(Oto wykaz wszystkich
stron z TEGO serwera, w zestawieniu językowym - w 8 językach.
Wybierz interesującą Cię stronę manipulując suwakami, potem kliknij
na nią aby ją uruchomić:)
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Istnieje jedno miejsce na świecie, w którym
marzenia się wypełniają. Miejscem tym jest
niezwykła wieś
Wszewilki-Stawczyk (opisana dokładniej na odrębnej stronie).
Ja osobiście wierzę, że powodem dla którego
marzenia się tam wypełniają, jest że podczas
pobytu we Wszewilkach doświadcza się tam
"dotyku nadprzyrodzonego". Oczywiście,
sceptycy powód ten zapewne wytłumaczyliby
odmiennie. Przykładowo, że z powodu twardej
rzeczywistości życia, a taże z uwagi na bliskość
do natury, we Wszewilkach-Stawczyku marzenia
zawsze są realistyczne i zawsze twardo stoją one
na ziemi. Z kolei ludzie wyrośli w ciężkich realiach
owej wioski wbudowali w swój charakter
umiejętność urzeczywistniania własnych
marzeń. Jak by się powodu owego nie tłumaczyło,
faktem jest że najważniejsze marzenia z
Wszewilek-Stawczyka zawsze się wypełniają.
Dlatego za pośrednictwem tej strony chciałbym
ujawnić co mi osobiście się marzy dla samych
Wszewilek-Stawczyka. Znaczy, jak w moich
marzeniach wygląda przyszłość owej wioski.
Przyszłość ta wysyntezowała się bowiem wyraźnie
w moim umyśle z owych licznych podróży po
świecie jakie bez przerwy odbywam, oraz jakie
pozwoliły mi odnotować to co w życiu jest
najważniejsze. Pisząc tą stronę wierzę również,
że poprzez ujawnienie tych swoich marzeń
spowoduję iż w przyszłości przynajmniej ich
część zdoła także kiedyś się wypełnić - co
zresztą potwierdza moja niezwykła "podróż
do przyszłości" (jak wierzę odbyta do
Wszewilek-Stawczyka z około 2222 roku)
jaką opisuję w punkcie #J3 tej strony. Ponadto
wierzę, że poprzez wyjaśnienie tutaj jak mogłaby
wyglądać przyszłość Wszewilek-Stawczyka,
stworzę mieszkańcom tej wioski jakiś dalekosiężny
cel, ku osiągnięciu którego mogą teraz zacząć
systematycznie zdążać i pracować.
Treść tej strony autoryzuje
Jan Pajak,
czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona
http://worldcat.org/identities/ ),
który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się
z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych
dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas
w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej
produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez finansowania
i na zasadach naukowego "hobby" wymuszanego oficjalną
dezaprobatą podjętej tematyki badań, ale niestety o którego
istnieniu i wynikach badań w Nowej Zelandii niemal nikt NIE
chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia, zaprzeczenia i wyciszenia
odkryć i wynalazków którego sporo Polaków konspiruje się w
gangi postępujące jak monopole wypaczające prawdę i przyszłym
pokoleniom usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci,
pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Niektórzy mawiają, że kiedy ktoś osiąga
sukces życiowy, inspiracją i siłą motoryczną
dla działania zawsze najpierw były jego
marzenia. Wszakże zanim zaczniemy do
czegoś zdążać, najpierw musimy stworzyć
sobie w umyśle obraz tego co zamierzamy.
Na dodatek, we
Wszewilkach-Stawczyku marzenia zawsze
się wypełniają. Warto więc abyśmy
wspólnie pomarzyli teraz o szczęśliwszym jutrze
dla tej wioski-sioła. W ten sposób z jednej
strony wyzwolimy nadprzyrodzone moce,
które urzeczywistniają marzenia podjęte we
Wszewilkach-Stawczyku. Z drugiej zaś strony,
poprzez ustanowienie sobie wyraźnego celu
w jakim warto zdążać oraz obrazu tego co
chcemy osiągnąć, wszyscy zaczniemy teraz
podświadomie zmierzać do ich urzeczywistnienia.
#A2.
Aby się rozwijać trzeba mieć wizję na przyszłość (czyli marzenie) -
ta strona jest właśnie taką wizją dla
Wszewilek-Stawczyka,
Milicza, Sławoszewic, oraz innych okolicznych
miejscowości:
#A3.
Symbolika tej strony - jej opublikowanie
z okazji spełnienia się kolejnego mojego
dziecięcego marzenia z Wszewilek-Stawczyka -
tj. zasłużenia na uzyskanie pełnej
profesury uniwersyteckiej:
Motto:
"Raz profesor, zawsze profesor."
Niniejszą stronę opublikowałem w marcu
2007 roku z bardzo dla mnie ważniej okazji.
Mianowicie, w owym roku 2007 wypełniło
się kolejne z moich dziecięcych marzeń
zaistniałych jeszcze w słynnej z wypełniania
się ludzkich marzeń mojej rodzinnej wsi
Wszewilki-Stawczyk.
W 2007 roku po raz pierwszy w życiu zostałem
bowiem "pełnym profesorem" (czyli
angielskojęzycznym odpowiednikiem polskiego
"profesora zwyczajnego") na renomowanym
Południowo-Koreańskim
uniwersytecie Ajou
(jego nazwę znaczącą "Azja" wymiawiaj i czytaj
jako słowo "Adzju"). Przed ową pełną profesurą
w Korei będącą odpowiednikiem polskiej pozycji
"Profesor Zwyczajny", trzykrotnie byłem też tzw.
"Associate Professor" w angielskojęzycznych systemach
uczelnianych (czyli odpowiednikiem uczelnianej
pozycji "Profesor Nadzwyczajny" w Polsce), na aż
trzech jeszcze innych uniwersytetach świata, tj.
na Cyprze, w Malazji i na tropikalnej wyspie Borneo.
A pamiętać trzeba, że marzenie zostania faktycznym
"Profesorem", dla kogoś wywodzącego się z jednej
z najbiedniejszych rodzin ze wsi zwanej "Wszewilki",
a żyjącego w miejscu przez co bardziej zarozumiałe
osoby określanym jako "zabita dechami wiocha",
wydaje się być czymś nieosiągalnym (dzisiaj już wiem,
że wszystko to była ułuda, tam bowiem gdzie jest
prawdziwa wiara, wszystko staje się też możliwe).
Zostanie faktycznym "Profesorem" NIE było jedynym
moim "dziecięcym marzeniem". Inne moje wielkie
marzenie z czasów dzieciństwa - zainspirowane
"skorupką orzecha kokosowego" opisywaną szerzej
w punkcie #D9 strony internetowej o nazwie
milicz.htm,
a sprowadzające się do marzenia o podróżowaniu
po dalekich krajach świata, sprawdziło się znacznie
wcześniej, bo począwszy od 1982 roku. Ogromnie
naukowo mnie intrygujący jest też fakt, że już w
dzieciństwie wiedziałem iż za to co w swym życiu
dokonam będę zasługiwał na "Nagrodę Nobla".
Już wówczas wiedziałem jednak także, że owej
Nagrody Nobla ja nigdy NIE otrzymam, ponieważ
moje dokonania będą demaskowały zło i
nieszczycielstwo ludzi rządzących światem.
Tamta inna moja wiedza dziecięca indukuje
z kolei pytanie czy
tzw. "dziecięce marzenia" albo "dziecięce bajdurzenia"
NIE są przypadkiem manifestacją rodzaju "wiedzy"
jaką otrzymujemy od Boga kiedy wysyłani jesteśmy
do przejścia przez dane swoje życie.
Wszakże folklor Anglików wyznaje istnienie tzw.
"self-fulfilling prophecy"
czyli "wypełniającej się samo-przepowiedni", która
też sprowadza się do wypełniania się w życiu tego
co o sobie podświadomie się wie i się przepowiada,
a niekiedy wiedząc czego bardzo się obawia -
tak jak na następstwa "obaw życiowych"
i na potrzebę "korygowania swoich wierzeń"
usiłuję zwracać uwagę swych czytelników np. w
punkcie #A2.2 z mojej strony internetowej o nazwie
totalizm_pl.htm.
Podczas jednej z wcześniejszych od Korei swych
profesur, odbywanej na bliskiej do natury
tropikalnej wyspie Borneo eksperymentalnie
badałem na samym sobie następstwa
gromadzenia w swej duszy
(wyjaśnianego np. w punkcie #A1 mojej strony
evolution_pl.htm)
dużych ilości unikalnego rodzaju
inteligentnej energii, jaką potem nazwałem
"energia moralna" - bowiem aby energię
tę w sobie generować, konieczne jest fizyczne
wykonywanie ciężkiej tzw. "pracy moralnej"
z motywacjami iż praca ta ma przynosić konkretne
dobro naszym bliźnim. (Na Borneo tę inteligentną
"energię moralną" początkowo nazywałem "zasób
wolnej woli" albo "zwow", zaś Chińczycy
i osoby praktykujące "Kung Fu" znają ją
pod nazwą "chi".) Na Borneo jednak NIE
wiedziałem jeszcze, że gromadząc w swej duszy
ilość owej "energii moralnej" przekraczającą
około 1200 [gfh] (jednostka [gfh] oznacza jedną
"godzinę fizycznej harówki"), zapracowuje się dla
siebie ogromnie niezwykłe, rzadkie i cudowne zjawisko
zapracowanej nirwany.
Wszakże nasza "oficjalna nauka ateistyczna"
NIE ma przysłowiowego "zielonego pojęcia" o istnieniu
i o cechach zjawiska nirwany - nawet zaś gdyby o nim
cokolwiek wiedziała, ciągle elity rządzące naszą cywilizacją
NIE pozwalałyby o nim oficjalnie informować ludzkości.
Wszakże nirwana ma potencjał aby zastąpić dzisiejsze
"pieniądze" - jakie są źródłem bogactwa i władzy obecnych elit rządzących,
choć jednocześnie są też źródłem wszelkiego zła na Ziemi.
Kiedy więc zjawisko nirwany pojawiło się i u mnie po raz pierwszy,
poczułem je jakbym nagle został uderzony "piorunem
szczęśliwości". Niespodziewanie bowiem w samym
środku wykonywania swej ciężkiej fizycznej "pracy
moralnej" w pocie i duszności małego mieszkanka
tropiku, nagle doznałem tak potężnego uderzenia poczuciem
szczęścia, że wprost zasłabłem i zmuszony byłem
przerwać wykonywaną pracę moralną. Kiedy zaś
usiadłem, całe moje ciało było zalewane falami
poczucia niesamowitej szczęśliwości. Co jednak
najdziwniejsze, kiedy owa szczęśliwość totaliztycznej
nirwany raz już pojawiła się u mnie, wcale NIE chciała
mnie opuścić. W sumie przeżywałem więc ją przez
około 9 miesięcy, zaś ustała dopiero kiedy wróciłem
do zimnej, wymagającej i nieprzyjaźnie nastawionej
do wschodnio-europejskich emigrantów Nowej Zelandii.
Nic dziwnego, że owo nagłe pojawienie się u mnie
tej potężnej szczęśliwości początkowo mnie przeraziło.
Wziąłem je bowiem za ugryzienie przez jakiś borneowski
odpowiednik tropikalnej muchy afrykańskiej zwanej
"Tse-Tse" - tyle że powodującej poczucie
obezwładniającej szczęśliwości, zamiast
śmiertelnej afrykańskiej choroby zwanej "śpiączka".
Ponieważ owa szczęśliwość wcale NIE zniechęciła mnie
do kontynuowania eksperymentalnego generownia
"energii moralnej" poprzez wykonywanie ciężkiej
"pracy moralnej", po jakimś czasie odkryłem, że
szczęśliwość ta jest wynikiem działania przepływającego
poprzez moje "czakramy" nadmiaru "energii moralnej"
przelewającej się z mojej duszy do fizycznego ciała.
Zacząłem więc zjawisko nirwany szczegółowo badać,
poczym wyniki owych badań opisałem szczegółowo
w swoich publikacjach - np. patrz strona internetowa o nazwie
nirvana_pl.htm,
lub patrz "tom 8" mojej naukowej
monografii [1/5].
Badania te teoretycznie kontynuuję aż do dzisiaj -
chociaż nirwana dawno u mnie już zaniknęła. Po
powrocie do Nowej Zelandii odkryłem bowiem, że
po jednorazowym zaznaniu nirwany,
chęć przedłużenie jej nieustającegio przeżywani jest aż tak
potężna, że jest się ochotniczo gotowym fizycznie wykonywać
dowolnie ciężką "pracę moralną" aby kontynuować jej doświadczanie -
co praktycznie oznacza iż "nirwana" oraz bazujący na niej
"ustrój nirwany" mogą zastąpić funkcję dzisiejszych "pieniędzy",
eliminując w ten sposób z Ziemi podstawowe źródło wszelkiego
zła jakim są właśnie "pieniądze". W 2006 roku
opublikowałem więc swą stronę internetową o nazwie
partia_totalizmu.htm,
jaka proponowała aby ludzkość wyeliminowała zło na Ziemi
poprzez zastąpienie szatańsko narkotyzującego ludzi działania
"pieniędzy" budującym i moralnym działaniem "szczęśliwości
nirwany", osiąganej przez cały naród poprzez wdrożenie
"Ustroju Nirwany". Aby zaś upowszechnić wiedzę
o dobrodziejstwach "Ustroju Nirwany", wraz z moim przyjacielem
Dominikiem przygotowaliśmy półgodzinny film o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
upowszechniany za darmo w internecie pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E
zaś szerzej opisywany we WSTĘPie i w "części #L" ze strony
smart_tv.htm.
W 2020 zaś roku, nadejście na Ziemię pandemii "koronawirusa"
uświadomiło mi także, iż pokojowe i demokratyczne zdrożenie
na Ziemi eliminującego pieniądze "ustroju nirwany" uratowałoby
ludzkość przed cyklicznymi zagładami powodowanymi zwiększeniem
się do zbyt dużej liczebności tych z ludzi, którzy podejmują
postępowania niezgodne z przykazaniami i wymaganiami Boga - co
z kolei zmusza Boga do powtarzania eliminowań z Ziemi ludzi szkodliwych
dla przyszłych planów Boga (przez "ateistów" te eliminowania są zwane
resety cywilizacji) -
w rodzaju nadchodzącego
w 2030 roku
"Wielkiego Oczyszczenia Ziemi" od wieków przepowiadanego pod nazwą
"The Great Purification",
zaś w wersecie 11:18 z bibilijnej "Apokalipsy Św. Jana"
zapowiadanego jako zniszczenie niszczycieli ziemi.
Więcej informacji na temat owych czterech swych
profesur uniwersyteckich podaję na stronie o nazwie
rok.htm
(np. patrz tam punkty #B8.2, #69, czy #E1),
na swej autobiograficznej stronie o nazwie
pajak_jan.htm,
oraz w punkcie #K4 niniejszej strony. Z kolei moje
wrażenia z pobytu w Korei spisałem na stronie
korea_pl.htm.
Wielu ludzi w Polsce zawzięcie krytykujących moje
osiągnięcia naukowe stara się pomniejszać znaczenie
tego mojego zostania Profesorem aż na czterech
uniwersytetach poza granicami naszego kraju. W swej
argumantacji owi moi krytykanci starają się implikować,
że poza granicami Polski jakoby
"profesury rozdają każdemu kto im się nawinie" (jakże
więc dziwne, że gro emigrantów z Polski poza granicami
kraju zwykle co najwyżej np. zmywa talerze w restauracjach -
zamiast zostawać tam profesorami),
oraz że jakoby "prawdziwy profesor to tylko
polski profesor". Tymczasem rzeczywistość
spoza granic Polski jest zupełnie odwrotna - najbardziej
obiektywnie jak tylko potrafię staram się to wyjaśnić
w punkcie #B8.2 strony poświęconej absolwentom
naszego roku studiów na Politechnice Wrocławskiej, o nazwie
rok.htm.
Przykładowo, poza granicami Polski aby zostać Profesorem
trzeba się wykazać faktycznym dorobkiem naukowym -
szczególnie jeśli jest się emigrantem z typowo lekceważonego
tam i wyszydzanego byłego "bloku wschodniego".
Ponadto, w przeciwieństwie do Polski, gdzie niemal każdy
Profesor typowo: (a) całe swe życie spędza przywiązany do
jednej uczelni, (b) żyje wśród od dawna znanych mu osób
o tej samej co on kulturze i języku, zwykle (c) publikuje
poprzez przyjaznych mu krajowych wydawców i czasopisma,
(d) co roku wykłada niemal to samo, oraz (e) aż do odejścia
na emeryturę bezskutecznie usiłuje doszukać się sensu
w tej samej badanej przez siebie ateistycznej tematyce,
moje cztery profesury odbywały się (A) każda na odmiennym
z czterech zagranicznych uniwersytetów. Na każdej też z
nich (B) wykładałem i komunikowałem się po angielsku,
a NIE w znanym mi od urodzenia polskim języku, (C)
zmuszany byłem wywalczać swe publikacje w zagranicznych
mediach i krajach, (D) prowadziłem wykłady w zupełnie
odmiennych niż na innych uczelniach naukowych dyscyplinach
i specjalizacjach, (E) wykonywałem drastycznie odmienne
rodzaje badań i działalności administracyjnej, oraz (F) na
codzień żyłem wśród ludzi, którzy podczas każdej z moich
profesur mówili na codzień innymi językami, praktykowali
odmienną kulturę i religię, kultywowali zupełnie inne wartości
życiowe, a nawet używali odmiennych alfabetów - co np.
nazw ulic ich miast dla mnie niczym NIE różniło od jakichś
sekretnych szyfrów na ścianach labiryntów. Można by tu
więc zażartować - tak jak w Polsce czyniliśmy to podczas
obowiązkowych wówczas przeszkoleń wojskowych, że
w "ciężkich warunkach bojowych" moje aż 4 profesury
zagraniczne daje się liczyć jako odpowiednik zastępowania
przez jedną i tę samą osobę dorobku naukowego aż czterech
odmiennych Profsorów na polskich pozycjach profesorskich.
Po więcej informacji na temat mojej koreańskiej profesury -
patrz aktualizowany niedawno punkt #K4 przy końcu
niniejszej strony, lub patrz oryginalnie przygotowany
w dniu 2007/3/9 (czyli w pierwszych dniach po podjęciu
owej profesury) wpis numer #113 do blogów totalizmu -
treść którego to wpisu #113 czytelnik znajdzie wśród
wszystkich wpisów do blogów totalizmu publikowanych
w gratisowym opracowaniu [13] dostępnym w formacie
PDF i w aż dwóch wielkościach druku (tj. w druku typowej
wielkości 12pt, oraz w dużym druku 20pt) za pośrednictwem strony o nazwie
tekst_13.htm.
#A4.
Wypełnienie się każdego marzenia wymaga spełnienia wielu warunków -
między innymi obejmujących pokonanie całego szeregu przeszkód:
Żadne marzenia NIE wypełniają się same.
To my ludzie je wypełniamy. Abyśmy jednak
mogli je wypełnić, typowo musimy pokonać
wiele przeszkód stających na swej drodze.
Przeszkody te są zaś nam stwarzane dla
istotnych powodów.
Po więcej informacji na temat powodów zaistnienia
przeszkód i naszego ich pokonywania zawiera
punkt #K4 przy końcu niniejszej strony.
#A5.
Jaki jest cel tej strony o marzeniach
na temat przyszłości
Wszewilek-Stawczyka
oraz przyszłości pobliskich Sławoszewic i Milicza:
Cel tej strony jest bardzo prosty. Mianowicie
za jej pośrednictwem chciałbym ujawnić
czytelnikowi (1) o czym warto marzyć
dla Wszewilek-Stawczyka - czyli co we
Wszewilkach-Stawczyku oraz
okolicznych miejscowościach jest warte
osiągania, (2) co by się stało gdyby
mieszkańcy Wszewilek-Stawczyka oraz
okolicznych miejscowości wspólnym wysiłkiem
zdołali zrealizować te marzenia, oraz
(3) jak z grubsza należałoby się zabrać za
realizowanie tych marzeń. W ten
sposób niniejsza strona wskazuje cele
działań, jakich osiągnięcie jest możliwe -
jeśli tylko mieszkańcy Wszewilek-Stawczyka
i okolicznych miejscowości włożą w nie odrobinę
serca i determinacji. Oczywiście, poza nimi
samymi nikt inny dla nich owych celów
nie zrealizuje. Z kolei jeśli faktycznie
zdołają się zmobilizować do osiągnięcia
tychże celów, wówczas czekają ich określone
nagrody moralne, w rodzaju zamożnego i
szczęśliwego życia, uznania i poważania
innych, sławy, autorytetu, itp.
Wszystko w sprawie Wszewilek-Stawczyka rozwija
się obecnie w sposób publiczny. Wioska ta
jest obecnie wszakże dyskretnie obserwowana
i analizowana praktycznie przez cały świat.
Przykładowo, kiedy w 2006 roku w wyborach
samorządowych Gminy w Miliczu jacyś
UFOnauci-podmieńcy
"podłożyli świnię" kandydatowi reprezentującemu
interesy Wszewilek-Stawczyka, wówczas sprawa
owej machlojki wyborczej dyskutowana była po
cichu nie tylko w całej Polsce, ale praktycznie
i na całym świecie. Czytelnik ma więc szansę
osobistego sprawdzania co jakiś czas jak
sprawy owej wsi tam postępują do przodu.
Wszewilki-Stawczyk zaczynają też gromadzić,
a nawet już posiadają, dobrą dokumentację
fotograficzną dostępną za pośrednictwem internetu.
Jeśli więc mieszkańcy Wszewilek-Stawczyka i
okolicznych miejscowości zdecydują się podjąć
realizację wskazywanych tutaj celów, wówczas
będzie istniała wizualna kronika stopniowych
transformacji jakim poddawane są owe miejscowości.
Aczkolwiek z przyczyn sentymentalnych wieś
Wszewilki-Stawczyk
jest centralną miejscowością której dedykuję
opis zaprezentowanych tutaj marzeń o przyszłości,
faktycznie wszystko co tutaj opisuję bezpośrednio
dotyczy aż kilku miejscowości. Wszakże w przypadku
osiągnięcia celów jakie tu wyjaśniam, korzyści odniosą
zarówno miasto
Milicz,
jak wsi Sławoszewice i
Wszewilki,
a także cały szereg miejscowości je otaczających, takich
jak Stawiec, Pomorsko, Godnowo, Duchowo, Karłowo, itp.
Stąd chociaż to co tutaj opisuję z przyczyn sentymentalnych
nazywam marzeniami dla wsi Wszewilki, faktycznie są
to marzenia dla całego tamtego regionu i dla wszystkich
zamieszkujących ów region ludzi.
Część #B:
Dostęp i obieg są kluczami do zasobności i szczęścia
generowanych wykonywaniem tzw. "pracy moralnej" - wepnijmy więc
Wszewilki i
Milicz
w drogowy obwód zamknięty oraz połączmy je
razem okrężnym autobusem miejskim "O" lub
"8" (tj. autobusem "Orbiter" lub "Ósemka"):
Tak!
Chodzi tutaj o odbudowanie owego brakującego
odcinka dawnego "Bursztynowego Szlaku",
który aż do czasu zbudowania kolei żelaznej w 1875
roku istniał pomiędzy Wszewilkami i Sławoszewicami.
Z chwilą zaś kiedy ów odcinek drogi domykający
okrężny obieg energii "chi" będzie gotowy - przyjdzie
czas na puszczenie milickiego autobusu miejskiego
po owym odbudowanym odcinku historycznej
drogi. Autobus ten wykonywałby tzw. "pracę
moralną" (tj. świadczyłby ludziom potrzebne
im usługi - tak jak wyjaśniają to punkty #D2 i #C7 strony
nirvana_pl.htm
a także WSTĘP i "część #L" strony o nazwie
smart_tv.htm)
poprzez nieustające transportowanie dojeżdżających
po trasie okrężnej, podobnej do trasy tramwaju
"zerówka" z miasta
Wrocławia.
W ten sposób uformowałby on obieg "energii
moralnej" (przez chińczyków zwanej energią
"chi") po obwodzie zamkniętym. Ta zaś energia
"chi", zgodnie z regułami prastarej chińskiej wiedzy
Feng Shui,
spowodowałaby wyłapanie i zatrzymanie zamożności
i szczęścia przy Miliczu, Wszewilkach, Sławoszewicach,
oraz podliskich im miejscowościach, które aż do chwili
uruchomiania takiego autobusu nieustająco ulatniają
się z owych miejscowości wraz z przelotowo podróżującymi
ludźmi - zgodnie z tym co na temat efektów działania
"energii moralnej" (przez chińczyków zwanej energią
"chi") wyjaśniłem naukowo w punkcie #D5,
zaś dodatkowo poszerzyłem w puktach #C7,
#C6 i #D3, swej strony internetowej o nazwie
nirvana_pl.htm,
oraz w punkcie #A1 swej strony o nazwie
evolution_pl.htm.
#B1.
Dlaczego zgodnie z chińskim
Feng Shui,
dla zaktywizowania
Stawczyka,
Wszewilek i
Milicza
konieczna jest obwodnica powielająca
historyczny "Bursztynowy Szlak", oraz
okrężny autobus miejski "O" lub "8" (tj.
"Orbiter" lub "Ósemka") podążający po owej obwodnicy:
Motto:
"Wszelkie moce natury służą ludziom tylko jeśli ci zdołają jakoś je przechwycić i skierować na cyrkulowanie
po obwodzie zamkniętym. Na tej zasadzie działa elektryczność, radio, telewizja, silnik spalinowy,
ogniwo telekinetyczne,
lokomotywa,
magnokraft,
a nawet amerykański prom kosmiczny. Zgodnie ze starożytnym chińskim Feng
Shui na tej zasadzie działa również zamożność, wzrost, szczęście osobiste, itp."
Ciekawe czy czytelnik słyszał kiedyś o chińskim
"Feng Shui".
Nazwą ową opatrzona jest bowiem sekretna
wiedza Chińczyków mająca swe korzenie w
starożytności.
Feng Shui wyjaśnia jakie fizykalne warunki
muszą zostać spełnione, aby dane przedsięwzięcie
ludzkie odniosło sukces. Na przekór więc, że wiedzy
tej wcale NIE nauczają na jakimkolwiek oficjalnym
uniwersytecie, w dzisiejszych czasach Chińczycy
praktycznie nie podejmują żadnego działania
bez uprzedniego skonsultowania swoich
zamierzeń z kanonami owej wiedzy. Począwszy
więc od umeblowania i konfiguracji swego
mieszkania, poprzez zlokalizowanie domu,
a kończąc na ustawieniu biurka w miejscu
pracy oraz na zlokalizowaniu i konfiguracji
samego przedsiębiorstwa, u Chińczyków
wszystko to musi spełniać wymogi "Feng Shui".
W przypadku niewielkiej istotności danej
sprawy, realizowana jest ona przez
Chińczyków w zgodzie z ich osobistą
znajomością kanonów "Feng Shui". Jednak
dla co bardziej istotnych przedsięwzięć,
wszystko jest wręcz urzeczywistniane
dopiero po uprzednim skonsultowaniu jakiegoś
znanego "mistrza Feng Shui". Ja przez długi
czas mieszkałem wśród Chińczyków. Wśród
grona moich bliskich przyjaciół znajduje się
także kilku mistrzów Feng Shui. Miałem więc
sporo okazji aby poznać podstawowe kanony
owej tajemniczej wiedzy. Po bliższym poznaniu
okazuje się, że dawna wiedza o Feng Shui jest
dosyć klarowna i logiczna. Bazuje ona bowiem
na obiegach nieznanych oficjalnej nauce ludzkiej
rodzajów energii, które Chińczycy nazywają ogólną
nazwą "chi". Owe energie "chi" zachowują się
przy tym jak wszystkie inne rodzaje energii. Tyle
tylko że są one inteligentne, oraz że przenoszą
sobą najróżniejsze pozamaterialne wartości,
takie jak powodzenie, szczęście, sukces, moc,
wytrwałość, zdrowie, itp. Jedyny problem z
ową energią "chi", że faktycznie wcale nie
jest to jednorodny rodzaj energii, takiej jak
np. znana nauce energia elektryczna czy
energia fal głosowych. Faktycznie bowiem
"chi" jest mieszaniną całego szeregu energii,
część z których ma korzystny wpływ, część zaś
niekorzystny. Każda też konfiguracja powoduje
nieco różniące się zachowania każdej z
owych odmiennych składowych energii "chi".
Domyślam się że w Polsce niewielu ludzi wierzy
owej starożytnej wiedzy Chińczyków zwanej
"Feng Shui".
Tym jednak czytelnikom którzy nie wierzą w
owe "Feng Shui" chciałbym tutaj uświadomić,
że przykładowo dwa stare polskie miasta i jedna
prastara wieś, których konfigurację osobiście
badałem i o których wiadomo że w przeszłości
osiągnęły one znaczny sukces i zamożność,
faktycznie budowane były zgodnie z zasadami
Feng Shui. Miastami tymi był dawny
Malbork
oraz dawny
Milicz,
zaś wsią tą były dawne
Wszewilki
i dzisiejszy
Stawczyk
(które obie, aż do 1875 roku były jedną wsią).
Co jeszcze ciekawsze, znaczenie i zamożność
owych miast i wsi upadły z chwilą kiedy przez jakieś
historyczne zdarzenia zburzona w nich została
owa gwarantująca sukces konfiguracja zgodna
ze wskazaniami Feng Shui. Przykładowo, w
odniesieniu do miasta Milicza i wsi Wszewilki
początkiem upadku ich roli i zamożności było
zbudowanie linii kolejowej w 1875 roku. Linia
ta bowiem jak ostrze stalowego noża przecięła
i wykrwawiła poprzednie okrężne przebiegi
arterii komunikacyjnych, które przed zbudowaniem
owej linii kolejowej zabezpieczały korzystne
obiegi zamknięte tzw. "energii moralnej"
(przez chińczyków nazywanej energią "chi")
naukowo opisywanej w punkcie #D5 mojej strony
nirvana_pl.htm,
oraz w punkcie #A1 mojej strony o nazwie
evolution_pl.htm.
Wracając jednak do obiegów energii "chi" oraz
do ich zgodnymi z zasadami Feng Shui, to w chwili
obecnej zarówno wieś Wszewilki i wieś Sławoszewice,
jak i pobliskie miasto Milicz, wszystkie one leżą
"przy przelotowych drogach". Znaczy, są one
tak zlokalizowane, że jeśli ktoś do nich zagląda,
czyni to tylko jakby "po drodze" - kiedy faktycznie
zdąża zupełnie gdzie indziej. Faktycznie więc,
zgodnie ze stwierdzeniami starożytnej
chińskiej wiedzy "Feng Shui", "energia moralna"
("chi"), a stąd także szczęście i zasobność
przepływają przez Wszewilki, Sławoszewice
i Milicz, jednak nigdy nie zatrzymują się
tam na stałe. Sytuację tą trzeba
więc zmienić. Aby zaś ją zmienić trzeba
jakoś uformować zamkniętą cyrkulację
energii "chi". Ani wieś Wszewilki czy
Sławoszewice, ani też miasto Milicz,
same takie zamkniętej cyrkulacji energii
"chi" nie są w stanie osiągnąć. Jednak
jeśli te miejscowości połączą swoje wysiłki,
wówczas razem stworzą taką zamkniętą
cyrkulację dla energii "chi". Wystarczy
bowiem, aby w tym celu miejscowości te
zbudowały razem krótki odcinek drogi bitej
pomiędzy Wszewilkami i Sławoszewicami.
Droga ta odtwarzałaby przebiegający kiedyś
pomiędzy owymi miejscowościami odcinek
tzw. "Bursztynowego Szlaku". Z kolei
ukończenie owej drogi, w połączeniu
z drogami które już obecnie tam istnieją,
stworzyłoby rodzaj zamkniętej obwodnicy.
Obwodnica ta wiodłaby z Milicza do
Wszewilek, potem z Wszewilek do Sławoszewic -
wzdłuż owego nowo odbudowanego odcinka
starego "Bursztynowego Szlaku", w końcu ze
Sławoszewic ponownie do Milicza. Kiedy
zaś po obwodnicy tej puściłoby się okrężny
autobus miejski "O" lub "8" (tj. który zależnie
od kształtu jego trasy można albo przyszłościowo
nazwać "Orbiter", ewentualnie nazwać "Ósemka"),
ludzie którzy zaczęliby używać owego autobusu
dla swych dojazdów wymusiliby okrężne cyrkulowanie
generowanej jego tzw. "pracą moralną" unikalnej
"energii moralnej" ("chi") po tymże obwodzie
zamkniętym. Z kolei owo zamknięte cyrkulowanie
"chi" zaczęłoby przechwytywać szczęście i
zasobność, które dotychczas jedynie przepływały
przez owe miejscowości, oraz spowodowałoby
że te poszukiwane jakości życiowe ponownie
zadomowiłyby się na stałe we Wszewilkach,
Sławoszewicach i Miliczu - po
eksperymentalny materiał dowodowy wyjaśniający
oraz bardziej naukowo podpierający prawdę i ważność
powyższych zjawisk, patrz punkty #D5, #D3, #D2
i #C6 z mojej strony o nazwie
nirvana_pl.htm,
oraz patrz punkt #A1 z mojej strony o nazwieevolution_pl.htm.
Odnotuj że ów autobus "O" lub "8" (tj. "Orbiter" lub
"Ósemka") byłby milickim odpowiednikiem dla wrocławskiego
tramwaju "0" (tj. "Zerówka"). Jego numer, podobnie
jak numer "zerówki", też implikowałby krążenie po
obwodzie zamkniętym. W przeciwieństwie jednak
do cyfry 0, numerologicznie cyfra 8 posiada
znacznie korzystniejszą symbolikę. Osiem
oznacza bowiem m.in. "zasobność", "sławę",
"ruch napędowy" i "nieskończoność".
Dlatego z powodów symbolicznych autobus
ten należałoby nazwać albo "O" albi też "8"
(tj. "orbiterem" lub "ósemką") - nawet jeśli
Milicz będzie miał tylko tą jedną linię autobusów
miejskich.
W tym miejscu warto sobie przypomnieć,
że opisywana tutaj droga okrężna historycznie
już istniała. Została ona zniszczona dopiero
w czasie budowy psującej wszystko kolei
żelaznej przez Milicz. Jej fragmenty opisane
są na stronach o
Wszewilkach
oraz o zwiedzaniu
Wszewilek i Milicza.
Co jednak jest tu najbardziej intrygujące, to
że aż do chwili zniszczenia opisywanej tutaj
historycznej drogi okrężnej wokół Milicza,
Wszewilek i Sławoszewic, wszystkie te
miejscowości cieszyły się znaczeniem,
autorytetem, zamożnością, oraz szczęściem
ich mieszkańców. Z kolei po zniszczeniu
owej drogi okrężnej, oraz po upadku mostu
na Baryczy (tego przy starym młynie wodnym
w pobliżu dzisiejszej tamy), zamożność,
stabilność i szczęście nagle opuściły te
miejscowości. Czas więc aby przywrócić
ową drogę, przywrócić jej częste użytkowanie
przez ludzi, a tym samym przywrócić zamożność,
stabilność i szczęście do Milicza, Wszewilek i Sławoszewic.
Powyższa rekomendacja budowy drogi okrężnej
zainspirowana została moją znajomością Feng
Shui, nabytą w licznych podróżach po świecie.
To właśnie Feng Shui stwierdza bowiem, że
Milicz, Wszewilki i Sławoszewice powinny
stworzyć razem okrężną drogę bitą, oraz
uruchomić po tej drodze okrężną linię
autobusów miejskich "O" lub "8" (tj. "Orbiter"
lub "Ósemka") - typu wrocławska "0" (tj. "zerówka").
Jednak po tym jak owo inspirujące działanie
Feng Shui wskazało już co należy uczynić aby
przywrócić zamożność do owych miejscowości,
można teraz zapytać naszą logikę oraz znajomość
ekonomii, aby wybadać czy wskazania te są
poprawne. Jak też się okazuje, logika i zwykła
ekonomia potwierdzają, że to co Feng Shui
zaleciło, faktycznie wniesie wymagane ożywienie i sukces.
Owe analizy logiczne tego samego przedsięwzięcia
(tj. budowy drogi i powołania autobusu miejskiego)
przytoczę w dalszych punktach tej strony. Tak
nawiasem mówiąc, nawet jeśli się zapomni, że
to właśnie z owej wiedzy Feng Shui wywodzi się
zamożność i powodzenie Chińczyków trwające
już tysiące lat, ciągle zwykła analiza logiczna
omawianej tu drogi okrężnej i linii autobusowej
potwierdza, że bezsprzecznie wniosą one
poważne ożywienie gospodarcze oraz zamożność
do przylegających do nich miejscowości.
#B2.
Jak i dlaczego
Wszewilki,
Stawczyk i
Milicz
skorzystają z okrężnego autobusu miejskiego "O" lub "8" (tj. "Orbiter" lub "Ósemka"):
Oczywiście, nawet jesli pominie się
nadprzyrodzone i tajemnicze działanie
chińskiego "Feng Shui", ciągle zapięcie
brakującego odcinka okrężnej drogi wokół
Milicza, oraz puszczenie autobusu miejskiego
przez tą drogę, musi spowodować raptowne
ożywienie gospodarcze wszystkich miejscowości
przez które owa obwodnica i miejska linia
autobusowa będą wiodły.
Wszakże zgodnie z dzisiejszą znajmością
ekonomii, takie otworzenie okrężnej trasy
komunikacji miejskiej otworzy opłacalność
dla wymiany dóbr i robocizny pomiędzy
wszystkimi tymi miejscowościami. Po trasie
tej do Milicza zaczną napływać produkty
rolne z Wszewilek, Stawczyka i Sławoszewic.
Z kolei robocizna i ekspertyza zaczną napływać
do Stawczyka, Wszewilek i Sławoszewic z owego Milicza.
W rezultacie nagle zacznie się dziać coś
czego te miejscowości nie przeżywały już
od czasów zamknięcia "Bursztynowego
Szlaku". Na dodatek, z ożywienia będą
korzystały wszystkie miejscowości pobliskie
do tychże trzech, a więc Stawiec, Pomorsko,
Godnowo, Duchowo, Karłowo, itp.
#B3.
Jaka byłaby przyszła trasa okrężnego autobusu "O" lub "8" (tj. "Orbiter" lub "Ósemka"):
Milicki autobus miejski okrężnej linii "O" lub "8" (tj. "Orbiter"
lub "Ósemka") powinien posiadać przystanki przy każdym
miejscu w jakim istnieje najwyższe prawdopodobieństwo
gromadzenia się potencjalnych pasażerów.
Przykładowo w samych Wszewilkach powinien
on mieć przystanki zaraz na wlocie do Wszewilek
(czyli przy skrzyżowaniu z ul. Krotoszyńską),
w okolicach "ogrodu krasnoludków" - tak aby
mogli z niego korzystać również mieszkańcy
przyszosowej części Stawca, koło wszewilkowskiej
(dawnej) szkoły, przy młynie elektrycznym,
w centrum zatorowego Stawczyka, przy
boisku sportowym, oraz przy tamie na
Baryczy. Z kolei w Sławoszewicach powinien
on zatrzymywać się przy skrzyżowaniu
historycznej drogi z Wszewilek do Duchowa z głowną
ulicą Sławoszewic, oraz przy dworcu kolejowym.
W końcu w Miliczu powienien mieć cały szereg
przystanków, włączając w to obecne targowisko
warzywne (dawne Łazienki), Szkoła Nr 1,
Liceum Ogólnokształcące, dworzec autobusowy,
rynek, a także początek ul. Krotoszyńskiej.
Takie rozłożenie przystanków, w połączeniu
z możliwie najniższą ceną biletów, gwarantowałoby
popularność i powodzenie tego autobusu oraz
usług jakie by on dostarczał ludności.
#B4.
Budowa prostej drogi bitej ze Stawczyka do Sławoszewic
oraz mostu wysokowodnego przez Barycz - czyli roboty
publiczne które muszą zostać wykonane aby urzeczywistnić
ideę okrężnego autobusu "O" lub "8" (tj. "Orbiter" lub
"Ósemka") i ekonomicznie zaktywizować przy pomocy tego
autobusu obszar Milicza, Wszewilek, Stawczyka i Sławoszewic:
Motto:
"Niewiele dróg w Polsce odtwarza dawny przebieg tzw. 'Bursztynowego Szlaku'.
Jeszcze mniej dróg zaprojektował profesor znanego Uniwersytetu z odwrotnej
półkuli świata. Tymczasem proponowana tu droga z Wszewilek do Sławoszewic
spełnia oba te warunki. Już choćby tylko dlatego jest ona warta aby ją zbudowano!"
Aby jednak urzeczywistnić taki autobus miejski "O" lub "8"
(tj. "Orbiter" lub "Ósemka"), konieczne jest wybudowanie
odcinka zupełnie nowej drogi która zastępowałaby
sobą obecnie już całkowicie zniszczony odcinek starego
"Bursztynowego Szlaku" jaki kiedyś istniał pomiędzy
obecnymi Wszewilkami-Stawczykiem, a obecnymi
Sławoszewicami. Oczywiście, ów oryginalny historyczny
odcinek "Bursztynowego Szlaku" wił się zygzakami
przez obszary które obecnie stały się już bezdrożami.
Przykładowo, przebiegał on przez obszar przy tamie
na Baryczy który obecnie zalany jest już stawem.
Poza Baryczą wił się też pomiędzy stojącymi tam
kiedyś śpichlerzami oraz okrągłymi stawkami do
parkowania barek kursujących po milickiej Młynówce.
Dlatego moim zdaniem, w chwili podjęcia budowy
owego brakującego odcinka drogi, trzeba drogę
tą wytyczyć od nowa. Ja proponowałbym aby
przeprowadzić ją możliwie najprościej jak na
to pozwoli jej komunikacyjne znaczenie, znaczy
eliminując jej większość jej pradawnych zygzaków.
Takie wyprostyowanie nadałoby jej również
symboliczną wymowę jako metamorfozy dla
rodzącego się właśnie
Stawczyka
przyszłości. Niestety, w miejscu gdzie ta
nowo-budowana droga przecinałaby rzekę
Barycz, konieczne byłoby albo zbudowanie
nowego mostu wysokowodnego, albo też
adaptowanie dla ruchu drogowego już
istniejącego mostu na Baryczy - tak jak to
pokazuje poniższa "Fot. #B4".
Fot. #B4 (U2 z [10]): Zdjęcie jednogo z kilku mostów w Nowej Zelandii,
które służą jednocześnie jako most drogowy dla samochodów
oraz jako most kolejowy dla pociągów. Odnotuj na owym
zdjęciu ciągle błyszczące (z powodu częstego używania)
szyny linii kolejowej przebiegającej przez ów most. Ciekawostką
takich mostów w Nowej Zelandii jest że nie ma przy nich
nawet zwykłych szlabanów czy świateł które ostrzegałyby
nadjeżdzające samochody że kolejny pociąg właśnie
zbliża się do tego mostu. Mimo to, na mostach tych
niemal że nie ma wypadków ani zderzeń pomiędzy
pociągami i samochodami. Kierowcy po prostu
wykazują na nich wymagany respekt dla pociągów
i przejeżdżają przez nie szczególnie ostrożnie.
(Kliknij na powyższe zdjęcie aby sobie je powiększyć.)
Gdyby odrestaurowywany odcinek "bursztynowego
szlaku" wiodący ze Stawczyka do Sławoszewic
przeprowadzić wzdłuż torów kolejowych, wówczas
tanim nakładem kosztów (na zasadzie podobnej
do powyższej) możnaby wykorzystać dla ruchu drogowego
już istniejące mosty kolejowe przez rzekę Barycz
i przez Młynówkę. W takim przypadku ów odrestaurowywany
odcinek "bursztynowego szlaku" dałoby się zbudować
tanim kosztem nawet w "czynie społecznym" mieszkańców
Stawczyka, Wszewilek, Sławoszewic i Milicza. Wszakże
niemal wszystko co potrzebne do budowy takiej drogi
jest już gotowe na miejscu. Znaczy, są już gotowe mosty.
Jest też dostępny niewykorzystywany pas wolnej ziemi
wiodącej wzdłuż już istniejących torów kolejowych.
Na dodatek, w dzisiejszych czasach prawdopodobnie
owe tory kolejowe są używane tylko z raz na dzień.
Bez kłopotów możnaby więc przez mosty kolejowe
zacząć puszczać również ruch drogowy.
* * *
Fot. #B5
(Kliknij na ten zielony link aby oglądnąć niniejszą ilustrację):
Zdjęcie z ilustracji "Fot. #B5" pokazuje wygląd
jeszcze jednego mostu Nowej Zelandii, który
służy zarówno jako most drogowy dla transportu
samochodowego, jak i most dla kolei żelaznej.
Też odnotuj na owym zdjęciu ciągle błyszczące
z powodu częstego używania szyny linii kolejowej
przebiegającej przez ów most.
#B5.
Jak praktycznie zrealizować budowę opisywanej tu taniej
drogi bitej ze Stawczyka do Sławoszewic, przy dzisiejszym
chronicznym braku funduszy:
Motto:"Pomóż sobie sam
nieboże wtedy Bóg ci dopomoże" oraz "Bóg pomaga
tym co pomagają sobie sami" (Polskie
przysłowie i tłumaczenie jego angielskiego odpowiednika -
omawiane np. w {D} z punktu #C6 i w (16) z punktu
#V2 ze strony o nazwie
2020zycie.htm.)
Osobiście bez przerwy w życiu się przekonuję,
że każda korzystna dla ludzi idea zawsze
napotyka zaciekły opór reprezentantów tzw.
mrocznych mocy,
a także skorumpowanych lub zazdrosnych ludzi.
Ów opór przeciwników postępu nazwałem nawet
"przekleństwem wynalazców" i
"wynalazczą impotencją", zaś opisałem
go aż na kilku totaliztycznych stronach. (Po przykłady
jego opisu - patrz punkt #F1 ze strony o nazwie
morals_pl.htm,
punkt #H1.5 ze strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm,
punkt #G1 na stronie
eco_cars_pl.htm,
czy punkt #F1 na stronie
rok.htm.)
Dlatego kiedy racjonalnie myślący mieszkańcy
Milicza, Wszewilek, Stawczyka i Sławoszewic,
dostrzegą korzyści z proponowanej tu budowy drogi i
postanowią drogę tą urzeczywistnić, wówczas
otworzy się prawdziwe piekło. Dla znanych
powodów natychmiast wtedy się zapewne
okaże, że nie ma pieniędzy na taką budowę,
a także że sporo wysoko postawionych
dygnitarzy będzie przeciwnym jej zrealizowaniu.
Na szczęście życie nas naucza że przeciwnościami
wcale nie trzeba się zrażać. Wszakże zawsze
się one pojawią, bez względu na to co nowego
chciałoby się uczynić. Aby więc jakoś obejść
naokoło problem z funduszami, proponuję aby
drogę zbudowali ochotnicy w ramach ich tzw.
"pracy moralnej" wstępnie nastawionej np.
na wypracowanie szczęśliwości generowanej zjawiskiem
zapracowanej nirwany.
jaka docelowo umożliwi później wdrożenie "Ustroju Nirwany"
ilustrowanego omówionym we WSTĘPie tej strony filmem
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany".
W takim bowiem przypadku przestanie przeszkadzać
największa "kłoda" jaką owe
mroczne moce
rzucą zapewne pod nogi temu projektowi, znaczy
wymówka władz że na ten cel "brak jest pieniedzy".
Ponadto, taki długofalowy cel budowy tej drogi zapewni
cichą pomoc samego Boga - jaka z kolei stopniowo
będzie eliminowała przeciwników owego projektu.
Aby zbudować omawianą drogę w ramach "pracy
moralnej" istnieją aż dwie możliwości. Mianowicie
najkorzystniejszy przebieg drogi dałoby
się uzyskać gdyby zaprosić oddział saperów
z najbliższej do Milicza jednostki wojsk inżynieryjnych,
oraz podjąć z nimi umowę że ową drogę, a także
most wysokowodny przez Barycz, dopomogą oni
zbudować miejscowym ludziom w ramach swoich
ćwiczeń i treningu. Wszakże saperzy mają zarówno
wymagany sprzęt, jak i potrzebną ekspertyzę. Na
dodatek, z czasów kiedy ja sam byłem saperem
(co opisałem w "motto" do punktu #B8 i w punkcie
#B8.2 strony internetowej o nazwie
rok.htm),
doskonale do dzisiaj pamiętam, że najbardziej
wnerwiało nas wówczas kiedy trenowaliśmy budowanie
mostów i dróg, zaś natychmiast po ich zbudowaniu
musieliśmy je z powrotem rozbierać. Głośno
marzyliśmy wówczas, oraz dawaliśmy to znać
naszym dowódcom, że preferowalibyśmy budowanie
które będzie służyło dobru jakichś ludzi. Apelowaliśmy
nawet do nich, aby dla następnej treningowej budowy
znaleźli jakąś wioskę która faktycznie potrzebuje
mostu i drogi, oraz abyśmy swój trening realizowali
właśnie dla dobra takiej wioski. Oto więc jest okazja,
aby dopomóc młodym saperom urzeczywistnienia
takich właśnie życzeń, oraz pozwolić im praktykować
budowanie mostu i drogi na przykładzie opisywanego
tutaj brakującego odcinka obwodnicy odtwarzającej
przebieg dawnego "bursztynowego szlaku".
Oczywiście, jest też możliwe że owe
siły wstecznictwa
ponownie zwyciężą i uniemożliwią zaangażowanie
saperów w budowę omawianej tutaj drogi z
Wszewilek i
Stawczyka
poprzez Sławoszewice, do
Milicza
i z powrotem. W takim przypadku omawiana
tu droga (najłatwiej już po istniejących mostach
kolejowych przez Barycz i Młynówkę - tak jak
ilustrują to "Fot. #B4" i "Fot. #B4" powyżej)
powinni być budowane w ramach ochotniczej
"pracy moralnej" przez samych mieszkańców
Milicza, Wszewilek, Stawczyka, Sławoszewic,
oraz przez innych ochotników jacy zachcą się
przyłączyć do tej szlachetnej inicjatywy. Wszakże
wszyscy owi ochotnicy będą potem za ów ich
wkład jakoś wynagrodzeni przez Boga. Mogą
więc zakasać rękawy i ją sobie zbudować.
Wszystko zaś co potrzebne jest już na miejscu -
tak jak to ilustruje "Fot. #B4" powyżej. Jedyne co
jeszcze trzeba dodać, do trochę robót ziemnych
i nawierzchniowych.
Prawdopodobnie dla zainspirowania współzawodnictwa
dobrze byłoby podzielić zadania podczas owej budowy
- jeśli całość jej spadnie na barki mieszkańców Milicza,
Wszewilek, Stawczyka i Sławoszewic. Faktycznie też,
jeśli dobrze się zastanowić, to szczegóły sprawiedliwego
podziału tej pracy już przygotował znający przyszłość
Bóg. I tak, sam most przez Barycz i Młynówkę, oraz 125
metrowe przyczółki drogowe po obu stronach mostów
razem ze zlokalizowanymi tam skrzyżowaniami, szablonami,
oraz światłami ostrzegawczymi, budowaliby mieszkańcy
Milicza. Wszakże przebudowa mostu i przyczółków
wymaga najwyższych umiejętności, ekspertyzy, oraz
sprzętu. Milicz zaś nimi dysponuje. Odcinek drogi od
szosy przez Stawczyk aż do prawego (północnego)
przyczółka mostowego budowaliby mieszkańcy
Wszewilek i Stawczyka. Z kolei odcinek drogi od
lewego (południowego) przyczółka mostowego aż
do skrzyżowania z główną szosą przez Sławoszewice,
włączając w to krótki łącznik pomiędzy mostami
przez Barycz i Młynówkę, budowaliby mieszkańcy
Sławoszewic. Oba owe odcinki są wszakże mniej
więcej proporcjonalne do liczby mieszkańców i do
możliwości technicznych tych wiosek.
Jeśli droga ta będzie budowana w ramach "pracy moralnej" -
znaczy bez odgórnego dofinansowania, wówczas
w pierwszym wydaniu wcale nie musi być doskonała.
Znaczy wcale nie musi być pokryta asfaltem i mieć
wszelkie udogodnienia czy chodniki. Wystarczy aby
była twarda, równa i dobrze wyżwirowana, tak aby
autobus mógł po niej bez trudu się poruszać. Taką
zaś drogę albo zaproszeni saperzy, albo też sami
mieszkańcy Milicza, Wszewilek, Stawczyka oraz
Sławoszewic, są bez trudu w stanie początkowo
zbudować. Po tym zaś jak droga ta zacznie
okazywać się wysoce użyteczna, stopniowo będzie
można poprawiać jej jakość i stan nawierzchni.
#B6.
Dlaczego droga i most będą początkiem odnowy -
zaś po ich zbudowaniu zaczną się wyraźne zmiany
w życiu mieszkańców Milicza, Wszewilek, Stawczyka,
Sławoszewic, oraz innych okolicznych miejscowości:
Z chwilą kiedy opisywana tutaj droga zostanie
urzeczywistniona, zaś pierwsze autobusy miejskie
miasta Milicza zaczną po niej odbywać swoje
regularne kursy, nagle się okaże że owo
przedsięwzięcie zapoczątkowało odnowę
owych miejscowości równocześnie następującą
aż na całym szeregu frontów. Powody owej
wielofrontowej odnowy będą jak następuje:
(1)
Stworzenie ową drogą i autobusem tzw. "infrastruktury"
która będzie napędzała ożywienie gospodarcze tego
obszaru. Łatwość dostępu i dobry transport są
pierwotnymi wymogami każdego ożywienia. Kiedy
więc te zostaną zrealizowane w opisywanych tu
miejscowościach, ożywienie gospodarcze tego
regionu będzie już tylko ich naturalną konsekwencją.
(2)
Naoczne przekonanie miejscowych ludzi, że
marzenia są po to aby je urzeczywistniać.
To zaś spowoduje, że wielu ludzi zacznie
urzeczywistniać tam własne marzenia, dla
których przedtem nie mieli albo odwagi,
albo też inspiracji aby wdrażać je w życie.
(3)
Poznanie mocy zbiorowego wysiłku.
W dzisiejszych czasach czcicieli telewizji
i zjadaczy kanapek, ludzie zapomnieli jak
potężną siłę stanowią jeśli zdołają się
zdobyć na zbiorowy wysiłek. Omawiany
tu projekt im to przypomni. Z kolei po
poznaniu swej mocy, ludzie ci zaczną
wdrażać cały szereg innych korzystnych
dla siebie zamierzeń i reform.
(4)
Uzyskanie celu dla działań i życia. Wszakże
po sukcesie z tym projektem, możliwe się stanie
postawienie sobie jeszcze ambitniejszych projektów,
np. wdrożenie
"Ustroju Nirwany",
oraz późniejsze ich zrealizowanie z sukcesem.
To zaś z czasem zupełnie przetransformują
dzisiejszy obszar tych miejscowości.
(5)
Otwarcie nowych terenów w okolicach Milicza
pod zabudowę i pod intensywne zagospodarowanie.
Faktycznie bowiem taka droga, jak i komunikacja
miejska jaką droga ta otworzy, stworzą korzystną
"infrastrukturę" jaka jest początkiem i zachętą dla
inwestycji. Z kolei jeśli owa infrastruktura
będzie już na miejscu, wówczas z całą pewnością
znajdą się inwestorzy którzy zaczną tworzyć przemysł -
a w ten sposób nowe miejsca pracy, którzy zainwestują
w nowe osiedla mieszkalne, hotele, sklepy, itp.
(6)
Ustanowienie powodu dla upiększania i odmłodzenia
Wszewilek - czyli do poprawy wyglądu owej wioski.
Z kolei po poprawie jej wyglądu ludzie zaczną w
tam żyć w zgodzie z tym nowym wyglądem.
(7)
Ujawnienie że Feng Shui faktycznie działa
i faktycznie wprowadza odnotowalne zmiany
do świata fizycznego. O tym że "Feng
Shui" działa wie już każdy Chińczyk. Faktycznie
to na obszarach zdominowanych przez Chińczyków
każdy nowy bank, fabryka, czy budynek mieszkalny
stawiane są obecnie w zgodzie ze stwierdzeniami
mistrzów Feng Shui. To właśnie z tego powodu
ekonomia Chińczyków tak ostatnio kwitnie. Czas
więc aby również Polacy dowiedzieli się o korzyściach
jakie zastosowanie Feng Shui jest wstanie im zabezpieczyć.
(8)
Pokazanie reszcie świata, że Milicz, Wszewilki i
Sławoszewice faktycznie podjęły walkę o lepsze
jutro dla siebie. W ten zaś sposób uzyskanie
poparcia pozytywnych sił z reszty świata. Każdy
sukces tych miejscowości będzie wszakże z najwyższym
zainteresowaniem odnotowywany przez innych.
Szczególnie że miejscowości te są już znane w
świecie z kampanii wyniszczającej jaką przeciwko
nim prowadzą w/w
mroczne moce.
Część #C:
Zintensyfikujmy i zróżnicujmy produkcję we
Wszewilkach,
tak aby owa wioska powróciła do swojej historycznej roli produktywnego poszerzenia
Milicza:
#C1.
Po stworzeniu dostępu i komunikacji czas na ożywienie gospodarcze, m.in. poprzez stworzenie miejscowego przemysłu:
W dawnych czasach Wszewilki, Sławoszewice
i Milicz stanowiły jeden kompleks wiejsko-miejski.
W ostatnim jednak okresie prześladowań i napaści
na owe miejscowości, ta ścisła gospodarcza
współpraca jakoś się rozluźniła. Czas więc
aby ją odnowić. Faktycznie to od najdawniejszych
czasów Wszewilki i Sławoszewice stanowiły
rodzaj dzielnic przemysłowych Milicza. Tyle
tylko, że w czasach owych ostatnich prześladowań
i napaści, ów "przemysł" Wszewilek i Sławoszewic
ograniczył się wyłącznie do rolnictwa
i do chałupniczej produkcji wyrobów
rolnych. Obecnie ponownie więc warto
pomyśleć o przywróceniu do Wszewilek
i Sławoszewic także innych rodzajów
produkcji. Wszakże ewentualne
rozwinięcie tych miejscowości jako
przemysłowych poszerzeń Milicza
będzie gwarantowało zaplecze siły
roboczej w formie mieszkańców Milicza
chętnych do dojazdu do Wszewilek
lub Sławoszewic nowo uformowaną linią
miejskiego autobusu "O" lub "8" (tj. "Orbiter"
lub "Ósemka"). Z kolei obszar owych miejscowości
dostarczy dogodnych warunków do lokalizowania
najróżniejszych fabryczek i warsztatów
produkcyjnych.
#C2.
Przemysł który już obecnie posiada zaplecze we Wszewilkach,
trzeba go jedynie stworzyć (tj. przetwórstwo "organicznych"
produktów rolnych i leśnych, zielarstwo, turystyka, hotelarstwo):
Wszewilki i Sławoszewice już obecnie dostarczają
zaplecza dla całego szeregu przedsięwzięć
produkcyjnych. Przykładowo, mają one bazę
dla zorganizowania w nich przetwórstwa "organicznych"
produktów rolnych i leśnych, zielarstwa, turystyki,
hotelarstwa, oraz szeregu odmiennych branż.
Jedyne co jest potrzebne to właśnie owa
"infrastruktura" w formie transportu publicznego
i dróg dojazdowych, która umożliwi komuś
zainwestowanie tam w takie właśnie przetwórnie.
#C3.
Przyszłe rodzaje przemysłu, dla których Wszewilki
i inne okoliczne miejscowości już obecnie posiadają
surowce (np. elektronika, optyka):
Wszewilki leżą na istnym skarbie. Ogromnie
mnie też dziwi że jak dotąd nikt nie zainwestował
w pozyskiwanie tego skarbu. (Pewno powodem
jest właśnie brak korzystnej infrastruktury o jakiej
tutaj piszę.) Skarbem tym jest wspaniale czysty
piasek kwarcowy Wszewilek i okolicy. Pokłady
tego piasku są tam znaczącymi i to na skalę światową.
Na bazie owego piasku możliwe jest więc otwarcie
w okolicach Wszewilek całego szeregu
przedsiębiorstw, szczególnie w zakresie
bazującego na kwarcu przemysłu elektronicznego,
wytwórni tak ostatnio poszukiwanych fotoogniw,
czy produkcji soczewek i instrumentów optycznych.
Jeśli infrastruktura i transport opisywane na tej
stronie zostaną faktycznie tam zbudowane, jestem
gotów się założyć, że koło Wszewilek wytwórnie
tego typu zaczną wyrastać jak grzby po deszczu.
#C4.
Moralne przesłanie nadziei, odnowy, harmonii z naturą, oraz awansu
cywilizacyjnego, które powinno przebijać z rodzaju przemysłu umiejscawianego we
Wszewilkach:
Motto:
"Marzenia poparte działaniem mogą nawet Wszewilki zmienić w 'horyzonty postępu'."
Wszewilki są szczególną wioską. Jeśli
bowiem przeanalizować jej historię, wówczas
się okazuje że w historii owej zawarty jest
rodzaj moralnego przesłania do ludzkości.
Przesłanie owo wyraża sobą ponadczasowe
prawdy na temat wyzwalania się spod ucisku,
zniewalania, wrogości, oraz niesprawiedliwości,
na temat walki z prześladowaniami, odwagi, nadziei,
czy odnowy, na temat wypełniania się marzeń,
postępu, awansu cywlizacyjnego, itp. Dlatego
jakikolwiek przemysł będzie kiedyś zapoczątkowany
we Wszewilkach, wcale nie powinien to być
po prostu dowolny budynek fabryczny z dużym
kominem, który wytwarza tuzinkowe dobra
a jednocześnie wypluwa z komina tony trującego
ludzi dymu. Raczej powinien to być przemysł
który pasował będzie do ducha Wszewilek oraz
do owych ponadczasowych prawd jakie wioska ta
sobą symbolizuje. Jednym z przykładów takiego
przemysłu byłoby postulowane poprzednio wytwarzanie
we Wszewilkach ogniw fotoelektrycznych których
coraz szersze zastosowanie eliminuje z ziemskiej
atmosfery wszelkie te dzisiejsze dymy i zanieczyszczenia.
Aby zaś dać tutaj poznać czytelnikowi
jakie dalsze rodzaje przemysłu byłyby wysoce
odpowiednie dla symboliki i tradycji Wszewilek,
poniżej opiszę skrótowo kilka ich następnych
przykładów. W USA kiedyś powstała tzw.
"Silicone Valley". Warto więc aby spróbować
Wszewilki zamienić w "Horizons of Advancement"
(of the Human Civilisation).
Dostatek taniej siły roboczej oraz
dogodne położenie geograficzne Wszewilek
powodują także, że w przypadku gdyby
powstała tam opisywana tutaj infrastruktura,
wówczas opłacałoby się w owej miejscowości
inwestować w przemysł który wymaga dużo
robocizny, a mało materiałów. Jednym z
urządzeń technicznych które wnosi sobą
ogromny awans cywilizacyjny ludzkości,
a właśnie wypełnia warunek niewielkiego
zapotrzebowania materiałowego przy
jednocześnie dużym zapotrzebowaniu
na robociznę, są tzw.
ogniwa telekinetyczne.
Szczerze mówiąc, gdyby mi kiedyś udało
się urzeczywistnić ów mój własny wynalazek
owych ogniw, nad którym pracuję już przez
ostatnie 20 lat, wówczas montownię i sklep
fabryczny owych ogniw niemal z całą pewnością
chciałbym umiejscowić właśnie we
Wszewilkach -
oczywiście jeśli miejscowe
mroczne moce
nie zaczęłyby mi w tym zbyt mocno przeszkadzać.
#C4.2.
Wytwórnia wiatraków i innych rozwiązań technicznych
do pozyskiwania wody pitnej z powietrza:
Każdy zapewne odnotował, że klimat Ziemi
ostatnio raptownie się zmienia. Powody
owej zmiany opisałem częściowo w punkcie
#B16 strony internetowej o
zniszczeniowych możliwościach wehikułów UFO.
Jednym z następstw owej raptownej zmiany
klimatu Ziemi jest że miejsca które kiedyś
miały wodę, obecnie zamieniają się w wysuszoną
pustynię. Tak właśnie dzieje się obecnie z
Australią. W podobny też sposób w pustynię
zamienia się północna część Afryki, wschodnia
część Azji, oraz zachodnia część Ameryki
Południowej. Owe wysychające obszary
potrzebują wody aby podtrzymać życie
zwierząt i ludzi. Woda jednak przestała
tam spadać z deszczem. Jest ona ciągle
obecna w powietrzu, jednak nie chce się
już skraplać w formę deszczu. Tutaj więc
rodzajem deski ratunkowej dla wysychającego
świata może się stać wynalazek emeryta z
przedmieścia Perth w Australii, o nazwisku
Max Whisson. Mianowicie wynalazł on
zmyślny wiatrak, a nawet zbudował już
działający prototyp owego wiatraka. W
wiatraku tym przepływ powietrza jest tak
ciekawie zaprojektowany, że z powietrza tego
odciągana jest woda. Zasada działania
owego wiatraka jest nieco podobna do
zasady urządzeń domowych zwanych
dehumidifier, tyle że zamiast
być napędzanym elektrycznością, jego
napędem jest wiatr. Kiedy więc ów wiatrak
obraca się napędzany siłą wiatru, do umieszczonego
pod nim zbiornika czy koryta spływa z niego
strumień czystej wody. Wodę tą mogą następnie
pić mieszkający w pobliżu ludzie lub zwierzęta.
Opis jego wynalazku zaprezentowany został w
krótkim artykule "The windmill that produces
water out of hot air" (tj. "Wiatrak który odciąga
wodę z gorącego powietrza") jaki ukazał się
na stronie B3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w środę (Wednesday),
February 14, 2007.
Owe wiatraki odciągające wodę z powietrza są
bardzo proste w budowie. Mogą więc działać
przez całe lata nie wymagając żadnej naprawy.
Są też napędzane wiatrem, mogą więc pracować
na zupełnej pustyni. Znaczy, noszą one wszelkie
cechy aby stać się zbawienne dla suchych
obszarów Ziemi.
Z powodów wyjaśnionych dokładniej w punkcie
#K3 odrębnej strony internetowej o nazwie
fe_cell_pl.htm,
na Ziemi działa złowieszcze "przekleństwo
wynalazców", które uniemożliwia wdrażanie
w życie wynalazków jakie w danym okresie czasu
są najbardziej potrzebne ludzkości. Wszystko
też wskazuje na to, że idea opisywanego tutaj
"wiatraka pozyskującego wodę z powietrza"
została również zablokowana przez owo
złowieszcze "przekleństwo", a ściślej przez
istoty które za nim się ukrywają. Z informacji
bowiem które na temat tego wiatraka już
obecnie zostały upowszechnione, wynika
że jego losy przyjmują obrót doskonale
mi znany z tragicznych losów telekinetycznej
grzałki Peter'a Daysh Davey, opisanych
w punkcie #4.3 strony internetowej o telekinetycznych generatorach darmowej energii.
Przykładowo już obecnie na temat tego
wiatraku rozpętana została w Australii
kampania wyszydzania i zniechęcania,
jaka jest niemal identyczna do podobnej
kampanii kpin i zniechęcania jaką
podmieńcy
niedawno rozpętali w Polsce przeciwko
ogniwom telekinetycznym
mojego wynalazku. (UFOnauci używają
właśnie takich kampanii kpin i oczerniania
dla obracania co głupszych ludzi przeciwko
temu co UFOnautom jest nie na rękę,
a ponadto dla stwarzania swoim agentom
kryjącym się po różnych ludzkich urzędach
wymówki do oficjalnego blokowania co bardziej
postępowych idei.) Najwyraźniej więc miejscowi
reprezentanci szatańskich mocy
już pracują intensywnie aby uniemożliwić
wdrożenie do produkcji również i tego
niezwykłego wiatraka. Dlatego ja osobiście
uważam, że jeśli w Australii ów wiatrak nie
potrafi się przebić przez rzucane mu pod
nogi biurokratyczne kłody oraz zniechęcające
szyderstwa, wówczas jego produkcja powinna
być podjęta właśnie we Wszewilkach. Potem zaś
gotowe takie wiatraki powinny być eksportowane
z Wszewilek właśnie do Australii oraz do wszelkich
innych miejsc na Ziemi w jakich są one
desperacko potrzebne.
Oczywiście, może się zdarzyć, że do owego
odległego czasu zanim Wszewilki będą już
gotowe do podjęcia produkcji tego wiatraka,
jego emerytowanego wynalazcy nie będzie
już wśród żyjących, zaś dokumentacja techniczna
i prototypy wiatraka okażą się już nie do zdobycia.
Jednak nawet i w takim przypadku ja ciągle wierzę
że Wszewilki powinny kiedyś podjąć produkcję tego
paląco potrzebnego na Ziemi urządzenia. Wszakże
wiedząc o jego zasadzie działania, a także znając
konstrukcję i działanie domowych "dehumidifiers",
wiatrak ten łatwo powinien dać się zrekonstruować
poprzez ponowne jego wynalezienie od nowa.
Wszakże jedyne co konieczne aby go ponownie
wynaleźć, to tak przerobić zasadę działania domowych
"dehumidifiers" aby ich napęd pochodził od śmigła
wiatraka - a nie od silnika elektrycznego. Wszewilki
mają zaś wielu uzdolnionych technicznie i twórczych
ludzi którzy bez trudu potrafią tego dokonać. Kiedy
zaś wiatrak ten zostanie już zrekonstruowany i
wdrożony do produkcji, zanim zacznie się jego
eksport do Australii warto go nazwać "wiatrakiem
Max's Whisson'a" - aby w ten sposób uhonorować
jego twórcę który stał się kolejną ofiarą tych samych
mrocznych mocy
które kiedyś próbowały zniszczyć Wszewilki. Taki
bowiem obrót spraw byłby ilustratywnym dowodem
że sprawiedliwość jednak zawsze w końcu zatriumfuje.
W lipcu 2020 roku sprawa pozyskiwania wody pitnej
powróciła do mnie w formie kilku darmowych filmów
w YouTube, jakie pokazywały nieco inne rozwiązania
tego samego problemu. Z wideów tych mi najbardziej
imponuje angielskojęzyczne około 3-minutowe o tytule
"Warka Water towers harvest drinkable water from
the air" od dnia 2016/11/11 upowszechniane pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=THJVuinPbc0.
Roportuje ono rozwiązanie techniczne do naturalnego
kondensowania wody zawartej w powietrzu, wypracowane
przez włoskiego architekta o nazwisko "Arturo Vittori".
Woda ta jest kondensowana naturalnie - bez potrzeby
zaopatrywania ją w paliwo lub jakąkolwiek energię. Więcej
informacji na ten temat zawiera angielskojęzyczna strona
internetowa o adresie
https://www.dezeen.com/2016/11/10/video-interview-arturo-vittori-warka-water-tower-ethiopia-sustainable-clean-drinking-water-movie/.
Inny 8-minutowy film w języku hiszpanskim o tytule
"10.000 liters of water a day from the fog in Lima, Peru"
jest dostepny pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=h8rQ5aHAnuE.
Od dnia Sep 20, 2016/9/20 wyjaśnia on jak w Peru
pozyskuje się dziesięć tysięcy litrów wody dzinnie z mgły.
Uzupełnieniem owego filmu są dwa inne filmy o adresach:
https://www.youtube.com/watch?v=G4GHGBov15U oraz
https://www.youtube.com/watch?v=k7Vfp4aAuKE.
Kolejne angielskojęzyczne darmowe około 4-minutowe
wideo jakie opisuje sposób pozyskiwania wody z powietrza
nosi tytuł "How to Create Water from Air" i od
dnia 2018/1/27 jest dostępne pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=8V0CeEfK_i4.
Pokazuje ono napędzaną elektrycznością domową maszynę
budowaną w Południowej Afryce przez Ray de Vries.
Wyjaśnia ono też jakościowe zalety wody pozyskanej
w ten sposób.
Powinienem tu dodać, że pod koniec lipca 2020 roku
w YouTube natknąłem się na jeszcze jedno około
3-minutowe darmowe angielskojęzyczne wideo o adresie
https://www.youtube.com/watch?v=w04PWoMTab8,
jakie nosi tytuł "This Incredible Machine Pulls
Clean Drinking Water Out of Thin Air". Opisuje
ono inną maszynę (już wdrożoną do produkcji)
obywatela Chile o nazwisku Hector Pino.
Jego napędzany elektrycznością wynalazek też pozyskuje
czystą wodę pitną z powietrza. W czasach publikowania
jego wideo dnia 2017/1/11 jedna taka maszyna
kosztowała około $1600. Jednak w miarę wzrostu
produkcji jej koszt będzie się obniżał.
Do powyższych rozwiązań technicznych na sposoby
pozyskiwania czystej wody pitnej powinienem też dodać
moje własne rozwiązanie do "łapania deszczówki" - jakie
z sukcesem używam już od wielu lat, zaś jakie opisałem
na swej polskojęzycznej stronie internetowej o nazwie
woda.htm.
#C4.3.
Przetwarzanie zużytych produktów - np. wytwórnia
gumowej nawierzchni na chodniki, fabryczka słupów
dla płotów z recyklowanego plastyku, itp.:
Z czasów kiedy nadal mieszkałem w
Polsce pamiętam owe sterty zużytych
opon samochodowych jakie zalegały każdy
możliwy kąt jaki nadawał się na wysypisko
śmieci. Opon owych nikt nie chciał.
Nie nadawały się one praktycznie do
niczego. Porzucone nie chciały też
szybko gnić. Jeśli zaś ktoś je zapalił,
zatruwały atmosferę czarnym, śmierdzącym,
rakotwórczym dymem. Tymczasem w krajach
południowo-wschodniej Azji dla opon
owych znaleziono doskonałe zastosowanie.
Mianowicie, rozcina się je maszynowo
na drobne kosteczki. Dodaje koloru
czerwonego albo niebieskiego aby ładnie
wyglądały. Następnie wylewa się chodniki
dla ludzi, a także nawierzchnie bieżni
na stadionach, z miękkiej wykładziny gumowej
jaka z nich jest wytwarzana. Chodzenie
i bieganie po takich miękkich chodnikach
jest bardzo zdrowe - nie nadwyręża ono
bowiem stawów tak jak czyni to chodzenie
po kamiennych lub betonowych chodnikach.
Z kolei zużywanie starych opon z jakich
chodniki te się wytwarza jest bardzo
dobre dla naturalnego środowiska.
Wszakże usuwa ono sterty opon które
w przeciwnym wypadku by środowisko
owo zanieczyszczały i zaśmiecały.
Dlatego wytwórnia gumowej nawierzchni
na chodniki wygląda jak rodzaj przemysłu
który byłby wysoce odpowiedni dla
totaliztycznej misji i charakteru
Wszewilek. Ponadto jakieś środki
rządowe by też zapewne zostały dodane
aby pomóc rozwinąć ten przyjazny dla
naturalnego środowiska przemysł.
Opony NIE są jedynym zbędnym surowcem jaki daje się
ponownie wykorzystać. Przykładowo w niedzielę dnia
2021/8/15 około godziny 18:15 w wiadomościach na kanale
1 Telewizji Nowozelandzkiej nadano reportaż z prywatnej
fabryczki z Auckland, jaka przetwarza zużyte "maseczki"
chroniące ludzi przed wirusem "covid-19". Maseczki
te w swej większości wykonane są z plastyku, zaś
obecnie niemal nikt NIE wie jak ich się pozbywać
po użyciu bez zanieczyszcania nimi natury. Ich
wyrzucanie też typowo następuje w plastykowych
workach. Stąd owa fabryczka nawet bez otwierania
worków w jakich się je wyrzuca na śmieci, po prostu
wrzuca owe worki z maseczkami do rozdrabniarki,
jaka je rozrywa na niewielkie wiórki. Następnie owe
wiórki są podgrzewane do temperatury topnienia
plastyku i pod ciśnieniem formowane w poszukiwane
na rynku tanie słupki do budowy płotów. W słupkach
tych razem są postapiane w jedną solidną masę wiórki
platyku, a także wiórki innych matriałów z jakich mogły
być wykonane niektóre maseczki. Tak przetopiony plastyk
czyni owe słupki relatywnie lekkie a jednocześnie odporne
na gnicie i działanie wody lub pogody oraz podtrzymujące
zbudowane z nich płoty praktycznie przez wieki - tj. przez
nawet dłużej niż słupki ze stali czy z betonu. Po przetopieniu
NIE powodują one też żadnych zanieczyszczeń gleby ani
otoczenia. Ponadto słupki te pozwalają aby łatwo dawało się
w nie wbijać gwoździe i śruby, zaś ponieważ NIE przewodzą
one elektryczności do słupków tych można łatwo przybijać
druty lub siatki metalowe pod napięciem elektrycznym -
typowo używane np. przez rolników jako płoty ogradzające
pastwiska lub wybiegi dla trzody czy domowego ptactwa.
#C4.4.
Zacznijmy odnowę ludzkości od zrewolucjonizowania dystrybucji
i sprzedaży płynów, tak mądrze przeprojektowując ich opakowania,
aby np. plastykowe butelki z PTE po opróżnieniu natychmiast nadawały
się do użycia w funkcji już gotowych segmentów-cegiełek budowlanych:
Motto:
"Tylko uleganie niskim ludzkim wadom w rodzaju niemoralność,
zachłanność, egoizm, brak dbałości o naturę i otoczenie, lenistwo,
niedbałość, wywyższanie się nad innymi, prywata, zazdrość, ignorancja,
itp., powoduje, że zamiast projektować i budować wszystko tak aby
nadawało się to dla wielu celów naraz, niemal wszystko co ludzie
obecnie produkują i budują nadaje się tylko do jednego celu."
Ci z czytelników, którzy znają moje badania
i publikacje, zapewne już wiedzą co ja badam
szczególnie intensywnie począwszy od 2007
roku, znaczy począwszy od czasu kiedy
opublikowałem swój formalny dowód naukowy, że "Bóg istnieje".
Mianowicie, czytelnicy ci wiedzą, że począwszy od
owego nawrotnego roku wiele swego wysiłku i czasu
przeznaczam na empiryczne
badania metod działania Boga. Głównym
zaś wrażeniem i ustaleniem jakie wynoszę z
tych badań i jakim często dzielę się ze swymi
czytelnikami, jest zachwyt nad głębią przemyślenia
i inteligencją wszystkiego co Bóg czyni. Przykładowo,
każde działanie Boga ma to do siebie, iż osiąga
ono aż cały szereg celów naraz, z których równocześnie
jest w stanie korzystać wielu odmiennych ludzi.
Doskonałą ilustracją takiego wielo-celowego
działania Boga jest punkt #C6 na mojej stronie o nazwie
soul_proof_pl.htm.
Ujawnia on sposób na jaki wysoce inteligentne
i dalekowzroczne wyjaśnienie
w Biblii
sprawy "wdmuchiwania" ludzkich dusz do
ciał, pozwala Bogu osiągać aż cały szereg
odmiennych celów - z całkowitej liczby których
ów punkt #C6 uświadamia nam jedynie
niewielki fragment. Inną doskonałą ilustracją
takiego wielo-celowego działania Boga jest
punkt #F2 na mojej stronie o nazwie
karma_pl.htm.
Ujawnia on jak mechanizm "zwrotu karmy"
powoduje, że np. karma za wmuszenie
Chińczykom nałogu opiumowego po 1800
roku, w dzisiejszych czasach rozciąga swe
niszczycielskie następstwa na praktycznie
wszystkie te same obszary życia, w jakich
tamten wmuszony nałóg opiumowy wyniszczał
ówczesne Chiny. (Dla kontrastu i porównania,
jeśli typowi ludzie coś czynią, niemal zawsze
służy to osiąganiu tylko jednego celu, z
jakiego potem korzystają wyłącznie czyniący -
jako przykład rozważ dzisiejsze plastykowe
butelki używane przez monopole mleczne
do sprzedawania ich mleka, po opróżnieniu
których to butelek NIE daje się ich już użyć
w żadnym innym celu ani zastosowaniu, stąd
trzeba je wyrzucać zaśmiecając nimi naszą
planetę.) Równocześnie z wielo-celowością
działania, w każde swoje dokonanie Bóg też
wpisuje co najmniej trzy odmienne kategorie
materiału dowodowego naraz (po ich przykłady
patrz punkt #C2 na stronie
tornado_pl.htm
albo punkt #C2 na stronie
day26_pl.htm).
Oczywiście, my ludzie powinniśmy brać przykład
z Boga i również tak przemyśliwać nasze projekty
i działania, aby także służyły one więcej niż jednemu
celowi naraz, a stąd aby dzięki jednorazowemu włożeniu
w nie wymaganych surowców, energii i robocizny
umożliwiały one potem korzystanie z nich przez aż cały
szereg odmiennych ludzi. Niestety, nasze wrodzone
ludzkie przywary i wady, w rodzaju niemoralność,
ignorancja, chciwość, lenistwo, niedbałość, spychanie
na innych ludzi problemów jakie my sami stwarzamy,
itp., powodują, że dotychczas niemal zawsze wszystko
co ludzie projektują i produkują, ma służyć wyłącznie
jednemu celowi - temu z jakiego korzyści odnosi
jedynie dany projektodawca czy wytwórca. A szkoda,
że tak się dzieje, bowiem takie
nastawienie do życia i do gospodarczej działalności łamie
sobą aż cały szereg kryteriów moralnych, zaś z powodu
tego łamania musi ono być karalne przez Boga i już
sprowadziło na ludzkość owe niezliczone problemy
obecnej epoki "neo-średniowiecza" (tj. epoki
opisanej szerzej w punkcie #K1 mojej strony o nazwie
tapanui_pl.htm).
Już też niedługo zapewne spowoduje ono wypełnienie
się także owej staropolskiej przepowiedni, iż
"ludzie sami sprowadzą
na siebie taką zagładę i wyludnienie, że potem
człowiek z radości będzie całował ziemię w miejscu
gdzie zobaczy ślady innego człowieka"
(po opisy owej przepowiedni patrz punkt #H1 z mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm).
Wiedząc powyższe, NIE muszę tu już ukrywać
jaką radość mi sprawiło oglądnięcie angielskojęzycznego
filmu o tytule
"Megastructures: EcoArk",
jaki w czwartek, 20 października 2016 roku nadawany
był w godzinach 18:40 do 19:35 na kanale 13 "Duke",
z darmowej telewizji nowozelandzkiej. Jak zaraz potem
sprawdziłem, ten angielskojęzyczny film był też wówczas
dostępny za darmo w
YouTube -
przykładowo ja oglądnąłem go też ponownie pod adresem
www.youtube.com/watch?v=YdFbgpVMoHo.
Niestety, na początku listopada 2016 roku, czyli zaraz
po opublikowaniu niniejszych opisów, angielskojęzyczna
wersja tego filmu została wydeletowana z YouTube. Jedyne
co nadal dawało się oglądnąć w listopadzie 2016 roku,
to portugalsko-języczna wersja tego filmu dostępna pod adresem
www.youtube.com/watch?v=PC_Jqpo0vS4.
Ten ogromnie postępowy i potrzebny naszej cywilizacji
film udokumentował rewolucyjne osiągnięcie grupy
młodych architektów z Taipei na Tajwanie. Grupa
ta zaprojektowała bowiem i zbudowała "eco-friendly"
wielopiętrowy pawilon wystawowy, zwany "EcoArk",
skonstruowany z półtora miliona recyklingowalnych
butelek o specjalnie zaprojektowanym kształcie,
wyprodukowanych z plastyku PTE (tj. Polyethylene
Terephthalate Polymer). Te wysoce użytecznie ukształtowane
butelki, kopiujące sobą komórki plastra miodowego,
znane są obecnie na świecie pod techniczną nazwą
"Polli-Brick".
Z kolei ów wielopiętrowy pawilon wystawowy,
jaki został z nich zbudowany w Taipei, nazwano
"EcoArk" -
ponieważ podobnie jak bibilijna Arka Noego ma on
wskazywać ludzkości sposób jak można i powinnno
się ratować naszą cywilizację przed utonięciem w
oceanie plastykowych śmieci. Ja gorąco polecam
tutaj czytelnikowi znalezienie i oglądnięcie tego filmu w
YouTube.com -
i to bez względu na to w jakiej wersji językowej uda się
mu go odnaleźć. Wszakże nawet jeśli NIE zna się języka
w jakim będzie on komentowany, ciągle daje się odnotować
z przebiegu procesu budowy owej "EcoArk" (szczegółowo
zilustrowanej na tym filmie) jak wyglądają i jak są
ukształtowane te "polli-brick", jak się je produkuje
np. z już recyklingowanych plastykowych butelek PTE,
jak potem daje się z nich budować nawet wielopiętrowe
gmachy, oraz jaki jest końcowy wygląd gotowych
struktur poskładanych z owych unikalnie
zaprojektowanych i ukształtowanych plastykowych
segmentów-cegiełek.
Dzięki więc dogłębnemu przemyśleniu swego
projektu i tego co czynią, za jednym zamachem
owi młodzi architekci z Tajwanu osiągnęli aż kilka
celów naraz. Wszakże: (1) udokumentowali
oni światu jak daje się budować wielopiętrowe gmachy
z plastykowych butelek po płynach - jakie po opróżnieniu
typowo uległyby wyrzuceniu i potem przez wieki zaśmiecałyby
naturalne środowisko; (2) wypracowali taki
kształt plastykowych butelek, jaki doskonale nadaje
się zarówno (2a) do gromadzenia i dystrybucji w nim
płynów, po opróżenieniu zaś jaki (2b) stanowi już
gotowy pojedyńczy segment-cegłę nadającą się do
użycia w budowie dowolnych budynków, garaży,
szop, ścian, okien, ogrodzeń, itp., a ponadto
(2c) jest też tak zaprojektowany, że doskonale
nadaje się do nawet ciaśniejszego upakowywania
na półkach sklepowych i w skrzynkach do dostawy
produktów, niż upakowanie umożliwiane np. przez
butelki okrągłe; (3) zaprojektowali system
składania, panelowania i wznoszenia ścian z owych
recyklingowalnych butelek plastykowych, jaki jest
(3a) bardzo wytrzymały - a stąd jaki pozwala na
wznoszenie wielopiętrowych budynków, murów i
struktur, odpornych na niszczące działania skierowanych
na nie zagrożeń, typu tajfuny, deszcze, upały, pożary,
mrozy, itp., (3b) rozbieralny - a stąd jaki pozwala na
wielokrotne użycie w coraz to nowych konfiguracjach,
(3c) przenośny - a stąd jaki pozwala aby całe budynki
wznoszone z tych segmentów-cegieł mogły być przenoszone
w odmienne lokacje, (3d) otwarty na udoskonalenia -
a stąd jaki pozwala na nadawanie mu szeregu dodatkowych
cech (np. jaki po zaopatrzeniu każdej z tych butelek
w małą żaróweczkę LED, panele z takich butelek
mogą też służyć jako doskonałe oświetlenie); (4)
otrzymali cegiełki wspaniałej jakości i użyteczności,
które są (4a) odporne na gorąco i pożar, (4b) odporne
na wilgoć i nieprzepuszczające wody, (4c) na życzenie
przeźroczyste - stąd mogą równocześnie wypełniać
rolę okien, (4d) lekkie i tanie, (4e) bezpieczne dla
używania nawet przez dzieci, a stąd przydatne np.
do budowania dziecięcych domków na drzewach,
domków dla lalek i zabaw, itp.; (5) otworzyli
wtórne wykorzystanie dla plastykowych butelek po
płynach, wydmuchiwanych z PTE - które po opróżnieniu
normalnie zaśmiecałyby potem tylko nasze środowisko
i otoczenie, natomiast które po właściwym ukształtowaniu
są także wtórnie użyteczne jako doskonałe segmenty-cegiełki
budowlane, jakie: (5a) będąc puste w środku są doskonałymi
izolatorami termicznymi, zimą pozwalającymi na utrzymywanie
ciepła w zestawianych z nich budynkach i pomieszczeniach,
zaś latem chroniącymi te budynki i pomieszczenia przed
nadmiernym przegrzaniem, (5b) pozwalają na tanie
dodatkowe poszerzanie swych cech izolacyjnych i użytkowych
np. poprzez wypełnianie ich wnętrza dowolnymi dalszymi
materiałami izolującymi (nawet takimi jak używane w
dawnych czasach wyschnięte, jesienne np. "liście paproci",
"słoma", "siano", "mech" - od którego to mchu bierze się
też sarkastycznie kiedyś używana w powiedzeniach typu
"on NIE inżynier, on mecho-optyk" nazwa pradawnego
zawodu "mecho-optyk", czyli dawny odpowiednik
dla dzisiejszego "inżyniera klimatyzacji", który
"drzewiej obtykał mchem" szczeliny w ścianach
domostw skonstruowanych z belek, desek, itp.),
(5c) są użyteczne w aż całym szeregu odmiennych
zastosowań budowlanych - np. NIE tylko do taniego
i amatorskiego wznoszenia budynków, kampingów,
chlewików, kurników, szop, garaży, schowków,
dziecięcych domków zabawowych, tzw.
Portable Sleep Out
(tj. miniaturowych budyneczków-pomieszczeń do nocowania
latem w swych ogródkach, lub do lokowania w nich na noc
swych gości - gdy w naszym domu nie ma oddzielnego
pokoju gościnnego ani wolnego miejsca do spania), itp.,
ale także i do formowania płotów, murów ogrodzeniowych
i podziałowych, okien, struktur ozdobnych i ochronnych, itd., itp.
Sekret powodzenia, wytrzymałości i wielokrotnego
użycia owych tajwańskich recyklingowalnych butelek
plastykowych leży w ich kształcie. Ich kształt imituje
bowiem technicznie jeden z najwytrzymalszych lekkich
materiałów natury, jakim jest plaster miodowy budowany
przez pszczoły. Butelki te NIE są więc ani okrągłe
ani kwadratowe, a podobne do pokarbowanego
sześcioboku. Ponadto ich powierzchnia boczna jest
celowo tak pokarbowana, aby po złożeniu razem w mur,
w ścianę, w okno, itp., przestrzennie zazębiały się one
i zwierały nawzajem ze sobą, nieco podobnie jak czynią to segmenciki tzw.
"lego",
zwiększając w ten sposób swoją
zbiorową wytrzymałość. Dodatkowo karby ich
ścianek bocznych symetrycznie zamieniają
się w połowie ich wysokości, co pozwala aby
zestawiać je razem na wiele odmiennych sposobów.
Dodatkową ich zaletą są ich specjalne zakrętki,
które też spełniają aż kilka funkcji naraz, np.
służą do łączenia szeregu butelek w większe
bloki lub panele, zespalają butelki z plastykowymi
osłonami bocznymi lub ze stalowymi siatkami
mostkującymi, mają kształt i miejsce pozwalające
np. na zainstalowanie w nich żaróweczek LED,
itd., itp.
My wszyscy powinniśmy uczyć się z najlepszych
przykładów, oraz wdrażać nowe idee jakie w owych
przykładach są zawarte. Innymi słowy, wszelkie
plastykowe butelki jakie obecnie są w użyciu
i w sprzedaży, moim zdaniem powinny być szybko
zastąpione butelkami o kształtach i potencjale
użycia owych specjalnych butelek z Tajwanu, lub
ich przyszłych jeszcze bardziej udoskonalonych
wersji, jakie stanowią już gotowe segmenty-cegiełki,
które po opróżnieniu z płynów nadają się do natychmiastowego
użycia jako materiał budowlany. Oczywiście, aby
tak się stało, my wszyscy swoją perswazją, albo
społecznym naciskiem, powinniśmy starać się
spowodować, aby producenci wszelkich płynów
jakie są dostarczane w plastykowych butelkach,
pokonali w sobie swą ignorancję, niedbałość oraz
niskie ludzkie przywary jakie powstrzymują ich przed
pójściem za opisywanym tu tajwańskim przykładem.
Jednak korzyści jakie cała ludzkość by osiągnęła
po pokonaniu owych przywar, są ogromne i wprost
NIE do opisania. Co też istotne, podobną do
tajwańskiej linią myślenia powinni zacząć podążać
także inni projektanci i wytwórcy. Czyż bowiem NIE
byłoby wspaniale, gdyby np. telefony komórkowe,
komputery, samochody, baterie, akumulatory, oraz
inne dzisiejsze masowe produkty przemysłowe
zostały tak przeprojektowane, że bez żadnych już
dodatkowych procesów i przetworzeń dawałyby się
recyklingować w coś zupełnie odmiennego i podobnie
użytecznego jak omawiane tu "polli-brick"? (Tj. byłyby
budowane tak jak owe techniczne istoty zwane
"transformers" z filmów science-fiction.)
Czyż nie byłoby też przyjemnością przespacerować
się po plaży, wzdłuż brzegu rzeki, po lesie, czy po
dowolnej drodze, oraz NIE widzieć tam owej masy
porzuconych starych butelek plastykowych po mleku
i po innych napojach, które NIE chcą próchnieć,
a stąd narazie stanowią jedynie boleść dla oczu,
pułapkę dla żywych stworzeń, oraz truciznę dla natury?
Wprowadzenie do użycia omawianych tu butelek
otwiera też najróżniejsze dodatkowe perspektywy
komersyjne i korzyści. Ich przykładem może być
zapewnianie sobie lojalności klientów.
Wszakże gdyby np. określona mleczarnia wprowadziła
te butelki dla dystrybycji swego mleka, wówczas
dodatkową lojalność jej klientów może zapewnić
np. darowywanie (lub tańsze odsprzedawanie)
plastykowych paneli zespalających owe butelki
w większe bloki budowlane - zarezerwowane dla
tych klientów owej mleczarni, którzy wykazywaliby
się zakupieniem określonej ilości tak butelkowanego
jej mleka.
Mnie osobiście szokuje, jak krótkowzroczne, kłamliwe,
oraz nastawione na szybkie i krótkoterminowe zyski
(zamiast na trwałe i długoterminowe korzyści) są
wszelkie działania dzisiejszych ludzi. Praktycznie
w dzisiejszych czasach ludzkość produkuje już
niemal wyłącznie buble i śmieci. Niemal wszystko
bowiem co obecnie jest produkowane, stara się być tanie,
a stąd typowo od samego początku jest już spartaczone
i nawala zaraz po krótkotrwałym użyciu. Trzeba więc
to wyrzucić i zakupić nowe. W rezultacie, takie częste
kupowanie spartaczonego nowego, w sumie kosztuje
nas drożej niż gdyby kupić sobie to od razu w wymaganie
dobrej jakości, a na dodatek wyczerpuje to zasoby naszej
planety, zanieczyszcza otoczenie, uczy ludzi kultury
łatwizny i szybkiego zysku, oddala od szukania prawdy
i oświecenia, itp., czyli w sumie łamie kryteria moralne.
Za zaś owo łamanie kryteriów moralnych Bóg zmuszony
jest potem nas karać najróżniejszymi mechanizmami działania
karmy,
samoregulujących się mechanizmów moralnych,
pola moralnego, itp.
Czyż więc NIE lepiej byłoby gdyby ludzie ochotniczo powrócili
do przestrzegania w swych działaniach mądrości życiowych
już dawno temu ustalonych przez uprzednie pokolenia,
w rodzaju, że "wszystko co jest warte
wykonania, jest też warte aby wykonywać to dobrze",
a także, iż "nasze środki są zbyt
ograniczone aby wytwarzać czy kupować buble".
Wszakże opisywane tutaj tajwańskie plastykowe butelki,
wskazują już nam drogę jak z obecnej "kultury bubli i zaśmiecania"
w wielu obszarach życia można szybko. łatwo i relatywnie
tanio przestawić się na przyszłościową "kulturę solidnych,
wysoce użytecznych i długotrwałych produktów".
Ja z własnego doświadczenia wiem, że w naszym
gospodarstwie domowym co parę dni opróżniamy
następną butelkę mleka, która w Nowej Zelandii
(a zapewne i w wielu innych krajach świata)
produkowana jest właśnie z plastyku - tyle, że o
kształtach nadal bezużytecznych dla późniejszego
użycia jako opisywane tu cegielki budowlane. Zgodnie
więc z moim doświadczeniem, butelki po mleku
są obecnie największym zaśmiecaczem naturalnego
środowiska. Stąd monopol mleczny powinien w
pierwszym rzędzie zostać jakoś nakłoniony perswazją,
albo zmuszony społecznym naciskiem czy nawet prawodawstwem,
do podjęcia wiodącej roli we wprowadzeniu do użycia omawianych
tu butelek-cegiełek. Kolejną rolę plastykowego zaśmiecacza
naszej planety moim zdaniem spełniają butelki po licznych
płynach gazowanych (typu: Coca-cola, Pepsi, 100plus,
100 up, Sprite, Mirinda, Lemoniada, Oranżada, Bunderberg,
itd., itp.), oraz po sokach owocowych. Wprawdzie w naszym
gospodarstwie domowym NIE opróżniamy ich wiele (zaledwie
jedną co kilka miesięcy), ponieważ ja jestem świadomy, iż
Bóg już uruchomił "mechanizmy
samoregulujące" opisywane m.in. w
punkcie #S1 mojej strony o nazwie
cooking_pl.htm -
jakie karzą ludzi nienawracalną utratą zdrowia, bólami, a
czasami nawet śmiercią, za zbyt entuzjastyczne spożywanie
przemysłowo przetwarzanej (a stąd i przemysłowo zatruwanej)
żywności - po szczegóły patrz np. punkt #T7 na mojej stronie o nazwie
solar_pl.htm,
albo punkty #A1 do #A5 z mojej strony o nazwie
cooking_pl.htm.
Jednak inni ludzie, jacy nadal NIE wiedzą iż każde przemysłowo
przetwarzane produkty spożywcze są trucizną jaka stopniowo
pogarsza ich zdrowie i jest źródłem większości bólów i degeneracji,
opróżniają sporo owych plastykowych butelek po gazowanych
płynach i sokach. Stąd też warto byłoby użyć perswazji,
lub nacisku społecznego, aby i oni przestawili się na użycie
butelek omawianego tu typu. W końcu co jakiś czas, w naszym
gospodarstwie domowym zużywane są najróżniejsze inne
płynne produkty, które też obecnie są sprzedawane w butelkach
z plastyku. Niestety, wszystkie te butelki narazie mają
bezużyteczny kształt (bo zwykle okrągły lub prostokątny),
stąd po opróżnieniu nadają się jedynie do wyrzucenia -
zaśmiecając potem sobą przez wieki nasze i tak już zaśmiecone
naturalne środowisko. Jednocześnie, zarówno ja, jak
i wielu innych ludzi, co jakiś czas buduje na swym
przydomowym ogródku, działce, czy zagrodzie gospodarczej,
coś co mogłoby być poskładane właśnie z recyklingowalnych
butelek plastykowych o kształcie i zasadach użycia jak
owe wypracowane na Tajwanie. Czyżby więc NIE było
wspaniale, gdyby np. nowozelandzki monopol mleczny,
a także wszyscy inni producenci wszelkich możliwych
płynów z Nowej Zelandii, Polski i z reszty świata, zamiast
ignorancko i egoistycznie kontynuować użycie dotychczasowych
szkodliwych dla środowiska swych plastykowych butelek
o bezużytecznych kształtach, zaczęli swe produkty
butelkować w owych po tajwańsku już ukształtowanych
segmentach-cegiełkach, jakie natychmiast po opróżnieniu
zarówno ja, jak także każdy inny majsterkowicz,
budowlaniec, czy rolnik, beż żadnych już dodatkowych
adaptacji mógłby potem użyć powtórnie w swych
budowach i w dokonywanych przez siebie udoskonaleniach
przymieszkaniowych, przydomowych, ogródkowych,
zagrodowych, itp.
Oczywiście, własny kraj i własne miejsce urodzenia,
a także miejsce naszego zamieszkania, zawsze są
szczególnie miłe sercu każdego. Ponieważ Polska
i Nowa Zelandia to kraje jakie są szczególnie miłe
mojemu sercu, ja bardzo chciałbym aby owe kraje
zaczęły przewodzić w świecie, albo chociaż nadążać
za światem, we wdrażaniu takich nowych idei, jak
opisywane tutaj "polli-brick". Wszakże np. Nowa
Zelandia kiedyś słynęła z inicjatyw jakie właśnie
były wówczas pionierskimi na skalę światową.
Przykładowo, zaraz po mojej emigracji do Nowej
Zelandii w mieście "Queenstown" zdumiewał mnie
stojący tuż przy głównej szosie dojazdowej cały budynek
zbudowany z pustych szklanych butelek po napojach.
To taże w nowozelandzkim miasteczku Bluff istniał kiedyś
dom z paua,
w którym praktycznie wszystko było wykonane z
pięknych muszel zwanych
paua -
jakich zatrzęsienie można znajdować na nowozelandzkich
plażach, ponieważ to z nich pozyskiwane są smakowite małże
abalone
(obecnie tego domu z paua NIE ma już w miasteczku Bluff).
Niestety, także zupełnie niedawno właśnie w nowozelandzkim
mieście Christchurch cały kościół (a ściślej całą nową
zastępczą katedrę anglikańską) zbudowano z nowej
tektury
specjalnie wyprodukowanej w tym celu z drzew pościnanych
w lasach biednych krajów. Jakże więc lepszy ten kościół
byłby, gdyby zamiast z tektury wyniszczającej potrzebne
ludzkości lasy, zbudowany on został np. z opróżnionych
butelek PTE po nowozelandzkim mleku - promując w ten
sposób sobą ideę zmniejszania plastykowanego zanieczyszczania
naszej planety. To także w Nowej Zelandii miejscowy monopol
mleczny niedawno wydał spore sumy na raczej nieudaną promocję
nowych nieprzeźroczystych plastykowych butelek jakie reklamowo
wprowadził do pakowania swego mleka. Jestem niemal
pewien, że gdyby te same pieniądze ów monopol mleczny
wydał na pakowanie swego mleka w opisywanych tu butelkach
typu "polli-brick", wówczas efekty okazałyby się nieporównalnie
korzystniejsze. Byłoby mi więc ogromnie miło, gdyby
kiedyś w przyszłości, np. moja rodzinna polska wieś
Wszewilki-Stawczyk,
albo nowozelandzkie miasteczko
Petone
w jakim obecnie zamieszkuję, zbudowały sobie fabryki
takich "polli-brick" - pomagając tym we wdrażaniu do
powszechnego użytku tej doskonałej idei. Fabryki te
mogłyby dostarczać opakowań dla praktycznie
wszystkich płynów sprzedawanych w sklepach
swego kraju. Szczególnie, że kształty, cechy i użyteczność
owych butelek nadal można jeszcze bardziej znacząco
udoskonalić. (NIE opisuję tutaj "jak", bowiem natychmiast
ktoś by to opatentował, blokując swym patentem łatwość
przyszłego wdrożenia - podpowiem jedynie, że wysoce
użytecznych wskazówek, jak daje się je dalej znacząco
udoskonalić, udziela nam już zgromadzona wiedza na temat
wehikułów UFO.)
Dlatego niniejszym mam apel do mieszkańców zarówno
mojej rodzinnej wsi Wszewilki, jak i miasteczka Petone w jakim
obecnie zamieszkuję. Mianowicie, jeśli
kiedykolwiek rozważali będziecie zbudowanie u siebie
jakiejś nowej fabryki, wówczas rekomendowałbym aby
produkowała ona właśnie dobrze przemyślany i dalekowzroczny
produkt do wielorakiego zastosowania - w rodzaju opisywanych
tutaj plastykowych butelek z Tajwanu, które jednocześnie
są już gotowymi segmentami-cegiełkami do budowy domów,
garaży, szop, ścian, płotów, okien, osłon, itp.
Jestem bowiem pewien, że wielu ludzi, podobnie
jak ja, wolałoby kupować swe płyny w takich
właśnie plastykowych butelkach do wielokrotnego
i różnorakiego zastosowania, zamiast w owych bezużytecznych
plastykowych śmieciach, w jakich płyny upowszechniane są obecnie.
PS (2016/10/23): Z czasów kiedy jako nastolatek często
nurkowałem w lodowato zimną wodę, pamiętam że aby osłabić szok
takiego nurkowania warto najpierw wziąść głęboki oddech, a potem
zamknąć oczy. Ponieważ właśnie nadchodzą przełomowe
czasy i zdarzenia, już teraz warto zaczerpnąć głęboki oddech
i zamknąć oczy. Kiedy bowiem nasz szok przeminie, świat w
jakim wówczas się wynurzymy może być już NIE do poznania.
#C4.5.
Fabryka piramid telepatycznych:
Na odrębnej stronie internetowej na temat
telepatii
opisane jest niezwykłe urządzenie nazywane
"piramidą telepatyczną". Urządzenie to
zostało podarowane ludzkości przez sprzyjającą
ludziom totaliztyczną cywilizację istot kiedyś
nazywanych
"aniołami".
Jak dotychczas nigdzie na Ziemi nie podjęto
jeszcze produkcji tego niezwykłego urządzenia.
A jest ono w stanie zastąpić dzisiejsze urządzenia
szkodliwej dla zdrowia łączności radiowej, przez
cywilizacyjnie bardziej zaawansowane urządzenia
do łączności telepatycznej. Produkcja owej
piramidy telepatycznej powinna zostać podjęta
właśnie we Wszewilkach.
#C4.6.
Zakłady rozwoju i wytwarzania dysocjatorów wody dla silników spalinowych:
Nasza cywilizacja wypracowała technicznie
dosyć doskonałą formę urządzenia napędowego
jakim jest dzisiejszy silnik spalinowy. Jedynym
problemem owego silnika jest, że przy obecnym
rodzaju paliw które on używa, wytwarza on
niepożądane gazy jakie zanieczyszczają
ziemską atmosferę. Jeśli jednak w silniku
tym zmienić obecnie używane mieszanki
paliwowe na mieszaninę wodoru i tlenu,
wówczas taki sam silnik spalinowy nagle
przestaje być problemem. Pracuje on
wówczas równie efektywnie i niezawodnie
jak obecnie, a jednocześnie zamiast
nieporządanych gazów spalinowych
wyrzuca z siebie zwykłą parę wodną.
Jednak główna trudność z takim przestawieniem silników
spalinowych na paliwo w postaci mieszaniny
wodoru i tlenu polega na efektywnym
wytwarzaniu owego paliwa tuż przed
wlotem do silnika. Problem ten
rozwiązują jednak tzw. "telekinetyczne
dysocjatory wody" opisywane m.in. w
podrozdziale LA3.2 z tomu 10 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Ich zasada działania jest bardzo podobna
do zasady działania "grzałek telekinetycznych"
opisywanych dokładniej na stronie
boiler_pl.htm - o szokującej historii telekinetycznej grzałki która bije wszelkie rekordy.
Główna różnica pomiędzy takimi
"telekinetycznymi dysocjatorami wody"
a "grzałkami telekinetycznymi" sprowadza
się do użycia odmiennych wibracji oraz
odmiennych katalizatorów (materiałów).
Produkcja i rozwój takich właśnie dysocjatorów
wody zastąpujących gaźniki z dzisiejszych silników
samochodowych, powinna zostać kiedyś podjęta
właśnie we Wszewilkach. Jest ona bowiem zgodna
z duchem tej wioski.
Wielu ludzi uważa że nie warto inwestować
w przetransformowanie obecnych silników
spalinowych w silniki spalające mieszankę
wodoru i tlenu. Wierzą oni bowiem że znacznie
lepiej dla naszej cywilizacji jest całkowicie
wyeliminować silniki spalinowe i zastąpić je
silnikami elektrycznymi. Aczkolwiek takie
całkowite zastąpienie silników spalinowych
jest realne i atrakcyjne, istniały będą sytuacje
na Ziemi kiedy okaże się ono niemożliwe.
Jako przykłady rozważmy tradycję, hobby,
czy sport. W przyszłości nie będzie wszakże
można zabronić ludziom którzy kultywują
jakieś wymagające silnika spalinowego
tradycje czy hobby, albo uprawiają jakiś
sport motorowy, aby w tym co jest esencją
danej tradycji, hobby, czy sportu usunęli
oni całkowicie silniki spalinowe. Wszakże
przykładowo jeśli ktoś zechce w przyszłości
hobbystycznie używać dzisiejszego
motocykla "Harley-Davidson" (a założę
się że będzie wielu takich ludzi), wówczas
nie da się tego uczynić po zastąpieniu w nim
jego silnika spalinowego przez silnik elektryczny.
Wszakże to co by się otrzymało nie byłby
już wówczas "Harleyem-Davidsonem".
Jednak daje się wówczas w motocyklu
tym zastąpić obecnie używane paliwo,
na mieszaninę wodoru i tlenu. Po
takim zaś zastąpieniu paliwa, oraz
po wprowadzeniu niewielkich zmian
technicznych jakie to zastąpienie by
wymagało, to co się otrzyma nadal
będzie miało wszystkie cechy motocykla
"Harley-Davidson". Oczywiście, ów
motocykl podałem tutaj tylko jako
przykład. W przyszłości bowiem wszystko
co dzisiaj używa silnika spalinowego,
odrzutowego, czy rakietowego, będzie
dawało się używać w dokładnie taki sam
jak dzisiaj sposób po jedynie przerobieniu
tego na użycie paliwa z mieszanki
wodorowo-tlenowej. Takie zaś przerobienie
wymagało będzie jedynie zastąpienie ich
gaźników przez opisywane tutaj "telekinetyczne
dysocjatory wody", oraz zastąpienie benzyny
w ich bakach przez czystą wodę. Cała reszta
zaś ich konstrukcji, zasady działania, oraz
sposobu pracy będzie pozostawała bez zmian.
W punkcie #J1 z mojej strony o nazwie
pajak_do_sejmu_2014.htm,
a także w 3 z punktu #C4.2 mojej strony o nazwie
morals_pl.htm,
wyjaśniłem że do grupy najbardziej niemoralnych
posunięć monopolu oficjalnej nauki ziemskiej, jakie
wprost można nazwać "przekleństwami ludzkości",
należy zaliczać m.in. wprowadzenie do powszechnego
użytku trucizn zwanych "pestycydy".
(Inne równie dewastujące posunięcia naszej
oficjalnej nauki obejmują także wprowadzenie
do powszechnego użytku antybiotyków, teorii
względności, inżynierii genetycznej, oraz szeregu
jeszcze innych poronionych idei, plus oczywiście
wszystkie te "naukowe kłamstwa" jakie oficjalna
nauka nieodpowiedzialnie upowszechnia zamiast
prawdy, a jakie opisuję na licznych swoich stronach
internetowych - np. w punkcie #B2 mojej strony o nazwie
humanity_pl.htm,
albo w punkcie #D4 mojej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm.)
Trucizny te skaziły bowiem glebę na naszej planecie,
weszły na stałe do obiegu w łańcuchu pokarmów ludzkości
(powodując u ludzi wzrost najróżniejszych choróbsk
w rodzaju alergii, odmian raka, itp.), są odpowiedzialne
za stopniowy zanik owadów jakie pełnią istotną rolę
w naturze (np. pszczół), a na dodatek owe szkodliwe
owady jakie miały nimi być wyeliminowane, z
upływem czasu uodporniły się na ich działanie.
Z chwilą kiedy ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę
z globalnej szkodliwości trucizn typu "pestycydy",
wielu z nich podjęło próby naprawienia tej globalnej
niemoralności popełnionej przez oficjalną naukę.
Przykładowo wiadomo, że jeden bilioner-filantrop
wydał fortunę na opracowanie
jakiegoś beztruciznowego sposobu eliminowania
komarów, które są podstawowym źródłem całej
gamy śmiertelnych choróbsk opisywanych w
punkcie #B1 mojej strony o nazwie
plague_pl.htm
(np. choróbsk takich jak denga (dengue), chikungunya,
żółta gorączka (yellow fever), wypaczająca rozwój mózgu
"zika", itp.). Jak też się okazało, faktycznie opracowana
już została idea urządzenia technicznego, jakie można
nazwać "uśmiercaczem owadów" ponieważ
beztruciznowo eliminuje ono owady, a stąd potencjalnie
stanowi rodzaj "ratunku dla ludzkości". Idea
ta wykorzystuje elektryczność generowaną światłem
słonecznym do zasilania wysokonapięciowej spirali
zdolnej do elektrycznego palenia owadów jakie są
do niej przyciągane błękitnym światłem. Prototypy
urządzenia wdrażającego ową ideę są już produkowane -
ja zakupiłem sobie nawet jeden z nich, zaś raport z
jego sprawowania się zawarłem w punkcie #N5 swej strony o nazwie
solar_pl.htm.
Niestety, produkowane obecnie urządzenia wdrażające
ideę beztruciznowego "uśmiercacza owadów" narazie
są aż tak pełne wad i błędów konstrukcyjnych, że
niemal NIE nadają się do użytku. Te ich wady i błędy
konstrukcyjne opisałem już dokładniej w punkcie #N5
w/w mojej strony
solar_pl.htm.
Ich popełnienie przez kostruktorów tego urządzenia
jest pożałowania godne, bowiem doskonałą ideę
zamieniają one w bezużytecznego "bubla". Tymczasem
poprawne wdrożenie owej idei miałoby potencjał aby
stanowić istny ratunek dla ludzkości przed wszelkimi
owymi choróbskami roznoszonymi przez komary, muchy,
karaluchy i inne owady. Wszakże efektywnie działające
takie słoneczne "uśmiercacze owadów" mogłyby być
umieszczane lub rozwieszane we wszystkich możliwych
miejscach gdzie szkodliwe owady się mnożą, albo gdzie
gryzą one ludzi lub zarażają chorobami żywność, eliminując
stamtąd owe owady i pracując nieprzerwanie dniami
i nocami ponieważ NIE wymagają żadnego zewnętrznego
(sieciowego) zasilania w elektryczność. Dlatego mam
tutaj apel do mieszkańców
Wszewilek,
mianowicie aby któryś z nich wykorzystał pomału słynną
już w całym świecie wszewilkowską pomysłowość,
zaradność, inteligencję, zdrowy rozsądek, realizm,
poleganie na praktyczności, itp., poczym tak przekonstruował ideę
owego słonecznego "uśmiercacza owadów", że idea
ta zostanie pozbawiona owych kardynalnych wad,
najważniejsze z których omówiłem już w punkcie #N5 mojej strony
solar_pl.htm,
następnie zaś aby wdrożył tak przekonstruowane urządzenie
do seryjnej produkcji fabrycznej (jeśli się da, to w fabryce
zbudowanej we Wszewilkach). Wszakże jeśli beztruciznowy
"uśmiercacz owadów" zacznie działać tak jak powinien,
wówczas zawarty w nim faktyczny potencjał "zdrowia i
ratunku dla ludzkości" będzie mogł w końcu się wypełnić.
#C4.8.
Rozwój rzemiosła drzewnego, bazującego na niezwykłych atrybutach
naturalnego drewna (np. ścinanego tylko najsroższą zimą i to w fazie
zmniejszającego się księżyca) jakie celowo zostały poukrywane przez Boga:
Motto:
"Wszystko co skromne, niepozorne, swym zachowaniem wypełnia
nakazy i wymagania Boga (włącznie z takimi ludźmi), oraz co w swej
końcowej konstytucji zostało stworzone przez Boga (a NIE przez człowieka),
z całą pewnością ma celowo poukrywane w sobie najróżniejsze niezwykłe
cechy i zdolności - tyle że aby odkryć te cechy i zdolności, oraz owocnie je
wykorzystać, trzeba na to sobie zapracować włożeniem wymaganej ilości
motywacji i pracy."
Drewno jest skromnym i niepozornym materiałem
stworzonym przez Boga, które wszyscy znamy,
jednak które coraz mniej cenimy w dzisiejszych
czasach omamionych błyskotliwymi kłamstwami
ateistycznej nauki - na przekór iż Biblia potwierdza,
iż wszystko co Bóg stworzył i co używając nawet
nieosiągalne dla ludzi boskie kryteria jakości, sam
Bóg mógł określić jako "bardzo dobre"
(patrz Biblia, Księga Rodzaju, werset 1:31).
Tymczasem stwarzając owo niepozorne drewno,
Bóg ukrył w nim niezwykłe cechy, jakie jeśli
zna się tajemnicę jak je wyzwolić, np. ścinając
drzewa w najostrzejszym okresie zimy i to w
fazie zmniejszającego się księżyca, wówczas
to skromne drewno zamieniają one w cudowny
materiał pod niektórymi względami przewyższający
jakość dzisiejszej stali i betonu. Takie bowiem
"księżycowe drewno" wykazuje naturalną
odporność na gnicie, pleśń i na korniki, doskonałą
izolacyjność termiczną, odporność na ogień,
zwiększoną wytrzymałość siłową, oraz jeszcze
kilka innych niezwykłych cech. Tajemnicę jak
wyzwalać w drzewach nadanie ich drewnu owych
nadzwyczajnych cech, powtórnie odkrył były
austriacki leśnik o nazwisku
Erwin Thoma,
zaś czytelnik może ją poznać z polskojęzycznego
filmu dostępnego gratisowo w YouTube pod tytułem
"KSIĘŻYCOWE DREWNO - UKRYTA PRAWDA O DRZEWACH I DREWNIE NA NOWO ODKRYTA".
Owo odkrycie było powtórne, ponieważ o tej
tajemniczej cesze "księżycowego drewna" ludzie
już wiedzieli w dawnych czasach - niestety do
dzisiaj o niej zapomnieli. W niniejszym punkcie
tej strony wyjaśniam więc NIE tylko pochodzenie
owych niezwykłych cech "księżycowego drewna",
oraz dostarczam linki do opracowań Pana Thoma
cechy te opisujących, ale także przytaczam tu znane
mi osobiście przykłady dowodzące iż starożytność
dysponowała wiedzą jak takie niezwykłe drewno
można otrzymywać, oraz używała takie drewno
nawet na terenie dzisiejszej Polski. Ponadto
wskazuję tu też przykłady znanych mi przypadków
dowodzących, iż nadawanie takich nadwyczajnych
cech wcale NIE jest ograniczone przez Boga do
drewna - tyle że aby cechy te móc wykorzystać
trzeba pracowicie poznać tajemnicę ich wyzwalania.
Jeden ze znanych mi przykładów faktycznego
wykorzystania w Polsce nadzwyczajnych cech
"księżycowego drewna", został odkryty i wyjaśniony
dzięki opisanym w punkcie #A3 strony o nazwie
malbork.htm,
moim rodzinnym powiązaniom z pokrzyżackim
zamkiem w Malborku. Niewielu bowiem ludzi
dziś wie, że na palach z takiego właśnie
"księżycowego drewna" z pewnością są osadzone
w miękkim i mokrym piasku brzegów rzeki Nogat
fundamenty pokrzyżackiego zamku z Malborka.
Wszakże owe drewniane pale podtrzymują fundamenty
tego wczesno-średniowiecznego zamku począwszy od
czasów podjęcia budowy tego zamku około 1280 roku,
aż do dzisiaj. Na przekór też, że pale te powbijane zostały
w nieustająco mokry piasek brzegu rzeki Nogat, oraz
na przekór iż w czasach ich instalowania ludzie NIE
znali jeszcze dzisiejszych chemikaliów i trucizn jakie
chroniłyby drewno przed wilgocią, pleśnią, grzybami,
bakteriami, gniciem, itp., ciągle pale te doskonale
podtrzymywały fundamenty potężnego zamku w
Malborku przed zapadaniem się w mokry piasek
aż do około 1950 roku - kiedy to dopiero zaczęły się
zapadać i wymagały ratowania (po szczegóły patrz
punkt #A3 wyżej wymienionej mojej strony o nazwie
malbork.htm).
Gdyby zaś te same fundamenty ciężkiego zamku
w Malborku osadzone były np. na dzisiejszych
słupach z żelbetonu, wówczas niemal z pewnością
by się pozapadały już po upływie niecałego wieku.
W sumie więc owe pale podtrzymujące fundamenty
zamku w Malborku NIE zgniły przez okres około 670
lat, podczas gdy wiadomo iż polskie chemicznie niepotraktowane
drewno poddane działaniu elementów (tj. wilgoci, pleśni,
grzybów, bakterii, itp.) typowo gnije i kompletnie się rozpada
już po upływie około 30 lat. Czyli pale spod fundamentów
zamku w Malborku miały ponad 20-krotnie wyższą
odporność na zgnicie niż zwykłe drewno. Z całą więc
pewnością musiały one być z omawianego tu
"księżycowego drewna".
Z historii wiadomo, że Krzyżacy którzy budowali
zamek w Malborku utrzymywali żywe kontakty z
Wenecjanami - od których uczyli się sztuki budowania
zamków. Tymczasem całe włoskie miasto Wenecja
też stoi na powbijanych w słone morskie błoto palach
z takiego "księżycowego drewna". Zaraz po 17 kwietnia
2017 roku owe drewniane pale podtrzymujące fundamenty
całego miasta Wenecji ja mogłem sobie oglądać na długości
od 10:30 do 13:20 minut angielskojęzycznego filmu
dokumentarnego o tytule "Italy's Invisible Cities
S01E02: Venice", dostępnym z YouTube pod adresem
www.youtube.com/watch?v=ZklJ4HpfN3o.
Wszakże Wenecję budowali Rzymianie, a wiadomo
że Rzymianie znali tajemnicę "księżycowego drewna" -
o historycznym zapisku w tej sprawie, wykonanym przez
rzymskiego kronikarza i autora Pliniusza, wzmiankuje owo
wideo do jakiego linki podaję w niniejszym punkcie. Ciekawe,
że owe pale podtrzymujące budynki miasta Wenecji zaczęły
gnić i się zapadać w niemal tym samym czasie co pale
pod fundamentami zamku z Malborka - co też wzmiankuję
w owym punkcie #A3 ze swej strony o nazwie
malbork.htm.
Tymczasem gdyby zamiast pali z "księżycowego drewna",
miasto Wenecja stało np. na słupach stalowych, wówczas
niemal z pewnością te by kompletnie pordzewiały w czasie
nawet krótszym niż jedno stulecie.
Oprócz zamku w Malborki i miasta Wenecji, ja
osobiście znam, bo sam badałem, jeszcze trzeci
przykład, którego "księżycowe drewno" przetrwało
bez zgnicia przez ponad 800 lat, zaś nawet do
dzisiej jest ono używane do wytaczania najróżniejszych
przedmiotów użytkowych. Przykład ten opisałem
szerzej w punkcie #D2.1 swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm.
Stanowi go drewno powykładane w całej Nowej
Zelandii podmuchem potężnej eksplozji cygara
złożonego z siedmiu wehikułów UFO, jaka
zaistniała w dniu 18 czerwca 1178 roku koło
dzisiejszego nowozelandzkiego miasteczka
o nazwie Tapanui. Co najciekawsze, o tym
nowozelandzkim "księżycowym drewnie"
faktycznie wiadomo, iż powalone ono zostało
w zimie i to tuż po fazie malejącego księżyca,
ponieważ jego data i faza ówczesnego księżyca
opisane zostały w starej kronice angielskiego
mnicha-kronikarza Gerwazego z Kanterbury.
(Próbę filmowego odtworzenia tamtego historycznego
zapisu kronikarza Gerwazego, od 17 kwietnia 2017 roku
można było sobie oglądnąć na długościach od 22:00 do 25:25
minuty darmowego filmu angielskojęzycznego z YouTube o tytule
"Cosmos by Carl Sagan Episode 4 Heaven and Hell" -
niestety, w temtej próbie autorzy owego filmu
zadbali bardziej o zgodność swych obrazów
i komentarzy z teoriami dzisiejszej oficjalnej
nauki ateistycznej, niż o ich zgodność z
oryginalnym zapisem Gerwazego.) W
Nowej Zelandii, a ściślej w miasteczku
Petone
w jakim mieszkam, osobiście obserwowałem też
końcową fazę gnicia drewnianego molo, lokalnie zwanego
Petone Wharf,
a zbudowanego w 1880 roku z najtwardszego
(ale wcale NIE "księżycowego") drewna jakie
dostępne było wówczas w Nowej Zelandii,
poczym powtarzalnie traktowanego chemikaliami
i truciznami oraz wzmacnianego na najróżniejsze
sposoby. Molo to z powodu zupełnego zgnicia
jego podpór musiało być zamknięte do publiczności
w 2016 roku - co też opisałem we wyżej
wymienionym punkcie #D2.1 swej strony
tapanui_pl.htm.
Czyli ścinane "jak leci" najtwardsze nowozelandzkie
drewno szlachetne, na przekór bycia traktowanym
najróżniejszymi chemikaliami, po wystawieniu go
na działanie elementów ciągle zgnije już po około
140 latach (bez zaś potraktowania chemikaliami -
zgnije nie później niż po 40 latach), podczas gdy
dowolne naturalne nowozelandzkie "księżycowe drewno"
potrafi wytrwać bez zgnicia przez ponad 800 lat.
Wyjaśnienia skąd się biorą takie normalnie ukryte
cechy nadzwyczajne niemal wszystkiego co Bóg
tak stworzył, aby wyglądało to skromnie i niepozornie,
dostarcza filozofia jaką ja miałem honor opracować i nazwać
totalizm.
Filozofia ta bowiem ustaliła istnienie tzw. "praw moralnych",
jedno z których stwierdza, że "na wszystko co istotne
i wartościowe trzeba sobie ciężko zapracować" (co m.in.
też oznacza, że bez włożenia wysiłku i pracy otrzymuje się
jedynie marnotę - jaka typowo jest udziałem ludzi praktykujących tzw.
filozofię pasożytnictwa.)
Aby więc postwarzać nagrody dla tych z ludzi, którzy
wypełniają w swym postępowaniu nakazy owego prawa
moralnego, Bóg w swej nadrzędnej mądrości powybierał
to co z pozoru wygląda bardzo skromnie i niepozornie,
poczym ponadawał temu ukryte przed oczami ateistów
i sceptyków wysoce niezwykłe i nadrzędne cechy -
tak jak jest to zapowiedziane w Biblii, wersety 1:27-29
z księgi "1 Koryntian" - cytuję: "Bóg
wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby
zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby
mocnych poniżyć, i to, co nie jest szlachetnie
urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie
jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by
się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga."
(Ja wyjaśniam szerzej te wersety Biblii m.in. w (6") z
punktu #L1 z mojej autobiograficznej strony o nazwie
pajak_jan.htm,
a także wyjaśniam je w aż całym szeregu innych
swych publikacji referujących do tego szczególnego
wersetu, a linkowanych z mojej strony o nazwie
skorowidz.htm.)
Te niezwykłe cechy tego co skromnie i niepozornie daje
się jednak wykorzystać tylko jeśli pozna się sekret ich
wydobywania z ukrycia. Z kolei zaszczyt poznania
i korzystania z owego sekretu, jest udzielany przez
Boga tylko tym osobom i narodom, które spełniają
aż cały szereg wymagań - przykładowo które (a)
włożą w to poznanie i korzystanie wymagany nakład
moralnie poprawnej pracy i motywacji; które (b) wykazują
się wymaganym poziomem (faktycznej) moralności
rozumianej w jej totaliztycznym zdefiniowaniu (tj.
moralności rozumianej jako "poziom posłuszeństwa"
z jakim przestrzega się przykazania i wymagania Boga -
po szczegóły patrz punkt #B5 na mojej stronie o nazwie
morals_pl.htm);
które (c) żyją i działają w czasach jakie już dojrzały aby
dany sekret mógł być poznany i użyty ku pożytkowi
ludzkości; itd., itp.
Ja aż wielokrotnie w swym życiu natykałem się na przykłady
takich dobrze ukrytych cech. Ich najłatwiej sprawdzalnym
przez każdego przykładem są cechy
Biblii.
Na pierwszy bowiem rzut oka, Biblia sprawia wrażenie, iż
jest ona spisem bajdurzeń starożytnych pasterzy i wędrownych
opowiadaczy. Ja sam zresztą też za właśnie taką uważałem
Biblię aż do czasu kiedy w 1985 roku opracowałem swoją
teorię wszystkiego zwaną
Koncept Dipolarnej Grawitacji (Kodig),
która w najbardziej skondensowany (krótki) sposób opisana
jest w punkcie #A0 z mojej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm.
Mnie samemu, oraz tym zainteresowanym jej czytelnikom,
których umysły potrafią uznać wyniki logicznych dedukcji,
treść owej teorii Kodig udowodniła ponad wszelką wątpliwość, iż
Bóg faktycznie istnieje.
Na szczęście dla mnie, po udowodnieniu że Bóg
faktycznie istnieje, zacząłem naukowo sprawdzać treść Biblii -
co szybko mnie przekonało, że Biblia
zawiera absolutną prawdę na każdy istotny dla ludzi
temat. Ponadto, sprawdzenia te mi ujawniły,
że praktycznie niemal każde zdanie z Biblii zawiera
wiele (prawdopodobnie aż 12) odmiennych poziomów
znaczeniowych (np. poziom dosłowny, poziom
symboliczny, poziom przepowiedniowy, poziom
potwierdzeniowy, poziom zasad i praw ustanowionych
przez Boga, poziom edukujący, itd.), pierwszy z których
to poziomów (dosłowny) jest celowo sformułowany zgodnie
z wyżej wymienionym prawem moralnym, aby zniechęcać
do natychmiastowego uwierzenia Biblii wszelkich ateistów i wywznawców
filozofii pasożytnictwa,
którzy jeszcze NIE zapracowali sobie na zaszczyt jej poznania. (O
pasożytniczej naturze i nawykach takich osób, sama Biblia też nas
ostrzega, nazywając ich bardzo trafnie "plewami" oraz "kozłami".)
Najbardziej jednak w Biblii mnie zaszokowało, że na przekór
sprawiania wrażenia, iż opisuje ona jakby starożytne bajdurzenia,
faktycznie Biblia zawiera m.in. opisy każdego istotnego odkrycia
naukowego, jakie ludzkość dokona aż do końca czasów.
Przykładowo, wszystko co ja odkrywałem jako pierwszy
naukowiec na świecie, a co okazywało się być ogromnie
istotne dla ludzkości, moje sprawdzenia w Biblii zawsze
mi potem ujawniały, iż owo moje odkrycie jest także gdzieś
opisane w jej wersetach - tyle że zostało ono tam dobrze
zaszyfrowane i ukryte przed niepowołanymi oczami. I tak,
przykładowo, kiedy naukowo odkryłem, że widzialna "materia"
z naszego "świata fizycznego" faktycznie jest tworzona przez
Boga poprzez odpowiednie zaprogramowanie poruszeń
niewidzialnej dla ludzi "przeciw-materii" zawartej w zamieszkiwanym
przez Boga "przeciw-świecie", wkrótce potem znalazłem w
Biblii werset 11:3 z "Listu do Hebrajczyków", który dokładnie
potwierdza autorytetem Boga prawdę tego właśnie mojego
odkrycia - patrz opisy z (5) w punkcie #C12 mojej strony o nazwie
biblia.htm.
Kiedy zaś np. naukowo odkryłem, że nasze starzenie się w
sztucznie stworzonym przez Boga tzw. "nawracalnym czasie
softwarowym" jest sterowane wibracjami spiral DNA z naszego
ciała (co m.in. pozwali przyszłym ludziom na zbudowanie moich
"wehikułów czasu" jakie będą ich cofały z powrotem do lat młodości
po każdym osiągnięciu wieku starczego), wkrótce potem się
okazało, że i prawda tego faktu jest potwierdzona w Biblii, tyle
że też jest tam dobrze ukryta przed niepowołanymi oczami (patrz
Bibia, wersety 20:1-11 z "2 Księga Królewska") - co wyjaśniam
szczegółowiej w puktach #D5 do #D5.2 ze swej strony
immortality_pl.htm.
Podobnie ogromną naukową istotność posiada np. moje
teoretyczne odkrycie z czerwca 2016 roku, że "przeciw-świat"
w którym mieszka Bóg, a stąd i cały wszechświat, mają
nieskończone wymiary, a stąd NIE są w stanie ani się rozszerzać
ani kurczyć, bowiem poza nimi NIE istnieje już żadna inna
przestrzeń. Istotność tego odkrycia też jest ogromna, ponieważ
całkowicie obala ono i unieważnia tak obecnie modną wśród
ateistycznych naukowców "teorię wielkiego bangu", na jakiej
bazuje całe to naukowe kłamstwo o rzekomej przypadkowej
ewolucji wszechświata i życia. Wiedząc więc już wówczas, że
każde przyszłe istotne dla ludzkości odkrycie naukowe jest już
potwierdzone w Biblii, ponownie zacząłem tam szukać potwierdzenia
autorytetem Boga jego prawdy. Jak też potem się okazało,
faktycznie w Biblii to moje teoretyczne odkrycie z czerwca
2016 roku jest już opisane przez około 2000 lat (patrz werset
3:24-5 z bibilijnej "Księgi Barucha"), tak jak wyjaśniłem to
dokładniej na końcu punktu #D4 ze swej strony internetowej o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm -
tyle że jak wszystkie inne nieznane jeszcze ludziom odkrycia,
w Biblii jest ono dobrze ukryte przed oczami leniwców i nieuków,
stąd aby je zrozumieć, najpierw trzeba sobie na to zapracować
włożeniem wymaganej ilości pracy i wysiłku w dokonanie owego
odkrycia. Oczywiście, podobnych przykładów starannego
ukrywania przez Boga niezwykłych cech wszystkiego co skromne
i niepozorne, mógłbym tu wyliczać znacznie więcej - i to nawet
tylko na przykładach moich własnych badań. Jednak NIE
w tym celu piszę niniejszy punkt. Tu bowiem chcę zwrócić
uwagę czytelnika, iż takich niezwykłych cech trzeba
wypatrywać i poszukiwać we wszystkim co niepozorne,
skromne, powszechnie ignorowane, niedoceniane, lekceważone,
itp. (Tak jak kiedyś były traktowane miejscowości mojego
urodzenia i dzieciństwa, tj. Stawczyk, Wszewilki i Milicz.)
Jednym z wielu przykładów takich niezwykłych atrybutów,
jakie są dobrze ukryte przez Boga przed niepowołanymi
oczami zachłannych ateistów i pasożytów, są właśnie cechy
drewna pozyskiwanego z drzew ścinanych podczas srogiej
zimy i to w fazie zmniejszającego się księżyca. (Ja wierzę,
że naturalne drewno, a także wiele innych niepozornych
i skromnych substancji jakie Bóg stworzył, kryje w sobie
jeszcze sporo więcej podobnie niezwykłych atrybutów -
tyle że trzeba włożyć wiarę w Boga i znaczny wysiłek
w badania, aby je stopniowo poodkrywać. Takich
niezwykłych atrybutów NIE posiadają jednak substancje
stworzone przez człowieka, np. plastyki, beton, stal, itp.)
W marcu 2017 roku, tj. w czasach pisania niniejszego
punktu, o cechach takiego "księżycowego drewna" można
było się dowiedzieć z gratisowego 37-minutowego filmu
(z komentarzem w języku polskim) dostępnego poprzez
YouTube.com
pod adresem:
www.youtube.com/watch?v=hjW4gGwEdeE.
Film ten nosi polskojęzyczny tytuł "KSIĘŻYCOWE
DREWNO - UKRYTA PRAWDA O DRZEWACH I
DREWNIE NA NOWO ODKRYTA". Został on przygotowany
na bazie doświadczeń życiowych właściciela światowej
sławy zakładów drzewnych należących do byłego austriackiego
leśnika o nazwisku Erwin Thoma. Owe zakłady drzewne
Erwin'a Thoma mają też własną niemieckojęzyczną stronę
internetową, jaka w marcu 2017 roku była dostępna pod adresem:
www.thoma.at.
Aczkolwiek wszelkie cechy jakie Bóg nadaje stworzonym
przez siebie substancjom i obiektom natury, są nadawane
na bazie boskich celów, wiedzy, logiki i dalekowzroczności,
ciągle cechy te ludzie mogą też wyjaśniać mechanizmami
przyczynowo-skutkowymi. (Bóg ma bowiem zwyczaj
wpisywania dowodów na więcej niż jedno wyjaśnienie
we wszystko co czyni - po szczegóły patrz punkt #C2 mojej strony
tornado_pl.htm.)
Przykładowo, niezwykłe cechy "księżycowego drewna"
przyczynowo-skutkowo daje się wyjaśniać jako spowodowane
przygotowywaniem się drzew do trudności przynoszonych
okresem ostrej zimy (tj. przygotowywaniem się drzew do
wytrzymania silnych wiatrów, mrozów, zmian temperatury,
itp.), a także przygotowywaniem się drzew do powtarzalnie
suchszego i mroźniejszego okresu zimy, jaki typowo nadchodzi
właśnie w fazie zmniejszającego się księżyca.
Wieś Wszewilki i wieś Stawczyk są położone w
bliskości rozległych lasów. NIE sprawia więc ich
mieszkańcom żadnej trudności pozyskiwanie drawna
właśnie w czasie kiedy drewno ujawnia swoje niezwykłe
cechy (tj. w zimie, w fazie zmniejszającego się księżyca).
Na drewnie takim rzemielśnicy owych wsi mogliby zacząć
tworzyć poszukiwane przez ludzi np. meble, podłogi,
wykładziny ścian mieszkań, schody, drzwi, okna, itp. -
jakich cechy byłyby równie niezwykłe jak owo
"księżycowe drewno". Polecam więc
uwadze co bardziej przedsiębiorczych mieszkańców
tych wsi ów wysoce uczący film jaki tu rekomenduję,
oraz to co tu powyjaśniałem na bazie swego "Kodig".
Wszakże na tej powszechnie niepoznanej jeszcze
wiedzy mogą oni teraz zacząć budować dalszy rozwój,
oraz przyszłą zamożność i użyteczność dla ludzkości,
wsi z których i ja z taką dumą wywodzę własne pochodzenie.
#C5.
Idea "offspin" - czyli jeśli jeden obszar ulegnie
ożywieniu, wówczas wszystko zacznie się ożywiać:
Anglicy posiadają pojęcie jakie oni nazywają
"offspin". W tłumaczeniu na nasze oznacza
ono "pobudzanie do rotowania". W pojęciu
tym chodzi o to, że wszystko jest ze sobą
powiązane najróżniejszymi współzależnościami.
Jeśli więc zacznie się zawirowywać jeden
składnik takiej powiązanej ze sobą całości,
wkrótce cały system będzie już wirował.
Wyjaśnijmy to pojęcie "offspin" na przykładzie
Wszewilek. Załóżmy że któreś z opisywanych
tutaj przedsięwzięć przemysłowych zostanie
zrealizowane i że we Wszewilkach otworzony
zostanie jakiś miejscowy przemysł dający
zatrudnienie i źródło dochodu do jakiejś
liczby zatrudnionych w nim osób. Ludzie
więc którzy będą zatrudnieni w owym przemyśle
będą potrzebowali np. jedzenia. Stąd część
pieniędzy które oni zarobią powędruje do
miescowych piekarzy, restauratorów, cukierników,
itp. Aby jednak owi piekarze, restauratorzy,
cukiernicy, itp., mieli towar, część ich zarobków
musi z kolei wędrować do miejscowych rolników,
warzywników, ogrodników, właścicieli stawów, itp.
Tamci też będą potrzebowali więcej odzieży,
sprzętu, zaopatrzenia, itp. W rezultacie, ani się
ktoś oglądnie, jak z powodu tylko jednego takiego
nowego przedsiębiorstwa wkrótce już wszystko
w okolicach Wszewilek i Milicza będzie wirowało
na najwyższych obrotach.
Część #D:
Dodatkowo zaktywizujmy Wszewilki poprzez przyciąganie świata do niezwykłości owej wioski,
oraz poprzez gościnne przyjmowanie wszystkich przybyszy:
Wszewilki są wioską. Jako takie nie są one
w stanie wybrać się do świata. Mogą jednak
spowodować, że świat przybędzie do nich.
#D1.
Niezwykłości Wszewilek które już obecnie czynią tą wioskę wartą odwiedzenia:
Motto:
"Jeśli masz jakieś ogromnie ważne
marzenie, wybierz się do
Wszewilek
i przemarz je tam ponownie. Moje
doświadczenia potwierdzają bowiem,
że moralne, pozytywne, realistyczne,
oraz poparte zdecydowanymi działaniami
marzenia dokonane we Wszewilkach
zawsze z czasem się wypełniają."
Milicz, Wszewilki, oraz ich okolice potrzebują
napływu zamożności i stabilności. Te zaś
przybędą kiedy mieszkańcy owych miejscowości
zrealizują opisywaną w "części #B" tej strony drogę
okrężną oraz miejską linię autobusową, oraz
kiedy owe posunięcia zainspirują czyjeś
zainwestowanie w przemysł wytwórczy np.
na Wszewilkach. Jednak Wszewilki i okolice
Milicza mają również wiele do zaoferowania
na polu pozaprzemysłowym. Rozważmy więc
teraz owe odmienne rodzaje ofert tych ziem.
Czakram ziemi, wypełnianie się marzeń,
dziwy natury (w rodzaju gryfa czy powtarzalnych
opadów żywych rybek), wspaniałe powietrze,
doskonałe sny, natura do oglądania, niezwykła
historia, itp. - wszystko to już obecnie jest
w stanie przyciągać do Wszewilek i Milicza
licznych odwiedzających z dalekiego świata.
Trzeba jedynie przestać z tym się wstydliwie
ukrywać, tak jak to uczyniono na stronach o
Wszewilkach i
Miliczu,
oraz trzeba wreszcie zacząć upowszechniać
rzetelne informacje na tego temat.
Fot. #D1: (H1 z [10]):
Czyżby kultura odleciała z Wszewilek do
Petone!
Kiedyś na Wszewilkach można było zobaczyć i usłyszeć wspaniałe
polskie tańce i śpiewy ludowe - m.in. podobne do tych, jeden z
których utrwaliłem na powyższym zdjęciu. Wszewilki miały bowiem
własny amatorski zespół tańca i śpiewu ludowego. Zespół ten
m.in. występował na ostatnich wszewilkowskich dożynkach -
które opisalem szerzej w punkcie #L2 swej strony o nazwie
wszewilki.htm.
Ja nawet podkochiwałem się w utalentowanej tancerce i wokalistce
prowadzącej ten zespół - tj. w pięknej Maryli (ciągle do dzisiaj
pamiętam jej nazwisko - było bowiem tak typowo polskie).
Niestety, była ona parę lat starsza odemnie, więc rozglądała
się za bardziej "dorosłymi" chłopcami. Maryla była niezwykle
utalentowana muzycznie, zaś jej piosenki posiadały ową
unikalną energię "umf", którą czytelnik może wyczuć też np.
w piosenkach z moich własnych "playlist" - jakie uruchomią np. linki
p_instrukcja.htm albo
p_l.htm
(odnotuj, że moje "playlisty" działają najlepiej jeśli uruchamia je wyszukiwarka
"Google Chrome"). Szkoda, że dzisiejsze pokolenie młodych
Wszewilczan głównie interesuje się zjadaniem kanapek przed
ekranami telewizorów. Wszakże wszewilkowski zespół tańca
i śpiewu, tak utalentowany, barwny, żywiołowy i doskonale
tańczący, jak ten który formowała Maryla wraz ze swymi
koleżankami, przyciągałby tysiące turystów na wszewilkowskie
uroczystości i spektakle.
Powyższe zdjęcie wykonałem na "Festiwalu Polskim",
który zaczął się "w samo południe" w sobotę, dnia
24 lutego 2007 roku, na miniaturowym ryneczku w
Petone -
tj. w przedmieściu stolicy Welligton z Nowej Zelandii.
Na festiwalu tym tańczyło kilka polonijnych zespołów
ludowych istniejących obecnie w Nowej Zelandii.
Wszakże polski taniec ludowy robi ostatnio furorę
poza granicami kraju. Polskich tańców uczą się tam
już nawet ludzie którzy nie potrafią powiedzieć słowa
po polsku, a jedynie z dumą odkrywają że któryś
z odległych przodków (np. dziadek czy prababka)
kiedyś emigrowali tu aż z Polski. Powyżej utrwalony
zespół taneczny młodych i dynamicznych Nowozelandek
szczególnie mi zaimponował. Zademonstrował on
bowiem wspaniale zchoreografowane połączenie w
jedną całość tradycyjnego polskiego tańca ludowego,
z tańcem nowoczesnym w rytm najnowszej polskiej
muzyki neo-ludowej. Aczkolwiek więc taniec tych
dziewcząt przypominał nieco sobą dawny polski
taniec ludowy, faktycznie był on nowoczesnym
tańcem w rytm wspaniałej polskiej muzyki
bitowej modelowanej na dawnych polskich
melodiach ludowych. Pokazane tutaj dziewczęta
podbiły swoim tańcem i muzyką serca całej
widowni.
Tak nawiasem mówiąc, to ryneczek podobnie
niewielki aczkolwiek przytulny, jak ten widoczny
na powyższym zdjęciu, powinny odbudować
sobie także Wszewilki - tak jak to wyjaśnione
jest w "części #F" tej strony. Ktoś bowiem nieustannie
podpowiada, że istnieje rodzaj niepisanej
przepowiedni dla Wszewilek, jaka stwierdza
że "po odbudowaniu
dawnego ryneczka, dobrobyt i szczęście powrócą
na stałe do Wszewilek i do innych okolicznych
miejscowości, oraz pozostaną tam przez tak długo,
jak długo ów ryneczek nie popadnie ponownie w ruinę".
* * *
Zauważ że można zobaczyć powiększenie
każdej fotografii z niniejszej strony internetowej. W tym celu
wystarczy zwyczajnie kliknąć na tą fotografię. Ponadto
większość tzw. browser'ów które obecnie są w użyciu, włączając
w to populany "Internet Explorer", pozwala na
załadowanie każdej ilustracji
do swojego własnego komputera, gdzie można jej się do woli
przyglądać, gdzie daje się ją zredukować lub powiększyć,
a także gdzie ją można wydrukować za pomocą posiadanego
przez siebie software graficznego.
#D2.
"Kapsuły czasu" - czyli kolejna atrakcja dla odwiedzających
Stawczyk,
Wszewilki i
Milicz:
Nazwa "kapsuła czasu" (po angielsku "time
capsule") jest przyporządkowana do rodzaju
niepodlegającego rozkładowi pojemnika w
którym trwale zamyka się jakieś cenne
dokumenty oraz przedmioty, poczym
wszystko zakopuje się lub ukrywa w trudnym
do zidentyfikowania miejscu, tak aby mogło
to być znalezione w odległej przyszłości
przez następne generacje ludzi.
Kiedy byłem w 5 klasie szkoły podstawowej
przez jakiś dziwny impuls przygotowałem
swoją własną "kapsułę czasu". Jako jej
pojemnika użyłem dużej butelki - jeśli dobrze
pamiętam była to butelka typu kiedyś używanego
w aptekach (ze szeroką szyjką oraz ze szklanym
korkiem doszlifowanym dla hermetycznego
samozamknięcia). Do swojej kapsuły powkładałem
najróżniejsze "skarby" jakie wówczas były w moim
posiadaniu. Jeśli dobrze pamiętam były to
najróżniejsze stare monety, zdjęcia, oraz dokładna
historia mojej rodziny i mnie samego spisana
mozolnie na poziomie moich ówczesnych
umiejętności pisarskich. Kapsułę tą zakopałem
w sobie tylko znanym miejscu głębiej niż mój
własny wzrost - obecnie szacuję że na
głębokość bliską 2 metrów. Chociaż więc
zawiera ona metalowe obiekty, nie sądzę
aby na takiej głębokości była ona wykrywalna
przez dzisiejsze indukcyjne wykrywacze metalu.
Od czasu zakopania tamtej "time capsule" nigdy
nie usiłowałem jej odkopać. Wierzę więc, że
znajduje się tam do dzisiaj, oraz że zostanie
odkryta dopiero w odległej przyszłości.
W przyszłości zamierzam też zakopać co
najmniej jeszcze jedną taką "kapsułę czasu".
Pierwszą z nich planuję przygotować w roku
kiedy odchodził będę na emeryturę, tj. latem
2011 roku. Zakopię ją gdzieś przy Wszewilkach,
w miejscu ustronnym chociaż łatwo dostępnym
dla przyjezdnych, prawdopodobnie w pobliżu
jakiejś drogi (być może nawet owej opisywanej
na niniejszej stronie - jeśli do tego czasu będzie
ona już gotowa). Tym razem swoją drugą i
następne "kapsuły czasu" przygotuję znacznie
staranniej niż tamtą w dzieciństwie. Mianowicie, zamiast
butelki przygotuję ją zapewne w formie szklanego
pojemnika o wysokiej wytrzymałości i precyzyjnie
zamykanego. Narazie jeszcze nie wiem, czy
będzie to szklany hermetyczny pojemnik specjalnie
wykonany na moje zamówienie, czy też po prostu
użyję w tym celu jakiś gotowy szklany pojemnik
zakupiony w sklepie a potem zaklejony jakimś
krystalicznym "super-klejem" oraz dla pewności
obwiązany niekorodującem drutem np. z miedzi
lub ołowiu. (Jeśli użyję pojemnika zakupionego
w sklepie, wówczas zapewne będzie on miał
formę prostokątnej szklanej maselniczki, albo też
okrągłego słoika z dużym szklanym wieczkiem,
typu używanego kiedyś na kompoty domowej
roboty.) Kiedyś zgromadziłem kolekcję kilku srebrnych
i złotych monet. Zakładam więc, że włożę do kapsuły
co cenniejsze egzemplarze z tej swojej kolekcji.
Ponadto włożę w nią rodzaj swojej "spuścizny",
znaczy nie tylko opis historii swojego życia, ale
także niektóre informacje istotne dla naszej cywilizacji,
jakich za życia z różnych powodów nie byłem
w stanie publicznie udostępnić.
Osobiście tutaj również zachęcam, aby i czytelnicy
przygotowali swoje własne "kapsuły czasu" oraz
zakopali je gdzieś w publicznie dostępnym obszarze
niedaleko Wszewilek. Wszakże nie tylko każdy
z dzisiejszych mieszkańców Wszewilek może też
przygotować sobie taką własną "kapsułę czasu",
ale wręcz każdy z czytelników może także to uczynić -
bez względu na to gdzie obecnie mieszka.
Wszewilki zaś są doskonałym miejscem gdzie
owe kapsuły czasu można powierzyć opiece
naszej matki Ziemi. Wierzę również, że aż dla kilku
powodów, kapsuł tych przyszłe generacje będą
usilnie poszukiwały właśnie we Wszewilkach. Jeśli
więc ktoś chce aby jego kapsuła została znaleziona
w odległej przyszłości, powinien ją zakopać właśnie
w jakims ustronnym i publicznie dostępnym miejscu
z okolic Wszewilek.
Kiedyś (około 1981 roku) byłem na wczasach rodzinnych
przy jakimś polskim jeziorze. Zdaje się że było to
w Lendyczku. Podczas pływania na rowerze
wodnym przypadkowo znalazłem taką "kapsułę
czasu" przygotowaną wiele lat wcześniej przez
kogoś innego. Okazało się że woda ją skądś
wymyła i przyniosła do owego jeziora. Owa
znaleziona kapsuła nie zawierała nic szczególnego.
Był to po prostu duży płat kory brzozowej włożony
w pustą butelkę. Na korze była opisana historia
jakiejś grupy obozowej sprzed wielu lat. Na przekór
jednak owej niewielkiej zawartości tamtej kasuły
czasu, stała się ona sensacją tamtego lata dla
wszystkich turnusów owego ośrodka. Po tym
jak kierownictwo ośrodka mi ją zarekwirowało,
wszyscy wczasowicze ją czytali na kolejnych
turnusach, często dyskutowali, oraz spekulowali
co potem stało się z opisanymi na niej osobami.
Warto o tym pamiętać. Wszakże jeśli samemu
się przygotuje taką właśnie kasułę czasu, wówczas
faktycznie dostarcza się komuś w dalekiej przyszłości
podobnej uciechy czytania, dyskutowania i spekulowania
na temat zawartości owej kapsuły, treści podanych tam
opisów, oraz dalszych losów tego czy tych co kapsułę
taką przygotowali. Ponadto, zapewne kapsuła ta
wyląduje w miejscowym muzeum, a być może
nawet jakiś historyk zrobi na niej swój doktorat.
Faktycznie to w okolicach Wszewilek istnieją też
już od dawna najróżniejsze stare kapsuły czasu.
Wynikają one z losów tych ziem, jakie opisałem
na odrębnych stronach o
Wszewilkach i
Miliczu.
#D3.
Włączenie
Stawczyka i
Wszewilek
jako docelowych miejscowości dla uczestników międzynarodowych gier i
zainteresowań hobbystycznych organizowanych za pośrednictwem internetu:
W internecie rośnie liczba coraz bardziej
atrakcyjnych gier oraz zainteresowań
hobbystycznych których esencja sprowadza
się do zainspirowania najróżniejszych ludzi
do odwiedzenia określonych miejsc na Ziemi.
Ja proponowałbym aby powłączać Wszewilki
do możliwie największej liczby takich gier
i zainteresowań. Wszakże jedyne co niezbędne
aby powłączać Wszewilki do owych gier,
to dostęp do interentu (który niewątpliwie
ma już spora liczba mieszkańców Wszewilek),
oraz odrobina dobrych chęci. Gdybym zamiast
w Nowej Zelandii mieszkał w zasięgu krótkiej
podróży od Wszewilek, wówczas ja sam
bym dokonał takiego powłączania dla dobra
swojej rodzinnej wioski. Niestety, aby to uczynić
trzeba mieszkać w pobliżu danego miejsca -
tak aby móc spełnić warunki które gra ta
nakłada (np. przygotwać i ukryć "skarb" który
uczestnicy danej gry będą potem poszukiwali).
Aby dać czytelnikom jakieś rozeznanie na czym
owe internetowe gry polegają, opiszę tutaj jedną
z nich - jaka moim zdaniem jest najbardziej
reprezentacyjna dla nich wszystkich. Nazywa
się ona "Globalne polowanie z GPS na ukryty
skarb" (w oryginale angielskojęzycznym
"Geocaching - The Global GPS Cache Hunt").
Jej dokładne opisy i dane lokacyjne dostępne
są (w języku angielskim) na stronie internetowej
www.geocaching.com.
Gra ta polega na tym, że jakaś indywidualna
osoba, lub grupa osób, ukrywa gdzieś w terenie
rodzaj jakby "skarbu". "Skarb" ten faktycznie
wcale NIE zawiera żadnych cenności, a jedynie
kilka małych przedmiotów które typowo
poniewierają się w każdym domu, np. obcinacz
do paznokci, korkociąg, otwieracz do butelek,
szkło powiększające, stara moneta, jakiś klucz,
itp. Jest on zamknięty w jakimś metalowym
pudełku które chroni go przed wilgocią
(np. po czekoladkach), oraz dodatkowo
zaopatrzony w mały notesik i długopis
które służą jako tzw. "logbook". Skarb
ten ukrywa się w publicznie dostępnym
miejscu i sposób jaki pozwala na jego
proste znalezienie bez użycia specjalnych
narzędzi - tj. NIE wolno go zakopywać ani
zawieszać na tyle wysoko aby konieczna
była drabina, a trzeba wstawić np. do niskiej
dziupli, albo do środka gęstego krzewu, albo
na belce mostu, itp. Następnie za pomocą
urządzenia zwanego GPS (tj. "Global Positioning
System") znajduje się precyzyjne położenie
geograficzne tego "skarbu" (tj. jego "współrzędne
GPS" z dokładnością do jednego metra). Te
dane o dokładnym położeniu "skarbu" są następnie
wpisywane do publicznego wglądu na w/w
stronie "www.geocaching.com". Jeśli więc
komuś się nudzi, a właśnie przebywa lub
przejeżdża w pobliżu danego "skarbu", wówczas
odpisuje sobie z w/w strony jego położenie,
poczym odszukuje ten skarb. Po odszukaniu
wpisuje do "logbook" załączonego ze "skarbem"
informację kiedy skarb ten znalazl i jakie
są jego dane kontaktowe (np. email), poczym
zabiera z pudełka te przedmioty które mu się
spodobają, wkładając w zamian do pudełka
równą liczbę innych przedmiotów które przywiózł
ze sobą (tj. po znalezieniu "skarb" wolno
sobie zabrać, jednak trzeba zostawić na jego
miejscu jakiś inny "skarb"). Następnie chowa
tak "obrabowany" skarb w poprzednie miejsce
ukrycia, tak aby "skarb" ten mógł być
ponownie znaleziony przez kogoś następnego.
Jak już wyjaśniłem to powyżej, taki "skarb" wcale
nietrudno jest przygotować, bowiem w każdym
domu poniewierają się jakieś drobne przedmioty
które można załadować do pustego metalowego
pudełka po czekoladkach razem z "logbook" i z
długopisem. Wszewilki są też pełne ciekawych
miejsc publicznie dostępnych gdzie taki skarb można łatwo
ukryć - np. dziuple w drzewach, mostki, chaszcze,
wieże trangulacyjne, stosy kamieni, ruiny dawnych
budynków, stosy rudy darniowej na polach, słynny
stary wszewilkowski cmentarz, itp.
Część #E:
Powołanie w
Stawczyku lub
Wszewilkach
ośrodka (tj. gospodarstwa rolnego i darmowej
restauracji) dla ochotników wypracowujących dla siebie
totaliztyczną nirwanę:
#E1.
Dlaczego
totaliztyczna nirwana
jest aż tak ważna, że powinien zostać stworzony
specjalny ośrodek lub szkoła, w którym ochotnicy
mogliby ją wypracowywać dla siebie:
Motto:
"Ludzie na Ziemi niepotrzebnie biedzą się nad wymyślaniem
idealnego ustroju społecznego i jego idealnych praw. Tymczasem
Bóg już je opracował (tak jak opisuje to punkt #A1 ze strony
evolution_pl.htm),
zaś moralnie zaawansowane cywilizacje używają je od milionów
lat. Ten idealny ustrój sprowadza się do ochotniczej pracy dla nirwany, zaś
idealne prawa bazują na pedantycznym przestrzeganiu praw moralnych."
W punktach #C6, #C7 i #D1 strony internetowej
"nirvana_pl.htm" o totaliztycznej nirwanie,
a także w punkcie #A2 odrębnej strony o
"partia_totalizmu.htm" o politycznej partii totalizmu,
oraz w "części #L" i WSTĘPie strony o nazwie
smart_tv.htm,
wyjaśnione zostało szczegółowo dlaczego
jest ogromnie istotne aby cywilizacja ludzka
nauczyła się wypracowywać dla siebie stan
nieustającej nirwany, oraz aby ochotniczą
pracą dla uzyskania nirwany zastąpiony
został obecny system wymuszania pracy
płaconej "pieniędzmi". (Tj. aby niedoskonałe ustroje
społeczne wymyślone przez ludzi i bazujące
na wymuszonej pracy dla pieniędzy, zastąpione
zostały "Ustrojem Nirwany"
zaprogramowanym w nas przez samego Boga
i bazującym na ochotniczej pracy dla nirwany,
zaś ilustracyjnie pokazanym i wyjaśnionym na
naszym półgodzinnym filmie o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
upowszechnianym za darmo pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E.)
Podsumujmy tutaj w wielkim skrócie to wyjaśnienie.
Jak wykazują badania
totalizmu,
faktycznie to
Bóg
osobiście opracował dla ludzkości idealną
formę ustroju społecznego, oraz zestaw
idealnych praw, według których zgodnie
z wolą Boga ludzie powinni żyć.
Problem jedynie polega na tym, że Ziemia
od tysiącleci znajduje się w mocy
szczególnie paskudnych "przyjemniaczków",
którzy nie pozwalają ludziom wdrożyć w życie
ani owego idealnego ustroju, ani też owych
idealnych praw. (W przeszłości owych
"przyjemniaczków" nazywano "diabłami".
Obecnie używamy wobec nich odmienną
nazwę
UFOnautów.)
Generalnie rzecz biorąc, ów idealny ustrój
opracowany dla ludzkości przez samego
Boga
opiera się na ochotniczej pracy wykonywanej
na rzecz innych ludzi bez żadnego materialnego
wynagrodzenia. Celem owej ochotniczej pracy
jest bowiem wypracowanie dla siebie niezwykłej
nagrody którą wyznaczył sam Bóg, a która
nazywana jest
nirwaną.
Aby uzyskać ową nirwanę, ludzie ochotniczo
muszą pracować fizycznie z wysokimi motywacjami,
przeznaczając owoce swojej pracy dla dobra
innych ludzi. Po uzyskaniu zaś owej nirwany
przeżywają oni tak niewypowiedzianą szczęśliwość,
że potem wcale nie jest im potrzebne jakiekolwiek
wynagrodzenie materialne za pracę. Po prostu
będą oni kontynuowali swoją ciężką pracę fizyczną
dla dobra innych tylko za przyjemność utrzymywania
się w stanie owej nirwany. Owe niezwykłe cechy
nirwany powodują, że faktycznie w moralnie wysoko
postawionych cywilizacjach nirwana zastępuje ziemskie
pieniądze. (Przykładem takiej cywilizacji pracującej
tylko dla nirwany, jest totaliztyczna cywilizacja której
mieszkańców ludzie kiedyś uważali za "aniołów"
opisanych na stronie o
Bogu.)
Stąd w takich cywilizacjach ochotnicza praca dla
uzyskiwania nirwany staje się podstawą funkcjonowania
całego społeczeństwa. W społeczeństwie takim
przestają być potrzebne pieniądze. Ponadto, z
uwagi na niemożność wypracowania nirwany jeśli
ktoś postępuje niemoralnie, w takich społeczeństwach
przestają być potrzebne także niedoskonałe ludzkie
prawa - które tam zastępowane są przez tzw.
prawa moralne.
Owe prawa moralne stają się tam również fundamentem
owego idealnego "ustroju nirwanowego" zaprojektowanego
dla ludzi przez samego Boga.
Niestety, zanim ludzie się nauczą ochotniczo
wypracowywać dla siebie nirwanę, najpierw
ktoś musi pokazać im jak to czynić. Pokazania
tego można dokonać na dwa sposoby.
Jednym z nich jest sposób wyjaśniony na stronie o
politycznej partii totalizmu.
Mianowicie, aby go urzeczywistnić partia totalizmu
musi najpierw wygrać wybory.
Jednym zaś z pierwszych posunięć po zdobyciu
władzy byłoby uformowanie przez tą partię właśnie
takich ośrodków w których ludzie uczyliby się
ochotniczo wypracowywać dla siebie nirwanę.
Drugi sposób polega na uformowaniu takiego
ośrodka nauczania nirwany poprzez charytatywną
działalność jakiegoś przemysłowca lub finansisty.
Dlatego, gdyby mi osobiście udało się kiedyś
np. zrealizować któryś ze swoich wynalazków,
np. zbudować fabrykę
ogniw telekinetycznych,
wówczas z całą pewnością starałbym się
ustanowić we Wszewilkach właśnie taki ośrodek
nauczający ochotniczego wypracowywania dla
siebie nirwany.
Aby ochotniczo wypracować dla siebie nirwanę,
konieczne jest ochotnicze wykonywanie ciężkiej
pracy fizycznej której całe wyniki przeznaczane
mają być dla dobra innych ludzi. Tylko bowiem
jeśli wyniki swojej pracy altruistycznie przeznacza
się dla dobra innych ludzi, jest się w stanie
wygenerować w sobie poziom i rodzaj motywacji jakie
są konieczne dla wypracowania nirwany. Dlatego
gdybym to ja organizował we Wszewilkach taki ośrodek
wypracowywania nirwany, wówczas w tym celu
zakupiłbym tam jakieś spore gospodarstwo rolne,
zaś przy byłym historycznym ryneczku Wszewilek
(tj. niedaleko od przystanku opisywanego na tej stronie
autobusu okrężnego) zbudowałbym nowoczesną
kuchnię z czystą i apetycznie wyglądającą jadłodajnią.
Następnie tak zorganizowałbym działanie owego
gospodarstwa rolnego, aby ochotnicy którzy
by tam się zgłaszali aby wypracować dla siebie
nirwanę, zabezpieczali w nim nieustanną produkcję
najróżniejszych smacznych produktów żywnościowych.
Z kolei owa świeża i smaczna żywność produkowana
w owym gospodarstwie byłaby przetwarzana w kuchni
na smacze, pożywne i dobrze balansowane posiłki.
Posiłki te byłyby potem serwowane za darmo w przylegającej
jadłodajni do użytku wszystkich ludzi z całej okolicy.
Każdy więc kto tylko czułby się głodny, lub kto zechciałby
spróbować posiłków przygotowanych w ramach
wypracowywania nirwany, byłby mile goszczony
w owej jadłodajni, oraz traktowany tam poczęstunkiem
tych szczególnie smacznych i pożywnych obiadów
oraz innych posiłków, rozdawanych gratisowo każdemu
kto tylko by do jadłodajni owej zawitał.
Oczywiście, aby ochotnicy pracujący nad swoją
nirwaną byli uwalniani od kłopotów i trosk dzisiejszego
życia, owo gospodarstwo, kuchnia, oraz jadłodajnia,
zaopatrzone byłyby dodatkowo w odpowiednią
infrastrukturę wspomagającą wypracowywanie
nirwany. I tak ochotnicy po przybyciu do owego
ośrodka otrzymywaliby darmowe mieszkanie z
pełnym umeblowaniem. Żywieni byliby darmowymi i
smacznymi posiłkami podawanymi im w owej ośrodkowej
jadłodajni. Ponadto otrzymywaliby za darmo
odzierz, obuwie, narzędzia pracy, urządzenia
rozrywkowe, oraz wszystko inne co byłoby im
potrzebne dla wiedzenia szczęśliwego i spełnionego
życia oraz dla koncentrowania się na wypracowaniu
dla siebie nirwany. Ich pobyt w ośrodku początkowo
byłby akceptowany na jeden rok. W przypadku
jednak kiedy po owym roku tam pobytu faktycznie
dany ochotnik mógłby się wylegitymować wypracowaniem
dla siebie nirwany oraz wysoce moralnym zachowaniem,
pobyt ten mógłby zostać przedłużony
na następny rok, lub nawet na kilka lat.
#F1.
Neo-romański kościółek z oddzielnie stojącą wieżą (m.in. widokową), hotel z restauracją, mall,
oraz muzeum - czyli dzisiejsze odpowiedniki historycznych zabudowań ryneczka dawnych Wszewilek:
Motto:
"Faktyczna i trwała zasobność, stabilność oraz szczęście powrócą do Wszewilek i Milicza, a także do
innych okolicznych miejscowości, dopiero po tym jak Wszewilki odbudują swój historyczny ryneczek."
W okolicach historycznego ryneczka
Wszewilek stały kiedyś aż cztery budowle
publicznego użytku. Było to: (1) stary romański
kościółek z oddzielnie stającą przy nim
wieżą dzwonową, (2) karczma, (3) spichlerz
na zboże, oraz (4) piekarnia. Sam zaś
ryneczek był pustym placem na jakim
niemal każdego wieczora miejscowi rolnicy
odbywali swoje wieczorne spotkania i
pogawędki, który był obszarem cotygodniowych
jarmarków dla sprzedarzy produktów
rolnych, oraz na którym każdego
roku odbywał się powtarzalnie słynny
aż na kilka krajów jarmark koński. To
właśnie na ów słynny jarmark koński
przybył kiedyś do Wszewilek mój
własny dziadek aż z Białorusi. To także
na Wszewilkach jego doskonała znajomość
koni tak urzekła pobliskiego właściciela
ziemskiego, że wynajął on mego dziadka
na swego koniuszego. Obecnie zarówno
w miejscu owego placu-ryneczka, jak i w
miejscach gdzie znajdowały się tamte
budowle publicznego użytku, znajdują
się jedynie głębokie wykopy w ziemi.
Czas więc aby doły te ponownie zasypać
ziemią, oraz aby pobudować nowoczesne
odpowiedniki w miejscach gdzie kiedyś
stały wszystkie owe budowle publicznego
użytku. Wszakże "tylko kiedy dawny ryneczek
Wszewilek zostanie odbudowany, powróci
długoterminowa zamożność, stabilność i
szczęście do mieszkańców całej tej okolicy".
Oczywiście, w dzisiejszych czasach
Wszewilki nie potrzebują już dokładnie
takich samych budynków. Wszakże czasy
karczmy czy śpichlerza na zboże już
dawno minęły. Niemniej na ich miejsce
warto wybudować budynki które będą je
symbolizowały i zastępowały w nowoczesnej
formie. Przykładowo, zamiast dawnej piekarni
warto zbudować cały nowoczesny "mall"
z supermarketem, restauracyjką, cukiernią,
kawiarenką, piekarnią, bankiem, itp. Z kolei
w miejsce śpichlerza warto zbudować
nowoczesne muzeum które będzie uczyło,
zabawiało i przyciągało odwiedzających.
Karczmę warto zastąpić hotelem z własną
restauracją i barem. Jedynie kościółek
ja osobiście widziałbym celowo odbudowany
w stylu "neo-romańskim" - tak aby dokładnie
przypominał on swym wyglądem tamten
historyczny kościół Wszewilek który
kiedyś stał na jego miejscu. (Oczywiście,
po otynkowaniu i upiększeniu nową elewacją
wyglądałby on znacznie atrakcyjniej niż
pokazuje to zdjęcie "Fot. #F1" poniżej.) Wszakże
takie odtworzenie dawnego wyglądu owego
kościoła byłoby wysoce symbolicznym
wyrazem zwycięstwa dobra nad owym
złem które przez kilka ostatnich wieków
umęczało wieś Wszewilki, mieszkańców
tej wioski, a także wszystkie inne okoliczne
miejscowści. Szczerze mówiąc mi osobiście
bardzo jest szkoda że NIE wygląda na to
aby odbudowa ryneczku i kościoła Wszewilek
kiedykolwiek została podjęta. Wszakże mój
czas na Ziemi pomału zbliża się do końca,
zaś NIE istnieje inne miejsce na świecie w
którym życzyłbym sobie bardziej spocząć
wraz z żoną niż właśnie przy takim odbudowanym
kościółku z moich rodzinnych Wszewilek.
(Być może to i lepiej - uchroni to wszakże
Wszewilki przed doświadczaniem owych
niezwykłych zjawisk które nieprzerwanie
mają miejsce w moim pobliżu.)
Fot. #F1 (B3 z [10]):
Powyższe zdjęcie przytaczam tutaj aby nim
zilustrować jak wyglądał ów prastary kościół
Wszewilek około 1870 roku - tj. na krótko przed
tym zanim jego mury i piwnice zostały rozebrane,
zaś jego gruzy użyte do budowy nasypu pod
tory kolejowe przebiegające potem przez miejsce
jego zlokalizowania. Zdjęcie pokazuje główne
wejście do kościoła ujęte przy obiektywie aparatu
skierowanym z zachodu na wschód. Kościół ten
zbudowany był z nieregularnych brył tajemniczej
tzw. "rudy darniowej" do dzisiaj znajdowanej na
pobliskich łąkach koło koryta rzeki Barycz.
Pochodzenie owego tajemniczego minerału-rudy
prastarej Ziemi Milickiej dyskutowane jest w punkcie #F1 strony
Wszewilki.
W jego wnętrzu, wzdłuż ścian, wmurowanych było
kilka płyt nagrobkowych upamiętniających co
szacowniejszych synów Wszewilek. Z kolei z podziemi podobno
wiódł niski tunel aż do jednego z grobów wszewilkowskiego
cmentarza. Początkowo kościół Wszewilek był niską
budowlą w stylu romańskim, zdolną też do wypełnienia
funkcji obronnej. Jednak z czasem poddawany
on był aż kilku przeróbkom i nadbudowaniom
wysokości jego murów. Przeróbki te nieco zmieniły
jego końcowy wygląd, tak że w czasach rozbiórki
jego oryginalny romański styl architektoniczny był
już rozmyty. Na lewo od głównego wejścia, kościół
Wszewilek miał wieżę w dzwonem wiszącym na
rodzaju drewnianej struktury "kozła" (nie uwidocznioną
na tym zdjęciu). Wieża ta NIE posiadała dachu,
tak że dzwon widoczny był od zewnątrz.
Więcej informacji o wszewilkowskim kościele
przytoczone zostało w punkcie #C5 totaliztycznej strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm,
w punkcie #E1 strony o nazwie wszewilki.htm,
a także w punkcie #D3 strony o nazwie wszewilki_milicz.htm.
W przypadku gdyby historyczny ryneczek dawnych
Wszewilek został pewnego dnia odbudowany,
miałoby to ogromną wymowę moralną.
Oznaczałoby to wszakże zwycięstwo dobra
nad złem, a także odrodzenie się faniksa
z popiołów. Wszakże nastąpiłoby to na
przekór że owe
szatańskie moce
bez przerwy wyniszczają
Stawczyk i
Wszewilki
już od kilku kolejnych stuleci, oraz na przekór
że moce te nie pozostawiły do dzisiaj nawet
śladu po dawnym ryneczku tej wioski.
Na dodatek odbudowanie tego ryneczka ozywiłoby
dawną przepowiednię o jakiej wspominam w podpisie
pod "Fot. #D1" z tej strony, mianowicie, że "po
odbudowaniu dawnego ryneczka, dobrobyt i szczęście
powrócą na stałe do Wszewilek, Stwczyka i innych
okolicznych miejscowości, oraz pozostaną tam przez
tak długo, jak długo ów ryneczek nie popadnie
ponownie w ruinę".
Tak nawiasem mówiąc, to aby uniknąć kosztownego
zasypywania danych "dołów" w miejscu oryginalnego
ryneczka i kościółka Wszewilek, nowy ryneczek możnaby
odbudować na wolnym miejscu nadal istniejącym obok
byłej jego lokalizacji, zaś owe stare "doły" możnaby
zagospodarować w rodzaj obsadzonego drzewami i
kwiatami przy-ryneczkowego parku z ławkami.
#F3.
Co, dlaczego, oraz jak powinno zostać zbudowane
w celu odbudowy historycznego ryneczka
Stawczyka i
Wszewilek:
Historyczny rynek Wszewilek nie tylko powinien
pełnić funkcję centrum handlowego, kulturalnego,
oraz religijnego Wszewilek, ale także być wizytówką
owej miejscowości. Dlatego cokolwiek tam by się
nie budowało, powinno to być budowane z dużą
doża wyobraźni i pomysłowości. Przykładowo,
albo główny budynek muzeum, albo choćby
tylko wejście do muzeum (tj. jego przedsionek)
proponowałbym zbudować w dokładnym kształcie,
materiałach, wyglądzie, oraz zagospodarowaniu
wnętrza, takiej jakie są albo w wehikule UFO typu
K6, albo też nawet UFO typu K7. (Odnotuj że UFO
typu K7 było nośnikiem bibilijnego raju - tak jak to
wyjaśnione w podrozdziale P6.1 z tomu 14 mojej najnowszej
monografii [1/5].
#F4.
"Muzeum darmowej i samoodtwarzającej się
energii we Wszewilkach" (lub w Miliczu) - czyli
niewielka inwestycja która niezwykłością swoich
eksponatów będzie przyciągała tłumy zwiedzających:
Wszewilki (a także Milicz) desperacko
potrzebują tłumów wizytujących. Wszakże
sumy wydawane przez dużą liczbę przyjezdnych
wnosiłyby moc aby gospodarczo ożywić ten
region jaki przecież nie może liczyć na czyjeś
inwestycje przemysłowe. Aby jednak wielu
wizytujących nabyło motywacji aby odwiedzić
tą miejscowość, musi ona zaoferować im
coś atrakcyjnego. Jak jednak narazie, z
owym oferowaniem nie jest najlepiej.
Najszybszym i najtańszym
więc sposobem, aby Wszewilki (lub Milicz)
mogły innym zaoferować coś unikalnego,
jest zbudowanie dużego muzeum które
będzie udostępniało swym zwiedzającym
kolekcje jakie NIE są dostępne w żadnym
innym miejscu na świecie. Wszakże sam
budynek takiego muzeum Wszewilki (lub
Milicz) mogłyby wystawić nawet w czynie
społecznym. Z kolei eksponaty które ja
proponuję tam wystawić, też daje się zdobyć
głównie nakładem miejscowej pracy i
umiejętności, a nie kapitału. W podpunktach
które teraz nastąpią wskażę jakie moim
zdaniem kolekcje mogłyby i powinny być
wystawione w owym muzeum Wszewilek
(lub Milicza) i potem szeroko reklamowane
po świecie.
#F4.1.
Najatrakcyjniejsze eksponaty które przyciągałyby do muzeum tłumy wizytujących to różne wersje konstrukcyjne
urządzeń po łacinie zwanych "perpetuum mobile" zaś w dzisiejszych językach nazywane "generatorami darmowej energii":
Istnieją urządzenia, które już udowodniły,
że są w stanie przyciągać tłumy zwiedzających.
Są to tzw. "perpetum mobile", obecnie zwane
"generatorami darmowej energii". Kiedy szwajcarska
komuna religijna o nazwie Methernitha pokazywała
zwiedzającym posiadany przez siebie prototyp
takiego właśnie urządzenia zwanego przez nich
"thesta-distatica", każdego dnia zjeżdżały się tam
tłumy ludzi. Z czasem przyjeżdzających zaczęło
tam przybywać aż tak dużo, że Methernitha nie
była w stanie panować nad sytuacją i zmuszona
została aby przerwać swoje pokazy.
Prototyp podobny do obecnie już znanej
na całym świecie "thesta-distatica" jest
również w stanie wystawić ewentualne
muzeum we Wszewilkach (lub Miliczu).
Tyle tylko, że muzeum to musi samo sobie
prototyp ten zbudować. (Zasada działania
tego urządzenia jest nam już dobrze znana.)
Z uwagi właśnie na ową niezwykłą popularność
urządzeń darmowej energii, moim zdaniem
ewentualne muzeum we Wszewilkach (lub
Miliczu) powinno zgromadzić i pokazywać
już istniejące prototypy tych niezwykłych urządzeń.
Szczególnie, że pierwszy naukowiec na świecie
który miał odwagę aby zająć się naukowymi
badaniami tych niezwykłych urządzeń na przekór
że zostały one zadeklarowane "naukowymi tabu"
jakich nie wolno ani badać ani budować, oraz
który opracował wyjaśnienia dla zasad działania
wielu z nich, wywodzi się właśnie z Wszewilek.
W chwili obecnej istnieją już działające prototypy,
a także znane są zasady działania, dla całego
szeregu takich "generatorów darmowej energii".
Opisy kilku z nich zawarte są na totaliztycznych
totaliztycznych
stronach
free_energy_pl.htm - o telekinetycznych generatorach darmowej energii.
Nowopowstałe muzeum z Wszewilek (lub z
Milicza), mogłoby zakupić prototypy tych z
owych urządzeń, które obecnie daje się już
nabyć, zaś wykonać samemu we własnym
zakresie prototypy tych z owych urządzeń,
których zasada działania jest już znana, jednak
narazie nie daje się zakupić ich prototypów.
Na dodatek do nich, ewentualne muzeum
we Wszewilkach (lub Miliczu) mogłoby też
pokazywać prototypy co bardziej niezwykłych
urządzeń samoodtwarzającej się energii,
np. urządzeń które przechwytują energię
fal morskich, przypływów i odpływów morza,
wiatru, ciśnienia atmosferycznego, słońca,
zmian temperatury, itp., transformując ją na
energię elektryczną, ruch mechaniczny, lub ciepło.
Wylistujmy więc teraz w punktach kolejne z
owych niezwykłych urządzeń których prototypy
mogą i powinny znaleźć się w muzeum z
Wszewilek (lub Milicza). Kolejność zestawień
poszczególnych z takich urządzeń na poniższym
wykazie odpowiada szacunkowej łatwości z jaką
moim zdaniem dałoby się zdobyć działający
prototyp danego urządzenia. Oto one:
(1)
Radio kryształkowe. Było ono pierwszym urządzeniem
darmowej energii produkowanym fabrycznie na Ziemi.
Generowało ono energię dźwięku, nie wymagając
przy tym żadnego zasilania w energię elektryczną.
Jego dokładniejszy opis zawarty jest na stronie
fe_cell_pl.htm - o telekinetycznych bateriach.
Jestem pewien że gotowe radia kryształkowe ciągle
poniewierają się na strychach starych domów Wszewilek.
(2)
Grzałka soniczna
(lub amfora z Pakistanu).
W uproszczonej wersji "grzałki sonicznej", opisywanej
na totaliztycznej stronie
boiler_pl.htm - o szokującej historii telekinetycznej grzałki która bije wszelkie rekordy,
owo urządzenie generowało ciepło zagotowujące wodę,
konsumując nieco energii elektrycznej. Może ono jednak
być też budowane w znacznie udoskonalonej wersji
"amfory z Pakistanu" (też opisanej na w/w stronie
boiler_pl.htm),
w której generuje energię cieplną zagotowującą
strumień omywającej je wody, nie wymagając
zasilania w żadną formę energii.
(3)
Puszka Vidi'ego. Puszka taka typowo jest użyta
w domowych barometrach. Ugina się ona bowiem
w miarę zmiany ciśnienia atmosferycznego. W dawnych
czasach po podłączeniu jej do zmyślnego mechanizmu
używana ona była do napędzania zegarów które NIE
wymagały "nakręcania". Mechanizm taki "nakręcał"
bowiem sprężynę zegara za każdym razem kiedy
ciśnienie atmosferyczne ulegało zmianie w dowolnym
kierunku. Taki zegar nazywany "Atmospheric Clock",
który NIE wymaga "nakręcania" bowiem wiecznie
napędzany jest on omawianą tu "puszką Vidi'ego",
znajduje się m.in. w muzeum zwanym "Clapham's
Clock Museum", z miasteczka Whangarei w Nowej Zelandii.
(4)
Mechaniczne perpetum mobile które obraca się
na zasadzie "efektu Coriolisa" (tj. koło zamachowe
wiecznie napędzane ruchem obrotowym Ziemi).
Jest to po prostu doskonale wyważone i dobrze ułożyskowane
masywne koło zamachowe, którego oś obrotu jest równoległa
do osi obrotu planety Ziemia. Kiedy więc Ziemia obraca
się w swoim dobowym cyklu ruchu obrotowego, takie
masywne koło zamachowe zgodnie z działaniem
tzw. "efektu Coriolisa" pozostaje nieruchome w
odniesieniu do naszego układu słonecznego,
czyli zwolna obraca się w odniesieniu do
Ziemi do której jest ono założyskowane. Koło to
wykonuje jeden pełny obrót na dobę (czyli obrót o
15 stopni co każdą godzinę). Jeśli inercja tego koła
jest sporego rzędu (np. około 1 tony), zaś jego masa
rozmieszczona w pobliżu obwodu dla zmaksymilizowania
jego momentu bezwładności, koło takie może dostarczyć
wystarczającego momentu napędowego który byłby
w stanie napędzać jakiś niewielki generator elektryczności.
Tyle tylko że problem wymagający wówczas technicznego
rozwiązania polega na zbudowaniu przekładni która jeden
obrót na dobę zamieniałaby na wymagane przez taki
generatorek elektryczności co najmniej jeden obrót na
sekundę, czyli która miałaby przełożenie co najmniej
1:86400. Zbudowanie takiej przekładni byłoby więc sporym
wyzwaniem technicznym. Wszakże zwykłe przekładnie
zwielokratniające działające na zasadzie kół zębatych,
przy tak dużym przełożeniu same by się blokowały
własnym tarciem. Z kolei w przekładniach hydraulicznych
ich przecieki przekraczałyby wydajność pompującą.
Opis tego niezwykłego "perpetum mobile" obracającego
się na zasadzie efektu Coriolisa po raz pierwszy był
przytoczony i dyskutowany w lutym 2008 roku, m.in.
na grupie dyskusyjnej
groups.google.com/group/pl.sci.fizyka/browse_ thread/thread/6f0835cb1d0ac861/5e0d7235dc43c262?lnk=raot#5e0d7235dc43c262.
Ewentualne muzeum we Wszewilkach (lub Miliczu)
mogłoby zamówić sobie zbudowanie takiego koła
zamachowego u miejscowych rzemielśników. Szczególnie
że wymagane do jego budowy już gotowe koła zamachowe
o doskonałym wyważeniu i ułożyskowaniu istniały
kiedyś w dawnych wodociągach z Wszewilek.
(Wodociągi te opisane i zilustrowane są w punkcie #D2 strony
wszewilki.htm - o historii i niezwykłościach wsi Wszewilki.)
Z braku zaś tamtych kół zamachowych, do jego budowy dałoby
się także użyć jakiegoś dużego koła ze złomowanej lokomotywy.
Z kolei tylko dla potrzeb wizualnego zademonstrowania w
muzeum że owo perpetum mobile faktycznie działa, wcale
nie byłaby potrzebna przekładnia 1:86400, a wystarczyłaby
przekładnia zwielokratniająca o przełożeniu 1:1440 - która
typowo używana była w dawnych zegarach mechanicznych.
Taka przekładnia zamieniałaby jeden obrót na dobę na jeden
obrót na minutę - czyli połączona z nią wskazówka obracałaby
się z wyraźnie wzrokowo widoczną prędkością rotowania
wskazówki sekundowej w dzisiejszych zegarkach.
Opisywane tutaj mechaniczne perpetum mobile
obracające się na zasadzie efektu Coriolisa miałoby
rewolucyjne znaczenie dla wszystkich oglądających.
Wszakże psychologicznie przełamywałoby ono w nich
tamto błędne i wysoce szkodliwe przekonanie wpojone
ludziom przez dzisiejszą naukę ziemską, a stwierdzające
że "urządzeń perpetum mobile NIE daje się zbudować".
Dowodziłoby ono przecież ilustracyjnie, że jednak daje
się budować perpetum mobile, oraz że po zbudowaniu
urządzenia te faktycznie działają. Z kolei po przełamaniu
w sobie owego błędnego przekonania, ludzie być może
zaczną w końcu eksperymentować z urządzeniami
perpetum mobile działającymi na innych zasadach,
które będą gwarantowały znacznie większość wydajność
energetyczną. Przykładowo, być może zaczną w końcu
budować tzw. "ogniwa telekinetyczne" których zasada
działania i budowa od dawna opisywane są na
totaliztycznych stronach
fe_cell_pl.htm - o bateriach telekinetycznych.
Niniejsze koło zamachowe rotowane wieczyście
efektem Coriolisa znacznie dokładniej niż tutaj
zostało opisane w punkcie #F1 strony internetowej
free_energy_pl.htm - o telekinetycznych generatorach darmowej energii.
(5)
Piramida telepatyczna. Pokazana jest ona na stronie
telepathy_pl.htm - o telepatii i urządzeniach wykorzystujących fale telepatyczne,
a także w podrozdziale K2 z tomu 9 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Pozwala ona na wymianę myśli bez potrzeby bycia
zasilaną w jakąkolwiek energię.
(6)
Wieczna lampka. Jeden z wynalazców eksperymentujących
nad urządzeniami darmowej energii zbudował rodzaj
lampki która świeci nieprzerwanie już od kilku lat, nie
wymagając żadnego zasilania. Narazie lampki owej
nigdzie jeszcze nie opisałem.
(7)
Thesta-distatica. Opisana jest ona na stronie
free_energy_pl.htm - o telekinetycznych generatorach darmowej energii,
a także w podrozdziale LA2.3 z tomu 10 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Jej prototyp NIE jest do nabycia. Jednak przy odrobinie
dobrej woli oraz wzajemnej współpracy, dałby się on
zbudować wspólnym wysiłkiem rzemielśników i zakładów
Milicza. Jej dostępność w danym muzeum przyciągałaby
do niej tłumy zwiedzających, jest ona bowiem ogromnie
sławna i to na całym już świecie.
* * *
Oczywiście, aby tym efektywniej przyciągać
zwiedzających, ewentualne muzeum we
Wszewilkach (lub w Miliczu) powinno NIE
tylko posiadać działające prototypy kilku z
wymienionych powyżej generatorów darmowej
energii, ale także każdego dnia o dogodnej
dla zwiedzających godzinie (np. o 17:00)
powinno ono organizować pokazy działania
owych urządzeń.
#F4.2.
Komu kolekcję ornamentalnych świnek - czyli "zbudujcie muzeum a niektóre eksponaty same Was znajdą":
Motto:
"Bez entuzjazmu to nawet świnki nie zabłądzą do Wszewilek."
Komu kolekcję świnek, komu kolekcję
świnek? Mam znajomą o bardzo uczynnym
i prawym charakterze. Jej zdjęcie
i część jej prywatnej kolekcji świnek
można sobie oglądnąć na totaliztycznej
stronie internetowej
pigs_pl.htm - o ornamentalnych świnkach z chińskiego (urodzinowego) zodiaku zwierzęcego.
Znajoma ta jest Chinką która urodziła
sie w tzw. "roku świni". W chińskiej
zaś kulturze znak zodiaku dla roku w
którym ktoś się urodził ma wielkie
znaczenie. Nic więc dziwnego, że
moja znajoma całe swe życie kolekcjonowała
najróżniejsze ornamentalne świnki.
A pochodziła z bogatej rodziny - miała
więc środki do budowania swej kolekcji.
Nawet ja za każdym razem kiedy wiem
że będę ją odwiedzał, kupuję dla niej
coś o kształcie świnki. Jej duże
mieszkanie dosłownie przelewa się
od figurynek, rysunków i wzorów
świnek o najróżniejszym wyglądzie,
zachowaniu i przeznaczeniu. Moim
zdaniem jej prywatna kolekcja świnek -
jeśli nie jest największą w świecie,
to jest jedną z największych w świecie.
Wśród jej kolekcji znajduje się wiele
prawdziwych pereł zodiakowskich świnek.
Przykładowo, ma ona ceremonialne
czajniczki w kształcie świnek,
które używane są podczas chiskich
ceremonii herbaty
(po angielsku "tea ceremony") dla
osób urodzonych w roku świni. Takie
zaś ceremonie to wielkie wydarzenia. Zawsze odbywają się one z ogromną
pompą przy jakichś wyjątkowo
"auspicious" okazjach. Ja żylem wśród
Chińczyków przez wiele lat, a takie
ceremonie herbaty widziałem jedynie
dwa razy. Moja znajoma ma też
prawdziwą chińską "świnkę fortuny" -
niezwykle rzadki okaz. Tak jakoś
się składa, że moja znajoma chce
całą tą swoją kolekcję świnek darować
(całkowicie za darmo - chociaż
warta jest ona fortunę) jakiemuś
muzeum. Jedynym warunkiem jaki
stawia ona na ową darowiznę jest,
aby muzeum to wystawiło jej
kolekcję na jakiejś stałej wystawie
udostępnionej ludziom do nieustannego
oglądania. Znajoma ta zwróciła się
do mnie abym znalazł dla tej kolekcji
jakieś muzeum chętne do przyjęcia
takiego daru.
Podczas swojej profesury na Wyspie Borneo
w latach 1996 do 1998 mieszkałem w mieście
nazywającym się Kuching. (Jest to stolica
ogromnej prowincji Sarawak z północnego
Borneo.) W miejscowym języku słowo "Kuching"
oznacza "kot", a ściślej intymną nazwę
dla dużego kota - nieco podobną do polskiego
słowa "kotek" (tyle że oznaczającą dużego
kota). Oczywiście, w mieście nazywającym
się "kotek", kotki są praktycznie wszędzie.
Niemal na każdym więc większym skrzyżowaniu
są tam ogromne rzeźby kotów. Najciekawsze
jest jednak
muzeum kotów
zlokalizowane w nowoczesnym budynku
ratusza z północnej części tego miasta
(tj. w tzw. Bukit Sroi z Petra Jaya).
Jest to bardzo duże muzeum w całości
poświęcone najróżniejszym eksponatom i
wystawom kotów. (Podobno największe na
całym świecie.) Znaleźć tam więc można
najróżniejsze figurynki kotów, zdjęcia
kotów w najdziwniejszych pozach i sytuacjach,
reprodukcje słynnych obrazów z kotami,
dowcipy o kotach, druki i reklamy z kotami,
filmy o kotach, itd., itp. Ja osobiście uważam owo muzeum
kotów z Kuching za jedno z najciekawszych
muzeów jakie odwiedziłem w swoim całym
życiu. Gorąco rekomenduję każdemu kto
będzie przejeżdżał przez owo miasto aby
do niego wstąpił. Muzeum to jest też
ogromnie popularne. Wielu turystów
zjeżdża się do Kuching z całego
świata tylko po to aby zobaczyć tamto
muzeum. Sporo ludzi z całego świata
wysyła też tamtemu muzeum wszelkie ciekawostki
na temat kotów. Przykładowo, ja sam niedawno
w Nowej Zelandii znalazłem bardzo
zabawną reklamę "pałacu masaży" - która
pokazuje jednego kota ubranego w śmieszny
kostium masażysty udzielającego masażu
innemu kotowi z turbanem z ręcznika
na głowie. Już zabezpieczyłem tą reklamę
aby ją przekazać owemu muzeum kotów
podczas mojej następnej wizyty w Kuching.
Pamiętając owo
muzeum kotów z Kuching, w chwili kiedy moja znajoma zleciła mi
trudną misję znalezienia muzeum dla jej
kolekcji świnek, natychmiast pomyślałem
sobie o polskich miejscowościach zwanych
"Świnki" oraz "Świniary". W Polsce są
bowiem dwie wioski zwane "Świnki", oraz
15 miejscowości zwanych "Świniary".
Niestety, z moich poszukiwań w internecie
wynika, że wszystkie one to niewielkie
wioski od około 10 do 600 mieszkańców.
Żadna więc z tych wiosek prawdopodobnie
nie posiada własnego muzeum, ani zapewne
nie zamierza zafundować sobie muzeum.
Prawdopodobnie więc jedynym miejscem
w Polsce które jest wystarczająco duże
aby posiadać specjalistyczne "muzeum
świnek", w jakim kolekcja ornamentalnych
świnek mojej znajomej mogłaby zostać
wystawiona, jest Świnoujście. Pechowo
jednak, na odległość z przeciwległej
półkuli świata nie jestem w stanie
sprawdzić czy owa miejscowość byłaby
skłonna otworzyć własne muzeum z
obszerną kolekcją świnek. Wszakże
w Polsce panuje opinia, ze jeśli
coś nie reprezentuje części rakiety,
wyrzutni torpedowej, albo dawnej broni,
wówczas nie nadaje się do pokazania
w muzeum.
W związku z prawdopodobnym brakiem
szansy abym znalazł w Polsce miejscowość
zawierającą słowo "swinki" w swej nazwie -
zaś ta przyjęła dar mojej znajomej i
utworzyła dla świnek specjalistyczne
muzeum, mam tutaj propozycję dla
Wszewilek. Propozycja ta stwierdza
co następuje: "Wszewilczanie - zbudujcie
sobie szybko muzeum, a ciekawe eksponaty
do wystawienia same Was znajdą".
Wszakże Wszewilki mogłyby otworzyć
u siebie muzeum poświęcone właśnie
jakiejś tematyce w rodzaju "Muzeum
stworzenia" czy "Muzeum Natury i Człowieka".
W takim muzeum stałoby się poręczne
wystawienie wszelkiego rodzaju
ciekawostek i eksponatów natury,
w rodzaju historii milickiego karpia,
wiedzy na temat pożytecznych stworzonek
zwanych "pająkami" które polują na
wszystko co lata lub co przylatuje na
Ziemię - włączając w to UFOnautów (to na
wypadek gdyby kiedyś Wszewilki-Stawczyk
zostały przemianowane na "Pająkowo"
lub "Pajakville" - tak jak to jest
zasugerowane we wstępie do strony o
wsi Wszewilki),
a także ornamentalnych świnek z chińskiego
urodzinowego zodiaku zwierzęcego. Tyle
że z budową owego muzeum we Wszewilkach
trzebaby się spieszyć, aby z nim zdażyć
zanim moja znajoma rozdysponuje swoją
kolekcję. Między nami mówiąc, to gdyby
we Wszewilkach faktycznie powstało
jakieś muzeum, wówczas ja sam mam
sporą kolekcję monet i banknotów -
które też chętnie bym mu podarował.
(Niektóre z tych monet oryginalnie
pochodzą zresztą z Wszewilek, jako
że znalezione były przeze mnie
właśnie
na Wszewilkach.) Wprawdzie moja kolekcja
monet i banknotów nie jest aż tak
rozległa jak ta wystawiona w muzeum
monet i banknotów prowadzonym przez
Ministerstwo Skarbu i Finansów
Malezji, a zlokalizowanym tuż przy
centralnym placu Kuala Lumpur (gorąco
polecam każdemu odwiedzenie tego muzeum -
aż bowiem zatyka w nim dech; m.in.
wystawia ono niemal wszystkie polskie
monety i banknoty), jednak ciągle
mam kilka ciekawych i rzadkich okazów.
Jestem też pewien, że istnieją
czytelnicy tej strony jacy też
chętnie by się przyłączyli do
wspierania muzeum we Wszewilkach - i
również by mu przekazali swoje kolekcje.
(Czytelnicy mający jakąś prywatną kolekcję
którą byliby skłonni podarować ewentualnemu
muzeum we Wszewilkach - jeśli takie
powstanie, proszeni są o wysłanie mi emaila
informującego jaką kolekcję deklarują.
Ja zaś ich deklarację-informację udostępnię Wszewilkom.)
Bardzo interesującą inicjatywę zrealizowało
Narodowe Muzeum Nowej Zelandii zwane
Te Papa.
Mianowicie, wyodrębniło ono całą wystawę
poświęconą palmie kokosowej oraz najróżniejszym
produktom jakie z palmy tej się otrzymuje.
(Nowa Zelandia ma klimat podobny do Polski.
Palmy kokosowe w niej więc nie rosną. Jednak
z przyczyn kulturalnych Nowozelandczycy
interesują się żywo palmą kokosową podobnie
jak czynią to Polacy.) Wystawa ta jest oparta
na legendzie z obszaru Pacyfiku, którą opisałem
dokładniej na odrębnej stronie internetowej
fruit_pl.htm - o tropikalnych owocach.
Legenda ta stwierdza, że Bóg dał palmę kokosową
mieszkańcom ubogich wysp koralowych, aby
palma ta zastąpiła sobą wszelkie inne dobra
które otrzymali od Boga mieszkańcy dużych
kontynentów. W rezultacie, niemal żadna inna
roślina na Ziemi nie jest źródłem aż tylu
najróżniejszych produktów co właśnie palma
kokosowa. Podobną wystawę mogłoby więc też
zrealizować muzeum we Wszewilkach. Szczególnie
że wiele produktów palmy kokosowej można
obecnie nabyć w polskich sklepach. (Przykładowo
w Polsce są już dostępne: owoce kokosowe,
margaryna palmowa, mleczko kokosowe i
śmietanka kokosowa, olejki kokosowe, mydła
kokosowe i kosmetyki z kokosów, lekarstwa
z kokosów, koszyki i maty plecione z liści
kokosowych.) Inne zaś eksponaty dla takiej
wystawy, przykładowo próbki liści palmy
kokosowej, przekroje pnia kokosowego, czy
próbki owoców kokosowych w różnych stadiach
rozwoju, ja mógłbym dosłać owemu muzeum.
Mam wszakże do nich dostęp w trakcie moich
licznych podrózy po świecie. Podobnie mógłbym
też dosłać próbki piasku koralowego, korali
oraz najróżniejszych muszli. Często bowiem
bywam na tropikalnych wyspach koralowych.
Ponadto to właśnie przy Nowej Zelandii gdzie
ja mieszkam żyje najpiękniejsza muszla świata -
tj. słynna
paua.
Oczywiście, aby zbudować muzeum we
Wszewilkach (lub Miliczu) konieczny jest
entuzjazm, zapał i pasja. Od czasu zaś
kiedy moje pokolenie opuściło Wszewilki
nawyraźniej z owym entuzjazmem, zapałem
i pasją nie jest tam najlepiej.
#F5.
Jak technicznie zorganizować ustanowienie muzeum we Wszewilkach (lub Miliczu):
Ustanowienie muzeum to prosta sprawa -
jeśli się wie jak do tego należy się
zabrać. A jak to uczynić doskonale nam
wskazuje model od dawna z powodzeniem
stosowany w Nowej Zelandii. Nowa Zelandia
jest bowiem krajem w którym nie tylko
przypada 1000 owiec na jednego mieszkańca,
ale także w którym na każdych
1000 mieszkańców wypada jedno muzeum.
Muzea w Nowej Zelandii znajdują się
nawet w maleńkich wioseczkach. Czasami
wioski te są tak małe, że - jak miejscowi
żartują, "podczas przejeżdżania przez
owe wioski nie wolno mrugnąć, bo się
przeoczy ich istnienie". Jednak ciągle
wioski te będą posiadały własne muzea.
Co ciekawsze, w muzeach tych zawsze jest
pełno interesujących eksponatów. Stąd
kiedy się przez nie przejeżdża warto
do nich zaglądnąć. Z całą pewnością
znajdzie się w nich coś ciekawego
i uczącego. Na dodatek, wstęp do niemal
wszystkich owych muzeów Nowej Zelandii
jest za darmo. Są one bowiem obsługiwane
w czynie społecznym przez miejscowych
entuzjastów. Państwo także przyznaje
spore dotacje na ich cele. Wszakże one
uczą oraz konserwują miejscową kulturę,
zabytki i wiedzę historyczną. (Po muzeach
tych często lokalne szkoły oprowadzają
swoich uczni.) Jednak większość funduszy
i eksponatów owych muzeów pochodzi z
dotacji prywatnych ludzi oraz ze
sprzedaży zwiedzającym miejscowych
pamiątek. Niemal każde takie muzeum ma
też własny kiosk lub sklep z pamiątkami.
Wiele z nich ma nawet własną restaurację.
Jak więc Nowozelandzycy osiągnęli tak
wysokie nasycenie swego kraju muzeami.
Ano każda ich miejscowość, nawet ta
najmniejsza, posiada lokalne stowarzyszenie
miłośników danej miejscowości. Gdyby
więc Wszewilki zechciały powielić u
siebie tamten doskonale działający model
nowozelandzki, wówczas też musiałyby
zacząć od powołania u siebie "Stowarzyszenia
Miłośników Wszewilek", albo też "Klubu
Miłośników Historii Wszewilek". Owe nowozelandzkie
stowarzyszenia miłośników danych miejscowości,
to bezdochodowe organizacje harytatywne.
Jako takie nie muszą one płacić podatków -
chociaż są oficjalnie uznawane jako ciała
prawne i żadna decyzja dotycząca danej
miejscowości nie dokonuje się bez ich
wglądu i konsultacji. To właśnie owe
stowarzyszenia organizują i prowadzą
miejscowe muzea Nowej Zelandii. Muzea
te są też zwykle otwierane i obsługiwane
w czynie społecznym przez członków owych
organizacji.
Kolejną sprawą w powołaniu muzeów Nowej
Zelandii jest budynek w jakim dane
muzeum się mieści. W większości przypadków
budynek taki pochodzi z darowizny. Mianowicie,
jeśli w danej miejscowości istnieje jakiś
budynek który jest opuszczony lub nie ma
właściciela, tak jak np. budynek byłych
wodociągów przy Wszewilkach, wówczas budynek
ten jest darowywany (nieodpłatnie) do
utrzymania i zagospodarowania właśnie
owej miejscowej organizacji miłośników
danej miejscowości. Darującym zwykle
jest albo właściciel opuszczonego budynku -
który np. zapisuje go temu towarzystwu
w testamencie, albo rodzina właściciela,
albo też państwo - jeśli opuszczony budynek
należy do państwa. Po otrzymaniu budynku,
towarzystwo owo zwykle go odnawia i maluje,
wszystko w czynie społecznym, poczym
organizuje w nim właśnie miejscowe
muzeum. W muzeum tym zwykle też otwiera
sklep z pamiątkami, oraz przygotowuje
miejsce swoich spotkań. Jeśli jednak
nie ma w pobliżu takiego budynku,
wówczas owe towarzystwa organizują
budowę budynku muzeum dokonywaną w czynie
społecznym przez wszystkich mieszkańców
danej miejscowości.
Gdyby Wszewilki zdecydowały się kiedyś
zbudować sobie budynek
muzeum w czynie społecznym, wówczas
moim zdaniem najlepszą jego lokalizacją
byłoby pobliże miejsca gdzie obecnie
znajduje się opuszczony i zaniedbany
basen przeciwpożarowy. To bowiem
właśnie przy owym miejscu w przeszłości
znajdowało się historycznie najważniejsze
skrzyżowanie Wszewilek - m.in. z milickim
odgałęzieniem byłego "Bursztynowego Szlaku"
przebiegającego przez ową wieś i potem
wiodącego dalej przez Pomorsko do Gniezna.
W pobliżu też owego miejsca kiedyś zapewne
będzie odchodziła droga (obwodnica) do
Sławoszewic - jakiej zbudowanie proponuję
wcześniejszą częścią tej strony. Zbudowanie
bowiem muzeum właśnie w owym miejscu
byłoby zaczątkiem odbudowy historycznego
ryneczka Wszewilek. Szczególnie że zapewne
już wkrótce tory kolejowe przez Wszewilki
zostaną rozmontowane, zaś całe Wszewilki
będą mogłby się ponownie zjednoczyć i
po wiekach "dzielenia i rządzenia"
wrócić do swojej oryginalnej scalonej
formy.
Część #G:
"Otwarcie sobie okna do szczęścia" - powód dla jakiego
każdy chętnie będzie wracał do
Stawczyka i
Wszewilek:
#G1.
W
Stawczyku i
Wszewilkach
marzenia się wypełniają - nie ma więc
lepszego miejsca dla wzięcia ślubu:
W pobliżu
Stawczyka i
Wszewilek
znajduje się silny czakram energetyczny
Ziemi - tak jak to wyjaśnione na odrębnej stronie o
Wszewilkach.
Z powodu tego czakramu, Wszewilki są
sprawdzonym w działaniu miejscem gdzie
marzenia się wypełniają. Jeśli więc ktoś
czyni w swoim życiu coś czego powodzenie
zależy właśnie od wypełnienia się marzeń,
wówczas radziłbym tego dokonać właśnie
we Wszewilkach. Przykładowo, radziłbym
brać ślub we Wszewilkach, lub choćby spędzić
tam swój miodowy miesiąc.
#G2.
Nasączmy się optymizmem
Stawczyka i
Wszewilek -
warto tam śledzić drogę od upadku do szczęścia:
Mieszkańcy Wszewilek, tak jak ich pamiętam,
są wysoce optymistyczni. Warto więc spędzić
wśród nich jakiś czas aby nasączyć się ich
optymizmem. Z kolei ich optimizm pomoże
nam potem osiągać własne sukcesy w życiu.
Wszewilki są bardzo szczególnym miejscem.
Wszakże są one kolebką filozofii
totalizmu.
Warto więc obserwować i fotograficznie dokumentować
jak będą się dalej toczyły losy tej niezwykłej
miejscowości.
#G3.
Wykorzystajmy czakram, grawitację i powietrze
Stawczyka i
Wszewilek
aby zakosztować snów jakie ożywiają i stabilizują:
Jest coś niezwykłego w powietrzu, czakramie,
czy grawitacji Wszewilek. Powoduje to że
nocami spi się tam wyjątkowo dobrze, oraz
że nocny wypoczynek jest tam szczególnie
ożywiający i komfortujący. Szczerze mówiąc,
to w swoich licznych podróżach po świecie
nie spotkałem jeszcze innego miejsca w
którym by się spało nawet lepiej niż we
Wszewilkach. Jedyne miejsce na świecie,
w którym z jakichś powodów wypoczynek
nocny jest równie efektywny i przywracający
energię jak wypoczynek nocny we
Wszewilkach, są Błonie pod Warszawą.
(Ciekawe co wspólnego ze sobą mają
obie te miejscowości.) Dlatego osobiście
każdemu radzę, że jeśli ma ku temu
okazję aby zatrzymał się na kilka nocy
właśnie we Wszewilkach i doświadczył
osobiście jak wspaniale się tam śpi.
Trzeba tylko pamiętać, że aby doświadczyć
całej wspaniałości snu, trzeba się tam
zatrzymać na więcej niż jedną noc.
Pierwszej bowiem nocy po przyjeździe
możemy być ciągle nienawykli do łóżka
jakie nam tam będzie zaoferowane.
Część #H:
"Organiczne rolnictwo" - czyli powrót
Stawczyka i
Wszewilek
do zdrowych tradycji:
#H1.
Dlaczego wszyscy rolnicy
Stawczyka i
Wszewilek
powinni powrócić do zasad "organicznego rolnictwa":
Dosłownie od tysiąca już lat rolnicy Wszewilek
gospodarowali w sposób który obecnie opisywany
jest modną nazwą "organiczny". Znaczy nie
używali oni ani nawozów sztucznych, ani
pestycydów, ani żadnych innych chemikalii
czy inżynierii genetycznej. Osobiście też
pamiętam, że tak na Wszewilkach wszyscy
gospodarowali ciągle nawet i już w moich czasach.
Należy więc dołożyć wszelkich starań, aby
owa odwieczna tradycja "organicznego
rolnictwa" kultywowana była nadal we
Wszewilkach. Wszakże leży ona w
wielowiekowej historii owej wsi. Każdy
też kto zechce nabywać produkty
organicznego rolnictwa powinien być
w stanie przybyć do
Stawczyka lub
Wszewilek
i nabyć je od dowolnego z tamtejszych rolników.
#H2.
Stworzenie unikalnej "brand name" dla produktów rolnych ze
Stawczyka i
Wszewilek -
nazywając je "Wszewilki" lub "Stawczyk":
"Szlachectwo zobowiązuje". Wszystko
co wywodzi się z Wszewilek i Stawczyka ma
moralny obowiązek aby być najwyższej jakości.
Wszakże Wszewilki i Stawczyk to kolebka
totalizmu.
Totalizm zaś nie uznaje ani nie toleruje
tandety, braków, oszustwa, itp. Dlatego
osobiście sugeruję, aby na wszystko co
nosi na sobie nazwę Wszewilki miało
ochotniczo nałożony najwyższe z
możliwych wymogi jakościowe.
Część #I:
Blisko do natury - a więc i blisko do
Boga.
W harmonii z naturą - a więc i w harmonii z Bogiem:
#I1.
Dlaczego
Stawczyk i
Wszewilki
są miejscami gdzie ludzie kontaktują się z naturą:
Z jakichś powodów Wszewilki i Stawczyk są jak rodzaj
naturalnego "Domu Bożego" istniejącego bez zabudowań.
W naturze owej wioski panuje bowiem jakaś
unikalna atmosfere niemal świętości. Czuje
się tam niemal tak jakby obok nas przechadzał
się osobiście sam
Bóg.
Przy okazji najbliższego pobytu we Wszewilkach
i Stawczyku proponuję przez chwilę wsłuchać
się we własne doznania aby odebrać obecność
owej niezwykłej atmosfery.
W wielu miejscach na świecie istnieją święte
źródła. Jeśli ktoś napije się z nich wody, jego
życzenia mogą zostać cudownie wypełnione
przez samego
Boga.
We Wszewilkach rolę takiego świętego źródła
wypełnia tamtejsze powietrze. Jeśli powietrzem
tym się pooddycha, wówczas nasze silne życzenia
i marzenia również cudownie mogą zostać wypełnione.
Część #J:
Mój tajemniczy wgląd do przyszłości - czyli jak
moja rodzinna wieś faktycznie będzie wyglądała:
#J1.
Nasze życzenia a rzeczywistość - czyli NIE
wszystko się spełni co opisane na tej stronie:
Każdy z nas zna jakiś fragment przeszłości
którą już przeżył. Jednak tylko ogromnie
nielicznym ludziom dane było poznać jakiś
fragment dalekiej przyszłości. Ja jestem jednym
z owych ogromnie nielicznych ludzi, którzy
dostąpili tego zaszczytu. Niezwykłość tej mojej
wizyty w przyszłości polega na tym, że ja jestem
pierwszym zawodowym naukowcem na świecie,
który właśnie odkrył i zbadał działanie tzw.
"nawracalnego czasu softwarowego"
w jakim my ludzie się starzejemy, zaś po odkryciu
działania tego czasu, który zaprojektował zasadę
działania i budowę "wehikułów czasu"
jakie w przyszłości będą pozwalały ludziom żyć
nieskończenie długo bowiem po każdym dożyciu
do wieku starczego osobom które potrafią nieustannie
utrzymywać się w stanie szczęśliwości zjawiska
totaliztycznej nirwany
wehikuły te będą powtarzalnie pozwalały cofać się w
czasie do lat ich młodości - tak jak opisałem to na swej stronie
immortality_pl.htm.
Mogłem więc NIE tylko widzieć Polaków właśnie
przeżywających szczęśliwość totaliztycznej nirwany,
ale i rozumieć iż żyją oni już w Polsce praktykującej
uszczęśliwiający swych obywateli "ustrój nirwany"
jaki opisałem szerzej w punktach #A1 do #A4 swej strony
partia_totalizmu.htm.
Poniżej wyjaśnię jak to się stało i co zobaczyłem w
dalekiej przyszłości swego rodzinnego Stawczyka jakiego
mieszkańcy zademonstrowali mi przeżywanie oszałamiającej
ich szczęśliwości życia w odkrytym i opisanym przeze
mnie "ustroju nirwany".
Na swoje 63 urodziny w 2009 roku otrzymałem
niezwykły prezent od jakiejś tajemniczej mocy.
Mianowicie pourodzinowej nocy zabrany
zostałem na wizytę do Wszewilek-Stawczyka
z dalekiej przyszłości (czyli do wioski w której
się urodziłem). Mogłem więc na własne oczy
się przekonać jaka proporcja z opisywanych na tej
stronie moich projektów dla Wszewilek-Stawczyka,
faktycznie zostanie wdrożona w życie. Muszę tutaj
przyznać że częściowo wówczas się rozczarowałem -
tylko niektóre z projektów i idei jakie opisałem na tej
stronie faktycznie zostaną wdrożone w przyszłości.
Jak więc zwykle, rzeczywistość okaże się NIE we
wszystkim zgodna z życzeniami. Przykładowo, owe
szkaradne doły na miejscu byłego historycznego
ryneczka Wszewilek nigdy nie zostaną zasypane,
zaś ów ryneczek nigdy NIE będzie już odbudowany.
Mój Przewodnik po przyszłości mi powiedział, że
zasypanie tych dołów uznane zostanie za nieekonomiczne,
zaś odbudowanie ryneczka w tym miejscu uważane
będzie za nieuzasadnione przyszłą funkcją i umiejscowieniem
osiedla Wszewilki-Stawczyk. Dlatego owe doły
będą jedynie upiększone i wykorzystane poprzez
posadzenie w nich maskującego je lasu-parku. Podobnie
we Wszewilkach nigdy NIE zostanie już odbudowany
dawny kościółek. Mój Przewodnik mi powiedział
że jeśli ktoś zechce odwiedzić kościół wówczas
w dobie doskonałych środków transportowych
okazuje się bardziej racjonalne wybranie się do
kościoła w Miliczu. Na szczęście kilka innych z
projektów opisanych na tej stronie będzie jednak
w przyszłości urzeczywistnione we Wszewilkach-Stawczyku.
Opiszę je w tej części strony. Jednak zanim
rozpocznę ich omówienie najpierw kilka słów
informacji o owej mojej pourodzinowej wizycie
we Wszewilkach-Stawczyku z dalekiej przyszłości.
#J2.
Mój sen czy też "podróż do przyszłości" -
czyli dziwna tajemnica tego co mi pokazano:
Z moich badań naukowych nad podróżowaniem
przez czas (opisanych m.in. na niniejszej stronie oraz stronie
immortality_pl.htm)
jest mi już doskonale wiadomo, że przeniesienie
się ciałem do dalekiej przyszłości jest technicznie
możliwe. Możliwe jest bowiem zbudowanie tzw.
wehikułów czasu.
Jednocześnie z innych moich badań nad naturą
i cechami ludzkiej duszy (opisanych m.in. na stronie
soul_proof_pl.htm)
jest mi też wiadomo, że dusza ludzka posiada
wiele nadprzyrodzonych możliwości które m.in.
obejmują również jej zdolność do przenoszenia
nas do dalekiej przyszłości lub przeszłości.
Chociaż więc osobiście NIE jestem w stanie
ustalić, którym z owych dwóch odmiennych
sposobów przemieszczenia mnie w daleką przyszłość
zostałem obdarowany w urodzinowym prezencie
z 2009 roku, wiem że z całą pewnością odwiedziłem
swoją rodzinną wieś w dalekiej przyszłości. Na
własne tez oczy widziałem jak wieś ta będzie
wówczas wyglądała i jak szczęśliwie będą wyglądali
jej mieszkańcy żyjący już pod "ustrojem nirwany"
opisywanym w punktach #A1 do #A4 mojej strony o nazwie
partia_totalizmu.htm.
Obecnie ciekawi mnie więc, czy mieszkańcy Stawczyka,
Wszewilek i Milicza, wiedząc iż to ich rodak urodzony,
wychowany i wyedukowany w miejscu ich zamieszkiwania
odkrył działanie czasu oraz wyjaśnił cudowny "ustrój nirwany",
wykażą iż są godni bycia nazywanymi "żołnierzami Boga",
oraz dodadzą swój aktywny wkład w ustanowienie "ustroju
nirwany" w Polsce - czy też raczej jak ich przodkowie w
dawnych czasach, także będą przysłowiowo "przesiadywali
na własnych dłoniach" i pozwolą aby inni ludzie pracowicie
dokonali za nich owego przełomu w dziejach ludzkości, zaś
oni jedynie będą potem korzystali z owoców tego przełomu.
Moja podróż w przyszłość miała miejsce w trakcie
nowozelandzkiej nocy (we Wszewikach-Stawczyku
był wówczas piękny, słoneczny, ciepły, letni dzień).
Doskonale wiedziałem, że jestem zabrany na wizytę
w przyszłość. Tyle, że NIE poinformowano mnie do
jakiego konkretnie roku czy czasu. Podróż ta była
ogromnie tajemnicza i wieloznaczna. Technicznie
można by ją uważać za "sen". Jednak odnotowałem
w niej cały szereg cech które wszystkie zaprzeczały
iż mogła ona być tylko "snem". Przykładowo, sny
zawsze zdarzają się albo "teraz" albo w "przeszłości".
Tym zaś razem ja dokładnie wiedziałem, że zabrany
byłem w daleką przyszłość do której fizycznie wcale
NIE dożyję. W normalnym śnie zawsze też od razu
jesteśmy "na miejscu" zdarzeń. Tymczasem na moją
wizytę we Wszewilkach-Stawczyku dalekiej przyszłości
musiałem najpierw przelecieć z Nowej Zelandii, początkowo
przez morze (wodę) a potem przez ląd, bardzo dziwnym
i ogromnie szybkim wehikułem. Typowy sen kończy
się przebudzeniem i typowo szybko się go zapomina.
Moja zaś wizyta we Wszewilkach-Stawczyku dalekiej przyszłości
kończyła się powrotnym przelotem do Nowej Zelandii po
którym spałem jeszcze przez długi czas - jednak już
bez snu. Podróż ta utkwiła mi też w pamięci na zawsze.
Faktycznie też czuło się ją jak rzeczywiste zdarzenie.
Przykładowo, podczas opisanego tu wizytowania rodzinnej
wsi wyraźnie czułem gorąco słońca, powiew wiatru, a
nawet zapach wody - w normalnych snach nic takiego
się NIE czuje. Oglądałem też stan rzeczy, który później
po analizie okazał się całkowicie logiczny, jednak
którego ja sam nigdy tak bym sobie NIE wymyślił ani nie
zaplanował (np. zbudowanie kolejnego głębokiego stawu
gromadzącego wodę tuż na obrzeżu wsi, czy budowa
osiedla w obrębie lasu). Wyraźnie też słyszałem
rozmowy mieszkańców - chociaż nikt z ludzi koło
których przechodziliśmy NIE zwracał uwagi na naszą
obecność - tak jakbyśmy my byli dla innych niewidzialni.
Ponadto w wyprawie do przyszłości towarzyszył mi
"Przewodnik". Nie wiem kim on był ani jak wyglądał,
bowiem przez cały czas trzymał się on dokładnie za
mną i jedynie komentował na głos to co ja z uwagą
sobie oglądałem. Wiem jednak, że miał męski głos,
bardzo przyjemny w brzmieniu, oraz że miałem
odczucie iż jest on mi bliski i doskonale go znam -
tak jakby był członkiem mojej rodziny. Nie mam
pojęcia jak daleko w przyszłość wybiegliśmy.
Jednak po grubości drzew które NIE istniały
w moich czasach, a także po architekturze,
ubiorach, oraz po odmiennym akcencie i słownictwie
zasłyszanych rozmów, posądzam że było to sporo
czasu w przyszłość, co najmniej 50, a być może
nawet z 250 lat do przodu. (Analizy które zdają
się sugerować, że odwiedziłem wieś Stawczyk
w 2222 roku, zaprezentowane zostały w punkcie
#C4 ze strony
stawczyk.htm.)
#J3.
Jak więc w mojej "podróży do przyszłości"
wyglądała wieś w której się urodziłem:
Po przelocie do przyszłości najpierw znalazłem
się na owej starej (w moich czasach
piaszczystej) drodze przez za-torową część
Wszewilek-Stawczyka, niedaleko od domów
które w moich czasach zamieszkiwane były
przez rodziny naszych sąsiadów, Dajczmanów
i Krzyżosiaków. Zresztą cała moja wizyta
w przyszłość ograniczyła się do spaceru
wzdłuż tej prostej jak strzała drogi. Droga ta
okazała się być w przyszłości rodzajem jakby
miejskiej ulicy z pięknymi chodnikami po obu
jej bokach i równiutkiej jak stół, jakby
wyasfaltowanej jezdni. Od razu uderzyła
mnie liczba dużych, dorodnych drzew
najróżniejszych gatunków (nie-owocowych)
jakie rosły w kilkudziesięcio-metrowych
odstępach od siebie w każdym miejscu
nie zajętym przez budynki lub przez drogę.
W moich czasach drzew tam NIE było, zaś
aby wyrosnąć do takiej grubości drzewa
te musiały liczyć co najmniej jakieś 50 czy
100 lat. To zaś znaczyło że odwiedzałem przyszłość
odległą o co najmniej 50 lat od moich czasów.
W miejscu w którym się znaleźliśmy umiejscowiony
był przystanek autobusu okrężnego ("ósemki"), na
jakim właśnie czekała grupka głośno rozmawiających
i śmiejących się nastolatków. Akcent ich polszczyzny
był odmienny od tego jaki pamiętałem, zaś zdania
były bardzo krótkie - typowo zawierały tylko
po 3 lub 4 słowa. Za to wiele słów było nowych -
jakich znaczenia ja nie znałem. Pomyślałem że
SMSy z moich czasów najwyraźniej zmieniły język
Polaków przyszłości. Daleko na owej prostej drodze,
w okolicach przedwojennej spalonej leśniczówki, widziałem
nadjeżdżający duży czerwony autobus. Mój Przewodnik
powiedział, że przybywa on z Milicza, tyle że okrąża
tutaj całe osiedle naokoło. Kiedy autobus zatrzymał się
na przystanku przy którym staliśmy z Przewodnikiem,
większość czekającej młodzieży wsiadła do niego
i weszła na górny pokład, machając na pożegnanie
i wykrzykując żarty do kilku najwyraźniej miejscowych
chłopców i dziewcząt którzy pozostali na chodniku.
Ich śmiech, szczebiotanie, machanie rekami, oraz
buchające szczęśliwością całe zachowanie upewniły
mnie iż wszyscy oni byli w stanie totaliztycznej nirwany.
To zaś oznaczało, że najwyraźniej w czasach jakie
odwiedzałem w Polsce wdożony już został "ustrój
nirwany" jaki opisałem w punktach #A1 do #A4 strony
partia_totalizmu.htm.
Autobus ruszył, zaś mój Przewodnik mi powiedział,
że jest to właśnie ów okrężny autobus "O" lub "8"
(tj. "Orbiter" lub "Ósemka") do Milicza, którego
powołanie ja zaproponowałem. Napęd autobusu
był bezgłośny, pomyślałem więc że musi być elektryczny.
Jednak autobus miał normalne koła i opony, wcale
też NIE unosił się w powietrzu - tak jak to pokazują
futurystyczne filmy. Zaraz za przystankiem przy którym staliśmy
owa nowa asfaltowa droga skręcała ku Sławoszewicom,
ku którym najwyraźniej pojechał ten autobus zanim
potem udał się do Milicza. Sam autobus był
dziwnej konstrukcji - nigdy takiego w Polsce
NIE widziałem. Miał dwa pokłady - tak jak
autobusy w Londynie. Jednak tylko dolny
pokład miał dach - górny pokład miał siedzenia
na wolnym powietrzu, zaś pasażerów utrzymywał
w jego obrębie tylko rodzaj barierki do wysokości
ich pasa. To z tego górnego pokładu odjeżdżające
nastolatki machały rękami i wykrzykiwały pożegnania
do swoich miejscowych odprowadzających. Autobus
był trochę podobny do jelczańskiego Berlieta jakiego
pamiętam z moich czasów - tyle że jakby z dobudowanym
drugim pokładem.
Oglądając się za odjeżdżającym autobusem
odnotowałem, że owa dziura po drugiej stronie
torów ciągle tam istnieje - tyle że jest rzadko
porośnięta starymi, grubymi drzewami. Wyglądała
mi tak jakby był tam niewielki park. Pomiędzy
drzewami widziałem tam ławki, a także coś
jakby duży pomnik.
Ruszyłem wzdłuż owej jakby asfaltowej, prostej
jak strzała i równej jak stół drogi. Przewodnik
podążał za mną. Po obu stronach drogi stały
piękne "szklane domy". Były innej konstrukcji niż
domy jakie ja tam pamiętam. Przykładowo wcale
nie miały odrębnych okien, za to całe ich ściany
boczne były z przeźroczystego jakby "zadymionego"
szkła czy plastyku - podobnego do "zadymionego"
szkła jakie w dzisiejszych czasach używa się w
drogich samochodach. Stopień owego zadymienia
ścian domów był różny dla poszczególnych domów,
a nawet odmienny dla indywidualnych pomieszczeń.
Tam gdzie zadymienie było niewielkie, przez ściany
widać było ludzi w środku domów. Faktycznie to
wszędzie było sporo ludzi - zarówno w domach jak
i na chodnikach. Liczba tych ludzi bardziej pasowała
mi do Milicza z moich czasów, niż do wsi którą
pamiętam z dzieciństwa. Chodnik był równy i wyłożony
jakimiś tłumiącymi tupanie choć sztywnymi płytkami
jakby z masy plastycznej o miękkiej powierzchni
(sama ulica była jakby asfaltowa). Uderzyło mnie
że nigdzie NIE widać słupów ani sieci elektrycznej
czy telefonicznej. Mój Przewodnik powiedział że
oni używają już inny system niż ten który ja pamiętam -
jednak NIE wyjaśnił mi na czym ów nowy system polega.
Na dachu każdego domu widać było jakąś konstrukcję
podobną do dużej chłodnicy samochodu - najwyraźniej była
ona częścią składową tego przyszłościowego systemu.
Kiedy doszliśmy do początka lasu który kiedyś
zaczynał się poza Wszewilkami-Stawczykiem,
z szokiem odnotowałem, że duży fragment tego
lasu faktycznie jest już osiedlem pełnym owych
nowoczesnych "szklanych domów" z jakby wyasfaltowanymi
drogami dojazdowymi. Jednak grube, stare drzewa
dawnego lasu ciągle tam rosły - tyle że rzadziej
i w większych odstępach od siebie niż w czasach
które ja pamiętam. Przewodnik poinformował,
że ów dawny las obecnie jest głównym osiedlem
Wszewilek-Stawczyka, i że to w nim mieszka
teraz większość ludności tej wioski. Moje zdziwienie,
że jest tak dużo starych drzew pomiędzy domami,
Przewodnik skomentował że taka teraz zasada,
aby nowe osiedla budować w lesie, zaś pomiędzy
domami w starych osiedlach sadzić lasy - bo to
naturalne i zdrowe. Jak wówczas odkryłem, w
przyszłości całe centrum handlowe i kulturalne,
a także większość domów mieszkalnych Wszewilek-Stawczyka,
przeniesie się do owego nowego osiedla, które
będzie wydzielone na terenie uprzedniego lasu
w obszarze począwszy od dawnych zabudowań tej wsi, aż
do owej drogi która kiedyś wiodła z tzw. "pierwszego
stawku" do spalonej przedwojennej leśniczówki.
Sama droga która kiedyś przebiegała od owego
stawku do leśniczówki będzie wtedy już wyasfaltowana
i zaopatrzona w chodniki. Będzie po niej kursował
autobus okrężny z Milicza, oraz będzie ona granicą
przyszłego osiedla mieszkaniowego z Wszewilek-Stawczyka.
W samym środku owego osiedla w lesie zobaczyłem
ogromną budowlę. Jej rozmiar był zbliżony do
wielkości Hali Ludowej we Wrocławiu. W czasie
naszej wizyty budowla ta była jednak ciągle
w trakcie budowy. Tylko do około połowy swej
wysokości miała już ściany boczne, zaś
w jej górnej części ciągłe widziałem odkryte
betonowe łukowate belki formujące jej szkielet nośny.
Pracowało przy niej sporo robotników i maszyn - aż
mnie to zdziwiło, jako że było ich więcej niż wierzyłem
że wynosi cała populacja Wszewilek-Stawczyka
(tak jak ja ją pamiętam). Zaszokował mnie kształt
owej budowli. Była bowiem nieco podobna do Opery
z Sydney, tyle że jej kształt przepominal sobą nie
"muszle", a całe "jajko" stojące na ziemi grubszym
ze swoich końców podczas gdy jego oś centralna
jest ustawiona pionowo. Jest zaś mi wiadomo, że
takiego pionowo stojącego i całego "jajka" nigdzie
dotąd NIE zbudowano na świecie. Wprawdzie istnieją
budowle zwane "jajkiem" - przykładowo "China's
National Centre for the Performing Arts" - czyli
Narodowe Centrum Sztuk w Beijing, Chiny (zdjęcie
i opisy tego "jajka" z Chin zawarte są m.in. w artykule
" 'Egg' hatches new cultural revolution" - czyli
" 'Jajko' wykluwa nową rewolucję kulturalną",
ze strony B8 nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald,
wydanie datowane w sobotę, May 30, 2009).
Ale typowo mają one kształt tylko "połowy jajka"
tak leżącego aby jego oś centralna przebiegała
poziomo wzdłuż Ziemi. Mój Przewodnik potwierdził
jednak moje zdziwienie. Tak, powiedział, faktycznie
jest ona zaprojektowana na kształt pionowo stojącego
jajka. Chodzi bowiem o to, że ów kształt jest symbolem
rodzącego się życia i nowego początku. Kształt
jajka jest więc jak-najbardziej odpowiedni dla
funkcji którą ta budowla ma wypełniać. Spytałem
więc jaka to funkcja. Aaa - tego narazie ci nie
wyjaśnię bo ma to być niespodzianka dla ciebie,
odpowiedział mój Przewodnik. Kiedy budynek
ten będzie już gotowy, wówczas ponownie
z tobą go odwiedzę i będziesz mógł dokładnie
go sobie pooglądać w środku. Mnie już wtedy
nie będzie - pomyślałem. Będziesz - tyle że
w odmiennej formie, uspokoił mnie Przewodnik.
Odwiedzisz wówczas tą budowlę, bo będzie
ona właśnie tym czego zawsze pragnąłeś aby
powstało to we Wszewilkach-Stawczyku. Powyższe
wyjaśnienie Przewodnika tylko mnie mocniej
zaintrygowało. Znaczyło bowiem, że owa ogromna
budowla NIE mogła być np. halą sportową - jako
że ja NIE cierpię sportów wyczynowych ponieważ
wywyższają one ciało ponad umysł. Nigdy też
NIE chciałem widzieć we Wszewilkach żadnej hali
sportowej (zresztą kształt owej budowli był całkowicie
nieodpowiedni dla hali sportowej). Spróbowałem
więc okrężnie wysondować czy budowla ta
będzie muzeum - wszakże o muzeum też marzyłem
dla Wszewilek-Stawczyka. Jeśli ma to być muzeum,
wówczas ja sugerowałem aby zbudować je na kształt
Magnokraftu -
ponowiłem swoje sondowanie. Nie, to NIE będzie
muzeum w tobie znanej definicji muzeów -
Przewodnik odpowiedział mi dosyć zagadkowo.
W swoim zwiedzaniu doszliśmy do miejsca w
którym przed wojną stała leśniczówka - spalona
zaraz po wojnie. Miejsce to doskonale znałem
bo w czasach młodości zawsze tam odpoczywaliśmy
pod lipami w naszych poszukiwaniach stonki
ziemniaczanej (o jakiej w owych czasach twierdzono,
że zrzucały ją na polskie pola amerykańskie samoloty).
Ponownie zostałem zaszokowany. W miejscu
tym bowiem lip już NIE było. Za to była tam
duża przystań-pomost bez dachu zbudowana
nad brzegiem jakby jeziora, zaś druga przystań-pomost
(już z dachem) była właśnie w trakcie budowy.
Niedaleko od owej przystani, tam gdzie kiedyś
stała spalona leśniczówka, teraz stał wielopiętrowy
wieżowiec. Ten wieżowiec to hotel dla turystów
i przyjezdnych - wyjaśnił mój Przewodnik. Zaś
owa przystań to ośrodek wodnych rozrywek i
odpoczynku. Zjeżdżają się do niego zarówno turyści
jak i mieszkańcy Milicza i okolic, a nawet wielu
Wrocławian. Położony jest on wszakże nad
nowym głębokim stawem który został zbudowany
na obrzeżu wsi - tak aby zalać uprzednie
okoliczne łąki i zamienić je w rodzaj ogromnego
sztucznego jeziora dla wodnych rozrywek i aktywności.
Kiedy przyglądnąłem się owemu nieznanemu
mi nowemu stawowi, wówczas odnotowałem
że faktycznie był on pełem kajaków, rowerów
wodnych, żaglówek, skuterów wodnych, oraz
motorówek ciągnących narty wodne. Jego
brzegi niemal przylegające do tyłu domów
Wszewilek-Stawczyka miały długą plażę na
której widać było siedzących lub spacerujących
ludzi. Wszędzie było sporo ludzi, zaś atmosfera
tego letniego dnia była podobna do tej którą znam
z podmiejskich letniskowych miejsc wypoczynkowych.
Czas wracać - stwierdził mój Przewodnik. Rozglądnąłem
się po raz ostatni po przyszłościowym krajobrazie
znanej mi w dzieciństwa wsi rodzinnej. Chociaż w
moich marzeniach wieś ta miała się stać ośrodkiem
innowacyjnego przemysłu oraz miejscem
kultywowania tradycji i pamięci, w rzeczywistości
stała się ona osiedlem mieszkalnym i ośrodkiem
rozrywkowo-wypoczynkowo-kulturalnym.
Wyglądała jednak na szczęśliwe i tętniące życiem
miejsce - taką zaś ja chciałem aby się stała.
Chociaż więc przyszłość nie urzeczywistniła
wszystkich moich projektów, to co przyniosła
ciągle było zgodne z moimi intencjami.
#J4.
Filozoficzne następstwa wglądów do przyszłości:
W dzisiejszych czasach nie daje się rozstrzygnąć,
czy mój wgląd do przyszłości opisany powyżej
był faktyczną wizytą w przyszłych Wszewilkach-Stawczyku,
czy też był jedynie rodzajem mojego "snu". Wszakże
aby to sprawdzić, ktoś musi dożyć do czasu w
którym moja wizyta miała miejsce. Jednak fakt
że ludzie rzeczywiście mogą zobaczyć przyszłość
daje się już obecnie potwierdzić na relatywnie licznych
przykładach podobnych wizyt w przyszłości odbywanych
dawniej przez najróżniejszych ludzi. Kilka przykładów
faktycznych odwiedzin w przyszlości wskazuję w
następnym punkcie. Z tych najbardziej znanym
przykładem są widzenia niejakiego Nostradamusa. Niemniej
praktycznie każda poprawna przepowiednia jaka z czasem się sprawdza,
zaczyna się od czyjejś wizyty w przyszłości. To zaś
oznacza, że w rzeczywistości przyszłość jest już
obecnie równie zdefiniowana i klarowna, jak teraźniejszość.
Tyle tylko, że dla istotnych powodów, w interesie
Boga
wcale NIE leży ujawnianie przyszłości każdemu.
Fakt że przyszłość już obecnie jest zdefiniowana
i klarowna, wprowadza cały szereg implikacji
natury filozoficznej. Warto sobie zdawać sprawę
przynajmniej z części owych implikacji, bowiem
nadają one zupełnie inny sens naszemu życiu.
Przeglądnijmy więc teraz przynajmniej najważniejsze
z nich. Oto one:
(1) Przebieg naszego życia jest po prostu realizacją
rodzaju naturalnego programu zwanego "programem
życia i losu". Ten "program naszego życia i losu"
opisany jest dokładniej na stronie
soul_proof_pl.htm - o naukowych dowodach na istnienie duszy.
Z kolei wizualnym dowodem - który każdy może sam sobie
sprawdzić, że faktycznie nasze życie polega na realizacji
tego "programu naszego życia i losu" rozkaz-po-rozkazie
jest dowód na skokowy upływ naszego czasu (dowód
ten wskazany jest w punkcie #D1 na stronie
immortality_pl.htm - o przedłużaniu życia w nieskończoność poprzez powtarzalne cofanie naszego czasu do lat młodości).
(2) Wszystko co nas spotyka, jest od dawna z góry
zaprogramowane w naszym "programie życia i losu".
Innymi słowy, my ludzie mamy jedynie wpływ na to
"jak" przebiegało będzie to co ma się stać, natomiast
NIE mamy wpływu na to "co" się stanie w przyszłości.
(Chociaż egzekwując swoją "wolną wolę" zawsze
zmieniamy program tego co nam samym się przydarzy -
po szczegóły patrz punkt #A1 ze strony o nazwie
evolution_pl.htm.)
Owa nieuchronność tego co ma się stać w przyszłości
odbierana z ludzkiego punktu widzenia jej następstw,
nazywana jest "losem", "przeznaczeniem", itp. Natomiast
softwarowy mechanizm który egzekwuje zaistnienie owego
"losu", "przeznaczenia", itp., a stąd który wyjaśnia nam
jak faktycznie czas działa, nazywany jest "przestrzenią
czasową" - po opis tej przestrzeni patrz punkt #G4 strony
dipolar_gravity_pl.htm.
(3) Softwarowy "krajobraz" zwany "przestrzenią czasową"
umożliwia aby cała przyszłość była już dawno zaprogramowana,
jednocześnie zaś aby ludzie utrzymywali swoją tzw. "wolną wolę".
Wielu badaczy którzy dokonują filozoficznych analiz,
NIE może zrozumieć w jaki sposób jest możliwe aby
przyszłość była zaprogramowana już od początka
czasów, a jednocześnie aby ludzie mieli tzw. "wolną wolę".
Badacze ci wierzą, że gdyby przykładowo matka
Hitlera uczyniła użytek ze swojej "wolnej woli" i zakochała
się w kimś zupełnie innym, wówczas Hitler wcale by się
nie urodził zaś drugiej wojny światowej nigdy by NIE było.
To właśnie z powodu owego braku zrozumienia dla
softwarowego mechanizmu działania czasu wynika
twierdzenie niektórych osób, że tylko przeszłość jest
klarowna, zaś przyszłość musi się dopiero wyklarować.
Tymczasem rzeczywistość jest taka, że istnieje softwarowy
twór zwany "przestrzenią czasową", w którym od początku
czasów istnieją softwarowe konstrukcje wszystkiego
co kiedykolwiek istniało lub zaistnieje w całym wszechświecie.
Każda ze składowych tej "przestrzeni czasowej" jest
zaprogramowana jako niezależna jednostka (albo "obiekt"),
która daje się w całości przenosić do najróżniejszych miejsc
owej "przestrzeni czasowej" (tj. jest zaprogramowana w sposób
który w Informatyce nazywa się OOP - tj. "Object-Oriented
Programming" czyli "programowanie zorientowane objektowo").
Ludzka zaś tzw. "wolna wola" polega właśnie na przenoszeniu
takich indywidualnych jednostek ("obiektów") do odmiennych
miejsc "przestrzeni czasowej". Stąd wszystko co ma się stać
w przyszłości, z całą pewnością się stanie - tyle że może
nosić odmienne nazwy i odmienne tło. Innymi słowy,
gdyby matka Hitlera zakochała się w kimś innym lub
np. wcale nie miała dzieci, Hitler ciągle by się urodził -
tyle że w odmiennej rodzinie np. "Histerów". Druga wojna
światowa ciągle więc by zaistniała, tyle że zamiast Hitlera,
spowodował by ją ktoś, kogo Nostradamus nazywał
"Hister", a kto faktycznie miałby
duszę i losy Hitlera -
tyle że urodziłby się i wyrósłby w odmiennej rodzinie. Owa
przenośność i niezależność indywidualnych składowych ("obiektów")
"przestrzeni czasowej" pozwala więc aby wszystkie czasy
wszechświata istniały już z góry zaprogramowane od samego
początku czasu (czyli aby zarówno przeszłość jak i przyszłość
były zawsze klarowne i znane), jednocześnie zaś aby ludzie
ciągle mieli psychologiczne poczucie posiadania
wolnej woli
i ciągle mogli kształtować sporej proporcji swojego
własnego życia tak jak zechcą - po dodatkowe opisy
jak to jest możliwe patrz punkt #A1 ze strony o nazwie
evolution_pl.htm.
(4) Softwarowa "przestrzeń czasowa" pozwala również
aby podróżować przez czas i zmieniać już zaszłe
zdarzenia z przeszłości. W punkcie #D6.1
totaliztycznej strony
timevehicle_pl.htm
opisałem jak w 1995 roku modliłem się w Warszawie
we wspaniałym barokowym kościele NMP. Potem zaś
ów kościół został przeniesiony do Świętej Lipki, tak że
w 2004 roku już go NIE było w Warszawie. Przeniesienie
owego kościoła w inne miejsce mogło nastąpić np.
ponieważ ktoś przemieścił się w czasie do tyłu i spowodował
iż budowniczy kościoła w przeszłości zmienił swoją
"wolną wolę" i zbudował ten sam kościół w zupełnie
innym miejscu. W nowym więc przebiegu czasu
kościół ten ciągle istniał, tyle że był już zbudowany
w Św. Lipce, a nie w Warszawie. Mi zaś
Bóg
nadał przywilej zaobserwowania tej zmiany. Innymi
słowy, trwałe zaprogramowanie przeszłości i przyszłości
w formie przenośnych "obiektów" w tzw. "przestrzeni
czasowej" pozwala, że ludzie mają wolną wolę w tym
co czynią, mogą też podróżować przez czas i zmieniać
przeszłość, jednak na przekór tego zarówno przyszłość
jak i przeszłość ciągle są zaprogramowane na stałe i
wyklarowane już od samego początka czasów.
(5) Złe przeżycia i nieszczęścia są wprogramowywane
z nasz "program życia i losu" w taki sam sposób jak
wszystko co dobre nas spotyka. Innymi słowy, ta sama
nadrzędna istota (Bóg)
która zaprogramowała w naszym "programie życia i losu"
wszystko co dobre nas w życiu spotyka, zaprogramowała
również w owym programie wszystko co złego nas dotyka.
Tyle tylko, że dla istotnych powodów ów nadrzędny "programista"
tak symuluje nasz "program nadchodzących nieszczęść"
aby nieszczęścia te sprawiały wrażenie iż są na nas
sprowadzane przez innych ludzi lub przez jakieś
"szatańskie istoty".
#J5.
Rola mojej naukowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku
(która z powodu blokowania jej przez jakąś potężną
instytucję upowszechniana jest w internecie pod nazwą
Koncept Dipolarnej Grawitacji)
w naszym zrozumieniu działania czasu i w odkryciu
że "przyszłość jest z góry zaprogramowana":
Analizy przeszłych procesów poznawania ujawniają,
że dany obszar otaczającej nas rzeczywistości
pozostaje niepoznawalny dla ludzi przez tak
długo, aż stworzona zostaje i zaakceptowana
teoria (albo "model") która dokładnie objaśnia
ten fragment rzeczywistości. Wszakże
nasze poznawanie otaczającej rzeczywistości
można by illustratywnie porównać do wspinania
się w górę po gładkiej ścianie. W czasie kiedy
poznający konfrontuje wyłącznie ową gołą
rzeczywistość, jego sytuacja jest podobna do
osoby wspinającej się w górę gładkiej ściany
bez użycia żadnej podpory czy pomocy. Kiedy
jednak stworzy się jakąś teorię czy model które
opisują nam działanie owej rzeczywstości, to
tak jakby tuż obok owej ściany wznieść jakieś
pionowe rusztowanie czy drabinę ze szczeblami
i uchwytami. Po jego wzniesieniu wspinający
się zaczyna więc mieć NIE tylko ową ścianę do
wspinania się po niej, ale także narzędzie na
którym może się teraz opierać i stopniowo
wydźwigiwać w górę.
Powyższą sytuację najlepiej ilustruje nam tzw.
"Teoria Magnokraftu" opisana w tomach 2 i 3
aż dwóch monografii, mianowicie
[1/5] i
[1/4].
Przez bowiem tak długo aż owa "Teoria Magnokraftu"
NIE została opracowana, ludzie mnożyli najróżniejsze
dzikie spekulacje na temat czym właściwie
są wehikuły UFO - jednak tak naprawdę to nikt
nic pewnego o UFO nie wiedział. Dopiero po
rozpracowaniu "Teorii Magnokraftu" możliwe się
stało opracowanie formalnego dowodu naukowego
dokumentującego że "UFO to już zbudowane magnokrafty".
Dowód ten omawiany jest szerzej na stronie internetowej
ufo_proof_pl.htm,
zaś ilustrujące go zdjęcia UFO są interpretowane z
punktu widzenia owej "Teorii Magnokraftu" na stronie
explain_pl.htm,
a także w polskojęzycznym traktacie
[4c] (patrz ilustrowana wersja owego traktatu [4c] w PDF).
Podobna sytuacja jak ta z wyjaśnieniem czym
są UFO, istnieje również z wyjaśnieniem "czym
jest czas" i "jak czas działa". Jak się bowiem
okazuje, do chwili aż naukowa
teoria wszystkiego
zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
wyjaśniła nam dokładnie "czym jest czas",
"jak czas działa", oraz "jak daje się zbudować
wehikuły czasu",
ludzie mnożyli najróżniejsze dzikie spekulacje
na temat czasu i jego działania. Najlepszą
ilustracją tych spekulacji są najróżniesze
paradoksy podróży w czasie, które w rzeczywistym
życiu wcale NIE istnieją, jednak których namnożyli
nam na pęczki różni pisarze "science fiction".
Niektóre z owych paradoksów są omawiane
w punkcie #C3 z totaliztycznej strony internetowej
timevehicle_pl.htm
(przykładowo patrz tam "paradoks dziadka",
"zwielokrotnione istnienie", czy "równoległe
rzeczywistości"). Dopiero dokładne wyjaśnienie przez ów
Koncept Dipolarnej Grawitacji
"czym jest czas" oraz "jak czas naprawdę działa",
ujawniło nam liczne prawdy na temat czasu, podróży
w czasie, itp. Jedną z tych prawd jest wysoce
szokujący dla niektórych ludzi fakt, że "przyszłość jest
z góry zaprogramowana, a stąd żadne nasze działanie
NIE jest w stanie drastycznie zmienić tego co ma
nastąpić". (Taką z góry zaprogramowaną przyszłość
popularnie nazywamy "losem", albo "przeznaczeniem".)
Dobrym przykładem nieuchronności przeznaczenia
są losy zamku skonstruowanego daleko od brzegu
morza w okolicach tureckiego miasta "Tarsus"
(położonego niedaleko od wyspy Cyprus). Ten
zamek został zbudowany przez króla który dowiedział
się od "astrologów" że jego ukochana córka ma
umrzeć od ukąszenia jadowitego węża. Dlatego
król zbudował zamek swojej ukochanej córce jaki
otoczony był wodą morską - tak aby węże NIE
miały do niego dostępu. Niemniej ciągle jadowity
wąż był przypadkowo jej przyniesiony po tym jak
ukrył się w koszu na owoce. Stąd na przekór że
król bardzo starał się zmienić jej los, córka ta umarła.
Liczne teoretyczne przesłanki postulujące i potwierdzające tą szokującą
prawdę że "przyszłość jest z góry zaprogramowana"
przytoczone już zostały w poprzednim punkcie #J4
tej strony. Należy do nich np. odkrycie że "czas upływa
w krótkich skokach" czy też odkrycie że "czas
jest nawrotny" (tj. że czas daje się cofać do tyłu -
na co mamy już również rozliczne dowody empiryczne
m.in. zestawione w następnym punkcie #J6 tej strony).
Wszakże aby czas dał się nawracać do tyłu,
oraz aby upływał on w krótkich skokach, musi
on być wielkością softwarową (tj. czas musi
być ruchem kontroli wykonawczej przez kolejne
instrukcje naszego naturalnego "programu życia
i losu" - tak jak nam wyjaśniają to strony
immortality_pl.htm czy
soul_proof_pl.htm).
Z kolei aby czas mógł być wielkością softwarową
(znaczy programem), nasz świat fizyczny musi
być zbudowany w formie specjalnego "krajobrazu"
softwarowego zwanego "przestrzenią czasową".
(Owa softwarowa "przestrzeń czasowa" opisana
jest dokładniej w punkcie #B2.1 totaliztycznej strony
timevehicle_pl.htm.)
Jeśli zaś istnieje coś takiego jak owa softwarowa
"przestrzeń czasowa", wówczas "przyszłość musi
być z góry zaprogramowana" - tak jak to zostało
zapostulowane teoretycznymi przesłankami z
poprzedniego punktu #J4.
Podsumowując więc tutaj rolę którą naukowa
teoria wszystkiego
zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
wypełnia w naszym zrozumieniu działania czasu
i w odkryciu że "przyszłość jest z góry zaprogramowana",
to rolę tą możnaby właśnie przyrównać do roli
owego ilustratywnego "rusztowania" czy "drabiny"
ustawionych przy "gołym murze niewiedzy" na który
to mur ludzkość musi się kiedyś wspiąć. Poprzez
wyjaśnienie czym jest czas i jak czas działa, owa
teoria wszystkiego pozwala nam teraz stopniowo
gromadzić wiedzę szczegółową na temat czasu i
na temat najlepszego wykorzystania naszej wiedzy
jak działa czas. To z kolei pozwala nam zarówno
lepiej zaplanować i urzeczywistnić nasze życie
codzienne, jak i z czasem podjąć budowę
wehikułów czasu które otworzą ludziom dostęp do nieskończenie długiego życia.
#J6.
Empiryczne dowody na potwierdzenie faktu że "przyszłość jest już z góry zaprogramowana":
Ze wszystkich nowych ustaleń które wyniknęły
z treści naukowej
teorii wszystkiego
zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji,
najwięcej intelektualnego oporu inercyjnego
budzi w ludzkich umysłach właśnie ustalenie
że "przyszlość jest z góry zaprogramowana".
Wszakże ustalenie to sugeruje że nasze decyzje
i działania wcale NIE są w stanie zmienić tego
"co" się stanie, a jedynie mogą zmienić "jak"
to coś jest urzeczywistniane. Dlatego aby udostępnić
wyjaśnienia które umożliwią zainteresowanym
przełamanie w sobie owego inercyjnego oporu umysłu,
niniejszym postanowiłem zaprezentować tutaj
chociaż kilka przykładów empirycznego materiału
dowodowego który potwierdza że faktycznie
przyszłość już obecnie jest skrystalizowana
i z góry zaprogramowana. Oto owe przykłady:
1. Przepowiednie które się sprawdziły. Najlepszym
przykładem empirycznych dowodów, że przyszłość
jest z góry zaprogramowana, są wszystkie przykłady
czyichś opisów przyszłości, które potem faktycznie
się sprawdziły. Takimi zaś przykładami są praktycznie
wszelkie "przepowiednie" - włączając w to słynne
przepowiednie Nostradamusa, a także wiele
najróżniejszych innych przepowiedni które też
się sprawdziły w życiu (przykłady takich innych
przepowiedni opisane są m.in. na totaliztycznej stronie
przepowiednie.htm).
2. Dowody na istnienie "wehikułów czasu".
Kolejnym dowodem na istnienie z góry zaprogramowanej
przyszłości, jest istnienie i działanie
wehikułów czasu.
Jeśli bowiem dobrze przeanalizować ich zasady
działania, wówczas się okazuje, że wehikuły czasu
NIE byłyby w stanie istnieć i działać, gdyby NIE
istniała softwarowa tzw. "przestrzeń czasowa",
czyli gdyby przeszłość, teraźniejszość i
przyszłość NIE były trwale zaprogramowane
w postaci owego softwarowego "krajobrazu"
zwanego "przestrzenią czasową". O tym
zaś że wehikuły czasu faktycznie istnieją,
poświadcza wiele dowodów. Przykładowo,
takimi dowodami są: (1) zabrania ludzi do przeszłości
(lub do przyszłości) dokonywane przez owe
wehikuły czasu, (2) eksplozje wehikułów czasu
(jedna z których to eksplozji miała miejsce w 1178 roku koło
Tapanui w Nowej Zelandii),
(3) uprowadzenia ludzi do UFO które trwają
wiele dni a kończą się czasami wcześniej
niż się zaczęły (ich przykłady opisuje traktat
[3b]
oraz rozdział T z monografii [1/5]), (4)
uprowadzenia do UFO w których zabrani NIE
doświadczają drogi powrotnej (tj. zamiast powrotu
z uprowadzenia ich czas jest cofany do tyłu),
czy np. (5) zdjęcia owych wehikułów czasu
(przykłady zdjęć wehikułów czasu w działaniu
pokazane są m.in. na totaliztycznej stronie
immortality_pl.htm,
a także na rysunku N1 z tomu 11
ilustrowanej wersji monografii [1/5] w PDF).
3. Podróże do przeszłości. Następną grupą
dowodów na istnienie z góry zaprogramowanej
przyszłości są zabrania ludzi do przeszłości. Jak
bowiem się okazuje, relatywnie sporo ludzi jest
zabieranych do przeszłości - często zmieniając
tam najróżniejsze już zaszłe zdarzenia. Jak zaś
trafnie to wydedukowali autorzy książek i filmów
"science fiction", gdyby przyszłość NIE była z
góry zaprogramowana, wówczas każda nawet
najmniejsza zmiana w przeszłości powodowałaby
kumulacyjne (lawinowe) zmiany w naszej teraźniejszości.
(Wszakże dla przeszłości, teraźniejszość jest przyszłością.)
Tymczasem na przekór zmian w przeszłości, nasza
teraźniejszość NIE ulega znaczącej zmianie. To
zaś oznacza, że w owej przeszłości obecna
teraźniejszość była już z góry zaprogramowana.
Na faktyczność owych zabrań do przeszłości
połączonych z niezamierzonym wprowadzaniem
zmian do przyszłości istnieje dosyć bogata dokumentacja -
np. patrz książka [8V5.3] pióra Rodney Davies
"Nadprzyrodzone zniknięcia" (tytuł oryginału
"Supernatural Disappearances"), Dom Wydawniczy
Limbus (85-959 Bygoszcz, skr. poczt. 21,
tel./fax 28-79-74), 1995, ISBN 83-85475--80-X,
255 stron, pb. (Kilka przykładów zabrań do
przeszłości opisanych w tej książce interpretowanych
jest m.in. w podrozdziale V5.3 z tomu 16 mojej starszej
monografii [1/4].)
Co ciekawsze, jeśli przeglądnie się opisy tych
przypadków, dowody na ich zaistnienie były
powszechnie dostępne i różni badacze sprawdzali
ich zasadność. Na przekór jednak że ludzie byli
(i ciągle są) zabierani do przeszłości, oraz że
czasami zmieniają oni jakieś zdarzenia w owej
przeszłości, nasza teraźniejszość pozostaje
ustalona i zasadniczo niezmienna - czyli wcale
NIE ulega odnotowalnym zmianom. Tymczasem,
gdyby przyszłość zawsze dopiero musiała się
wyklarowywać, wówczas każda zmiana w przeszłości
powodowałaby natychmiast kumulacyjne (lawinowe)
zmiany w naszej teraźniejszości - to właśnie dlatego
autorzy "science fiction" wymyślili paradoks "równoleglych
rzeczywistości" aby jakoś wyjaśnić przesłankę że każda
zmiana przeszłości powinna zaowocować w zupełnie
odmiennym przebiegu wszystkiego co po niej następuje.
4. Zmiany przeszłości.
Innym dowodem że przyszłość jest z góry
zaprogramowana, są częste obserwacje że
ktoś zmienił znacząco przeszłość, jednak
nasza teraźniejszość wcale NIE uległa większej
zmianie. Sporo takich zaobserwowanych zmian
przeszłości opisanych jest w punktach #D6 i #D6.1 ze strony
timevehicle_pl.htm.
Jeśli zaś zmiany owe przeanalizuje się uważnie,
to gdyby przyszłość zawsze musiała się dopiero
wyklarować, wówczas każda zmiana przeszłości
powinna powodować kumulacyjną (lawinową) zmianę
całej naszej teraźniejszości - tak jak to już wyjaśniałem
w poprzednim punkcie. Tymczasem zmiany
przeszłości są dokonywane na Ziemi niemal
bez przerwy, zaś nasza teraźniejszość nadal
pozostaje ustalona i generalnie niezmienna.
5. Powtórne przebiegi czasu ("deja vu"). Jak
też się okazuje, istnieje dosyć sporo przypadków
kiedy czyjś naturalny przebieg czasu jest powtarzany
(tj. te same zdarzenia zachodzą więcej niż jeden raz
w życiu danej osoby). Pechowo jednak nasza dusza
została tak zaprogramowana, że jeśli dany przebieg
czasu zaczyna się powtarzać, wówczas w naszej
pamięci automatycznie deletowana jest pamięć
poprzedniego przebiegu czasu - po szczegóły
patrz punkt #C1.1 ze strony internetowej
timevehicle_pl.htm.
Dlatego jedynym co niekiedy odnotowujemy jeśli
jesteśmy skonfrontowani z czymś unikalnym co już
raz przeżyliśmy w swoim poprzednim przebiegu
czasu, jest szczególny rodzaj odczucia typowo zwany
"deja vu" (pisany też "dejavous"). Kilka przypadków
materiału dowodowego na to zjawisko opisanych
zostało w podrozdziale V5.3 z tomu 16 mojej starszej
monografii [1/4].
6. Stwierdzenia Biblii. Sam
Bóg w autoryzowanej przez Siebie Biblii
też daje nam do zrozumienia że przyszłość jest z
góry zaprogramowana. Przykładowo, w bibilijnej
Księdze Koheleta czyli Eklezjastesa, 6:10, stwierdza
On co następuje, cytuję: "To, co jest, zostało już
dawno nazwane, i postanowiono, czym ma być
człowiek:" Używając więc archaicznego języka
Biblii ów werset stwierdza dokładnie to samo co
za pomocą nowoczesnego już języka naukowego
wyjaśnia nam też punkt #C4 totaliztycznej strony
soul_proof_pl.htm.
Mianowicie, że życie każdego człowieka jest z
góry zaprogramowane i wyrażone specjalnym
"programem życia i losu" zawartym właśnie w
duszy. Natomiast ów "program życia i losu" ma
tą cechę, że pozwala on nam egzekwować naszą
"wolną wolę" poprzez wzajemne przestawianie
względem siebie obiektów softwarowych formujących
tzw. "przestrzeń czasową", jednak NIE pozwala
nam ani zniszczyć ani tworzyć software żadnego
z tych obiektów - tak jak to precyzyjniej wyjaśnia
punkt #B2.1 totaliztycznej strony internetowej
timevehicle_pl.htm.
Ta zaś jego cecha ma ten skutek, że w życiu jesteśmy
jedynie w stanie decydować o tym "jak", jednak
nie mamy możności wpływania na "co" (innymi
słowy, na przekór ze posiadamy "wolną wolę",
nasza przyszłość ciągle jest z góry zaprogramowana).
7. Znajomość przyszłości przez niektóre zwierzęta
i przez małe dzieci. Odnotowanych zostało
sporo zachowań wśród niektórych zwierząt, a
także wśród małych dzieci, jakie to zachowania
dowodzą że niektóre zwierzęta, a także małe
dzieci, wyczuwają w jakiś sposób co ma się stać
w najdchodzącej przyszłości. Najdoskonalszym
przykładem tych zachowań jest powszechnie
znany fakt że "szczury uciekają z okrętu który
ma właśnie zatonąć" (czynią to w ostatnim z
portów do jakich okręt ten zawija). Otóż nie
istnieje inne wyjaśnienie dla tego zachowania
szczurów, poza uznaniem że one wiedzą co ma
nastąpić w najbliższej przyszłości. Ta zaś z kolei
ich wiedza jest dowodem, że przyszłość musi
być z góry zaprogramowana. Oczywiście,
znajomość przez szczury przyszłości jest
również potwierdzana ich innym zachowaniem.
Mianowicie, na króko przed tym kiedy w kopalni
ma wybuchnąć pożar, lub kopalnia ma zostać
zalana wodą, szczury również masowo opuszczają
tą kopalnię. Wśród dawnych górników kursowała
kiedyś nawet mądrość ludowa stwierdzająca,
że "jesli zobaczysz że szczury uciekają z
kopalni, wówczas natychmiast podążaj za nimi".
Oczywiście, oprócz szczurów znajomość przyszłości
wykazują również inne zwierzęta. Przykładowo,
jest powszechnie wiadomym że bociany nigdy
nie założą gniazda na dachu budynku który ma
być uderzony przez piorun. Ta gwarancja dawana
przez bociany powodowała, że w dawnej Polsce
jeśli mimo zachęty (tj. mimo zbudowania na dachu
tzw. "kozła") bocian odmówił założenia gniazda
na czyimś domu, wówczas właściciel czasami opuszczał
ten dom i budował sobie nowy w innym miejscu.
Innym przykładem są zwierzęta domowe które
zawsze wiedzą kiedy mają umrzeć i płaczą już
na dzień wcześniej. W podrozdziale I8.1 z tomu
5 monografii
[1/5] oraz
[8/2]
opisałem słynnego kiedyś kota (badanego nawet
przez naukowców), który wiedział kto ma wkróce
umrzeć i przychodził aby dotrzymać towarzystwa
tej osobie. W dawnej też Polsce zważano też na
zachowania kretów - jeśli bowiem kret podrył się pod
fundamenty czyjegoś domu, wówczas to oznaczało
że już wkróce ktoś umrze w owym domu (dokładnie
tak się stało z moją babcią).
8. Empiryczne doznania zmiany w szybkości
upływu czasu. Ich przykłady obejmują m.in.
wolniejszy upływ czasu w młodym wieku oraz
znacznie szybszy upływ czasu w starczym
wieku, czy wolny upływ czasu gdy się nam nudzi
lub gdy się na coś czeka, oraz znacznie szybszy
upływ czasu kiedy przyjemnie spędza się czas.
Jednym z najlepszych dowodów na faktyczne
zachodzenie zmian w szybkości upływu czasu
są doznania ludzi podczas tzw. "doświadczeń
przyśmiertnych" - szczególnie zaś ponowne przeżycie
całego swojego życie w ogromnie krótkim okresie
czasu kiedy umierający np. spada właśnie z dachu
(doświadczenia te opisane są m.in w punkcie #F3
totaliztycznej strony
soul_proof_pl.htm).
Wszakże gdyby szybkość upływu czasu nie ulegała
zmianie, wówczas niemożliwym byłoby ponowne
przeżycie całego swojego życia w okresie zaledwie
kilku sekund jakie zajmuje czyjś lot z dachu na ziemię.
W sposób obiektywny (tj. wskazywane na zegarach)
zmiany w szybkości upływu czasu są relatywnie
często rejestrowane na zegarach osób uprowadzanych
do UFO. Ich przykłady opisałem w podrozdziale T3
(patrz tam punkt "Ad. #2") z tomu 15 mojej najnowszej
monografii [1/5].
9. Anulowanie następstw nieszczęśliwych wypadków.
Ja osobiście dobrze znam aż trzy osoby (zaś spotkałem
przelotnie również czwartą), które zostały przejechane
przez ciężarówki na jakimś etapie swojego życia, jednak
następstwa tych nieszczęśliwych wypadków zostały następnie
anulowane. (Jak wierzę ich czas zapewne został cofnięty
do tyłu, zaś w ponownym przebiegu czasu owe wypadki im
się już nie zdarzyły.) Opisy wypadków tych osób zawarłem
w podrozdziale I4.1.1 (patrz tam punkt #4d) z tomu 5 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Owo anulowanie następstw wypadków potwierdza aż
na kilka sposobów że przyszłość musi być z góry
zaprogramowana. Przykładowo, wykazuje ono że
osoby te zostały zaprogramowane aby uczynić coś
ważnego w przyszłości, bez czego z góry zaprogramowana
przyszłość nie mógłby zostać urzeczywistniona.
10. Skokowy upływ czasu. Jeszcze innym
przykładem empirycznego dowodu na istnienie
z góry zaprogramowanej przeszłości, jest skokowy
upływ czasu. Aby bowiem czas upływał w skokach,
musi on być dokładnie tym czym opisuje go naukowa
teoria wszystkiego
zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji -
tj. musi być programem realizowanym rozkaz-po-rozkazie.
O tym zaś że czas faktycznie jest skokową realizacją programu
i stąd upływa w krótkich skokach, dowodzi m.in. prosty
eksperyment który może być wykonany przez każdego
czytelnika, a który opisany jest w punkcie #D1 strony internetowej
immortality_pl.htm.
11. "Genetyczne zaprogramowanie" długości życia.
Badania naukowe nad ludźmi którzy przeżyli ponad
100 lat wykazują, że ilość lat jakie ktoś ma przeżyć
jest z góry "zaprogramowana" w systemie genetycznym
danej osoby (czyli, jak ujawnia to strona internetowa
immortality_pl.htm -
zaprogramowana w tzw. "programie życia i losu" tej
osoby). Takie właśnie wyniki badań opisane są w artykule
"Secret to long life hide in genes" (tj. "Tajemnica długiego
życia ukrywa się w genach") ze strony A9 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w czwartek (Thursday), May 13,
2010. Dlatego np. długość życia wcale NIE zależy
od trubu życia, od konsumowanych potraw, itp.
* * *
Wszystkie powyższe dowody miały charakter
bezpośredni. Znaczy wprost potwierdzały one
że przyszłość jest z góry zaprogramowana.
Niezależnie jednak od nich istnieją też dowody
pośrednie potwierdzające ten sam fakt.
Doskonałym ich przykładem jest:
12. Brak dowodów na możliwość zmiany przyszłości.
Wymownym przykładem pośredniego dowodu empirycznego,
że przyszłość jest z góry zaprogramowana, jest fakt
że istnieje całe zatrzęsienie dowodów empirycznych
potwierdzających właśnie że przyszłości NIE daje
się drastycznie zmienić (np. potwierdzają to wszystkie
dowody empiryczne z niniejszego punktu), jednak
nikt NIE jest w stanie przytoczyć choćby najmizerniejszego
dowodu iż przyszłość daje się drastycznie zmienić.
Wprawdzie w nastawionej na sensacje i na zasiewanie
konfuzji literaturze "science fiction" opisywane są
rzekome "dowody" iż jakoby przyszłość została
zmieniona, jednak jeśli się przyglądnąć uważniej
tym "dowodom", wówczas się okazuje że albo są
one jakoby "pozamykane" przed wglądem ludzi
przez jakieś "służby specjalne" - a stąd niedostępne
dla badaczy i dla zwykłych śmiertelników, albo
też dowody te pojawiły się w sposób który nasuwa
podejrzenie iż są one produktem żartownisiów
albo fabrykacji. Dokonałym przykładem takiego
jakoby "pozamykanego" przed wglądem dowodu
na zmianę przyszłości jest opowiadanie na temat
Rosjanina o nazwisku "Pokrowski", publikowane
w artykule "Wrzucony w inny czas?" z polskiego czasopisma
Nieznany Świat, nr 12/2004.
Tymczasem dowody empiryczne na niemożność
zmiany przyszłości każdy może sobie sprawdzić -
i faktycznie wielu ludzi je już sprawdzało (tak jak
wspomina to punkt 4 powyżej).
Powyższy materiał dowodowy jest też omawiany
w podrozdziale M1.4.1 z tomu 11 mojej najnowszej monografii
[1/5].
Tamten tom 11 opisuje systematycznie czym jest
czas, jak zbudować wehikuły czasu, oraz jakie
cechy będą charakteryzowały nasze podróże
w czasie. Definitywnie warto więc go poczytać.
Część #K:
"Symulacje zła" jako jedna ze składowych
życia zdefiniowanego "programem życia i losu":
#K1.
Dlaczego konieczne są "symulacje zła":
Gdyby w naszym życiu NIE istniało "zło", wówczas
NIE wiedzielibyśmy co to takiego "dobro". Wszakże
"dobro" może być tylko wówczas docenione,
jeśli wie się co to takiego "zło". To z tego powodu
aby nas właściwie wychować - tak jak opisane to
jest na stronie
soul_proof_pl.htm - o naukowych dowodach na istnienie duszy,
Bóg zmuszony jest nas traktować NIE tylko "dobrem",
ale również i "złem". Niestety, typowo kiedy Bóg
serwuje nam wymaganą dozę "zła", nasz ból jest
zbyt wielki abyśmy byli w stanie docenić wartość
tego co otrzymujemy. Z tego powodu Bóg tak
nam serwuje "zło", aby ono wyglądało jakby
wywodziło się z odmiennych źródeł niż wywochodzi
się "dobro". Wyrażając to w naukowej terminologii,
Bóg "symuluje" iż zło pochodzi ze źródła innego od dobra.
#K2.
Jak "symulacje zła" są manifestowane:
Aby "symulowanie" źródła z którego wywodzi
się zło było dla ludzi przekonywujące, Bóg
zmuszony jest dokonywać owej symulacji
zgodnie z określonym "scenariuszem". Przez
długi okres czasu, scenariuszem tym było
symulowanie istnienia tzw. "piekła" i "diabłów".
Jednak ostatnio ów dawny scenariusz stał się
nieco przestarzały i ludzie przestali w niego
wierzyć. Dlatego od jakiegoś już czasu Bóg wdraża
odmienny scenariusz w swoich "symulacjach" zła.
Tym odmiennym scenariuszem obecnie jest istnienie
"niewidzialnej okupacji Ziemi przez szatańskich
UFOnautów". Więcej informacji na temat tego
nowego scenariusza symulacji "zła" zawartych
jest na stronie
evil_pl.htm,
a także w punktach #D1 i #D2 ze strony
ufo_pl.htm.
Ponieważ ja jestem świadomy, że softwarowe
"symulowanie niewidzialnej okupacji Ziemi przez
szatańskich UFOnautów" dokonywane jest ogromnie
realiztycznie oraz dla bardzo ważnych powodów,
w swoich działaniach zawsze teraz tak postępuję
jakby owa "symulacja" faktycznie była rzeczywistością.
#K3.
Marzenie mojego dzieciństwa, tj. "profesura":
Od długiego już czasu nie mogę się powstrzymać
przed odnotowaniem analogii moich osobistych
losów, do losów wsi Wszewilki. Tak bowiem
się składa, że podobnie jak wieś Wszewilki
jest od kilku już wieków zawzięcie prześladowana
przez jakieś wysoce złośliwe
szatańskie moce,
również i moje osobiste życie wygląda jakby
te same moce bez przerwy starały się spychać
mnie w dół. Podobnie też jak wieś Wszewilki
zawsze jakoś zdoła się otrząsnąć z sytuacji
w jaką owe mroczne moce ją zepchnęły, także
i ja po przejściowych kłopotach zawsze podnoszę
się ponownie na nogi i odzyskuję pozycję której
zostałem pozbawiony. To właśnie owe powtarzalne
jakby przełamania się przez przeszkody tychże
mrocznych mocy spowodowały, że postanowiłem
napisać tą stronę i włączyć do niej niniejszy
punkt. Wszakże wymowa tego punktu jest
absolutnie jednoznaczna. Z jednej strony
potwierdza ona informację którą Bóg przekazuje
nam za pośrednictwem autoryzowanej przez siebie Biblii,
mianowicie z całego serca Bogu zaufaj -
patrz Księga Przysłów, 3:5. Z drugiej
zaś strony, niniejszy punkt jeszcze raz
potwierdza, że wszelkie realistyczne
i moralne marzenia podjęte we Wszewilkach
zawsze w końcu się wypełniają.
Kiedy ciągle jako mały chłopiec biegałem w
krótkich spodenkach do najróżniejszych szkół
z okolic Wszewilek, z jakichś powodów ogromnie
mnie fascynował tytuł "Profesor" którym wówczas
nazywaliśmy swoich nauczycieli. Wiedziałem
już wówczas, że owo tytułowanie w szkołach
jest czysto grzecznościowe, oraz że faktyczni
Profesorowie istnieją tylko gdzieś tam w
dalekim świecie na prawdziwych uniwersytetach.
Marzyłem więc, że pewnego dnia ja sam
stanę się takim prawdziwym profesorem
na jednym z ważniejszych uniwersytetów
dalekiego świata. Oczywiście, kiedy podjąłem
bezkompromisową walkę z szatanskimi
okupantami
skrycie pastwiącymi się nad naszą planetą,
logika mi podpowiadała że niweczę w ten
sposób wszelkie swoje szanse na faktyczne
wypełnienie się tego marzenia. Jednak ku
mojemu niewypowiedzianemu zaskoczeniu
Bóg spowodował wypełnienie się i
tego marzenia. W ten sposób Bóg
jednocześnie zademonstrował mi
w najbardziej namacalny sposób jaki tylko
jest możliwy spełnienie swojej obietnicy
zawartej w Biblii nakazującej "z całego serca
Bogu zaufaj". Zostałem bowiem zaproszony
przez jeden z wiodących uniwersytetów na
stanowisko pełnego profesora. Tytuł (pełnego)
profesora jest najwyższym tytułem w świecie
akademickim i nie ma już nic wyższego od niego.
Zaproszenie to opiewało na okres 10 miesięcy,
zaczynając 1 marca 2007 roku, a kończąc 31
grudnia 2007 roku. Przez owe 10 miesięcy
2007 roku wypełniły się więc moje dziecięce
marzenia z Wszewilek, aby zostać "prawdziwym
profesorem" na jakimś ważnym uniwersytecie
z dalekiego świata.
Oczywiście, w moim osobistym przypadku
wypełnienie się tego marzenia faktycznie
graniczyło niemal z cudem. Wszakże za
sprawą owych szatańskich
okupantów
skrycie pastwiących się nad naszą planetą,
przykładowo w kraju który los mi wyznaczył
na moją drugą ojczyznę, bez przerwy albo
jestem na bezrobociu, albo też wprawdzie
pozwala mi się pracować, jednak wyłącznie
na najniższych posadach jakie ciągle są tam
dopuszczalne dla osoby z moją ekspertyzą
oraz doświadczeniem zawodowym. Owe
mroczne moce bez przerwy też starają się
mnie trzymać w miejscach pracy jakie leżą
znacznie poniżej moich faktycznych
możliwości, oraz które uniemożliwiają mi
realizację moich wynalazków.
Trudno być w gorszej sytuacji od tej w jakiej
ja byłem po straceniu pracy w dniu 23
września 2005 roku. Zbliżałem się wówczas
do wieku 60 lat, czyli byłem bliskim do
emerytury. W takim zaś wieku nikt chętnie
nie zatrudnia już danego pracownika. Ponadto,
kraj w jakim mieszkałem był też wówczas
w środku poważnej depresji ekonomicznej
(na przekór że miejscowa propaganda wmawiała
ludziom coś zupełnie odwrotnego). Praktycznie
nie było więc miejsc pracy. Na dodatek,
padłem też ofiarą wysoce reprezentatywnego
"tricku" dzisiejszych polityków, którzy własną
nieudolność i ekonomiczne rujnowanie kraju
propagandowo zamieniają w rzekomy sukces.
Aby zaś owa ich "propaganda sukcesu"
wyglądała na prawdę, wymyślili oni sobie
sposób na propagandowe zmniejszenie
bezrobocia. Mianowicie, opracowali oni
"biurokratyczną definicję bezrobotnego".
Zgodnie z tą biurokratyczną definicją,
bezrobotny to osoba
która pobiera zasiłek dla bezrobotnych.
(Warto tutaj podkreślić rozbieżność owej
biurokratycznej definicji z faktami z prawdziwego
życia. Wszakże w
prawdziwym życiu bezrobotny to każda osoba
chcąca pracować, której jednak społeczeństwo
albo władze odmawiają dostępu do miejsca pracy
i prawa do wypracowania dla siebie godziwego
źródła utrzymania.) Dzięki zaś owej
biurokratycznej definicji bezrobotnego, rządzący politycy
danego kraju są w stanie chwalić się społeczeństwu
że zredukowali oni bezrobocie do bardzo niskiego
poziomu. Wszakże jeśli przykładowo faktycznie aż ponad 20%
ludności pozostaje bez pracy, jednak odpowiednimi
zabiegami biurokratycznymi daje się spowodować
że z tej liczby tylko około 3% ludzi w najbardziej
beznadziejnych sytuacjach uzyskuje pozwolenie
władz na pobieranie owego zasiłku dla bezrobotnych,
wówczas tylko poprzez zmyślne używanie takiej
"biurokratycznej definicji bezrobotnego" - zamiast
definicji z prawdziwego życia, rządzący politycy
danego kraju bez żadnego faktycznego działania
są w stanie się pochwalić "zmniejszeniem"
bezrobocia do tylko około 3%. Oczywiście,
cenę za owo rzekome "zmniejszenie"
musi ktoś zapłacić - tak się też stało że ja
byłem jednym z owych płacących. Wszakże,
aby tylko około 3% społeczeństwa miało
prawo pobierać zasiłek dla bezrobotnych,
politycy musieli nawymyślać tyle przeszkód
legalnych dla ludzi chcących pobierać
ów zasiłek, ile tylko się dało. W rezultacie,
faktyczną szansę otrzymywania zasiłku
mają głównie tylko ci bezrobotni, którzy
faktycznie niemal mieszkają pod mostem,
którzy uprzednio przepili i wydali na narkotyki
wszelkie swoje oszczędności, którzy nie mają
nikogo kto by ich mógł wspomagać, a jeśli
się da, to którzy dodatkowo uzyskają poparcie
jakiejś instytucji, np. psychiatrycznej lub więziennej.
Na szczęście dla mnie, ów mroczny okres
bezrobocia w okresie życiowej jesieni i to
bez pobierania zasiłku dla bezrobotnych,
został czasowo przerwany owym zaproszeniem
przez uniwersytet Korei na moją pełną profesurę
będącą odpowiednikiem "Profesora Zwyczajnego"
w Polsce. (Uprzednio wprawdzie byłem już profesorem
aż na trzech uniwersytetach z Cypru, Malezji i Borneo,
jednak były to pozycje "Associate Professor" czyli
odpowiedniki "Profesora Nadzwyczajnego" w Polsce.)
Marzenia o lepszej przyszłości jakie kiedyś kultywowałem,
a także moje wysiłki realizowania tych marzeń
spowodowały, że od dnia 1 marca 2007 roku
aż do 31 grudnia 2007 roku, miałem nie tylko
kolejną pracę, ale w końcu zostałem pełnym
profesorem na renomowanym uniwersytecie.
Aby ją więc uczcić, postanowiłem napisać
niniejszą stronę internetową. Wszakże dla
mnie praca ta była spełnieniem się dawnych
marzeń. Nie miało też już znaczenia, że owo
zaproszenie było tylko na okres 10 miesięcy,
ani że było ono w specjalizacji naukowej
"Software Engineering" przy pracy w której
nadal NIE mogłem realizować swoich
wynalazków. Ważne było, że owa moja
praca była pełną profesurą uniwersytecką,
o jakiej marzyłem już od najmłodszych lat.
Wszakże z zostaniem profesorem jest jak
z zostaniem generałem, mianowicie
raz profesor,
zawsze już profesor. A
przecież ta strona jest właśnie o naszych
marzeniach, oraz o ich wypełnianiu się.
#K4.
Dlaczego realizacja naszych marzeń jest blokowana
przez zasymulowanie istnienia odwiecznych wrogów ludzkości:
Motto:
"Z całego serca Bogu zaufaj." (Biblia, Księga Przysłów, 3:5)
Jak to wyjaśnia strona
evil_pl.htm,
sytuacja ludzkości jest celowo tak nam symulowana,
jakby nasza planeta od zarania dziejów była
skrycie okupowana i wyniszczana
przez szatańskie istoty, które kiedyś ludzie
nazywali "diabłami", obecnie zaś nazywają
"UFOnautami".
Najważniejszy z powodów owego symulowania
wrogów ludzkości i blokowania realizacji naszych
marzeń opisałem w uzasadnieniu istnienia
tzw. "przekleństwa wynalazców"
opisanego w punkcie #G3 totaliztycznej strony
eco_cars_pl.htm.
Z uwagi na istotność powodów dla których
owa symulacja skrytej okupacji Ziemi ma
miejsce, jedną z korzystniejszych na nią
reakcji jest tak ją potraktować jakby była
ona okupacją rzeczywistą (chociaż jednocześnie
zdawać sobie sprawę że jest to symulowana
okupacja). Autor niniejszej strony tak też
właśnie traktuje tą symulowaną okupację.
Powód dla którego nasi skryci okupańci są aż
tak szatańscy i złośliwi, został wyjaśniony dokładniej
w punkcie #C9 odrębnej strony internetowej o
wehikułach czasu,
a także w punkcie #A2 strony internetowej o
bandytach wśród nas.
Faktycznie wszyscy się też boją owych istot.
Wszakże są one jak wściekłe psy - gryząc i
dokuczając każdemu kto tylko znajdzie się
w zasięgu ich zębów i szponiastych pazurów.
Nawet tzw. "ateiści" oraz ortodoksyjni naukowcy,
którzy nie wierzą w istnienie czegokolwiek
głębszego niż
naturalna ewolucja
czy obecne działanie
klimatycznego "El Nino",
też zostali zmuszeni aby uwzględniać
złośliwości tych szatańskich istot w swoim
postępowaniu. Chętnie więc skorzystali z
podsuwanej im właśnie przez owe istoty
naukowo brzmiącej bajeczki o istnieniu
tzw. "Praw Murphy'ego" - po szczegóły
tych praw patrz punkt #H1 strony o
dowodach działalności UFO na Ziemi.
Owymi więc rzekomymi
"Prawami Murphy'ego" tłumaczą oni teraz
wszelkie złośliwości wyrządzane ludziom
przez te szatańskie istoty. Dawniej ludzie
również starali się jakoś zabezpieczać
przed złośliwością owych sekretnych
okupantów i eksploatatorów Ziemi.
Wymyślili więc zasadę, że kiedy
"dobremu Panu Bogu dawali świeczkę
w ofierze, tak na wszelki wypadek owym
złośliwym diabłom dawali ogarek".
Od czasu kiedy ja za pośrednictwem filozofii
totalizmu rozpocząłem bezkompromisowo
demaskować skrytą obecność na Ziemi
owych brutalnych okupantów naszej planety,
na mojej osobie skupiła się cała ich furia.
Faktycznie jestem przez nich maltretowany
niemal bez przerwy. Jak to wyjaśniłem na
licznych stronach i blogach totalizmu, np. o
bandytach w naszym gronie
czy o
zniszczeniowych możliwościach wehikułów UFO,
a także na blogu
totalizmu,
nie ma takiego sposobu sprawienia mi
jakiejś przykrości, którego owe bandyckie
istoty by na mnie nie wypróbowały. I tak
rujnują mi zdrowie podczas nocnych
uprowadzeń do UFO, prześladują moją rodzinę
i moich bliskich, opluwają moją osobę
i mój totalizm na setkach list dyskusyjnych
i stron internetowych, powodują nieustanne
usuwanie mnie z pracy, mącą w każdym
przypadku kiedy staram się złożyć podanie
o jakąś godziwe miejsce zatrudnienia, a nawet
zamordowali mi jakimś futro palącym
promieniowaniem mojego niczego niewinnego im kota
Teecee.
Nic więc dziwnego, że po spowodowaniu
iż zostałem zredukowany z ostatnio
zajmowanego stanowiska na uczelni, byłem
pełen obaw, że również i w sprawie mojego
zaproszenia na opisaną w punkcie #A4
powyżej pełną profesurę uniwersytecką,
owe szatańskie istoty coś wymyślą aby
przeszkodzić mi w objęciu tej zaszczytnej
posady. Wszakże na krótko przed tym
istoty te zademnstrowały mi jak potrafiły
cofnąc czas do tyłu oraz w nowym upływie
czasu skasować ogłoszenie o pracę na
AUT, na jakie starałem się złożyć podanie
(dokładna historia kasacji tamtego ogłoszenia
wyjaśniona jest w punkcie #C6 (przypadek 2)
strony internetowej o
wehikułach czasu).
Bóg zaś nas
stworzył
w taki sposób, że tendencję do wątpienia
mamy wpisaną w naszą naturę.
Na przekór więc, że wiedziałem
o nakazie z Biblii opisywanym w poprzednim
punkcie #A4, tj. "z całego serca Bogu zaufaj."
(Biblia, Księga Przysłów, 3:5), przygotowując
się do objęcia mojej profesury cały czas się
bałem, że owe szatańskie istoty jakoś zdołają
mi przeszkodzić w objęciu tej wysoce honorowej
i zaszczytnej pozycji.
Faktycznie też owe
szatańskie istoty
użyły wszelkich mocy będących w ich dyspozycji,
aby uniemożliwić mi objęcie tej profesury.
Wszakże wiedziały, że kiedy się okaże iż
dostąpiłem aż takiego zaszczytu, ludzie
przestaną zważać na owe bzdury które
wypisują oni na mój temat w internecie.
Dlatego kiedy tylko stało się jasne że zostanę
zaproszony do objęcia owej profesury, istoty
te aż dwukrotnie uwolniły wirus "ptasiej grypy" -
który mógł stać się zaczątkiem światowej
epidemii. (Taka zaś światowa epidemia
popsułaby wszystko, włączając w to i moją
profesurę.) Najpierw w końcu stycznia 2007
roku, wirus ptasiej grypy został przez nie uwolniony
w Japonii. Kiedy zaś tam sytuacja została
opanowana i nie zdołał się on przerodzić
w światową epidemię, na początku lutego
2007 roku te same istoty dokonały zmasowanego
uwolnienia owego wirusa ptasiej grypy
na ogromnej
farmie indyków w Anglii.
W międzyczasie istoty te blokowały też moje
adresy amailowe aby utrudnić komunikowanie
się pomiędzy mną oraz moimi przyszłymi
pracodawcami. Przykładowo, kiedy wysłany
mi został emailem najważniejszy dokument
w sprawie tejże profesury, tj. zaproszenie
do objęcia profesury - które wymagało
mojego potwierdzenia, te szatańskie
istoty spowodowały upadek całego
światowego systemu internetowego.
W rezultacie dokument ten do mnie
NIE dotarł. Gdyby nie przypadkowy
email od przyszłych pracodawców,
o otrzymaniu zaproszenia nigdy bym
się nie dowiedział, zaś moje milczenie
zapewne by uznane zostało za odmowę.
Owo nikczemne podłożenie mi świni zostało
potem dokładnie mi wyjaśnione interwencją
samego Boga. W nowozelandzkiej gazecie
The New Zealand Herald
(wydanie datowane w piątek (Friday),
February 9, 2007), którą systematycznie
czytam, na stronie A7 ukazał się bowiem
artykuł "Attack of the zombie computers
fails: a bid to bring down the worldwide
web used a network of hijacked PCs" -
tj. "Atak martwych komputerów zawiódł:
ci co próbowali spowodować upadek światowej
sieci internetowej użyli układu przejętych
komputerów". W artykule tym wyjaśniono,
że w czasie kiedy do mnie wysłany
został ów ogromnie ważny email,
cały światowy internet przestał działać,
ponieważ ktoś niezidentyfikowany
przejął kontrolę nad kilkoma komputerami
jakichś gospodyń domowych i babci,
oraz za pomocą owych komputerów
zniszczył serwery węzłowe które sterują
adresami internetowymi. Jakby wszystkiego
powyższego było za mało, w środę dnia
21 lutego 2007 roku - czyli na tydzień
przed objęciem nowej posady profesora,
około godziny 3 nad ranem, zostałem
uprowadzony do UFO gdzie zadano
mi końską dawkę wirusa podobnego
do grypy. Przez kilka dni leżałem powalony
gorączką i niemal nieżywy. Ponownie
jednak interwencją Boga moje ciało
zdołało się z tego wykaraskać na czas
pierwszego dnia w pracy. Oczywiście,
o podkładaniu mi nieco mniejszych świń
przez te szatańskie istoty tuż przed
podjęciem profesury nie będą już tutaj
nawet się rozpisywał (w rodzaju ponownego
rozpołowienia moich paznokci podczas
uprowadzenia do UFO - tak aby
każde uderzenia klawiszy komputera
było dla mnie bolesne, ponownego
wysunięcie mi dysku w kręgosłupie -
tak abym nie mógł chodzić w nowym
miejscu pracy, ponownego odbicia mi
ciała od kości na stopie - tak aby
każdy krok był dla mnie bolesny, czy
wydłubania nocą mojej plomby z zęba -
tak abym zamiast pracować musiał
umawiać się z dentystami, itp.).
Nie wolno mi jednak pominąć opisu
najpoważniejszego incydentu jakiego
mściwi UFOnauci dopuścili się na mnie
podczas uprowadzenia do wehikułu UFO około
4 nad ranem, czwartkowej nocy w dniu
15 marca 2007 roku. UFOnauci postrzelili
mnie wówczas w brzuch jakimś swoim
rodzajem broni produkującej wiązkę
o extremalnie silnej energii. W wyniku
tego postrzelenia ciało na moim brzuchu
się po prostu rozpadło. Incydent ten
opisałem dokładniej w punkcie #D3 (3)
ze strony internetowej o
karmie.
Kiedy jednak w końcu podjąłem przyznaną mi
pozycję profesorską - na przekór że UFOnauci
dosłownie szaleli aby mi to uniemożliwić, było to
dla mnie rodzajem szokowej ilustracji dla prawdy
stwierdzenia Biblii "z całego serca Bogu zaufaj."
(Biblia, Księga Przysłów, 3:5). Zrozumiałem
wówczas, że faktycznie owe "diabły", czy
"UFOnauci" - jak ich obecnie nazywamy,
stanowią dla Boga rodzaj "rozwścieczonych
psów" które Bóg trzyma na krótkiej uwięzi
i absolutnie kontroluje. Chociaż więc owe
psy szczekają jak szalone i kłapią zębami
na każdego, są one w stanie pogryźć lub
poturbować tylko tych ludzi których Bóg
pozwoli im za coś ukarać. Kiedy zaś Bóg
uważa że ktoś nie zasługuje na ich gryzienie,
wówczas trzyma te psy na bardzo krótkiej
uwięzi i nie daje im danej osoby ruszyć.
To zaś praktycznie oznacza, że nawet jeśli
logika podpowiada nam inaczej, faktycznie
powinniśmy wierzyć w słowa Biblii "z całego
serca Bogu zaufaj." Nie warto też marnować
nawet "ogarka" na ofiary dla owych diabelskich
istot. Wszakże wszystko co one chcą uczynić
musi najpierw zostać zaaprobowane przez
Boga. Bóg ma bowiem absolutną nad nimi
kontrolę - na przekór że one same w Boga
wcale nie wierzą.
Opis historii podjęcia omawianej w tym punkcie
mojej pełnej profesury włączyłem tutaj aż dla kilku
ważnych powodów. Jednym z nich jest aby dodać
otuchy tym ludziom, którzy mają marzenia, jednak
przeciwko którym jakby cały świat się sprzysiągł.
Jeśli bowiem będą działali moralnie, ich marzenia
z całą pewnością Bóg w końcu spełni. Złych mocy
nie ma się co przy tym obawiać - pozostają one
wszakże całkowicie na łasce Boga oraz pod pełną
Boską kontrolą. A to że wszystko w życiu przychodzi
nam z trudnością - to tak już ma być. Wszakże Bóg
chce nas wychować na twardych ludzi zahartowanych
w walce o to co właściwe. Zgodnie z wolą Boga
my mamy obowiązek dokładnie wiedzieć czego
chcemy i mamy konsekwentnie obstawać przy
swoim. Znaczy mamy być moralni z przekonania
i zawsze, a nie tylko przez przypadek i tylko przy
dobrej pogodzie. Innym powodem jest, aby
ujawnić tutaj jak bezpodstawne są oczernienia
które najróżniejsze "wilki w owczych skórach"
wypisują w internecie na temat mnie oraz mojego
totalizmu moralnego.
Wszakże ludziom którzy faktycznie są tacy
jak owe oczernienia stwierdzają, nie przyznaje
się pełnych profesur na renomowanych
uniwersytetach. Aby bowiem zostać pełnym
profesorem trzeba być zatwierdzonym na tą
pozycję przez rząd danego kraju, oraz trzeba
przejść przez wymagane sprawdzenia jego
służb specjalnych. Kolejnym powodem opisania
niniejszej historii jest aby uczulić czytelników
na fakt, że faktycznie na Ziemi działają skrycie
owe "wilki w owczej skórze" szatańsko atakujące
moja osobę i filozofię
totalizmu.
Chodziło bowiem o to, że nauczony przykrym
doświadczeniem przeszłości, aż do stycznia
2008 roku nie zamierzałem ujawniać nikomu
nazwy uniwersytetu na jakim zostałem pełnym
profesorem. Jednak owe szatańskie istoty
które mnie prześladują, porozgłaszały ową
nazwę w internecie już w kilka miesięcy po
moim objęciu tamtej zaszczytnej posady.
A nazwy tej nie podałem nawet swojej rodzinie
mieszkającej w Polsce. W przeszłości bowiem,
kiedy miejsce mojej pracy było wszystkim
wiadome, owe
szatańskie istoty
udawały że są "dobrymi obywatelami" którzy
starają się ostrzegać moich pracodawców
przed "niewłaściwymi poglądami" jakie
wyznaję. Stąd w przeszłości owe istoty
zasypywały moich pracodawców potokiem
zarzutów i oczerniających emailów na mój
temat. Oczywiście po objęciu owej profesury,
istoty te starały się rozpętać podobne ataki.
Jednak tym razem nawet z pisaniem takich
emailowych paszkwili do moich pracodawców
istoty te miały poważne trudności techniczne.
Część #L:
Podsumowanie, oraz informacje końcowe tej strony:
#L1.
Podsumowanie tej strony:
Za górami, za lasami, istnieje sobie niezwykła
wioska
Wszewilki.
Przez kilka ostatnich stuleci, wioska ta była
obiektem skrytych ataków oraz wyniszczania
którym w nieco mniej widoczny sposób poddawana
jest również cała reszta cywlizacji. Stąd losy
owej wioski w symboliczny sposób są reprezentatywne
dla losów całej naszej cywilizacji. Obserwujmy
uważnie te losy, aby tym łatwiej zrozumieć co
z nami samymi się właśnie dzieje. Wszakże
wiedza o tym co obecnie uczynią mieszkańcy
owej wioski, a także możliwość odnotowania
czy wioska owa zdoła się sama wydźwignąć z
dotyczas dotykającego ją umęczania, da nam
jakiś obraz tego jakie są szanse dla pozostalych
ludzi na Ziemi.
#L2.
Obserwujmy losy Wszewilek i utrwalajmy na fotografiach kronikę transformacji tej niezwykłej wioski:
To co dzieje się we Wszewilkach, jest
symboliczną reprezentacją tego co dzieje
się również na sporym obszarze otaczajacym
Wszewilki. Dlatego obserwując i fotograficznie
utrwalając kronikę zmian we Wszewilkach,
mamy jednocześnie ilustratywny obraz tego
co dzieje się na reszcie naszej planety.
#L3.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
#L4.
Ta strona będzie powtarzalnie usprawniana - proponuję więc do niej ponownie powrócić za jakiś czas:
Z definicji bowiem niniejsza strona będzie
podlegała dalszemu udoskonalaniu i
poszerzeniom, w miarę jak dodatkowe
zapytania czytelników, nowy rozwój wypadków
na Ziemi, lub/oraz wyniki dalszych badań
totalizmu, rzucą nowe światło na jakąś
sprawę związaną z przyszłością Wszewilek,
lub będą wymagały pilnego zaadresowania.
Dlatego za jakiś czas warto stronę tą odwiedzić
ponownie. Wszakże być może będzie ona
wówczas już poszerzona i udoskonalona.
Warto także okresowo sprawdzać "blogi totalizmu"
z jakich niektóre działają już od kwietnia 2005 roku,
obecnie pod adresami:
totalizm.wordpress.com oraz
totalizm.blox.pl/html.
(Odnotuj że wszystkie blogi totalizmu są swoimi
lustrzanymi kopiami o takiej samej treści wpisów.)
Wszakże na "blogu totalizmu" wiele ze spraw
omawianych na tej stronie naświetlane jest
na bieżąco dodatkowymi komentarzami i
informacjami spisywanymi w miarę jak nowe
zdarzenia stopniowo rozwijają się przed
naszymi oczami.
Odnotuj, że czytelnicy mogą sobie również
załadować do własnego komputera replikę
niniejszej strony, tak jak to zostało wyjaśnione
na stronach
FAQ - częste pytania lub
replikuj
dostępnych przez "Menu 1" i "Menu 2". (Aby sobie załadować tą replikę, wystarczy
w "Menu 1" kliknąć na pozycję
źródłowa replika tej strony.
Odnotuj jednak, że jeśli po takim kliknięciu replika się nie załaduje, to zapewne oznacza iż
na danym serwerze/witrynie replika ta NIE mogła zostać udostępniona zainteresowanym
z powodu ograniczeń pamięci. W takim wypadku należy zmienić serwer używając adresów
podanych w
"Menu 4"
lub "Menu 3", a następnie spróbować replikę tą załadować sobie z następnego serwera.)
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy film
Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku
upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych
(tj. polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająk,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająk,
pod jakie można wysyłać ewentualne uwagi, własne
opinie, lub informacje jakie zdaniem czytelnika
autor tej strony powinien poznać, podane są na
autobiograficznej stronie internetowej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dalszych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Prawo autora do używania kurtuazyjnego
tytułu "Profesor" wynika ze zwyczaju iż "z profesorami
jest jak z generałami", znaczy raz
profesor, zawsze już profesor. Z kolei
w swojej karierze naukowej autor tej strony był
profesorem aż na 4-ch odmiennych uniwersytetach,
tj. na 3-ch z nich był tzw. "Associate Professor"
w hierarchii uczelnianej bazowanej na angielskim
systemie uczelnianym (w okresie od 1 września
1992 roku, do 31 października 1998 roku) - który
to Zachodni tytuł stanowi odpowiednik "profesora
nadzwyczajnego" na polskich uczelniach. Z kolei
na jednym uniwersytecie autor był (Full) "Professor"
(od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku -
tj. na ostatnim miejscu pracy z naukowej kariery
autora) który to tytuł jest odpowiednikiem pełnego
"profesora zwyczajnego" z polskich uczelni.
Proszę jednak odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem [11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data założenia tej strony internetowej: 1 marca 2007 roku
Data jej najnowszego aktualizowania: 1 października 2021 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)