naszej obecnej nauki
ortodoksyjnej o co najmniej dalsze 100 lat.
Aby było jeszcze bardziej interesujące,
połowy wielkości replika tego cudownego
urządzenia znajduje się w Nowej Zelandii.
Może ona być ogladana w muzeum nazywanym
Te Papa,
a znajdującym się w Wellington. Ja
osobiście wierzę, że oryginalne urządzenie
jakie owa replika imituje, było jednym
z "technicznych cudów świata".
Gdyby w Wellington znajdowało się
oryginalne i pracujące takie urządzenie,
nie zaś jego wzrokowo-podobna replika,
Nowa Zelandia mogłaby dumnie stwierdzić,
że jest ono najbardziej zaawansowanym
urządzeniem technicznym na nowozelandzkiej
ziemi, oraz jednym z kilku nielicznych
cudów technicznych naszej planety.
Urządzenie Zhang Henga faktycznie było skonstruowane
w formie ozdobnej fontanny - patrz fotografia z "Fot. #H6".
Kiedy też żadne trzęsienie ziemi nie
nadchodziło, urządzenie to działało również
jako ozdobna fontanna. Główny zbiornik na
wodę owej fontanny miał kształt parabolicznej
komory antenowej wykonanej z blachy miedzianej.
Kształt ten w przekroju pionowym przypominał
kształt dzisiejszych parabolicznych anten satelitarnych.
Miał on tą cechę, że skupiał on dokładnie w
swoim centrum większość promieniowania
jakie docierało do owej komory antenowej z
dowolnego miejsca na Ziemi gdzie właśnie
gotowało się jakieś trzęsienie ziemi. Do obwodu
bocznych ścianek tej komory antenowej przymocowanych
było osiem pysków smoczych, z których wypływała
woda. W każdym z tych pysków znajdowała się
ciężka metalowa "perła". Pod każdym zaś z tych
pysków smoczych ustawiona była mosiężna żaba,
która faktycznie była głośnym dzwonem ulanym
w kształcie żaby. Strumienie wody wylewające się
z pysków smoczych zakreślały w powietrzu łuk,
wpadając w otwarte pyski owych żab. Kiedy
jednak nadchodziło trzęsienie ziemi, wówczas
owa ciężka metalowa perła trzymana w pysku
smoka od strony z której nadchodziło to trzęsienie,
wypadała wraz z wodą i uderzała w mosiężną
żabę poniżej. Jej uderzenie powodowało, że
żaba (która faktycznie była głośnym dzwonem)
wydawała bardzo głośny dźwięk dzwoniący.
Dźwięk ten był właśnie alarmem ostrzegającym
o nadchodzącym trzęsieniu ziemi.
Zasada działania opisywanego tutaj urządzenia
bazuje na indukowaniu falami telepatycznymi
zdecydowanych różnic w tarciu wody wypływającej
z pysków owych smoków. W normalnym bowiem
przypadku, kiedy żadne silne trzęsienie ziemi
nie gotuje się w pobliżu tego urządzenia, woda
jaka wypływa z pysków owych smoków formuje
tzw. "wypływ laminarny". Wypływ ten jest doskonale
znany z małego tarcia. Woda ta swoim tarciem
nie jest więc w stanie wyrzucić ciężkich metalowych
pereł leżących w owych pyskach w równowadze
chwiejnej. Kiedy jednak gdzieś w pobliżu zaczyna
się gotować trzęsienie ziemi, tarcie warstw skalnych
indukuje potężne fale telepatyczne które docierają
do komory antenowej owej fontanny. Paraboliczny
kształt owej komory ogniskuje owo promieniowanie
na wlocie do jednej z rur doprowadzających wodę
do pyska smoka leżącego po stronie z której dane
trzęsienie ma nadejść. Energia tego promieniowania
telepatycznego zamienia teraz wypływ wody z owego
pyska z poprzedniego "wypływu laminarnego" na
tzw. "wypływ burzliwy". Wypływ zaś burzliwy ma już
na tyle duże tarcie, że wyrzuca on perłę z pyska
tego smoka. Z kolei upadająca perła podnosi alarm
dźwiękowy informujący wszystkich że trzęsienie
ziemi właśnie nadchodzi. Ludzie mają więc czas
aby uciec z budynków zagrożonych zawaleniem
przez to trzęsienie ziemi.
Niefortunnie dla nas wszystkich, oryginalne
urządzenie Zhang Heng'a zostało zniszczone.
(Nie powinno to dziwić, zważywszy co wyjaśniłem
o diabolicznych UFOnautach na stronie o
UFOnautach.)
Do naszych czasów przetrwały jedynie laickie
opisy ludzi którzy widzieli je w działaniu, jakie
wyjaśniają nam jak ono wyglądało. Jednak
kluczowe szczegóły działania tego urządzenia
pozostają nieznane. Szczegóły te, niestety,
muszą być wynalezione i wypracowane całkowicie
od początku (na szczęście ja jestem bardzo
dobry w takim powtórnym wynajdowaniu).
Dlatego też począwszy od słynnego 19-wiecznego
wynalazcy angielskiego, Dra John'a Milne,
który zbudował swój własny sejsmograf używany,
między innymi, w Nowej Zelandii, najróżniejsi
naukowcy ortodoksyjni spekulowali jak ów
"Zhang Heng seismograph" może działać.
Ponieważ patrzyli oni na owo urządzenie z
perspektywy ich własnej wiedzy, wyjaśniali
jego działanie na taki sam sposób jak działanie
dzisiejszych sejsmografów. Mianowicie, zgodnie
z nimi, urządzenie to wykorzystuje siły inercji
do wzniecania alarmu. Jedna z takich
wydedukowanych konstrukcji tego urządzenia,
pokazana została na rysunku dostępnym pod
adresem internetowym
international.tamu.edu.
W ich więc zrozumieniu, to cudowne urządzenie
działa niemal tak samo jak obecne sejsmografy.
Na podstawie tamtych spekulacji wykonali oni też
dzisiejsze repliki owego urządzenia. Jednak moje
własne badania nad ową repliką z Wellington,
a także analizowanie tego co wiem na temat
urządzenia Zhang Heng'a, wskazują jednoznacznie
że założenia które dzisiejsi naukowcy przyjmują
są całkowicie błędne. Wszakże starają się oni
opisać owo cudowne urządzenie jako prymitywną
wersję dzisiejszych sejsmografów działających
na zasadzie sił inercji. Tymczasem w rzeczywistości
urządzenie to wykorzystuje doskonałą wśród
starożytnych Chinczyków wiedzę na temat "chi",
lub - jak my dzisiaj je nazywamy - "fal telepatycznych".
Owo błędne wyjaśnienie inercyjne naukowców
ortodoksyjnych nie ujawnia pełnych możliwości
tego cudownego urządzenia, a na dodatek
wprowadza wiele konfuzji. Ponadto z powodu
swojej błędności, uniemożliwia ono zbudowanie
protypu który by zadziałał. (Wszystkie kopie
tego cudownego urządzenia które zbudowane
zostały przez dzisiejszych naukowców odmówiły
działania! Powodem było że dla nich wszystkich
naukowcy ci zakładali zupełnie błędną zasadę
działania opartą na siłach inercji zamiast "chi".)
Ja sam interesuję się tym urządzeniem od 1993
roku, czyli od czasów kiedy podczas swojej profesury
w Malezji usłyszałem o nim po raz pierwszy od
zaprzyjaźnionych Chińczyków. Niestety, nie zdołałem
wówczas ustalić gdzie jego oryginał się znajduje,
nie stać zaś mnie było aby polecieć do Chin i tam
go poszukiwać (dopiero niedawno dowiedziałem
się że jego oryginał został zniszczony). Jednak
skoro
Dr Pająk
nie mógł przybyć do sejsmografu,
sejsmograf przybył do Dra Pająka. W 2003 roku
całkiem niespodziewanie dla siebie znalazłem to
urządzenie w muzeum "Te Papa" odległym jedynie
o kilka kilometrów od mojego ówczesnego mieszkania.
Natychmiast też poddałem je analizom funkcjonalnym.
W wyniku swoich badań rozpracowałem odmienne
wyjaśnienie dla zasady działania dla "Zhang Heng
Seismograph". Wyjaśnienie to już opisałem parę
paragrafów wyżej, oraz streściłem je także w podpisie
pod ilustracją "Fot. #H6". Jest ono całkowicie odmienne
od tych zaproponowanych przez innych naukowców.
Bierze ono bowiem pod uwagę działanie fal telepatycznych,
na którym oryginalne urządzenie Zhang Heng'a
bazowało. Jak bowiem się okazuje, starożytni
Chińczycy wiedzieli znacznie więcej od nas o
falach telepatycznych. Referowali oni do nich
wówczas jako do energii "chi". Ponadto cała ich
wiedza na temat tzw. "feng schui" to faktycznie
wiedza o następstwach oddziaływania na losy
ludzi określonych rodzajów fal telepatycznych.
Stąd moje wyjaśnienie dla działania tego urządzenia
ujawnia, że do wykrywania trzęsień ziemi zaprzegnięte
w nim zostały włąśnie fale telepatyczne (chi).
To zaś umożliwiało aby trzęsienia te wykryć
na długi czas zanim zdołają one do
nas dotrzeć i dokonać zniszczeń.
Zgodnie z moimi oszacowaniami, opisany tu
telepatyczny wykrywacz nadchodzących trzęsień ziemi
wyprzedza stan dzisiejszej nauki ortodoksyjnej
o co najmniej 100 lat. Jest tak ponieważ nauka
ortodoksyjna potrzebuje co najmniej 50 następnych
lat aby się nauczyć czym właściwie są fale telepatyczne,
potem potrzebuje następnych 30 lat aby się nauczyć,
że nadchodzące trzęsienia ziemi zawsze wysyłają
ostrzeżenie uprzedzające - które przyjmuje właśnie
postać wiązki potężnych fal telepatycznych
(odbieranych w wyprzedzeniem
m.in. przez zwierzęta), a potem
jeszcze co najmniej 20 lat aby zbudować pracujące
urządzenie telepatyczne jakie wykorzystywałoby
tą wiedzę dla ostrzegania ludzi o nadchodzącym
trzęsieniu ziemi. Stąd jeśli już ktoś będzie w Nowej
Zelandii, wówczas sugerowałbym wstąpić do muzeum
nazywanego
Te Papa
aby zobaczyć na własne oczy ten starożytny cud
techniki, jaki na Ziemi zapewne zostanie zbudowany
nie wcześniej niż za jakieś 100 lat. (Technicznie
mógłby on być zbudowany już obecnie. Niefortunnie,
dzisiejszy wrogi dla nowych idei klimat naukowy
czyni to niemożliwym.)
Przy okazji omawiania tego cudownego urządzenia
w podrozdziale K6.2 z tomu 9 monografii [1/5],
przytaczam tam także kilka istotnych powodów,
dlaczego urządzenie to NIE miało prawa działać
na zasadzie inercji - czyli działać tak jak je obecnie
wyjaśniają ortodoksyjni naukowcy, a faktycznie
musiało działać na zasadzie fal telepatycznych
(tj. "chi"). Oto najważniejsze z owych powodów:
1.
Kształt. Wyprodukowanie w starożytności
komory rezonansowej o kształcie parabolicznego
lustra wklęsłego, o zarysie identycznym do
dzisiejszych satelitarnych anten telewizyjnych
było bardzo kosztowne i trudne. Zhang Heng nie
ukształtowalby więc swego urządzenia w aż tak
trudny sposób, gdyby użyta zasada działanie
tego nie wymagała. Tymczasem tylko urządzenie
działające na "chi" wymaga ściśle parabolicznego
kształtu. Urządzenia zaś działające na zasadzie
sił inercji (tak jak nasze dzisiejsze sejsmografy)
mogą mieć obudowę o dowolnie prostym kształcie,
np. zwykłej skrzynki.
2.
Fontanna. Jeśli owo urządzenie działa na zasadzie
sił inercji, wówczas wcale nie musiało być budowane
jako fontanna. Wszakże woda jedynie psułaby jego
inercyjne działanie. Jednak woda jest absolutnie
konieczna dla wykorzystania fal telepatycznych (tj. "chi").
3.
Położenie głów smoczych w połowie wysokości fontanny.
Gdyby ten instrument działał na zasadzie sił inercji,
wówczas wyloty dla strumieni wody wcale nie powinny
być wbudowane w połowie wysokości komory antenowej.
Wszakże gdyby wyloty dla wody były tuż przy dnie
komory antenowej wówczas uzyskiwane byłoby wyższe
ciśnienie wylotu, a stąd fontanna taka działałaby znacznie
lepiej. Za to wyloty wody w połowie wysokości komory
antenowej są absolutnie konieczne dla wykorzystania
fal telepatycznych. Wszakże właśnie w połowie wysokości
znajduje się punkt ogniskowy w jakim fale te są skupiane.
4.
Chi. Starożytni Chinczycy znali doskonale własnosci
"chi" (tj. fal telepatycznych). Jednak niemal nie posiadali
żadnej wiedzy na temat mechnanicznych drgań gruntu
i na temat sił inercji.
5.
Symetria. Urządzenia pracujące na zasadzie
drgań inercyjnych działaję symetrycznie - jako że
wibracje są zawsze symetryczne. Doskonale widzimy
to na dzisiejszych sejsmografach, w których rysowana
linia zawsze wychyla się o niemal tą samą wartość w
obu kierunkach z punktu równowagi. Stąd gdyby
urządzenie Zhang Heng'a pracowało na zasadzie
inercji, wówczas dwie (a nie jedna) "perły" musiałyby
zawsze wypadać z pysków smoków po przeciwstawnych
stronach urządzenia. Z kolei fale telepatyczne (tj. "chi")
powodowałoby że tylko jedna "perła" wypadała z pyska
tylko jednego smoka. Starożytne opisy efektów działania
tego urządzenia wyjaśniają, że zawsze wypadała z niego
tylko jedna "perła".
6.
Alarm dźwiękowy. Omawiane urządzenie służyło
podnoszeniu alarmu dźwiękowego - to właśnie dlatego
używało ono żab jakie wydawały głosny dźwięk bicia
w dzwon. Gdyby jednak było to urządzenie inercyjne,
wówczas podnosiłoby ono hałas tylko kiedy trzesienie
ziemi już nim wstrząsnęło. Jednak alarm w takim
przypadku wcale nie byłby już potrzebny, bowiem
towarzyszyłby on doskonale dla każdego widocznym
oznakom trzęsienia ziemi, takim jak np. zawalanie
się budynków, przesuwanie się i upadanie mebli,
kołysanie się podłogi, itp. Jedyne więc uzasadnienie
dla użycia alarmu dźwiękowego jest, jeśli był on
podnoszony na jakis czas przed nadejściem
właściwego trzęsienia ziemi, czyli jeśli urządzenie
to działało na zasadzie fal telepatycznych (tj. "chi").
* * *
Zauważ że można zobaczyć powiększenie
każdej fotografii z niniejszej strony internetowej. W tym celu
wystarczy zwyczajnie kliknąć na tą fotografię. Ponadto
większość tzw. browser'ów które obecnie są w użyciu, włączając
w to populany "Internet Explorer", pozwala na
załadowanie każdej ilustracji
do swojego własnego komputera, gdzie można jej się do woli
przyglądać, gdzie daje się ją zredukować lub powiększyć,
a także gdzie ją można wydrukować za pomocą posiadanego
przez siebie software graficznego.
Jeśli życzysz sobie przesunąć
daną ilustrację (tj. fotografię lub rysunek), znaczy
chcesz przemieścić ją w inne miejsce ekranu
z którego właśnie czytasz jego opis, wówczas
powinieneś uczynić co następuje: (1) kliknąć na
nią aby spowodować pojawienie się tej ilustracji
(zdjęcia lub rysunku) w odrębnym okienku, (2)
zmniejszyć wymiary tego odmiennego okienka
(z danym zdjęciem lub rysunkiem) poprzez "złapanie"
myszą jego prawego-dolnego narożnika i przesunięcie
tego narożnika w górę-lewo aby otrzymać rozmiar
tego odrębnego okienka jaki sobie życzysz mieć
(odnotuj że kiedy raz zmniejszysz już rozmiar
pierwszej takiej ilustracji, wówczas wszelkie następne
kliknięte rysunki pojawią się już w owych zmniejszonych
rozmiarach - chyba że je ponownie powiększysz w
taki sam sposób), a następnie (3) przemieść to
odmienne okienko z ilustracją w miejsce strony internetowej
w którym zechcesz je oglądać. (Aby je przemieścić
złap je myszą za ten niebieski pasek na jego
górnej krawędzi). Odnotuj też, że jeśli przesuniesz
(suwakiem) tekst tej strony kiedy go czytasz, owo
odrębne okienko z dodatkowym rysunkiem nagle
zniknie. Aby je ponownie przywrócić w nowe położenie
strony musisz kliknąć na jego "ikonkę" (nazwę) w
najniższej części ekranu.
Fot. #H6 (K6 z [1/5]): Powyższe zdjęcie pokazuje
telepatyczny wykrywacz nadchodzących
trzęsień ziemi - tj. instument zdolny do odbierania fal
telepatycznych wysyłanych przez gotujące się trzęsienie
ziemi i do podniesienia alarmu zanim
trzęsienie to uderzy. Odnotuj, że znacznie bardziej
dokładny opis tego niezwykłego urządzenia
zawarty jest na odrębnych stronach internetowych
seismograph_pl.htm, oraz
telekinesis_pl.htm.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Zajmnie to nie mniej niż jakieś 100 dalszych lat
zanim dzisiejsza nauka ortodoksyjna nauczy się
jak budować takie urządzenia. Szokująco jednak
urządzenie takie zostało już zbudowane w starożytnosci
przez chińskiego geniusza o nazwisku Zhang Heng.
Wykorzystuje ono starożytną wiedzę chińską o tzw.
chi (czyli o "falach telepatycznych") dla
wzniecania wczesnych alarmów ostrzegających
przed nadciągającym trzęsieniem ziemi. Owe "chi"
czyli "fale telepatyczne" które ono wykorzystuje w
swoim działaniu, można sobie wyobrażać jako
rodzaj dźwięku lub światła, który:
(1) propagowany jest w odmiennym świecie,
(2) rozchodzi się z nieskończenie dużą szybkością,
(3) każdy obiekt jest dla niego przeźroczysty, stąd
przenika on przez obiekty nawet tak ogromne jak
ziemia czy słońce, oraz (4) częściowo odbija się
on od praktycznie każdej powierzchni.
Nowa Zelandia otrzymała replikę powyższego
cudownego instrumentu od zarządu miasta Beijing
(Pekin) w Chinach. Owa replika jest jedną z pierwszych
jakie udostępnione zostały poza granicami Chin.
W latach 2003 do 2010 mogła ona być oglądana
w narodowym muzeum Nowej Zelandii zwanym
Te Papa
z Wellington - stolicy kraju. Niestety, około czasu
potężnego trzęsienia ziemi które zniszczyło
niedalekie Christchurch, a które opisane jest
w punkcie #C5 strony o nazwie
seismograph_pl.htm,
instrument ten został raptownie usunięty z aktywnej
wystawy. Czy jest więc możliwym że jego nagłe
usunięcie zostało spowodowane np. zakłócającym spokój
"nadprzyrodzonym" zachowaniem się tego instrumentu
już na kilka dni zanim owo trzęsinie ziemi uderzyło
w Christchurch - niestety, nie leży w moich
możliwościach ustalenie prawdziwych powodów
tego usunięcia. Więcej informacji na ten temat
w podpisie pod "Fot. #D1" na stronie
seismograph_pl.htm.
Powyższe zdjęcie ilustruje również zasadę
działania urządzenia Zhang Henga. Jak to
wyraźnie widać z tego zdjęcia, urządzenie Zhang
Heng'a przyjmuje postać metalowej fontanny,
w której woda wylewa się z pysków ośmiu smoków
wprost do otwartych ust ośmiu spiżowych żab
(ropuszek) czekających poniżej. Smoki są
przymocowane do komory antenowej w kształcie
zbliżonym do dzisiejszych anten satelitarnych
oraz wypełnionej wodą. Osiem wlotów do rur
które doprowadzają wyciekającą wodę,
umieszczonych jest w pobliżu centrum tej komory.
Z tych punktów wlotu, woda doprowadzana jest
do ośmiu dysz wylotowych tej fontanny, jakie
ukształtowane są ozdobnie na podobieństwo
pysków smoczych, oraz rozmieszczone w
równych odstępach naokoło obwodu komory
rezonansowej. Pionowe umiejscowienie i
konfiguracja owych wlotów, rur, oraz pysków
smoczych jest tak dobrane, że woda jaka
przez nie przepływa wykazuje to co nauka
hydromechaniki nazywa przepływem
laminarnym. Aby być w stanie dokładnie
dostroić konfigurację pysków smoczych oraz
intensywność przepływu laminarnego wody,
specjalny pionowy drążek sterowniczy umieszczony
jest w centrum komory rezonansowej. Ów
drążek połączony jest ze szczękami poszczególnych
smoków za pośrednictwem układów dźwigni.
Mechanizm owego drążka i dźwigni służy
doregulowaniu siły przepływającej wody do
poziomu wymaganego dla wyrzucenia danej
"perły" z pyska trzymającego ją smoka. Dlatego
mechanizm ten służy także do regulowaniu
mocy trzęsienia ziemi jaka jest wymagana
aby podnieść alarm. Pechowo jednak,
dzisiejsi ortodoksyjni naukowcy interpretują
ów drążek jako inercyjny mechanizm wyzwalający,
podobny do tego używanego w dzisiejszych
sejsmografach.
Aby wszcząć alarm poprzedzający trzęsienie
ziemi, w pysku każdego smoka umieszczona
jest ciężka metalowa "perła". Wielkość, ciężar,
oraz kształt tej perły jest tak dobrany, że w
normalnym przypadku laminarny przepływ
wody nie wyrzuca jej z pyska danego smoka.
Jednak tzw. "przepływ burzliwy" powoduje
wypadnięcie tej perły z pyska smoka i jej
wpadnięcie do otwartego pyska żaby siedzącej
poniżej owego smoka. Miedziana komora
antenowa posiada tak zaprojektowaną
krzywiznę swoich parabolicznych ścianek
bocznych, że ścianki te formują dla fal
telepatycznych rodzaj "lustra parabolicznego".
(Starożytni Chińczycy doskonale byli obznajomieni
z falami telepatycznymi, jakie oni nazywali "chi".)
Owo lustro paraboliczne odbija fale telepatyczne
i koncentruje je na wlotach do rur które
dostarczają wodę do pysków poszczególnych
smoków z przeciwstawnej strony komory.
W normalnych jednak okolicznościach,
owe fale telepatyczne mają zbyt małą energię,
a ponadto zbyt mała amplitudę oraz niewłaściwą
częstotliwość, aby zakłócić przepływ laminarny
wody przez usta któregokolwiek ze smoków.
Jeśli jednak nadciąga trzęsienie ziemi,
wówczas trzęsienie to wzbudza potężne
spiętrzenie fal telepatycznych ("chi"). Fale
te mają energię oraz częstotliwość do jakiej
komora antenowa została dostrojona. Amplituda
i energia owych fal skoncentrowana na
wlocie do rury która doprowadza wodę
do pyska określonego smoka jest wystarczająco
silna do zakłócenia "przepływu laminarnego"
wody, oraz do przemienienia tego przepływu
w tzw. przepływ burzliwy. Jak nauka
hydromechaniki nas uczy, przepływ burzliwy
formuje znacznie wyższe siły oporu i tarcia
niż przepływ laminarny. Stąd ów przepływ
burzliwy jest w stanie wyrzucić perłę z pyska
danego smoka. Perła wpada do pyska żaby
siedzącej poniżej. Z kolei owa żaba jest faktycznie
rodzajem głośnego spiżowego dzwonu. Stąd,
jeśli ciężka metalowa "perła" wpada do niego,
dzwon ten wydaje bardzo głośny sygnał alarmu
na zbliżające się trzęsienie ziemi. Stąd każdy
wie, że potężne trzęsienie ziemi nadchodzi,
każdy przygotowuje się więc na jego nadejście.
Ponieważ krzywizna komory antenowej
odbija fale telepatyczne jak wklęsle lustro z
powrotem w kierunku z którego one nadeszły,
pojedyncza perła która wypada z pyska
smoczego wskazuje także dokładny kierunek
z jakiego owo trzęsienie ziemi wkrótce nadejdzie.
Stąd urządzenie pokazane powyżej nie tylko że
informuje iż potężne trzęsienie ziemi właśnie
nadchodzi, ale także informuje z jakiego kierunku
ono wkrótce przybędzie (stąd także czy np.
jest ono w stanie wzbudzić fale tsunami,
obsuwiska ziemi, itp.).
Jeszcze bardziej precyzyjne opisy konstrukcji
i działania powyższego urządzenia znajdują
się w podrozdziale K6.1 z tomu 9 monografii
[1/5]. Z kolei informacje na temat fal telepatycznych
jakie dobrze jest poznać dla lepszego zrozumienia
działania tego urządzenia zawarte są w podrozdziale
H7.1 z tomu 4 monografii [1/5]. (Monografia [1/5]
dostępna jest nieodpłatnie za pośrednictwem
niniejszej strony internetowej.)
* * *
Opisany powyżej telepatyczny sejsmograf
wnosi możliwość uratowania od niechybnej
śmierci niezliczone liczby ludzi którzy żyją
na obszarach jakie w przyszłości dotknięte
zostaną gwałtownymi trzęsieniami ziemi.
Ponadto posiada on ogromny potencjał
komersyjny. Jeśli więc jego cena zdoła
zejść do poziomu dzisiejszych domowych
wykrywaczy dymu, niemal każda rodzina
będzie chciała go posiadać w swoim mieszkaniu.
Wszakże z wyprzedzeniem wystarczającym
dla skutecznej ucieczki, ostrzegał on ją będzie
przed ewentualnie nadchodzącym trzęsieniem
ziemi. Dlatego obecnie, kiedy jego prawdziwa
zasada działania jest już poznana, czas
abyśmy zakasali rękawy, przetłumaczyli tą
zasadę działania na dzisiejszy poziom
technologii, oraz podjęli seryjną produkcję
tysięcy takich urządzeń.
"Seismograf Zhang Henga" jest opisany w całym
szeregu źródeł. Niezależnie od powyższego opisu
omawia go również podrozdział K6.1 z tomu 11
monografii [1/5],
jak również odrębna strona internetowa poświęcona
wyłącznie temu
sejsmografowi.
Ponadto, wyniki badań nad budową i zasadą działania
tego cudownego urzadzenia prezentowane były w moim
referacie na konferencję naukową ICST-2005. Referat
ten można sobie przeczytać pod adresem konferencji
ICST-2005.
Część #I:
Zanikanie "pędu do wiedzy" - czyli dlaczego na Antypodach (np. w Nowej Zelandii) tak wiele nadal odczekuje swojego odkrycia i odkrywcy:
#I1.
Dlaczego w Nowej Zelandii nadal tak wiele oczekuje na swego odkrywcę:
Aż do około 1840 roku Nowa Zelandia
pozostawała dziczą odciętą od reszty świata.
Zaraz po owym zaś terminie zamieszkujący
ją ludzie byli głównie zajęci innymi sprawami
niż tropienie jej tajemnic. Z kolei w obecnych
czasach w Nowej Zelandii ukształtował się
unikalny klimat intelektualny który powoduje
że większość badaczy owego kraju nie
zamierza ryzykować "wyhylenia się"
poprzez podjęcie próby przebadania
jakiegoś "tabu". Dlatego do dzisiaj
ów kraj nadal ukrywa w sobie wiele
tajemnic które reszta świata chętnie zapewne
zechciałaby poznać. Z kolei fakt że np. w Nowej Zelandii
działają jakieś ukryte hamulce które uniemożliwiają
odkrycie i przebadanie wszystkich zawartych tam
tajemnic sam w sobie jest kolejnym dowodem
że na Antypodach faktycznie działają jakieś
anty-cywilizacyjne moce które są silniejsze
od instynktownego u ludzi "pędu do wiedzy".
Moce te w przeszłości były, zaś dzisiaj nadal
są, głównym powodem dla którego Antypody
NIE dokładają swego własnego wkładu do rozwoju
technicznego naszej cywilizacji. To więc wcale
NIE Antypody niosą resztę Ziemi na swoich
barkach, a reszta Ziemi zmuszona jest nieść
Antypody w kierunku lepszej przyszłości.
#I2.
"Śpiący olbrzym":
Największą atrakcją Nowej Zelandii nadal
oczekującą na swego odkrywcę, jest gigantyczna
figura ludzka tzw. Śpiącego Olbrzyma
istniejąca gdzieś w niedostępnej dziczy półwyspu
Coromandel. Wygląd i istnienie owej figury
wyjaśniam dokładniej w punkcie #B2 odrębnej
strony internetowej
god_proof_pl.htm - o dowodach naukowych że Bóg faktycznie istnieje,
a także w podrozdziale V3 mojej starszej
monografii [1/4].
#I3.
Dalsze ciekawostki Nowej Zelandii o których istnieniu słyszałem, jednak których osobiste przebadanie uniemożliwia mi narazie brak funduszy i brak czasu:
Na niniejszej stronie, a także na oryginalej
stronie
newzealand_pl.htm - o tajemnicach i ciekawostkach Nowej Zelandii,
opisałem cały szereg interesujących i tajemniczych
faktów na temat Nowej Zelandii. Owe tajemnice
wyczerpują listę tych jakie ja sam zdołałem
dotychczas przebadać i opisać. Niezależnie
od tych, w Nowej Zelandii istnieje cała masa
dalszych tajemnic które nadal oczekują na
swego odkrywcę. Być może że właśnie Ty
czytelniku zechcesz zostać ich odkrywcą.
Oto wykaz dalszych tajemnic, o których istnieniu
w Nowej Zelandii kiedyś już słyszałem, jednak
które oficjalnie wcale dotąd NIE zostały odkryte
i udokumentowane.
(1) Mityczny niewidzialny kryształ zlokalizowany w geograficznym
centrum Nowej Zelandii, jakiego podobno można dotknąć, jednak nie można
zobaczyć. (Być może że kryształem tym jest
komora oscylacyjna
działająca w tzw.
stanie telekinetycznego migotania -
po szczegóły patrz strona
telekinesis_pl.htm - o telekinezie indukowanej technicznie.)
(2) Tajna szkoła Maoryskich szamanów jaka wciąż operuje ukryta w dziczy
Nowej Zelandii, a do jakiej egzamin wstępny polega na psychokinetycznym zrzuceniu
ze stołu kamienia wielkości pięści - jednak bez fizycznego dotknięcia owego kamienia.
(3) Dwie piramidy z Coromandel Peninsular;
(4) Tajemniczy Wielki Mur Nowej Zelandii który jest jak miniaturową wersją Wielkiego Muru
Chińskiego, Muru z Peru, czy Muru Hadriana z Brytanii (zbudowanego w 122 roku AD).
(5) Legendarne plemienie niezwykłych istot z mgły które podobno
posiadają swoje podziemne miasto w nowozelandzkiej prowincji Firdland;
oraz wiele więcej.
Dlatego być może warto aby czytelnik uczynił coś aby dopomóc odkryć
i przebadać także i te tajemnice.
#I4.
Istnieją też dalsze przykłady materiału dowodowego który dokumentuje zanik "pędu do wiedzy" u mieszkańców Nowej Zelandii:
Jednym z przykładów tego materiału dowodowego
jest sytuacja z dzisiejszym systemem edukacyjnym
owego kraju. Sytuacja ta najlepiej jest opisana
w artykułach "Academics against primary standards"
(tj. "Naukowcy przeciwko posiadniu programu nauczania")
ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), November 25, 2009,
czy "Sorting out the facts from the fiction about national
standards" (tj. "Odzielenie faktów od fikcji na temat
posiadamnia narodowego programu nauczania")
ze strony B5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), November 30, 2009.
Mianowicie, artykuły te raportują o zajadłej opozycji
która rozpętana była w Nowej Zelandii pod koniec
2009 roku, kiedy to rząd owego kraju zdecydował się
wprowadzić narodowy program nauczania w szkołach
podstawowych. Jak wówczas się okazało, poprzednio
nauczyciele owego kraju mogli uczyć co zechcieli,
albo nawet zamiast lekcji zabierać dzieci do muzeów,
kina, lub na boisko, ponieważ nie istniały żadne narodowe
wymogi co i kiedy dzieci mają się nauczyć (tj. nie
istniał narodowy, albo standardowy, program nauczania
jaki obowiązywałby szkoły w całym kraju). Ów fakt
nieistnienia takich narodowych standardów nauczania
wyjaśnia moje zdumiewające doświadczenia po przylocie
do Nowej Zelandii, że niektórzy studenci uczelni wyższych
jakim wykładałem nie byli w stanie rozwiązać nawet
bardzo prostych zadań które w Polsce dzieci
rozwiązują już w szkole podstawowej.
Część #J:
Kult działań generujących eksplozyjny przepływ
"energii moralnej" (przykładowo siły, mięśni,
ratowania zamiast zapobiegania, itp.):
#J1.
Jak ilustruje to
filozofia totalizmu,
wszystko co bazuje na "eksplozji" jest zawsze niszczycielskie,
zaś wszystko co bazuje na "implozji" jest zawsze korzystne
dla ludzi:
Prawa natury tak jakoś zostały zaprojektowane
przez Boga, że wszystko co ma charakter
eksplozji zawsze okazuje się niszczycielskie
i niekorzystne dla ludzi, wszystko zaś co ma
charakter implozji, zawsze okazuje się być
budujące i korzystne dla ludzi. Aby podać
tutaj kilka przykładów, silniki spalinowe
napędzane benzyną, a także elektrownie
cieplne, działają na zasadzie eksplozji.
Jak też widzimy to dookoła siebie powodują
one zanieczyszczanie powietrza, zatrucia
otoczenia, zmiany klimatu, itp. Z kolei np.
silniki elektryczne, baterie słoneczne, czy
ogniwa fotoelektryczne, wszystkie działają
na zasadzie implozji. Są więc one ogromnie
korzystne dla ludzi i dla otoczenia. Dzisiejsze
rakiety kosmiczne działają na zasadzie eksplozji
i też są wysoce niszczycielskie. Z kolei
magnokraft oraz
wehikuł czasu
działały będą na zasadzie implozji, ich więc
zbudowanie i użycie okaże się ogromnie
korzystne dla ludzkości.
Doskonałą ilustracją różnic pomiędzy następstwami
implozji i eksplozji są dwie przeciwstawne filozofie
obecnie upowszechniające się na Ziemi, które na
totaliztycznych stronach internetowych nazywane są
totalizmem oraz
pasożytnictwem.
Totalizm działa na zasadzie "implozji" ponieważ
jego uprawianie powoduje wysysanie tzw. "energii
moralnej" z naszego świata fizycznego i przepompowywanie
jej do tzw. "przeciw-świata". Natomiast filozofia
pasożytnictwa działa na zasadzie "eksplozji"
bowiem jej praktykowanie otwiera wybuchowy
przerzut "energii moralnej" z przeciw-świata
do naszego świata fizycznego. Oczywiście,
wszelkie pochodne działania ludzkie które są
następstwami praktykowania jednej z tych dwóch
filozofii, też powodują albo implozyjne albo też
eksplozyjne zachowanie energii moralnej.
Przykładowo działaniami powodującymi implozje
energii moralnej są wszelkie formy: zapobiegania,
pomagania innym, budowania, odkrywania i
wynajdowania, przywracania pokoju, itp. Z kolei
działaniami powodującymi eksplozje energii
moralnej są wszelkie formy: wyniszczania,
przeszkadzania, burzenia, zaprzeczania i
utrudniania, wojny, itp.
Z punktu widzenia Boga odróżnianie pomiędzy
narodami o dominujących implozyjnych oraz
eksplozyjnych filozofiach życiowych, zachowaniach
i działaniach, jest bardzo proste. Wszakże Bóg
"widzi" przepływ "energii moralnej" (która dla
ludzi pozostaje niewidzialna). Dlatego dla Boga
społeczeństwa które w swej większości działają
implozyjnie wyglądają jak ogromne odkurzacze
które pochłaniają energię moralną i kondensują
ją w przeciw-świecie. Natomiast społeczeństwa
w których dominują postępowania eksplozyjne
dla Boga wyglądają jak kratery czynnych
wulkanów buchające tą energią. Najwyraźniej
też Bóg nie bardzo zamierza tolerować
społeczeństwa o eksplozyjnych filozofiach
i zachowaniach. Jeśli bowiem się przeanalizuje
wszelkie wielkoskalowe katastrofy naturalne
jakie zdarzyły się na Ziemi w przeciągu ostatnich
kilkudziesięciu lat, wówczas się okazuje
że ofiarami owych katastrof zawsze padały
społeczeństwa i obszary w których filozofia
i działalność ludzka miały właśnie charakter
takich eksplozji energii moralnej. Przykładowo
tsunami z 26 grudnia 2004 roku,
trzęsienie ziemi w Haiti z dnia 13 stycznia 2010
roku (opisane w punkcie #C3 totaliztycznej strony
seismograph_pl.htm),
a także wszelkie katastrofy naturalne opisane
na totaliztycznych stronach, np. na
katrina_pl.htm czy
seismograph_pl.htm,
wyniszczały społeczeństwa i obszary których
ludność indukowała eksplozyjne zachowanie
się energii moralnej. Na bazie więc powyższego
można stwierdzić, że społeczeństwa które
zaniechują zachowań indukujących implozyjny
ruch energii moralnej, zaś rozwijają
zachowania powodujące eksplozyjny ruch
energii moralnej, ryzykują że już wkrótce
będą celem kolejnej naturalnej katastrofy.
Sprawa uzasadnienia dla naturalnych katastrof z
punktu widzenia Boga omawiana jest też dokładniej
w punkcie #B1 totaliztycznej strony
seismograph_pl.htm.
Przytoczmy teraz przykłady tych powszechnych
na Antypodach działań ludzkich, których efekty
sprowadzają się właśnie do powodowania
eksplozyjnego przemieszczania owej
"energii moralnej".
#J2.
Gloryfikowanie rozwoju fizycznego, siły, mięśni, sportu, itp., przy jednoczesnym gubieniu rozwoju intelektualnego, wiedzy, przezorności, itp.:
Cywilizacyjny rozwój ludzkości ma jedynie
wówczas miejsce, kiedy równocześnie z
rozwojem fizycznym następuje rozwój
intelektualny i duchowy. Tymczasem na
antypodach najwyraźniej dominuje kult
mięśnia i siły fizycznej, natomiast rozwój
intelektualny ludzi zdaje się być zwolona
gubiony gdzieś po drodze. Widać to
przykładowo po ilości programów sportowych
jakie nadawane są w telewizjach Antypodów,
po ilości stron sportowych w tamtejszych
gazetach, po nakładach rządowych na
rozwój sportu w porównaniu np. do nakładów
na rozwój badań naukowych, itd., itp.
(Po przykład finansowania badań naukowych
patrz artykuł "The complicated science of
money distribution" ze strony B5 nowozelandzkiej
gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), December 14, 2009.)
#J3.
"Ups - ratujmy" zamiast "zapobiegającego" stosunek do natury i do naturalnego środowiska:
W sprawach natury ludzie mogą albo dalekowzrocznie,
przewidująco i rozumnie zapobiegać jej wyniszczaniu,
albo też bezmyślnie ją wyniszczać a potem stwierdzać
"ups, teraz trzebaby zacząć ją ratować". Aczkolwiek
w sposób czysto teoretycznie mieszkańcy Antypodów
żywo dyskutują sprawę konieczności ochrony
naturalnego środowiska, jak narazie swoje
działania ograniczają oni głównie do owych
dyskusji. Jak też narazie, w stosunku do
natury postępują oni w typowy dla Antypodów
sposób, tj. dużo siły a niewiele wiedzy,
przezorności i dalekowzroczności. (Przykładowo,
w żadnym innym kraju na świecie nie widziałem
tak zaawansowanej erozji życiodajnej gleby jak
właśnie w Nowej Zelandii - jako przykład patrz
punkt #B1 na stronie
landslips_pl.htm.)
Fot. #J1. Gigantyczna dziura w Ziemi
formowana przemysłowo. Sfotografowana
z wysokości około 10 km w dniu 14 lipca 2008
roku. Aby docenić jej ogrom wystarczy
porównać jej rozmiary do wielkości białych
hal fabrycznych widocznych przy jej krawędzi.
Dziura ta znajduje się w północno-zachodnim
Queensland, Australia. Kiedy przemysłowe
pozyskiwanie minerału zostanie w tym
miejscu zakończone, owa dziura ciągle
tam pozostanie. Jest ona wszakże zbyt
duża aby ją zasypać. Z kolei jej istnienie
wprowadzi wiele najróżniejszych zagrożeń.
Przykładowo, będzie ona gigantyczną
pułapką dla zwierząt i dla ludzi. Będzie
przyciągała do siebie przestępców i
przestępczą działalność. Wprowadzi
tzw. "karb" do skorupy Ziemi, od
którego z upływem czasu może
zacząć narastać linia faultowa (czyli
narastać pęknięcie skorupy które stanie
się zaczątkiem trzęsień ziemi). Będzie
już na wieki szpeciła swoją okolicę.
Miejscowe władze będą miały z nią
niekończące się kłopoty i utrapienie,
ponieważ nie będą wiedziały co z nią
uczynić i jak ją zabezpieczyć. Itd., itp.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Podobne gigantyczne dziury w ziemi istnieją
też w Nowej Zelandii. Są one tam formowane
w miejscach odkrywkowego wydobywania złota
w Otago i na półwyspie Coromandel, a także
w miejscach odkrywkowych kopalni węgla na
Zachodnim Wybrzeżu. Tyle że ja narazie nie
miałem okazji aby owe nowozelandzkie dziury
sfotografować. Niemniej zdjęcia najsłynniejszej
z tych dziur, tj. dziury z kopalni odkrywkowej
złota zwanej Martha Mine z miejscowości Waihi
na Coromandel, zainteresowani czytelnicy
mogą sobie pooglądać na ilustracjach do artykułów
gazetowych, np. do artykułu
"Kiwi goldminers riding high" ze strony C3 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 13, 2010.
W warunkach wysokiej niestabilności skorupy
Ziemi i nieustannych trzęsień ziemi, owe
nowozelandzkie dziury wprowadzają jeszcze
więcej zagrożeń.
Na przekór że ludzkość wydobywa z ziemi sporo
minerałów, formowanie gigantycznych dziur takich
jak powyższa wcale NIE jest takie nagminne.
Faktycznie nawięcej z nich prawdopodobnie
istnieje właśnie na Antypodach. Przykładowo artykuł o
tytule "7 amazing holes", który ukazał się na stronach
U10 i U11 w dodatku "Streets" do malezyjskiej gazety
New Straits Times,
wydanie z piątku (Friday) July 25, 2008, wylicza tylko
7 takich szeroko znanych dziur. Z tej liczby 2 dziury
są naturalnego pochodzenia (tj. (a) tzw. "sinkhole" z
Gwatemali, tj. "dziura" która pojawiła się tam samorzutnie
na początku 2008 roku i która dotychczas pochłonęła
około tuzina domów i zabiła już co najmniej 3 ludzi,
oraz (b) "Great Blue Hole", istniejące w oceanie,
60 mil od Belize). Natomiast pozostałe "dziury" tam
opisane są ludzkiego pochodzenia. Najsłynniejsze
z nich obejmują (1) "Kimberley Great Hole" w Afryce
Południowej pozostałe tam po kopalni diamentów
zamkniętej w 1914 roku - obecnie dziura ta stanowi
największą i najniebezpieczniejszą "pułapkę" na
świecie - ma ona głębokość 1097 metrów, w 2/3
wypełniona jest wodą, jest opuszczona i zaniedbana,
zaś jej pionowe, gładkie i nienadające się do wspinania
ściany uniemożliwiają wydostanie się z tej pułapki
wszystkiego co w nią przypadkowo wpadnie,
(2) "Bingham Canyon Mine", Utah, USA - ta
"dziura" używana jest do dzisiaj i stanowi ona
największą dziurę na świecie ciągle w użyciu -
jest ona 2.5 mili szeroka i 3/4 mili głęboka,
(3) "Mirny Diamond Mine", Serbia, 525 metrów
głęboka i 1200 metrów średnicy w górnej części,
(4) "Diavik Mine", Canada, ta "dziura" jest tak
duża, oraz położona jest na takiej dziczy, że
ma ona własne lotnisko zdolne przyjąć samolot
Boeing 737.
Część #K:
Jak braki żywności ukształtowały kulturę plemion zamieszkujących Nową Zelandię:
#K1.
Następstwa desperacji spowodowanej głodem:
Ze wszystkich niedostatków jakie ludzie mogą
doświadczyć, głód prowadzi do największych
aktów desperacji. Wiadomo przykładowo że
ludzie doprowadzeni głodem do ostateczności,
posuwają się do kradzieży, łupienia (rabowania),
rozboju, a nawet do ludożerstwa.
Z tego powodu mi trudno jest zrozumieć dlaczego
w Nowej Zelandii dla wyjaśnienia kanibalizmu (ludożerstwa)
Maorysów pomija się znaczenie fizycznego głodu,
zaś upowszechnia głównie duchowe wytłumaczenie.
Mianowicie, wyjaśnienie to stwierdza, że Maorysi
zjadali innych ludzi aby posiąść ich "mana".
(Słowo "mana" w języku maoryskim oznacza
rodzaj "energii pierwotnej" podobnej do "energii
moralnej" wprowadzonej do użycia przez filozofię
totalizm -
czyli jakby symbol szacunku i poważania, które
gromadzi dana osoba w trakcie swojego życia.
Wielu badaczy uważa że słowo to jest pokrewne
do bibilijnej "manna" - czyli do czegoś co ludzie
otrzymują od Boga.)
W rzeczywistości wszystko jednak wskazuje na
to, że ludożerstwo weszło na stałe do kultury i
zwyczajów Maorysów nie z powodów duchowych,
a z powodu okresowego i powtarzalnego brakowania
w dawnej Nowej Zelandii czegokolwiek co nadawałoby
się do jedzenia, a także z powodu wygody użycia
ludzi jako formy rezerwy żywnościowej. Kiedy bowiem
jedzenie było dostępne, wówczas np. niewolnicy
(których tam zjadano najczęściej i najpowszechniej)
byli przydatni jako siła robocza, a także do innych
celów. Kiedy zaś brak było żywności, wówczas
ludzi łatwo było znaleźć i zjeść. Ciekawe poglądy
na temat powodów ludożerstwa Maorysów wyraża
artykuł "Canibalism had little to do with consuming
enemies' mana, says historian" (tj. "Ludożerstwo
nie miało wiele wspólnego ze zjadaniem mana wrogów,
stwierdza historyk"), ze strony A6 nowozelandzkiej gazety
"Weekend Herald",
wydanie datowane w sobotę (Saturday), July 12, 2008.
Oczywiście, kiedy Maorysi pozjadali już wszystkich
swoich niewolników, a desperacja śmierci głodowej
nadal zaglądała im w oczy, wówczas zjadali też kogoś
ze swego grona. Najczęściej też w tym celu wybierali
jakiegoś młodzieńca, którego mięso było relatywnie
miękkie, zaś naiwność ułatwiała jego bezdramatyczne
zgładzenie. W programie telewizyjnym [2#K1] referowanym
poniżej, zawarty był opis jak to się odbywało.
Mianowicie, kiedy głód zaczynał doskwierać, starsi
wojownicy zabierali młodzież na "wyprawę zwiadowczą".
Wyprowadzali ją wówczas gdzieś ponad przepaść
i zaczynali wskazywać coś ważnego w owej
przepaści. Kiedy zaś któryś z niedoświadczonych
młodzików zbyt moco się wychylił aby to zobaczyć,
jeden ze starszych wojowników dyskretnie (nieodnotowywalnie
dla innych młodzików) popychał go w przepaść. Potem,
gdy młodzik już roztrzaskał się na dole, inni przynosili
jego zwłoki do osady oznajmiając że miał śmiertelny wypadek.
Aby zaś jego mięso nie zmarnowało się w czasach
powszechnego głodu, jego współplemieńcy go zjadali.
Z tamtych trudnych czasów do dzisiaj przetrwało
aż kilka zwyczajów utrwalonych jakby na stałe
w systemie genetycznym Nowozelandczyków.
Jednym z nich jest zwyczaj który możnaby opisać
powiedzeniem "huzia na Józia". Mianowicie, w
Nowej Zelandii jeśli komus "powinie się noga"
i z jakichś powodów nadejdą dla niego trudne
czasy, wówczas inni współziomkowie zamiast
mu pomagać, wszyscy zgodnie na niego napadają
i go dobijają. Zwyczaj ten wyraźnie widać np.
w programach telewizyjnych i gazetach, kiedy
jakiś polityk, sportowiec, lub ważna figura, z
jakiegoś małoznaczącego powodu znajdzie się
w kłopotach, zaś nagle wszyscy inni na niego
napadają i go wykańczają. Wszakże to dokładnie
takie zachowania musiały być wypracowane w
dawnej Nowej Zelandii aby umożliwić głodnemu
plemieniu zjedzenie któregoś ze swoich
współplemieńców. Mi to zachowanie przypomina
ilustratywną scenkę z filmu "Galaxy Quest", 1999,
kiedy to jeden błękitnoskóry mieszkaniec jakiejś
odległej planety zranił sobie nogę, zaś z tego powodu
wszyscy jego współplemieńcy na niego napadli i go zjedli.
Innym zwyczajem przetrwałym z tamtych trudnych czasów
wśród Maorysów, jest tradycja nadawania sobie "strasznego
wyglądu". (Taki "straszny wygląd" Maorysi i Maoryski
przyjmują dzisiaj nawet podczas zwykłego tańca
lub śpiewu. Przykładowo "wyłupiają" swe oczy
aby wyglądać jak opanowani szałem, przyjmują
straszne miny, pokazują język, czynią groźne
gesty, itp.) Chodzi bowiem o to, że jeśli ktoś potrafił
przyjmować "straszny wygląd", wówczas miał
większą szansę że jego współplemieńcy bali
się go na tyle, że nie odważyli się go wybrać
do zjedzenia podczas następnego okresu głodu.
Jak szeroko upowszechnione było ludożerstwo
wśród niektórych plemion Maorysów świadczą
m.in. badania archeologiczne maoryskiego cmentarzyska
odkrytego podczas poszerzania lotniska pasażerskiego
w Auckland. (Badania te opisane są m.in. w
artykule "Airpot dig unearths cut-up Maori bodies"
- co znaczy "Wykopaliska z lotniska ujawniają
poobcinane ciała Maorysów", ze strony A5
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), June 25, 2009.)
Niemal każde ciało tam odkryte miało najbardziej
mięsiste części powycinane i brakujące. Chociaż
więc (aby nikogo nie urazić czy zadrażnić) w tym
artykule wogóle NIE użyto słowa "ludożerstwo", jego
dowody stają się oczywiste z ustaleń owego wykopaliska.
Na temat ludożerstwa panuje interesująca opinia,
że ci co odwołują się do zjadania ludzi muszą
mieć ku temu ogromnie istotne powody - np.
są bliscy głodowej śmierci, lub zmusza ich do
tego jakaś silna wiara czy religijne obrządki.
Podobno bowiem Bóg tak stworzył ludzi, że
smak ludzkiego mięsa jest ogromnie nieprzyjemny.
Przykładowo, z czasów kiedy podczas drugiej
wojny światowej zagładzani na śmierć więźniowie
Hitlerowskich Obozów Koncentracyjnych
czasami uciekali się do skrytego przeżuwania
swoich wcześniej już zmarłych współwięźniów -
tak jak to wyjaśniono w podpisie pod "Fot. #1"
ze strony
karma_pl.htm,
przetrwały rumory że ciało ludzkie ma bardzo
nieprzyjemnie "słodki" i niemal niemożliwy do
przełknięcia smak. Na przekór tego, z jakichś
powodów smak ten był dobrze poznany i opisywany
w niemal wszystkich folklorach świata. Przykładowo,
w folklorze Mongolii znana jest nawet legenda
która wyjaśnia dlaczego "świstak" (powszechnie
zjadany w Mongolii) ma mięso o smaku ciała
ludzkiego. Legenda ta opisana jest pod tytułem
"How the Marmot Got to Have Human Meat" (tj.
"Jak świstak otrzymał ludzkie mięso") na stronie
27 z angielskojęzycznej książki [1#K1]
pióra John'a Man, "Genghis Khan", Bantan Press,
2004, ISBN 0-593-05044-4.
Fakt kanibalizmu niektórych dawnych mieszkańców
Antypodów dowodowo potwierdza tezę tej
strony. Z kolei owa teza pomaga nam lepiej
zrozumieć metody działania jedynego Boga -
czyli wydatnie przyczynić się do wypracowania
lepszej przyszłości dla wszystkich ludzi. Dlatego
jak każda prawda, kanibalizm dawnych Nowozelandczyków
powinien być otwarty dla badań, podobnie jak
otwarty dla badań jest kanibalizm w obozach
koncentracyjnych Europy oraz kanibalizm
niektórych dzisiejszych mieszkańców Europy
(np. ów głośny przypadek z marca 2001 roku,
kiedy to mieszkaniec Niemiec zjadł innego
mieszkańca Niemiec;
przypadek z Rouen we Francji z 2007
roku, opisany w artykule "Prisoner
gets 30 years for eating cellmate" - tj.
"Więzień ukarany 30 latami za zjedzenie
współwięźnia", ze strony A3 gazety
Weekend Herald,
wydanie datowane w sobotę (Saturday),
June 26, 2010; czy też rozpustne zjadanie
ludzkiego mięsa przez mieszkańców
dekadentnego miasta-wyspy
Wineta (Vineta)
na Baltyku, opisanego w punkcie #H2 strony
tapanui_pl.htm).
Niestety, w przeciwieństwie do Europy, gdzie
badacze mają (a ściślej mieli do niedawna) prawo
zgłębiać i dyskutować otwarcie wszelkie historyczne
fakty, w tym zaistniałe tam przypadki ludożerstwa,
w Nowej Zelandii prawdę na temat ludożerstwa
wstydliwie się ukrywa, zaś tych co ją poruszą
zawzięcie się atakuje. Jak o tym przykro się
przekonał nawet sam przywódca Nowej Zelandii,
o ludożerstwie nie wolno tam nawet zażartować.
Kiedy bowiem zapytany o powody dla których
nie wziął udziału w maoryskim obiedzie stwierdził
on żartobliwie, że u nich to on byłby na obiad,
rozpętał tym prawdziwą burzę polityczną - po
szczegóły patrz artykuł "PM joke inflames dispute
with Tuhoe" (tj. "Żart premiera rozpalił kłótnię
ze szczepem Tuhoe"), ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie datowane w piątek (Friday), May 14, 2010)
albo artykuł "Key gaffe receives global ribbing"
(tj. "Gafa Key'a spowodowała globalne wyśmiewanie
się") ze strony A4 gazety
Weekend Herald
(wydanie datowane w sobotę (Saturday), May 15, 2010).
Mnie osobiście zaszokowały także niektóre
fragmenty programu telewizyjnego [2#K1]
o nazwie "60 minutes" nadawanego w
poniedziałek dnia 6 października 2008 roku,
o godzinie 19:30 do 20:30 na kanale 3 telewizji
nowozelandzkiej. W programie tym dyskutowano
właśnie niektóre tezy ludożerswa Maorysów
zaprezentowane w książce [3#K1] "This Horrid Practice"
(tj. "Ta Straszna Praktyka") pióra Paul'a Moon,
Profesora Historii na AUT - Auckland University
of Technology. W owym bowiem programie
zawarte zostały wypowiedzi kilku indywidułów
które w opisanym poprzednio stylu "huzia na
Józia" zaatakowały profesora tylko dlatego że
ośmielił się badać ten temat. Podobnie ataki
na owego professora opisane zostały w artykule
"So little time, so many questions unanswered"
(tj. "Tak mało czasu, a tyle pytań bez odpowiedzi")
ze strony B7 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), October 8, 2008.
Opisuje je także jeszcze inny artykuł "Story upsets
Maori" (tj. "Relacja obraziła Maorysów") ze strony
A3 tej samej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), October 8, 2008.
Dopiero niemal dwa lata później natknąłem się na
artykuł o tytule "The view of a Maori with Pakeha
ancestry" (ze strony B4 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), January 14, 2010),
w którym piszący realistycznie przypomina jak
przed przybyciem Europejczyków jedne szczepy
Maorysów atakowały, gwałciły, zabijały, oraz
zjadały inne szczepy, tak że dożycie wówczas
Maorysa do wieku 40 lat było niemal cudem.
Miejmy więc nadzieję, że logika i zdrowy rozsądek
w końcu zapanuje i że ci co dotychczas starali się
segregować prawdy według ludzi których one dotyczą
zrozumieją w końcu, że każda prawda jest równa
i że badania każdej prawdy służy stopniowemu
wypracowywaniu lepszej przyszłości dla wszystkich
mieszkańców Ziemi.
#K2.
Zabawna i ciekawa historia miasteczka Riverton
z południowego końca Nowej Zelandii:
Z ludożerstwem Maorysów związana jest
dosyć zabawna i ciekawa historia małego
miasteczka Riverton położonego na południowym
końcu Nowej Zelandii. Warto aby czytelnik
zapoznał się z ową historią, bowiem jest ona
rodzajem unikatu na skalę światową. Tylko
na Antypodach takie zdarzenia mogły mieć
miejsce.
Ja poznałem historię miasteczka Riverton z
jakiegoś starego informatora turystycznego
którego tytułu ani danych edytorskich już nie
pamiętam (pamiętam jednak w której bibliotece
kiedyś był on dostępny). Powtórzę więc tutaj
swoimi słowami to co nadal pamiętam z tamtych
opisów.
W okolicach obecnego Riverton zamieszkiwał kiedyś
szczep Maoryski. Typowo dla ówczesnych Maorysów
uprawiał on ludożerstwo. Kiedy więc dotarł do nich pierwszy
zadedykowany misjonarz europejski który zamierzał
przekonać ich do chrześcijaństwa, owi Maorysi po
prostu wsadzili go do dużego garnka, ugotowali i
zjedli. Widać jednak NIE był on dokładnie ugotowanym,
bowiem po jego zjedzeniu cały szczep dostał paskudnej
biegunki. Kiedy więc okoliczny busz stał się zbyt
śliski aby do niego nadal wybiegać, Maorysi ci wysłali
delegację do miejscowego szamana aby ten im
poradził co mają czynić aby się wyleczyć z owej
biegunki. Szaman najwyraźniej sympatyzował z
owym europejskim misjonarzem, wszakże w pewnym
sensie misjonarz ten był jego "kolegą po fachu".
Poinformował więc swoich współplemieńców że
biegunka owa jest karą od Boga za zjedzenie
religijnego mężczyzny. Wtedy wódz szczepu
zadeklarował, że jeśli Bóg uzdrowi ich
szczep z tamtej paskudej biegunki, wówczas
z wdzięczności pierwszemu następnemu
Europejczykowi jaki do nich zawita wódz ów
odda swoją córkę za żonę, oraz podaruje duży
połać ziemi dla osiedlenia się. Tak się też stało.
Tyle tylko że następnym Europejczykiem który
do nich zawitał był australijski korsarz. Wódz
jednak dał mu swoją córkę za żonę - tak jak
wcześniej obiecał. Dał też mu dużą połać ziemi
do osiedlenia się. Korsarz ten osiedlił się na
owej ziemi oraz założył tam osadę (zapewne
dla innych swoich kamratów). Tak z czasem
powstało nowozelandzkie miasteczko zwane
Riverton zamieszkiwane obecnie przez ich
dalekich potomków.
Miasteczko Riverton leży zaledwie jakieś 30 km
na północny-zachód od Invercargill. Będąc w
tamtych okolicach warto do niego wpaść na
krótką wizytę. NIE ma bowiem drugiego takiego
miasteczka na całym świecie.
#K3.
Ptak morski zwany "mutton bird" - czyli do dzisiaj
przetrwały przeżytek dawnego okresu braku żywności
i konieczności zjadania nawet ptaków morskich:
Praktycznie niemal nigdzie na świecie NIE
zjada się ptaków morskich. Jednak ptaki morskie
zjadane są w Nowej Zelandii. Ich zjadanie
jest bowiem przetrwałym do dzisiaj przeżytkiem
z czasów kiedy NIE było tam niemal nic innego
do jedzenia. Osobiście rekomendowałbym tym
przybywającym do Nowej Zelandii spróbowanie
jednego takiego ptaka - nazywanego "mutton bird".
Nazwa "mutton bird" jest przyporządkowana
do niewielkiego ptaka morskiego o wielkości
średniego kurczaka. Jego niezwykłością jest smak
jakby ryby, połączony z potężnym smrodem
jaki od niego bije. Faktycznie uważa się, że jest
on najsilniej śmierdzącym ptakiem świata jaki
mimo wszystko jest zjadany przez ludzi. Z powodu
owego potężnego smrodu, kiedy przez swoją niewiedzę
pierwszego takiego ptaka zabrałem do zjedzenia
we własnym mieszkaniu, mieszkanie to tak nasiąkło
jego smrodem, że potem aż przez kilka następnych
miesięcy miałem trudności z wejściem do mieszkania.
Dlatego ptaka tego należy kupować już ugotowanego i podgrzanego
na kuchence mikrofalowej, gotowego do zjedzenia
z gorącymi "frytkami". Jeść też go trzeba na wolnym
powietrzu, najlepiej na ławce w parku. Ptaka tego
w stanie gotowym do zjedzenia (tj. gorącego i z
frytkami) można nabyć tylko w jednym miejscu
w całej Nowej Zelandii. Miejscem tym jest sklep
rybny w mieście Invercargill. (Sprzedają go też
w kilku innych miastach Nowej Zelandii, jednak
jest on tam sprzedawany w stanie surowym, zaś
z powodu jego smrodu NIE daje się go ugotować
w mieszkaniu.) Jeśli więc ktoś przejeżdża
przez Invercargill, zjedzenie jednego takiego
ptaka powinno być wpisane do planu podróży.
Dla Europejczyka przeżycie jest bowiem NIE
do zapomnienia. Ja śmiem twierdzić, że ów
"mutton bird" smakowo jest prawdopodobnie
najtrudniejszym do zapomnienia dzikim ptakiem
świata. W żadnym też innym miejscu świata
NIE daje się już doświadczyć tak silnie śmierdzącego
(chociaż zjadanego przez ludzi) ptaka jak ów "mutton bird".
#K4.
Inne okropnie śmierdzące smakołyki świata:
Nowozelandzki "mutton bird" wcale NIE jest
jedynym smakołykiem śmierdzącym aż tak
mocno że nie daje się go zjeść w mieszkaniu,
bowiem jego smród pozostaje tam potem przez
całe miesiące. Poniżej wyszczególnię inne
równie śmierdzące smakołyki, za którymi wielu
ludzi (głównie miejscowych) wprost przepada -
i to na przkór iż typowo śmierdzą one aż tak
mocno że trzeba je zjadać na wolnym powietrzu,
oraz że lokalne linie lotnicze, autobusy i hotele
wydały przepisy zabraniające ich wnoszenia do środka.
Ja osobiście wierzę, że podobnie jak każda
osoba przygotowuje sobie wykaz miejsc na
świecie które stara się zobaczyć w przeciągu
własnego życia, każda osoba powinna też
stworzyć wykaz potraw jakie będzie starała
się zakosztować w swoim życiu - zaś
wszystkie owe śmierdzące smakołyki
powinny figurować na owym wykazie.
#K4.1.
Malezyjski "durian" - czyli oficjalnie najsmaczniejszy owoc świata:
W tym miejscu warto wyjaśnić, że kolejnym innym
równie okropnie śmierdzącym smakołykiem jak
"mutton bird", jest owoc zwany durian.
W stanie świeżym (tj. wprost z drzewa) najlepszy
smakowo "durian" daje się spróbować tylko w
Malezji. (Durian rośnie też w kilku innych krajach,
jednak smakowo jest on tam podrzędny w stosunku
do smaku durianów z Malezji.) Oficjalnie jest on
tam uważany za najsmaczniejszy owoc świata. Jego
opis zawarty jest w punkcie #D4 na totaliztycznej stronie
fruit_pl.htm - o tropikalnych owocach ze strefy Pacyfiku oraz o filozofii ich zjadania.
Opisu tego nie będę więc tutaj już powtarzał.
#K4.2.
Szwecki "surstromming" - czyli sfermentowany śledź bałtycki:
Tadycyjnym smakołykiem z północnej części
Szwecji jest potrawa ze sfermentowanych
śledzi bałtyckich, którą zjada się na chlebie
jako kanapkę razem z kwaśną śmietaną,
cebulą i ziemniakami. Śmierdzi ona tak mocno,
że - podobnie jak nowowzelandzki "mutton bird",
nie nadaje się do jedzenia w mieszkaniu, a
trzeba ją jeść na świeżym powietrzu. Na temat
tej śmierdzącej potrawy czytałem artykuł
"Swedes fight for smelly fermented herring"
(tj. "Walka Szwedów o śmierdzący sfermentowany
śledź"), opublikowany na stronie A17 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w piątek (Friday), June 25,
2010.
#K4.3.
Borneowski "cinchalok" i "belacan" -
czyli sfermentowany shrimp indonezyjski:
Na samej tropikalnej wyspie Borneo, a także
na obszarach i w krajach sąsiadujących z Borneo,
miejscowi ludzie objadają się jeszcze jednym
rodzajem wysoce śmierdzącego przysmaku.
Przysmak ten występuje w aż dwóch odmianach,
na Borneo nazywanych "cinchalok" i
"belacan". W sąsiednich krajach, np. Tailandii,
nazywa się on inaczej - chociaż sporządzany
jest w/g podobnch receptur. Przyrządzany
jest on z miniaturowego jakby raczka morskiego,
albo krylu, jaki okresowo pojawia się w masowych
liczbach w morzach z okolic Indonezji.
Miejscowi ludzie tego raczka nazywają "gerago",
stąd po angielsku nazwywa się on "gerago shrimp".
Po złowieniu jest on albo kiszony jak ogórki
(pickled) wytwarzając gęsty i silnie śmierdzący
sos zwany "cinchalok", albo też ucierany z solą
i wysuszany na słońcu formując rodzaj pasty
zwanej "belacan". Potem zaś jest zjadany
jako dodatek do całego szeregu potraw.
Śmierdzi on tak mocno, że jeśli ktoś
zacznie się nim objadać w pobliżu
Europejczyka nienawykłego do jego
smrodu, wówczas owemu Europejczykowi
może nawet zebrać się na wymioty.
#K4.4.
Chiński "chow toufu" - czyli śmierdzący budyń soyowy:
Chińczycy kiedyś zwykli objadać się rodzajem
wysoce śmierdzącego budyniu przygotowywanego
z mleka soyowego i po chińsku zwanego "chow
toufu". Po angielsku jest on grzecznie nazywany
albo "soya been curd" albo też "pungent toufu",
choć kolokwialnie znany jest głównie jako "smelly
toufu" czyli "śmierdzący toufu". Śmierdzi on
tak mocno, że kiedyś byłem na targowisku
jakie miało jedno stoisko z tym smakołykiem,
zaś jego smród czynił oddychanie trudne aż
na całej długości ulicy. Kiedyś ów "chow toufu"
można było znaleźć w każdym kraju zamieszkałym
przez Chińczyków. Jednak z powodu tego
silnego smrodu coraz więcej krajów zakazuje
jego sprzedaży. Przykładowo, NIE można go
już znaleźć w Singapore ani w sporej części
Chin, chociaż nadal zajadają się nim na
Taiwanie i w Malezji.
Część #L:
Dziwne istoty nadprzyrodzone, ślady działania
których powtarzalnie pojawiają się w Nowej Zelandii:
#L1.
Szkaradne 3+1 palcowe stwory:
Wystarczy w Nowej Zelandii wybrać się do
dowolnego muzeum aby zobaczyć rzeźby
i podobizny tych stworów. Wcale też istoty
te NIE wyglądają na "aniołków". Mają one
3+1 szponiastych palców u rąk i u nóg,
na ich twarzach wyraźnie widać wzór który
Maorysi usiłują naśladować swoimi tatuażami
zwanymi "moko", zaś ich penisy niemal
zawsze są wzwiedzione i zaopatrzone w
jakby plastykowe usztywniacze. W czasach
masowej emigracji Maorysów do obecnej
Nowej Zelandii owe dziwne stwory sterowały
każdym aspektem życia Maorysów. Nieco
więcej informacji na temat tych dziwnych
istot, oraz kilka ich dalszych zdjęć, pokazano
w części #G strony internetowej
sw_andrzej_bobola.htm - o kościele Świętego Andrzeja Boboli w Miliczu.
Z kolei zdjęcie rzeźby jednego z nich
pokazuje "Fot. #L1" poniżej.
Jak też wykazują moje badania, owe dziwne
3+1 palcowe stwory rozciągają swoje działanie
NIE tylko na Nową Zelandię, ale wręcz na całą
Ziemię. Przykładowo, na "Fot. #4abc" i na
"Fot. #6ab" ze strony internetowej
sw_andrzej_bobola.htm
pokazałem zdjęcia rzeźb owych stworów istniejących
w Korei Południowej. W chwili kiedy byłem w Korei
Południowej odnotowałem jak szybko i sprawnie
istoty te "zorganizowały" usunięcie jednej ich rzeźby
którą ja tam znalazłem i fotografowałem. Wiadomo
także że istoty te znane były i działały w Australii -
przykładowo na "Fot. 7b" ze strony
aliens_pl.htm
pokazałem wygląd "Baby Jagi" z 3+1 palcami
wywodzącej się właśnie z folkloru Australii
(Kliknij tutaj aby zobaczyć owo zdjęcie 3+1 palcowej australijskiej "Baby Jagi").
Fot. #L1: Oto jedna z rzeźb rasy tajemniczych
istot o złośliwych charakterach, 3+1 palcowych
dłoniach i stopach, wiecznie wzwiedzionych
penisach, oraz nawykach "seksualnych maniaków".
Aczkolwiek maoryska tradycja jest lakoniczna
w sprawie żeńskiej wersji tej istot, z fokloru innych
narodów wiemy, że rasa ta miała też kształtne
kobietki (takie jak owa pokazana na "Fot. #G2" ze strony
malbork.htm)
które też wykazywały nawyki "nimfomanek". (Np.
tradycje wojowników z tropikalnych dżungli Borneo
stwierdzają, że po roznamiętnieniu kobietki te miały
zwyczaj odgryzania jąder ziemskiego mężczyzny
którego dopadły gdzieś w dżungli w celu zgwałcenia.)
Owe istoty należały do tej samej rasy co maoryski
bożek "Uenuku" opisany w punkcie #D1 tej strony.
W dawnych czasach zarządzały one praktycznie
każdym aspektem życia dawnych Maorysów. Maorysi
uważają ich za swoich "duchowych przodków" - tak
jak opisuje to punkt #D1 powyżej na tej stronie.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Część #M:
Antypody doskonale się nadają na "strefy wolne od ???":
#M1.
Wykorzystajmy naturalne odizolowanie Antypodów oraz ich niewielką
użyteczność dla reszty naszej cywilizacji, oraz uczyńmy z nich
"Strefę Wolną od Telekinezy (TFZ)":
Na odrębnej totaliztycznej stronie o nazwie
tfz_pl.htm,
opisałem powody dla jakich nasza cywilizacja
powinna już obecnie podjąć decyzję o ustanowieniu
ogromnie dla niej istotnej "Strefy Wolnej od Telekinezy"
(TFZ). Ponieważ Antypody są idealnym miejscem
dla ustanowienia tej strefy, już obecnie ludzie
powinni rozpatrywać i się nastawiać psychologicznie,
że tam właśnie będzie ona kiedyś ustanowiona.
Część #N:
Wracając jednak do tezy tej strony:
#N1.
Podsumowanie najważniejszego materiału
dowodowego który potwierdza prawdę tezy tej strony:
Jeśli dokładniej się rozglądnąć, w oczy rzuca
się całe zatrzęsienie materiału dowodowego
który konsystentnie zdaje się potwierdzać
prawdę tezy tej strony (tj. tezy że "warunki
które Bóg stworzył na Antypodach działają
wyniszczająco na długoterminowo mieszkających
tam ludzi"). Najłatwiej potwierdzającą moc owego
materiału dowodowego daje się odnotować
jeśli moce i sytuację które panują na Antypodach
porówna się z podobnymi mocami i sytuacjami
panującymi w północnych regionach Ziemi.
Wyliczmy więc tutaj chociaż najważniejsze
kategorie owego materiału dowodowego.
(1) Brak owoców jadalnych. W każdym obszarze
co do którego Bóg wiedział że nadaje się on do trwałego
zamieszkiwania przez ludzi, Bóg przygotował takie
środowisko naturalne, które sprzyjało tam długoterminowemu
osadnictwu ludzkiemu. Kluczowym elementem przygotowania
danego terenu do osadnictwa ludzkiego było porośnięcie
go roślinnością która dawała pożywne owoce. Stąd
najróżniejsze jadalne i smaczne owoce oraz jagody
daje się znaleźć nawet na Syberii czy na Alasce.
Z kolei na pustych i piaszczystych wyspach koralowych
na których NIE ma nwet źródeł pitnej wody, Bóg
pozasiewał dla ludzi "święte kokosy" - czyli najbardziej
użyteczne owoce świata opisywane dokładniej w punkcie #D1 strony
fruit_pl.htm - o tropikalnych owocach strefy Pacyfiku oraz o filozofii ich zjadania.
Tymczasem jeśli przyglądnąć się Antypodom,
faktycznie Bóg nie rozplenił tam żadnej roślinności
która dawałaby jakieś jadalne owoce. Przykładowo w
Nowej Zelandii
oryginalnie nie było NIE tylko jadalnych owoców,
ale praktycznie niczego co dałoby się zjeść. Jedyne
więc co pierwotni mieszkańcy Nowej Zelandii mogli
zjadać to robaki, małże, ryby morskie, ptaki morskie,
oraz oczywiście samych siebie (ludożerstwo). Nie było
tam nawet ryb całkowicie słodkowodnych, zaś po eksplozji
Tapanui z 1178 roku
wyniszczone tam nawet zostały jadalne ptaki "moa".
Wszystko więc co jadalnego obecnie istnieje w Nowej
Zelandii, przywiezione i rozplenione tam zostało przez
ludzi. I tak Maorysi przywieźli tam ziemniaki i kumara,
a także świnie, psy polarne, oraz szczury. Biali osadnicy
przywieźli tam pozostałe rośliny owocowe, wszystkie
pozostałe zwierzęta, a nawet ryby słodkowodne. Fakt
jednak że ludzie przywieźli tam w końcu owoce wcale
nie zmienia sytuacji że Bóg owoców tam nie przygotował
na przybycie ludzi. To zaś implikuje że Bóg wiedział iż
Antypody NIE nadają się na miejsce życia dla ludzi.
(2) Staranne omijanie Antypodów przez starożytnych
podróżników kierujących się ESP (np. "feng shui")
w swoich decyzjach. Antypody najwyraźniej
były starannie omijane przez tych starożytnych
podróżników którzy wykorzystywali ESP (np. używali
"feng shui") w swoim podejmowaniu decyzji.
Przykładowo, starożytni Chińczycy dokładnie
znali położenie Nowej Zelandii, powtarzalnie
wysyłali tam swoje flotylle eksploracyjne, jednak
ich znajomość "feng shui" oraz "chi" energii
najwyraźniej podpowiadała im aby NIE
utrzymywali z Nową Zelandią stałych kontaktów
handlowych, ani aby NIE zaczynali tam żadnego
osadnictwa. Jeszcze staranniej starożytni
Chińczycy omijali Australię.
(3) Dotychczasowe całkowite wyginięcie tylko w
Nowej Zelandii
aż kilku kolejnych cywilizacji. Jak to będzie
wyjaśnione w części #F tej strony, w Nowej
Zelandii tradycja mówiona Maorysów zawiera
informacje że do dzisiaj wyginęło tam już aż
kilka kolejnych cywilizacji. Niestety, australijscy
Aborygeni nie kultywują tego rodzaju tradycji.
Niemniej można szacować że w Australii
wyginęło co najmniej kilkaset kolejnych cywilizacji.
(4) Rola jakichś szkaradnych stworów o 3+1 palcach
w kolonizacji Nowej Zelandii przez Maorysów.
Jeśli dokładniej przeanalizować Maoryski folklor
mówiony, do skolonizowania Nowej Zelandii nakłoniły
Maorysów jakieś szkaradne stwory o 3+1 palczastych rękach
i nogach. Stwory te w żadnym wypadku NIE przypominają
swoim wyglądem ani "aniołów" przysłanych przez Boga,
ani też samego Boga. Nieco więcej informacji na
ich temat, oraz kilka ich dalszych zdjęć, pokazano
w części #G strony internetowej
sw_andrzej_bobola.htm - o kościele Świętego Andrzeja Boboli w Miliczu.
(5) Panowanie na Antypodach jakby odmiennych
modyfikacji praw fizycznych które powodują wyniszczanie
i zanik najróżniejszych istotnych jakości cywilizacyjnych
u zamieszkałych tam ludzi. Aczkolwiek nie
jest to możliwe do ilościowego uchwycenia, na
Antypodach niemal wszystko działa na nieco
odmiennych zasadach niż na reszcie naszej
planety. Niektóre z tych działań są dokładnie
odwrotne do działań obserwowanych na północnych
obszarach Ziemi. Kilka przykładów w tym względzie
przytoczyłem w części #G tej strony.
(6) Fascynacja siłą, ciałem i przemocą u ludzi
zamieszkujących Antypody. Owa fascynacja
moim zdaniem jest jedną z manifestacji działania
na Antypodach nieco odmiennej modyfikacji praw
natury niż na reszcie naszej planety.
(7) Zatrzaskiwanie rozwoju cywilizacyjnego.
Na Antypodach działają jakieś unikalne moce które
uniemożliwiają dokonywanie przez mieszkańców
owego regionu niezależnego od innych obszarów
rozwoju cywilizacyjnego. Stąd praktycznie cały
postęp i rozwój cywilizacyjny Antypodów wywodzi
się "z importu".
(8) Zanik "pędu do wiedzy". Zanik ten omówiono
w części #I niniejszej strony. Przykładem jednego
z objawów tego zaniku jest że w Nowej Zelandii nikt
miejscowy NIE bada tajemnic tego kraju ani nie bada
czegokolwiek innego na temat czego ujawnienie
prawdy mógłby się komuś narazić. Innym przykładem
jest tam obecna sytuacja w sprawach edukacji.
* * *
Oczywiście, w każdej z powyższych klas
dowodowych istnieje obszerny materiał
dowodowy który podpiera prawdę głównej
tezy tej strony. Dlatego każdą z tych klas
będę omawiał dokładniej w odrębnej części
tej strony która nastąpi dalej. I tak materiał
dowodowy do klasy (1) powyżej omawiam
dokładniej w części #C tej strony, do klasy
(2) - w części #E, itd.
#N2.
Jak niniejsza strona powstała - czyli jej historia:
Niniejsza strona faktycznie jest produktem
tych samych niszczycielskich mocy działających
na Antypodach, których istnienie i działanie strona
ta stara się zdemaskować. Mianowicie, strona ta
faktycznie powstała ponieważ jestem bezrobotnym
(jednak nie otrzymuję zasiłku dla bezrobotnych).
Gdyby bowiem w Nowej Zelandii istniały warunki
które stwarzałyby zapotrzebowanie na moją
ekspertyzę i pracę, wówczas zajmowałbym się
rozwiązywaniem konkretnych problemów wynikających
z owej pracy. Skoro jednak NIE posiadam pracy,
moja uwaga zaczyna się kierować na bardziej
filozoficzne pytania w rodzaju "dlaczego tak jest",
"jakie są tego przyczyny", itd., itp. Na dodatek, brak
pracy powoduje także że NIE ryzykuję jej utraty
z powodu opublikowania wyników swych dociekań.
Wszakże gdybym pracował, wówczas mając na
uwadze raczej odmienną na Antypodach reakcję
na prawdę niż reakcje które prawda generuje w
północnych rejonach Ziemi, absolutnie bałbym
się opublikować cokolwiek na temat prawd które
staram się zgłębiać rozważaniami z niniejszej strony.
Do tezy i do materiału dowodowego które prezentuję
na niniejszej stronie wcale NIE dotarłem w wyniku
jakiegoś pojedynczego impulsu czy przypadku.
Faktycznie stanowią one produkt końcowy relatywnie
długiego łańcucha dociekań, opracowań, ustaleń,
przemyśleń, wniosków, itp. Wyliczmy więc teraz
podstawowe ogniwa owego łańcucha, ujawniając
skąd się wzięła teza i materiał dowodowy niniejszej
strony.
1.
Formalny dowód naukowy na istnienie Boga.
Dowód ten zainicjował wszelkie dociekania.
Wykazał on bowiem że wszystko co istnieje we
wszechświecie zostało stworzone przez Boga,
a także że absolutnie NIC się nie dzieje na Ziemi
ani w naszym życiu, bez wiedzy, bez zgody, oraz bez
nadzoru nadrzędnej istoty wszechświata przez ludzi nazywanej
Bogiem.
To zaś oznacza, że ów Bóg doskonale zna warunki
jakie stworzył na poszczególnych kontynentach i
ziemiach, a stąd wie gdzie warunki te są sprzyjające
osadnictwu ludzi, a gdzie warunki te działają
wyniszczająco na ludzi. Oczywiście, z powodów
opisanych na stronie
will_pl.htm,
Bóg dał nam tzw. "wolną wolę" w tym co zdecydujemy
się uczynić. Chociaż więc Bóg wie że każdy kto zwiąże
swoją przyszłość z Antypodami ulegnie w końcu
zagładzie, Bóg nie może "uszczęśliwiać ludzi na siłę"
i uniemożliwiać ludziom osiedlanie się na Antypodach -
jeśli ci uprą się aby wytrwać przy opcji własnej zagłady.
2. Przygotowanie Ziemi na przyjęcie człowieka.
Jak to zilustrowałem m.in. na stronie
fruit_pl.htm,
tam gdzie Bóg chciał widzieć osadnictwo ludzi,
odpowiednio przygotował On naturalne środowisko
zanim stworzył tam i osadził człowieka. Przykładowo
Bóg rozplenił tam jadalne owoce i stworzył warunki
dogodne dla rozwoju cywilizacyjnego ludzi.
3. "Zasada Dwubiegunowości". Zasada ta opisana
jest w podrozdziale I4.1.1 z tomu 5
monografii [1/5].
Zgodnie z nią Bóg nigdy nie tworzy tylko jednego
bieguna dla czegokolwiek, a zawsze tworzy dwa
przeciwstawne bieguny. Jako przykłady rozważ
dwa bieguny pola magnetycznego i pola elektrycznego,
albo rozważ
dobro i zło.
Innymi słowy, aby zagwarantować warunki
sprzyjające rozwojowi cywlizacji ludzkiej, Bóg
musiał gdzieś stworzyć "pozytywny biegun
cywilizacyjny". Na biegunie tym Bóg tak musiał
podobierać działanie najróżniejszych praw, pól,
oraz warunków, aby osiadła tam cywilizacja
ludzka mogła się rozwijać fizycznie, duchowo,
technicznie i społecznie, dorabiać, żyć w
relatywnym dobrobycie, rosnąć, itd., itp.
Z kolei skoro Bóg stworzył już na półkuli
północnej Ziemi obszar który sprzyja owemu dobrobytowi
i rozwojowi cywilizacyjnemu ludzkości, z owej
"Zasady Dwubiegunowości" wynika że Bóg
zmuszony był również stworzyć dokładnie odwrotny
obszar na Ziemi w którym panują wrogie ludziom
warunki jakie spowodują że ludzie będą tam
zamęczani zaś ich rozwój cywilizacyjny będzie
tam blokowany. Ponieważ obszar sprzyjający
dobrobytowi, postępowi i rozwojowi cywilizacyjnemu
ludzkości rozmieszczony jest koncentrycznie
wokół miejsca w którym kiedyś zlokalizowana
była mityczna Atlantyda, wszystko wskazuje na
to że ów przeciwstawny obszar wrogi osadnictwu
ludzkiemu powinien być położony po przeciwnej
stronie Ziemi - czyli na Antypodach. Jedyne więc
co trzeba uczynić aby potwierdzić jego istnienie,
to sprawdzić czy faktycznie na Antypodach Bóg
stworzył wrogie ludziom warunki.
4. Zidentyfikowanie materiału dowodowego na wrogie
trwałemu osadnictwu ludzkiemu warunki Antypodów.
Od wielu już lat, bowiem praktycznie od 10 października
2003 roku, prowadzę totaliztyczną stronę internetową
newzealand_pl.htm - o tajemnicach i ciekawostkach Nowej Zelandii.
Na stronie owej systematycznie spisuję
i ilustruję zdjęciami wszystko to co
niezwykłego lub tajemniczego napotkałem
w trakcie moich dotychczasowych "hobbystycznych"
badań owego kraju.
Nic też dziwnego, że w miarę upływu lat
objętość tamtej strony stopniowo rosła.
Około czasu moich urodzin w maju 2008
roku, objętość ta przekroczyła 300 kB.
To zaś praktycznie oznaczało, że strony
owej NIE byłem już w stanie wystawić na
kilku darmowych serwerach z których usług
korzystałem. (Serwery te mają bowiem limit
objętości stron wynoszący właśnie 300 kB.)
Dlatego w lipcu 2008 roku postanowiłem
tamtą stronę
newzealand_pl.htm - o tajemnicach i ciekawostkach Nowej Zelandii
rozbić na dwie mniejsze strony. Pod jej
uprzednią nazwą pozostawiłem wszystko
co dotyczy natury Nowej Zelandii. Natomiast
do nowej (niniejszej) strony postanowiłem
przemieścić wszystko co dotyczy ludzi
zamieszkujących Nową Zelandię. W chwili
kiedy dokonywałem wyboru i przemieszczania
na niniejszą stronę materiału opisowego
dotyczącego ludzi zamieszkujących Nową
Zelandię, uderzyły mnie dziwne regularności.
Mianowicie wszystko co dotyczy natury
Nowej Zelandii może być przedmiotem dumy.
Jednak wszystkim co dotyczy ludzi zamieszkujących
Nową Zelandię nie tylko że trudno się chwalić,
ale czasami wręcz trzeba się za to rumienić.
Wygląda to tak jakby Bóg miał o coś wielki
żal do ludzi osiadłych w Nowej Zelandii. Owe
dziwne regularności zaczęły mi uświadamiać,
że warunki panujące w Nowej Zelandii
faktycznie są zgodne z tym czego należy
się spodziewać iż panowało to będzie na
owym "negatywnym biegunie" warunków
osadnictwa ludzkiego na Ziemi wynikającym
z "Zasady Dwubiegunowości". Co ciekawsze,
okazuje się że niesprzyjające ludziom warunki
które panują w Nowej Zelandii, panują również
na całej reszcie Antypodów - chociaż np. w
Australii powody dla których warunki te są niesprzyjające
czasami są całkowicie odmienne. Chociaż więc
owe ustalenia nie należą do optymistycznych,
a także chociaż wielokrotnie odnotowałem
jak mieszkańcy Antypodów reagują na wszystko
co nie reprezentuje prawienia im komplementów,
ciągle uważam że mam naukowy obowiązek
udostępnić te ustalenia tym co zechcą się
z nimi zapoznać. Reszta tej strony poświęcona
jest więc ich prezentacji.
#N3.
Podsumowanie tej strony:
W treści niniejszej strony zaprezentowałem
tezę, że Bóg najwyraźniej NIE życzy sobie
trwałego osiedlania się na Antypodach ludzi
stworzonych do życia na północnej półkuli Ziemi.
Z kolei ludzi którzy mimo wszystko osiedlą się
na Antypodach i zwiążą na stałe losy swoich
potomków z tymi ziemiami, Bóg najwyraźniej
traktuje w "specjalny" sposób zarezerwowany
dla "królików doświadczalnych" i dla tych
co sprzeciwiają się Jego woli. Przytoczyłem
tu też nieco materiału dowodowego który
podpiera prawdę tej tezy. Oczywiście
materiału dowodowego na poprawność tej
tezy jest znacznie więcej niż tylko ten opisany
na tej stronie.
Niestety, zarówno teza tej strony, jak i dowody
na jej podparcie, dla wielu mieszkańców Antypodów
mogą okazać się raczej drażliwe. Bardzo więc
trudno je dyskutować naukowo bez wystawienia
się na ryzyko niepotrzebnego wzbudzenia
czyichś emocji. Dlatego tylko niektóre
(te najmniej drażliwe) ze znanych mi dowodów
uważałem za stosowne tutaj przedstawić.
Mam przy tym nadzieję, że dowody których
relatywnie niewielka drażliwość pozwala
na odwagę ich zaprezentowania tutaj, już
wystarczą do wskazania najważniejszych
trendów jakie odróżniają Antypody of reszty
świata. Na ich podstawie zainteresowani
czytelnicy powinni być w stanie znaleść
dalszy odnośny materiał dowodowy już we
własnym zakresie - jeśli zechcą zgłębiać ten
temat. Ja ze swojej strony obiecuję dodać
w przyszłości do tej strony nieco więcej
materiału dowodowego jeśli tylko natrafię
na taką jego postać która nie zapowiada
wzbudzania zbyt wielkich emocji.
Oczywiście, źródłem sytuacji opisanej na tej
stronie jest sam Bóg. Ja jestem jedynie "posłańcem"
czy "nosicielem wiadomości" - czyli osobą
która powtarza co na ten temat powinno samo
rzucić się wszystkim w oczy (jeśli ktoś celowo
nie zamyka swoich oczu). Wcale też NIE usiłuję
przekonywać nikogo aby uwierzył w to co tutaj opisałem.
Uważam jedynie za swój naukowy obowiązek
uczynić te informacje dostępne do zainteresowanych
osób, zaś wnioski jakie z owych informacji osoby
te wyciągną są już ich prywatną sprawą.
Część #O:
Informacje końcowe tej strony:
#O1.
Wiadomość przekazywana za pośrednictwem tej strony:
Ateistyczna nauka która w ostatnich czasach
staje się rodzajem wyrzekającej się Boga
nowej religii na Ziemi, wmawia nam że
istnieje tylko "jedna prawda" którą owa
nauka właśnie upowszechnia wśród ludzi.
Owa też "jedyna prawda" ma jakoby być
w sposób oczywisty wskazywana przez
naukowo badane fakty i materiał dowodowy.
Jednak kryminologia oraz postępowanie
dzisiejszych prawników i polityków uczą nas,
że owa ateistyczna nauka jest w całkowitym
błędzie. (Ową szokującą błędność ateistycznej
nauki potwierdza zresztą również wszystko
czemu tylko dokładniej obecnie się przyglądniemy,
np. naturalne środowisko, klimat, ekonomia,
nauka, manifestacje UFO, duchy, cuda, itp.)
Mianowicie kryminologia, prawnicy i
politycy ilustrują nam wymownie że
kiedy ma się do czynienia z istotą
rozumną, wówczas owa "jedna prawda"
może zostać celowo zakamuflowana,
zaś fakty i materiał dowodowy mogą
tak być zaprezentowane aby przestały
wskazywać co jest tą prawdą. Wszakże
rozum i najróżniesze ukryte cele takiej
inteligentnej istoty pozwalają jej "fabrykować"
i "przeinterpretowywać" fakty i materiał dowodowy,
tak aby wskazywały one na coś zupełnie
odmiennego niż na ową "jedyną prawdę".
Jeśli przyjąć wysoce niebezpieczne założenie
iż wszechświat pozbawiony jest inteligentnego
Boga -
czyli przyjąć założenie na jakim opiera się dzisiejsza
ateistyczna nauka, wówczas ową "jedyną prawdę"
możnaby odtwarzać z faktów i z istniejącego
materiału dowodowego. Niestety, owo odtwarzanie
prawdy z faktów i z materiału dowodowego staje
się zawodne jeśli uznać coraz szerszy materiał
dowodowy który potwierdza że nieskończenie
inteligentny Bóg faktycznie istnieje. Wszakże
jeśli taki inteligentny Bóg istnieje, wówczas jego
intencje i plany stają się dla nas nieznane. Z
kolei w możliwościach takiego ogromnie inteligentnego
Boga stoi, że kiedy stwarzał on świat fizyczny
i człowieka, wówczas był w stanie stworzyć również
i fakty oraz materiał dowodowy które wcale NIE
muszą pokrywać się z ową naukową "jedyną prawdą",
za to które mogą podpierać owe narazie ciągle
ukryte przed nami cele Boga. Innymi słowy,
fakty i istniejący materiał dowodowy mogą
być celowo "fabrykowane" przez Boga, lub
celowo "przeinterpretowane" przez przysłane
na Ziemię "cielesne reprezentacje Boga".
Dzięki temu owe "sfabrykowane" lub "przeinterpretowane"
fakty i materiał dowodowy unikają popieranie
lenistwa oraz przestają wynagradzać "leżenie
do góry brzuchem", bowiem uniemożliwiają
one poznanie "jedynej prawdy" bez włożenia
w to wysiłku solidnych badań. Wszakże
nawet w modlitwach chrześcijan zawarta
jest prośba "i nie wódź nas na pokuszenie" -
która przypomina że Bóg czasami stwarza
sytuacje jakie mogą kogoś "wieść na pokuszenie"
(jest zaś wiadomym że trudno byłoby kogoś
"zwodzić" jeśli nie "sfabrykowałoby" się
jakichś faktów czy "materiału dowodowego").
Dlatego, aby znaleźć to co jest ową "jedyną
prawdą" dla ludzkości, NIE wolno ograniczać
swoich poszukiwań do tylko jednej drogi (tej
której używa dzisiejsza nauka), ale musi też
się eksplorować i inne drogi poznania. Jedną z
takich odmiennych dróg poznania wskazuje nam
totalizm -
który nie tylko jest filozofią moralnego postępowania
w naszym życiu, ale również alternatywną odmianą
nauki jaka stara się ponaprawić błędy popełnione
przez dzisiejszą ateistyczna naukę.
Teoria wszystkiego
zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
ujawniła nam cały szereg dowodów naukowych że
inteligentny Bóg jednak istnieje i że to on stworzył
świat fizyczny i człowieka. Niektóre z owych dowodów
są wskazywane i dyskutowane na stronach
god_proof_pl.htm,
soul_proof_pl.htm, czy
immortality_pl.htm
(na tej ostatniej stronie patrz punkt #D5).
W świetle owych dowodów nowego znaczenia
nabiera totaliztyczne eksplorowanie odmiennych
dróg poznania zaprezentowanych właśnie na
niniejszej stronie.
#O2.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy film
Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku
upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem
youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM,
lub uruchomić ją ze strony
djp.htm
zestawiającej widea w jakich przygotowaniu osobiście
brałem udział, a jaką zaprogramowałem do przeglądania
na "smart" telewizorach koreańskiej firmy LG, lub na
komputerach PC (najlepiej z wyszukiwarką "Google Chrome").
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych (tj.
polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająk,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająk,
pod jakie można wysyłać ewentualne uwagi, własne
opinie, lub informacje jakie zdaniem czytelnika
autor tej strony powinien poznać, podane są na
autobiograficznej stronie internetowej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dalszych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Prawo autora do używania kurtuazyjnego
tytułu "Profesor" wynika ze zwyczaju iż "z profesorami
jest jak z generałami", znaczy raz
profesor, zawsze już profesor. Z kolei
w swojej karierze naukowej autor tej strony był
profesorem aż na 4-ch odmiennych uniwersytetach,
tj. na 3-ch z nich był tzw. "Associate Professor"
w hierarchii uczelnianej bazowanej na angielskim
systemie uczelnianym (w okresie od 1 września
1992 roku, do 31 października 1998 roku) - który
to Zachodni tytuł stanowi odpowiednik "profesora
nadzwyczajnego" na polskich uczelniach. Z kolei
na jednym uniwersytecie autor był (Full) "Professor"
(od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku -
tj. na ostatnim miejscu pracy z naukowej kariery
autora) który to tytuł jest odpowiednikiem pełnego
"profesora zwyczajnego" z polskich uczelni.
Proszę jednak odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem
[11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
Disclaimer. Poglądy wyrażone na totaliztycznych
stronach NIE zawsze są podzielane przez właścicieli
innych niż moje fotografii pokazanych na owych stronach,
nawet jeśli właściciele owych fotografii zgodzili się abym
zreprodukował ich zdjęcia. Chociaż fotografie reprezentują
najbardziej obiektywny materiał dowodowy, ciągle sytuacje
jakie one uchwyciły przez innych ludzi mogą być interpretowane
na kilka odmiennych sposobów.
* * *
Niniejsza strona należy do większego łańcucha totaliztycznych
stron internetowych poświęconych wcześniej ignorowanym
przez naukowców tematom, tajemnicom i ciekawostkom (oferując
m.in. nieodpłatne monografie na ich tematy). Łańcuch ten obejmuje
wszystkie totaliztyczne strony zestawione w "Menu 2".
* * *
If you prefer to read English,
click on the flag (jeśli preferujesz angielski,
kliknij na poniższą flagę)
Data zapoczątkowania budowy tej strony internetowej: 7 lipca 2008 roku
Data najnowszego aktualizowania tej strony: 5 sierpnia 2021 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)