Oto
wykaz wszystkich stron które powinny być
dostępne pod niniejszym adresem (tj. na
tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w
"Menu 1". Wybierz poniżej interesującą
Cię stronę manipulując suwakami,
potem kliknij na nią aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Niniejsza strona omawia empiryczny
materiał dowodowy zgromadzony w miejscu
jakie zasługuje na nazwę świętego
obszaru, tj. w obszarze wyraźnie
błogosławionym specjalnym
potraktowaniem i opieką Boga. Obszar
ten jest położony tuż przy plaży małego miasteczka
Petone w Nowej Zelandii.
Specjalne potraktowanie i opiekę tego obszaru przez
Boga (i położonego tuż przy nim miasteczka Petone)
po raz pierwszy odnotował dopiero autor
tej publikacji zaś materiał dowodowy jaki to potwierdza
opisał na niniejszej stronie. Stało się to na przekór iż na swe
życie autor zarabiał jako "zawodowy naukowiec" -
czyli pracował w "profesji" typowo zachowującej się jakby
była opłacana za negowanie istnienia Boga. Na dodatek
w swej karierze badawczej aż na czterech odmiennych
uniwersytetach świata autor zajmował stanowiska
profesorskie i to w dwóch odmiennych dyscyplinach
naukowych jakie z badaniami Boga NIE mają nic
wspólnego (tj. w "Inżynierii Mechanicznej" i w
"Informatyce" albo "Naukach Komputerowych") - patrz
jego strona autobiograficzna.
Ponadto, od czasu swych studiów siebie samego uważał
za "ateistę" aż do czasu opracowania przełomowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku -
jaka zainspirowała go m.in. do sformułowania aż dwóch
niepodważalnych dowodów iż Bóg istnieje, tj.
najnowszego empirycznego bazującego właśnie na ustaleniach
"Inżynierii Mechanicznej" i "Informatyki" i opracowanego w 2021
roku zaś zaprezentowanego w punktach #D1 do #D4 strony
2020zycie.htm,
oraz wcześniejszego dowodu formalnego na istnienie Boga
z 2007 roku (tj. w jednostkach "lata ludzkie" starszego o
dwukrotność świętej liczby "siedem"), jaki wraz z kilkoma
poprzedzającymi go pokrewnymi dowodami empirycznymi
zaprezentował w punktach #G2 i #G3 strony
god_proof_pl.htm.
W Petone autor tej strony mieszka od 2001 roku
i z rosnącym podziwem bada od wówczas oraz
dokumentuje zdarzenia z tego niezwykłego miasteczka.
Dopiero jednak w słoneczną jesienną środę dnia 2018/4/25
zostało mu ujawnione, że obszar ten oznakowany jest unikalnym
krzyżem celtyckim z petońskiej plaży
opisywanym i zilustrowanym w punkcie #J3 poniżej na
tej stronie, oraz że świętość
tego obszaru z wybrzeża Petone prawdopodobnie
wynika z faktu iż było ono miejscem pierwszej w całej
Nowej Zelandii mszy prezbyteriańskiej,
czyli że jest ono rodzajem "świątyni pod gołym
niebem".
Pretendujemy, że jesteśmy "wysoce cywilizowani".
Jednak żyjemy w szczególnie niemoralnych czasach.
Gdyby przykładowo Jezus pojawił się teraz wśród
ludzi i czynił to co w
Biblii
opisywane jest jako przykłady wyjątkowo moralnego
postępowania nakazywanego ludziom przez
Boga,
wówczas wszystko to co by uczynił dzisiaj okazywałoby
się już nielegalne i karalne. Ludzkie zrozumienie moralnie
poprawnego postępowania uległo bowiem w międzyczasie
aż tak znacznemu powypaczaniu i dewaluacji w porównaniu
z ponadczasowymi standardami moralnymi zdefiniowanymi
w Biblii, że nawet najbardziej moralne postępowanie samego
Jezusa dzisiaj okazałoby się karane przez prawo, byłoby
brane za obrazę przez wielu krzykliwych lecz wpływowych
ludzi, oraz przyjmowane byłoby wrogo przez wielu
bogaczy i polityków - tak jak satyrycznie ilustrują
to punkty #D1 i #C3 strony o nazwie
antichrist_pl.htm
oraz punkt #G3 strony o nazwie
przepowiednie.htm.
W rezultacie, w dzisiejszych niemoralnych czasach
Jezusa też zapewne spotkałby podobny los jak
w starożytności, zaś w obliczu aż tak jawnego
nieposłuszeństwa Bóg ponownie zmuszony byłby
karać, prześladować i rozpraszać po świecie
odpowiedzialny naród - tak jak przez cały czas
trwania chrześcijaństwa Bóg czyni to z Żydami.
Ta dzisiejsza wysoka niemoralność ludzi wynika z monopolu
i nieudolności dotychczasowej oficjalnej nauki ateistycznej,
która swymi prymitywnymi narzędziami ciągle NIE jest
w stanie dociec i ogarnąć Boga, dlatego insynuuje iż
"Boga NIE ma" i promuje postępowanie typu "hulaj
dusza piekła NIE ma" (patrz punkt #A2 poniżej, lub
punkt #I1 strony o nazwie
god_istnieje.htm).
Jeśli zaś jakiś dzisiejszy zawodowy naukowiec bada
już oficjalnie Boga (np. bada nakazy Boga wyrażone
w Biblii), wówczas aby się "NIE wychylać",
zawsze czyni to z intencją "negowania" -
np. udowadniania, że dany cud mógł zostać
sfabrykowany, wyjaśnienia że dane zdarzenia
były tylko ciągiem "przypadków", itp. Przy
takim zaś anty-boskim nastawieniu, owi ateistyczni
naukowcy NIE są w stanie odnotować wielu
prawd, które dla znacznej liczby ludzi okazują
się potem sprawą życia i śmierci. Przykładowo,
ateistyczni naukowcy NIE są w stanie odnotować,
że niemoralnie postępujące społeczności są przez
Boga trapione śmiercionośnymi kataklizmami -
tak jak wyjaśniają to punkty #I3 do #I5 niniejszej
strony, punkty #G2 oraz #H2 do #H7 strony o nazwie
tapanui_pl.htm,
punkty #C1 i #E2 strony o nazwie
day26_pl.htm,
czy cała strona o nazwie
2030.htm
oraz bazujący na niej darmowy film z YouTube o tytule
Zagłada ludzkości 2030.
Albo odnotować, że instytucje,
które zaprzestały słuchania głosu sumienia są przez Boga
"eliminowane", zaś indywidualni ludzie głusi na głos swego
sumienia są przez Boga przedwcześnie uśmiercani -
zgodnie z "zasadą wymierania
najniemoralniejszych" (wyjaśnioną
szerzej m.in. w punktach #G4 i #G1 strony o nazwie
will_pl.htm,
w punkcie #A2.7 strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
czy w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm).
Albo zrozumieć, że każdą wojnę zawsze w ostatecznym
rozrachunku przegrywa agresor - tak jak wyjaśniają to
punkty #I2 i #E3 ze strony o nazwie
bitwa_o_milicz.htm.
Albo przyjąć do wiadomości, że tzw. "naukowa moralność",
wzmiankowana w punkcie #I5 tej strony, w rzeczywistości
jest odmianą "niemoralności" i jest przez Boga karana tak
samo surowo jak każda inna forma niemoralnego zachowania.
(Owa "naukowa moralność" to reguły moralne które spełniają
naukową definicję "moralności" przytoczoną w punkcie #B2 strony
morals_pl.htm,
a stąd które są zalecane ludziom przez reprezentantów
najróżniejszych dyscyplin dzisiejszej oficjalnej nauki - na
przekór, że wcale NIE spełniają one definicji "faktycznej
moralności" nakazanej ludziom przez Boga, jaka to
definicja została przytoczona w punkcie #B5 owej strony
morals_pl.htm,
zaś przykładem jakiej to naukowej moralności jest ukrywanie
przez dzisiejszą "oficjalną naukę ateistyczną" dowodów na
istnienie Boga i równoczesne upowszechnianie "teorii ewolucji" -
tak jak to ilustrują np. rozważania z #D1 do #D6 ze strony
2020zycie.htm.)
Poprzez też ignorowanie faktu, że Bóg ma swoje
cele do osiągnięcia i metody prowadzące do owych celów,
owi naukowcy NIE są również w stanie wykryć, że wszystkie
społeczności mogą efektywnie bronić się przed
kataklizmami - tak jak wyjaśniają to punkty #H1, #I2 i #J1 strony
quake_pl.htm,
że instytucje mogą łatwo unikać zostania "wyeliminowanymi" -
dzięki poprawnemu wdrożeniu u siebie zaprojektowanego przez
Boga "schematu wzrostu" wyjaśnionego w punkcie #J5 niniejszej
strony, zaś indywidualni ludzie mogą oddalać niebezpieczeństwo
przedwczesnej śmierci poprzez przestrzeganie nakazów i wymagań
Boga zawartych w Biblii oraz podpowiadanych nam przez organ
"sumienia", lub poprzez zwykłą zmianę praktykowanej filozofii na
totalizm -
tak jak wyjaśniają to np. punkty #G6 i #G7 strony
will_pl.htm,
oraz punkt #J5 niniejszej strony. W rezultacie tych
ignoranckich postępowań oficjalnej nauki ateistycznej,
nasza cywilizacja coraz bardziej oddala się od prawdy
o Bogu, coraz bardziej zbliża się do anarchii i
samozniszczenia, coraz częściej jest karana za
swą niemoralność narastająco niszczycielskimi
kataklizmami, zaś długowieczność ludzi zamiast
wzrastać, ostatnio zaczęła ulegać skróceniu z powodu
konieczności przedwczesnego uśmiercania przez
Boga najniemoralniejszych osobników i społeczności.
Na szczęście dla prawdy, niedawno powstała odmienna
i konkurencyjna wobec dotychczasowej, nowa nauka
zwana "nauką totaliztyczną" (tj. ta nauka
opisywana w punkcie #A2 niniejszej strony). Nauka ta
pomału prostuje kłamstwa, błędy i wypaczenia powprowadzane
przez starą, monopolistyczną, "oficjalną naukę ateistyczną"
(tj. przez tą starą, monopolistyczną, oficjalną naukę,
której kłamstw i błędnych twierdzeń my ciągle musimy
uczyć się w szkołach i na uczelniach). Jednym z tematów
objętych owym prostowaniem błędów i wypaczeń
oficjalnej nauki jest
prawda stwierdzeń Biblii.
Niniejsza strona w swej "części #I"
(szczególnie
w jej punktach #I3 i #I3.1)
dostarcza materiału dowodowego jaki potwierdza
prawdę zawartej w Biblii obietnicy Boga, że
"Bóg NIE ześle żadnego
kataklizmu który by zniszczył czy poważnie
poturbował miasto albo społeczność w obrębie
której zamieszkuje co najmniej 10 tzw.
'sprawiedliwych' ". Ów materiał dowodowy
jest opisany w punktach #I3, #I3.1, #I5 i #J2 tej
strony. Pozostaje on też sprawdzalnym dla każdego
czytelnika tej strony. Wszakże dotyczy on dobrze
udokumentowanych faktów i miejscowości
(tj. bazuje na faktach opisanych w artykułach
z gazet dostępnych w internecie, dotyczy
zjawisk i miejscowości też opisanych w
internecie - np. dzisiejszego nowozelandzkiego
miasteczka "Petone", zlokalizowanego na
przedmieściu Wellington, w którym to miasteczku
mieszka m.in. autor niniejszej strony, itp.: po
przykłady patrz punkty #J1 do #J3 niniejszej strony).
W sytuacji więc, kiedy powtarzalnie potrząsane
aż do dzisiaj przez Boga miasto Christchurch
NIE spojrzało nawet na publiczną ofertę autora
tej strony, aby zastopować tam dalsze trzęsienia
ziemi z pomocą bazującej na moralności metody
opisanej w punktach #J1 i #P5.1 strony o nazwie
quake_pl.htm,
być może wiele lat musi dalej upłynąć zanim
powszechnie dostępny stanie się także jakikolwiek
inny podobnie naukowo potwierdzony materiał
dowodowy na absolutną prawdę stwierdzeń i
obietnic z Biblii. W międzyczasie zaś miasteczko
Petone i miasto Christchurch z Nowej Zelandii
zapewne zdążą już przejść do legend o moralności -
podobnie jak do legend przeszło już miasto "Niniwa"
opisane w Biblii i polskie miasto "Wineta" opisana
w punkcie #H2 na stronie
tapanui_pl.htm.
Treść tej strony autoryzuje
Jan Pajak,
czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona
http://worldcat.org/identities/ ),
który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się
z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych
dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas
w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej
produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez finansowania
i na zasadach rzekomego naukowego "hobby" wymuszanego
oficjalną dezaprobatą podjętej przez niego tematyki badań,
ale niestety o którego istnieniu i wynikach badań w Nowej
Zelandii niemal nikt NIE chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia,
zaprzeczenia i wyciszenia odkryć i wynalazków którego sporo
Polaków konspiruje się w gangi postępujące jak monopole
wypaczające prawdę, zapominające o Bogu, zaś przyszłym
pokoleniom usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci,
pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Część #A:
Informacje wprowadzające tej strony:
#A1.
Jaki jest cel tej strony:
Motto:
"Prawdziwie święte miejsca zawsze wyglądają bardzo skromnie -
na przekór iż są ono ustanawiane aby upewniać wierzących, że
za podejmowanie trudów odbycia do nich pielgrzymki wszystkie
modlitwy o interwencję są tam pilniej i przychylniej wysłuchane."
Celem tej strony jest naukowe udokumentowanie
na sprawdzalnych przez każdego badacza,
rzeczywiście zaistniałych przykładach, że z
kilku odmiennych powodów (np. relatywnie
trwałego zamieszkiwania tzw. "10 sprawiedliwych"
w bliskości nowozelandzkiego miasteczka Petone, czy
obecności w Petone świętego obszaru oznaczonego przez
krzyż celtycki przy petońskiej plaży
opisywany i zilustrowany w punkcie #J3 poniżej na tej stronie),
miasteczko Petone
cieszy się "specjalnym potraktowaniem i opieką"Boga -
i (tak jak
Biblia
to obiecuje) faktycznie jest ono wyraźnie
chronione przed kataklizmicznymi zjawiskami,
które kłopoczą inne otaczające je pobliskie
miejscowości.
Szczerze mówiąc, to spory materiał dowodowy jaki
na temat owego "opieki i specjalnego potraktowania
Petone przez Boga" ja gromadzę praktycznie
począwszy od 2001 roku (tj. począwszy od roku,
w którym zamieszkałem w Petone i zacząłem
odnotowywać niezwykłe cechy tego unikalnego
miasteczka), aż do dzisiaj, zaś nadający się do
opublikowania fragment jakiego staram się na
niniejszej stronie udokumentować chociaż częściowo,
coraz intensywniej przekonuje mnie do wysunięcia
dość rewolucyjnej tezy. Teza ta stwierdza, że
"miasteczko Petone
z Nowej Zelandii powtarzalnie manifestuje
zdarzenia i zjawiska, jakie osobom głęboko
wierzącym ujawniają, że zostało ono zaszczycone
przez Boga przyznaniem Petone przywilejów obszaru
"ogólno-chrześcijańsko świętego" zdolnego realizować
cuda i spełniać modlitewne prośby tych osób dowolnej
wiary, jakie na to spełnienie sobie zasłużyły poprawnym
moralnie postępowaniem". Najbardziej
do prawdy tej tezy przekonują mnie zdarzenia jakie
opisałem w punktach #J1 do #J3 tej strony. Niestety,
jako naukowiec nawykły do dowodzenia każdego swego
stwierdzenia czuję się tu dość bezsilnym, bowiem
prawdy tej tezy (z moich badań wynika, że aby NIE
odbierać nikomu tzw. "wolnej woli"), ani
ja sam, ani prawdopodobnie nikt inny, NIE jest, ani
zapewne NIE będzie, w stanie udowodnić naukowo
ponad wszelką wątpliwość. Przykładowo, powtórzenia
się omawianej w Biblii obserwacji "płonącego krzewu"
jaką opisałem w punkcie #J3 tej strony, a jaka ma
potencjał aby jednoznacznie potwierdzić pewność
(na bazie treści wersetów Biblii), że obszar ten jest
miejscem świętym, NIE zdołałem już zaobserwować
(a stąd i udokumentować) ponownie, chociaż do miejsca
pojawienia się tego "gorejącego krzewu" wybieram
się praktycznie niemal codziennie począwszy od 2018/4/25 -
jeśli tylko pogoda i moja sytuacja mi na to pozwalają.
Jedyne więc osoby, które będą w stanie prawdę tej tezy
odnotować, to zapewne te nieliczne głęboko wierzące
osoby, które "patrzą i widzą" (jako przeciwieństwo
owej przeważającej większości dzisiejszych ludzi, sporo
z których także mieszka w Petone, a którzy "patrzą jednak
NIE widzą"). Wszakże chociaż wykaz odmiennych lokacji,
w których ja zamieszkiwałem nieco bardziej dłogotrwale
w swym życiu, liczy już około 40 adresów, jednak
w miejscowości powtarzalnie doświadczającej podobnie
cudownych zdarzeń jak Petone, ja nigdy uprzednio
NIE miałem przyjemności mieszkać (i to nawet pamiętając
o cudach i niezwykłościach jakich doświadczyłem w rodzinnych
Wszewilkach).
Niestety, wszelkie moje próby zwracania uwagi
innych ludzi na cechy świadczące o świętości Petone,
jak dotychczas zdają się spełzać na niczym. Podobnie
bowiem jak większość dzisiejszych ludzi odrzuca Boga,
ludzie ci odrzucają też prawdę, iż Bóg może wyraźnie
traktować miasteczko Petone jako jedyne w Nowej Zelandii
miejsce "ogólno-chrześcijańsko święte". Pytanie więc jakie
warto sobie zacząć zadawać, to czy widząc takie odrzucanie
prawdy, Bóg będzie trwał w swym utrzymywaniu
świętości i unikalności Petone, czy też z czasem
także zdecyduje, iż NIE można wmuszać przywileju
świętości tym ludziom, którzy sami tak usilnie
świętość tę odrzucają?
#A2.
Materiał dowodowy tej strony mógł być zgromadzony tylko dzięki
powstaniu "totaliztycznej nauki" z jej "a priori" podejściem do badań:
Już jako małe dzieci wszyscy się przekonujemy
o jednej z najbardziej fundamentalnych prawd
naszego świata fizycznego, mianowicie, że
"aby coś poznać naprawdę dokładnie,
trzeba to oglądać, egzaminować lub badać
z więcej niż jednej strony, punktu widzenia,
podejścia, itp." To dlatego nawet jako
małe dzieci, każdą zabawkę i każdą rzecz
oglądamy od przodu i od tyłu, z boku i od
góry, oraz pod każdym możliwym kątem
widzenia jaki jest dla nas dostępny. Kiedy
zaś dorośniemy, nie kupimy sobie samochodu,
domu, ani nie wejdziemy w posiadanie niczego
innego (np. żony) jeśli dokładnie tego sobie nie
oglądniemy przynajmniej od przodu i tyłu, a
często także i z każdej innej możliwej strony.
Niestety, o tej fundamentalnej prawdzie
najwyraźniej zapomnieli ludzcy luminarze
nauki. Wszakże obecna oficjalna nauka ziemska
bada całą otaczającą nas rzeczywistość z
tylko jednego filozoficznego podejścia, które
nazywane jest "a posteriori" czyli
"od skutku do przyczyny". W rezultacie,
nauka ta poznaje co najwyżej tylko "połowę"
otaczającej nas rzeczywistości. Wszakże aby
poznać drugą połowę tej rzeczywistości, ludzkość
musi oficjalnie ustanowić także drugą, kompletnie
nową naukę, która będzie "konkurencyjna" wobec
dotychczasowej starej, oraz która podejmie naukowe
badania otaczającej nas rzeczywistości z zupełnie
przeciwstawnego podejścia, przez filozofów zwanego
"a priori", czyli "od przyczyny do skutku"
albo "od
Boga
rozumianego jako nadrzędna przyczyna wszystkiego,
do otaczającej nas rzeczywistości rozumianej jako
skutek działań tegoż Boga".
Dotychczas bowiem, jeśli jakiś ziemski naukowiec
bada, lub badał, coś oficjalnie z owego podejścia
"a posteriori" (np. bada lub badał powstanie
wszechświata, czy stwierdzenia Biblii), wówczas
jego najważniejszym chociaż ukrytym celem
automatycznie staje się, lub stawało się,
"zanegowanie Boga" (np. próba
udowodnienia, że wszechświat powstał bez
udziału Boga, albo udowodnienia, że wszystkie
stwierdzenia Biblii dały się sformułować bez
potrzeby istnienia Boga). Wszakże podejście
"a posteriori" (tj. "od skutku do przyczyny")
dotychczasowej oficjalnej nauki bazuje na
założeniu o nieistnieniu Boga, wyrażonym tzw.
"Brzytwą Occama". Założenie owo stanowi
fundament filozoficzny dzisiejszej oficjalnej
nauki ziemskiej. (NIE bez powodu nauka ta
przez niektórych nazywana jest "ateistyczną
nauką ortodoksyjną".) Co gorsza, niektórym
"luminarzom nauki" wcale NIE wystarcza że
stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" jako
całość neguje Boga, a sami, zupełnie prywatnie,
wykorzystują swoje tytuły naukowe, pozycje
akademickie, oraz wysokie zarobki (finansowane
z podatków), aby podejmować publiczne kampanie
nastawione na przekonanie ludzi do postawy
wyrażanej staropolskim powiedzeniem "hulaj
dusza piekła nie ma". Przykładem takiej kampanii
było niedawne umieszczanie na autobusach Anglii
i Nowej Zelandii ogłoszenia "There's probably no
God. Now stop worrying and enjoy your life" (tj.
"Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań więc
się martwić i ciesz się życiem") opisywanego
np. w punkcie #E1 totaliztycznej strony o nazwie
will_pl.htm
czy w punkcie #A2 totaliztycznej strony o nazwie
timevehicle_pl.htm.
Na dodatek do tego, tacy "luminarze nauki" okupujący
pozycje decydentów, wywierają ogromny nacisk
na swoich podwładnych i na innych naukowców, aby
i ci we wszystkim co oficjalnie czynią też "negowali
Boga". W rezultacie więc, niemal do dzisiaj, nikt na
Ziemi NIE podejmował naukowych badań otaczającej
nas rzeczywistości z owego drugiego podejścia
filozoficznego zwanego "a priori", jakie pozwoliłoby
poznać ludzkości także "tą drugą", przeaczaną
przez oficjalną naukę, część prawdy.
Na szczęście jednak dla prawdy, w 1985 roku
sformułowana została jedyna dotychczas faktyczna
teoria wszystkiego zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
(w skrócie "Kodig").
Formalnie udowodniła ona istnienie Boga.
Tym zaś formalnym dowodem stworzyła ona fundamenty
filozoficzne i naukowe dla zupełnie nowej nauki,
zwanej "totaliztyczną nauką". Ta nowa
nauka bada otaczającą nas rzeczywistość właśnie
z owego (przeciwstawnego do dotychczas używanego
przez monopol oficjalnej nauki) podejścia "a priori" -
tj. bada rzeczywistość "od przyczyny do skutku". W
tym zaś podejściu ta nowa nauka jest już w stanie
poznać także ową drugą, przeaczaną przez starą naukę
i brakującą nam połowę prawdy o otaczającej nas
rzeczywistości. (Np. badaniem wszechświata może
ona naukowo ustalić jak naprawdę wszechświat
powstał - po szczegóły tego faktycznego powstania
wszechświata patrz podrozdziały A1 do A3
z tomu 1 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Badaniem zaś Biblii może ona już naukowo ustalić
"jak" i "dlaczego" Bóg dokonuje tego co Biblia
stwierdza, "jaki materiał dowodowy to potwierdza",
itp.) Niniejsza strona prezentuje wyniki niektórych
z ustaleń tej nowej nauki totaliztycznej.
W obecnych czasach nasilają się naciski starej
oficjalnej nauki aby zagwarantować jej absolutny
"monopol" w ugruntowywaniu u ludzi wyłącznie
wyznawanych przez tą naukę ateistycznych poglądów.
Naciski te manifestują się już praktycznie w każdym
obszarze życia. Ich doskonałym przykładem mogą
być coraz to większe prześladowania chrześcijańskich
wierzeń i systemów wartości, wyrażające się np.
oficjalnym podejmowaniem prześladowczych działań
opisywanych m.in. w artykule [1#C3] z punktu #C3
poniżej czy opisywanych w artykule [1#A2]
o tytule "Christians persecuted by courts, ex-archbishop
says" - tj. "chrześcijanie są prześladowani przez
sądy, stwierdził były arcybiskup", ze strony B1
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 17, 2012; albo
działań opisywanych w artykule [2#A2] o
tytule " 'No right' to wear cross at UK work" - tj.
"ubieranie krzyża 'zabronione' poczas pracy w
Anglii", ze strony B3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 12, 2012.
(Intrygujące iż dzisiejsi naukowcy zdają się NIE
odnotowywać, że takie naukowe prześladowania
chrześcijan i "nowożytna krucjata" oficjalnej nauki
przeciwko "wierze w Boga", faktycznie reprezentuje
jeszcze jedno potwierdzenie dla istnienia Boga.
Wszakże postępowanie tej nauki tylko potwierdza,
że wobec tzw. "intelektu grupowego" cechowanego
własną "moralnością grupową", jakim to "intelektem
grupowym" są m.in. chrześcijanie, właśnie zaczyna
działać grupowa wersja
zwrotu karmy
oraz rządzącego tym zwrotem karmy tzw. "Prawa Bumerangu" -
opisywanego m.in. w punkcie #C4.4 strony o nazwie
morals_pl.htm
czy w punkcie #B3 strony o nazwie
mozajski.htm,
zaś na odmiennym przykładzie nałogu "meth"
(methamphetamine) stanowiącego grupowy zwrot
karmy dla mieszkańców byłego Imperium Brytyjskiego za tzw.
"wojny opiumowe w Chinach"
zilustrowane też w punkcie #C4.1 z mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
(Czym dokładnie są "intelekty grupowe" i cechująca
je "moralność grupowa" wyjaśnia to szerzej punkt #E2 strony
totalizm_pl.htm.)
To "Prawo Bumerangu" powoduje, że obecnie chrześcijanie
otrzymują m.in. od ateistów tzw. "zwrot
karmy
grupowej" za potraktowanie jakiemu poddawali
ateistów w czasach inkwizycji i palenia niewiernych
na stosach, podobnie jak najróżniejsze inne
"intelekty grupowe" też otrzymują obecnie zwroty
karmy za to co one czyniły kiedyś w przeszłości - np.
Anglia otrzymuje zwrot karmy kolonializmu, Europa
otrzymuje zwrot karmy za swe "wyprawy krzyżowe",
Nowa Zelandia otrzymuje zwrot karmy sprzed
około 200 lat, tj. z czasów przybycia tam pierwszych
białych osadników, USA otrzymuje zwrot karmy z
czasów niewolnictwa, itd., itp. Sam zaś fakt, że owo
Prawo Bumerangu działa w rzeczywistym życiu
i wymierza "samoregulującą się" sprawiedliwość,
jest potwierdzeniem istnienia Boga, ponieważ tak
naprawdę to tylko Bóg jest w stanie nadzorować
i wyegzekwować takie "bumerangowe" działanie
mechanizmów moralności.)
Innymi przykładami takich nacisków starej nauki na
przyjmowanie przez ludzi ateistycznych poglądów
może być owo wyżej opisane umieszczenie na
autobusach ogłoszeń nakłaniających do ateizmu
(tj. ogłoszeń w rodzaju "There's probably no God.
Now stop worrying and enjoy your life" - tj.
"Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań więc się
martwić i ciesz się życiem" z londyńskich autobusów
opisane m.in. w punkcie #E1 strony o nazwie
will_pl.htm);
czy też oficjalne wdrażanie najróżniejszych sposobów
moralnego (ateistycznego) korumpowania dzisiejszej
młodzieży - np. patrz takie sposoby korumpowania
młodzieży opisane w punkcie #B5.1 w/w strony
will_pl.htm,
lub opisane w punkcie #D3 strony o nazwie
god_istnieje.htm.
Najbardziej jednak groźne dla ludzkości jest ustanowienie
"monopolu oficjalnej nauki" w nauczaniu w szkołach wyłącznie
ateistycznych poglądów. Manifestacją tego monopolu
jest m.in., że naukowcy otwarcie już zabraniają nauczania
"kreacjonizmu" w szkołach i wymuszają aby nauczany
tam był jedynie "ewolucjonizm". Przykładem owych
nacisków są losy tzw. "Monkey Bill" (czyli prawa
do nauczania kreacjonizmu w szkołach) - opisane
w artykule [3#A2] o tytule "Scientists
campaign for veto on controversial Monkey Bill"
(tj. "naukowcy walczą aby zawetować kontrowersyjne
prawo do nauki kreacjonizmu w szkołach, zwane
Monkey Bill"), ze strony B1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), April 11, 2012. Z
kolei uleganie owym naciskom wprowadza bardzo
niebezpieczny precedens ustanawiania monopolu
na tylko jeden rodzaj poglądów (tj. ateistycznych).
Dlatego jednym z celów jaki postawiła dla siebie nowa
"totaliztyczna nauka", jest uświadamianie ludziom
że wszelkie monopole, włączając w to "monopol
na wiedzę i na poglądy" starej "ateistycznej nauki
ortodoksyjnej", są wysoce niebezpieczne i ogromnie
szkodliwe dla ludzi - co najszczegółowiej stara
się wyjaśnić punkt #H1 strony o nazwie
humanity_pl.htm.
"Totaliztyczna nauka" argumentuje więc, że zamiast
dotychczasowego nauczania w szkołach
tylko jednokierunkowych poglądów, np. obecnie
tylko "naukowego ewolucjonizmu", albo w przyszłości
tylko "totaliztycznego kreacjonizmu" (tj.
"kreacjonizmu" bazującego na nowej
teorii wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
oraz na wynikającej z tej teorii moralnej
filozofii totalizmu),
najwięcej korzyści przyniesie ludzkości oficjalne
nauczane w szkołach obu tych poglądów równocześnie -
tak aby zdrowa i wnosząca postęp naukowa
"konkurencja" pomiędzy nimi mogła inspirować
i przyspieszać odkrywanie przez ludzi gdzie
faktycznie leży prawda.
Więcej informacji o obu powyższych, "konkurencyjnych"
wobec siebie naukach, tj. o starej "ateistycznej
nauce ortodoksyjnej" oraz o nowej "nauce
totaliztycznej", a także o ich podejściach i
możliwościach, prezentuje m.in. punkt #A2.6 strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
punkty #C1 do #C6 strony o nazwie
telekinetyka.htm,
punkt #J2 strony o nazwie
pajak_jan.htm,
punkt #B1 strony o nazwie
tornado_pl.htm,
punkty #F1.1 do #F3 strony o nazwie
god_istnieje.htm,
a także kilka innych totaliztycznych opracowań.
#A3.
Niniejsza strona prezentuje wyniki kolejnych badań
skompletowanych przez całą jednoosobową
"totaliztyczną naukę", jakie na bazie empirycznego
materiału dowodowego weryfikują naukowo i bezstronnie
prawdę stwierdzeń (obietnic Boga) wyrażonych w
autoryzowanej (zainspirowanej) przez Boga Biblii:
Problem z naszą obiektywną wiedzą na temat
Boga i na temat stwierdzeń zawartych w Biblii
polega na tym, że faktycznie to dotychczas
nikt NIE stosował nowoczesnych metod
naukowych aby dokonywać obiektywnych
i bezstronnych weryfikacji naszej wiedzy
dotyczącej Boga - co nieustannie staram
się wyjaśniać i podkreślać w swoich publikacjach
(np. patrz punkt #A2 strony o nazwie
healing_pl.htm).
Wszakże religie nakazują nam aby "wierzyć im
na słowo" we wszystkich sprawach dotyczących
Boga i dotyczących prawdy stwierdzeń świętych
ksiąg. Natomiast stara tzw. "ateistyczna nauka
ortodoksyjna" skupia się głównie na spekulatywnym
"negowaniu" wszystkiego co dotyczy Boga (zamiast
na obiektywnym tegoż badaniu) - co wyjaśniam i
podkreślam m.in. we wstępie do niniejszej strony.
Stąd nowa "nauka totaliztyczna" jest pierwszą
nauką w dziejach Ziemi, która z użyciem nowoczesnych
narzędzi dzisiejszej nauki stara się obiektywnie
weryfikować na dostępnym jej empirycznym
materiale dowodowym prawdę naszej wiedzy
na temat Boga, na temat stwierdzeń zawartych
w Biblii, na temat istotnych różnic jakie musiałyby
istnieć pomiędzy hipotetycznym "światem
pozbawionym Boga" a światem stworzonym
i inteligtentnie rządzonym przez wszechmogącego
Boga w którym my żyjemy (tak jak owe istotne
różnice opisuje punkt #B1 ze strony o nazwie
changelings_pl.htm),
itp., itd.
Do dnia dzisiejszego nowa "nauka totaliztyczna"
zdołała już obiektywnie i naukowo zweryfikować
na dostępnym jej empirycznym materiale dowodowym
aż cały szereg stwierdzeń zawartych w Biblii.
Wylistowane teraz tutaj będą tematy owych
weryfikacji oraz linki do tych punktów na
totaliztycznych stronach i publikacjach, w
których wyniki owych obiektywnych weryfikacji
stwierdzeń Biblii przez "totaliztyczną naukę"
zostały zaprezentowane. Oto one:
1.
Obietnica Boga z Biblii, że NIE zniszczy on
miejscowości w której zamieszkuje co najmniej 10
tzw. "sprawiedliwych". Obietnica ta okazuje
się niewypowiedzianie istotna dla ludzi. Wszakże
w dzisiejszych czasach kataklizmów i nieszczęść
oddaje ona nam do ręki bardzo skuteczną i
relatywnie łatwą do urzeczywistnienia metodę
obrony i samoobrony przed kataklizmami.
Wyniki weryfikacji tej ogromnie istotnej obietnicy
zostały zaprezentowane w punktach #I3 do #I5
niniejszej strony. Z kolei aż cały szereg bazujących
na tej obietnicy Boga metod obrony przed kataklizmami
opisany został w punktach #I1 do #J1 strony o nazwie
quake_pl.htm.
2.
Dyskretne ostrzeżenia Boga z Biblii, że uśmiercona będzie
każda osoba która zaprzestanie słuchania głosu swego
sumienia. Następstwem zaś owego ostrzeżenia
jest, że np. jeśli jakiś rodzic NIE dyscyplinuje swoich
dzieci lub nastolatków z pomocą przysłowiowej "rózgi",
wówczas pozwala im wyrobić w sobie głuchotę na głos
sumienia, a tym samym prawdopodobnie skazuje
je na śmierć jeszcze w młodym wieku. Interpretację
przykładów owych ostrzeżeń Boga, a także mechanizmu
jaki u dzieci pozbawionych dyscyplinowania rózgą
może powodować przedwczesną śmierć tych dzieci,
zaprezentowano w punkcie #G1 odrębnej strony o nazwie
will_pl.htm.
Jak też ustaliła to nowa "nauka totaliztyczna", owo
uśmiercanie niemoralnie postępujących ludzi (tj.
ludzi głuchych na głos swego sumienia) jest jedną
ze składowych konsekwentnie wdrażanej na Ziemi przez Boga
zasady "przeżywania najmoralniejszego".
(Inne składowe tej samej zasady "przeżywania najmoralniejszego"
obejmują np. bankrutowanie przez Boga instytucji które stały
się głuche na głos sumienia, czy przegrywanie wojen zawsze
przez agresorów.) Ta zasada "przeżywania najmoralniejszego"
faktycznie jest wdrażanym przez Boga odpowiednikiem
dla darwinowskiej zasady "przeżywania najsilniejszego" -
która jednak na Ziemi obowiązuje tylko w świecie dzikich
zwierząt pozbawionych sumienia. Niestety, niekompetentna
stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" błędnie wmawia
ludzkości, że owa zasada "przeżywania najsilniejszego"
ze świata zwierząt obowiązuje także wyposażonych w
organ sumienia ludzi. Generalna zasada "przeżywania najmoralniejszego"
została opisana dokładniej w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm.
Z kolei szczegółowa prezentacja wyników obiektywnej weryfikacji omawianego
tu ostrzeżenia Boga na dostępnym empirycznym materiale dowodowym,
zaprezentowana została w punktach #G1 do #G7 owej strony o nazwie
will_pl.htm.
3.
Wyjaśnienie Boga z Biblii, że wszystko co jest dla
ludzi "widzialne" zostało stworzone z tego co dla ludzi
pozostaje "niewidzialne". Wyjaśnienie nowej
"totaliztycznej nauki", iż cały nasz widzialny "świat
fizyczny" został uformowany poprzez odpowiednie
zorganizowanie naturalnym "programem" niewidzialnej
dla ludzi i inteligentnej tzw. "przeciw-materii", opisane
zostało w (5) z punktu #C12 strony o nazwie
biblia.htm.
Wyjaśnienie to bazuje na wykrytej dopiero przez
ową "teorię wszystkiego" zwaną
Konceptem Dipolarnej Grawitacji,
niewidzialnej dla ludzi substancji zwanej "przeciw-materią".
Warto tutaj też odnotować, że ów naturalny "program"
który organizuje tamtą niewidzialną "przeciw-materię"
w widzialną dla ludzi "materię", w Biblii jest zwany "słowem"
Boga. W czasach zaś kiedy nie znano jeszcze dzisiejszego
pojęcia "program", pojęcie "słowo" doskonale już oddawało
to co dzisiaj nazywamy "informacją", a także "algorytmem"
i "programem".
4.
Wyjaśnienie Boga z Biblii, że "kobiety" zostały stworzone
jako uzupełnienie i poszerzenie "mężczyzn", które w unii
z mężczyznami formuje coś znacznie lepszego niż każda
z tych dwóch płci wzięta oddzielnie, a nie jako kopie
mężczyzn przeznaczone do niezależnego od mężczyzn
życia, decydowania, zarządzania, prokreacji, itp.
Wyjaśnienie to potwierdzone zostało w punkcie #B2
strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
5.
Nakaz Boga w Biblii, że obszar w którym pojawi się
"płonący krzew" należy taktować jako miejsce święte.
Taki zaś "płonący krzew" wodorostu, jaki telepatycznie
"przemawiał" do autora tej strony, pojawił się w nowozelandzkim
miasteczku Petone - co opisałem dokładniej w punkcie
#J3 niniejszej strony oraz w podpisach pod ilustracjami
i wideami jakie punktowi temu towarzyszą. Co ciekawsze,
z czasem ujawniać się zaczęło coraz więcej materiału
dowodowego, jaki dodatkowo podpiera religijne znaczenie
tamtego pojawienia się "płonącego krzewu".
6.
Upomnienie Boga z Biblii, że ludziom NIE wolno
oddawać się praktykom homoseksualnym.
Wysoką szkodliwość społeczną homoseksualnych
praktyk objętych tym upomnieniem Boga potwierdza
i wyjaśnia punkt #B4 ze strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Z kolei jeden ze sposobów na jaki Bóg dyskretnie
dziś karze (bez odbieranie ludziom ich "wolnej woli")
promowanie otwartego praktykowania homoseksualizmu,
został udokumentowany materiałem dowodowym
w punkcie #I3.1 poniżej na niniejszej stronie.
7.
Sugestia duskretnie zawarta w tym co napisane w Biblii
oraz co w niej pominięte, że przerwanie ciąży NIE jest
morderstwem - aczkolwiek dla wielu powodów NIE wolno
go stosować lekkomyślnie. Wyjaśnienie tej sugestii
zawarłem w punkcie #C6 z innej mojej strony o nazwie
soul_proof_pl.htm.
Jak czytelnik sam może też sobie sprawdzić z pomocą
owych procedur weryfikacyjnych zaprezentowanych
pod w/w linkami, każde ze stwierdzeń Biblii jakie zostało
obiektywnie i naukowo zweryfikowane przez nową
"totaliztyczną naukę", okazuje się wyrażać absolutną
"prawdę" Na dodatek, stara "ateistyczna nauka
ortodoksyjna" jedynie bezpodstawnie natrząsa
się z Biblii, negując jej treść wyłącznie w sposób
spekulatywny jaki NIE opiera się na żadnym
empirycznym materiale dowodowym, a jaki
jedynie jest produktem teoretycznych wypocin
indywidualnych naukowców. Żaden też naukowiec
nigdzie jeszcze NIE udowodnił bezspornie, że w
Biblii zawarta jest nieprawda czy jakiekolwiek zwodnicze
stwierdzenie. To zaś razem wzięte, nakłania abyśmy
zaczęli jednak traktować i studiować stwierdzenia
Biblii z naukową powagą, rzeczowością i obiektywnością
na jakie one zasługują, a z jakimi zaczęła do nich
się odnosić dopiero nowa "nauka totaliztyczna".
(Więcej na temat naukowego potwierdzania stwierdzeń
Biblii wyjaśnia też punkt #G7 na stronie o nazwie
will_pl.htm.)
#A4.
Niniejsza strona jest kolejną z całej serii stron jakie autoryzuję,
a jakie poświęcone są niezwykłym miejscowościom moje
zamieszkiwanie w których wpłynęło na wykształtowanie się
filozofii totalizmu:
Do innych takich stron, które ja też autoryzuję,
a które opisują miejscowości w jakich kiedyś
mieszkałem i jakich wyróżniający się czymś
mieszkańcy wpłynęli na stopniowe
wykształtowanie się obecnej formy
filozofii totalizmu
i nowej "totaliztycznej nauki", zaliczają się (kliknij
na poniższe ich nazwy aby je przeglądnąć):
wszewilki.htm,
wszewilki_jutra.htm,
stawczyk.htm,
milicz.htm,
bitwa_o_milicz.htm,
sw_andrzej_bobola.htm,
wszewilki_milicz.htm,
wroclaw.htm,
malbork.htm,
przepowiednie.htm,
korea_pl.htm.
Niemal też jedyną miejscwością na temat której
nadal NIE ukończyłem jeszcze pełnej odrębnej
strony internetowej, chociaż mieszkałem w
niej przez niemal cały rok szkolny i chociaż
wywarła ona znaczący wpływ na moją
świadomość filozoficzną, jest polska wieś
Cielcza koło Jarocina.
Wprawdzie już przygotowałem i opublikowałem
w internecie odrębną stronę o owej wiosce
Cielcza,
jednak strona ta ciągle wymaga końcowego
"wypolerowania" i "dostrojenia". Wszakże
dla jej ukończenia potrzebuję więcej informacji
i więcej danych - które będę w stanie zgromadzić
dopiero kiedy następnym razem będę w Polsce
(zamierzam wówczas odwiedzić tę wioskę,
odświeżyć swoją pamięć, potem zaś dokończyć
już rozpoczętą stronę internetową o nazwie
cielcza.htm
w całości przygotowywaną na jej temat i na temat
wpływu jaki wioska ta wywarła na wykształtowanie się nowej
filozofii totalizmu).
Część #B:
Co to takiego "Petone":
#B1.
Gdzie znajduje się Petone:
Petone jest małym miasteczkiem zlokalizowanym
około 8 kilometrów na północ od centrum Wellington -
tj. od stolicy Nowej Zelandii. W dniu 17 kwietnia
2012 roku statystyki podawały zaludnienie Petone
jako równe 6609 osób - czyli w przybliżeniu było
równe liczbie ludzi mieszkających w polskiej wsi
Cielcza,
którą wzmiankuję w punkcie #A3 tej strony.
(Jednak od owej daty zaludnienie
miasteczka Petone zapewne już się obniżyło - tak jak
opisuje to artykuł [1#B1] o tytule "Skilled
and cashed-up Kiwis flee in numbers" - tj. "wykwalifikowani
i dobrze zarabiający Nowozelandczycy uciekają
masowo", ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku-Thursday, December 22, 2011.
Wszakże rozliczne monopole, którymi obrosła Nowa
Zelandia, sprowadziły na ów kraj tyle podwyżek
cen, takie drożyzny, oraz taki poziom biurokracji,
komplikacji, nieudolności i bezrobocia, że życie
staje się tam coraz trudniejsze zaś coraz większa
liczba Nowozelandczyków klepie coraz większą
biedę.) Właściwie to Petone jest uważane przez
miejscowych za jedno z przedmieść stolicznego
Wellington. Ponieważ jednak z Wellington łączy
je tylko jedna szosa i jedne tory kolejowe
przebiegające wzdłuż krawędzi (styku)
stromego zbocza łańcucha górskiego
widocznego na horyzoncie fotografii z
"Fot. #B1a", oraz zatoki morskiej zwanej
"Wellington Harbour" - też ujętej na owej
fotografii, zaś wąska wykuta w skale półka
skalna po której owa szosa i tory przebiegają
NIE pozwala aby umieszczane na niej były
także jakieś zabudowania, faktycznie Petone
jest odrębnym miasteczkiem oddzielonym
od Wellington przez aż kilkukilometrowy
obszar braku zabudowań ludzkich.
Petone jest położone na wylocie długiej doliny
obrzeżonej przez dwa pasma górskie i wycelowanej
w morze w kierunku z północy na południe.
Petone jest ostatnią miejscowością na
południowym końcu owej doliny. Po Petone
dolina ta zagłębia się już w morze i formuje
rodzaj zatoki morskiej zwanej "Welligton Harbour".
Położone na południe od Petone stoliczne
miasto Wellington, rozlokowane jest już nie
w owej dolinie, a na szczytowych częściach
zachodniego pasma górskiego ograniczającego
tą dolinę - w miejscu gdzie owo pasmo zagłębia
się w morze aż tak mocno, że szczyty niektórych
z owych gór schodzą w dół niemal do poziomu
morza. Na północ od Petone, w tej samej dolinie
rozlokowany jest aż cały szereg innych miejscowości,
z których najbliższa do Petone jest "Lower Hutt".
Od Lower Hutt Petone oddzielona jest jedynie
dosyć szeroką rzeką o nazwie "Hutt River",
ujście której do Wellington Harbour widoczne
jest na zdjęciu z "Fot. #B1a". Po dopłynięciu
do Petone ta rzeka przecina dolinę na ukos,
od jej zachodniego grzbietu górskiego ku
wschodniemu grzbietowi. Będąc więc
ograniczone aż z trzech stron przez:
(1) ową rzekę, (2) zachodni grzbiet
górski, oraz (3) plażę Wellington Harbour,
zabudowania Petone zmuszone są do
rozprzestrzeniania się po obszarze o
kształcie trójkąta.
Z Wellington Petone jest połączone jedną szosą
i jedną linią kolejową - obie biegnące wzdłuż owej
półki skalnej na krawędzi owej Wellington Harbour.
Z lotniska w Wellington do Petone najłatwiej się
dostać za pomocą pomarańczowo pomalowanego
autobusu numer 91 o nazwie "Airport Flyer".
Przejazd z lotniska w Wellington do Petone
trawa około pół godziny. Ceny biletu nie jestem
w stanie zdefiniować jednoznacznie, bowiem
co krótkie okresy czasu ponownie ona wzrasta.
W chwili gdy pisałem ten paragraf bilet ten
kosztował około 10 dolarów.
Podobnie jak w niemal całej Nowej Zelandii,
również w Petone wszystko działa na zasadzie
"znajomości". Wszakże niemal wszyscy się tu
znają - czasami nawet od kilku generacji. Każdy
też do każdego zwraca się tu "po imieniu".
Jako dla twórcy totalizmu oraz dla badacza
filozoficznych trendów, jest dla mnie więc wysoce
interesujące porównywanie działania mechanizmów
życiowych w Petone, z mechanizmami jakie
ciągle pamiętam z polskiej wsi
Cielcza -
w której wszystko także załatwiane było na
zasadach "znajomości". Powodem dla którego
budzi to taką moją ciekawość, jest że obie te
miejscowości okupują niemal przeciwstawne
końce moralnego spektrum.
Fot. #B1ab: Widoki miasteczka Petone
z przedmieścia Wellington, Nowa Zelandia.
Zdjęcia te ilustrują typowy wygląd miasteczka
Petone w pogodny dzień. Niestety, ostatnio
takie pogodne dni mają miejsce raczej rzadko
w stolicznym mieście Wellington, które w
Nowej Zelandii jest znane jako "windy city" -
czyli "miasto wiatrów". Z powodu zaś
bliskości Petone do owego omiatanego wiatrami,
przeważnie zachmurzonego i okrywanego
mgłą Wellington, także typowa pogoda w
Petone to wietrzny dzień, zachmurzone niebo,
mgła ponad lotniskiem, oraz częsty deszcz.
Tyle, że w następstwie
bliskości owych tzw. "10 sprawiedliwych"
(wyjaśnionego lepiej w punkcie #I2 tej strony),
Petone jest nieporównanie rzadziej trapione
mgłami niż Wellington - co doskonale ilustruje
zdjęcie z "Fot. #B1a" - które uchwyciło mgłę
w typowe dni gromadzącą się ponad Wellington,
podczas gdy Petone jest wolne od mgły. (Wszakże,
przeciwstawnie do chmur, mgły są częstym
powodem trudności komunikacyjnych, paraliży
lotnisk, zderzeń i wypadków samochodowych,
itp. Stąd, podobnie jak kataklizmami, także m.in.
mgłami inteligentna "matka natura" manifestuje
swoje wyzwalane mechanizmami moralności
"dezaprobaty", "ostrzeżenia", "nieprzyjazne
nastawienia do danych społeczności", itp.)
Dni więc kiedy niebo nad Wellington i Petone
jest wolne od chmur, tak jak na powyższych
zdjęciach, są bardziej wyjątkiem niż normą.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Fot. #B1a (góra):
Ogólny widok Petone sfotografowany w kierunku
od wschodu ku zachodowi z wierzchołka wąskiego
łańcucha górskiego który oddziela miasteczko Petone
od miejscowości Wainuiomata. Z powodu owego
łańcucha górskiego, Wainuiomata NIE należy już
do tego samego "zasięgu zniszczenia" co Petone.
(Czym jest ów "zasięg zniszenia", wyjaśnia to punkt #G2 strony
day26_pl.htm.)
Stąd wiele kataklizmów które powodują spore
zniszczenia w owym Wainuiomata, nie czyni
żadnej szkody w Petone. Odnotuj na owym
zdjęciu zatokę morską zwaną "Wellington
Harbour", ujście rzeki zwanej "Hutt River",
oraz odcinek długiej, prostej petońskiej plaży
pokrytej czarnym żwirem. Po owej prostym
odcinku plaży ja lubię spacerować w pogodne
dni w godzinach lunchu. Lubię też przesiadywać
na ławce i delektować się widokami z owego
wybiegającego w morze petońskiego molo
jakiego cieniutki zarys widać na zdjęciu około połowy
długości prostego odcinka plaży. Przy połowie
lewej krawędzi zdjęcia widać też na zatoce morskiej
fragment najbliższej do Petone wyspy zwanej
"Somes Island" - która jest też widoczna na zdjęciach
"Fot. #B1b" i "Fot. #I3a" z niniejszej strony.
Wyspa ta jest obecnie rezerwatem przyrody,
zaś w przeszłości była miejscem kwarantanny
(i wygnania) ludzi posądzanych iż przynoszą
do Nowej Zelandii jakąś groźną chorobę.
Na uwagę zasługuje także generalna "atmosfera"
tego zdjęcia. Wszakże doskonale ilustruje ona
ustalenie "totaliztycznej nauki" wyjaśnione w
punkcie #I4 strony o nazwie
day26_pl.htm,
że pogoda i natura danego miejsca na ziemi
jest zawsze odzwierciedleniem stanu moralnego
społeczności która zamieszkuje w owym miejscu.
Fot. #B1b (dół):
Widok zatoki morskiej "Wellington Harbour"
sfotografowanej w pogodny dzień podczas
jednego z moich ulubionych spacerów w
godzinach lunchu po żwirowej (wulkanicznej)
plaży petońskiej. (Tj. spacery po owej plaży
były moim ulubionym sposobem odpoczynku
aż do czasu pojawienia się tam plagi krwiopijnych
"muszek piaskowych" (po angielsku zwanych
"sand-flies") opisywanych w punkcie #B3 tej
strony.) Owa żwirowa plaża widoczna w dolnej
części tego zdjęcia jest dosyć istotna
strategicznie. Wszakże w przypadku jakiejś
wojny i inwazji Nowej Zelandii (spowodowanej
np. nadchodzącą na Ziemię epoką "wielkiego
głodu" - tak jak wyjaśnione w punkcie #H3 strony
przepowiednie.htm),
to najprawdopodobniej właśnie na niej
wylądowałby desant morski usiłujący opanować
stolicę Wellington - tak jak wyjaśniłem to w punkcie
#C2 poniżej. Odnotuj że na tym zdjęciu grzbiety
fal morskich są ustawione równoległe do linii
plaży - co jest typowym zachowaniem dla morza.
Zdjęcie to wykonałem z obiektywem aparatu
wycelowanym w kierunku na południe. Dlatego
oprócz pobliskiej wyspy "Somes" z zabudowaniami
kwarantannymi na swym wierzchu, na horyzoncie
zdjęcie uchwyciło też zabudowania niedalekiego
Wellington - które to miasto w pogodne dni jest
doskonale widoczne z Petone i dla którego Petone
jest jednym z przedmieść. (Wyspę Somes widać
także na "Fot. #I3a", jednak NIE widać tam już
zabudowań Wellington, ponieważ zakryte one
tam były nisko zawisającymi chmurami.)
Interesującym zjawiskiem też uchwyconym na
opisywanym tu zdjęciu są owe rozwiewane przez
silne nowozelandzkie wiatry, długie białe chmury.
Od właśnie takich długich, białych chmur, Nowa
Zelandia bierze swoją maoryską (rodzimą) nazwę
"Aotearoa" - czyli "Ląd Długich Białych Chmur".
#B2.
Satelitarne zdjęcie i mapa Petone:
Satelitarne zdjęcie Petone można sobie oglądnąć pod adresem
http://maps.google.com.
Z kolei mapa Petone jest dostępna pod adresem
http://maps.google.com.
Zachęcam do ich oglądnięcia.
#B3.
Niezwykłości i ciekawostki miasteczka Petone:
Z jakichś tajemniczych powodów Petone jest
raczej niezwykłym miasteczkiem. Przykładowo,
zostało ono zasiedlone przez europejskich
emigrantów znacznie wcześniej niż pobliskie
Wellington - bo już w 1840 roku. W tamtym
czasie dzisiejsze Petone było miastem portowym
i nazywane "Port Nicholson". Ulica na której
obecnie mieszkam do dzisiaj nosi nazwę drugiego
z trzech statków z osadnikami jaki wówczas
przybył z Anglii aby uformować to miasteczko.
Dla niniejszej strony najważniejsze są oczywiście
niezwykłości i ciekawostki Petone mające związek
z moralnością. Najważniejszą z tych moim zdaniem
jest fakt, że w bliskości Petone mieszka owych
wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych",
którzy chronią to miasteczko przed wszelkimi
kataklizmami i anomaliami pogodowymi - tak
jak dokładniej dokumentują to punkty #I3, #I3.1
i #I5 z niniejszej strony. Zanim podjąłem systematyczne
badania owego miasteczka, ja policzyłem ilu
jest tych "sprawiedliwych", zaś wyniki swoich
podliczeń opisałem w punkcie #I3 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Doliczyłem się wówczas, że w bliskości Petone rzeczywiście
zamieszkuje ich 9-ciu - których osobiście miałem honor
poznać, zaś wierzę, że istnieje też co najmniej jeden
dalszy którego NIE wliczałem do owej dziewiątki,
stąd niemal z pewnością wokoło Petone mieszka
ich co najmniej 10-ciu. Tę liczbę potwierdza też
zupełny brak kataklizmów jakie dotykałyby Petone
podczas gdy dotykają one już sąsiednie miejscowości -
tak jak dokumentuje to empiryczny material dowodowy
zaprezentowany w punktach #I3, #I3.1 i #I5 tej strony.
Od czasu kiedy zamieszkałem w Petone takie kataklizmy
i niszczycielskie anomalie pogodowe systematycznie
omijają bowiem to miasteczko, na przekór, że zgodnie
z wyjaśnieniami z punktu #C2 tej strony, Petone okazuje
się być jednym z najbardziej niebezpiecznych dla swych
mieszkańców miejscowości na świecie. Jak też wiadomo
z historii owego miasteczka, w przeszłości dotykały je
bardzo niszczycielskie kataklizmy. Przykładowo, kiedyś
niemal całe spłonęło, tak że większość jego pozbawionych
dachu nad głową mieszkańców po owym pożarze go
opuściła. Było też dotknięte dwoma wysoce niszczycielskimi
trzęsieniami ziemi, które znacząco wyniosły w górę jego
nabrzeże zas spłyciły morze, uniemożliwiając w ten sposób
dalsze działanie jego portu morskiego "Port Nicholson" (z
powodu użyteczności którego to portu oryginalnie miateczko
to powstało) - tak że większość jego ludności żyjącej
wówczas z obsługi statków zmuszona była przenieść się
do pobliskiego Wellington. Szalała w nim też śmiertelna
epidemia grypy hiszpańskiej, która uśmierciła sporą
proporcję jego mieszkańców. Innymi słowy, obecne
zamieszkiwanie w pobliżu Petone owych co najmniej
10 "sprawiedliwych" jest więc rodzajem unikatu, jaki
zupełnie odmienił losy tego miasteczka. Według mojego
rozeznania sytuacji, żadna inna miejscowość w całej
Nowej Zelandii NIE spełnia tego wymogu Boga zawartego w
Biblii. Wszakże wymogu tego NIE spełnia nawet najgościnniejsze
miasto Invercargil, którego mieszkańcy - według
moich osobistych doświadczeń, są najbardziej
mili, przyjacielscy, oraz bezinteresowni z całej
Nowej Zelandii. Nie bez powodu to właśnie w
Invercargill do dzisiaj działa jedyna w całej
Nowej Zelandii uczelnia, która NIE domaga
się opłat za naukę od swoich studentów, podczas
gdy wszystkie inne uczelnie Nowej Zelandii
przekształciły się w generatory bogactwa,
które pozwalają zdobyć dyplomy tylko tym
studentom, jacy są w stanie płacić za naukę -
tak jak wyjaśnia to punkt #E1 strony o nazwie
rok.htm
oraz jak zachwala to artykuł "Cashing in on overseas
students" (tj. "bogacenie się na zagranicznych
studentach") ze strony A11 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), May 16, 2012.
W dzisiejszych czasach powszechnej chciwości
i nastawienia na zyski, moralną ciekawostką jest też to co
na temat pobliskiego do Petone miasteczka Upper
Hutt pisze artykuł "Mayor and council turn down
$8600 salary increases" (tj. "burmistrz i jego
konsule odrzucili 8600 dolarową podwyżkę zarobków"),
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 3, 2012.
Stanowią oni jedyny przypadek w całej Nowej
Zelandii, kiedy jacyś wybieralni politycy odrzucili
podwyżkę zarobków nakazywaną im przez rządowe
tzw. "Renumeration Authority", ponieważ wiedzą
że aby zgromadzić pieniądze na jej wypłacanie,
finansujący ich mieszkańcy zmuszeni będą płacić
zwiększone opłaty za czynsz - co w panujących
w kraju ciężkich dla każdego czasach ekonomicznej
depresji NIE stanowi moralnie właściwego postępowania.
Artykuł ten stworzył więc przykład do naśladowania
dla innych ludzi przy władzy, którzy na przekór ciężkich
czasów ciągle nieustannie podwyższają własne zarobki
każąc za to płacić zwykłym ludziom. Być może iż z tego
właśnie powodu, już w dwa tygodnie później ukazał się
następny artykuł o tytule "Unwanted pay rise on way"
(tj. "niechciana podwyżka zarobków już nadchodzi"),
ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 17, 2012, który
poinformował że owo "Renumeration Authority"
zadecydowało iż burmistrzowi i jego konsulom NIE
wolno odrzucić przyznanej im podwyżki zarobków.
Czyżby więc owi decydenci obawiali się że takie
odrzucenie podwyżki może dać niewłaściwy sygnał
tym tysiącom bezrobotnych i z trudem "wiążących
koniec z końcem" ludzi, jakimi przepełniona jest
Nowa Zelandia. Wszakże na temat wybieralnych
polityków i osób przy władzy z praktycznie całej
Nowej Zelandii jedyne co daje się wyczytać w gazetach
to informacje w rodzaju: "MPs get pay rise package
of $7000" (tj. "posłom na sejm przyznano podwyżkę
7000 dolarów"), ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), November 17, 2011;
"I'm worth a $68 000 rise" (tj. "jestem wart podwyżki
o wysokości 68000 dolarów"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), January 5, 2012;
"$44 000 another council boss pockets huge pay
rise" (tj. "jeszcze jeden szef konsulów zaportfelował
ogromną podwyżkę 44000 dolarów"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), January 25, 2012;
"Residents to protest over CEO's pay rise" (tj. "mieszkańcy
podejmują protest z powodu podwyżki zarobków CEO"),
ze strony A2 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), February 2, 2012;
itd., itp.
W Petone moim zdaniem interesujące są też
niezwykłości natury. Ich przykładem może być
biała czapla pokazana poniżej na "Fot.
#B2". W 2011 roku i na początku 2012 roku jej
ulubionym miejscem przesiadywania był bowiem
mój samochód zaparkowany na podwórku przed
mieszkaniem które wówczas wynajmowałem -
patrz "Fot. #B2" poniżej. Kiedy zaś po 11 latach
tam zamieszkiwania, na przełomie lutego i marca
2012 roku wyprowadzałem się z owego mieszkania,
czapla ta przybyła tak jakby chciała ze mną się
pożegnać - patrz "Fot. #B2(b)".
W wielu krajach, np. w Korei, białe czaple są
symbolem duchowości. Uważa się je tam niemal
za święte ptaki i przypisuje im cały szereg
niezwykłych zdolności. Widok takiej białej czapli
przesiadującej na moim samochodzie nie byłby
niczym niezwykłym gdyby ptak ten był widywany
w Nowej Zelandii równie często jak np. wróble,
lub gdyby jego kolonia rozrodowa mieściła się
gdzieś w pobliżu na Wyspie Północnej Nowej Zelandii,
tj. niedaleko od Petone. Tymczasem jednak, zgodnie
z artykułem "NZ's 10 most endangered species"
(tj. "dziesięć nowozelandzkich stworzeń najbardziej
zagrożonych wymarciem"), ze strony A10
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012) w
całej Nowej Zelandii żyje obecnie już tylko 126
owych białych czapli. Należą one też do grupy
10 najbardziej zagrożonych wymarciem stworzeń
Nowej Zelandii. Co zaś najciekawsze, jedyna w
całej Nowej Zelandii kolonia rozrodowa białych czapli
istnieje w prowincji Westland na brzegu rzeczułki
Waitangiroto (tj. ok. 30 km na północ od lodowca
"Franz Josef"), czyli na innej wyspie i w odległości
około 600 km na południe od Petone. Skąd więc
wzięła się w Petone owa samotna biała czapla,
oraz dlaczego lubowała się w przesiadywaniu
na moim samochodzie? Czy jej pojawienie
się i dziwne zachowanie ma symbolicznie nam
przekazać jakąś istotną wiadomość?
Inną niezwykłością natury odnotowywalną w
Petone jest silny zapach końskiej uryny
jaki rozprzestrzenia się od sportowego terenu
rekreacyjnego położonego w samym centrum
miasteczka (tuż przy budynkach miejscowej
politechniki). W bezwietrzne dni i typowo zaraz
po deszczu, ów zapach uryny rozprzestrzenia
się po całym Petone i uderza on w nosy w każdym
miejscu tego miasteczka. Natomiast podczas
silnych wiatrów można go jedynie wyczuć w
deszczowe lub mokre dni jeśli pospaceruje się
wówczas po owych pokrytych trawą terenach.
Kiedyś bardzo dawno temu Petone powtarzalnie
organizowało wyścigi końskie i zbudowało sobie
nawet w tym celu trawiasty tor wyścigowy położony
w samym centrum owego miasteczka. Jednak wyścigów
tych zaniechano spory czas temu, zaś przez owe
12 lat w jakich ja zamieszkiwałem w Petonie NIE
odbył się tam już żaden wyścig koński. Natomiast
ów były trawiasty tor wyścigowy zamieniono w rodzaj
sportowego terenu rekreacyjnego, na którego trawie
w weekendy miejscowe drużyny grają w rugby lub w
krykieta, zaś w dni powszednie ludzie wychodzą tam
na spacer lub wypuszczają dzieci i psy aby sobie
pobiegały. Niezwykłością jednak owego byłego
trawiastego toru wyścigów końskich jest, że do dzisiaj
przesiąkniety jest on silnym zapachem końskiej uryny.
Jest to dziwne zjawisko, bowiem ja znam wiele innych
podobnych trawiastych torów wyścigowych dla koni,
na których jednak tego zapachu wcale się NIE czuje.
Przykładowo w Dunedin mieszkałem w domu
przylegającym do czynnego wówczas i wysoce
aktywnego takiego toru, jednak NIE bił od niego żaden
zapach. Tymczasem w Petone zapach ten jest wprost
uderzający. Pod owym petońskim torem wyścigowym
przebiega ów słynny "fault geologiczny" jaki opisuję
w punkcie #C2 tej strony. Jest więc możliwe, że z tego
"fault'u" wydobywają się spod ziemi jakieś gazy wulkaniczne
które nieustannie jakby "odnawiają" i "intensyfikują"
ów zapach końskiej uryny. Jakże bowiem inaczej
wytłumaczyć dlaczego ów smród trwa przez aż tak
długi okres czasu oraz dlaczego jest on aż tak silny
że zagłusza on nawet śmierdzące wyziewy z miejscowej
ogromnej fabryki papierosów, a uprzednio także
i trujące wyziewy z fabryki Exide (obie te fabryki
opisane są w punkcie #I3 niniejszej strony).
Prawdopodobnie do niezwykłości petońskiej natury
należy także plaga krwiopijnych "muszek piaskowych"
o bardzo bolesnych ukąszeniach - po angielsku
nazywanych tam "sand-fly", zaś po polsku podobno
nazywanych "mustyk". Owe muszki są bardzo
małe. Ich wielkość NIE przekracza bowiem wielkości
polskiej "muszki owocowej". Jednak ich ukąszenie
jest relatywnie bolesne - czasami można je odczuć
jak ukąszenie polskiego bąka. Co gorsze, potrafią
one kąsać nawet przez pojedyńczą warstwę odzieży,
np. przez skarpetki, spodnie, lub koszulę. Trudno
się więc przed nimi opędzać. Na dodatek, podczas
ukąszenia wprowadzają one do rany rodzaj jadu,
który powoduje że miejsce ich ukąszenia nie chce
się potem goić i swędzi oraz gnije przez około miesiąc
czasu. Rozmnażają się one w piasku w którym ich
larwy żywią się zawartą tam masą organiczną - stąd
bierze się ich angielska nazwa "muszka piaskowa".
W Nowej Zelandii najczęściej można być przez nie
ukąszonym na plaży, bowiem tam jest najwięcej piasku -
a stąd i tych muszek. Po raz pierwszy pojawienie się
owej plagi na petońskiej plaży (tj. na tej plaży którą
widać na "Fot. #B1") odnotowałem dopiero w
październiku 2012 roku. Wprawdzie bowiem te
bolesne muszki były zawsze obecne w całej Nowej
Zelandii, jednak na plaży w Petone spotykało się
je raczej rzadko i stąd dawało się tam przed nimi
opędzać. Na przekór więc, że po plaży tej poprzednio
spacerowałem niemal każdego dnia, bywałem tam
przez nie kąsany nie częściej niż około raz na
miesiąc - co byłem w stanie wytrzymać. Jednak
w październiku 2012 roku (tj. podczas nowozelandzkiej
wiosny) nagle pojawiły się ich tam całe chmary.
Było ich już aż tak dużo, że NIE dawało się przed
nimi opędzać. Z ich powodu zmuszony więc byłem
zaprzestać swych ulubionych spacerów po plaży.
Co gorsza, ponieważ moje mieszkanko leży około
200 metrów od plaży, zaczęły one pojawiać się nawet
w mieszkaniu, znacząco uprzykszając życie. Ich
pojawienie moim zdaniem wynika z faktu ponadprogowego
zanieczyszczenia wody w rzece "Hutt River"
odpadami organicznymi - tak jak opisuje to artykuł "No
swimming: 52% impure NZ" (tj. "nie wolno pływać: 52%
nieczysta Nowa Zelandia"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), October 17, 2012.
Gęsta bowiem jak zupa woda owej rzeki wpływającej
do "Wellington Harbour" nasyca swymi organicznymi
odpadami petońską plażę, dostarczając wymagane
pożywienie larwom tych muszek. W rezultacie ich
liczebność eksplodowała. Uprzednio ja już raz byłem
świadkiem bardzo podobnej masowej eksplozji malezyjskiej
krewniaczki tej samej muszki piaskowej. Było to na
mojej ulubionej tropikalnej plaży w Port Dickson,
Malezja. Przed 2005 rokiem ja często przybywałem
na tamtą plażę w Port Dickson, aby pobrodzić sobie
po gorącym tropikalnym morzu owej plaży o złotych
piaskach. Nic bowiem wówczas mnie tam NIE kąsało.
Niestety, około 2005 roku tamtejsze władze zdecydowały
aby zbudować rurociąg jaki odprowadza surowe miejskie
ścieki do morza tuż przy owej plaży. Ścieki te szybko
nasyciły piasek owej plaży odpadkową masą organiczną -
co spowodowało tam eksplozyjne pojawienie się chmar
owych bolesnych muszek piaskowych. (Malezyjska wersja
tych muszek jest mniejsza od nowozelandzkiej, bo zaledwie
wielkości ziarenka maku, stąd jeszcze trudniej ją odnotować
i przed nią się opędzać. Jej jad jest także bardziej
znieczulający, stąd jej ukąszenia nie są aż tak bolesne
jak te w Nowej Zelandii. Jednak jej jad równie długo
gnije potem w ciele i równie diabolicznie potem swędzi.)
Z kolei ukąszenia tych muszek powystraszały wszystkich
plażowiczów. W rezultacie obecnie nikt tam już po owej
plaży nie brodzi. Jako wynik więc odprowadzania do morza
ścieków z Port Dickson, złote plaże owego miasteczka
zupełnie opustoszały - co z czasem sprowadziło ruinę
do miejscowych businesów. Kiedyś buszujący życiem
i turystami Port Dickson obecnie stał się obumarłą
i śpiącą mieściną, w której trudno zobaczyć człowieka.
Podobnie może więc się stać i w Petone (a także w
Wellington i w reszcie Nowej Zelandii). Szczególnie,
że podobnie jak owe muszki, w Nowej Zelandii szybko
rośnie też liczba miejscowych monopoli i karteli - tak
jak wyjaśnia to punkt #H2 na stronie
humanity_pl.htm.
Owe zaś monopole i kartele podnoszą ceny wszystkiego,
a obniżają jakość i produktywność - co dla portfeli turystów
staje się nawet bardziej bolesne niż muszki piaskowe dla
ich ciał.
Jeszcze inną niezwykłością natury odnotowywalną
w Petone są dziwne eliptyczne okna w niebie
jakie od czasu do czasu pojawiają się w warstwie
gęstych chmur ponad owym miastem. Zdjęcie jednego
z takich okien pokazałem (i opisałem) na "Fot. #I3ab"
poniżej na tej stronie. Ciekawe czy i owe okna też mają
być jakimś rodzajem wiadomości albo przekazu do
miejscowych ludzi.
Fot. #B2ab: Jedna z niezwykłości
miasteczka Petone - czyli samotna biała
czapla która lubowała się w wysiadywaniu
na moim samochodzie zaparkowanym
przed poprzednim mieszkaniem jakie
wynajmowałem w Petone w latach 2001
do 2012. Kiedy wyprowadzałem się z
owego mieszkania na przełomie lutego
i marca 2012 roku, czapla ta przyleciała
prawdopodobnie aby się pożegnać ze
mną lub z moim samochodem. Wpatrwywała
się w okna mieszkania które niedawno
opuściłem i sprawiała wrażenie jakby
zasmuconej i osamotnionej z tego powodu.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Fot. #B2a (góra):
Zdjęcie samotnej białej czapli która w latach 2011
i 2012 lubowała się przesiadywać na moim samochodzie.
(Odnotuj, że ten sam mój stary samochód był świadkiem
dla wielu dziwów naszego świata fizycznego. Przykładowo,
ten sam samochód jest też obecny na "Fot. #H2" ze strony o nazwie
seismograph_pl.htm
i na "Fot. #D1" ze strony o nazwie
mozajski.htm.)
Zdjęcie to wykonałem podczas nowozelandzkiej zimy
2011 roku. Niezwykłość tego ptaka wynikała z faktu, że
białe czaple wcale NIE mieszkają w bliskości Petone,
zaś najbliższa ich kolonia mieszka na innej wyspie
w obszarze oddalonym o około 600 km od Petone.
Zgodnie z artykułem "NZ's 10 most endangered
species" (tj. "dziesięć nowozelandzkich stworzeń
najbardziej zagrożonych wymarciem") ze strony A10 gazety
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012),
w całej Nowej Zelandii żyje już tylko 126 owych ptaków.
Białe czaple należą bowiem do grupy 10 najbardziej
zagrożonych wymarciem stworzeń Nowej Zelandii.
Warto też wiedzieć, że w niektórych innych krajach,
np. w Korei, białe czaple uważane są za wysoce
uduchowione i symboliczne ptaki, które odznaczają
się kilkoma niezwykłymi cechami. Ciekawe więc
jaką symboliczną wiadomość ma wyrażać
pojawienie się i dziwne zachowanie powyższego ptaka?
Fot. #B2b (dół):
Owa biała czapla siedząca smutna i samotna
na płocie przy miejscu obok którego zwykł być
zaparkowany mój samochód oraz wpatrująca
się w okno i drzwi pustego mieszkania w którym
uprzednio mieszkałem. (Okno i drzwi tego mieszkania
widoczne są na parterze przy lewej krawędzi
zdjęcia.) Na mnie czapla ta sprawiała wrażenia,
że przyleciała wiedząc iż się wyprowadzam,
z zamiarem aby ze mną się pożegnać. Zdjęcie
to wykonałem 15 marca 2012 roku.
Część #C:
"Jakie zabójcze kataklizmy" i "dlaczego" nieustannie zagrażają Petone oraz jego okolicom:
#C1.
Nawet Starosta Christchurch (tj. miasta niedawno zniszczonego
trzęsieniami ziemi) bał się pobytu w Wellington i NIE mógł się doczekać
swego odlotu z Wellington z powrotem do niemal nieustannie wstrząsanego miasta Christchurch:
W artykule [1C1] "Parker frightened
to be in Wellington" (tj. "Parker boi się przebywać
w Wellington") ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), February 29, 2012,
zostało podkreślone, że starosta nowozelandzkiego
miasta Christchurch, po przybyciu do Wellington
publicznie dał znać że odczuwa strach przed
przebywaniem w tym mieście, ponieważ obawia
się trzęsienia ziemi którego groźba wisi ponad
głowami Wellingtonian. Trzeba zaś pomiętać,
że Christchurch niedawno zostało poważnie
zniszczone morderczym trzęsieniem ziemi z
wtorku, dnia 22 lutego 2011 roku (opisanym
w punkcie #P6 ze strony o nazwie
quake_pl.htm) -
które uśmierciło tam około 185 osób oraz zniszczyło
sporą część Christchurch, oraz które w okresie
wizyty owego starosty w Wellington było ciągle
powtarzalnie wstrząsane przez serie wtórnych trzęsień
ziemi. Jeśli więc starosta miasta Christchurch boi
się przebywać w Wellington, można sobie wyobrazić
jak oczywiste, żywe i jak poważne jest zagrożenie
Wellington trzęsieniami ziemi i falami tsunami.
Ponieważ zaś każdy kataklizm który uderzy
Wellington, uderzy także w jego przedmieście
Petone, tamte obawy Starosty miasta Christchurch
można extrapolować także i do Petone.
Aby zrozumieć powyższe opory Starosty miasta
Christchurch, poniżej w punktach #C2 do #C4
podsumuję najważniejsze zagrożenia jakie
wiszą nad miasteczkiem Petone. Ponieważ
jednak obie nauki opisane w punkcie #A2 tej
strony zasadniczo różnią się w swom zdefiniowaniu
co to takiego "zagrożenie kataklizmem", poniżej
najpierw w punkcie #C2 opiszę zagrożenia
które wiszą nad Petone w zrozumieniu "kataklizmów"
wyznawanym przez dotychczasową oficjalną naukę.
Potem zaś w punkcie #C3 opiszę zagrożenia kataklizmami
wiszące ponad Petone w zrozumieniu owych "kataklizmów"
wypracowanym przez nową "totaliztyczną naukę". Obie
te kategorie zagrożeń razem wzięte ujawniają, że miasteczko
Petone, a z nim również wszystkie sąsiednie
miejscowości (np. Wellington, Lower Hutt, itp.),
są prawdopododobnie jednymi z najbardziej
niebezpiecznych miejscowości na świecie.
Zapewne bowiem żadne inne miejscowości
na świecie NIE są wystawione na aż tyle
najróżniejszych potencjalnych zagrożeń
kataklizmami, jak one. Nic więc dziwnego
że nawet Starosta powtarzalnie trzęsionego
miasta Christchurch wyrażał obawy przed
dłuższym przebywaniem w Wellington.
#C2.
Jakie kataklizmy zagrażają miasteczku Petone (a także zagrażają
miejscowościom sąsiadującym z Petone, takim jak Wellington,
Lower Hutt, itp.) - zgodnie z definicją "kataklizmów" wyznawaną
przez dotychczasową "ateistyczną naukę ortodoksyjną":
Stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" definiuje
że "kataklizmy są to
zdarzenia wynikające z ekstermalnego działania
praw i mechanizmów natury, jakie powodują
znaczące zniszczenia lub nawet śmierci ludzi".
Innymi słowy, zgodnie z dotychczasową oficjalną
nauką, przyczyną kataklizmów jest nieco
potężniejsze niż normalnie zadziałanie
mechanizmów natury, zaś skutkiem
kataklizmów są zniszczenia lub śmierci ludzi.
Warto tutaj też odnotować, że przy takim
zdefiniowaniu kataklizmów, ludzie nie są
w stanie przed nimi się bronić ani im
zapobiegać.
Aby ujawnić jakie typowe kataklizmy zagrażają
dzisiejszej ludzkości, poniżej wyszczególnię te
ich rodzaje jakie zagrażają miasteczku Petone,
oraz miejscowościom z Petone sąsiadującycm,
tj. Wellington, Lower Hutt, itp. Wszakże miasteczko
Petone jest aż tak poważnie i tak oczywiście
zagrożone najróżniejszymi zabójczymi kataklizmami,
że niektórzy ludzie wprost obawiają się w nim
zamieszkać czy nawet tylko przebywać (to
zapewne z tego powodu ceny mieszkań i
domów są w Petone niższe niż w niektórych
innych miastach Nowej Zelandii). Oto więc
wykaz najróżniejszych kataklizmów na jakie
wystawione jest Petone, a także inne miejscowości
o cechach Petone. (Niektóre z owych zagrożeń
opisane są także w punkcie #I1 strony o nazwie
day26_pl.htm.)
1.
Trzęsienia ziemi. Bezpośrednio pod domami Petone,
a także bezpośrednio pod budynkami Wellington,
przebiega najważniejszy "fault" sejsmiczny który
obiega naokoło całego Pacyfiku - a który określany
jest mianem "pacyfikowego kręgu ognia". "Fault"
ten praktycznie bez przerwy się "trzęsie". To ten sam
"fault" był powodem m.in. trzęsienia ziemi i fal tsunami
które w piątek dnia 11 marca 2011 roku zniszczyły
Japonię - po ich opisy patrz punkt #C7 strony
seismograph_pl.htm.
To także aby powtarzalnie przypominać miejscowej
ludności o obowiązku moralnego zachowywania się
i przestrzegania nakazów Boga, ten sam "fault" co
jakiś czas jest ożywiany przez Boga i powoduje liczne
trzęsienia ziemi, które od czasu do czasu wstrząsają
zarówno miasteczkiem Petone jak i pobliskim miastem
Welington - jednak które z powodów wyjaśnionych i
udokumentowanych w punktach #D1 i #I3 tej strony,
narazie NIE czynią w żadnym z nich poważniejszych
szkód. Jednym z najbardziej wymownych, ilustratywnych
i upewniających takich trzęsień ziemi, było to które
wstrząsnęło Petone i Wellington we wtorek dnia
3 lipca 2012 roku o godzinie 22:36, a które opisane
jest m.in. w artykule "Big quake rocks capital but
no damage reported" (tj. "potężne trzęsienie ziemi
zakołysało stolicą jednak zniszczenia nie są
raportowane") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), July 4, 2012. Jego
wymowność polega na tym, że siła tego trzęsienia
ziemi wynosiła 7 ma skali Richtera - czyli była
nawet większa od siły trzęsienia ziemi które
zdewastowało miasto Christchurch i które
opisane jest w punkcie #P6 strony o nazwie
quake_pl.htm.
Podobnie też jak w Christchurch, towarzyszył
mu głośny "ryk" matki ziemi. Na przekór jednak
tego wszystkiego, ani w Petone, ani w Wellington,
nic NIE uległo zniszczeniu. Ów więc brak zniszczeń
może być interpretowany jako zapewnienie Boga,
że "przez cały czas kiedy
Petone spełnia wymóg jaki zaznaczyłem w swojej
obietnicy z bibilijnej "Księgi Rodzaju", werset 18:32,
będzie ono chronione przed zniszczeniem przez
jakikolwiek kataklizm".
2.
Fale tsunami. W dniu 23 stycznia 1855
roku Wellington zostało uderzone potężnym
trzęsieniem ziemi o sile 8.2 w skali Richtera,
po którym ulice tego miasta zostały zalane
falami tsunami o wysokości około 3 metrów,
podczas gdy pobliskie wybrzeża "Wairarapa"
doświadczyły tsunami o 10-cio metrowej wysokości.
Zginęła wówczas masa ludzi, zaś większość
budynków miasta uległa zniszczeniu. Tamte
tragiczne dni Wellington opisane zostały w
aż dwóch artykułach, mianowicie w artykule
"If you think it couldn't happen here ... It already
has" (tj. "Jeśli myślisz że to nie mogłoby zdarzyć
się tutaj... To już się zdarzyło") ze strony A1
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend
(wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
March 19, 2011), a także w artykule "What
happened on January 23, 1855" (tj. "Co się
zdarzyło 23-ciego stycznia 1855 roku"), ze
strony A2 tej samej nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend
(wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
March 19, 2011). Innymi słowy, mniej niż 200
lat temu miasto Welligton zostało potraktowane
niemal podobnie śmiercionośnymi kataklizmami
jak niedawno Japonia, a jakie omówiłem w
punktach #C7 i #I1 strony o nazwie
seismograph_pl.htm,
a także w punkcie #M1 strony o nazwie
telekinetyka.htm.
3.
Wybuchy wulkanów. Petone znajduje się w zasięgu
zniszczeń aż kilku czasowo uśpionych wulkanów, które
już od dawna są dojrzałe do kolejnego wybuchu. Gdyby
zaś któryś z owych wulkanów nagle zbudził się z
wielowiekowej drzemki i wybuchnął, wówczas los
Petone (oraz sąsiadujących z Petone miejscowości)
byłby zapewne godny pożałowania. Na dodatek do
tego, ów "fault" sejsmiczny jaki przebiega pod Petone
też ma potencjał aby niespodziewanie wygenerować zupełnie
nowe i uprzednio nieistniejące wulkany. Nie wolno
więc wykluczać możliwości, że pewnego dnia w Petone
zdarzy się to co już zdarzyło się w Christchurch - tj.
mieszkańcy obudzą się do rodzaju aktywności sejsmicznej
jakiej istnienia pod swymi nogami zupełnie nie podejrzewali.
4.
Opady popiołów wulkanicznych. Opady te reprezentują
ten sam rodzaj kataklizmu, który zniszczył starożytną
Pompeję koło Neapolu, Włochy. Dla Petone kataklizm
taki mógłby być łatwo wywołany potężnym wybuchem
któregoś z pobliskich wulkanów.
5.
Zagazowanie. Z tzw. "faultów", których jeden z
największych w świecie przebiega właśnie pod Petone,
czasami wydobywają się trujące gazy. Od czasu
do czasu gazy takie na małą skalę pojawiają się w
nowozelandzkim miasteczku Rotorua, zatruwając
tam pojedyńczych ludzi lub pojedyńcze rodziny.
Prawdopodobnie na małą skalę pojawiają się one
także w pobliżu Petone, powodując masowe śmierci
ptaków i innych stworzeń jakie usiłują coś zbierać
na ziemi (śmierci takie opisane są m.in.
w punkcie #C5 strony o nazwie
newzealand_pl.htm).
Jednak gazy takie mogą tez pojawiać się na większą
skalę, wypełniając całe doliny i uśmiercając wszystkich
mieszkających tam ludzi. Gdyby gazy takie pojawiły
się w dolinie w której znajduje się miasteczko Petone,
wówczas istnieje groźba że uśmierciłyby one wszystkich
mieszkańców zarówno Petone jak i sąsiadujących z
Petone miejscowości, tj. Wellington, Lower Hutt, itp.
6.
Epidemia (lub pendamia) zabójczej choroby.
Nieustanne przepisywanie antybiotyków dla praktycznie
niemal każdej dolegliwości spowodowało że ludność
Nowej Zelandii jest szczególnie nieodporna na zarazki.
A zarazków tych nieustannie przybywa - tak jak wyjaśnia
to punkt #B1 na stronie o nazwie
plague_pl.htm.
Istnieje więc spore niebezpieczeństwo, że jakaś śmiertelna
zaraza pewnego dnia zaatakuje Nową Zelandię. Będąc zaś
położone przy tuż stolicy, do której nieustannie przybywają
ludzi z całej Nowej Zelandii oraz z zagranicy, w takim
przypadku Petone będzie jedną z pierwszych ofiar zarazy.
7.
Masowe zatrucie. Nie daje się też wykluczyć
niebezpieczeńśtwa, że pewnego dnia cała ludność
Petone ulegnie masowemu zatruciu. Wszakże np.
większość ludności pije tu tą samą wodę, która może
ulec skażeniu jakimś trującym agentem - co zresztą
na małą skalę prawdopodobnie miało już tu miejsce
(tak jak opisałem to w punkcie #G2.2 strony
healing_pl.htm).
Wszakże w Nowej Zelandii nieustannie zrzucane są
z samolotów i wylewane na pola najróżniejsze trujące
substancje - tak jak opisane jest to w punkcie #E1 strony
cooking_pl.htm.
Dostają się one potem w "łańcuch pokarmowy"
i mogą wylądować np. w wodzie pitnej lub w
jakiejś popularnej żywności. Ponadto, na przekór
protestów ludności i braku niezawodnych
zabezpieczeń, są w niej prowadzone też liczne
eksperymenty nad inżynierią genetyczą - np.
patrz artykuł "GM attack 'threatens NZ's edge' "
(tj. "atak inżynierii genetycznej zagraża krawędzi
Nowej Zelandii") ze strony A10 nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald,
wydanie z soboty (Saturday), April 14, 2012.
Owe zaś eksperymenty genetyczne prowadzone
w Nowej Zelandii mają to do siebie, że chronicznie
i powtarzalnie wymykają się one spod kontrol
naukowców.
8.
Zjawiska które powodują pobliskie masowe śmierci
ryb, królików, owadów, itp. Niedaleko od Petone
mają miejsce masowe śmierci najróżniejszych
stworzonek, np. ryb, królików, owadów, itp. Śmierci
te opisuje np. punkt #C5 strony
newzealand_pl.htm
i (1) z punktu #D4 oraz w punkcie #I1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Nigdzie jednak NIE natknąłem się na wyjaśnienie
co je powoduje. Cokolwiek zaś powoduje te śmierci,
zapewne ma potencjał aby spowodować też masowe
śmierci mieszkańców Petone.
9.
Potężne eksplozje. Na obrzeżu Petone zlokalizowane
są potężne zbiorniki na benzynę i na inne paliwa.
Oczywiście, przez jakiś przypadek, wypadek, sabotaż,
lub akt terroryzmu, zbiorniki te mogą eksplodować.
Ich zaś eksplozja zniszczyłaby dokumentnie całą Petone,
a prawdopodobnie także i pobliski Wellington i Lower Hutt.
Ponadto, niedaleko od Petone, tj. w Taranaki, wykryty
i eksploatowany był gaz ziemny. Nie daje się wykluczyć,
że pokłady takiego gazu znajdują się i pod Petone, zaś
jakieś niewielkie trzęsienie ziemi może spowodować pęknięcia
skorupy ziemskiej jakie wyzwolą ulatnianie się palnego gazu na powierzchnię.
W takim przypadku jedna iskra też wystarczyłaby aby
spowodować eksplozję która zmiotłaby Petone z powierzchni
ziemi. Wszakże nie tak daleko od Petone, w tzw. "Pike
River Mine", miała miejsce właśnie taka eksplozja gazu -
nawet w chwili pisania tego punktu ciągle uwięzione tam
były ciała 29 górników.
W końcu, rzeka Hutt River obecnie nanosi sobą
ogromną ilość organicznych odpadków, których osadzanie
się wyzwala dużo gazu metanu. Gaz ów ma tendencję
do gromadzenie się w dolinie, zaś przy odpowiednim
stężeniu też może on eksplodować. Petone zaś właśnie
leży w dolinie, co chwila tez pojawiają się w nim płomienie
i iskry zdolne zaidukować taką eksplozję gazu.
10.
Pozar całej miejscowości. Niemal wszystkie budynki
Petone zbudowane są z drzewa lub z dykty. Są też
budowane blisko obok siebie. Takie zaś całe miasteczko
zbudowane z palnych materiałów, w którym palne domy
niemal się stykają, aż się doprasza o katastrofalny pożar
który objąłby je całe naraz. Wszakże takie pożary całych
miast historycznie już się zdarzały - ostatnim z nich była
"czarna sobota" w stanie Wiktoria z Australii w dniu 7 lutego 2009 roku -
kiedy to spłonęło tam 173 ludzi. Nie wolno więc wykluczać możliwości,
że jakiś wypadek, przypadek, sabotaż, czy akt terroryzmu pewnego
dnia może spowodować także taki pożar całego miasteczka
Petone. Szczególnie gdyby pożar ten zainicjowany został
jakąś eksplozją omówioną w poprzednim punkcie. W takim
zaś przypadku niemal wszyscy mieszkańcy Petone spłonęłiby
żywcem w swoim miasteczku - tak jak niedawno miało to
miejsce w Australii. Wszakże, jak wyjaśnia to punkt #C4
poniżej, Petone jest zbudowane na kształt "pułapki na
szczury" z której w przypadku jakiegokolwiek kataklizmu
niemal NIE ma możliwości ucieczki.
11.
Anomalie pogodowe. W dobie ocieplania się klimatu
cały świat traktowany jest coraz bardziej niszczycielskimi
anomaliami pogodowymi. Niektóre z nich, szczególnie
silne wiatry, sztormy, powodzie, mrozy, susze, itp.,
już od dłuższego czasu trapią Nową Zelandię i atakują
ją z coraz większą furią. Stąd pewnego dnia miasteczko
Petone także może paść ich ofiarą. Szczególnie, że
położone jest tuż przy Wellington, które znane jest
w całej Nowej Zelandii jako "wietrzne miasto" (po
angielsku "windy city"), oraz szczególnie że położone
jest ono w dolinie pomiędzy dwoma grzbietami
górskimi których oddzialywanie na chmury ma
potencjał wyzwalania ulewnych deszczy i gwałtownych
powodzi.
12.
Błyskawiczne powodzie (po angielsku zwane "flash flooding").
Owe powodzie to rodzaje "ścian wody" które toczą się
wzdłuż obszarów na jakie nastąpiło "oberwanie chmury".
Cechują się one błyskawicznym wzrostem poziomu wody.
Znaczy, woda podnosi się w nich aż tak szybko, że np.
zalewa ona domy już po czasie rzędu minut, a nie np.
godzin czy dni - jak to ma miejsce w przypadku zwykłych
powodzi (te "zwykłe powodzie" po angielsku są zwane
"surface flooding"). Dlatego owe błyskawiczne powodzie
są szczególnie niebezpieczne w górskich dolinach, gdzie
cały opad wody zaczyna się toczyć wzdłuż relatywnie
wąskiego wąwozu lub doliny. Tam bowiem powodzie te
przyjmują formę wysokich ścian wody jakie toczą się z
aż tak dużą szybkością, że pochłaniają one wszystko na
swej drodze. Ludzie NIE mają więc tam czasu aby przed
nimi uciec. Dalsze opisy owych "błyskawicznych powodzi"
są też przytoczone w punktach #K1.1 i #K1.9 strony
newzealand_pl.htm.
Błyskawiczne powodzie są zjawiskiem raczej nietypowym
i rzadkim. Przykładowo, kiedy ciągle mieszkałem
w Polsce, nigdy o nich tam NIE słyszałem. O ich
istnieniu dowiedziałem się dopiero w Nowej Zelandii,
gdzie są one relatywnie częstrze niż w innych krajach.
Jak też wyjaśniam to w opisach z punktu #K1.9 strony
newzealand_pl.htm,
jedna z nich prawdopodobnie uderzyła nawet w
sąsiadującą z Petone "złą doliną" zwaną "Rimutaka".
Podobnie więc jak każda miejscowość Nowej Zelandii
zlokalizowana w dolinie i otoczona oceanami, także
Petone jest wystawiona na owe "błyskawiczne powodzie"
które mogą powstać z powodu "oberwania się chmury"
przedzierającej się przez szczyty okolicznych gór.
13.
Zatopienienie wodami morza. Jak informują
nas ortodoksyjni naukowcy, ocieplanie się klimatu
ziemi powoduje szybkie topienie się lodowców.
Z kolei woda z owych lodowców podnosi poziom
oceanów i mórz. Jeszcze nawet bardziej intrygujący
trend ujawnia punkt #I5 niniejszej strony. Zgodnie
z nim, w obszarach których ludność praktykuje
grupowo tzw. "naukową moralność" (tj. wypaczoną
moralność wmuszaną obecnie ludzkości przez
"ateistyczną naukę ortodoksyjną"), poziom morza
wzrasta znacznie szybciej niż w pozostałych miejscach
ziemi. Przykładowo, według artykułu [3#I5] z tamtego
punktu #I5, poziom morza w Wellington wzrasta
najszybciej ze wszystkich wybrzeży Nowej Zelandii.
Petone leży niedaleko od Wellington i nisko nad
poziomem morza. Chociaż więc poziom morza
w Petone wzrasta znacznie wolniej niż w Wellington,
ciągle w przypadku gdy poziom ten znacznie się
podniesie, Petone ulegnie zatopieniu. Petone
może też zostać zatopione jeśli w wyniku jakiegoś
trzęsienia ziemi jego powierzchnia ulegnie obniżeniu.
Wszakże w 1840 roku Petone, podobnie jak
Wellington, zostały wyniesione w górę zaistniałym
wówczas trzęsieniem ziemi. (Do dzisiaj na ulicach
Wellington można zobaczyć mosiężne tablice z
napisem "Shoreline 1840" które oznaczają granicę
fragmentu Wellington jaki wówczas został wyniesiony
w górę z dna morza - tablice takie m.in. można
zobaczyć tam tuż przy bramie do parlamentu.) Skoro
zaś miejscowości te zostały wyniesione w górę z
dna morza jednym trzęsieniem ziemi, inne trzęsienie
ziemi może je pogrążyć w morzu - tak jak stało się
to kiedyś z miastem Wineta koło Świnoujścia, opisanym
w punktach #H2 i #G2 strony o nazwie
tapanui_pl.htm.
14.
Tornada. W okolicach Petone pojawiały się już
tornada.
Niedawno jedno z nich zasiało spustoszenia w niedalekim
New Plymouth. Nie wolno więc wykluczać możliwości,
że pewnego dnia jakieś śmiercionośne tornado uderzy
i w Petone.
15.
Huragany.Huragany
relatywnie często przetaczają się ponad Petone - co
dokumentuje m.in. materiał dowodowy z punktu #I3
niniejszej strony. Może się więc zdarzyć, że któryś
z nich dokona odnotowalnych zniszczen, lub nawet
odbierze komuś życie.
16.
Obsuwiska ziemi. Leżąc w dolinie, Petone jest
wystawione na katastrofalne
obsuwiska ziemi.
Szczególnie że jedyne dwie drogi dojazdowe do Petone przebiegają
tuż pod zboczami gór - stąd moga być łatwo zablokowane
co większymi obsuwiskami ziemi. Także rzeka "Hutt River"
w niektórych miejscach przepływa tuż przy zboczu gór.
Ona także może być zablokowana takim obsuwiskiem,
w ten sposób formując zarówno powódź jak i błyskawiczną
powódz.
17.
Meteoryty. Tak jak niemal każda inna miejscowość
na Ziemi, również Petone może zostać zniszczone
uderzeniem meteorytu o znacząco wyższej masie
niż typowe meteoryty. Takim wlaśnie zniszczeniom
od meteorytów poświęcone byly nawet całe filmy
fabularne.
18.
Spalenie ludności promieniowaniem kosmicznym.
Okresowo Petone łatwo może się znaleźć w zasięgu tzw.
"dziury ozonowej" jaką ludzie otworzyli ponad południowym
biegunem ziemi. (Dziura ta, a także jakieś inne tajemnicze
mechanizmy wyniszczające które wyniszczają ludność
Antypodów, opisane zostały m.in. w punkcie #G1 strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm.)
Niekontrolowane powiększenia tej dziury eliminują ochronę
Ziemi i ludzi przed morderczym promieniowaniem kosmicznym.
Może się więc zdarzyć, że jakieś zdarzenie na Ziemi,
przykładowo jakaś eksplozja lub błędne zadziałanie w
którejś z ogromnych fabryk chemicznych, spowoduje
nagłe i masowe usunięcie ozonu z atmosfery. W takim
zaś przypadku ludność niemal całej Nowej Zelandii,
włączając w to mieszkańców Petone, prawdopodobnie
zostałaby spalona morderczym promieniowaniem
kosmicznym.
19.
Katastrofa nuklearna. Nowa Zelandia nie posiada
własnych reaktorów nuklearnych ani własnych bomb
jądrowych, aby sama spowodowała kataklizm nuklearny
w rodzaju tego opisanego w punktach #M1 do #M1.3 strony o nazwie
telekinetyka.htm.
Jednak w 2009 roku się okazało, że spora część
australijskiego eksportu uranu przepływa przez
nowozelandzkie porty. Ponadto miasteczko Petone
leży nad morzem, w którym pływają atomowe łodzie
podwodne. Nad Petone latają też samoloty i satelity
innych niż Nowa Zelandia krajów - zaś nie zawsze
wiadomo co jest na ich pokładzie. Wcale NIE daje
się więc zupełnie wykluczyć możliwości jakiegoś
wypadku czy przypadku, w którym Petone padłoby
ofiarą nuklearnej katastrofy podobnej do tej z
Fukushima w Japonii czy z Czernobyla na Ukrainie.
20.
Katastrofa i upadek jakiegoś urządzenia latającego.
Do dzisiaj ludzie nabudowali ogromną liczbę latających
urządzeń, sporo z których często przelatuje ponad
Petone. Stacje orbitalne, satelity, rakiety, samoloty
wojskowe, transportowe i pasażerskie, itp. Niektóre
z tych urządzeń niosą w sobie sporo paliwa jakie
może eksplodować, a czasami nawet izotopy radioaktywne
lub nawet bomby nuklearne. Nie daje się więc wykluczyć,
że któreś z owych urządzeń pewnego dnia uderzy
w Petone i np. skazi je radioaktywnie albo np.
zniszczy jakąś eksplozją.
21.
Anarchia, bezprawie, upadek państwowości, rabunki,
głód, wyludnienie, itp.
W okresach średniowiecznych plag niektóre
obszary Europy doświadczyły kompletnego upadku
cywilizacyjnego, połączonego z anarchią, rabunkami,
upadkiem produkcji żywności, głodem, wyludnieniem,
itp. Przykładowo, w okresie plagi cholery z 1680 roku,
jednym z takich obszarów cywilizacyjnego upadku stał
się teren dzisiejszego Dolnego Śląska z Polski, szczególnie
jego część leżąca na pograniczu dzisiejszej Polski i
Czech. Popędzani głodem ludzie opuszczali wówczas
miasta i wsie i wędrowali w poszukiwaniu żywności,
rabując i niszcząc wszystko na swej drodze. Ci co
dłużej nie mogli już wytrwać umierali gdzie popadło.
Na dodatek, mieszkańcy sąsiadujących obszarów
w których ciągle panował relatywny ład, organizowali
"oczyszczające wyprawy wojenne" do takiego zanarchizowanego
terenu w celu pozabijania resztek takich zdziczałych
i głodnych włóczęgów - tak aby włóczędzy ci NIE mogli
przenosić rabunków i anarchii także na sąsiadujące obszary.
W rezultacie, drogi i pola zostały tam zaścielone ludzkimi
szkieletami i czaszkami. W sto lat później, gdy ład
i cywilizacja powróciły do tego obszaru, miejscowy
ksiądz Wacław Tomaszek pozbierał z pól niektóre z owych
kości i czaszek, oraz powykładał nimi ściany i sufit
słynnej obecnie na cały świat i tłumnie odwiedzanej
"kaplicy czaszek" w Czermnej k. Kudowy Zdroju,
Polska. W owej kaplicy zgromadzone zostało niemal
25 tysięcy ludzkich czaszek. Przyczyną która w
średniowieczu powodowała pojawianie się tych
okresów anarchii, bezprawia i masowych śmierci,
było nagłe wymieranie z powodu zarazy specjalistów
którzy są absolutnie niezbędni dla podtrzymania
cywilizacyjnego ładu na danym terenie, tj.
nagłe wymieranie młynarzy, piekarzy, rolników,
itp. W rezultacie bowiem tego nagłego wymierania,
reszta społeczeństwa doświadczała nagłego głodu.
Zmuszona więc była do rabowania żywności -
co powodowało dodatkową eskalację głodu,
upadku produkcji żywności, wymierania,
wyludniania, zdziczenia, itp. Co jednak dosyć
intrygujące, chociaż z zupełnie odmiennej przyczyny,
na obszarze Nowej Zelandii zaczynają pogłębiać
się warunki niebezpiecznie podobne do tych jakie
powodowały tamte średniowieczne upadki państwowości,
wyludnienia, okresy anarchii, głodu, rabunków, itp.
Mianowicie, począwszy od 2008 roku z Nowej Zelandii
coraz bardziej masowo uciekają do Australii specjaliści
absolutnie niezbędni do podtrzymywania cywilizacyjnego
ładu całego kraju - po szczegóły patrz np. artykuł
"Thousands of disillusioned Kiwis pay $15 each
for chance to attain the mass exodus to OZ" (tj.
"tysiące rozczarowanych Nowozelandczyków
płaci $15 każdy za szansę aby uczestniczyć w
masowej ucieczce do Australii"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), April 14, 2012.
Jeśli więc owa masowa ucieczka specjalistów
NIE zostanie jakoś powstrzymana, progowa
ilość specjalistów wymaganych dla utrzymania
cywilizacyjnego ładu w kraju może zostać zaniżona.
W takim zaś przypadku wystarczy jakiś niewielki
dodatkowy kataklizm, np.trzęsienie ziemi, powódź,
susza, duży pożar, nagły mróz, itp., który uniemożliwi
dystrybucję żywności, a nagle pojawią się braki żywności,
co z kolei może spowodować raptowną ucieczkę ludności
z miast, rabunki, anarchię, upadek produkcji żywności,
głód, oraz szybkie wymieranie całej ludności. Przy
kontynuowaniu więc owego niebezpiecznego trendu
zapoczątkowanego jeszcze w 2008 roku NIE daje się
całkowicie wykluczyć mozliwości, że sytuacja
może wymknąć się spod kontroli i że Nowa Zelandia
jako pierwsza w świecie doświadczy nowoczesnej
wersji tamtych średniowiecznych okresów anarchii,
bezprawia, wyludnienia i głodu. Stałoby to w zgodzie
ze starą przepowiednią opisaną w punkcie #H1 strony
przepowiednie.htm,
że zaludnienie Ziemi kiedyś aż tak się obniży, iż
"człowiek będzie całował ziemię kiedy zobaczy
na niej ślady innego człowieka". Oczywiście,
gdyby przypadkiem taka anarchia, wyludnienie
i głód nadeszły do Nowej Zelandii, Petone leżące
tuż przy stolicy kraju byłoby miastem które od niego
by ucierpiało jako jedno z pierwszych i jedno z
najsilniej poturbowanych.
22.
Rewolucja. Ta ma miejsce, kiedy znaczna proporcja
ludności danego kraju zaczyna tak mieć dosyć ustroju
lub rządu jaki panuje w owym kraju, że podejmuje zbrojną
walkę o usunięcie tego ustroju lub rządu. Najlepszym
przykładem rewolucji jest owa "Rewolucja Październikowa"
w Rosji z 1917 roku. (Chociaż zaczęła się ona kiedy mniej
niż 20% ludności carskiej Rosji wykazało wysokie niezadowolenie
z ustroju i rządu, ciągle była ona zwycięska.) Była ona też
równie krwawa i niszczycielska, jak typowa wojna domowa.
Żaden kraj na świecie NIE jest wolny od niebezpieczeństwa
rewolucji. Wszakże aby rewolucję wywołać, wystarczy że
rząd danego kraju alienuje się od swego narodu. A może
wyglądać na to, że tak właśnie ma się obecnie sytuacja z rządem
Nowej Zelandii. Przykładowo, w artykule "Low value of vote,
lack of trust, key to poor election turnout" (tj. "Niska wartość
głosowania, brak zaufania, klucz do niskiego uczestnictwa
w wyborach") ze strony A6 nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), April 28, 2012) zostało
poinformowane, że w wyborach z 2011 roku, ponad milion
uprawnionych do głosowania obywateli Nowej Zelandii (czyli
około 25%), wykazał tak dużą niechęć do rządu i do obecnego
systemu politycznego, że NIE poszedł głosować. A Nowa
Zelandia ma teraz zaledwie cztery i pół miliona mieszkańców.
Innymi słowy, już obecnie w Nowej Zelandii jest większy
procent zniechęconych do swego rządu i systemu politycznego,
niż było ich w carskiej Rosji w chwili wybuchnięcia tam
Rewolucji Październikowej. Nie należy więc być zdziwionym,
jeśli pewnego dnia dzienniki będą miały wiele do powiedzenia
na temat Nowej Zelandii.
23.
Wojna domowa. Ta ma miejsce kiedy jedna część
danego kraju lub narodu zaczyna działania zbrojne
wymierzone przeciwko drugiej części tego samego
kraju lub narodu. Z reguły są one też nawet bardziej
krwawe i niszczące niż wojny. Wszakże każda z
walczących stron stara się w nich kompletnie
unicestwić drugą ze stron. (Podczas gdy w wojnie
agresor zwykle chce tylko uzyskać dostęp do zasobów
naturalnych zaatakowanego kraju - jest więc zainteresowany
aby zasoby te pozostawały relatywnie nieuszkodzone.)
Zgodnie z ustaleniami
filozofii totalizmu,
aby w danym kraju lub narodzie wybuchła jakaś
wojna domowa, spełnione muszą być co najmniej dwa
warunki. Mianowicie: (1) muszą tam istnieć co najmniej
dwa tzw. "intelekty grupowe" o tych samych cechach jednak
o nawzajem kolidujących ideologiach, oraz (2) historycznie
pomiędzy tymi dwoma intelektami grupowymi musi istnieć
nagromadzenie niezbalansowanej "karmy grupowej" (czym
jest owa "karma grupowa" wyjaśnia to zgrubnie punkt #A2
tej strony). W przypadku Nowej Zelandii, warunek (1) moim
zdaniem jest spełniony. Chociaż bowiem nie natknąłem się
jeszcze na wymagane badania, odnoszę wrażenie że faktycznie
zamieszkują ją dwa tożsame intelekty grupowe o podobnych
cechach genetycznych jednak o kolidujących ideologiach,
mianowicie (a) Nowozelandczycy wychowani w wierze,
że są potomkami Maorysów którzy około 800 lat temu
odebrali całą Nową Zelandię od uprzednio ją zamieszkujących
tzw. "Moa Hunters", a stąd którzy wierzą że mają wyłączne
prawo do wszelkich zasobów naturalnych owego kraju,
oraz (b) Nowozelandczycy wychowani w wierze, że są
potomkami Europejczyków którzy kilka pokoleń temu
zakupili lub odebrali część Nowej Zelandii od Maorysów,
a stąd którzy wierzą że mają prawo do korzystania
przynajmniej z częsci zasobów naturalnych tego kraju.
Co do spełnienia warunku (2) NIE wykonałem wymaganych
analiz. Wszakże analizy takie wymagałyby wysoce
pracochłonnej moralnej quantyfikacji dotychczasowych
wojen domowych jakie już zaszły pomiędzy oboma tymi
intelektami grupowymi. Jednak na podstawie efektów
działalności tzw. Trybunału Treaty of Waitangi odnoszę
wrażenie, że, niestety, ciągle istnieje taka niezbalansowana
karma pomiędzy owymi dwoma intelektami grupowymi.
Z kolei ewentualne istnienie takiej karmy oznaczałoby,
że któregoś dnia może dojść pomiędzy nimi do jakiejś
formy wojny domowej. Oczywiście, Petone położone
tuż przy stolicy kraju prawdopodobnie podczas takiej
wojny domowej ucierpiałoby znacząco (jeśli nie najbardziej).
24.
Wojna. Mogłoby się zdawać że Petone jest zbyt
daleko od reszty świata aby jakakolwiek wojna mogła
zagrażać temu miasteczku. Jednak jeśli sprawdzi się
historię drugiej wojny światowej, wówczas staje się
jasnym że Nowa Zelandia tylko "o włos" uniknęła inwazji.
Jakaś zaś wojna ciągle może się powtórzyć - wszakże
świat jest pełen polityków z nadmiernie rozdmuchanym
ego oraz zagłuszonym sumieniem. Nadchodząca zaś na
Ziemię epoka "wielkiego głodu" może spowodować sytuację,
że jakiś zagłodzny kraj lub naród pokusi się o zdobycie
dostępu do żywności którą masowo produkuje Nowa
Zelandia. W przypadku zaś wojny, gdyby ktoś zaplanował
inwazję na militarnie bardzo słabą Nową Zelandię,
wówczas Petone padłoby zapewne pierwszą jej ofiarą.
Wszakże każda inwazja zawsze wymierzana jest najpierw
w stolicę (w tym przypadku w Wellington). Jednak
położenie Wellington powoduje, że strategicznie
bardziej opłacalnym byłoby aby desant do Wellington
skierować na plażę w Petone. Wszakże Petone ma
jedyną plażę w bliskości Wellington, na której łatwo
mogą wylądować dowolne desantowe wehikuły - podczas
gdy desant byłby ogromnie trudny w górzystym Wellington
(które to miasto zapewne będzie też lepiej niż Petone przygotowane do obrony).
Desant zaś w Petone umożliwiałby proste odcięcie
Wellington od reszty Nowej Zelandii, a więc od posiłków
i od zaopatrzenia - wszakże jedyne dwie drogi do
Wellington przebiegają tuż przy Petone. Petone
leży też w płaskiej dolinie - znacznie trudniejszej
do obrony niż Wellington. W końcu z Petone
przyszłoby łatwo okrążyć i zaatakować Wellington
ze wszystkich stron, czego NIE dałoby się dokonać
z żadnego innego miejsca desantu. W sumie,
w przypadku ewentualnej wojny i inwazji Nowej
Zelandii, jest niemal pewnym, że Petone byłoby
jej pierwszą nowozelandzką ofiarą i zapewne
miejscem które ucierpi od niej najwięcej.
Podsumowując powyższe, liczba kataklizmów
które mogą zniszczyć miasteczko Petone, a z
nim zniszczyć również wszystkie sąsiednie miejscowości
(tj. Wellington, Lower Hutt, itp.), jest prawdopododobnie
jedna z nawyższych w świecie. Praktycznie
bowiem Petone (a z nim wszystkie sąsiadujące
z nim miejscowości) jest "zagrożone" niemal
każdym kataklizmem jaki jest możliwy na Ziemi
i jaki zagraża dowolnej innej miejscowości na
świecie. Bez przesady można więc twierdzić,
że Petone jest jedną z najbardziej niebezpiecznych
miejscowości na świecie. Z tego bowiem co mi
wiadomo, żadne inne miejscowości na świecie
NIE są wystawione na aż tyle najróżniejszych
potencjalnych kataklizmów, jak Petone. Nie powinno
więc nas dziwić, że nawet Starosta powtarzalnie
trzęsionego miasta Christchurch wyrażał obawy
przed dłuższym przebywaniem w sąsiadującym
z Petone stolicznym mieście Wellington.
#C3.
Na jakie dalsze zagrożenia jest wystawione miasteczko Petone (a także wystawione są
miejscowości sąsiadujące z Petone, takie jak Wellington, Lower Hutt, itp.) - zgodnie
z definicją "kataklizmów" wypracowaną przez nową "totaliztyczną naukę":
Nowa "totaliztyczna nauka" (ta skrótowo opisana
w punkcie #A2 niniejszej strony), wypracowała
definicję "kataklizmów" która jest drastycznie
odmienna od definicji wyznawanej przez starą
"ateistyczną naukę ortodoksyjną". Mianowicie,
z ustaleń nowej "totaliztycznej nauki" wynika, że
"kataklizmem" nazywane
jest każde działanie
Boga
które "koryguje grupową moralność ludzi" poprzez
zasiewanie znaczących zniszczeń lub nawet
śmierci jakie zmuszają potem daną społeczność
do podjęcia swej odnowy moralnej i filozoficznej.
Więcej informacji na temat owych kataklizmów
korygujących ludzką moralność zawarte jest
m.in. w punktach #C1 i #E2 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Z kolei definicje "moralności" oraz "grupowej moralności" wypracowane
przez nową "totaliztyczną naukę" podane są w punkcie #B5 strony
morals_pl.htm
oraz w punkcie #E2 strony o nazwie
totalizm_pl.htm.
Drastyczna odmienność powyższej definicji
"kataklizmów" wypracowanej przez nową
"totaliztyczną naukę", od definicji "kataklizmów"
wyznawanej przez starą "ateistyczną naukę
ortodoksyjną" i przytoczonej w punkcie #C2
powyżej, wprowadza szereg znaczących
konsekwencji. Wszakże przykładowo, przed
kataklizmem zsyłanym ludziom przez Boga
ludzie mogą się bronić poprzez wyeliminowanie
powodów dla których ów kataklizm jest zsyłany.
Ponadto już obecnie ludzie mogą im zapobiegać,
a nawet powstrzymywać z pomocą obietnic
jakie Bóg udzielił ludzkości w tej sprawie.
Zgodnie też z powyższą definicją "kataklizmów",
nowa "totaliztyczna nauka" będzie kompletnie
inaczej definiowała "zagrożenia" jakie mogą
sprowadzić jakiś kataklizm na dane miasto czy
daną społeczność. Przy takim bowiem
zdefiniowaniu "kataklizmów", zgodnie
z ustaleniami nowej totaliztycznej nauki
"zagrożeniem" będącym w stanie sprowadzić
"kataklizm" na dane miasto czy daną społeczność
jest "każde grupowe odejście od praktykowania
moralnego życia". Innymi słowy, według
totaliztycznej nauki,
kataklizmy są tylko
skutkami, podczas gdy przyczynami
pojawiania się kataklizmów, są grupowe odejścia
danych miast czy społeczności od zasad prowadzenia
moralnego życia. Aby więc zilustrować
tutaj jakie rodzaje "zagrożeń" według nowej
"totaliztycznej nauki" mogą spowodować nadejście
kataklizmu, poniżej wskażę na przykładzie miasteczka
Petone (i miejscowości je otaczających) jakie
zagrożenia pojawiają się dla owego miasteczka.
Oto wykaz najważniejszych z nich (zestawione
w kolejności szacowanej przez autora ich
aktualności dla Petone i dla sąsiadujących
z Petone miast):
1.
Niebezpieczeństwo spadku liczby "sprawiedliwych"
poniżej minimum 10-ciu wymaganych przez Boga.
Prawdopodobnie jedynym powodem dla którego miasteczko
Petone (a stąd także i miasto Wellington, Lower Hutt, itp.)
ciągle NIE doświadczyło jeszcze jakiegoś niszczycielskiego
kataklizmu, jest że w "zasięgu zniszczenia" od Petone
nadal mieszka owych co najmniej "10 sprawiedliwych"
wymaganych przez Boga - tak jak wyjaśnia to m.in.
punkt #I1 strony o nazwie
quake_pl.htm,
zaś opisują punkty #G2 i #I1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Niestety, w ostatnich czasach pojawiła się "inicjatywa"
miejscowych władz, która w efekcie końcowym może
spowodować spadek liczby owych "sprawiedliwych"
poniżej wymaganej liczby dziesięciu. Inicjatywą tą jest
opisywany w artykule [1#C3] o tytule "Quake
fears strike Catholic churches" (tj. "obawy trzęsinia
ziemi uderzyły kościoły katolickie"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012. Zgodnie
z nim, w okolicach Petone około 25 kościołów katolickich
może zostać zamknięte, ponieważ sposób na jaki
zostały one zbudowane nie wypełnia dzisiejszego
"kodu budowlanego" jaki legalnie jest wymagany
w Nowej Zelandii. Z kolei niespełnianie owego
"kodu budowlanego" powoduje, że kościoły te
nie mogą zostać ubezpieczone - czyli że w razie
jakiegokolwiek wypadku władze kościóła ponosiłyby
wszelkie koszta. Jest zaś oczywistym, że jeśli kościoły
owe faktycznie zostaną zamknięte na dobre, księża
którzy w nich odprawiają msze, zostaną przeniesieni
do innych rejonów kraju, lub nawet do innych krajów.
Owo masowe zamykanie kościołów w okolicach
Wellington (czyli także i Petone) zostało ponownie
potwierdzone artykułem [2#C3] o tytule
"Number of Catholic parishes set to halve" (tj.
"liczba katolickich parafii zadecydowana do
pomniejszenia o połowę"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z wtorku (Tuesday), May 14, 2013).
Tego typu więc "inicjatywy" miejscowych władz,
zagrażają że już wkrótce może się okazać iż
w okolicach Petone zabraknie kilku osób z grona
owych wymaganych "10 sprawiedliwych", brakuje
więc kompletu tych co chronili zarówno Petone jak
i okoliczne miejscowości przed jakimś kataklizmicznym
zdarzeniem jakie już od dawna zagraża tym miejscowościom.
2.
Następstwa niemoralnych postępowań ludzi.
W wielu miejscach
Biblii
zawarte są ostrzeżenia, że jeśli ludność jakiegoś
miasta zacznie postępować niemoralnie, wówczas
miasto to zostanie zniszczone kataklizmem. Przykłady
bibilijnych miast zniszczonych w taki sposób to
Sodoma i Gomora. Natomiast bibilijny przykład
miasta które uchroniło się od takiego zniszczenia,
a stąd dało nam przykład jak my możemy się bronić
przed kataklizami, to Niniwa. (Niniwa to stolica
dawnej Asyrii, zwana także "Nowym Bibilonem".
Jej ruiny zlokalizowane są na obszarze dzisiejszego
Iraku. Zgodnie z artykułem "Detective work
proves Hanging Gardens existed, but not in
Babylon", ze strony B6 gazety
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), May 11, 2013), to
właśnie w Niniwa miały się znajdować słynne "wiszące
ogrody" w starożytności uważane za jeden z 7 "cudów
świata".) Jaki jednak los może spotkać niemoralnie
postepujące miasta, ilustrruje nam to NIE tylko Biblia,
ale także aż cały szereg przykładów historycznych
i dzisiejszych. Do takich przykładów opisanych na
totaliztycznych stronach, należą m.in. średniowieczne
miasto Wineta, które kiedyś istniało koło dzisiejszego
Świnoujścia, a którego zniszczenie opisane
jest w punktach #H2 i #G2 strony o nazwie
tapanui_pl.htm,
a także miasta Salamis i Saeftinghe opisane w punktach #H3 do #H4 strony
tapanui_pl.htm.
3.
Następstwa niemoralnych decyzji i działań polityków.
Wellington jest stolicą Nowej Zelandii. Jak zaś przystało
na stolicę, to w Wellington podejmowane są najróżniejsze
decyzje których następstwa dotykają potem cały kraj.
Kiedy więc któreś z owych decyzji i działań nie spełniają
definicji "moralnie poprawnego postępowania" (tj. nie spełnią
definicji przytoczonej w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm),
wówczas ich następstwa indukują skargi i narzekania
ludzi. Z kolei takie właśnie skargi i narzekania ludzkie
są powodem dla którego określone miejscowości są
karane kataklizmami przez Boga - tak jak wyjaśniają
to "2" i "Ad. 2" z punktu #B5 strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Ujmując powyższe innymi słowami, to co czynią politycy
w Wellington, jest powodem iż m.in. ponad Wellington
i ponad Petone gromadzą się coraz cięższe chmury
nadchodzącego kataklizmu.
4.
Unikanie przez lokalną społeczność oficjalnego podjęcia
wdrożania którejkolwiek z bazujących na moralności
metod ochrony przed kataklizmicznymi zjawiskami.
Ani Petone, ani żadna inna miejscowość w Nowej
Zelandii NIE podjęła jeszcze oficjalnego wdrożenia
którejkolwiek z bazujących na moralności metod
obrony przed kataklizmicznymi zjawiskami, w rodzaju
metod opisanych w punktach #H1, #I2 i #J1 strony o nazwie
quake_pl.htm
czy w punkcie #I3.1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
5.
Unikanie przez lokalną społeczność próby choćby
tylko przetestowania efektywności bazujących na
moralności metod ochrony przed kataklizmami -
w rodzaju metody opisanej w punkcie #J1 strony
quake_pl.htm
czy metody opisanej w punkcie #I3.1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
6.
Pogłębiające się odchodzenie od wiary w Boga i uleganie
ateistycznym naciskom dzisiejszej oficjalnej nauki.
Jak zaś wyjaśniłem to w punkcie #A2 niniejszej strony;
jak podkreśla to artykuł "Worried scientists call for veto
of Monkey Bill" (tj. "zmartwieni naukowcy nawołują do
zawetowania ustawy o dozwoleniu nauki kreacjonizmu,
zwanej Monkey Bill") ze strony A14 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), April 11, 2012;
a także jak ujawnia to aż kilka innych totaliztycznych stron -
dla przykładu patrz punkty #D1 i #C3 na stronie o nazwie
antichrist_pl.htm
czy punkt #G3 na stronie o nazwie
przepowiednie.htm,
stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" niemal już siłą
zmusza obecnie ludzi do coraz bardziej niemoralnego
postępowania. Drastycznym przykładem tego procesu
ulegania ateistycznej nauce, jest pojawienie się także
na nowozelandzkich autobusach ogłoszenia dla Londynu
opisywanego w punkcie #A2 tej strony.
7.
Niemoralne konsekwencje kapitalistycznej gospodarki.
Jedyne o co kapitalizm dba, to dochód. Owa jednak pogoń
za zyskiem zbyt często odbywa się kosztem zatrucia,
zanieczyszczenia lub zniszczenia naturalnego środowiska,
wykorzystywania i eksploatacji robotników, itd., itp.
W ten sposób rośnie przepaść pomiędzy bogatymi
i biednymi mieszkańcami Nowej Zelandii, rośną więc
także ilości skierowanych do Boga skarg biedagów
dopraszających się sprawiedliwości.
Z kolei np. gleba i woda w Petone mogą zostać
zatrute jakąś niechlujną fabryką, tak jak do niedawna
zatruwane one były sproszkowanym ołowiem i chemicznymi
wyziewami zlokalizowanej w Petone fabryki "Exide".
Natomiast woda lokalnej rzeki "Hutt River" może być
zatruwana produktami gospodarki rolnej, gnojówką,
odchodami ludzkimi, oraz odpadami przemysłowymi,
które z kolei zatrują aż dokumentnie środowisko basenu
"Wellington Harbour", że oprócz owadów nic zdrowego
nie będzie chciało tam się rodzić. Już obecnie okolice
Petone są trapione przez chmary krwiożerczych "muszek
piaskowych" (po angielsku zwanych "sand flies") na
których ukąszenia wielu ludzi, włączając w to mnie,
jest uczulonych. W pobliskich wodach zagnieździł
się też nowy rodzaj komara - tego samego który w
tropiku roznosi chorobę "żółtą febrę" oraz "dengue".
Każde z powyższych zagrożeń moralnych może
byc eskalowane powyżej karalnego przez Boga
poziomu. W takim zaś wypadku Bóg może zesłać
na dane miasto czy społeczność dowolny z kataklizmów
opisanych w punkcie #C2 tej strony. Dlatego w
interesie każdego miasta i społeczności leży
podejmowanie świadomych działań aby utrzymywać
każde z tych moralnych zagrożeń na możliwie
najniższym poziomie. Niestety, wygląda na to
że naukowa wiedza o Bogu ciągle narazie jest
zbyt niska zarówno w samym Petone, jak i w
całej Nowej Zelandii, a nawet w całym świecie,
aby jakeś miasto lub społecznść już obecnie
podjęły taką świadomą obronę przed kataklizmami.
Stąd, jak narazie, zamiast celowego działania,
wszędzie ludzie bronieni są przed kataklizmami
tylko przez działanie przypadków i zbiegów
okoliczności.
Szczerze mówiąc, jeśli porówna się powyższy
wykaz zagrożeń, a także realia moralne panujące
na miejscu w Petone i w pobliskich do Petone
miejscowościach, wówczas staje się jasnym,
że jakieś kataklizmiczne zjawisko już dawno
temu powinno uderzyć w owe miejscowości.
Jedynym zaś racjonalnym wytlumaczeniem
dla faktu, że jeszcze ono NIE uderzyło, jest
czysto przypadkowe zamieszkiwanie w zasięgu
zniszczeń od Petone owych chroniących przed
kataklizmami co najmniej "10 sprawiedliwych".
Jak zaś na przypadki przystało, pewnego dnia
jego ochronne działanie może się zakończyć.
#C4.
Petone jest zbudowane jak "pułapka na szczury" - w przypadku kataklizmu
NIE da się z niego uciekać, ani pomoc NIE będzie mogła do niego przybyć:
Ktoś kto nawykł do europejskiego sposobu
zarządzania miastami, kiedy to miejskie
starostwa faktycznie podejmują decyzje
i wdrażają jakiś dobrze przemyślany plan
dla zabudowy, struktury komunikacyjnej,
wody i kanalizacji danego miasta, po
przybyciu do Nowej Zelandii doznaje
szoku. Aczkolwiek bowiem Nowa Zelandia
ma wiele zalet w porównaniu z Europą
i oferuje sporo dobrych rzeczy, np.
ciągle znaczną wolność wypowiedzi,
otwarte przestrzenie, dbałość o naturę
i o zwierzęta, itp., kiedy jednak jej
miasta porówna się do tych z Europy,
odkrywa się że panuje w nich rodzaj
"wolnej amerykanki" albo "dzikiego wschodu".
Władze miejskie niemal jako reguła NIE
mają tu żadnego długoterminowego planu,
brak jest dyscypliny publicznej i
jednorodności potraktowania, zaś
każdy buduje tu gdzie tylko zechce (szczególnie
jeśli jest krewniakiem lub szkolnym kolegą
starosty, albo jeśli należy do rodziny która
mieszka w danym mieście już od kilku pokoleń).
W rezultacie w Nowej Zelandii powstają takie
dziwolągi jak np. Petone w którym ja mieszkam.
Znaczy, powstają miejscowości które są
bardziej podobne do miejskich "labiryntów",
niż do miast. Na przekór ogromnych połaci
ziemi jakie miasta te zajmują, ulice są w nich
wąskie i kręte, szosy które wyglądają na
główne nagle się kończą na jakimś budynku,
aby zaś dostać się do danego miasta, lub
aby z niego wyjechać, trzeba doskonale
znać drogę bowiem przychodzi w nim się
poruszać jak w obrębie skomplikowanego
labiryntu.
Takie ukształtowanie nowozelandzkich miast w
formę skomplikowanych labiryntów, w powiązaniu
z rodzajem potencjalnych kataklizmów jakie im
zagrażają, zamieniają owe miasta w rodzeje
"pułapek na szczury". Aby zaś zrozumieć ich pułapkową
naturę, wystarczy przyglądnąć się zabudowie
miasteczka Petone w ktorym ja mieszkam.
Wszakże Petone jest maleńkim miasteczkiem,
z którego w przypadku nadejścia kataklizmu
powinno być łatwo uciec. Tymczasem ma
ono właśnie zabudowę typowej "pułapki" z
której efektywna ucieczka ludzi jest wręcz
niemożliwa. Przykładowo, ma ono kształt
trójkąta, który od południa przystaje do morza
(tego widocznego m.in. na zdjęciu z "Fot. #B1b").
Oczywiście, w przypadku kataklizmu NIE daje
się uciekać do morza - szczegółnie jeśli
kataklizmem tym będzie tsunami, trzęsienie
ziemi, czy wybuch wulkanu. Od wschodniej
strony ów trójkąt przystaje do rzeki zwanej
"Hutt River" - której ujście widoczne jest na
zdjęciu z "Fot. #B1a". Przez ową rzekę
przeprowadzone są tylko dwa mosty,
istniejące na obu krańcach Petone.
Jednak dojazd do owych mostów jest
krętymi i wąskimi uliczkami. Gdyby więc
w przypadku nadejścia kataklizmu ktoś
usiłował uciekać samochodem przez owe
mosty, wówczas utknie w zatorach na
owych wąskich i krętych uliczkach i
nawet nie dotrze do żadnego z nich.
Z kolei gdyby ktoś uciekał piechotą,
wówczas dystans do mostów jest aż
tak duży, że nie zdąży do nich dotrzeć.
Ponadto pierwszy z tych mostów,
widoczny na zdjęciu z "Fot. #B1a",
znajduje się tuż przy morzu. W
przypadku więc np. fali tsunami,
zostanie on zmieciony już w pierwszej
fazie kataklizmu. Ostatni z boków
trójkątnej zabudowy Petone przylega
do ogrodzonych torów kolejowych i
do ogrodzonej płotami szosy - jakie
obie biegną obok siebie wzdłuż zachodniego
grzbietu górskiego doliny w które miasteczko
to leży. Przez owe tory kolejowe i szosę
też z Petone przeprowadzone są tylko dwa
wyjścia, do których dostęp jest równie kręty
i równie wąskimi uliczkami, jak dostęp do
mostów na Hutt River. Gdyby więc ktoś
usiłował uciekać przez nie, wówczas też
ucieczka taka okaże się niemożliwa -
niezależnie czy będzie uciekał piechotą
czy też samochodem, W sumie Petone
jest więc zbudowane jak rodzaj "pułapki
na szczury" - tyle że w przypadku jakiegokolwiek
kataklizmu, złapani w tej pułapce i uśmiercani
będą ludzie, a nie gryzonie. Relatywnie
podobna sytuacja ma też miejsce w
praktycznie niemal każdej większej
miejscowości Nowej Zelandii, włączjąc
w to stolicę Wellington.
Na dodatek do tego, gdyby kataklizm już uderzył,
wówczas ani do Petone, ani do miast z nim
sąsiadujących, np. do Wellington, pomoc NIE
ma jak przybyć. Wszakże z resztą świata miejscowości
te są połączone poprzez tylko dwie główne szosy,
obie wąskie, kręte i przebijające się przez
strome góry. W przypadku więc niemal
każdego istotnego kataklizmu, szosy te
ulegną zatarasowaniu przez obsuwiska
ziemi i staną się nieprzejezdne. Wszakże
obsuwiska takie nawet bez większych
kataklizmów nieustannie trapią sporo
pozagrażanych erozją dróg tego kraju.
Interesująco, już po moim opublikowaniu
niniejszej strony, nagle władze pobliskiego
Wellington opublikowały wynik jakichś analiz,
z których wynika że w przypadku gdyby owo
miasto uderzyło trzęsienie ziemi o sile ponad
7 w skali Richtera, wówczas Wellington (a z
nim także i Petone) zostanie odcięte od połączenia
drogowego z resztą wyspy na okres około
4 miesięcy. Wyniki owych analiz opublikowane
są m.in. w artykule "Lifeline cut for four months"
(tj. "lina ratownicza odcięta na cztery miesiące") ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), July 5, 2012.
Z doświadczeń przeszłości jednak wiadomo,
że po chwilowym pobudzeniu sensacji, takie
ustalenia są szybko odkładane gdzieś na półkę
i nikt NIE podejmuje żadnych działań na ich bazie.
Przez tak długo jak tylko sięgam pamięcią prowadzone
są dyskusje o zbudowaniu jeszcze jednej, tym razem
już bezpiecznej szosy, bo biegnącej wzdłuż
jednej z dolin wybiegających na Wellington.
Jednak owe dyskusje niemal na zawsze
pozostają tylko dyskusjami. Natomiast gdyby
ktoś liczył np. na użycie helikopterów podczas
kataklizmu, wówczas także się zawiedzie.
Wszakże sumaryczna liczba helikopterów
jakimi Nowa Zelandia dysponuje, z ledwością
wystarczyłaby na udzielanie pomocy rodzinom
rządu i dygnitarzy zamieszkujących Wellington,
zaś do pomocy i ratowania zwyklych ludzi
zwyczajnie nie wystarczyloby im już "mocy
przerobowej".
#C5.
W obliczu zagrożeń i sytuacji opisanych w poprzednich punktach,
tzw. "łaska Boga" jest jedynym ratunkiem na jaki Petone może liczyć:
Podsumowując informacje opisane w poprzednich
punktach #C1 do #C4, istniejące i wysoce realne
zagrożenia kataklizmami, oraz brak możliwości
otrzymania pomocy w przypadku gdyby kataklizm
faktycznie nadszedł, pozostawia bezpieczeństwo
Petone wyłącznie "w rękach Boga". Nic dziwnego,
że co bardziej ateistyczni ludzie nawet NIE próbują
się osiedlić w owym miasteczku!
Część #D:
Dlaczego więc będąc aż tak zagrożone kataklizmami, Petone ciągle NIE oberwało:
#D1.
Chroniąca moc "10 sprawiedliwych" zamieszkujących w okolicach Petone:
Aczkolwiek wszystkie znaki na niebie i ziemi
wskazują, że Petone już dawno powinno oberwać
od jakiegoś kataklizmu, fakt że nadal ono NIE
oberwało wynika z zamieszkiwania w jego pobliżu
owych wymaganych przez obietnicę z Biblii
co najmniej "10 sprawiedliwych" - o jakich
piszę w punkcie #I2 tej strony. Ilość owych
"sprawiedliwych" mieszkających w pobliżu
Petone ja osobiście policzyłem, zaś wyniki
swych podliczeń opisałem w punkcie #I3 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Jak też wykażę to materiałem dowodowym z
punktów #I3, #I3.1 i #I5 tej strony, faktycznie
obecność owych "10 sprawiedliwych" efektywnie
chroni Petone przed nadejściem jakiegokolwiek
niszczycielskiego kataklizmu lub anomalii
pogodowej.
Część #E:
"Po następstwach je poznacie" - czyli jak odróżnić "specjalne potraktowanie" miasteczka Petone od tzw. "przypadkowych wydarzeń":
#E1.
Rodzaje "potraktowań":
Rodzaje potraktowań, jakie zależnie od moralności
i filozofii praktykowanej przez daną społeczność,
Bóg serwuje tej społeczności, opisane są w punkcie
#I4 strony o nazwie
day26_pl.htm.
W tym miejscu warto też podkreślić, że w świecie
stworzonym i rozumnie rządzonym przez wszechwiedzącego
i wszechmogącego Boga (w jakim my żyjemy) NIE
istnieje takie coś jak "przypadek" - co staram się
wyjaśnić dokładniej w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm.
Wszystko bowiem co w takim świecie z Bogiem się
zdarza jest zamierzonym działaniem Boga o ściśle
zdefioniowanym celu i następstwach. "Przypadek"
więc jest czyjmś, co w naszym świecie NIE istnieje,
a co jest wymyślone i używane przez "ateistycznych
naukowców ortodoksyjnych" aby zamaskować ich
brak wiedzy i brak zdolności do wyjaśnienia.
#E2.
Czego wypatrywać aby rozpoznać "specjalne potraktowanie":
"Specjalne potraktowanie" trzeba odróżniać
od ekstremalnych zjawisk pogodowych jakie
są normalne dla danego obszaru. Wszystko
bowiem co okazyjnie powtarza się przez
całe dzisiątki lat, włączając w to czasy na
króko po drugiej wojnie światowej - kiedy
to ludność niemal każdego kraju i miejsca
na Ziemi zachowywała się przykładowo
moralnie, to ekstremalne zjawiska pogodowe
jakie są normalne dla danego obszaru.
Natomiast specjalne potraktowanie to
nieszczęścia i kataklizmy jakie nas omijają,
chociaż zdewastowały one innych w naszym
pobliżu i chociaż zgodnie z prawami przyrody
powinny one zdewastować także i nas.
Część #F:
Czy "specjalne potraktowanie" dla Petone jest tymczasowe
i wynika tylko z pobliskiej obecności "10 sprawiedliwych"?
#F1.
Czy dotychczasowe "specjalne potraktowanie" Petone
się skończy, kiedy liczba "sprawiedliwych" spadnie
poniżej 10, oraz czy Petone, a z nim i pobliski Wellington,
mogą doświadczyć wtedy coś niezbyt pożądanego?
Tak jak my wszyscy, także mieszkańcy Petone wcale
NIE są "świętymi" i NIE różnią się od mieszkańców
innych miast Nowej Zelandii. Stąd, aż do czasu ujrzenia
owego "płonącego krzewu" opisanego
w punkcie #J3 poniżej, ja wierzyłem, że jedyną
rzeczą która zamieniła Petone w wyjątek, jest
ten jakby przypadkowy "zbieg okoliczności", że
w tzw. "zasięgu zniszczenia" tego miasteczka
zamieszkuje owych wymaganych przez obietnicę
z Biblii, tzw. "10 sprawiedliwych". (Jak ja osobiście
wierzę - patrz punkt #J5 poniżej, owo zamieszkiwanie
"10 sprawiedliwych" w bliskości Petone też zostało
celowo "zorganizowane" przez Boga, aby zaistniała
możność zbadania i naukowego udokumentowania
jego następstw, oraz udostępnienia wyników tych badań
do wglądu i wiadomości innych ludzi.) Dlatego kiedy z jakichś
powodów któryś z owych "10 sprawiedliwych" przeniósłby
się w inne miejsce, ochrona Petone by się zakończyła
i miasteczko to zaczęłoby obrywać - tak jak obrywają
miejscowości z jego pobliża. Ja osobiście jednak
wierzę, że NIE stanie się to "za mojego życia".
Uprzednio też wierzyłem, że jedynym sposobem
aby Petone zostało objęte trwałym "specjalnym
potraktowaniem" przez Boga, byłaby kontynuacja
udoskonalania filozofii i moralności przez mieszkańców
tej miejscowości - tak jak opisuje to punkt #H1 strony
quake_pl.htm.
Jednak sytuacja może być inna, jeśli Petone zostało
błogosławione statusem "chrześcijańsko-świętego
miejsca" - tak jak opisałem to w punkcie #J3 z
niniejszej strony. W takim bowiem przypadku
Petone miałoby szansę pozostawać wyjątkiem
praktycznie na zawsze.
Część #G:
Jak możliwą "tymczasowość" obecnego "specjalnego
potraktowania" dałoby się zamienić na jego "trwałość":
#G1.
Aby przekonać Boga, konieczne jest "zademonstrowanie
swojej pokory" poprzez publiczne, oficjalne i otwarte
zadeklarowanie i wdrożenie działań zmieniających filozofię:
Więcej na temat upublicznienia, uoficjalnienia
i otwarcia swoich zamierzeń i wysiłków, czyli
"zademonstrowania Bogu swej pokory", wyjaśniają
m.in. punkty #A2 i #G1 na stronie o nazwie
quake_pl.htm.
Część #H:
Dlaczego wzrost "specjalnego potraktowania" dla Petone
leży w interesie sąsiadujących z nim miejscowości:
#H1.
Działanie na zasadzie chińskiego przysłowia "im potężniejsze drzewo tym większy obszar chronią jego konary":
Przez tak dlugo jak Petone cieszy się "specjalnym
potraktowaniem Boga", również przed nieszczycielskimi
kataklizmami chronione są przez owo Petone
wszystkie miejscowości które leżą na tyle blisko
Petone, że zniszczenie Petone dotykałoby i je
(a także że zniszczenie ich dotknęłoby także i Petone).
Tak więc w chwili obecnej Petone chroni sobą
także miasto Wellington, jak i miasteczko Lower
Hutt. Dlatego w interesie mieszkańców tamtych
miejscowości także leży aby "specjalne potraktowanie"
przedłużało się dla Petone możliwie przez jak
najdluższy okres czasu, a jesli się da, to aby
mieszkańcy Petone podjęłi oficjalny program
utotaliztycznienia swojej filozofii.
#H2.
Miejscowości spoza "zasięgu zniszczenia" wyłączone są z ochronnego działania Petone:
Poza tzw. "zasięgiem zniszczenia" miasteczka Petone
leży np. sąsiadująca z Petone miejscowość zwana
Wainuiomata. (Wainuiomata zlokalizowana
jest w "złej dolinie Rimutaka", tuż przy tzw.
"Rimutaka Forest Park" znanego z działania
"mrocznych mocy" opisywanych m.in. w
punkcie #K1.9 strony o nazwie
newzealand_pl.htm.)
Miejscowość Wainuiomata jest oddzielona
od Petone tylko wąskim grzbietem górskim
z którego wierzchołka wykonane zostało zdjęcie
z "Fot. #B1a". Niemniej jej ewentualne zniszczenie
NIE dotknęłoby Petone. Dlatego Wainuiomata
NIE jest chroniona przez mechanizmy moralne
chroniące Petone przed kataklizmami. Jak też
opisuje to punkt #I3 tej strony, Wainuiomata
jest trapiona kataklizmami które ominęły Petone.
Część #I:
Materiał dowodowy który potwierdza, że faktycznie
nowozelandzkie miasteczko Petone otrzymuje od
Boga "specjalne potraktowanie":
#I1.
Niniejsza "część #I" reprezentuje powtórzenie, uzupełnienie i poszerzenie
materiału dowodowego zaprezentowanego w "części #I" odmiennej strony o nazwie
day26_pl.htm:
Poczatkowo, przy okazji kolejnej aktualizacji
i przeredagowywania strony o nazwie
day26_pl.htm,
do jej "części #I" włączyłem opisy tych kataklizmów,
które nastąpiły już w czasach po moim zamieszkaniu
w Petone (i już po przeredagowaniu początkowej
treści tamtej strony "day26_pl.htm"), a które
zgodnie z zachowaniami się natury powinny
uderzyć w miasteczko Petone i wyrządzić w nim
spore szkody. Każdy bowiem z owych kataklizmów
czynił szkody w pobliżu Petone, jednak przez
Petone przeskakiwał nie wyrządzając tu żadnych
zniszczeń. Potem się okazało że takich kataklizmów
jest niespodziewanie dużo i że ich skrupulatne
opisywanie zaczyna powiększać tamtą stronę
"day26_pl.htm" do niepożądanej długości.
Dlatego w dniu 30 marca 2012 roku postanowiłem
zaprzestać dalszego wydłużania tamtej strony,
zas opisy owych kataklizmów przerzucić do
niniejszej strony i tutaj kontynuować je dalej.
Tak powstała niniejsza "część #I" tej strony.
Poza jej punktem #I3 (który jest dokładnym
powtórzeniem opisów takich kataklizmów
zaprezentowanych w punkcie #I3 strony
day26_pl.htm),
wszystkie pozostałe punkty niniejszej strony
mają prezentować odmienne ustalenia
nowej "totaliztycnzej nauki" niż odpowiadające
im punkty ze strony "day26_pl.htm".
#I2.
Dlaczego oryginalnie ja podjąłem gromadznie i zestawianie
materiału dowodowoego zaprezentowanego w niniejszej "części #I":
Oryginalnie podjąłem gromadznie i zestawianie
materiału dowodowego zaprezentowanego
w niniejszej "części #I" (szczególnie zaś
w jej punkcie #I3), aby naukowo sprawdzić
czy Bóg faktycznie dotrzymuje swojej obietnicy
zawartej w Biblii - którą to obietnicą
Bóg
gwarantuje ludziom, że NIE zniszczy miast ani
społeczności w których gronie zamieszkuje na
stale co najmniej tzw. "10 sprawiedliwych".
(Ową boską gwarancję opisuję dokładniej
w punktach #I1 i #I2, zaś dodatkowo wzmiankuję
ją w punktach #P5.1, #A2, #G1, #H3 i #K2,
swej strony o nazwie
quake_pl.htm.
Z kolei wymogi przynależności do owych "sprawiedliwych"
wyjaśniłem w punkcie #G2 swej strony o nazwie
day26_pl.htm.)
Jak bowiem wykazały moje osobiste sprawdzenia,
w pobliżu miasteczka Petone faktycznie mieszka
na stałe co najmniej 10 osób spełaniających
bibilijną definicję "sprawiedliwych". Stąd,
zgodnie z obietnicą Boga, Petone powinno być
omijane przez wszelkie niszczycielskie kataklizmy
aż do czasu gdy liczba "sprawiedliwych" spadnie
dla owego miastaczka poniżej wymaganych co najmniej
10-ciu. Jak też moje sprawdzenie dokumentuje
to naukowo za pomocą materiału dowodowego
zaprezentowanego w punkcie #I3 poniżej, faktycznie
owa obietnica Boga wypełniana jest dla Petone
z iście "żelazną konsekwencją". Opisywane tu
Petone jest więc pierwszą miejscowością nowożytną,
dla której zostało sprawdzone naukowo wypełnianie
przez Boga obietnicy zawartej w
Biblii.
#I3.
Materiał dowodowy potwierdza, że pobliskie goszczenie "10 sprawiedliwych"
naprawdę oddala kataklizmy od nowozelandzkiego miasteczka Petone (tak jak
Bóg
obiecuje to w
Biblii):
Poniżej zestawiam przypadki kataklizmicznych
zdarzeń jakie dotknęły nowozelandzkie miejscowości
zlokalizowane niedaleko od Petone. Cechą tych
zdarzeń jest, że ich cechy, natura i przebieg sugerowały
iż powinny one dotknąć kataklizmicznie także miasteczko
Petone. Jednak faktycznie "przeskakiwały" one przez
to miasteczko NIE czyniąć w nim żadnej szkody.
Ten fakt zaś potwierdza "specjalne potraktowanie"
jakie miasteczko Petone cieszy się od Boga.
Oto więc te kataklizmiczne zdarzenia, które
oryginalnie ja obserwowałem, analizowałem naukowo
i opisałem w punkcie #I3 odmiennej strony o nazwie
day26_pl.htm:
1.
Chmura rodząca tornada.
Najdoskonalszym przykładem takich właśnie
przypadków był "fenomen atmosferyczny" opisany
w artykule [1#I3] "Southerly buster hits
Wellington, ripping off roofs, and halting trains"
(tj. "Południowy wicher uderzył Wellington
zrywając dachy oraz zatrzymując pociągi"),
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
"The Dominion Post Weekend",
wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
March 13-14, 2010. Fenomenem tym była
soczewko-kształtna chmura wyglądająca jak gigantyczny wehikuł UFO,
jaka przeleciała wzdłuż niemal całej Nowej Zelandii,
generując huraganowy wiatr wirowy jaki zasiewał
zniszczenia i chaos na jej drodze, zrywał dachy i
obalał drzewa, itp. Chmura ta czasami generowała nawet
mini-tornada
na swoim obrzeżu. Ten inteligentnie zachowujący
się fenomen pogodowy pozostawił ścieżkę zniszczenia
na niemal całej swojej drodze, włączając w to stolicę
Wellington (oddalnoą od Petone tylko o około 8 km) -
do którego to miasta dotarł około 16:30 owego piątku.
Jednak kiedy po Wellington doleciał do Petone,
jedynie rubasznie postraszył trochę przechodniów
łamiąc w tym celu kilka gałęzi na drzewach, poczym
poszybował dalej. Już jednak w następnej
miejscowości poza Petone (tj. w Lower Hutt)
zaczął ponownie szaleć tarasując drogę,
obalając drzewa i zatrzymując pociągi.
2.
Ulewne deszcze idukujące powodzie.
Innym przykładem niszczycielskiego fenomenu
pogodowego który także ilustratywnie potwierdził
ową regułę omijania miejscowości Petone
bez wyrządzania w niej poważniejszych szkód,
były dwutygodniowe przewlekłe opady ulewnych
deszczy jakie dotknęły Nową Zelandię w drugiej
połowie maja i na początku czerwca 2010 roku.
Deszcze te spowodowały poważne powodzie,
obsuwiska ziemi, ewakuacje miejscowości, oraz
zniszczenia dróg zarówno na północnym jak i
na południowym końcu długich jak kiszka dwóch
głównych wysp Nowej Zelandii. Jednak w centrum
tych wysp, gdzie właśnie położone jest Petone,
deszcze te jedynie zmoczyły wysuszoną glebę
NIE czyniąc praktycznie żadnych szkód. Na temat
tych powodziowych deszczy i ich następstw,
niemal codziennie ukazywały się wówczas
alarmujące artykuły w nowozelandzkich gazetach,
np. patrz artykuł [2#I3] "Heavy downpours
to hamper clean-up operations" (tj. "Ciężkie ulewy
uniemożliwiają operacje oczyszczania"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), May 26, 2010 roku;
artykuł [3#I3] "After the floods and a
landslide, now get set for bitter cold and snow" (tj.
"Po powodziach i obsuwisku ziemi, teraz przygotuj
się na kąsające zimno i śnieg"), ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 27, 2010;
artykuł [4#I3] "Nature's fury" (tj. "Furia natury") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), June 2, 2010 roku
(jaki opisuje i pokazuje zdjęcia z kataklizmicznej
powodzi na obszarze Nowej Zelandii zwanym "Bay
of Plenty" - który jest oddalony od Petone tylko
o odległość znacznie mniejszą niż zasięg układu
niżowego który spowodował te powodzie, chociaż
ten sam układ niżowy wcale NIE zaszkodził mojej
miejscowości); czy artykuł [5#I3] "Residents
flee homes as Whakatane hit by water bomb" (tj.
"Mieszkańcy uciekają z domów gdy Whakatane
uderzone zostało bombą wody"), ze strony A4 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010 (jaki
to artykuł dyskutuje dane liczbowe katastroficznie
intensywnego opadu deszczu w owym obszarze
zwanym "Bay of Plenty").
3.
Trzęsienie ziemi z Christchurch.
Jeszcze jednym potwierdzeniem chroniącego
działania owych "10 sprawiedliwych", było silne
trzęsienie ziemi którego nadejście ja przewidywałem
już na kilka miesięcy wcześniej i ostrożnie zapowiedziałem
w treści niniejszej strony, a które w sobotę dnia
4 września 2010 roku uderzyło w miasto Christchurch.
(Owo trzęsienie ziemi z Christchurch opisane zostało
dokładniej w punkcie #C5 odrębnej strony o nazwie
seismograph_pl.htm -
poświęconej omówieniu urządzenia do zdalnego
wykrywania nadchodzących trzęsień ziemi, oraz
w punkcie #P5 odrębnej strony o nazwie
quake_pl.htm -
poświęconej opisowi bazujących na mechanizmach
moralności metod zapobiegania wszelkim kataklizmom.)
Jak bowiem wyjaśniam to w punkcie #I2 powyżej
na tej stronie, Wellington (a więc także i Petone)
należy do owych 3 głównych miast Nowej Zelandii,
jedno z których musi zostać zniszczone jakimś
kataklizmem, jeśli koniecznym się okaże dokonanie
wymuszonej przez
Boga
odnowy moralnej i filozoficznej tego kraju. Na dodatek,
z naukowego punktu widzenia, Wellington ma
nieporównanie większe szanse na doświadczenie
silnego trzęsienia ziemi, niż oba pozostałe z
tamtych 3 miast, tj. niż Auckland lub Christchurch.
Wszakże dokładnie pod Wellington przebiega
ów morderczy "Ring of Fire" - który jednak
Christchurch i Auckland omija z dosyć daleka.
Ponadto, jakikolwiek rodzaj filozofii lub zachowań
by nie zadominował w reszcie Nowej Zelandii,
ich pochodzenie zawsze daje się wytropić do
Wellington. Wszakże Wellington jest stolicą w
której politycy podejmują wszelkie decyzje i
ustanawiają wszelkie prawa jakie potem muszą
być wypełniane przez całą Nową Zelandię.
Niemniej - jak się okazało, dla doświadczenia
niszczycielskich trzęsień zimi (które zaczęły
się tam w 2010 roku, trwały przez cały rok
2011, oraz ciągle były kontynuowane w 2012
roku - kiedy to aktualizowałem niniejszy punkt)
Bóg wybrał jednak Christchurch. (Można spekulować,
że ma to jakiś związek z nazwą "Christ-church",
tj. "kościół-Chrystusa", która to nazwa jest szczególnie
"zobowiązująca" - tak jak wyjaśnione to zostało
w punkcie #G2 storny o nazwie
przepowiednie.htm.)
Co też ciekawe, owo pierwsze potężne trzęsienie
ziemi nastąpiło kiedy ja właśnie przebywałem na
wakacjach w Kuala Lumpur, Malezja.
4.
Całotygodniowy lodowaty sztorm. Począwszy od
soboty 18 września 2010 roku przez cały następny
tydzień Nowa Zelandia była bita przez lodowaty sztorm
jaki zamroził na śmierć tysiące owieczek na łąkach,
powalił sporo linii wysokiego napięcia, zawalił stadion
sportowy w Invercargill, tarasował liczne drogi,
zakłócał łączność, oraz pozalewał gospodarstwa rolne.
W tygodniu owego sztormu telewizja była pełna raportów
o zniszczeniach, zaś gazety aż roiły się od artykułów
w rodzaju "Chaos as big blow hits" (tj. "Chaos jak
potężny podmuch uderza") ze strony A1
nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald,
wydanie z soboty (Saturday), September 18, 2010,
czy "Three days of storm leave trail of damage" (tj.
"Trzy dni sztormu pozostawia ścieżkę zniszczeń")
ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), September 20, 2010.
(Ten ostatni artykuł opisuje rówmież m.in. zawalenie się
dachu niemal nowego stadionu sportowego w Invercargill,
opisywane także w 1 z punktu #E1 totaliztycznej strony o nazwie
rok.htm.)
Na przekór jednak że niemal cała Nowa Zelandia była bita przez
ów sztorm, Petone w którym mieszkam niemal dzień po
dniu miało słoneczną pogodę i tylko lekki wiaterek - tak
jakby Bóg celowo chciał podkreślić, że jest to miejscowość
o wyjątkowym potraktowaniu. Co ciekawsze, to już
w sąsiedniej miejscowości o nazwie "Lower Hutt" piorun
z owego sztormu uderzył i spalił domostwo (choć jego
mieszkanka została uratowana) - co opisuje artykuł
"Lower Hutt woman's lucky strike" (tj. "Uderzenie
szczęśliwe dla kobiety z Lower Hutt"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
September 18-19, 2010.
5.
Powódź "jedna na 150 lat" w pobliskiej "Golden Bay".
Niedaleko od Petone, bo tylko po przeciwnej stronie wąskiej
"Cieśniny Cook'a", leży obszar zwany "Golden Bay". Faktycznie
to gdyby nie łańcuch górski który ją zasłania, wówczas
owa "Golden Bay" prawdopodobnie byłaby widoczna z
Petone. W dniu 28 grudnia 2010 roku jej obszar został
zniszczony sztormem i niszczycielską powodzią.
Powódź tą publikatory opisywały jako zdarzającą się raz na
150 lat - patrz artykuł "Clean-up begins after storm inflicts
worst flooding in 150 years" (tj. "Sprzątanie się zaczyna
po tym jak sztorm spowodał najgorszą powódź od 150 lat")
ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z czwartku (Thursday), December 30, 2010).
Szokująco, w dniu tego kataklizmicznego sztormu i deszczu
w pobliskiej "Golden Bay", w Petone świeciło słońce. (Odnotuj
że ową "powódź 150-lecia" opisuję także w 9 z punktu #C5
na stronie
seismograph_pl.htm.)
6.
Powódź od "królewskiego przypływu" i sztormu w Auckland
z niedzieli dnia 23 stycznia 2011 roku. W ową niedzielę
w Petone padal sobie zwykły deszczyk-kapuśniaczek, który
korzystnie ponawadniał miejscową glebę i rośliny. Był on
zbyt mały aby np. powstrzymać mnie przed udaniem się
do miejscowej biblioteki. Kiedy jednak wieczorem włączyłem
telewizor, przeżyłem szok. Cała wyspa północna Nowej
Zelandii, włączając w to Petone w jakim ja mieszkam,
była owego dnia pokryta zlowrogo wyglądającą eliptyczną
chmurą niżową o kształcie podobnym do cyklonu silnego
sztormu tropikalnego. Sztorm ten zalał miasto Auckland
i tzw. "Bay of Plenty" kilkunastoma centrymetrami deszczówki.
Jednocześnie tzw. "królewski przypływ" (po angielsku "king tide") dodatkowo
powiększony ssącym działaniem owego niżu sztormowego
podniósł wody oceanu do góry, tak że zaczęły wlewać się one
na ulice miasta. W wieczornych dziennich telewizyjnych
na kanałach "3" i "Prime" raportowano o incydencie
niedawnej budowy niskiego murku jaki miał odgradzać
wody oceanu od miasta. Podczas owej budowy podobno
mieszkańcy pobliskich domów błagali inżyniera prowadzącego
tą budowę, aby zbudował znacznie wyższy mur. Ów
inżynier jednak zignorował prośby miejscowych, twierdząc
że z jego obliczeń wynika iż morze nigdy NIE podniesie
się aż tak wysoko. Jednak owej niedzieli morze się
podniosło i zalało miasto - ciekawe czy ów inżynier
będzie pociągnięty do odpowiedzialności za "odwalenie
tak niefachowej lipy". W rezultacie, w telewizji pokazywano
ulice Auckland zamienione w rwące rzeki, fale morskie
wdzierające się do miasta, oraz ludzi brodzących
po kolana w kuchniach własnych domów. Ta sama
więc chmura niżowa która w Petone spowodowała
jedynie korzystny dla roślinek kapuśniaczek, dla
Auckland okazała się źródłem kataklizmicznej powodzi.
Zdjęcia z owej powodzi, oraz mapę wywołanych nią
zniszczeń, można sobie oglądnąć w artykule "Nature's
brutal king hit" (tj. "Brutalne królewskie uderzenie
natury") ze stron A1 i A5 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), January 24, 2011).
Owa powódź w Auckalnd była faktycznie pierwszym
poważniejszym kataklizmem jaki dotknął owo miasto.
Przed tą powodzią Auckalnd było jedyne "ostrzegane"
przerwami w dopływie prądu, oraz dziwnymi awariami
transportu publicznego. Wygląda więc na to, że albo
Auckland właśnie weszło w poziom praktykowania
filozofii pasożytnictwa
którego Bóg NIE jest już gotowy dalej tolerować, albo
też że uprzednio miasto to było chronione owymi "10
sprawiedliwymi" - jednak właśnie z jakichś powodów ich
liczba spadła poniżej minimum wymaganych 10-ciu.
Którakolwiek jednak z owych dwóch przyczyn by nie
spowodowała że Auckland dołączyło właśnie do miast
Nowej Zelandii "karanych" przez Boga kataklizmami,
ciągle z całą pewnością już wkrótce ponownie coś
usłyszymy na jego temat.
7.
Dewastacja miasta Auckland i jego okolic przez tropikalny
cyklon "Wilma". W zaledwie 6 dni po powodzi opisanej
w poprzednim punkcie, tj. od soboty wieczorem dnia 29
stycznia 2011 roku, niemal cała północ Nowej Zelandii,
włączając w to miasto Auckland, została zalana wodą i
obita wiatrami tropikalnego cyklonu o nazwie "Wilma".
Raporty zniszczeń od owego cyklonu są podsumowane
w artykule "Cyclone Wilma leaves sodden trail of
damage in its wake" (tj. "Cyklon Wilma pozostawia
zalaną wodą ścieżkę zniszczeń na swej drodze")
ze strony A4 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), January 31, 2011.
Tym razem również jedynie (słabe) obrzeże owego cyklonu
przetoczylo się ponad Petone. Zrosiło ono tylko glebę
dosyć obfitym deszczem, oraz porozsiewało dzikie
nasiona silnym wiatrem, jednak ludziom NIE wyrządziło
żadnych szkód. Jak widać Bóg dotrzymuje swej obietnicy,
omijając kataklizmami Petone i potwierdzając w ten sposób
że owo miasteczko jest faktycznie chronione przez
"10 sprawiedliwych".
8.
Wizja maoryskiego jasnowidza. W niedzielę, dnia
6 lutego 2011 roku, Nowa Zelandia obchodziła doroczne
święto rodzimych Maorysów zwane "Waitangi Day". Jak
zwykle przy tej pokazji, w oficjalnych uroczystościach brały
udział tłumy Maorysów, oraz wielu dygnitarzy rządowych.
Ku zaskoczeniu tych tłumów, maoryski jasnowidz (który
również jest kapłanem jednego z kościołów Nowej Zelandii)
wykorzystał swoje przemówienie z okazji tego święta, aby
publicznie ujawnić wizję którą miał 38 lat temu. Ta wizja
ujawniona przez niego publicznie powtórzona została
owego dnia w wieczornych dziennikach telewizyjnych
Nowej Zelandii, a także w dzień później była opublikowana
w artykule "Kaumatua's earthquake prophecy will come true ...
eventually" (tj. "Przepowiednia maoryskiego jasnowidza
o trzęsieniu ziemi ulegnie wypełnieniu ... pewnego dnia")
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), February 7, 2011.
W swojej wizji ów jasnowidz widział miasto Wellington
uderzone morderczym trzęsieniem ziemi. Widział jak
ulice tego miasta wyłożone zostały zwłokami niezliczonych
ludzi. Widział jak budynki na zboczach Wellingtońskich
wzgórz zwyczajnie znikały. Widział jak dach parlamentu
mieszał się z ruinami pobliskich budynków. Widział jak
wody Welingtońskiej zatoki morskiej najpierw się wycofały,
potem zaś z furią wróciły aby uderzyć w miasto zabójczym
tsunami. W jego wizji wszystkie te zniszczenia miały
nastąpić w miesiący czerwcu - tyle że NIE wiedział
którego roku. Ponieważ niepodważalnie wierzył on w
nadprzyrodzoną prawdę tej wizji, przez 38 lat każdego
czerwca z obawą wypatrywał czy ona się wypełni.
Jednak narazie owo trzęsienie ziemi jeszcze NIE nastąpiło.
Zdecydował się więc aby o nim ostrzec innych ludzi w swoim
publicznym przemówieniu. (Ja osobiście rozumiem jego
pewność, ponieważ sam też kiedyś miałem wizję pobytu
we wsi Stawczyk dalekiej przyszłości - co opisałem w
punkcie #J3 totaliztycznej strony o nazwie
wszewilki_jutra.htm
oraz w punkcie #C4 ze strony o nazwie
stawczyk.htm.
Wiem więc jak pewnym jest się prawdziwości tego co
w takich wizjach się widzi.) Aczkolwiek wielu zajęło
wysoce sceptyczne stanowisko co do merytu owej maoryskiej
wizji, generalnie niemal każdy się zgadza że Wellington
ma już przedawniony termin nadejścia takiego silnego
trzęsienia ziemi, oraz że NIE ma wątpliwości iż kiedyś
ono nadejdzie, jedynie narazie nie wiadomo "kiedy" to
nastąpi. Wszakże Welligton leży na silnym geologicznym
"fault". Ja do tego bym dodał, że Wellington, jako stolica
kraju, jest też "przyczyną" i "mózgiem" wszystkiego tego
za co inne obszary Nowej Zelandii już od dawna biorą
łomotanie od Boga. Wszakże jeśli np. Nowozelandzczycy
nie dyscyplinują swoich dzieci zgodnie z wymaganiami
Biblii - tak jak to opisane jest w punkcie #B5.1 strony
will_pl.htm,
"przyczyną" tego są prawa i nakazy uchwalone właśnie
w Wellington. Jeśli Nowa Zelandia jest oblazła niemoralnymi
monopolami - tak jak wyjaśnia to (1) z punktu #E1 strony o nazwie
rok.htm,
przyczyną tego są układy, nawyki i działania zapoczątkowane
w Wellington. Itd., itp. Innymi słowy, zarówno zgodnie
z logiką, jak i zgodnie z wizją Maoryskiego jasnowidza,
Wellington powinno być "ukarane" jakimś znaczącym
kataklizmem znacznie nawet wcześniej niż wszystkie
inne miejsca opisywane w niniejszym punkcie, a także
w punktach #C5 i #C5.1 strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Skoro więc taki kataklizm jak dotychczas omija Wellington
(a stąd i Petone w którym ja mieszkam), jedynym znanym
nam wytłumaczeniem tego omijania jest chroniąca przed
kataklizmami moc obecności w owym mieście i w jego
okolicy tych "10 sprawiedliwych" którzy narazie bronią
to miejscowości przed tym co nieuchronne. Na przekór
więc że zapewne data nadejścia kataklizmu do Wellington
i do Petone jest już przedawniona, ciągle opisywana tu
wizja NIE ulegnie spełnieniu aż do czasu kiedy z jakichś
tam powodów liczba zamieszkujących tu "sprawiedliwych"
spadnie poniżej dziłających ochronnie "co najmniej 10-ciu".
9.
Potężny sztorm jaki szalał nad Nową Zelandią przez
ponad tydzień, począwszy od 26 kwietnia 2011 roku.
Zniszczenia od owego sztormu opisywane były w
całym szeregu artykułów, np. w [1#I3(9)]
"Gale-force fury" (tj. "Furia potężnych wiatrów"),
ze strony A1 gazety nowozelandzkiej
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), April 27, 2011. Sztorm
ten jest opisywany w podpisie pod "Fot. #M1" ze strony
telekinetyka.htm
jako główna przyczyna dla której jego wiatry wyrzuciły
na brzeg plaży w Petone, Nowa Zelandia, jedną z owych
słynnych już w calym świecie "żółtych kaczuszek" które
wrzucone były do morza koło wschodnich wybrzeży USA,
oraz dryftowały potem z prądami morskimi praktycznie
po całym świecie. Ów potężny sztorm wyrządził całą
masę zniszczeń i szkód dosłownie w każdym kierunku od
Petone, kiedy łomocząc Nową Zelandię zataczał on jakby
ogromny okrąg w jakiego centrum znajdowało się Petone,
jednak samo Petone zostało przez niego pozostawione
niemal nietknięte (tj. podczas tego sztormu w Petone
padał jedynie słaby deszcz i wiał typowy dla Petone
wiatr). Ogrom zniszczeń tego sztormu (który niszczył
pobliskie miejscowości, jednak strannie omijał Petone)
można prześledzić z artykułów jakie ukazały się wówczas
na ten temat w prasie Nowej Zelandii. Sztorm ten
np. w tzw. "Hawkey's Bay" zalał domy tak nagłą i tak
silną powodzią, że ludzie musieli być tam ewakuowani
helikopterami. Ich domy zostały zalane, bydło i
owce potopione, drogi zniszczone obsuwiskami
ziemi i błota, mosty pouszkadzane, linie elektryczne
pozrywane, zaopatrzenie w wodę uszkodzone, itp. -
po więcej informacji patrz np. artykuły [2#I3(9)]
"Heavy rain 'worse than Bola' wreaks havoc in
Hawke's Bay" (tj. "Silny deszcz 'gorszy niż z huraganu
Bola' wszczyna zniszczenia w Hawke's Bay"), ze
strony A3 nowozelandzkiej gazety
"The Dominion Post",
wydanie z piątku, April 29, 2011; czy [3#I3(9)]
"Storm battering gets fierce" (tj. "Uderzenia sztormu
stają się coraz zajadlejsze"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), May 2, 2011.
Co mnie najbardziej zastanawia, to że ów sztorm był
pierwszym jaki wywołał znaczące zniszczenia w
przeciwstawnej niż Petone części Wellington (tj.
w mieście dla którego Petone jest przedmieściem).
Najwyraźniej z jakichś powodów ostatnio owo
Wellington przestało być już chronione przez
"10 sprawiedliwych" - którzy jednak nadal chronią
Petone.
10.
Sztorm który nieco na południowy-zachód od Petone
pozalewał powodzią nabrzeża rzeki "Grey river",
zaś nieco na północny-wschód od Petone (tj. w
Masterton) zabił przechodnia. Na przekór
jednak, że przechodził on też ponad Petone,
oraz że zasiał on znaczące zniszczenia w obu
przeciwstawnych kierunkach od Petone, w samym
Petone był on niemal nieodnotowalny. Sztorm ten,
a także jego ofiary, są opisane i zilustrowane w
artykule [1#I3(10)] o tytule "Couple crushed
in weather chaos" (tj. "Para zmiażdżona w pogodowym
chosie") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), November 22, 2011.
11.
Trzęsienie ziemi które uszkodziło budynek w samym
Wellington, zaś w pobliskim Petone było już niemal
nieodnotowywalne. Owo trzęsienie ziemi o sile 5.7
na skali Richtera uderzyło w Wellington o godzinie 19:19
w sobotę dnia 3 grudnia 2011 roku - uszkadzając
niemal nowy budynek który był naczelną siedzibą zarządu
firmy "Meridian" sprzedającej ludności energię elektryczną.
Opis tego trzęsienia ziemi i zniszczeń jakie ono spowodowało
zawiera artykuł [1#I3(11)] o tytule "New city building
damaged by quake" (tj. "nowy budynek miasta uszkodzony
przez trzęsienie ziemi") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku, December 5, 2011. Z powodu więc
uszkodzenia jedynie tego właśnie budynku, warto byłoby
zadać sobie pytanie, "czy owa firma 'Meridian' jest np.
odpowiedzialna za niekontrolowany (niemoralny) wzrost
cen energii elektrycznej w Nowej Zelandii?" - po badziej
szczegółowe dane patrz artykuł
"Power chiefs' mixed fortunes"
(tj. "zmienne losy wodzów elektryczności")
ze strony C1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), October 22, 2009, lub artykuł
"Power rises defended amid 'windfall profits'"
(tj. "podrożenie elektryczności utrzymywane na przekór
'kokosowych zysków' ") ze strony A2 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), December 12, 2008.
(Odnotuj, że fakty opisane w owych artykułach miały
miejsce w czasach kiedy z powodu światowego kryzysu
ekonomicznego normalni Nowozelandczycy zmuszeni
byli "zaciskać pasa".) Wszakże owe niemal już astronomiczne
ceny energii elektrycznej, którą Nowa Zelandia generuje
przecież prawie za darmo w jej licznych i już dawno
pospłacanych elektrowniach rzecznych, są powodem
dla którego wielu co biedniejszych mieszkańców tego
kraju jest niemoralnie poddawane cierpieniom - przykładowo
ponieważ emerytów przestaje już być stać na używanie
elektryczności do ogrzewania swych mieszkań, zaś
bezrobotnych przestaje być już stać na użycie elektryczności
do gotowania swej żywności. Z kolei liczba takich coraz
uboższych ludzi w NZ gwałtownie się zwiększa - np.
patrz artykuł [2#I3(11)] "NZ rich-poor gap
widens faster than rest of world" (tj. "W Nowej Zelandii
przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi poszerza się
szybciej niż w reszcie świata"), ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), December 7, 2011.
W tej sutuacji 42% podwyżka ponad milionowej pensji
"naczelnego" owej firmy "Meridian Energy", opisana
w artykule [3#I3(11)] "Public CEOs hit paydirt"
(tj. "Naczelni z państwowych firm na żyle złota") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012,
jest NIE tylko niemoralnością, ale także arogancją.
Czyżby więc uszkodzenie tego właśnie budynku oznaczało,
że istniały wyraźne "moralne powody" dla których z całego
Wellington uderzonego tym sporym trżesieniem ziemi,
wymownie tylko budynek firmy Meridian został uszkodzony?
Czy więc teraz powinniśmy też się spodziewać, że następne
trzęsienia ziemi zniszczą też kwatery główne niektórych
innych firm nowozelandzkich niemoralnie indukujących
ludzkie cierpienia, przykładowo monopolistycznej firmy
która podniosła tak wysoko ceny mleka w Nowej Zelandii,
że mleko to stało się niedostępne dla większości zwykłych
Nowozelandczyków? - np. patrz artykuł "Price families
pay for milk an outrage, says health chief" (tj. cena
jaką rodziny płacą za mleko jest hańbą, stwierdza
szef zdrowia") ze strony A7 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), February 16, 2011,
czy artykuł "Milk products tipped to get even pricier"
(tj. "produkty mleczne wytypowane
do podwyżki cen") ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), February 17, 2011.
(Odnotuj że Nowa Zelandia jest jednym z największych
w świecie producentów mleka. Niestety, jej mieszkańcy
są bezpardonowo ograbiani z korzyści tak wysokiej
produkcji mleka przez monopolistyczną instytucję
która, zgodnie z informacją podaną w wiadomościach
wieczornych na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej
w środę dnia 8 lutego 2012 roku w godzinach 18:00
do 19:30, płaci rolnikom tylko 65 centów za litr mleka,
jednak potem pozwala aby to mleko było sprzedawane
w supermarketach za cenę około cztery razy wyższą.)
Więcej informacji na temat najróżniejszych "monopoli"
które zwolna "zaduszają" Nową Zelandię, zawartych
jest w punkcie #H2 strony o nazwie
humanity_pl.htm
oraz w punkcie #D5 strony o nazwie
fruit_pl.htm.
12.
"Najgorsza od 50 lat" powódź, która zdewastowała miasto
Nelson i jego okolice. Opisana jest ona dokładniej
np. w artykule [1#I3(12)] o tytule "Torrent sweeps
farmer outside" (tj. "rwący prąd wody wyrzucił rolnika
z domu") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), December 17, 2011.
Miasto Nelson niemal "sąsiaduje" z Wellington i z
Petone, bowiem leży na przeciwległym niż Wellington
brzegu wąskiego przesmyku "Cook Strait". Jednak kiedy
w środę i czwartek, dnia 14-15 grudnia 2011 roku, Nelson
zostało zalane "oberwaniem chmury" i niszczycielską
powodzią, w Petonie trudno było wypatrzyć jakiegokolwiek
deszczu. Faktycznie też w ostatnich czasach pogoda
w Wellington i jego okolicach (m.in. w Petone) stała się
aż tak przyjemna i aż "przyjacielska" wobec ludzi, że jej
nietypowa łagodność ze zdumieniem zaczęła nawet być
komentowana w wieczornym dzienniku telewizyjnym na
kanale 3 telewizji nowozelandzkiej z godziny 18-19 we
wtorek dnia 27 grudnia 2011 roku. Wszakże w czasach
poprzedzających moje przeprowadzenie się do
przedmieścia Wellington, miasto to znane było
jako "stolica wiatrów" (tj. "windy city") i miało
opinię jednego z najburzliwszych miast Nowej
Zelandii o wprost trudnej do wytrzymania,
wietrzystej pogodzie.
13.
Zapowiedź poprawy sytuacji z zanieczyszczeniem
powietrza w Petone. Obecna depresja ekonomiczna
na świecie powoduje, że niemal wszędzie tzw. "ochrona
środowiska" schodzi teraz na dalszy plan i jest zupełnie
zaniedbywana. Wszakże niemoralnie postępujący kapitaliści
którzy powodują dzisiejsze katastrofalne zanieczyszczania
powietrza, wody, gleby, lasów, itp., mają teraz doskonałą
wymówkę dla swoich niemoralnych zapędów zatruwania
naszej planety, twierdząc że zmuszeni są do "walki o
przetrwanie" w trudnych warunkach ekonomicznych
i że NIE mają już rezerw finansowych aby także dbać
o naturalne środowisko i o naszą planetę (który to "brak
rezerw" wcale jednak NIE przeszkadza większości z
nich osiągać wyższe niż uprzednio zyski). Wszędzie
więc zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby, lasów,
itp., są teraz gwałtownie eskalowane. Dlatego mile
zaskakująca była dla mnie wiadomość opublikowana
w artykułach [1#I3(13)] "Residents hail Exide closure"
(tj. "mieszkańcy wiwatują zamknięcie Exile") ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), February 16, 2012;
oraz [2#I3(13)] "Exide plant closure plan
within week" (tj."plan zamknięcia zakładu Exide będzie
gotowy za tydzień" ze strony A6 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), February 18, 2012.
W owych artykułach upowszechniana była bowiem
wiadomość, że jeden z najbardziej śmierdzących,
nieczystych i niebezpiecznych zakładów przemysłowych
Nowej Zelandii, który zatrudniał tylko około 40 robotników
jednak od niepamiętnych czasów zatruwał powietrze
i środowisko w Petone, zostanie zamknięty na
dobre w dniu 31 marca 2012 roku. Zakład ten,
należący do "Exide", przetwarzał stare i zużyte
akumulatory. Z jego komina i licznych wentylatorów
wyrzucane były nieustannie na Petone smugi
ciężkiego, lepkiego, śmierdzącego dymu i pyłu,
pełnego trujących ludzkie organizmy, ciężkich
pierwiastków, sproszkowanego ołowiu i
najróżniejszych morderczych chemikaliów. W
rezultacie tych zanieczyszczeń, mieszkańcy
Petone niemal nieustannie chorowali na najróżniejsze
choroby układu oddechowego, rodziło się tu
też sporo dzieci ze zwyrodnieniami, gleba,
trawa i wszysko co tylko tu rosło pokrywane było
warstewką trujących substancji jakie docelowo trafiały
do organizmów ludzi, zaś kołnierzyki koszul pokrywały
się brązową warstwą już w kilka godzin po ich ubraniu.
Przez też tak długo jak tylko mieszkam w Petone (tj. od
2001 roku), słyszę jak miescowi ludzie bezskutecznie
walczą i procesują się o zamknięcie tego zakładu. Wszystko
jednak co ludzie dotychczas czynili szło na marne. Jakiż bowiem
decydent słucha głosu zwykłych ludzi, kiedy ma też wybór
aby wysłuchać perswazji kapitalistów i ich kapitału - zaś
wiadomo że "money talk" (tj. "pieniądze przemawiają").
W rezultacie przez wszystkie te lata owa fabryka arogancko
smrodziła wprost w twarze mieszkańcom Petone i wszyscy
wiedzieli że trzeba będzie jakiegoś cudu aby ją zamknąć
i zakończyć to jej smrodzenie. I tak oto ów cud się zdarzył
właśnie w lutym 2012 roku - jak ja osobiście wierzę, tylko
ponieważ niedługo wcześniej Petone i jej okolica zaczęła
być zamieszkiwana przez ową minimalnie wymaganą liczbę
co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych". Faktu, że zamknięcie
to faktycznie miało charakter nadprzyrodzonej interwencji -
a NIE moralnie zamierzonego działania ludzkich decydentów,
najlepiej daje się wywnioskować z informacji zawartych w
treści artykułu [3#I3(13)] "Exide was wrong; NZ not
a backwater" (tj. "Exide się pomylił; Nowa Zelandia nie jest
zaściankowością") ze strony B4 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post
(wydanie z poniedziałku (Monday), February 20, 2012) oraz
artykułu [4#I3(13)] "Council seeks more info on
Exide shutdown plan" (tj. "Starostwo poszukuje dalszych
informacji o zamknięciu Exide") ze strony A4 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie ze środy (Wednesday), March 7, 2012).
Artykuły te ujawniają bowiem, że ów zakład wcale NIE
został zamknięty z powodu nacisku opinii publicznej
czy z powodu czyjejś moralnie właściwej decyzji. Został
on zamknięty tylko ponieważ mechanizmy rynkowe
spowodowały iż Korea i Filipiny zaczęły płacić znacznie
więcej za zużyte nowozelandzkie akumulatory niż cena
za jaką akumulatory te gotowi byli skupywać właściciele
zakładu Exide. Właściciele Exide odwoływali się nawet
aż do sądu aby powstrzymać ten lukratywny export
zużytych akumulatorów i aby nadal móc je skupywać
niemal za darmo. To zaś że przy okazji zatruwali otoczenie
i mieszkańców Petone oraz że rozsiewali sproszkowany
ołów, NIE martwiło ani polityków ani decydentów. Owe
fakty dowodzą więc, że zamknięcie tego zakładu zostało
spowodowane mechanizmami rynkowymi sterowanymi
przez Boga i uwarunkowanymi ludzką moralnością, a
nie moralnie właściwym postępowaniem ludzkich
decydentów czy polityków.
Wygląda też na to, że Bóg NIE tylko przywróca
czystość środowiska do Petone, ale także zamierza
już wkrótce udowodnić naocznie wszystkim otwartym
na prawdę, że owo przywrócenie czystości wcale
NIE było przypadkiem. Zgodnie bowiem z artykułem
[5#I3(13)] "US High-Tech firm considers
making furnaces in Hutt" (tj. "Amerykańska firma
zaawansowania technicznego rozważa produkcję
pieców w Hutt"), ze strony C11 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 3, 2012,
jakiś amerykański zakład produkujący piece zdecydował
się otworzyć fabrykę w sąsiadującej z Petone
miejscowości zwanej Lower Hutt. Wiadomo zaś,
że producenci pieców są znani w świecie z rozsiewania
wysoce szkodliwych dla zdrowia zanieczyszczeń (zarówno
chemicznego, ceramicznego, albo azbestowego typu, jak
i niebezpiecznych dla zdrowia ciężkich metali). Zapewne
więc ów zakład jest "wykopywany" z USA właśnie za
zanieczyszczenia jakie generuje. Prawdopodobnie
wybrał więc niemal pozbawioną praw anty-zanieczyszczeniowych
Nową Zelandię aby móc bezproblemowo kontynuować swoje
niebezpieczne emisje. Bóg będzie miał więc doskonałą
okazję aby udowodnić osobom otwartym na prawdę, że
i ów zakład spotka podobny los jak Exide. Dla mnie będzie
więc wysoce interesującym obserwować dalej (i raportować
czytelnikom na łamach niniejszej strony) jak Bóg
rozwiąże sprawę utemperowania zanieczyszczeniowych
ambicji tego zakładu. Czy więc np. Bóg spowoduje, że
wlaściciel tego amerykańskiego zakładu nagle ulegnie
atakowi serca czy śmiertelnemu wypadkowi, albo
zbankrutuje, czy też np. zakład ten będzie trapiony
nieustannymi strajkami, problemami z robotnikami,
sabotażami, wypadkami, kataklizmami, kłopotami
legalnymi, wykroczeniami finansowymi, itp., aż w
końcu będzie zmuszony wynieść się z Nowej Zelandi -
pozyjemy, zobaczymy!!! Faktem jest bowiem, że
jeśli ktoś działa przeciwstawnie do intencji
Boga
wówczas nikt NIE chciałby znaleźć się w jego skórze!
14.
"Bomba pogodowa" ("weather bomb") jaka przemieściła
się ponad Petone w weekend z dni 3 i 4 marca 2012 roku.
Klimatolodzy NIE wiedzieli jak nazwać zjawisko które nawiedziło
Nową Zelandię w ów weekend. Nazwali więc je "bombą
pogodową". Zjawisko to było bowiem czymś pośrednim
pomiędzy tornadem a huraganem. Znaczy, niosło bardzo
silne wiatry - w porywach osiągające 150 km na godzinę,
falę zimna, oraz jednocześnie potężne opady deszczu.
Przemieszczało się ono w poprzek Nowej Zelandii wzdłuż
linii łączącej tzw. Taranaki (z jego centralną miejscowością
New Plymouth) oraz Wairarapa (z jej centralną miejscowością
Masterton). Niszczycielskie obrzeże tej "bomby" przechodziło
więc też i ponad Petone. Na przekór jednak że w innych
miejscowościach spowodowało ono milionowe szkody,
w Petone popodlewało jedynie kwiatki nieco obfitszym
niż zwykle deszczem, oraz wyperswadowało ludziom
aby dla odmiany spędzili swój weekend w domu. Owa
nietypowa "bomba pogodowa" została opisana szerzej
m.in. w artykułach [1#I3(14)] "Weather bomb
will be like a bull in a china shop" (tj. "bomba pogodowa
będzie jak byk w sklepie z porcelaną") ze strony B2
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), March 3, 2012, oraz
[2#I3(14)] "Millions in damage after gale battering"
(tj. "minionowe zniszczenia od bijących wiatrów") ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 5, 2012.
Najbardziej wymowne działanie tej "bomby pogodowej"
opisane zostało w artykule [3#I3(14)] o tytule
"High winds and floods hit Wainui" (tj. "silne wiatry
i powodzie uderzyły Wainui") ze strony 15 lokalnej gazety
The Hutt News,
wydanie z wtorku (Tuesday), March 6, 2012. Chodzi
bowiem o to, że opisana w owym artykule miejscowość
Wainuiomata położona jest zaledwie jakieś 2 km od
Petone, zaś oddzielona od Petone jedynie przez wąski
grzbiet górski. Z powodu owej bliskości do Petone,
należałoby się spodziewać, że uderzona ona zostaje
dokładnie takimi samymi wiatrami i opadami jak
Petone. Jednak Wainuiomata NIE należy do tego
samego "obszaru zniszczenia" co Petone. Na dodatek,
gro jej mieszkańców należy do odmiennej kategorii
moralnej niż mieszkańcy Petone. (Np. sporą proporcję
ludności Wainuiomata stanowią więźniowie dużego
zlokalizowanego tam więzienia "Rimutaka Prison". Wiadomo
zaś, że w więzieniu rzadko lądują osoby postępujące
wzorcowo moralnie.) Dlatego moralna odmienność
Rimutaka powoduje, że całą dolinę w jakiej leży miejscowość
Wainuiomata, Bóg zakwalifikował jako "złą dolinę". Niemal
bez przerwy trapią ją więc najróżniejsze nieszczęścia.
Stąd podczas omawianej tu "bomby pogodowej", straż
pożarna z Wainuiomata była wołana do około 20
wypadków zerwania dachów przez wichurę, do wbijania
się trampolin do garaży i do mieszkań, oraz do zalewania
domostw i szkoły. Kilka ludzi doznało tam obrażeń
ciała spowodowanych obiektami porwanymi przez
wichurę. Drzewa i linie elektryczne zostały tam
powalone przez silny wiatr, zaś kierowca samochódu
tylko cudem wyszedł bez szwanku z kolizji z jednym
z nich. Itd., itp. Wszystko to się stało kiedy w pobliskiej
Petone niemal nic podobnego NIE miało miejsca.
Refleksją więc wynikającą z owej "bomby pogodowej"
jest, że Petone (a przy nim także Wellington) jest rodzajem
"wyjątka" zlokalizowanego w samym centrum
"kataklizmicznego trójkąta". Podczas gdy ów cały
"kataklizmiczny trójkąt" powtarzalnie "łomotany"
jest najróżniejszymi kataklizmami, Petone położone
w jego centrum zawsze wychodzi bez szwanku.
Ów zaś trójkąt obejmuje aż trzy prowincje (tj. jakby
województwa) Nowej Zelandii, mianowicie tzw.
Taranaki - z centralnym miastem New Plymouth,
Wairarapa z centralnym miastem Masterton, oraz
Tasmania obrzeżona przez trzy miasta, tj. przez
Nelson, Westport i Graymouth. Ponadto, tuż przy
Petone, odzielona jedynie wąskim grzbietem
górskim, znajduje się też "zła dolina Rimutaka"
która też powtarzalnie doświadcza najróżniejszych
nieszczęść i kataklizmów. Co jednak najwymowniejsze,
jeśli przeanalizuje się kataklizmy uderzające w ów
trójkąt, wówczas ani geografia, ani geologia, ani
też żadne cechy zjawisk natury, NIE pozwalają
wyjaśnić "dlaczego?" kataklizmy te z furią atakują
wszystkie trzy prowincje owego trójkąta, jednak
zawsze omijają Petone położone w jego centrum.
Jedynym więc powodem jaki pozwala na wyjaśnienie
omijania Petone przez kataklizmy, są różnice w
moralności ludzkiej oraz obecność owych co najmniej
"10 sprawiedliwych". Wszakże, zgodnie z opisami
z punktow #H3 i #H4 strony o nazwie
quake_pl.htm,
takie powtarzalnie nękane danych społeczności
przez coraz potężniejsze "anomalie pogodowe",
reprezentuje ostrzeganie mieszkańców owych
terenów przez Boga, iż ich filozofia zaczyna
już osiągać karalny poziom
filozofii pasożytnictwa,
a stąd że jeśli społeczności te NIE podejmą działań
aby zmienić swoją filozofię albo aby osiedlić u siebie
owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych",
wówczas będą tam wysłane jeszcze bardziej
niszczycielskie rodzaje kataklizmów. W tym
miejscu być może warto więc aby czytelnik
też się zastanowił, czy i jego miejscowość
NIE jest przypadkiem ostrzegana przez
Boga właśnie w podobny sposób.
15.
Niszczycielski sztorm jaki wyłomotał Wyspę Północną
Nowej Zelandii w dniach 20 do 22 marca 2012 roku.
Sztorm ten opisany został m.in. w artykułach
[1#I3(15)] "Family run for their lives
as gale rips off roof" (tj. "rodzina ucieka z życiem
kiedy wichura zerwała dach") ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012,
oraz [2#I3(15)] "Brace for more violent weather"
(tj. "trzymaj się bo więcej dzikiej pogody") ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012. Sztorm
ten najwięcej szkód wyrządził w pobliskiej do Petone
prowincji Taranaki, a także w Northland - na północnym
czubku Nowej Zelandii. W pobliskim New Plymouth
(centralnego miasteczka Taranaki) jego wiatry sięgały
113 km/h powodując wyrywanie drzew z korzeniami,
obalanie linii wysokiego napięcia, wywracanie samochodów
oraz zrywanie dachów. Spektatularny przykład spowodowanego
nim zniszczenia pokazany został na zdjęciach ilustrujących
artykuł [3#I3(15)] "End of line on cards for train
track" (tj. "w widoku koniec użycia torów kolejowych")
ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012, oraz
artykuł [4#I3(15)] "Slips leave 100 m of track
dangling" (tj. "obsuwisko ziemi pozostawia 100 m torów
wiszących nad przepaścią") ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012.
Zdjęcia te pokazują odcinek torów kolejowych o
długości około 100 metrów wiszący wysoko w
powietrzu ponad przepaścią. Sztorm spowodował
bowiem obsunięcie się zboczy dwóch gór po obu
stronach głębokiej doliny którą uprzednio tory te
przecinały. Ponieważ obecnie NIE ma już na czym
oprzeć owych torów, zaś przecięcie tej doliny w
innym miejscu byłoby zbyt drogie i nieekonomiczne,
zapewne cała linia kolejowa łącząca miasta Napier
i Gisborne będzie z powodu tego sztormu musiała być
zlikwidowana. Sztorm ten spowodował też rozległe
powodzie. Jednak w Petone deszcz i wiatr niemal
niczym się nie różnił od tych panujących tam normalnie.
Obserwując przebieg najnowszych wydarzeń trudno
oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich czasach Nowa
Zelandia zaczęła obrywać od "matki natury" coraz
częściej i coraz silniej. Wiedząc zaś z treści takich
stron internetowych jak
quake_pl.htm
czy
morals_pl.htm
"za co" matka natura sprawia ludziom łomotanie, wystarczy
przeglądnąć nagłówki dzisiejszych nowozelandzkich
gazet, lub oglądnąć wiadomości telewizyjne tego kraju,
aby natychmiast zrozumieć "dlaczego" owo obrywanie
od natury tak w niej się nasila, oraz "co" Nowozeladczycy
powinni zacząć czynić aby powstrzymać jego dalszą
eskalację.
Tamten sztorm zaczął się uspokajać w piątek, dnia
23 marca 2012. Kiedy więc w godzinach "lunchu"
ponad Petone zaświeciło słońce, ja wybrałem się
na spacer po plaży. Tam ponownie moją uwagę
przykuło zjawisko idealnie eliptycznego "okna na
niebie", jakie istniało wówczas dokładnie ponad
Petone w gęstej warstwie chmur, oraz jakie
spowodowało ową słoneczną pogodę która nakłoniła
mnie do wyjścia na spacer. "Okno" to było tak
ulokowane na niebie, że poza Petone żadna inna
pobliska miejscowość NIE otrzymywała wtedy słońca.
Takie eliptyczne "okna" ja widywałem ponad Petone
już kilkakrotnie wczesniej (najłatwiej je zobaczyć i
odnotować z miejscowej plaży) - i nawet często się
zastanawiałem jak możnaby je udokumentować
fotograficznie bez potrzeby użycia samolotu czy
satelity które byłyby wymagane aby uchwycić na
jednym zdjęciu ich całość i ich niemal idealnie eliptyczne
kształty. (Poza Petone takich precyzyjnie uformowanych
eliptycznych "okien w niebie" NIE widziałem w
żadnym innym miejscu na Ziemi.) Tego dnia okazało
się, że okno to było tak rozlokowane, iż swoim zwykłym
aparatem zdołałem sfotografować oba jego zaokrąglone
końce z krawędzi plaży po jakiej wtedy spacerowałem -
wycelowując obiektyw swego aparatu na południe i potem
na północ. Kształt bowiem i położenie owych końców elipsy
dokumentował jak cała elipsa była rozlokowana ponad
Petone. Oba zdjęcia jakie wtedy wykonałem pokazane
zostały na "Fot. #I3" poniżej. Dokumentują
one fotograficznie, że Bóg na swój dyskretny sposób
daje zainteresowanym znać, iż Petone otrzymuje od
Niego unikalne "specjalne potraktowanie". Wszakże gdy
cała Wyspa Północna Nowej Zelandii zakryta była grubą
warstwą gęstych chmur - które też widoczne są na owych
zdjęciach, ponad Petone widać było czyste błękitne
niebo. Aby jednak dostarczyć wyjaśnienia także i
dla sceptyków - tak jak Bóg zawsze to czyni, to swoje
potwierdzenie "specjalnego potraktowania" dla Petone
wyraził On w typowy dla Boga sposób - tj. taki który
zawiera w sobie aż co najmniej trzy (3) niezależne
wytłumaczenia opisane w punkcie #C2 tej strony
(a nawet jeszcze lepiej opisane w punkcie #C2 strony o nazwie
tornado_pl.htm).
Fot. #I3ab: Dokumentacja zdjęciowa jednego z owych
"okien w niebie" (albo "pogodowych aureoli") o kształtach
wydłużonych elips, jakie powtarzalnie otwierają się (są
formowane) ponad Petone. Powyższe "eliptyczne okno w niebie"
pojawiło się ponad Petone w piątek dnia 23 marca 2012 roku,
w fazie uspokajania się trzydniowego niszczycielskiego sztormu
jaki w dniach 20 do 22 marca 2012 roku sprawiał "łomot" większej
części Wyspy Północnej Nowej Zelandii, a jaki opisany jest w (15)
z punktu #I3 tej strony. Jednak "okna" podobne do niego ja widywałem
wcześniej już aż kilkakrotnie ponad Petone - zawsze z ciekawością
analizując ich cechy i zastanawiając się jak mógłbym je udokumentwać
zdjęciowo bez użycia samolotu. Poza Petone, tak precyzyjnych "eliptycznych
okien w niebie" NIE widziałem ponad żadnym innym miejscem na Ziemi.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Powtarzalne pojawianie się ponad Petone takich "okien w niebie"
o gładkim zarysie brzegów i o kształtach wydłużonych elips,
NIE daje się naukowo wytłumaczyć żadnym znanym zjawiskiem
atmosferycznym. "Okna" te mają bowiem kształty wydłużonych
elips (a NIE okrąglych kół). Ich środki symetrii są zawsze
trwale osadzone jakby ponad moim mieszkaniem. (Ponieważ
moje mieszkanie jest zlokalizowane w pobliżu plaży, tylko ich
większa połowa rozciąga się dokładnie ponad zabudowaniami
Petone, mniejsza zaś połowa zachodzi ponad petońską plażę
oraz ponad petońską część zatoki morskiej.) Nigdy też NIE
obejmują swym zasięgiem żadnej innej miejscowości sąsiadującej
z Petone. Ponadto, ich obrzeża są relatywnie gładkie, wyglądające
jakby ktoś je precyzyjnie powycinał. Wcale NIE dryftują one z
wiatrem - tak jak czyni to warstwa chmur w jakich są formowane,
a po prostu wiszą nieruchomo ponad Petone aż do czasu swego
zaniku. Kiedy zaś zanikają, po prostu w całym ich obrębie, na
uprzednio błękitnym niebie nagle zaczynają się kondensować
coraz gęstrze kłęby chmur. Po krótkim więc czasie, po prostu
chmury te przestają być odróżnialne od warstwy chmur w jakiej
dane "okno" wcześniej było uformowane.
Jedyne zjawiska atmosferyczne o jakich mi
wiadomo, że także formują podobne, tyle że "okrągłe",
"okna w niebie", to tzw. "oka cyklonów". Mianowicie,
w samych centrach wirujących formacji pogodowych
zwanych "cyklonami", zawsze istnieje jedno idealnie
okrągłe "okno", w którym typowo panuje cisza i piękna
pogoda. Jednak takie "oka cyklonów" wykazują aż
kilka cech które znacząco różnią się od cech
owych "okien w niebie" ponad Petone o kształcie
wydłużonych idealnych elips. Mianowicie, zawsze
są one okrągłe, a NIE eliptyczne. Ponadto są one
trwałe i dryftują wraz z danym cyklonem, a NIE
(jak w Petone) pojawiają się tylko jako bezruchowe
tymczasowe twory "zakotwiczone" pośród ruchomych
chmur, poczym po około godzinie czasu zanikają
poprzez kondensowanie chmur w swoim obrębie.
Następne pojawienie się "okna w niebie" podobnego
do powyższego, jakie odnotowałem, miało miejsce
w czwartek, dnia 12 kwietnia 2012 roku - także w
godzinach popołudniowych. Kiedy je odnotowałem
natychmiast udałem się na miejsce wykonania
zdjęć pokazanych tu na "Fot. #I3ab" - aby także
wykonać podobne jego zdjęcia. Kiedy jednak
tam dotarłem, okno to zaczęło już generować
wypełniające je chmury i zanikać. Na wykonanych
zdjęciach chmury te psują wygląd jego uprzednio
gładkich, eliptycznych zarysów. Ciekawe czy gdzieś
są dostępne do zwykłych ludzi satelitarne zdjęcia
obszaru Petone z godzin od około 14 do 15 owego
dnia. Na takich bowiem zdjęciach ciągle powinien
być widoczny jeszcze niepopsuty eliptyczny zarys
tamtego "okna w niebie".
Fot. #I3a (góra):
Fotografia południowego końca wydłużonej elipsy
opisywanego tu "okna w niebie". Ujawnia ona jak
idealnie eliptyczne są owe "okna", oraz jak formują
one rodzaj nieruchomego tunelu w sięgającej niemal do ziemi
i ruchomej wartwie gęstych chmur. Przykładowo, w prawej
części tego zdjęcia powinen być uchwycony widok
miasta Wellington - które w pogodne dni jest doskonale
widoczne z tego miejsca petońskiej plaży, Jednak
owa sięgająca aż do ziemi warstwa chmur całkowicie
miasto to ukryła. (Miasto Welligton częściowo jest widoczne na zdjęciu
Fot. #C1
ze strony o nazwie
cloud_ufo_pl.htm -
które także wykonane zostało w przybliżeniu z tego
samego miejsca plaży w Petone, oraz w przybliżeniu
w tym samym kierunku, co powyższe zdjęcie.) Odnotuj,
że nawet przebieg fal morskich uchwyconych na tym
zdjęciu znacząco różni się od typowego. (Typowo fale
morskie zawsze mają grzbiety ułożone równoległe do
linii brzegu plaży.)
Fot. #I3b (dół):
Północny koniec wydłużonej elipsy opisywanego
tu "oka w niebie". Koniec ten został sfotografowany
z tego samego miejsca petońskiej plaży co jej
koniec południowy pokazany na zdjęciu "Fot. #I3a".
Tyle, że aby go uchwycić, po wykonaniu zdjęcia
"Fot. #I3a" przy aparacie wycelowanym ku
południu, odwróciłem się o 180 stopni i pstryknąłem
powyższe zdjęcie "Fot. #I3b" przy aparacie
wycelowanym ku północy. (Niestety, NIE mam
do dyspozycji helikoptera, samolotu, ani satelity,
aby uchwycić tą elipsę w widoku z góry i aby
udokumentoiwać jej idealnie eliptyczne kształty oraz
precyzję a jaką otwarła się ona dokładnie ponad Petone.)
Kształt i rozmiary tej elipsy ujawniają, że została
ona tak uformowana iż przeświecające przez nią
słońce rzucało promienie wyłącznie na miejscowość
Petone. Żadna inna sąsiadująca z Petone miejscowość
NIE była włączona do zakresu tego "okna w niebie".
Ów zaś fakt, moim zdaniem, reprezentuje sposób na
jaki Bóg subtelnie daje znać mieszkańcom Petone, że
narazie ich miejscowość cieszy się wyjątkowo rzadkim
"specjalnym potraktowaniem", oraz że potraktowanie
to może być kontynuowane - jeśli Petone jako całość
włoży wysiłek w wypełnianie nałożonych przez Boga
wymogów moralnych. Dlatego, moim zdaniem,
mieszkańcy Petone mają naprawdę wiele do stracenia,
jeśli będą pozostawali pasywnymi w odniesieniu do
przedsięwzięć w rodzju tych opisanych w artykule
[5#I3(13)] powyżej, lub opisanych w artykule
[5#I3(15)] o tytule "Tabacco deal turns
Petone into the big smoke" (tj. "umowa tytoniowa
czyni Petone wielkim zadymiaczem") ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012.
(Ten ostatni artykuł [5#I3(15)] był potem krygowany
listem czytelnika opublikowanym pod tytułem
[6#I3(15)] "Imperial Tobacco expansion
is bad news" (tj. "powiększanie fabryki Imperial
Tobacco jest złą wiadomością") na stronie B4 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), March 29, 2012.
Ów czytelnik wyliczył w swoim liście, że każdy nowy
robotnik zatrudniony tam przy produkcji papierosów
spowoduje w Nowej Zelandii śmierć 15 ludzi oraz
będzie kosztował Nową Zelandię 5.4 miliona dolarów
strat w kosztach medycznych leczenia chorób
wynikających z nałogu palenia tytoniu.)
#I3.1.
Anomalie pogodowe i kataklizmy które już po założeniu
niniejszej strony "przeskoczyły Petone" bez wyrządzenia
w nim szkody (chociaż miasteczko to stało na ich drodze),
a stąd które dodatkowo potwierdzają, że Petone cieszy się
"specjalnym potraktowaniem" od Boga z uwagi na zamieszkiwanie przy nim
owych wymaganych przez obietnicę z Biblii co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych":
Po założeniu niniejszej strony zaprzestałem
dalszego uzupełniania punktu #I3 ze strony
day26_pl.htm
dokumentacjami następnych anomalii
pogodowych i kataklizmów jakie wyglądały
iż zamierzają uderzyć w miasteczko Petone,
jednak jakie "przeskakiwały" przez Petone
bez wyrządzania w nim szkody (tj. zaprzestałem
dalszego uzupełniania owego punktu #I3 z
tamtej strony, który został powtórzony na
niniejszej stronie również jako punkt #I3).
Aczkolwiek już po zaprzestaniu owego uzupełniania,
Nowa Zelandia co jakiś czas była powtarzalnie
"łomotana" kolejnymi takimi anomaliami pogodowymi,
ja byłem zbyt zajęty badaniam kilku innych tematów
i stąd NIE miałem czasu na dokumentowanie faktu
celowego omijania Petone przez owe anomalie.
Dopiero w dniu 17 października 2012 roku
zaawansowałem tamte swoje inne badania
do stanu w którym mogłem powrócić do
dokumentowania owych anomalii. Tak zaś się
złozyło, że kilka dni wcześniej wzdłuż Nowej
Zelandii przemieścił się kolejny potęzny sztorm,
który jednak (jak zwykle) przeskoczył ponad
Petone bez wyrządzenia w nim szkody. Swój
powrót do dokumentowania w niniejszym punkcie
owych następnych niszczycielskich anomalii
pogodowych i kataklizmów mogłem więc rozpocząć
od podania danych dla tamtego sztormu. W ten
sposób niniejszy punkt #I3.1 staje się przedlużeniem
poprzedniego punktu #I3, tyle że jest on już obecny
tylko na niniejszej stronie, zaś spisywane w nim
dane NIE są już powtarzane na stronie o nazwie
day26_pl.htm.
Oto więc raporty z następnych niszczycielskich
wydarzeń które przetaczały się ponad Petone i
turbowały inne miejscowości, jednak z powodu
"szczególnego potraktowania" jakim Petone
cieszy się od Boga, NIE wyrządzały one w
Petone żadnej szkody:
16.
Niszczycielski sztorm "Vile" który przetoczył się ponad
całą Nową Zelandią w weekend, 12 do 14 października
2012 roku. Sztorm ten wywołał sporo zniszczeń,
obalając drzewa na budynki, przerywając linie elektryczne,
rzucając samochód dostawczy na pasażerski samolot
z lotniska w Auckland, powodując potężne obsuwisko
głazów i ziemi na jedyną drogę wiodącą do Milford Sound,
uniemożliwiając 700 zagranicznym pasażerom statku
wycieczkowego "Sea Princess" powrót na pokład po
zwiedzeniu miasteczka Akaroa, itp. - po szczegóły
patrz np. artykuł [1#I3.1(16)] o tytule " 'Vile'
storm hits country" (tj. "sztorm 'Vile" uderzył w kraj")
ze strony 5 nowozelandzkiej gazety
Herald on Sunday
wydanie z niedzieli (Sunday), October 14, 2012. Jak
jednak z szokiem pomału zaczynają to odnotowywać nawet
nowozelandzkie publikatory, jak zwykle sztorm ten
przeskoczył przez Petone i przez inne sąsiadujące
z Petone miejscowości (np. przez Wellington - tj.
przez stolicę Nowej Zelandii) bez uczynienia w nich
najmniejszej szkody - po raport zaszokowanych tym
faktem dziennikarzy patrz artykuł [2#I3.1(16)]
"Capitol 'unscathed' as storm batters country" (tj. "stolica
'nietknięta' kiedy sztorm łomocze kraj"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), October 15, 2012.
Jak wynika z treści owego artykułu, nowozelandzkie
publikatory pomału zaczynają odnotowywać to co ja
dokumentuję i wyjaśniam już od szeregu lat m.in. na
tej stronie, mianowicie że Petone cieszy się "specjalnym
potraktowaniem" ze strony Boga - z czego korzystają
także miejscowości najbliższe do Petone - w tym
stolica Nowej Zelandii, czyli miasto Wellington.
Przykładowo, na przekór że Petone (i ów Wellington)
są historycznie znane w całej Nowej Zelandii jako
miejscowości o wyjątkowo wietrznej, deszczowej i
paskudnej pogodzie, w artykule [3#I3.1(16)]
o tytule "Coolest little capital warm up" (tj. "najchłodniejsza
mała stolica nagrzewa się"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), October 3, 2012, ktoś
z zaskoczeniem wyjaśnił, że w miesiącu wrześniu 2012
roku miasto Wellington było najbardziej słonecznym miastem
w całej Nowej Zelandii. (Odnotuj jednak, że faktycznie tym
najsłoneczniejszym miejscem w całej Nowej Zelandii
było wówczas miasteczko Petone. Tyle, że dla Petone
nikt oficjalnie NIE rejestruje pogody, chociaż z powodów
opisanych na tej stronie w dzisiejszych czasach to właśnie
Petone decyduje i zarządza jaką pogodę ma stolica
Wellington.) Co też wysoce ciekawe, oficjalne prognozy
pogody przygotowane dla Wellington i nadawane w
nowozelandzkich dziennikach telewizyjnych, w ostatnich
czasach niemal zawsze się mylą i niemal zawsze opisują
one pogodę która jest znacznie gorsza niż ta jaka faktycznie
tam nadchodzi - chociaż typowo te same prognozy pogody
w dużym procencie się spełniają dla innych miejscowości
Nowej Zelandii. (Odnotuj, że Petone jest uważane za zbyt
małoznaczące aby otrzymywać własne prognozy pogody
nadawane przez telewizję którą ja oglądam. Na szczęście
do Petone odnoszą się prognozy pogody przygotowane
dla Wellington.) Ten fakt niemal chronicznej błędności
prognoz pogody przygotowanych dla Wellington także
dowodzi i potwierdza, że pogoda w Petone jest sterowana
przez Boga w "specjalny sposób" - który zupełnie wymyka
się spod praw i regularności znanych klimatologom i używanych
przez nich dla prognozowania pogody. Ponieważ zaś owo
"specjalne potraktowanie" przez Boga pogody w Petone
wpływa też na pogodę w Wellington, NIE należy się dziwić,
że prognostycy nie są w stanie przewidzieć równie dokładnie
jak dla innych miast Nowej Zelandii jaka pogoda właśnie
nadchodzi nad Wellington (czyli faktycznie nad Petone).
17.
"Klęska" słonecznej, ciepłej, letniej pogody z pierwszego
kwartału 2013 roku. Czytelnicy z Europy wiedzą
doskonale, że gdy nadchodzi lato, wówczas należy
się też spodziewać około trzech miesięcy słonecznej,
ciepłej pogody, kiedy to jest na tyle gorąco, że mężczyźni
ubierają krótkie spodnie zaś kobiety letnie sukienki, oraz
kiedy w środku dnia trzeba czasami uciekać do cienia.
Niestety, w Nowej Zelandii lato (przychodzące tam w
miesiącach styczeń do marca), typowo jest zupełnie
odmienne. Typowo bowiem w Nowej Zelandii latem pada
niemal każdego dnia, zaś zimne podmuchy znad Antarktydy
typowo powodują, iż nienawykli do nich emigranci z Europy,
tacy jak ja, dla ochrony przed zimnem bez przerwy
ubierają długie spodnie i co najmniej koszule z długim
rękawem. Szczególnie zimno i deszczowo, typowo
bywało w Petone, które wszakże jest przedmieściem
Wellington znanego w całej Nowej Zelandii jako "miasto
wiatrów" ("windy city"). Praktycznie aż przez kilka
pierwszych lat od czasu kiedy przeprowadziłem się
do Petone w dniu 12 lutego 2001 roku, NIE miałem
okazji założenia tam koszuli z krótkimi rękawami ani
krótkich spodni. Zimne wiatry wiały zaś tam aż tak
potężnie, że jednego dnia wyrwały mi z ręki właśnie
otwierane drzwi mojego samochodu i wydarły te drzwi
z zawiasów. Jednak z chwilą kiedy w okolicach
owego miasteczka zamieszkała w końcu owa minimalnie
wymagana przez Boga liczba "10 sprawiedliwych"
(o których piszę w punkcie #I2 tej strony), sytuacja
pogodowa zaczęła szybko się tam zmieniać.
Najwyraźniej Bóg zdecydował, że za udzielenie
gościny owym "10 sprawiedliwym" działającym
na resztę mieszkańców jako przykład moralnego
postępowania, całemu miasteczku Petone należy
się nagroda ciepłego, słonecznego lata - wszakże
miasteczko to ma własną plażę, której posiadaniem
jego mieszkańcy powinni być w stanie się cieszyć.
Począwszy więc od około 2005 roku, kolejnymi latami pogoda w
Petone zaczynała stawać się coraz bardziej słoneczna,
aż latem 2013 roku stała się tak ciepła i słoneczna, jak
pamiętam ją z czasów swej młodości w Polsce. W 2013
roku przez trzy kolejne miesiące, tj. od stycznia do marca,
w Petone niemal bez przerwy świeciło słońce i brak było
owych zimnych wiatrów spod Antarktydy - znanych mi
z uprzednich lat. Począwszy zaś od 8 lutego aż do 16
marca 2013 roku, w Petone NIE spadł żaden deszcz.
Dopiero w sobotę dnia 16 marca do całej Nowej Zelandii
powróciły pierwsze deszcze - co oczywiście natychmiast
spowodowało najróżniejsze problemy (np. patrz artykuł
[1#I3.1(17)] "Flooding in Wairarapa" - tj.
"powodzie w Wairarapa", ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 20, 2013).
Normalną zaś dla całej Nowej Zelandii przeplatankę niemal
codziennych deszczy z zimnymi wiatrami sponad Antarktydy
Bóg przywrócił w typowy dla siebie sposób, tj. wraz z
dyskretnie zaszyfrowaną do niej wiadomością - zesyłając
ją w wysoce symbolicznym dniu, bo począwszy od
Wielkanocnej Niedzieli z dnia 31 Marca 2013 roku.
Z kolei owa mieszanina deszczy i wiatrów przywróciła
zieleń na wyschnięte pastwiska, oraz uśmiechy na
twarze rolników żyjących z wypasu bydła lub owiec.
Oczywiście, tamta wspaniała, letnia pogoda, dla mieszkańców
Petone była rodzajem "daru Boga", błogosławieństwa
i przedmiotem radości. Ponieważ zaś jej zasięg rozciągał
się na spory obszar reszty Nowej Zelandii, "darem od
Boga" i błogosławieństwem stała się ona także dla
szeregu innych miejscowości Nowej Zelandii -
szczególnie dla tych, które są znane z sadów i z
produkcji owoców. Przykładowo, właściciele winnic
stwierdzili, że zbiór winogron zapowiadał się dla 2013
roku jako najlepszy od co najmniej 30 lat - po szczegóły
patrz artykuł [2#I3.1(17)] "Grape growers
revelling in the hot, dry conditions" - tj. "uprawiający
winogrona cieszą się z gorących, suchych warunków",
ze strony A23 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), March 21, 2013. Z
kolei plantatorzy oliwek stwirdzili, że susza dała im
najlepszy zbiór wszystkich czasów - po szczegóły
patrz artykuł [3#I3.1(17)] o tytule "Olives
aplenty" (tj. "zatrzęsienie oliwek") ze strony B8 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z czwartku (Thursday), May 16, 2013).
Jednak będąc "boską nagrodą" dla Petone i dla
niektórych wybranych społeczności, ta sama
słoneczna pogoda okazała się równocześnie
być "boską karą" dla sporej liczby innych obszarów
Nowej Zelandii - szczególnie dla tych których rolnicy
żyli z hodowli krów lub owiec. W przeciwieństwie
bowiem do rolników Europy, typowi rolnicy Nowej Zelandii
NIE są przygotowani na sytuację, że deszcz przestaje
padać, zaś słoneczna pogoda wysusza ich pastwiska
oraz zwalnia odpływ ścieków w rzeczułkach z których ich
trzoda pije wodę. Wszakże Nowa Zelandia NIE ma
problemu braku wystarczającej ilości deszczu, za to ma
problem braku przygotowanej przez ludzi infrastruktury
jaka powstrzymywałaby czystą wodę która spada w
deszczu przed zanieczyszczeniem i przed jałowym
spłynięciem do morza. Tylko nieliczni rolnicy
Nowej Zelandii mają przygotowane baseny lub studnie
jakie dostarczałyby ich trzodzie czystej wody do
picia. Niemal żadna farma NIE ma w niej systemu
zagospodarowania gnojówki i innych odchodów
posiadanej trzody. Rzadko też który rolnik ma zgromadzoną
paszę lub siano na wypadek suszy lub śniegów.
W rezultacie, owe trzy miesiące ciepłej, słonecznej,
letniej pogody, zaczęły być traktowane w Nowej
Zelandii jako rodzaj narodowej klęski - wszakże
wypas bydla i owiec stanowi podstawę ekonomii
tego kraju. Na całej Wyspie Północnej ogłoszono
stan "klęski suszy". W gazetach ukazały się mapy
najsuchszych obszarów - np. patrz artykuł [4#I3.1(17)]
o tytule "Forecast: Rain many days away" (tj.
"prognoza: deszcz odległy o wiele dni"), ze strony A7 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 11, 2013.
Natomiast w telewizji zaczęto pokazywać wypalone
słońcem i pozbawione żadnego drzewka pastwiska
rolników.
Podczas uważnej analizy tego co owa "klęska
suszy" zaczęła ujawniać, mi osobiście rzuciły
się w oczy najróżniejsze wysoce wymowne
regularności, które dowodowo podpierają główną
tezę tej strony internetowej (tj. tezę, że "klęski
naturalne mają bezpośredni związek z poziomem
moralności społeczności dotykanych tymi klęskami").
Przykładowo, (A) opublikowane wtedy
mapy najsuchszych obszarów ujawniły, że
obszary najbardziej
poszkodowane tą suszą są równocześnie
obszarami, które na mapie "centrów grzeszenia"
Nowej Zelandii zostały oznaczone jako nowozelandzkie
ośrodki grzechów, czyli oznaczone tam
jako obszary o najwyższym nasileniu "grzeszenia"
przez zamieszkującą je ludność - aby zobaczyć
ową mapę "centrów grzeszenia" należy sięgnąć
do artykułu [5#I3.1(17)] o tytule "City
of Sails in the sin-bin" (tj. "miasto żagli w
kotle-grzeszników"), ze strony A19 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), February 28, 2013.
Inną taką wymowną regularnością jaka rzuciła mi
się w oczy, to (B) że ci
rolnicy, jakich owa słoneczna pogoda najbardziej
poszkodowała, typowo NIE mają posadzonego na
swoich posiadłościach niemal żadnego drzewa,
podczas gdy gospodarstwa tych rolników, którzy
raportowali, że są przygotowani na ową suszę,
mają wysadzone drzewami granice, pobocza dróg,
oraz celowo ocieniowane wysepki na pastwiskach -
tak że ich trzoda ma cienie w których może się
ukrywać przed palącym słońcem, deszczem, lub
śniegiem. (W Nowej Zelandii trzoda przez cały rok
przebywa na pastwiskach, zaś rolnicy NIE mają
obór, stajni czy chlewów, jak rolnicy Europy.) Ciekawe
więc teraz, jaki jest mechanizm owego związku pomiędzy
sadzeniem drzew na posiadłościach rolników, a
brakiem problemów z suszą. Przykładowo, czy
mechanizm ten działa poprzez (1) naturę (tj. czy
owe drzewa podtrzymują wilgotność gleby i stąd
pobudzają wzrost trawy która pomaga trzodzie
przeżyć), poprzez (2) dodanie użytecznego
zasobu naturalnego do swych łąk (tj. czy dzięki
wycinaniu zielnych gałęzi i liści drzew takich jak
wierzby lub topole, oraz karmieniu nimi swej
trzody, co bardziej zapobiegliwi rolnicy mogą
łatwiej przetrzymać okresy suszy - tak jak to
wyjaśnia artykuł [6#I3.1(17)] "Tree
cuttings keep heard fed during drought" (tj.
"gałązki drzew utrzymują stado syte podczas
suszy"), ze strony B7 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013).
poprzez (3) cechy charakteru rolników (tj. czy
drzewa są sadzone tylko przez pracowitych i
zapobiegliwych rolników, których dalekowzroczność
nakłania też na przygotowanie się do ewentualności
suszy), czy poprzez (4) moralność (tj. czy Bóg widząc
cierpienia zwierząt dla jakich ich właściciele NIE
raczyli nawet przygotować cienia na lato i osłony
przed opadami i wiatrami, karze tych rolników najbardziej
surowo). Jeszcze inną wymowną regularnością
jaka rzuciła mi się w oczy, to (C) kolejne
potwierdzenie faktycznego działania owej moralnej
zasady wyjaśnionej w punkcie #E2 totaliztycznej strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
a stwierdzającej, że wszyscy
uczestnicy danego "intelektu grupowego" (np. danego
społeczeństwa czy kraju) ponoszą też zbiorową
odpowiedzialność moralną (np. wszyscy są razem
nagradzani lub karani przez Boga) za skutki działania
każdego z uczestników tego "intelektu grupowego".
W przypadku omawianej tutaj suszy, owa zbiorowa
odpowiedzialność wyraża się sytuacją, że już w najbliższym
czasie wszystkim obywatelom Nowej Zelandii przyjdzie
płacić za brak przygotowania do suszy niektórych rolników
i instytucji tego kraju. Wszakże przykładowo, jeszcze
owa susza się NIE zakończyła, a już w publikatorach
zaczęły się ukazywać ostrzeżenia, że z jej powodu
ceny mleka i mięsa ulegną w Nowej Zelandii jeszcze
jednemu podrożeniu. Po przykład takich ostrzeżeń patrz
artykuł [7#I3.1(17)] o tytule "Drought tipped
to push up milk and red meat prices" (tj. "susza zapowiada
podwyżki cen mleka i mięsa"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku-Monday, March 18, 2013.
Z kolei pojawianie się tego typu ostrzeżeń może
zaindukować najróżniesze zapytania. Przykładowo
zapytanie, czy przypadkiem Bóg celowo nie
zaplanował tego słonecznego lata w taki właśnie
sposób, aby NIE tylko lato to stało się nagrodą dla
zasługujących na nie społeczności (np. dla Petone,
czy dla miejscowości żyjących z sadów lub winnic),
ale stało się także rodzajem kary dla tych społeczności,
które swoją biernością popierają niemoralnie postępujące
monopolistyczne instytucje które są odpowiedzialne
za głód i niedobory jakie cierpi coraz większa proporcja
mieszkańców tego zasobnego kraju. Albo pytanie, czy
przypadkiem owo słoneczne lato NIE było rodzajem
pierwszego ostrzeżenia dla tych monopolistycznych
instytucji, które swoimi machinacjami rynkowymi
spowodowały, iż na przekór że Nowa Zelandia jest
jednym z największych w świecie producentów mleka
i mięsa, jest ona równocześnie krajem, w którym ceny
mleka i mięsa odniesione do zarobków ludności
są jednymi z najdroższych na świecie (jeśli nie
najdroższymi) - tj. są one nawet droższe niż w
niektórych krajach do których produkty te są
eksportowane z Nowej Zelandii.
Wieczorem w środę dnia 17 kwietnia 2013 roku,
w wellingtońskim parlamencie odbyło się głosowanie
w którym 77 posłów na sejm głosowało "za", zaś
44 - "przeciwko", wprowadzeniu prawa czyniącego
z Nowej Zelandii 13-ty kraj na świecie w jakim
homoseksualiści mogą zawierać małżeństwa,
cieszyć się tymi samymi prawami jakie przysługują
tradyzyjnym małżeństwom kobiet z mężczyznami,
a stąd otwarcie kultywować swoje zboczenia.
Więcej informacji na temat tego prawa można
znaleźć np. w artykule [8#I3.1(17)] "Gay
marriages likely within months" ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013.
Faktycznie to obok tzw. "prawa przeciw-klapsowego"
opisanego w punkcie #B5.1 mojej strony o nazwie
will_pl.htm,
to nowe prawo dla homoseksualistów jest
kolejnym prawem które zostało "wmuszone"
społeczeństwu Nowej Zelandii. Parę bowiem godzin
przed tym parlamentarnym głosowaniem, program
telewizyjny "Campbell Live" przeprowadził telefoniczne
głosowanie w tej samem sprawie, w którym 78%
biorących udział opowiedziało się przeciwko prawu
homoseksualistów do zawierania małżeńśtw, z
jedynie 22% popierało takie małżeństwa. Prawo
więc uchwalone przez polityków wyraźnie biegnie
przeciwko przeważającej woli narodu którą to wolę
politycy ci jakoby mają reprezentować! Przy
okazji oficjalnego uchwalenia owego prawa, jeden
z posłów na sejm wygłosił przemówienie w którym
zawarty był żart starający się przekonywać, że
z całą pewnością susza jaka właśnie doświadczyła
Nową Zelandię nie była zesłana przez Boga jako
kara za uchwalanie tego prawa. Ja jednak
bym polemizował z intencją tamtego żartu. Z moich
badań wynika bowiem, że każde działanie Boga zawsze
jest tak dokonywane, aby osiągało równocześnie
aż cały szereg odmiennych celów. Wiem też jakie
jest stanowisko Boga wyjaśnione w Biblii na temat praktykowania
homoseksualizmu, oraz jak bardzo społecznie szkodliwe
(a stąd niemoralne) są otwarte zachowania homoseksualne -
którą to opinię i szkodliwość starałem się wyjaśnić w punkcie #B4 strony
antichrist_pl.htm.
Nie bez powodu miasto Sodoma, niemoralne praktyki
mieszkańców którego dały nazwę dla "sodomii" (czyli
dla męskiej wersji homoseksualnej kopulacji), zostało
przykładowo spalone przez Boga, zaś jego los został utrwalony
w Biblii jako ostrzeżenie i przykład kary dla uprawiających
tę formę rozpusty i zboczenia. Tamten bibilijny przykład
dosyć jednoznacznie więc sugeruje, że na typowe dla
Boga dyskretne sposoby, które NIE łamią niczyjej
"wolnej woli", przy każdej sposobności Bóg nie tylko
dawał, ale z boską konsystencją także daje i będzie
dawał do zrozumienia tym co zwracają uwagę na
Jego sygnały, iż NIE aprobuje niczego co nakładnia
do niemoralności, w tym nie aprobuje także posunięć
nowozelandzkich polityków którzy uchwalają prawa
jakie zamieniają ten do niedawna bogobojny kraj w
dzisiejszy odpowiednik bibilijnej Sodomy. Ja zresztą
wcale NIE jestem jedynym który wyznaje takie poglądy -
dla przykładu patrz też artykuł [9#I3.1(17)]
o tytule "Church group claims Chch quakes 'warning
from God' " (tj. "kościelna grupa twierdzi że trzęsienia
ziemi z Christchurch są 'ostrzeżeniem od Boga' "),
ze stron 3 i 4 lokalnej gazety
The Hutt News,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 16, 2013.
18.
Serie ulew i tzw. "błyskawicznych powodzi" jakie zaczęły nękać
Nową Zelandię począwszy od uchwalenia w dniu 17 kwietnia
2013 roku prawa homoseksualistów do zawierania małżeńśtw.
Jak wyjaśniłem to już w (17) powyżej, wieczorem w
środę dnia 17 kwietnia 2013 roku parlament Nowej Zelandii
uchwalił prawo jakie pozwala homoseksualistom na
oficjalne zawieranie małżeństw. Tak jednocześnie
się zdarzyło, że zaraz po uchwaleniu tego prawa,
nad Nową Zelandię zaczęły nadciągać fale ciężkich
chmur sztormowych, jakie już w dwa dni później
spowodowały całą serię rzadkich i nietypowych
tzw. "błyskawicznych powodzi" (po angielsku
zwanych "flash floods" - patrz opis tych powodzi
dostępny w punkcie #C2 powyżej na tej stronie).
Od tych "błyskawicznych powodzi", a także od
towarzyszących im tornad i piorunów, ucierpiał
aż cały szereg nowozelandzkich miejscowości,
chociaż regularnie omijały one miasteczko Petone
(za to sąsiednie miasto Nelson zostało nimi poszkodowane).
Przykłady opisów tamtych "błyskawicznych powodzi"
czytelnik znajdzie np. w artykule [1#I3.1(18)]
o tytule "Wild weather sweeps across NZ" (tj. "dzika
pogoda zmiata długość Nowej Zelandii"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), April 22, 2013; lub
np. w artykule [2#I3.1(18)] "Waihi Beach braced
for another deluge" (tj. "miejscowość Waihi Beach
przygotowuje się do następnej powodzi"), ze strony A2 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), April 22, 2013; czy
w artykule [3#I3.1(18)] "Relief to Nelson residents
as torrential rain get to ease" (tj. "wytchnienie dla mieszkańców
Nelson jako że ulewny deszcz zaczyna słabnąć"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 23, 2013.
Owe burzowe opady i błyskawiczne powodzie ciągle
wisiały nad nowozelandzkimi miejscowościami kiedy
w dniu 1 maja 2013 roku spisywałem niniejszy raport.
Przykładowo, w wieczornych dziennikach telewizyjnych
z 30 kwietnia 2013 roku była pokazywany taka
"błyskawiczna powódź" jaka owego dnia nastąpiła
w mieście Christchurch. (Na uwagę zasługuje tu
fakt, że poseł na sejm wybrany w mieście Christchurch
głosował "za" uchwaleniem dyskutowanego tu prawa.)
Oczywiście, dla naukowej ścisłości, kiedy przygotowywałem
niniejszy raport w dniu 1 maja 2013 roku, podjąłem
także poszukiwania jakichś pisanych informacji
o tamtej błyskawicznej powodzi z Christchurch -
tak aby czytelnik mógł je łatwo sam sobie poczytać.
Informację [4#I3.1(18)] na jej temat, przygotowaną
o godzinie 16:24 w dniu 30/04/2013, znalazłem
w internecie, gdzie była ona udostępniona pod tytułem
"Hail, thunderstorms batter Canterbury".
Na przekór jednak usilnych poszukiwań w gazetach
które standardowo czytam, NIE znalazłem w nich
nawet najmniejszej wzmianki na temat owej powodzi
z Christchurch. To milczenie gazet na jej temat jest
bardzo dziwne. Wszakże owe gazety opisują dokładnie
powodzie i zdarzenia z każdego innego miasta, jednak
o powodzi w Christchurch nawet NIE wspomniały - na
przekór, że wiadomo iż cała Nowa Zelandia z ogromną
uwagą śledzi co w owym mieście się dzieje. Czy jest
więc możliwe, że cenzura celowo zablokowała opisy
tej błyskawicznej powodzi z Christchurch, aby już dalej
NIE podsycać szybko narastającego w Nowej Zelandii
przekonania, wyrażonego m.in. artykułem [8#I3.1(17)]
referowanym powyżej, iż Bóg najwyraźniej NIE aprobuje
postępowań na jakie niektóre grupy ludzi działających
w owym mieście sobie pozwalają? W 6 dni później, bo
w poniedziałek dnia 6 maja 2013 roku, telewizyjne dzienniki
wieczorne ponownie pokazywały sceny z gwałtownej
powodzi w Christchurch, jaka miała tam miejsce owego
dnia. Ponownie też następnego dnia nie mogłem znaleźć
żadnej informacji o owej powodzi w gazetach jakie czytam.
Za to w gazetach tych był obszerny artykuł [5#I3.1(18)]
o tytule "Sunny spell forecast as country recovers from
heavy dose of rain" (tj. "słoneczny okres przewidywany
kiedy kraj otrząsa się z obfitej dozy deszczów"),
ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013. Opisywał
on podobne gwałtowne powodzie, jakie owego poniedziałku
6 maja 2013 roku nastąpiły w miastach Auckland
i Wellington. Z obu opisanych tam powodzi najbardziej
zastanawia gwałtowna powódź z Wellington (siedziby
parlamentu), opisana i zilustrowana także w artykule
[6#I3.1(18)] o tytule "Wellington residents
wake to find their streets under water" (tj. "mieszkańcy
Wellington zbudzili się aby znaleźć ich ulice pod wodą"),
ze strony A2 gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013. Wszakże
Wellington jest oddalone jedynie o około 8 kilometrów
od Petone oraz leży w tej samej dolinie i nad tą samą
zatoką morską co Petone - czyli powinno mieć identyczne
opady jak Petone. Tymczasem, chociaż w Petone też
trochę padało - tak jak czyni to zwykle o tej porze roku,
w Wellington opady były aż tak gwałtowne, że woda
pozatykała kanalizację i spowodowała powodzie. Czyżby
więc owym powodziowym deszczem zalewającym miasto
nowozelandzkiego parlamentu Bóg ponownie przekazywał
nam jakąś pilną wiadomość lub nawet ostrzeżenie?
Na tym intrygującym pytaniu wcale zresztą NIE koniec.
W w/w artykule [5#I3.1(18)] zawarta jest też jeszcze
inna dosyć zastanawiająca informacja. Mianowicie,
artykuł ten stwierdza m.in., cytuję: 'Federacja Rolników
ujawniła, że deszcze zdołały ominąć obszary rolnicze
które najbardziej desperacko ich potrzebują. ...
"Rolnikom aż zołądki wywraca widok bibilijnych
ilości spadającego deszczu podczas gdy oni mają
szczęście jeśli zdoła im się uzbierać go więcej niż kilka milimetrów." '
(W oryginale angielskojęzycznym: 'Federated Farmers
said the rain had managed to miss the farming areas
most desperate for it. ... "Farmers are gutted to
see biblical quantities of rain falling while they
are lucky to scrape up more than a few millimetres." ')
Innymi słowy, podczas gdy miejscowości kraju znane nam
już od dawna z najróżniejszych innych trapiących je kataklizmów,
są zalewane powodziami, te obszary rolnicze które uprzednio
dotknięte były suszą opisaną w 17 powyżej, jak dotąd
spryskiwane są z rzadka zaledwie kilkoma skąpymi
kroplami deszczu. Ta sytuacja az się prosi, aby zacząć
zadawać sobie chociaż te najbardziej istotne pytania.
Wszakże totalizm nas uczy, że kluczem do poznania
prawdy jest zadawanie właściwych pytań, zaś bez
poznania prawdy NIE ma postępu. Oto więc
owe najbardziej istotne pytania, odpowiedzenie sobie
na które być może przyniosłoby odpowiadającemu
rozwiązanie i dla jego własnych problemów. (1) Gdyby
faktycznie zjawiska pogodowe były sterowane tylko przez
przypadkowe zadziałania mechanizmów bezrozumnej
natury - tak jak wmawia nam to oficjalna tzw. "ateistyczna
nauka ortodoksyjna", to jak wówczas wytłumaczyć
ów inteligentnie selektywny wybór społeczności i
obszarów kraju na które opadają odmienne ilości
deszczu i jak tłumaczyć zgodność tych ilości
deszczu z nasileniem odmiennych rodzajów kataklimów
jakie jjuz od dawna trapią te społeczności i obszary?
(2) Jakie jest kryterium które decyduje o owym inteligentnie
selektywnym zróżnicowaniu ilości opadającego deszczu, a
które powoduje, że w Nowej Zelandii daje się teraz wyróżnić
aż 3 kategorie obszarów, mianowicie te (jak miasto Christchurch)
które zalewane są powodziami, te (jak miasteczko Petone)
które otrzymują ilość deszczu jaka normalnie jest im potrzebna,
oraz te (jak pastwiska owych objętych suszą rolników) które
otrzymują zbyt mało deszczu? (3) Czy owa selektywna dystrybucja
deszczu przynosi w sobie jakąś wiadomość dla tych których ona
dotyka, zaś jeśli tak, to co owa wiadomość stara się przekazać
społecznościom poturbowanym powodziami, oraz co
ona stara się uświadomoć rolnikom dotkniętym suszą?
Z moich badań wynika, że każde działanie Boga
jest tak zaprojektowane, aby osiągało aż cały szereg
celów - w tym m.in. przekazywało zainteresowanym
osobom "wiadomość od Boga" dotyczącą powodów,
znaczenia, itp., tegoż boskiego działania.
Stąd, w świetle owych badań NIE powinno
uważać się tylko za "przypadek", że owe serie
rzadkich i nietypowych "błyskawicznych powodzi"
nadciągnęły nad Nową Zelandię zaraz po
uchwaleniu przez jej parlament owego prawa
do małżeństwa osób praktykujących zakazywany
przez Boga homoseksualizm. Jestem też pewien,
że gdyby ktoś dokładnie przeanalizował które
miejscowości i które okręgi wyborcze Nowej
Zelandii wybrały posłów na sejm jacy głosowali
"za" owym prawem, a także ustalił w jakich miejscowościach
znajdują się dobra owych posłów głosujących
"za", potem zaś porównał uzyskane dane z
wykazem miejscowości poszkodowanych
tamtymi "błyskawicznymi powodziami", wówczas
zapewne uzyskałby dodatkowe wyjaśnienie owej
wiadomości od Boga. Tyle tylko, że na pozór iż
badania te wyglądają niby prosto, w praktyce
są one bardzo trudne - wszakże do posłów
przyporządkowane są jedynie nazwy ich
okręgów wyborczych, które typowo NIE mówią
jakie miejscowości należą do owych okręgów,
a ponadto NIE wiadomo który poseł gdzie
posiada dom czy jakieś dobra - co wcale
NIE jest łatwe do ustalenia z powodu tzw.
"prawa prywatności". Stąd, niestety, na przekór
iż jest powszechnie wiadomym który poseł
na sejm jak głosował nad omawianym tu
prawem - bowiem ich głosy zostały opublikowane
np. w artykule [7#I3.1(18)] "How they
voted - final reading" (tj. "jak oni głosowali -
ostateczne odczytanie"), ze strony A8 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013);
ja sam NIE mam ani czasu, ani środków, ani
wymaganego oficjalnego statusu aby
przeprowadzić takie badania. Z kolei poza
mną prawdopodobnie NIKT inny w całej
Nowej Zelandii NIE jest zainteresowany
w obiektywnym i NIE nastawionym na celowe
zanegowanie przeprowadzeniu tego rodzaju
badań (tak jak oficjalnie zawsze negują Boga
tzw."ateistyczni naukowcy ortodoksyjni").
W punkcie #T1 odrębnej strony internetowej o nazwie
humanity_pl.htm,
opisywana jest cecha wszelkich niemoralnych działań
ludzkich, powodująca że jeśli te niemoralne działania
NIE są w porę zastopowane, wówczas ulegają one eskalowaniu
aż do poziomu przy którym wywołują one wpisaną w nie
katastrofę. Jak też się okazuje, eskalacja niemoralności
wyzwolona nadaniem homoseksualistom prawa do oficjalnego
zawierania małżeństw, już zaczęła się rzucać w oczy -
chociaż minął zaledwie około miesiąc od uchwalenia
omawianego tu prawa. Jak bowiem opisuje to artykuł
[8#I3.1(18)] o tytule "Gay man rejected as
priest goes to court" (tj. "homoseksualista odrzucony
jako ksiądz podał sprawę do sądu"), ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), May 6, 2013),
homoseksualista podał biskupa Auckland do sądu
oskarżając go o dyskryminację i o spowodowanie
upokorzenia za to że ów biskup odmówił przyjęcia
go do seminarium duchowego - chociaż ów homoseksualista
twierdzi, że czuje powołanie aby zostać księdzem.
Teraz więc sądy i prawnicy nowozelandzcy mają
poważny problem na głowie. Z jednej bowiem strony
powinny karać przypadki dyskryminacji i upokarzania,
z drugiej zaś strony NIE powinny narzucać religiom
kto musi lub nie może zostać księdzem. Niestety,
kolejny artykuł [9#I3.1(18)] o tytule "Church
urged to accept same-sex marriages as archibishop
sworn in" (tj. "kościół przynaglany do zaakceptowania
małżeństw osób-tej-samej-płci kiedy nowy arcybiskup
ślubowany"), ze strony A2 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z poniedziałku (Monday), May 13, 2013),
ujawnia, że takie narzucanie kościołowi co powinien
i musi czynić, już się zaczęło. W jeszcze innym artykule
[10#I3.1(18)] o tytule "Family First finds
unlikely ally in charitable status fight" (tj. "Rodzina
Najpierw znalazła nieprawdopodobnego sprzymierzeńca
w swej walce o charytatywny status"), ze strony A10 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013), zostało ujawnione,
że rząd właśnie podjął decyzję rozwiązania charytatywnej
organizacji o nazwie "Family First" (tj. "Rodzina Najpierw"),
ponieważ organizacja ta w obronie rodziny przeciwstawia
się owemu prawu homoseksualistów do zawierania małżeństw
oraz zwalcza też uchwalone przez rząd "prawo
przeciw-klapsowe" opisywane w punkcie #B5.1 strony o nazwie
will_pl.htm.
Największe jednak obawy i zatroskanie może wzbudzać
groźna eskalacja wydarzeń, jaka już została zapoczątkowana
w Nowej Zelandii, a jaka ostrzega o nadchodzącej konfrontacji
pomiędzy tymi ludźmi którzy chcą prowadzić moralne
życie zgodne z nakazami Boga, a tymi na umysłach
których już został wyciśnięty "znak bestii" jaki nakłania
ich do eskalowania wypaczonego zrozumienia praw i zasad
moralnych. Opisy tej eskalacji wydarzeń zapoczątkował
artykuł [11#I3.1(18)] o tytule "Guest house
refuses to let gay couple sleep together" (tj. "właściciele
domu z pokojami gościnnymi nie zgodzili się aby para
homoseksualistów spała w tym samym łóżku"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post Weekend
(wydanie z soboty (Saturday), May 11, 2013). Artykuł
ten informuje, że para lesbijek podała do Komisji Praw
Człowieka (tj. do rodzaju sądu zajmującego się przypadkami
dyskryminacji) małżeńśtwo będące właścicielami prywatnego
domu z pokojami gościnnymi do wynajęcia. Zasady religijne
i moralne wyznawane przez to małżeństwo NIE pozwalały
mu bowiem wynająć we własnym domu pokoju z jednym
łóżkiem o podwójnej szerokości, jaki to jedno-łóżkowy
pokój zażądała od nich owa para lesbijek (małżeństwo
to oferowało jednak lesbijkom pokój z dwoma wąskimi
łóżkami). Kolejny artykuł o tym samym małżeństwie
właścicieli pokojów gościnnych, tj. artykuł
[12#I3.1(18)] o tytule "Lesbian ban sparks
threats and abuse" (tj. "odrzucenie lesbijek zaincjowało
pogróżki i wyzwiska"), ze strony A6 gazety
The Dominion Post
(wydanie z wtorku (Tuesday), May 21, 2013), raportuje
że owi właściciele domu z pokojami do wynajęcia
właśnie stali się obiektem zawziętych prześładowań
z powodu zasad moralnych które wyznają, że są
obrzucani wyzwiskami, zaś ostatnio zaczęto nawet
grozić im śmiercią. Taka zaś eskalacja sytuacji
uświadamia, że w dzisiejszych niby nowoczesnych
czasach świat zwolna powraca do powtórzenia sytuacji
z pierwszych dni chrześcijaństwa - kiedy to ci którzy
chcieli prowadzić moralne życie zgodne z nakazami
Boga byli przez pogan prześladowani i rzucani lwom
na pożarcie. Aby zrozumieć nienaturalność owej
sytuacji, trzeba sobie uświadomić, że oto zaczęta
już została konfrontacja dwóch postaw życiowych,
każda z których twierdzi iż obstaje przy słusznych
prawach. Tyle tylko, że jedna z owych postaw
reprezentuje wypaczoną moralność otwarcie
zabranianą ludziom przez Boga, że upiera się
przy prawie do publicznego praktykowania swoich
powypaczanych żądz o jakich wiadomo iż są
społecznie wysoce szkodliwe, że podejmuje
agresywną kampanię jaka nosi wszystkie cechy
osobistej zemsty, oraz że nadaje tej kampanii
cechy represji - bowiem na zwykłe odmówienie
wynajęcia pokoju odpowiada groźbami śmierci.
Tymczasem w drugiej postawie NIE ma nic
osobistego, a jedynie jest próba obstawania
przy bezosobowych ideałach wywodzących
się od Boga i przy swoim własnym prawie do
praktykowania we własnym domu moralnego
życia zgodnego z nakazami Boga. Jak więc
powyższe uświadamia, politycy Nowej Zelandii
właśnie wypuścili z klatki wysoce agresywną
bestię opisywaną i symbolicznie zapowiadaną
jeszcze w bibilijnej Apokalipsie, która będzie
teraz zamęczała i pożerała tych, co w imię
swych religijnych ideałów pragną w swoim
prywatnym życiu przestrzegać zasady
moralne nakazywane im przez Boga.
19.
Dziesięć dni powodzi, śnieżycy i wichury. Począwszy
od czwartku, 13 czerwca 2013 roku, na Nową Zelandię nadeszła
fala 10 dni wyjątkowo paskudnej pogody. Najpierw lunęły
nietypowo-obfite deszcze, które w niektórych obszarach
w przeciągu kilku godzin zrzuciły ilość wody jaka typowo
NIE spada tam nawet w przeciągu całego mokrego
miesiąca czerwca. Deszcze te szybko zamieniły spore
połacie kraju w jedno ogromne jezioro. Woda załała domy
mieszkalne, zatopiła drogi, pozrywała mosty, podmyła tory
kolejowe, poodcinała dopływ elektryczności do wielu
osiedli, poobsuwała całe zbocza gór, zaś koło miasta
Nelson potężnym obsuwiskiem ziemi zmiotła cały dom
mieszkalny i uśmierciła jego mieszkankę - patrz artykuł
[1#I3.1(19)] o tytule "Woman dies as slip
destroys home" (tj. "kobieta umarła kiedy obsuwisko
ziemi zniszczyło dom"), ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), June 17, 2013).
Natychmiast po powodzi przyszła fala zimna, opadów
śniegu, oraz potężnej wichury - patrz artykuł
[2#I3.1(19)] o tytule "Polar blast to follow the
flooding" (tj. "wichura z bieguna podąża za powodzią"),
ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z wtorku (Tuesday), June 18, 2013). Wichura
była tak potężna, że zrywała dachy domów i obalała stare
drzewa. W stolicy Wellington wiatr w porywach osiągał
szybkość 202 km/h. Stąd w Wellington wiatr pozostawił
około 30000 domów bez elektryczności, zerwał prom
morski z kotwicy, unieruchomił komunikację publiczną,
zaś pędzone wiatrem fale morskie poobalały betonowe
mury zaporowe, zniszczyły cały szereg nadbrzeżnych
budynków, zmyły odcinki nadbrzeżnej linii kolejowej,
oraz pozrywały nawet wielometrowe płyty asfaltu - np.
patrz artykuł [3#I3.1(19)] o tytule "Freezing
Antarctic blast could be worst in decades" (tj. "mroźny wiatr z
Antarktydy może być najgorszym od dziesięcioleci"), ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z piątku (Friday), June 21, 2013). Z kolei
opady śniegu o ponad metrowej głębokości poodcinały
szereg miejscowości od reszty kraju, zasypały pastwiska,
uwięziły w śniegu owce i krowy - tak że trzeba je było
indywidualnie odkopywać, pozbawiły elektryczności
jeszcze więcej domów, oraz pozamykały szkoły. Zła
pogoda raptownie skończyła się w niedzielę 23 czerwca
2013 roku, kiedy to praktycznie na całą Nową Zelandię
powróciła cisza i słoneczna pogoda.
Na przekór zniszczeń jakie doświadczyły inne
miejscowości, jak zwykle Petone wyszło niemal
bez szwanku. Miasteczko to NIE doświadczyło
ani powodzi, ani opadów śniegu. Wprawdzie
wichura poroznosiła w nim nieco śmieci po
chodnikach i po podwórkach, jednak wiatr czyni
to zawsze. Trudno więc dopatrzyć się różnicy
pomiędzy następstwami dla Petone owych 10
dni wyjątkowo złej pogody, a pogodą typową
dla owego miasteczka.
W zdarzeniach owego 10-dniowego ataku złej
pogody na Nową Zelandię, ponownie daje
się odnotować intrygujące regularności, które
zdają się upominać ludzi aby zrozumieli, że istnieje
związek pomiędzy grupową moralnością danej
społeczności, a zdarzeniami jakie społeczność
tą dotykają (odnotuj tu religijną wymowę owej liczby
10). Przykładowo, najbardziej poszkodowanymi
społecznościami ponownie okazały się być te
same, które są słynne z odmiennych powodów
i były już uprzednio trapione najróżniejszymi
kataklizmami - przykładowo Christchurch,
Nelson, czy Dunedin. (Np. Dunedin słynie
ze studenckich hulanek, a także słynie np.
z wojny prowadzonej z morzem - które zjada jego
chodniki.) Na dodatek, owa niby ślepa niepogoda
jakby celowo omijała niektóre obszary kraju - np.
miasteczko Petone, czy niemal całą prowincję
Southland wraz z jej miastem Invercargill - i to
na przekór, że zarówno Petone jak i Invercargill
leżały na drodze owej 10-dniowej niepogody.
Co też najciekawsze, chociaż owa niepogoda
ominęła Petone, poważnie poturbowała ona
pobliską stolicę Wellington, której przedmieściem
jest Petone. NIE była to zresztą pierwsza anomalia
pogodowa jaka poszkodowała Wellington a ominęła
Petone. Wszakże począwszy od czasu kiedy
parlament w Wellington uchwalił owo prawo
homseksualistów do zawierania małżeństw
(opisywane w podpunkcie 17 powyzej), praktycznie
kazde przyjście złej pogody uderza teraz w
Wellington z całą mocą swojej furii, jednocześnie
zaś omija Petone.
20.
Kolejne 10 dni sztormowej pogody jaka trapiła Wellington.
Zaledwie w parę dni po zaniknięciu serii śnieżyc i wichur
opisanych w poprzednim podpunkcie, nad Nową Zelandię
nadciągnęło następne 10 dni ulewnych deszczy i potężnych
wiatrów. Aczkolwiek owa kolejna fala niepogody poturbowała
wiele miejscowości, najmocniej poszkodowała ona stoliczne
miasto Wellington. Dosyć symboliczną wymowę miało dla
mnie satelitarne zdjęcie Nowej Zelandii jakie pokazywali w
dzienniku telewizyjnym w jednym z końcowych dni jej trwania.
Na zdjęciu tym wyglądała ona bowiem jak rodzaj wąskiej dzidy
rzuconej znad Antarktydy, jaka ugodziła w Wellington. Owa
10-dniowa fala niepogody pozrywała w Wellington dopływ
prądu do wielu domów, w porcie zerwała z kotwicy prom
morski, spowodowała groźne obsuwiska ziemi, obaliła sporo
drzew, podmyła tory kolejowe, zatrzymała loty pasażerskie
na lotnisku, itd. W najgorszym (końcowym) jej okresie,
sztormowy wiatr osiągał przy Wellington szybkość
165 km/h. Opisy niektórych z następstw tej fali niepogody
są zaprezentowane np. w artykule [1#I3.1(20)]
o tytule "Storm lashes capital again" (tj. "sztorm ponownie
łomocze stolicę"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post
(wydanie z poniedziałku (Monday), July 15, 2013). Słońce
i łagodna pogoda powróciły do Wellington i Petone dopiero
we wtorek dnia 16 lipca 2013 roku.
Ponownie niezwykłością owych kolejnych 10 dni
sztormowej pogody było, że kiedy łomotała ona
Wellington, w Petone niewiele różniła się ona od
typowych dni deszczowej i wietrznej pogody. W
przeciwieństwie też do Wellington, w Petone owa
fala niepogody NIE spowodowała żadnych zniszczeń.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Petone
leży tak blisko Wellington, iż kiedy Petone jest
chronione przez Boga przed skutkami jakiegoś
Aktu Boga, wówczas ochronne działanie Petone
powinno się rozciągać także i na Wellington.
Faktycznie też, aż do daty uchwalenia w
Wellington prawa opisanego w podpunkcie 17
powyżej, kiedy jakaś anomalia pogodowa przeskakiwała
przez Petone bez wyrządzania w nim szkody, typowo
podobnie przeskakiwała ona również i przez Wellington.
Jednak po uchwaleniu owego prawa, ta sytuacja
uległa zmianie. Mianowicie, praktycznie każdy Akt
Boga jaki pojawia się w Nowej Zelandii z furią uderza
teraz w Wellington, zaś przeskakuje tylko przez Petone
bez wyrządzania w nim szkody. Ciekawe, czy ma
to oznaczać, że Bóg daje nam w ten sposób dyskretnie
do zrozumienia jakie jest Jego stanowisko w sprawie
owego prawa uchwalonego w Wellington? Ciekawe
też czy owe okresy trwania złej pogody przez 10 dób
celowo liczą tyle dni aby przenosiły w sobie jakąś
wiadomość?
21.
Serie trzęsień ziemi, jakie uderzyły Wellington począwszy
od piątku, dnia 19 lipca 2013 roku. Spokój i słoneczna
pogoda panowały w Wellington jedynie przez 3 dni. Już
bowiem o godzinie 9:06 rano w piątek dnia 19 lipca 2013
roku, Wellington zostało uderzone trzęsieniem ziemi o sile
5.7 w skali Richtera. Trzęsienie owo wyraźnie odczuwało
się także w Petone, chociaż w Petone NIE wyrządziło ono
żadnej szkody. Po owym pierwszym wstrząsie, Wellington
zaczął być potrząsany długimi seriami trzęsień ziemi,
najsilniejsze z których, o mocy 6.5 w skali Richtera, miało
miejsce o godzinie 17:09 w niedzielę dnia 21 lipca 2013
roku. W wyniku owych trzęsień ziemi, miasto Wellington
doznało znacznych zniszczeń. Opisy owych zniszczeń
można sobie poczytać ze stron A1 do A7 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), July 22, 2013) -
szczególnie patrz tam artykuł [1#I3.1(21)]
ze stron A2 do A3 o tytule "Residents terrified as
tremors rock capital" (który to artykuł podaje wykaz
zniszczeń zaistniałych w stolicy Nowej Zelandii).
Podobne opisy zniszczeń w Wellington zawarte
są też na stronach A1 do A5 gazety
The Dominion Post
(wydanie z poniedziałku (Monday), July 22, 2013) -
szczególnie patrz tam artykuł [2#I3.1(21)]
ze strony A4 o tytule "Quake equal to 100 nuclear
bombs" (który to artykuł wyjaśnia, że owo trzęsienie
ziemi w Wellington o sile 6.5, faktycznie przenosiło
w sobie znacznie więcej niszczycielskiej energii niz
tamto które w dniu 22 lutego 2011 roku zniszczyło
miasto Christchurch i które opisałem w punkcie #P6
strony o nazwie
quake_pl.htm -
tyle że wstrząsy jakie uderzyły w Wellington
miały łagodniejszy charakter).
Niezwykłością tamtych trzęsień ziemi, jakie w
Wellington spowodowały znaczące zniszczenia,
było że w Petone nie odnotowałem żadnych zniszczeń.
Jest to dziwne, bowiem faktycznie owe trzęsienia
dokonały zniszczeń praktycznie w każdym kierunku
od Petone, jednak NIE w samym Petone. Przykładowo,
niezależnie od sąsiedniego Wellington położonego
jakieś 8 km na południe od Petone, ucierpiała od
niego także sąsiadująca z Petone Wainuiomata
leżąca na wschód od Petone, a także sąsiedni
Lower Hutt który graniczy z Petone od północnej
strony. Ponadto, trzęsienia owe były znaczące.
Towarzyszyły im też głośne dudnienia oraz łoskot.
Kiedy np. w Petone rozpoczęło się owo niedzielne
trzęsienie ziemi z godziny 17:09, oboje z żoną
natychmiast wybiegliśmy z mieszkania do ogrodu.
Odnotowałem wówczas, że budynek naszego
mieszkania, a także pobliskie drzewa i domy,
falowały jak łodzie na wzburzonej wodzie. Ziemia
tak mocno kołysała się pod nogami, że moja
zona NIE mogła ustać na nogach i musiała
usiąść na ławce. Aż dziw bierze, że ceglany
budynek naszego mieszkania NIE uległ przy
tym rozsypaniu. Ja sam wprawdzie ustałem
na nogach, jednak fale telepatyczne emitowane
przez to trzęsienie ziemi były tak silne, że
powodowały w mojej głowie rodzaj szoku,
zamętu, oraz blokady zdolności do myślenia -
nic dziwnego, że owe fale telepatyczne są w
stanie zdalnie zaincjować działanie urządzenia
ostrzegającego opisanego w częściach #D do #H strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Jako naukowca obiektywnie badającego metody
działania Boga, mnie najbardziej zastanawia pytanie:
"czy kiedy Bóg zesyła jakiś kataklizm, to czy wówczas
w przedmioty i rodzaje zniszczeń jakie kataklizm
ów wywołuje, Bóg dyskretnie wpisuje wiadomość
co do powodów jego zesłania?" Oczywiście, dla
większości kataklizmów nie ma jak zdobyć powszechnie
dostępnych danych aby móc zadowalająco odpowiedzieć
na owo pytanie. Jednak dla opisywanego tu trzęsienia
ziemi ja mam dostęp do wymaganych danych. Wszakże
trzęsienie to dotknęło stoliczne miasto Wellington
leżące niemal na progu mojego mieszkania. Podzielę
się więc teraz z czytelnikiem faktami jakie zdołałem w
nim odnotować. Pierwszym z tych faktów jest informacja
pokazywana w dzienniku telewizyjnym zaraz po owym
niedzielnym trzęsieniu ziemi o sile 6.5. Ujawniła ona,
że jednym z najbardziej poszkodowanych budynków
w Wellington była dawna biblioteka parlamentu. Jeśli
więc Bóg przekazuje nam jakąś wiadomość, wówczas
jedno z jej słow kluczowych brzmi "parlament". Znacząco
poturbowane w Wellington okazały się też inne biblioteki.
Jedna z nich została zalana wodą. Z kolei zbiory
w innej bibliotece (tej przy wydziale prawa uniwersytetu
w Wellington) zostały pozrzucane z półek i pomieszane.
Kolejne więc słowa kluczowe jakie można dodać do
owej dyskretnej wiadomości brzmiałyby "prawo" i
"mieszanie idei i praw". Najliczniejsze szkody wyrządzone
w Wellington stanowiło szkło jakie powylatywało z okien
poszczególnych budynków. Stąd następne słowa
kluczowe owej dyskretnej wiadomości brzmiałyby
zapewne "wypaczanie lub niszczenie ludzkich
perspektyw i poglądów". Znacząco oberwał też port
eksportowy Wellington, spory fragment którego zapadł
się w morze. Omawiana tu wiadomość zawierałaby
więc zapewne słowo kluczowe o znaczeniu "eksport"
lub "wysyłanie w świat". Na sporej też liczbie ulic Wellington
pojawiły się pęknięcia i zapadliska ziemi. Słowa kluczowe
omawianej tu wiadomości zapewne obejmowałyby też "utratę
gruntu pod nogami" lub "utratę stabilności". Podsumowując
więc tutaj symboliczną wymowę chociaż tylko powyżej-opisanych
przedmiotów i rodzajów zniszczeń, możnaby argumentować,
że jeśli w omawianym trzęsieniu ziemi zawarta jest jakaś
dyskretnie przekazywana wiadomość, wówczas wiadomość
ta stwierdza coś w rodzaju "prawo parlamentu
jakie wypacza ludzkie poglądy, usuwa ludziom grunt pod
nogami, oraz eksportuje do reszty świata pomieszane
idee". Pytanie więc na jakie odpowiedzi warto będzie
dalej szukać w cechach i skutkach opisywanego tutaj
trzęsienia ziemi, oraz w cechach i skutkach innych
kataklizmów jakie ostatnio powtarzalnie trapią stoliczne
miasto Wellington, to czy powodem tych Aktów Boga
stało się uchwalenie przez parlament z Wellington
owego sprzecznego z nakazami Biblii prawa
opisanego w podpunkcie 17 powyżej?
22.
Najróżniejsze dalsze przypadki niszczycielskich zjawisk,
których trajektoria nacelowana była na Petone, które
nawet sprawiły łomot miejscowościom leżącym tuż przed
Petone, jednak które przeskoczyły przez Petone bez
uczynienia w nim szkód, poczym ponownie zaczęły
łomotać miejscowości leżące zaraz za Petone.
Po udokumentowaniu opisywanego powyżej całego
szeregu obserwacji jak najróżniejsze naturalne
kataklizmy wycelowane w Petone zachowują się
po dotarciu do owego miasteczka, odkryłem że
niezależnie od tego jaki jest to rodzaj kataklizmu,
zawsze jego przebieg i scenariusz wygląda w
przybliżeniu niemal tak samo. Mianowicie, każdy
taki kataklizm typowo zbliża się do miasteczka
Petone, sprawiając po drodze łomot miejscowościom
leżącym przed naszym miasteczkiem i zasiewając
tam zniszczenia. Jednak po dotarciu do Petone
jego niszczycielska siła jakby czasowo zanika,
NIE wyrządzając w Petone żadnych poważniejszych
szkód. Niemniej po przeskoczeniu przez Petone szybko
odzyskuje on siły, ponownie łomocząc miejscowości
na jego dalszej drodze. Scenariusz ten jest aż tak
powtarzalny, że można go znaleźć w praktycznie
każdym katakliźmie jakiego niszczycielska trajektoria
przebiegała przez Petone po 2009 roku. Chociaż więc
po kataklizmach udokumentowanych powyżej ciągle
przez jakiś czas spisywałem sobie artykuły w gazetach
dokumentujące dalsze takie kataklizmy nacelowane na
Petone, po przeanalizowaniu ich opisów doszedłem
do wniosku, że NIE ma już powodów aby ich
dokumentacjami dodatkowo poszerzać objętość
niniejszej strony (i tak już dosyć obszernej). Wszakże
ich działanie zawsze jest takie samo, a ponadto, jeśli
któryś z czytelników dla istotnych powodów zapragnie
przeanalizować taką dokumentację, wówczas może do
mnie oficjalnie po nią się zwrócić abym mu ją dosłał -
prywatnie bowiem narazie ciągle kontynuuję jej spisywanie.
Ponadto zainteresowani czytelnicy sami też mogą
znaleźć sobie opisy dalszych tego typu kataklizmów -
wszakże w powyższych dokumentacjach przytaczam
też linki do stron internetowych gazet które ja sam
systematycznie czytam i które typowo publikują opisy
kataklizmów przetaczających się przez Petone (a stąd
i przez stoliczne miasto Wellington). Kopie wielu z tych
gazet czytelnicy mogą też przeglądnąć sobie w serwisie
gazetowym jaki opisuję dokładniej w punkcie #D9 swojej strony o nazwie
faq_pl.htm.
Tu na tej stronie dodam następny opis już tylko w przypadku,
jeśli w przyszłości wydarzy się jakiś naprawdę niezwykły
"Akt Boga" - jakiego przykładu nadal NIE miałem okazji
aby tutaj udokumentować. Wszakże
dotychczas udokumentowałem
tu już wystarczająco dużą liczbę typowych dla Petone
Aktów Boga, aby z punktu widzenia statystyki i teorii
prawdopodobieństwa dowieść konklusywnie, że Bóg
faktycznie chroni miasteczko Petone przed kataklizmami -
tak jak dla wszystkich miejscowości goszczących u siebie
wymaganą przez Boga liczbę co najmniej "10 sprawiedliwych"
wyjaśnia to punkt #I1 na mojej stronie o nazwie
quake_pl.htm.
Niemniej uwadze czytelnika polecam tu fakt,
że chociaż NIE dokumentuję tutaj już dalej owych
przypadków gdy następne z takich "przeskakujących
przez Petone" kataklizmów się wydarzają, ciągle do czasu
kiedy w dniu 23 grudnia 2013 roku dodawałem tu niniejsze
wyjaśnienie, praktycznie co najmniej jeden z nich przetaczał
się przez Petone niemal każdego miesiąca.
#I3.2.
Niezwykłe ożywienie ekonomiczne i wzrost znaczenia, które
po 2009 roku miasteczko Petone doświadczyło równocześnie
z zanikiem trapiących je kataklizmów:
Ja zamieszkałem w Petone począwszy od
12 lutego 2001 roku. Przez pierwszych 9
lat mojego pobytu w owym miasteczku, pod
niemal każdym względem było ono podobne
do innych miejscowości kraju o podupadającej
gospodarce i opróżniających się kościołach.
Znaczy, jego jedyna główna ulica (zwana
Jackson Street) świeciła licznymi oczodołami
pustych lokali "do wynajęcia" - tak jak dla czasów
po utracie władzy przez najbardziej moralnego
ze znanych mi przywódców Nowej Zelandii opisuję
to w punkcie #B1 swojej strony o nazwie
pajak_jan.htm.
Domy i mieszkania były wówczas w Petone
relatywnie tanie (jak na Nową Zelandię),
bowiem nikt NIE chciał się osiedlać w
"zapomnianym przez Boga" i "śpiącym" miejscu.
Na dodatek pogoda była paskudna - Petone niemal
bez przerwy było wówczas łomotane sztormami,
gnębione mgłami, omiatane silnymi wiatrami,
zaś dni słoneczne mozna było tu policzyć na
palcach. Ja też widząc jak sprawy wyglądają
zamierzałem pozostać w Petone tylko na czas
kiedy miałem tu zatrudnienie, potem zaś z niego
uciekać do jakiegokolwiek miejsca bardziej przyjaznego
ludziom (w owym czasie moim marzeniem było zamieszkanie
w Christchurch, które w tamtych czasach uważałem
za najfajniejsze miasto Nowej Zelandii - tyle że w
Christchurch nigdy NIE mogłem znaleźć dla siebie
pracy).
Jednak po 2009 roku wszystko zaczęło w Petone
się zmieniać. Najpierw odnotowałem wówczas,
że wokoło Petone mieszka już owych co najmniej
"10 sprawiedliwych" wymaganych przez Boga -
który to fakt opisałem dokładniej w punkcie #I3
swej strony o nazwie
day26_pl.htm.
Potem odnotowałem, że pogoda w Petone stopniowo
zaczyna się poprawiać i staje się znośna. Faktycznie
to z uprzednio jednej z najgorszej w tym rejonie kraju,
pogoda w Petone stała się jedną z najlepszych.
Przykładowo, aczkolwiek Petone jest zbyt małym
miasteczkiem aby ktokolwiek systematycznie publikował
statystyczne dane pogodowe na jego temat, ciągle
dane takie są publikowane dla pobliskiego stolicznego
miasta Wellington - dla którego Petone jest przedmieściem.
Stąd w słoneczne dni, oraz poza czasami sztormów i kataklizmów,
pogoda w Wellington jest więc niemal tak samo przyjemna
jak pogoda w Petone - tyle że Wellington jest trapiony
mgłami i chmurami znacznie częściej niż Petone.
Tymczasem w dniu 20 grudnia 2013 roku, wieczorny
dziennik telewizyjny na rządowym kanale 1 telewizji
nowozelandzkiej podawał oficjalnie, że w ostatnim
roku Wellington stał się najbardziej słonecznym miastem
Nowej Zelandii - miał bowiem najwięcej dni słonecznych
ze wszystkich miast całej Nowej Zelandii. Oczywiście,
owa wiadomośc dziennika telewizyjnego NIE wzmiankowała
nawet, że taka doskonała słoneczna pogoda w Wellington
wynika z faktu, że owo Wellington jest położone niedaleko
od miasteczka Petone - które to miasteczko właśnie cieszy
się "specjalnym potraktowaniem" od Boga.
Począwszy od 2010 roku zacząłem też dokumentować
fakty opisywane w punktach #I3 do #I5 tej strony.
Fakty te stopniowo potwierdziły mi obiektywną prawdę,
że Petone rzeczywiście otrzymuje od Boga
owo "specjalne potraktowanie" obiecane w Biblii
za goszczenie wymaganych "10 sprawiedliwych".
Głównym rodzajem potwierdzenia tej prawdy było
moje obiektywne ustalenie, że Petone faktycznie jest
chronione przed następstwami kataklizmów. Na
dodatek do tego zacząłem też odnotowywać niezwykłe ożywienie
gospodarcze miasteczka Petone. Owe oczodoły uprzednio
pustych lokali "do wynajęcia" wszystkie poznikały. Ceny
mieszkań i domów nagle zaczęły też szybko rosnąć - co
dla mnie okazało się raczej przykrą niespodzianką, kiedy
po trzęsieniu ziemi w Christchurch opisywanym m.in. w
punkcie #G2 mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm,
zmieniłem swoje uprzednie zamiary i zdecydowałem się
osiedlić w Petone na stałe. W międzyczasie Petone stało
się bowiem rodzajem "jadłodajni" i miejsca zakupów dla
mieszkańców pobliskiego Wellington i kilku innych
miejscowości. Dniami liczni przyjezdni z owych
miejscowości zaludniają chodnik głównej ulicy Petone,
wizytując dzisiątki sklepów jakie w międzyczasie
na niej się pojawiły. Wieczorami zaś, szczególnie w
weekendy", główna uliczka Petone stała się niemal równie
gwarna i równie pełna ludzi wizytujących jej blisko 100 restauracji,
kawiarń i jadłodajni, jak główna ulica Courtenay ze stolicznego
Wellington - tyle tylko, że w Petone tłum wizytujących wykazuje
bardziej kulturalne i bardziej przyjemne zachowanie niż tłum z
pobliskiego Wellington. Wszystko to zaś na przekór, że owo
ożywienie gospodarcze Petone nastąpiło kiedy praktycznie
cała reszta Nowej Zelandii była skuwana coraz potężniejszym
kryzysem ekonomicznym i bezrobociem. W sumie okazało
się więc także, iż do niedawna ospałe i zapomniane Petone,
zaczyna zwolna się stawać przedmiotem zazdrości ze strony
innych sąsiednich miejscowości, które też chciałyby radzić
sobie tak dobrze jak Petone. Wszystko to powyższe nagle
mi uświadomiło, że niezależnie od spokoju
i obrony przed kataklizmami, miejscowości chronione obecnością
owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych"
otrzymują także od Boga zasobność gospodarczą i
ożywienie ich znaczenia oraz życiodajnych aktywności.
Innymi słowy, jest więcej korzyści w czyimś zyskaniu poparcia
od Boga, niż "ateistycznym filozofom" kiedykolwiek się śniło.
#I4.
"Uczuciowość" zachowań pogody jako "znaki" że dana społeczność ma
swoich "10 sprawiedliwych" lub że np. jako całość praktykuje ona totalizm:
Motto:
"Lokalna natura zawsze dostraja się do dominującej filozofii miejscowych ludzi.
Innymi słowy, jeśli wyraźnie oddzielić charakterystykę klimatu od zachowań natury i pogody,
wówczas zachowania natury i pogody na danym obszarze zawsze dokładnie odzwierciedlają
filozofię praktykowaną przez społeczność ludzką żyjącą na tym obszarze."
Według moich dotychczasowych obserwacji,
istnieją jednoznaczne "znaki" jakie relatywnie
niezawodnie informują nas o stanie moralności
i o filozofii społeczności zamieszkującej dane
miasto czy dany obszar. "Znaki" te dosyć klarownie
informują każdego zainteresowanego co do
jednej z 3 możliwych sytuacji filozoficznych
ludności mieszkającej na danym obszarze,
mianowicie informują one czy dana społeczność
jako całość: (a) praktykuje jakąś formę
totalizmu
(np. "totalizm intuicyjny"), albo czy (b)
praktykuje ona pasożytnictwo jednak współzamieszkuje
w niej na stałe owych "10 sprawiedliwych", albo
też czy jako całość (c) praktykuje ona
pasożytnictwo
i wcale NIE ma w swym gronie żadnych "sprawiedliwych".
"Znakami" tymi są rodzaje "uczuć" jakie przebijają
z zachowań pogody i natury na danym obszarze,
które to uczucia mogą reprezentować: albo (a)
"serdeczność", albo jakby (b) "uprzejmość" czy
"oficjalną przyjacielskość" (w stylu tej jaką
wykazują nam np. "stewardessy" w samolotach),
albo też wręcz (c) "wrogość". Znaczy,
zachowania miejscowej pogody i natury zawsze
są jak zachowania zakochanej kobiety która
swoim postępowaniem daje obiektowi swojej
miłości jednoznacznie znać co myśli na temat
jego postępowania. Mianowicie, jeśli tzw. "anomalie
pogodowe" zawsze wykazują wręcz "serdeczne"
potraktowanie danej społeczności, wówczas jest
to znakiem że społeczność ta jako całość praktykuje
totalizm. Owo "serdeczne" potraktowanie objawia
się na wiele sposobów. Przykładowo, nawet w zimnym
klimacie, takim jaki ma Polska, deszcz może być "ciepły" -
tak że np. dzieci będą tam lubiły bawić się w deszczu,
bowiem jest on jak przyjemny jak ciepły prysznic.
Albo objawia się tym, że np. kiedy dana społeczność
czy miasto znajdzie się na drodze jakiejś przykrej
anomalii pogodowej, takiej jak silna śnieżyca, grad,
mróz, wiatr, deszcz, spiekota, susza, itp., wówczas
następstwem tej anomalia jest zupełny brak
wyrządzanych szkód bez względu na siłę tej anomalii.
Natomiast jeśli pogoda i natura wykazują "uprzejme"
albo "przyjazne" chociaż jakby "oficjalne" potraktowanie,
które jest typowe jeśli społeczność ta praktykuje
pasożytnictwo ale ciągle ma swoich "10
sprawiedliwych", wówczas następstwem
dowolnej anomalii pogodowej jest minimum
możliwe szkód wyrządzanych przy danej sile
tej anomalii. Jeśli zaś pogoda i natura na danym
obszarze wykazuje "wrogość" wobec miejscowej
ludności, co jest znamienne dla praktykowania
przez nia filozofii pasożytnictwa i NIE posiadania
własnych "10 sprawiedliwych", wówczas praktycznie
każdy rodzaj pogody, nawet tej najlepszej, wyrządza
miejscowej ludności maksimum szkody i cierpień
jakie przy danej sile tej pogody jest ona w stanie
wyrządzić. Także jeśli spada tam deszcz, wówczas
zawsze jest on zimny i nieprzyjemny. Często też
zamiast deszczu będzie tam padał duży i niszczycielski
grad. Co też istotne, w dzisiejszych czasach
internetowych prognoz pogody, każdy może sobie
zdalnie sprawdzić jaki rodzaj "znaku" pogoda i natura
z danego obszaru wysyła w świat na temat ludności
zamieszkujących ten obszar. (Np. w czasach pisania
tego punktu w kwietniu 2010 roku, aktualną pogodę
Nowej Zelandii można było poznać ze stron internetowych
metservice.com/national/ oraz
tvnz.co.nz/weather-forecast.)
Tyle że aby sprawdzić ten "znak",
trzeba porównywać pogodę ze zdarzeniami jakie
mają tam miejsce - to zaś już wymaga dosyć długich
badań (stąd najłatwiej sprawdzać to na miejscu
poprzez odwiedziny przy możliwie najgorszej
pogodzie). A sprawdzić ten "znak" naprawdę
warto - jeśli np. zamierza się tam zamieszkać.
Wszakże znak ten definiuje dokładnie jak miejscowi
ludzie nas tam przyjmą i jak tam będziemy się
czuli. Filozofia ludzi najwyraźniej i najdrastyczniej
bowiem się ujawnia w ich odnoszeniu się
do słabszych od siebie, do emigrantów,
oraz do "obcych" przybyszy z innych stron.
Przykładem niezwykle "serdecznego" zachowania
się pogody i natury jakiego ja osobiście
doświadczyłem, była moja rodzina wieś
Wszewilki
w czasach mojej młodości (tj. pomiędzy 1946
i 1964 rokiem). W owych czasach wieś
Wszewilki była definitywnie "totaliztyczną"
wsią która jako całość zdecydowanie praktykowała
filozofię totalizmu.
Interesująco, kiedy jakiś wyniszczający fenomen
natury pojawiał się w pobliżu Wszewilek, zawsze
jakimś dziwnym "zbiegiem okoliczności" omijał on
z daleka ową wieś, nie wyrządzając w niej praktycznie
żadnej szkody. Z kolei kiedy przyszła jakaś nieprzyjemna
pogoda, wówczas tak jakoś się działo że pogoda
ta nikomu NIE szkodziła a jedynie wprowadzała
urozmaicenie do życia mieszkańców Wszewilek.
Innym dosyć niezwykłym przykładem był mój pobyt
w nowozelandzkim mieście zwanym "Invercargill"
w latach 1983 do 1987. W owym czasie ludność
tego miasta jako całość również praktykowała
totalizm (chociaż wcale NIE była tego świadoma).
Na przekór więc iż w Nowej Zelandii owo "Invercargill"
słynie jako miasto o podobno najgorszej pogodzie
z całego kraju, w czasie gdy tam mieszkałem
owa niby "zła" pogoda była tam tak "serdeczna"
dla ludzi, że wogóle się tam NIE czuło iż jakoby
pogoda jest tam gorsza niż gdziekolwiek indziej.
Faktycznie ja wówczas odebrałem tamtejszą
pogodę jako całkiem przyjemną.
Przykładem "przyjacielskiego" choć jakby
"oficjalnego" zachowania się pogody i natury
jest opisywane tu miasteczko Petone (w którego
okolicy mieszka owych co najmniej "10
sprawiedliwych"). Jak bowiem powtarzalnie
potwierdzają to miejscowe zdarzenia, przykładowo
przepowiadane w telewizji przez służby meteorologiczne
przypadki szczególnie złej pogody, niemal nigdy się
nie spełniaja dla Petone - chociaż typowo
spełniają się dla innych pobliskich miejscowości.
Ponadto, wszelkie anomalie pogodowe zawsze
w samej Petone wyrządzają minimum szkód
możliwych przy danej ich sile - chociaż już
w pobliskich miejscowościach wyrządzają
maksimum możliwe zniszczeń. Doszło do tego,
że lokalne służby meteorologiczne jakby czuły
się zaambarasowane ogłaszać prognozę złej
pogody dla Petone, bowiem ich ewentualne
ostrzeżenia na temat anomalii pogodowych
zagrażających tej miejscowości niemal już z
góry są skazane iż potem okażą się błędne.
Jeśli jakaś społeczność zasłuży sobie na to rodzajem
filozofii którą praktykuje, wówczas zamiast
wykazywania "przyjacielskości", anomalie pogodowe
mogą też wykazywać wręcz "wrogość". W latach
1999 i 2000 mieszkałem w niewielkiej nowozelandzkiej
miejscowości zwanej Timaru. Tam właśnie wyraźnie
dawała się odnotować owa "wrogość" pogody. W
rezultacie, nawet przy maksymalnie korzystnych warunkach,
takich jak słoneczna pogoda i zupełny brak wiatru,
natura też potrafiła tam maksymalnie pognębić
miejscowych ludzi np. poprzez zwiększanie
zapylenia powietrza i indukowanie alergicznych
oraz astmatycznych reakcji - np. patrz artykuł
"Timaru now smog capital" (tj. "Timaru obecnie
stolicą zapylenia") ze stron 1 i 3 miejscowej gazety
The Timaru Herald,
wydanie z niedzieli (Sunday), 8 July 2000.
Innym miejscem gdzie natura daje wyraźnie
poznać ludziom swoją "wrogość", jest tzw.
"Rimutaka Forest Park" o którym
piszę szerzej w punkcie #K1.9 strony
newzealand_pl.htm.
Przy owym parku znajduje się jedno z największych
więzień Nowej Zelandii w jakim odbywają swoje
wyroki praktycznie wyłącznie ludzie o pasożytniczej
filozofii. Na przekór też iż ów park jest oddzielony
zaledwie grzebietem górskim od Petone (a stąd
już NIE należy do tego samego "obszaru zniszczenia"),
natura postępuje tam z ludźmi zupełnie odwrotnie niż
w Petone - faktycznie w sposób otwarcie "wrogi"
wobec ludzi i dokładnie pasujący do filozofii
pensjonariuszy z Więzienia Rimutaka.
#I5.
Jeśli mieszkańcy jakiegoś obszaru zasłużą sobie
na to moralnym postępowaniem i grupowym praktykowaniem
filozofii totalizmu,
wówczas natura działa na ich korzyść
nawet kiedy powinna im szkodzić (z niemoralnymi
zaś społecznościami dzieje się dokładnie odwrotnie):
Motto:
"Wrogość lub przyjacielskość miejscowej natury zawsze jest proporcjonalna do poziomu
grupowej niemoralności lub moralności ludzi którzy zamieszkują daną miejscowość."
Jak przyjazna może być natura dla
najbardziej moralnych społeczności
które grupowo praktykują intuicyjną wersję
filozofii totalizmu,
wykazują to badania raportowane w niepozornym
artykule [1#I5] o tytule "Islands in Pacific
are growing, study says" (tj. "Wyspy Pacyfiku
rosną, wykazują badania"), ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald
wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010.
Artykuł ten raportuje wyniki empirycznych badań nad wyspami
dwóch archipelagów Pacyfiku, mianowicie Tuvalu
i Kiribati. Problem jaki wyspy te mają polega na tym,
że obecne indukowane przez ludzi i przemysł ocieplanie
się klimatu Ziemi wiedzie do nieustannego podnoszenia
się poziomu wody w oceanach. Z kolei podnoszenie
się poziomu wody w oceanach, zgodnie z twierdzeniami
starej "ateistycznej nauki ortodoksyjnej" powinno wieść
do zalewania co niżej położonych wysp i nabrzeży -
takich jak właśnie Tuvalu i Kiribati (np. patrz
artykuł "Sea level to rise 13 cm in a century",
ze strony 8 malezyjskiej gazety
New Straits Times
wydanie z piątku (Friday), July 23, 2010).
Tymczasem się okazało, że 7 wysp z Tuvalu
oraz 3 wyspy z Kiribati faktycznie urosły w
przeciągu ostatnich 60 lat - tj. w czasach kiedy
wykonywane były ich fotografie lotnicze i
satelitarne. Owo ich urośnięcie miało miejsce
na przekór że poziom oceanu podniósł się
tam już o 12 cm - stopniowo zalewając wiele
innych nisko położonych wysp koralowych
Pacyfiku. Innymi słowy, jeśli mieszkańcy
danych wysp zasłużą sobie na to praktykowaniem
zasad moralnych wymaganych od nas przez
Boga, a opisywanych dokładnie m.in. filozofią totalizmu,
ich wyspy zamiast tonąć w wyniku ocieplania się
klimatu Ziemi i wzrostu poziomu oceanów, raczej
zaczynają coraz bardziej wynurzać się z morza.
Powyższe zjawisko z wysp Tuvalu i Kiribati jest
tylko jednym małym przykładem z całego zatrzęsienia
materiału dowodowego który potwierdza odkrycie
nowej "nauki totaliztycznej" publikowane w punkcie #I4 strony
day26_pl.htm,
a stwierdzające, że "zachowania
natury na danym obszarze zawsze są odzwierciedleniem
'moralności grupowej' ludzi zamieszkujących ów obszar
i stąd dotykanych przez te zachowania".
(Czym jest owa "moralność grupowa"
wyjaśnia to dokładniej punkt #E2 strony o nazwie
totalizm_pl.htm.)
Niestety, stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna"
(tj. ta oficjalna nauka której ciągle uczymy się w
szkołach i na uczelniach, zaś której rozliczne
wady omawia szerzej punkt #A2 niniejszej strony)
interpretuje zupełnie niewłaściwie zjawiska
jakie zawierają w sobie owo zatrzęsienie dowodów.
Sztucznie wzmacniając ateistyczność swych wyjaśnień,
nauka ta przeacza bowiem, lub celowo ignoruje
i pomija, związek tych zjawisk z poziomem "grupowej
moralności" ludzi których one dotykają - znajomość
którego to związku okazuje się być najistotniejszym
wymogiem postępu ludzi. Wszakże aby te zjawiska
zinterpretować poprawnie i ujawnić ich dowodową
wartość jako następstw działania mechanizmów moralnych,
owa oficjalna nauka musiałaby najpierw pozbyć
się swego ateizmu. Jednak zarzucenie ateizmu
przez dzisiejszą oficjalną naukę NIE jest już
możliwe. Ateizm bowiem jest jej fundamentem
filozoficznym, na którym nauka ta jedzie tak
samo jak pociąg jedzie po swych szynach - co
dokładniej opisują punkty #F1.1 i #F2 strony
god_istnieje.htm.
W rezultacie, jeśli ludzkość NIE obali dotychczasowego
"monopolu na wiedzę" owej starej nauki np. poprzez
oficjalne ustanowienie konkurencyjnej i nowej "nauki
totaliztycznej" bazującej na dowodach i ustaleniach
relatywnie nowej "teorii
wszystkiego" zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
(obalenie którego to monopolu jest silnie
rekomendowane w punkcie #C1 na stronie
telekinetyka.htm),
wówczas naukowcy nigdy NIE podejmą obiektywnych
badań faktu iż natura demonstruje ludności danego
obszaru wrogość lub przyjacielskość jaka jest
proporcjonalna do poziomu "grupowej niemoralności"
lub "grupowej moralności" ludzi zamieszkujących ów obszar.
Wszakże "dzisiejsza nauka
zachowuje się jak rozpędzony pociąg który sam NIE
potrafi się już zatrzymać nawet jeśli wszystkim
jest już wiadomym, że szyny na których on jedzie
zmierzają ku przepaści i do katastrofy".
Z tego powodu, bez obalenia obecnego monopolu
"ateistycznej nauki ortodoksyjnej", materiał dowodowy
dokumentujący opisywane tu ustalenie nowej
"totaliztycznej nauki" nigdy NIE będzie mógł
być oficjalnie zaprezentowany w jakiejkolwiek
publikacji naukowej ani oficjalnie dyskutowany
w programie jakiejkolwiek konferencji naukowej.
Z kolei bez naukowego uznania faktu iż zachowaniem
natury rządzi grupowa moralność ludzi żyjących na
danym obszarze, NIE jest możliwe dla nauki wypracowanie
i wdrożenie efektywnych metod obrony ludzkości
przed naturalnymi kataklizmami - w rodzaju
metod obrony opisywanych na stronie o nazwie
quake_pl.htm,
zaś potwierdzanych empirycznie m.in. dowodami
z punktu #I3 niniejszej strony.
Wróćmy jednak do materiału dowodowego z w/w
wysp Tuvalu i Kiribati. Dokumentuje on, że na
wyspach które praktykują właściwy rodzaj "moralności
grupowej", relatywny poziom wody morskiej (tj.
poziom wody odniesiony do poziomu lądu)
zachowuje się przeciwstawnie do trendu z
reszty świata, czyli opada (podczas gdy w
reszcie świata relatywny poziom wody morskiej wzrasta).
Powodowanie tego zjawiska przez mechanizmy moralne
jest dodatkowo potwierdzane przez odmienny materiał
dowodowy, który dokumentuje też zupełnie odwrotny
trend. Mianowicie, istnieje też materiał dowodowy
który dokumentuje, że na obszarach zamieszkałych
przez co bardziej niemoralnie zachowujących się
ludzi, relatywny poziom morza postępuje odrotnie
niż na w/w wyspach Tuvalu i Kiribati - czyli poziom
ten podnosi się tam wielokrotnie szybciej niż w reszcie
świata i zagraża tam już niedalekim zalaniem lądu.
Niestety, ów materiał dowodowy prawdopodobnie NIE zostanie
udokumentowany dla obszarów w których ludność już
od dawna zeszła na praktykowanie wysoce niemoralnej
filozofii pasożytnictwa.
Wszakże naukowcy z krajów obezwładnionych przez
filozofię pasożytnictwa są już zupełnie niezdolni
do dokonywania jakichkolwiek kompleksowych i
nowatorskich badań eksperymentalnych z powodu
panującej wśród nich tzw.
"wynalazczej impotencji" - opisywanej
m.in. w punkcie #H1 i #G1 strony o nazwie
eco_cars_pl.htm.
(Naukowcy dotknięci "wynalazczą impotencją" są
co najwyżej zdolni do produkowania "naukowej
makulatury" poprzez wycinanie nożyczkami
fragmentów starych artykułów, oraz publikowanie
ich jako nowe po uprzednim ich posklejaniu razem.)
O fakcie, że "natura" rzeczywiście jest tam wroga wobec miejscowej
ludności, można więc dedukować jedynie pośrednio
z raportów o licznych tam zabójczych trzęsieniach
ziemi, tsunami, tornadach, huraganch, powodziach,
suszach, upałach, pożarach, mrozach, itp. (a także
rozruchach, wojnach, rewolucjach, aktach terroru
i terroryzmu, katastrofach, formach wyzysku,
bankructwach, depresjach ekonomicznych, aktach
niesprawiedliwości społecznej, przestępczści, itd.).
Tak jednak się składa, że na świecie istnieją też już
obszary których ludność coraz szerzej praktykuje
"naukową moralność"
(tj. praktykuje ten rodzaj powypaczanej moralności
opisanej we wstępie do niniejszej strony, którą
wmuszają społeczeństwom ignoranckie twierdzenia
dzisiejszych ateistycznych naukowców, zaś utwierdzają
potem prawa uchwalane przez głuchych na głos
sumienia polityków). Jak zaś bardzo owa "naukowa
moralność" różni się już od "faktycznej moralności"
wymaganej od ludzi przez Boga, satyrycznie ilustruje
to punkt #G3 na stronie o nazwie
przepowiednie.htm.
Tymczasem dzisiejsi ateistyczni naukowcy zdołali już
wmówić niektórym społeczeństwom, że ignorancko formowana
przez nich owa powypaczana "naukowa moralność" jest
jakoby "faktyczną moralnością". Niestety, empiryka
ujawnia, że przez Boga owa "naukowa moralność"
jest traktowana jako odmiana "niemoralności" -
a więc jest surowo karana. (Tj. jej praktykowanie przez
całe "intelekty grupowe" jest karane m.in. śmiercionośnymi
kataklizmami i bankructwami, zaś jej praktykowanie przez
pojedyńcze "intelekty indywidualne" jest karane przedwczesnymi
śmierciami - tak jak dokumentują to punkty #G1 do #G7 strony
will_pl.htm.)
Wszakże owa "naukowa moralność" coraz bardziej odbiega
od "faktycznej moralności" nakazywanej ludziom przez
Boga - zaś zdefiniowanej w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm.
Jednak narazie owa "naukowa moralność" NIE paraliżuje
jeszcze eksperymentalnych badań naukowych do tego
samego stopnia jak czyni to praktykowanie wysoce niemoralnej
filozofii pasożytnictwa.
Dlatego naukowcy z takich obszarów czasami są nadal
w stanie dokonywać jakichś wysoce konserwatywnych
(a stad nadal modnych) badań eksperymentalnych,
włączając w to niektóre komplesowe badania relatywnego
wzrostu poziomu morza. Wyniki z takich właśnie badań
są już nawet stopniowo publikowane. Totaliztycznie zorientowani
badacze mogą więc je przeanalizować i samemu sobie
sprawdzić, czy faktycznie w obszarach których mieszkańcy
praktykują ową "naukową moralnść", relatywny poziom morza
wzrasta znacznie szybciej niż z pozstałych miejscach świata.
Jeden z przykładów takich wyników jest raportowany m.in.
w artykule [2#I5] o tytule "Sharp sea level rise in
'hot spot' threatens US cities" (tj. "Ostry wrost poziomu
morza we 'wrażliwym obszarze' zagraża miastom Stanów
Zjednoczonych") ze strony A11 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), June 27, 2012.
Artykuł ten omawia wyniki badań alarmujących
wzrostów relatywnego poziomu morza na wschodnich
wybrzeżach Stanów Zjednoczonych - jakie okazują się
być już 3 do 4 razy większe niż średni wzrost relatywnego
poziomu morza w reszcie świata. To z kolei oznacza, ze
takie miasta Stanów Zjednoczonych jak Nowy Jork, Boston,
czy Filadelfia, są zagrożone już niedalekimi powodziami
morskimi lub nawet zupełnym utonięciem w morzu.
Co ciekawsze, zgodnie z owym artykułem także
Kalifornia, leżąca przecież po przeciwstawnej (zachodniej)
stronie Stanów Zjednoczonych, też doświadcza
ostatnio nietypowo dużego relatywnego wzrostu
poziomu morza. Inny przykład podobnych wyników
jest raportowany w artykule [3#I5] o
tytule "Time and tide" (tj. "czas i przypływ") ze
strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), July 13, 2012. Artykuł ten
ujawnia, że aż dwa raporty potwierdziły iż na wybrzeżach
miasta Wellington (tj. stolicy Nowej Zelandii) relatywny
poziom morza wzrasta najszybciej ze wszystkich wybrzeży
całej Nowej Zelandii. Czy nie jest więc już najwyższy czas
aby mieszkańcy takich obszarów zaczęli zadawać sobie
pytanie, dokąd prowadzi ich praktykowanie owej "naukowej
moralności", oraz czy aby "matka natura" NIE używa
owego przyspieszonego wzrostu relatywnego poziomu
morza aby im zakomunikować, że NIE aprobuje "grupowej
moralności" ludzi zamieszkujących te obszary, oraz że
jest wrogo nastawiona wobec zachowań ludzkich
jakie wynikają z owej "grupowej moralności".
Czym taki ogólnoświatowy wzrost poziomu morza
może się skończyć dla ludności obszarów które
w porę NIE podejmą praktykowania "moralności
grupowej" nakazywanej ludziom przez Boga
(tj. które NIE zaadoptują jakiejś wersji
filozofii totalizmu),
doskonale ilustrują to nam przypadki opisywane historią.
Przykładowo, na wybrzeżach Morza Bałtyckiego
opowiadane są legendy o mitycznej wyspie-mieście
Vineta
(po polsku "Wineta") którą opisałem m.in. w punktach #G2 i #H2 strony
tapanui_pl.htm.
Mieszkańcy owej wyspy-miasta wyznawali zaawansowaną formę
filozofii pasożytnictwa,
praktykując niemoralność, obżarstwo (włączając
zjadanie nawet ludzkiego mięsa), rozpustę,
zwyrodnienia seksualne, nieuczciwość,
bezbożność, itp. Społeczność owej wyspy
została więc ukarana jako całość i wyspa
ta utonęła w odmętach Morza Bałtyckiego,
zaś niemal wszyscy jej mieszkańcy zginęli.
Tak samo stało się z równie niemoralnymi
i dekadentnymi mieszkańcami starożytnego
miasta Salamis z wyspy Cyprus na Morzu
Śródziemnym - którego los przypomniałem
m.in. w punkcie #H3 ze strony
tapanui_pl.htm
zaś szerzej opisałem w podrozdziale #D3 z
monografii [5/4]
i w podrozdziale V5.2 z tomu 17 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Stąd nie powinno nikogo zdziwić, kiedy potopione
lub unicestwiane (w podobny sposób jak owa społeczność
niemoralnej wyspy-miasta Wineta z okolicy polskiego
Świnoujścia, czy podobnie do zwyrodniałego i
niemoralnego miasta Salamis na Cyprze) będą też
i niektóre dzisiejsze najbardziej niemoralne społeczności,
które albo otwarcie praktykują ową wysoce niemoralną
filozofię pasożytnictwa
(tak jak ma to miejsce w sporej już liczbie krajów
jakie łatwo zidentyfikować po nieustannie trapiących
ich trzęsieniach ziemi, tsunami, tornadach, huraganach,
powodziach, upałach, suszach, pożarach, wojnach,
rewolucjach, terrorze, aktach terroryzmu, itp.),
albo też praktykują "naukową moralność" -
która jednak obecnie drastycznie odeszła
już od moralności wymaganej od ludzi
przez wszechmogącego Boga. Początki tego
zatapiania i unicestwiania już dzisiaj widzimy.
Nie trzeba też specjalnej wyobraźni czy wiedzy,
aby sobie dodedukować, co się stanie dalej jeśli
dane społeczeństwa NIE zaadoptują w porę
tej właściwej "moralności grupowej"
wymaganej od ludzi przez Boga, tj. NIE zaadoptują
"moralności grupowej" opisanej w punkcie #E2 strony o nazwie
totalizm_pl.htm
i rekomendowanej wszystkim do pedantycznego praktykowania przez
filozofię totalizmu,
jakiej formalna definicja przytoczona jest w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm.
Wszakże bez praktykowania właściwej moralności,
takie kataklizmy i katastrofy będą się tam nasilały
aż do poziomu jaki może zupełnie wyniszczyć
społeczności, narody i kraje które najbardziej
uparcie praktykują niewłaściwy rodzaj moralności -
np. praktykują rodzaj "grupowej moralności" zalecany
im przez starą "ateistyczną naukę totaliztyczną"
(zamiast moralności grupowej nakazywanej nam
przez Boga i zalecanej np. przez sumienie czy
przez rekomendacje filozofii totalizmu), a stąd
które są najbardziej uparte w coraz głębszym
niemoralnym prowadzeniu się samemu oraz w
propagowaniu niemoralnych zachowań po reszcie
świata.
Część #J:
Niezwykłości Petone:
#J1.
Niezwykłości i ciekawostki Petone już opisane na tej stronie:
Praktycznie cała niniejsza strona poświęcona
jest opisowi niezwykłości i ciekawostek miasteczka
Petone. Sporą liczbę z nich już wyszczególniłem
i opisałem w punkcie #B3 na początku niniejszej
strony - stąd tutaj NIE będę ponownie powtarzał
ich wyszczególniania. Tu wymienię jedynie
najważniejsze i jednocześnie najbardziej niezwykłe
z omawianych w innych punktach niż ów #B3,
zaś dla poznania ich opisów odeślę czytelnika do
odpowiednich punktów niniejszej strony. Oto one:
(1) Sytuacja przysłowiowej "pułapki na
szczury" - tj. z której NIE ma ucieczki w przypadku
jakiegoś raptownego kataklizmu, np. tsunami. Sytuację
tę opisałem dokładniej w punkcie #C4 niniejszej strony,
zaś kataklizmy jakie nieustannie zagrażają miasteczku
Petone wyszczególniłem w punktach #C2 i #C3.
(2) Omijanie Petone przez kataklizmy i anomalie
pogodowe. Pomimo całej masy potencjalnych zagrożeń
na jakie miasteczko Petone jest nieustannie wystawione,
wszystkie kataklizmy oraz anomalie pogodowe,
jakie w czasach mojego zamieszkiwania w Petone
przykro doświadczyły lub pouszkadzały miejscowości
sąsiadujące z tym miasteczkiem, w samym Petonie
dotychczas NIE wyrządziły żadnej szkody (po ich
przykłady patrz punkty #I3 i #I3.1 powyżej, oraz (c)
z punktu #J2 poniżej).
(3) Ożywienie i zasobność w okresach
krajowej depresji ekonomicznej. Opisuję je
w punkcie #I3.2 niniejszej strony.
(4) Ciąg niezwykłych zdarzeń, włącznie
z cudem opisywanym począwszy od punktu #J3
poniżej aż do podpisów pod "Wideami #J3xyz",
jaki zdaje się dowodzić, że Bóg ma szczególny plan
długoterminowy co do przyszłej roli miasteczka Petone.
(5) Dziwne zrządzenia losu jakie powodują, że Petone
stało się miejscowością, w której zamieszkuję przez najdłuższy
okres czasu w całym swym życiu, znaczy już przez ponad
18 lat (tj. zaczynając od początku roku 2001 aż do dzisiaj). Dwie
inne miejscowości gdzie uprzednio mieszkałem najdłużej, to
Wszewilki oraz
Wrocław -
w każdej z nich też mieszkałem przez okresy około 18 lat.
Intrygująco, w pozostałych 7 miejscowościach do jakich
przeprowadzałem się jakby "na stałe", tj. w Christchurch,
Invercargill, Dunedin, Famagusta, Kuala Lumpur, Kuching
i Timaru, sumarycznie też zamieszkiwałem przez około 18 lat.
Stąd na mój wiek 72 lat z chwili pisania niniejszego punktu,
składały się 4 takie okresy 18-letniego zamieszkiwania -
jest to bardzo dziwna i szokująca mnie prawidłowość (coś
jakby zalążek jeszcze jednej "Tablicy Cykliczności" podobnej
do tablic opisanych w punktach #J1 do #J7 z mojej strony o nazwie
propulsion_pl.htm.)
Odnotuj, że po 2001 roku aż kilkakrotnie zabierałem się
do przeprowadzki do jakiejś innej niż Petone miejscowości,
jednak zawsze następowało jakieś zdarzenie, jakie przeprowadzki
te mi uniemożliwiało - przykładowo kiedy po przejściu na emeryturę
zabierałem się za przygotowanie swej przeprowadzki do Christchurch,
nastąpiło tam dewastujące trzęsienie ziemi. Ciekawe też, że w żadnej
poprzedniej niż Petone miejscowości w której zamieszkiwałem, moich
planów przeprowadzki nic mi NIE uniemożliwiało - tj. kiedykolwiek
poprzednio poczułem, iż nadszedl czas aby ruszyć dalej
w swą życiową drogę, zawsze mi się to udawało.
* * *
Odnotuj, że nawet już tylko fakt istnienia materiału
dowodowego jaki wskazuję w niniejszym punkcie
#J1 wystarcza aby się zorientować, że miasteczko
Petone cieszy się szczególnymi względami u Boga.
#J2.
Niezwykłości i ciekawostki Petone, które
opisałem już na innych swych stronach:
Przykładami takich niezwykłości i ciekawostek
miasteczka Petone, które opisałem już na innych
niż niniejsza swych stronach internetowych, mogą być:
(a) Moje natknięcie się w Petone na "orba",
czyli na jedną z całej serii miniaturowych, sterowanych
komputerowo sond UFO jakie operują na Ziemi - zaś
szersze opisy techniczne jakich przytaczam m.in. w
punkcie #J3 ze swej strony internetowej o nazwie
hurricane_pl.htm.
Tamto swe natknięcie się na "orba" opisałem m.in.
w punkcie #I3 swej strony o nazwie
explain_pl.htm.
Sposób jego pojawienia się poprzez "wylecenie spod ziemi"
zaś oznacza, że pod Petone może znajdować się np. jakaś
ukryta podziemna baza takich sond UFO lub nawet wehikułów UFO.
(b) Morskie molo jakie dostarcza historycznego porównania
dla trwałości tzw. "księżycowego drewna" - które to drewno
gnije dziesiątki razy wolniej od zwykłego drewna. Molo to opisałem
dokładniej w podpisie pod "Fot. #D2abc" ze swej strony internetowej o nazwie
tapanui_pl.htm,
zaś owo "księżycowe drewno" opisałem tam w punkcie #D2.1.
(c) Zagrożenia, uszkodzenia i zniszczenia trapiące
najbliższe miejscowości położone wokół Petone, kiedy jednocześnie
omijały one samo Petone leżące na drodze danego kataklizmu.
Oto wykaz najważniejszych takich przypadków:
(c1) Chroniczne unikanie zniszczeń przez kataklizmiczne
zdarzenia jakie niszczyły coś tuż przy Petone, jednak NIE w niej samej.
Wykaz takich przypadków i ich powodów omawiam w punkcie #I3 na stronie
day26_pl.htm.
(c2) Uniknięcie zniszczeń od trzęsienia ziemi z
dnia 2016/11/13 jakie zrujnowało budynki w każdej
z najbliższych miejscowości otaczających Petone. Uszkodzenie
to i zniszczenie było spowodowane trzęsieniem ziemi jakie
uderzyło NZ koło Kaikoura o północy z 13 na 14 listopada
2016 roku - a jakie opisałem szerzej m.in. w punkcie
#R2 i na "Fot. #R2ab" ze strony o nazwie
quake_pl.htm.
Tamto trzęsienie ziemi pozawalało, a także pouszkadzało,
budynki odległe zaledwie o kilka kilometrów we wszystkich
czterech kierunkach świata od Petone, tj. na wschód, zachód,
północ i południe od tego małego miasteczka. Niektóre z
owych pouszkadzanych budynków były nadal rozbierane
w 2018 roku. Jednak w Petone (zlokalizowanym w samym
środku pomiędzy tak zdewastowanymi obszarami) żaden
budynek NIE uległ zawaleniu ani odnotowalnemu uszkodzeniu -
co nawet jeśli ktoś NIE wierzy w cuda ciągle powinno go
głęboko zastanowić
zważywszy moc owego trzęsienia ziemi jaką opisałem w punkcie
#R2 wyżej wymienionej strony
quake_pl.htm,
a także zważywszy że wiele budynków z Petone demonstruje
posiadanie podobnych, lub nawet słabszych, konstrukcji i
materiałów, jak budynki poniszczone w innych obszarach.
(c3) Wykluczenie Petone (a także wykluczenie leżącego przy
tej samej zatoce morskiej miasta Wellington) z zagrożenia nadchodzącym
"tsunami" (które na szczęście potem okazało się nieszkodliwe) -
jakie w czwartek dnia 2021/3/5 było spowodowane aż trzema potężnymi
trzęsieniami ziemi o siłach od 7.1 do 8.1 w wodach oceanu przy wybrzeżu
Nowej Zelandii - szczegółów poszukuj w Google używając słowa kluczowe:
tsunami 5 march 2021.
Owo tsunami i towarzyszące mu zdarzenia opisałem w punkcie #R3 strony
quake_pl.htm.
(d) Prawdopodobne działanie studni artezyjskiej w
Petone, jako wskaźnika poziomu zatrucia nowozelandzkich
wód gruntowych. Działanie to opisałem szerzej m.in. w
punkcie #G2.3 i na "Fot. #G2abc" swej strony o nazwie
healing_pl.htm.
#J3.
Inteligentny "płonący krzew" wodorostu emitujący "błędny ognik",
jaki na zapełnionej ludźmi plaży w Petone (Nowa Zelandia) dnia
25 kwietnia 2018 roku około godziny 16 ujawnił, że jest w stanie
"omamiać" fascynującym "tańcem", a także "inspirować", NIE
tylko w mrokach ciemnych nocy, ale i w pełni słonecznego dnia:
Motto:
"Chociaż folklorystyczną wiedzę i ludowe opowieści oficjalna nauka traktuje
jak bajki dalekie od prawdy, w rzeczywistym życiu częściej przytrafia nam
się to co stwierdza folklor, niż to co wmawia nam oficjalna nauka."
W czasach swej młodości nasłuchałem się sporo
opowieści ludowych o typowo wrogich ludziom,
podstępnych, zwodniczych, inteligentnie zachowujących
się światłach, przez polski folklor najczęściej zwanych
"błędne ogniki" -
aczkolwiek w Polsce znanych też pod całym szeregiem
innych nazw, np. "strażników" (ponieważ jakoby strzegą
one zbójeckich skarbów), "ogni szatańskich" (ponieważ
typowo wyrządzają one zło tym co dadzą się im zwieść),
"zwodniczych ogników" (ponieważ podstępnie zwodzą
one na zatracenie osoby które ulegną ich czarowi),
oraz kilku jeszcze innych określeń. Światła te znane
są też w folklorach wielu innych krajów. Przykładowo
po łacinie nazywane są "ignis fatuus" (tj. "podstępny
ogień"), po angielsku "will-o'-the-wisp" lub "ghost-light"
(tj. "świetlisty duch"), w Malezji znane są pod nazwą
"The Spirit of the Jungle" (tj. "Duch Dżungli") -
ponieważ zwodzą one ludzi zapuszczających się do
dżungli. W Nowej Zelandii też je znają, typowo używając
dla nich albo nazwy "The Watchman" (tj. "Strażnik"),
albo też jakieś opisowe określenia.
Ja osobiście od dawna interesuję się zjawiskiem "błędnych
ogników". Wszakże znam sporo ludzi którzy je widzieli
(niektórzy z nich widzieli je nawet wielokrotnie). Z kolei
raporty kilku obserwatorów tych ogników powtarzałem
w aż szeregu swoich publikacji - przykładowo we wstępie
do rozdziału C oraz w podrozdziałach C1 i D1 z
traktatu [4b]
o tytule
Tunele NOL spod Babiej Góry,
a także w punkcie #E3 z mojej strony internetowej o nazwie
newzealand_pl.htm.
Z moich teoretycznych analiz wynika, że ateistyczna ideologia
dzisiejszej oficjalnej nauki połączona z brakiem naukowych badań
zarówno tego zjawiska, jak i świetlistych zjawisk mu pokrewnych,
powoduje iż do jednego worka "błędne ogniki" typowo wrzuca
się aż cały szereg zupełnie odmiennych zjawisk jakie powodują
emitowanie światła, a jakie wykazują zarówno "nadprzyrodzone",
jak i "naturalne" pochodzenie. Przykładowo, za "błędne ogniki"
najczęściej bierze się miniaturowe i sterowane komputerowo sondy
UFO, popularnie zwane "orb" lub "rod" - które przy słabym świetle i
nocami jarzą się błękitnym światłem (po przykład zdjęcia jednego
z nich patrz "Fot. #G2ab" na mojej stronie internetowej o nazwie
landslips_pl.htm).
Sporo materiału dowodowego sugeruje, iż istnieje też jakaś
wersja także niebiesko lub srebrzyście świecących duchowych
błędnych ogników typowo jednak o nieregularnym kulistym
kształcie, które pojawiają się w lokalizacjach katastrof z
licznymi ofiarami, miejscach zbrodni, oraz np. na cmentarzach.
Na mokradłach faktycznie widywane są też płonące gazy, zaś
typowo przed trzęsieniami ziemi oraz w czasie burz elektrycznych
niektórzy widzą ogniste kule elektryczności. W lasach spróchniały
fragment drzewa także może emitować nieruchome światło.
Niektórzy zaś "eksperci" posuwają się nawet do zakamuflowanego
oskarżania, że raportujący takie "błędne ogniki" zapewne widzieli
jedynie świecące nocą owady. (Jakże podobne jest to oskarżenie
do posądzeń niektórych naukowców, że osoby raportujące UFO
musiały być pijane.) Z mrowia tamtych obserwacji zdecydowanie
odcinają się jednak najrzadziej raportowane, zwodniczo-inteligentne
w zachowaniu, a stąd zapewne faktyczne "błędne ogniki",
jakie NIE mają kulistego kształtu, a są rodzajem inteligentnie
tańczących podłużnych języków złotego, pomarańczowego
lub czerwonego ognia. Te moim zdaniem są najbardziej
tajemnicze - chociaż narazie niemal nikt ich NIE bada. Ich
tajemniczość powiększa fakt, iż z wyglądu i zachowania
przypominają one płomień jaki wydobywał się z
"płonącego krzewu"
(często też zwanego
"krzewem gorejącym")
widzianego przez Mojżesza, tj. płomienia opisanego w Biblii
w wersetach 3:1-5 z "Księgi Wyjścia".
Aż do przypadku opisanego w niniejszym punkcie, ja sam nigdy
takich podłużnych języczkowatych "błędnych ogników" czy płomyka
"krzewu gorejącego" NIE widziałem - chociaż widziałem już aż kilka
orbów (tj. miniaturowych sond UFO). Jednak na popołudniowym spacerze
po czarnej żwirowej plaży niedaleko od swego mieszkania w Petone
(Nowa Zelandia) w ciepłą, słoneczną, jesienną środę dnia 2018/4/25,
w końcu sam zobaczyłem jedną z wersji, czy manifestacji, tego niezwykłego
zjawiska, które w niniejszym opisie też będę tu nazywał "błędnym
ognikiem" - chociaż z jego cech i z materiału dowodowego z nim
związanego wynika, że był to telepatycznie "sprzeczający się" ze mną
"płonący krzew".
Ku mojemu zdumieniu, długi języczek tego ognika zaistniał na
upakowanej ludźmi plaży w pełnym świetle słonecznego dnia i
jarzył się bardzo silnym czerwonawym światłem widocznym już
z odległości około 100 metrów - chociaż w jego opisach typowo
się twierdzi, iż pojawia się on jedynie na bezludziach i tylko
mrocznymi nocami, zaś jego światło jakoby jest zbyt słabe aby
było widoczne w pełni dnia. Dla naukowej rzetelności poniżej
przytaczam więc swój szczegółowy raport z tej fascynującej
obserwacji - jakiej najważniejszym moim zdaniem elementem
było potwierdzenie, że faktycznie ów ognik zademonstrował
posiadanie inteligencji i umiejętności telepatycznego "omamiania".
Około godziny 16, pięknej, słonecznej i bezwietrznej
środy, dnia 2018/4/25, spacerowałem po czarnej
petońskiej plaży żwirowej. Kiedy po zawróceniu
zdążałem już w kierunku swego mieszkania, w
obszarze plaży leżącej na wprost wzniesionego przy
tej plaży celtyckiego kamiennego krzyża pamiątkowego
lokalnie nazywanego też "Iona Cross of Petone" (patrz
"Fot. #J3b" poniżej) spostrzegłem języczek
silnie świecącego się czerwonego płomyka jaki buchał
jakby z wysuszonego na kość fragmentu krzewu jakiegoś
wodorostu leżącego na owej plaży - po angielsku zwanego
kelp seaweed.
Wymiary widocznej dla mnie części języczka tego płomyka
przy oglądaniu go z bliskiej odległości oceniałem
na: szerokość około 2 cm, wysokość około 5 cm.
Płomyka tego NIE widziałem kiedy uprzednio
też przechodziłem koło owego miejsca jakieś pół
godziny wcześniej. Sam ów płomyk w jakiś dziwny
sposób fascynował i przyciągał do siebie moją uwagę.
W jego zachowaniu było bowiem coś inteligentnego,
nieprzypadkowego i jakby "ludzkiego". Wyglądał bowiem
jakby "tańczył" żywo i radośnie, chociaż nie było wówczas
wiatru, którym można byłoby wyjaśnić jego rytmiczne,
intrygujące i jakby inteligentnie egzekwowane taneczne
poruszenia. Jego ruchy mi przypominały pełne gracji
i rytmu taneczne poruszenia dzisiejszych pojedyńczo
tańczących kobiet. (Odnotuj tutaj, że jedynie kobiety
tańczące bez bycia zniewolonymi tanecznymi uściskami
swych partnerów demonstrują owe pełne gracji i rytmu
ruchy pokusy i uwodzenia, jakie demonstrował też ów
płomyk.) Ja potrafię szybko odnotować i rozpoznać te
ruchowe kuszenie i uwodzenie tańczących kobiet, ponieważ
znam je dobrze ze swoich "playlists" z ulubionymi
piosenkami i tańcami, które zaprogramowałem osobiście do
częstego oglądania na "smart" telewizorach firmy LG i na
komputerch PC pracujących pod wyszukiwarką "Google Chrome" -
a stąd które czytelnik też może sobie oglądnąć np. pod adresami
http://drobina.rf.gd/p_nfj.htm
czy
http://pajak.org.nz/p_nfi.htm.
Na przekór swych niewielkich rozmiarów, płomyczek
ten jarzył się aż tak silnie, że przykuł do siebie mój
wzrok już kiedy byłem jeszcze w znacznej od niego
odległości, jaką oceniłbym na około 100 metrów od
niego. Jego intensywność, jaskrawość i kolor już z
tak dużej odległości mi przypominały oglądany z bliska
nocny płomień z lampy naftowej - jaką moja babcia mieszkająca w
Cielczy
oświetlała nocami swoje pozbawione elektryczności
mieszkanko. Tyle, że będąc podobnie szeroki jak niski
płomyk unoszący się z knota lampy naftowej, widzialny
fragment języczka owego płomyka z Petone miał
wysokość około trzykrotnie wyższą od swej szerokości.
Ja spacerowałem bardzo wolno tuż przy krawędzi wody,
podczas gdy morze było wówczas znacząco cofnięte odpływem.
Stąd ów języczek płomyka tańczył w odległości około
20 metrów na lewo od przedłużenia trajektorii mojego
spaceru. Ponieważ odnotowałem go już ze sporej odległości,
stąd spacerując wolno oglądałem go i analizowałem
przez okres co najmniej około 5 minut. Jednak już po
pierwszym jego ujrzeniu natychmiast ogarnęły mnie
jakieś niezrozumiałe i silne wątpliwości na jego temat.
Kiedy później już w swym mieszkaniu zacząłem analizować
te wątpliwości, doszedłem do wniosku iż ów płomyk
jakby telepatycznie starał się mnie "omamić" i nakłonić
abym przestał się nim interesować i kontynuował
swój spacer w sposób niezakłócony. Tak się bowiem
zdarzyło, że ja dobrze już znałem ów telepatyczny przymus
ze swoich uprzednich przypadkowych natknięć się
na wehikuły UFO - które też typowo rozsiewają
wokół siebie telepatyczny nakaz stwierdzający coś
w rodzaju "to co widzisz jest niczym niezwykłym,
przestań więc się tym interesować i kontynuuj czynienie
tego co czynisz". (O owym telepatycznym nakazie
czytelnik może poczytać sobie w podrozdziale VB4.1.1
z tomu 17 mojej
monografii [1/4].
To właśnie z powodu wykrycia istnienia tego silnego
nakazu, w swych publikacjach wypracowałem i zalecam
czytelnikom zachowanie "najpierw
fotografuj, a dopiero potem deliberuj" - którego
zrealizowania, niestety, ja sam haniebnie zaniedbałem
w sprawie opisywanego tutaj "błędnego ognika" czy
"płonącego krzewu".) Pierwsza z tych silnych wątpliwości
jaka mnie ogarnęła, to że płomyk ten wcale NIE jest
niczym niezwykłym. W ów bowiem dzień piękna
pogoda sprawiła, iż na plaży było sporo ludzi. Kilku
z nich siedziało w niedużych odległościach po niemal
wszystkich stronach owego płomyka. Najbliżej,
bo jedynie jakieś 5 metrów poza owym tańczącym
języczkiem płomyka był niski murek jaki odgradza
plażę od chodnika (poza którym to chodnikiem stoi
ów krzyż celtycki pokazany na "Fot. #J3b"). Na murku
tym siedziała grupka około 5 młodych osób (NIE zadałem
wówczas sobie trudu aby dokładnie ich policzyć),
zwróconych w kierunku morza, a stąd i w kierunku
owego płomyka. Ponieważ zaś ów tańczący płomyk
najpierw mi przypominał też płomyk silnej zapalniczki
do papierosów, początkowa wątpliwość jaka mnie
ogarnęła, stwierdzała iż ktoś z owej grupy ludzi
wcisnął zapewne palącą się zapalniczkę w piasek,
ukrywając ją w leżącym na plaży wyschniętym
fragmencie krzewu wodorostu, zaś obecnie wszyscy
oni zabawiają się śledzeniem jak spacerowicze i
przechodnie na to zareagują. (NIE mam pojęcia skąd
taka jakby teleptycznie narzucona mi z zewnątrz wątpliwość
przyszła do mojej głowy, bowiem ja sam nigdy ani NIE widziałem
nikogo kto by tak uczynił, ani NIE słyszałem o nikim
kto by tak postąpił.) Zdecydowałem więc, że chociaż
bez przerwy kontynuowałem uważne śledzenie
owego płomyka, dalej będę spacerował w sposób
niezakłócony, udając że wcale NIE interesuję się tym
płomykiem. Kiedy jednak byłem w punkcie spaceru
jaki leżał najbliżej od owego płomyka, zaś tylko około
25 metrów od grupki owych młodych osób, odnotowałem,
że wcale NIE patrzą oni na miejsce gdzie tańczył
ów płomyk, a oglądają morski horyzont leżący w
oddali. Faktycznie na mnie sprawili wówczas wrażenie,
iż płomyka tego wcale NIE widzą - chociaż "tańczył"
on tuż pod ich nosami. Zmieniłem więc swój zamiar
i zdecydowałem się podejść bliżej aby sprawdzić co
wytwarza ów fascynujący mnie płomyk. Kiedy podszedłem
na odległość około 10 metrów od niego, płomyk zaczął
się zachowywać, jakby miał inteligencję i zmysły jakiegoś
dzikiego zwierzątka, które odnotowało, że ktoś do niego
się zbliża. Zaprzestał bowiem swego fascynującego mnie
"tańca" i znieruchomiał jakby nasłuchując czy też obserwując.
Ponieważ kontynuowałem swoje zbliżanie się do niego,
zaczął zwolna jakby przykucać, czy chować się w dół, nadal
stojąc nieruchomo i jedynie pomału obniżając swoją wysokość
(tj. zachowywał się jak człowiek, który się ukrywa, a odnotował
iż ktoś do niego się zbliża). Gdy podszedłem na odległość
około 5 metrów, płomyk nagle zniknął. Podszedłem więc
do wysuszonego fragmentu krzewu wodorostu z którego
płomień się wydobywał aby sprawdzić, czy ukryta jest w
nim zapalniczka - jednak nic tam NIE było. (Jak w przybliżeniu
taki fragment wysuszonego na kość krzewu wodorostu
wygląda, pokazałem to na "Fot #J3a" poniżej.) Także sam
ten fragment krzewu wodorostu NIE miał na sobie
żadnych śladów upalenia, zwęglenia, dymu, czy sadzy -
co jest bardzo dziwne zważywszy, iż płomyk palił się przez
raczej spory okres czasu, a stąd fragment wysuszonego krzewu
wodorostu z jakiego się wydobywał powinien częściowo się spalić,
zwęglić, lub zakopcić. W sumie więc ów
krzew wysuszonego wodorostu wykazywał taki sam brak popalenia
jak płonący krzew opisany w wersetach 3:1-5 z bibilijnej
"Księgi Wyjścia" - ze środka którego też wydobywał się płomień
ognia, jednak krzew od ognia tego NIE spłonął.
Nogą przesunąłem więc ów krzew wodorostu na bok aby
odsłonić piasek plaży i sprawdzić co jest pod nim - jednak ponownie
ani żadnego otworu, ani też sadzy, dymu, popiołu, zwęglenia,
popalenia, czy czegokolwiek odmiennego od normalnego
piasku, pod tym wysuszonym krzewem wodorostu NIE
odnotowałem. Piasek i wodorost wyglądały tak, jakby
języczek owego tajemniczego ognika powstawał w powietrzu
zamiast wydobywać się z ziemi czy z czegokolwiek, oraz
jakby NIE generował ani gorąca, ani żaru, popiołu, sadzy,
czy dymu. Ponieważ pobliscy plażowicze zaczęli
zwracać uwagę na to co czynię, NIE sprawdziłem
już piasku ani wodorostu czy są gorące, a wycofałem
się na odległość około 10 metrów od owego miejsca
i zacząłem tam czekać aby sprawdzić czy płomyk
ponownie się pojawi. Jednak już się NIE pojawił.
Za to zarówno owa grupa około 5 osób, jak i inni ludzie
siedzący niedaleko na plaży, wszyscy oni zaczęli się
zachowywać jakby moje dziwne dla nich działania
pobudziły ich ciekawość i zainicjowały ich szeptane
komentowanie. Doszedłem więc do wniosku, iż oni
zapewne płomyka tego NIE widzieli. Aby zaś niepotrzebnie
NIE stwarzać im okazji do przypisania mi etykiety osoby
dziwnie zachowującej się na plaży, zaprzestałem
dalszego wyczekiwania czy płomyk ponownie się ukaże
i wyruszyłem w drogę powrotną do swego mieszkania.
Wszakże z tego co na mój temat pisze się w polskim
internecie doskonale już wiem, iż dla każdego tak
zaetykietowanego mieszkańca małomiasteczkowego
Petone uzyskanie takiej etykiety indukowałoby potem
równie niepożądane następstwa, jak dla mnie ma
zaetykietowanie mnie przez Polaków i przez niemal
całą Polskę etykietą "pseudonaukowca" i rzekomego
wyznawcy "teorii spiskowych" (podczas gdy tak
naprawdę, to ja naukowo i nieodpłatnie staram
się badać i popularyzować wszystko, czego zbadania
odmawia nasza kosztowna oficjalna nauka ateistyczna -
w tym przypadku badać zjawisko "błędny ognik" czy
też "płonący krzew" wodorostu).
Dopiero w swym domu ochłonąłem z tego niewyjaśnionego
"omamu" jaki spowodował u mnie widok i bliskość
owego płomyka, który jasno świecił, jednak nic NIE
popalił ani osmolił. Zacząłem bowiem sobie uświadamiać,
że byłem świadkiem wysoce rzadkiego, tajemniczego
i raczej niezwykłego zjawiska najczęściej nazywanego
"błędnym ognikiem" - do istnienia jakiego referują
tysiące legend ludowych, chociaż oficjalna nauka
ignoruje jego istnienie. Co nawet jeszcze dziwniejsze,
ognik ten pojawił się na plaży pełnej ludzi podczas
światła dziennego i to w ładny słoneczny dzień -
podczas gdy panuje dość powszechne przekonanie,
że płomyki takie są widywane niemal wyłącznie na
odludziach i tylko podczas niemiłych dla ludzi i złowróżebnie
mrocznych nocy. Płomyk ten wykazywał też inteligentne
zachowania i telepatyczne zdolności (np. jakby telepatycznie
"sprzeczał się" ze mną). Ponadto, płomyk ten pojawił
się w bliskości pamiątkowego krzyża celtyckiego.
Z tyłu bowiem za owym murkiem, na którym siedziało
około 5 młodych osób, istnieje kamienny krzyż celtycki,
z wmurowaną w niego pamiątkową tablicą, zdjęcie
jakiego to krzyża czytelnik może sobie oglądnąć
poniżej na "Fot. #J3b", a także m.in. w
Google,
zaś napis na pamiątkowej tablicy którego może sobie przeczytać
z fotografii jego zbliżenia, w kwietniu 2018 roku pokazywanego na stronie
https://goo.gl/images/WbbfQa.
Tablica ta informuje, że dnia 23 lutego 1840 roku,
w owym miejscu odbyła się pierwsza nowozelandzka
msza publiczna przysłanego właśnie ze Szkocji Reverend'a,
który założył wówczas Kościół Prezbyteriański Nowej Zelandii.
Można się domyślać, że podczas owej mszy, prowizoryczny
ołtarz umiejscowiony był właśnie w miejscu w jakim pojawił
się ów niezwykły płomyk - wszakże płomyk ten swym wyglądem
przypominał, między innymi, tzw.
"wieczne lampki",
kiedyś palące się w kościołach, niezwykłą tradycję jakich to
lampek opisuję szerzej m.in. w punkcie #J2 swej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Z opisywanych m.in. w punktach #D2, #E2 i #E3 strony o nazwie
malbork.htm
moich badań na temat akumulowania się tzw. "energii moralnej"
w obszarach i obiektach będących odbiorcami ludzkich modlitw
zdaje się wynikać, że z powodu historycznego znaczenia owego
krzyża celtyckiego dla rozwoju chrześcijaństwa w Nowej Zelandii,
oraz efektów późniejszych modlitw nowozelandzkich chrześcian,
cały obszar związany z tradycją owego krzyża, w tym zapewne
spory fragment miasteczka Petone (prawdopodobnie wraz z
położonym niedaleko tego krzyża moim mieszkaniem) akumuluje
w sobie energię moralną - stopniowo nabierając nadprzyrodzonych
cech. Wcale by mnie więc NIE zdziwiło, gdyby z czasem ów obszar
(i krzyż) nabrał zdolności do czynienia cudów, np. w rodzaju zjawisk
podobnych do tych jakie tu raportuję, czy np. przyszłej zdolności
do cudownego uzdrawiania ludzi albo do wypełniania podjętych
w tym miejscu realistycznych marzeń (tak jak takie wypełnianie
się marzeń już następuje w mojej rodzinnej wsi
Stawczyk,
zaś jak opisałem to szerzej m.in. w punktach #A1 i #F2 z mojej strony o nazwie
wszewilki.htm).
Fakt, że ów "błędny ognik" pojawił się w wysuszonym
krzewie wodorostu i w obrzarze o historycznym i
modlitewnym znaczeniu dla rozwoju chrześcijaństwa
w Nowej Zelandii - upamiętnianym wzniesionym tam
celtyckim krzyżem, tamtemu mojemu doświadczeniu
nadaje też jeszcze innej wymowy. Wszakże niezależnie
od przykładu "omamienia", doświadczenie to może także
reprezentować sobą "zainspirowanie", "ujawnienie" oraz
"upewnienie" - w których owo celowe "omamienie" mnie,
w połączeniu np. z brakiem dowodowej fotografii owego
"błędnego ognika", może służyć zasadzie utrzymywania
"wolnej woli" u osób sceptycznych jakie wyznają odmienne
poglądy. Taka "ujawniająca" i "upewniająca" rola tego
zdarzenia zdaje się nawet być potwierdzana analogią
jego przebiegu do "płonącego krzewu" zaobserwowanego
przez Mojżesza, a opisanego w w/w wersetach 3:1-5 z
bibilijnej "Księgi Wyjścia" (który to opis z powodu swej
wagi został potem dodatkowo powtórzony, poszerzony
i uściślony w wersetach 7:30-43 z bibilijnych "Dziejów
Apostolskich"). Wszakże jeden z wersetów z bibilijnej
"Księgi Wyjścia" (też z naciskiem powtórzony w
"Dziejach Apostolskich"), tj. werset 3:5, stwierdza m.in. -
cytuję: "... miejsce, na
którym stoisz, jest ziemią świętą". Nowa
Zelandia praktycznie NIE posiada jeszcze miejsca
jakie byłoby uznane przez jej mieszkańców za
chrześcijańsko-święte - takie jakim np. w Polsce jest
cała Jasna Góra z Częstochowy. Wprawdzie w NZ
jest sporo obszarów i obiektów, np. kamieni, wzgórz,
miejsc czyichś lądowań, pól bitew, cmentarzy, legowisk tzw.
"Taniwha",
itp. - przez miejscowych Maorysów uważanych za "święte",
jednak charakter i pochodzenie tych obiektów wykazuje
cechy w Biblii definiowane jako pogańskie. (Jako ich
przykład rozważ kamień "Te Kohatu-O-Hatupatu" pokazany
na "Fot. #D1" i opisany w punkcie #D1 z mojej strony o nazwie
newzealand_pl.htm.)
Skoro zaś chrześcijaństwo docelowo ma rozprzestrzenić
się po całym świecie, takie chrześcijańsko-święte miejsce
zapewne pojawi się i w Nowej Zelandii. Jeśli więc Bóg
zdecydował się ustanowić takie chrześcijańsko-święte
miejsce i w NZ,
zapewne będzie stwarzał i udostępniał
do poznania miejscowym ludziom cały szereg jakichś
wymownych znaków - tyle, że tak zaprojektowanych i
zamanifestowanych, aby NIE łamały one sobą niczyjej
"wolnej woli" (czyli znaków podobnych do zdarzeń oraz
manifestacji opisywanych i zilustrowanych w niniejszym
punkcie #J3). Na bazie też sporej liczby takich właśnie
znaków, jakie autor niniejszej strony już odnotował i tutaj
opisał i to w czasie zaledwie do pół roku od zaobserwowania
owego płonącego krzewu wodorostu, z dużym prawdopodobieństwem
wolno nam wnioskować, że obszar otaczający miejsce na
plaży w Petone, gdzie zamanifestowany został ów ogromnie
wymowny znak religijny, zapewne jest
miejscem "chrześcijańsko świętym" - tj. miejscem, które
NIE jest ani prezbyteriańsko święte, ani protestancko święte,
ani katolicko święte, ani pogańsko święte, a właśnie
ogólno-chrześcijańsko święte, czyli święte dla błogosławieństwa
i użytku wszystkich ludzi jakich religia lub wierzenia bazują
na treści chrześcijańskiej Biblii. To zaś także
oznacza, że w owym miejscu i w jego okolicy (w tym również
w całym NZ miasteczku Petone) w przyszłości będzie działo
się znacznie wiecej "niewyjaśnionych" zdarzeń, podobnych do
tych jakie dotychczas ja zdołałem odnotować i udokumentować
na całej niniejszej stronie (jedyny problem będzie w tym, czy
dzisiejsi ludzie, których oczy są trwale poprzyklejane do ich
telewizorów i do telefonów komórkowych, będą w stanie
odnotować te znaki).
Przebieg opisanego powyżej zdarzenia charakteryzował
się aż szeregiem cech, które można nazwać co najmniej
"zagadkowymi", a które namnożyły u mnie pytań - jednak
NIE udzieliły na nie definitywnych odpowiedzi. Przykładowo,
jak to możliwe, iż ów "błędny ognik" czy "płonący krzew"
pojawił się w miejscu publicznym, świetle dziennym
i to przy słonecznej pogodzie - wszakże nigdy uprzednio
o jego publicznym i dziennym pojawianiu się NIE
słyszałem. Jak to możliwe, iż zalecając w swych publikacjach
"najpierw fotografuj, a dopiero potem deliberuj"
i mając w kieszeni aparat fotograficzny, ja ognika tego
NIE sfotografowałem - czyli postąpiłem tak samo jak
w sytuacji opisywnej w podrozdziale Q1 z tomu 14 mojej
monografii [1/4]
postąpił mój znajomy, A.J. Huddy, który uwielbiał
operowanie kamer telewizyjnych, zaś jego domek
zawalony był gotowymi do działania kamerami,
jednak kiedy o 2:56 nad ranem dnia 23 marca
1989 roku za jego oknem pojawiło się czteropędnikowe
UFO, jedynie obserwował je wzrokowo zamiast
złapać jedną ze swych kamer aby UFO to trwale
udokumentować. Jak też to możliwe, iż prawdopodobnie
byłem jedyną osobą na owej plaży, która zobaczyła
i analizowała ten ognik, podczas gdy "tańczył" on
dosłownie "pod nosem" wielu innych plażowiczów -
najbliżsi z których siedzieli jedynie około 5 metrów
od niego zwróceni wprost w jego kierunku? Dlaczego
ja go NIE widziałem pół godziny wcześniej, kiedy
uprzednio przechodziłem koło owego miejsca w
przeciwstawnym kierunku swego spaceru - czy
wówczas ognik ten jeszcze się NIE pojawił, czy
też i wtedy już "tańczył", ale ja go NIE odnotowałem?
Dlaczego ognik ten NIE upalił, zwęglił, czy pokrył sadzą
ani suchego wodorostu, ani piasku plaży, z jakich gdyby
był fizycznym zjawiskiem wówczas musiałby się wydobywać?
Dlaczego ów ognik telepatycznie aż tak mnie "omamił",
iż zapobiegł tym abym go sfotografował (wszakże w
Google istnieje już sporo zdjęć i wideów podobnych
ogników - jedno czy kilka ich więcej jakie ja wykonałbym
NIE uczyniłoby więc niemal żadnej różnicy)? Jaka
"moc" kryła się za inteligentnymi i omamiającymi
działaniami tego ognika? Czy jest możliwe, że ów
"błędny ognik" czy
"płonący krzew" starał się potwierdzić na moim
przykładzie, iż w zamierzony i inteligentny sposób
może on jednak "omamiać" i telepatycznie wpływać
na ludzkie postępowania -
tj. iż może on każdego (w tym nawet mnie) dowolnie
"omamić" - tak jak na temat omamiającej natury i cech
owych ogników od dawna twierdzą ludowe opowieści
praktycznie wszystkich narodów świata? Wszakże w
jego przypadku postąpiłem zupełnie odwrotnie do swego
naukowego treningu, myślenia i dotychczasowego
doświadczenia. Czy jest możliwe, że owo moje "omamienie"
miało jedynie być NIE odbierającym innym ludziom ich
"wolnej woli" sposobem "ujawnienia", "poinformowania" i
"upewnienia"?
Z innych moich badań "niewyjaśnionych zjawisk" też
jasno wynika, iż wszelkie zdarzenia, które mają pozostawiać
ludziom swobodę zachowywania ich "wolnej woli" poprzez
możność bycia interpretowanymi na dowolny sposób,
są celowo tak sterowane, aby NIE wygenerowały
sobą niezbitego materiału dowodowego - po więcej
szczegółów patrz punkt #C2 na mojej stronie o nazwie
tornado_pl.htm.
Innym słowy, zawsze tak się dzieje, że do istotnej
prawdy ludzie muszą przekonywać się świadomym
wysiłkiem procesu swego własnego poznawania,
a NIE być np. zmuszanymi wymową bezwysiłkowo
sprezentowanego im przez kogoś materiału
dowodowego. Ale aby mogli oni podejmować
proces takiego własnego poznawania, najpierw
ktoś (tak jak ja tutaj) musi swym bliźnim
dopomóc poprzez ich naprowadzenie na kierunek
pod którym prawda się ukrywa, poprzez np. udostępnianie
im wiedzy jaka ma potencjał aby skierować ich
myślenie na właściwe tory - podczas gdy proces
przekonywania siebie do tej prawdy bliźni będą
potem mogli realizować już własnym wysiłkiem.
* * *
P.S. (2019/1/27): Instrukcja jak dojechać
do najprawdopodobniej "świętego miejsca" z Petone.
Kiedy znajdziesz się na głównej ulicy Wellington (stolicy NZ),
znajdź przystanek autobusu numer 83 (zwykłego = tańszego)
lub numer 91 (pospiesznego = droższego) i u jego kierowcy
wykup bilet do Petone. Po około pół godziny jazdy
tym autobusem wzdłuż pozbawionego zabudowań brzegu
Zatoki Wellingtońskiej dotrzesz do głównego przystanku
miasteczka Petone - zlokalizowanego około środka długości
jego ulicy "Jackson Street". Łatwo poznasz ten
przystanek, ponieważ po lewej (północnej) stronie ulicy
jaką przybyłeś zobaczysz przy nim czerwone oznakowania
urzędu pocztowego (po jej prawej/południowej stronie
jest lokalny budynek policji - ale oznakowany niezbyt
rzucająco się w oczy). Ponadto, dla pospiesznego
autobusu numer 91 jest to jedyny przystanek w
Petone. Odnotuj gdzie się znajdujsz, bowiem swą
powrotną drogę do Wellington też zaczniesz z
przystanku po przeciwnej (prawej/południowej)
stronie owej ulicy autobusem o tym samym numerze.
Po opuszczeniu autobusu kontynuuj pieszą wędrówkę
tą samą ulicą "Jackson Street" w kierunku wschodnim -
w jakim odjedzie autobus jakim przyjechałeś (tj. przeciwstawnym
do swego przybycia z Wellington). Jak daleko przyjdzie
ci iść natychmiast odnotujesz po ujrzeniu przed sobą
skrzyżowania ze światłami z "Cuba Street" - jakie jest
widoczne już z przystanku autobusowego. Najlepiej
jeśli będziesz wędrował po prawej/południowej stronie
owej ulicy. Po jakichś 300 metrach (czyli ok. 10 minutach)
tej wędrówki dotrzesz do wylotu małej uliczki położonej
po twej prawej/południowej stronie i zwanej "Tory
Street". Poznasz ją po tym, że będzie to ostatnia
mała uliczka bez świateł położona jakieś 30 metrów
tuż przed skrzyżowaniem ze światłami sygnalizacyjnymi.
Skręć w prawo (tj. w kierunku ku południu) w ową
uliczkę "Tory Street" i podążaj nią aż dotrzesz do
końca jej zabudowań (tj. przez kolejne ok. 10 minut).
Przed sobą ujrzysz tam szary "Krzyż Celtycki"
z kamieni i cementu, wznoszący się na obrzeżu plaży.
Jakieś 5 metrów za murkiem oddzielającym ów krzyż
od plaży, mi zamanifestował się "gorejący krzew"
jaki opisałem w punkcie #J3 i w towarzyszących mu
ilustracjach z tej strony. Przy krzyżu znajdują się dwie
ławki osłonięte żywopłotem. Po usiądnięciu na którejś
z nich będziesz już na "świętym gruncie" i możesz w swej
prywatnej modlitwie przedłożyć Bogu prośbę w sprawie dla
jakiej podjąłeś swą podróż aż do tego "świętego miejsca".
Gdyby ktoś mnie pytał czym się różni modlitewna
prośba skierowana do Boga w "świętym miejscu"
od podobnej prośby skierowanej w dowolnym
"zwykłym" miejscu, np. we własnym mieszkaniu,
czy w kościele, wówczas odpowiedziałbym, że
zgodnie z moimi doświadczeniami - "priorytetem".
Wyjaśniając to żartobliwie, jeśli w "zwykłym"
miejscu prosi się o coś Boga na zasadach wyrażonych
staropolskim przysłowiem "kiedy trwoga to
do Boga", wówczas prosić może nam przyjść
aż do czasu kiedy boska tolerancja bycia nieustannie
bomardowanym naszymi prośbami się skończy,
stąd aby nas uciszyć np. spełni On tę naszą prośbę
(chyba, że ma się wiarę większą od opisanego
w Biblii "ziarnka gorczycy" - patrz wersety 17:20
i 21:21-22 z "Mateusza", albo też zna się jakiś
wysoce efektywny sposób modlenia się - np. ten
jaki opisałem w punkcie #G7 swej strony o nazwie
will_pl.htm
i we wpisie numer #224 do
blogów totalizmu).
Tymczasem jeśli ktoś podejmie trud związany z
pomodleniem się o coś dla niego istotnego w miejscu
jakiemu Bóg przyznał status "miejsca świętego" to
jeśli NIE istnieją jakieś istotne powody dla których
Bóg wogóle NIE zdecyduje się wypełnić danej prośby,
wówczas będzie wystarczało aby proszący przedłożył
tam modlitewnie tylko jeden raz to o co pragnie Boga
poprosić.
Fot. #J3abc: Trzy fotografie jakie mogą mieć tajemniczy
związek z omawianym powyżej "płonącym krzewem" czy
"błędnym ognikiem" - niestety, były one pstrykane w
innych dniach niż dzień kiedy to cudowne zjawisko mi
się zamanifestowało.
Począwszy od dnia dokonania niezwykłej obserwacji
jaką opisałem w punkcie #J3 powyżej, praktycznie
niemal codziennie (i zawsze też około tego samego czasu
jak w oryginalnym zdarzeniu) staram się ponownie wybrać
na miejsce tego cudu - chyba że jakieś okoliczności,
np. nadmierne zimno, deszcz, sztorm, itp., mi w tym
przeszkadzają. Aczkolwiek w międzyczasie zaobserwowałem,
doświadczyłem osobiście, lub dane mi było poznać,
aż cały szereg dalszych zdarzeń i zjawisk jakie mają
bezpośredni związek z owym cudownym jak wierzę
płonącym krzewem (najbardziej objektywne z których
to zdarzen i zjawisk starannie udokumentowałem szeregiem
ilustracji i wideów przytoczonych poniżej), ów niezwykły
płomień drugi raz już mi się NIE ukazał - co z jednej strony
ponownie potwierdza, iż NIE mógł być on spowodowany
ulatującym gazem (wszakże z miejsc na Ziemi gdzie taki
podziemny gaz ulatuje, doskonale już wiadomo, że ich ulot
nigdy NIE jest jedynie krótkotrwałym zjawiskiem, a zawsze
trwa przez wiele lat), zaś z drugiej strony potwierdza to iż
aby NIE odbierać nikomu "wolnej woli" owo cudowne zjawisko
NIE może zostać udokumentowane w sposób odbierający
wszelkie wątpliwości tym osobom co się z nim zapoznają.
Fot. #J3a (góra):
Wysuszony na kość fragment krzewu wodorostu po angielsku zwanego
kelp seaweed.
Sfotografowałem go jak leżał na petońskiej plaży jeden
dzień później po tym jak zaobserwowałem omawiany
powyżej "błędny ognik". Niestety, tamtego fragmentu, z
którego buchał ów "błędny płomyk", zaś który odsunąłem
swą nogą aby zobaczyć czy znajduje się pod nim jakiś
otwór, opalenie, zadymienie, zapalniczka, lub cokolwiek
innego wyjaśniającego pochodzenie owego dziwnego ognika,
w dzień później NIE mogłem już znaleźć. Sfotografowałem
więc inny kawałek wysuszonego wodorostu, też leżący na
petonskiej plaży, aby dać czytelnikowi zgrubne rozeznanie
jak taki wysuszony na kość fragment "kelp seaweed" wygląda.
Fot. #J3b (środek):
Oto moje zdjęcie pamiątkowego celtyckiego krzyża
kamiennego wzniesionego przy plaży w Petone
(pstryknięte dnia 2008/7/5, skompresowane 2018/5/3).
Szereg rzekomych "zbiegów okoliczności" jakich
doświadczyłem w Petone zdaje się sugerować,
że dziwne zjawiska jakie wyszczególniam i opisuję
w punktach #J1 do #J5 niniejszej strony zapewne
dzieją się w związku ze znaczeniem owego krzyża.
(W punkcie #J5 poniżej wyjaśniam szczegółowo,
dlaczego w świecie dalekowzrocznie rządzonym
przez wszechmogącego Boga za pośrednictwem
Omniplanu, NIE istnieje takie coś jak "zbiegi
okoliczności", a istnieją wyłącznie wszechstronnie
zaplanowane działania Boga.) Przykładowo, ów
"płonący krzew"
(który ja w chwili jego zaobserwowania wziąłem
za "błędny ognik"), pojawił się na plaży koło
owego krzyża - czyli w miejscu w którym podczas
upamiętnianej tym krzyżem historycznej mszy świętej
znajdowałby się ołtarz. Z kolei po przeciwstawnej niż
plaża stronie tego krzyża, tj. na wąskim pasie wysuszonej
trawy istniejącym pomiędzy obu pasami petońskiej jezdni
zwanej "The Esplanade", około lutego 2011 roku wylądowało
UFO najmniejszego typu K3, wypalając tam w trawie
zarys "serca" powszechnie uznawany jako znak "miłości" -
zdjęcie śladów tego lądowania pokazałem na najniższym
zdjęciu "#J3c". Ponadto, od czasu kiedy zobaczyłem koło
tego krzyża ów "płonący krzew", odnotowałem kilka
dalszych intrygujących zdarzeń, część z których
udokumentowałem poniżej z pomocą "Fot. #J3def".
Osobiście też wierzę, że inne opisywane na tej
stronie dziwne zjawiska, np. fakt że wokoło Petone
skupiło się owych 10 "sprawiedliwych" opisywanych w
Biblii i że los (Omniplan) sprawił iż ja tu także zamieszkałem,
czy fakt że wszelkie kataklizmy jakie dotykają okoliczne
miasta pozostawiają Petone nietknięte, też mają jakiś
związek ze zdarzeniami i modlitwami upamiętnianymi
owym krzyżem. Wszakże przytoczone powyżej w
opisach punktu #J3 cytowanie z wersetu 3:5
bibilijnej "Księgi Wyjścia" zdaje się sugerować, że
wydobywanie się ognia
z fragmentu wysuszonego krzewu wodorostu,
bez spowodowania popalenia ani osmolenia tego
krzewu, wskazuje miejsce w Petone będące
"ziemią chrześcijańsko świętą" - co
wyjaśnia też pochodzenie owych dziwnych zjawisk
graniczących z cudami, jakich zachodzenie od
dawna już odnotowuję i obserwuję w Petone
oraz opisuję na niniejszej stronie.
Z innych miejsc na świecie, które demonstrują
podobnie niezwykłe atrybuty jak Petone, takich
jakim w Polsce jest np. "Jasna Góra" - szeroko
znana z jej cudownych uzdrowień, czy jest np.
uważana za "typową" wieś zwana
Wszewilki -
w której jednak wypełniają się realne marzenia
i widywane są niezwykłe zjawiska (np. deszcz
z żywych rybek, niewytłumaczalnie zachowujące
się ciała niebieskie, nadprzyrodzone stworzenia,
itp.), już wiadomo, że gdyby Bóg właśnie ustanowił
w Petone np. "obszar
chrześcijańsko-święty", zaś np.
mi powierzył zaszczyt NIE łamiącego niczyjej
"wolnej woli" powiadomienia bliźnich o tym
ustanowieniu, wówczas w miejscu tym NIE
tylko będą działy się trudne do racjonalnego
wyjaśnienia zdarzenia, ale zaczną też spełniać
się np. modlitwy osób proszących Boga
o cudowne uzdrowienie, o spełnienie jakichś
życzeń, o uwolnienie od określonych
problemów, o załagodzenie zasłużonej kary,
itp. Tyle, że w NZ narazie niemal nikt NIE
wie o takiej możliwości, nikt więc zapewne w
ewentualnym "petońskim chrześcijańsko-świętym
miejscu" NIE modli się do Boga o spełnienie
czegoś, co dla niego, lub dla niej, jest bardzo
istotne. Jeśli więc ty czytelniku, po poznaniu
tego co opisałem w niniejszej "części #J",
pomodlisz się w koło owego petońskiego krzyża
o coś realnego, nie przeciwstawnego do boskich
planów i nakazów, oraz dla ciebie bardzo istotnego
(najlepiej formułując swą modlitwę w sposób
jaki opisałem w punkcie #G7 ze strony
will_pl.htm),
zaś prośba z twojej modlitwy z upływem czasu
zostanie spełniona, wówczas NIE zapomnij
osobiście poinformować bliźnich o tym fakcie -
tak aby dla innych bliźnich twoje poświadczenie
też otwarło dostęp do cudownego potencjału tego
miejsca. Przecież w dzisiejszych czasach telefonów
komórkowych, SMSów, internetu, emailów, itp.,
takie udostępnienie bliźnim swych osobistych
upewnień dla większości osób NIE stanowi już
problemu. Jednocześnie z powodu korupcji
dzisiejszych kapłanów - którą wyjaśniam szczegółowiej
np. w (1) z punktu #T2 i w (1) z punktu #U1 strony
woda.htm,
oraz w punkcie #S4 strony
2030.htm,
zaś o której Biblia ostrzega np. w wersetach 4:4-9
"Księgi Ozeasza", a także z powodu podziałów i
sprzeczności poszczególnych odłamów chrześcijaństwa,
NIE ma już co liczyć, że na oficjalne głoszenie takiego
upewnienia będzie miała odwagę się zdobyć którakolwiek
z istniejących instytucji religijnych - podobnie jak poprawności,
prawdy, oraz zgodności z otaczającą nas rzeczywistością mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
NIE mają już odwagi potwierdzić dzisiejsi pracownicy
oficjalnej nauki ateistycznej.
Fot. #J3c (dół):Lądowisko UFO o kształcie "serca", które w kwietniu 2011
roku "przypadkowo" zauważyłem poczym sfotografowałem na owym
pasie trawy ze środka dwukierunkowej ulicy "The Esplanade"
przebiegającej po przeciwnej niż plaża stronie celtyckiego krzyża
z Petone. Odnotuj tu, że powyżej udokumentowane fotograficznie
"serce" jest jednym z tylko trzech takich serc jakie widziałem
(i udokumentowałem fotograficznie) w całym swoim życiu -
aczkolwiek widziałem i przebadałem setki lądowisk UFO o innych
niż serce kształtach. Jak też wyjaśniłem to poniżej w punkcie #J4,
każde z trzech miejsc na świecie w jakich
ujrzałem i sfotografowałem takie "serca", posiada historycznie
przełomowe znaczenie dla postępu ludzkiej wiedzy o Bogu, a stąd
z religijnego punktu widzenia faktycznie jest "miejscem świętym".
I tak powyższe "serce" pojawiło się w miejscu przy plaży w Petone,
gdzie odbyła się pierwsza w Nowej Zelandii msza święta. Przed nim
zaś inne "serce" (pokazane poniżej na "Fot. #J4a" i "Fot. #J4c")
pojawiło się pod moim mieszkaniem z Kuching, Borneo, w którym to
mieszkaniu jako pierwszy zawodowy naukowiec
na świecie doznałem i przebadałem
zjawisko nirwany,
na bazie którego później opracowałem opisywany
w punktach #A1 do #A4 strony
partia_totalizmu.htm
idealny ustrój społeczny, w którym "praca moralna" będzie
wynagradzana nirwaną, a stąd który Bóg zapewne wdroży
w przyszłym społeczeństwie ludzi o nieśmiertelnych ciałach,
zaś którym już obecnie ludzie mogliby spróbować zastąpić
ustroje kapitalizmu i komunizmu jakie pracę wymuszają
strachem lub pieniędzmi. Jeszcze inne "serce", które niestety
z powodu ujęcia go pod niewłaściwym względem słońca
kątem na mojej fotografii jest widoczne nieco mniej wyraźne,
widziałem w dniu 2008/9/11 (i też sfotografowałem -
kliknij na niniejszy zielony link aby je zobaczyć)
w Malaka, Malezja, w pobliżu miejsca gdzie zbudowany był przez
Portugalczyków pierwszy w Azji kościół katolicki i pierwsza twierdza
zarządzana przez chrześcijańskich Europejczyków. Na dodatek do
powyższego, odnotuj też, że zgodnie z ustaleniami mojej pierwszej
w świecie i nadal jedynej naukowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku zwanej też
Koncept Dipolarnej Grawitacji:
(1) Bóg zna myśli i wierzenia każdej osoby na świecie -
wie więc doskonale że kształt "serca" dla wszystkich ludzi
stanowi symbol "miłości"; oraz
(2) absolutnie żadne zdarzenie z naszego świata
fizycznego (w tym pojawienie się gdzieś zarysu "serca",
czyli symbolu miłości) NIE zachodzi tylko przez przypadek,
a wszystko co się zdarza jest starannie zaplanowane i
wyegzekwowane przez Boga, ma za zadanie osiągać aż
kilka istotnych boskich celów naraz, oraz zawiera w sobie
najróżniejsze boskie przekazy i wiadomości adresowane
do ludzi - po więcej informacji patrz podpis pod "Widea #J3xyz"
i punkty #J4 i #J5 poniżej.
Powyższe lądowisko UFO w kształcie "serca" pojawiło
się na wąskim trawniku umiejscowionym pomiędzy oboma
przeciwstawnymi pasami jezdni o nazwie "The Esplanade" -
jaka przebiega wzdłuż petonskiej plaży tuż za owym krzyżem
celtyckim. Fotografię tego lądowiska wykonałem w kwietniu
2011 roku, czyli zaraz po tym kiedy je po raz pierwszy dostrzegłem.
Jednak samo lądowisko już wówczas wyglądało jakby wypalone
zostało przez UFO jakieś dwa miesiące wcześniej, czyli około
lutego 2011 roku (czyli zapewne w 171 rocznicę przełomowej
mszy zaistniałej w tamtym miejscu - odnotuj symbolikę
cyfr 1+7+1). Ponieważ kiedy wykonywałem jego zdjęcie cała
trawa owego trawniczka była już wyschnięta, stąd normalnie
dobrze widoczne zarysy trawy wypalonej polem magnetycznym
lądowania UFO, na tym zdjęciu są trudne do wizualnego
odróżnienia od pozostałej, też suchej trawy. Jednak uważne
przyglądnięcie się zdjęciu ciągle pozwala odnotować nieco
silniejsze wypalenia trawy aż do gołej ziemi układające się
w kształt właśnie "serca". Lądowiska UFO w kształcie "serca"
mogą formowane kiedy lądujące UFO działające w trybie wiszącym
jest nachylone pod znacznym kątem - zwykle większym od
45 stopni. Wyraźniej widoczny kształt oraz ilustrację zasady
wypalania w trawie tych serco-kształtnych lądowisk przez
wirujące obwody magnetyczne takiego UFO pokazałem na
poniższej ilustracji "Fot. #J4abc". Odnotuj, że UFO typu K3
jest najmniejszym załogowym gwiazdolotem, osiem bocznych
pędników magnetycznych którego jest rozlokowanych na
obwodzie okręgu o średnicy d=3.1 metra. Ponieważ jednak
wehikuły te podczas swych "lądowań" faktycznie zawisają
nieruchomo w powietrzu, stąd zależnie od wysokości na jakiej
się zatrzymają, ich eliptyczne obwody wypalają "lądowiska"
o mniejszych średnicach niż owa "d". Jak precyzyjnie wygląda
taki gwiazdolot UFO typu K3, czytelnik może się dowiedzieć
z 4-minutowego wideo w
YouTube
o adresie
youtube.com/watch?v=hkqrVePSj6c,
lub z ilustracji opublikowanych na mojej stronie o nazwie
magnocraft_pl.htm
(przeglądanie pokazanych tam ilustracji warto rozpocząć
od poczytania krótkiego punktu #K2 tamtej strony).
Fot. #J3def: Kolejne trzy fotografie jakie dokumentują,
że na przekór iż linki do moich ciągle aktualizowanych
stron internetowych są przez jakieś mroczne moce
ukrywane aż tak usilnie, iż zapewne nikt w Nowej Zelandii
(a także tylko bardzo niewielu w Polsce) ma jakąkolwiek
szansę aby strony te odnaleźć i przeczytać, jednocześnie
nadal jakaś anonimowa i potężna moc uważnie analizuje
to co piszę i dyskretnie daje mi o tym znać. Stąd np.
po opublikowaniu w internecie opisów zawartych
w powyższym punkcie #J3 o zaobserwowaniu na
petońskiej plaży "płonącego krzewu" - nagle przy
miejscu pojawienia się tego krzewu, a także w moim
życiu, zaczęły się dziać zdarzenia związane z owym
zjawiskiem i zaadresowane wyłącznie do mojej uwagi,
na jakie dotychczas nigdy się NIE natknąłem, chociaż
mieszkam w pobliżu miejsca pojawienia się tego
płomienia i spaceruję regularnie koło niego od 2001
roku. Poniżej zilustruję zdjęciami przykłady
niektórych z nich, jakie nieco bardziej od innych
kwalifikowały się do opublikowania. (Kliknij na wybrane
z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w powiększeniu.)
Fot. #J3d (góra):
Odnowienie napisu na krzyżu. Ja mieszkam w Petone
of 2001 roku. Jako, że nic istotnego NIE umyka tam
mojej uwadze, przez cały ów okres odnotowywałem
zaniedbanie napisu na omawianym tu celtyckim
krzyżu z "Fot. #J3b". Stąd w czasie gdy dokumentowałem
swe ujrzenie "płonącego krzewu" napis ten był aż tak
zaniedbany, iż z trudem dawało się go odczytać. Zamiast
więc samemu wykonać zdjęcie tego napisu i powołać
się na NIE podczas pisania powyższego punktu #J3,
uznałem że tym co zechcą napis ten przeczytać lepiej
jest wskazać w internecie gdzie jest on czytelniej zreprodukowany.
Ku swemu jednak zaskoczeniu, w kilka dni po opublikowaniu
swych opisów ujrzenia "płonącego krzewu" właśnie koło tego
krzyża, przejeźdżając koło niego samochodem odnotowałem,
że napis ten został odnowiony i jest już wyraźnie widoczny.
Tyle, że aby go czytelnie sfotografować musiałem odczekać
aż ustaną nieprzerwane deszcze jakie zaczęły padać w Petonie
zaraz po opublikowaniu moich opisów ujrzenia płonącego
krzewu i jakie przerwały padanie tylko na jeden dzień 2018/6/14 -
w którym mogłem wreszcie pstryknąć powyższą fotografię.
Oczywiście, owo odnowienie napisu właśnie w owym czasie
możnaby uważać za "przypadkowy zbieg okoliczności". Tyle,
że wiedząc to co wyjaśniam poniżej w punktach #J4 i #J5, mianowicie
iż wszystko co zdarza się w naszym
świecie fizycznym najpierw musi być celowo i trwale wprogramowane
przez Boga do tzw. "Omniplanu", wiem też już ponad
wszelką wątpliwość, iż w naszym świecie fizycznym "zbiegi
okoliczności" po prostu NIE istnieją, a istnieją jedynie
dalekowzrocznie zaplanowane działania Boga. Ponadto, to
odnowienie napisu było zaledwie jednym z całego szeregu
nietypowych zdarzeń jakie zacząłem odnotowywać iż rozpoczęły
się dziać koło tego krzyża i jakie wykazywały wielopoziomowe
związki z "płonącym krzewem" jaki tam mi się ukazał. (Niestety,
nie każde z tych zdarzeń kwalifikowało się do opublikowania.
Nie każde też z nich można było obfotografować i tu pokazać -
dla przykładu jak udokumentować, że po zbudowaniu swego
zestawu do wyłapywania pitnej deszczówki opisanego w punktach #J1 i #J2 strony
woda.htm
w NZ niemal przestały padać deszcze - tak, że czystą wodę pitną
zmuszony byłem zakupywać w supermarketach. Od czasu jednak
zaobserwowania "płonącego krzewu" w Petone pada z regularnością
szwajcarskiego zegarka każdej niedzieli do wtorku, a niekiedy nawet
dłużej, tak że obecnie regularnie mogę wyłapywać potrzebną mi
ilość czystej wody do picia.)
Fot. #J3e (środek):
Oto zdjęcie znaku spirali
ułożonej z muszli oraz z nadal zielonych i mokrych
wodorostów (wyraźnie tylko chwilę wcześniej
zaczerpniętych z morza), którą znalazłem w kilka dni
po opublikowaniu w internecie treści punktu #J3 powyżej.
(Odnotuj datę pojawienia się i sfotografowania tego
znaku - "17" zawiera wszakże cyfrę 7, której Biblia
nadaje znaczenie świętej, obie cyfry 1+7 dają nam
sporo do zrozumienia, zaś suma cyfr "1+7=8" daje liczbę
"8" - przez Chińczyków uznawaną za świętą.) Znak
ten pojawił się w bardzo zimny dzień w miejscu w
jakim uprzednio widziałem ów płonący krzew.
Owego dnia niemal bez ustanku padał też zmienny deszcz,
czasami nawet "lejąc jak z cebra", a stąd poza mną praktycznie
nikt wówczas NIE był na tyle zdeterminowany aby wyjść
na spacer po plaży ryzykując zmoknięcie i przeziębienie.
Odnotuj z owego zdjęcia, że powierzchnia plaży na jakiej
widnieje owa spirala wyraźnie jest mokra, oraz że sama
ta spirala wygląda jakby ktoś sporządził ją pracowicie tylko
kilka sekund przed moim jej dostrzeżeniem - aczkolwiek
z powodu zimna i deszczowej pogody, poza mną nikt inny
NIE znajdował się wtedy na plaży. Oczywiście, każdy sceptk
zapewne stwierdzi, iż to wszystko jest tylko szeregiem
"zbiegów okoliczności" - co wniesie potem odpowiednie
następstwa też i dla niego (tak jak wyjaśniam to poniżej
w #J4 i #J5). Zastanawiające w tej spirali jest także, iż
jej zakończenie zostało przez kogoś jakby "zamykane" -
czyżby więc symbolicznie przekazywała ona wiadomość
"powstrzymywania" czegoś, lub potwierdzała sobą treść strony
2030.htm?
W tym miejscu muszę przypomnieć, że znak
spirali
jest świętym w praktycznie wszystkich kulturach
świata i ma bardzo wzniosłe znaczenia. Przykładowo
oznacza on moc niebios, narodziny, życie i cykle
życiowe, postęp, wzrost, fortunę, szczęście, oraz
szereg jeszcze innych "dobrych omenów".
Stąd w niektórych krajach świata znakiem spirali
są uświęcane co bardziej istotne miejsca i obiekty.
(Ja jednak nigdy NIE widziałem spirali ułożonej
na plaży - wszakże jej układanie jest trudne i
pracochłonne, szczególnie zimą i na mokrym
piasku, zaś ludzie wychodzą na plażę głównie
dla przyjemności i odpoczynku.) Stąd, przykładowo,
wmurowane spirale mogą ozdabiać budynki - jak ta w
centrum malezyjskiego miasta Melaka.
Mogą one także ozdabiać masowo produkowane przedmioty,
jakie komuś mają przynosić fortunę, szczęście, czy zdrowie, np.
plastykowy kubek do japońskiej zupy "miso".
Spirale ozdabiały także
kocioł znicza olimpijskiego podczas
olimpiady w Chinach z 2008 roku.
Fot. #J3f (dół):W sprawie "płonącego krzewu" jaki mi się
ukazał koło krzyża celtyckiego z Petone, zaś
jaki zapewne wskazywał
pierwsze w Nowej Zelandii miejsce będące
"ziemią chrześcijańsko świętą", mnie
zaczęły także zastanawiać dziwne (jak sceptycy
by to nazywali) "zbiegi okoliczności" -
aczkolwiek opisy działania Omniplanu podane w
punkcie #J5 poniżej ujawniają, że z pewnością
były to dalekowzrocznie zaplanowane działania
Boga. Przykładowo, przeglądając internet dnia
2018/6/29 przypadkowo natknąłem się na blog z adresu
candour.presbyterian.org.nz/2017/02/22/the-burning-bush/ -
z treści którego wynika, iż bibilijny "płonący krzew"
został wybrany jako "logo" NZ kościoła prezbiteriańskiego.
To moje przypadkowe natknięcie
się na informację, że "płonący krzew" stanowi "logo" NZ
kościoła prezbiteriańskiego, w połączeniu ze wskazującą
go spiralą ułożoną m.in. z wodorostów, upewniło mnie
konklusywnie, iż "płonący krzew" wodorostu, jaki widziałem
na petońskiej plaży, połączony został w jedną spójną
całość ze statystycznie zbyt wielką liczbą innych
wymownych zdarzeń, powiązań i symboli, aby nadal
ignorować jego znaczenie, jako NIE odbierającego ludziom
"wolnej woli" znacznika miejsca szczególnie wyróżnionego
przez Boga. Na dodatek do tego, całe
miasteczko Petone, czyli otaczająca ten krzyż celtycki
miejscowość jego twórców, dosłownie tonie w wyglądającym
jak "płonące krzewy" kwiatostanie drzew zwanych
Pohutukawa -
przez Maorysów obdarzanego duchowymi mocami,
a przez Nowozelandczyków nazywanego też "Drzewem
Bożego-Narodzenia" (tj. "Christmas tree") - patrz pokazane
powyżej zdjęcie tego celebrującego narodziny Jezusa
drzewa Pohutukawa rosnącego niedaleko mojego mieszkania.
Od tak dawna jak pamiętam, drzewa te zakwitały na Boże
Narodzenie - czyli w środku nowozelandzkiego lata. Jednak
w 2018 roku, odnotowałem iż owe drzewa obsypane są
kwiatami właśnie w czasach kiedy na plaży pojawił się
opisywany tu płonący krzew. Ich kwitnięcie było nadal
kontynuowane nawet przez okres najcięższych czasów
nowozelandzkiej zimy, bowiem ze zdumieniem ich kwiaty
oglądałem w centrum Petone jeszcze w dniu 5 lipca 2018 roku.
Fot. #J3g: Zdjęcie jakie dokumentując
niezrozumiałe zmiany liczby ramion w żywych rozgwiazdach
znalezionych na petońskiej plaży, pobudza do zadawania
pytania, czy zmiany te to: (1) manifestacja rozmachu i
szerokich możliwości boskiego stwarzania "bardzo dobrych"
żyjątek np. już podczas pierwszych 7 dni tworzenia
opisywanych w Biblii, czy też (2) wynik postępów w
niedawno rozpoczętym i trwającym do dzisiaj chorobliwym
"mutowaniu się" owych rozgwiazd spowodowanym ludzkimi
zanieczyszczeniami naturalnego środowiska? Udokumentowana
tym zdjęciem niezrozumiała powszechność sześcioramiennej
wariacji gatunku najszerzej spotykanej w NZ i "normalnie"
pięcioramiennej morskiej rozgwiazdy zwanej
Patiriella Regularis,
jaka swym wyglądem mi przypomina religijnie wysoce
znaczące "Gwiazdy Dawida" oraz jaka współistnieje z
wariacjami tego samego gatunku owej rozgwiazdy
ale już o 4 i 7 ramionach, nakłoniła mnie do podjęcia
badań rozstrzygających, która z powyższych opcji/zapytań
(1) czy (2) wyraża prawdę. Wyniki tych badań zaprezentowalem
w punkcie #B1.1 z innej swej strony internetowej o nazwie
woda.htm
oraz we wpisie numer #306 do
blogów totalizmu.
Wszystkie pokazane powyżej wariacje kształtów tej rozgwiazdy
znalazłem dnia 2019/1/18 zaplątane w długim na około 10
metrów zwale zgniłych trocin i wodorostów, wyrzuconym
przez fale na plażę w Petone. Dla naukowej rzetelności,
a także dla kilku innych powodów jakie opisałem dokładniej
w owym punkcie #B1.1 ze strony o nazwie
woda.htm,
ze zwału tego zacząłem wygrzebywać rozgwiazdy o innej niż
5 liczbie ramion - która to liczba 5 ramion jest typowa dla
NZ rozgwiazd "Patiriella Regularis". (Tę typową 5-ramienną
rozgwiazdę pokazałem w samym centrum powyższego zdjęcia.)
W tymże zwale gnijących trocin i wodorostów widziałem
kilkadziesiąt, a może nawet ponad 100 takich 5-ramiennych żywych
rozgwiazd. (Precyzyjne ich policzenie było jednak niemal niemożliwe
w tamtej sytuacji która nakłaniała do pośpiechu w poszukiwaniach
ponieważ temu co tam starałem się osiągnąć z dezaprobatą
przyglądało się sporo pobliskich plażowiczów). Ja jednak
skoncentrowałem się na szybkim sprawdzeniu niemal
każdej z nich ile ma ramion. Po zaś umyciu owych innych
niż 5-ramienne rozgwiazd z oblepiających je gnijących trocin
i wodorostów, poukładłem je na fragmencie czystej plaży
i sfotografowałem - zaś ich zdjęcie przytaczam powyżej. Wszakże
pierwsza naukowa myśl jaka się narzuca patrząc na nie, to że
gdyby zróżnicowanie liczb ich ramion w przyszłych badaniach
faktycznie okazało się wynikać z chorobliwego "mutowania"
powodowanego jakimiś zanieczyszczeniami, wówczas być może
wskazałoby nam to też nadające się do wyeliminiowania powody,
dlaczego czasami ludzie mogą się rodzić np. bez rąk czy bez
palców, albo ze zwielokrotnionymi organami czy z aż sześcioma
palcami. Wszakże np. z badań pszczół już wiemy, że o tym czy
siostrzane ich organizmy wyrosną na różniących się od siebie
budową ciała i funkcjami: pszczelą matkę, robotnicę, czy trutnia;
decydują wyłącznie dodatki jakie dostają się do ciał ich płodów
wraz z pokarmem.
Moje poszukiwania takich być może chorobliwie "zmutowanych"
rozgwiazd zostały zainicjowane dwa dni wcześniej (tj. w środę
dnia 2016/1/16) przez ateistycznie ani naukowo niewytłumaczalne
zdarzenia, jakie nastąpiły tuż przy miejscu na petonskiej plaży,
w którym niemal rok wcześniej, bo w środę dnia 2018/4/25,
zamanifestował mi się bibilijny "gorejący krzew" (patrz
werset 3:5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia"), a stąd na bazie tego co
wyczytałem z Biblii, który to obszar od owego czasu ja osobiście
uważam za miejsce "chrześcijańsko-święte". Mianowicie,
owej środy dnia 2016/1/16, wyrzucone zostało na plażę przy
tamtym prawdopodobnie "świętym miejscu" parę pięknie
ukształtowanych rozgwiazd sześcioramiennych, wyglądających
jak miniaturowe szare poduszki ozdobnie uszyte na kształt
sześcioramiennej izraelskiej
Gwiazdy Dawida.
Ponieważ nauki biologiczne NIE są przedmiotem moich zainteresowań,
widząc wówczas tamte 6-ramienne żywe miniaturki Gwiazd Dawida,
NIE wiedziałem wtedy jeszcze, że w innych częściach świata,
gdzie woda jest mniej zanieczyszczona, takie rozgwiazdy typowo
mają jedynie po 5 ramion. Tamtego więc ujrzenia paru pięknie
uformowanych, dużych rozgwiazd o kształcie Gwiazdy Dawida,
NIE uznałem za na tyle "niezwykłe zdarzenie" aby je
sfotografować (a szkoda, kiedy bowiem około pół godziny później
wracałem do domu, już tam ich NIE było). Kontynuowałem
więc swój spacer wzdłuż plaży w sposób niezakłócony. Jednak
pamiętając, że ich kształt był identyczny do zarysu Gwiazdy
Dawida, po jakimś czasie w moim umyśle coś zwolna zaczęło
indukować coraz bardziej intrygujące mnie zapytanie, noszące
niemal cechy jakby czyjegoś podszeptu, a stwierdzające:
"skoro sześcioramienna izraelska
Gwiazda Dawida
oraz owe sześcioramienne rozgwiazdy bazują na tej
samej figurze geometrycznej, to czy bibilijny Dawid
(ten sam, który zabił Goliata) zaczerpnął natchnienie do
przyjęcia sześcioramiennej gwiazdy jako swojego "herbu"
np. z powodu uprzedniego oglądania takich morskich
rozgwiazd? Z kolei owo zapytanie skłoniło
mnie do uważnego przyglądnięcia się kilku innym rozgwiazdom,
jakie owej środy fale też wyrzuciły na plażę - tyle że w
nieco dalszych jej miejscach. Z szokiem jednak wówczas
odkryłem, że te inne rozgwiazdy "Patiriella Regularis"
typowo mają po 5 ramion, a NIE po 6, oraz że wcale
NIE wyglądają jak Gwiazdy Dawida. Aby więc ustalić
"co jest grane" zacząłem liczyć liczbę ramion w każdej
następnej napotkanej tam rozgwieździe. W rezultacie,
pierwsza rozgwiazda "Patiriella Regularis"
o innej niż 5 liczbie ramion, jaką potem tam odnalazłem,
miała tylko 4 ramiona - natychmiast więc
ją sfotografowałem po ułożeniu na czystej plaży
obok "normalnej" rozgwiazdy pięcioramiennej
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
Po jakimś czasie znalazłem też rozgwiazdę "Patiriella Regularis" z 7 ramionami -
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
W końcu po dłuższych poszukiwaniach znalazłem też
i rozgwiazdę "Patiriella Regularis" z 6 ramionami,
jednak ta wyglądała NIE tak symetrycznie i pięknie
jak tamte widziane przy miejscu ujrzenia "płonącego krzewu" -
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
Tamto spostrzeżenie, iż siostrzane rozgwiazdy tego samego
gatunku "Patiriella Regularis" mogą się rodzić i żyć z aż
tak odmiennymi liczbami ramion, zaindukowało we mnie
podobne uczucia i myśli, jak uprzednie wielokrotne ujrzenia,
iż niektórzy ludzie urodzili się albo zupełnie bez rąk czy
palców, albo też np. z podwójnymi głowami czy z sześcioma
palcami. Ponadto, zaindukowało u mnie też pytanie, czy owe
zmienne liczby ramion u tych rozgwiazd NIE są przypadkiem
maniefestacjami chorobliwego "mutowania się" wynikającymi
z zanieczyszczania przez ludzi ich środowiska najróżniejszymi
chemikaliami, truciznami, zanieczyszczeniami i odpadkami.
Z kolei, z uprzednich swych doświadczeń jakie zgromadziłem
o tamtym miejscu ukazania mi się "gorejącego krzewu", wiem
już ze sporej liczby innych zdarzeń jakie tam zaobserwowałem,
a dla jakich dzisiejsza "oficjalna nauka ateistyczna" NIE ma
wiarygodnego wytłumaczenia, że zawsze zdarzenia te symbolicznie
przekazywały sobą jakąś istotną wiadomość. Stąd, zacząłem
posądzać, że również ujrzenie owych paru sześcioramiennych
rozgwiazd zaistniało tam dla przekazania podobnie istotnej
wiadomości. Zdecydowałem więc, że pod takim kątem sprawę
tę zbadam z pomocą tego co na jej temat ujawniają publikacje
powszechnie dostępne w internecie - wszakże ja sam NIE
mam wymaganej ekspertyzy w naukach biologicznych.
Wnioski zaś wynikające ze swych badań opiszę dokładniej
w punkcie #B1.1 ze swej innej strony o nazwie
woda.htm.
Niestety, kiedy po powrocie do domu rozpocząłem czytanie
w internecie najróżniejszych publikacji innych autorów na temat
rozgwiazd "Patiriella Regularis", zamiast prowadzić do znalezienia
odpowiedzi na opcje/pytania (1) lub (2) z pierwszego zdania
podpisu pod niniejszą "Fot. #J3g", publikacje te raczej zniechęcały
do poszukiwania jakiejkolwiek prawdy. Okazały się one bowiem być
aż na tyle "politycznie poprawne" i unikające podjęcia jakiegokolwiek
ryzyka choćby tylko najmniejszej wzmianki w rodzaju "dlaczego", "ile",
"kiedy", albo "co to implikuje", że faktycznie nic konkretnego z nich
NIE daje się dowiedzieć. (Jeśli ktoś mi tu NIE wierzy, wówczas proponuję,
aby na bazie dostępnych obecnie publikacji o "Patiriella Regularis" oraz
ustaleń mojej Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji,
szczególnie zaś
wynikającego z tej teorii formalnego dowodu, że Bóg istnieje,
spróbował ustalić, lub chociaż wstępnie uzasadnić, prawdę lub
nieprawdę któregokolwiek z obu możliwych opcji/pytań (1) lub
(2) postawionych w pierwszym zdaniu podpisu pod niniejszą
"Fot. #J3g" (pamiętając przy tym, że najróżniejsze naciski
na dzisiejszych reprezentantów nauk biologicznych powodują,
iż bez względu jakie są ich faktyczne wierzenia, w swych
publikacjach i oficjalnych stwierdzeniach zawsze inteligentnie
zamierzane działania twórcze Boga z opcji (1) zastępują oni
ślepymi wynikami bezrozumności "przypadkowej ewolucji").
Tymczasem publikacje naukowe, które NIE podpierają ani
NIE negują żadnej z tamtych dwóch fundamentalnych opcji
(1) lub (2) wyczerpujących cały zakres istniejących w danej
sprawie możliwości, faktycznie nic nowego NIE wprowadzają
do ludzkiej wiedzy. Jedyne więc czemu takie opracowania
zdają się służyć, to zwiększanie liczby tytułów publikujących
je naukowców - tylko im potrzebne do utrzymywania
zajmowanych stanowisk.
Następnego dnia wybrałem się ponownie na petońską plażę
aby spróbować dokonać własnych oszacowań ilościowych.
Jednak ani jednej rozgwiazdy już tam NIE było. Podobnie
w dwa dni później - też na niemal całej plaży rozgwiazd
już NIE było. Jakimś jednak cudem, w najdalszym punkcie
swego spaceru niespodziewanie natknąłem się na około 10
metrowej długości zwał gnijących trocin wymieszanych z
wodorostami i żywymi rozgwiazdami, jakie fale tam jedynie wyrzuciły
na plażę (choć przy sztormowej pogodzie, niekiedy fale potrafią
zawalić takimi gnijącymi trocinami, tyle że już pozbawionymi rozgwiazd,
niemal całą petońską plażę). Aczkolwiek więc pobliska obecność
licznych plażowiczów spowodowała iż zaniechałem wówczas
dokonania ilościowych badań czy dłużej trwających poszukiwań,
w zwale tym ciągle zdołałem wyszukać powyżej pokazane "mutacje".
Ponadto, ponieważ ja wiem już z całą
pewnością, że w naszym świecie fizycznym nic się NIE przytrafia
jedynie przez "przypadek" (po szczegóły patrz wyjaśnienia
z punktu #J5 pniżej), obecnie się zastanawiam,
czy ów jedyny na całej plaży zwał
zgniłych trocin wymieszany z wodorostami i z rozgwiazdami,
na jaki natknąłem się dnia 2019/1/18, NIE reprezentuje też sobą
jakiejś celowo nam podsuwanej symbolicznej wiadomości?
Wszakże rozgwiazdy (i reszta żyjątek) stworzone zostały do życia w
czystych wodach i środowiskach, podobnie jak organizmy ludzi też były
stworzone do zjadania naturalnego pokarmu, picia niezatruwanej wody,
oraz oddychania niezanieczyszczanym powietrzem. Niestety, chciwość
niektórych ludzi i inne nieposkramiane ich przywary zamieniły ludzi
i inne stworzenia w schorowanych i alergicznych degeneratów żyjących
na dzisiejszych wysypiskach śmieci. Jednocześnie politycy, którzy
przez swoje narody zostali obdarzeni mandatem rozwiązywania
dzisiejszych problemów i naprawiania pomyłek przeszłości, od lat
na bankietach ze swych międzynarodowych zjazdów pięknie ubierają
w słowa to czego wprowadzanie w życie poprawiłoby losy ludzkości,
jednak po powrocie do własnych krajów nadal wdrażają tylko szkodliwe
dla ludzi i natury odwrotności tego co na owych zjazdach tak pięknie
deklarowali.
Wideo #J3v: Jeśli czytelnika interesuje jak wyglądał nadprzyrodzony
płomień "płonącego krzewu", wyjątkowy honor ujrzenia którego na
plaży w Petone został udzielony właśnie mi, wówczas rekomenduję
mu przejrzenie chociaż powyższego krótkiego (2:22 minuty)
angielskojęzycznego wideo, a jeszcze lepiej - przejrzenie
wszystkich darmowych wideów z YouTube pokazujących tzw.
Eternal Flame Falls,
czyli "wieczysty płomień" zlokalizowany w maleńkiej grocie pod
wodospadami (a ściślej poza lustrem wody jednego długiego wodospadu
o skomplikowanym przebiegu) ze szlaku wędrownego w parku
narodowym "Chestnut Ridge Park" ("Orchard Park") w zachodnim
Nowym Jorku, USA. Wodospady te i ich cudowny "wieczysty płomień"
są zgrubnie opisane na angielskojęzycznych stronach i blogach
możliwych do znalezienia w google.com z użyciem słów kluczowych:
Eternal Flame Falls.
Niestety, proces filmowania typowo wypacza ilościowy, jakościowy
i uczuciowy odbiór wrażeń wzrokowych. Stąd powoduje on m.in., iż ów
nowojorski nadprzyrodzony płomień na wideach z YouTube wygląda
mniej czerwony i mniej intensywnie świecący, niż nadprzyrodzony
płomień jaki ja ujrzałem na plaży w Petone. (Intensywność petońskiego
płomienia mi przypominała intensywność olśniewającego oczy światła
generowanego podczas elektrycznego spawania - tyle że światło
elektrycznej spawarki zwykle ma kolor niebieski, podczas gdy światło
płomienia z petońskiej plaży miało kolor intensywnie czerwony.)
Jeśli jednak uwzględnić fakt owego wypaczania, wówczas ów "wieczysty
płomień" z Nowego Jorku manifestuje te same cechy, zachowania i skutki
swego działania, co płomień z petońskiego "płonącego krzewu" jaki ja
opisałem w punkcie #J3 powyżej. Oba też opisywane tu płomienie, tj.
zarówno ten z petońskiej plaży, jak i tamten z Nowego Jorku, dokumentują
posiadanie atrybutów jakie dowodzą iż mają one nadprzyrodzone pochodzenie.
(Kliknij na powyższy starter tego wideo aby sobie je przeglądnąć.)
Na upowszechniane jedynie przez prywatnych entuzjastów
internetowe informacje o cudownym "wieczystym płomieniu"
(po angielsku: "Eternal Flame") z Nowego Jorku, o istnieniu
którego ja nigdy wcześniej NIE słyszałem, natknąłem się
jakby "przypadkowo" w sposób doskonale ilustrujący metodę
działania Boga opisywaną staropolskim przysłowiem, że
"Kiedy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno".
Oczywiście, z powodu jaki wyjaśniłem dokładniej w punkcie
#J5 poniżej, ja wiem już z całą pewnością, że w naszym
świecie fizycznym "przypadki" NIE istnieją - a wszystko co
w nim zaistnieje jest celowym działaniem Boga. Niemniej
rozumiem, że owo niby "przypadkowe" odkrycie oficjalnie
ignorowanych informacji o tym cudownym płomieniu
przez stulecia widywanym poza szybą wody nowojorskiego
wodospadu, ma na celu uniknięcie łamania czyjejkolwiek
"wolnej woli". Rozumiem więc, że programy boskiego
"Omniplanu" NIE mogły pozwolić mi na zdjęciowe
udokumentowanie petońskiego "płonącego krzewu"
z użyciem "drzwi" powyższego staropolskiego przysłowia.
Wszakże moje wykonanie jego zdjęć mogłoby przymusić
kogoś do wierzenia w to co opisałem w punkcie #J3 powyżej -
podczas gdy we wszystko co wiąże się z Bogiem i w co
ludzie mają uwierzyć, powinni oni uwierzyć ochotniczo
(a NIE poprzez zostanie przymuszonym do tego np.
dowodami, czyimś autorytetem, groźbą, namową, itp.).
To zapewne dlatego udokumentowanie owo Bóg dopomógł
mi skompletować dopiero po otwarciu dla mnie "okna"
z powyższego staropolskiego przysłowia. Tak więc, przeglądając
internet we wtorek, dnia 31 lipca 2018 roku, "przypadkowo"
natknąłem się na ślad darmowych wideów z YouTube, które
ilustrują wygląd innego płomienia, który wygląda i zachowuje
się bardzo podobnie do inteligentnego płonącego krzewu
wodorostu, jaki ze mną telepatycznie "się sprzeczał" na petońskiej
plaży. Pierwszym z tych napotkanych wówczas wideów było około
20-minutowe, dosyć sceptycznie komentowane wideo angielskojęzyczne z
youtube.com
o tytule "This Mysterious Island Appears Out of Nowhere &
What Happens Next Is Surprising" - dostępne pod adresem
https://youtu.be/sO1O7V926s0.
Na swej długości od 6:22 do 8:17 minut wideo to pokazywało wodospad
Eternal Flame Falls
(którego nazwa tłumaczy się: "Wodospady Wieczystego
Płomienia"), z parku narodowego "Chestnut Ridge Park"
w zachodnim Nowym Jorku, USA. Już pierwsze ujrzenie tego
wieczystego płomienia poruszyło mnie do głębi jego zgodnością
z tym co widziałem na plaży w Petone. Natychmiast więc poszukałem
w internecie dalszych o nim informacji. Odkryłem wówczas, że
ów cudowny wodospad, wraz z jego "wieczystym płomieniem", pokazywany jest na znacznie większej liczbie wideów wykonanych przez prywatne osoby.
Tyle tylko, że większość z nich powtarza kłamstwa oficjalnej
nauki ateistycznej, jakie wmawiają oglądającemu, że tamten
wieczysty płomień, jakoby ma proste wytłumaczenie i
NIE reprezentuje sobą nadprzyrodzonego zjawiska.
Na szczęście, mi doskonale są już znane kłamstwa,
nieudolność, niedbałość, luki metodologiczne i brak
podbudowy teoretycznej, badawcze lenistwo, itp., z
jakimi dzisiejsi niedoinformowani naukowcy swymi
spekulacjami przysłowiowo "powysysanymi z palca"
i obiektywnie niepodpieranymi żadnymi rzeczowymi
badaniami usiłują zaprzeczać istnieniu Boga i manifestacjom
nadprzyrodzonego. Z łatwością więc poustalałem i
ujawniłem w poniższych punktach najróżniejsze błędy,
niezgodności i przeoczenia zawarte w owych "naukowych
spekulacjach" na temat cudownego wieczystego płomienia
z zachodniego Nowego Jorku.
W moim ujawnianiu kłamstw i błędnych spekulacji
jakimi naukowcy usiłują wmówić zainteresowanym,
iż nowojorski płomień wcale NIE ma nadprzyrodzonego
pochodzenia, dopomogło mi uprzednie obserwowanie
nadprzyrodzonego "płonącego krzewu" na petońskiej
plaży, oraz odnotowanie cech i następstw jakimi ów
petoński nadprzyrodzony płomień się charakteryzował,
a jakie opisałem już w punkcie #J3 tej strony. Jedyne
więc co potrzebowałem uczynić, aby wykazać że podobnie
jak petoński, także nowojorski płomień ma nadprzyrodzone
pochodzenie, to przeglądnąć uważnie widea i poczytać
uważnie publikacje, jakie ukazują i omawiają ów nowojorski
płomień, poczym wskazać i podkreślić tu ujawniane nimi
te cechy i następstwa nowojorskiego płomienia, które
poznałem już wcześniej dzięki obserwacji petońskiego
nadprzyrodzonego płomienia i opisałem w punkcie #J3
powyżej, a które NIE wystąpiłyby w nich obu, gdyby
owe płomienie NIE posiadały cudownego pochodzenia.
Oto więc wyszczególnione w
punktach owe cechy i następstwa, jakie świadczą o
nadprzyrodzonym pochodzeniu obu omawianych tu
płomieni (odnotuj, że poniżej omawiam jedynie cechy
i następstwa nowojorskiego płomienia, ponieważ dla
płomienia z Petone, opisałem je już w punkcie #J3
powyżej - tyle że w innej niż tutaj kolejności):
(1)
Inteligentne zachowywanie się, mezmeryzujący wpływ
na oglądających, telepatyczne oddziaływanie na przybyłych.
Jak przystało na nadprzyrodzone zjawisko, podobnie jak
petoński, także nowojorski płomień zachowuje się inteligentnie.
Przykładowo, za każdym razem wygląda on, płonie i tańczy
nieco inaczej. Każdorazowo też jakby bucha z innego punktu
podłogi w miniaturowej grocie w jakiej płonie - chociaż gaz
wydobywający się spod ziemi NIE mógłby zmieniać szczelin
w skale przez jakie uchodzi. Czasami go widać jako jeden
płomień, innym razem pokazuje się jako kilka płomyków
zaczynających się w odmiennych miejscach ich małej groty.
Czasami pokazuje się jako solidny, cienki i długi język, innym
razem jest niski i szeroki. Itd., itp. Z analizy wideów wykonanych
przez oglądających daje się też odnotować, że ma na nich
mezmeryzujący wpływ, intryguje i pobudza ich podniecenie
swym tańcem, oraz telepatycznie na nich oddziaływuje
zależnie od ich wierzeń, historii, moralności, charakteru
i celów aktualnego działania.
(2)
Płonięcie w miejscu o cechach "obszaru świętego".
W kilku opracowaniach na temat nowojorskiego wieczystego
płomienia jest ostrożnie dawane do zrozumienia, że miejsce
jego zaistnienia od wieków (albo nawet tysiącleci) było znane
lokalnym Indianom i uważane przez Indian za święty obszar.
O miejscach zaś świętych i o miejscowościach noszących świetą nazwę moja
filozofia totalizmu
ustaliła, że zgodnie z francuską maksymą "szlachectwo
zobowiązuje" ("noblesse oblige"), na zachowania osób jakie w
miejscach tych się znalazły Bóg nakłada szczególnie ostre wymagania
moralne - tak jak wyjaśniam to szerzej m.in. w punkcie #C4 strony
seismograph_pl.htm.
Nie powinno więc nikogo dziwić, że świętość miejsca nowojorskiego
"wieczystego płomienia" podkreślają też między innymi wypadki,
a nawet śmierć, jakim ulegają osoby NIE wykazujące tam swym
zachowaniem wymaganego respektu dla świętości tego miejsca.
Nie daje się też wykluczyć, że to właśnie pobliska obecność
prastarego świętego miejsca stała się między innymi przyczyną
wydarzeń opisywanych na mojej stronie o nazwie
wtc_pl.htm,
czy zlokalizowania ONZ właśnie w Nowym Jorku. Osobiście posądzam,
aczkolwiek narazie NIE znalazłem żadnej pisanej dokumentacji na
ten temat, że podobnie jak już to zaczyna się potwierdzać dla obszaru
otaczającego petoński "Krzyż Celtycki", pomodlenie się o coś przy owym
nowojorskim wieczystym płomieniu, np. o uzdrowienie jakiejś chronicznej
choroby, czy o rozwiązanie trapiącego kogoś problemu, także spowodowałoby
wypełnienie się owej prośby dla ludzi jacy swym moralnym zachowaniem
na nie sobie zasłużyli.
(3)
Podsuwanie ludziom wieloznacznego materiału dowodowego
dla celowego unikania łamania "wolnej woli" u tych osób, które
NIE chcą uwierzyć w nadprzyrodzone pochodzenie płomienia.
W okolicach miniaturowej groty w jakiej nowojorski płomień się
pojawia, daje się zarejestrować wieloznaczny materiał dowodowy,
który między innymi pozornie sugeruje proste wyjaśnienie dla
mechanizmu jaki spowodował pojawienie się tego płomienia -
w zgodzie z tym co wyjaśniłem w punkcie #C2 swej strony o nazwie
tornado_pl.htm
na temat co najmniej trzech odmiennych kategorii materiału
dowodowego, jaki dla uniknięcia łamania czyjejkolwiek "wolnej woli"
Bóg zawsze włącza w każdą ujawnianią przez siebie manifestację.
Przykładowo, w pobliżu tego płomienia roznosi się smród
zepsutych jajek, z powodu jakiego czasami jego działanie
(i miejsce) nazywa się nawet grubiańsko "płonącymi
wypierdzinami natury" (po angielsku: "flaming fart of nature").
Okoliczne zbiorniki wodne dokumentują też istnienie
wycieków podziemnych gazów. Na przekór tego naukowcom
do dzisiaj NIE udało się jednak wykryć co faktycznie zasila
i podtrzymuje wielowiekowe płonięcie tego świętego płomyka.
(4)
Ukazywanie się jedynie tym ludziom, którzy zasłużyli na
jego zobaczenie. Aczkolwiek większość ludzi, którzy
podjęli trud pielgrzymki do miejsca zaistnienia nowojorskiego
płomienia, zastają go już płonącym, napotkałem też widea,
że niektórzy, szczególnie ci co w swej drodze do płomienia
NIE wykazują wymaganego respektu, zastają go wygaszonym
i NIE są w stanie go zapalić - nawet jeśli usilnie się starają.
(5)
Płonięcie bez generowania oddziaływującego na otoczenie
ciepła ani dymu czy sadzy. Płomienie zasilane
podziemnym gazem typowo generują sporo ciepła,
dymu i sadzy, jakich znaczące oddziaływania zmieniają
cechy ich otoczenia. Stąd przykładowo na wideo o adresie
https://youtu.be/UhjXhh-jhWA -
pokazującym płomyki z góry Chimera w Turcji zasilane
podziemnym gazem, a także na wideo o adresie
https://youtu.be/a5Dv2o1em8M -
pokazującym podobne płomyki z okolic Murchison w Nowej
Zelandii, też zasilane podziemnym gazem, owe typowe produkty
i następstwa spalania gazu są wyraźnie udokumentowane.
Tymczasem w nowojorskim wieczystym płomieniu, NIE widać:
(a) ani kłębów pary wodnej w jaką powinny być zamieniane
odpryski wodospadu przez taki indukujący ciepło płomień gazowy,
(b) ani owa maleńka grota skalna (w jakiej "gaz" ten jakoby
płonie) jest zadymiona, zapełniona wyziewami i rozgrzana
niemal do czerwoności przez ów długotrwale płonący tam ogień,
(c) ani też płomień ten NIE gaśnie - chociaż zwykły płomień
gazowy szybko zostałby wygaszony opryskującą go wodą.
(6)
Zawieranie ukrytych dowodów na swe nadprzyrodzone
pochodzenie. Przykładem takich dowodów przykładowo
jest kształt (i kolor) samego płomienia. Płomienie gazowe
mają kształt jakby "postrzępionego" oraz chaotycznie
drgającego i zawijającego się liścia. Ich kolor typowo
jest niebieski. Tymczasem nadprzyrodzony płomień
zachowuje się dostojnie, tańczy fascynująco, jest
jednolity (niepostrzępiony) i ma unikalnie intensywny
czerwony kolor zachodzącego (lub wschodzącego)
Słońca.
(7)
Niezdolność dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej do
ustalenia faktycznego mechanizmu powstawania tego
płomienia. W kilku co odważniejszych publikacjach
na temat nowojorskiego płomienia zawarte jest napomknięcie,
że oficjalna nauka nadal NIE jest w stanie wyjaśnić
zadowalająco i sprawdzalnie, skąd ów płomień faktycznie
się bierze - na przekór iż oficjalnie rozgłasza się stwierdzenia,
iż jakoby wszystko na jego temat jest proste i doskonale
już wiadome. Przykładowo, naukowcy nadal mają
zasadnicze trudności z pomierzeniem, empirycznym
przebadaniem, oraz naukowym udokumentowaniem:
(a) "jaki" naprawdę "gaz" się pali, (b) "skąd" ten "gaz"
tam się bierze, (c) "dlaczego" produkty i proces spalania
owego nowojorskiego "gazu" różnią się aż tak znacząco
od produktów i procesu spalania naturalnych gazów w
innych wskazywanych powyżej miejscach świata (np.
w Chimera z Turcji, czy w Murchison z Nowej Zelandii), itp.
Widea #J3xyz: Wszystko co Bóg czyni i czemu pozwala
się zamanifestować za pośrednictwem albo natury, albo
słów i działań ludzi, faktycznie jest istotną częścią
gigantycznego boskiego planu nastawionego na
dobro wielu ludzi (np. planu edukowania i postępu
całej ludzkości) - nawet jeśli wygląda to jedynie jak
coś małoznaczące lub krótkotrwałe.
Motto wideów #J3xyz:
"Nawet jeśli działasz samotnie i wierzysz iż jesteś jedyną
osobą na świecie, która dane coś czyni, faktycznie jesteś
tylko jedną z elementarnych składowych większego planu
realizowanego i koordynowanego przez Boga, w którego
urzeczywistnienie Bóg angażuje wielu wymaganie zainspirowanych ludzi."
Metoda postępowania Boga, że każde zaaprobowane
lub urzeczywistnione przez Niego zdarzenie i działanie
zawsze jest taką elementarną składową jakiegoś większego
boskiego planu, powoduje że także moja obserwacja
płonącego krzewu wodorostu opisanego w punkcie
#J3 powyżej na niniejszej stronie, wprawdzie może
sprawiać wrażenie nieistotnej i przypadkowej, jednak
z całą pewnością jest którymś z fragmentów większego
planu jaki Bóg właśnie wprowadza w życie. O takiej
roli "składowej większego boskiego planu" wypełnianej
przez każde zdarzenia lub każdą manifestację, ja wiem
już od dawna z aż całego szeregu teoretycznych przesłanek.
Przykładowo, jedną z tych przesłanek jest filozoficzna
zasada, że każde zdarzenie lub każda manifestacja jest
skutkiem jakiejś przyczyny, która jest skutkiem jeszcze
innej poprzedzającej ją przyczyny, zaś pierwotną
przyczyną całego formowanego w ten sposób
łańcucha przyczynowo-skutkowego musi być sam
Bóg. Inną przesłanką są wyniki moich badań nad
boskimi metodami działania, opisywanymi na całym
szeregu stron linkowanych hasłami ze strony o nazwie
skorowidz.htm.
Jeszcze zaś inną taką teoretyczną przesłanką jest działanie
boskiego systemu rządzenia, edukowania i egzaminowania
ludzi, jaki opisałem w punkcie #J5 poniżej na tej stronie.
Co jednak najciekawsze, dane mi też już było poznać
pierwsze praktyczne potwierdzenie, że powyższa moja
obserwacja płonącego krzewu z plaży w Petone, jest
tylko jednym z licznych fragmentów większego boskiego
planu. To pierwsze potwierdzenie zostało mi ujawnione
z okazji ogłoszenia przez NZ kościół katolicki, że
niedziela 7 października 2018 roku była dorocznym
dniem modlitw ku intencji czcigodnej
Suzanne Aubert.
Od szeregu już "ludzkich lat" kościół ten prowadzi bowiem
proces jej kanonizacji na świętą, obecnie zaś apeluje
do wierzących aby modlili się do Boga o ujawnienie
cudów jakie są niezbędne aby móc uznać ją za świętą.
Łącznikiem zaś i powodem dzięki jakiemu zwolna ujawnia
się bezpośredni związek pomiędzy obserwacją płonącego
krzewu w Petone, a owym religijnie istotnym planem kanonizacji
Suzanne Aubert,
jest zapowiedź zawarta w już szeroko upowszechnianych
w internecie publikacjach na ten temat, że kiedy kanonizacja
ta zakończy się sukcesem, wówczas stworzony zostanie w NZ
szlak religijnych pielgrzymek śladami Suzanne Aubert.
Trasa zaś fragmentu tego szlaku będzie przebiegała w pobliżu
miejsca w Petone, gdzie ja widziałem właśnie ów płonący
krzew wodorostu opisany w punkcie #J3 powyżej. Jeśli
więc intencją Boga w pokazaniu mi owego płonącego
krzewu było przyszłe oficjalne uznanie tego obszaru za
miejsce "chrześcijańsko święte", wówczas ów większy
boski plan, którego składową było m.in. pokazanie owego
płonącego krzewu, zapewne będzie obejmował między
innymi jakiś sposób włączenia tego świętego miejsca do
szlaku przyszłej religijnej pielgrzymki śladami Suzanne
Aubert. Wszakże w miłości Boga do wszystkich ludzi,
a także w filozofii życiowej czcigodnej Suzanne Aubert,
leży zasada równego traktowania wszystkich i wszystkiego -
bez względu na religię i na rasę do jakich są zakategoryzowani.
Jeśli więc kiedykolwiek trwały szlak omawianej tu pielgrzymki
faktycznie zostanie stworzony, wówczas zgodnie z tą zasadą,
a także z logiką, jego składową powinna stać się też możliwość
wizyty pielgrzymów w opisywanym tu szczególnym miejscu
z Petone - gdzie będą oni mogli modlić się do Boga o wszystko
co do czego już im wiadomo, iż w cudownych miejscach świata
może to uzyskać błogosławieństwo spełnienia. Niestety, aczkolwiek
owa zasada i wniosek logiczny same się nasuwają, w dzisiejszych
czasach, kiedy istnieje już ponad 1000 odmiennych odłamów
chrześcijaństwa, zaś każdy z nich skupia swą uwagę na tym
co go dzieli od innych oraz każdy uważa siebie za ów "jedyny
poprawny", włączenie do katolickiego szlaku pielgrzymkowego
świętego miejsca zainicjowanego modlitwami prezbyterianów
wcale NIE będzie ani proste, ani łatwe. Wszakże tylko w maleńkim
Petone, zamieszkałym przez mniej niż 7 tysięcy mieszkańców
(w/g cenzusu z 2013 roku), ja wiem o istnieniu i działaniu co
najmniej 11 kościołów, każdy z których skupia wierzących z drastycznie
odmiennego odłamu chrześcijaństwa (tj. wiem już o następujących
kościołach - aczkolwiek posądzam iż może być ich w Petone
nawet jeszcze więcej:
Congregational Christian Church Of Samoa - 132 Cuba St,
Greek Orthodox Community Church - 23 Bay St,
HCUC - Wesley Multicultural Methodist Chruch - 42 Nelson St,
Petone Baptist Church - 38 Buick St,
Petone Spiritualist Church - 88 Richmond St,
The Salvation Army Church - 72 Cuba St,
Sacred Heart Catholic Church - 41 Britannia St,
St Augustine's Anglican Church - 12 Britannia St,
St David's Multicultural Church - 2 Britannia St,
The Church of Jesus Christ of Latter-Day Saints - 2 Kensington Ave,
The Olive Tree Church - 476-486 Jackson St).
A Petone wcale NIE jest miejscowością o największej liczbie
odmiennych kościołów - wszakże otaczające to miasteczko
miejscowości, np. Wainuiomata, Lower Hutt, czy Wellington,
mają takich kościołów (a stąd i religijnych podziałów) nawet
znacznie więcej. Ja nigdy też NIE odnotowałem, aby którykolwiek
z tych kościołów utrzymywał jakiekolwiek oficjalne związki
czy współpracę z innymi - tak jak wiemy, iż na codzień taką
współpracę praktykowała Suzanne Aubert, oraz jak czynili
inni duchowni jej czasów. Stąd zapewne, aby prezbyteriańskie
miejsce "płonącego krzewu" z Petone móc oficjalnie włączyć do
katolickich pielgrzymek, potrzebnych byłoby wiele modlitw, sporo
dalszych interwencji Boga, a także znaczny wysiłek i dobra wola
wielu ludzi wierzących iż uwagę trzeba skupiać na tym co nas łączy,
zamiast na tym co nas dzieli. Ponadto, w obecnej kruchej sytuacji
pogłębiającego się ateizmu, braku odpowiedzialności, dalekowzroczności,
wizji i bibilijnej wiedzy u dzisiejszych ludzi, dodatkowo jeszcze
pogarszanej podwyższaniem murów dzielących poszczególne odłamy
chrześcijaństwa, potrzebne byłyby też liczne modlitwy o pomoc i
inspirację Boga dla znalezienia rozwiązania jakie w przyszłości NIE
postawiłoby żadnego z kościołów ani z ich wiernych w trudnej lub
przegranej sytuacji, bez względu na to co długoterminowo Bóg
zaplanował w sprawie pobłogosławienia Nowej Zelandii i jej mieszkańców
udostępnieniem im chrześcijańsko świętego miejsca potencjalnie
zwiastowanego owym "płonącym krzewem" z plaży w Petone.
Niniejszym wskazuję więc zainteresowanym osobom linki
do trzech najważniejszych moim zdaniem wideów gratisowo
dostępnych dla każdego w
youtube.com,
które to widea zapewne ilustrują sobą m.in. dyskretnie zainspirowane
i nam przekazywane przez Boga fragmenty Jego nadrzędnego planu
w owej sprawie. (Uwaga, niemal wszystkie widea i publikacje o
Suzanne Aubert, wraz z tymi, linki do których wskazuję poniżej,
są w języku angielskim - jeśli więc czytelniku sam NIE znasz
tego języka, wówczas lepiej jeśli będziesz je przeglądał z
youtube.com razem z kimś kto zna angielski.)
Linki do widea #J3x o adresie: https://youtu.be/QivzdX2LCII
(1:20 min - kliknij na powyższy link aby przeglądnąć to wideo):
W Nowej Zelandii, czyli kraju większość mieszkańców którego
jest albo emigrantami, albo też potomkami emigrantów, podjęto
proces kanonizacji na świętą francuskiej emigrantki, Suzanne
Aubert (1935-1926) - patrz strony internetowe
dostępne poprzez Google
i poświęcone tej niezwykłej kobiecie, która do dziś budzi podziw i najgłębszy
szacunek. Przy życiowych osiągnięciach i poglądach tej emigrantki, to co
osiągają oraz w co wierzą dzisiejsi nawet najwybitniejsi lokalnie urodzeni
ludzie, wygląda bardzo blado i mizernie. Przykładowo, stworzyła ona unikalny
dla NZ, nowy religijny order katolicyzmu, zwany "Siostry
Współczucia" (w angielskojęzycznym oryginale zwane
"Sisters of Compassion").
Opiekowała się chorymi, sierotami, bękartami, starszymi, niedołężnymi,
oraz tymi których społeczeństwo odrzuciło. Otworzyła też pierwszą w NZ
kuchnię serwującą głodującym darmową zupę - która to kuchnia działa do dziś i na
wzór której ostatnio powstaje coraz więcej podobnych jej kuchni. Stworzyła
darmowy system pomocy socjalnej. Była też przyjaciółką Maorysów -
na pomocy i radach której oni polegali jak na przysłowiowym Eliaszu.
Napisała sporo imponujących publikacji poświęconych leczeniu
najróżniejszych chorób nowozelandzkimi ziołami. Jej religijny order
stał się też największym w NZ producentem lekarstw ziołowych
faktycznie leczących ówczesne istotne choroby z jej czasów.
(Czyli lekarstw lepszych od dzisiejszych - wszakże zamiast leczyć,
obecne lekarstwa typowo łagodzą jedynie symptomy chorób aby
zaspokajać czyjąś zachłanność poprzez dożywotnie uzależnianie
chorych od kupowania i zażywania tych lekarstw - po szczegóły
patrz punkty #I1 do #I3 na mojej stronie o nazwie
healing_pl.htm.)
Była pionierką leczniczego użycia marihuany - czyli w przeciwieństwie
do dzisiejszych polityków i niektórych pseudo-moralistów, którzy
potrafią jedynie zakazywać wszystkim ludziom to czego złe następstwa
kilku nielicznych zacznie nadużywać, wiedziała iż wszystko co
Bóg stworzył i nam udostępnił może służyć zarówno dobru, jak
i złu, a stąd faktyczny postęp i moralność wcale NIE polegają
na zakazywaniu, a na poznaniu i na szerokim upowszechnianiu
wiedzy jak wykorzystywać dobro przez dane coś wnoszone, a jednocześnie
jak unikać złych tego następstw. Jej motywacją do działania było,
że "wszyscy ludzie są równi - bez
względu na to jaką religię praktykują i z jakiego kraju pochodzą",
oraz że pomagać trzeba natychmiast i w miejscu gdzie zło
zaistniało. Módlmy się więc wszyscy aby Bóg szybko urzeczywistnił
cuda związane z tą niezwykłą kobietą - jakie w kościele katolickim są wymagane
dla ogłoszenia ją świętą. Wszakże w dzisiejszym rosnąco zakłamanym i
wypaczonym świecie jest ona coraz bardziej nam potrzebnym przykładem
ludzkich wartości moralnych i niedoścignionym wzorcem do naśladowania.
Linki do widea #J3y o adresie: https://youtu.be/IZiWNqhFo2Q
(0:30 min - kliknij na któryś z tych linków aby przeglądnąć owo wideo):
Wideo to ilustruje planowaną trasę religijnych pielgrzymek po Nowej Zelandii
śladami Suzanne Aubert - o jakich
to pielgrzymkach już opublikowane materiały sugerują, że kościół katolicki
obiecuje stworzyć możliwość masowego ich odbywania przez
zainteresowanych wiernych zaraz po tym jak Suzanne Aubert
zostanie ogłoszona świętą. Jest to ogromnie konstruktywna, moralnie
poprawna i religijnie potrzebna inicjatywa. Wszakże z europejskich
doświadczeń o szlakach katolickich pielgrzymek już wiadomo, że kościół
tak je nadzoruje i utrzymuje, iż typowo zabezpieczają one pielgrzymom
NIE tylko bezpieczne i wysoce edukujące podróżowanie, ale także
darmowe lub tanie noclegi oraz podstawowe wyżywienie. Wdrożenie
więc tych samych zasad w NZ pozwoliłoby wierzącym pielgrzymom z
nawet najskromniejszymi zasobami finansowymi tanio zwiedzić praktycznie
całą Nową Zelandię oraz na własne oczy podziwiać stworzone przez Boga
wspaniałości i cuda jakimi Bóg obdarzył ten normalnie jeden z najdroższych
w świecie i jednocześnie widokowo najwspanialszych krajów turystycznych.
Wszakże ochotnicy kościoła katolickiego zadbają o wszystko wzdłuż całej
trasy owych pielgrzymek. Przez zaś "przypadek" tak się też złożyło, że w
wielu segmentach pielgrzymkowej trasy rząd Nowej Zelandii już wybudował
turystyczne trasy rowerowe
jakie pozwalają na tanie i interesujące podróżowanie rowerami (lub nawet piechotą).
Jednocześnie przebieg trasy tych pielgrzymek pokrywa się z widokowo
najpiękniejszymi oraz turystycznie najciekawszymi obszarami wartymi
zwiedzenia w Nowej Zelandii - jakie to obszary NIE tylko są celami wizyt
wycieczek i turystów organizowanych przez oficjalne agencje, ale także
kryją liczne cuda i niezwykłości oficjalnie przemilczane, jednak opisywane
w szeregu moich publikacji. Linki do opisów najważniejszych z tych
oficjalnie przemilczanych niezwykłości Nowej Zelandii podam pod
następnym (dolnym) z linkowanych stąd wideów. Odnotuj także, iż
planowana trasa owej pielgrzymki przebiega przez Wellington, czyli bardzo blisko
petońskiej plaży i krzyża
opisywanych w punkcie #J3 powyżej - o której to lokacji zwolna ujawniają się
najróżniejsze zdarzenia i przesłanki sugerujące iż z dużym prawdopodobieństwem
jest to "miejsce chrześcijańsko święte", a stąd że pod ciężarem empirycznych
obserwacji i doświadczeń ludzkich z upływem czasu zostanie ono potwierdzone
jako takie. To zaś oznacza, że nawet najbiedniejsi Nowozelandczycy, którzy
w przypadku konieczności modlenia się bezpośrednio do Boga o coś ogromnie
dla nich ważnego NIE byliby w stanie sfinansować swojej podróży do któregoś
z zaoceanicznych miejsc świętych znanych ze spełniania modlitewnych próśb
kierowanych do Boga, obecnie będą mogli w swym własnym kraju modlić się
np. o uzdrowienie czy o wypełnienie jakiegoś szczególnego życzenia - stąd NIE
będą już musieli daleko i długo podróżować aby móc pomodlić się o to samo w
jakimś zagranicznym świętym miejscu z odległego kraju.
Linki do widea #J3z o adresie: https://youtu.be/vP3hZrbVdd8
(8:30 min): Wideo to ujawnia materiał dowodowy o jednej z oficjalnie
nieuznawanych niezwykłości Nowej Zelandii, mianowicie o obecnie
już zasypanej popiołem wulkanicznym prawdopodobnie ogromnej
piramidzie z płaską powierzchnią górną (tj. typu używanego
w Amerykach m.in. do obrządków religijnych) - lokalnie znanej pod nazwą
Kaimanawa Wall.
(Najbliżej NZ położona inna piramida z taka płaską powierzchnią górną,
to "Borobudur" z Indonezji, pokazany między innymi na 11 minutowym polskojęzycznym wideo o tytule
Tajemnica Niezwykłej Piramidy Borobudur z Indonezji.)
Podobnie jak jest to z innymi oficjalnie nieuznawanymi niezwykłościami
NZ, linki do najważniejszych z których tutaj wskażę, niedaleko od
tej kamiennej struktury "Kaimanawa Wall" przebiega planowany
przez NZ kościół katolicki przebieg trasy religijnej pielgrzymki
śladami Suzanne Aubert.
Dzięki temu uczestnicy owej pielgrzymki będą mieli okazję aby poznać
niektóre z cudownych dzieł Boga, jakie nadal ukrywa obszar Nowej
Zelandii, oraz jakiego istnienie nadal jest oficjalnie zaprzeczane i
ukrywane. Przykładowo z badań nowej "totaliztycznej nauki"
wynika, że aby dać pierwszym stworzonym przez siebie ludziom
wszystko co im do życia potrzebne, oraz aby zainspirować ich przyszłe
pokolenia do poszukiwań prawdy i do działań twórczych, na użytek tych
pierwszych ludzi to sam Bóg postwarzał z kamienia całe starożytne miasta,
piramidy, mury, świątynie, naczynia, ozdoby, przedmioty codziennego użytku,
itp. - jakich istnienie na Ziemi, dla odwrócenia uwagi od Boga i od Jego
stworzeniowej mocy, wrogowie Boga najpierw przypisywali organizacji
i ambicjom pradawnych władców Egiptu, Inków, Chin, itp., obecnie zaś,
kiedy już się okazało, że owi pradawni władcy NIE dysponowali techniką zdolną do
powznoszenia tak doskonałych kamiennych monumentów - zaczęli przypisywać
istotom przybyłym z gwiazd. Jednym z licznych takich boskich dzieł w starożytności
postwarzanych z kamienia jest właśnie powyższa zapewne zasypana popiołem
piramida z NZ - po więcej szczegółów o stworzeniu przez Boga pierwszych kamiennych
piramid, murów, miast, świątyń, itp., patrz m.in. 4 z punktu #B2 na mojej stronie o nazwie
humanity_pl.htm,
lub wyszukaj sobie ich linki na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Do innych niezwykłości postwarzanych przez Boga w NZ i wartych
odwiedzenia, jednak NIE włączanych do oficjalnych tras wycieczkowych
(za to leżących na trasie, lub w pobliżu trasy, omawianej tu religijnej
pielgrzymki) należą m.in.: znany wśród Maorysów jednak nadal nieodkryty dla
Europejczyków "Śpiący Olbrzym" opisany w punkcie #J3.3 mojej strony
god_proof_pl.htm,
niezwykły "chodzący" kamień z Atiamuri NZ o nazwie "Te Kohatu-O-Hatupatu",
który po przestawieniu podobno wraca na swoje uprzednie miejsce -
opisany i pokazany na zdjęciu z punktu #D1 mojej strony o nazwie
newzealand_pl.htm;
Krzyż Celtycki oraz przylegającą do niego plażę z Petone
gdzie miało miejsce moje ujrzenie telepatycznie "sprzeczającego się"
ze mną płonącego krzewu wodorostu opisywanego w punkcie #J3 powyżej;
kamienne "płytki Jezusa" w dobrej wierze poinstalowane jeszcze
w 1999 roku na centralnym placu "Cathedral Square" z Christchurch
poczym zawzięcie zwalczane przez sporo wojowniczych indywidułów -
opisane w punkcie #G2 i zilustrowane na "Fot. #G1ab" ze strony
przepowiednie.htm;
maleńkie muzeum geologiczne z Otago University z Dunedin, w
którym kiedyś znajdowały się aż dwa samorodki jakiegoś tajemniczego
metalu szlachetnego nieodróżnialnego od złota, które jednak były
namagnesowane - jeden z tych samorodków pokazałem na zdjęciu
"Rys. #8ab", zaś razem z innym (też podobno namagnesowanym
samorodkiem zwanym "Honourable Roddy" i podarowanym królowej
Anglii) opisałem w punkcie #E3 ze swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm -
niestety, z chwilą kiedy opublikowałem ich opisy, wszystkie te
samorodki w jakiś tajemniczy sposób poznikały, podobnie jak
poznikały wszystkie poodkrywane w NZ szkielety gigantów,
jeden z których opisałem w punkcie #I2 na swej stronie o nazwie
newzealand_pl.htm;
niezwykłe wzgórze zwane "Saddle Hill" koło miasta Dunedin,
o którym osoby uprowadzone do UFO (jakie kiedyś badałem w czasach
swej pracy jako wykładowca na Uniwersytecie Otago) raportowały mi
iż poddane były badaniom po zostaniu teleportowanym na pokład UFO
jakie zawisało w jaskini istniejącej we wnętrzu tego wzgórza (legendy
Maorysów twierdzą, iż w jaskini tej ma swe legowisko "płaczący"
olbrzym "Taniwha") - tak jak opisałem to w punkcie #F2 swej strony o nazwie
newzealand_pl.htm;
miejsce eksplozji UFO z "Pukeruau" koło miasteczka
Tapanui, opisane i zilustrowane na stronie
tapanui_pl.htm;
podziemne tunele odparowane przez UFO (np. tzw. "Cathedral Caves" i tunel
pod "Grey River") opisywane m.in. w punkcie #C9.1 na mojej stronie o nazwie
ufo_proof_pl.htm;
oraz cały szereg jeszcze innych niezwykłości NZ - linki do jakich podałem na swej stronie o nazwie
skorowidz.htm.
#J4.
Ważny jest NIE tylko kształt "serc" wypalanych przez UFO w trawie
dwóch miejsc świata odległych od siebie o tysiące kilometrów, ale
i wiadomości wyrażone przez te symbole miłości (tj. serca):
Motto:
"W świecie rządzonym przez wszechwiedzącego i wszechmogącego
Boga każde zdarzenie następuje aż dla wielu istotnych powodów naraz -
w każde też takie zdarzenie Bóg wpisuje wielopoziomowe wiadomości
jakich zrozumienie podnosi poziom naszej wiedzy i świadomości."
W dawnych czasach (które jednak ja nadal pamiętam),
każda historyjka miała tzw. "morał". Ponadto, jeśli
zaszło wówczas jakieś zdarzenie, ludzie doszukiwali
się w nim wiedzy z aż dwóch odmiennych
obszarów, tj.: (1) fizykalnego (np. w jaki spsób
i dlaczego to zdarzenie zaszło), oraz (2)
nadrzyrodzonego (np. jaką wiedzę i przekaz
od Boga do ludzi zdarzenie to sobą wnosi).
Przykładowo, na końcu podpisu pod
"Fot. #C2a" ze swej strony o nazwie
wszewilki.htm
opisałem przypadek jaki według tradycji
rodzinnej zdarzył się na prastarym cmentarzu ze
wsi Wszewilki. Mianowicie, miejscowy zabijaka
i kazanowa, podobno aż tak silny, że twierdził
iż nie boi się niczego (nawet samego diabła),
założył się z koleżkami, że o północy pójdzie
na wszewilkowski cmentarz i wbije kołek w
grób jednego z samobójców. Kiedy rano
koleżkowie znaleźli go nieżywego na owym
grobie, szukali odpowiedzi NIE tylko na pytanie
"jak" i "dlaczego" fizykalnie on umarł, ale także
"jakie reguły i wiedzę nam przekazuje jego los"
(tj. wiedzę, że "NIE
ma odważnych ani silnych, kiedy przychodzi
do praw tego drugiego świata").
Tragedią ludzkości dzisiejszych czasów jest, że
dla "politycznych" powodów jakie opisuję
w punktach #A1 do #A4 swej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm,
oficjalna nauka ateistyczna zniszczyła ową dawną
tradycję, aby niezależnie od fizykalnego "jak" i
"dlaczego", w każdym zdarzeniu doszukiwać się
także nadprzyrodzonego przekazu reguł i wiedzy.
Zniszczenie tej tradycji wynika z sukcesu z jakim
oficjalna nauka ateistyczna kłamliwie wmówiła
większości ludzi, że Boga NIE ma, a stąd NIE
istnieje nic nadprzyrodzonego, zaś w każdym
zdarzeniu należy doszukiwać się wyłącznie
jego fizykalnych przyczyn i mechanizmów -
co dzisiejsza oficjalna nauka ateistyczna
czasami czyni (chociaż NIE zawsze - np. wcale
NIE szuka ona fizykalnych przyczyn i mechanizmów
rzekomego tzw. "wielkiego bangu" - zapewne
bowiem większość jej pracowników jest równie
pewna jak ludzie wierzący w Boga, że "wielki
bang" w rzeczywistości nigdy NIE zaistniał, co
zresztą niepodważalnie wynika z mojego formalnego
dowodu naukowego iż Bóg jednak istnieje -
zaprezentowanego w punkcie #G2 strony o nazwie
god_proof_pl.htm).
W następnym punkcie #J5 niniejszej strony postaram
się więc wyjaśnić "czym", "jak" i "dlaczego" oficjalna
nauka popełnia radykalny błąd w tej sprawie,
zaś owym błędem i kłamstwami jakie z niego
wynikają spycha całą dzisiejszą ludzkość ku
upadkowi i ku konieczności jej oczyszczenia.
Jest powszechnie wiadomym, że oficjalna nauka
NIE tylko kłamliwie wmawia ludziom, że Bóg NIE
istnieje, ale także obstaje przy wielu innych sprawach
jakie coraz bardziej oddalają ją od prawdy.
Przykładowo, do dzisiaj uparcie NIE uznaje
istnienia UFO - implikując tym, że wszystkie
osoby raportujące UFO lub badające materiał
dowodowy formowany na Ziemi przez UFO,
są albo kłamcami, albo też coś z nimi nie tak.
Stąd przykładowo, wcale by mnie NIE zdziwiło,
że jeśli "serce" wypalone w trawie pojawi się
w jakimś publicznym miejscu, wówczas ktoś
z naukowców z ekspertyzą od trawy wyda np.
oświadczenie, że "serce" to ma około 50%
"naukowej szansy", iż powstało w wyniku
przypadkowego działania bezmyślnej sfory
zakochanych psów, które biegały po trajektorii
o kształcie serca i sikały na trawę aby uwiecznić
w ten sposób swoje uczucia. (Kiedyś, gdy w NZ
aktywnie działało jeszcze tzw. "skeptic society",
zaś ja badałem i upowszechniałem lądowiska UFO,
faktycznie natknąłem się m.in. na bardzo podobne
do powyższego wyjaśnienie "sikaniem" lądowisk
UFO w trawie.)
W latach 1996 do 1998, podczas swej profesury
na tropikalnej wyspie Borneo mieszkałem przy trawniku
na jakim pojawił się symbol "serca". Zdjęcia tamtego "serca"
pokazuję i wyjaśniam poniżej na "Fot. #J4abc".
Niestety, w czasach jego pojawienia się byłem aż
tak zajęty badaniem, analizowaniem i rozwijaniem
fizykalnej i technicznej strony zasad działania moich
Magnokraftów -
czyli gwiazdolotów z napędem magnetycznym jakie
ja wynalazłem, zaś o których dopiero w jakiś czas
po ich wynalezieniu odkryłem, iż używają one dokładnie
ten sam rodzaj napędu magnetycznego jaki używany
jest przez gwiazdoloty UFO, a jednocześnie byłem też
wówczas aż tak zmartwiony nieustannymi problemami,
szkodami i zniszczeniami jakie działania UFOnautów
(w połączeniu z ludzką nagonką na mnie za ich badanie)
wywoływały w moim życiu, że też nawet NIE rozważałem
innej niż fizykalna i techniczna wymowy tego co już istniejące
gwiazdoloty UFO wówczas czyniły. NIE powiązałem więc
wówczas symbolu "miłości" jakim wszakże było owo
wypalone przy moim mieszkaniu "serce", np. z faktem
iż to w tymże mieszkaniu w swoim wolnym czasie
rozpracowywałem wtedy związek pomiędzy
gromadzeniem w sobie energii moralnej oraz
czynieniem dobra - co później doprowadziło
do odkrycia aż kilku kolejnych udoskonaleń
jakie Bóg powprowadzał do dusz i ciał ludzi,
a jakie to udosokonalenia opisałem w punkcie
#A1 swej strony internetowej o nazwie
evolution_pl.htm.
Nie powiązałem też pojawienia się tego "serca"
przy swym ówczesnym mieszkaniu np. z
faktem, iż to właśnie podczas zamieszkiwania
w nim, jakie pierwszy zawodowy naukowiec
na świecie przez aż 9 miesięcy przeżywałem
i równocześnie naukowo badałem zjawisko tzw.
totaliztycznej nirwany.
Tymczasem ówczesne naukowe
przebadanie przeżytej wówczas totaliztycznej nirwany
z upływem czasu doprowadziło do odkrycia iż to
właśnie na wynagradzaniu "pracy moralnej"
poprzez zjawisko nirwany Bóg zamierza oprzeć
organizację działania społeczności (tj. "ustrój")
przyszłych ludzi o nieśmiertelnych ciałach -
tak jak wyjaśniam to w punktach #A1 do #A4
swej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm.
Ponadto, ta sama "totaliztyczna nirwana" natchnęła
mnie później do zaprojektowania nieporówannie
doskonalszgo niż wszelkie uprzednie (w tym znacznie
doskonalszego od kapitalizmu i komunizmu) ustroju
politycznego jaki bazowałby na wynagradzaniu pracy
moralnej właśnie doświadczaniem nirwany, stąd jaki
wyeliminowałby rujnujące całą ludzkość i wypaczające
charatery indywidualnych ludzi wymuszanie pracy za
pomocą "strachu" i "pieniędzy" jakie praktykują
wszystkie dotychczasowe ustroje na Ziemi. (Ten
nowy "ustrój nirwany",
jaki okazuje się być nieporównanie doskonalszy
od wszystkich znanych poprzednio ustrojów na
Ziemi, też opisałem szczegółowiej w owych
punktach #A1 do #A4 swej strony
partia_totalizmu.htm -
mając nadzieję, że zainteresuje on usilnie dotychczas
eksploatowanych ludzi, a stąd że znajdą się ochotnicy
jacy pomogą mi go wdrożyć na Ziemi już obecnie.
Niestety, zawiodłem się i w tej sprawie. Nawet bowiem
ani przysłowiowy "pies z kulawą nogą" NIE zainteresował
się tym wspaniałym ustrojem, jaki dla dobra ludzkości
został zaprojektowany i wprogramowany w nasze dusze
osobiście przez samego Boga.)
Powyżej opisane fakt zacząłem wiązać dopiero w 2007
roku, kiedy to opracowałem pierwszy w świecie formalny
dowód naukowy na istnienie Boga przeprowadzony
metodami logiki matematycznej, który opublikowałem
potem m.in. w punkcie #G2 strony
god_proof_pl.htm.
(Odnotuj, że przed 2007 rokiem też formalnie dowiodłem
istnienia Boga aż kilkoma odmiennymi metodami, tyle że
uprzednio użyłem w tym celu empirycznych metod dowodzenia,
odmiennych od owej najszerzej uznawanej w dzisiejszym
świecie teoretycznej "metody logiki matematycznej". Opisy
tamtych moich wcześniej użytych metod dowiedzenia
istnienia Boga wyszczególniłem i polinkowałem między
innymi w punkcie #G3 z wyżej wymienionej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.)
Sformułowanie owego formalnego dowodu na istnienie Boga
zwolna bowiem mi uświadomiło, że "UFO i UFOnauci są jedynie
tymczasowymi "symulacjami" wysyłanymi przez Boga na Ziemię
dla zrealizowania istotnych boskich celów" (które to cele
NIE zawsze muszą okazywać się przyjemne dla doświadczanych
nimi ludzi - np rozważ pełnienie przez UFOnautów roli "aniołów
śmierci" jaką opisałem w 3 z punktu #A2 swej strony o nazwie
2030.htm).
Pełne ugruntowanie u mnie wierzenia, że pojawienie się
"serca" wypalonego w trawie przez UFO, niezależnie od
swego znaczenia fizykalnego i technicznego jako manifestacji
określonego użycia praktycznego zasad działania gwiazdolotów
z napędem magnetycznym (tj. działania jakie ja wynalazłem
dla zastosowań w moim
Magnokrafcie),
wyraża też sobą nadprzyrodzone przekazy od Boga (np.
przekazy miłości), nastąpiło dopiero po głębokim przemyśleniu
powodów "dlaczego" przy krzyżu celtyckim opisanym
uprzednio w punkcie #J3 tej strony dane mi było zobaczyć
ów "płonący krzew" zgodnie z Biblią oznaczający
"chrześcijańsko święte miejsce". Przemyślenia te
ujawniły mi bowiem, że wszystkie
trzy zarysy "serca" jakie w swym życiu znalazłem wypalone
w trawie, oznaczają miejsca w jakich zaszły zdarzenia
posiadające przełomowe znaczenie dla chrześcijaństwa,
a stąd jakie w sensie wiary są świętymi miejscami.
W punkcie #J3 i na "Fot. #J3c" niniejszej strony
opisałem i pokazałem wypalenie trawy o kształcie
"serca" (tj. symbolu miłości), jakie sfotografowałem
przy celtyckim krzyżu z nowozelandzkiego miasteczka
Petone. W niniejszym punkcie pokażę i opiszę takie
same "serco-kształtne" wypalenie trawy jakie sfotografowałem
przy swym mieszkaniu w odległym o tysiące kilometrów
od Petone mieście Kuching na tropikalnej wyspie
Borneo, w którym to mieszkaniu odkryłem i opisałem
istnienie "energii moralnej" (zwow) a także przeżyłem
"totaliztyczną nirwanę" jaka spowodowała późniejsze
wypracowanie owego idealnego ustroju politycznego
opisywanego w punktach #A1 do #A4 mojej strony
partia_totalizmu.htm -
Wszakże pojawienie się podobnie fizykalnie
wypalonych "serc" (symboli miłości) w dwóch
miejscach świata odległych od siebie o tysiące
kilometrów, wnosi sobą aż kilka istotnych przesłań.
Warto więc zastanowić się na bazie ustaleń mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Koncept Dipolarnej Grawitacji
"jakie" są to wiadomości (tj. co "serca" te symbolizują)
oraz "dlaczego" pojawiły się one w owych dwóch
miejscach świata. Potem warto będzie też poznać
z punktów: niniejszego i #J7 tej strony, jak teoria
gwiazdolotu mojego wynalazku nazywanego
Magnokraft
wyjaśnia techniczne zasady wypalania lądowisk
o kształcie "serca", oraz jak trudnie fizykalnie
jest wykonanie wypalenia takiego kształtu "serca"
w trawie - nawet jeśli posiada się do swej dyspozycji
gwiazdolot o cechach mojego Magnokraftu. Jak
bowiem się okazało w praktyce, kiedy razem z
utalentowanym graficznie Dominikiem Myrcik
próbowaliśmy komputerowo wygenerować zaledwie
ilustrację pokazującą jak obwody magnetyczne
Magnokraftów podczas lądowania wypalają w
trawie zarysy takiego "serca", trudności
komunikowania się emailem na odległość dla
wyjaśnienia złożonych szczegółów działania
napędu Magnokraftów okazały się aż tak duże,
iż do chwili pisania niniejszego paragrafu zajęło
nam już niemal dwa miesiące nieustannych
konsultacji i współpracy, zaś rysunki wyczerpująco
wyjaśniające i ilustrujące zasadę wypalania takiego
"serca" nadal NIE są gotowe. Tłumacząc to więc
np. na dzisiejszy stan techniki i na możliwości
dzisiejszych ludzi w kierowaniu skomplikowanych
wehikułów takich jak Magnokrafty, posądzam że
nawet gdyby ludzkość dzisiaj już posiadała latające
Magnokrafty, narazie ich piloci nadal NIE byliby
w stanie w zamierzony sposób wypalać w trawie
zarysów "serca". Natomiast np. wyłożenie zboża
Magnokraftami w zarys któregoś z powszechnie
pojawiających się na Ziemi tzw. "piktogramów" -
np. tego jaki pokazałem i opisałem w punkcie
#A6.1 swojej strony o nazwie
portfolio_pl.htm,
moim zdaniem nawet dla całych ogromnych instytucji
takich jak NASA - na obecnym poziomie rozwoju
technicznego których ich pracownicy wykazują
podstawowe trudności ze zrozumieniem działania
Magnokraftów, zapewne wogóle NIE byłoby jeszcze
możliwe dla ludzi. Fakt więc, że takie "serca" i
"piktogramy" pojawiają się jednak na Ziemi, ujawnia
jak nadrzędna w stosunku do ludzi jest inteligencja
i umiejętności istot sterujących gwiazdolotami
UFO, oraz jak istotne jest dla nich aby przekazać
ludzkości informacje wyrażane owymi "sercami"
oraz "piktogramami".
Symbol "serca" w praktycznie wszystkich kulturach
świata oznacza miłość, miłość Boga, sumienie,
dobroć, wdzięczność, uznanie, szacunek, miłosierdzie,
zrozumienie, podświadomą wiedzę (jako przeciwstawność
rozumowej wiedzy - rozważ fragment utworu "Romantyczność"
Adama Mickiewicza: "miej serce i patrzaj w serce"),
oraz kilka jeszcze innych nadprzyrodzonych i pozytywnych
znaczeń. Symbol ten nabiera też szczególnego znaczenia,
jeśli zostaje stworzony w jakiś nadprzyrodzony sposób, np.
w formie lądowiska UFO, czy zarysu
wzrostu słoi drzewa.
Ja w swoich publikacjach dokumentuję zdjęciami, że
lądowiska UFO najróżniejszego kształtu pojawiały się
praktycznie pod oknami każdego mieszkania jakie w
swym życiu zajmowałem - np. patrz "Rys. #A2" z tomu 1 swej
monografii [1/4].
Na dodatek, w swych naukowych badaniach UFO analizowałem
setki dalszych lądowisk UFO, jakie celowo wyszukiwałem
wówczas na łąkach, polach i w zasiewach. Wśród owych
setek lądowisk jakie przebadałem, tylko dwa - jakich fotografie
pokazuję w niniejszej "części #J" tej strony, miały właśnie ów
wyraźnie widoczny kształt "serca". W sumie zaś, w swych
badaniach setek lądowisk UFO, pamiętam iż napotkałem
zaledwie trzy lądowiska o kształcie "serca" - większe, trzecie
z nich (po UFO typu K5), niestety wypalone niekompletnie, a
stąd u oglądającego mogące budzić najróżniejsze wątpliwości
(kliknij na niniejszy link aby je zobaczyć),
napotkałem i sfotografowałem w dniu 2008/9/11 w malezyjskim
miaście Melaka w obszarze, w którym upowszechniający tam
chrześcijaństwo Portugalczycy, wkrótce po podboju Melaka w
1511 roku zbudowali pierwszy w Azji europejski kościół, a także
zbudowali pierwszą zarządzaną przez Europejczyków twierdzę -
obecnie już nieistniejącą. Ta więc rzadkość owych "serc" dla mnie jest
informacją, że przekaz "miłości" jakie opisywane tu dwa "serco-kształtne"
lądowiska UFO sobą reprezentowały jest unikalny i wyjątkowo
ważny. Jeśli zaś chodzi o treść przekazu jaki wyrażają sobą
znacząco bardziej niż "serca" kompleksowe "piktogramy"
pojawiające się w zbożach, to moim zdaniem są one manifestacjami
dezaprobaty i pokpiwania z ludzkiej krótkowzroczności, zarozumiałego
uporu i braku logiki, ponieważ ich treść możnaby interpretować
np. słowami "ludzie, przestańcie się okłamywać nawzajem
i zacznijcie w końcu uznawać prawdę jaką od dawna ujawnia wam
moja pierwsza w świecie i nadal jedyna naukowa
Teoria Wszystkiego z 1985 roku - z powodu prześladowań
upowszechniana po świecie pod swoją pierwszą nazwą
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
a także ujawnia wam konstrukcja, działanie i teoria mojego gwiazdolotu zwanego
Magnokraft.
Od czasu ujrzenia opisywanego tu płonącego krzewu,
kiedykolwiek tylko pogoda mi na to pozwala, ja wychodzę
obecnie na spacer po plaży koło petońskiego celtyckiego
krzyża, aby sprawdzić czy przypadkiem NIE pojawi się
tam ponownie opisywany w punkcie #J3 płomień, a także
aby zbadać co nowego tam się dzieje. Wszystko też
co dotychczas tam odnotowałem, zaś co nadawało się
do opublikowania, opisałem w niniejszej "częsci #J" tej
strony. Analizując te zdarzenia, mi osobiście rzuca się
w oczy kilka istotnych regularności czy wniosków końcowych.
Pierwszy z nich, to że owe liczne zjawiska oraz
zdarzenia, jakie opisuję w niniejszej "części #J", tylko
z pozoru są ze sobą niezwiązane. Faktycznie jednak
wykazują one ukryte wzajemne powiazania i linki zarówno
z innymi z owych zjawisk i zdarzeń, jak i z płonącym
krzewem oraz petońskim krzyżem celtyckim. Tych ukrytych
powiązań jest zaś aż tak dużo, że praktycznie eliminują
one prawdopodobieństwo, iż wszystko co tu opisuję to
jedynie ciąg "zbiegów okoliczności" czy "przypadków" (że
NIE są to jedynie "zbiegi okoliczności" ani "przypadki"
naukowo wykazałem także w punkcie #J5 tej strony).
Drugi zaś z owych regularności i
wniosków, to że musiał istnieć jakiś istotny powód
dla którego to właśnie mi przypadł zaszczyt ujrzenia
płonącego krzewu na plaży w Petone. W chwili
obecnej sam sobie odpowiadam na owe trudne
pytanie "dlaczego ja", iż prawdopodobnie
byłem najbardziej odpowiednią
osobą aby informację o zaistnienia cudu pojawienia
się w Petone płonącego krzewu przekazać innym
bliźnim w sposób jaki NIE łamie ich "wolnej woli".
Z moich badań bowiem wynika, iż wszystko co Bóg
czyni, zawsze dokonywane jest w taki sposób, aby
ludzie ochotniczo i dobrowolnie przekonywali się do
prawdy, a NIE aby zostawali do tego przekonywania
się czymś przymuszeni. To zapewne właśnie aby
przymuszaniem dowodami NIE łamać niczyjej "wolnej
woli", Bóg NIE pozwolił mi wykonać zdjęcia owego
płonącego krzewu. To też zapewne dlatego wszystko
w sprawie tego specjalnego krzyża celtyckiego Bóg
pootaczał najróżniejszymi kontrowersjami. Przykładowo
ów krzyż celtycki leży na wylocie na plażę krótkiej
petonskiej ulicy zwanej "Tory Street". Przy przeciwstawnym
zaś wylocie tej ulicy, tam gdzie wpada ona na ulicę
"Jackson Street", zlokalizowana jest pizzeria zwana
"Hell" (czyli "Piekło"). Co też ciekawe, w internecie
sam krzyż celtycki jest m.in. propagowany jako
symbol nacjonalizmu i białej supremacji -
przykładowo często hitlerowcy go używali w swoich
flagach i oznakach, obecnie zaś używają go różne
neo-nazistowskie grupy. Warto też odnotować, że
ów symbol miłości, czyli "serce", wypalone niedaleko
od petońskiego krzyża, zostało wypalone przez UFO -
faktycznemu istnieniu którego zarówno oficjalna nauka
ateistyczna, jak i spora proporcja ludzi, nadal energicznie
zaprzecza. W sumie więc, aby ktoś uznał, iż w Petone
faktycznie Bóg ustanowił "chrześcijańsko-święte miejsce",
musi w tym celu dobrze przeanalizować ukryte powiązania,
które istnieją pomiędzy całym owym materiałem dowodowym
jaki tu prezentuję, oraz musi uczynić ochotniczo to na bazie
swej otwartości na poznanie prawdy, a NIE wskutek np.
zostania przymuszonym do takiego uznania np. poprzez
ujrzenie czegoś, co wyglądałoby jakby było niepodważalnym
dowodem!
Fot. #J4abc: Trzy ilustracje pokazujące wygląd i zasadę
powstawania serco-kształtnego lądowiska UFO. (Kliknij
na którąś z powyższych ilustracji aby zobaczyć ją w
powiększeniu.)
Fot. #J4a (góra):
Moje (tj.
dra inż. Jana Pająk)
zdjęcie przy uformowanym na kształt "serca" (tj.
symbolu "miłości") lądowisku UFO typu K3 wypalonym
na trawniku koło mieszkania jakie zajmowałem
podczas swojej profesury na tropikalnej wyspie
Borneo. To właśnie podczas życia i pracy w tamtym
mieszkaniu przeżyłem i jako pierwszy zawodowy
naukowiec świata dokładnie przebadałem cudowne
zjawisko "totaliztycznej nirwany" jaką opisałem na stronie
nirvana_pl.htm.
Zdjęcie to było pstryknięte we wrześniu 1998
roku. Odnotuj, że kształt i wielkość owego
lądowiska pokrywa się z kształtem i wielkością
lądowiska UFO też typu K3, jakie około 13 lat
później sfotografowałem w Petone i pokazałem
na poprzedniej "Fot. #J3c". Faktyczną jednak
wymowę "dlaczego" owo lądowisko UFO miało
kształt "serca" (tj. symbolu "miłości") wydedukowałem
jednak dopiero kiedy zająłem się naukowym
rozpracowywaniem przyszłościowego "ustroju
nirwany" jaki w przeciwieństwie do wszystkich
uprzednich ustrojów politycznych na Ziemi, zamiast
jak one używać "strachu" lub "pieniędzy" w celu
zmuszania do pracy, będzie motywował ludzi do
ochotniczego wykonywania ciężkiej fizycznej "pracy
moralnej" nagradzaniem ich przeżyciami niedoścignionej
w inny sposob szczęśliwości zjawiska nirwany. Owo
wyjaśnienie "dlaczego tamto 'serce' zostało wypalone przy moim
mieszkaniu na Borneo" opisałem dokładniej w punkcie #A3.1 strony
partia_totalizmu.htm.
Tamta strona wyjaśnia też w punktach #A1 do #A4 jak
Polacy zbiorowym wysiłkiem mogliby demokratycznie
wprowadzić u siebie ów "ustrój nirwany" już obecnie -
gdyby potrafili zdobyć się na ochłonięcie z obecnego
szału egoistycznego odracania się tyłem do Boga,
bliźnich i natury, poczym zaczęli słuchać przysłowiowych
"głosów rozsądku". Szybkie wprowadzenie "ustroju nirwany"
byłoby bowiem dowodem zrozumienia błędności i zmiany
swych uprzednich postępowań oraz sposobem zbiorowego
wybłagiwania od Boga uchronienia Polski i Polaków przed
doświadczaniem śmierci i rozpaczy nadchodzącej
zagłady ludzkości lat 2030-tych.
Fot. #J4b (środek):
Ilustracja "Rys. F35" z tomu 3 mojej
monografii [1/4].
Wyjaśnia ona jak wirujące obwody magnetyczne
gwiazdolotu UFO (zaczernione) zawisającego niedaleko
od ziemi w pozycji wiszącej formują wypalone lądowisko
w trawie. W dolnej części (c) tego "Rys. #F35" pokazany
jest wygląd tak wypalonego lądowiska przyjmującego
kształt pierścienia, które powstaje jeśli gwiazdolot UFO
zawisa w pozycji przy jakiej jego podłoga jest dokładnie
równoległa do powierzchni trawy, zaś jego obwody
magnetyczne wirują dotykając ziemi. Przykłady lądowisk
UFO o takim właśnie kształcie pierścienia pokazałem
na "Rys. V1" z tomu 17 mojej polskojęzycznej
monografii [1/5].
Z kolei przy nieruchomych obwodach magnetycznych
powstaje wypalenie o kształcie (b) - tj. o koncentrycznie
zbiegających się liniach. Przykład takiego lądowiska UFO
pokazałem na "Fig. M4 (Upper)" z mojej angielskojęzycznej
monografii [1e].
Chociaż ja sam NIE przygotowałem jeszcze rysunku, który by
ilustrował jak zmieniłaby się ta sytuacje gdyby UFO zawisało
pochylone pod dużym kątem, czytelnik sam może sobie wypracować,
że obwody magnetyczne pochylonego gwiazdolotu wirujące
po trajektoriach o kształcie "skórki z donut" powodowałyby
wówczas, iż wypalone przez UFO lądowisko przyjęłoby
właśnie kształt "serca" - ponieważ wtedy część owych palących
trawę trajektorii wirującej " skórki z donut" zawracałaby jeszcze
w powietrzu, zamiast już po wniknięciu pod powierzchnię
trawy. Jak dokładnie owa "skórka z donut" wypala w trawie
kształt "serca", razem z Dominikiem Myrcik staramy się to
zaprezentować w komputerowo-wygenerowanych ilustracjach
z punktu #J7 niniejszej strony.
Fot. #J4c (dół):
To samo lądowisko UFO w kształcie "serca" co w
części "#J4a", tyle że sfotografowane około pół miesiąca
później. Ponieważ jednak sfotografowałem je już
bez pokazania na nim mojej osoby - zdjęcie ujawnia
iż lądowisko to faktycznie ma kształt "serca" (tj.
symbolu miłości), niemal identyczny do kształtu
lądowiska z "Fot. #J3c" powyżej. Odnotuj tutaj,
że identyczny kształt "serca" obu lądowisk UFO
pokazanych na niniejszych zdjęciach "Fot. #J4ac"
oraz na poprzednim zdjęciu "Fot. #J3c", zaś wykonanych
w dwóch odległych od siebie o tysiące kilometrów
wyspach świata, dokumentuje nam dowodowo aż
cały szereg prawd naraz, których oficjalna nauka
NIE chce badać, zaś o których zwykli ludzie NIE
chcą wiedzieć - chociaż owe prawdy znacząco
wpływają na losy życiowe każdego mieszkańca
Ziemi. (Np. poczytaj-o i oglądnij-sobie bliznę na
nodze pokazaną na "Fot. #B4" z mojej strony o nazwie
ufo_pl.htm -
a po uważnym przeegzaminowaniu swej i bliskich
nogi, przekonasz się naocznie, że masz ją także,
oraz że mają ją wszyscy twoi bliscy.)
#J5.
Czyżby moje opisanie działania stworzonego
przez Boga zaś odkrytego i opisanego dzięki
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji
systemu rządzenia, edukowania i egzaminowania ludzi,
przypadkowo ujawniło co i dlaczego bibilijny Eliasz
udostępnił ludzkości pod nazwą kabała i jej drzewo życia -
oraz jak ów system stosowany przez Boga wskazuje
proste sposoby przestawiania na generowanie wzrostu
tych ludzi i instytucji, które dotychczas powodowały upadek:
Motto:
"Stworzony przez Boga system rządzący losami ludzi i instytucji, jaki
poznaliśmy z odkryć i materiałów dowodowych wypracowanych dzięki
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji,
formuje efektywnie działający mechanizm zarządzający, edukujący i osądzający,
który swą strukturą i działaniem przypomina drzewo życia z narzędzia o
nazwie kabała udostępnionego ludziom przez bibilijnego Eliasza zapewne
w celu wypracowywania nim indukujących wzrost udoskonaleń w ludzkich
systemach zarządzania uprzednio znanych z powodowania upadku."
Jeśli czytelnik przyglądnie się uważnie mojemu
dorobkowi naukowemu (z obszaru wiedzy zwykle
określanego jako moje "hobby" badawcze), wówczas
odkryje, że większość tego dorobku stara się
naukowo zidentyfikować, zdefiniować, rozpracować
i opisać dla użytku innych ludzi wszystkie narzędzia
Boga, które mają decydujący wpływ na przebieg, jakość
i wyniki naszego życia. Proces gromadzenia tego
dorobku naukowego w sposób świadomy prowadzę
nieustająco począwszy od 1985 roku. W 1985 roku
sformułowałem bowiem trzy najważniejsze składowe
swego "hobbystycznego" dorobku naukowego, tj. moją
Teorię Wszystkiego zwaną
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
oraz wynikające z tego konceptu opisy wzrostowej
filozofii totalizmu
i opisy upadkowej
filozofii pasożytnictwa.
Nieświadomie zaś gromadzenie to prowadzę od początku
swego życia. Do chwili więc kiedy w czerwcu 2018 roku
przystąpiłem do opracowywania niniejszej "części #J" tej
strony, moje publikacje zidentyfikowały i ujawniały już
zainteresowanym czytelnikom nazwy, definicje i opisy
ogromnej liczby tych narzędzi Boga. Stąd wysiłki jakie
wówczas podjąłem aby zdefiniować to co wyjaśniam
na całym szeregu swych stron internetowych, mianowicie
że w naszym świecie fizycznym absolutnie nic NIE
zdarza się przez tzw. "przypadek", uświadomiły mi
iż nadszedł już czas, aby zestawić w jeden efektywnie
działający system, poczym zilustrować graficznie
te z owych narzędzi, które wpływają na przebieg,
jakość i wyniki życia każdej osoby oraz każdej instytucji.
W ten sposób podjąłem formułowanie opisów niniejszego
punktu, a także ilustracji jakie pokazałem jako kolejne
części "Rys. #J5" poniżej.
W swoich wysiłkach opisania i zilustrowania tu wpływu
poszczególnych narzędzi Boga na życie każdej rozpatrywanej
osoby czy instytucji, staram się pokazać wyniki porównań
procesu zarządzania osobami i instytucjami w dwóch
przeciwstawnych podejściach filozoficznych, jakie w moich
publikacjach powtarzają literaturowe nazwy: (1) "a priori",
oraz (2) "a posteriori" - po wyjaśnienia tych nazw patrz linki
do owych haseł podane na mojej stronie internetowej o nazwie
skorowidz.htm.
W obszarze badań naukowych jakim ja się zajmuję,
podejście "a priori" (czyli od przyczyny do skutku,
czyli od Boga do otaczającej nas rzeczywistości)
jest reprezentowane przez mój Koncept Dipolarnej
Grawitacji oraz przez wzrostową filozofię totalizmu -
jakie razem wzięte stworzyły nowy rodzaj nauki, w
moich publikacjach nazwywany
"totaliztyczną nauką".
Z kolei podejście "a posteriori" do badań (tj. od skutków
do przyczyn) jest używane przez starą, upadkową
"oficjalną naukę ateistyczną" -
która w powodu swego przejścia na praktykowanie upadkowej
filozofii pasożytnictwa
ponosi odpowiedzialność za bagno w jakie jej postępowania
i jej metody rządzenia ludźmi i instytucjami wprowadziły
dzisiejszą ludzkość. Narzędzia i systemy używane przez
obie te przeciwstawne do siebie nauki (tj. wzrostową "naukę
totaliztyczną" i upadkową "oficjalną naukę ateistyczną") aby
zarządzać życiem ludzi i instytucji poddanych ich wpływom,
postaram się nazwać, opisać i polinkować w niniejszym
punkcie, poczym zaprezentować je graficznie poniżej na
"Rys. #J5".
Moja filozofia totalizmu informuje, że aby zamienić
obecny upadek ludzkości na jej wzrost, konieczne
jest użycie w zarządzaniu życiem ludzi tych samych
(lub bardzo podobnych) narzędzi i systemów jakie
używa Bóg. Tylko bowiem kopiowanie przez ludzi
dalekowzrocznych i ponadczasowo działających metod,
narzędzi oraz zasad postępowania Boga daje gwarancję
iż w praktyce okażą się one budujące postęp i wzrost.
Moje zaś analizy narzędzi Boga, jakie zidentyfikowałem
iż przy podejściu "a priori" kształtują one przebieg,
jakość i wyniki życia osób i instytucji, wykazały iż
narzędzia Boga można podzielić na trzy odmienne kategorie.
Pierwszą i najważniejszą ich kategorię można nazwać
"egzekutorami" (lub "wykonawcami") - ponieważ
wprowadzają one w życie wszystko co decyduje o
przebiegu, jakości i wynikach rozpatrywanego życia.
We wszystkich częściach "Rys. #J5" owe "egzekutory"
zilustrowałem ponumerowanymi prostokątami.
Drugą kategorię tych narzędzi Boga można nazwać
"mechanizmami zarządzającymi" - ponieważ
rządzą one działaniem wszystkich innych narzędzi
Boga. W częściach "a", "b" i "c" z "Rys. #J5" te boskie
mechanizmy zarządzające pokazałem jako ponumerowane
symbole "serca" - bowiem głównym powodem dla
jakiego Bóg je stworzył i nieustannie obecnie utrzymuje
ich działanie, jest miłość do swych stworzeń i wynikająca
z owej miłości dbałość o możliwie najlepszą przyszłość
tychże stworzeń. Natomiast w częściach "d" do "g" z
"Rys. #J5" te same mechanizmy zarządzające, jednak
użyte w upadkowych systemach zarządzania przez ludzi,
pokazałem jako symbole "tarczy" - bowiem głównym
powodem dla jakiego upadłe instytucje je powprowadzały
i utrzymują, jest osłanianie i bronienie swych interesów,
dochodów, sławy i władzy przed resztą świata usiłującą
uracjonalnić ich wpływy i metody rządzenia, oraz
wyeliminować ich monopole. Odnotuj przy tym, że
wszystkie owe "mechanizmy zarządzające" zawsze
ustanawia i kontroluje "egzekutor numer 1", który jest
rodzajem twórcy czy nadawcy wszystkiego co definiuje
wyniki życia "egzekutora numer 10" będącego odbiorcą
zarządzania i produktów tegoż nadawcy. Trzecią
i ostatnią kategorię omawianych tu narzędzi używanych
do zarządzania można nazwać "produktami działań
odbiorcy" - ponieważ są one generowane w następstwie
postępowań i życia egzekutora numer 10 - tj. osoby czy
instytucji, życie których rozpatruje się dokonywanymi
właśnie analizami jako "odbiorcę (10)" działań zarządzających
"nadawcy (1)". Na całym "Rys. #J5" owe produkty
działań odbiorcy zilustrowałem ponumerowanymi
okręgami. Pomiędzy poszczególnymi narzędziami
z wszystkich trzech kategorii działają dwa rodzaje
połączeń. Pierwsze z tych połączeń to "kanały
przesyłu". Na "Rys. #J5" są one pokazane jako
odcinki linii prostej. W każdym schemacie łączą one
między sobą każde dwa narzędzia, które przesyłają
sobie nawzajem jakieś produkty swego działania.
Ich przykładem może być kanał przesyłu łączący
narzędzia Boga numer 3 i 6. Drugie z tych połączeń
to "kanały nadzoru i komunikowania się".
Występują one jednak tylko w schematach wzrostu -
poniżej pokazanych w częściach "a" i "b" z "Rys. #J5". Łączą
one i formują "sprzężenia zwrotne" pomiędzy "egzekutorem
numer 1" a każdym innym elementem lub narzędziem.
Na "Rys. #J5" pokazane są one jako zakrzywione fragmenty
czerwonych łuków lub elips. Ich przykładem może być
połączenie pomiędzy nadawcą 1 (tj. Bogiem) a odbiorcą
10 (tj. egzekutorem numer 10) - które to bezpośrednie
połączenie z Bogiem w rzeczywistym życiu działa w nas
jako tzw. "sumienie". W schematach upadku, kanałów
"nadzoru i komunikowania się" jest brak. Ich nieobecność
jest tam też jednym z głównych powodów upadku instytucji
zarządzanych bez ich udziału. Najlepiej widzimy to na
przykładach dzisiejszych rządów - im mniej konsultacji
i sprzężenia zwrotnego pomiędzy rządem i narodem,
tym upadek tam szybszy, zaś życie pełniejsze opresji
i strachu. Aż więc żal pomyśleć co czeka ludzkość,
skoro w dzisiejszych nawet najbardziej demokratycznych
krajach konsultacje, łączność z narodem i sprzężenie
zwrotne zanikają z chwilą gdy politycy są już wybrani
do rządów. Wszakże bez względu na to co "złotoustnie"
jest twierdzone w tzw. "obietnicach wyborczych", po
wyborach każdy z polityków albo wdraża własne
"widzimisie", albo też spłaca swymi przysługami zadłużenie
zaciągnięte u bogaczy za sfinansowanie bycia wybranym.
W rezultacie życzenia narodu są uwzględniane tylko jeśli
pokrywają się z zamiarami rządzących polityków - tak jak
dokumentują to losy referendum "przeciw-klapsowego"
opisanego w punkcie #B5.1 mojej strony o nazwie
will_pl.htm.
W przykładzie podejścia "a priori" do życia i do badań,
ilustrowanym "Rys. #J5a" i "Rys. #J5b", a stosowanym
praktycznie przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji
i przez filozofię totalizmu (a stąd i przez nową "naukę
totaliztyczną" jaką swymi badaniami właśnie tworzę),
najważniejszymi "egzekutorami", czyli najważniejszymi
istotami, osobami, narzędziami, lub mechanizmami,
jest Bóg i osoba lub instytucja jakiej życie właśnie
się analizuje. Bóg jest "egzekutorem numer 1" (czyli
"nadawcą"), zaś osoba lub instytucja, życie której
właśnie analizujemy (np. czytelnik, jakaś konkretna
osoba, oficjalna nauka, rząd, religia, itp.) jest egzekutorem
numer 10 (czyli odbiorcą). Z kolei egzekutorem napędowym,
którego działanie jest rodzajem "silnika" dla całego
danego systemu zarządzania np. daną instytucją,
państwem, planetą, czy całym naszym światem
fizycznym, jest "egzekutor numer 6".
Istnieje sporo powodów dla których dzisiejszym
ludziom, kiedyś włączając w to i mnie, z takimi
trudnościami przychodzi zrozumienie i
zaakceptowanie prawdy jaką staram się tu
opisać i zilustrować, tj. prawdy iż dzięki stworzeniu
przez Boga egzekutora numer 6 (tj. Omniplanu),
każde zdarzenie z naszego świata fizycznego,
nawet to najbardziej banalne, jest przez Boga
najpierw bardzo starannie zaplanowane, potem
wyczerpująco wytestowane w działaniu czy
faktycznie jest ono najoptymalniejsze z grupy
wszelkich możliwych przebiegów danego zdarzenia
(tj. używając zwrotu Boga z bibilii, czy jest ono
najbardziej "bardzo dobre"), a dopiero na końcu
jest ono pedantycznie wyegzekwowane. Takie
pracochłonne zaplanowanie, przetestowanie i
egzekwowanie każdego zdarzenia przez Boga
(tj. przez "egzekutora numer 1" z "Rys. #J5abc" -
zarządzającego całą ludzkością i wszystkim co
dzieje się w świecie fizycznym), jest możliwe
ponieważ na długi "czas ludzki" zanim owo
zdarzenie zachodzi, Bóg już je wprogramował
do swego Omniplanu (tj. do egzekutora nr. 6).
Jako zaś w takie, niezależnie od wymowy fizykalnej
danego zdarzenia, Bóg ma czas, możliwość i
powody, aby dodatkowo wpisać w nie najróżniejsze
wielopoziomowe przekazy wiedzy, uczuć, wzorców,
zasad moralnych, przykładów, itp., zamierzonych
jako sposób powiększania naszej wiedzy, moralności,
dojrzałości, poziomu świadomościowego, itp. - tak jak
starałem się to wyjaśnić m.in. w punktach #J3 i #J4
niniejszej strony.
Najważniejszym z powodów tych naszych trudności
w zrozumieniu i zaakceptowaniu opisywanej tu prawdy
(że w naszym świecie fizycznym "przypadki" nie istnieją) jest
korupcja
wszystkich kluczowych dzisiejszych instytucji, w tym
także dzisiejszych instytucji religijnych, dzisiejszej oficjalnej
nauki, polityki, bankowości, publikatorów, itp. W rezultacie
bowiem tej korupcji, przez większość życia jesteśmy
bombardowani kłamliwymi stwierdzeniami kapłanów,
zwodniczymi zapewnieniami oficjalnej nauki, polityków,
bankierów, telewizji, prasy, itp., jakie notorycznie już
zaprzeczają temu co stwierdza Biblia i prawdę czego
naukowymi metodami niezależnie od Biblii potwierdziły
już ustalenia mojego
Konceptu Dipolarnej Grawitacji i mojej
filozofii totalizmu.
Wszakże zarówno dzisiejsze oficjalne stwierdzenia
kapłanów niemal wszystkich religii świata, a także
oficjalne teorie naukowe, oraz deklaracje polityków,
wmawiają nam kłamliwy obraz naszego świata
fizycznego, w jakim albo zupełnie NIE ma Boga,
albo też wprawdzie Bóg w nim istnieje - jednak
jakoby obecnie NIE egzekwuje on swej zdolności
do zarządzania "żelazną ręką" wszystkim co się dzieje
w naszym świecie fizycznym. Tymczasem zarówno Biblia jak i mój
Koncept Dipolarnej Grawitacji oraz
filozofia totalizmu
ujawniają nam wręcz odwrotną sytuację - mianowicie, że
NIE tylko istnieje wszechmożny i wszechwiedzący Bóg,
ale także nic w naszym świecie fizycznym NIE zachodzi
bez uprzedniego zaprogramowania tego przez Boga we
wręcz doskonały, wszechstronny i dalekowzroczny sposób.
Przywróćmy więc prawdę do naszego zrozumienia świata
jaki nas otacza i poznajmy jak sytuacja i postępowanie
Boga wyglądają naprawdę w świetle ustaleń mojego
Konceptu Dipolarnej Grawitacji.
Zgodnie z moją Teorią
Wszystkiego zwaną
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
cały nasz świat fizyczny ma formę precyzyjnie
działającego mechanizmu softwarowo-hardwarowego
na "Rys. #J5" pokazanego w miejscu "egzekutora numer 6".
W mechaniźmie tym składową hardwarową jest struktura
materialna celowo utworzona przez Boga z programowalnej
przeciw-materii, której poprawne działanie sterowane
jest przez składową softwarową będącą rezydującymi
w owej przeciw-materii programami przygotowanymi
przez Boga. Ten "egzekutor numer 6" rezyduje w
cztero-wymiarowym świecie zwanym "przeciw-światem",
jaki istnieje odrębnie od naszego trzy-wymiarowego
"świata fizycznego". W swoich opracowaniach cały
mechanizm tego egzekutora nr 6 najczęściej nazywam
"Omniplanem".
Ów "Omniplan", czyli także cały nasz świat fizyczny jaki
on formuje i jakiego działaniem on steruje, składa
się ogromnej ilości odrębnych, niezwykle cieniutkich
warstewek, ponakładanych na siebie wzdłuż niekończenie
długiej rozmiarowo osi "wgłębnej (G)" przeciw-świata
(tj. wzdłuż czwartego wymiaru liniowego przeciw-świata).
Swą strukturą fizykalną Omniplan przypomina więc
pomarszczony stos cieniutkich "naleśniczków"
ponakładanych na siebie wzdłuż owej osi "wgłębnej
(G)" przeciw-świata. (Więcej informacji na temat
czwartego "wgłębnego (G)" wymiaru liniowego
przeciw-świata jest podane w punkcie #D3 strony
god_proof_pl.htm.)
W każdą z tych cieniutkich warstewek, czy naleśniczków,
Bóg wprogramował "zamrożoną" w bezruchu jedną
z niemal nieskończonych sytuacji całego naszego
trzy-wymiarowego świata fizycznego - włącznie
z wszystkimi obiektami istniejącymi w całym
naszym świecie fizycznym w danej chwili czasowej
reprezentowanej jedną warstewką czy naleśniczkiem.
Każdy zaś z nas, to jest każdy z ludzi, instytucji
i istot żywych, tj. każdy z egzekutorów numer 10
będących odbiorcami działań Boga, z częstotliwością
egzekwowaną przez mechanizmy sterujące zawarte
w jego genach przeskakuje swoją świadomością z
jednej takiej warstewki (czy naleśniczka) do następnej.
Pomiary jednej z osób (DM) współpracujących ze mną
ustaliły, że częstotliwość owych przeskoków pomiędzy
warstewkami Omniplanu jest równa którejś z harmonicznych
od 11 Hz - po szczegóły patrz punkt #D2 ze strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Każdy z nas (tj. każdy z egzekutorów nr 10, czyli odbiorców
rządów i działań Boga) odbiera to szybkie przeskakiwanie z
jednej warstewki (naleśniczka) Omniplanu do następnej
warstewki, właśnie jako upływ naszego "ludzkiego czasu" -
tj. sztucznego czasu zaprogramowanego dla nas przez
Boga, w jakim my ludzie (i wszelkie inne istoty żywe)
się starzejemy, a jaki w swych opracowaniach nazywam
"nawracalnym czasem
softwarowym". W wyniku tego przeskakiwania,
to co Bóg zaprogramował jako bezruchowe i podobne
do sytuacji z pojedyńczej klatki filmowej, owe przeskoki
naszej świadomości z warstewki do warstewki Omniplanu
czynią ruchome, żywe i mające przebieg oraz cechy
zmieniające się skokowo z upływem czasu - tak jak obraz w kinie
zmienia się skokowo, ożywia i staje się ruchomy w wyniku szybkich
przeskoków pojedyńczych klatek filmu z unieruchomionymi
na nich sytuacjami. Powyższe wyjaśnienie budowy i działania
Omniplanu stanowi też esencję i podsumowanie ustaleń
Konceptu Dipolarnej Grawitacji o działaniu "ludzkiego czasu"
oraz o budowie i działaniu naszego świata fizycznego - jakie
to ustalenia, oprócz punktów niniejszego i #J6 z tej strony,
wyjaśniam też szerzej aż na całym szeregu innych swych
stron internetowych (których przeczytanie przez osoby
zainteresowane treścią niniejszego punktu gorąco
zalecałbym) - przykładowo wyjaśniam w punkcie #D3 swej strony o nazwie
god_proof_pl.htm,
w punktach #J2, #C3 do #C4.1, oraz #D1 i #D2 ze swej strony o nazwie
immortality_pl.htm,
a skrótowo także m.in. we wstępie, punkcie #G4 i
częściowo też punkcie #D4 swej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm.
Z ustaleń tych wynika bardzo istotny dla nas wniosek,
mianowicie, że wszystko
co zdarza się w naszym świecie fizycznym już
uprzednio Bóg uważnie i przewidująco wprogramował
w warstewki czasowe swego Omniplanu - nic
więc nigdy NIE zdarza się np. przez "przypadek",
a wszystko zawiera wpisane w siebie wielopoziomowe
cele i informacje jakie Bóg zamierza tym osiągnąć
i przekazać do naszej wiadomości.
Dzięki swemu
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji
do chwili obecnej zdołałem już zgromadzić i opisać
w swych publikacjach ogromny materiał dowodowy
jaki potwierdza, że faktycznie opisany powyżej
Omniplan został stworzony przez Boga w sposób
na jaki go opisałem i działa tak jak go opisałem.
Materiał ten zaprezentowałem relatywnie dobrze w innych
swych publikacjach, zaś linki do niego można znaleźć w
skorowidz.htm.
Na jego temat istnieje też coraz więcej wideów w
YouTube - tyle że trzeba znać mój Koncept Dipolarnej
Grawitacji aby widea te móc poprawnie zrozumieć.
Aby niepotrzebnie NIE wydłużać niniejszego punktu,
NIE będę tu już powtarzał opisów tych dowódow. Wspomnę
tu tylko, że obejmują one m.in. empiryczne dowody: iż
"ludzki czas" faktycznie upływa skokami, iż nasz czas
jest nawracalny - bowiem wielu ludzi, istot, lub obiektów
jest cofanych do tyłu w czasie lub przypadkowo "wypada"
przez czasowe "portale" do czasów innych niż ich własne,
iż cofnięcia "ludzkiego czasu" często zmieniają dookoła
nas pamiętaną uprzednio rzeczywistość, iż istnieje
"deja vu", itd, itp.
Dzięki powyżej opisanej budowie i działaniu całego
naszego świata fizycznego, wszystkie zachodzące
w nim zdarzenia następują wyłącznie ponieważ
uprzednio Bóg wprogramował je już do Omniplanu -
czyli do "egzekutora nr 6" z "Rys. #J5abc". Innymi
słowy, na przekór tego co kłamliwie nam wmawiają
naukowcy, kapłani, politycy, sceptycy, leniwcy,
tumiwisicy, opluwacze, itp., w naszym świecie fizycznym
absolutnie wszystko zachodzi wyłącznie z udziałem i
pośrednictwem Boga. Wszakże ludzie oraz wszelkie
stworzenia i obiekty, w świecie fizycznym mogą zrealizować
jedynie te działania, które uprzednio Bóg już wprogramował
w ów Omniplan - i to tylko kiedy w swym przeskakiwaniu
przez kolejne warstewki (naleśniczki) "ludzkiego czasu"
dotrą oni do warstewki czasowej (naleśniczka),
w której zrealizowanie tych działań jest zaprojektowane
i już wprogramowane (aczkolwiek z powodu 365 tysięcy
razy wolniejszego upływu naszego "ludzkiego czasu"
niż "czasu Boga", Bóg zawsze ma wystarczająco dużo
czasu aby większość szczegółowych przebiegów co
mniej istotnych zdarzeń wprogramowywać do Omniplanu
już po tym jak my podejmiemy myślową i motywacyjną
decyzję o ich zrealizowaniu). Następstwa ludzkiej
drogi poprzez Omniplan też więc są wyłącznie takie
jakie Bóg w niego wprogramował. Powodem zaś,
dla którego nam się zdaje, że zdarzenia dzieją się
głównie z powodu ludzkich (naszych) wysiłków,
jest ponieważ aby NIE odbierać nam "wolnej woli"
w owym wprogramowywaniu działań i zdarzeń
do Omniplanu Bóg przestrzega określonych
zasad. Przykładowo, zasady iż żadne
zdarzenie wprowadzana do Omniplanu NIE może łamać
"wolnej woli" osób jacy zdarzenie to urzeczywistniają,
a stąd że szczegóły przebiegu
danego działania i wynikającego z niego zdarzenia
typowo są wprogramowane do Omniplanu tylko jeśli
osoba czy instytucja go realizująca faktycznie z własnej
"wolnej woli" (tj. z własnej chęci i z już posiadanych motywacji)
chce je zrealizować oraz właśnie podejmuje aktywnie wysiłki
i kroki zmierzające do zrealizowania tego działania.
Ponadto, zasady iż dane
działanie i wynikające z niego zdarzenie są uniemożliwiane
przez Boga poprzez NIE wprogramowanie ich do
Omniplanu tylko jeśli istnieje osoba lub instytucja celowo
i aktywnie starająca się je uniemożliwić, lub jeśli Bóg już
uprzednio wprogramował w Omniplan ciąg takich zdarzeń
lub zjawisk, jakie wyraźnie ilustrują, że działanie to i zdarzenie
są niemożliwe do zrealizowania. W rezultacie,
w naszym świecie "wolna wola" ludzi wcale
NIE polega na czynieniu tego co ludzie uczynić
zechcą (wszakże uczynić mogą jedynie to czego
uczynienie przez nich zostało uprzednio wprogramowane
przez Boga do Omniplanu), a jedynie sprowadza
się do wolności generowania tego co można
nazywać "produktami działań odbiorcy", a co
na "Rys. #J5abc" pokazałem okręgami o numerach
2, 4 i 7 (czyli generowania wypacowaną przez nas
"moralność (2)" w totaliztycznym jej rozumieniu
jako "ochotniczej posłuszności z jaką wypełniamy
nakazy i wymagania Boga" opisane w treści Biblii -
patrz totaliztyczna definicja moralności z punktu #B5 strony
morals_pl.htm,
a także przysparzania naszej "wiedzy (4)" oraz
manifestacji "fizykalnych dokonań (7)" - które
wprawdzie realizuje Bóg, jednak w większości
normalnych zdarzeń czyni to zgodnie z naszymi
wysiłkami i zamiarami). Odnotuj tutaj, że każdy z owych
"produktów działań odbiorcy" ma liczne składowe -
przykładowo składowymi "moralności (2)" są nasze:
pamięć, myśli, uczucia, postawy, nastawienia,
intencje, wypowiedzi, niektóre cechy charakteru,
itp., jakie w "odbiorcy (10)" są indukowane przez
każde zdarzenie, zaistnienia którego odbiorca ten
będzie świadomym. Innymi słowy, zgodnie z ustaleniami
mojej Teorii Wszystkiego zwanej
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
absolutnie wszystkimi "zdarzeniami" jakie dotykają
poszczególnych ludzi bezpośrednio zarządza "los"
i "przeznaczenie" tych ludzi uprzednio wpisane przez
Boga w warstewki czasowe Omniplanu, natomiast
bezpośrednia "wolna wola" ludzi ogranicza się wyłącznie
do wolności zaledwie myśli, uczuć, postaw, itp., jakie
owe dotykające ich zdarzenia w nich zaindukują.
Jednak na szczęście dla ludzi, z pomocą połączenia
1 z 10 (tego czerwonego) z "Rys. #J5ab", Bóg uważnie
śledzi i analizuje każdą myśl i każde uczucie jakie
indukują w poszczególnych ludziach zachodzące zdarzenia.
Wszakże fragment programu Boga jest zapisany w 12-tym
poziomie pamięciowym każdej drobiny przeciw-materii,
z jakiej uformowana została materia naszego świata -
po szczegóły patrz punkty #D3 i #A0 z mojej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Stąd Bóg śledzi "od wewnątrz" absolutnie wszystko
co dzieje się w każdej cząsteczce ciała i umysłu każdego
z nas. Na podstawie też znajomości treści ludzkich
doznań, uczuć i myśli, Bóg odpowiednio przeprogramowuje
Omniplan. Jeśli więc swymi moralnymi myślami i
uczuciami ludzie ci zasłużą sobie na odpowiednio
korzystne dla nich następstwa, Bóg tak wprogramowuje
w Omniplan przyszłe zdarzenia, że zdarzenia te
wynagradzają ich uprzednie myśli i uczucia. W
ten sposób, chociaż ludzka "wolna wola" NIE daje
im bezpośredniego wpływu na zdarzenia jakie ich
dotkną w przyszłości, faktycznie sprzężenie zwrotne
ich "wolnej woli" (tj. ich myśli, uczuć, postaw, modlitw, itp.)
z przeprogramowaniami wprowadzanymi przez Boga
do Omniplanu, powoduje iż pośrednio ta ludzka "wolna wola"
wpływa jednak na to co każdego spotyka, tyle że wpływ
ten działa jako rodzaj łańcucha "przyczynowo-skutkowego"
idącego od ludzkich myśli, uczuć, itp. - zaindukowanych
danymi zdarzeniami, poprzez analizy i decyzje Boga
wiodące do przeprogramowania Omniplanu, a w końcu
do zdarzeń jakie Bóg wprogramował do przyszłości
(lub do przeszłości) owych ludzi po poznaniu ich
myśli, uczuć, postaw, intencji, itp.
Wyjaśniając naszą drogę przez "ludzki czas" zamodelowany
Omniplanem, mam obowiązek aby dodatkowo tu
wyjaśnić, że zgodnie z Biblią każdą osobę Bóg
aż kilkakrotnie cofa w czasie do tyłu. Aby jednak
NIE dostarczać gotowych rozwiązań dla leniwców
i nieuków, oraz aby NIE łamać niczyjej "wolnej
woli", fakt owego aż kilkakrotnego cofania każdego
z nas, podobnie jak każdy inny istotny fakt jaki
decyduje o naszym awansie świadomościowym
i cywilizacyjnym, Biblia przekazuje nam tylko w
zakodowany sposób w wersetach 33:25-30 z "Księgi Hioba".
Czyli dla zrozumienia owych wersetów, najpierw trzeba
(tak jak ja) intelektualnie odkryć (lub zaakceptować
moje odkrycie), iż faktycznie jesteśmy aż wielokrotnie
cofani w czasie. Dobrze zaszyfrowaną informację
zawartą w owych wersetach ja dokładniej i szerzej
zinterpretowałem w punkcie #B4.1 ze swej strony
immortality_pl.htm.
Ta bowiem wiedza o fakcie naszego powtarzalnego
bycia cofanym w czasie przez Boga, jest dla nas
ogromnie istotna z powodów dotychczas błędnego
zrozumienia przez ludzi pojęć "przyszłość" i "przeszłość".
Wszakże to co Bóg zadecyduje w wyniku analizy czyjegoś
dojrzałego lub końcowego życia, może dla tej osoby
zostać potem wprogramowane do Omniplanu np. w
"ludzkie czasy" jej dzieciństwa lub nauki - zaś wyegzekwowane
ponownie po cofnięciu tej osoby do owych czasów.
Owo aż kilkakrotne cofanie ludzi w czasie przez
Boga powoduje więc, że pojęcia "przyszłość" i
"przeszłość" istnieją jedynie przy mierzeniu upływu
czasu zgodnym z tzw. "nienawracalnym
czasem absolutnym wszechświata" - który
to absolutny "czas Boga, atomów i minerałów" zawsze
upływa wyłącznie do przodu. Natomiast nasz "czas ludzki"
może zarówno upływać do przodu jak i być cofany do
tyłu. Dla nas więc "przyszłością" - w zrozumieniu tamtego
czasu absolutnego, może też być nasza "przeszłość".
Przykładowo, w Omniplan ludzi, którzy są głusi na
głos swego sumienia i stąd co do których w ich dorosłym
życiu Bóg utraci już nadzieję na ich właściwe wychowanie,
ich śmierć może zostać wprogramowana do ich lat
dziecięcych i zrealizowana po ich cofnięciu do czasu
dzieciństwa - tak jak opisałem to np. w punkcie #D3 strony
god_istnieje.htm.
Oczywiście, powyższy opis powszechnego u
dzisiejszych ludzi błędnego zrozumienia pojęć
"przeszłość" i "przyszłość" jest tylko jednym z
ogromnej liczby spraw jakie wymagały zbadania,
przedefiniowania i zrozumienia po wypracowaniu
mojej Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji -
która była pierwszą i dzisiaj nadal jedyną teorią
dostępną dla ludzi, jaka ujawniła nam m.in. prawdę
o budowie i działaniu świata fizycznego oraz czasu.
Przykładem kolejnej podobnie złożonej sprawy jest
zidentyfikowanie i opisanie mechanizmu jaki Bóg
używa aby zawsze wypracować, wytestować i wdrożyć
do użytku ludzi najbardziej optymalne (tj. używając
wyrażenia z Biblii - najbardziej "bardzo dobre") i
jednocześnie zgodne z planami Boga rozwiązania
dowolnego problemu jaki zaistniał w naszym świecie
fizycznym. (Które to najoptymalniejsze i stąd faktycznie
"bardzo dobre" rozwiązania Boga, ludzie potem z
uporem maniaków będą psuli swoimi krótkowzroczymi
"usprawnieniami", tak jak już popsuli np. oryginalnie
bardzo dobre: żywność, wodę i swoje ciała - co wyjaśniłem
szczegółowiej m.in. w punktach #A1 do #A5 ze swej strony o nazwie
cooking_pl.htm,
na całej stronie o nazwie
woda.htm
i w punkcie #I3 strony o nazwie
healing_pl.htm.)
O tym mechaniźmie "testującym" i o jego działaniu
dotychczas NIE doszukałem się ani jednej wzmianki
w Biblii, oraz ani jednej wskazówki w otaczającej
nas rzeczywistości. Jednak moje doświadczenie
życiowe, naukowy trening, oraz empiryczna wiedza
jaką zdobyłem w trakcie błąkania się po świecie "za
chlebem" i konieczności wykładania na poziomie
profesorskim wszystkich odmiennych dyscyplin
jakie moi pracodawcy zlecali mi wykładać (np.
wykładania inżynierii mechanicznej, obrabiarek
i narzędzi, obrabiarek sterowanych numerycznie,
systemów napędowych, obróbki, miernictwa,
komputeryzacji, mechaniki klasycznej, programowania,
języków komputerowych, elektroniki, fizyki, matematyki,
elektrotechniki, logiki, rysunku technicznego, CAD,
inżynierii softwarowej, oraz kilkudziesięciu jeszcze innych),
jednoznacznie mi podpowiadają, że taki mechanizm
wypracowywania, testowania i wdrażania Bóg musi
posiadać i używać. Skoro jednak NIE mam żadnych
zewnętrznych wskazówek jak taki mechanizm mógł
zostać przez Boga stworzony, ani "jak" i "gdzie" on
działa, w sprawie jego zidentyfikowania i opisania także
użyję takiej samej metody
rozwiązywania zagadek otaczającej nas rzeczywistości,
jaką nawykłem używać "hobbystycznie" podczas
dokonywania niemal wszystkich swoich odkryć
naukowych. Mianowicie, najpierw rozważę
jak ja bym tę sprawę rozwiązał gdybym był w sytuacji
w jakiej zachodzi potrzeba jej rozwiązania, potem
wkomponuję to rozwiązanie w strukturę modeli
zilustrowanych na "Rys. #J5", w końcu zaś zacznę
szukać materiału dowodowego jaki pozwoli mi
potwierdzić poprawność moich modeli oraz
korygować lub dopracowywać te ich szczegóły,
jakie NIE są jeszcze zgodne z empirycznymi
dowodami na które się natknę. Używając tej
metody rozwiązywania zagadek natury, moja
wiedza i doświadczenie już mi podpowiadają,
że jedyny sposób na jaki daje się sporządzić
taki efektywnie działający boski mechanizm
wypracowywania, testowania i wdrażania
optymalnych rozwiązań problemów naszego
świata fizycznego, wymaga aby główną
składową owego mechanizmu stanowił
softwarowy model całego naszego świata
fizycznego, czyli "kopia Omniplanu". Model
ten na "Rys. #J5" pokazuję w pozycji "egzekutor
numer 11" - jakiego istnienie jest dokładnie
ukryte przed ludzmi, zaś jakiego działanie
wypracowuje, testuje i wspiera działanie
najważniejszego dla nas "egzekutora numer
6" (czyli wspiera działanie faktycznego
Omniplanu). Jednocześnie mój
Koncept Dipolarnej Grawitacji
implikuje, że jedynym miejscem gdzie ta "kopia Omniplanu"
daje się fizycznie umiejscowić, jest drugi kierunek przebiegu
"wgłębnej (G)" osi czwartego wymiaru przeciw-świata -
tj. kierunek przeciwstawny do kierunku "ku górze" w jakim
Bóg programuje kolejne warstewki (naleśniczki) czasowe
Omniplanu i naszego świata fizycznego. Wszakże owa oś
"wgłębna (G)" przeciw-świata rozciąga się w nieskończoność
w obu swych kierunkach. Tymczasem od kiedy w trakcie
bibilijnego Wielkiego Potopu Bóg przetworzył ciała ludzi
z życia w "nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata"
na życie w "nawracalnym czasie softwarowym", owe warstewki
czasowe w Omniplanie są progamowane i nakładane tylko w
kierunku "pod górę" naszego świata fizycznego. Stąd kierunek
"w dół" począwszy od momentu zerowego w czasach Wielkiego
Potopu, NIE jest używany do bezpośredniego zarządzania światem
fizycznym w jakim my faktycznie żyjemy. Bóg miał więc możność
umieszczania w tym drugim kierunku "w dół" owej "testowej"
kopii, czy wersji, całego Omniplanu dla naszego świata fizycznego -
zawierającej kopie wszystkiego co istnieje w naszym świecie
fizycznym, w tym kopie wszystkich warstewek (naleśniczków)
czasowych Omniplanu, oraz kopie każdego z nas. Tyle, że
wszystkie owe kopie z "testowej wersji Omniplanu" NIE
żyją tak jak my, a jedynie są używane do testowania i do
wypracowywania najoptymalniejszych rozwiązań problemów.
Oczywiście, nazywanie tu tamtej "testowej wersji Omniplanu"
terminem "kopia" naszego świata fizycznego (tj. kopią Omniplanu),
jaką dla wytłumaczenia jej ludzkim językiem zmuszony jestem
tu używać w celu opisywania owego "świata testowego", jest
znaczną niedoskonałością. Wszakże tamta dodatkowa kopia
Omniplanu z kopią całego naszego świata fizycznego musi
mieć zupełnie odmienne oprogramowanie od naszego. Oprócz
bowiem oprogramowania praw fizycznych, wszystkich obiektów
i istot, oraz psychiki, historii i cech każdego z nas, jakie tam
będą niemal identyczne jak w naszym świecie fizycznym,
musi tam być dodane oprogramowanie, które przykładowo
po każdym zakończeniu przebiegu testowego jakim Bóg
wypracuje jakieś najoptymalniejsze (tj. najbardziej "bardzo
dobre") rozwiązanie dla określonego problemu pojawiającego
się w naszym świecie fizycznym, oprogramowanie tamtego
"świata testowego" musi być w stanie automatycznie przywrócić
stan tamtego świata testowego dokładnie do stanu naszego
świata fizycznego. Ponadto, aby móc szybko wypracowywać
najlepsze rozwiązania problemów naszego świata, tamta
kopia Omniplanu i świata fizycznego musi działać tysiące
razy szybciej niż egzemplarz faktycznego Omniplanu i
faktycznego naszego świata fizycznego. Z moich dawnych
badań UFO-nautów (tj. badań boskich "aniołów śmierci" - po
szczegóły patrz punkt #G1, 1 z punktu #B2 i 3 z punktu #A2 strony
2030.htm
oraz patrz punkt #M1 strony o nazwie
antichrist_pl.htm)
wynikało, że cały proces wyszukiwania i testowania "bardzo dobrego"
rozwiązania dla jakiegoś problemu naszego świata fizycznego,
typowo trwał wtedy około dwóch "ludzkich tygodni" - podczas
gdy w naszym Omniplanie działanie naszego świata aż do
"końca świata" mającego nastąpić dopiero w, lub po, roku 2656,
ciągle wówczas wymagało upłynięcia co najmiej 650 "ludzkich
lat". Warto tu też dodać, że ową "kopię testową Omniplanu (11)"
Bóg zaprogramował dopiero po, lub w trakcie, bibilijnego potopu.
Niektóre przesłanki sugerują, że przed bibilijnym potopem jego
rolę prawdopodobnie spełniała sąsiadująca z Ziemią planeta Mars.
(Odnotuj, że aby NIE zwiększać i tak
sporej już objętości opisów z niniejszego punktu, jeśli w przyszłości
natknę się na jakiś materiał dowodowy, iż w niniejszym opisie jestem
na właściwej drodze do poznania i opisania prawdy o "kopii Omniplanu"
używanej przez Boga jako mechanizm do wypracowywania,
testowania i wdrażania optymalnych, tj. bardzo dobrych i ponadczasowych,
rozwiązań problemów świata fizycznego, wówczas ów materiał
dowodowy zaprezentuję w jakimś innym miejscu swych opracowań,
zaś poniżej wstawię tylko link, który wskaże czytelnikom gdzie ów
materiał dowodowy mogą odnaleźć.)
Niezaleźnie od opisanych powyżej "egzekutorów",
omawiany tutaj boski system zarządzający zawiera
jeszcze "otaczającą nas rzeczywistość (9)",
która wywiera najróżniejszy rodzaj nacisków
na jeszcze jeden egzekutor, tj. na "odbiorcę (10)",
czyli na każdego z nas.
Kolejna kategoria trzech istotnych narzędzi Boga składających
się na opisywane tu systemy, to "mechanizmy zarządzające" -
na "Rys. #J5" pokazywane jako ponumerowane zarysy "serc"
dla "schematu wzrostu", lub "tarcz" dla "schematu upadku".
W swym systemie zarządzania z "Rys. #J5ab" Bóg ustanowił
trzy z tych mechanizmów, mianowicie boski "wymiar
sprawiedliwości (3)", boskie "cele, plany i intencje (5)",
oraz boskie "nakazy i wymagania (8)" - wyjaśniane nam
dokładniej treścią Biblii.
Wzięte razem i połączone w konsystentnie działający
system wszystkie opisane powyżej składowe uzyskały
działanie jakie stopniowo przysparza wiedzę Bogu
i ludziom oraz powoduje wzrost świadomościowy i
cywilizacyjny osób i instytucji, które są posłuszne
nakazom i wymaganiom Boga opisywanym w Biblii.
Jako taki, system "a priori" pokazany na "Rys. #J5ab"
można nazwać "schematem wzrostu".
Aby zrozumieć działanie tego obrazowanego
"schematem wzrostu" z "Rys. #J5ab" boskiego systemu
rządzenia ludźmi i instytucjami, wystarczy z moich opisów
Konceptu Dipolarnej Grawitacji oraz
filozofii totalizmu
poznać działanie i wzajemne współdziałanie każdej z używanych
w nim składowych. Przykładowo, jeśli w otaczającej nas
rzeczywistości (9) zajdzie jakieś zdarzenie, które wprowadzi
coś nowego (zmianę) do moralności (2) rozpatrywanego odbiorcy
(10) - tj. do moralności osoby lub instytucji z operatora nr 10,
wówczas owa zmiana natychmiast będzie odnotowana
przez Boga dzięki kanałom nieustannego śledzenia myśli,
postaw, uczuć, itp., owego odbiorcy (tj. kanałom łączącym
1 z 2 i z 10 pokazanym czerwonym kolorem), w rezultacie
pobudzając Boga (1) i boski system sprawiedliwości (3)
do wypracowania i do wytestowania w kopii Omniplanu
(11) najoptymalniejszych zmian w przyszłych zdarzeniach,
poczym wprogramowania tych zmian do Omniplanu (6),
jakie to zmiany spowodują sobą zmianę otaczającej mas
rzeczywistości (9), a stąd i zmianę losów i sytuacji
rozpatrywanego odbiorcy (10) - tj. losów i sytuacji
rozpatrywanej osoby albo instytucji. W podobny sposób
zmiany losów i sytuacji odbiorcy spowodują także
zmiany w jego wiedzy (4) lub/oraz dokonaniach (7).
Zaskakujące i zagadkowe w moim "schemacie
wzrostu" z "Rys. #J5ab" jest, że na przekór iż ja
schemat ten wypracowałem dzięki swym odkryciom
wynikającym z Konceptu Dipolarnej Grawitacji,
czyli niezależnie od podobnych schematów
omawianych w literaturze, jego struktura i
działanie wykazują intrygujące podobieństwo do tzw.
"drzewa życia"
z systemu zwanego
"kabała".
Mnie samego bardzo zdziwiło i zastanowiło odkrycie
tego intrygującego podobieństwa. Zacząłem więc
poszukiwać powodów skąd ono mogło się wziąść.
W wyniku tych poszukiwań doszedłem do wniosku, że
powodem zapewne jest pochodzenie kabały. Zgodnie
bowiem z literaturą, kabała została ujawniona starożytnym
Izraelitom przez Eliasza - tj. przez tego samego sprawdzonego
już aż w dwukrotnym poprzednim działaniu na Ziemi "żołnierza
Boga", o którym wyjaśniam w "części #H" swej strony
2030.htm,
że zarówno bibilijny werset 9:12 z "Ewangelii św. Marka",
jak i przepowiednie Indian Hopi, dosyć zgodnie nas informują,
że będzie on ponownie przysłany na Ziemię przed nadchodzącą
zagładą aby ponaprawiać wszystko co ludzie popsuli. Co dosyć
ciekawe, dawniej, w tym w czasach Eliasza, drzewo życia
kabały NIE zawierało "egzekutora numer 11" - do dzisiaj
zresztą NIE umieszczanego na sporej proporcji drzew życia
wystawianych w internecie. To, wraz z brakiem jej opisu w
Biblii, zdaje się sugerować, że "testowa kopia Omniplanu"
zaczęła być używana przez Boga relatywnie niedawno.
Przez kilkaset też pierwszych lat po ujawnieniu kabały
przez Eliasza, wiedza o niej była przekazywana jedynie
ustnie, bez sporządzenia jakiegokolwiek dokumentu
pisanego który by utrwalał jej działanie. W trakcie więc
tego jej ustnego przekazywania zapewne wiele elementów
kabały zostało wypaczonych i pozmienianych. Stąd nawet
gdyby oryginalnie Eliasz przekazał ludziom z pomocą
kabały opisywany tutaj i pokazany na "Rys. #J5" ogromnie
istotny dla ludzi boski mechanizm zarządzania zdarzeniami
naszego świata fizycznego i życia, ciągle owe późniejsze
wypaczenia i zmiany jej rozumienia powprowadzane ustnie
do niej przez dalszych użytkowników zamieniłyby ją w
jedynie to co opisują dzisiejsze źródła literaturowe i mistycy.
Niestety, kłamliwe twierdzenia dzisiejszej oficjalnej nauki
ateistycznej wyjaśniają działanie postulowanego przez
tą naukę "świata bez Boga" (tj. naszego świata fizycznego)
zupełnie inaczej (i błędnie) niż wyjaśnione powyżej działanie
"świata z Bogiem" odkryte i opisane dopiero dzięki mojemu
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji. Wszakże zgodnie z
owymi błędnymi (a stąd niemożliwymi do dowiedzenia
jako poprawne) twierdzeniami dzisiejszej oficjalnej nauki,
wszystkie zdarzenia zachodzące w całym "naukowym
wszechświecie" wywoływane są NIE przez działanie
boskiego Omniplanu, a przez działanie "przypadków",
które oficjalna nauka typowo wyjaśnia wymyślonymi
przez siebie i "naukowo brzmiącymi" zjawiskami
prawdopodobieństwa, zdarzenia losowego,
efektu placebo, itp. (które to jednak zjawiska faktycznie
są zaobserwowanymi "skutkami" jakich nauka NIE jest
w stanie zignorować, jednak dla jakich po zaprzeczeniu
istnienia Boga oficjalna nauka ateistyczna NIE zna
mechanizmów "przyczyn" umożliwiających zaistnienie
tychże "skutków"). Najszerzej zaś znanymi przykładami
"przepadków", które na przekór bycia "skutkami" jakie
NIE posiadają swej "przyczyny" ciągle oficjalna nauka
uważa za "wyjaśniające już wszystko", to ów przypadkowy
"wielki bang", przypadkowe zadziałania praw natury,
przypadkowe zdarzenia, przypadkowe wyewoluowanie
się żyjątek i ludzi, przypadkowe działania ludzi czy
innych ludzko-podobnych istot myślących (co do
istnienia których to istot oficjalna nauka ateistyczna
nadal jednak NIE ma pewności), itp. Owe "przypadki"
w twierdzeniach oficjalnej nauki ateistycznej pełnią
więc rolę "egzekutora (6)", jaki według tej nauki jest
"motorem" wszelkich zdarzeń w całym "wszechświecie".
W takim więc rządzonym przypadkami "świecie
bez Boga", opisywanym teoriami i stwierdzeniami
dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej, jakoby nic
NIE jest realizowane rękami Boga. Bóg więc NIE
jest w nim wogóle potrzebny. Wraz zaś z brakiem
potrzeby Boga, w tym zmyślonym przez naukę,
nierealnym, oraz NIE posiadającym mechanizmów
napędowych i realizacyjnych "świecie bez Boga"
NIE są też potrzebne ani prawa i wzorce moralności,
ani przestrzeganie nakazów i wymagań Boga,
ani poszerzanie wiedzy, ani dbałość o naturę,
ani oczywiście miłość i opieka nad innymi bliźnimi,
itp. Aby zaś wbrew zaprzeczającym nauce manifestacjom
otaczającej nas rzeczywistości wmuszać ludzion wiarę
w poprawność takiego naukowego "świata bez Boga",
oficjalna nauka ateistyczna ucieka się do "kłamstwa"
pełniącego dla niej rolę "egzekutora (11)" - który to
egzekutor w boskim mechaniźmie zarządzania jest
używany do testowania poprawności każdego z rozwiązań.
(Przykładami tego "kłamstwa", jakie już zostały zdemaskowane
przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji, mogą być: (1) że
jakoby Bóg NIE istnieje, pomimo że opublikowanych jest już
wiele dotychczas przez nikogo niepodważonych formalnych
dowodów naukowych na istnienie Boga - patrz #G2 i #G3 strony
god_proof_pl.htm;
(2) że jakoby wszechświat ma skończone wymiary i czas istnienia,
oraz że właśnie się rozpręża, pomimo że niezmienność praw
fizycznych i cech materii poświadcza inaczej - patrz #D4 strony
dipolar_gravity_pl.htm;
(3) że "perpetuum mobile" jakoby NIE daje się zbudować, pomimo
że od 1150 roku znane jest na Ziemi doskonale działające w tej funkcji
Koło Bhaskara -
patrz punkty #J1 do #J3 z mojej strony
free_energy_pl.htm;
(4) że jakoby telepatia NIE istnieje zaś fale telepatycznie
to fale grawitacyjne, pomimo tego co dokumentuję między
innymi w #E1.1 i #F1 swej strony
telepathy_pl.htm;
(5) że jakoby atomy i nieożywiona materia starzeją się zgodnie z
upływem tego samego rodzaju czasu co człowiek i inne żywe stworzenia,
pomimo tego co wyjaśniam w niniejszym punkcie oraz w #C3 do #C4.1 strony
immortality_pl.htm;
a ponadto aż cały szereg jeszcze innych kłamstw oficjalnej nauki
ateistycznej, opisy jakich polinkowałem ze swej strony o nazwie
skorowidz.htm.)
Wszakże w przeciwieństwie do Boga, oficjalna nauka
ateistyczna NIE posiada żadnego modelu czy mechanizmu,
jaki sprawdzałby w działaniu jej szkodzące ludzkości
"usprawnienia" naszego świata fizycznego, jak będą
one się spisywały w długotrwałym przebiegu czasu -
co doskonale ilustruje nam np. bezrozumne wprowadzenie
przez nią do powszechnego użycia antybiotyków, plastyku,
pestycydów, chemikalii, teorii względności, oraz innych
niefortunnych wytworów - czego opłakane skutki widzimy
już dzisiaj. Z braku zaś takiego mechanizmu, w jego roli nauka
używa kłamstwa - którym ukrywa swoje błędy i szkodliwość.
(W podobny sposób, z braku jakichkolwiek sprawdzeń, sporo
innych dzisiejszych instytucji kluczowych też używa kłamstwa -
to dlatego w swoich kampaniach wyborczych w Polsce ja postulowałem
nadanie specjalnej funkcji urzędowi Prezydenta,
tak aby wszystkie decyzje i działania rządu były sprawdzane czy
są one zgodne z treścią Biblii lub są kopią rozwiązań Boga, ani
czy NIE są przeciwstawne do metod działania Boga - wszakże
Biblia oraz kopiowanie metod działania i rozwiązań Boga, dla
nas ludzi nadal stanowi najdoskonalsze wzorce i wymogi
dalekowzrocznie poprawnego działania.) W oczach dzisiejszych
naukowców nasz świat fizyczny jest więc jak "dzicz", gdzie każdy
zjada każdego, liczy się wyłącznie bogactwo, sława i władza,
przetrwać zaś w nim jakoby mogą jedynie ci najsilniejsi -
którzy potrafią pogryźć swych bliźnich w najboleśniejszy
sposób i okłamywać ich w najbardziej przekonywujący
sposób, zaś gdzie kluczowe instytucje rządzące tym światem
używają upadkowo zorientowanych narzędzi zilustrowanych
na "Rys. #J5de". Jako takiego, działanie tego upadkowego
świata wymyślonego i upowszechnianego przez oficjalną
naukę ateistyczną, zaś realizowanego obecnie przez niemal
wszystkie inne kluczowe instytucje ludzkości, NIE może
być obrazowane "schematem wzrostu" pokazanym na
"Rys. #J5ab", a musi być obrazowane odmiennym
"schematem upadku" pokazanym na "Rys. #J5de",
zaś skrótowo opisanym i wyjaśnionym pod tamtymi
rysunkami. Zrozumienie jego działania też jest łatwe,
jeśli rozumie się działanie omówionego uprzednio
"schematu wzrostu", oraz jeśli pozna się z moich opisów
Konceptu Dipolarnej Grawitacji i
filozofii pasożytnictwa
działanie wszystkich jego elementów składowych.
Wielka szkoda, że w dzisiejszych czasach jedynie
bardzo nieliczni nieskorumpowani jeszcze zwykli
ludzie (jednak już NIE ani skorumpowani kapłani,
naukowcy, politycy przy władzy, itp.) interesują
się opisanym tu wyjaśnieniem "jak" i z "pomocą
czego" Bóg rządzi naszym światem fizycznym.
Wszakże wiedza na ten temat pozwala poznać
i zrozumieć co jest najważniejsze w naszym
życiu i świecie, stąd na wypełnianie czego
należy zwracać największą uwagę. Ponadto,
wiedza ta pozwala przykładowo na porównywanie
działania "schematu wzostu" z "Rys. #J5ab", ze
"schematem upadku" z "Rys. #J5de". Wszakże
w dzisiejszych czasach, niezależnie od oficjalnej
nauki ateistycznej, po zaledwie niewielkich
zmianach, ów "schemat upadku" używany jest
także przez praktycznie wszystkie inne kluczowe
instytucje ludzkości - np. przez rządy, administracje
państwowe, religie, systemy finasowe, banki,
opiekę zdrowotną, podatki, przemysł, organizacje
międzynarodowe, itp., powodując ich upadki, a
stąd i spychanie ludzkości ku zagładzie. Porównanie
więc "schematów upadku" owych instytucji, z
działaniem "schematu wzrostu" pokazanego
na "Rys. #J5ab", uświadamiałoby powody i
mechanizmy ich upadkowego postępowania,
a stąd pozwalało zatrzymać dalsze szkodzenie
ludzkości przez te kluczowe instytucje poczym
stopniowo przekierować je na postępowanie
wzrostowe. To z kolei zapewne zapobiegłoby nadejściu
zagłady ludzkości 2030roku -
opisywanej dokładniej na mojej stronie o nazwie
2030.htm.
Raportowane w niniejszym punkcie ustalenia mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
na temat używanego przez Boga systemu zarządzania ludźmi
i instytucjami wiodą do szokującego wniosku. Ustalenia te ujawniają
bowiem, że rzeczywistość w jakiej żyjemy działa zupełnie odwrotnie
niż zdaje się nam to podpowiadać codzienne doświadczenie oraz
niż bazując na wysoce mylącym podejściu "a posteriori" do badań
wierzy i rozgłasza cała instytucja obecnej oficjalnej nauki ateistycznej.
Mianowicie ów szokujący wniosek stwierdza, że
absolutnie żadne zdarzenie z naszego
świata fizycznego NIE zachodzi przez "przypadek", przez działanie sił
natury, ani ponieważ my ludzie (lub inne stworzenia) je zrealizowaliśmy,
a wszystko co się zdarza zaistniało, uzyskało przebieg jaki nam się
ujawnia, oraz generuje wyniki jakie poznajemy, tylko i wyłącznie ponieważ
Bóg wcześniej to wprogramował do Omniplanu w sposób aż tak dalekowzroczny,
nadludzko inteligentny, oraz wyczerpująco posprawdzany na testowej
kopii Omniplanu, iż zawsze wiedzie to do wzrostu i postępu zarówno
indywidualnych ludzi, jak i ludzkości oraz całego świata fizycznego.
Jedynymi zaś powodami dla których my ludzie odnosimy wrażenie,
iż to NIE Bóg, a owe wszystkie inne przyczyny realizują każde zdarzenie,
jest zbór nadrzędnie inteligentnych zasad i metod, które Bóg rozważnie
przestrzega przy realizowaniu każdego zdarzenia, tak aby dzięki ich
przestrzeganiu uniknąć łamania czyjejkolwiek "wolnej woli".
Rys. #J5a-g: Poniżej pokazane są schematy ilustrujące zasadnicze
podobieństwa i różnice w budowie i działaniu systemu mechanizmów
rządzących przebiegiem i efektami życia pojedyńczych ludzi lub
instytucji w przykładach dwóch zasadniczych podejść filozoficznych
do badań, mianowicie: (1) w podejściu "a priori" stosowanym przez
moją Teorię Wszystkiego zwaną
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
oraz przez wynikającą z niej nową "naukę totaliztyczną", a także (2)
w podejściu "a posteriori" stosowanym przez starą, monopolistyczną,
oficjalną naukę ateistyczną.
Każdy z obu pokazanych poniżej przykładów systemów
działa na tej samej zasadzie posługiwania się trzema
odmiennymi rodzajami ponumerowanych elementów lub
narzędzi, mianowicie: (a) "egzekutorów" pokazanych
poniżej jako prostokąty, (b) "mechanizmów zarządzających" -
pokazanych poniżej jako "serca" lub "tarcze", oraz (c)
"produktów działań odbiorcy" - czyli produktów życia
zarządzanych tym systemem ludzi i instytucji - pokazanych
poniżej jako okręgi. Poszczególne z tych składowych
połączone są ze sobą "kanałami przesyłu" w formie
odcinków linii prostej, zaś w schematach wzrostu
"egzekutor numer 1" jest dodatkowo połączony bezpośrednio
z każdym innym elementem za pomocą czerwonego "kanału
nadzoru i komunikowania się" o łukowatym przebiegu.
W tym miejscu czuję się w obowiązku aby nadmienić,
że kiedy identyfikowałem, badałem i opisywałem oba
poniższe systemy, zaintrygowało mnie ich podobieństwo do tzw.
drzewa życia
rysowanego i opisywanego przez osoby praktykujące
kabałę.
Wszakże "drzewo życia" posiada wszystkie elementy moich
"schematów wzrostu", tyle że nieco inaczej skonfigurowane,
ponazywane, oraz połączone ze sobą - np. posiada ono
nawet owe czerwone "kanały nadzoru i komunikowania się",
jakie np. na ostatnim "Rys. 8 – Drzewo Życia" ze strony
aetherius.pl/notatki-o-kabale-drzewo-zycia/
są pokazane niebieskimi wektorami ze strzałkami. O owej
"kabale" zaś wiadomo, że wśród starożytnych Izraelitów
upowszechnił ją ten sam już dwukrotnie sprawdzony
w działaniu "żołnierz Boga" w Biblii zwany Eliasz,
o którym w "części #H" swej strony
2030.htm
wyjaśniłem, iż zarówno bibilijny werset 9:12 z "Ewangelii
św. Marka", jak i przepowiednie Indian Hopi, dosyć zgodnie
nas informują, że będzie on ponownie przysłany na Ziemię
przed nadchodzącą zagładą aby ponaprawiać wszystko co
ludzie popsuli. Niestety wiedza Eliasza na temat kabały przez
pierwszych kilkaset lat była upowszechniana wyłącznie ustnie.
Natomiast zgodnie z moimi badaniami np. tych z religii, które
też początkowo NIE miały formy pisanej, a były powtarzane
z ust do ust w formie mówionej (np. religii NZ Maorysów, czy
oryginalnych religii Grecji oraz Rzymu), takie ustne powtarzanie
typowo znacząco wypacza wiele istotnych szczegółów i zastępuje
je pomysłami powtarzających. Moja osobista hipoteza na ten
temat jest więc taka, że faktycznie to kabała Eliasza oryginalnie
starała się ujawnić ludziom (dla późniejszego kopiowania w
celu optymalnego rozwiązywania przyszłych ludzkich problemów)
racjonalny opis tego samego sprawdzającego się jako niezawodny
boskiego systemu zarządzania losami ludzi i instytucji, który
obecnie ja staram się pokazać i opisać w niniejszym punkcie #J5.
Tyle, że powprowadzane do niej późniejsze wypaczenia i ludzkie
pomysły z czasem zamieniły ją w owo narzędzie magii i mistyki,
za jakie kabałę uważa się obecnie.
Dziękuję tu Dominikowi Myrcik, za wygenerowanie
swym komputerem pokazanych poniżej schematów.
Moje ręczne ich wykonywanie NIE bardzo nadaje się
bowiem do internetowego pokazywania - co staram
się zilustrować i podkreślić swym "Rys. #J5f" poniżej.
(Kliknij na dowolny z poniższych rysunków aby
zobaczyć go w powiększeniu.)
Rys. #J5a: Ogólnikowy schemat wzrostu.
Ilustruje on ogólną budowę i działanie stworzonego przez
Boga wzrostowego systemu zarządzania życiem pojedyńczych
ludzi i instytucji, odkryty, zidentyfikowany i opisany przez mój
Koncept Dipolarnej Grawitacji.
To ten schemat z jakichś intrygujących powodów jest
zdumiewająco podobny do "drzewa życia" z "kabały"
ujawnionej ludziom przez bibilijnego Eliasza.
Rys. #J5b: Przykład opisowej wersji "schematu
wzrostu", który dzięki mojemu podejściu "a priori" do
badań został odkryty, zidentyfikowany i opisany ustaleniami
Konceptu Dipolarnej Grawitacji
jako system zarządzania przez Boga życiem indywidualnych
ludzi i instytucji. Ten opisowy schemat wzrostu
powstał poprzez uzupełnienie niebieskimi nazwami
opisowymi ponumerowanych operatorów (tj. okręgów,
prostokątów i serc) ze schematu tego samego systemu
wzrostowego ogólnikowo zilustrowanego na "Rys. #J5a".
Opisowe nazwy przyporządkowane do poszczególnych
jego operatorów wynikają z działania boskich narzędzi
jakie opisałem powyżej w punkcie #J5, zaś stwierdzają co następuje:
1 = Bóg (nadawca),
11 = testowa kopia Omniplanu,
2 = moralność odbiorcy,
3 = Boski wymiar sprawiedliwości,
4 = wiedza odbiorcy,
5 = cele, plany i intencje Boga,
6 = Omniplan,
7 = dokonania odbiorcy,
8 = nakazy i wymagania Boga,
9 = otaczająca nas rzeczywistość,
10 = zarządzana wzrostowo osoba lub instytucja (odbiorca).
Warto tu wiedzieć, że niniejszy "schemat wzrostu",
po zamienieniu jego "egzekutorów" i operatorów na
organizacje, instytucje, mechanizmy działania, itp., jakie
są najodpowiedniejsze dla danego jego ludzkiego zastosowania,
jest rekomendowany przez Boga
do szerokiego wprowadzania w życie przez ludzi.
To dlatego w sposób zamierzony schemat ten został udostępniony
ludziom poprzez boskiego wysłannika na Ziemię, tj. przez
sprawdzonego w działaniu "żołnierza Boga"
w Biblii nazywanego "Eliasz", zaś przez Indian Hopi -
"Pahana" czyli "Biały Brat". (Więcej informacji o Eliaszu
i o Pahana zawarłem w "części #H" ze strony o nazwie
2030.htm.)
Gdyby więc jakiś naród, przykładowo Polacy, zdecydował się
na iście rewolucyjne posunięcie adoptowania tego "schematu
wzrostu" na zreformowaną strukturę działania swego rządu,
wówczas poprawne wdrożenie tego
schematu w zarządzaniu krajem odwróciłoby wieloletni trend
pogarszania się stardardu życia jego mieszkańców, oraz
stopniowego ześligiwania się całego kraju w coraz wyższą
korupcję, wyzysk, niesprawiedliwość, chaos, kłamstwa,
prywatę, społeczne niezadowolenie, itp.
Ponadto zdołałoby uchronić cały kraj i niemal wszystkich jego
mieszkańców przed szybko nadchodzącą zagładą lat 2030-tych -
najbardziej skrótowo opisaną w punkcie #E4 i na "Rys. #E4" ze strony
przepowiednie.htm,
a obrazowo zilustrowaną darmowym filmem z YouTube o tytule
"Zagłada ludzkości 2030".
Niestety, przetransformowanie jakiegokolwiek obecnego systemu
rządzenia na taki sprawdzony przez Boga system wskazywany
powyższym schematem, wymagałoby daleko-idących zmian
politycznych graniczących niemal z "bezkrwawą rewolucją"
i przywróceniem faktycznej demokracji, sprawiedliwości,
równości obywateli, moralności, poszanowania natury i
bliźnich, itd., itp. Przykładowo wymagałoby powołania
"urzędu weryfikującego",
opisywanego dokładniej, między innymi, we wstępie (blog
#276) i w punktach #A2, #A3 (całym), #A4, #F1, oraz
#J3 ze strony internetowej o nazwie
pajak_dla_prezydentury_2020.htm.
Urząd ten sprawowałby funkcję "egzekutora" numer (11)
z powyższego schematu - podczas gdy reszta rządu i urzędów
rządowych kraju sprawowałby wówczas funkcję "egzekutora"
numer (1). W ten sposób "urząd weryfikujący" w praktyce działałby
jak ludzki odpowiednik organu grupowego "sumienia"
dla całego kraju, zaś jego poprawne działanie uniemożliwiałoby
niemoralnym osobnikom (jacy w każdych czasach np. sprytem,
przekupem, kumoterstwem, itp., zawsze potrafią znaleźć jakiś
sposób aby "wślizgnąć" się do rządu) dokonywanie ich niszczycielkiego
spychania całego kraju w dół z drogi wypełniania przykazań
i wymogów Boga oraz gromadzenia tylko pożądanej karmy -
tak jak wyjaśnia to dokładniej ów punkt #E4 z mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm,
zaś uzupełniają szczegółami inne opisy powoływane z tamtego punktu #E4.
Rys. #J5c: Opisane "drzewo wzrostu" narysowane
z zachowaniem tej samej konfiguracji jego elementów
składowych, jaką typowo używają dzisiejsi praktykujący
kabałę
podczas rysowania ichnich
drzew życia.
Drzewo to jednak zostało celowo tak opisane, aby obrazowało
objaśniany tutaj system zarządzania przez Boga życiem indywidualnych
ludzi i instytucji. To opisane "drzewo wzrostu" jest tu pokazane
w celu zilustrowania, że opisowa wersja "schematu wzrostu"
z "Rys. #J5b" wykazuje istnienie dokładnie tych samych
elementów i ich wzajemnych oddziaływań (połączeń) jak "drzewo
życia" z kabały ujawnionej ludzkości przez bibilijnego Eliasza -
co podpiera moją hipotezę, że kabała oryginalnie reprezentowała
raport o systemie narzędzi używanych przez Boga dla zarządzania
ludzkością. Odnotuj tu jednak, że pokazana powyżej konfiguracja
"drzewa życia" rysowanego przez praktykujących kabałę posiada
kilka niedoskonałości w porównaniu ze "schematem wzrostu" z
"Rys. #J5ab". Przykładowo, niewłaściwe umiejscowione jej operatory
o numerach (11), (6) i (9) uniemożliwiają podzielenie tego drzewa
granicami (G) i (Z) z "Rys. #J5ab" na owe trzy atrybutowo odmienne
segmenty, tj. na: (górny - leżący ponad G) dotychczas niepoznawalny
dla ludzi, (środkowy - pomiędzy G i Z) rozumowo poznawalny, bo
zdalnie zarządzający ludźmi, oraz (dolny - poniżej Z) fizykalnie
poznawalny dla ludzi (w tym poznawalny, chociaż błędnie, nawet
dla dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej). Ponadto użycie w kabale
"kanałów przesyłu" łączących (6) z (7) i (8), błędnie reprezentuje
obecność programów Boga w 12-tym poziomie pamięci każdej drobiny
przeciw-materii formującej wszelką materię, a stąd w systemie zarządzanym
przez Boga funkcje owych "kanałów przesyłu" są sprawowane
przez czerwone "kanały nadzoru i komunikowania się", poprawniej
pokazane na "schemacie wzrostu" z "Rys. #J5ab" powyżej.
Rys. #J5d: Ogólnikowy "schemat upadku"
przy "a posteriori" podejściu do zarządzania.
Ilustruje on jak życiem pojedyńczych ludzi i instytucji
błędnie, nieodpowiedzialnie i zwodniczo zarządza dowolna
dzisiejsza osoba lub instytucja na ziemi praktykująca
filozofię pasożytnictwa
(np. dzisiejsza: oficjalna nauka ateistyczna, rząd,
religia, fabryka, rodzina, itp.). Różni się ono tym od
"schematu wzrostu" z "Rys. #J5ab", że wszystkie
wzrostowe narzędzia zostały w nim zastąpione przez
ich upadkowe odwrotności, że symbol miłości i dbania
o bliżnich (tj. serce) został w nim zastąpiony przez
symbol chronienia siebie i obrony (tj. tarczę), a ponadto
że NIE posiada on "kanałów nadzoru i komunikowania
się" ponieważ dzisiejsi ludzcy rządzący typowo unikają
konsultacji, sprawdzeń, oraz sprzężeń zwrotnych
rządzonych przez nich ludzi - które to kanały na
schematach z części "a" i "b" są ilustrowane czerwonymi
zakrzywionymi połączeniami przebiegającymi pomiędzy
(1) a pozostałymi składowymi tego schematu.
Rys. #J5e: Opisowy schemat upadku wypracowany dla
przykładu dzisiejszej instytucji oficjalnej nauki ateistycznej, praktykującej
filozofię pasożytnictwa
i "a posteriori" podejście do badań. Powstał on przez
uzupełnienie ponumerowanych operatorów (tj. okręgów,
prostokątów i tarcz) z "Rys. #J5d" niebieskimi nazwami
opisowymi użytych w nim egzekutorów, mechanizmów
zarządzających i produktów działania, jakie opisałem powyżej
w punkcie #J5 dla nieistniejącego "świata bez Boga" zwodniczo
wmawianego nam przez oficjalną naukę ateistyczną - tj. przez uzupełnienie:
1 = oficjalna nauka ateistyczna (nadawca),
11 = kłamstwo,
2 = władza,
3 = korupcja i zastraszanie,
4 = sława,
5 = znajomości,
6 = przypadek,
7 = bogactwo,
8 = monopol,
9 = opinia publiczna,
10 = sterowana na upadek osoba lub instytucja (odbiorca).
Rys. #J5f: Ogólnikowe "drzewo życia" dla upadku
wywoływanego postępowaniem oficjalnej nauki ateistycznej
(tym razem narysowane ręcznie przeze mnie) - sporządzone
z zachowaniem tej samej konfiguracji jego elementów
składowych, jaką typowo używają dzisiejsi praktykujący
kabałę
podczas rysowania ichnich
drzew życia.
(To samo, jednak już opisane przez Dominika Myrcik
komputerowymi narzędziami graficznymi, upadkowe
"drzewo życia" pokazuje "Rys. #J5g" poniżej.)
Celem tej ilustracji jest pokazanie, że na przekór iż dla
zwiększenia informatywności, ja zaprojektowałem swe
schematy inaczej niż uprawiający kabałę konfigurują
swe drzewa życia, ciągle operatory w moich schematach
mają te same połączenia i przeznaczenia, jak operatory
w drzewach życia z kabały (za wyjątkiem połączeń od
"przypadku (6)" do "bogactwa (7)" i "monopolu (8)" -
które w schematach upadku powodowanego przez
dzisiejszą oficjalną naukę ateistyczną, NIE wywierają
wpływu na dążenia do bogactwa i monopolu przez
większość osób i instytucji). Ponadto pokazując tu
ilustrację jaką osobiście narysowałem ręcznie, ukazuję
nią także, na ile wzrokowo przyjemniejsze jest oglądanie
ilustracji generowanych komputerowymi narzędziami
graficznymi, jakimi mistrzowsko posługuje się Dominik
Myrcik (zaś na jakich zakup i opanowanie ja NIE chcę
się porywać finasowo ani czasowo), od rysunków jakie
ja jestem jedynie w stanie przygotować dawną techniką
rysowania ręcznego.
Rys. #J5g: Już opisane "drzewo życia" dla upadku
wywoływanego błędami i postępowaniem dzisiejszej
oficjalnej nauki ateistycznej. Jego fachowo wyglądającą
ilustrację wygenerował komputerowo Dominik Myrcik.
#J6.
Charakterystyka, zalety i możliwości naszego świata
fizycznego i "ludzkiego czasu", działanie których jest
oparte na mechaniźmie Omniplanu i na schemacie
wzrostu, a także najważniejsze cechy naszego życia
w takim świecie i nawracalnym czasie:
Motto:
"Jeśli ponownie przeżywasz swoje życie po zostaniu cofniętym w czasie -
tak jak opisuje to Biblia, wówczas większość ludzi z którymi rozmawiasz
i współżyjesz, w 'nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata' umarła
i jest nieżywa od wielu już tysięcy lat, a ty, ani oni, nadal NIE zdajecie sobie
z tego sprawy."
Jest oczywistym, że Bóg NIE tylko stworzył i posiada
mechanizmy zarządzania naszym światem fizycznym,
jakie w poprzednim punkcie #J5 tej strony opisałem,
wyjaśniłem i zobrazowałem boskim "schematem
wzrostu", ale także nieustająco używa owe mechanizmy.
To zaś oznacza, że wybrane osoby, jakie swą moralnością,
dyscypliną i zachowaniem rokują nadzieję, iż uda się ich
wychować na "żołnierzy Boga" o wymaganych cechach,
Bóg powtarzalnie cofa do tyłu w ich "nawracalnym czasie
softwarowym" (tj. w ich "ludzkim czasie") w celu udoskonalenia
tych fragmentów ich osobowości, oraz wyników tych ich działań,
które w uprzednich ich przejściach przez czas nadal NIE osiągnęły
wymaganego poziomu doskonałości, a także w celu naprawienia
ewentualnych pomyłek w ich wychowaniu i w następstwach
ich życia. W rezultacie, opisana w punkcie #J5 budowa i
działanie naszego świata fizycznego pozwala Bogu na
nieustające podnoszenie jakości zarówno wychowywanych
przez Boga ludzi i ludzkości, jak i na podnoszenie doskonałości
działania całego naszego świata fizycznego. Wszakże z jednej
strony, poprzez wielokrotne cofanie "ludzkiego czasu" osób
podatnych na boskie zabiegi wychowawcze, poczym stopniowe
poddawanie tych osób coraz bardziej trafnym zabiegom
wychowawczym, użyciem takiej metody "iteracji"
Bóg coraz lepiej wychowuje sobie owych ludzi na
potrzebnych mu "żołnierzy Boga". Z drugiej zaś
strony, stosując w podobny sposób powtarzalne cofanie
do tyłu czasu kluczowych ludzi i naprawiając zaszłe w
przeszłości ich niewłaściwe działania, także tym samym
procesem "iteracji" Bóg stopniowo udoskonala całą
ludzkość.
Z powodu nieustającego używania przez Boga opisywanego
w powyższym paragrafie "iteracyjnego" udoskonalania ludzkości
i całego świata fizycznego, wyniszczające ludzkość zdarzenia,
które faktycznie zaistniały w poprzednich przejściach ludzkości
przez jej nawracalny "czas ludzki", w rodzaju trzeciej wojny światowej,
czy właśnie nadchodzacej zagłady lat 2030-tyh, są przez Boga
stopniowo eliminowane z Omniplanu poprzez wprowadzanie takich
zmian do przeszłości, jakie stopniowo powodują niezaistnienie
tychże zdarzeń w sytuacjach i w ludzkich zachowaniach, które
uprzednio je wywoływały. (Jako przykład takiego wyeliminowania
z Omniplanu zajścia trzeciej wojny światowej, rozważ opisany w podrozdziale C5
traktatu [4b],
czy w punkcie #J5 strony o nazwie
bitwa_o_milicz.htm,
przypadek prawdopodobnego wyrycia roku 1962 na kamieniu
koło Mokrego Stawu z Babiej Góry, jako roku rozpoczęcia się
trzeciej wojny światowej w jednym z uprzednich przebiegów
"ludzkiego czasu" - które to rozpoczęcie owej wojny zostało
jednak potem wyeliminowane przeprogramowaniem w
Omniplanie kluczowych zdarzeń zainicjowanych przez
usiłujących wywołać tę wojnę ludzi.) Z kolei stopniowe
eliminowanie z naszej przeszłości takich niefortunnych
zdarzeń powoduje, że zarówno
przeszłość, jak i przyszłość każdego z ludzi, oraz całej
ludzkości, nieustannie się zmienia. W
rezultacie np. przepowiednie wywodzące się od ludzi
niemal nigdy się NIE spełniają, ponieważ w swoich
przeprogramowaniach Omniplanu Bóg stara się utrzymać
ważność jedynie kluczowych przepowiedni jakie zapisane
są w Biblii. Dla mnie osobiście interesujące jest obserwowanie
jak zaledwie od czasu opublikowania strony
2030.htm
(opisującej zagładę ludzkości w latach 2030-tych) szybko zmieniają
się sytuacje, które uprzednio stanowiły powody działania mechanizmów
wywołujących ową zagładę. Stąd bardzo ciekawe jest dla mnie, czy
poprzez cofanie w czasie i poddawanie coraz bardziej edukującym
doświadczeniom lub eliminacjom ludzi na kluczowych stanowiskach,
którzy postwarzali przyczyny pojawienia się owej zagłady lat 2030-tych,
Bóg zdoła zagładzie tej zapobiec jeszcze w naszym obecnym przechodzeniu
przez "czas ludzki", czy też (niestety) ci z ludzi, którzy zostali cofnięci w
czasie do obecnej chwili, też zagładę ową będą jednak musieli ponownie
doświadczyć?
Ja jestem świadomy, że to co już wyjaśniam w
niniejszym punkcie aż do tego miejsca, może być
szokiem dla czytającego. Dlatego spróbujmy klarownie
tu podsumować, jakie są cechy i skutki naszego życia
w świecie fizycznym zarządzanym Omniplanem i innymi
mechanizmami opisanymi w uprzednim punkcie #J5
niniejszej strony oraz w punkcie #D3 strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Wszakże ów świat fizyczny wcale NIE jest zbudowany
ani NIE działa tak jak kłamliwie nam to wmawia oficjalna
nauka ateistyczna, a faktycznie działa na zasadzie naszego
skokowego odwiedzania z częstotliwością harmoniczną
(pochodną od 11 Hz) coraz to następnych zamrożonych
w ruchu cieniutkich warstewek (naleśniczków) czasowych
ze stosu Omniplanu zaprogramowanego przez Boga wzdłuż
"wgłębnej-G" osi czterowymiarowego przeciw-świata, które
to warstewki będąc jakby trójwymiarowymi odpowiednikami
dwuwymiarowych klatek z dzisiejszych filmów w kinach,
w naszej świadomości symulują ruch, życie, zmiany i upływ
nawracalnego "ludzkiego czasu" w jakim my wszyscy się
starzejemy. Podsumowanie to dokonam tu w punktach, w
każdym z których to punktów wyjaśnię jakąś cechę naszego
świata tak rządzonego, poczym wyjaśnię też następstwa/skutki
owej cechy.
(1)
Wszystko w naszym świecie fizycznym jest statyczne
(tj. unieruchomione w poszczególnych warstewkach-naleśniczkach
Omniplanu i faktycznie martwe). Wrażenie zaś
ruchu i życia my uzyskujemy ponieważ wbudowany
w nasze geny mechanizm zarządzania przechodzeniem
przez nawracalny "czas ludzki" szybko przerzuca naszą
świadomość z jednej takiej warstewki-naleśniczka Omniplanu
do następnej, w sposób podobny jak filmowy projektor
w kinach przerzuca klatki przeglądanego filmu. W każdej
następnej z tych warstewek-naleśniczków Omniplanu
jest pokazana kolejna z sytuacji naszej drogi przez
życie.
(2)
Żyjemy w świecie fizycznym, w którym całość jego istnienia
zawarta w Omniplanie już się wypełniła co najmniej jeden
raz. Znaczy, wszyscy ludzie i stworzenia oraz wszelkie
zdarzenia z całego naszego świata fizycznego co najmniej
jeden już raz przeszli swoim życiem przez cały dany im
"czas ludzki", poczym poumierali. Ponieważ jednak na ich
życie składały się przeliczne statyczne sytuacje zamrożone
w poszczególnych warstewkach-naleśniczkach Omniplanu,
ludzie ci, stworzenia, oraz obiekty, nadal istnieją oraz jakby
ożywają, kiedy ktokolwiek zostanie cofnięty w czasie do tyłu
i ponownie przeżywa czas jaki przeżywał wraz z nimi.
(3)
Zgodnie z Biblią (patrz wersety 33:25-30 z "Księgi Hioba"),
każdy z ludzi jest cofany w czasie aż kilkukrotnie, aż Bóg
uzna iż wyczerpał możliwości wychowania go na maksymalnie
Bogu przydatną osobę. Owe cofanie w czasie każdej
osoby wyjaśniłem już w całym szeregu swych opracowań
(wszakże Biblia pisze o nim w sposób dobrze zaszyfrowany),
proponuję więc sobie je przypomnieć np, z punktu #J5 powyżej,
a jeszcze lepiej z punktu #B4.1 mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
(4)
Kiedy Bóg cofa nas w nawracalnym "ludzkim czasie" do tyłu,
większość ludzi z którymi przychodzi nam obcować, współpracować
i współżyć w naszej ponownej drodze przez "ludzki czas", w
zrozumieniu upływu "nienawracalnego czasu absolutnego wszechświata"
faktycznie będzie już martwa i to przez bardzo długi czas.
Jeśli więc wiemy to co na temat działania "ludzkiego czasu"
piszę w swoich opracowaniach, wówczas łatwo odkryjemy,
że ludzie ci nadal istnieją (zostają ożywieni) tylko ponieważ to
my przechodzimy przez ten sam czas w jakim oni kiedyś żyli,
jednak ich poglądy, myślenie, świadomość i działania są jakby
zamrożone w przeszłości i NIE ulegają już zmianom ani wzbogacaniu
wraz z upływem czasu, tak jak nasze poglądy i świadomość
zmieniają się w miarę jak kontynuujemy swą drogę przez czas.
(5)
Po zostaniu cofniętym w czasie, NIE jesteśmy już w stanie
zmienić ani postępowania, ani systemu wartości, ani poglądów,
ludzi z którymi obcujemy, a którzy NIE zostali cofnięci w czasie
równocześnie z nami - jedyne więc co jesteśmy wówczas jeszcze
w stanie zmienić, to swe własne postępowania i ich wyniki.
Wszakże ludzie ci postępują i utrzymują system wartości oraz
poglądów, tak jak czynili to w czasach kiedy faktycznie żyli.
Z szokiem więc wtedy odnotowujemy, jak bardzo wszelkie
nasze cechy, sposoby myślenia i postępowania oddalają się
od cech, sposobów myślenia i postępowań ludzi z którymi
obcujemy.
(6)
W trakcie ponownego życia już po zostaniu cofniętym
w czasie, wszystko zaczyna dziać się i działać w szokujący
nas sposób. Wszakże w opisywanym tu rozwiązaniu
budowy i działania naszego świata fizycznego świat ten
ponownie staje się ruchomy i żywy, nawet jeśli ktoś zostaje
cofnięty do tyłu w swym "ludzkim czasie" z czasów jakie dla
Boga leżą już daleko w przyszłości w zrozumieniu upływu
absolutnego "czasu Boga" według upływu którego ten ktoś
wyląduje w swej przeszłości, a stąd kiedy wszyscy owi
ponownie żywi i poruszający się inni ludzie żyjący dawniej
w owym cofniętym u niego czasie faktycznie już
dawno poumierali. Takie więc ponowne przeskakiwanie
tej cofniętej w czasie indywidualnej osoby z jednej
warstewki (naleśniczka) Omniplanu do następnej
tylko sprawia wrażenie w jej umyśle, że owe zamrożone
w czasie sytuacje z jej przeszłości ponownie ożyły i są
ruchome. Faktycznie zaś owe sytuacje są statyczne i
nieruchome, a jedynie ponowna wędrówka tej osoby
przez warstewki Omniplanu powoduje pozorne ich
uruchamianie i ożywianie.
(7)
Po zostaniu cofniętym w czasie, najbardziej szokuje nas
odwiedzanie miejsc i ludzi, wśród których żyliśmy w czasach
poprzedzających nasze cofnięcie i stąd pamiętamy ich ówczesne
wyglądy, sytuacje, czy działania. Okazuje się bowiem, że
niemal wszystko uległo u nich drastycznej zmianie. Wszakże
wszystko co ujrzymy będzie produktem zmian powprowadzanych
podczas cofania w czasie też wielu innych ludzi, jacy byli cofani
kiedy upływ naszego czasu już się zatrzymał.
* * *
Warto tu odnotować, że opisane powyżej cechy
charakterystyczne, zalety i możliwości naszego
świata fizycznego o działaniu opartym na mechaniźmie
Omniplanu i na schemacie wzrostu, wyjaśniają
aż cały szereg zjawisk od dawna dobrze znanych
ludziom, które to zjawiska stanowią jednocześnie
materiał dowodowy potwierdzający, że nasz świat
fizyczny faktycznie działa tak jak to powyżej opisałem.
Wymieńmy więc w punktach najszerzej znane przykłady
owych zjawisk.
(A)
Deja vu. Praktycznie niemal każdy z ludzi na jakimś
tam etapie życia doświadczył zjawiska najczęściej zwanego
"deja vu" (od francuskiego "już widziane"). NIE powinno ono
nas dziwić, skoro w naszym życiu aż kilkakrotnie jesteśmy
cofani do tego samego przebiegu naszego czasu. Wszakże
nawet jeśli nasza świadoma pamięć tego co przeżyliśmy już
uprzednio została wymazana, ciągle niektóre istotniejsze
szczegóły przypomina nam nasza podświadoma pamięć.
(B)
Reinkarnacja. Wytłumaczmy komuś to co tu opisane
na temat powtarzalnego przeżywania swego życia aby
udoskonalać jakość swego charakteru, a po kilku pokoleniach
ustnego przekazywania tego z generacji na generację,
stopniowo poprzekręcanego złą pamięcią tych co to
przekazują, otrzymamy opisy tego co dzisiaj jest nam
wmawiane pod pojęciem "reinkarnacja".
(C)
Konsystencja wyników sprawdzeń stanu moralnego osób
jakie umarły w młodym wieku, jakie to sprawdzenia ujawniają,
iż osoby te NIE są posłuszne głosowi swego sumienia.
To zaś oznacza, że NIE było już nadziei na ich wychowanie
na moralnych, zdyscyplinowanych "żołnierzy Boga", a stąd
jedyna ich użyteczność dla innych ludzi polegała na poddaniu
ich edukującej innych śmierci - po więcej szczegółów patrz
opisy z punktu #D3 mojej strony
god_istnieje.htm.
(D)
Podróże w czasie. W literaturze, zaś obecnie nawet w
YouTube.com,
zgromadzony został już ogromny materiał dowodowy, jaki
potwierdza istnienie podróży w czasie i osób podróżujących
w czasie (po angielsku zwanych "time travelers"). Sporą
ilość przykładów i odmiennych kategorii tego materiału dowodowego
udokumentowałem w punkcie #J2 swej strony internetowej o nazwie
immortality_pl.htm.
(E)
Fizykalne zjawiska potwierdzające iż żyjemy w dyskretnie (skokowo)
upływającym "czasie ludzkim" sztucznie dla nas zaprogramowanym
przez Boga (jaki to "czas ludzki" upływa około 365 tysięcy razy
wolniej od "czasu Boga, izotopów i nieożywionej materii" w jakim
oficjalna nauka ateistyczna datuje wiek wszechświata, Ziemi, warstw
geologicznych, węgla, skamienielin, itp.). Najpowszechniej znanym
z tych zjawisk, jest pozorne zawracanie kierunku obracania się
rozpędzanych wirujących obiektów, jakiego pojawianie się
w świetle dziennym oficjalna nauka ateistyczna NIE jest w
stanie zadowalająco wytłumaczyć, jednak jakie doskonale
tłumaczy przeskakiwanie naszej świadomości z jednej
warstweki-naleśniczka Omniplanu do następnej. Po opisy
tego zjawiska i jego następstw patrz punkty #D1 i #D2 z mojej strony
immortality_pl.htm.
(F)
Stwierdzenie UFOnauty, że "czas faktycznie nie płynie
a to my poruszamy się przez niego" - patrz paragraf
numer N-126 z raportu "Miss Nosbocaj" z jej uprowadzenia
do UFO, opublikowanego w podrozdziale UB1 z tomu 16 mojej
monografii [1/5].
Stwierdzenie to potwierdza kluczową cechę mechanizmu
działania "ludzkiego czasu" jaki opisałem w punkcie #J5,
a jaki stwierdza, że faktycznie to czas wcale NIE płynie
wokoło nas podczas gdy my stalibyśmy w jednym miejscu (tak
jak implikuje to zrozumienie czasu przez dzisiejszą oficjalną
naukę ateistyczną), a w rzeczywistości to czas stoi w miejscu
i jest jak krajobraz przez który to my podróżujemy swoim życiem.
Odnotuj, że paragraf numer N-130 tego samego raportu implikuje
także, że swoje życie przeżywamy więcej niż jeden raz, tak że
raz zaszłe spotkanie z kimś, może być potem powtarzane w
naszych ponownych przejściach przez te same punkty czasowe.
* * *
Czytelnikom, których zainteresowały wyjaśnienia z
punktów niniejszego i #J5, o działaniu i cechach
nawracalnego "czasu ludzkiego", a także o istnieniu
dwóch odmiennych czasów (tj. "czasu ludzkiego" oraz
"czasu Boga, atomów i izotopów"), rekomendowałbym
poznanie dalszych szczegółów wyjaśnień na temat
działania czasu wynikających z mojego Konceptu
Dipolarnej Grawitacji. Oprócz punktów #J5 i #J6
z tej strony, owe szczegóły są wyjaśnione, między
innymi, w punkcie #D3 strony
god_proof_pl.htm,
oraz punkcie #J2 mojej strony
immortality_pl.htm.
Z kolei ogólne opisy obu czasów działających równocześnie
na Ziemi i we wszechświecie podane są skrótowo we
wstępie i punkcie #G4 strony
dipolar_gravity_pl.htm,
zaś wyjaśnione szczegółowo w punktach #C3 do #C4.1
z mojej innej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
#J7.
Co nam uświadamia komputerowe wygenerowanie dotychczas
najbardziej pracochłonnej ilustracji zasady wypalania zarysu
"serca" przez lądujące gwiazdoloty z napędem używanym przez
Magnokrafty
mojego wynalazku:
Motto:
"Będąc wynalazcą Magnokraftu, szczegółowe opisanie kompleksowych zasad
działania tego gwiazdolotu aby ułatwić pracę przyszłym jego budowniczym,
przychodzi mi znacznie trudniej i bardziej pracochłonnie niż przyszłoby mi
jego osobiste zbudowanie - wielka więc szkoda, że dzisiejsi mieszkańcy
Ziemi pogardzili szansą szybkiego urzeczywistnienia
z moją pomocą tych 'drzwi ludzkości do gwiazd'."
W poprzednich punktach #J3 i #J4 tej strony wyjaśniłem
i zilustrowałem, że lądowania wehikułów UFO
używających magnetycznego napędu jaki na Ziemi
ja wynalazłem i opisałem dla gwiazdolotu zwanego
Magnokraftem,
umożliwia fizykalne formowanie w trawie wypalonych zarysów
"serca" - oczywiście jeśli dysponenci owych gwiazdolotów
zechcą komuś przekazać wiadomość symbolizowaną
owym sercem. W niniejszym więc punkcie, z pomocą
ilustracji jakie dzięki emailowej współpracy na odległość
z moim przyjacielem Dominikiem Myrcik pracowicie
staramy się wygenerować komputerowymi narzędziami,
spróbuję objaśnić jak takie zarysy "serca" fizykalnie
są wypalane w trawie przez wirujące obwody
magnetyczne gwiazdolotu typu K3 zawisającego
w pozycji wiszącej tuż nad ziemią. Ponadto zwrócę
tu także uwagę czytelnika na najważniejsze następstwa
faktu, że wyjaśnienie w zrozumiały sposób bardzo
złożonych zasad działania Magnokraftu jest
ogromnie trudne - stąd z powodu pogarszania się
poziomu wiedzy w obecnych społeczeństwach
coraz mniej dzisiejszych ludzi posiada wystarczającą
wiedzę, wyobraźnię, oraz dojrzałość intelektualną
do zrozumienia działania tego gwiazdolotu.
Rys. #J7abc: Rysunki jakie dzięki współpracy z Dominikiem
Myrcik zdołaliśmy wygenerować komputerowo aby oglądającemu
postarać się wyjaśnić zasadę formowania "serco-kształtnego"
wypalenia w trawie przez wirujące obwody magnetyczne
gwiazdolotu o napędzie opisywanym moją
Teorią Dyskoidalnego Magnokraftu.
Przygotowanie około 20 coraz doskonalszych komputerowo
generowanych rysunków starających się klarownie wyjaśnić
ową zasadę, tylko najinformatywniejsze z których to rysunków
pokazane są poniżej, okazało się być projektem w jaki ja i Dominik
Myrcik włożyliśmy dotychczas najwięcej pracy, uzgodnień, prób,
eksperymentowania, czasu, itp., zaś jaki podjęliśmy wspólnie
aby klarownie zilustrować zaledwie pojedynczy i małoznaczący
aspekt działania Magnokraftu. (Zrealizowanie projektu
zilustrowania tej zaledwie jednej z wielu milionów możliwych
sytuacji pojawiających się w lądowaniach Magnokraftu, już zajęło
nam obu ponad dwa miesiące czasu! Szczerze mówiąc, to ilustrowanie
to ujawnia, że mając ku temu warunki łatwiej przyszłoby nam
zbudowanie działającego Magnokraftu, niż klarowne i przekonywujące
wyjaśnienie laikom, jak ten gwiazdolot działa!) Tak ogromna
pracochłonność tego zdawałoby się relatywnie prostego projektu
wyjaśnia więc także aż cały szereg innych "zagadek" jakie
dotychczas wiązały się z Magnokraftem. Przykładowo, wyjaśnia
(1) dlaczego tak mało ludzi, w tym także tak mało naukowców,
jest w stanie ze zrozumieniem przeczytać moje opracowania
opisujące kompleksowe zasady działania Magnokraftu.
Wyjaśnia (2) dlaczego osoby o
pasożytniczej filozofii życiowej
po odkryciu iż ich intelekty NIE dorosły jeszcze do zrozumienia
działania Magnokraftu ani innych moich wynalazków, zamiast
uzupełnić swoją wiedzę i poszerzyć swe horyzonty myślowe,
raczej wolą szydzić, opluwać i wyżywać się na Magnokrafcie,
na innych moich wynalazkach, oraz na mojej osobie. Wyjaśnia
też (3) dlaczego NIE tylko NASA (która była jedną z pierwszych
instytucji jakim zaproponowałem, iż zbuduję im Magnokrafty),
ale wręcz każda dzisiejsza instytucja naukowa w obecnie szybko
zdążającym do upadku świecie
boi się podjęcia projektu badań i rozwoju Magnokraftu - wszakże
tylko zrozumienie działania tego gwiazdolotu przekracza możliwości
intelektualne większości zatrudnianych przez te instytucje naukowców.
Wyjaśnia (4) dlaczego musi minąć aż ponad 200 lat od daty
zbudowania silnika magnetycznego, zanim ludzie dorosną
intelektualnie do podjęcia budowy pierwszego pędnika magnetycznego
(po szczegóły patrz dane z "Tablicy Cykliczności" pokazanej
jako "Tab. #J4" na mojej stronie o nazwie
propulsion_pl.htm).
Wyjaśnia też (5) dlaczego, gdyby to mi (tj. wynalazcy tego
gwiazdolotu) stworzone zostały warunki do podjęcia budowy
Magnokraftu
i gdybym otrzymał też wymaganą do tego pomoc wykonawczą, wówczas
zapewne zbudowałbym ów gwiazdolot w przeciągu zaledwie około 10 lat
(tak jak wyjaśniam to w punktach #J1 i #J3 ze swej strony o nazwie
magnocraft_pl.htm),
podczas gdy po moim "odejściu" to samo zbudowanie zapewne zajmie
tysiącom badaczy i budowniczych co najmniej kilkanaście lat.
Dowodzi też (6) ogromnej dedykacji i cierpliwości Dominika
Myrcik, że pomimo tak dużej pracochłonności oraz tak znacznej
trudności wykonania tych obiektywnie małoznaczącej ilustracji,
ciągle wytrwale i z oddaniem stara się współpracować abyśmy
mogli dokończyć ów projekt (ilu zaś dzisiejszych ludzi altruistycznie
poświęcałoby swój czas i wysiłek dla dobra i dla duchowego wzrostu
nieznanych im osób jakie będą żyły dopiero w przyszłości - wielu
z których to osób zapewne potem odpłaci się za to obelgami).
Ponadto (7) uświadamia też laikom, że pomimo iż dotychczas
tego NIE ujawnialiśmy, w każdy z projektów jaki wykonujemy
wspólnie z Dominikiem Myrcik, oboje wkładamy ogromną ilość
pracy, wysiłku, prywatnego czasu, motywacji, itp. - poświęcenie
których dla dobra i postępu ludzkości, jak wierzę, bardzo nieliczni
z dzisiaj żyjących na świecie ludzi zdołaliby się zdobyć (szczególnie
zaś pracochłonne wykonawczo są edukacyjne widea celowo
nagrywane zgodnie z uprzednio opracowanym scenariuszem -
jakich zestawienie pokazałem na stronie o nazwie
djp.htm).
Itd., itp. (Klikaj na wybraną z poniższych ilustracji, aby oglądać ją w powiększeniu.)
Rys. #J7a: Końcowy komputerowo-generowany rysunek
jaki stara się pokazać zasadę formowania "serco-kształtnego"
zarysu wypalenia w trawie przez wirujące obwody
magnetyczne gwiazdolotu o napędzie mojego Magnokraftu.
Odnotuj, że wypalające "serce" obwody magnetyczne
gwiazdolotu pokazane są powyżej jako ciemne wstęgi
o przebiegach (kształtach) nieco podobnych do elips tzw.
"krzywych łańcuchowych" -
najniższe z jakich, na swej drodze od pędników bocznych
do pędnika głównego Magnokraftu przenikają pod ziemię,
po drodze wypalacąc trawę w miejscach swego wniknięcia
pod, oraz wynikania z, ziemi. Z kolei na powyższym rysunku
drogi wirowania owych obwodów są pokazane jako
zaciemniona powierzchnia o kształcie "skórki z donut"
otaczajacej obustronnie zamkniętą przestrzeń po powierzcniach
której krążą obwody magnetyczne tego gwiazdolotu. Aby
NIE zaciemniać obrazu, na ilustracji tej NIE zostały pokazane
przebiegi obwodów magnetycznych statku zawracających
pod ziemią i wynurzajacych się spod ziemi po przeciwstawnej
stronie wypalanego przez nie obrysu serca. Ponadto NIE
zostały też ukazane obwody magnetyczne wytwarzane przez
pędniki z górnej części Magnokraftu, które z powodu zawracania
w tej samej odległości od pędników Magnokraftu co obwody
wnikające pod ziemię, w swej drodze wirowej wogóle NIE
dosięgają do ziemi. Odnotuj też, że aby pokazać pędniki tego
gwiazdolotu, nieprzenikalna dla pola magnetycznego powłoka
z prawej jego połowy została wysunkowo wyrwana ukazując
jego wnętrze (oczywiście, działające Matgnokrafty NIE będą
miały tego wyrwania powłoki).
Rys. #J7b: Jeden z szeregu przejściowych rysunków,
celem sprządzenia jakich było wypracowanie i pokazanie
unieruchomionych przebiegów obwodów magnetycznych
Magnokraftu typu K3 zdolnych do wypalenia "serca" w trawie.
Ponieważ w owym wypalaniu w trawie kształtu "serca" biorą udział jedynie tzw.
"międzypędnikowe" obwody magnetyczne tego gwiazdolotu -
pokazne m.in. jako "M" na "Rys. G24" i "Rys. G27" z tomu 3 mojej
monografii [1/5],
a przebiegające od wylotów pędników bocznych do wylotu
pędnika głównego, dlatego pokazanie tu pozostałych obwodów,
też istniejących w Magnokraftach (tj. pokazanie obwodów
"centralnych (M)" oraz "bocznych (S)"), zostało celowo
pominięte na niniejszych ilustracjach. Wszakże pokazanie
tych dodatkowych obwodów jedynie by zaciemniło i tak trudne
dla oglądającego zrozumienie zasady wypalania "serca" w
trawie - jaką to zasadę razem z Dominikiem Myrcik staraliśmy
się tu pokazać i wyjaśnić. Odnotuj z powyższego rysunku,
że zarys obwodu "serca" jest wypalany w trawie tylko przez
te międzypędnikowe obwody magnetyczne z dolnej połowy
gwiazdolotu, które z powodu nachylenia Magnokraftu przenikają
na swojej drodze pod ziemię i zawracają pod ziemią. Natomiast
obwody międzypędnikowe z górnej połowy Magnokraftu, całość
przebiegu których następuje w powietrzu, NIE biorą udziału w
wypalaniu w trawie zarysu "serca". Odnotuj także, że obwody
magnetyczne z powyższej ilustracji pokazane są jako statyczne
(tj. nieruchome), podczas, gdy "serca" wypalają w trawie obwody
jakie wirują, a ponadto, że dla pokazania lokalizacji kulistych
pędników Magnokraftu (na powyższej ilustracji wyróżnionych
czerwonym kolorem) w prawej górnej ćwiartce tego gwiazolotu
chroniąca jego załogę nieprzenikalna dla pola powłoka została
wyrwana - podczas gdy w rzeczywistych Magnokraftach pokrywa
ona cały statek.
Rys. #J7c: Jeden z pierwszych komputerowo
wygenerowanych rysunków, jaki odwzorowuje przebiegi
wirujących obwodów magnetycznych (tu pokazanych jako
jakby powierzchnia "skórki" z zaciemnionego powietrza
otaczającej ukształtowaną jak "donut" wolną od pola
przestrzeń zawartą we wnętrzu tej "skórki", w którym
to wnętrzu pole statku NIE wypala trawy). Rysunek
tej ilustruje więc co się staje z obwodami pokazanymi
uprzednio na "Fot. #J4b", kiedy zaczną one wirować,
a stąd nadadzą owej "skórce" zdolności do wypalania
trawy w miejscach przez jakie skórka ta przenika pod
powierzchnię ziemi. Rysunek ten reprezentował kilka
pierwszych ilustracji, wizualnie sprawdzających środki
graficzne jakie można użyć dla zaprezentowania pokazywanej
tu zasady wypalania zarysu "serca". Jednak do końcowej
prezentacji "serca" ten rysunek się NIE nadaje z powodu
zbytniego skrócenia długości obwodów magnetycznych
generowanych przez gwiazdolot w jakim siłę nośną generują
silne pola pędników bocznych (zaś w jakim słabe pole pędnika
głównego jedynie stabilizuje cały gwiazdolot), tj. ich skrócenia
w stosunku do długości tych obwodów rzeczywiście mającej
miejsce podczas lotów Magnokraftów. (Odnotuj tu, że komputery
pokładowe tych gwiazdolotów regulują długość obwodów
magnetycznych ilością mocy magnetycznej jaka jest
wkładana we formowanie owych obwodów.) Wszakże takie
skrócone obwody magnetyczne byłyby niezdolne do objęcia
swym wirowaniem całego zarysu "serca" na penetrowanej
przez tej obwody powierzchni porośniętej trawą gleby.
Odnotuj też, że powyższy gwiazdolot został pokazany z ilustracyjnym
wyrwaniem w swym kołnierzu bocznym, ukazującym jego
pędniki bioczne, oraz że ustawiony został w zawisie bez
nachylenie, podczas gdy wypalenie w trawie zarysu serca
wymaga aby był on nachylony i oddalony od ziemi na taką
odległość jaka pozwala iż tylko niektóre (dolne) z jego licznych
obwodów magnetycznych w swym ruchu wirowym wnikają
pod ziemię i zawracają pod ziemią.
Część #K:
Podsumowanie i końcowe informacje tej strony:
#K1.
Podsumowanie tej strony:
Nawet najbardziej ateistycznie nastawieni
badacze muszą przyznać, że analiza materiału
dowodowego zaprezentowanego w "częsci #I"
niniejszej strony, faktycznie potwierdza iż zamieszkiwanie
tzw. "10 sprawiedliwych" w bliskości nowozelandzkiego
miasteczka Petone, wyraźnie chroni to miasteczko
przed furią dzisiejszych kataklizmicznych zjawisk
pogody i natury.
#K2.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
#K3.
Jak
blogi totalizmu
pozwolą ci na bieżąco śledzić co
aktualnie bada autor tej strony (tj.
dr inż. Jan Pająk)
oraz które jego witryny internetowe
zawierają najaktualniejsze strony:
NIE ma co tu "owijać w bawełnę" -
wyniki badań autora tej strony (tj. mnie)
od wielu już lat są intensywnie blokowane,
sabotażowane i obrzydzane przez kogoś
ogromnie wpływowego. Jeśli czytelnik mi
tu NIE wierzy, wówczas proponuję aby w
którejkolwiek wyszukiwarce internetowej
znalazł link np. do adresu z aktualną wersją
strony z jakiej czyta niniejsze słowa - a co
najwyżej znajdzie wówczes jedynie linki do
przestarzałych wersji tej strony (tj. do wersji,
których z różnych powodów NIE mogę już
aktualizować). W rezultacie bliźni do których
wyniki moich badań są adresowane, NIE
mają jak z nimi się zapoznać. Tym więc,
którzy przypadkowo natkną się na niniejsze
słowa radzę aby zamiast polegać na wyszukiwarkach,
raczej na bieżąco śledzili wyniki moich najnowszych
badań, jakie systematycznie publikuję na tzw.
"blogach totalizmu". (Odnotuj, że wszystkie
wpisy na każdym z istniejących blogów totalizmu
są lustrzanymi kopiami o takiej samej treści, zaś
równoczesne prowadzenie więcej niż jednego z
tych blogów ma zapobiegać utracie ich treści po
ich wydeletowaniu.) Aczkolwiek blogi te, podobnie
jak wszystkie moje strony internetowe, też są
deletowane i ukrywane, w chwili obecnej te z
nich, które faktycznie ja autoryzuję (tj. które
faktycznie zawierają opisy z tzw. "pierwszej ręki"
jakie ja osobiście przygotowałem) i które narazie
nadal istnieją, czytelnik znajdzie pod adresami:
totalizm.wordpress.com (wpisy od #89 - tj. od 2006/11/11)
kodig.blogi.pl (wpisy od #293 - tj. od 2018/2/23)
drjanpajak.blogspot.co.nz (wpisy od #293 - tj. od 2018/3/16)
Aktualne zestawienie adresów moich blogów
zawarte jest też na stronie z tematycznym
skorowidzem wyników moich badań - tj. na w/w stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Na szczęście, od 2018/10/30 dostępna jest też
w internecie elektroniczna publikacja [13] o tytule
"Wpisy do blogów totalizmu". Można ją sobie
przeglądnąć lub załadować za pośrednictwem strony o nazwie
tekst_13.htm (kliknij tu aby ją przeglądnąć).
W swych 7 tomach zredagowanych jak elektroniczne
książki pisane bezpiecznym (bo odpornym na wirusy)
i wygodnym formatem PDF oraz pozaopatrywane w
"spisy treści" (z numerami, tytułami i datami
opublikowania kolejnych wpisów do blogów totalizmu),
publikacja [13] oferuje do przestudiowania wszystkie
wpisy z blogów totalizmu, jakie dotychczas były
opublikowane - włącznie z często też publikowanymi
angielskojęzycznymi wersjami polskojęzycznych wpisów.
Ponadto tekst owej [13] ma dwie wersje, mianowicie (1)
o "dużym druku" (20 pt) - ułatwiającym czytanie
przez osoby o słabym wzroku (np. starsze wiekiem),
oraz (2) o "typowym druku" (12 pt) - przeznaczonym
do czytania przez osoby o nadal ostrym wzroku.
Na końcu każdego wpisu do blogów totalizmu staram
się podać zestaw adresów witryn internetowych,
które oferują najaktualniejsze wersje wszystkich
moich stron internetowych (odnotuj, że z powodu
powtarzalnego deletowania witryn z moimi stronami,
adresy te zmieniają się z upływem czasu). To z
zestawień adresów owych witryn publikowanych
pod najnowszymi wpisami do blogów totalizmu
rekomenduję ściągać i czytać najaktualniejsze
wersje moich stron oraz opracowań.
Warto tu też dodać, że osobom starającym się
poznać moje autentyczne opisy wyników swych
badań, wyszukiwarki internetowe usilnie podsuwają
blogi (i inne internetowe publikacje), które wyglądają
jak moje, jednak zawierają jedynie czyjeś prywatne
opinie o moich badaniach (często mijające się z
prawdą, a niekiedy nawet celowo zwodzące czytelników).
W chwili pisania niniejszego punktu, owe NIE moje blogi
(na jakie już się natknąłem) były dostępne pod adresami:
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy film
Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku
upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem
youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM,
lub uruchomić ją ze strony
djp.htm
zestawiającej widea w jakich przygotowaniu osobiście
brałem udział, a jaką zaprogramowałem do przeglądania
na "smart" telewizorach koreańskiej firmy LG, lub na
komputerach PC (najlepiej z wyszukiwarką "Google Chrome").
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych
(tj. polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są też
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe do autora tej
strony, tj. oficjalnie do
dra inż. Jana Pająka,
zaś kurtuazyjnie do Prof. dra inż. Jana Pająka,
podane zostały w punkcie #L3 odrębnej strony autobiograficznej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dalszych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Powodem dla którego czytelnik ma prawo do
kurtuazyjnego adresowania autora tej strony
tytułem profesor wynika z faktu, że
"z profesorami jest tak jak z generałami".
Znaczy, "raz
profesor, zawsze już profesor" -
tj. jeśli ktoś raz był profesorem, wówczas
m.in. grzecznościowo jest tytułowany
profesorem już przez resztę życia.
Autor zaś tej strony był profesorem
aż na 4 odmiennych uniwersytetach,
przez okres około 7 lat. Mianowicie,
na trzech z tych uniwersytetów, w okresie
od 1 września 1992 roku aż do 31
października 1998 roku, autor pracował
jako odpowiednik polskiego "profesora
nadzwyczajnego" - czyli zachodniego
tzw. "Associate Professor" (z angielskiej
uczelnianej hierarchii naukowej). Z kolei
na jednej uczelni, w okresie od 1 marca
2007 roku do 31 grudnia 2007 roku, autor
pracował na stanowisku odpowiadającym
pełnemu polskiemu "profesorowi zwyczajnemu",
tj. na tzw. (Full) "Professor". Tak się też
składało, że tamto zatrudnienie na stanowisku
"Professor" było też ostatnim miejscem
zatrudnienia jego życia zawodowego.
Autor odszedł więc na emeryturę jako
"były profesor".
Po odlocie z Polski w 1982 roku, autor nieustannie
ponawiał wysiłki i inicjatywy aby móc powrócić
do kraju i aby jego wiedza i doświadczenie mogły
też służyć ojczyźnie w której się urodził. Wszakże
wiedział doskonale, że skoro poza granicami kraju
zdołał przełamać przeszkody językowe, uprzedzenia
jakie często mają tam wobec Polaków, wymogi
odmiennych metod nauczania, różnice kulturowe,
itp., osiągając tam pozycję pełnego profesora,
wówczas z całą pewnością miał też wiele do zaoferowania
uczelniom w swojej własnej ojczyźnie. Niestety,
wszystkie te inicjatywy i wysiłki autora były niweczone
przez najróżniejszych rodaków którzy najwyraźniej
zadedykowali swoje życie służeniu zjawisku jakie w punkcie #G1 strony
eco_cars_pl.htm
opisywane jest pod nazwą "przekleństwo
wynalazców". Najbliższe sukcesu były dwie
z takich inicjatyw autora tej strony. Pierwsza z nich
miała miejsce w 1986 roku, tj. zaraz po opublikowaniu
w Nowej Zelandii monografii naukowej [1] "Teoria
Magnokraftu - monografia o dyskoidalnym statku
kosmicznym napędzanym pulsującym polem
magnetycznym" (wydanie I, polskojęzyczne, marzec
1986, Invercargill, Nowa Zelandia, ISBN 0-9597698-5-4,
136 stron, 58 rysunków) - której treść była pierwowzorem
dla obecnej treści tomów 3 i 2 najnowszej jego
monografii [1/5].
Tamta monografia [1] opisywała wynaleziony
przez autora statek kosmiczny nazywany
magnokraftem
oraz urządzenie napędowe dla owego statku zwane
komorą oscylacyjną.
Po opublikowaniu monografii [1] autor zwrócił się oficjalnie
do Rady Naukowej Instytutu TBM Politechniki Wrocławskiej
o pozwolenie mu na otwarcie przewodu habilitacyjnego
i na obronienie rozprawy habilitacyjnej o owym statku -
tak jak to wyjaśniam w punkcie #J1 strony
magnocraft_pl.htm
oraz w #69 z części #D strony
rok.htm.
Niestety, Rana Naukowa I-TBM odmówiła mu wówczas
tego pozwolenia, wymawiając się że NIE ma w swoim
gronie specjalistów którzy zajmowaliby się badaniami
magnokraftu (chciaż autor wyraźnie zaznaczył w swoim
wniosku-prośbie o otwarcie przewodu habilitacyjnego,
że magnokraft jest jego wynalazkiem i że nikt przedtem
na całym świecie NIE badal i NIE rozwijał tego rodzaju
napędu dla statków kosmicznych). Wielka szkoda, że
tamta inicjatywa autora została ustrzelona, bowiem gdyby
wówczas udało się połączyć wynalazcze i inżynierskie
zdolności autora z możliwościami wykonawczymi i badawczymi
owego Instytutu TBM, wówczas do dzisiaj "magnokrat"
i "komora oscylacyjna" byłyby zapewne już zbudowane
i efektywnie służyłyby Polsce, zaś autor prawdopodobnie
pracowałby teraz nad zbudowaniem jeszcze doskonalszego
wehikułu czasu.
Druga bliska sukcesu inicjatywa autora aby służyć
swemu krajowi pojawiła się kiedy w 2009 roku jedna
z uczelni w Polsce zaoferowała autorowi zatrudnienie
na stanowisku "profesora nadzwyczajnego" w inżynierii
softwarowej. Niestety, polskie Ministerstwo Szkolnictwa
Wyższego, które ma prawo odmówienia zgody na
czyjeś zatrudnienie na stanowisku profesorskim, NIE
wyraziło zgody na to zatrudnienie autora pod wymówką,
że autor NIE posiada wykształcenia informatycznego.
W swojej odmowie ministerstwo to przeoczyło jednak
(lub celowo zignorowało) sporo faktów, przykładowo że
kiedy autor studiował w latach 1964 do 1970, w Polsce
NIE istniały jeszcze studia informatyczne, że doktorat
autora był z pogranicza dzisiejszej informatyki oraz
inżynierii mechanicznej (dotyczył bowiem tego co w
dzisiejszych czasach nazywane jest m.in. "Computer
Aided Design" oraz wersja "Finite Elements Method"),
a także że poza Polską autor wykładał właśnie głównie
informatykę na zachodnich uczelniach i że jedna
pozycja odpowiednika "profesora nadzwyczajnego" oraz jedna
pozycja odpowiednika "profesora zwyczajnego" jakie tam zajmował
były właśnie w informatycznej specjalizacji "Software
Engineering" - tj. "inżynierii softwarowej". (Sprawę tamtej
odmowy pozwolenia polskiego ministerstwa na zatrudnienie
autora w polskiej uczelni na stanowisku profesora nadzwyczajnego
omawiam także w (5) z punktu #F3 strony o nazwie
god_istnieje.htm
oraz w punkcie #D3 strony o nazwie
mozajski.htm.)
Swoją drogą to ciekawe jak tacy oddani "przekleństwu
wynalazców" Polacy wyobrażają sobie awans
cywilizacyjny swego kraju, jeśli systematycznie "podcinają
oni skrzydła" każdemu co bardziej twórczemu rodakowi.
Jeśli więc czytelnik życzy sobie wysłać
mi ewentualne swoje uwagi, informacje,
zdjęcia, opisy własnych przeżyć, itp., wówczas
powinien pisać na adres emailowy podany
w punkcie #L3 w/w stron internetowych
z moimi autobiografiami. Proszę jednak
wówczas odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem [11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data założenia niniejszej strony: 30 marca 2012 roku
Data najnowszego jej aktualizowania: 2 sierpnia 2021 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)