Oto
wykaz wszystkich stron które powinny być
dostepne pod niniejszym adresem (tj. na
tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1".
Wybierz poniżej interesującą Cię stronę
manipulując suwakami, potem kliknij na nią
aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Czytelniku zapewne odnotowałeś, że niektórzy ludzie
buchają zdrowiem, szczęściem i humorem, zaś innych
trapią nieustające choroby i depresja. Albo, że istnieją
miejsca na Ziemi z których promieniuje leczący rodzaj
ukojenia i spokoju dla ciała i umysłu - tj. miejsca takie
jak obszar energetycznego czakramu przy tamie na
Baryczy koło podmilickiego Stawczyka (opisany we
WSTĘPie i w podpisie pod Fot. #D1 ze strony o
Wszewilkach-Stawczyku),
albo jak obszar w którym dnia 2018/4/25 zaobserwowałem
"płonący krzew"
oddalony tylko o około 400 metrów od mojego
obecnego mieszkania a opisany w punkcie #J3
oraz w ilustracjach i wideach ze strony o nazwie
petone_pl.htm.
W innych zaś miejscach świata daje się wyczuć jakieś
przygnębienie i nieustający strach, sporo z mieszkających
tam ludzi wyrasta na aż takich malkontentów iż np.
podczas pandemii w rodzaju "covid-19" wybierają
zaryzykowanie bolesnej śmierci niż zaszczepienie
się w obronie przed morderczym wirusem, miejscowi
sprawujący jakąkolwiek władzę nad innymi szybko
stają się tam skorumpowani, niemal każdego trapią
też tam najróżniejsze choroby, a ptakom to nawet NIE
chce się tam zaśpiewać. Starożytna chińska wiedza o tzw.
"Feng Shui"
stwierdza, że różnica pomiędzy powyższymi ludźmi
i miejscami wynika z przepływu albo z blokady w
danej osobie czy miejscu rodzaju inteligentnej energii.
Energię tę poszczególne narody i osoby nazywają
odmiennie. Przykładowo Chińczycy zwą ją energią
"chi".
Z kolei ja po odkryciu iż w naszej duszy gromadzi ją
ciężka fizyczna "praca moralna" nazwałem ją
"energią moralną" -
po szczegóły patrz np. opisany w punkcie
#A1 poniżej nasz półgodzinny film o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
udostępniany do przeglądania za darmo pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E.
Owa inteligentna "energia moralna" z pewnością istnieje - chociaż
stara, monopolistyczna, "oficjalna nauka ateistyczna" uparcie
neguje jej istnienie. Wszakże osobiście widziałem jak mistrzowie
chińskiej sztuki wojennej "Kung Fu" ze słynnego klasztoru
"Shaolin"
potrafili umysłami tak pokierować przepływ owej energii aby np.
jej wyzwolenie uderzeniem ręki lub głowy robiło w puch stalowe
pręty i potężne betonowe płyty, popchnęło całe furgonetki za
pośrednictwem dzidy ostrzem przyłożonej do ich krtani, itp. -
po szczegółowsze opisy ich wyczynów jakie ja osobiście
oglądałem patrz (4) w punkcie #K2 z mojej innej strony o nazwie
god_istnieje.htm.
Od dawna też przepływy tej inteligentnej energii wykrywają
radiesteci, którzy dzięki nim ustalają np. położenie podziemnych
żył wody lub poszukiwanych minerałów, a także zdrowotność
poszczególnych mieszkań a nawet lokacji w mieszkaniach.
Ja osobiście też doświadczyłem jej mocy, kiedy podczas
swej profesury na Borneo ochotniczo wykonywałem ciężką
fizyczną "pracę moralną" jaka wygenerowała mi
aż tyle tej energii moralnej, że jej przepływ przez czakramy na
moim ciele spowodował trwające 9 miesięcy cudowne zjawisko
"zapracowanej nirwany".
Moje badania tej inteligentnej "energii moralnej" ujawniły
również, że w rzeczywistości jest ona rodzajem "programu
zachowywania się", jakiego nośnikiem są unikalne
"Drobiny Boga",
z których Bóg postwarzał wszystko co istnieje w naszym świecie materii
i co nas otacza. Program ten najbardziej skrótowo opisałem na stronie
2020zycie.htm.
Stąd przepływy energii moralnej są generowane przez wszystkie
obiekty stworzone naturalnie i NIE przepuszczone niedawno przez
oczyszczający je ogień - np. generują je rośliny, żywe istoty, kryształy,
planeta Ziemia, itp. Stąd np. jej przepływy uformowane przez
naturalnie powstałe kryształy są wykorzystywane, między innymi, do
uzdrawianie kryształami.
Z kolei wypływy tej energii z najróżniejszych obiektów można
zobaczyć wizualnie poprzez użycie tzw.
"fotografii kirlianowskiej".
Natomiast praktykujący leczenie za pomocą tzw.
"akupunktury"
opracowali już nawet elektroniczne czujniki jakie wskazują punkty
akupunkturowe na ciele człowieka z jakich wypływa owa energia,
zaś wbijanie w które metalowych igiełek zasysa, intensyfikuje
oraz odblokowuje przepływ owej energii, przywracając tym zdrowie
i siły osobom ogarniętym chorobami spowodowanymi np. blokadą
tej energii. Na niniejszej stronie opiszę miasteczko Milicz, w odległości
przyjemnego spaceru od którego znajduje się tzw.
"czakram Ziemi"
z jakiego bucha wystarczająca ilość owej inteligentej energii aby niemal
każda osoba mogła ją wyczuć swym ciałem i umysłem - tak jak opisałem
to też we WSTĘPie i w podpisie pod Fot. #D1 ze strony o nazwie
wszewilki.htm.
Witam więc na stronie internetowej o ciekawostkach,
zagadkach i tajemnicach dolnośląskiego miasta Milicza
i jego okolicy!
Treść tej strony autoryzuje
Jan Pajak,
czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona
http://worldcat.org/identities/ ),
który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się
z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych
dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas
w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej
produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez finansowania
i na zasadach naukowego "hobby" wymuszanego oficjalną
dezaprobatą podjętej tematyki badań, ale niestety o którego
istnieniu i wynikach badań w Nowej Zelandii niemal nikt NIE
chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia, zaprzeczenia i wyciszenia
odkryć i wynalazków którego sporo Polaków konspiruje się w
gangi postępujące jak monopole wypaczające prawdę i przyszłym
pokoleniom usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci,
pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Część #A:
Informacje wprowadzające tej strony:
#A1.
Rozpocznijmy rzeczową dyskusję jak wdrożyć w życie
"ustroj nirwany"
wizualnie zilustrowany na filmie o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
gratisowo dostępnym pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E,
zaś streszczony w punkcie #C7 mojej strony o nazwie
nirvana_pl.htm -
który to ustrój tobie i twym potomkom umożliwi zdrowe, szczęśliwe,
pokojowe, sprawiedliwe i długie życie, zaś całą ludzkość uwolni od
"pieniędzy"
powodujących wszelkie zło, wyniszczanie, niemoralność,
zachłanność, niesprawiedliwość, wyzysk, ucisk, wojny i końcową
"zagładę lat 2030":
Motto:
"Im bardziej wyczerpująca, trudna, niebezpieczna,
brudna i niedogodna dla nas jest praca fizyczna
wykonywana przez nas dla dobra bliźnich z jakimi
NIE łączy nas żadne pokrewieństwo, znajomości,
ani układy wzajemnych zobowiązań, tym hojniej
Bóg wynagradza nam jej realizowanie generowaniem
w naszej duszy "energii moralnej" niezbędnej dla
zainicjowania i podtrzymywania naszej nirwany"
(wyniki moich badań "totaliztycznej nirwany" opisanej na stronie
nirvana_pl.htm).
Mam nadzieję czytelniku, że oglądnąłeś już istotny dla
przyszłości twojej i twoich potomków nasz półgodzinny film
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
gratisowo dostępny pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E,
a być może oglądałeś też już nawet nasze poprzednie filmy
"Zagłada ludzkości 2030" oraz
"Dr Jan Pajak portfolio".
Jeśli bowiem już go oglądnąłeś, wówczas posiadasz
wiedzę jaka pozwoli nam racjonalnie przedyskutować
jak pokojowo i demokratycznie wdrożyć "ustrój nirwany",
który szybko staje się jedyną szansą całej ludzkości na
uniknięcie totalnej zagłady lat 2030-tych. I tak wiesz już,
iż NIE ma co liczyć, iż którykolwiek z krajów rządzonych
dotychczasowymi ustrojami politycznymi wymuszającymi
pracę "pieniędzmi" oraz "strachem" oraz rządzony żądzami
bogactwa i władzy, podejmie ratowanie naszej cywilizacji
jeszcze przed czasem kiedy wszystko nienaprawialnie już
się zawali. Wiesz więc także, że bez drastycznej zmiany
NIE ma szansy abyś ty sam i twoi potomkowie mieli
warunki dla zdrowego i szczęśliwego życia. Wiesz też
wiele o mnie, np. że miałem marzenia takie jakie ty
masz, zapewne chodziłem po miejscach jakie ty poznałeś,
oraz że wbrew niezliczonym przeciwnościom losu czyniłem
wszystko co w mojej mocy dla dobra bliźnich. Mamy
więc oboje wystarczająco wiele wspólnego aby
podjąć rzeczową dyskusję jak wdrożyć ów ratujący
ludzkość od totalnej zagłady "ustrój nirwany". Inaczej
mówiąc, wiesz już iż moje nazwisko "Dr inż. Jan Pająk"
oznacza NIE tylko mnie jako osobę, ale także jest najkrótszym
symbolem prawd, idei, teorii i dowodow naukowych, filozofii,
wynalazków, nowych gałęzi wiedzy, postaw, zachowań,
losów, itp., jakie już zostały związane z tym właśnie
nazwiskiem, a jakie czytelnicy znają zarówno z moich
publikacji, jak i znają z ataków i prześladowań elit wrogich
temu co badacz Dr inż. Jan Pająk ustalił dzięki obstawaniu
za prześladowanymi prawdami przez całe swe
życie, oraz dzięki niezmordowanemu prowadzeniu
wbrew wszystkiemu i wszystkim swych rzekomo
"hobbystycznych" badań dotychczas usilnie
blokowanych i obrzydzanych na Ziemi z powodu
oficjalnej dezaprobaty ich tematyki - czyli badań
nad: dobrem i działaniem "ustroju nirwany", naukowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku, Teorii Życia z 2020
roku, filozofii totalizmu, filozofii pasożytnictwa, istnienia
we wszechświecie aż trzech odmiennych światów (tj.
istnienia: (1) naszego skończonego rozmiarowo
trójwymiarowego "świata fizycznego (materii)";
(2) nieskończonego rozmiarowo, czterowymiarowego
"przeciw-świata"; oraz (3) nieskończonego wymiarowo,
12 wymiarowego "świata wirtualnego") zawartego
w pamięci inteligentnej przeciw-materii), dwóch naukowo
niepodważalnych dowodów oficjalnych iż Bóg istnieje
i zamieszkuje 12 wymiar/poziom pamięci przeciw-materii,
Tablic Cykliczności, sześciu er technicznych ludzkości,
Magnokraftów, Wehikułów Czasu, starzenia się ludzi
w aż dwóch rodzajach czasu - jeden z których (sztucznie
stworzony przez Boga i upływający w krótkich skokach)
jest nawracalnym czasem, silników perpetuum mobile,
darmowej energii, telekinezy, telepatii, itd., itp. Wiesz
wiec także iż Dr inż. Jan Pająk urodzony we Wszewilkach
koło Milicza w 1946 roku, już obecnie reprezentuje i
symbolizuje w świecie te właśnie, dotychczas oficjalnie
ignorowane, blokowane, obrzydzane, ośmieszane,
itp., rozliczne prawdy, odkrycia, dowody, wynalazki,
teorie, filozofie, itp., jakie swoją liczebnością i znaczeniem
przekraczają wszystko to co cała "oficjalna nauka
ateistyczna" zdołała otychczas odkryć, ustalić, lub
zbudować w przeciągu kilku stuleci, zaś do czego przy
okazji swych nastawionych na pieniądze i na zyski działań
ta oficjalna nauka nawprowadzała aż tyle błędów i
wypaczeń, że w przyszłości zajmie też całe stulecia
uwalnianie ludzkości od niszczycielskich następstw
działań tejże kłamliwej, powypaczanej i nieudolnej
oficjalnej nauki ateistycznej. (Po więcej opisów i linków
do wyników moich badań przeglądnij np. punkt #B8.2 ze strony
rok.htm,
albo przeczytaj całą moją stronę o nazwie
2020zycie.htm.)
Znając moje opracowania wiesz zapewne także o
istotności jaką Bóg przykłada do "ochotniczenia".
Wszakże Biblia implikuje, zaś filozofia totalizmu
naucza, że ludzi NIE wolno zmuszać do niczego -
np. na siłę NIE wolno ich nawet uszczęśliwiać.
Jeśli więc zaochotniczyłeś do dołożenia swego
wkładu do rozwoju i wdrożenia "ustroju nirwany",
oraz poświęcisz się rozwijaniu którejkolwiek z
idei jakie ja rozpracowałem, wówczas jako
totalizta i zwolennik poszukiwań i wdrażania
prawdy będziesz mógł liczyć na moją współpracę.
NIE musisz też się obawiać, że twoim obowiązkiem
będzie opłacenie czegokolwiek. Wszakże ja, a także moja
filozofia totalizmu
jesteśmy już znanymi w świecie wrogami "pieniędzy"
chcącymi kompletnie wyeliminować pieniądze
z użycia i zastąpić je jeszcze bardziej niż pieniądze
pożądaną "szczęśliwością zapracowanej
nirwany" jaką wdroży na Ziemi mój
"ustrój nirwany"
zapoznanie się z projektem którego w najprzyjemniejszy
sposób można uzyskiwać właśnie poprzez oglądnięcie
powyższego półgodzinnego, gratisowego filmu o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
dostępnego dla każdego pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E -
po szczegóły o tym filmie patrz podpis pod "Film #A1d"
poniżej. Tak nawiasem mówiąc, to czy wiesz, że narazie
w całym naszym dużym świecie tylko jedno państwo, tj.
królewstwo Bhutan,
oficjalnie przedkłada "szczęśliwość" swych
obywateli ponad "pieniędzmi". Być może iż
to ono jako pierwsze na świecie wdroży w
życie mój "ustrój nirwany" wyprzedzając
tym wdrożniem mieszkańców Milicza, Wszewilek i
Stawczyka - z których miejsca zamieszkania idea
tego idealnego "ustroju nirwany" się wywodzi.
Stąd zamiast czekać aby ktoś inny przeszedł
do historii ludzkości za najszybsze w świecie
opamiętanie się z dotychczasowego "pieniężnego
obłędu" oraz za dokonanie ustrojowego
przełomu w dziejach Ziemi, to właśnie mieszkańcy
tych miejscowości, ojcowie i dziadkowie których
zapewne znali lub spotkali dra inż. Jana Pająk,
powinni jak najszybciej zakasać rękawy, zorganizować
jakąś oficjalnie zarejestrowaną organizację (np.
Partię Totalizmu
opisywaną w punktach #A1 do #A4 z mojej strony
partia_totalizmu.htm),
poczym podjąć faktyczne działania wdrażania
w życie cudownego "ustroju nirwany". Wszakże
z mojej podróży do Stawczyka przyszłości,
opisanej poniżej w "Filmy #A1ab", dość
jednoznacznie wynika, że jeśli mieszkańcy
tych miejscowości faktycznie zdobędą się
na takie działanie, wówczas z pewnością
zakończy się ono sukcesem (NIE mówiąc
już o tym, że sukces ten będzie miał
ogólnoświatowe znaczenie i następstwa).
Filmy #A1ab: Oto startery dwóch już istniejących
filmów (z moim zdaniem kilku najważniejszych dla
dobra naszej cywilizacji filmów edukacyjnych jakie
mam nadzieję Bóg pozwoli mi i mojemu przyjacielowi
przygotować), a stąd filmów jakich oglądnięcie ja
usilnie rekomendowałbym ochotnikom wdrażania
"ustroju nirwany", zaś jakie przygotowaliśmy
wspólnie z moim graficznie utalentowanym przyjacielem
Panem Dominikiem Myrcik i obecnie staramy się jak
najszerzej upowszechnić.
Treść owych dwóch
już istniejących z tych filmów krótko omówiłem
poniżej w podpisach "Film #A1a" i "Film #A1b".
Tutaj jedynie dodam, że każdy zainteresowany może
je oglądać za darmo poprzez uruchomienie albo bezpośrednio z
youtube.com,
albo z mojej strony internetowej o nazwie
djp.htm -
jaka zestawia linki do wszystkich filmów i wywiadów w
tworzeniu jakich osobiście uczestniczyłem (a stąd co do
których jestem pewien iż NIE wypaczają one prawd o
jakich uświadomienie ludziom ja walczę), albo też poprzez
kliknięcie na powyższe startery. Cel jakiemu służą oba
już istniejące powyższe filmy to odzwierciedlenie esencji
szkód, następstw i upadków ludzkości spowodowanych
oficjalnym zakłamaniem i wypaczeniami jakie zrodziły
się z oparcia wszystkich dotychczasowych ustrojów
politycznych istniejących na Ziemi - w tym zarówno
kapitalizmu jak i komunizmu, na zmuszaniu ludzi do
pracy za pomocą "pieniędzy" lub "strachu". Cel zaś
trzeciego, nadal czekającego na wykonanie z tych 3
najważniejszych z punktu widzenia dobra naszej
cywilizacji filmów edukacyjnych, nad ideą i treścią
jakiego zacząłem naukowo pracować jeszcze w 2006
roku, jednak realizacji filmowej części którego nadal
NIE mieliśmy czasu ani możliwości podjąć z Panem
Dominikiem Myrcik, czytelnik już może zgrubnie
poznać z punktów #A1 do #A4 mojej strony internetowej
partia_totalizmu.htm.
Celem tego trzeciego filmu ma być bowiem przekonywanie
ludzi, aby całkowicie wyeliminowali "pieniądze" z użycia,
poprzez wdrożenie na Ziemi znacznie doskonalszego niż
kapitalizm i komunizm politycznego "ustroju nirwany",
który zastępując "pieniądze" możliwością zapracowania
sobie na nieopisaną "szczęśliwość"
zjawiska nirwany,
w krajach jakie wdrożą u siebie ów "ustrój nirwany"
zupełnie wyeliminowałby potrzebę istnienia "pieniędzy"
(a w ten sposób wyeliminowałby także wszelkie zło jakie
pieniądze ściągają na ludzkość). Jak bowiem znacząco
potężniejszą mocą od "pieniędzy" jest "szczęśliwość",
doskonale dokumentuje to mizerna namiastka szczęśliwości
jaką wielu dzisiejszym ludziom daje zażywanie narkotyków.
Wszakże aby utrzymywać się w owej mizernej namiastce
"narkotycznej szczęśliwości", wielu ludzi pozbywa się
wszelkich pieniędzy jakie posiadają, a w sporej liczbie
przypadków pozbywa się nawet swego życia. Tymczasem
istnieje też mądrze i dalekowzrocznie zaprojektowane przez Boga
zjawisko nirwany
jakie za darmo udostępnia każdemu możność zarobienia
sobie wykonywaniem tzw. "pracy moralnej" na faktyczne
poczucie szczęśliwości jakie jest nieopisanie potężniejsze
i pełniejsze niż owa mizerna narkotyczna jej namiastka.
Tyle, że wiedza o owym zjawisku nirwany nadal jest
blokowana przed jej upowszechnieniem po świecie. Jakże
więc ogromną szkodą dla ludzkości jest obecna sytuacja,
że oficjalna nauka ateistyczna celowo blokuje i obrzydza
moje publikacje o istnieniu już wprogramowanego przez
Boga w nasze dusze i ciała owego cudownego zjawiska
nirwany.
Wszakże dla każdego kto by dla siebie wypracował
ową nieopisaną szczęśliwość nirwany, dostarczałaby
ona przekonywujący dowód empiryczny, że Bóg istnieje.
Opisane bowiem w punkcie #A3 mojej strony o nazwie
partia_totalizmu.htm
cechy zjawiska nirwany są takie, że nirwany NIE mogły
stworzyć "przypadki" owej usilnie wmawianej ludziom
przez oficjalną naukę "przypadkowej ewolucji", a ponadto
"praca moralna" jakiej wykonywanie generuje nirwanę, we
wszystkich swych wymogach i warunkach musi być pedantycznie
zgodna z przykazaniami i wymaganiami Boga opisanymi w
Biblii - co osobom uzyskującym zapracowaną nirwanę od razu
uświadamia iż to Bóg (a NIE ewolucja) stworzył i wprogramował
w nasze ciała i dusze owo mądrze i dalekowzrocznie zaprojektowane
zjawisko nirwany. Tymczasem "oficjalna nauka ateistyczna"
NIE chce uznać istnienia Boga - z uporem więc blokuje i odrzuca
zarówno wiedzę o nirwanie jaką ja zdołałem zgromadzić swymi
badaniami nirwany poczym opisać, między innymi, na stronie o nazwie
nirvana_pl.htm,
jak i odrzuca oraz blokuje mój
formalny dowód naukowy na istnienie Boga
nadal kłamliwie wmawiając ludziom iż Bóg jakoby NIE
istnieje. Ponieważ zaś zjawisko nirwany pozwala ludziom
ustanowić "ustrój nirwany" jaki wyeliminuje pieniądze
z użycia, stwarza ono możność zakończenia dotychczasowego
zmuszania do pracy pieniędzmi lub strachem, a
zamiast tego pozwala motywować do ochotniczego
wykonywania produktywnej "pracy moralnej" w zamian
za nieustające utrzymywanie się w stanie "szczęśliwości
nirwany". Taki idealny "ustrój nirwany", działanie jakiego
zaprojektowałem jeszcze w 2006 roku, najlepiej opisałem
w punktach #A1 do #A6 z mojej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm,
oraz we wpisach do blogów totalizmu o numerach:
polskojęzycznym #320 i angielskojęzycznym #320E -
adresy których to blogów totalizmu podałem w punkcie
#H2 niniejszej strony. Co nawet ciekawsze, podczas
swej tajemniczej "wizyty" w rodzinnej wsi Stawczyk z
dalekiej przyszłości, jaką to wizytę opisałem dokładniej
w "części #J" (szczególnie zaś w punkcie #J3) ze swej
strony internetowej o nazwie
wszewilki_jutra.htm,
na własne oczy widziałem, iż wszyscy mieszkańcy
Stawczyka byli wówczas już w stanie nirwany - jaki
to stan, dzięki osobistemu przeżyciu nirwany, był dla
mnie bardzo łatwym do rozpoznania po szczęśliwych
wyrazach ich twarzy i po pełnych szczęścia zachowaniach
tych przeżywających nirwanę przyszłych Stawczykan. Wielka
więc szkoda, że gro dzisiejszych elit w swych zatwardziałych
poglądach przypomina nawyki konsumpcyjne Azjatów -
których za nic NIE można przekonać, że ziemniaki
są od ryżu znacznie doskonalsze w smaku. Wszakże
przez swój zatwardziały nawyk pracowania wyłącznie
dla zarobienia pieniędzy, oraz przez zamykanie swego umysłu
na zjawisko nirwany szczęśliwość jakiej jest nieporównywalnie
doskonalsza od pieniędzy w motywowaniu ludzi do
wykonywania "pracy moralnej", elity te uniemożliwiają
choćby tylko podejmowanie jakiejkolwiek dyskusji publicznej
na temat ustanowienia "ustroju nirwany", NIE mówiąc
już iż w swych powypaczanych poglądach elity te uważają
za kłamstwo owo ustalenie niezliczonych filozofów, duchownych
i racjonalnie myślących ludzi, jacy przez tysiąclecia dowodzili,
że "pieniądze są źródłem wszelkiego zła na Ziemi"
(wszakże pieniądze: wypaczają charaktery
indywidualnych ludzi, rujnują całą naszą cywilizację,
zwiększają korupcję i przekupstwo, pogłębiają różnicę
pomiędzy bogatymi i biednymi czyniąc bogatych
jeszcze bogatszymi a biednych jeszcze biedniejszymi,
utrudniają praktykowanie zalecanej Biblią miłości do
Boga i bliźnich, pobudzają przestępczość, wyniszczają naturę,
wiodą ludzkość do wojen, rewolucji i do końcowej zagłady,
itd., itp.). Sytuację więc w sprawie ustrojów dzisiejszych
ludzi najlepiej opisuje ów "polski dowcip" o Kowalskim,
który podczas picia herbaty stawał się ślepy, bo łyżka
z kubka zahaczała mu o okulary - zdejmował więc
okulary zamiast wyjąć łyżkę z kubka. Zaiste, ludzkości
desperacko potrzebni są zwolennicy wdrożenia "ustroju
nirwany" aby nowymi poglądami i obstawaniem za prawdą
wyperswadować bliźnim opamiętanie się z dotychczasowego
"pieniężnego obłędu" oraz z innych wypaczeń panoszących
się dzisiejszym świecie i w obecnych czasach, albo
też potrzebne są osoby jakie odpowiedzą na apel współpracy
jaki wystosowałem w punkcie #A3 mojej strony o nazwie
partia_totalizmu_statut.htm
aby wspólnie dodawać nasz wkład do szlachetnego wysiłku
dokonania historycznego przełomu w dziejach ludzkości poprzez
podjęcie wdrażania w życie "ustroju nirwany". Oba filmy ilustrowane
powyższymi starterami opracowaliśmy wspólnie z moim
ogromnie utalentowanym przyjacielem, Panem Dominikiem
Myrcik. (Kliknij na wybrany z pokazanych powyżej starterów
któregokolwiek z obu tych filmów, aby film ten uruchomić
i go przeglądnąć.)
Film #A1a (góra): "Zagłada ludzkości 2030".
Ten 35-minutowy film jest doskonałą ilustracją, iż poprzez
eskalowanie zła wywoływanego oparciem wszystkich obecnych
ustrojów politycznych na wymuszaniu pracy "pieniędzmi" i
"strachem", nasza cywilizacja zmierza wprost ku samo-zagładzie.
Zgrubnie ilustruje on bowiem scenariusz owej samo-zagłady - początki
realizowania się jakiego zaczęły być wyraźnie widoczne z chwilą nadejścia
pandemii koronawirusa
w 2020 roku. Krótko informuje on też o co istotniejszych
składowych przygotowywania się do nadchodzącej samo-zagłady
przez ludzi jacy zechcą podwyższyć swe szanse jej przeżycia.
Z kolei metoda grupowej i indywidualnej obrony przed pokazaną
na owym filmie zagładą, polegająca na podjęciu wdrażania
"ustroju nirwany", opisana została w punktach #A1 do #A4
z mojej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm.
Jak dobrze film ten został wykonany świadczy iż na
przekór swej przynależności do grupy filmów edukacyjnych -
jaką niechętnie oglądają wszelkie indywidua którym każda
próba logicznego myślenia sprawia wyraźny ból, ciągle w
dniu 28 lutego 2020 roku (czyli po 663 dniach) liczba jego
wyświetleń przekroczyła już dwa miliony. Aby poszerzyć
informacje jakie film ten ilustruje, proponuję przeglądnąć
także moją stronę o nazwie
2030.htm.
Film #A1b (dół): "Napędy Przyszłości".
W 34 minutach pokazuje on przepotężne napędy, jakie ludzkość miałaby
szansę zbudować w przyszłości, gdyby oficjalnie ustanowiła "naukę
totaliztyczną" - która byłaby nauką konkurencyjną do obecnie
zbyt już nieudolnej i skorumpowanej "oficjalnej nauki ateistycznej",
jaka niemal wszystko czyni już jedynie dla pieniędzy zamiast dla
prawdy. W ten zaś sposób film ten ujawnia też jak zatwardziali w
swym konserwatyźmie i niechęci do poznawania nowej wiedzy są
decydenci dzisiejszej zawodowej nauki. Wszakże na przekór iż od 1976
roku publikowane są moje "Tablice Cykliczności dla Napędów" -
jakie zdołały ujawnić iż na Ziemi ludzkość może budować pokazywane
na tym filmie urządzenia napędowe należące aż do sześciu coraz
doskonalszych er technicznych, dzisiejsza nauka postępuje
tak jakby jedynymi napędami możliwymi do zbudowania były te brudzące
naturalne środowisko i szkodliwe dla zdrowia oraz natury napędy
spalinowe z obecnie nadal panującej na Ziemi dopiero drugiej z kolei
ery technicznej ludzkości. Aby poszerzyć swą znajomość przyszłych
napędów pokazywanych na owym filmie, rekomenduję poczytać
punkty od #J4.1 do #J4.6 z mojej strony internetowej o nazwie
propulsion_pl.htm,
lub poczytać wpisy do blogów totalizmu o numerach od #319
(lub od #319E) do #309 (lub do #309E).
Film #A1c: Oto starter 26-sekundowego wycinka z powyższego filmu #A1b
Napędy Przyszłości.
Wycinek ten nosi tytuł
Alien Planet 4K
i jest dostępny z adresu
youtube.com/watch?v=smNkQdItGOA.
Ilustruje on jak będą wyglądały lądowania mojego gwiazdolotu
Magnokraft
na innych planetach - kiedy ów statek kosmiczny zostanie już
zbudowany. (Wszystkie znaki na to wskazują, że będzie on zbudowany
przez Koreańczyków - co wyjaśniłem szerzej w punkcie #H1.1 swej strony
przepowiednie.htm,
zaś powtórzyłem we wpisie #241 do blogów totalizmu.)
Zbudowanie Magnokraftu opisałem w punkcie #J4.3 strony
propulsion_pl.htm
i we wpisie #315 do blogów totalizmu (adresy blogów totalizmu
podaje punkt #H2 tej strony). Odnotuj jednak, że aby Bóg
pozwolił naszej cywilizacji na zbudowanie i używanie Magnokraftu,
moralność ludzi musi osiągnąć na tyle dojrzały poziom iż
potęga tego gwiazdolotu będzie używana tylko w pozytywnych
i pokojowych celach środka transportowego, czyli iż ludzkość
NIE będzie już przewodzona przez indywidua o na tyle powypaczanej
moralności iż mogliby ten statek kosmiczny użyć w roli nowej
broni, która jest znacznie potężniejsza niż wszystko co ludzie
zdołali zbudować dotychczas, a stąd zdolnej do powodowania
ogromnych zniszczeń. Dlatego aby zastopować ostatnio dominujący
na Ziemi upadek poziomu moralności i zacząć zmierzać w
kierunku jej powiększania, co po jakimś czasie zaowocowało
by uzyskaniem dostępu do bardziej niż obecnie zaawansowanych
urządzeń napędowych i technologii, ludzie z własnej i
nieprzymuszonej woli powinni uczynić "pierwszy krok" -
którym w świetle wyników moich badań powinno być
pozbycie się pierwotnego źródła wszelkiego zła na
Ziemi, jakim są "pieniądze". Aby zaś nasza cywilizacja
mogła pozbyć się "pieniędzy", któryś z jej krajów składowych,
np. Polska, powinna zdobyć się na odwagę wybrania
postępowań jakie opisałem dokładniej w punktach
#A1 do #A4 ze swej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm.
Zainicjowania zaś owych postępowań powinno się podjąć kilku
początkowych ochotników, zdecydowanych dokonać historycznego
przewrotu w dziejach ludzkości polegającego na zastąpieniu
działania obecnych "pieniędzy" przez działanie przepotężnego uczucia
szczęśliwości nirwany.
W punkcie #A3 swojej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu_statut.htm
apeluję do wiary w Boga, sumienia, wiedzy i zdrowego rozsądku
swych czytelników, aby stali się jednymi z takich pierwszych
ochotników. Wzięcie bowiem udziału w eksperymencie podjęcia
wdrażania w Polsce "ustroju nirwany", fundamenty jakiego są
idealnie zgodne z przykazaniami i wymaganiami Boga, nie tylko
pozwoli owym ochotnikom na dołożenie osobistego wkładu w
dokonaniu historycznie największego przełomu moralnego w
całych dziejach ludzkości, ale także na uzyskanie szansy przyczynienia
się do zmniejszenia, lub nawet do całkowitego uchronienia,
swego kraju, a być może nawet całej naszej cywilizacji, przed
następstwami gniewu Boga i niedawno rozpoczętego "Wielkiego
Oczyszczania Ziemi" od lat zapowiadanego rozlicznymi
przepowiedniami
(np. tymi upowszechnianymi po świecie przez
Indian Hopi)
zaś dobrze zilustrowanego darmowym filmem z YouTube o tytule
Zagłada Ludzkości 2030
oraz opisanego treścią mojej strony internetowej o nazwie
2030.htm.
Film #A1d: Oto starter i link do naszego półgodzinnego
gratisowego filmu o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
dostępnego dla każdego z adresu internetowego
youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E.
Ilustruje on wszystko co najważniejsze na temat
"ustroju nirwany" jaki opisałem już w punkcie #A1 tej strony.
#A2.
Cel niniejszej strony:
Niewielu ludzi na szerokim świecie słyszało uprzednio
o mieście Miliczu. A szkoda. Aby więc naprawić
owo ich niedopatrzenie, niniejszym dostarczam
na dwóch wersjach tej strony (tj. wersji polskiej
i angielskiej) kilka podstawowych wiadomości o
ciekawostkach, zagadkach i tajemnicach owego
niezwykłego miasta Milicza w jakim nastąpiła
najważniejsza część mojej edukacji i nasiąkania
przyszłościowymi ideami.
Niniejsza strona dodaje się do całej grupy stron internetowych
w jakich opisałem najważniejsze zagadki i ciekawostki
moich rodzinnych stron, czyli sioła Wszewilki-Stawczyk
w jakim się urodziłem, wsi Wszewilki z jakiej sioło Stawczyk
zostało odcięte linią kolejową w wyniku szatańskich
prześladowań obu owych miejscowości przez jakąś
mroczną moc, oraz miasteczka Milicz - który trwa w
błogim ignorowaniu wszystkiego co niezwykłego dzieje
się w jego pobliżu. Ta dodatkowa grupa moich stron
opisujących okolice miasteczka Milicz, obejmuje strony:
wszewilki.htm,
stawczyk.htm,
wszewilki_jutra.htm,
klasa.htm,
wszewilki_milicz.htm,
bitwa o Milicz, oraz
sw_andrzej_bobola.htm.
Niektóre z owych stron są też ilustrowane zdjęciami z
"wirtualnego satelity" - patrz Fot. #A2
poniżej. Poprzez nakierowanie tego "wirtualnego satelitę"
na obiekt lub miejsce które chce się oglądnąć, zarówno
czytelnik, jak i ja na stałe mieszkając w Nowej Zelandii
ciągle jestem w stanie oglądać dowolne miejsca w świecie,
w tym z moich rodzinnych stron, przekonując się jak one
obecnie wyglądają.
Fot. #A2: Oto najnowsze zdjęcia z Milicza,
które jestem w stanie oglądać z Nowej Zelandii dzięki "wirtualnemu
satelicie", jakiego ze swego komputera mogłem wysłać do Milicza
i skierować go tam na dowolne miejsce obecnego wyglądu jakiego
jestem ciekawy. Na chwilę tuż po załadowaniu się tej strony
internetowej, obiektyw aparatu tego "wirtualnego satelity" wstępnie
wycelowałem na widok rynku Milicza. Jednak po kliknięciu na symbol
"rotacji" na powyższym zdjęciu, czytelnik sam może go też obrócić
w dowolnym innym kierunku, a także przesunąć tego "wirtualnego
satelitę" w dowolne inne miejsce ulic Milicza, lub np. Wszewilek,
Stawczyka, czy Sławoszewic, aby np. oglądnąć z jego pomocą
zdjęcie satelitarne swego własnego (lub dowolnego innego) domu.
Jedyne co jest jeszcze lepsze od tego "wirtualnego satelity", to gwiazdolot
Magnokraft
mojego wynalazku, niezliczone zalety i możliwości którego opisałem
i zilustrowałem w punktach #I1 do #I3 strony o nazwie
magnocraft_pl.htm.
Gdyby bowiem ten mój
Magnokraft
był już zbudowany, wówczas w nawet tak krótkim czasie kiedy
niniejsza strona się ładuje, ja już zdążyłbym nim przelecieć z Nowej
Zelandii do Milicza i zawiesić go tam nieruchomo w powietrzu przy
dowolnym miejscu jakie oglądnąć lub odwiedzić bym zechciał.
Odnotuj, że podobne zdjęcia, tyle że przygotowane dla
oglądania innych miejscowości z moich rodzinnych stron,
pokazałem także jako Fot. #A2 ze strony o nazwie
klasa.htm,
jako Fot. #A1 ze strony o nazwie
stawczyk.htm,
jako Fot. #M1 ze strony o nazwie
wszewilki.htm,
jako Fot. #A1 ze strony o nazwie
cielcza.htm,
oraz jako Fot. #G2b ze strony o nazwie
wroclaw.htm.
Część #B:
Kilka wstępnych informacji o niniejszej stronie:
#B1.
Na przekór tego co zagraniczne "chwalipięty" nam wmawiają,
najbardziej niezwykłym miejscem w świecie jest to w którym
my się urodziliśmy - tyle że najpierw sami musimy odkryć jego niezwykłość:
Kiedy byłem młodym chłopcem, zawsze posądzałem
że wszystko to co najbardziej niezwykłe i podniecające
ukrywa się w dalekich krajach. Wszakże owe dalekie
kraje mają orzechy kokosowe, wulkany, trzęsienia ziemi,
gejzery, rekiny, ogromne kwiaty i motyle, egzotyczne
tancerki, itd., itp. U nas zaś typowy orzech to leszczyna,
ziemia się trzęsie tylko kiedy przejeżdża towarowy pociąg,
zaś córka sąsiada owszem tańczy, ale jej poruszenia
są dalekie od egzotyczności. Potem jako już dorosła
osoba sam odwiedziłem owe dalekie kraje i doznałem
rozczarowania. Okazało się bowiem, że mizerny smak
orzechów kokosowych NIE daje się nawet porównać
ze wspaniałym smakiem naszej leśnej leszczyny, że
wulkany typowo wybuchają tylko kiedy my nie możemy ich
obserwować, że trzęsienia ziemi rujnują domy i zabijają
ludzi - stąd znacznie lepiej kiedy następują gdzieś daleko
od nas, że niemal cała gorąca woda z gejzerów już od
dawna jest kierowana do generowania elektryczności zaś
to co w ich miejscu pokazuje się odwiedzającym nie
daje się odróżnić od małego czajnika elektrycznego
sekretnie zakopanego do ziemi przez przedsiębiorczy
szczep miejscowych krajowców, że rekiny tylko na filmach
przyrodniczych wyglądają przyjaźnie, że tropikalne
kwiaty i motyle wcale nie są większe ani piękniejsze
niż te z naszego kraju, oraz że europejskie pożywienie
którym obecnie opychają się egzotyczne dancerki czyni
je zbyt otyłe aby warto było inwestować w super-drogie
bilety na ich występy. Jednocześnie się okazało, że
najstarsze budynki z owych dalekich krajów zwykle
liczą nie więcej niż 100 lat, zaś typowo ludzie mieszkają
tam w domach z przemokłej dykty, że zwykłe wyjście
do kina, teatru, czy operetki w owych dalekich krajach
jest niemal taką samą ekspedycją jak wyprawa do bieguna
ziemi, że poza kilkoma nieco odmiennymi roślinami
i krajobrazami nie ma tam nic ciekawego do oglądania,
itd., itp. Po odkryciu zaś tego wszystkiego, zaczyna
z wolna docierać do naszej świadomości, że starzy
ludzie faktycznie mówili prawdę - mianowicie że
najbardziej interesujące
i niezwykłe miejsce na Ziemi jest zawsze to, w którym
my się urodziliśmy. Tyle tylko że aby to
odkryć, typowo najpierw musimy zabrnąć aż do
przysłowiowego "końca świata".
Aby więc dać każdemu szansę na wczesne odkrycie
jak niezwykłym i egzotycznym miejscem jest to
w którym się urodziliśmy, poniżej opiszę miasto
Milicz. Wszakże dla każdego kto umie czytać po
polsku, nawet jeśli w nim się NIE urodził ciągle
miasto to leży "w sąsiedztwie" i zawsze łatwo daje się
odwiedzić - a stąd wypełnia definicję "rodzinne strony".
Ciekawostką tego opisu jest, że przygotowałem
go kiedy sam już mieszkałem właśnie na owym
"egzotycznym końcu świata". Innymi słowy,
stwierdzając że Milicz jest naprawdę niezwykłym
miastem, owo stwierdzenie bazuję na empirycznych
doświadczeniach osobistych "z pierwszej ręki",
a nie np. na jakichś teoretycznych spekulacjach
które kiedyś dawało się wyczytać w jakimś
propagandowym podręczniku.
#B2.
Jak powstała niniejsza strona:
Niniejsza strona powstała kiedy zdałem sobie
sprawę, że wartość opowieści i ciekawostek
folklorystycznych o Miliczu jest niemal taka
sama jak wartość faktów naukowych o owym
mieście. Praktycznie to oznacza, że to co
niniejsza strona prezentuje, stara się tylko
wiernie oddać i zilustrować co różni ludzie
opowiadali o Miliczu, co twierdzili o owym
mieście, czy też w co wierzyli na jego temat.
(Wszakże np. w dawnych czasach nie było
telewizorów, stąd w długie zimowe wieczory
ludzie zabawiali się najróżniejszymi opowiadaniami.
Z powyższego warto zdawać sobie sprawę,
bowiem nawet kiedy strona ta powtarza to
co komuś było wiadome z całą pewnością,
ciągle do owej informacji mogły wkraść się
różne błędy spowodowane niedoskonałością
ludzkiej pamięci.) Strona ta NIE stara się też
nawet dociekać czy udowadniać, na ile to
co w niej powtórzone jest prawdą, ani jaką
wartość faktologiczną, historyczną, czy
naukową to posiada. Ponadto, sama natura
prezentowanych tutaj informacji powoduje,
że nawet jeśli któraś z owych opowieści
folklorystycznych zawiera wyłącznie historyczną
prawdę, w chwili obecnej prawdopodobnie
NIE jest już możliwe naukowe dowiedzenie
jej absolutnej poprawności. Sprawę oceny
poziomu prawdy w zaprezentowanych poniżej
opisach pozostawiam więc dyskresji czytelników.
#B3.
Strona ta jest tylko jedną z całego szeregu
stron o moich rodzinnych stronach:
Niniejsza strona jest jedną z aż kilku kolejnych
stron które opracowałem na temat ciekawostek
i zagadek moich rodzinnych stron, czyli okolic wsi
Wszewilki
pod Miliczem, a ściślej małego "sioła" zwanego
Stawczyk
i faktycznie stanowiącego końcową część wsi Wszewilki.
Na stronie o siole
Stawczykszczególnie polecam punkt
#F2 opisujący jak polski wąż "zaskroniec" zdalnie (telepatycznie)
hipnotyzuje żabę, nakazując jej hipnotycznie
aby sama wskoczyła do jego paszczy (przebieg tego hipnotyczego
sterowania żabą przez węża ja obserwowałem osobiście,
przytoczony tam jego opis jest więc z tzw. "pierwszej ręki").
Tutaj opiszę więc najważniejsze z owych kilku innych stron (kliknij na ich
"zielone, podkreślone linki"
aby do nich się przenieść).
Przykładowo, opracowałem też specjalną stronę o nazwie
bitwa_o_milicz.htm
w której podsumowałem co mi wiadomo na temat odbierania
Niemcom miasta Milicz przez wojska radzieckie pod koniec
drugiej wojny światowej. Inna strona o nazwie
wszewilki_jutra.htm
zawiera moją propozycję i plany kilku relatywnie tanich
przedsięwzięć, których efektywność sprawdzona
już została w działaniu na innych miastach świata,
a które w przypadku zrealizowania przez władze
Milicza, rozpędziłyby Milicz, Wszewilki, Stawczyk
i Sławoszewice w
kierunku przyszłej zamożności i rozkwitu.
Na owej stronie polecam też punkt #J3 - w którym
opisałem wygląd wsi Stawczyk jaki oglądnąłem
sobie podczas podróży
"wehikułem czasu"
do Stawczyka z dalekiej przyszłości - prawdopodobnie
z 2222 roku. Kolejna strona o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm
opisuje historię kościołów miasta Milicza i jego okolic, jaką
poznałem z rodzinnych tradycji. Jeszcze inna strona o nazwie
klasa.htm
opisuje klasę Panu Hass (o maturze w 1964 roku) z jedynego
wówczas w Miliczu "Liceum Ogólnokształcącego" jakie ja tam
ukończylem. Z kolei strona o nazwie
djp.htm
zawiera linki do wszystkich darmowych filmów dostępnych w
youtube.com
w opracowywaniu których osobiście uczestniczyłem - stąd co
do zawartości których mogę gwarantować iż są one zgodne z
prawdą. Na dodatek do powyższych polecam też przeglądnięcie stron o nazwach
magnocraft_pl.htm,
dipolar_gravity_pl.htm,
propulsion_pl.htm,
god_proof_pl.htm oraz
pajak_jan.htm -
które moim zdaniem zawierają opisy najważniejszego dorobku
naukowego osoby (tj. mnie) która NIE
wstydzi się otwarcie powiadamiać cały świat, że urodziła się
i wywodzi się z malenkiej wsi Wszewilki (Stawczyk) koło Milicza,
zaś swą edukację zdobyła w samym Miliczu. Z informacji
zaś jakie do mnie docierają, wynika że moje pochodzenie ze wsi Wszewilki
i miasta Milicza, sprowadza do tych miejscowości sporo turystów -
NIE wspominajac już o tym, iż rozsławiło te miejscowości po całym świecie.
Ponadto istnieje też strona o nazwie
"wszewilki_milicz.htm",
która stawia sobie za cel internetowe koordynowanie
zwiedzania miasta Milicza i pobliskich wsi
Wszewilki i Stawczyk. Strona ta stara się
informować czytelników w jaki sposób, jakimi
szlakami, oraz w jakich terminach najlepiej
zwiedzać historyczne miejsca i ciekawostki
miasta Milicza oraz pobliskich wsi Stawczyk,
Wszewilki, oraz Sławoszewice.
W Menu strona ta występuje pod nazwą
"Wszewilki-Milicz"
(kliknij na jej nazwę aby ją sobie otworzyć).
Moją rodzinną wieś podmilicką o nazwie
Stawczyk
opisałem dokładniej na odrębnej stronie
o fizycznej nazwie
stawczyk.htm.
Szczególnie polecam tam uwadze punkty
#F2 i #F3. Oprócz bowiem opisanego powyżej
hipnotyzowania żaby przez węża, zaprezentowalem
tam także nadprzyrodzone zdolności innych polskich
węży (a także innych stworzeń o nadprzyrodzonych
mocach) - jakie nadal NIE są znane oficjalnej nauce,
zaś o jakich istnieniu przekonałem się właśnie w Stawczyku.
Stawczyk warto też poznać dokładniej ze względów
historycznych. Prawdopodobnie jest on bowiem
pozostałością po jednej z najstarszych wsi polskich.
Jedną z wsi najbliższych do Stawczyka, z której
Stawczyk faktycznie został wydzielony dopiero
w 1875 roku, jest wieś o nazwie
Wszewilki.
Wszewilki też opisałem na odrębnej stronie
o fizycznej nazwie
wszewilki.htm.
Szczególnej uwadze na tamtej stronie polecam
punkt #E1 w którym opisałem tajemnicze
prześladowania jakim wieś ta była poddawana
przez całe wieki. Dopiero relatywnie niedawno
odkryłem i opisałem aż na kilku stronach
internetowych (np. patrz punkt #H1.6 na stronie
newzealand_visit_pl.htm
"część #G" na stronie
eco_cars_pl.htm,
czy punkty #J3 i #C4 na mojej stronie
petone_pl.htm),
że takim właśnie prześladowaniom poddawane
są wszelkie "intelekty grupowe" które mają w
przyszłości dołożyć coś ogromnie istotnego
do postępu i dorobku całej ludzkości.
Powinienem tutaj też dodać, że niezależnie od
okolic Milicza, jeden istotny rok z kształtującego
moje poglądy dzieciństwa spędziłem we
wsi Cielcza
koło Jerocina. Stąd opisowi tamtej istotnej dla
mnie wsi też poświęciłem odrębną stronę o nazwie
cielcza.htm -
szczególnie patrz tam punkt #L3. Wszakże owa
wieś Cielcza również wywarła znaczący wpływ na mój
światopogląd - a stąd i na późniejsze ukształtowanie
filozofii totalizmu.
Ponieważ zaś mój brat mieszkał w Malborku, często
odwiedzałem miasto Malbork - stąd wywodzi się strona
malbork.htm.
Z kolei moja najważniejsza
i najproduktywniejsza profesura na koreańskim
uniwersytecie "Ajou" z historycznego miasta Suwon
zainspirowała mnie do stworzenia strony internetowej o nazwie
korea_pl.htm.
W końcu powieważ po przejściu na emeryturę w 2011 roku,
na stałe zamieszkałem w obdarzanym licznymi cudami
nowozelandzkim miasteczku Petone - stąd i je opisałem na stronie
petone_pl.htm
(szczególnie patrz tam punkty #J1 do #J3 wraz z ich ilustracjami).
Część #C:
Prapoczątki Milicza:
#C1.
Milicz jako produkt uboczny "bursztynowego szlaku":
W starożytności, dwie najważniejsze drogi
naszej planety nazywane były "szlakiem jedwabnym" oraz "szlakiem bursztynowym".
Szlak jedwabny był transkontynentalną drogą która łączyła kraje śródziemnomorskie
z Chinami. Natomiast szlak bursztynowy był transeuropejską drogą która łączyła
kraje śródziemnomorskie z wybrzeżem Bałtyku. Jedna z odnóg owej ogromnie ważnej
transeuropejskiej arterii komunikacyjnej prowadziła z Wrocławia do Milicza,
dalej zaś przez Gniezno do Gdańska oraz do wybrzeży Bałtyku. Bursztyn okazuje
się więc być ową dynamiczną substancją miasto-twórczą, której dzisiejszy Milicz
zawdzięcza swoje powstanie i ewolucję do obecnej postaci. W dawnych czasach
bursztyn stanowił wszakże ogromnie poszukiwany towar. Kupcy z południa Europy
i z Północnej Afryki wybierali się w okolice obecnego Gdańska aby go nabyć.
Przy tym droga którą wówczas podążali musiała być bardzo starannie dobrana.
Mianowicie, musiała ona przebiegać przez tereny relatywnie wolne od łupieżców
i wojowniczych plemion. Musiała też posiadać gościnną osadę ludzką co około
jeden dzień podróży wolnym zaprzęgiem konnym, tak aby kupcy ci mogli
bezpiecznie zatrzymać się tam na noc. Ową starannie dobraną, relatywnie
bezpieczną drogę, po której przemieszczały się wówczas karawany kupieckie
przewożące bursztyn, a także najróżniejsi długodystansowi podróżni, z czasem
nazwano bursztynowym szlakiem. Choć z biegiem czasu bursztyn stopniowo
utracił swoją rolę stymulatora handlu, pojawiły się wówczas nowe towary i nowe
polityczne powody, jakie zmuszały ludzi do podróżowania pomiędzy północą i
południem Europy. Pomimo więc, że upływało wiele wieków, "bursztynowy szlak"
pozostawał najważniejszą lądową arterią komunikacyjną Europy, przez którą
przemieszczały się całe masy ludzi i towarów. Ku ogromnemu szczęściu
mieszkańców Milicza, jedno z odgałęzień tej ogromnie ważnej i uczęszczanej
arterii przebiegało właśnie przez ich miasto. (Jednym z bardziej przekonywujących
dowodów że "bursztynowy szlak" faktycznie przebiegał kiedyś przez Milicz, jest
relatywnie częste znajdowanie w czasach mojej młodości zwietrzałych wyrobów
bursztynowych wywodzących się ze starożytności. Pamiętam że w drugiej klasie
szkoły podstawowej miałem kolegę, który przynosił do szkoły cały szereg starych
wyrobów ze zwietrzałego bursztynu, jakie prawdopodobnie liczyły ponad 1000 lat.
Bursztyn był w nich już bowiem tak zwietrzały, że stracił kolor, popękał,
oraz stał się kruchy. Domyślam się, że ktoś z jego rodziny zapewne odkrył
wówczas gdzieś w Miliczu jakiś starożytny "bursztynowy skarb" podobny do
tego znalezionego w dzielnicy Wrocław-Partynice, a omówionego na stronie
Wrocław
z "Menu 1".) Milicz w dawnych
czasach był położony bardzo dogodnie na owym szlaku bursztynowym. Oddalony
był bowiem od Wrocławia dokładnie o dwa dni wędrówki piechotą czy jazdy w
ciężkim wozie zaprzęgowym, lub o jeden dzień jazdy wierzchem lub szybką karetą
wielokonną. W Miliczu zatrzymywały się więc na noc zarówno wolno-podróżujące,
bo obładowane towarami karawany kupieckie, jak i szybcy podróżni wierzchem
i w wielokonnych powozach. Stąd Milicz z czasem stał się rodzajem "miasta
hotelowego" na bursztynowym szlaku. Dostarczał on podróżnym wszelkich usług
hotelowych. Kupcy i przejezdni zatrzymywali się w nim na noc, odpoczywali,
jedli, pili, uprawiali hazard, odwiedzali miejscowe prostytutki, handlowali,
uzupełniali zapasy, naprawiali uszkodzone wyposażenie, grzebali swoich
zmarłych w drodze, zaś w czasach kiedy chrześcijaństwo upowszechniło się
w Europie - również modlili się w milickich kościołach o szczęśliwy przebieg
ich dalszej podróży. (Po szczegóły owych milickich usług kościelnych i
duchowych - patrz strona internetowa z "Menu 1" o kościele
Św. Andrzeja Boboli.)
#C2.
Historia miasta Milicza:
Przytoczmy teraz kilka danych na temat Milicza.
Milicz jest małym miasteczkiem położonym
na Dolnym Śląsku, czyli w południowo-zachodnim
kącie Polski. Jak stwierdza informacja wystawiona
w Izbie Regionalnej Milicza, Milicz jest bardzo
starym miastem. Podobno na jego obecnym
obszarze ślady osadnictwa ludzkiego pojawiły
się już 7 000 lat p.n.e., czyli jeszcze w czasach
przedhistorycznych. Pozostałości byłego grodziska
piastowskiego z tamtego prehistorycznego okresu,
lokalnie zwanego "Chmielnik", zlokalizowane są
na prawym brzegu rzeki Barycz, pomiędzy Miliczem
a dzisiejszymi wsiami Wszewilki-Stawczyk, czyli
niedaleko od obecnej ulicy Milicza nazywanej
"Krotoszyńska". Do rozmiarów sporego
średniowiecznego miasta Milicz urósł już
do 1136 roku, kiedy to po raz pierwszy
wymieniony został na piśmie jako miasto,
w tzw. "bulli dla arcybiskupa gnieźnieńskiego".
Stanowił on wówczas ważny ośrodek handlowy
i rzemielśniczy. Był też siedzibą starej piastowskiej
kasztelanii na drodze z Wrocławia do Gniezna.
Począwszy od XII wieku aż do połowy XIV wieku
był własnością kapituły wrocławskiej. Potem,
aż do roku 1492 Milicz znajdował się we władaniu
książąt oleśnickich. Prawa miejskie Milicz otrzymał
w 1323 roku. W XIV wieku zbudowany został
w Miliczu duży zamek warowny, którego ruiny
do dzisiaj ostały się w parku milickim. W 1339
roku Jan Luksemburski opanował ten zamek
podstępem. W 1432 roku miasto zdobyli husyci.
W XVIII wieku zamek warowny w Miliczu został
spalony, aby nigdy nie być już odbudowanym.
Do dnia dzisiejszego po zamku tym zostały tylko
ruiny które można oglądać w milickim parku
miejskim, a także niezliczone podziemne tunele,
które dokładniej opisane zostaną w kilku odrębnych
punktach tekstu tej strony. W 1742 roku Milicz
został włączony do państwa Prus. W 1875 roku
otrzymał połączenie kolejowe ze światem. W
1945 roku został ponownie przyłączony do Polski.
Obecnie jest kwitnącym miastem oraz celem
wizyt coraz liczniejszych wczasowiczów i turystów.
Satelitarną fotografię dzisiejszego Milicza można
zobaczyć na następującej stronie internetowej
http://maps.google.com/maps?ll=51.551406,17.286901&spn=0.026010,0.058545&t=k&hl=en.
(Na fotografii tej zwróć uwagę na przebieg linii
kolejowej biegnącej pionowo w pobliżu lewej
krawędzi fotografii, a także przebieg koryta
rzeki Barycz biegnącej poziomo w połowie
wysokości tej fotografii. Odnotuj, że podobne
zdjęcie satelitarne podmilickiej wsi Wszewilki
dostępne jest ze strony internetowej o
Wszewilkach.)
#C3.
Liczba mieszkańców Milicza:
Dzisiejsza liczba ludności Milicza jest trudna
do oszacowania. Wszakże obecne granice administracyjne Milicza nie
pokrywają się z naturalnymi przerwami w osadnictwie ludzkim. W rezultacie, takie
przedmieścia Milicza jak Wszewilki, Sławoszewice, czy Karłów, administracyjnie
nie należą do Milicza, chociaż faktycznie dzisiaj stanowią z Miliczem jeden scalony
system miejski. Oczywiście w dawnych czasach były one zupełnie odrębnymi osadami.
Stąd dawne podliczenia zaludnienia Milicza są precyzyjniejsze. Zgodnie z książką
"Na Ziemi Ojców - Rocznik Ziem Zachodnich i Północnych" wydany w 1962 roku przez
Towarzystwo Rozwoju Ziem Zachodnich, w 1761 roku Milicz miał 719 mieszkańców,
w 1825 roku - 2207 mieszkańców, w 1914 roku - 3 374 mieszkańców, w 1936 roku -
4 816 mieszkańców, w 1945 roku, czyli natychmiast po wojnie - tylko 450 mieszkańców,
zaś w 1960 roku - 6 333 mieszkańców (w tym 3 450 do wieku 25 lat). W 1993 roku
Milicz liczył już 12 500 mieszkańców (dane z 6 tomowej "Nowej Encyklopedii
Powszechnej", PWN, 1998 rok). Niemniej są to
dane dla samego miasta Milicza, czyli do milickiej "starówki". Z kolei
cały ów milicki kompleks miejski, obejmujący również scalone z Miliczem
przedmieścia, w 2004 roku liczył zapewne około 30 000 mieszkańców.
Oczywiście w obecnej dobie komputerów, braku książek telefonicznych,
rozmywających się naturalnych granic pomiędzy osiedlami, oraz raptownych
migracji ludności, jest ogromnie trudno utrzymać dokładną rachubę ilu właściwie
ludzi mieszka w kompleksie Milicza. Wszakże najpierw należałoby dokładnie
zdefiniować, gdzie właściwie kończy się strefa bezpośrednich wpływów
miasta Milicza, co wcale nie jest takie łatwe.
Na prawym brzegu rzeki Barycz,
w miejscu w którym owa rzeka formowała kiedyś niemal pełną pętlę,
umiejscowiona jest siedziba prastarego grodziska z którego wyrósł
dzisiejszy Milicz. Grodzisko to dzisiaj popularnie nazywane
jest "Chmielnik". Najlepszy dojazd do niego jest drogą biegnącą
równolegle do rzeki Barycz, a zaczynającą się od dziejszej
ulicy Krotoszyńskiej. Grodzisko to znajduje się pomiędzy
rzeką Barycz, wsią
Wszewilki,
ulicą Milicza zwaną "Krotoszyńska", oraz torami kolejowymi
Milicz - Krotoszyn.
Informacja pisana jaką
widziałem w milickiej Izbie Regionalnej podaje, że ślady osadnictwa
znajdowane w obszarze dzisiejszego Milicza wykazują, iż osadnictwo
to istniało tutaj już jakieś 7000 lat p.n.e. Jeśli owa informacja
jest twardym faktem wywodzącym się z badań archeologicznych
i z datowania np. metodą węgla radioaktywnego, wówczas czyni
ona grodzisko Milickie faktycznie starsze od Biskupina, a
nawet od niektórych piramid egipskich.
W celu poznania więcej szczegółów
na temat prehistorii Milicza, warto jest odwiedzić milicką Izbę Regionalną
(czyli coś w rodzaju małego muzeum milickiego). Jest ona zlokalizowana w
najbliższym do miasta skrzydle pałacu Maltzanów, w ktorym w 2004 roku
mieścił się milicki "Zespół Szkół Przyrodniczych". Owa Izba Regionalna
opisana została w punkcie #D9 poniżej.
Fot. #D1: To zdjęcie zostało wykonane w lipcu 2004 roku
z wierzchołka wału przeciwpowodziowego dzisiejszej rzeki Barycz. Obiektyw fotografującego
aparatu skierowany był na północ. Zdjęcie pokazuje dzisiejszy wygląd prastarego
grodziska "Chmielnik" z którego wywodzi się dzisiejszy Milicz. Owo grodzisko, to
tamto koliste wyniesienie gruntu w samym środku zdjęcia, pod którym rosną dwa spore
drzewa, zaś na którym widać pracujących archeologów (jeden z nich w białej koszuli).
Zabudowania wioski widocznej poza grodziskiem na horyzoncie, to podmilicka wieś
Wszewilki
(tj. ta wieś, w której końcowej części o odmiennej nazwie
Stawczyk
ja się urodziłem w 1946 roku).
* * *
(Zauważ że można zobaczyć powiekszenie
każdej fotografii z niniejszej strony internetowej. W tym celu wystarczy zwykle
kliknąć na tą fotografie. Ponadto wiekszość tzw. browserow ktore obecnie
są w użyciu, włączając w to populany "Internet Explorer", pozwala na
załadowanie każdej ilustracji do swojego
własnego komputera, gdzie można jej się do woli przyglądać, gdzie daje się ją
zredukować lub powiększyć, a także gdzie ją można wydrukować za pomocą
posiadanego przez siebie software graficznego.)
#D2.
Przed-chrześcijańskie wierzenia na Ziemi Milickiej, czyli
bóg Piorun (Władca Milicza):
Zanim chrześcijaństwo przyszło do Milicza,
miejscowi Słowianie wierzyli w cały szereg bóstw pogańskich. Najważniejszym z
nich był bóg Piorun ("Władca Milicza"), czyli wzbudzający strach lokalny bożek
któremu składano ofiary. (Prawdopodobnie prawzorem dla niego był jakiś upadły
moralnie UFOnauta, który zasmakował w ukazywaniu się prymitywnym ludziom
i w ich straszeniu.) Bożka tego, wyrzeźbionego w pojedyńczym kawałku dębu i
zachowanego do dzisiaj, zobaczyć można we wspomnianej wyżej milickiej Izbie
Regionalnej. Jego zdjęcie pokazano na Fot. #D2. Fakt użycia drzewa dębowego
dla wykonania rzeźby tego bożka, sugeruje że ów "Władca Milicza" najprawdopodobniej
był dawnym słowiańskim bogiem zwanym "Piorun" (ten od popularnego powiedzenia
ciągle używanego nawet obecnie na obszarze poznańskiego: "idź do Pieruna").
Fot. #D2: Jest to fotografia bożka pogańskiego, który w milickiej
"Izbie Regionalnej" wystawiony jest pod nazwą "Władcy Milicza". Niewiele
obecnie wiadomo na jego temat, poza faktem że był on kiedyś przedmiotem
pogańskiego kultu w pobliżu dzisiejszego Milicza.
Ja osobiście posądzam, że reprezentuje on słowiańskiego bożka zwanego
"Piorun", oraz że w czasach pogańskich oryginalnie umieszczony on był
pod prastarym dębem zlokalizowanym w miejscu pogańskiego kultu kiedyś
uprawianego na obszarze byłego cmentarza z Wszewilek. Cmentarz ten oraz
uprawiany na nim kult bożka "Pioruna" (opisywanego również jako "Pierun")
omawiane są w punktach #C2 i #L2 na stronie internetowej o wsi
Wszewilki.
Przesłanka do owego posądzenia, że prawdopodobnie jest to właśnie
bóg "Piorun" z obszaru kultowego we Wszewilkach, jest po pierwsze
fakt, że figura ta wyrzeźbiona została z jednego kawałka drzewa dębowego,
w skali 1:1 (czyli ma wielkość dorosłego człowieka). Dąb zaś dla starożytnych
Słowian był właśnie świętym drzewem "zarezerwowanym" dla kultu boga Pioruna.
Z kolei przesłanka, że bożek ten najprawdopodobniej pochodził z miejsca
kultowego we Wszewilkach, jest fakt że w bliskim zasięgu od Milicza, poza
Wszewilkami nie znajdowało się żadne inne miejsce poświęcone temu bożkowi.
Warto tutaj dodać, że w czasach sporządzania niniejszego opisu nie dokonano
jeszcze datowania tej rzeźby metodą węgla radioaktywnego. Niemniej po stopniu
jej zestarzenia się można się domyślić że liczy ona ponad 2000 lat. To zaś
zgadzałoby się z przybliżonym datowaniem owego miejsca kultowego, dokonanym
w punkcie #C2 na stronie o
Wszewilkach.
W drugiej połowie 14-go wieku, książęta Oleśniccy
wznieśli w Miliczu zamek warowny. Był on budowany w stylu gotyckim. Otaczała go fosa i
gruby mur obronny. W jego środku znajdował się owalny dziedziniec ze studnią. Zamek ten
został spalony w czasie wojen husyckich. W 16 wieku został on odbudowany, jednak tym razem
z ornamentyką renesansową. W 1797 roku zamek ten częściowo spłonął ponownie. W następstwie
tego pożaru, jego ówcześni właściciele, rodzina Maltzanów, zniechęcona nieustannymi pożarami
i koniecznością odbudowy, zamiast go ponownie odbudowywać, zbudowała w jego pobliżu
odrębny pałac który istnieje do dzisiaj - patrz fotografia #D8. Natomiast zamek stopniowo popadł
w ruinę. Szczególnie szybko degenerował się on po drugiej
wojnie światowej. Pamiętam bowiem z czasów swojego dzieciństwa (tj. z lat 1950-tych), że jego
ruiny były w nieporównanie lepszym stanie niż znajdują się one dzisiaj.
Fot. #D3: Ruiny milickiego zamku warownego. Można je zobaczyć
w dzisiejszym parku milickim, niedaleko od obecnego Zespołu Szkół Przyrodniczych.
W latach 1960 do 1964, kiedy to ja uczęszczałem
do Liceum Ogólnokształcącego w Miliczu, powyższe ruiny warownego zamku milickiego ciągle znajdowały
się w relatywnie dobrym stanie. Co więc odważniejsi z moich kolegów mogli buszować po
komnatach, ukrytych przejściach i podziemiach tego zamczyska. Szczególnie podniecający
był wówczas fakt, że w ruinach owego zamku ciągle wtedy dostępne było wejście do
podziemnych tuneli i lochów, które prowadziły od owego zamku aż w kilku odmiennych
kierunkach. Z kolei w lochach tych, zgodnie z licznymi opowieściami, miały być zamurowane
pradawne skarby. Lochy te dosyć dokładnie egzaminował ś.p. Zbyszek - słynny tropiciel
tajemnic, oraz mój kolega licealny ze starszej klasy i sąsiad z tej samej wioski Wszewilki.
Jak być może niektórzy starsi mieszkańcy Milicza ciągle pamiętają, Zbyszek odkrył
w tych tunelach jakiś skład starych broni oraz zbroi rycerskich,
po których przybraniu straszył spacerowiczów w parku. W końcu ubranego
w pełną zbroję rycerską i dźwigającego ciężki miecz milicja zdołała pochwycić i
przemaszerowała przez całe miasto zanim na posterunku zdołała go przekonać aby zaniechał
dalszego straszenia ludzi. Z tego co o tunelach i lochach podmilickich mówiło się w czasach
mojej nauki w liceum, to jeden taki tunel wiódł z milickiego zamku warownego do palacu
margrabiów Maltzan'ów, potem zaś do grobowca margrabiego. Inny tunel wiódł do podziemi
ratusza milickiego oraz do kilku piwnic w starówce samego Milicza. Jeszcze inny wiódł
pod Baryczą aż do Stawca, gdzie wychodził na powierzchnię przy tamtejszych źródłach
wody pitnej dla pałacu margrabiego. Ów tunel do Stawca łączył się też z tunelem od
zamku Sapiechów w Cieszkowie, zaś wychodził na powierzchnię w lasach przycieszkowskich
(patrz fotografia #D5a). Jego część z pobliża Cieszkowa została odgrodzona murem
od reszty i wykorzystywana była przed drugą wojną światową jako dojrzewalnia
gorzałek i wina. W chwili obecnej wylot z tego tunelu służy jako schronienie
dla nietoperzy (pokazany on jest na fotce #D5a z niniejszej strony internetowej).
#D4.
Średniowieczne
studnie zamkowe – sekretne drzwi do wolności:
Dawne zamki warowne miały to do siebie,
że w na wypadek oblężenia budowały one liczne podziemne tunele i lochy,
z których wyjścia znajdowały się ukryte w lasach wiele kilometrów od danego
zamku. Warowny zamek milicki wcale nie był wyjątkiem w tym względzie. W różnych
kierunkach świata prowadziły od niego liczne tunele podziemne. Sporo z tych
tuneli ciągle znajdowało się w stanie używalności już po drugiej wojnie światowej.
Pamietam, że sporo moich kolegów szkolnych poszukiwało w nich skarbów.
W średniowiecznych czasach wejście do tuneli
podziemnych zwykle ukryte było w studni jaka standardowo znajdowała
się na dziedzińcu zamkowym. Nawet do dzisiaj wiele studni zamkowych posiada
owe wejścia do podziemnych tuneli. Przykładowo, wejścia takie znajdują się w
studniach na: (1) zamku wysokim w Malborku (tej z rzeźbą pelikana), (2) zamku
w Otmuchowie na południe od Wrocławia (od owej studni zamku w Otmuchowie
tunele biegną aż do twierdzy w Kłodzku), a także (3) zamku w Gniewie - patrz
fotka #D4 poniżej. Faktycznie też ruiny zamku warownego w Miliczu także posiadały
na dziedzińcu taką studnię z wejściem do lochów. Resztki tej studni ciągle
istniały w czasach kiedy ja uczęszczałem do pierwszych klas szkoły podstawowej.
Jeden z bardziej znanych z tych tuneli podziemnych
wychodzących od zamku warownego w Miliczu miał
wylot w lasach niedaleko Cieszkowa. Wylot ten pokazano
na zdjęciu "Fot. #D5(a)" poniżej.
Fot. #D4: Studnia zamkowa z pokrzyżackiego zamku Gniew z Północnej Polski.
Fotografia wykonana w lipcu 2004 roku. Osoba sfotografowana to ja (dr Jan Pająk).
Patrząc do owej studni z miejsca z którego ja do niej zaglądam, wyraźnie widać w
niej wejście do lochów i podziemi zamkowych. Z kolei owe lochy zawsze posiadały
conajmniej jedno wyjście położone w lasach daleko poza obrębem murów zamku.
Ciekawostką lochów które zaczynają się w
powyższej studni zamku w Gniewie, jest że w lochach tych zginęło całe mnóstwo
zamurowanych w nich lub więzionych skazańców. Jak stwierdza miejscowa fama,
duchy niektórych z tych więźniów pokutują w owym zamku do dzisiaj.
Duchy te stanowią nawet atrakcję turystyczną owego zamku. Właśnie jako taka
miejscowa atrakcja, owe gniewskie duchy zostały zaprezentowane w artykule [LOT-1]
"Castle holidays - wakacje z zamkami", opublikowanym na stronach 64 do 72
dwujęzycznego miesięcznika pokładowego Polskich Linii Lotniczych LOT SA,
"Kaleidoscope", vol. 69 nr 7, wydanie z lipca/July 2004 roku (adres redakcji:
Wydawnictwo Business Press, Al. Jerozolimskie 125 A, 02-017 Warszawa, Poland).
Dla zwykłego przechodnia z ulicy, miasteczko
Milicz niczym się nie wyróżnia. Tymczasem
gdyby ziemia stała się przeźroczysta, zapewne
wszystkim zatkało by oddech. Pod Miliczem
kryje się bowiem jeszcze jedno tajemnicze miasto, mające formę całego
labiryntu podziemnych tuneli. Jak każde średniowieczne miasto, Milicz
miał cały system tuneli kryjących się w jego podziemiach. Tunele te
były też naprawiane i utrzymywane w stanie używalności aż do zakończenia
drugiej wojny światowej. Dopiero po drugiej wojnie światowej ludzie
stopniowo o tunelach tych niemal całkowicie zapomnieli.
Dlatego do dzisiaj zapewne popadły one w całkowitą ruinę.
Labirynt podziemnych tuneli pod Miliczem wywodzi
się aż z dwóch źródeł. Pierwszym z nich były potrzeby
obronne średniowiecznego miasta Milicza, oraz jego warownego
zamku. Potrzeby te opisałem już powyżej. Istnieją jednak pod Miliczem
i inne tunele, jakie wcale nie wywodzą się z okresu średniowiecza.
Do oryginalnych bowiem tuneli zbudowanych w średniowieczu przez
gospodarzy warownego zamku milickiego, w terminie późniejszym dodane
zostały dodatkowe tunele podziemne zbudowane przez rodzinę margrabiów
- posiadaczy pałacu w Miliczu. Faktycznie to rodzina margrabiów Maltzanów
lubowała się w budowaniu nowych i remontowaniu starych tuneli podziemnych
pod Miliczem. Budowali oni i remontowali tunele jakie wiodły od ich
pałacu w praktycznie wszystkich kierunkach. Ostatni z takich nowych
tuneli zbudowany został już na początku 20 wieku. Wiódł on od grobowca
margrabiego do jego pałacu (tunel ten opisany jest w punkcie #D7 poniżej).
Z co bardziej sławnych tuneli podziemnych budowanych przez rodzinę
Maltzanów, najpowszechniej znane były cztery. Ten zbudowany najpóźniej
z nich, wiódł od ich pałacu do grobowca margrabiego (ruiny tego grobowca
pokazane są na Fot. #D7). Inny wiódł od ich pałacu do kościoła
ewangelickiego pokazanego na Fot. #D29. Jeszcze inny wiódł
od pałacu do folwarku w Stawcu (wyjście z owego tunelu ciągle istniało
w latach 1958 i 1959, kiedy uczęszczałem do klasy szóstej i siódmej
szkoły podstawowej w Stawcu - znajdowało się ono w pobliżu tamtejszego
ujęcia wody pitnej dla pałacu w Miliczu). Kolejny tunel wiódł od pałacu
do podziemi zamczyska milickiego, gdzie łączył się z systemem
średniowiecznych tuneli jakie od dawna istniały pod owym zamczyskiem.
Ludowe opowieści twierdziły, że jeden z bardziej
znanych średniowiecznych tuneli podziemnych
wiodących z zamku warownego w Miliczu podobno
wiódł aż do lasów niedaleko Cieszkowa. Dzisiejszy
wygląd tego co uważano za jego wylot pokazałem
na zdjęciu "Fot. #D5(a)" poniżej. Inny taki tunel
podziemny wiódł od zamku warownego w Miliczu
do milickiej starówki. Pod samą starówką milicką
tunel ten rozgałęział się na cały szereg tuneli. Kilka z tych
tuneli zaraz po wojnie ciągle posiadało otwarte wyjścia
prowadzące do piwnic milickich kamieniczek. Kiedy byłem
w pierwszej klasie szkoły podstawowej, jedno z owych wejść
ciągle było otwarte w piwnicy z budynku lokalizowanego po
drugiej stronie ulicy i niemal naprzeciw ówczesnej księgarni
(księgarnia ta mieściła się wówczas kilka domów dalej od
milickiego Rynku, niż obecnie). Jak pamiętam, piwnica z
owym wejściem do lochów była jakby dwupiętrowa, zaś
wejście znajdowało się w zachodniej ścianie jej niższego
piętra. Zaglądaliśmy do tego lochu z kolegami, jednak nie
mając latarek żaden z nas NIE odważył się aby do niego
wejść. Wkrótce zaś później wyjście zarówno do niego,
jak i wejścia do tuneli z piwnic innych milickich kamieniczek,
zostały przez władze zamurowane. Jeden z owych milickiech
tuneli wiódł do piwnic milickiego ratusza i ciągle był dostępny
na początku lat 50-tych, zanim ruiny owego ratusza zostały
całkowicie uprzątnięte, zaś wejścia do jego głębokich piwnic
zostały zawalone i przykryte ziemią. Tunele te łączyły też ze
sobą podziemia wszystkich trzech kościołów milickich (patrz
opisy z punktu #D29). Te wejścia do owych tuneli, o jakich
istnieniu wiedziałem, opisałem w punkcie #F3 strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Fakt że pod
Miliczem istnieje cały labirynt podziemnych tuneli, kryje w sobie
niewykorzystany potencjał dla tego miasteczka. Tunele te wszakże
można otworzyć, wzmocnić, oświetlić, oraz udostępnić dla turystów
jako miejscową atrakcję turystyczną. Wszakże w podobny sposób
swoje podziemne tunele udostępniło turystom miasteczko Kłodzko.
W roku 2004 tunele pod Kłodzkiem dostarczały w ten sposób
stałego zatrudnienia i źródła dochodu dla co najmniej 10 osób.
Milicz ciągle nie rozważył możliwości otwarcia dla turystów
swoich tuneli. Jeśli jednak to uczyni, z całą pewnością te
średniowieczne tunele i ich szokujące tajemnice staną się
istotną atrakcją Milicza i dostarczą stałego źródła utrzymania
dla co najmniej kilku osób.
Fot. #D5(a): Wylot ze starego tunelu podziemnego, ukryty w lesie
niedaleko Cieszkowa. Dla oddania jego wielkości, przy wyjściu z niego stoję
ja (tj. dr inż. Jan Pająk) oraz moja żona.
Dawni ludzie opowiadali, że tunel ten oryginalnie łączył się z warownym
zamkiem w Miliczu. Jednak przed drugą wojną światową jego końcową
część zamurowano i oddzielono od reszty, wykorzystując ją jako dojrzewalnię
alkoholi dla miejscowej gorzelni z Cieszkowa. W chwili obecnej tunel ten
ustanowiony został jako rezerwat nietoperzy. Wejście do niego pozostaje
trwale zamknięte i niedostępne dla publiczności.
* * *
Fot. #D5(b):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D5(b)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D5(b)" pokazuje wygląd typowego podziemnego tunelu z okresu średniowiecza.
Powyższy tunel dostępny jest dla zwiedzająych w Kłodzku. Wejścia do niego znajdują się
przy kłodzkim ratuszu oraz pod twierdzą kłodzką. Jest on dobrze oświetlony, zabezpieczony
przed zabłądzeniem, oraz pełen średniowiecznych eksponatów, warty więc zobaczenia -
gorąco zachęcam. Cały labirynt średniowiecznych tuneli bardzo podobnych do powyższego
znajduje się również pod Miliczem. Tyle że mało kto wie o ich istnieniu. Być może warto
rozważyć udostępnienie ich dla zwiedzających, podobnie jak to uczyniło Kłodzko.
Wszakże dostarczyłoby to Miliczowi
dodatkowej atrakcji, nie wspominając
już o źródle zarobku i utrzymania dla
całego szeregu ludzi.
* * *
Fot. #D5(c):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D5(c)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D5(c)" pokazuje wygląd resztek
szkieletu skazańca uwięzionego w celi tunelu
w Kłodzku. Podziemne tunele z okresu
średniowiecza często służyły również
jako więzienia w których zakuwano
skazańców na zawsze. Do skazańców
tych nikt potem już nie zaglądał, tak że
po prostu umierali tam z głodu, braku
wody i światła. Podobne średniowieczne
podziemne cele więzienne znajdują się
w tunelach pod Miliczem.
W średniowieczu
jedna z popularniejszych metod uśmiercania polegała na
zamurowywaniu żywcem lub wrzucaniu żywych ludzi do
bezokiennej wieży w której jedyny istniejący otwór znajdował
się w suficie. Najlepszym przykładem takiej wieży w której
zginęło dosłownie setki ludzi, jest słynna "wieża głodowa"
w Paczkowie - patrz "Fot. #D6b". (Paczków jest małym
\miasteczkiem w południowej Polsce, położonym kilkadziesiąt
kilometrów na południe od Wrocławia.) Owa średniowieczna
wieża z Paczkowa pozostawała zamurowana do około lat
1950-tych, kiedy to miejscowe władze miejskie postanowiły
przebić ją aby poprowadzic przez nią chodnik. (Chodnik
ten, oraz wmurowaną w ową wieżę jakby bramę przez którą
chodnik ten poprowadzono, widoczne są na "Fot. #D6b". Po przebiciu
okazało się, że całą objętość tej wieży zajmowała bezokienna
komora z maleńkim włazem w suficie. Komorę tą zaś
zapełniały dosłownie setki ludzkich szkieletów zalegających
ją na wysokość kilku metrów. Okazało się, że średniowieczne
władze Paczkowa wrzucały do tej wieży przez owo jedyne
okienko w suficie każdego kto im jakoś podpadł. Po wrzuceniu
zaś do wieży ludzie ci po prostu umierali z głodu, pragnienia
i braku światła. Oczywiście, inne średniowieczne miasta wcale
nie były lepsze. Przykładowo, w podziemiach miasta Kłodzka
wyeksponowana jest zwiedzającym cela więzienna z
kościotrupem. W celi tej uwięziono kogoś, poczym
"zapomniano" go karmić czy uwolnić.
Cele podobne do tej z katedry w Kwidzyniu,
"wieży głodowej" w Paczkowie, czy z podziemi
w Klodzku, czyli cele przeznaczone dla
grzebania czy zamurowywania ludzi żywcem, istniały
również w podziemiach warownego zamku w Miliczu,
oraz w podziemiach średniowiecznego Milicza. Tyle tylko,
że ludzie którzy w nich umierali nie zwrócili niczym na
siebie uwagi społeczeństwa. Dlatego obecnie nikt nie wie
o ich losie.
* * *
Fot. #D6(a):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D6(a)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Fotografia z ilustracji "Fot. #D6(a)" pokazuje celę
w której zamurowana została żywcem Błogosławiona
Dorota z Mątowów (1347-1394). Sfotografowana w
czerwcu 2004 roku. (Oczywiście, obecne sprzęty zawarte w tej celi
nie istniały tam w czasach zamurowania. W celach używanych do
zamurowywania żywcem, zwykle nic nie było poza uwiezioną w nich
osobą, oraz poza żelaznymi uchwytami w ścianach do przykuwania
kajdanów.) Pokazana powyżej cela znajduje się w Katedrze w
Kwidzyniu. Jedynym przewinieniem Błogosławionej Doroty było, że
pokazywali się jej UFOnauci, zaś ona raportowala władzom te swoje
spotkania z nieziemskimi istotami. W dzisiejszych czasach zamiast
być zamurowaną żywcem, raczej pisałaby ona książki o spotkaniach
z UFOnautami i o wizytach na planetach UFOnautów.
Fot. #D6(b) (tj. T1 z [10]): Tzw. "wieża głodowa" z Paczkowa na południu
Polski. To właśnie do tej wieży średniowieczne władze Paczkowa
wrzucały ludzi którzy jakoś im podpadli. Wieża ta nie miała wogóle
okien, poza małym wrzutem o rozmiarach człowieka umieczonym
w środku jej sufitu. Stąd każdy skazaniec wrzucony do niej szybko
umierał z braku wody, jedzenia i światła. Kiedy w latach 1950-tych
przebito się do tej wieży aby poprowadzić przez nią chodnik widniejący
na powyższym zdjęciu, zalegały ją setki szkieletów ludzi wrzuconych
kiedyś do niej aby w niej umarli. W tym miejscu warto sobie uświadomić,
że ludzie zapewne nie popełnialiby tego typu zbrodni, gdyby Ziemia
nie znajdowała się w mocy "symulacji" szatańskich UFOnautów,
którzy bez ustanku napuszczają jednych ludzi na drugich.
Moja matka często
opowiadała mi o pogrzebie margrabiego milickiego, który to
pogrzeb miał miejsce w czasach jej młodości. (Jak sobie
oszacowałem, zapewne gdzieś około roku 1920.) Pogrzeb
odbył się z ogromną pompą. Uczestniczyły w nim delegacje
z praktycznie wszystkich folwarków margrabiego, w tym moja
matka i jej rodzice. Margrabia był bowiem właścicielem dokładnie
99 folwarków rozsianych naokoło Milicza i Żmigrodu. Liczba ta
posiadała swoje uzasadnienie nie w jego zamożności, a w polityce.
Zgodnie bowiem z ówczesnym prawem pruskim, ten kto posiadał
100 folwarków, lub więcej, zobowiązany był do wystawienia i
utrzymania na własny koszt całego pułku wojska na służbę
władcy Prus. Posiadanie więc "tylko" 99 folwarków stanowiło
ówczesny sposób unikania dodatkowych podatków na rzecz
władcy.
Margrabia
milicki pochowany został w grobowcu który sobie
sam z góry przygotował. Ciekawostką tego grobowca
było, że wiódł od niego podziemny tunel wprost do
pałacu margrabiego. Jak mówiono, margrabia nawet
po śmierci chciał nadzorować własny pałac. Od
pałacu do grobowca prowadziła aleja wysadzona
dębami, wiodąca przez park pałacowy. Jednak
sam grobowiec nie znajdował się w obrębie parku,
a poza szosą wiodącą z Milicza do Sułowa. Dęby
rosły przy owej alei jeszcze w czasach kiedy
uczęszczałem do liceum - zaś sam grobowiec
ciągle znajdował się wówczas w relatywnie dobrym
stanie, aczkolwiek był już pusty. Jednak kiedy
w 2004 roku ponownie odwiedziłem ten grobowiec
aby wykonać zdjęcie 7, dęby już były powycinane,
zaś po samym grobowcu zostały już tylko ruiny.
Fot. #D7: Resztki grobowca margrabiego Maltzan'a
które zachowały się pod Miliczem. Zdjęcie wykonane w lipcu
2004 roku. To właśnie z tego grobowca wiodło kiedyś połączenie
podziemnymi tunelami z pałacem margrabiów w Miliczu. Tunel
ów zapewne istnieje do dzisiaj, chociaż wejście do niego jest
już zawalone.
Począwszy od XIII wieku, zarządcy i właściciele Milicza
zamieszkiwali w warownym zamku milickim opisanym powyżej. Jednak zamek ten zlokalizowany był
w miejscu o złym feng shui (patrz jeden z punktów poniżej). Bez przerwy więc płonął
lub był burzony. Dlatego po kolejnym pożarze w 1797 roku, kiedy zamek ten ponownie częściowo
spłonął, ówcześni właściciele zamku postanowili już go nie odbudowywać, a raczej przenieść
swoją siedzibę do pobliskiego miejsca o znacznie lepszym "feng shui". Wybudowali więc sobie
pałac zaledwie kilkaset metrów od zamku. Pałac ten miał dobre "feng shui" i opierał się z
powodzeniem historycznym burzom. Istnieje on do dzisiaj w swoim oryginalnym miejscu,
Jego zdjęcie pokazane jest obok - patrz fotka #D8.
Milicki pałac margrabiów zbudowany jest w stylu
klasycystycznym. Położony on jest w środku ogromnego parku o powierzchni 48 hektarów,
przed drugą wojną światową słynącego na całą Europę ze wspaniałych rododendronów i azalii.
Park ten kiedyś cały otoczony był wysokim murem i płotem. Od miasteczka Milicz do pałacu
wjeżdżało się przez dwie bramy.
Pierwsza z tych bram stała tuż za ostatnimi budynkami miasta, czyli na miejscu w którym
kiedyś znajdowała się zachodnia brama wejściowa przez mury obronne Milicza.
Druga z bram do pałacu była ozdobną bramą wzjazdową, zbudowaną w 1844 roku
według projektu Leonarda Schatzela. Jako budulca dla owej bramy użyto materiału
(tj. tzw. "rudy darniowej") pozyskanego z ostatniego fragmentu średniowiecznych
murów obronnych jaki zachował się w Miliczu aż do owego czasu. Faktycznie więc
owa brama symbolizowała sobą rozebrane wówczas mury Milicza. Co ciekawsze,
wierzchołek tej bramy wieńczyła ogromna rzeźba lwa, której oryginał znajdował
się kiedyś na wierzchołku ufortfikowanej bramy wrocławskiej w murach milicza
(tj. bramy z towarzyszącą jej wieżą, która znajdowała się przy dzisiejszym mostku
przez "Młynówkę" - na południowym wylocie ulicy ze starówki Milicza. Jednak
około lat 1980-tych nawet ta brama została rozebrana. Pozostał po niej do dzisiaj
jedynie niewielki cokół, na jakim ciągle stoi owa stara rzeźba lwa. Cokół ten to
wszystko co do dzisiaj pozostało po oryginalnych murach obronnych Milicza
(patrz też fotografia #D27b). Jego fotografię wykonaną w lipcu 2004 roku zobaczyć
można na rysunku "Fot. #D4" ze strony internetowej o podmilickiej wsi
Wszewilki.
Milicki pałac margrabiów gościł
w sobie wiele znakomitości. Przykładowo wiadomo, że w 1813 roku w pałacu tym
przebywał car Aleksander I.
Fot. #D8: Pałac margabiów w Miliczu. Zdjęcie z lipca 2004 roku.
Obecnie ma w nim siedzibę Zespół Szkół Przyrodniczych. W jego prawym
skrzydle, kiedyś przeznaczonym dla służby pałacowej (niewidocznym na
tym zdjęciu), znajduje się milicka Izba Regionalna, czyli miniaturowe
muzeum Milicza opisane w punkcie #D9 poniżej. To właśnie do tego pałacu
wiódł podziemny tunel z grobowca margrabiego pokazanego na zdjęciu #D7.
Milicz posiada zaczątki własnego muzeum.
Jest ono maleńkie, narazie posiada raczej
niewiele eksponatów, otwarte jest w
ograniczonych godzinach, jednak stanowi
już zaczątek tego, co miejmy nadzieję w
przyszłości przekształci się w tak potrzebne
Miliczowi prawdziwe muzeum. Aby uniknąć
klopotów spowodowanych ograniczeniami
biurokratycznymi nakładanymi na "prawdziwe
muzeum", swoje miniaturowe muzeum Milicz
nazywa Izbą Regionalną. Moje brawa
dla Milicza za tą ogromnie potrzebną inicjatywę.
W tym miejscu powinienem przypomnieć, że w
latach 1953-1958, Milicz ciągle posiadał dosyć
wspaniałe "niby-muzeum", którego eksponaty
znacznie przewyższały sobą jakość tego, co póżniej
oglądałem w wielu muzeach z prawdziwego zdarzenia,
oraz tego co dzisiaj oferuje milicka Izba Regionalna.
Nie jest mi jednak wiadomo, czy coś z niego przetrwało
do dzisiaj. To stare "niby-muzeum" milickie nie
posiadało własnego lokalu, a mieściło się w gablotach
którymi obstawione były ściany w każdym korytarzu
ówczesnej Szkoły Podtawowej Nr 1 w Miliczu.
(Sporo eksponatów, szczególnie stare mapy, plansze,
globusy, oraz przyrządy astronomiczne, trzymane
były też wówczas w przystrychowym pokoiku składowym
owej szkoły, który mieścił się na końcu schodów po
zachodniej stronie szkoły. Niestety, w 1957 roku pokoik
ów zamieniono na klasę, w której między innymi uczyłem
się i ja. Nasze ławki otoczone wówczas były bezcennymi,
bo historycznymi globusami, mapami, planszami,
przyrządami astronomicznymi, które obecnie stanowiłyby
perły każdego muzeum. Szczególnie utkwiła mi w pamięci
do dzisiaj stara plansza przedstawiająca atak jakiegoś
plemienia pigmejów, na inne plemię którego "długi dom"
znajdował się w konarach ogromnego drzewa tropikalnego.)
W owych gablotach Szkoły Podstawowej Nr 1 mieściły
się setki najróżniejszych muzealnych eksponatów, które
w czasach międzywojennych oraz w 19 wieku zapewne
używane były jako pomoce dla nauki, jednak które po
drugiej wojnie światowej posiadały już tylko wartość
muzealną. Najwięcej wśród nich było najróżniejszego
starego sprzętu optycznego, starych astronomicznych
przyrządów obserwacyjnych, a także najróżniejszych
maszyn elektrycznych i mechanicznych. Doskonale
wyposażone też były gabloty mineralogiczne i przyrodnicze.
Przykładowo z okazów mineralogicznych pamiętam fragmenty
lawy wulkanicznej, której w Polsce się nie uświadczy i którą w
naturze widziałem dopiero w Nowej Zelandii. Doskonała też była
kolekcja mineralogiczna z naturalnymi kryształami o różnym
pochodzeniu geologicznym i odmiennych kolorach. Było też
sporo skamienielin - np. pamiętam że widziałem tam sporo
skamieniałych żyjątek wyglądających jak duże ślimaki z
kamienia (zapewne znajdowane one były lokalnie gdzieś
w okolicach Milicza). Z kolei w gablotach przyrodniczych
znajdowały się najróżniejsze ciekawe okazy skorupek i
owocników, szkieleciki, zakonserwowane i wypchane
stworzenia (np. węże) i fragmenty ich organów, fragmenty
rafy koralowej, dziwne muszle, kolekcje motyli i ciem, itp.
Doskonale do dzisiaj pamiętam, że w czasach szkolnych
oglądanie owych eksponatów stanowiło dla mnie ulubioną
rozrywkę podczas przerw szkolnych przy deszczowej pogodzie.
Nie tylko ono uczyło i ilustrowało, ale też doskonale pobudzało
wyobraźnię i nakłaniało do marzeń. Przykładowo to właśnie
tam widziałem po raz pierwszy w życiu skorupkę z orzecha
kokosowego. (W czasach gdy ja chodziłem do szkoły
podstawowej, kokosa w Polsce to nikt nawet na lekarstwo
nie uświadczył. Świadomość i opowiadania więc, że gdzieś
w dalekim świecie istnieje orzech wyglądający jak laskowy,
jednak mający wielkość głowy ludzkiej, potrafiły naprawdę
pobudzić wyobraźnię.) Skorupka
tego orzecha kokosowego zainspirowała u mnie marzenia
o czasach kiedy będę podróżował po dalekich tropikalnych
wyspach, gdzie takie kokosy rosną, objadając się nimi do
woli. (Wyobrażałem sobie wówczas, że orzechy
kokosowe są jedynie większą wersją dobrze mi znanych orzechów
laskowych, oraz że utrzymują one doskonały smak rodzimej
leszczyny.) Marzenie to potem częściowo się wypełniło,
bowiem faktycznie często podróżuję po tropikalnych wyspach
gdzie rosną kokosy. Często też zapijam się wodą z młodych
orzechów kokosowych, którą bardzo lubię. Jednak nie
jem miąszu kokosowego, bo jakoś mi nie smakuje. (Wolę
objadać się naszymi orzeszkami laskowymi, lub owocem
malezyjskiego "Duriana", który to Durian jest oficjalnie
uważany za najsmaczniejszy owoc świata - po szczegóły
patrz moja strona internetowa
fruit_pl.htm - o owocach tropiku.)
* * *
Fot. #D9:
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D9" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D9" wyjaśnia historię początków
Kasztelanii Milickiej, opisaną na bannerze z Izby
Regionalnej w Miliczu. Zdjęcie z lipca 2004 roku.
Milicka Izba Regionalna zlokalizowana jest w prawym
skrzydle byłego pałacu Maltzanów, w którym w 2004
roku siedzibę miał Zespól Szkół Przyrodniczych.
W lipcu 2004 roku, owa Izba Regionalna w Miliczu
otwarta była w każdą środę, czwartek i piątek, w
godzinach od 8 rano do 12:30. Wstęp był bezpłatny.
* * *
Milicz desperacko potrzebuje własnego muzeum
(takiego z prawdziwego zdarzenia) oraz własnej
informacji turystycznej. (Jest przy tym istotne aby
obie te instytucje umiejscowione były w jednym
i tym samym budunku zlokalizowanym w pobliżu
centrum miasta.) Wszakże muzeum zaopatrywałoby
mieszkanców Milicza w poczucie przynależności
i indywidualności. Z moich obserwacji w podróżach
po świecie wynika, że mieszkańcy miejscowości
jakie posiadają własne i dobrze zaopatrzone muzea,
zawsze są bardziej samoświadomi, bardziej związani
uczuciowo, oraz bardziej dumni ze swojego miasta,
niż mieszkańcy miejscowości bez muzeów. Pozatym
przybyszom takie muzeum oferowałoby szybkie i
ilustratywne poznanie historycznych korzeni tego
miasta. Z kolei informacja turystyczna powiadamiałaby
przybyszy co interesującego można zobaczyć w Miliczu
i okolicy, organizowalaby im noclegi, wyżywienie i
wycieczki, wskazywalaby środki transportu, itp.
Z pośród wielu modeli na jakich takie milickie muzeum
z prawdziwego zdarzenia mogłoby być oparte, moim
zdaniem najlepszy byłby model nowozelandzki.
W modelu tym muzeum oferuje wszystkim wstęp
wolny od opłat (tj. nie stosuje biletów), a ponadto
oferuje liczne aktywne atrakcje jakie bawią i uczą
(np. przeżycie jak się czuje podczas trzęsienia ziemi,
w kopalni, we wnętrzu lodowca, czy we wnętrzu
ziemi, historyczne lub naukowe pokazy - typu
"telefon powietrzny" pokazany na "Fot. #D2ab" z mojej stronyartefact_pl.htm,
próbki pod mikroskopami i urządzenia testowe
dostępne dla zwiedzających, itp.). Oferuje też
nieodplatne usługi, w rodzaju informacji historycznej
i turystycznej, pokazów, odczytów, wykładów, biblioteki,
itp. Pieniądze zaś na utrzymanie muzeum zarabiane
są NIE poprzez bilety, a otrzymywane z dotacji lokalnych
władz, a także uzyskiwane poprzez zlokalizowaną w
muzeum restaurację, sklep z pamiątkami, oraz odpłatne
imprezy rozrywkowe jakie organizowane są w wydzielonych
pomieszczeniach muzeum (tj. restauracja, sklep, oraz
owe imprezy płacą muzeum za wynajęcie pomieszczenia
i za prawo do otwarcia w obrębie zawsze zapelnionego
zwiedzajacymi muzeum). Stąd muzea w Nowej Zelandii
są zawsze pełne, bowiem zarówno mieszkańcy miasta,
jak i przybysze wiedzą, że mogą tam się wybrać aby miło
i tanio spędzić wolne chwile. Każdy więc idzie do muzeum
kiedy tylko ma chwilę wolnego czasu, zaś pogoda NIE
nakłądnia do innych zajęć. Z kolei sklepiki i restauracje
w tych muzeach zawsze mają doskonały business,
generując więcej funduszy niż generowałyby ich bilety
wstępu. Z kolei miejscowe władze nigdy nie żałują tam
pieniędzy na dotacje dla swoich muzeów, bowiem wiedzą,
że muzea te przyciągają turystów do ich miejscowości.
Wszakże jeśli w danej miejscowości jest dobrze zaopatrzone
i warte oglądnięcia muzeum, wówczas przejezdni zatrzymają
się w tym mieście na noc, dostarczając klientów miejscowym
hotelom, sklepom, restauracjom, oraz przedsiębiorstwom
usług turystycznych. Tam zaś gdzie brak jest muzeów, nikt
z przejezdnych nawet się nie zatrzymuje, bo i po co.
Powszechne małżeństwa
z miłości to wynalazek końca 20-wieku. W dawnych czasach ludzie
nie pobierali się z miłości - w większości przypadków małżeństwa
były dla nich aranżowane. Ciągle zresztą pozostają one aranżowane
w wielu krajach dzisiejszego świata, przykładowo w Indiach, a także
w krajach otaczających Indie takich jak Pakistan, Bangla Desh, czy
Sri Lanka. W danych czasach szczególnie zakorzenione było
aranżowanie małżeństw wśród ludzi bogatych. Wszakże chodziło
o to, aby ich partnerzy w małżeństwie posiadali podobnie wysoki majątek.
Oczywiście, fakt że
owe aranżowane małżeństwa pozbawione były miłości, w połączeniu
z faktem że zamieszkiwały one w pałacach lub zamkach w których
mężczyzna był zwykle władcą absolutnym, prowadziły do
najróżniejszych psychoz, anomalii, wypaczeń i zwyrodnień.
To właśnie z niego bierze się przykładowo "studnia niewiernych żon"
z zamku Czocha na południu Polski, opisana na stronie 70 w artykule
[LOT-1] referowanym w punkcie #D4 powyżej. W studni tej
właściciele zamku zwykli byli topić swoje żony, jeśli padło na nie
posądzenie, że są one niewierne. Ostatnią żonę utopiono tam w
1792 roku. To z tej właśnie tradycji wywodzi się król angielski,
Henryk VIII, którego najważniejszym wkładem do histori było
zamordowanie całego szeregu swoich żon. Echa owego barbarzyńskiego
traktowania żon zawarte są takze w klasycznej literaturze polskiej.
Przykładowo, każdy zapewne zna klasyczny wierszyk Adama
Mickiewicza "Golono, Strzyżono", który w żartobliwy sposób opisuje
jak małoznacząca sprzeczka małżeńska usiłująca ustalić czy
ich psa strzyżono czy golono, doprowadziła do tego,
że mąż w końcu utopił swoją żonę w stawie (a owa uparta żona
nawet wówczas "Wytknęła tylko dwa palce, I na odpowiedź palcami,
Jakby dwiema nożycami, Mężowi pod nosem strzyże."). To właśnie
stąd się bierze popularny obecnie w Polsce idiom "strzyżone - golone"
dla oznaczenia wszelkich bezsensownych sporów. Niektórzy ludzie
wierzą, że to także z owego poematu bierze się słynny międzynarodowy
znak "zwycięstwa za wszelką cenę" pokazywany poprzez podniesienie
do góry dwóch palców otwartych jak nożyczki imitowane przez ową
topioną (upartą) polską żonę. Tego typu postępowanie było "normalką"
w dawnych czasach. Oczywiście, niekochane żony owych czasów
odpłacały "pięknym za nadobne". Kiedy tylko wyczuwały, że ich
mężowie zaczynają przemyśliwać o jakiejś wymówce aby je zgładzić,
starały się uprzedzić tych mężów i zgładzały ich pierwsze. Najczęściej
używały w tym celu trucizny. Tajemnice umiejętnego trucia były w
owych czasach przekazywane z matki na córkę i cenione jako
najważniejsza wiedza życiowa. To właśnie stąd bierze się makabryczna
tradycja królowych trucicielek, z których najbardziej sławna prawdopodobnie
jest Włoszka, Lucrezia Borgia. Także polska królowa Bona Sforza (1494 - 1557),
żona Zygmunta Starego, znana była z kultywowania tych trucicielskich
tradycji. Oczywiście, jeśli owe żony odnosiły sukces w wytruciu swoich
mężów, wówczas to one stawały się absolutne władczynie swoich zamków.
Pałac milicki także
posiada szczególny trybut dla owych "niekochanych żon". Jest nim
pokazana na zdjęciu "Fot. #D10" poniżej rzeźba "milczącego wielbiciela",
który od dziesięcioleci wpatruje się w okna sypialni "pani" tego pałacu.
Ów spiżowy wielbiciel, który był "tylko" dziełem sztuki, stąd za
posiadanie którego małżonki nie były topione ani rzucane lwom
na pożarcie, był namiastką i substytutem prawdziwego wielbiciela,
prawa do posiadania którego owe nieszczęsne bogaczki były całkowicie
pozbawione.
Fot. #D10: Rzeźba "milczącego wielbiciela" wpatrującego
się w okna sypialni "pani" pałacu margrabiów w Miliczu. Małżeństwa
dla tak wysoko urodzonych były wówczas aranżowane przez rodziców.
Pozbawione miłości bogate "panie" domu zadowalały się więc choćby
znieruchomiałymi posągami wpatrującymi się w okna ich sypialni.
* * *
Chociaż właściciele pałacu w Miliczu starali
się utrzymywać w tajemnicy swoje problemy
rodzinne, wcale to nie oznacza, że problemy
te tam nie istniały. Wszakże problemy te
wynikały z epoki w której ci ludzie żyli oraz
z warunków w jakich oni mieszkali. (Przykładowo,
wynikały one m.in. z faktu że ówcześni męscy
mieszkańcy pałaców mieli do wyboru wszystkie
te urodziwe dziewki służebne oraz młode chłopki
z podległych im folwarków do których czasami
mieli nawet tzw. "prawo pierwszej nocy". Nie
bardzo więc ciągle im starczało energii i cierpliwości,
aby zadbać o dobre samopoczucie i szczęście
swoich własnych sfrustrowanych żon.) Podobnie
więc jak w każdym innym pałacu z tamtej epoki,
również i za oknami tego pałacu (szczególnie zaś
za oknem w które wpatruje się ów "milczący wielbiciel")
miało miejsce sporo niekochania, samotności, nienawiści,
cierpień, intryg, otruć, śmierci, pokuty, itp. Podobnie
też jak każdy inny stary pałac, również i ten pałac
jest pełen duchów niekochanych lub odtrąconych
żon, otrutych mężów, zamordowanych kochanków, itp.
* * *
Odnotuj ducha, widocznego w oknie
sypialni w które wpatruje się ów "milczący
wielbiciel". Powyższe zdjęcie utrwaliło w owym oknie jakąś białą
postać wyglądającą na zewnątrz z wyraźnym zainteresowaniem.
Postać tą dosyć dobrze widać, jeśli zdjęcie to się powiększy
poprzez kliknięcie na nim myszą. (Warto tutaj wspomnieć, że
w chwili fotografowania tego pałacu w wakacyjną niedzielę 4 lipca
2004 roku, nie było w nim nikogo. Ponadto, gdyby tlumaczyć tą
postać jako "odbicie", wówczas na przekór ujęcia na tym samym
zdjęciu również i kilku dalszych okien, w żadnym z nich nie jest
widoczne jakiekolwiek "odbicie".) Czyżby więc był to słynny duch
margrabiego, o którym się mówi że "nadzoruje on pałac" wraz z
cennościami ciągle ukrytymi w jego podziemiach. A może to
duch którejś z nieszczęśliwych "pań" tego pałacu, które podczas
życia sypiały właśnie poza oknami tej właśnie komnaty.
Okolice Milicza były miejscami
kilku znaczących bitew w historii Polski i tych ziem. Największe z tych bitew
miały miejsce w "Szwedzkiej Górce" pod Sułowem, a także w lasku "Konfederacji
Barskiej" pod Cieszkowem. Ciekawostką owych podmilickich pól bitewnych
jest, że faktycznie to nie były one jeszcze dokładnie przebadane przez
archeologów. Stąd zapewne do dzisiaj kryją one w sobie resztki starych
broni oraz pozostałości bitewnego hardware.
* * *
Istotna ciekawostka jaka rzuca się w oczy w
polach bitewnych okolic Milicza, to że z jakichś
obecnie ciągle jeszcze nie znanych nam dokładniej
powodów, na ziemi istnieją obszary, które zdają
się "przyciągać" do siebie "złe" zdarzenia -
jako ich przykład patrz opisy nowozelandzkich
"białych krzyży" z punktu #M1 mojej strony o nazwie
wszewilki.htm.
W okolicach Milicza jeden z takich obszarów leży
koło Sułowa. W niewielkiej odległości od siebie
miały tam bowiem miejsce aż dwie duże bitwy
(tj. w/w bitwa ze Szwedami, oraz nieco dawniej
bitwa z Mongołami). Niedaleko też od nich
znajdował się Hitlerowski obóz koncentracyjny.
Istnienie owych "złych" miejsc zaobserwować
można nie tylko na przykładzie Sułowa. Kiedyś
oglądałem angielski program telewizyjny o
Aleksandrze Wielkim. W programie tym historycy
także ilustrowali szokujące odkrycie, że niektóre
obszary na Bliskim Wschodzie były polami aż
wielu bitew w różnych okresach czasu, podczas
gdy niemal identyczne do nich obszary leżące
w ich pobliżu nigdy nie były polem bitewnym.
Podobnie w Nowej Zelandii istnieją miejsca
na prostych jak strzała i doskonale utrzymanych
drogach, w których występują zgrupowania
"białych krzyży". (W NZ krzyże te oznaczają
miejsca gdzie ktoś umarł w wypadku drogowym.)
Jeśli zaś istnieje gdzieś takie złe miejsce na
prostej i dobrej drodze, wówczas co jakiś czas
zdarza się na nim śmiertelny wypadek. Ja
osobiście położenia takich "złych" miejsc
wyjaśniam fluktuacjami pola grawitacyjnego,
co dokładniej opisałem w podrozdziale I4.4
z tomu 5 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Z kolei Chińska wiedza o "feng shui" po prostu
twierdzi o nich, że miejsca te mają "złe feng shui".
Przykładowo takim "złym feng shui" cechuje się
też miejsce na którym zbudowany był warowny
zamek milicki opisany w punkcie #D3 powyżej.
Zamek ten bowiem bez przerwy albo się palił
albo był burzony.
Fot. #D11: Tzw. "Szwedzka Górka" pod Sułowem.
W jej pobliżu miała miejsce duża bitwa pomiędzy
wojskami szweckimi i polskimi. Obecnie niedaleko
ówczesnego pola bitwy, na poboczu przebiegającej
w pobliżu szosy z Sułowa do Milicza, postawiony
jest krzyż i wymurowana tablica pamiątkowa -
patrz powyższe zdjęcie.
Oczywiście, jak każde miejsce byłego państwa
hitlerowskiego, także okolice Milicza posiadały
swoje obozy dla więźniów i filie obozów
koncentracyjnych. Najbardziej znany z
tych obozów zlokalizowany był w lasach
przy Sułowie. Nawet do dzisiaj można tam
znaleźć pozostałości obozowych budynków.
Niestety, nie jest mi wiadomo ilu dokładnie
więźniów hitlerowcy uśmiercili w owym obozie,
jakich byli oni narodowości, ani gdzie chowane
były zwłoki tych co padli podczas pracy,
a stąd których hitlerowcom nie chciało się
już dowozić do obozowego krematorium.
Fot. #D12: Kluczowe składniki każdego obozu
koncentracyjnego, tj.: bocznica kolejowa którą dowożono
więźniów, komora gazowa, oraz kilkumetrowa ścieżka jaka
wiodła od komory gazowej do krematorium. Stały one na
końcu drogi życiowej dla milionów więźniów hitlerowkich
obozów koncentracyjnych. Powyższa komora gazowa
sfotografowana została w czerwcu 2004 roku w obozie
koncentracyjnym "Stutthof" położonym w północnej Polsce.
Na przekór jej rozmiarów mniejszych od łazienek w
niektórych dzisiejszych domach, pracowała ona niemal
bez przerwy, uśmiercając setki tysięcy więźniów tego
obozu masowej zagłady. Ruiny podobnej komory gazowej,
jak również podobnego obozu koncentracyjnego,
do dzisiaj przetrwały w lasach koło Sułowa (ok. 8 km
na zachód od Milicza). Ogarniając ocean tragedii ludzkiej
jaką obozy te zaserwowały naszej cywilizacji chce się
krzyczeć: nigdy więcej! Niestety, pamięć ludzka
jest taka krótka.
Z kilku różnych powodów, ciał niektórych
więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych
nie spalono w krematoriach, a je pochowano.
W ten sposób na terenie Polski istnieje do dzisiaj sporo
cmentarzy żołnierzy Commonwealthu. Mieszkając obecnie
w Nowej Zelandii było dla mnie szokiem stwierdzić, że na
cmentarzach tych leży pochowanych sporo Nowozelandczyków.
Zwykle zginęli oni podczas pilotowania samolotów które
bombardowały tereny zarządzane przez hitlerowców.
* * *
Czy i gdzie w Miliczu
lub jego okolicach znajdują się groby lotników Commonwealthu,
tego mi nie wiadomo. Wiem jedynie że gdzieś w Miliczu pochowanych
jest kilku Rosjan, którzy upieczeni zostali żywcem w pierwszym
czołgu radzieckim jaki wjechał na milicki rynek w końcowych
dniach drugiej wojny światowej. Kiedyś nawet ktoś mi pokazywał
ich grób, jednak do dzisiaj zapomniałem w jakim on leżał miejscu.
Pamiętam jedynie że miejsce to nieco mnie wówczas zdziwiło - nie
pasowało mi ono jakoś na miejsce wiecznego spoczynku żołnierzy
radzieckich. (Więcej informacji o okolicznościach upieczenia
żywcem owych radzieckich wyzwolicieli Milicza, podanych zostało
w punkcie #C1 odrębnej strony o nazwie
bitwa_o_milicz.htm.)
Fot. #D13: Cmentarz żołnierzy Commonweathu w
Malborku
(po niemiecku zwanym "Marienburg"), w północnej
Polsce. Wymowną, aczkolwiek niewielką część więźniów
hitlerowskich obozów koncentracyjnych stanowili żołnierze
walczący z hitlerowcami, np. lotnicy zestrzeleni nad Niemcami.
Koło Malborka, ci z owych lotników więzionych w słynnym
stalag XXB (tj. podobnym do uwiecznionego w słynnym
filmie "Wielka Ucieczka" - "The Great Escape"), których udało
się zidentyfikowac, mają specjalny cmentarz. Natomiast
miejsca wiecznego spoczynku więźniów obozów z okolic
Milicza nie są obecnie nawet znane. (Krótka wzmianka o
potraktowaniu więźniów wojennych w okupowanym Miliczu
zawarta jest na innej stronie o nazwie
bitwa_o_milicz.htm.)
Jak podaje to niemiecki folklor ludowy, Hitler
miał jakoby być pupilkiem UFOnautów.
Jasnowłosy UFOnauci z tzw. "Rasy Nordyckiej"
ukazywali się mu regularnie, dzieląc się z nim
pomysłami w rodzaju jak ma organizować obozy
masowej zagłady, co ma uczynić z żydami,
czy że rasa jasnowłosych blondynów jest
rasą nadrzędną. Jednocześnie swoimi skrytymi
metodami działania starali się mu dopomagać
jak tylko mogli. Podobno jednym z ich posunięć
było sprowadzanie na Niemcy doskonałej pogody
w każdym dniu który Hitler oglosił świętem.
To właśnie z owego udoskonalania przez
UFOnautów pogody dla Hitlera miało podobno
się wziąść powiedzenie "pogoda Hitlera"
dla opisania niezwykle pięknych dni które zawsze
panowały w Niemczech w dniach hitlerowskich
świąt. Podobno Hitler bał się tych UFOnautów
jak diabli, jednak ze strachu przed ich mocami
dokładnie wykonywał każde ich polecenie.
Jednocześnie nakazywał swoim służbom
specjalnym aby poszukiwali podziemnego
Królestwa Agharti, które - jak kłamliwie
UFOnauci go poinformowali, zamieszkiwane
jest przez UFOnautów. Osobiście Hitler też
nadzorował rozwój latających dysków, czyli
dyskoidalnych urządzeń latających które
imitowały wehikuły UFOnautów.
Ze stwierdzeń owego folkloru zdaje się wynikać,
że faktycznie wszelkie okropności, które hitlerowcy
popełniali na innych narodach, swój prapoczątek
mogą brać w szatańskich radach i podszeptach
UFOnautów. Nie powinno nas więc dziwić, że
ojcując postępowaniu Hitlerowców, UFOnauci
do dzisiaj ogromnie się interesują dalszymi losami
wszystkiego co Hitlerowcy stworzyli. To by tłumaczyło
dlaczego wehikuły UFO często można obserwować
jak lądują na terenach byłych obozów zagłady.
To też by wyjaśniało dlaczego na indywidualnych
UFOnautów można się natknąć we wszelkich
hitlerowskich pozostałościach. Więcej informacji
na temat powodów dla których UFOnauci tak są
zainteresowani w niszczeniu ludzkości zawartych
zostało na stronie internetowej
ufo_pl.htm.
Fot. #D14: Jedno z licznych lądowisk UFO
jakie pokrywają obszar obozu koncentracyjnego
"Stutthof". Lądowiskiem tym jest niemal pełny
okrąg telekinetycznie poczerniałej trawy,
w obrębie której widoczne są kapelusze
małych grzybków. Okrąg ten widoczny
jest w dolnej połowie powyższego zdjęcia.
Widząc to lądowisko UFO, warto zadać
sobie pytania co UFOnautów tak tam interesuje.
Otóż, zgodnie z niemieckim folklorem, UFOnauci byli osobistymi
doradcami Hitlera. Z tego powodu UFOnauci do dzisiaj ogromnie
się interesują wszystkim co Hitlerowcy czynili, włączając w to
hitlerowskie obozy koncentracyjne. Powyższe zdjęcie pokazuje
jedno z wielu kolistych lądowisk UFO, które w dniu 29 lipca 2004
roku odkryłem i sfotografowałem na trawie hitlerowskiego obozu
koncentracyjnego Stutthof z północnej Polski. Inne zdjęcie lądowiska
UFO z owego obozu pokazane jest poniżej na Fot. #D16.
Najwyraźniej UFOnauci badali długoterminowe konsekwencje
tego obozu. Na powyższym zdjęciu na pierwszym planie wyraznie
widoczny jest fragment okręgu trawy o zmienionym kolorze. Owa
trawa wyznacza obszar wypalony przez pole magnetyczne wehikułu
UFO który zawisał w powietrzu właśnie nad tym miejscem. Ponieważ
wehikuły UFO wiszą w powietrzu zwykle tak ustawione, że ich podloga
jest prostopadła do lokalnego przebiegu linii sił ziemskiego pola
magnetycznego, podłoga tego wehikułu jest nachylona w stosunku
do płaskiej ziemi. Dlatego owa trawa odkolorowana przez pole UFO
ma kształt półkola, a nie pełnego okręgu. Powyżej okręgu owej
odkolorowanej przez pole UFO trawy, na powyższym zdjęciu
widoczne są fundamenty baraku dla więźniów w ostatnim stadium
wyniszczenia. Samego baraku już nie ma, bowiem jego deski
zbutwiały przez wszystkie owe lata które minęły od czasów
drugiej wojny światowej. Z kolei za fundamentami baraku widoczny
jest szereg cementowych słupków ogrodzenia obozu (w czasach
wojny pod napięciem), oraz najniższy fragment wieży wartowniczej
obozu ustawionej już poza owym ogrodzeniem.
* * *
Formowanie takich lądowisk
UFO jest dosyć złożonym procesem. Wynika on z używania silnego
pola magnetycznego dla napędu UFO. Skrótowy opis jak działa
magnetyczny napęd UFO zaprezentowany jest na stronie o
magnokrafcie,
a także w podrozdziale C1 z tomu 2 monografii [1/5]. Z kolei opisy
jak pole magnetyczne UFO formuje lądowiska typu pokazanego na
powyższej fotografii, zaprezentowane są w podrozdziale V5.1
z tomu 17 monografii [1/5]. W końcu cały szereg innych przykładów
podobnych lądowisk UFO pokazany jest na rysunkach V1 do
V3 z 2-giej porcji ilustracji do mojej najnowszej
monografii [1/5]
(ilustracje te można też oglądnąć na stronach internetowych
starszej monografii [1/4] gdzie ilustrują one rozdział "O", np. na stronie:
tekst_1_4_2.htm).
* * *
Szokująca jest liczba
lądowisk UFO widocznych na trawie byłych obozow koncentracyjnych.
Najwyraźniej szatańscy UFOnauci lubują się w podziwianiu efektów
swojego diabelskiego działania na Ziemi, oraz w sprawdzaniu na ile
ludzie już zdołali się do nich upodobnić. Więcej danych o diabelskiej
naturze i filozofii UFOnautów zaprezentowanych zostało na stronie
ufo_pl.htm,
a także w podrozdziale V8.1 monografii [1/5].
Kiedy byłem w ostatniej klasie Liceum Ogólnokształcącego,
podczas jednej z wypraw w okolice Guzowic przy Cieszkowie,
zaatakował mnie gryf. Tamten atak gryfa, jak również
wygląd tego potwora, opisałem dokładnie w podrozdziale
R4.2 z tomu 15 monografii [1/5], której nieodpłatne egzemplarze
dostępne są za pośrednictwem ston internetowych wylistowanych
w Menu 2. Zanim w środku nocy zmuszony byłem
przejechać przez miejsce w którym ów gryf grasował,
byłem wcześniej uprzedzany przez miejscowych, że
potwór ten może tam na mnie czekać. To zaś oznacza,
że ja wcale nie byłem jedynym człowiekiem który
owego gryfa widział. Widzieć go w tamtej okolicy
musiały też i inne osoby, aby ich opowiadania mogły
stać się początkiem lokalnego folkloru na jego temat.
Niezależnie
od powyższej mojej osobistej obserwacji milickiego gryfa,
w czasach młodości słyszałem też kilka opowiadań
o podobnym, a być może nawet tym samym, uskrzydlonym
potworze spotykanym w okolicach tzw. "drugiej tamy" na
Baryczy. Owa druga tama położona była na wschód od
Nowego Zamku. Gryf widywany był przez sporą liczbę
ludzi na bezludnych łąkach jakie kiedyś znajdowały się
w pobliżu owej tamy (w dół rzeki) na prawym brzegu
Baryczy.
Ciekawostką
gryfów jest, że aczkolwiek uważane one są za legendarne
potwory które podobno nie istnieją, faktycznie od czasu do
czasu są one widywane w najróżniejszych częściach świata.
Przykładowo na fotce #D15 pokazana jest rekonstrukcja wyglądu
gryfa, który w 2003 roku zaobserwowany był w Nowej Zelandii.
Dokładny opis owego nowozelandzkiego gryfa zawarty jest na
stronach internetowych o Nowej Zelandii wyszczególnionych
w Menu 2, np. na stronie o nazwie
newzealand_pl.htm.
W dzisiejszych czasach gryfy naczęściej widywane są w Puerto
Rico, gdzie nazywają je chupacabras.
Faktycznie
gryfy to krwiopijne maskotki UFOnautów, przywożone na
Ziemię w statkach UFOnautów i wypuszczane od czasu do
czasu w bezludnych obszarach aby sobie zapolowały.
W sensie swego pochodzenia są one zapewne produktami
"inżynierii genetycznej". Ich anatomia wygląda bowiem jakby
zostały one "poskładane" z genów kilku innych zwierząt,
w tym z genów orła, oraz lwa lub pantery. Mają one bowiem
wygląd małego lwa, jednak posiadają skrzydła i skaczą na
tylnich nogach jak orzeł - tj. oboma nogami równocześnie.
Gryf którego ja napotkałem w okolicach Guzowic pod
Cieszkowem, wyglądał właśnie jak taki mały lew ze skrzydłami.
Był on koloru czarnego, zaś jego ciało posiadało wielkość
i budowę psa rasy "rottweiler" (owa rasa psów w owym
czasie wcale nie była znana w Polsce). Potwór ten zaatakował
mnie, pozostawiając mi na prawej ręce trzy spore rany,
po których blizny istnieją do dzisiaj.
Fot. #D15: Tak oto w Nowej Zeladii opisywano
grasującego tam gryfa. Był on opisywany jako czarna
pantera - po szczegóły patrz strona internetowa
newzealand_pl.htm.
Jako rodzaj "kreatury podobnej do dużego czarnego kota"
opisywany był również gryf widywany w angielskiej miejscowości
Bodmin Moor
w latach 1994 do 1996, oraz szeroko potem rozpropagowany
po świecie w słynej reklamie telewizyjnej dla kart kredytowych "Visa".
Faktycznie jednak ja go pamiętam jako wyglądającego jak
mały czarny lew. Taki właśnie potwór - maskotka UFOnautów
zaatakowała mnie na drodze z Guzowic do Nowego Dworu
(tj. na zachód od Cieszkowa, ok. 10 km na północ od Milicza).
Opis owego ataku gryfa zawarty jest w podrozdziale R4.2
z tomu 15 monografii [1/5] udostępnianej nieodpłatnie za
pośrednictwem stron internetowych wyszczególnionych w
Menu 2.
Ponieważ
gryfy widywano w towarzystwie UFOnautów, w dawnych
czasach czczono je niemal religijnie. Dlatego gryfy występują
na wielu herbach gdzie są symbolami władzy. Przykładowo
herb Gdańska zawiera wizerunki dwóch gryfów, których
niestety obecnie ludzie biorą za lwy. W dawnej symbolice
heralgicznej (herbowej) gryfy zawsze przedstawiane były
jako małe lwy stojące na tylnich łapach (często też z
rozdwojonym językiem wystającym z ich jakby ptasiego
pyska). Natomiast lwy przestawiane były jako stojące na
wszystkich czterech łapach.
W okolicach
Milicza dokonywane były, oraz ciągle są, liczne obserwacje
UFO. Obserwacje te najczęściej następowały w okolicach
miejsc gdzie znajdowały się tzw. "diabelskie kamienie",
np. w okolicach Zemanowa, lub w okolicach kościółka Św.
Anny pod Karłowem.
Ciekawostką
owych obserwacji UFO jest, że zwykle ich fale pojawiają się
w czasach które poprzedzają nadejście do Milicza określonej
tragedii, np. huraganu, czy powodzi. Wygląda to tak, jakby to
właśnie UFOnauci sprowadzali na ludzi ową tragedię swoją
działalnością. Owa reguła obowiązywała zresztą również w
historii. Przykładowo w średniowieczu tuż przed pojawieniem
się zarazy, widywano UFOnautów - często jak ci coś rozsiewali
nocami ponad zabudowaniami ludzkimi (dzisiaj byśmy powiedzieli,
że UFOnauci rozsiewali zarazki danej choroby zakaźnej).
Jak to zresztą wyjaśnione jest na stronie internetowej
ludobójcy
wszystko wskazuje na to, że to UFOnauci przygotowali ludzkości
obecną zarazę tzw. "ptasiej grypy", a także zarazę "hiszpańskiej
grypy" od której w 1918 roku umarło co najmniej 40 tysięcy ludzi
(tj. więcej niż cała ludność Polski, a także więcej niż zginęło w
pierwszej wojnie światowej). UFOnauci pasjonują się także ludzką
krzywdą. Uwielbiają więc przykładowo parkować swoje wehikuły
UFO na obszarach byłych obozów koncentracyjnych - co przy
tym czynią w owych byłych obozach, tego nie jest nam wiadomo.
W monografii [1/5] pokazany jest też dowód, że UFOnauci
nadzorowali ukrzyżowanie Jezusa (patrz rysunek V7 w mojej najnowszej
monografii [1/5].
Ponad krzyżem Jezusa zawisały bowiem aż dwa wehikuły UFO,
jakich wizerunki do dzisiaj symbolicznie przypinane są do krzyży
kościoła ortodoksyjnego. Ponownie wygląda więc na to, że to
właśnie UFOnauci swoimi intrygami i hipnotycznymi nakazami
napuścili starożytnych Izraelitów aby ci ukrzyżowali Jezusa,
a potem UFOnauci nadzorowali z pokładu swoich statków czy
ukrzyżowanie to faktycznie zostało zrealizowane. (Odnotuj, że
ów rysunek V7 z monografii [1/5] pokazany jest również na stronach
internetowych
prawa moralne oraz
prawda.)
Fot. #D16: Bardzo wyrażne koliste lądowisko
UFO widoczne na trawie przed barakami dla nowoprzybyłych
więźniów w obozie koncentracyjnym Stutthof z północnej
Polski. Porównaj powyższe lądowisko UFO, z innym lądowiskiem
UFO także pochodzącym z obozu koncentracyjnego Stutthof,
a pokazanym na Fot. #D14 powyżej. Lądowisko takie
powstaje, kiedy wirujące pole magnetyczne produkowane
w celach napędowych przez pędniki umieszczone naokoło
obrzeża dyskoidalnego UFO, wypala trawę powodując
zmiany jej koloru. Powodem dla którego widoczny jest
tylko fragment okręgu odkolorowanej trawy, a nie pełny
okrąg, jest że UFO z reguły latają z ich podlogą prostopadłą
do linii sił lokalnego pola magnetycznego Ziemi. Stąd
dyskoidalne UFO zwykle leci nachylone względem
płaskiej ziemi, zaś pole magnetyczne tylko z części
jego pędników umieszczonych na obrzeżu wehikułu
dosięga ziemi i powoduje widoczne na zdjęciu wypalenie.
* * *
Odnotuj, że
podobne lądowiska UFO często można spotkać na łąkach
i trawnikach w okolicach Milicza. Milicz jest bowiem miejscem
podwyższonej aktywności wehikułów UFO.
Jak to wykazują
badania UFO, elementy składowe niemal każdego starego
kościoła na Ziemi zamodelowane są na kształt wnętrza UFO.
Szczególnie dobrze jest to widoczne w starych kościołach,
takich jak np. kościoły istniejące w Miliczu. Jedynie nowoczesne
kościoły budowane w dzisiejszych czasach, stopniowo
odchodzą od tej zasady imitowania wnętrza UFO. Każdy
też szczegół konstrukcji i wyposażenia starych kościołów,
modelowany jest na wzór wyglądu i wyposażenia wehikułów
UFO. Oto wykaz najważniejszych składowych każdego starego
kościoła, jakich wygląd imituje odpowiednie składowe UFO:
1. Ołtarze. Te
imitują urządzenia sterownicze używane do kierowania lotem UFO.
2. Konfesje
(patrz "Fot. #D17"). Te imitują pędnik główny UFO.
3. Kolumnady.
Te imitują słupy pola magnetycznego wydzielanego przez pędniki UFO.
4. Chrzcielnice.
Te imitują komory oscylacyjne UFO.
Najwyższe
jednak podobieństwo do UFO wykazuje ogólny kształt
starych kościołów, oraz zagospodarowanie i wygląd ich
wnętrza. I tak większość starych kościołów ma przynajmniej
jedną kopułę, jaka imituje kopułę centralną w konstrukcji UFO.
Wokół obrzeży tych starych kościołów zawsze obiega
też jakaś kolumnada, jaka imituje pierścień kolumn z
pędnikami bocznymi które rzucają się w oczy każdemu
przebywającemu we wnętrzu UFO. Nawet zarysy owych
kulumn zawsze imitują słupy pola magnetycznego
przenikającego przez pędniki boczne UFO. Każdy stary
kosciół miał też wieżę z bulwiastymi wierzchołkami (np.
patrz "Fot. #D29"). Te imitują cygara UFO mniejszego
typu doczepione do pędników UFO większego typu.
Więcej informacji na temat podobieństwa starych
kościołów do UFO, znaleźć można w podrozdziale
P6.1 z tomu 14 monografii [1/5].
W
podobny sposób jak czynią to świątynie chrześcijańskie,
UFO jest również imitowane przez meczety muzułmańskie.
Szczególnie to widać w Istambule, gdzie każdy z tamtejszych
meczetów przypomina latający system sprzęgnięty z szeregu
wehikułów UFO.
Fot. #D17: W centrum najniższej
części tego zdjęcia ujęta została (niestety, niezbyt
dobrze tu widoczna) tzw. "konfesja" z katedry w
Gnieźnie. Sfotografowana w lipcu 2004 roku.
W bardzo ważnych kościołach chrześcijańskich, taka
"konfesja" imituje pędnik centralny UFO. W Polsce
posiada ją katedra w Gnieźnie (pokazana na powyższym
zdjęciu), oraz katedra w Krakowie. Prawdopodobnie
"konfesja" znajduje się także w barokowym kościele
ze Świetej Lipki - co sugerują moje niezwykłe, jeśli
nie cudowne, doświadczenia z Warszawy z nieistniejącą
tam "konfesją" (opisane w punkcie #E3 strony o nazwie
malbork.htm,
w punkcie #D6.1 strony o nazwie
timevehicle_pl.htm,
zaś podsumowane w pinkcie #J3 strony internetowej o nazwie
hurricane_pl.htm).
Z całą pewnością konfesja jest także obecna w
Bazylice Św. Piotra w Rzymie - bo ją tam osobiście
ogladałem (chociaż NIE wiedziałem wówczas jeszcze
o owym prawdopodobieństwie, iż "konfasja" faktycznie
może być ciągle działającym "artefaktem" starożytnego
prototypu "telepatycznego telefonu" - opisanego m.in.
w punktach #D1 do #D4 strony o nazwie
artefact_pl.htm,
zaś wspominanego także w podpisie pod "Fot. #D18" z niniejszej strony).
Owe tajemnicze struktury "kofesji" można znaleźć w
najbardziej centralnej części co ważniejszych prastarych
budowli kościelnych, najczęściej pod ich kopułą centralną.
Na te struktury zwykle składają się prostokątne obiekty
z białego marmuru, otoczone czterema poskręcanymi
kolumnami które podpierają iskrzący się złotem baldachim -
podobny do rodzaju wklęsłego "zwierciadła głosowego".
W nomenklaturze kościelnej owe struktury nazywane są
konfesja - które to słowo znaczy "grób wyznawcy".
Z dzisiejszych badań UFO wiemy jednak, że całe te
struktury faktycznie imitują budowę i wygląd pędnika
głównego UFO. Jak też wyjaśniają to punkty #D1 do
#D4 owej strony o nazwie
artefact_pl.htm,
"konfesje" prawdopodobnie imitują też działanie pędnika
głównego UFO jako rodzaju międzygwiezdnego "telepatycznego
telefonu" - być może są one nawet artyfaktami jakie
ciągle są w stanie zrealizować to działanie. Z kolei ów
prostokątny obiekt wykonywany z białego marmuru i
umieszczany w centrum tych struktur, imituje urządzenie zwane
"komora oscylacyjna",
które stanowi źródło potężnego pola magnetycznego w
każdym pędniku UFO. W pobliżu owych "konfesji" w kościołach
ziemskich zwykle umieszczane są ciała świętych. To zaś
imituje "składownie" albo "przechowalnie" zwłok ludzkich,
które zawsze znajdują się w cylindrach centralnych UFO
dużego typu, tuż obok komory oscylacyjnej ich pędnika
głównego (po szczegóły patrz podrozdzial P6.1 w monografii [1/5]).
Powodem takiego składowania ciał ludzkich w UFO jest,
że pole magnetyczne z pędnika głównego UFO zapobiega
psuciu się tych zwłok.
Zależnie od tzw. "generacji UFO",
jaka z kolei zależy od poziomu zaawansowania technicznego cywilizacji która
zbudowała dany wehikuł UFO, ich tzw. komory oscylacyjne przyjmują
tylko jeden z trzech możliwych kształtów. (Odnotuj, że zgodnie z opisami
z rozdziału F w tomie 2 monografii [1/5], owe "komory oscylacyjne" UFO,
to po prostu najważniejsze urządzenia napędowe owych wehikułów latających.
Dla UFO owe komory oscylacyjne są tym samym co "silniki" są dla dzisiejszych
samochodów.) Wszystkie trzy możliwe kształty komór oscylacyjnych UFO
zilustrowane są na rysunku F3 z mojej najnowszej
monografii [1/5].
Kształty te to rodzaj słupa równoległościennego o przekroju albo: (1) kwadratowym,
(2) ośmiobocznym, lub (3) szesnastobocznym. W UFO słup ten zawsze też stoi
ze swoją osią centralną umieszczoną pionowo. Stąd owe trzy kształty zawsze
występują w jego przekroju poziomym.
Co najbardziej szokuje w wyposażeniu
wnętrz starych kościołów (w tym kościołów z Milicza), to że wszystko co w nich
zawarte również posiada kształty
które dokładnie odzwierciedlają owe trzy możliwe kształty komór oscylacyjnych UFO.
Stąd w starych kościołach najczęściej wszystko jest równoległościanem o przekroju
ośmiobocznym - jako przykład patrz obiekt pokazany na zdjęciu "Fot. #D18" obok.
We wszystkim też ze starych kościołów, ów przekrój zarysowuje się w przekroju
poziomym - czyli w dokładnie tym samym przekroju, co w komorach oscylacyjnych
UFO. Jeśli zaś coś nie jest ośmioboczne, wówczas w poziomie ma to albo przekrój
kwadratowy, albo też szesnastoboczny (lub okrągły - który jest przybliżeniem
szesnastoboku). Natomiast niemal niemożliwe jest znalezienie w starych kościołach
czegokolwiek, co miałoby przekrój np. trójkątny, czy sześcioboczny, na przekór
że właśnie te przekroje są nieporównanie bardziej
łatwe do wykonania narzędziami dawnych mistrzów, niż przekroje ośmioboczne czy
kwadratowe. Ów najbardziej szokujący atrybut starych kościołów jest, że w ich
wnętrzach niemal wszystko imituje generalne kształty komór oscylacyjnych UFO.
Fot. #D18: Gigantyczne, tajemnicze, ośmioboczne
urządzenie z kościoła mariackiego w Gdańsku.
Zgodnie z tym co wyjaśniam w punktach #D1
do #D4 ze strony o nazwie
artefact_pl.htm,
urządzenie to prawdopodobnie jest modelem
i imitacją budowanych i działających w
starożytności "telepatycznych telefonów".
Powyższa jego fotografia wykonana została w lipcu
2004 roku. Urządzenie to jest aż tak ogromne, że
osiem kobiecych figur "cnót" stojących naokoło
jego ośmiobocznej podstawy posiada wymiary
dorosłych ludzi (po kliknięciu na to zdjęcie czytelnik
może porównać wymiary owych ośmiu rzeźb do
wysokości dwóch turystów też widocznych na
powyższej fotografii poza owymi figurami).
Faktyczne przeznaczenie owego urządzenia
pozostaje prawdziwą tajemnicą. Wszakże jest
ono zbyt ogromne aby wypełniać jakąś praktyczną
funkcję, poza pozostaniem pojemnikiem na jakieś
święte substancje. Jednak jest ono szokujaco podobne
do tzw. "Sejsmografu Zhang Henga" (po angielsku
"Zhang Heng Seismograph") - co czytelnik może
sobie uświadomić po porównaniu powyższego zdjęcia
"Fot. #D18" z licznymi zdjęciami telepatycznego "Sejsmografu
Zhang Henga" pokazanymi np. na stronie internetowej
seismograph_pl.htm.
Zaś ów "Seismograf Zhang Henga" był starożytnym
aparatem telepatycznym, który wykorzystywał
właściwości fal telepatycznych do ostrzegania ludzi
o właśnie zbliżającym się trzęsieniu ziemi. Z tego
powodu, a także z uwagi na niektóre inne cechy
powyżej pokazanego średniowiecznego "składankowego
artefaktu" z kościoła NMP w Gdańsku, autor tej
strony wierzy, że faktycznie aparat ten jest repliką
(kopią) starożytnego "telepatycznego telefonu" -
tj. telepatycznego urządzenia łącznościowego
które pozwalało na prowadzenie rozmowy poprzez
dwa takie urządzenia znajdujące się w znacznych
odległościach od siebie (czyli był on jakby starożytnym
telepatycznym odpowiednikiem dla dzisiejszego
"telefonu komórkowego"). Więcej na ten temat
wyjaśniają punkty #D1 i #D2 odrębnej strony o nazwie
artefact_pl.htm.
Powyżej pokazane urządzenie, imitujące sobą
wygląd i działanie "telepatycznego telefonu",
opisane jest także na kilku innych totaliztycznych
stronach internetowych - głównie w punktach #D1
do #D4 z totaliztycznej strony o nazwie
artefact_pl.htm,
zaś margnesowo też w punkcie #D16 totaliztycznej strony o nazwie
wroclaw.htm.
(Odnotuj że ów niezwykły "Sejsmograf Zhang Henga" wykorzystywał
fale telepatyczne
do zdalnego wykrywania gotujących się trzęsień ziemi
z na tyle znacznym wyprzedzeniem czasowym, że
urządzenie to pozwalało na efektywną ucieczkę ze
strefy zagrożenia. Jego zaś tajemnicze działanie
do dzisiaj NIE zostało odtworzone w już pracującym
urządzeniu). Powyższe zaś tajemnicze urządzenie
także posiada nie tylko ośmioboczny kształt swego
głównego korpusu, ale także i ośmioboczną podstawę -
podobnie jak ów sejsmograf Zhang Henga opisywany na
powyższych stronach internetowych. Ponadto, jego wygląd
ogólny oraz kształt są dziwnie podobne do kształtu oraz
do wyglądu owego sejsmografu Zhang Henga. Jednak
zamiast mylnie doszukiwać się źródla owych podobieństw
w między-kulturowych oraz między-religijnych wpływach,
bardziej racjonalne jest uświadomienie sobie, że oba te
urządzenia (1) posiadają kształt i konstrukcję
jakie sugerują że są one jakimiś aparatami które wykorzystują
fale telepatyczne do swego działania, (2) że
są one modelami lub kopiami jakichś już kiedyś istniejących
i używanych w starożytności urządzeń telepatycznych,
oraz (3) że mimikują one sobą kształt pędników
głównych z wehikułów UFO (wraz z telepatycznymi
funkcjami owych pędników). Do takich wniosków prowadzi
nas bowiem wiedza, że w środku owych pędników UFO
drugiej generacji, zawarta jest ośmioboczna komora
oscylacyjna pokazana tu na "Fot. #C2" i ogromnie podobna
do kształtów zaprezentowanych na powyższym zdjęciu.
Nasze kościoły są pełne dziwnych obiektów, jakich wygląd
imituje właśnie wygląd urządzeń zaobserwowanych na
pokładach UFO, a widzianych tam przez ludzi uprowadzanych
do owych wehikułów. Po opisy budowy i działania komór
oscylacyjnych z UFO, patrz strona o nazwie
oscillatory_chamber_pl.htm,
lub patrz tomy 2 i 17 monografii [1/5] (w tym również
rysunek F8 (2s) z monografii [1/5]). Powyższe uświadamia,
że ogromna liczba najróżniejszych ośmiobocznych obiektów
pojawiających się w ludzkiej kulturze, faktycznie wynika z
imitacji przez dawnych mistrzów kształtów ośmiobocznych
komór oscylacyjnych z UFO.
Ciekawe czy ktoś się kiedykolwiek zastanawiał, dlaczego
w wyposażeniu chrześcijańskich kościołów, muzułmańskich
meczetów, oraz świątyń innych religii, niemal wszystko imituje
bardzo trudny do dokładnego wyprodukowania kształt i
działanie ośmiobocznych pędników UFO, lub ośmiobocznych
wylotów z pędników UFO, na przekór że faktycznie wszystkie
obiekty z kościoła możnaby zbudować w niezliczonej liczbie
innych kształtów. Odpowiedź na to brzmi, że uprowadzenia
ludzi do UFO są "symulowane" na Ziemi od samego początku
zasiedlenia Ziemi, zaś po powrocie na Ziemię ludzie ci mimikują
w swoich twórczych produktach fascynujące ich urządzenia
jakie widzieli podczas owych "symulacji" uprowadzeń do UFO.
(Czytelnik może znaleźć więcej na temat UFO na stronach
internetowych wyszczególnionych w "Menu 4", np. na stronie
ufo_proof_pl.htm.)
Ze wszystkich trzech istniejących
kształtów komór oscylacyjnych UFO, ludzie najczęściej uprowadzani są
na pokłady UFO o napędzie telekinetycznym lub na
wehikuły czasu.
Wszakże tylko te dwie najbardziej zaawansowane generacje UFO
mogą stawać się niewidzialne dla wzroku ludzi, a stąd mogą operować
na Ziemi zupełnie niedostrzegalne przez ludzi. Z kolei komory
oscylacyjne tych dwóch generacji UFO posiadają przekrój ośmioboczny
lub porzekrój szesnastoboczny. Nic więc dziwnego, że większość
starych kościołów posiada kolumnadę, jaka właśnie imituje ośmioboczne
lub szesnastoboczne słupy pola magnetycznego, które odprowadzane
jest z takich komór oscylacyjnych. Praktycznie też według moich
obserwacji, niemal każdy kościół zbudowany przed 15 wiekiem
posiada kolumny o przekroju ośmiobocznym. Jako przykład
patrz kolumny z kościoła pokazanego na Fot. #D19.
Fot. #D19: Ośmioboczne kolumny podpierające
sufit katedry we Fromborku (tej gdzie pracował Mikołaj
Kopernik). Podobne kolumny są też obecne w innych
starych kościołach zbudowanych przed 15 wiekiem.
Ich ciekawostką jest, że swoim wyglądem imitują one
ośmioboczne kolumny pola magnetycznego odprowadzanego
do otoczenia z pędników UFO drugiej generacji, czyli
UFO używających ośmioboczne komory oscylacyjne
do swego napędu. Warto tutaj odnotować, że w okolicach
np. Malborka, kolumny w niemal wszystkich starych
kościołach mają właśnie przekrój ośmioboczny.
Szokującym w kształcie kolumn starych kościołów
jest, że kulumny te w przekroju poziomym posiadają
jedynie 4 kształty, wszystkie cztery zaś są imitacjami
kształtów kolumn pola magnetycznego odprowadzanego
z pędników UFO. I tak kolumny te mogą
mieć jedynie przekrój kwadratowy, ośmioboczny, szesnastoboczny,
lub okrągły (odnotuj że przekrój okrągły jest po prostu
przybliżeniem przekroju szesnastobocznego). Jak
dotychczas w żadnym kościele na świecie nie spotkałem
kolumn o kształcie przekroju poziomego np. trójkatnym
czy sześciobocznym, na przekór że takie kolumny byłoby
najłatwiej zbudować dawnym mistrzom. (Z punktu
widzenia konstukcji, jest przecież nieporównanie trudniej
wymierzyć i zbudować kolumnę o przekroju ośmiobocznym,
niż np. kolumnę o przekroju sześciobocznym. Wszakże
aby wymierzyć idealny sześciobok, wystarczy na okręgu
odłożyć sześć promieni koła. Natomiast wymierzenie
idealnego ośmioboku wymaga złożonych zabiegów
pomiarowych i zaawansowanej wiedzy geometrycznej.
Musiał więc istnieć bardzo istotny powód dla którego
dawni mistrzowie budowali w kościołach kolumny
ośmioboczne zamiast sześciobocznych. Powodem tym
niemal z całą pewnością były wnętrza wehikułów UFO,
w których uprowadzani do nich ludzie nie mogli zobaczyć
kolumn sześciobocznych, jednak widywali mnóstwo
kolumn ośmiobocznych.)
Niewielki kościółek Św. Anny
pod Miliczem słynął kiedyś z wielu cudów. Przykładowo folklor ludowy
stwierdzał, że powtarzalnie ukazują się przy nim święte istoty.
Ponadto obiekty zlokalizowane przy tym kościółku, szczególnie
stary, święty dąb (jaki obecnie już nie istnieje) a także tamtejszy
"anielski kamien" (jaki także zaginął gdzieś w okresie czasu
pomiędzy 1981 a 2004 rokiem), słynne były w okolicy ze swoich
mocy uzdrowicielskich, oraz ze zdolności przywracania płodności.
Jeśli jednak cuda te się dokładniej przeanalizuje, okazuje
się że przynajmniej jakaś ich część może być racjonalnie
wytłumaczona. Duża bowiem proporcja tych cudów to obserwacje UFOnautów
którzy w regularnych odstępach czasu odwiedzali "anielski kamień"
(po niemiecku "Teufelstein") zlokalizowany tuż przy owym kościółku.
Z kolei cudowne uzdrowienia które później miały tam miejsce dają
się wytłumaczyć działaniem energii moralnej jaka zgromadzona
została zarówno przez ów prastary dąb jak i przez ów "anielski
kamień" do których modlili się wierni.
(Działanie tej energii moralnej wytłumaczone jest dokładniej na stronie
internetowej o mieście
Malbork
dostępnej za pośrednictwem "Menu 1".) Natomiast przywracanie płodności
może posiadać związek albo z witalnością i mikroelementami zawartymi
w powietrzu Milicza, albo tez z systematycznym natelekinetyzowywaniem
przez UFO okolicy "anielskiego kamienia". (Wpływ natelekinetyzowania
otoczenia na płodność wyjaśniony jest w podrozdziale KB4 z tomu 9 monografii
[1/5]. Przykładowo w Malezji istnieje naturalnie natelekinetyzowane
miejsce nazywane "Lake of the Pregnant Maiden" - t.j. "Jezioro Ciężarnej
Piękności" , jakie słynie z przywracania płodności - jest ono właśnie
w tym celu odwiedzane przez tłumy turystów.)
Fot. #D20: Kościółek Św. Anny w Karłowie pod Miliczem.
W pokazanej powyżej formie został on zbudowany w latach 1807 do 1808 zastępując
ostatnią z szeregu małych drewnianych kapliczek które cyklicznie wznoszone były
w jego miejscu już od czasow średniowiecza. Przy owych kaplicach od najdawniejszych
czasów w ostatnią niedzielę lipca odbywały się doroczne odpusty ku intencji
cudownego objawienia się Św. Anny z Matką Boską i małym Dzieciątkim Jezusem,
widzianych jak siedzieli na gałęziach starego dębu który rósł w owym miejscu.
Powyższa fotografia wykonana została w lipcu 2004 roku. To właśnie w okolicy
tego kościoła w przeszłości miały miejsce liczne cuda, cudowne uzdrowienia,
oraz przywrócenia płodności. Pokazane są drzwi wejściowe do kościółka.
Za kościółkiem rósł kiedyś bardzo stary dąb, na którego konarach zaobserwowane
były owe trzy niezwykłe istoty, jakie dzisiaj byśmy wzięli za trzech UFOnautów,
jednak jakim w średniowieczu nadawano "nadprzyrodzony" charakter.
Dąb ten był później źródłem wielu cudownych uzdrowień. Na prawo od tego kościółka
znajdował się kiedyś "anielski kamień" z dziwnymi wytopieniami jakby technologicznego
pochodzenia. On również z czasam stał się obiektem kultu. Twierdzono o nim kiedyś,
że też jest źródłem uzdrowień, oraz że przywraca płodność. Niestety, pomiędzy 1981
a 2004 rokiem, kamień ten tajemniczo zniknął ze swego poprzedniego miejsca.
Być może, że to ten sam kamień, który obecnie zakopany jest pod krzyżem widocznym
po lewej stronie powyższego zdjęcia, oraz pokazanym w powiększeniu na
zdjęciu "Fot. #D22". (Jednak ja osobiście nie byłem w stanie ani go rozpoznać
po wyglądzie zewnętrznym, ani też wykopać z ziemi i sprawdzić czy posiada
on znane mi technologiczne wytopienia. Nie odnotowałem też w jego pobliżu
żadnych lądowisk UFO jakie potwierdzałyby że UFOnauci nadal się nim interesują.)
W okresie
średniowiecza UFOnauci rozlokowali na Ziemi ogromną
siatkę złożoną ze szczególnych kamieni. Kamienie te
zawierały w środku jakieś urządzenia nadawcze podobne
do dzisiejszych radiolatarni. Z kolei na ich powierzchni
znajdowały się technologicznie wyglądające wytopienia.
Po nałożeniu na mapę miejsc ich oryginalnego rozlokowania,
okazywało się że formują one na powierzchni planety
regularną siatkę. Jedynym wyjaśnieniem jakie dotychczas
uzasadniało powody ich regulanego poosadzania na Ziemi
oraz wydzielanie przez nie promieniowania, to że UFOnauci
wykorzystywali promieniowanie wydzielane przez te kamienie
jako swoistą siatkę jakby radiolatarni. Służyły więc im one
do nawigacji po naszej planecie i do precyzyjnego określania
położenia innych obiektów na Ziemi. Dla UFOnautów
kamienie te były więc jakby stacjonarnym odpowiednikiem
tego co dzisiaj znamy pod nazwą satelitarnego systemu
GPS (tj. "Global Positioning System").
Z uwagi
na technologicznie wyglądające znaki typu odciski dłoni
i stóp, jakie zawsze znajdowały się wytopione na owych
kamieniach UFO, przez wieki fascynowały one ludzi.
Przed drugą wojną światową w Polsce sporządzono nawet
ewidencję tych kamieni (popularnie znanych pod nazwami
"diabelskie kamienie", "anielskie kamienie", lub "boże stopki").
Ogłoszone one wówczas zostały pomnikami natury i chronione
były przez prawo. Ciekawe czy i dzisiejsze prawo rozciąga
nad nimi swoją opiekę.
Koło każdego
"diabelskiego kamienia" obserwowana jest zawsze wzmożona
aktywność UFOnautów. Indywidualni UFOnauci często są
widywani jak manipulują coś przy tych kamieniach. Z kolei
wehikuły UFO lubują się w zawisaniu nad nimi, oraz w lądowaniu
niedaleko od nich. Dlatego łączki w okolicach tych kamieni
zwykle upstrzone są kolistymi lądowiskami UFO podobnymi
do lądowiska ze zdjęcia 16.
Kiedy po
szeregu artykułów na temat badań "diabelskich kamieni"
wydanych po 1981 roku w polskiej prasie UFOlogicznej,
UFOnauci zorientowali się że ludzie zaczynają badania
ich systemu nawigacyjnego, w typowy dla siebie sposób
zaczęli usuwać te kamienie które stały się przedmiotem
badań. Usuwanie to zawsze przy tym UFOnauci organizowali
w taki sposób, że wina za zniknięcie danego kamienia
zawsze spadała na ludzi, a nie na UFOnautów. Przykładowo
najsłynniejszy z "diabelskich kamieni", czyli kamień z
Emilcina koło Opola Lubelskiego (pokazany na zdjęciu
"Fot. #D21(b)"), UFOnauci prawdopodobnie usunęli poprzez
rozkazanie jednemu ze swoich
"podmieńców",
a także nakazanie pod hipnozą kilku wybranym przez siebie
ludziom, aby w 1982 roku kamień ten wykradli z Emilcina
i przewieźli go do Warszawy. W Warszawie zaś kamień ten
UFOnauci nakazali starannie ukryć przed badaczami UFO
pod jakimś opuszczonym wiaduktem. Za sprawką UFOnautów,
po pewnym czasie kamień ten zniknął także i spod owego
wiaduktu. Jest wysoce prawdopodobne że dzisiaj nie będzie
już możliwe jego odnalezienie. Oczywiście, po zniknięciu
kamienia tego nie można już poddawać dalszym badaniom
naukowym, aby stopniowo poodkrywać tajemnice UFOnautów
- co z całą pewnością było faktycznym celem jego wykradnięcia
z Emilcina. Jest możliwe że w podobny sposób za sprawką
UFOnautów zniknął też i kamień z Karłowa pod Miliczem,
który w latach 1980-tych także zaczął być szczegółowo
badany przez UFOlogów.
* * *
Już po obublikowaniu
niniejszej strony internetowej, w dniu 25 września 2004 roku
napisal do mnie jeden z czytelników. Twierdzi on, że wie gdzie
w chwili obecnej znajduje się "diabelski kamień" z Emilcina.
Według niego, gdzieś po 1986 roku kamień ten został utopiony
w stawie znajdującym się wówczas w obrębie farmy hodowlanej
w Oborach koło Konstancina pod Warszawą. Farma ta należała
wtedy do Akademii Rolniczej z Warszawy. Wygląda mi więc na
to, że jego ukrycie pod wiaduktem nie gwarantowało UFOnautom
pewności że nikt go nie odnajdzie. Spowodowali więc że dodatkowo
zostal on utopiony. Wszakże spod wiaduktu mógł on być zabrany
zwykłą ciężarówką. Natomiast po utopieniu w stawie, aby się do
niego dostać konieczne jest całe przedsięwzięcie. Podobno ów
kamień o wadze około 350 kg, ciągle leży na dnie tamtego stawu
aż do dzisiaj. Z kolei miejsce w jakim się on ukrywa, stało się od
owego czasu punktem do którego zlatują się wehikuły UFO.
W tym miejscu
więc apeluję do "dobrego samarytanina" który zapewne
czyta niniejszą stronę internetową. Jeśli posiada on ku temu
środki i możliwości, a także zna jakieś dobre miejsce publiczne,
które zagwarantuje bezpieczeństwo tego kamienia przed dalszymi
podobnymi zapędami aby go ukryć lub zniszczyć, niniejszym
mu proponuję aby wydobył ów kamień z tamtego stawu (gdzie
przecież nikt go nie chce i gdzie on zwyczajnie niszczeje) i aby
umieścił go w owym publicznym miejscu, opatrując odpowiednią
tablicą informującą dlaczego kamień ten jest tak niezwykły.
Najlepiej aby miejsce to znajdowało się gdzieś na środku trawnika
w centrum jakiegoś ruchliwego chociaż niezbyt dużego miasteczka,
np. takiego jak Milicz (np. na środku trawnika jaki obecnie
znajduje się niemal w centrum Milicza, w pobliżu byłej południowej
bramy wylotowej z tego średniowiecznego miasteczka).
Wcale przy tym miejsce to nie musi być w Emilcinie - wszakże
mieszkańcy Emilcina nigdy nie upominali się o swój kamień,
ani nigdy nie usiłowali go odnaleźć i sciągnąć z powrotem.
Po umieszczeniu w takim publicznym miejscu kamień ten
bez ustanku będzie już na oku wielu ludzi. Ponieważ zaś w
małym miasteczku, takim jak Milicz, niemal wszyscy się znają
i wszystko dokładnie wiedzą, wszyscy będą więc zwracali już
uwagę co z kamieniem tym się dzieje.
Warto tu dodać,
że w przypadku wydobycia tego kamienia ze stawu gdzie tylko
niszczeje, oraz umieszczenia go w publicznym miejcu gdzie
ludzie bez przerwy będą mieli na niego oko, osiągnięte zostaną aż trzy
totaliztyczne dobre uczynki
za jednym zamachem. Mianowicie kamień ten jest przedwojennym
"pomnikiem natury", co oznacza że wydobywająca osoba przysłuży
się ochronie polskich skarbów natury. Kamień ten chcą badać
liczni UFOlodzy - jego więc ustawienie w publicznym miejscu
do jakiego każdy będzie miał dostęp, umożliwi jego badanie.
W końcu kamień ten jest bardzo sławny. Miejce w jakim zostanie
on udostępniony do publicznego oglądania też stanie się więc
sławne - wszakże będzie on przedmiotem turystycznych wycieczek
i publicznego zainteresowania. Nie wspomnę tu już, że miejsce
gdzie ten kamień się znajdzie, nocami będzie też często odwiedzane
przez UFOnautów i wehikuły UFO.
Fot. #D21(a) (tj. K1(c) w [1e]): Zbliżenie tzw. "diabelskiego kamienia"
z Emilcina koło Opola Lubelskiego. Sfotografowany w 1982 roku. Odnotuj
liczne odbicia błoniastych dłoni UFOnautów oraz ich maleńkich stóp powytapiane
na powierzchni owego kamienia (dawniej odbicia te nazywano śladami "diabelskich
kopyt"). Odnotuj, że także "anielski kamień" spod kościółka Św. Anny w Karłowie
pod Miliczem był podobnej wielkości i kształtu oraz posiadał podobne odbicia.
Powyższy kamień posiada ogromnie niezwykłą historię. To właśnie przy tym
kamieniu rolnik, Ś.p. Jan Wolski, w dniu 10 maja 1978 roku przyłapał dwóch
maleńkich, wyglądających jak "diabły" UFOnautów, jak coś przy nim manipulowali.
(Rysy twarzy owych diabelsko wyglądających UFOnautów, jak również wygląd
ich wehikułu UFO, pokazane są na rysunku Q1 z monografii [1/5]. Z kolei
raport z przebiegu owego pozaziemskiego spotkania zaprezentowany jest
w podrozdziale Q1 z tomu 14 monografii [1/5].) Owo przyłapanie przy
nim UFOnautów spowodowało, że kamień ten stał się ogromnie sławny, zaś
badacze UFO zaczęli sprawdzać czy nie zawiera on jakichś ukrytych w
środku urządzeń nawigacyjnych UFO. Po faktycznym wykryciu iż kamień
wydziela regularne impulsy jakiegoś promieniowania, które dają się nawet
zarejestrować na zwykłej kliszy fotograficznej, kamień nagle zniknął.
Wśród badaczy świadomych jego nagłego zniknięcia zaczęły się więc
szerzyć pogłoski, że kamień ten został skrycie zabrany z Ziemi przez
UFOnautów, ponieważ UFOnauci nie chcieli aby został on poddawany
badaniom przez ludzi. Aby uciszyć te pogłoski, ktoś anonimowo wysłał
mi zdjęcie pokazane na "Fot. #D21(b)" poniżej. Ukrytym celem wykonania
i wysłania mi owego zdjęcia z "Fot. #D21(b)" poniżej, było wyraźne
zasugerowanie, że kamień ten wcale nie został zabrany w kosmos
przez UFO aby uniemożliwić ludziom jego badanie, a jedynie
"wykradziony" z Emilcina przez grupę jakichś fanatyków z Warszawy,
którzy po jego kradzieży ukryli go pod bliżej nieznanym wiaduktem
w Warszawie. Czy jednak tak było naprawdę - sprawdź rozważania
przytoczone pod zdjęciem "Fot. #D21 (b)".
Wszystkie "diabelskie kamienie", włączając ten
z powyższego zdjęcia, cechują się technologicznymi znakami
które na nich są wytopione. Na powyższym kamieniu z Emilcina znaki te
przyjmują formę wytopień stóp podobnych do dziecięcych oraz błoniastych
dłoni/rękawic UFOnautów. Badania tych kamieni wykazują, że emitują one dziwne
promieniowanie, które pozostawia plamy na położonej na nich kliszy fotograficznej.
(Plamy te zilustrowane są na Fig. K3(c) z angielskojęzycznej
monografii [1e].)
Ponadto geograficze rozlokowanie tych kamieni układa się na mapie
jako regularna siatka.
Przy kościółku
Św. Anny w Karłowie pod Miliczem zlokalizowany był właśnie
jeden z takich kamieni. Być może że to właśnie on jest pokazany
na fotografii "Fot. #D22". Ów kamień był źródłem licznych obserwacji
"nadprzyrodzonych istot" (czyli UFOnautów), które często miały
miejsce przy owym kościółku.
* * *
Fot. #D21(b):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D21(b)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Fotografia z ilustracji "Fot. #D21(b)" jest ogromnie
niezwykła. Jej atrybuty i okoliczności wykonania
sugerują bowiem, że najprawdopodobniej wykonana
została przez samych UFOnautów, z pokładu wehikułu
UFO wiszącego w powietrzu i pozostającego niewidzialnym
dla fotografowanych na dole osób. (Ciekawe, że jedyna osoba
która na powyższym zdjęciu zachowuje się jakby zdawała
sobie sprawę z faktu że jest fotografowana, wykazuje
posiadanie wszelkich szczegółów anatomicznych
które są charakterystyczne dla typowego
UFOnauty.)
Zdjęcie to zostało mi przysłane
anonimowo zaraz po tym, jak po tajemniczym zniknięciu
tego kamienia z Emilcina, wśród badaczy UFO w Polsce
zaczęły się rozprzestrzeniać pogłoski że ów kamień został
celowo zabrany z Emilcina przez UFO, aby uniemożliwić
ludziom badanie ukrytych w jego wnętrzu urządzeń
nawigacyjnych UFOnautów. Można się domyślać, że w zamiarze
wysyłającego mi owo zdjęcie wraz z notatką wyjaśniającą co
on pokazuje, było wyraźne udokumentowanie, że kamień z Emilcina
zniknął NIE dlatego iż usunęło go UFO aby uniemożliwić ludziom
jego badanie, a dlatego że grupa jakichś fanatyków z Warszawy
zwyczajnie go stamtąd wykradła. Niemniej nawet jeśli zaakceptować
ową sugestię, że kamień ten faktycznie został wykradziony z
Emilcina przez jakichś fanatyków a nie przez UFOnautów, ciągle nie wyjaśnia to
motywacji dlaczego został on przez nich usunięty z miejsca
gdzie był dostępny dla każdego badacza i mógł tam być
łatwo poddany eksperymentom, a następnie ukryty w jakimś
nieznanym nikomu miejscu gdzie nikt nie jest w stanie
dokonać na nim żadnych badań. Ponadto trzeba też pamiętać,
że UFOnauci są w stanie hipnotyzować ludzi i nakazywać im
pod hipnozą wykonanie określonych zadań. Nawet więc gdyby ów
kamień wykradziony został z Emilcina przez ludzi, wcale to nie
eliminuje możliwości, że jego wykradzenie zostało hipnotycznie
nakazane tym ludziom przez UFOnautów. (Z dotychczasowych badań
wiadomo bowiem również, że kiedy UFOnauci niszczą jakieś dowody
swojej działalności na Ziemi, wówczas zawsze czynią to w taki
sposób, aby wina za owo niszczenie spadała na ludzi - po szczegóły
patrz podrozdział VB4.1.3 z tomu 17 mojej starszej monografii [1/4].)
Wiadomo że ów "diabelski kamień" z Emilcina był przedwojennym
pomnikiem natury (ujętym w przedwojennym rejestrze
"diabelskich kamieni", "anielskich kamieni", oraz "bożych stopek"
z terenu Polski). Jego ewentualne wykradnięcie z Emilcina i
ukrycie przed ludźmi pod wiaduktem w Warszawie nie tylko
więc przysługuje się UFOnautom poprzez uniemożliwienie
jego dalszego badania, ale dodatkowo jest jawnym wandalizmem
sławnego pomnika przyrody. Gdyby to leżało w mojej mocy,
ja odszukałbym osoby winne jego zniknięcia z Emilcina,
oraz nakazałbym im wydobyć ten kamień z ukrycia i zwrócić
go do Emilcina na poprzednie miejsce, tak aby mógł
on tam być łatwo odnaleziony przez zainteresowane osoby
i poddawany dalszym naukowym badaniom.
Kiedy około 1980 roku
odkryte zostały tejemnice "diabelskich kamieni" i "anielskich
kamieni", jednym z kamieni który poddany został systematycznym
badaniom i obserwacji przez badaczy UFO z Wrocławia odległego
jedynie o około 60 kilometrów, był właśnie ów kamień spod
kościółka Św. Anny przy Miliczu. (Na prawdopodobnie już nie
istniejącej stronie internetowej o byłym adresie
www.dwarf.webd.pl /Milicz/kamien.html
nazywany był on "kamieniem Jadwigi".) Niestety, UFOnauci w
jakiś sposób odkryli, że badacze UFO interesują się tym właśnie
kamieniem. UFOnauci spowodowali więc "zniknięcie" tego kamienia
w typowy dla siebie sposób, tj. taki który winę za jego zniknięcie
zrzuca na ludzi. Obecnie nie jest już wiadomo, gdzie kamień
ten się znajduje. To zaś oznacza, że nie można poddawać go
już dalszym badaniom.
Kamień spod
kościółka Św. Anny pod Miliczem znany był od wieków jako
"kamień który czyni cuda". Ludzie kiedyś o nim twierdzili, że
posiadal on moc uzdrawiania i przywracania płodności. Był
on także często badany przez UFOlogów z Wroclawia. Wydzielał
jakies promieniowanie które dawało się zarejestrować na kliszy
fotograficznej położonej na jego powierzchni. Do dzisiaj jednak
tajemniczo zniknął i nie jest mi wiadomo, co naprawdę z nim się
stało. Jedyny kamień jaki ciągle istnieje przy kościółku Św. Anny,
to ten zakopany pod krzyżem na lewo od drzwi do kościółka,
którego zdjęcie pokazane jest na fotografii "Fot. #D21". Wątpię
jednak aby był on tym dawnym "anielskim kamieniem". Czy
faktycznie jest on nim, tego nie daje się ustalic bez jego wykopania
go z ziemi i bez sprawdzenia czy rzeczywiście posiada on na
sobie owe charakterystyczne, technologicznie wyglądające
wytopienia, ani bez sprawdzenia czy faktycznie wydziela on
jakieś promieniowanie. (Ślady na kliszy jakie promieniowanie
to pozostawia pokazane są na rysunku K3(c) z angielskojęzycznej
monografii [1e].)
Z kolei ani takie jego wykopanie z ziemi, ani
sprawdzenie na wydzielane promieniowanie, nie stało w moich
możliwościach podczas turystycznego pobytu w Miliczu w lipcu
2004 roku.
* * *
Fot. #D22:
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D22" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D22" pokazuje kamień jaki w 2004
roku dawał się zobaczyć jak zakopany był pod
krzyżem przed owym kościółkiem Św. Anny w
Karłowie koło Milicza, Czy ten sam kamień, jest
owym słynnym "anielskim kamieniem", albo
fragmentem owego "anielskiego kamienia", jaki
od niepamiętnych czasów leżał jakieś 50 metrów
na zachód od owego kościółka? Dobrze byłoby aby ktoś
tą sprawę klarownie wyjaśnił. Jeśli zaś faktycznie jest to były
"anielski" kamień z Karłowa, dobrze też byłoby aby fakt ten
został opisany na jakiejś umieszczonej przy nim tablicy. Po
raz ostatni "anielski" kamień z Karłowa oglądałem w 1981 roku.
Jak pamiętam, na jego powierzchni wytopionych było kilka
technologicznie wyglądających, dosyć charakterystycznych
wgłębień. Niektóre z nich wyglądały jak nakłucia okrągłą laską.
Ponadto tamten kamień był bardziej podstarzały niż ten
pokazany na powyższym zdjęciu, zaś jego powierzchnia była
wygładzona, aerodynamiczna, zużyta przez czas i szara.
Z wyglądu powyższy kamień zupełnie go więc NIE przypomina
(chociaż jest podobnej wielkości). Wszakże powierzchnia
kamienia powyżej jest ostra i kolorowa, tak jakby właśnie
został on wyłamany z kamieniołomów. Kamień z Karłowa
nazywany kiedyś był "anielskim", bowiem folklor ludowy
często obserwował UFOnautów, jak ci coś przy nim manipulowali.
Z kolei w dawnych czasach, zależnie od tego czy wyglądali
oni przystojnie czy szkaradnie, dzisiejsi UFOnauci brani byli
albo za "aniołów" albo też za "diabłów". (Faktycznie jednak to
UFOnauci o wyglądzie "aniołów" też mają filozofię oraz intencje
"diabłów". Stąd w dawnym zrozumieniu tego słowa, wszyscy
UFOnauci są "diabłami", zaś wszystkie kamienie w jakich znajdują
się ich urządzenia nawigacyjne są "diabelskimi kamieniami".
Po więcej danych na temat szatańskich UFOnautów okupujących
i rabujących naszą "matkę Ziemię", patrz strona internetowa
ufo_pl.htm.)
Stara legenda opublikowana w przedwojennej gazecie milickiej
"Heimat Blätter für ben Kreis Militsch Trachenberg",
nr 2/1925, strona 12, stwierdza co następuje:
"Diabeł dostał szału ponieważ mieszkańcy wsi
Trzebicko zaplanowali zbudowanie nowego kościoła.
Zdecydował więc zniszczyć budowlę której stawianie
właśnie rozpoczęto. Pewnej czarnej jak smoła nocy
złapał on ogromny kamień w swoje łapy i poleciał z
nim w kierunku Trzebicka aby zgnieść nim ów kościół.
Jednak silny wiatr zachodni powstrzymywał jego lot.
Zdołał jedynie osiągnąć miejsce w którym wieś
Zemanów obecnie się znajduje, kiedy pojawiły się
pierwsze promienie słońca, zaś kogut zaczął piać.
Diabeł zmuszony był upuścić swój kamień i polecieć
z powrotem do piekła. Na powierzchni kamienia
pozostało po nim wypalenie w formie dużej szponiastej
łapy."
(W języku angielskim: "The devil was furious because
citizens of Trzebicko village were planning to build a
church. He decided to destroy the construction which
had just been started. One pitch black night he picked
up a huge stone in his hand and flew in the direction
of Trzebicko in order to smash the church. However
the strong westerly wind impeded his flight. He had
only just reached a place where the village of Zemanów
now stands, when the first rays of the rising sun appeared
and a rooster began to crow. The devil had to drop
the stone and then flew back to where he came from.
On the surface of the stone was left the impression of
a large clawed paw.")
Wraz
z powyższą legendą, owa stara gazeta milicka publikowała
także zdjęcie "diabelskiego kamienia" z Zemanowa.
Zdjęcie to zostało zreprodukowane jako "Fig. K1" z
angielskojęzycznej
monografii [1e].
Fot. #D23 (tj. K1(b) w [1e]): Drewniany kościółek w Trzebicku
koło Milicza. Fotografie tą wykonałem w 1980 roku, tj. przed
opuszczeniem Polski. W chwili obecnej kościółek ten wygląda
inaczej, ponieważ niedawno poddany został gruntownej
przebudowie. To właśnie ten kościółek chcieli zniszczyć
UFOnauci (dawniej nazywani "diabłami") opisywani w starej
legendzie o "diabelskim kamieniu" z pobliskiego Zemanowa.
(Zdjęcie owego "diabelskiego kamienia" z Zemanowa
pokazane jest na rysunku "Fig. K1" z angielskojęzycznej
monografii [1e].)
Pierwsza historycznie udokumentowana wzmianka
o tym kościele jest datowana w 1571 roku. Podobno jednak
budowę tego kościoła rozpoczęto jeszcze w 15 wieku bez
użycia nawet jednego gwoździa. W czasach mojej młodości
wokół tego kościółka ciągle istniały groby z płytami nagrobkowymi
datowanymi w 16 wieku (w 2004 roku płyt tych już tam nie było).
Szczególnie ich dużo było z czasów pomoru jaki uderzył
Trzebicko w drugiej połowie 16 wieku. Również podziemia
tego kościółka, które zwiedzałem w czasach mojej młodości,
pełne były trumien i zwłok z czasów tamtego pomoru. Na
temat zadziwiających zdarzeń związanych z niepsującymi się
tj. "niezniszczalnymi"
zwłokami pięknej, młodej kobiety, którą wówczas
ujrzałem w otwartej trumnie z tamtych podziemi
trzebickiego kościółka - okoliczności ujrzenia której
opisuję poniżej już w nastepnym paragrafie, wyjaśniam
nieco więcej w punkcie #J2 swej strony o nazwie
malbork.htm.
W czasach swojej maturalnej klasy w
milickim Liceum Ogólnokształcącym
utrzymywałem żywy kontakt z kołem Związku
Młodzieży Wiejskiej jakie wówczas działało w
Trzebicku. W 1963 roku organizowałem nawet
"pokazową zabawę młodzieżową" w trzebickiej
świetlicy. Podczas tej zabawy był zorganizowany
konkurs z nagrodami oraz pokaz ogni sztucznych
(które ja osobiście wystrzeliwałem z rakietnicy).
Podczas jednej z moich wizyt w Trzebicku, miejscowa
młodzież zaprowadziła mnie do ukrytego wejścia do
podziemi pod powyższym drewnianym kościółkiem.
Jednak nikt z nich NIE wszedł ze mną do owych
podziemi. W podziemia te prowadził wówczas
wąski korytarzyk, jaki zaczynał się zaraz po schodkach
przy klapie ukrytej przed ołtarzem. W korytarzyku
owym wysoce zaintrygowały mnie drewniane wykładziny
obu jego ścian, bowiem wykładziny te miały formę
sporych płytek o kształcie regularnych sześcioboków
równobocznych. Kiedy zwolna szedłem owym korytarzykem,
odnotowałem że te dziwne wykładziny schodzą stopniowo
w dół. Gdy doszedłem do punktu w którym obniżyły się one
do wysokości mojego pasa, odnotowałem że faktycznie
są one czołami drewnianych trumien poukładanych
stosem jedna na drugiej. Jedna z tych trumien była
otwarta. Kiedy do niej podszedłem, ujrzałem że w
środku leżała młoda, piękna kobieta z krótkim, zadartym
noskiem i jasnymi włosami. Ani jej twarz, ani też jej
odzież i ręce, NIE wykazywały żadnego śladu rozkładu.
Wówczas wierzyłem, że w podziemiach owego kościółka
panowały jakieś unikalne warunki, które spowodowały,
że ciało owej kobiety, a także jej odzież, NIE uległy
najmniejszemu rozkładowi i nawet zachowywały żywe
naturalne kolory. W 2021 roku jednak odkryłem, że jej
"niezniszczalne" ciało
po prostu było stworzone z bardziej doskonałych niż
nam znane pierwiastków chemicznych - po wyjaśnienia
tego odkrycia patrz punkt #I2 mojej strony
sw_andrzej_bobola.htm.
Kobieta ta wyglądała więc tak jakby ciągle żyła, a jedynie
zdrzemnęła się na chwilkę. Jej zaś długa, czerwona,
pluszowa (jakby struksowa) suknia ciągle miała żywy
kolor i świeżość, jakby dopiero kupiona czy uszyta.
Kiedy tak zafascynowany wpatrywałem się w wygląd
owej kobiety i egzaminowałem wzrokiem wszelkie
widoczne szczegóły, nagle rozległ się huk i zapanowała
ciemność. Młodzież czekająca na mnie przy wejściowej klapie
do podziemi postanowiła bowiem spłatać mi figla i zatrzasnęła
tę klapę. Oczywiście, ja rzuciłem się biegiem ku wyjściu,
jednak w ciemności potknąłem się na schodkach i wyrżnąłem
głową w ową klapę. Na ogłos tego uderzenia, stojący przy
klapie otwarli mi wyjście. Ja jednak NIE zaryzykowałm już
ponownego powrotu do podziemi, przestałem bowiem ufać
tym co stali przy klapie i będą utrzymywali ją otwartą. (W
kilka lat później dowiedziałem się przypadkiem, że w
podziemiach owego kościółka z Trzebicka odkryto
zadomowione tam liczebnie duże gniazdo jadowitych
żmij, czyli tzw. "żmijowisko" - to prawdziwy więc
cud, że schodząc do tych podziemi, a potem uciekając
z nich w kompletnej ciemności, przypadkiem fatalnie
dla siebie NIE nadrepnąłem na któryś z owych jadowitych
gadów. Z kolei zgodnie z tym co wyjaśniam w #J2 swej strony
stawczyk.htm,
istnienie "żmijowiska" wskazuje miejsce gdzie znajduje się tzw.
"czakram energetyczny Ziemi".)
Wygląd jednak owej młodej, pięknej kobiety o niepsującym
się ciele z trumny w Trzebicku pozostał ze mną na resztę życia.
Nawet dzisiaj potrafiłbym ją rozpoznać gdybym ponownie ją
zobaczył. Co jednak najbardziej szokujące, faktycznie ponownie
zobaczyłem ją żywą w Nowej Zelandii. Jej ulubioną suknią też
ciągle była tam długa czerwona suknia struksowa, identyczna
do tej jaką miała ubraną w trumnie z Trzebicka. (Ja nawet
celowo sfotografowałem ją w owej struksowej sukni, nadal
też mam tą fotografię.) O moim ponownym spotkaniu tej
kobiety w Nowej Zelandii piszę szerzej w punkcie #J2 swej stony o nazwie
malbork.htm.
* * *
Fot. #D23(b):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D23(b)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D23(b)" pokazuje nowy kościółek
drewniany z Trzebicka, jaki sfotografowałem w 2004
roku - wkrótce po tym jak został on wybudowany
na miejscu starego kościółka pokazanego powyżej
na "Fot. #D23" (tj. na
"Fig. K1(b)"
z mojej angielskojęzycznej
monografii [1e]).
Do podziemi tego nowego kościółka z Trzebicka
NIE zdołałem już wejść (kiedy tam byłem, kościółek
był bowiem zamknięty). NIE wiem więc już, czy
ciągle w owych podziemiach znajduje się owa otwara
trumna z samo-zabalsamowanymi zwłokami młodej,
pięknej kobiety, jakiej związek z moimi losami opisałem
w punkcie #J2 swej strony o nazwie
malbork.htm.
Na przekór że Milicz nie jest znany w świecie
jako cudowne miejsce, faktycznie jest mi
wiadomo aż o kilku zjawiskach zaobserwowanych
w jego okolicach, które dają się zaliczyć
do kategorii cudów. Najbardziej szokujące
z owych zjawisk, którego przebieg oglądałem
osobiście i na własne oczy, był deszcz z małych
rybek w podmilickiej wsi
Wszewilki,
jaki dokładniej opisuję w podpisie pod fotografią "Fot. #D24".
Deszcz ten padał na Wszewilkach co najmniej dwukrotnie,
w odstępach około 9 lat od siebie. Jednak ja osobiście
widziałem jego opad tylko raz. Za drugim razem odkryłem
jedynie ślady opadłych rybek, czyli rozkładające się ciałka
rybek porozrzucanych po polach w promieniu kilku kilometrów
od mojego domu. O innych cudach z okolic Milicza opowiadała
mi moja matka i babcia. Były to obserwacje istot wziętych
za Św. Annę, za Matkę Boską, oraz za małego Jezusa,
które widywane były często w okolicach obecnego kościółka
Św. Anny w Karłowie pod Miliczem. W dzisiejszych czasach
jednak obserwacje te byłyby interpretowane jako obserwacje
UFOnautów i bliskie spotkania z tymi pozaziemskimi istotami.
Odmienny rodzaj dziwnych istot relatywnie często obserwowano
również w dawnych czasach w okolicach Zemanowa (niedaleko
Trzebicka). Tych jednak interpretowano jako diabły. W miejscu
byłego zlokalizowania owego "diabelskiego kamienia" z
Zemanowa opisywanego w punkcie #D23 tej strony, często
miały też miejsca lądowania wehikułów UFO. Kiedy około
roku 1980 często wizytowałem tamte okolice w celach badawczych,
miejscowi rolnicy skarżyli mi się, że owe częste lądowania
wehikułów UFO niszczą tam ich plony uprawne. W końcu
również obserwacje gryfa opisanego w punkcie #D15 tej strony
także można zaliczyć do raczej niezwykłych, jeśli już nie do
cudownych.
Fot. #D24: Wszewilki pod Miliczem - zdjęcie z
lipca 2004 roku. Wieś ta ujęta jest od miejscowej szkoły
w kierunku na Stawczyk. To właśnie tutaj, we wsi
Wszewilki,
w czasach mojej młodości zaobserwowałem opad deszczu
z żywych rybek (płotek). Chociaż deszcz taki posiada wiele
naukowych wytłumaczeń, faktycznie na podstawie tego co
o nim pamiętam uważam, że posiada on cudowne pochodzenie.
Deszcz ten opisałem dokładnie w podrozdziale I3.5 z tomu
5 monografii [1/5], ktorej darmowe egzemplarze są do
ściągnięcia za pośrednictwem stron internetowych z
monografią [1/5].
Aby dac tutaj czytelnikowi jakieś rozeznanie jak
wyglądał ów deszcz żywych płotek jaki oglądałem
w swoim dzieciństwie, poniżej przytoczę jego opis
z podrozdziału I3.5 w tomie 5 monografii [1/5]. Oto
ów opis:
... latem (około końca czerwca - początka lipca - zboża były wówczas już duże), najprawdopodobniej w 1954 roku, "padało" małymi żywymi rybkami (płotkami) około 5 cm długości. Deszcz ten trwał przez około jedną godzinę czasu. Obserwowany on był wokół mojego domu rodzinnego położonego we wsi Wszewilki koło Milicza (tj. w linii prostej odległego jedynie o około 3 km od kościółka Św. Anny w Karłowie pod Miliczem - w dawnych czasach słynnego z wielu cudów). Najprawdopodobniej była wtedy niedziela wczesnym popołudniem, bowiem wszyscy byliśmy w domu (włączając w to pracującego ojca). Pamiętam, że wszyscy obserwowaliśmy przez okna to niezwykłe zjawisko i dyskutowaliśmy/komentowaliśmy je z sobą. Gęstość rybek była taka, że po deszczu były one oddalone od siebie o jakieś 10 do 50 metrów. Na podwórku, ogrodzie i przydomowej drodze nazbierałem ich potem około 20 - ojciec kazał mi je pozbierać aby wrzucić je do naszego stawku potorfowego. Częstość pojawiania się na ziemi kolejnych rybek była raczej niewielka. W obserwowanym przeze mnie obszarze jedna rybka ujawniała się co jakieś dwie do pięciu minut. Właściwie to ich pojawianie się sprawiało na mnie wrażenie, że ktoś je seryjnie materializuje, jedną po drugiej, materializując każdą następną rybkę dopiero po tym, jak ukończył materializowanie rybki poprzedniej. Tyle tylko, że dokładne miejsce w którym każda kolejna rybka zostawała zmaterializowana ulegało zmianie w sposób jakby przypadkowy. (Wyraźnie pamiętam obserwowanie tego zjawiska przez okno i wskazywanie kolejnych rybek rodzicom z okrzykami - patrzcie tam jest jeszcze jedna.) Patrząc teraz z perspektywy czasu, ich pojawianie się przypominało obserwowanie pojemnika szybkiego automatu obróbkowego, w którym we wzrokowo nieodnotowywalny sposób co jakiś czas zjawia się następna obrobiona część. Nie dało się też zauważyć tych rybek w powietrzu przed upadkiem, aczkolwiek ich srebrzysty połysk powinien sprzyjać odnotowaniu w locie. Zjawiały się po prostu na ziemi jakby to tam zostały zmaterializowane, nie zaś spadały z powietrza. Ja osobiście wierzę zresztą, że były one materializowane na powierzchni ziemi, tyle że owo materializowanie dokonywane było podczas silnego deszczu aż z dwóch powodów, mianowicie (1) aby nadać wymaganej "niejednoznaczności" całemu zjawisku, tak aby ludzie byli w stanie zinterpretować je według własnej filozofii, oraz (2) aby powiększyć szansę rybek na przeżycie, jako że po zmaterializowaniu niektóre z nich zostały zmyte z wodą do pobliskich zbiorników wodnych. Tezę o ich możliwym materializowaniu już na powierzchni ziemi podpiera też zresztą fakt, że po wrzuceniu do stawku żyły tam przez długi czas i żadna z nich nie zdechła wskutek uszkodzeń/potłuczeń wewnętrznych. Tymczasem jeśli zrzucić taką rybkę z wysokości kilku pięter, wtedy z powodu uderzenia o utwardzoną ziemię lub beton wkrótce potem zdechnie w efekcie obrażeń wewnętrznych. Rybki te pojawiły się nie tylko na obszarze będącym w zasięgu mojego wzroku, ale także w miejscach przez nikogo nie obserwowanych. Ich rozkładające się ciałka widywałem bowiem później przez spory okres czasu porozrzucane w trawie i zbożu na sporym obszarze wokoło mojego rodzinnego domu. Wszystkie rybki były tej samej wielkości i tego samego gatunku. (Faktycznie to wyglądały one jak identyczne bliźniaki lub jak produkty klonowania.) Jedna z nich widać "wpadła" do naszej (odkrytej) studni, bo ciągle żywa wyłowiona została wiadrem na wodę w kilka dni później. Po pojawieniu się na ziemi zawsze gwałtownie się rzucały wykazując znaczną świeżość i siłę. W chwili ich pojawiania się lał dosyć ulewny deszcz, jednak nie było silnego wiatru (typu huragan czy trąba powietrzna) któremu można by przypisać ich przyniesienie. ...
Pamiętam, że kiedy w podnieceniu zwracałem uwagę obojga swoich rodziców na niezwykłość tego zjawiska, oni przyjęli je jako coś zupełnie normalnego twierdząc, że widzieli je już poprzednio. Zgodnie z ich opinią były one częścią powtarzanych co jakiś czas działań Boga czy natury aby zarybiać nowopowstałe zbiorniki wodne. Faktycznie zresztą jakieś dziesięć lat później najprawdopodobniej znowóż zmaterializowane zostały identyczne rybki w tym samym obszarze. Wprawdzie nie zaobserwowałem już samego faktu ich pojawiania się, jednak odnotowałem jego następstwa. Któregoś dnia, kiedy byłem już w końcowych latach swego liceum, zauważyłem rozkładające się ciałko maleńkiej rybki w miejscu, w którym zgodnie z logiką nie powinno go być. Ponieważ ciałko to przypominało mi identyczne ciałka rozkładające się w następstwie poprzednio omawianego "deszczu" z dzieciństwa, z ciekawości zacząłem więc szukać dalszych. Poszukiwania przyniosły rezultaty i znalazłem wtedy sporą ilość małych rybek o zbliżonym stopniu rozkładu porozrzucanych przypadkowo na zbyt znacznym obszarze wokoło domu moich rodziców aby dać się wyjaśnić np. ludzkim wandalizmem. Odnotowałm je nawet w odległości do 2 kilometrów od domu. Wszystko wskazywało więc na to, że również one pochodziły z "deszczu" podobnego do zaobserwowanego w dzieciństwie.
Deszcze żywych stworzonek są niezwykłą rzadkością.
Artykuł o takim deszczu żywych okoni, jaki zaszokował
mieszkańców pustynnej osady w środku Australii, wskazałem
i omówiłem w punkcie #H2 odrębnej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
W 2010 roku sensację wzbudził też deszcz żywych żabek
jaki spadł na Słowacji. Wideo z owego deszczu pokazane
było wówczas nawet w internecie pod adresem
www.youtube.com/watch?v=NgAV9PIk9Dk&feature=youtube_gdata,
zaś jego słowne opisy można znaleźć m.in. w
google.pl
po wpisaniu słów kluczowych "deszcz żab w Słowacji".
#D25.
Zdarzenie o którym kiedyś wierzyłem że było "cudownym
uzdrowieniem"
(obecnie sądze że było ono zdalnym zadaniem i wyeliminowaniem choroby):
"Jeśli chcesz zaoszczędzić sobie kłopotów życiowych,
unikaj jak możesz lekarzy, prawników, oraz dziennikarzy".
To była często powtarzana rada udzielana każdemu
przez mojego dziadka. Ja osobiście do rady tej
staram się stosować. W rezultacie jeśli np. jestem
chory, wówczas zamiast wizyty u lekarza raczej
preferuję albo stosować środki naszych praojców
(np. zioła, czy wypocenie się), albo też prosić
Boga o uzdrowienie. To moje "proszenie o uzdrowienie"
przysporzyło mi doświadczeń które kiedyś uważałem
za "cudowne uzdrowienia" (obecnie jedno
z nich uważam jednak za coś zupełnie
odwrotnego niż "uzdrowienie").
Pierwsze z owych niby "uzdrowień" było bardzo
spektakularne. Gdy miało ono miejsce, moja
pierś została oświetlona promieniem skoncentrowanego
białego światła, jakby z lasera. Natomiast ja sam
doznałem rodzaju jakby szoku. Z kolei w moich
chorych oskrzelach pojawił się skostniały z zimna
kształt w jakim zapanowało też odczucie bardzo
charakterystycznego, leczącego swędzenia
wibrującego. Tego "niby uzdrowienia" dokonał
nieistniejący w obecnych czasach złowrogi posąg
krzyżackiej Matki Boskiej słynący z rzekomych
uzdrowień oraz z wrogiej dla Polaków przepowiedni
która wymagała aż drugiej wojny światowej aby
się wypełnić. (Przepowiednię tę, oraz owo niby
uzdrowienie, opisuję w punktach #C4 i #C5 strony o nazwie
malbork.htm.)
Do czasów drugiej wojny światowej posąg ten stał
w Malborku we wnęce kościoła na zamku wysokim.
Wnękę tą pokazałem poniżej na zdjęciu "Fot. #D25".
To "niby uzdrowienie" od owego posągu było aż
tak spektakularne, że sugerowałbym każdemu aby
zapoznał się z jego pełnym opisem. Opis ten znajduje
się na stronie internetowej o ciekawostkach miasta
Malborka.
Fot. #D25 (tj. B5 z [10]): Zdjęcie
przedstawia mnie (dr inż. Jan Pająk)
oraz niszę kościoła zamkowego w Malborku,
gdzie aż do czasów drugiej wojny światowej
stała złowroga figura "idolu krzyżackiej
Madonny" kiedyś słynący z rzekomych
uzdrowień oraz z wrogiej dla Polaków
przepowiedni która wymagała aż drugiej
wojny światowej aby się wypełnić. (Przepowiednię
tę opisuję w punktach #C4 i #C5 strony o nazwie
malbork.htm,
oraz w punktach #D1 i #D2 strony o nazwie
przepowiednie.htm.
Stwierdzała ona, że " przez aż
tak długo, jak długo figura ta dogląda
nadzorowane przez siebie ziemie,
panował na nich będzie język
niemiecki zaś ziemie te pozostaną
pod niemiecką kontrolą".) Owa
nisza widoczna jest ponad moją głową (ta
otynkowana wewnątrz na biało). Powyższe
zdjęcie wykonano w czerwcu 2004 roku.
Na swoje urodziny w 1995 roku, ta "figura-idol
krzyżacki i hitlerowski" potraktował mnie wysoce
spektakularnym widowiskiem, które aż do 7 kwietnia
2010 roku uważałem za rodzaj "cudownego uzdrowienia".
(Jak to jednak wyjaśniam w częściach #E i #F
strony o nazwie
malbork.htm,
najprawdopodobniej było to tylko "pozorem
uzdrowienia".) To niby "uzdrowienie" opisałem
potem dokładnie na całym szeregu swoich stron
internetowych i publikacji, włączając w to również
punkty #E2 do #E4 strony o tajemnicach i
ciekawostkach zamku z
Malborka,
oraz punkt #D6.1 strony o
wehikułach czasu.
W czasach przedwojennych podobne "cudowne
udrowienia" miały miejsce w kościółku Św. Anny
w Karłowie pod Miliczem (opisany na stronie
sw_andrzej_bobola.htm),
który słynął z nich na całą okolicę. Dawniej
twierdzono, że źródłem tych uzdrowień był
zarówno stary dąb, obecnie już tam nie
istniejący, jaki kiedyś znajdował się oddalony
tylko o kilka metrów na południe od obecnego
położenia ołtarza tego kościółka, jak
i "anielski kamień" (który miał leczyć kobiecą
bezpłodność - podobnie jak bezpłodność leczy
zioło z Malezji opisane w punkcie #F5 strony
healing_pl.htm).
Niestety, ów "anielski kamień" w latach pomiędzy
1981 a 2004 zniknął tam ze swego typowego
miejsca w którym leżał przez wieki.
W życiu nic nie dzieje się bez powodów. Osobiście
uważam, że owo spektakularne "niby uzdrowienie"
w Malborku, którego doświadczylem, miało na
celu m.in. zainspirowanie mnie też do badań mechanizmu
takich uzdrowień. W wyniku tych badań doszedłem
do wniosku, że takie "uzdrowienia" mogą być
dokonywane przez praktycznie każdy obiekt, jaki
zgromadzi w sobie wymaganie duży ładunek tzw.
energii moralnej.
Przykładowo, w dzisiejszej Malezji ludzie bardzo
powszechnie zwracają się o dokonywanie uzdrowień
do specjalnych rodzajów drzew lub dużych kamieni,
które nazywane są tam Datuk. Wygląd jednego
takiego drzewa "Datuk" pokazałem na stronach internetowych
ufo_pl.htm oraz
malbork.htm.
Natomiast na tropikalnej wspie Borneo uzdrowień
dokonują specjalnie rzeźbione totemy drewniane
pokazane m.in. na w/w stronie
malbork.htm.
Z kolei aby obiekty te zgromadzily w sobie wymaganą
energię moralną, ludzie muszą się do nich modlić.
Czyli praktycznie każdy obiekt do którego modli
się wymagana liczba ludzi, po jakimś czasie nabywa
potencjał do dokonywania cudownych uzdrowień.
W Miliczu kiedyś istniało sporo takich obiektów.
#D26.
Chińskie
"Feng Shui"
w średniowiecznych zamkach – żaba z Malborka:
Chińczycy uznają rodzaj
tajemnej wiedzy, jaką oni nazywaja "feng shui". Wiedza ta to
zbiór zasad które określają warunki konieczne do wypełnienia
aby ktoś, lub coś, osiągnęło powodzenie w swoim życiu oraz
uchroniło się przed katastrofami. Przykładowo, owo feng shui
stwierdza, że każda ludzka konstrukcja powinna posiadać dwa
symbole które polaryzują przepływ energii przez tą budowlę.
Bardzo często jednym z tych symboli dla Chińczyków jest żaba,
innym zaś jakiś ichni Bóg. Jak też się okazuje, średniowieczne
miasta i zamki w Polsce budowane były także według dokładnie
tej samej zasady. Przykładowo zamek w Malborku, na głównej
bramie wjazdowej z mostu na Nogacie (czyli na tzw. "Bramie
Wodnej"), dokładnie na osi centralnej zamku, do dzisiaj posiada
rzeźbę żaby, jaka jest niemal identyczna do żab używanych
przez Chińskie feng shui - patrz fotografia "Fot. #D26". Z kolei
na drugim końcu tej samej osi centralnej zamku w Malborku
kiedyś znajdował się posąg Matki Boskiej (posąg ten umieszczony
był we wnęce pokazanej na zdjeciu "Fot. #D25", podczas gdy
piszę o nim na stronie internetowej o ciekawostkach miasta
Malborka
dostępnej poprzez "Menu 1").
Owa rzeźba żaby i posąg Matki Boskiej definiowały skierowaną
ku wschodowi, ekspansywną polaryzację energii zamku w Malborku,
a więc także i polaryzację ekspansji Malborka.
Ciekawostką Milicza
jest, że w przeszłosci także posiadał on podobne symbole definiujące
polaryzację przepływu energii tego miasta. Na swojej północnej bramie
(tzw. gnieźnieńskiej) posiadał on rzeźbę ryby. (Ryba wnosi podobny
symbolizm energetyczny jak żaba. Jest ona symbolem wchłaniania
i przyciągania.) Natomiast na południowej bramie (tzw. wrocławskiej)
posiadał on rzeźbę lwa. Kopia owej rzeźby lwa przetrwała do dzisiaj,
po tym jak została odtworzona i przemieszczona na wierzcholek
bramy do milickiego pałacu. Jej dzisiejszy wygląd można sobie
oglądnąć na zdjęciu "Fot. #4" ze strony internetowej o podmilickiej wsi
Wszewilki.
(Symbolika energetyczna lwa jest ekspansja i ruch. To właśnie
z jego powodu miasto Milicz dokonywało swojej ekspansji w
kierunku południowym.) Stad przepływ energii Milicza,
a stąd także kierunek ekspansji Milicza, był kierowany od
północy ku południu. Symbole te zdają się kontynuować swoje
działanie w Miliczu aż do dzisiaj.
Fot. #D26 (tj. C4 z [10]): "Żaba na piramido-kształtnym
piedestale" z "Bramy Wodnej" po zachodniej stronie
Zamku w Malborku. Powyższa fotografia wykonana
została od strony tylniej, czyli z obrębu zamku.
Jednak ta sama żaba oraz jej piramido-kształtny
piedestał uwidocznione też zostały w tym drugim,
frontowym ujęciu na zdjęciu "Fot. #D11" ze strony
internetowej o mieście
Wrocławiu.
Żaby mają specjalną symbolikę w chińskim
"feng shui", jako symbol wpływu i dobrobytu.
Ich posągi często więc są jednym z dwóch
symboli które wyznaczają polaryzację danego
siedliska ludzkiego. Przepływy energii przez
średniowieczny Milicz też oparte zostały na
symbolach takiej właśnie polaryzacji. Tyle że
w Miliczu symbolem "wpływu" była rzeźba
niemal pionowo ustawionej dynamicznie
sprężonej ryby (wyglądająca jak karp
wyskakujący z wody) przyozdabiająca
bramę gnieźniejską, zaś symbolem ekspansji
była rzeźba lwa, przyozdabiający bramę wrocławską
tego miasteczka. Dokładne położenia obu tych
bram z symbolami polaryzacji Milicza omówione
są w punkcie #D2 strony internetowej o zwiedzaniu
Milicza i Wszewilek.
Dzisiejsze źródła historyczne nie
są jednoznaczne na temat murów obronnych Milicza. Wszakże jako miasto
średniowieczne posądza się że musiało ono posiadać takie mury.
Jednocześnie jednak posiadanie murów obronnych przez Milicz nie jest
stwierdzane jako pewnik. Tymczasem jeśli uważnie przyglądnie się
zabudowie starówki Milicza, wówczas staje się jasne, że Milicz z całą
pewnością miał swoje mury obronne. Przebieg tych murow jest bowiem
wyraźnie ujawniany rozlokowaniem poszczególnych budynków oraz
przebiegiem ulic. Przykładowo zachodnia linia tych murów przebiegała
po wewnętrznej stronie tego, co po wojnie było znane jako "młynówka".
Faktycznie owa "młynówka" była pozostałością starej fosy miejskiej
omywającej mury Milicza od zachodu i południa. W murach obronnych
Milicz posiadał też co najmniej cztery bramy. Ozdobna imitacja jednej
z owych bram (tj. zachodniej) przetrwała do dzisiaj w swoim niemal
pierwotnym ustawieniu.
Oczywiście czytelnika zapewne
także zainteresuje, jak owe mury wyglądały. Otóż wcale nie były one z
cegły. Wszakże pierwsza cegielnia koło Milicza zaczęła działać dopiero
w 14 wieku. Tymczasem Milicz posiadał mury od samego początku swojego
istnienia, tj. prawdopodobnie już od 11 wieku. Pierwsze więc budynki i mury
Milicza były układane z miejscowej "rudy darniowej", jakiej kiedyś istniało
sporo na terenie obecnego Milicza oraz na przylegającym do niego
obszarze. Jej bryły do dzisiaj zresztą można odnaleźć w co dzikszych
miejscach z okolic Milicza. Ruda ta doskonale nadawała się jako budulec.
Jak mury z owej rudy wyglądały, ciągle można to zobaczyć do dzisiaj.
Kiedy bowiem w 1844 roku rozebrano ostatnie istniejące fragmenty murów
obronnych Milicza, z pozyskanej w ten sposób rudy darniowej zbudowano
ogromną bramę wjazdową do pałacu Maltzanów. Bramę tą wprawdzie
niedawno także rozebrano, jednak jej fragment ciągle istnieje
na swym oryginalnym miejscu, jako piedestał dla pozostawionego
na jej byłym miejscu posągu lwa (lew ten kiedyś zdobił wierzchołek
owej bramy). Jak dokładnie on wyglada, można to zobaczyć na
zdjęciu "Fot. #F1" ze strony internetowej o wsi
Wszewilki
dostępnej za pośrednictwem Menu 1. Otóż piedestał ten do dzisiaj
zawiera kawałki rudy darniowej, jaka poprzednio składała się na
mury obronne średniowiecznego miasta Milicza. Stąd można o nim
powiedzieć, że stanowi on ostatnią pozostałość murów obronnych
Milicza, oraz dostarcza ilustracji jak kiedyś owe mury wyglądały.
(Przybliżony wygląd dawnych murow obronnych Milicza ilustruje
też fotografia "Fot. #D27(b)".)
* * *
Fot. #D27(a):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D27(a)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D27(a)" pokazuje milicką starówkę
na ilustracji z lat 1930-tych. Poprzez zwykłe przeanalizowanie
ułożenia budynków oraz przebiegu ulic staje się oczywiste,
że Milicz posiadał w średniowieczu swoje mury obronne.
Mury te formowały kształt owalu, jaki był typowy dla
średniowiecznych miast wznoszonych na płaskim terenie.
W murach tych zwykle istniały cztery bramy, skierowane w
czterech kierunkach świata. Ułożenie ulic Milicza, widoczne
w milickiej starówce do dzisiaj, ujawnia ich faktyczne zbieganie
się u owych czterech bram wylotowych z miasta.
Fot. #D27(b): Oto jak zapewne wyglądaly mury
obronne Milicza. Ułożone one były z miejscowej "rudy
darniowej", oraz najprawdopodobniej sięgały około 10
metrów wysokości. Musiały wszakże chronić pobliskie
budynki aż do dachów. Co jakiś też czas posiadały
wbudowane w siebie baszty obronne, podobne do baszty
z fotografii "Fot. #D6 (b)". Powyższe zdjęcie ukazuje przykład
średniowiecznych murów miejskich jakie do dzisiaj istnieją
w Paczkowie. Niemniej mury Milicza zapewne były do nich
bardzo podobne (podobnie zresztą jak generalny plan
zabudowy Milicza jest podobny do planu zabudowy Paczkowa).
Wszakże mury Milicza ułożone były z rudy, jaka wyglądem
nieco przypominała kamienie użyte do budowy murów
obronnych Paczkowa.
Przed drugą wojną
światową centrum rynku milickiego zajmował interesujący ratusz.
Jego wygląd pokazany jest na fotografii "Fot. #D28". Niestety ratusz
ten został zniszczony w ostatniej fazie drugiej wojny światowej, podczas
bitwy o Milicz
pomiędzy wojskami radzieckimi, a miniaturowym garnizonem
niemieckim jaki przeciwstawił się nacierającym Rosjanom.
Niedoświadczony dowódca owego garnizonu zabarykadował
go w najgorszym możliwym miejscu, czyli właśnie w ratuszu.
Z punktu widzenia strategii obronnej była to bardzo głupia
decyzja, bowiem nie stwarzała Niemcom żadnej możliwości
wycofania się i w rezultacie prowadziła do szybkiej zagłady
całego tego garnizonu. Wszakże kolumna czołgów radzieckich
majora Lagina która zajęła Milicz, nie miała żadnych trudności
w całkowitym otoczeniu ratusza, ani nie miała też żadnego innego
wyjścia niż ostrzelać i zburzyć ten ratusz, szybko i całkowicie
likwidując w ten sposób ów punkt niezdarnego oporu Niemców.
Ratusz milicki
zniszczony podczas drugiej wojny światowej był relatywnie nową
budowlą. Wszakże został zbudowany w 1851 roku. Przed jego
zbudowaniem Milicz posiadał inny ratusz, stojący w tym samym
miejscu od początku istnienia Milicza. Niestety był on już bardzo
stary i niewygodny. Zbudowany był z rudy darniowej a nie z cegły,
stąd był trudny do remontowania. Musiał być więc zastąpiony nowszym.
Swój pierwszy kosciół
Milicz posiadał począwszy od 12 wieku. Zlokalizowany on był w obrębie
jego murów obronnych. Otoczony był miniaturowym cmentarzykiem.
Obecnie ani kosciół, ani ten cmentarzyk, już nie istnieją. Na ich miejscu
stoją budynki mieszkalne. Ów pierwszy milicki kościół był zlokalizowany
na małym placyku jaki przylegał bezpośrednio do rynku w jego
północno-wschodnim narożniku. Zlokalizowanie i wygląd tego kościoła
nieco przypominały układ rynku we Wrocławiu, gdzie w połnocno-zachodnim
narożniku też znajduje się kościół Św. Elżbiety Węgierskiej położony
na małym placyku który oryginalnie był przykościelnym cmentarzem.
Jednak kościół milicki, podobnie jak pozostałość oryginalnego Milicza,
był sklecony z brył rudy darniowej. Z czasem przestał się więc on
podobać mieszkańcom Milicza. Stąd wybudowali oni dla siebie inny
kościół, przenieśli do niego kościół milicki, zaś mury starego kościoła
z czasem rozebrali. Jedyna widoczna do dzisiaj po nim pozostałość,
to owo jakby "nielogiczne" poszerzenie ulicy wylotowej w północno-wschodnim
kącie milickiego rynku. Więcej danych na temat losu poszczególnych
kościołów Milicza zawarte jest na stronie
Św. Andrzej Bobola
dostępnej z "Menu 1".
Fot. #D28:
Wygląd ratusza milickiego wzniesionego w 1851
roku. Ratusz ten spalony został w trakcie
bitwy o Milicz
w końcowych dniach drugiej wojny światowej.
Milicz zdobywały wówczas wojska radzieckie
majora Lagina, zaś w ratuszu zabarykadowali
się hitlerowcy. W czasach mojej młodości ruiny
tego ratusza ciągle były najbardziej prominentnym
składnikiem rynku milickiego. Z kolei tunele
podziemne które wiodły do tego ratusza od
warownego zamku milickiego, były ciągle
przechodne jeszcze w czasach mojego liceum,
tj. w latach 1960 do 1964. To właśnie w okolicach
owego ratusza z tuneli podziemnych prowadziły
wejścia do licznych lochów w których w czasach
średniowiecza więzieni byli lub zamurowywani
żywcem ludzie niewygodni dla władz miasta.
Zdjęcia milickiego ratusza zrobione w 1936 roku,
a także opisy bitwy o milicz - podczas której ratusz
ten został spalony, zaprezentowane zostały na stronie
bitwa_o_milicz.htm.
Klikaj na (zielone) linki poniżej aby oglądać owe
stare zdjęcia. Pokazują one kolejno: (b) - cały ratusz,
(c) - wejście do ratusza, (c) - tył ratusza z lotu ptaka.
Fot. #D28(b):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D28(b)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Fot. #D28(c):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D28(c)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Fot. #D28(d):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D28(d)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Omówieniu tego kościoła poświęcona jest cała
odrębna strona o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Tutaj więc jedynie przytoczę jego zdjęcie. Oto
ono:
Fot. #D29 (tj. B1 z [10]): Stary kosciół ewangelicki
z Milicza. Obecnie pod wezwaniem
Świętego Andrzeja Boboli
(dawniej Świętego Krzyża). Powyższa fotografia
pochodzi z 2003 roku. Został on zbudowany w
latach od 1709 do 1712. Stanął na miejscu
prastarej drewnianej kaplicy cmentarnej, jaka jednak stała
w ruinach już na długo przed podjęciem budowy tego kościoła.
(W obszarze przylegającym do tego kościoła, oraz istniejącego
kiedyś przy nim parku, w średniowiecznych czasach znajdował
się prastary cmentarz milicki.) Powstał on jako jeden z siedmiu
kościołów "Łaski", wybudowanych dla śląskich ewangelików na
mocy układu altransztadzkiego z cesarzem Austrii. Przed drugą
wojną światową kościół ten był słynny z bardzo pięknej
późno-barokowej ambony oraz chrzcielnicy. Jak jednak wyjaśniono
to w informacji wiszącej przy owym kościele, obecnie owa ambona i
chrzcielnica znajdują się w katedrze w Poznaniu (co jest raczej
korzystne dla Milicza, bowiem w Poznaniu może ją podziwiać znacznie
więcej zwiedzających niż w Miliczu, przy okazji dowiadując się że
takie coś jak miasto Milicz wogóle istnieje). Margrabia Henryk
Maltzan, który ufundował ów kościół, nakazał także zbudować
tajny tunel podziemny wiodący z jego pałacu do piwnic tego
kościoła. Tunel ten był ciągle przechodni w czasach zaraz
po drugiej wojnie światowej. Jednak potem został zamurowany.
Miał on połączenie z całą siecią średniowiecznych lochów i
tuneli podmilickich. Z kolei w owych lochach i tunelach ma
się znajdować zamurowany skarb zamku milickiego z
czasów wojen husyckich. Także lasy z okolic Milicza
kiedyś dosłownie przepełnione były "skarbami". Skarby te to
co cenniejszy dobytek niemieckich rolników, jacy w ostatnich
dniach drugiej wojny światowej salwowali się ucieczką w głąb
Niemiec, jednak jacy z powodu braku transportu oraz pośpiechu
nie byli w stanie zabrać ze sobą swego cenniejszego dobytku.
Aczkolwiek spora część owych "skarbów" została znaleziona
zaraz po wojnie, ciągle jakaś ich proporcja zapewne zalega
ziemię podmilickich lasów do dzisiaj, starannie ukryta przed
poszukującymi ich ludźmi.
* * *
Natychmiast po drugiej
wojnie światowej w Miliczu istniały trzy kościoły - nie wliczając w to
kościółka Św. Anny w Karłowie pod Miliczem. Dwa z nich przetrwały
do dzisiaj. (Ten drugi "mały" neorenesansowy kościółek pod wezwaniem
Św. Michała Archanioła stoi nieopodal Rynku przy wschodnim obrzeżu
miasta. Zbudowany on został w 1821 roku, na miejscu poprzedniego
gotyckiego kościoła z XV wieku z którego do dzisiaj zachowało się
prezbiterium. Posiada wewnątrz podziemną kryptę i chrzcielnicę z
1561 roku. ) Trzeci kościółek nie był używany od czasu wojny, w
latach tuż po wyzwoleniu służąc jako magazyny wojskowe, zaś w
latach 1960-tych będąc przebudowanym w dom towarowy (nazywany WDT).
* * *
W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności,
jeden z czytelników moich stron internetowych
odnalazł i dosłał mi oryginalny projekt architektoniczny
dla milickiego kościoła obecnie pod wezwaniem
Św. Andrzeja Boboli (dawniej pod wezwaniem
Świętego Krzyża). Projekt ten pochodzi z 1709
roku. Oryginalnie opublikowałem go jako
"Fot. #C3" na odrębnej stronie o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Jednak poniżej postanowiłem również udostępnić
czytelnikowi ów plan do oglądnięcia, a także udostępnić
do poczytania podpis jaki umieściłem pod owym
planem na stronie o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Oto one:
* * *
Fot. #D29(b):
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D29(b)" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D29(b)" pokazuje prawdziwy skarb
historyczny. Pokazany jest bowiem na niej skan
z oryginału projektu architektonicznego z 1709
roku (data jego sporządzenia umieszczona jest
ponad wieżą). Kurtuazji
"Miliczanina-1931".
Projekt ten pokazuje przewidywany wygląd przyszłego
"ufortyfikowanego" kościoła ewangelickiego w Miliczu
pod wezwaniem Świętego Krzyża. Obecnie kościół ten
znany jest w Miliczu jako kościół katolicki pod wezwaniem
Św. Andrzeja Boboli.
Odnotuj że kościół ten został zbudowany w 1714 roku -
patrz podpis pod "Fot. #D29" powyżej na tej stronie.
Powyższy projekt z 1709 roku pokazuje więc
jak architekt zaprojektował wygląd tego kościoła
przedtem zanim podjęto jego budowę.
Na powyższym projekcie zwraca naszą uwagę
aż cały szereg spraw. Przykładowo data jego
wykonania (1709 rok). Nie tylko oznacza ona
że ów projekt liczy obecnie ponad 300 lat, ale
także że jest to najstarszy dokument architektoniczny
Milicza jaki dostępny jest do publicznego wglądu.
Każdego powinno też zastanowić w tym rysunku
owo solidne i wysokie ogrodzenie które broniło
wówczas dostępu do ewangelickiego kościoła.
Miało ono jednak swoje uzasadnienie. W owym
bowiem czasie Milicz był zamieszkany przeważająco
przez Katolików polskiego pochodzenia, którym
powyższy kościół ewangelicki narzucany był
odgórnie przez pruskie władze. Władze te
poważnie więc się obawiały, że nowy kościół
i narzucana odgórnie obca wiara jaką on reprezentował,
mogą być przyjęte wrogo oraz wandalizowane przez miejscowych.
Kościół ten zaprojektowany więc został jako rodzaj
niemal małej twierdzy krzyżackiej - co wyraźnie
widać po otaczającym go ogrodzeniu. Jak bowiem
zapewne pamiętamy, władze pruskie wywodziły
swe tradycje narzucania wiary od rządów Albrechta
von Hohenzollern-Ansbach (pokazanego i omówionego
na "Fot. #M3c" z totaliztycznej strony
day26_pl.htm),
a jeszcze wcześniej od Krzyżaków którzy praktykowali
upowszechnianie nowej wiary z pomocą mieczy
na słowiańskich Prusakach oraz na mieszkańcach
Ziemi Świętej. Historia zaś Albrechta von
Hohenzollern-Ansbach dokładnie nam
ilustruje jakie to były tradycje. Wszakże to
on sprytnie zlikwidował Zakon Krzyżacki i to
on w 1525 roku zamienił Zakon Krzyżacki w
Księstwo Pruskie - z którego z czasem wyrosły
Hitlerowskie Niemcy. Także to on podważył
swym księstwem wpływy kościoła katolickiego
poprzez oficjalne przejście na luteranizm oraz
przez spowodowanie przejścia na luteranizm
również wszystkich swoich poddanych. Kolejna
sprawa rzucająca się w oczy na powyższym
rysunku, to pradawny strój milickich mieszczan
z tego planu. Patrząc na ich ubiory możnaby
mieć wrażenie że ogląda się scenkę z dawnego
Rzymu lub Paryża, nie zaś z Milicza. Jeszcze
jedną ciekawostką powyższego projektu jest owo
drzewo o poskręcanych korzeniach z prawego-dolnego
rogu. Patrząc na nie przypominam sobie, że
drzewo to jest autentyczne (tj. wcale nie jest
jedynie wymyslem architekta). Ciągle ono
bowiem tam rosło już po drugiej wojnie światowej
(tj. w czasach mojego dzieciństwa). Znajdowało
się ono po przeciwstawnej do kościoła stronie
ówczesnej wylotowej ulicy z Milicza do Sułowa.
Jego zaś faktyczne istnienie oznacza, że powyższy
projekt wcale NIE jest jedynie artystyczną wizją,
ale także documentem historycznym sporządzonym
na podstawie dokładnych badań terenowych.
Gdyby ktoś starał się znaleźć najbardziej
zasłużoną instytucję Milicza, która faktycznie akumuluje
w sobie całą esencję tego miasteczka, byłoby nim miejscowe Liceum
Ogólnokształcące (to oryginalne, znaczy Nr 1). To właśnie z pierwszych
klas tego liceum wywodzili się młodociani "żołnierze" w mundurach
niemieckich, którzy przeciwstawiali się w milickim ratuszu nacierającym
wojskom radzieckim. To także z owego liceum wywodzi się czołówka
intelektualna Milicza, oraz wszyscy najsławniejsi obywatele tego
miasteczka. Nie potrafię sobie wyobrazić odwiedzenia Milicza bez
złożenia wizyty w tym historycznym liceum.
Fot. #D30 (tj. M3 z [10]): Liceum Ogólnokształcące w Miliczu. Fotografia z lipca 2004 roku.
Jego ciekawostką jest, że przed wojną zostało ono zbudowane "na wyrost", aby nadawać
Miliczowi splendoru. Dzisiaj okazuje się już zbyt małe dla szybko pęczniejącej ludności
tego miasta. Więcej danych o tym liceum zawarte jest na stronie
Liceum w Miliczu
oraz na innych stronach od niej pochodnych.
Motto:
"Ludzie przemijają, tylko ich kosztowności pozostają."
Jak wszyscy wiemy, praktycznie każde miasto
posiada swoje opowieści i legendy o ukrytych
skarbach. Milicz nie jest w tym względzie
wyjątkiem. Co ciekawsze, w Miliczu i okolicach
znalezione już zostało aż kilka skarbów. Jeden
z nich, tj. "skarb bursztynowy", opisałem już
w punkcie #C1 tej strony. Kolejny skarb już
znaleziony w dziupli starego dęba z cmentarza
we Wszewilkach opisałem w podpisie pod
"Fot. #C2a" z odrębnej strony o nazwie
wszewilki.htm
(punkt #D3 tamtej strony o Wszewilkach zawiera
też opisy dalszych starych skarbów z okolic
Wszewilek i Milicza - nie opisywanych już poniżej).
W czasach swojej młodości nasłuchałem się sporo
opowieści o milickich skarbach wartych odszukania.
Na ile opowieści te są prawdą, tego mi nie wiadomo.
Niemniej powtórzę tutaj niektóre z nich. Wszakże
stanowią one kolejną ciekawostkę i zagadkę
miasteczka Milicza.
1. Skarb z milickiego zamku. Stare opowieści
stwierdzają, że kiedy husyci jak niszczycielska fala
zaczęli zmiatać kolejne miasta Dolnego Śląska,
ówcześni właściciele zamku w Miliczu postanowili
ukryć posiadane kosztowności. Kosztowności te
nakazali zaufanym sługom zamurować w jednej
z bocznych komór do ktorej wejście prowadziło
z podziemnych lochów rozprzestrzeniających się
z milickiego zamku w najróżniejszych kierunkach.
Niestety, kiedy husyci zdobyli i spalili zamek milicki,
ich ofiarami padły także osoby które wiedziały gdzie
znajdowało się wejście do owej zamurowanej komory.
Od owego czasu ów skarb z zamku milickiego
był poszukiwany przez wielu, jednak nigdy nie
odkryty.
2. Skarb margrabiego. Kiedy w ostatnich
dniach drugiej wojny światowej wojska radzieckie
zbliżały się już do Milicza, milicki pałac margrabiego
ciągle był pełen wartościowych obiektów. Obejmowały
one drogie zastawy, meble, obrazy, oraz inne cenne
sprzęty. Jednak brak już było transportu oraz siły
roboczej, aby te cenności wywieźć z Milicza.
Zdecydowano się więc aby je ukryć. Pod pałacem
margrabiego znajdują się duże piwnice. Jedną komorę
z tych piwnic użyto więc dla złożenia w niej co
wartościowszych obiektów, zaś komorę tą potem
zamurowano i zamaskowano dla niepoznaki. Kosztowności
te podobno pozostają tam ukryte do dzisiaj (nie
słyszałem aby ktoś w międzyczasie zdołał je odnaleźć).
3. Skarby z podmilickich wsi. W czasach
mojej młodości istniał rodzaj powszechnego
obowiązku "chodzenia za stonką". (Zgodnie
z oficjalną propagandą rozsiewaną w owych
dawnych czasach, podobno Amerykanie mieli
jakoby bombardować stonką ziemniaczaną pola
w komunistycznych krajach - aby zesłać klęskę
głodową na te kraje. Odnotuj, że angielska nazwa
dla "stonki ziemniaczanej" brzmi "Colorado beetles".
Więcej informacji na temat "chodzenia za stonką"
w tamtych dawnych czasach zawarte zostało
w punkcie #J2 strony o nazwie
wszewilki.htm.)
Owo "chodzenie za stonką" polegało na tym,
że z każdego domu mojej wsi
Stawczyk -
w której mieszkali moi rodzice, jedna osoba
była typowana aby w imieniu tego domu, wraz
z resztą wioski, poszukiwać stonki ziemniaczanej
w kartofliskach tej wioski. Oczywiście nie samą
pracą człowiek żyje. Stąd podczas poszukiwania
owej stonki, poszukująca grupa robiła sobie przerwy.
Podczas owych przerw co młodsi uczestnicy
poszukiwań, włączając w to mnie, mieli okazję
delektowania się najróżniejszymi opowiadaniami
przekazywanymi nam przez starszych uczestników.
W taki oto sposób m.in. poznałem wiele opowieści
o skarbach odkrywanych koło wsi Wszewilki. Jak
też okazywało się, koło wsi Wszewilki "skarbów"
owych odkrytych było dosłownie dziesiątki.
Wszystkie one wywodziły się z ostatnich dni
drugiej wojny światowej. Kiedy wojska radzieckie
zbliżały się do okolic Milicza, miejscowi rolnicy
niemieccy wpadali w panikę. Nie byli bowiem
w stanie uciekać z całym cennym dobytkiem,
bowiem drogi były zapakowane, a ponadto
brakowało im transportu - tak jak to opisuje
obrazowo punkt #C1 na stronie
bitwa_o_milicz.htm.
Wszystko więc co mieli cennego, a czego nie
byli w stanie zabrać ze sobą podczas ucieczki,
zakopywali w okolicznych lasach. Owe więc
zakopane dobra niemieckich rolników z okolic
Milicza były właśnie "skarbami", jakich dosłownie
dziesiątki odkryto zaraz po wojnie. Ja sam
pamiętam liczne doły po owych skarbach,
które jeszcze w czasach mojej młodości istniały
porozsiewane w okolicznych lasach. Można
się też domyślać, że nie wszystkie z tych
skarbów zostały odkryte, zaś spora ich część
istnieje zapewne zakopana do dzisiaj w
miejscowych lasach.
* * *
Oczywiście, jak imponujące by NIE były
skarby ciągle kryjące się w podziemiach
i okolicach Milicza, skarby te nie mogą
się równać z wartością np. "dzwonu
całego ulanego ze złota" jaki - zgodnie
z legendami, do dzisiaj ma leżeć zatopiony
w ruinach niemoralnego miasta Wineta
(Vineta lub Veneta) z okolicy północnych
wybrzeży Polski. O tamtym dzwonie z litego
złota piszę więcej w punkcie #H2 odrębnej
strony internetowej o nazwie
tapanui_pl.htm.
Milicz słynie ze stawów rybnych. Faktycznie
też, jeśli przeglądnie się jakikolwiek przewodnik
o Miliczu, stawy są w nim uwypuklone jako
najważniejsza atrakcja Milicza. Ponieważ
na ich temat, a także na temat rezerwatów
istniejących na obszarze niektórych z nich,
publikowanych jest relatywnie dużo informacji,
nie będę więc tutaj już o nich się rozpisywał.
* * *
Fot. #D31:
(Kliknij na niniejszy zielony link do "Fot. #D31" aby je wywołać i oglądnąć!)
Ilustracja "Fot. #D31" pokazuje jak ogromne mogą
być niektóre stawy milickie, tak że ich zarośnięty
lasami przeciwległy brzeg niemal znika z widoku.
Stawy te są zarybione słynnym karpiem milickim
jakim na wigilię zajada się praktycznie cała Polska.
Milicz ma szczególnie
wspaniały mikroklimat. Faktycznie to jest w nim ciepło kiedy w
innych częściach Polski ludzie trzęsą się z zimna. Być może że
te korzystne dla ludzi anomalie klimatyczne mają swe pochodzenie
w ogromnej liczbie stawów, jakich wody akumulują w sobie sporo
ciepła. Faktem jednak jest, że natura i lasy milickie są szczególnie
bujne. Z kolei stawy milickie są siedliskiem dla licznego ptactwa
wodnego którego ogromna liczebność i wysoka unikalność rozsławia
Milicz po całej Polsce. Milicz jest warty odwiedzenia choćby po to
aby zobaczyć jego bujną naturę i ptactwo wodne.
Fot. #D32: Przyroda wokół Milicza jest szczególnie bujna.
Przykładowo lasy koło Milicza rosną jak tropikalne dżungle.
Co roku, w drugim tygodniu lipca,
w Miliczu rozpoczyna się nieoficjalny festiwal kwitnących drzew lipowych.
Jest to taki milicki odpowiednik dla słynnych japońskich "festiwali kwitnącej
wiśni" (po angielsku "Cherry Blosom Festivals"), oraz do podobnie słynnych
"festiwali kwiatowych" ogranizowanych w mieście Alexandria z Nowej Zelandii.
Jest on nieoficjalny, ponieważ nie został wpisany (jeszcze) do żadnego
kalendarza oficjalnych imprez milickich. Jednak już od dawna ściąga
on do Milicza całe rzesze wczasowiczów i turystów, którzy wiedzą o jego
istnieniu. Przykładowo, w lipcu 2004 roku ja sam przybyłem do Milicza
aż z Nowej Zelandii, tak planując swoje przybycie i pobyt, aby właśnie
przebywać w Miliczu w owym szczególnym czasie. W owym bowiem
unikalnym okresie lipca, w Miliczu i jego okolicach zakwitają drzewa
lipowe. A w Miliczu jest tych drzew istne zatrzęsienie. Powietrze nabiera
wówczas podniecającego zapachu miodu i rozprzestrzeniania nowego
życia. Ci co je wdychają uczestniczą w istnej uczcie zapachowej. Wcale
przy tym nie zdając sobie z tego sprawy poprawiaja oni swoje zdrowie
za pośrednictwem ogromnie modnej ostatnio na Zachodzie, naturalnej
tzw. "Aroma Therapy" (tj. "terapii zapachowej"). W dzisiejszych czasach
zanieczyszczenia powietrza i szalejącej motoryzacji, taka uczta zapachów
lipy to coś niezwykłego.
Milicz już zdołał utrwalić swoją
renomę jako siedziba zespołu szkół przyrodniczych. Warto by więc było,
aby dodatkowo wsparł tą swoją pozycję poprzez oficjalne powołanie
w Miliczu festiwalu kwitnącej lipy. Festiwal ten obejmowałby sobą
cały wahlarz imprez związanych z celebrowaniem okresu kwitnienia
lipy i wszystkiego co z kwitnieniem tym się wiąże, czyli lata,
robaczków swiętojańskich, spacerow przy księżycu, wigoru,
natury, miłości, inicjacji życia, itp. Wszakże to zapewne właśnie
z powodu owych unikalnych warunków jakie w lipcu panują w
Miliczu, pobliski kościółek Św. Anny w Karłowie słynny był w
dawnych czasach z przywracania płodności. A okres czasu
kiedy takie przywracanie płodności miało tam miejsce, pokrywał
się w czasie z okresem kwitnienia lipy - następował bowiem w
ostatnią niedzielę lipca - patrz podpis pod rysunkiem "Fot. #D20".
Fot. #D33: W drugim tygodniu lipca każdego roku, Milicz tonie
w zapachu kwiatów lipowych, jakich jest w nim istne zatrzęsienie.
Ich słodki, miodowy zapach wprowadza do miasta atmosferę życia, radości
i prokreacji. Wielu ludzi, włączając w to mnie samego, przybywa wówczas
do tego miasta z różnych zakątków świata tylko po to, aby zapachem tym
się upajać. Powyższy rząd drzew lipowych obsypanych dorodnym kwiatostanem
sfotografowałem wzdłuż północnego obrzeża ośrodka wczasowego "Karłów"
(ok. 2 km na południe od Milicza, przy drodze z Milicza do Wrocławia), gdzie
w lipcu 2004 roku mieszkałem w sporym i wygodnym domku kampingowym
wynajętym wówczas za jedyne 50 złotych na dobę.
Warto tutaj podkreślić, że lipy (w tym również milickie)
zawsze były i pozostają kwiatami festiwalowymi dla Polaków.
Można wręcz o nich stwierdzić, że stanowią one rodzaj
narodowego kwiatu dla Polski i Polaków. Wszakże od
najdawniejszych czasów polscy poeci pisali o nich wiersze,
np. "Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!
Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie ..." (patrz
Jan Kochanowski "Na lipę").
W polskich aptekach do dzisiaj można nabyć herbatę z
kwiatu lipowego, jaka praktycznie leczy wszystkie choroby
bazujące na alergii - to dlatego w ramach naprawiania
klimatu ja rekomenduję sadzenie lip (razem z owocującymi
drzewami) wszędzie gdzie tylko się da - po szczegóły patrz
Rys. #G3 na stronie o nazwie
wroclaw.htm.
Miód lipowy jest słynny w Polsce z aromatu i własności
leczniczych. Drewno lipowe od zamierzchłych czasów
używane było przez polskich rzeźbiarzy. Wszakże jest
ono miękkie, stad łatwo w nim rzeźbić, jednocześnie
spujne, stąd lipowe rzeźby NIE pękają ani się NIE kruszą.
Ponadto zakwitanie lip jest punktualne jak szwajcarskie
zegarki. Każdego roku lipy kwitną dokładnie o tej samej
porze. Można więc na nie liczyć przyslowiowo "jak
na Zawiszę" w długofalowym planowaniu takich
przedsięwzięć jak np. urlopy, wakacje, czy oficjalne
festiwale - czego niestety nie daje się powiedzieć o
wielu zamorskich kwiatach. (Przykładowo
rododendron, po polsku zwany "różanecznik",
z licznych odmian którego park milickiego margrabiego
przed wojną też był słynny na całą Europę, niestety
nie posiada ściśle ustalonego okresu kwitnienia.)
Część #E:
Dlaczego Milicz jest aż tak unikalnym i tajemniczym miastem:
#E1.
Milicz tylko wygląda niepozornie, jednak kryje wiele niezwykłości i niezbadanych tajemnic:
Niniejsza strona ujawnia, że na przekór iż
Milicz wygląda niepozornie i tuzinkowo,
faktycznie ukrywa on wiele tajemnic i zagadek.
Szkoda iż spora liczba jego mieszkanców
woli się upijać z rozpaczy iż w nim musi
mieszkać, zamiast zająć się wydobyciem
na światło, przebadaniem i rozpropagowaniem
tych tajemnic i zagadek. Szkoda też że jego
władze ogarnęła jakaś letargia i niemoc,
tak że zamiast budować lepszą przyszłość
dla Milicza, wolą raczej spędzać czas
na jałowym przelewaniu pustego w próżne
oraz na uniemożliwianiu działania tym ludziom
którzy faktycznie pragną czegoś dokonać
i coś usprawnić. Wszakże kim w życiu się
stajemy, oraz jakim poważaniem inni nas otaczają,
zależy to od wewnętrznego spokoju, poważania
samego siebie, pewności, oraz harmonii,
jakie w sobie wykształtujemy. Wszystkie
zaś te nasze jakości osobiste wyrastają
właśnie z fundamentów naszego pochodzenia,
czyli z rodzinnego miasta lub wsi w jakich
się urodziliśmy i wyrośliśmy. Aby więc w
dorosłym życiu uzyskać szacunek i poważanie
innych, my sami musimy wyrobić w sobie
szacunek i poważanie korzeni z jakich
wyrośliśmy - czyli naszych rodzinnych stron.
Ponieważ czytelnik być może NIE zwrócił jeszcze
uwagi w uprzednich opisach z tej strony jak wiele
niezwykłych i godnych poznania cech kryje
w sobie Milicz i jego okolice, podliczę tutaj
w punktach chciaż najważniejsze z nich. Oto one:
1. Tajemnicza moc emanująca z milickiego
"czakramu ziemi". Jedną z niezwykłości Milicza
jest, że w jego pobliżu położony jest energetyczny
tzw. "czakram ziemi". Czakram ten znajduje się
koło przymilickiej "pierwszej tamy" na rzece
Barycz. Jego najlepszy opis przytaczają punkty
#D1, #E1, #F2 i #H4 ze strony
wszewilki.htm.
Powoduje on m.in. że wszelkie realistyczne życzenia
i zamierzenia jakie się podejmuje koło owego czakramu,
z czasem zawsze się wypełniają.
2. Niezwykłości natury. Milicz i jego
okolice mają niezwykłą faunę i florę. Ich przykładem
mogą być węże o nadprzyrodzonych zdolnościach
(patrz referencje do ich opisów podane w punkcie
#B3 z tej strony), czy też niezwykły stwór znany
pod nazwą "gryf", jaki w czasach mojej młodości
był widywany w okolicach Stawczyka i Guzowic -
po szczegóły patrz punkt #D15 tej strony, a także
punkt #H1 na stronie
wszewilki.htm.
3. Długa i chwalebna historia. Milicz i
jego okolice należą do najstarszych miejscowości
Polski. Jak to wyjaśnia punkt #C2 niniejszej strony,
osady ludzkie istniały w nim już około roku 7000
p.n.e. W nim samym i w jego okolicach staczane
też było wiele bitew jakie potem zadecydowały o
losach Polski.
4. Przyszły wkład do ludzkości. Milicz
i jego okolice najwyraźniej mają dostarczyć
ludzkości czegoś wysoce szczególnego i to
już w niedalekiej przyszłości. Wskazuje na to
wiele przesłanek. Pierwszym przykładem tych
przesłanek są owe niezwykłe prześladowania
jakie Stawczyk i Milicz doświadczają już od
wielu wieków (po opisy i referencje do owych
prześladowań patrz punkt #B3 z tej strony).
Wszakże z działania
praw moralnych
jest nam już wiadomym, że jeśli jakiś "intelekt
grupowy" (do którego to kategorii należy m.in.
i cały Milicz), ma uczynić w przyszłości coś
szczególnie istotnego dla dobra całej naszej
cywilizacji, wówczas zawsze uprzednio intelekt
ten jest poddawany działaniu tzw. "przekleństwa
wynalazców" - opisywanego m.in. w punkcie
#B4.4 strony o nazwie
mozajski.htm.
Innym przykładem przesłanek potwierdzających
że miasto Milicz i wieś Stawczyk mają w przyszłości
uczynić cos ogromnie istotnego dla całej ludzkości,
jest obraz jaki ujrzałem w Stawczyku kiedy zostałem
tam zabrany w odległej przyszłości z pomocą
tajemniczego
wehikułu czasu -
tak jak tamtą swoją podróż do Stawczyka z dalekiej
przyszłości opisałem i referencjowałem w punkcie
#B3 tej strony.
5. Cieszenie się szczególnymi względami u
Boga.
Z różnych powodów Milicz i jego okolice cieszą
się szczególnymi względami u Boga. Względy te
manifestują się na wiele sposobów. Przykładowo,
koło Milicza często zdarzają się cuda. (Jako
przykład tych cudów patrz opisy zdarzeń z otoczenia
kościółka Św. Anny w Karłowie - punkt #D20 tej strony,
czy przypadki "deszczy żywych rybek" jakie ja sam
oglądałem w czasach swej młodości - patrz podpis
pod "Fot. #D24" na tej stronie.) Okolice Milicza mają
też niezwykle przyjazny ludziom tzw. "mikroklimat" -
jaki opisałem w punkcie #D32 tej strony, jednak jakiego
znaczenie jako manifestacji "szczególnych względów u
Boga"
wyjaśniam dokładniej w punktach #I4 i #I5 odmiennej
strony o nazwie
day26_pl.htm.
Część #F:
Celem dla którego cały świat fizyczny i ludzie zostali stworzeni
jest "podnoszenie wiedzy" - poznajmy więc jak Milicz służy temu celowi:
#F1.
Czego możemy się nauczyć studiując ciekawostki miasta Milicza:
W 1985 roku do życia powołane zostały:
(1) wysoce światoburcza teoria naukowa zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
oraz (2) nowa filozofia która z owej teorii
wyniknęła, a która nazwana została
filozofią totalizmu.
Powstałe razem, obie one zaczęły zmieniać
sobą cały dzisiejszy świat. Przykładowo,
udowodniły formalnie i naukowo, że
Bóg z całą pewnością istnieje,
a ponadto stworzyły zupełnie odmienny
rodzaj nauki zwany nauką totaliztyczną" -
który bada rzeczywistość z całkowicie odmiennego
podejścia niż dotychczasowa nauka (mianowicie
z podejścia zwanego "a priori" czyli
"od przyczyny do skutku" albo
"od Boga do otaczającej nas rzeczywistości").
Ponieważ zaś dotyczasowa nauka ziemska
badała rzeczywistość wyłącznie z odwrotnego podejścia,
w filozofii nazywanego "a posteriori", czyli
"od skutku do przyczyny", owa nowopowstała
"nauka totaliztyczna" stworzyła "konkurencję"
dla starej nauki ziemskiej, uzupełniając ludzką wiedzę
o wszystko to co stara nauka przeaczała podczas
swego tylko jednostronnego spojrzenia na naszą
rzeczywistość - tak jak to wyjaśnione zostało
dokładniej w punkcie #A2.6 strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
w punkcie #C1 strony o nazwie
telekinetyka.htm,
oraz w punkcie #F1 strony o nazwie
god_istnieje.htm.
Jednym z najbardziej szokujących, a jednocześnie
wysoce edukacyjnych, odkryć owej
filozofii totalizmu
okazało się ustalenie, że "Bóg stworzył cały
świat fizyczny i człowieka głównie w celu 'podnoszenia
wiedzy' ". Dlatego wszystkie obiekty które nas
otaczają, a także wszystkie zdarzenia jakie następują
i losy wszystkiego co tylko poznamy, są zawsze tak
umiejętnie projektowane, aby w możliwie maksymalny
sposób służyły jako lekcje, a w tej sposób właśnie
"podnosiły wiedzę". Innymi słowy, wszystko co na
niniejszej stronie czytamy np. o mieście Miliczu,
a także wszystko co czytamy na innych moich
stronach internetowych, jak również w całym internecie,
służy głównie temu samemu celowi, mianowicie
"podnoszeniu wiedzy".
Oczywiście, "wiedza" to ogromny gmach, przy którego
wznoszeniu jest dosyć miejsca i zajęcia dla każdego
człowieka. Jak więc niniejsza strona dokłada swój
udział do owego wznoszenia "gmachu wiedzy"? Ano,
przykładowo, ujawnia nam ona, że w każdym miejscu
na ziemi, nawet w Miliczu i nawet wszędzie tam gdzie
najmniej tego się spodziewamy, kryją się najróżniejsze
ciekawostki i tajemnice które warto zacząć zgłębiać.
Zamiast więc narzekać, że tam gdzie żyjemy nic ciekawego
się nie kryje, warto zacząć zgłębiać owe nieznane
dotychczas ciekawostki i tajemnice miejsca naszego
zamieszkania. Strona ta ujawnia również, że wszystko
posiada swoją historię, zaś każda historia czegoś
nas stara się nauczyć. Dobrze więc jest poznać
lekcje które ciągle starają się dopiero nam przekazać
historie nawet tego, o czym sądzimy że dokładnie to
już znamy.
Część #G:
Zakończenie i podsumowanie tej strony:
#G1.
Podsumowanie tej strony:
Filozofia totalizmu
naucza, że dusza ludzka została celowo tak
skonstruowana, aby każdy z nas miał nierozerwalny
związek duchowy z miejscem swego urodzenia.
(Podstawowe informacje o owej duszy czytelnik
znajdzie na stronie
soul_proof_pl.htm.)
To właśnie dzięki owemu związkowi duchowemu,
ciało i dusza każdego z nas, oraz miejsce naszego
urodzenia, są podobnie do drzewa i do jego korzeni
oraz do gleby z której drzewo to wyrasta. Owymi
duchowymi korzeniami każdy z nas czerpie bowiem
ze swoich rodzinnych stron wszelkie wartości i cechy
z których kształtuje się jego samoświadomość, wiedza,
moralność, cechy charakteru, cele życiowe, itp.
Faktycznie, to zależnie od tego jakie cechy
nasze duchowe korzenie zaczerpnęły z rodzinnych
stron, dokładnie takimi potem w życiu się stajemy.
Dla więc użytku tych młodych ludzi, którzy sami
wywodzą się z miasta Milicza lub z jego okolic,
niniejszym zaprezentowałem na tej stronie
najważniejsze informacje które im ilustrują z jak
niezwykłego miejsca się wywodzą. Z kolei dla
wszystkich innych czytelników, strona ta dostarcza
informacji dlaczego powinni odwiedzić kiedyś miasto
Milicz i co w owym mieście powinno ich najbardziej
zainteresować.
W przyszłości niniejsza strona będzie dalej poszerzana
i udoskonalana - zapraszam więc aby stronę tą
odwiedzić ponownie za jakiś czas.
Część #H:
Informacje końcowe tej strony:
#H1.
Inne strony na temat Milicza i jego okolic:
Tych z czytelników, których zainteresowały zaprezentowane tutaj ciekawostki miasta
Milicza,
zapewne zainteresuje również strona o podmilickich wsiach
Wszewilki oraz
Stawczyk.
Opisują one bowiem fascynującą historię, tradycje, oraz dorobek kulturalny owych
podmilickich wsi, których losy zawsze nierozerwalnie związane były z losami Milicza.
W ten sposób strona o nazwie
wszewilki.htm
oraz strona o nazwie
stawczyk.htm
doskonale uzupełniają niniejszą stronę o mieście Miliczu. (Przez ostatnie 1000 lat
Wszewilki zawsze pozostawały wsią należącą do miasta Milicza. Przykładowo, przez
wiele wieków posiadały oraz obsługiwały one jedyny młyn wodny Milicza.) Faktycznie
owa wieś Wszewilki jest nawet starsza od dzisiejszego (tj. murowanego) miasta
Milicza. Jako bowiem przygrodowa kolonia rolniczo-rzemieśnicza Wszewilki
istniały już w czasach poprzedzających podjęcie budowy obecnego murowanego
miasta Milicza, tj. istniały już w czasach kiedy Milicz zlokalizowany był w drewnianym
grodzisku położonym po przeciwnej niż obecnie stronie rzeki Barycz. Z treścią strony o
Wszewilkach
związana jest także strona o
przyszłości Wszewilek i Milicza.
Ponadto chciałbym poinformować, że istnieje także podobna strona poświęcona
opisowi miasta
Malborka
z północnej części Polski. Stronę tą także można oglądnąć za pośrednictwem
"Menu 1". Sporo tematów omawianych na niniejszej stronie jest tam również
naświetlone i zilustrowane z punktu widzenia odmiennego prastarego miasta
i zamku.
Na dodatek do powyższego, udostępniona jest już także strona
poświęcona opisowi ciekawostek miasta
Wrocławia.
(Przez długi okres historii Milicz administracyjnie podlegał biskupowi Wrocławia.)
Na stonie owej Wrocław jest naświetlany z podobnych punktów widzenia jak wieś
Wszewilki
oraz miasto
Milicz.
Serdecznie zapraszam do przeglądnięcia wszystkich tych stron.
Warto także okresowo sprawdzać "blogi totalizmu"
pierwsze z których działały już od kwietnia 2005 roku -
niestety, szybko potem zostały one wydeletowane przez
wrogów totalizmu i mojej osoby. Nadal dostępne (bo
pozakładane już później) blogi totalizmu istnieją pod adresami:
totalizm.wordpress.com (mały druk 12 pt, wpisy od #89 - tj. od 2006/11/11)
kodig.blogi.pl (wpisy od #293 - tj. od 2018/2/23)
drjanpajak.blogspot.com (duży druk 24 pt, wpisy od #293 - tj. od 2018/3/16)
(Niestety, do dzisiaj NIE ostał się już żaden z
owych oryginalnych blogów totalizmu zawierających
wpisy począwszy od numeru #1 - aczkolwiek
pierwszy blog z powyższgo spisu nadal oferuje
znaczną większość wpisów jakie kiedykolwiek
przygotowałem.) Aktualne zestawienie adresów
moich blogów zawarte jest też na stronie z tematycznym
skorowidzem wyników moich badań - tj. na w/w stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Na szczęście, od 2018/10/30 dostępna jest też
w internecie elektroniczna publikacja [13] o tytule
"Wpisy do blogów totalizmu". Można ją sobie
przeglądnąć lub załadować za pośrednictwem strony o nazwie
tekst_13.htm (kliknij tu aby ją przeglądnąć).
W swych 8 tomach zredagowanych jak elektroniczne
książki pisane bezpiecznym (bo odpornym na wirusy)
i wygodnym formatem PDF oraz pozaopatrywane w
"spisy treści" (z numerami, tytułami i datami
opublikowania kolejnych wpisów do blogów totalizmu),
publikacja [13] oferuje do przestudiowania wszystkie
moje wpisy do blogów totalizmu, jakie dotychczas były
opublikowane - włącznie z często też publikowanymi
angielskojęzycznymi wersjami polskojęzycznych wpisów.
Ponadto tekst owej [13] ma dwie wersje, mianowicie (1)
o "dużym druku" (20 pt) - ułatwiającym czytanie
przez osoby o słabym wzroku (np. starsze wiekiem),
oraz (2) o "typowym druku" (12 pt) - przeznaczonym
do czytania przez osoby o nadal ostrym wzroku.
Na końcu każdego wpisu do blogów totalizmu staram
się podać zestaw adresów witryn internetowych,
które oferują najaktualniejsze w czasie publikowania
tego wpisu wersje wszystkich moich stron internetowych
(odnotuj, że z powodu powtarzalnego deletowania
totaliztycznych witryn z moimi stronami, adresy te
zmieniają się z upływem czasu). To z zestawień
adresów owych witryn publikowanych pod
najnowszymi wpisami do blogów totalizmu
rekomenduję ściągać i czytać najaktualniejsze
wersje moich stron oraz opracowań.
Warto tu też dodać, że osobom starającym się
poznać moje autentyczne opisy wyników swych
badań, wyszukiwarki internetowe usilnie podsuwają
blogi (i inne internetowe publikacje), które wyglądają
jak moje, jednak zawierają jedynie czyjeś prywatne
opinie o moich badaniach (często mijające się z
prawdą, a niekiedy nawet celowo zwodzące czytelników).
W chwili pisania niniejszego punktu, owe NIE moje blogi
(na jakie już się natknąłem) były dostępne pod adresami:
#H3.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy film
Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku
upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem
youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM,
lub uruchomić ją ze strony
djp.htm
zestawiającej widea w jakich przygotowaniu osobiście
brałem udział, a jaką zaprogramowałem do przeglądania
na "smart" telewizorach koreańskiej firmy LG, lub na
komputerach PC (najlepiej z wyszukiwarką "Google Chrome").
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych
(tj. polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająk,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająk,
pod jakie można wysyłać ewentualne uwagi, własne
opinie, lub informacje jakie zdaniem czytelnika
autor tej strony powinien poznać, podane są na
autobiograficznej stronie internetowej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dalszych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Prawo autora do używania kurtuazyjnego
tytułu "Profesor" wynika ze zwyczaju iż "z profesorami
jest jak z generałami", znaczy raz
profesor, zawsze już profesor. Z kolei
w swojej karierze naukowej autor tej strony był
profesorem aż na 4-ch odmiennych uniwersytetach,
tj. na 3-ch z nich był tzw. "Associate Professor"
w hierarchii uczelnianej bazowanej na angielskim
systemie uczelnianym (w okresie od 1 września
1992 roku, do 31 października 1998 roku) - który
to Zachodni tytuł stanowi odpowiednik "profesora
nadzwyczajnego" na polskich uczelniach. Z kolei
na jednym uniwersytecie autor był (Full) "Professor"
(od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku -
tj. na ostatnim miejscu pracy z naukowej kariery
autora) który to tytuł jest odpowiednikiem pełnego
"profesora zwyczajnego" z polskich uczelni.
Proszę jednak odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem [11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data założenia niniejszej strony: 5 czerwca 2004 roku
Data najnowszego jej aktualizowania: 5 listopada 2021 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)