Oto wykaz wszystkich stron które powinny
być dostępne pod niniejszym adresem (tj.
na tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1".
Wybierz poniżej interesującą Cię stronę
manipulując suwakami, potem kliknij na
nią aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Przez 71 lat swego życia piłem wodę gruntową - tj.
wodę czerpaną ze studni lub z wodociągów. NIE byłem
bowiem jeszcze świadomy, że zawierając legalnie dozwalane
normami państwowymi niewielkie ilości rozpuszczonych
w niej trujących pierwiastków i chemikaliów, woda gruntowa
stopniowo akumulowała w moim organiźmie sporo z tych
trucizn. Akumulacja zaś tych trucizn w moim ciele z upływem
czasu doprowadziła do zainicjowania u mnie najróżniejszych
choróbsk, które zapewne są już nieuleczalne. Dopiero
kiedy w 2017, czyli 7-mym już roku z kolei, po kwietniowych
deszczach znowu zapadłem na coroczne silne zatrucie,
przypadkowo odkryłem u siebie to mordercze działanie
gruntowej wody. Dnia 22 sierpnia 2017 roku po raz pierwszy
w życiu napiłem się więc wspaniale pachnącej i smakującej
"wiatrem" wody deszczowej. Picie jej samej okazało się
być wtedy równie przyjemne jak picie aromatycznej herbaty.
(Jednak delektując się tą pierwszą deszczówką, NIE wiedziałem
jeszcze, że Bóg celowo uczynił ją dla mnie tak wyjątkowo smaczną
dla metody swego działania po angielsku zwanej "Beginner's
luck" - którą opisałem szerzej w punkcie #C3 niniejszej
strony, a celem użycia której na mnie zapewne było m.in.
zainspirowanie do bardziej kompleksowych i dogłębnych
badań wody deszczowej.) Na dodatek, powtarzalnie pita
deszczówka podleczyła mi też niektóre symptomy trapiących
mnie choróbsk. Wszakże higienicznie łapana woda deszczowa
już z definicji powinna być znacznie czystsza i bardziej naturalna
niż woda gruntowa czerpana ze studni czy
dostarczana nam przez wodociągi. Zanim bowiem
deszczówka w swym cyklu obiegowym trafi do owej studni
czy do wodociągów, po upadku z nieba jest ona dodatkowo
zatruwana wszelkimi możliwymi truciznami jakie dzisiejsi
"niszczyciele ziemi" i zatruwacze naturalnego środowiska
wylewają do gleby, rzek, na zatruwane przez siebie rośliny,
porosty, owady, budynki, konstrukcje, chodniki, ponadto
jest ona też zatruwana chemikaliami i mikroorganizmami
zawartymi we wsiąkających do ziemi odchodach ludzkich
i zwierząt domowych, a także zatruwana wszelkimi
możliwymi chemikaliami jakie stanowią zarówno odpadki,
jak i produkty, obecnego wyniszczającego naturę rolnictwa,
przemysłu, energetyki, nauki, armii, lotnictwa, podboju
kosmosu, itp., NIE mówiąc już o chemikaliach nakazami
władz celowo dodawanych do tej wody np. w wodociągach.
W rezultacie, na dodatek do zanieczyszczeń jakie sama
deszczówka wyłapuje z powietrza, woda gruntowa (tj. ta
ze studni lub z wodociągów) gromadzi też w sobie coraz
bardziej ostatnio stężaną "zupę" chemicznych trucizn,
radioaktywności i niebezpiecznych mikroorganizmów,
jakie do owej wody wnikają z zatruwanej gleby i z tego
co do naturalnego środowiska masowo wylewają dzisiejsi
ludzie, przemysł, górnictwo, energetyka, rolnictwo,
wojskowi, naukowcy, rządy, itp. Wprawdzie niektóre
z morderczych mikroorganizmów można wyeliminować
z tej wody najróżniejszymi procesami oczyszczeniowymi,
jednak chemicznych trucizn (i radioaktywności) z wody
gruntowej typowo NIE daje się już usunąć. A sporo z
nich ma tę cechę, że będzie potem akumulowało się
w naszych ciałach. Po dłuższym więc okresie picia tak
zatruwanej nimi wody, ich stężenie w naszych organizmach
przekracza określoną wartość progową, jaka wyzwala
pojawienie się wysoce mylących symptomów najróżniejszych
dziwnych choróbsk, zaś docelowo może nawet spowodować
naszą śmierć. Po ich zaś pojawieniu się, choróbsk tych
zwykle NIE daje się już trwale wyleczyć, zaś z braku wiedzy
o ich powodach często NIE daje się nawet choćby tylko
poprawnie je zdiagnozować (tj. w ich przypadku narazie
często "lekarze NIE potrafią się wyznać co naprawdę
nam dolega").
Od 2011 roku, corocznie w okresach "jesiennej chlupy"
ja doświadczałem dziwnych "zatruć niby-pokarmowych".
Każdego też roku zatrucia te stawały się coraz silniejsze,
zaś ich symptomy coraz trudniejsze do zniesienia. Na
przekór doznawania tych coraz bardziej nieznośnych
cierpień, badania lekarskie wykazały, iż jakoby jestem
przysłowiowo "zdrowy jak koń". Dopiero dzięki szeregowi
zbiegów okoliczności w 2017 roku ja sam odkryłem, że
źródłem i powodem owych zatruć, jest woda gruntowa
jaką wypijałem. Zdarzenia jakie pozwoliły mi dokonać
tego odkrycia udokumentowałem dokładniej w punkcie
#G2.3 swej innej strony internetowej o nazwie
healing_pl.htm -
przeczytanie którego to punktu silnie rekomenduję
czytelnikowi. Aby więc spróbować odzyskać zdrowie
poprzez uniezależnienie się od picia coraz silniej
zatruwanej chemikaliami wody gruntowej, zdecydowałem
iż powinienem sprawdzić empirycznie, czy mój organizm
będzie reagował objawami zatrucia także na picie czystszej
od niej wody deszczowej. Ponieważ jednak higieniczne
pozyskiwanie czystej deszczówki do picia, jest procesem
raczej złożonym oraz wymagającym znacznego wkładu
badań, wiedzy, przezorności, projektowania i technicznej
realizacji, postanowiłem równocześnie, że w miarę jak
będę pokonywał kolejne trudności i przeszkody w swym
zdobywaniu higienicznego dostępu do owej mniej zatrutej
pitnej deszczówki, na nowo-założonej niniejszej stronie o nazwie
woda.htm
będę systematycznie i "na gorąco" spisywał zainteresowanym
czytelnikom szczegółowy raport ze swoich działań i ustaleń.
Wszakże w podobnej do mojej sytuacji posiadania już trwałych
i zapewne nieuleczalnych objawów zakumulowania w swych
ciałach ponadprogowego poziomu chemicznych trucizn wypijanych
z wodą gruntową, prawdopodobnie znajduje się też sporo
czytelników - chociaż większość z nich może nadal NIE
zdawać sobie sprawy z tego co jest faktyczną przyczyną ich
nieuleczalnych cierpień. (Wszakże chemiczne zatruwanie
się pitą wodą jest ogromnie trudne do wykrycia, zaś symptomy
dolegliwości spowodowanych takim zatruwaniem się potrafią
zmylić niemal każdego.) Ponadto, na Ziemię szybko nadchodzi
bardzo poważny kataklizm.
(Filmową ilustrację tego kataklizmu od maja 2018 roku pokazuje
wideo o tytule
Zagłada ludzkości 2030
i o adresie
https://youtu.be/o06UvHgahr8 -
zaś jego dokładne opisy zawarte są na mojej stronie o nazwie
2030.htm.)
Kataklizm ten jest też relatywnie dobrze opisany licznymi
przepowiedniami omawianymi w punkcie #H1 z mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm,
oraz jest on dodatkowo omawiany w punkcie #T3 niniejszej
strony.) Jedną zaś z cech tego szybko nadchodzącego
kataklizmu powszechnego upadku, anarchii, głodu, zaraz,
śmierci i wyludnienia będzie brak niezatrutej wody do picia -
stąd umiejętności jakie będę starał się wypracować i opisać w
swoim niniejszym raporcie, wraz z tymi już opisanymi na stronie
solar_pl.htm,
już wkrótce mogą okazać się zdolne do ratowania życia.
Wszakże z wyjaśnionej poprzednio definicji przebiegu
"cyklu wodnego", narazie (tj. do czasów ewentualnej
wojny nuklearnej) deszczówka ciągle powinna być znacząco
mniej niebezpiecznie zatruta niż woda gruntowa. Zapraszam
więc serdecznie do okresowego sprawdzania niniejszego
raportu z tej strony, który "na gorąco" opisuje postępy
i ustalenia jakie uzyskałem w sprawie higienicznego
pozyskiwania czystej pitnej deszczówki, a także który
opisuje moje postępy w sprawdzaniu przydatności
deszczówki do eliminowania źródła i powodów coraz
częstszych obecnie tajemniczych zatruć o "niby-pokarmowych"
symptomach - tym samym więc i do opóźniania szybko
się pogłębiającego masowego wymierania NIE tylko coraz
liczniejszych gatunków zwierząt, ale także i ludzi. Oto mój raport:
Treść tej strony autoryzuje
Jan Pajak,
czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona
http://worldcat.org/identities/),
który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się
z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych
dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas
w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej
produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez oficjalnego
finansowania i na zasadach tylko naukowego hobby, ale niestety
o którego istnieniu i wynikach badań w Nowej Zelandii niemal nikt
NIE chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia, zaprzeczenia i wyciszenia
odkryć i wynalazów którego sporo Polaków konspiruje się w gangi
postępujące jak monopole wypaczające prawdę i przyszłym pokoleniom
usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci, pozatruwaną wodę,
powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Część #A:
Informacje wprowadzające tej strony:
#A1.
Informacja dla angielskojęzycznych (lub innojęzycznych) czytelników
tej strony "języka polskiego ochotniczo
uczyć się będą i używać wszystkie narody świata":
W owych dawnych czasach, kiedy ja byłem jeszcze
młodym chłopcem, ludzie NIE posiadali telewizorów
ani komputerów. Nawet radia były wówczas zbyt
drogie aby spora proporcja Polaków mogła pozwolić
sobie na zakup radioodbiornika. Większość wolnego
czasu ludzie spędzali więc na osobistych kontaktach
oraz rozmowach i opowieściach. Mieszkając w niewielkiej wiosce
Wszewilki
nasłuchałem się wtedy między innymi wielu staropolskich
przepowiedni. Poznałem też ich aż tak dużo, że 5 stycznia 2005 roku
dla opisania najważniejszych z nich założyłem nawet specjalnie
poświęconą przepowiedniom stronę internetową o nazwie
przepowiednie.htm.
Ze wszystkich staropolskich przepowiedni, mój największy sceptycyzm
wzbudzała ta stwierdzająca, że "języka polskiego
ochotniczo uczyć się będą i używać wszystkie narody świata".
Intrygująco jednak, w długi czas później, już jako doświadczony naukowiec,
odkryłem istnienie języka "ULT" (tj. "Universal Language of Thoughts"),
w którym cały wszechświat telepatycznie się porozumiewa (w tym Bóg,
przeciw-materia, a także UFOnauci, zwierzęta i rośliny), zaś do którego
język polski jest najbardziej podobny ze wszyskich języków świata -
po szczegóły patrz punkt #E4 na owej stronie
przepowiednie.htm.
Dopiero poznanie możliwości owego "ULT" i jego podobieństwa do języka
polskiego uświadomiło mi, że owa staropolska przepowiednia faktycznie
kiedyś może ulec wypełnieniu.
Jako pełen energii młody naukowiec, wszystkie swoje
opracowania starałem się publikować w dwóch językach,
tj. polskim i angielskim - tak aby zawarte w nich prawdy
były gratisowo dostępne dla każdego z zainteresowanych
bliźnich. W 2018 roku z żalem jednak doświadczyłem, że
w miarę jak czas upływa dokonywanie tłumaczeń na język
angielski tego co oryginalnie napisałem w swoim języku
ojczystym (tj. polskim) coraz częściej zaczyna przekraczać
mój zapas energii i moje możliwości czasowe. Stąd swych
najnowszych publikacji, powstałych już po 2017 roku,
NIE jestem w stanie w całości tłumaczyć na
angielski. Obejmuje to angielskojęzyczną wersję stron o nazwach
woda_uk.htm
(jaka ujawnia niektóre efekty działań "niszczycieli ziemi") oraz
2030_uk.htm
(to na bazie swych badań opisanych w treści polskojęzycznej
strony "2030.htm" opracowane zostało wideo
"Zagłada ludzkości 2030"),
a także strony "tekst_12.htm" z
monografią [12]
(o "wehikułach czasu" i o działaniu "nawracalnego czasu ludzkiego") i strony "tekst_13.htm" z
opracowaniem [13]
(zestawiającym wszystkie moje wpisy do blogów totalizmu -
niemal połowa z których jest dostępna w języku angielskim).
Aby mimo wszystko NIE pozbawiać jednak zainteresowanych
czytelników możności poznania treści tych publikacji, jakich
z powodu zapracowania i spadku poziomu swej energii, NIE
jestem już w stanie przetłumaczyć na angielski w całości,
publikacje te odpowiednio przygotowałem do przetłumaczenia
przez samych czytelników. Wszakże w internecie są obecnie
dostępne liczne gratisowe programy tłumaczące z języka
polskiego na język angielski, lub na dowolny inny szerzej
używany język świata. Jednoczeście wszystkie moje
publikacje są pisane w sposób jaki wyjaśniłem w
"pierwszej zasadzie swego pisania" omówionej
w punkcie #A3 ze strony internetowej o nazwie
timevehicle_pl.htm
oraz we wpisie numer #305 do blogów totalizmu - mianowicie w sposób że:
każdy zamknięty fragment (np. punkt czy
podrozdział) moich publikacji został tak napisany, aby dawało się
go czytać i rozumieć bez potrzeby uprzedniego poznania poprzedzających
lub następnych części tychże publikacji. Wystarczy
więc, że zainteresowany czytelnik angielskojęzyczny (lub używający
dowolnego innego języka) znajdzie w
moich publikacjach punkt czy podrozdział jakiego treść go interesuje,
poczym sam przetłumaczy go sobie używając jednego z owych
licznych dostępnych obecnie w internecie (za darmo) programów
tłumaczących z języka polskiego na język angielski. Przy okazji zaś
tego samodzielnego tłumaczenia, czytelnik będzie miał możność poznać
nieco bliżej budowę i działanie języka polskiego (a stąd i języka "ULT"),
a być może i uświadomić sobie dlaczego owa staropolska przepowiednia
ma jednak szansę aby kiedyś się wypełniła. Z kolei aby umożliwić
czytelnikom łatwe znalezienie w moich publikacjach punktu czy
podrozdziału, którego treść może go zainteresować, najważniejsze
fragmenty tychże publikacji (takie jak tytuły rozdziałów, wstępy i
wstępne części stron i podpisów pod ilustracjami) nadal będę starał
się tłumaczyć na język angielski w specjalnie w tym celu przygotowanych
przez siebie "przyjacielskich dla angielskojęzycznego czytelnika"
wersjach swych publikacji - np. patrz strony o nazwie
woda_uk.htm,
2030_uk.htm,
tekst_12.htm, czy
tekst_13.htm.
Wszakże dokonanie tłumaczenia na angielski jedynie tytułów podrozdziałów
czy punktów, czy kilku wstępnych ich części, NIE nakłada już na mnie takiego
obciążenia pracochłonnością, jak przetłumaczenie całych publikacji czy całych
stron internetowych.
#A2.
Cele tej strony:
Motto tej strony:
"Wymieramy -
warto więc przebadać deszczówkę jako ratunek
opóźniający wysoce mylące choroby powodowane
akumulowaniem się w organizmach trucizn
zawartych w pitej przez nas wodzie gruntowej."
Z powodu niepohamowanej zachłanności
i żądzy władzy mniej niż jednego procenta
populacji naszej planety, zarówno cała
ludzkość, jak i każdy z nas osobiście, wszyscy
znaleźliśmy się w sytuacji, która przez stare
chińskie przysłowie jest opisywana jako
"ujeżdżanie tygrysa" -
patrz zdjęcie z "Fot. #A1" poniżej.
Tragicznych sytuacji tego typu NIE daje się
bowiem ani dalej kontynuować, ani też ich zakończyć.
W ramach moich prób wyjścia z tej sytuacji,
głównym celem niniejszej strony jest
podzielenie się
z czytelnikiem spisywanym "na gorąco" raportem
z moich osobistych wysiłków znalezienia sposobu
na opóźnienie nadejścia czasu wymierania, poprzez
łapanie i konsumowanie deszczówki jaka jest
znacznie mniej niż woda gruntowa nafaszerowana
chemicznymi truciznami, oraz
jednoczesne raportowanie jak moje już
ponadprogowo zatrute ciało zareaguje
na podjęcie picia tak wyłapanej deszczówki
i spożywania ugotowanej na niej żywności.
Strona ta ponadto ma także kilka dodatkowych
celów. Przykładowo, sprawdzenie prawdy zawartej
w propagandzie, że picie wody deszczowej jest jakoby
szkodliwe dla zdrowia - w jaką to nielogiczną bzdurę
wierzy gro dzisiejszych ludzi. (Jednak pijąc deszczówkę
nieustannie od opisywanej poniżej daty zbudowania
swej pierwszej "instalacji wyłapującej", aż do dziś, ja NIE
odnotowałem żadnych niekorzystnych "skutków ubocznych",
a jedynie wyraźną i znaczącą poprawę stanu swego
zdrowia.) Kolejnym z celów tej strony jest ostrzeżenie
czytelnika (a być może także wyrwanie go z typowej
dla dzisiejszych ludzi pasywności i zmobilizowanie
niniejszym ostrzeżeniem do podjęcia aktywnego działania
i osobistej obrony - patrz punkt #T3 pod koniec tej
strony) o szybko narastającym zatruwaniu naszych
wód gruntowych, oraz o ryzyku zdrowotnym jakie wnosi
sobą długoterminowe spożywanie coraz silniej zatrutej
wody gruntowej (tj. wodociągowej czy studziennej),
jakiej szkodliwe dodatki chemiczne i porozpuszczane
w niej trucizny z upływem czasu stopniowo akumulują
się w tkankach tłuszczowych naszych ciał (patrz punkty
#I2 i #I4 poniżej na tej stronie), aby potem indukować
całą gamę najróżniejszych choróbsk na diagnozowaniu
powodów i na faktycznym leczeniu których to choróbsk
dzisiejsi lekarze NIE zdołali się jeszcze wyznać. Innym
celem jest wyjaśnienie jakie problemy kryje w sobie
pozyskiwanie czystej wody deszczowej do picia, oraz
wskazanie przykładu rozwiązywania tych problemów.
Są też jeszcze następne jej cele - te jednak wyjaśnię
w tekście niniejszej strony.
Fot. #A1: Oto ja, dr inż. Jan Pająk, sfotografowany
w wysoce symbolicznej sytuacji
"jazdy na tygrysie"
(po angielsku zwanej sytuacją
"riding a tiger") -
o której to sytuacji stare chińskie przysłowie wyjaśnia, że
"na dzikim, nieposłusznym i
śmiertelnie niebezpiecznym tygrysie zarówno NIE daje
się kontynuować jazdy, ani też NIE daje się z niego
zsiąść - ponieważ po zsiądnięciu tygrys by pożarł swego
jeźdźca". Jak też niniejsza strona stara się to
wyjaśnić, garstka niemoralnych, zachłannych, żądnych
władzy, oraz pozbawionych rozsądku i poprawnej wiedzy
ludzi u władzy w sytuację tę zdołało już wprowadzić
zarówno całą ludzką cywilizację, jak i każdego z nas -
w tej liczbie i mnie. Nic więc dziwnego, że to owa wroga
ludzkości elita rządząca używa też swoich wpływów
i podwładnych aby skrycie blokować, wyciszać i
sabotażować wszystko co zagraża jej exploatatorskim
interesom, w tym m.in. moje odkrycia, wynalazki i
publikacje starające się otwierać ludzkie oczy na prawdę,
moralność i na poprawną wiedzę - tak jak wyjaśniają to liczne
strony totalizmu (np. patrz punkt #J4.4 ze strony o nazwie
propulsion_pl.htm.)
Warto więc wiedzieć, że w sytuacji "ujeżdżania tygrysa"
znajdujesz się również i ty czytelniku - zapewne wcale
NIE zdając sobie z tego sprawy, a ponadto znajdują
się i wszyscy ci których najbardziej kochasz, a stąd
na kontynuacji życia, przyszłości i losów których
prawdopodobnie bardzo ci zależy - np. jeśli z powodu narostu
#E1: korupcji swego kraju
zmuszony jesteś edukować swe dzieci w tzw. "user paid"
(tj. "opłacanej przez uzytkownika") szkole, wówczas
"tygrysa ujeżdżają" zarówno one, jak i ich nauczyciele
(po szczegóły patrz punkt #E1 z mojej strony o nazwie
rok.htm).
Przeczytaj więc niniejszą stronę aby chociaż się dowiedzieć,
z czego owa sytuacja wynika, oraz co jeszcze możesz czynić
aby spróbować opóźnić nadejście jej najtragiczniejszych
następstw i bolesnego zakończenia. (Kliknij na powyższe
zdjęcie aby móc oglądnąć je w innej skali.)
Ja od kilkudziesięciu już lat znam wymowę chińskiego przysłowia o
"riding a tiger"
(tj. o "ujeżdżaniu tygrysa"), oraz rozumiem jego symboliczną
doskonałość w ilustrowaniu obecnej sytuacji na Ziemi.
Od sporego więc czasu nosiłem się z zamiarem aby
przygotować sobie zdjęcie takie jak powyższe, poczym
je opublikować bez łamania czyichkolwiek "copyrights".
Wszakże zdjęcie to w najlepszy ze znanych mi sposobów
wyraża esencję sytuacji w jakiej garstka wypaczonych
indywidułów przy władzy i pieniądzach uwięziła zarówno
całą ludzkość, wszyskie narody, jak i indywidualnie
każdego z ludzi. Moim też zdaniem, zdjęcie tego typu
powinno stać się symbolem dzisiejszych czasów oraz
obecnej epoki "neo-średniowiecza" w jaką ludzkie
wypaczenia, niemoralność, głupota, krótkowzroczność
i pasywność wprowadziły nas wszystkich. (Obecnie
nadeszłą epokę "neo-średniowiecza" scharakteryzowałem
szerzej m.in. w punkcie #K1 swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm.)
Na przeszkodzie jednak w wykonaniu takiego zdjęcia
stał brak dostępu do tygrysa. Na szczęście, w dniu
2017/9/9 moja żona została zaproszna na konferencję
(w jakiej uczestniczeniu ja jej towarzyszyłem) na której,
ku mej radości, mieli tygrysa. Podczas więc przerwy
w obradach dałem żonie swój aparat fotograficzny,
który wszędzie z sobą noszę, oraz poprosiłem ją aby
wykonała mi zdjęcie z tym tygrysem. Kiedy jednak
dosiadłem tygrysa, kilka organizatorek konferencji
zaczęło biegnąć w naszym kierunku i wykrzykiwać,
że nam NIE wolno tego robić. Jak widać, w każdej
dzisiejszej grupie ludzkiej znajdą się osoby, które
np. choćby tylko dla podniesienia poczucia własnej
ważności są gotowe zabronić innym czynienia czegokolwiek,
co nikomu NIE szkodzi, a co może komuś przynieść
jakieś dobro, poczucie wypełnienia obowiązku,
lub przyjemność. Na przekór ich krzyków, ja
przynagliłem żonę aby szybko wykonała mi owo
zdjęcie, potem zaś przynagliłem ją aby powtórzyła
jego pstryknięcie aż dwa dalsze razy - całe szczęście
że żona to uczyniła, bowiem dwa z owych trzech
zdjęć NIE bardzo się udały. W owym momencie
organizatorki konferencji dobiegły już do nas i
brutalnie przerwały tę sesję zdjęciową. Chociaż
z powodu ich interwencji (jaka wystraszyła żonę,
zaś mnie skonfundowała i zmusiła do pośpiechu)
mi zabrakło już czasu na przyjęcie najwłaściwszej
pozy i wyrazu twarzy, ciągle powyższe zdjęcie jakie
udało się wówczas wykonać ilustruje to, co
chciałem nim uświadamiać oglądającym - tj.
osobę ujeżdżającą tygrysa,
która symbolizuje tragicznie pechowych i zastraszonych
mieszkańców Ziemi zepchniętych przez niemoralnych
i zachłannych ziomków w rozpaczliwą sytuację jazdy
na grzbiecie tygrysa, a stąd skazanych na porażkę, a
prawdopodobnie i na śmierć, bez względu na to co by
NIE uczynili, ponieważ NIE są w stanie na owym tygrysie
ujechać, jednocześnie zaś ryzykują pożarcie próbując
z niego zsiąść. Zdecydowałem więc, że aż
do ewentualnego pstryknięcia jeszcze lepszego zdjęcia
tego typu, te będę publikował.
Powyższe zdjęcie zostało wykonane w środku
okresu pisania niniejszej strony i moich osobistych
zmagań z problemami zdrowotnymi wynikającymi
(jak na to wskazują wyniki eksperymentów i
badań jakie przeprowadziłem) ze zakumulowania
w moim organiźmie ponadprogowej masy
trucizn chemicznych zawartych w gruntowej
wodzie jaką piłem i w przemysłowo przetwarzanej
żywności jaką zjadałem. Chociaż moje zmagania
tobie czytelniku mogą wydawać się dalekie od
rzeczywistości w której obecnie żyjesz, to co
mnie dzisiaj trapi, za jakiś czas prawdopodobnie
stanie się też i twoim czytelniku udziałem (jeśli
już NIE doświadcza i ciebie - tyle, że dotychczas
zapewne NIE byłbyś świadomy co jest faktycznym
powodem dolegliwości jakie cię trapią, ani też twoi
lekarze ciągle NIE potrafiliby się na nich wyznać),
a także zapewne stanie się udziałem wszystkich
tych których kochasz oraz na korzystnej dla
których przyszłości i losie tobie bardzo zależy.
Dlatego najwyższy już czas abyś podjął w
tej sprawie energiczne, moralnie poprawne
(tj. zgodne z Biblią, lub z
filozofią totalizmu),
oraz dobrze przemyślane aktywne działania -
jakie, jeśli sprawę dokładnie rozważysz, wówczas
odnotujesz iż z całą pewnością leżą one też
i w twoich czytelniku możliwościach, tyle że
najpierw musisz wydedukować na czym w
twoich okolicznościach powinny one polegać.
(Kilka być może pomocnych ci wskazówek w
tym zakresie znajdziesz w punkcie #T3 pod
koniec niniejszej strony, a także np. na stronach
god_proof_pl.htm,
propulsion_pl.htm czy
2030.htm.)
Część #B:
Dlaczego ja zdecydowałem się przygotować tę stronę:
#B1.
Jak ja zdołałem ustalić, że NZ woda, jaką przez
lata piłem, od 2011 roku jest już systematycznie
zatruwana coraz potężniejszymi dawkami trucizn
i śmiertelnych mikroorganizmów - jakie w okresach
jesiennych chlup kwietniowych czyniły mnie coraz
bardziej chorym:
Woda to życie. Jest więc ogromnie istotne,
aby mieć stały dostęp do czystej wody pitnej.
Niestety, nasza cywilizacja czyni wszystko co
w jej mocy aby odciąć dla nas dostęp do chemicznie
niezatruwanej wody. Zmiany klimatyczne powodowane
przez ludzki przemysł i spalanie paliw, a także wycinanie
lasów, wysuszają bowiem nasze rzeki oraz obniżają
poziom wód gruntowych. W rezultacie wysychają studnie
oraz zanika zaopatrzenie wodociągów. Nasz przemysł
generuje też miliony najróżniejszych trucizn i chemicznych
zanieczyszczeń jakie w końcowym efekcie zatruwają
wodę gruntową trafiającą do naszych wodociągów
i studni. Dzisiejsze metody pozyskiwania ropy naftowej,
oraz jej transportu i przerobu, też są poważnym źródłem
zatruć wody gruntowej. Do tego rolnictwo dodaje
swoje zanieczyszczenia wód gruntowych, włącznie
z dodatkowym zanieczyszczaniem ich całą masą
morderczych mikroorganizmów - tak jak szczegółowo
opisałem to w punkcie #G2.3 swej odmiennej strony
internetowej o nazwie
healing_pl.htm.
Wszystkie miasta są już chronicznym producentem śmieci
i płynnych odchodów, trujące produkty rozkładu, wycieki i
przecieki z których na końcu zawsze lądują w wodzie gruntowej.
Oficjalna nauka też dodaje swój udział w zatruwaniu wody
gruntowej - przykładowo poprzez programy kosmiczne
jakie zatruwają tę wodę opadającymi na ziemię wyziewami
z coraz liczniejszych i potężniejszych rakiet, poprzez
wielkoskalowe eksperymenty używające i rozsiewające
najróżniejsze szkodliwe substancje, oraz poprzez wyrzucane
przez naukę pozostałości swojej codziennej działalności.
Samochody, samoloty i silniki wyziewają najróżniejsze
substancje trujące i rakotwórcze też lądujące w wodzie gruntowej.
Ponadto elektrownie atomowe i eksperymenty z bronią
jądrową powodują, że radioaktywne krople deszczu opadają
wraz z niemal każdym dzisiejszym deszczem - tak jak
dokumentuję to w punkcie #F5 swej strony o nazwie
cooking_pl.htm.
Niewielu ludzi też wie, że w sporej liczbie krajów, w tym
w NZ, nawet zakłady pogrzebowe wpompowują płynne
trucizny w arterie i żyły nieboszczyków jakoby aby powstrzymywać
rozkład i nadać im przyjemny wygląd na czas "otwartej trumny"
podczas pogrzebów, a w rzeczywistości zapewne aby mieć
jakąś wymówkę i uzasadnienie do wystawiania wygórowanych
rachunków za swoje pogrzeby. Oczywiście, po pochowaniu
tych nieboszczyków, trucizny owe też wyciekają do wody
gruntowej. W rezultacie powyższych (i wielu innych) działań
ludzi, woda jaką władze udostępniają ludności do picia jest
coraz bardziej zatruta, coraz szybciej nasycając nasze
ciała akumulującymi się w nich truciznami, oraz czyniąc
nieuleczalnie chorymi coraz więcej ludzi. Nic też dziwnego,
że coraz więcej publicznie udostępnianej do picia wody
gruntowej okazuje się być niebezpiecznie zatrute -
tak jak opisuje to w/w punkt #G2.3 ze strony
healing_pl.htm,
zaś ilustrują zdjęcia tamtego punktu #G2.3 powtórzone
poniżej na "Fot. #B1abc".
W tej sytuacji, w interesie każdego z nas, leży więc aby
zacząć jakoś się bronić. Ponieważ my NIE możemy
zmusić polityków, aby zamiast kontynuować działanie
na szkodę swych narodów, zaczęli w końcu działać dla
dobra zależnych od nich ludzi, obrona spada na
indywidualne barki każdego z nas - tak jak wyjaśniam
to w punkcie #T3 pod koniec tej strony. Niniejszą stronę
postanowiłem zacząć pisać kiedy ostatecznie się przekonałem
i opisałem w owym punkcie #G2.3 swej strony o nazwie
healing_pl.htm,
że źródłem moich osobistych, corocznych i coraz silniejszych
zatruć, są akumulujące się w moim ciele jakieś chemiczne
trucizny zawarte w wodzie którą pijałem i w żywności jaką
zjadałem, a stąd że dla własnego dobra muszę znaleźć jakiś
mój własny sposób prywatnej obrony przed dalszym zatruwaniem
siebie piciem skażonej chemicznie wody i jedzeniem
przemysłowo zatruwanej żywności oferowanych nam
do picia i do zjadania przez albo niekompetentne, albo też
zbyt pasywne i dbające głównie o własne interesy władze.
Swą obronę zdecydowałem się zabazować na podjęciu
starań, aby do picia i do gotowania zacząć używać wyłącznie
czystą wodę deszczową - jeśli mój organizm będzie ją akceptował.
Fot. #B1abc: Oto trzy zdjęcia jakie powtórzyłem
z "Fot. #G2abc" przytoczonego pod punktem
#G2.3 mojej innej strony o nazwie
healing_pl.htm.
Zdjęcia te pozornie dokumentują jedynie przykład
głębinowej studni artezyjskiej z NZ miasteczka
Petone
(w którym ja mieszkam) - zamkniętej z powodu zatrucia
jej wody. (Odnotuj, że inne zdjęcia, już NIE moje, tej samej
petońskiej głębinowej studni artezyjskiej czytelnik może też oglądnąć
klikając na niniejszy (zielony) link.)
Jednak mnie osobiście ogromnie martwią następstwa sytuacji
udokumentowanej powyższymi trzema zdjęciami. Nawet bowiem
tylko czysto teoretyczna analiza mechanizmów jakie prawdopodobnie
spowodowały zatrucie głębinowej wody tej studni, prowadzi
do wysoce niepokojącego wniosku, że zdjęcia te mogą
dokumentować jeden z pierwszych dowodów, iż
zamienianie lądów w nieużytki i śmietniska, zaś
wód w płynne trucizny, już dawno temu przekroczyło
tzw. "punkt braku powrotu" (opisany w #T1 ze strony o nazwie
solar_pl.htm),
ponieważ odwrócenie zatrucia wód głębinowych NZ już
obecnie przekracza zdolności naprawcze ludzi i ekonomii
owego kraju. Wniosek ten został dodatkowo potwierdzony
w 2018 roku, kiedy to w mieście Christchurch stanowiącym NZ
centrum rolniczego zatruwania środowiska, nagle pojawiło się
niewyjaśnione spiętrzenie przeżarć i pęknięć wielu tysięcy miedzianych ścianek cylindrów i rur z gorącą wodą -
co dowodzi gwałtownego wzrostu stężenia w wodzie jakichś silnych
chemicznych trucizm zdolnych szybko przeżreć i zniszczyć metal. (Aż
strach pomyśleć co owe trucizny wyczyniają w organizmach ludzi i zwierząt.)
To choćby tylko z tychże powodów niniejszy mój teoretyczny wniosek
powinien być (jednak nadal NIE jest) sprawdzany eksperymentalnie
i pomiarowo tak szybko i tak obiektywnie, jak jego istotność na to
zasługuje. Wszakże jeśli wniosek ten jest prawdą, zaś zidentyfikowana
nim dewastacja natury natychmiast NIE zostanie zastopowana,
wówczas moim zdaniem chemiczne zatrucie NZ wody może
stać się oznaką "początku końca" - czyli już tylko coraz szybciej
nasilającego się wymierania niemal całej ludności (tak jak wyjaśnia
to punkt #T3 poniżej na tej stronie). Na przekór bowiem np.
głębinowego pochodzenia wody z petońskiej studni artezyjskiej, w dniu
12 kwietnia 2017 roku okazało się, że woda ta ciągle jest już powtarzalnie
zatruwana morderczymi bakteriami E.Coli. Chociaż o innych formach
zatrucia tej wody narazie oficjalnie się NIE mówi, łatwo sobie
wywnioskować, że jeśli do jej głębinowych wód masowo
dotarły już bakterie E.Coli, wówczas z całą pewnością dotarły
tam także i wszelkie inne rozpuszczalne w wodzie chemiczne
trucizny, pestycydy, roadioaktywność, itp., których wyeliminowanie
z jej wody obecnie będzie już niemożliwe. Wszakże jeśli
czynniki zatruwające dotarły aż do głębin owej studni,
praktycznie to implikuje możliwość, że dokumentnie zatruta
też już została cała warstwa gleby, ziemi i skał aż do jej głębokości -
co czyni efekty tego zatrucia zupełnie nieodwracalnymi.
Oczywiście, aby studnia ta została zamknięta przez władze,
stężenie E.Coli musiało w niej już przekraczać nawet owe
jedne z najbardziej już zdewaluowanych w świecie standardów
legalnie dozwolonego zagęszczenia tych fatalnych bakterii
w wodzie Nowej Zelandii - po więcej danych o owych
standardach patrz (2) z punktu #A2.11 strony
totalizm_pl.htm.
(Standardy te są już aż tak zdewaluowane, że pozwalają aby
nadal móc kontynuować brak działania na przekór, iż podobno
w około połowie NZ rzek - włącznie z rzeką "Hutt River"
jaka przepływa przez Petone, ludziom zakazuje się już
kąpania zaś psy zdychają jeśli przypadkowo napiją się
z nich wody.) Oczywiście, naprawa aż tak zdegradowanego
naturalnego środowiska NIE leży już w możliwościach
małego kraju jak NZ. Wszakże jej rząd musiałby natychmiast
zainwestować miliardy w drogie oczyszczalnie ścieków
(zamiast upuszczać te ścieki wprost do rzek
lub morza - tak jak ilustruje to "Fot. #D2" ze strony
tapanui_pl.htm).
Ponadto brzegi rzek - a ściślej tzw. "Queens Chains",
czyli pasy rządowej ziemi przebiegające wzdłuż każdej
NZ rzeki, musiałyby być pracowicie zadrzewiane, zamiast -
jak obecnie, drzewa m.in. i tam wytruwane lub wycinane
przez drużyny "tępicieli drzew" - które opisałem w punkcie #I1 swej strony
landslips_pl.htm,
każda rzeka musiałaby być ogradzana płotami - tak aby
owa mnogość NZ krów NIE miała dostępu do jej wody
z pobliskich pastwisk i stąd NIE mogła jej zapaskudzać
swoim zapełnionym bakteriami łajnem, dotychczasowa
swoboda decydentów NZ instytucji o prawie do podejmowania
masowego wytruwania rozpuszczalnymi w wodzie
chemicznymi truciznami wszystkiego co komuś w tych
instytucjach się niepodoba musiałaby zostać legalnie
ograniczona, swoboda masowej sprzedaży chemicznych
trucizn oraz masowego zanieczyszczania środowiska
tymi truciznami musiałaby zostać zakończona, NZ władze
i służby zdrowia musiałyby zacząć uznawać, rejestrować
i finansowo rekompensować wszystkie przypadki kiedy
czyjeś zdrowie zostałoby zrujnowane zatrutą wodą jaką
władze udostępniają do publicznego użytku, itd., itp.
Ja osobiście NIE wierzę, aby NZ plitycy, którzy czasami
są powtarzalnie wybierani przez całe dziesięciolecia,
jednak dotychczas nic NIE uczynili w tych sprawach,
nagle rzucili się na wdrożenie tak rewolucyjnych
zmian - co niestety oznacza iż prawdopodobnie
nadszedł już "początek końca"!
(Kliknij na wybrane zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Fot. #B1a (góra):
Ozdobny słup kamienny z kranami udostępniającymi
głębinową wodę ze strudni artezyjskiej w Petone - czyli
najważniejszy element owej studni. Zbliżone zdjęcie jednego
z białych ogłoszeń zakazu użycia wody z owej studni,
przyklejonych ponad każdym z jej trzech kranów, pokazałem
na najniższej (tj. na "Fot. #B1c (dół)") z powyższych
trzech fotografii. Natomiast czubek ozdobnego słupa
kamiennego widać też jak wystaje ponad lewą częścią
trwałej planszy informującej o owej studni artezyjskiej,
a pokazanej powyżej na środkowej (tj. na "Fot. #B1b
(środek)") z powyższych trzech fotografii. To z tej studni
ja i moja żona pobieraliśmy wodę do picia i gotowania
przez 6 lat, tj. począwszy od kwietnia 2011 roku, aż
do kwietnia 2017 roku - kiedy to studnia ta została
zamknięta dla użytku publicznego - tak jak to opisałem
w powyżej wskazywanym punkcie #G2.3 strony "healing_pl.htm",
oraz w (A5) z punktu #M2 innej mojej strony o nazwie
telekinetyka.htm.
Po wykryciu zatrucia jej wody bakteriami E.Coli, teraz
już rozumiem dlaczego pomimo iż woda ta pochodzi
z głębin, ciągle co jakiś czas silnie podtruwała ona mój organizm.
Wszakże jeśli jej woda zdołała już przesiąknąć bakteriami
E.Coli, z całą perwnością jest też przesiąknięta najróżniejszymi
rozpuszczanymi w wodzie chemicznymi truciznami, pestycydami
i radioaktywnoscią, jakich olbrzymie ilości corocznie są m.in.
wylewane, wysiewane, lub opadają z deszczem, na NZ łąki, pola i lasy.
Fot. #B1b (środek):
Trwała plansza zamontowana w pobliżu słupa z
kranami udostępniającymi wodę ze studni artezyjskiej
w NZ miasteczaku Petone. Opisuje ona historię
owej studni, a także zasadę na jakiej ta głębinowa
studnia pozyskuje wodę sprężaną naciskiem płyty
skalnej na jakiej zbudowane jest miasteczko Petone.
Dla mnie osobiście pozostaje rodzajem budzącej
najwyższe obawy tajemnicy i zagadki, jak to możliwe
iż mordercza bakteria E.Coli pojawiła się nawet już
w niebezpiecznym dla ludzi stężeniu na głębinach z
jakich wytryskuje woda owej studni artezyjskiej. Ciekawe więc czy
w wyborach do NZ parlamentu z 2017 roku
ponownie zostaną wybrani ci sami niekiedy niezmieniający
się przez dziesięciolecia politycy, którzy już zdołali
doprowadzić do sytuacji o jakiej ostrzega m.in.
wideo "Jak wielki jest Magnokraft",
kiedy to w nieustannie zasilanej nową deszczową wodą
NZ niemal nie daje się już znaleźć niezatrutej wody,
którą dawałoby się bezpiecznie pić.
Fot. #B1c (dół):
Oficjalne ogłoszenie przyklejone do słupa z kranami
udostępniającymi mieszkańcom wodę czerpaną ze
studni artezyjskiej w miasteczku Petone. Informuje
ono sucho, że ponieważ w dniu 2017/5/12 we wodzie
tej studni wykryto bakterie E.Coli, studnia ta zostaje
zamknięta dla publicznego użytku. Ciekawe jednak
dlaczego na owym oficjalnym ogłoszeniu studnia
artezyjska nazywana jest "fontanną" - czyżby ktoś
próbował niwelować tym logiczne wnioski do jakich
można dojść po uświadomieniu sobie, iż bakterie
E.Coli pozatruwały sobą już wodę NIE tylko w około
połowie napowierzchniowych NZ rzek - w których
kąpanie się jest już zakazane ludziom, zaś po napiciu
się wody z których psy już zdychają, ale nawet bakterie
te są też już obecne w artezyjskich studniach głębinowych
NZ. Najnowsze i dotychczas najsilniejsze z moich
zatruć, zaczęło się u mnie nasilać w 2017 roku na
krótko przed zamknięcierm tej studni artezyjskiej do
użytku publicznego.
#B1.1.
Rozgwiazdy i zmieniająca się liczba ich ramion - czyżby
poziom zanieczyszczenia i zatrucia morza dawno
przekroczył wartość progową zdolną do powodowania
"mutacji" tych stworzeń?
Motto:
"Siostrzane rozgwiazdy, żyjące w tej samej zatoce
morskiej jednak posiadające odmienne liczby
ramion, u mnie wzbudzają podobne pytanie
"dlaczego?" jak natykanie się na ludzi urodzonych
bez palców lub z więcej niż pięcioma palcami."
Ateistycznie ani naukowo niewytłumaczalny ciąg
wydarzeń zainicjowanych tuż przy (moim zdaniem)
"chrześcijańsko-świętym" miejscu z
miasteczka Petone (w którym mieszkam), inteligentnie
i bez łamania "wolnej woli" pokierował mnie do
uformowania i wyjaśnienia tutaj mojej prywatnej
opinii co do stwierdzającej prawdę i obiektywnej
odpowiedzi na pytanie: "czy wariacje w liczbie
ramion wyrzucanych na petońską plażę siostrzanych
rozgwiazdach tego samego gatunku
Patiriella Regularis,
są: (1) manifestacją rozmachu
i szerokich możliwości boskiego stwarzania 'bardzo dobrych'
żyjątek np. już podczas pierwszych 7 dni tworzenia opisywanych
w Biblii, czy też (2)
wynikiem postępów w niedawno rozpoczętym i trwającym do
dzisiaj chorobliwym 'mutowaniu się' owych rozgwiazd spowodowanym
ludzkimi zanieczyszczeniami naturalnego środowiska?"
Ponieważ ta moja prywatna opinia implikuje też najróżniejsze
następstwa dla przyszłości ludzi, aby dać czytelnikowi możność
prześledzenia toku mojego rozumowania, zaś w ten sposób
zdopingować go do poszukiwania jego własnej prawdy w tej
sprawie, w niniejszym punkcie #B1.1 postanowiłem opisać
i wyjaśnić: (a) fazy i przebieg tego NIE odbierającego mi "wolnej
woli" pokierowania (niemożliwego do naukowego ani ateistycznego
wytłumaczenia), (b) fakty jakie zaważyły, iż ta moja opinia
uznała za prawdę to co tu opisuję, (c) co stwierdza ta moja
prywatna opinia, oraz (d) co ona implikuje iż może nastąpić
w przyszłości.
Wszystko o czym informuje niniejszy punkt zaczęło
się jeszcze w 1985 roku od mojego opracowania
nadal jedynej na świecie faktycznej
Teorii Wszystkiego zwanej
"Koncept Dipolarnej Grawitacji".
Teoria ta pozwoliła mi bowiem m.in. na opracowanie
aż całego szeregu formalnych dowodów naukowych,
potwierdzających iż Bóg
istnieje - na przekór tego co na temat Boga
kłamliwie wmawia nam "oficjalna nauka ateistyczna" (po opisy
tych formalnych dowodów patrz punkty #G2 i #G3 ze strony
god_proof_pl.htm).
Jak zaś doskonale wyraża to znane powiedzenie
powszechnie powtarzane przez naukowców
Politechniki Wrocławskiej w latach 1970 do
1982 (tj. w latach kiedy i ja byłem zatrudniony
na owej wówczas prawdopodobnie najlepszej uczelni
technicznej świata): "w
wyniki teoretycznych badań i teorii nikt NIE
wierzy - za wyjątkiem ich autora, zaś w wyniki
eksperymentalnych badań wierzą wszyscy - za
wyjątkiem ich autora", ja niezachwianie
ufam, że wyniki moich teoretycznych dowodów
na istnienie Boga są absolutną i niezbitą prawdą.
Ponadto uważam, że po ponad 30 latach nieustannego
natykania się też na cały ocean dowodów
empirycznych, że Bog jednak istnieje, do chwili
obecnej moja świadomość wzniosła się już na
poziom iż "wiem z całą pewnością, że Bóg
istnieje", zamiast tylko wierzyć w Jego istnienie
(wiedza zaś jest lepsza od wiary, bowiem zawsze
można przestać wierzyć, jednak nigdy NIE przestaje
się wiedzieć). Zamiast więc bezproduktywnie
marnować czas na dalsze sprawdzenia Jego istnienia,
ja od wielu już lat skupiam swe wysiłki na Jego ufnym,
przyjacielskim, naukowym, szczegółowym, sumiennym
i obiektywnym poznawaniu (w tym na poznawaniu metod
działania, narzędzi i możliwości Boga - po szczegóły patrz moja
monografia [12]).
Kolejna faza opisywanego tu procesu kształtowania
się mojej osobistej opinii w sprawie ilości ramion w rozgwiazdach,
to że będąc już od 1985 roku absolutnie pewnym istnienia
Boga, w środę dnia 2018/4/25 doświadczyłem na
petońskiej plaży zdarzenia o nadprzyrodzonych
cechach. Mianowicie, zamanifestował mi się tam wówczas
"gorejący krzew".
(Zdarzenie to szczegółowo opisałem i zilustrowałem
w punkcie #J3 swej strony o nazwie
petone_pl.htm, oraz
we wpisach numer #296 i #303 do blogów totalizmu.)
Jako naukowiec nawykły do analizowania wszystkiego
co widzi, w chwili kiedy najpierw ujrzałem ten ogromnie
jaskrawy, czerwony płomień wydobywający się z krzewu
wodorostu, dość sceptycznie uznałem go za "błędny
ognik" o jakiego cechach wiele słyszałem ze staropolskich
opisów folklorystycznych. Wszakże telepatycznie
usiłował on mnie wówczas nakłonić abym na niego
NIE zwracał żadnej uwagi i kontynuował swój spacer
w sposób niezakłócony - co było niemal niemożliwym
zważywszy jego bardzo silny czerwony blask i fascynujący
rytmiczny taniec. Później jednak odkryłem, że
w zgodzie z wersetami
3:1-5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia" miejsce
w którym taki "płonący krzew" komuś się
zamanifestował, najprawdopodobniej otrzymało od Boga
status miejsca "chrześcijańsko-świętego". Ponieważ
moje uprzednie naukowe sprawdzenia powtarzalnie
i bezspornie wykazywały, że każde słowo Biblii
wyraża prawdę i tylko prawdę, obecnie absolutnie
wierzę, oraz zdecydowanie postępuję w zgodzie tym swoim
wierzeniem, że miejsce na petońskiej plaży, które poprzednio
uważałem za typowe i niczym się NIE wyróżniające,
jednak w którym później celowo zamanifestowany
został dla mnie ów "płonący krzew", faktycznie jest
miejscem "chrześcijańsko świętym". To moje
głębokie wierzenie o nadaniu przez Boga statusu
świętego miejsca owemu fragmentowi petońskiej
plaży, jest też dodatkowo potwierdzone NIE tylko
przez liczne inne wersety Biblii (np. rozważ treść
wersetów: 17:20 i 21:21-22 "Mateusz", 11:23 "Marek",
17:6 "Łukasz") i przez metodę działania Boga jaką
ja sam odkryłem i szczegółowo opisałem, między
innymi, w punkcie #A2.2 swej strony internetowej o nazwie
totalizm_pl.htm,
czy w punkcie #F2 innej swej strony o nazwie
will_pl.htm,
ale także później potwierdziły mi je też liczne niezwykłe
zdarzenia jakich tam doświadczyłem począwszy od czasu
owej manifestacji "gorejącego krzewu". Od owego więc dnia
2018/4/25, kiedykolwiek tylko pogoda oraz okoliczności
na to mi pozwalają, wychodzę na spacer do owego miejsca,
aby badać i raportować w "części #J" swej strony
"petone_pl.htm" czy coś podobnie niezwykłego ponownie
tam się dzieje. Kilkakrotnie też i zwykle w nieprzewidywalny
dla siebie sposób, faktycznie zaobserowywałem tam
zdarzenia lub symbole, jakich na poziomie wiedzy
dzisiejszej "oficjalnej nauki ateistycznej" NIE daje się
racjonalnie wytłumaczyć. Kilka z nadających się do
opublikowania z takich zdarzeń i symboli opisałem
we wyżej wymienionym punkcie #J3, oraz w
załączonych do niego ilustracjach, ze strony
petone_pl.htm.
Z czasem też odnotowałem, że kiedykolwiek coś
"nietypowego" zaobserwowałem w owym miejscu,
lub w związku z owym miejscem, zawsze wyrażało
to sobą jakąś istotną wiadomość, przekaz, przesłanie,
wiedzę, nakaz, itp.
Kiedy też w środę, bo dnia 2019/1/16, ponownie wyszedłem
tam na spacer krótko po ustaniu silnych południowych wiatrów,
naprzeciwko miejsca swej uprzedniej obserwacji "płonącego
krzewu", na plaży leżało parę wyrzuconych przez morze, dosyć
powszechnie widywanych w NZ "rozgwiazd poduszkowych" zwanych
Patiriella Regularis.
Ich wygląd przypominał sześcioramienne, pulchne, miniaturowe
poduszki artystycznie powyszywane z jakiegoś szarego
materiału - dobre rozeznanie jak one wyglądały daje zdjęcie
"Fot. #B2d" poniżej. Ponieważ jednak ja NIE
interesuję się naukami biologicznymi, zaś uprzednio
kilkakrotnie widywałem już rozgwiazdy na plażach NZ,
ich widok NIE sprawił na mnie wrażenia oglądania
czegokolwiek "niezwykłego". Kontynuowałem więc
swój spacer wzdłuż brzegu morza bez wykonania
ich zdjęcia. Jednak wkrótce potem w moim umyśle
zwolna zaczęło narastać intrygujące zapytanie,
o cechach jakby czyjegoś podszeptu:
"skoro sześcioramienna izraelska
Gwiazda Dawida
oraz owe sześcioramienne rozgwiazdy bazują na tej
samej figurze geometrycznej, to czy bibilijny Dawid
(ten sam, który zabił Goliata) zaczerpnął natchnienie do
przyjęcia sześcioramiennej gwiazdy jako swojego 'herbu'
np. z powodu uprzedniego oglądania takich morskich
rozgwiazd?" Rozważając owo zapytanie
przez jakiś czas kontynuowałem swój spacer nie widząc
już żadnej innej rozgwiazdy - w owym dniu morze wyrzuciło
niewielką ich liczbę. Po jakimś jednak czasie natknąłem
się na inny odcinek plaży z wyrzuconymi kilkoma rozgwiazdami.
Jednak wszystkie one miały po pięć ramion. Mnie to zaszokowało,
bowiem byłem pewien, że te parę widzianych uprzednio koło
miejsca "płonącego krzewu" miało po sześć ramion - były więc
podobne do tej pokazanej na "Fot. #B2c" poniżej.
Coś mnie więc tknęło, że widząc najpierw parę rozgwiazd
z sześcioma ramionami, potem zaś więcej z pięcioma,
stanowi analogię do ujrzenia powiedzmy najpierw
paru ludzi z czterema rękami (tj. wyglądających jak
wieloręki Vishnu),
potem zaś więcej ludzi o dwóch rękach. Czyżbym więc
najpierw ujrzał jedynie ich sześcioramienne "mutacje",
zaś w tym następnym miejscu były powyrzucane przez
morze wyłącznie "normalne" ich wersje z pięcioma
ramionami? Z uprzednich doświadczeń wiedziałem już
bowiem, że cokolwiek "niezwykłego" odnotowałem
koło miejsca "gorejącego krzewu", zawsze zawierało
to w sobie jakąś bardzo istotną wiadomość. Ponadto
uświadomiłem też wówczas już sobie niezwykłość rozwoju
i przebiegu całego tego zdarzenia - przykładowo zaistnienia
jakby inteligentnych "podszeptów", które mądrze, stopniowo
i bez łamania mojej "wolnej woli" wiodły moją uwagę od
przypadkowej obserwacji sześcioramiennych rozgwiazd,
którymi wogóle się NIE interesowałem, do naukowego
pytania "dlaczego" i do zaindukowanej nim analizy
powodów zmian w liczbie ramion u tych rozgwiazd (dokonywanej
na przekór iż nauki biologiczne mnie NIE pasjonowały).
W dalszej części swego spaceru zacząłem więc poszukiwać
następnych rozgwiazd i dokładnie oglądać każdą z nich. Po
jakimś czasie odkryłem rozgwiazdę z czterema ramionami.
Natychmiast ją sfotografowałem po jej umieszczeniu obok
"normalnej" pięcioramiennej rozgwiazdy, która wyrzucona
została przez morze tuż przy niej - patrz "Fot. #B2a".
(Aby zobaczyć jak obie one wyglądają od spodniej strony
kliknij na niniejszy link do ich zdjęcia po odwróceniu.)
Kontynuując swój spacer i już uważnie przyglądając się plaży,
po jakimś czasie natknąłem się na siedmioramienną rozgwiazdę.
Natychmiast więc też wykonałem jej zdjęcie po jej umieszczeniu
obok innej już pięcioramiennej (normalnej) rozgwiazdy -
patrz "Fot. #B2b" poniżej. (Aby zobaczyć jak
obie one wyglądają od spodniej strony
kliknij na niniejszy link do ich zdjęcia po odwróceniu.)
Głównie jednak rozglądałem się za rozgwiazdą sześcioramienną,
bowiem bazując na swych uprzednich doświadczeniach
posądzałem, że (jak zwykle) kiedy po zawróceniu dojdę
ponownie do, moim zdaniem, świętego miejsca "płonącego
krzewu", tamtych paru dużych, symetrycznych, ładnie
wyglądających rozgwiazd z sześcioma ramionami, jakie
mi przypominały "Gwiazdy Dawita" a jakich zadaniem
najwyraźniej było późniejsze zaindukowanie mojej
ciekawości co do powodów zmian w liczbie ich ramion,
zapewne już tam wówczas NIE będzie - w czym wcale
się NIE pomyliłem. W drodze powrotnej bowiem w
tamtym miejscu plaży faktycznie NIE leżała już żadna
rozgwiazda. Po przebyciu sporej odległości dalszego spaceru
znalazłem na plaży też i sześcioramienną rozgwiazdę.
Chociaż NIE wyglądała ona tak okazale, symetrycznie
i podobnie do "Gwiazdy Dawida", jak owe piękne rozgwiazdy
widziane koło miejsca "gorejącego krzewu", ciągle
natychmiast ją sfotografowałem wraz z "normalną",
pięcioramienną rozgwiazdą, zaś jej zdjęcie pokazuję
poniżej jako "Fot. #B2c". (Aby zobaczyć
jak obie one wyglądają od spodniej strony
kliknij na niniejszy link do ich zdjęcia po odwróceniu.)
Po jej znalezieniu zawróciłem do domu. Owego
bowiem dnia morze wyrzuciło jedynie niewielką
liczbę rozgwiazd, aby więc kontynuować
znajdowanie i fotografowanie "nietypowych" ich wersji,
moje poszukiwania musiałyby trwać zbyt długo. Całe
szczęście, że owe rozgwiazdy siostrzane do "normalnie"
pięcioramiennych, jednak mające liczbę ramion inną
od pięciu, w owym dniu pojawiły się na petońskiej
plaży w relatywnie dużej proporcji - jaką ja szacowałbym
na bliską 10% całej wyrzuconej wówczas przez morze
ich populacji.
Chociaż następnego dnia 2019/1/17 ponownie
wyszedłem na spacer po tym samym odcinku petońskiej
plaży, rozgwiazd NIE dawało się już tam znajdować.
W dwa dni później, tj. 2018/1/18, podczas podobnego
spaceru, też przez większość swej drogi NIE odnotowałem
na plaży żadnej rozgwiazdy. Jednak pod koniec spaceru,
tuż przed zawróceniem do domu, natknąłem się na około
10-metrowej długości zwał gnijących trocin wyrzuconych
na plażę przez fale i wymieszanych z wodorostami.
Niezwykłością tego krótkiego zwału było, że owego dnia
był to jedyny zwał trocin jaki wyrzucony został na petońską
plażę - podczas gdy typowo, jeśli kierunek wiatru i fal powoduje
już ich wyrzucenie, wówczas zwały te zwykle rozciągają
się na całą długość odcinka plaży po której ja spaceruję.
Wplątane w te gnijące trociny było kilkadziesiąt, a może
nawet ponad 100, rozgwiazd - co też stanowi niezwykłość.
Wszakże zwały takich zgniłych trocin widuję relatywnie
często, jednak nigdy uprzednio NIE widziałem wplątanych
w nie rozgwiazd. Postanowiłem, że sprawdzę czy da się
wśród nich znaleźć też rozgwiazdy odmienne niż "normalne"
pięcioramienne - chociaż wymagało to rozgrzebywania
gnijących trocin i odrębnego sprawdzania każdej ze
znalezionych w taki sposób rozgwiazd. Szybko też
znalazłem aż 9 z nich o odmiennej niż 5 liczbie ramion.
Po opłukaniu ich w wodzie i ułożeniu na czystrzym
fragmencie plaży, wykonałem ich zdjęcie jakie pokazuję
poniżej jako "Fot. #B2d". Ze zdjęcia tego
wyraźnie widać, dlaczego podczas pierwszego ujrzenia
dwa dni wcześniej rozgwiazd o 6 ramionach, tak dziwnie
uderzyło mnie (i zainspirowało do badań) ich geometryczne
podobieństwo do izraelskiej "Gwiazdy Dawida".
Warto tu dodać, że w miasteczku Petone zamieszkuję od
2001 roku, wychodząc na spacery po jego plaży każdego
dnia kiedy tylko pogoda dopisuje zaś moje okoliczności na
to pozwalają. Tymczasem omawiane w niniejszym punkcie
#B1.1 dwa przypadki były jedynymi kiedy widziałem tam
rozgwiazdy wyrzucone na plażę przez fale. Najwyraźniej
liczba tych stworzonek w przy-petońskiej zatoce morskiej
jest wyjątkowo mała, a być może nawet bliska wymarcia.
Zapewne tylko jakieś rytuały rozgwiazd (np. rozrodcze),
w tym wyjątkowym przypadku mające miejsce właśnie
w dniach kiedy wiał wymagany do takiego wyrzucenia
ich na plażę wiatr południowy, spowodowały iż jedynie
w owe dwa dni kilka nielicznych rozgwiazd zostało wyrzuconych
w miejscach gdzie je znalazłem. Moje uprzednie natknięcia
się na te żyjątka zawsze następowały na NZ plażach innych
niż petońska i skierowanych ku otwartemu morzu oraz
położonych w obszarach gdzie w pobliżu NIE było
żadnego większego miasta.
Po przemyśleniu wszystkich tych trudnych do naukowego
lub ateistycznego wyjaśnienia zdarzeń "inteligentnie
prowadzących mnie ku konkretnemu celowi", wierzę iż musiał
zaistnieć bardzo ważny powód dla którego owe stworzonka
były mi ukazane w bardzo mądrze zaprojektowany sposób,
jaki NIE łamał mojej "wolnej woli", za to zainicjował moją
chęć poznania prawdy, a także skierował moją uwagę na
związek i współzależność pomiędzy ilością ramion u rozgwiazd
oraz poziomem zanieczyszczeń wody. Następnego dnia
podjąłem więc intensywne badania tej sprawy. Wszakże
gdyby powodem była opcja (2) z pierwszego paragrafu
tej strony, tj. chorobliwe "mutowanie się" rozgwiazd z powodu
jakichś zanieczyszczeń obecnych w wodzie, wówczas to
co do dzisiaj tak efektywnie pokonało wrodzoną odporność
raczej prymitywnych organizmów rozgwiazd, za jakiś
czas może też pokonać odporność lepiej zaprojektowanych
organizmów ludzi. Ponieważ jednak nauki biologiczne
NIE stanowią przedmiotu mojego zainteresowania,
w tych badaniach zmuszony jestem opierać się na
obserwacjach i publikacjach innych badaczy.
Niestety, szybko się okazało, że inni badacze NIE są
aż tak precyzyjni w swych publikacjach jak ustalenie
prawdy w niniejszej sprawie tego by wymagało - jeśli
czytelnik mi NIE wierzy, proponuję mu poszukać np.
w internecie danych informujących "kiedy po raz pierwszy"
(daty) i precyzyjnie w jakich obszarach Ziemi zaobserwowano
rozgwiazdy, które "normalnie" mają pięć ramion, jednak
tam posiadają też inne niż pięć liczby ramion. Faktycznie to
autorzy dzisiejszych publikacji internetowych o rozgwiazdach
ogromnie rzadko przytaczają jakąkolwiek datę, zaś
niemal nigdy np. daty założenia danej strony. Rzadko
też ujawniają dokładne miejsca i daty dokonywania
swoich znalezisk oraz dokumentują te znaleziska zdjęciami.
Tymczasem poznanie powyższych dat, lokacji i danych
byłoby niezbędne aby ustalić "jak" z upływem lat zmieniała
się liczba ramion u rozgwiazd żyjących w poszczególnych
obszarach globu, zaś znając rodzaje i intensywności
panujące tam zanieczyszczeń na jakie rozgwiazdy te
były wyeksponowanymi, ustalić też "czy" lub "jak"
owa liczba ramion zmieniała się w miarę postępu
zanieczyszczania i zatruwania ich naturalnego środowiska.
W już przeglądniętych publikacjach uderzyło mnie też,
że ich autorzy praktykują dominującą obecną naukę
i wysoce szkodliwą dla postępu zasadę aby się
"NIE wychylać" - tj. zasadę która m.in. spowodowała,
że aż do czasu kiedy w 2017 roku w
youtube.com
pojawiły się liczne widea dokumentujące istnienie doskonale
działającego silnika "perpetuum mobile" zwanego "Koło
Bhaskara", a wynalezionego w Indiach jeszcze w 1150
roku, zawodowi naukowcy krzykliwie się wymądrzali iż
jakoby istnieją "prawa termodynamiki", które powodują
iż urządzeń "perpetuum mobile" NIE daje się zbudować
(na szczęście dla całej ludzkości coraz mniej ludzi uwierzyło
w te ich kłamliwe obwieszczenia). W imię też tej samej
zasady, dzisiejsi zawodowi naukowcy ulegają naciskom
swoich kolegów, przełożonych i recenzentów ich opracowań,
a także oficjalnym doktrynom i stwierdzeniom swych
instytucji i innych sławnych naukowców, aby w przypadkach
kiedy otaczająca nas rzeczywistość jest sprzeczna z owymi
doktrynami, stwierdzeniami i naciskami, raczej szerzyć
kłamstwa zupełnie przeciwstawne do prawdy, niż ryzykować
prześladowania za stwierdzanie tego co rzeczywistość nam
ujawnia. To zapewne dlatego też odnotowałem, że badacze
piszący o rozgwiazdach usilnie unikają w swych publikacjach
zadawania tych najbardziej istotnych pytań, w rodzaju
"dlaczego?", "jak", "skąd", "co to implikuje",
itp., a także unikają prób udzielania odpowiedzi na owe
pytania. Ich publikacje są tak napisane, jakby było już
absolutnie pewnym iż wariacje w liczbie ramion u
rozgwiazd były czymś "naturalnym" i zupełnie NIE
mającym związku z zanieczyszczaniem naturalnego
środowiska tych stworzonek. Chociaż więc zarabiane
na życie tych naukowców poprzez kontynuowanie
pracy w instytucjach "oficjalnej nauki ateistycznej"
siłą wmusza im postawy ateistów, jacy bez względu
na prawdziwe swoje wierzenia wszystko muszą
wyjaśniać "przypadkową ewolucją", faktycznie to
naukowe stanowisko autorów owych publikacji reprezentuje
opcję (1) z obu możliwości rozważanych na początku
niniejszego punktu #B1.1 - tyle że Bóg z owej opcji
(1) zastąpiony przez nich został ową "przypadkową
ewolucją". (Być może, iż powodem takiego nawyku
"NIE wychylania się" u obecnych zawodowych naukowców
jest też nadwrażliwość decydentów nauki i ludzi przy
władzy spowodowana "hałasem telepatycznym"
dzisiejszej ery "neo-średniowiecza". Decydenci ci
mogą się bowiem bać, że poznanie prawdy mogłoby
implikować kto jest odpowiedzialny za zaszłą sytuację -
to przecież zapewne właśnie dlatego rodzący się bez
palców, kończyn, lub poszkodowani w jakikolwiek
inny sposób potomkowie osób wystawionych np.
na jakieś skażenie typu radioaktywność, albo osób
wystawionych na jakąś truciznę rządowo i oficjalnie
zatwierdzoną do powszechnego użycia, albo żołnierzy
rozsiewających "Orange Agent", itp., mają poważne
trudności z uzyskiwaniem np. odszkodowań za
czyjeś spowodowanie ichniego kalectwa.) W sumie,
aby dojść do jakichkolwiek stwierdzających prawdę
wyników uwzględniających też możliwość faktycznego
działania opcji (2) z pierwszego paragrafu tego punktu
#B1.1, swe badania będę zapewne musiał prowadzić
przez dłuższy czas, konfrontując empirykę z naukowymi
publikacjami oraz wyszukując generalne trendy
poukrywane w treściach dużej liczby owych publikacji,
a ponadto muszę się przygotować, że moje poszukiwania
prawdy w imię dobra bliźnich ponownie spotkają się
z krzykliwą krytyką, a być może i prześladowaniami.
Z generalnych trendów jakie już rzuciły mi się w oczy
po przewertowaniu sporej liczby dostępnych w internecie
publikacji na temat liczby ramion w poszczególnych
gatunkach rozgwiazd, najważniejsze ja sformułowałbym
następującymi słowami (trendów tych bowiem żaden
inny naukowiec narazie NIE odważył się ubrać w słowa):
(1) Rozgwiazdy pięcioramienne, typowo
żyjące w obszarach globu, gdzie wody nadal są
relatywnie czyste i nieskażone przez ludzi,
przykładowo w wodach Antarktydy, równika, przy
wybrzeżach Afryki i Ameryki Południowej, itp.,
"normalnie" NIE mają raportowanej w dzisiejszych
publikacjach wersji o innej niż pięć ramion. To zaś
dla mnie stanowi naukową przesłankę, stwierdzającą
że stwarzając te żyjątka Bóg celowo zaprojektował
ich organizmy jako wysoce podatne na "mutowanie
się" tylko pod wpływem jakiegoś rodzaju nieczystości
wody w jakiej one żyją, aby w ten sposób posłużyły ludziom
jako "organizmy wczesnego alarmowania" - które wizualnie
będą ostrzegały ludzi jakie następstwa im grożą za
bezrozumne produkowanie zanieczyszczeń
wyniszczających naturalne środowisko.
(2) Rozgwiazdy pięcioramienne, typowo
żyjące w obszarach globu, gdzie przybrzeżne wody
są już silnie zanieczyszczone przez ludzi, przykładowo
w wodach Północno-Wschodniej Azji, Północnej Ameryki
i Europy, Australii i Nowej Zelandii, niezależnie od
swej "normalnej" wersji pięcioramiennej, typowo
mają też już wersje czteroramienne i sześcioramienne.
(Ich wersji siedmioramiennych publikacje datowane
przed 2010 rokiem narazie NIE zdają się masowo
odnotowywać ani raportować.) Ten trend może być
źródłem kolejnej naukowej przesłanki, że czynnikiem
jaki zapewne powoduje "mutowanie się" rozgwiazd
są jakieś zanieczyszczenia generowane przez ludzi,
a NIE przez naturę, oraz że ów czynnik wytwarzany
jest przez ludzki przemysł. Wszakże skoro np. wyrastanie
pszczół na wyraźnie różniące się od siebie matki, trutnie
i robotnice zależy od tego jaki rodzaj pokarmu zjadają
ich larwy, gdyby czynnik powodujący mutacje rozgwiazd
był czymś naturalnym i niemal od zawsze obecnym
w wodach mórz jakie już przez tysiące "ludzkich lat"
połączone są ze sobą oraz nieustająco mieszane
prądami morskimi, wówczas mutacje te byłyby
widoczne w każdym miejscu Ziemi.
(3) Istnieją też żyjątka również zwane
"rozgwiazdami", w których "normalna" liczba ramion
zawsze jest wyższa od pięciu. Ich przykładem
może być "Morning sun star" (Solaster Dawsoni),
żyjąca w Północnym Pacyfiku, przy wybrzeżach
Japonii, Rosji, Alaski i Zachodnich Stanów Zjednoczonych,
a raportowana jako mająca liczby ramion od 8 do 16.
(Publikacji raportującej jaką liczbę ramion miały one
przed nastaniem "ery nuklearnej" NIE udalo mi się
znaleźć.) Udzielającą odpowiedzi na sporo pytań
ciekawostką tych wieloramiennych rozgwiazd jest,
iż nasilone liczby ich nieznanych wcześniej gatunków
odnotowano przy wylotach z podwodnych ujść gorącej
wody wulkanicznej bogatej w najróżniejsze chemikalia -
w tym w wiele chemikalii silnie trujących. Ten
kolejny trend można więc uważać za źródło jeszcze jednej
naukowej przesłanki, mianowicie że czynnikiem jaki
powoduje "mutowanie się" rozgwiazd "Patiriella Regularis"
prawdopodobnie są jakieś chemikalia fabrycznie
wytwarzane przez ludzi i od dłuższego już czasu
dostające się (odprowadzane) do morza
(jak przykładowo fluor).
Z kolei ów fakt, iż mogą to być takie długo używane
przez ludzi chemikalia, ukrywa w sobie poważne
niebezpieczeństwo. Ich długotrwałe używanie przez
ludzi oznacza bowiem, że także ciała ludzi są wystawione
na ich działanie przez długi czas, a stąd ich akumulacja
w ludzkich tkankach może być już bliska "progowego
nasycenia" - co u ludzkości wkrótce może zacząć
powodować te same następstwa jak u rozgwiazd.
Na obecnym więc etapie swych badań i prób odpowiedzi
na pytanie "dlaczego?", publikacje jakie przeanalizowałem
pod względem ujawnianych nimi ogólnych trendów,
stopniowo ukształtowały u mnie prywatną opinię (ale
jeszcze NIE pewność), że z obu opcji jakie sformułowałem
w pierwszym paragrafie tego punktu #B1.1, prawdę
wyraża opcja (2) - mianowicie iż zatruć i zanieczyszczeń
naturalnego środowiska NIE wolno nam ignorować lub
odrzucać jako możliwego powodu dla pojawiania się na
Ziemi wieloramiennych rozgwiazd, zaś ich "mutowania"
się, jako możliwego mechanizmu zmiany ich naturalnej
liczby ramion. Wszakże stwarzając rozgwiazdy, jednym
z dalekowzrocznych celów jaki Bóg mógł nadać ich życiu,
mogło stanowić ich posłużenie jako rodzaj pierwszego i
wysoce czułego "sygnału alarmowego", który
obrazowo zilustruje co się zacznie dziać i przytrafiać
ludziom, jeśli wiedziona zachłannością ludzkość NIE
zaprzestanie zanieczyszczania i zatruwania swego
naturalnego środowiska.
Co ciekawsze, jeśli rozważy się owe cechy inteligentnego
jakby "prowadzenia" mnie do zainteresowania się
sprawą związku pomiędzy liczbą ramion u rozgwiazd,
a poziomem zanieczyszczenia i zatrucia ich naturalnego
środowiska i do napisania niniejszego raportu, wolno
też stwierdzić, że jakaś moc usilnie stara się zwrócić
moją uwagę na ów związek bez łamania czyjejkolwiek
"wolnej woli", ostrzega o jego następstwach, a nawet
daje nam symboliczne wskazówki "poprzez co" oraz
"dlaczego" związek ten objawia się jako "mutacje".
Powyższe obserwacje dobrze korespondują z rosnącą
liczbą zjawisk jakie też wolno jest interpretować jako
wyniki "mutacji" innych żywych organizmów. Ich
przykłady opisałem, między innymi, w punkcie
#T7 i na "Fot. #T1" ze swej strony o nazwie
solar_pl.htm,
oraz w punkcie #F5 ze swej innej strony o nazwie
cooking_pl.htm.
Ponadto warto tu nadmienić, że moje uprzednie
doświadczenia zdają się postulować, iż wyraźnie
widoczne efekty ponadprogowego poziomu zatrucia
naturalnego środowiska zaczęły być odnotowywalne
"dla" i "u" ludzi dopiero począwszy od około lat
1990-tych, chociaż ich działanie na organizmy żywe
trwa już od około dwóch wieków. Przykładowo,
trwające do dzisiaj masowe zanieczyszczanie
naturalnego środowiska na południowej półkuli
Ziemi zaczęło się już z chwilą podjęcia wielkoskalowej
emigracji Europejczyków do owego obszaru,
czyli już na początku 19 wieku (na północnej
zaś półkuli jeszcze wcześniej). Nasilenie czynników,
które mogą powodować mutacje, nieustannie więc
wzrasta w naturalnym środowisku - NIE znamy
zaś czasu kiedy przekroczy ono wartość progową
pokonującą odporność organizmów ludzi. Ponadto,
kiedy efekty te stały się już wyraźnie odnotowalne
"dla" i "u" ludzi, nadal NIE stało się klarowne ani
zbadane "co" ani "kto" efekty te powoduje. Ponieważ
zaś większość obecnie dostępnych publikacji
poświęconych np. rozgwiazdom powstała
już po owych latach 1990-tych, teraz będzie
ogromnie trudno bezspornie udowodnić, że
np. odmienne od 5 liczby ramion u rozgwiazd
NIE są "naturalnymi" zjawiskami, a są efektami
chorobliwych "mutacji" zaindukowanych przez bezmyślne
postępowania zachłannych ludzi. Bez zaś tegoż udowodnienia,
nawyk posiadania "dowodów" spowoduje, że żadne
działania zapobiegawcze zapewne NIE będą
podjęte. Stąd istnieje spore niebezpieczeństwo,
że jeśli z upływem czasu ludzie zaczną masowo
dzielić losy owych rozgwiazd, wówczas będzie
już za późno aby sytuację naprawić.
Najwyższy więc czas, aby zacząć badania tych
spraw od zaraz, zanim nasi potomkowie zaczną
masowo się rodzić bez kończyn lub palców,
albo z dodatkowymi kończynami czy palcami -
formując np. ludzkie mutacje, które
wyglądem będą przypominały Vishnu.
Fot. #B2abcd: Ignorowane dotychczas przez
oficjalną naukę zmiany liczb ramion w siostrzanych
rozgwiazdach z petońskiej plaży -
czy oznaczają one: (1) manifestację szerokich możliwości
boskiego stwarzania "bardzo dobrych" żyjątek, czy też
(2) oznakę postępów w ich chorobliwym "mutowaniu się"
spowodowanym np. narastaniem zanieczyszczania
naturalnego środowiska przemysłowymi truciznami?
Po lewej stronie każdego z poniższych zdjęć (a) do
(c), a także w centrum zdjęcia (d), pokazałem
z pewnością stworzoną przez Boga i opisywaną
w Biblii jako "bardzo dobra" wersję "normalną"
pięcioramiennej "rozgwiazdy poduszkowej"
najpowszechniej występującą w morzach NZ
i znaną pod nazwą "Patiriella Regularis".
Pozostałe zaś rozgwiazdy z poniższych zdjęć,
to być może tylko jej później powypaczane
wersje siostrzane, czyli chorobliwe "mutacje",
o 4, 6 i 7 ramionach. Rozgwiazdy o 6 ramionach
zobaczyłem najpierw, chociaż początkowo
zbagatelizowałem ich niezwykłość i ich nie
sfotografowałem. To ich wygląd najpierw
skojarzył mi się z izraelską "Gwiazdą Dawida"
jaką swą geometrią przypominały. Potem
stopniowo pobudził podobne zapytania, jak
np. widok osób rodzących się z 6 palcami
lub zupełnie bez palców. Niniejszą ilustrację
krótko streszczam też w podpisie pod
"Fot. #J3g" z innej mojej strony o nazwie
petone_pl.htm.
Aby skrócić czas ładowania się niniejszej strony,
tylko dwie najbardziej kluczowe z poniższych
fotografii pokazuję tu automatycznie już na
etapie ładowania tej strony. Pozostałe fotografie
można sobie oglądnąć klikając na ich zielone linki.
(Aby wybrane zdjęcie zobaczyć w powiększeniu,
też trzeba na nie kliknąć.)
Fot. #B2a: Rozgwiazda "Patiriella Regularis" o 4 ramionach.
Znalazłem ją na petońskiej plaży dnia 2019/1/16
w okolicznościach opisanych powyżej w #B1.1.
Po jej lewej stronie pokazałem znalezioną tuż przy
niej "normalną" dla jej gatunku rozgwiazdę o 5
ramionach (jeśli oba
te stworzenia zeszły się razem w celach rozrodczych,
wówczas ich potomstwo też zapewne będzie już
mutantami). Aby zobaczyć jak obie
te rozgwiazdy wyglądają od spodniej strony -
kliknij na niniejszy link do zdjęcia pokazującego je po odwróceniu.
Podczas spaceru po petońskiej plaży w dniu 2019/1/16,
aż parę pięknych, wyglądających jak Gwiazdy Dawida,
sześcioramiennych rozgwiazd, jakie później zaindukowały
moją ciekawość, wyrzuconych zostało przez morze
na plażę koło miejsca w którym dnia 2018/4/25
obserwowałem "gorejący krzew" i stąd o
którym silnie wierzę, oraz postępuję zgodnie z tym
wierzeniem, iż jest to miejsce
"chrześcijańsko-święte". Ponieważ
przy miejscu tym obserwowałem też sporo innych
zdarzeń, dla jakich dzisiejsza "oficjalna nauka
ateistyczna" NIE ma wytłumaczenia, a jakie zawsze
kryły w sobie jakiś istotny przekaz symboliczny,
spacerując po owej plaży zwolna coś mnie nakłoniło
abym zaczął uważnie przyglądać się wyrzuconym
tam rozgwiazdom. W rezultacie, na owej plaży
odnotowałem wówczas, że "normalna" wersja
tych rozgwiazd posiada 5 ramion. Jednak znalazłem
też, poczym sfotografowałem, ich wersje czy mutacje,
o czterech, siedmiu, oraz sześciu ramionach. Natychmiast
zaindukowało to u mnie pytanie "dlaczego"
siostrzane rozgwiazdy rodzą się z tak odmiennymi liczbami
ramion, oraz czy jest to "naturalne" i od wieków widywane
w rozgwiazdach ze wszystkich rejonów świata, czy też
raczej stanowi chorobliwe "mutacje" od relatywnie niedawna
powodowane przemysłowymi truciznami?
Fot. #B2b: Rozgwiazda "Patiriella Regularis" o 7 ramionach - kliknij na niniejszy zielony link aby sobie ją oglądnąć.
Ją także znalazłem na petońskiej plaży dnia 2019/1/16
w okolicznościach opisanych powyżej w #B1.1. Po
jej lewej stronie dla porównania pokazałem też "normalną"
dla jej gatunku rozgwiazdę o 5 ramionach znalezioną
tuż przy niej. Aby zobaczyć jak obie niniejsze rozgwiazdy
o 5 i 7 ramionach wyglądają od spodniej strony -
kliknij na niniejszy link do zdjęcia pokazującego je po odwróceniu.
Podobną rozgwiazdę, też o 7-ramionach, znalazłem w dwa
dni później. Można ją oglądnąć na fotografii z "Fot. #B2d"
poniżej, gdzie jest pokazana w centrum najniższego rzędu.
Sporo refleksji może budzić fakt, że z mojego dotychczasowego
przeglądu literatury dostępnej w internecie zdaje się wynikać,
iż normalnie 5-ramienne rozgwiazdy NIE pojawiają się
w wersji czy w mutacji o siedmiu-ramionach, jeśli woda
w której one żyją odznacza się dużą (naturalną) czystością.
Fot. #B2c: Rozgwiazda "Patiriella Regularis" o 6 ramionach - kliknij na niniejszy zielony link aby sobie ją oglądnąć.
Również i tą sześcioramienną rozgwiazdę znalazłem i
sfotografowałem na petońskiej plaży dnia 2019/1/16
w okolicznościach opisanych powyżej w #B1.1
(po jej lewej stronie pokazałem też "normalną" dla jej
gatunku towarzyszącą jej rozgwiazdę o 5 ramionach).
Aby zobaczyć jak obie niniejsze rozgwiazdy o
5 i 6 ramionach wyglądają od spodniej strony -
kliknij na niniejszy link do zdjęcia pokazującego je po odwróceniu.
Aż 8 podobnych rozgwiazd, też o 6-ramionach
i wyglądających jak miniaturowe poduszki o kształcie
Gwiazdy Dawida, znalazłem na petońskiej plaży
w dwa dni później, zaś ich fotografię można oglądnąć
na "Fot. #B2d" poniżej.
Fot. #B2d: Rozgwiazdy "Patiriella Regularis" o 5, 6 i 7 ramionach.
Te znalazłem zaplątane w krótkim, bo tylko około
10-metrowym, zwale gnijących trocin tartakowych
jakie słaby wiatr południowy wyrzucił na petońską
plażę w dniu 2018/1/18 - tj. w dwa dni po pokazanych
uprzednio rozgwiazdach z części (a) do (c) niniejszej
ilustracji. Po ich omyciu i ułożeniu na czystrzym
kawałku petońskiej plaży wykonałem im powyższą
fotografię. Pokazuje ona 8 rozgwiazd 6-ramiennych
i 1 rozgwiazdę 7-ramienną, zaś dla porównania
także 1 "normalną" i najczęściej znajdowaną
rozgwiazdę 5-ramienną (tą w samym centrum).
Rozgwiazdy 4-ramiennej w owym dniu NIE znalazłem -
co oznacza, że zapewne są one liczebnie najrzadsze.
Powyższa fotografia doskonale ilustruje, jak bardzo
rozgwiazdy 6-ramienne są podobne do izraelskiej
Gwiazdy Dawida -
co oryginalnie pobudziło moje zainteresowanie
wyglądem owych stworzeń, poczym inteligentnie
i bez łamania czyjejkolwiek "wolnej woli" pokierowało
mnie do przebadania możliwości "mutowania się"
ich wyglądu powodowanego generowanymi przez
ludzi zanieczyszczeniami wody (tak jak wyjaśniam
to w punkcie #B1.1 powyżej).
#B2.
Szybko nadchodzi też śmiertelny kryzys wymierania ludzkości,
kiedy każdego mieszkańca Ziemi czeka walka o przeżycie:
Kryzys ten i wymieranie ludzkości opisują m.in. liczne przepowiednie -
np. te spisane w punkcie #H1 z mojej strony internetowej o nazwie
przepowiednie.htm,
zaś podsumowane w punkcie #T3 niniejszej strony.
Staropolska przepowiednia na jego temat wyjaśnia,
że będzie on powodem aż tak dużego wyludnienia
naszej planety, iż "człowiek będzie całował
ziemię jeśli zobaczy na niej ślady innego
człowieka". Informacje o nim są również
wkodowane w Biblię - patrz punkt #T1 tej strony.
Zapowiada go nawet coraz więcej naukowców -
chociaż niewiele potem oni czynią aby obronić
ludzkość przed jego nadejściem, czy aby poprawnie
wskazać, jak zwykli ludzie mogą próbować go
przetrwać.
W walce zaś o przeżycie, jaka czeka każdego po
nadejściu tego kryzysu, wysoce pomocnymi (jeśli
NIE krytycznymi) okaże się sporo umiejętności, jakie
dzisiejsi ludzie już utracili, jednak jakie ja odtwarzam
i opisuję na swoich stronach internetowych. Jedną
z nich będzie zapewne umiejętność pozyskiwania
niezatrutej wody pitnej - jaką stopniowo będę
wypracowywał i opisywał na niniejszej stronie.
Inną będzie umiejętność generowania elektryczności
słonecznej - opisywana na mojej stronie o nazwie
solar_pl.htm.
Jeszcze inne opisuję na kolejnych swych stronach,
np. tych o nazwach
healing_pl.htm,
fruit_pl.htm,
plague_pl.htm, czy
cooking_pl.htm.
#B3.
Dlaczego dla własnego dobra NIE powinno się wierzyć w
zapewnienia zawodowych naukowców i polityków, że ilości chemicznych
trucizn dopuszczanych w wodzie pitnej są na bezpiecznym poziomie:
Motto:
"Co opętało większość dzisiejszych ludzi, że bez żadnych skrupułów
wdrażają szatańską zasadę 'a po mnie to choćby i koniec świata' ".
Nie będę tutaj już wytykał ani coraz liczniejszych
kłamstw dzisiejszej oficjalnej nauki, ani owej
mnogości kłamstw wielu dzisiejszych polityków.
Wszakże powytykałem je na wielu innych swoich stronach
linkowanych hasłami pozestawianymi m.in. ze strony o nazwie
skorowidz.htm.
Przypomnę tu jedynie: (1) że podręczniki naukowe niemal
corocznie muszą być zmieniane, jakoby z powodu "postępu
wiedzy" (a faktycznie z powodu ujawnienia ich poprzednich
stwierdzeń jako kłamstw), (2) że oficjalna nauka nadal NIE
uznaje istnienia Boga - chociaż od lat jest już publikowany
mój nadal przez nikogo NIE obalony
formalny dowód naukowy, iż Bóg istnieje,
(3) że naukowcy ciągle naiwnie wierzą i nam wmawiają
tzw. "naturalną ewolucję" oraz zaistnienie
"wielkiego Bangu"
jakoby powodującego rozszerzanie się wszechświata -
na przekór iż w punkcie #D4 mojej strony
dipolar_gravity_pl.htm,
wyjaśnione zostało szczegółowo dlaczego dipolarny wszechświat
NIE mógłby się rozszerzać ani kurczyć, ponieważ wypełniająca
go "przeciw-materia" zmieniałaby wówczas swoją gęstość
rozregulowując tym parametry wszechświata jakie pozmieniałyby
prawa naszego świata fizycznego i uniemożliwiłyby kontynuację
życia, oraz przypomnę tu też, (4) że według oficjalnej nauki jakoby
istnieje rozbieżność pomiędzy wiekiem ludzkości opisanym w
Biblii jako wynoszącym tylko około 6000 "ludzkich lat"
(tj. jednostek zwanych "lata" naliczanych jednak według tzw.
"nawracalnego czasu softwarowego" - w jakim starzeją
się ludzie), a wiekiem naszego świata fizycznego wyrażanym
miliardami i milionami "lat atomów i nieożywionej materii"
(tj. innych jednostek też zwanych "lata", jednak mierzonych już
w tzw. "nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata") -
na przekór tego co o zgodności szacowania obu tych datowań
odmiennymi jednostkami upływu czasu wyjaśnia np.
podpis pod "Tabelą #A1" z mojej strony o nazwie
humanity_pl.htm.
Do jakiego zaś stopnia można liczyć na prawdę słów
polityków, wiemy to np. z tzw. "obietnic przedwyborczych".
W zapewnieniach i obietnicach zarówno naukowców
jak i polityków, kłamiących iż poustanawiane oficjalnymi
normami poziomy zanieczyszczeń pitnej wody są jakoby
"bezpieczne" kryje się wiele błędów rozumowania i
ignorancji. Poniżej wypunktuję najważniejsze z nich.
Oto one:
1.
Nieuwzględnianie faktu, iż wiele trujących substancji
ma zdolność do akumulowania się w żywych organizmach.
Stąd np. długoletnie picie nieznacznie zatrutej czymś
wody spowoduje, że po pewnym czasie poziom tej
trucizny przekroczy określoną wartość progową jaka
wyzwoli reakcję chorobową - której potem NIE da się
już wyleczyć.
2.
Efekty trujących działań kilku odmiennych substancji na
dany organizm, spełniają "zasadę superpozycji" (tj. wzajemnego
wektorowego dodawania się do siebie). Innymi słowy,
jeśli zażyjemy trochę trucizny o składzie A, plus trochę
trucizn o składach B, C, D, itp., wówczas nasz organizm
wcale NIE reaguje na każdą z nich oddzielnie, a reaguje
tak jakby został zatruty wektorowo-sumaryczną porcją
chemicznie kompleksowej trucizny o złożonym składzie
ABCDitp. Działanie owej "zasady superpozycji" doskonale
ilustruje przypadek wytrucia krokodyli w Parku Narodowym
"Kruger" z Południowej Afryki, którego opis w sierpniu 2017
roku można było znaleźć na stronie internetowej
sekrety-zdrowia.org/zaczniemy-masowo-wymierac/ -
gdzie raportowany on był słowami, cytuję:
"W w Afryce Południowej Parku Narodowym Krugera
zaczęły masowo chorować i wymierać krokodyle. Po wykonaniu
badań środowiskowych okazało się, że poziom poszczególnych
toksycznych substancji nie był wyższy niż dopuszczalne normy,
a jednak ich kumulacja spowodowała opłakane skutki.
To samo może być z człowiekiem." Następstwa tej samej "zasady superpozycji" dokumentuje
też działanie równoczesnego zażywania kilku odmiennych
dzisiejszych lekarstw. Wszakże sumaryczny efekt np.
najróżniejszych tabletek zażywanych równocześnie
typowo bowiem również dodaje się do siebie.
3.
Niemal wszystkie wartości opisywane normami rządowymi,
z reguły są albo "wzięte z sufitu", albo też wynikają z badań
nastawionych na obserwację natychmiastowych skutków.
Praktycznie zaś w rzeczywistym życiu liczy się długoterminowe
działanie trujących substancji - jakiego nauka ani NIE chce
jeszcze badać, ani narazie NIE jest wystarczająco kompetentna
aby je właściwie badać, zaś jakiego politycy NIE są w stanie
przewidzieć.
* * *
W czasach kiedy spisywałem niniejszą stronę,
w kraju mego zamieszkania właśnie odbywały
się kampanie wyborów do parlamentu. W tych
kampaniach mnie najbardziej szokowało jak
ogromne sumy politycy są gotowi zadeklarować
na niezbyt dalekowzroczne wydatki jakich niemal
jedynym celem jest przypodobanie się niektórym
wyborcom (a stąd zwiększenie swych szans wygrania wyborów),
w rodzaju wprowadzenia w szkołach podstawowych
obowiązkowego nauczania praktycznie martwego
już języka maoryskiego. Za to niemal nic politycy
ci NIE są gotowi uczynić aby ratować swój kraj
przed kompletnym wytruciem w nim wszelkiego
życia. Tymczasem jeśli takie nastawienia do
natury i do jej trucia będą dalej kontynuowane,
wówczas kraj, który niedawno był mlekiem i miodem
płynący, jeszcze za życia wielu obecnych jego
mieszkańców zamieni się w nieużytek i chemiczne
śmietnisko, równie zatrute i wyniszczające wszelkie
życie, jak niektóre miejsca eksplozji broni jądrowej,
stąd wytruwające i uśmierające wszelkie organizmy
żywe, w tym ludzi, jacy na nim się znajdą.
Część #C:
Mój eksperyment najpierw łapania deszczówki
w stalową miednicę do mycia, potem zaś w
prowizoryczną instalację z płyty "polycarbonate":
#C1.
Jak ów eksperyment się zaczął:
W punkcie #G2.3 swej strony internetowej o nazwie
healing_pl.htm
wyjaśniłem, że kiedy w niedzielę dnia 13 sierpnia 2017 roku
powróciliśmy do NZ z wakacji w KL, w dwa dni później nasi
znajomi zaprosili nas do restauracji, gdzie aby NIE narażać
ich na wydatek zakupywania specjalnie dla mnie drogiego
restauracyjnego piwa, swój posiłek zdecydowałem się
zapijać NZ wodą. Tymczasem właśnie dopiero poczas
owych 7-tygodniowych wakacji w KL z wielką trudnością
wyleczyłem symptomy ciężkiego zatrucia się NZ wodą
gruntową. Natychmiast też po napiciu się w restauracji
owej NZ wody gruntowej, mój organizm zareagował
potężnym uczuleniowo-podobnym atakiem choroby
najpierw indukującej drapanie w gardle, kichanie i
łzawienie oczu, wkrótce zaś potem gorączkę, kaszel,
wymioty, nocne bóle brzucha, biegunkę, oraz nawrót
niemal wszystkich uprzednio doświadczanych symptomów
silnego chemicznego zatrucia. Owe zaś objawy przez
ponad dwa następne tygodnie czyniły mnie aż tak chorym,
że NIE mogłem się zdobyć na wykonanie niemal żadnej
użytecznej pracy - nawet tak niewielkiej jak napisanie
emaila. Ów nawrót zatrucia spowodowany wypiciem
szklanki NZ wody wodociągowej mi uświadomił, że
jeśli trwale NIE rozwiążę problemu
unikania picia NZ wody gruntowej, o jakiej w 2017 roku ustaliłem,
że na mnie działa ona jak silna trucizna, wówczas szybko dojdzie
do tragedii. Tak zatruta woda niszczy wszakże
jelita i uniemożliwia im poprawne wypełnianie istotnych funkcji
życiodajnych, jakie Bóg zaprojektował dla jelit - a NIE bez powodu
od czasów Hipokratesa (460-370 BC) już wiadomo, że "śmierć zaczyna się od jelit".
Ponieważ zaś wszelkie źródła NZ wody gruntowej u mnie
indukują coraz potężniejsze symptomy zatrucia, czyli
zawierają owe tajemnicze czynniki chemiczne, na jakie
moje ciało gwałtownie reaguje burzliwym nawrotem
symptomów zatruciowych, jedynym źródłem wody
pitnej jakie pozostaje mi do sprawdzenia czy moje
ciało zaaprobuje jej częste picie i gotowanie na niej
moich posiłków, to woda deszczowa.
Konieczność pilnego podjęcia pozysku wody
deszczowej dla celów konsumpcyjnych zrozumiałem
klarownie już 17 sierpnia 2017 roku, kiedy to silne
wymioty, biegunka, gorączka, bół głowy, bół gardła,
oraz inne znane mi z wcześniejszych zatruć objawy,
uświadomiły mi jednoznacznie, iż NIE wolno mi
powrócić do picia jakiejkolwiek gruntowej NZ wody.
Niestety, kiedy fakt ten sobie uświadomiłem, byłem
aż tak chory, że NIE miałem siły ani woli, aby
cokolwiek praktycznie uczynić w tej sprawie. A
szkoda, bo właśnie moje miasteczko Petone było
zalewane potokami wody deszczowej z silnego
deszczu jaki je trapił od sporego już czasu. (Ponieważ
jednak Petone jest chronione przez owych "10
sprawiedliwych", jakich cechy opisałem w punkcie #I1 swej strony
quake_pl.htm,
zaś jakich zdolność do wybronienia miejscowości w której
mieszkają przed wybrykami natury, wyjaśnia punkt #A2.3 strony
totalizm_pl.htm,
deszcz ten NIE wyrządził Petone żadnej faktycznej
szkody, podobnie jak Petone wychodziło bez szwanku
z wszelkich innych poprzednich "wybryków natury" -
tak jak to raportuję w punktach #I3 do #I5 ze swej strony o nazwie
petone_pl.htm.)
Do podjęcia pierwszych działań zdołałem się zmobilizować
dopiero rano w niedzielę, 20 sierpnia 2017 roku. Zacząłem
od zaglądnięcia do internetu aby poznać co inni ludzie piszą
na temat pozyskiwania wody deszczowej dla celów konsumpcyjnych.
Pierwszą rzeczą, jaka mnie uderzyła w owych opisach innych
autorów, to że często do łapania deszczówki używają oni
dużych metalowych lub emaliowanych miednic - typu kiedyś
używanego do mycia się i do prania. Miednice te wszakże
łatwo myć, łatwo z nich pozyskać zbierającą się w nich wodę,
typowo NIE powodują one skażenia gromadzonej w nich wody,
a ponadto można je wystawiać w miejsce gdzie nam najwygodniej
łapać czystą deszczówkę. Ja właśnie miałem taką metalową
miednicę ze stali nierdzewnej bazującej na chromie, o średnicy
wlotowej do łapania deszczówki wynoszącej D=43 cm - patrz
"Fot. #C1" poniżej. Ponieważ zaś właśnie padało,
pobiegłem szybko aby ją wymyć, zaś po wymyciu wyszedłem
z mieszkania aby ustawić ją na ogródku dla łapania wody.
Była właśnie godzina 10 rano. Ku jednak mojemu
rozczarowaniu, kiedy miednicę tę myłem, deszcz właśnie
przestał padać - tak jakby Bóg dawał mi tym do zrozumienia:
"miałeś tydzień czasu na łapanie tej deszczówki - teraz
zaś nadeszła pora na poprawę pogody".
Zmianę pogody jest dosyć trudno przewidzieć w
NZ. Kontynuację więc pisania niniejszego raportu
mogłem podjąć dopiero kiedy nadszedł następny
(niestety krótki) deszcz zdolny pozostawić nieco
deszczówki w mojej miednicy. A nadszedł on
wczesnym rankiem we wtorek, 22 sierpnia 2017
roku. Kiedy on ustał zlałem zawartą w miednicy wodę
do kubka, Okazało się być jej zaledwie około 120 ml.
Chociaż więc logika mi podpowiadała, iż woda z tak
krótkiego deszczu spadającego po dwóch dniach
relatywnie dobrej pogody zapewne zawiera sporo
zanieczyszczeń wyłapanych z powietrza, a stąd
raczej powinienem ją wylać zamiast wypicia, NIE
mogłem się oprzeć spróbowaniu jaki jest smak
tej pierwszej złapanej przez siebie próbki wody deszczowej.
Po jej więc dłuższym przegotowaniu (aby wyzabijać
wszelkie wyłapane przez nią powietrzne mikroorganizmy)
wolno i z uwagą wypiłem te niemal pół szklanki gorącej
wody deszczowej. Jej smak i zapach okazał się być bardzo
przyjemny - o całe niebo przyjemniejszy niż zapach i
smak wody z naszych wodociągów. Ją samą piło się
niemal tak przyjemnie, jak pije się aromatyczną herbatę.
Wszakże owa deszczówka
przyjemnie pachniała "wiatrem" i smakowała "wiatrem" -
tak jak pamiętam, że pachniał i smakował czysty i właśnie
spadły śnieg, jaki w swej młodości lubiłem brać do
ust aby z przyjemnością go possać.
W ówczesnych prognozach pogody zapowiadali,
że bezdeszczowy okres miał potrwać w Petone
przez szereg dalszych dni. Nadejścia następnej
więc okazji aby napić się deszczówki NIE spodziewałem
się zbyt szybko. Na przekór więc, iż ciągle wówczas
czułem się chory, skorzystałem z dobrej pogody aby
dokonać przeszukiwania literatury i okolicznych
sklepów, zaś po teoretycznym przemyśleniu tego
czego się z nich dowiedziałem, aby zaprojektować
i podjąć budowę bardziej efektywnej niż miednica
(choć nadal tymczasowej) instalacji do wyłapywania
deszczówki. Instalację tę opisuję w następnym
punkcie #C2 tej strony, zaś pokazuję ją na zdjęciu
z "Fot. #C2", umieszczonym pod owym punktem.
Fot. #C1: Oto miednica z bazującej na chromie stali
nierdzewnej o wlotowej średnicy dla wody deszczowej
D=43 cm, jaka jednorazowo mieści w sobie około 10
litrów deszczówki. Za przykładem innych osób łapiących
deszczówkę dla celów konsumpcyjnych, ja też zdecydowałem
się użyć tę miednicę najpierw dla wstępnego, prowizorycznego,
eksperymentalnie sprawdzającego reakcję mojego
organizmu, zaopatrywania się w próbki relatywnie
niezatrutej chemikaliami wody do picia - co do której
to wody miałem nadzieję, że NIE będzie wywoływała
ona reakcji zatruciowych, tak jak reakcje te wywołuje
woda z NZ wodociągów i woda z głębinowej studni
artezyjskiej z miasteczka
Petone
w którym obecnie mieszkam. (Szersze opisy silnych
zatruć powodowanych piciem NZ wody głębinowej
prezentuję w punkcie #G2.3 ze swej strony o nazwie
healing_pl.htm.)
Powyższą miednicę ustawiłem w ogródku pod czystym
niebem i z dala od drzew, dachu, oraz znanej mi
trajektorii typowych ptasich przelotów - zanieczyszczenia
od których to zagrożeń mogłyby stać się źródłem
skażenia deszczówki gromadzącej się w tej miednicy.
To właśnie w tę miednicę w dniu 2017/8/22 wyłapałem
zdumiewająco aromatyczną deszczówkę o smaku i
zapachu "wiatru", jaką bez żadnych dodatków piło się
z taką samą przyjemnościa, jak najsmaczniejszą herbatę.
Dzięki tamtemu wyłapaniu aż tak smakowitej deszczówki,
będę teraz motywowany zapewne przez długi czas do
poszukiwania metody i zestawu, jaki pozwalałby na
powtarzalne łapanie deszczówek o tak doskonałym
smaku - co szerzej wyjaśniłem w punkcie #C3 poniżej.
W późniejszym czasie tę samą miednicę zacząłem też
używać do wyłapywania deszczówki moimi instalacjami
pokazanymi poniżej na "Fot. #C2" i "Fot. J1". (Kliknij
na powyższe zdjęcie aby zobaczyć je w powiększeniu.)
#C2.
Zestawienie razem w dniu 2017/8/27 efektywniejszej
niż miednica, tymczasowej instalacji do wyłapywania deszczówki:
Zachęcony przez wspaniały smak i zapach
"wiatru" owej pierwszej próbki deszczówki, jaką
wyłapałem w dniu 2017/8/22, w pogodne dni
jakie zapanowały pomiędzy 22 a 27 sierpnia
2017 roku dokonywałem intensywnych przemyśleń
i przeszukiwania NZ sklepów, aby skompletować
swoją ideę jak pozestawiać narazie tymczasową
instalację do bardziej efektywnego od miednicy
wyłapywania wody deszczowej. Swój raport z
owych przemyśleń i przeszukiwań NZ sklepów
zawarłem w następnej "części #D" tej strony.
W ich wyniku, w niedzielę dnia 27 sierpnia
2017 roku zdecydowałem, że narazie
zakupię płat przeźroczystego, pofalowanego,
dachowego "polycarbonate", o wymiarach
1800x860 mm, poczym przywiążę go silnym
sznurkiem do już uprzednio posiadanego metalowego
leżaka ogrodowego, formując z niego i z owej stalowej
miednicy (tej z "Fot. #C1"), rodzaj bardzo narazie
prowizorycznej instalacji do wyłapywania deszczówki,
pokazanej poniżej na "Fot. #C2".
Instalację tę po starannym umyciu ustawiłem
w swoim ogródku. Teraz pozostało mi więc
jedynie odczekać aż zacznie padać, aby
sprawdzić jak owa instalacja, i wyłapana
nią woda, się spiszą.
Czekanie na deszcz okazało się być krótkie, bowiem
zaczęło padać już około godziny 5 rano w poniedziałek
dnia 2017/8/28 (całe szczęście, że poprzedniego
wieczora poskładałem razem w gotowość do łapania
deszczu, oraz dokładnie wymyłem, tę swoją prowizoryczną
instalację). Z kilkoma przerwami deszcz ten padał
do około godziny 9 rano, w intensywności typowej
dla przelotnych wiosennych deszczy. W sumie wyłapałem
z niego (jak oceniam) około 17 litrów deszczówki -
jaka powinna mi wystarczyć przynajmniej na wstępne
eksperymenty smakowe i na sprawdzania wstępnych
reakcji mojego organizmu. Eksperymenty te będę
teraz sumiennie opisywał w "części #E" niniejszej strony.
Fot. #C2: Mój prowizoryczny zestaw do łapania deszczówki,
jaki w dniu 27 sierpnia 2017 roku zestawilem sobie poprzez
przywiązanie sznurkiem do leżaka ogrodowego pofalowanej
i przeźroczystej tafli dachowej o wymiarach 1800x860 mm,
wykonanej z "polycarbonate" - jaką zakupiłem w sklepie prowadzonym
w NZ przez Australijczyków, o nazwie "Bunnings Warehouse",
za sumę $NZ 34.97. (Faktyczna jego cena wynosiła $35,
bowiem z powodu spadku wartości NZ pieniędzy o rząd
jaki ja szacuję na wyższy niż 10-krotny, jaki nastąpił w przeciągu
zaledwie około 20 lat od utraty władzy przez Sir Roberta
Muldoon, najniższą monetą jaką NZ obecnie używa jest
10 centów, a stąd cenę $34.97 sklep zaokrąglił do $35 -
co jest obecnie standardowym postępowaniem w NZ
sklepach, gdzie na półkach podaje się ładnie wyglądającą
i psychologicznie bardziej zachęcającą do zakupu cenę,
jaką potem w kasie zaokrągla się do mniej już ładnie
wyglądającej wartości.) Istnieje aż kilka powodów dla jakich
zdecydowałem się zakupić właśnie ów płat plastyku, przykładowo:
(1) moje wcześniejsze doświadczenie z krótkim deszczem
z 22 sierpnia 2017 roku wykazało, że w samą miednicę
NIE daje się wyłapać ilości deszczówki jaka pozwalałaby
na sprawdzenie reakcji mojego organizmu po jej wypiciu,
(2) plastyk po angielsku zwany "polycarbonate" (podobnie
jak każdy inny plastyk) wprawdzie wycieka najróżniejsze
chemikalia do wody z jaką ma styczność, a pomimo to jednak
używa się go nagminnie do produkowania butelek, w których
ludzie zakupują wodę pitną - co może sugerować, że
owo wyciekanie jest relatywnie niewielkie, zaś ponieważ
ja unikam picia płynów butelkowanych w plastyku, takie
wyciekane chemikalia NIE powinny być w moim organiźmie
już zgromadzone w zbyt dużym stężeniu, (3) faktycznie
to NIE znalazłem w sklepach NZ płatów żadnego innego
materiału jaki byłby zdrowszy od "polycarbonate", (4) w
przypadku jeśli mój eksperyment da negatywne wyniki,
powyższych płat będę mógł łatwo odwiązać od leżaka i
użyć dla innego celu. Odnotuj, że powyższą instalację
poskładałem prowizorycznie, bowiem jej zadaniem jest
wstępne sprawdzenie czy picie wody deszczowej NIE
będzie pobudzało u mnie jakichś alergicznych lub
chorobowych następstw. (Aczkolwiek znam też staropolskie
powiedzenie, że "nic NIE
trwa aż tak trwale, jak to co jest zamierzone jako
prowizoryczne".) Dopiero jeśli eksperymentalnie
się okaże, że faktycznie woda deszczowa NIE pobudza
u mnie żadnych niepożądanych następtw, oraz jeśli
dojdę do jakichś wiążących ustaleń w sprawie, którą
opisałem w następnym punkcie #C3, wówczas postaram
się zaprojektować i podjąć budowę bardziej trwałej
i "fachowej" instalacji do wyłapywania deszczówki.
(Kliknij na powyższe zdjęcie aby zobaczyć je w powiększeniu.)
#C3.
Ów aromatyczny smak i zapach "wiatru"
jaki posiadała pierwsza próbka deszczówki
wyłapana z użyciem tylko stalowej miednicy,
później okazała się być wynikiem standardowej
metody działania Boga, jaką to metodę Anglicy
opisują wymownym określeniem "Beginner's luck":
W punkcie #C1 powyżej wyjaśniłem, że
owa niewielka, bo wynosząca tylko około
120 ml, pierwsza próbka deszczówki jaką
w dniu 2017/8/22 zdołałem wyłapać z
użyciem tylko stalowej miednicy, podczas
picia okazała się mieć wysoce aromatyczny
smak i zapach "wiatru", podobny do smaku
i zapachu jaki ujawnia wzięcie do ust i ssanie
świeżo opadłego i czystego śniegu. (Tym
czytelnikom, którzy są nieobznajomieni z
owym ogromnie przyjemnym smakiem i
zapachem "wiatru" wyjaśnię tutaj, że nazwę
"smak i zapach wiatru" w czasach mojej
młodości dawano wszystkiemu co mając
konsystencję cienkich np. włókien i filtrując
przepływ przez siebie świeżego powietrza,
uzyskiwało ów unikalny i przyjemny zapach
świeżości, który przykładowo jest emitowany
z sierści psa jaki w dni o silnym wietrze
właśnie zakończył długie bieganie po łąkach
lub polach, czy jaki jest też emitowany przez
bieliznę świeżo wypraną w nieperfumowanej
wodzie i wysuszoną w owianym wiatrem i
pogodnym miejscu.) Ów smak i zapach wiatru
nadawał tamtej pierwszej próbce deszczówki
tak dużej aromatyczności, że ją samą można
było pić z wielką przyjemnością - tak jak pije
się jakąś smakowitą i aromatyczną herbatę.
Niestety, moje późniejsze sprawdzenia smaku
następnych próbek deszczówki, łapanej już z
użyciem mojej prowizorycznej instalacji opisanej
w punkcie #C2 powyżej, wykazały że deszczówki
zawsze łapane w tą samą instalację ciągle mogą
uzyskiwać aż całą gamę odmiennych smaków
i zapachów - zależnie od szeregu czynników
wpływających na ów smak i zapach - jakie
to czynniki starałem się potem teoretycznie
poidentyfikować i opisać w punkcie #F2 tej
strony. Z owej sporej gamy najróżniejszych
zmieniających się smaków i zapachów, jakie
może przyjmować deszczówka łapana zawsze
w jedną tą samą instalację wyłapującą, ów smak
i zapach "wiatru" okazuje się być najprzyjemniejszym
i najbardziej pożądanym. Dlatego w sprawę
znalezienia sposobu jego uzyskiwania w
wyłapywanej wodzie deszczowej warto zacząć
wkładać badania, umiejętności i wysiłek twórczy.
Ze smakiem więc łapanych deszczówek jest trochę
tak, jak ze smakiem przygotowywanych posiłków
i dań. Wszakże dla posiłków i dań także obowiązuje
zasada, że zależnie od umiejętności, doświadczenia,
wysiłku, składników i użytego sprzętu, jakie kucharz
włoży się w ich przygotowywanie, ich smak końcowy
może być drastycznie odmienny. Przykładowo, moje
ulubione danie obiadowe, po angielsku nazywane
Sirloin steak,
smakuje drastycznie odmiennie w
każdej restauracji w jakiej się je zamówi. Ze wszystkich
zaś możliwych jego smaków, ja najbardziej cenię
i wyglądam następnego zjedzenia, ten jaki otrzymać
można jedynie w "Lake Club" z samego centrum
Kuala Lumpur (KL). Podobnie też jak z owym daniem,
obecnie zaczynam odczuwać rodzaj wewnętrznej
potrzeby, abym znalazł metodę takiego pozyskiwania
wody deszczowej, aby woda ta przyjemnie smakowała
i pachniała "wiatrem" - tak jak smakowała i pachniała
owa pierwsza mała próbka deszczówki, jaką skosztować
dane mi było w dniu 2017/8/22. (Szokujące, jak wiele
tajemnic ciągle nas otacza - na przekór iż sporo zaślepionych
zawodowych naukowców twierdzi, że nauka poznała
już wszystko.)
Anglicy często używają wysoce udanego określenia
Beginner's luck.
Na język polski daje się ono tłumaczyć jako
"sukces początkującego".
Z użyciem określenia
"Beginner's luck" Anglicy opisują bowiem sytuacje życiowe,
kiedy to ktoś, kto właśnie zaczyna dany rodzaj
swojej działalności w jakiejś sprawie i NIE ma
o niej niemal żadnego pojęcia, uzyskuje wyniki
jakie mogą być nawet znacznie lepsze od
najlepszych wyników długoletnich ekspertów
w tejże sprawie.
Moje badania nad metodami postępowania Boga
wykazują jednak, że faktycznie to ów "Beginners
Luck" jest jedną ze standardowych metod działania
Boga. Metodę tę Bóg stosuje w każdym przypadku,
kiedy zamierza nadać komuś cel końcowy, oraz
motywację dla wysiłków osiągnięcia tego celu
końcowego, w działaniach jakim dany ktoś poświęci
znaczną część następnego okresu swego życia.
Przykładowo, kiedy ja zaczynałem swe badania
nad istnieniem, cechami oraz manifastacjami
inteligentnej tzw. "energii moralnej"
(zwanej też "zwow"), z pośrednictwem owej
metody "Beginner's luck" Bóg pozwolił mi
doświadczyć wcześniej NIE badanego przez ludzi zjawiska
totaliztycznej nirwany.
Z kolei doświadczenie owej niewypowiedzianie
przyjemnej totaliztycznej nirwany następnie
motywowało mnie przez wiele kolejnych lat
do dogłębnych badań i analiz wszystkiego
co jest związane z ową inteligentną "energią moralną".
Dla mnie jest bardzo jasnym powód, dla którego
na samym początku moich prac i badań nad
wyłapywaniem deszczówki, Bóg użył na mnie
owej metody "Beginner's luck" aby pozwolić
mi posmakować najlepszej smakowo i zapachowo
deszczówki, jaka jest możliwa do wyłapania - jeśli
dysponuje się wymaganą wiedzą i odpowiednio
zbudowanym sprzętem. Wszakże gdyby owa
pierwsza deszczówka smakowała tak nieciekawie
jak wszystkie następne jakie później wyłapałem,
NIE wiedziałbym, że jeśli wie się to co wiedzieć
trzeba (a co dopiero dnia 2017/8/22 rzuciło mi
wyzwanie abym spróbował to wybadać i poustalać),
oraz ma się sprzęt jaki w tym celu posiadać
trzeba, wówczas istnieje możliwość wyłapywania
deszczówki o wspaniałym aromatycznym smaku
i zapachu "wiatru" (tj. świeżości), jakiego NIE
daje się porównywać ze smakiem i zapachem
żadnej innej wody pitnej. Nie wiedząc zaś tego,
NIE miałbym też motywacji aby zacząć naukowo
badać, jak odmienne czynniki, które wzmiankuję
w owym "(1) Smak i zapach wody" z punktu #E2
tej strony, zaś wyszczególniam i identyfikuję w
dalszym punkcie #F2, wpływają na smak
wyłapywanej deszczówki, a tym samym NIE
miałbym szans aby spróbować ustalić, jak
poprzez odpowiednie sterowanie tymi czynnikami,
może udać się wypracować metodę powtarzalnego
wyłapywania owej najbardziej aromatycznej wody
deszczowej o smaku i zapachu "wiatru" (tj. świeżości).
Na zakończenie niniejszych rozważań powinienem
też dodać, że celowo inspirujące, motywujące
i wytyczające cel działania ludzi zjawiska, takie
jak m.in. ów "Beginner's luck", NIE mogłyby
zaistnieć w świecie pozbawionym Boga. Wszakże
zbiór czystych przypadków NIE jest w stanie
działać tak inteligentnie, powtarzalnie i celowo.
Stąd zjawiska takie są kolejnym dowodem na
faktyczne istnienie Boga inteligentnie sterującego
i modelującego celowy rozwój ludzi w kierunku jaki
Bóg ten zaprogramował w stworzonym przez siebie
omniplanie opisywanym m.in. w punktach
#C4 i #C4.1 z mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Dowody te znacząco poszerzają zbiór naukowych
dowodów na istnienie Boga, jaki opisałem na swej
stronie o nazwie
god_proof_pl.htm.
#C4.
Wnioski zgromadzone podczas używania
mojej tymczasowej instalacji do wyłapywania
deszczówki:
Najważniejsze z tych wniosków, jakie nasunęły
mi się do dzisiaj (tj. do daty najnowszego
aktualizowania tej strony) są jak następuje:
(1)
Problemem numer 1 w łapaniu pitnej deszczówki jest
utrzymywanie instalacji wyłapującej w stanie czystości.
Jak bowiem się okazuje, jeśli pomiędzy dwoma
deszczami jest odstęp większy od jednej doby,
wówczas w dzisiejszych czasach totalnego
zanieczyszczania naszej planety, na instalacji
wyłapującej nagromadzi się tyle brudu, kurzu, śmieci,
zdechłych owadów, ptasich odchodów, itp., że
woda złapana bez uprzedniego umycia tej instalacji
jest zbyt brudna aby nadawała się do użycia. Dlatego
jeśli deszcz NIE pada przez dłużej niż jedną dobę,
a widzimy iż właśnie zanosi się na deszcz, lub jeśli
deszcz zapowiadają w prognozie pogody, wówczas
trzeba instalację tę starannie umyć. Po złapaniu zaś
deszczu nawet do właśnie umytej instalicji, ciągle
się okaże, że na dnie naczynia zbierającego będą
zgromadzone najróżniejsze paprochy, sadza, płatki
kwiatów, itp. Dlatego ja osobiście zlewam do wypicia
tylko górną warstwę wody zgromadzonej w naczyniu
zbierającym, kiedy zaś zlewanie dochodzi do warstwy
zawierającej owe nieczystości, wówczas resztę wody
po prostu wylewam do ogródka.
(2)
Z uwagi na konieczność owego częstego mycia instalacji
wyłapującej, instalacji tej NIE daje się umieścić w trudno
dostępnym miejscu, np. na jakimś dachu, czy gdzieś
wysoko - tak jak ja początkowo to planowałem. Instalacja
ta musi być nisko położona i łatwo dostępna ze wszystkich
stron, tak aby jej mycie można było dokonywać w sposób
maksymalnie wygodny i bez konieczności wdrapywania
się na jakieś drabiny, czy rozbierania owej instalacji.
(3)
Powierzchni wyłapującej wodę trzeba nadać co najmniej
30 stopniowy kąta nachylenia. Aż do wypróbowania swej
tymczasowej instalacji, ja sądziłem, że kąt spadku powierzchni
wyłapującej może być podobny jak kąt nachylenia płaskich
dachów. Potem jednak odkryłem, że jeśli kąt nachylenia
owej powierzchni jest mniejszy od 30 stopni, wówczas
woda z deszczy typu "mżawka" albo "kapuśniaczek"
spływa na tyle wolno, że większość z niej odparowywuje,
zaś w spłyniętej reszcie gromadzi się zbyt wiele
najróżniejszych zanieczyszczeń aby reszta ta nadawała
się do picia.
(4)
Ponieważ praktyka wyłapywania czystej deszczówki
do picia okazuje się być bardzo daleka od teorii na ten
temat, jeśli ktoś zamierza pójść w moje ślady wówczas
mu radzę, aby zaczął tak jak ja - najpierw od zbudowania
sobie prowizorycznej instalacji wyłapującej. Po
jakimś bowiem czasie używania tej prowizorycznej
instalacji zaczyna się praktycznie rozumieć realia
wyłapywania czystej deszczówki. A realia te uświadamiają
nam dziesiątki subtelnych niuansów, z jakich istnienia
uprzednio NIE zdawaliśmy sobie sprawy, zaś jakich
uwzględnienie będzie ogromnie istotne przy budowaniu
trwałej i właściwej instalacji wyłapującej.
(5)
Czytając co na temat wyłapywania pitnej deszczówki
piszą "zawodowi" budowniczowie instalacji wyłapujących,
poczym porównując to z moimi doświadczeniami już
zgromadzonymi w tej sprawie, ja nikomu NIE radziłbym
aby zamówił sobie budowę takiej instalacji od "zawodowego"
fachowca. Jeśli bowiem chce się pić czystą i zdrową
deszczówkę, wówczas instalację wyłapująca trzeba zaprojektować
i budować sobie samemu i to w owych dwóch krokach,
tj. (a) najpierw tymczasową - dla zdobycia doświadczenia,
a dopiero potem (b) trwałą - jaka bazuje na owym doświadczeniu.
(Oczywiście, w obu tych krokach możemy korzystać z
pomocy fachowca, jednak to my musimy być projektantami.)
Pamiętać bowiem trzeba, że okoliczności i niuanse wyłapywania
deszczówki będą odmienne dla każdej budowanej instalacji.
Tymczasem zawodowi budowniczowie tych instalacji mają
swój wzorzec, czy model, jakie potem powtarzają u każdego
z klientów, jednak jaki co najwyżej w tylko bardzo nielicznych
przypadkach będzie się sprawdzał w praktyce.
Część #D:
Problemy jakie wymagały przeanalizowania
i zadecydowania aby móc zbudować ową
prowizoryczną instalację z "Fot. #C2" do
pozyskiwania pitnej wody deszczowej:
#D1.
Jak wpłynęły ograniczenia funkcjonalne (tj.
konieczność mycia, zabezpieczenia przed
skażeniami i zanieczyszczeniami, odchodami
ptaków i myszy, owadami, liśćmi, itp.) oraz
zaopatrzenie sklepów NZ, na końcową formę
mojej prowizorycznej instalacji do łapania deszczu:
W międzyczasie, kiedy to prowizorycznie usiłowałem
wyłapywać czystą wodę deszczową do opisanej
uprzednio miednicy, podjąłem też działania rozeznawcze
i prace projektowe nad bardzej efektywną metodą
wyłapywania czystej deszczówki. Wszakże miednica,
owszem, może dorywczo pomagać w wyłapaniu
niewielkiej próbki wody po nadejściu ciężkich ulew,
jaka nadaje się do sprawdzenia smaku i sposobów
używania deszczówki. Jednak miednica NIE pozwala
na trwałe rozwiązanie problemu zaopatrywania się
w czystą, pitną wodę deszczową. Oto więc sprawy
od jakich zacząłem te swe działania:
1.
Zaplanowanie "jak i "gdzie" mógłbym trwale łapać
deszczówkę. Problem ten tylko pozornie wygląda
na banalny. Wszakże z wielu powodów NIE mogę
deszczówki łapać np. dachem swego mieszkania.
Dach ten jest bowiem położony relatywnie wysoko
(tj. ponad 3 metry od ziemi - patrz ilustracja mojego
mieszkania pokazana na "Rys. #A3a(K6) - góra" ze strony o nazwie
magnocraft_pl.htm).
NIE byłbym więc w stanie wdrapywać się na taki dach
zapewne aż co kilka dni (tj. przed każdym NZ deszczem)
aby utrzymywać go w stanie nieustającej czystości.
Ponieważ zaś dach ten jest płaski, stąd bez przerwy
jest zanieczyszczany przez odchody ptaków, przez
małże i przez inne wodne stworzenia jakie mewy
przynoszą na niego z pobliskiej plaży aby na nim
wszystko to zjadać, a także przez owady, liście,
kurz, opady i zanieczyszczenia przemysłowe, itp.
Umieszczenie specjalnie przeznaczonego do tego
celu płata elementu łapiącego deszczówkę muszę
więc zaplanować w takim miejscu i w taki sposób,
jaki będzie pozwalał mi na częste i relatywnie łatwe
mycie całej powierzchni łapiącej wodę. A miejsca na
moim ogródku wcale NIE ma aż tak dużo. Początkowo
więc zakładałem, że prawdopodobnie potrzebuję użyć
jakiś przeźroczysty płat (przepuszczający promienie
słoneczne), jaki osadzę ponad porostem winogron
na mojej drewnianej pergoli o wysokości 2.05 metra.
(Pergolę tę wcześniej zbudowałem na obrzeżu swego
ogódka.) W takim bowiem położeniu owego płata mógłbym
go myć relatywnie łatwo ze swojej drabiny ogrodowej.
2.
Uzyskanie rozeznania co do rodzajów materiałów dostępnych
dla zakupu w NZ sklepach, jakie mógłbym użyć do łapania
deszczówki. Ze zrozumiałych względów najłatwiej do
łapania deszczówki da się zaadoptować któryś z materiałów
sprzedawanych w NZ sklepach dla potrzeb budownictwa,
tj. np. jako pokrycia dachów. Jak jednak moje rozeznanie
wykazało, w NZ sklepach oferowany jest raczej ograniczony
wybór płaskich materiałów na pokrycia dachów. Praktycznie
obejmują one jedynie: PVC, przeźroczysty polycarbonate,
oraz pocynowaną blachę. Z tych, moją uwagę przyciągnęły
do siebie płaty karbowanego przeźroczystego "polycarbonate"
sprzedawanego w sklepie "Bunnings Warehouse" w aż kilku
rozmiarach (np. w cenie $64.86 za duży płat o wymiarach
2400x830 mm), zaś produkowanego przez
www.palram.com.
Ich przeźroczystość bowiem by mi gwarantowała, że mógłbym
je zamontować trwale np. ponad winoroślami rosnącymi
na mojej drewnianej pergoli, zaś promienie słońca ciągle
miałyby dostęp do tych winogron. Pytanie na jakie jednak
muszę teraz znaleźć odpowiedź, to czy ich materiał NIE
wyciekałby przypadkiem do wody nadmiernych ilości jakichś
szkodliwych dla zdrowia chemikalii (niestety, znalezienie
odpowiedzi na to pytanie wcale NIE okazuje się być takie łatwe).
3.
Sprawdzenie jak wpływają na zdrowie mikro-elemety
i chemikalia wyciekane z możliwych do zakupienia w
NZ płyt nadających się do łapania deszczówki. Jak
też się okazuje, informacje w tej sprawie NIE są optymistyczne.
Przykładowo, przeźroczyste płyty "polycarbonate", które
byłyby moim pierwszym wyborem, wyciekają całą gamę
szkodliwych chemikaliów do wody z jaką mają styczność.
(Niestety, ilościowe dane w tej sprawie są aż tak skąpe,
że uniemożliwiają dokonywanie porównań płyt z różnych
materiałów.) Przykładem najbardziej szkodliwych i
najczęściej wskazywanych z tych wyciekanych chemikaliów,
są tzw. "BPA" - ale NIE tylko one. (Owe "BPA" zakłócają
działanie ludzkich hormonów, rozregulowując harmonijną
pracę całego organizmu - to wyjaśniałoby dlaczego osoby
wypijające dużo płynów sprzedawanych w plastykowych
butelkach typowo są otyłe i chorowite, tak jak wyjaśniłem
to w punktach #I2 do #I4 niniejszej strony.) Pomimo tego
wyciekania chemikalii okazuje się, że sporo butelkowanej
wody do picia i innych płynów jest sprzedawane właśnie
w butelkach z polycarbonate. Niestety, jak narazie zdołałem
to ustalić, wszelkie płyty jakie są sprzedawane w NZ, są
wykonane właśnie z materiałów szkodliwych dla zdrowia.
Przykładowo, ocynkowanych płyt ze stali, jakie ludzie używali
do wiader przez stulecia i jakie zdają się być najzdrowsze,
w NZ nie daje się zakupić. Zamiast nich są oferowane
płyty pokryte cyną (a NIE cynkiem) - te zaś NIE są już
tak zdrowe jak płyty ocynkowane. Zapewne będę więc
musiał wykonać iście detektywistyczne poszukiwania
aby ustalić "które" z dostępnych w NZ materiałów, a
także "dlaczego", są prawdoopodobie najmniej szkodliwe
do użytku jaki planuję, poczym ciągle podjąć ryzyko, iż z
braku poprawnych danych mogę się mylić w tych ustaleniach.
4.
Podjęcie decyzji o zakupie pokarbowanego plata z
polycarbonate. Po rozeznaniu, że płyty o wymiarach
jakie powinny pozwalać mi na wyłapanie wystarczającej
do eksperymentów ilości deszczówki, są oferowane w
NZ sklepach tylko w wyborze 3 w/w materiałów, szybko
zdecydowałem, ze zakupię płytę właśnie z polycabonate.
Na przekór wszakże, iż wiem że (podobnie jak każdy
inny plastyk) będzie ona wyciekała najróżniejsze chemikalia
do wyłapywanej wody, ja dotychczas unikałem picia płynów
butelkowanych w plastyku (tj. najczęściej butelkowanych
właśnie w polycarbonate), prawdopodobnie więc NIE
powinienem jeszcze mieć zakumulowane w swym ciele
zbyt wielu chemikalii wyciekłych z tego rodzaju plastyku.
Do zakupu wybrałem więc pofalowaną i przeźroczystą
płytę dachową o wymiarach 1800x860 mm, sprzedawaną
w Binnings w cenie $NZ 34.97.
5.
Zakup płyty i poskładanie razem prowizorycznej instalacji
do wyłapywania wody. Płytę zakupiłem po południu
w niedzielę dnia 27 sierpnia 2017 roku. Zaraz też prowizorycznie
przywiązałem ją grubym sznurkiem do ciężkiego metalowego leżaka
ogrodowego, jaki posiadam już od sporego czasu - chodziło mi
bowiem o to, aby silny wiatr (jaki typowo będzie wiał podczas
niemal każdego deszczu), płyty tej NIE porwał i NIE wyniósł
gdzieś do sąsiadów. W celu łapania spływającej po tej płycie
wody użyłem tej samej stalowej miednicy jaką pokazałem na
"Fot. #C1". Całą zaś poskładaną w ten sposób prowizoryczną
instalację pokazałem na "Fot. #C2". Moja miednica jest jednak
znacznie węższa niż ów płat wychwytujący, stąd wychwytuje
ona jedynie około 70% wody wyłapanej przez płat. Tego samego
dnia umyłem też starannie ów płat, tak że od natychmiast moja
prowizoryczna instalacja była gotowa na nadejście deszczu -
całe też szczęście, że tak się stało, bowiem deszcz faktycznie
spadł już pod koniec nadchodzącej nocy. W wyniku tego deszczu
moja prowizoryczna instalacja wyłapała, jak wstępnie oceniam,
około 17 litrów wody deszczowej. Dzięki zaś posiadaniu tej wody
mogłem podjąć pierwsze eksperymenty sprawdzające smak
i reakcje mojego organizmu na tę wodę (eksperymenty te
opiszę w następnej "części #E").
Część #E:
Wstępne sprawdzenia reakcji mojego organizmu
na picie deszczówki pozyskanej za pośrednictwem
prowizorycznej instalacji zakupionej 2017/08/27:
#E1.
Co ja usiłuję ustalić w tym sprawdzaniu reakcji swego
organizmu na picie pierwszych porcji deszczówki jakie
udaje mi się pozyskiwać począwszy od 2017/08/28 z
pomocą mojej prowizorycznej instalacji z "Fot. #C2":
Przed zbudowaniem swojej prowizorycznej
instalacji do wyłapywania deszczówki moją
największą obawą było, że rozpoczęcie picia
wyłapanej nią wody może spowodować kolejną
burzliwą reakcję alergiczno-podobną mojego
organizmu, kilka jakich doznałem już uprzednio
zaś dwie z nich opisałem w punkcie #G2.3 ze strony
healing_pl.htm.
Na szczęście, mój organizm przyjął rozpoczęcie
picia deszczówki z cichą aprobatą.
Ponieważ okazało się, że woda deszczowa NIE
wywołuje u mnie takich reakcji elergiczno-podobnych,
mogłem przystąpić do obserwacji wyższego
poziomu, mianowicie do ustalania: jakie będą
inne następstwa picia tej wody? Szczególnie
mnie interesowało czy picie deszczówki
spowoduje ulżenie chociaż niektórych z szeregu
trapiących mnie bardzo nieprzyjemnych i wysoce
utrudniających mi życiowe działania symptomów
owego trwałego już (jak wierzę) zatrucia mojego
organizmu chemicznymi truciznami. Wszakże
owe chemiczne trucizny wypijałem z wodą
gruntową zapewne przez dziesiątki już
lat, stąd jak posądzam zakumulowałem ich
w swoim organiźmie ponadprogową ilość.
Jak już to wyjaśniłem w kilku uprzednich
punktach tej strony, u mnie owe symptomy
zatruwania się wodą gruntową powtarzalnie
nawracają się podczas okresów deszczowej
pogody począwszy co najmniej od 2011 roku.
(Deszczowa pogoda w NZ najczęściej zaczyna
się na początku jesieni około kwietnia, zaś
kończy się około połowy września, czyli na
początku NZ wiosny.) Tyle tylko, że aż do
2017 roku zajęło mi ustalenie, iż objawy te
wynikają z powtarzalnego zatruwania się poprzez
picie NZ wody gruntowej. Co gorsza, corocznie
objawy te trapią mnie z coraz większą siłą. W
rezultacie tej sytuacji, doskonale wiem jakie te
objawy są i jak się one manifestują w moim ciele.
Jestem więc w stanie obserwować jak każdy z
tych objawów się zachowuje po podjęciu systematycznego
picia wody deszczowej. Tj. jestem w stanie ustalić,
czy objaw ten (a) zaczyna zanikać, lub (b) pozostaje
na niezmienionym poziomie, czy też (c) jego nasilenie
czasami rośnie, a czasami się zmniejsza, zależnie od
tego co zjadam i piję (np. zależnie od tego ile wody
deszczowej używam w danym dniu do picia i do
przygotowania posiłków jakie zjadałem). Te
obserwacje, mam nadzieję, pozwolą mi potem
wywnioskować, czy dany rodzaj trucizny, jaka
powoduje pojawienie się owych objawów, jest
jedynie trucizną "przepływową", a stąd np. woda
deszczowa może powodować jej "wypłukiwanie"
z mojego organizmu, czy też trucizna ta jest już
na stałe zakumulowana w moim organiźmie, a
stad picie wody deszczowej NIE potrafi pomniejszyć
jej niszczycielskiego działania.
Każdy rodzaj lekarstwa czy też procesu leczniczego
może powodować tylko jedno z dwóch odmiennych
następstw, mianowicie (1) może eliminować jedynie
symptomy jakiejś choroby czy dolegliwości, jednak
samo źródło tych symptomów pozostawiać nieuleczonym,
lub (2) może eliminować faktyczne źródło danych symptomów.
Jednym więc z celów jaki sobie postawiłem w swoich
obserwacjach następstw picia wody deszczowej jest
ustalenie czy albo picie owej wody, albo też inne rodzaje
postępowań leczniczych jakie uprzednio podejmowałem,
powoduje powyższe następstwo (1) (tj. jedynie eliminację
symptomów), czy też następstwo (2) (tj. eliminację
faktycznych powodów danych symptomów). Przykładowo,
obserwacje jakie dokonałem po około tygodniu picia wody
deszczowej zdają się prowadzić do wniosku logicznego
jaki opisałem w punkcie #E7 tej strony, mianowicie że
kuracje picia "wody kokosowej" oraz tzw. "tygrysiego
mleka" z 2017 roku prawdopodobnie zdałały zaleczyć
jedynie symptomy mojego zatrucia, zaś powód owego
zatrucia (tj. akumulacje trucizn w moim organiźmie)
prawdopodobnie nadal pozostawiły one nieuleczony
(np. ponieważ trwały one zbyt krótko aby powód ten
wyleczyć).
#E2.
Raport z następstw picia pierwszych porcji owej znacznej
ilości deszczówki pozyskiwanej z pomocą prowizorycznej
instalacji z "Fot. #C2" (tj. instalacji jaką zestawiłem razem
w dniu 2017/08/27):
Oto co odnotowałem podczas pijcia deszczówki
wyłapywanej już w sporych ilościach z pomocą
prowizorycznej instalacji pokazanej na "Fot. #C2":
(1)
Smak i zapach wody. Pierwszym moim posiłkiem
sporządzonym na bazie narazie nieprzefiltrowanej oraz
pozbawionej jakichkolwiek celowych dodatków właśnie
wyłapanej sporej ilości wody deszczowej, było śniadanie
zjedzone w poniedziałek, dnia 2017/8/28. Po starannym
przegotowaniu wyłapanej deszczówki i utrzymywaniu
jej w stanie gotującym przez około 3 minuty - aby w
ten sposób uśmiercić mikroorganizmy, które deszcz
mógł wyłapać z powietrza, najpierw wypiłem pół
kubka samej owej wody aby ocenić jej wartość
smakową. Jak z rozczarowniem wówczas stwierdziłem,
ta moja pierwsza porcja
deszczówki wyłapana przez płytę z "polycarbonate"
wcale NIE smakowała przyjemnie ani NIE pachniała
"wiatrem" - tak jak woda którą wyłapałem tylko w
samą stalową miednicę w dniu 2017/8/22, a była
bezwonna i miała smak lekko gorzkawy.
Najwyraźniej coś zabiło w niej jej przyjemny zapach
i zmieniło smak "wiatru" na ów lekko-gorzkawy.
Piersze więc istotne pytanie, na jakie w przyszłości
powinienem poszukać odpowiedzi (bowiem poznanie
tej odpowiedzi prowadziłoby mnie do znalezienia
metody powtarzalnego wyłapywania przyjemnie
pachnącej i smakującej "wiatrem" wody deszczowej),
brzmi: z których czynników jakie teoretycznie pozestawiałem
poniżej w punkcie #F2 tej strony, wynika owa bezwonność
i niezbyt zachęcający smak wody wyłapanej na mój
płat polycarbonate? Niestety, długa lista owych czynników
już obecnie wskazuje mi na to, że aby ponownie wyłapać
ową unikalną deszczówkę przyjemnie pachnącą i smakująca
"wiatrem", spełnionych musi być sporo wymogów i warunków.
Warto jednak włożyć wysiłek w ich badania w identyfikowanie,
bowiem może to pozwolić na celowe wyłapywanie deszczówki,
jaka w piciu okaże się najbardziej przyjemna.
(Zapewne na początku moich wysiłków, poznanie owego
aromatycznego smaku i zapachu deszczówki zesłane
mi było przez Boga w celu zachęcenia mnie do podjęcia
takich właśnie dogłębniejszych badań i poszukiwań.)
W tamten poniedziałek (2017/8/28), zaraz po poznaniu
smaku wyłapanej wówczas wody deszczowej, sporządziłem
też z niej herbatę. Z rozczarowniem wówczas także
stwierdziłem, że herbata ta smakuje mi znacznie
gorzej niż np. herbata zaparzona wodą wodociągową.
Następnego dnia (tj. we wtorek, 2017/8/29) też
padało. Deszcz w owym dniu miał jednak odmienną
formę drobnej bezburzowej mżawki (kiedyś zwanej
też "kapuśniaczek"), opadającej z bardzo nisko
zawisającej chmury, wyglądającej niemal jak mgła.
Na śniadanie ponownie więc pobrałem z wyłapującej
wodę miednicy świeżą porcję właśnie opadłej
deszczówki, poczym po dobrym jej wygotowaniu
(tym razem w tym samym garneczku w jakim
gotowałem ową wodę przyjemnie pachnącą
i smakującą "wiatrem"), ponownie sprawdziłem jej
wartości smakowe. Okazało się, że nadal jest bezwonna,
ale NIE smakuje już gorzkawo, za to ma jakby słaby
posmak gumy czy plastyku. Jako wpływający na jej
smak odpada więc garnek w jakim ją zagotowałem -
wszakże ponownie użyłem garnka z dnia 2017/8/22.
Nadal jednak wymagają sprawdzenia pozostałe z
licznych czynników, jakie wylistowałem w punkcie
#F2, a jakie potencjalnie mogą mieć wpływ na smak
deszczówki. Podobnie jak poprzednio, kolejna odmiana
herbaty zaparzonej na tej wodzie też smakowała mizernie.
Ponieważ po owym 2017/8/28 padało praktycznie każdej
następnej nocy, każdego poranka próbowałem smaku
i zapachu świeżo wyłapanej nocą i dobrze przegotowanej
nowej wody. Każdego też dnia woda ta smakowała
odmiennie - chociaż najczęściej była lekko gorzkawa
(jednak poziom jej goryczy każdego dnia się zmieniał -
najbardziej gorzką okazała się być ranem dnia 2017/8/30).
Zaparzając też na niej każdego dnia odmienny rodzaj
herbaty, z czasem odkryłem, że dla mnie najsmaczniejsza
jest zaparzana na niej cejlońska herbata "Earl Grey"
paczkowana w Sri Lanka. (Ja każdą herbatę piję bez
jakichokolwiek dodatków, tj. tylko w składzie "gorąca
woda plus herbata".)
(2)
Kolor wody deszczowej. Ponieważ deszcz pada w
przypadkowych chwilach, aby zawsze mieć pod ręką
zapas deszczówki, zgromadzoną jej porcję przechowuję
w rodzaju 20-litrowego, przemysłowego, białego wiadra
z PVC, otrzymanego kiedyś od znajomych jacy prowadzili
małą wytwórnię makaronów, w którym to wiadrze fabrycznie
dostarczony był tym znajomym jeden ze składników
przemysłowo wytwarzanej przez nich żywności (tj.
"potassium carbonate & sodium B-carbonate solution").
Ku swemu zdziwieniu odnotowałem, że na tle białości
tego wiadra woda deszczowa ma wyraźnie niebieskawo-zielony
odcień, wyglądając jak czysta powierzchnia góry
lodowej lub dużej bryły lodu. Tymczasem woda
z wodociągów NIE wykazuje się posiadaniem tego
odcienia koloru, czy delikatnego zabarwienia.
(3)
Zmiany zdrowia fizycznego i działania mojego organizmu.
Aby zaobserwować fizykalne i biologiczne reakcje mojego
organizmu na picie wyłapywanej wody deszczowej, zapewne
potrzebuję pić ją aż przez szereg dni, a może i miesięcy.
Pisanie tego raportu będę więc kontynuował w miarę jak
gromadził będę wymagane obserwacje w tej sprawie.
(3A) Biegunka. Od chwili doznania opisanego
w punkcie #G2.3 strony
healing_pl.htm
nawrotu objawów zatrucia z powodu wypicia szklanki
wodociągowej wody, aż do wieczora dnia 27 sierpnia
2017 roku, czyli przez 12 dób, powtarzalnie trapiła mnie
biegunka. Biegunka ta raptownie jednak ustała już po
tylko jednym dniu picia wody deszczowej i jedzenia potraw
ugotowanych wyłącznie na wodzie deszczowej. Gdyby
więc owo ustanie okazało się być trwałym wyleczeniem
trapiącej mnie zatruciowej biegunki, wówczas woda
deszczowa działałaby równie piorunująco, chociaż na
odmienny rodzaj dolegliwości, jak zażywane w KL owo
doskonałe chińskie lekarstwo ziołowe zwane tam
"tygrysim mlekiem" - jakiego opis i recepta
przytoczone są w punktach #C9 i #G2.3 z mojej strony o nazwie
healing_pl.htm.
Oczywiście, owo raptowne ustanie mojej biegunki wcale
NIE musiało być spowodowane samą wodą deszczową,
a mogło być "przypadkowo" zaindukowane np. chemikaliami
jakie ciągle w owej wodzie są obecne, albo też np. biegunka
ta wyleczyła się "przypadkowo" tego właśnie dnia dzięki
"pro-biotykom" jakie nieprzerwanie zażywam od dnia
powrotu do NZ po wakacjach w KL. Stąd konieczne
będzie dalsze kontynuowanie sprawdzeń, jak trwały
jest ów powrót do normalnego stolca, oraz od czego
on zależy. (Organizm ludzki jest wszakże najbardziej
skomplikowaną żywą "maszyną" jaką Bóg stworzył
w świecie fizycznym - niełatwo więc poznać prawdę
na temat badanego fragmentu działania tej maszyny.)
Potem jednak się okazało, że opisywany tu zanik biegunki
był już niemal trwały - biegunka ta bowiem już się NIE
odnowiła przez spory czas kiedy piłem ów uzupełniany
kolejnymi deszczami zapas mojej świeżej wody deszczowej,
jednocześnie uaktualniając niniejszy raport. Jedynymi
przypadkami kiedy krótkotrwale ona powracała, okazały
się przypadki kiedy nieświadomie zjadałem jakiś posiłek,
jaki zawierał masę chemikalii czy trucizn - przykładowo
kiedy zjadłem posiłek z pieczonej NZ ryby "salmon" (tj.
"łosoś"), czy pieczony kotlet z taniej NZ wieprzowiny -
tak jak opisałem to poniżej w (2) z punktu #E4 tej strony.
(3B) Stopniowy zanik zapuchniętych worków
pod oczami. Doskonale pamiętam, iż każde zatrucie
niby-pokarmowe, jakie systematycznie doświadczałem
począwszy od 2011 roku, a o jakim obecnie już wiem,
że powodowane było piciem trującej dla mnie wody
gruntowej, powodowało pojawianie się pod obogiem
moich oczu napuchniętych i pociemniałych tzw. "worków".
Worki te nabrzmiały także silnie po owym zatruciu
spowodowanym wypiciem w restauracji szklanki
wody gruntowej w dniu 15 sierpnia 2017 roku -
jakie opisałem w punkcie #G2.3 z w/w strony
healing_pl.htm.
Worek pod lewym okiem stał się przy tym ponad
dwukrotnie bardziej napuchnięty, niż worek pod
prawym okiem. Wieczorem dnia 2017/8/30 (czyli
po jedynie 3 dniach picia wyłącznie deszczowej
wody i jedzenia posiłków ugotowanych na deszczowej
wodzie) odnotowałem jednak, że ów mniejszy worek
pod prawym okiem już zupełnie zaniknął, zaś większy
worek pod lewym okiem zmniejszył się o połowę.
Następnego dnia rano fakt ten też się potwierdził -
jak więc widać, picie wody deszczowej relatywnie
szybko zmniejsza wielkość owych spowodowanych
zatruciami napuchnięć i poczernień "worków" pod
moimi oczami. Problem jedynie polega na tym, że
ponowne zjedzenie lub wypicie czegoś zawierającego
dany rodzaj trucizny, ponownie zwiększa potem
napuchnięcie owych worków pod oczami.
Zaobserwowałem także, iż napuchnięte worki pod oczami
są doskonałymi wskaźnikami ilości trucizn jaką właśnie spożyliśmy.
Ich napuchnięcie pojawia się bowiem (czy "odnawia") niemal
natychmiast po zjedzeniu czegoś trującego, zaś rośnie, lub
maleje, proporcjaonalnie do chwilowego stopnia naszego
zatrucia oraz proporcjonalnie do innych symptomów jakie
towarzyszą nawrotom zatrucia.
(3C) Obniżenie lub eliminacja "bólów rozruszania"
w "zastanych" stawach. W okresach silnego zatrucia,
trucizny zakumulowane wówczas w moim organiźmie powodowały
rodzaje "rozruchowych" bólów niektórych stawów. Znaczy,
stawy te mnie NIE bolały jeśli np. nimi NIE poruszałem,
albo jeśli poruszałem nimi przez dłuższy już czas.
Jeśli jednak przez jakiś czas pozostawały nieruchome,
ponieważ np. siedziałem, potem zaś zacząłem nimi
poruszać, wówczas przez pierwsze około 15 minut
tego poruszania odczuwałem w nich bardzo silny ból,
jaki w miarę kontynuacji swego poruszania się stopniowo
malał aż do zaniku. Rodzaje stawów, które po zatruciu
padały ofiarami owych okresowo trapiących mnie bólów
ulegały okresowym zmianom - najczęściej były to stawy
w którymś z kolan, bioder, palców, ramion, lub kostek.
Jeden jednak staw, jaki trapi mnie najdłużej, bowiem
począwszy już od zatrucia w 2011 roku, to trzeci staw
(ten najbliższy do stawu nadgarstka) w moim lewym
kciuku - jego umiejscowienie jest zaznaczone szarą
krzywą linią na "Rys. #E1" poniżej. Ból tego
3-go stawu w kciuku jest dla mnie najprzykszejszy,
bowiem wcale NIE ustaje on po rozruszaniu tego stawu,
a na dodatek boląc blisko stawu nadgarstka paraliżuje
swą boleścią ruchy całej mojej lewej dłoni. Aż do podjęcia
opisywanego tu picia deszczówki ja wierzyłem, że owe
bóle w stawach są następstwami przeziębienia owych
stawów zimnem zimowych miesięcy NZ. Bóle te
bowiem zaczynały się podczas NZ jesiennej pluchy
(kiedy także zaczynały się moje zatrucia niby-pokarmowe),
zaś ustawały same NZ latem - podobnie jak suchym
latem same ustawały też objawy moich corocznych
zatruć niby-pokarmowych. Jednak po rozpoczęciu
picia deszczówki odnotowałem, że już po niecałym
tygodniu tego picia, bóle te zaniknęły całkowicie -
za wyjątkiem bólu w owym 3-cim stawie kciuka,
który nadal trwa, jednak którego intensywność
do dzisiaj (tj. do 2017/9/3) zmniejszyła się do
znośnej już wartości, o około połowę mniejszej
niż uprzednio. (Potem odnotowałem, że ból
tego stawu już dalej się NIE zmniejsza - zapewne
więc osiągnął minimum swej wartości już po tygodniu
picia deszczówki.) Ponieważ jednocześnie owe
bóle innych stawów trapiły mnie jeszcze zupełnie
niedawno, bo np. w lipcu i sierpniu 2017 roku przez
cały czas moich wakacji w KL wysoce utrudniały mi
poruszanie się po KL, a przed odlotem do KL, a także
już po przylotowym nawrocie zatrucia, wysoce uprzykszały
mi chodzenie w NZ, owo ich szybkie zaniknięcie po podjęciu
picia wody deszczowej dokumentuje, że też były one
jednym z symptomów akumulacji w moim ciele trucizn
jakie w masywnych ilościach uprzednio spożywałem z
wodą i z żywnością przygotowaną i gotowaną z użyciem
zatrutej wody gruntowej.
(3D) Prawdopodobny zanik części "bólów łamania"
w miejscu złamania małego palca mojej prawej ręki.
W 2007 roku, kiedy w Korei odwiedzałem jaskinię
zwaną "Jin Cave" (tj. "Jaskinia Dżinów") telekinetycznie
wyłamaną w skale przez UFO, jakaś niewidzialna istota
podcięła mi nogi, tak abym po upadku złamał swój mały
palec prawej ręki tuż przed jego pierwszym stawem.
(Owa "Jin Cave", oraz historia tamtego złamania małego
palca, pokazane i opisane są na "Fot. #11" oraz w punkcie
#H1 z mojej odmiennej strony internetowej o nazwie
korea_pl.htm.)
Po złamaniu tego palca, udałem się do słynnego
profesora-specjalisty od złamań na uniwerystecie
w którym wykładałem. Jednak on właśnie testował
na swoich pacjentach nową metodę leczenia złamań
palców - jakiej wyniki zamierzał optymistycznie opublikować
w literaturze medycznej. Oczywiście, z tego powodu
odmawiał leczenia złamania metodą inną niż tą właśnie
testowaną przez siebie. Niestety, w moim przypadku
jego metoda "nie wyszła", zaś mój palec zrósł się zakrzywiony
jak młotek. Co gorsze, począwszy od owego czasu,
co jakiś czas palec ten doznawał przykrych bóli w
byłym miejscu swego złamania - jakie to bóle kiedyś
ludzie nazywali "łamaniem". Bóle te pojawiały się i
ustawały w niezbyt regularnych czasach, aczkolwiek
miałem je także w czasie najnowszych nawrotów
opisywanego tu zatrucia. Obecnie jednak łamania
tego NIE odczuwam. Być więc może, że też należą
one do symptomów wyleczonych piciem wody deszczowej -
aczkolwiek NIE mogę i wykluczyć, że po prostu czasowo
ustały one same, zaś kiedyś w przyszłości wznowią
się o niespodziewanym czasie, tak jak to czyniły już
uprzednio.
(3E) Zmniejszenie się wagi. Począwszy od
2017/8/28, kiedy to zacząłem systematyczne picie wody
deszczowej, nie miałem zbyt wielu okazji wychodzenia
z mieszkania. Po ostatnim nawrocie zatrucia NIE czułem
się bowiem zbyt dobrze, a ponadto niemal bez przerwy
padał deszcz i panowała zimna pogoda. Jednak po
niecałych dwóch tygodniach picia owej wody wyłoniła
się sytuacja, że zmuszny byłem do opuszczenia mieszkania.
Aby to uczynić, przebrałem się w odzież jaką zawsze
ubieram do wyjścia na miasto, a w spodniach jakiej mam
stale zapięty pasek ustawiony na mój wymiar. Po ubraniu
się stwierdziłem jednak z szokiem, że ów pasek jest zbyt
luźny i spodnie wykazują tendencję do spadania. Sprawdziłem
więc jaka jest moja waga. Okazało się, że była o nieco
ponad 2 kilogramy niższa niż przed zaczęciem picia
deszczówki. Trochę mnie to zmartwiło, bowiem tak
szybka utrata wagi (ponad 2 kg po niecałych 2 tygodniach)
wcale NIE musi być dobrą nowiną. Na szczęście, późniejsza
analiza historii moich uprzednich zmian wagi (streszczona
w punkcie #I2 poniżej na tej stronie) prowadziła do raczej
pozytywnego odkrycia, że owa utrata wagi niemal
z pewnością spowodowana została częściowym
naprawieniem przez czystszą wodę deszczową
zniszczeń i rozregulowań pracy mojego organizmu
jakie poczyniło długoletnie picie zatrutej chemicznie
wody gruntowej. Ponieważ zaś odkrycie i potwierdzenie,
że wzrost mojej wagi (a
stąd zapewne i wielu innych dzisiejszych ludzi) może
głównie być powodowany chemicznymi truciznami jakie
ja wypijam i zjadam, a NIE ilością kalorii jakie konsumuję
czy trybem życia, stanowiłoby raczej
rewolucyjne odkrycie 2017 roku - postanowiłem sprawę
raptownego spadku swej wagi dalej uważnie obserwować
i analizować. Pod takim też kątem widzenia będę teraz
monitorował dalej sytuację z moją wagą, raportując
i dokumentując swoje następne ustalenia w odrębnej
"części #I" niniejszej strony - szczególnie w zawartych
tam punktach od #I1 do #I3. Wszakże jeśli prawdą
na jaką się natknąłem jest, że to
pite i zjadane trucizny,
a NIE kalorie i tryb życia, powodują iż zarówno ja, jak
i wielu innych ludzi, coraz bardziej obrastamy tłuszczem,
wówczas w końcu znaleziony został efektywny sposób
jak trwale i bezbólowo się odchudzać niemal bez zmiany
naszych upodobań stołowych oraz bez zmiany naszego
trybu życia. Wszakże dla utraty wagi wystarczy wówczas
jedynie zaprzestać picia i zjadania owych trucizn.
Powinienem tu dodać, że w dniu 2017/9/13
(czyli po niecałych 3 tygodniach picia deszczówki)
odnotowałem utratę kolejnego kilograma swej wagi -
co wyjaśniłem dokładniej w (1) z punktu #E5 tej strony.
(3F) Znaczące wyblaknięcie wysypki na górnej
powierzchni prawej stopy. Dawniej w Polsce często
używane było przysłowie "na pochylone drzewo każda
koza skacze". Zgodnie z tym przysłowiem, kiedy mój
system immunologiczny uległ znaczącemu osłabieniu
w wyniku opisywanego tu zatrucia organizmu, zaczęły
się mnie przyczepiać najróżniejsze choróbska. Jedną
z nich, której istnienie odnotowałem po raz pierwszy
w życiu dopiero obecnego (2017) roku w KL po nawrocie
tam symptomów zatruciowych, była czerwona bezbolesna
wysypka, jaka pojawiła się na górnej powierzchni mojej
prawej stopy, tuż powyżej palców. Była podobna
do tego co po angielsku nazywają
shingles
(a co słowniki tłumaczą jako
polskie - półpasiec, zaś łacińskie - zoster).
Jednak pojawiła się ona na stopie, a NIE w okolicach pasa,
była bezbolesna, oraz zajmowała tylko niewielki obszar
stopy - faktycznie cały obszar tej wysypki można było
zakryć kciukiem. W KL często na nogi zakładam rodzaj
przewiewnych "motylków", górna powierzchnia których
jest otwarta na przepływ powietrza, a stąd otwarta też
na wszelkie lokalne zarazki, grzybnie, itp. - jakich jest
mnóstwo w tym tropikalnym kraju. Ponieważ wysypka
ta była bezbolesna i zlokalizowana w miejscu na stopie
jakie NIE wzbudzało reakcji czy obrzydzenia u innych
ludzi, zupełnie ją zignorowałem. Zaczęła mnie niepokoić
dopiero po powrocie do NZ, kiedy odnotowałem, że wcale
NIE ustąpiła, a wygląda równie jaskrawo i nieprzyjemnie,
jak w KL. Kiedy jednak zacząłem picie deszczówki,
odnotowałem iż jej jaskrawa czerwoność stopniowo
zanika. Po około dwóch tygodniach picia wody
deszczowej wysypka ta wyblakła do tego stopnia, że
gdybym NIE wiedział gdzie poprzednio ją miałem, NIE
potrafiłbym jej już tam wypatrzeć. Pozostały bowiem
po niej jedynie trudne do odróżnienia nieco pociemniałe
kropki, podobne do najróżniejszych innych miniaturowych
skaz jakie w moim wieku typowo ma się już na niemal
całej powierzchni skóry.
(3G) Zaniknięcie symptomów już czwartej z kolei grypy
załapanej zimą 2017 roku. W (1) z punktu #E5 opisałem,
że zimą 2017 roku załapałem aż cztery "grypy", jedna po drugiej,
pomiędzy którymi wystąpiły jedynie niewielkie (kilkudniowe)
przerwy "jakby wyzdrowienia". Czwartą z nich załapałem dnia
2017/9/13. Spodziewałem się po niej, że jak poprzednie, potrwa
ona około 2 tygodnie, a może nawet około miesiąca. Jednak
w poniedziałek, 2017/9/18 rano, po zbudzeniu się odkryłem,
że wszystkie symptomy tej czwartej "grypy" zupełnie zaniknęły.
Znaczy zaniknęły: kichanie i katar, ból gardła, gorączka, oraz
ból głowy, jakie mnie trapiły podczas 5 dniowego trwania tej
"grypy" (tj. jakich nasilenie wzrastało przez pierwsze 3 dni,
potem zaś malało przez następne 2 dni). Zanik tych symptomów
wyjaśniam sobie uzdrawiającym działaniem wody deszczowej,
jaką nieustannie piję począwszy od 2017/8/28 i na bazie jakiej
przygotowywane są wszystkie moje posiłki. Powinienem tutaj
jednak dodać, że do symptomów tej czwartej "grypy" NIE zaliczam
symptomów jakie moim zdaniem wynikają z trwałego zatrucia mojego
organizmu chemikaliami - np. owego upartego kaszlu, jaki trapi
mnie już od 2017/8/15 (ponieważ kaszel ten zainicjował się u
mnie znacznie wcześniej niż owa "grypa", zaś jego działanie
było wyraźnie związane z działaniem trucizn i chemikalii jakie
zjadałem). Do symptomów tej grypy nie zaliczam także owych
bóli mięśni (też opisanych w (1) z punktu #E5), ponieważ
bóle te odczuwałem jeszcze przed pojawieniem się
symptomów tej "grypy", a ponadto trwają one także nawet i
dzisiaj, tj. kiedy dnia 2017/9/18 spisywałem niniejszy paragraf
(ja nadal wierzę, że bóle te mogą być rodzajem stanu
cold turkey -
indukowanego przez odtruwające mój organizm działanie
deszczowej wody).
(3H) Stopniowy zanik owego upartego kaszlu pobudzającego
wymioty. Kaszel ten okazał się być symptomem zatrucia
jaki jest najmniej podatny na wyeliminowanie którąkolwiek
z obu głównych metod leczenia jakie używałem obecnej zimy
i wiosny 2017 roku (tj. NIE dawał się on łatwo wyeliminować
ani (1) piciem wody kokosowej ani też (3) piciem wody
deszczowej), zaś jedyną remedą która pozwoliła wyeliminować
go niemal natychmiast było owo (2) ziołowe "tygrysie mleko"
jakiego użycie opisałem w punkcie #G2.3 swej innej strony o nazwie
healing_pl.htm.
Nie tylko iż kaszel ten NIE ustawał po tym jak dnia 2017/8/28
podjąłem systematyczne picie deszczówki, ale wręcz przez
pierwsze dwa tygodnie picia deszczówki, tj. do około
2017/9/13, intensywność ataków tego kaszlu nawet
stopniowo się nasilała. Dopiero podczas trzeciego tygodnia
picia deszczówki, intensywność owego kaszlu zaczęła szybko
maleć. W sobotę dnia 2017/9/16 przekształcił się on w sporadyczne
pokaszliwanie NIE wiodące już do wymiotów, pozwalając mi
w ten sposób na uczestniczenie w naszej tradycyjnej sobotniej
mszy. Podczas owej mszy zaszokowało mnie jednak jak masowe
jest już zatrucie społeczeństwa NZ. Ponad połowa bowiem
obecnych w kościele pokaszliwała w sposób podobny jak ja
i moja żona. Można zaś było się domyślać, że ci którzy mieli
ostrzejsze ataki owego kaszlu wiodące ich do wymiotów, zapewne
po prostu pozostawali w domach - tak jak ja to czyniłem uprzednio.
Jeśli więc zatrucia jakie indukują takie pokaszliwania będą wstępem
do jakichś poważniejszych chorób i komplikacji (co jest niemal
pewne - bowiem jest zgodne z odkryciem Hipokratesa, stwierdzającym że
śmierć zaczyna się od jelit),
wówczas już niedługo NZ czeka istna chorobowa i śmiertelna
lawina. Ów szybki zanik mojego kaszlu w trzecim tygodniu
picia deszczówki spowodował, że kiedy rano w poniedziałek
dnia 2017/9/18 zbudziłem się ze snu, z radością odnotowałem,
że NIE tylko owa krótka grypa, ale także i ów kaszel, oba
całkowicie u mnie zaniknęły.
Mogłem więc spokojnie oddychać pełną piersią, NIE
czując żadnego drapania w oskrzelach. Od owego rana
zupełnie NIE zakaszlałem ani jednego razu przez całe następne
półtorej doby - co dla mnie było oczywistą oznaką wyleczenia
kaszlu. Ciekawe też, że ów całkowity zanik kaszlu nastąpił w
tym samym momencie czasowym jak opisany powyżej w (3G)
całkowity zanik mojej kilkudniowej grypy. Najwyraźniej Bóg
celowo udzielił mi oba te wyleczenia, abym dla lepszego
zrozumienia (i opisania) skomplikowanych spraw zdrowotnych
mógł klarowniej pooddzielać od siebie dwa odrębne fazy swej
choroby. Jak bowiem się okazało, zarówno ów kaszel, jak
i wszystkie inne objawy (symptomy) mojego zatrucia, uległy
nawrotowi już półtora dób później, tj. pod wieczór we wtorek
dnia 2017/9/19. Tyle, że tym razem ich nawrót NIE był już
eksplozyjny jak trzy poprzednie razy, a wolny i stopniowy.
Pełny zakres powrotu uprzednich symptomów zatrucia
odnotowowałem dopiero po dwóch następnych dobach.
Ponieważ ów czwarty z kolei obecnej zimy i wiosny 2017
roku nawrót objawów mojego zatrucia, mający miejsce na
przekór nieustającego picia deszczówki, zupełnie zmienia
naturę i zachowania choroby zatruciowej jaka mnie trapi -
pełniejszą więc analizę wszelkich wynikających z tego
konsekwencji zdecydowałem się zaprezentować w
odrębnym (następnym) punkcie #E3 tej strony.
Do powyższego powienienem dodać, że już po naszym
powrocie z wakacji w KL oraz w parę dni po mnie, tj.
około 2017/8/17, u mojej żony też zainicjował się taki
sam kaszel zatruciowy - i to na przekór iż żona też
wyleczyła uprzednio w KL ten sam kaszel najpierw
antybiotykami a potem ponownie "tygrysim mlekiem",
oraz na przekór iż jej organizm i system immunologiczny
zdaje się być bardziej odporny niż mój na ataki chorób.
Po zainicjowaniu ów kaszel stopniowo u niej się nasilał,
aby w poniedziałek dnia 2017/9/18 osiągnąć potężny
poziom wymiotowania. Pomimo moich rad, żona jednak
NIE podjęła picia deszczówki, do której najwyraźniej ma
jakieś uprzedzenie. Za to następnego dnia poszła do lekarza.
Ja sądziłem, że wróci z następną dozą antybiotyków - jednak
się okazało, że lekarz ją poinformował iż ów kaszel ma
"wirusową naturę", a stąd NIE daje się leczyć antybiotykami.
Odesłał ją więc do domu bez żadnych leków na kaszel.
Dopiero nie mając leków na ów kaszel, moja żona posłuchała
mojej rady, że trzeba wymiotować kiedy następuje silny atak
tego kaszlu, ponieważ zwymiotowanie czasowo go eliminuje.
Od tego czasu już mi się przyznała, iż moja rada czyni u niej
ten kaszel mniej intensywny. Wody deszczowej jednak nadal
żona NIE pije - co w zgodzie z działaniem "pola moralnego"
ma zarówno złe jak i dobre następstwa (np. dobrym następstem
jest, że dzięki jej uprzedzeniu do wody deszczowej mogę
obecnie porównywać efekty leczenia symptomów zatrucia
u mnie wodą deszczową, z efektami leczenia takiego samego
zatrucia u mojej żony metodami dzisiejszej oficjalnej medycyny).
Tak nawiasem mówiąc, to kiedy powróciliśmy z wakacji,
odebraliśmy naszego kota z "hotelu dla kotów" zdrowego
i pełnego energii. Hotel ten jest jednak położony z dala
od Petone i używa inne niż my zaopatrzenie w wodę.
Ponadto żywią tam koty w bardziej naturalny niż moja
żona sposób (tj. bez użycia owych przemysłowo
produkowanych kocich konserw i pastylek). W
jakiś jednak czas po powrocie kot zaczął chorować.
Jego symptomy były podobne do moich zatruciowych -
tyle że NIE miał napadów owego wymiotowego kaszlu.
W rezultacie, od czasu naszego powrotu z wakacji w
KL, aż dwukrotnie nasz kot był już u weterynarza. Za
pierwszym razem otrzymał jakieś tabletki na zapalenie
jelit, jakie zupełnie mu NIE pomogły. To ów uprzedni
brak poprawy jego zdrowia właśnie spowodował, że
żona zgodziła się wówczas aby wolno mi było dawać
mu deszczówkę do picia. Gdy żona drugi raz zabrała
kota do weterynarza w dniu 2017/9/18, kot otrzymał
jakiś zastrzyk, przeznaczenie jakiego NIE jest mi znane
(też coś na problemy z jelitami), jednoczesnie weterynarz
sprzedał żonie jakieś specjalne i bardzo drogie suche
pożywienie dla kotów chorych na jelita. Po owych
drugich odwiedzinach weterynarza nasz kot wyraźnie
zaczyna się zachowywać jakby czuł się nieco
lepiej (żona wierzy, iż od owego zastrzyka i od
specjalnego pożywienia, ja zaś wierzę, iż ponieważ
nasz kot od sporego już czasu pije wodę deszczową).
(4)
Zmiany samopoczucia jakie odnotowałem po podjęciu
systematycznego picia wody deszczowej. Picie
wody deszczowej odnotowalnie zmienia też moje
samopoczucie. W miarę jak będę odnotowywał "co"
i "jak" w owym samopoczuciu uległo zmianie, poniżej
będę to spisywał. Oto więc mój raport:
(4A) Utwierdzenie w świadomości, iż Bóg jednak
"NIE machnął jeszcze na mnie ręką", a nadal się troszczy.
Muszę tu się przyznać, że takie powtarzalne odnawianie
się moich zatruć z coraz to większą siłą, na mnie zadziałało
wysoce przygnębiająco. Wszakże tylko w 2017 roku,
zaczynając się jeszcze w kwietniu, do chwili pisania tego
paragrafu w końcu sierpnia, było 2 razy wyleczone poczym się
odnowiło już 3 raz, trapiąc mnie (z kilkudniowymi przerwami)
już przez około 5 miesięcy, zaś do chwili kiedy zaniechałem
dalszego raportowania na tej stronie swych przedsięwzięć
(z powodów opisanych w "części #K" tej strony) - było 3 razy
wyleczone poczym odnowiło się po raz czwarty, trapiąc
mnie już przez ponad pół roku. Zacząłem więc się obawiać,
że być może, jak to w czasach mojej młodości się mawiało,
"Bóg już machnął na mnie ręką". (W czasach mojej
młodości niektóre informacje bardziej wymownie niż werbalnie
przekazywało się gestami, np. dezaprobatę kogoś i odcinanie
się od mienia z tym kimś czegokolwiek do czynienia, wyrażało
się unikalnym "machnięciem ręką" w bok, wyglądającym
jak zniecierpliwione odpychanie tego kogoś od siebie -
niestety, w dzisiejszych czasach ludzie są zbyt zajęci
wygniataniem paznokciami wiadomości na swoich
"hand-phones" lub klawiaturach, aby nadal wiedzieć
jak cokolwiek istotnego zakomunikować komuś gestem
czy nawet werbalnie.) Stąd kiedy zacząłem doświadczać
na sobie, że picie wody deszczowej NIE tylko zwolna
przezwycięża symptomy wiolomiesięcznych zatruć, a na dodatek
za pośrednictwem owej metody działania Boga opisywanej
w punkcie #C3 niniejszej strony pod nazwą "Beginner's
luck", stara się zainspirować mnie do podjęcia głębszych
studiów deszczówki i do szukania sposobu pozyskiwania
jej aromatycznej odmiany "pachnącej i smakującej
wiatrem", moje uprzednie przygnębienie nagle zniknęło,
zaś samopoczucie wróciło do poprzedniego poziomu mojego
optymizmu i zadowolenia z życia. Dodatkowym impulsem
do nawrotu tego optymizmu, było wzbudzające ciarki
na moich plecach zdarzenie, jakiego doświadczyłem dzisiaj
rano (tj. w dniu pisania niniejszego paragrafu w czwartek,
2017/8/31). Mianowicie, ponieważ całą noc silnie padało,
a stąd moja miednica była już pełna deszczówki, chciałem
aby na śniadanie sporządzić herbatę (i aby sprawdzić
smak samej wody) z właśnie upadłego nocnego deszczu.
Jednak na dworze silnie padało, zaś ja byłem ubrany tylko
w piżamę. W myślach poprosiłem więc Boga, aby na chwilę
zatrzymał deszcz. Na moich plecach pojawiły się jednak
ciarki niesamowitości, kiedy faktycznie tak się stało - deszcz
bowiem raptownie ustał, pozwalając mi w oszołomieniu
wyjść do ogrodu w piżamie i nabrać z miednicy świeżo
opadłej wody bez zostania zmoczonym. Oto więc byłem
obiektem i świadkiem wzbudzającego ciarki na moich
plecach zdarzenia, kiedy to wszechpotężny Bóg o
nieskończonym majestacie i wiedzy, który najpierw stworzył,
zaś obecnie zarządza całym światem fizycznym, zatrzymał
na krótką chwilę deszcz aby mikroskopijna mrówka (do jakiej
ja się poczuwam porównywalny np. przy wielkości Ziemi -
która to Ziemia też wszakże jest niewypowiedzianie
miniaturowa w porównaniu np. z ogromem całego świata
fizycznego) mogła nabrać sobie deszczówki bez zmoczenia
swej piżamy. Wkrótce też po moim powrocie do mieszkania
silny deszcz ponownie powrócił do swego normalnego padania.
Było to już drugie chwilowe zatrzymanie dla mnie deszczu
przez Boga, jakie doświadczyłem w całym swym życiu, a
jednocześnie w obecnym 2017 roku. Pierwsze zatrzymanie
deszczu na moją prośbę miało bowiem miejsce podczas
wakacji w KL też w 2017 roku. Byłem tam umówiony, że
przejdę do pobliskich znajomych o ściśle uzgodnionej godzinie,
jednak nieco wcześniej rozpętała się silna burza z piorunami.
Ponieważ godzina przejścia do znajomych właśnie nadeszła,
a z nieba lały się potoki tropikalnego deszczu, stojąc już
w drzwiach w myślach poprosiłem Boga, aby na czas
mojego przejścia zatrzymał deszcz i burzę. Ku swojemu
zdumieniu, deszcz i pioruny raptownie ustały, zaś
ja mogłem bez zmoczenia ubrania i bez strachu
zostania porażonym piorunem przejść ulicą do
niedaleko mieszkających znajomych. (Owa ulica,
wzdłuż której musiałem przejść jakieś 300 metrów,
po bokach zaś której porastają wysokie tropikalne
drzewa jakie są ulubionym celem uderzeń piorunów,
jest pokazana na "Fot. #H3" z mojej strony o nazwie
fruit_pl.htm.
Powinienem tu dodać, że w 1993 roku, tj. wkrótce
po rozpoczęciu mojej profesury w KL, aż 3 policjantów
zostało zabitych piorunem, który uderzył w jedno
z takich wysokich tropikalnych drzew rosnących
na poboczu szosy niedaleko mojego ówczesnego
mieszkania.) Kiedy wszedłem w drzwi znajomych
deszcz ponownie zaczął padać, a pioruny bić. Przez
długi czas przypominanie sobie tamtego zdarzenia też
indukowało ciarki niesamowitości na moich plecach.
Trzeciego zatrzymania deszczu doświadczyłem
w dniu 2017/9/9. W owym dniu wypadała konferencja,
o jakiej od dawna już wiedzieliśmy iż oboje z żoną
weźmiemy w niej udział (to na owej konferencji m.in.
żona pstryknęła mi fotografię pokazaną powyżej
na "Fot. #A1). Niestety, w prognozie pogody nadanej
w telewizji uprzedniego dnia, zapowiedzieli że nadal
będzie wówczas padał obfity deszcz i wiało silne
wietrzysko. Moja żona zaczęła się martwić jak dostaniemy
się na ową konferencję przy tak fatalnej pogodzie. Ja
jednak starałem się ją uspokoić, aby się NIE martwiła,
bowiem ja poproszę Boga aby powstrzymał deszcz
kiedy będziemy już wybierali się w drogę (ja poprzednio
poinformowalem żonę o obu przypadkach zatrzymania
przez Boga deszczu na moją prośbę - oczywiście
moja sceptyczna żona uważała, iż były to tylko
zbiegi okoliczności). Jak też obiecałem, tak natychmiast
w myślach faktycznie poprosiłem Boga o zatrzymanie
deszczu na czas naszej drogi "do" oraz "z" owej konferencji.
Następny dzień, jak uprzednie, zaczął się od deszczu
i wichury. Nie wyglądało aby jakaś zmiana pogody
się szykowała. Kiedy jednak nadeszła chwila naszego
wyjścia w drogę na konferencję, deszcz nagle ustał i
pojawiło się słońce. Pod koniec drogi nawet nasi znajomi
skomentowali, że to bardzo dziwne iż pogoda tak nagle się
zmieniła na sprzyjającą. Wówczas ja cicho przypomniałem
swej żonie, iż jest tak ponieważ ja poprosiłem Boga
o bezdeszczową pogodę. Ona się roześmiała i głośno
poinformowała znajomych, że tak sprzyjająca pogoda
zapanowała ponieważ ja się w tej sprawie modliłem -
poczym dodała, iż zapewne musiałem bardzo intensywnie
się modlić, skoro Bóg aż tak nasłonecznił całą naszą
drogę. Był to więc zaledwie trzeci raz w moim życiu, kiedy
poprosiłem Boga o zatrzymanie deszczu, oraz już aż
trzeci raz, kiedy Bóg w swojej łaskawości spełnił tę moją
prośbę. (Ja ogromnie rzadko proszę Boga o cokolwiek dla
siebie - tak jak wyjaśniłem to w punkcie #G7 swej strony
will_pl.htm.)
(4B) Zmiana mojego nastawienia do deszczu i do dowolnej pogody.
Przed zdecydowaniem, iż będę pił deszczówkę, oraz przed zbudowaniem
swej instalacji do pozyskiwania deszczówki, jedyny rodzaj pogody jaką
chciałem aby nieustannie panowała, były słoneczne dni. Lubiłem więc
mniej niż połowę pogody jaka panowała w NZ, bowiem deszcz pada
tu bardzo często. Deszcz zaś mnie przygnębiał, bowiem trudno było
czynić cokolwiek interesującego kiedy padało. Obecnie jednak moje
nastawienie do pogody diametralnie się zmieniło. Zacząłem lubieć
całe 100% pogody jaka aktualnie panuje. Deszcze obecnie lubię
i się nimi cieszę, ponieważ przysparzają mi wody do picia, jakiej
narazie ciągle mam zgromadzone niewiele. Z kolei słoneczna i
bezdeszczowa pogoda pozwala mi wychodzić z mieszkania
i dokonywać czegoś interesującego, czego wykonanie sobie
zaplanowałem.
(4C) Stopniowy powrót moich możliwości twórczych.
W okresach kiedy męczyły mnie objawy zatrucia, jednym
z tych objawów było, że NIE mogłem się skoncentrować
na żadnej pracy umysłowej - nawet tak prostej jak napisanie
emaila. Począwszy więc od kwietnia 2017 roku, aż prawie
do końca sierpnia 2017 roku, niemal zupełnie zaprzestałem
wszelkich działań badawczych i kontaktów z zewnętrznym
światem. Jedyne chwile bowiem, kiedy mogłem dokonać
jakichkolwiek działań wymagających umysłowego wysiłku,
następowały w owych rzadkich przerwach pomiędzy
kolejnymi nawrotami objawów moich zatruć. W miarę
jednak kiedy począwszy od 2017/8/28 systematycznie
zacząłem pić wyłącznie wodę deszczową, a także
zjadać posiłki gotowane na wodzie deszczowej, moje
zdolności twórcze i możliwości wykonywania pracy
umysłowej zaczęły zwolna powracać. Jednym zaś z
produktów tego powracania jest wzrost mojej zdolności
do rzetelnego spisywania niniejszego raportu.
(5)
Zmiany nastawień do picia wody deszczowej zaszłe w
moim otoczeniu. Oto mój raport w tej sprawie:
(5A) Częściowa zmiana nastawienia i poglądów
u mojej żony nawykłej do wierzenia propagandzie oficjalnych
autorytetów. Kiedy podjąłem decyzję przejścia na picie
i gotowanie bazujące wyłącznie na wodzie deszczowej,
moja żona była wyjątkowo sceptyczna i otwarcie wroga tej idei.
Na początku więc musiałem deszczówkę samemu wlewać
do garnków, bowiem żona odmówiła dokładania swej
ręki do tego co picie tej wody u mnie jakoby spowoduje.
W miarę jednak jak moje symptomy zanikały, nastawienie
i poglądy żony zaczęły się zmieniać. Po około dwóch
tygodniach już sama zaczęła pobierać deszczówkę do
gotowania, a nawet zaczęła dawać ją do picia naszemu
kotu (który też wykazywał symptomy zatrucia podobne
do moich). Zaczęła też mi przypominać kiedy trzeba
było przelać właśnie spadłą deszczówkę do naszego
pojemnika zbiorczego. Niemniej na przekór iż minęło
już około trzech tygodni od czasu kiedy rozpocząłem
systematyczne picie deszczówki, sama moja żona
nadal pije wodę gruntową z kranu i ignoruje moje
rady aby też zaczęła pić deszczówkę, a także
nadal gotuje dla siebie na wodzie gruntowej z kranu
wszystkie chińskie czy malezyjskie dania o jakich
wiadomo, że ja ich NIE lubię i stąd NIE będę ich jadł.
(5B) Wyrobienie sobie nawyku przez naszego kota,
aby wybiegać do ogródka i pić deszczówkę ze zbierającej
ją miednicy. Równocześnie ze mną nasz kot też był (i
nadal jest) chory, wykazując symptomy zatrucia podobne do moich
(np. zaprzestał jedzenia, wymiotował, stał się ospały, przestał
wychodzić na zewnątrz, a nawet krew pojawiła się w
jego odchodach - żona udała się z nim do weterynarza,
jednak otrzymane lekarstwo nic mu NIE pomogło).
Niestety, żona zabroniła mi dawać mu deszczówkę do
picia. Jednego dnia oboje z żoną zobaczyliśmy jednak przez
okno, jak nasz kot długo pił deszczówkę ze zbierającej
ją miednicy (ja potem wylałem resztę tej wody ponieważ
wierzyłem, że jest już skażona jego bakteriami). Po owym
przypadku, zmuszony byłem konkurować po deszczach,
który z nas obu (tj. ja, czy kot) pierwszy wybiegnie do ogródka
aby pozyskać właśnie zebraną deszczówkę. Jednocześnie
zdrowie kota zaczęło nieco się poprawiać. W końcu, po
niemal dwóch tygodniach, moja żona widząc poprawę zdrowia
u mnie i u kota, zgodziła się abyśmy i kotu zaczęli dawać
deszczówkę do picia. Niemniej chociaż kot pije tę już
przegotowaną deszczówkę jaką mu podajemy w mieszkaniu,
ciągle (gdy ma ku temu okazję) woli konkurować ze mną
w szybkim wybieganiu po deszczu do ogródka aby napić
się tam świeżo opadłej wody deszczowej ze zbierającej
ją miednicy. Najwyraźniej nieprzegotowana deszczówka,
zgodnie z instynktowną wiedzą kota, ma jakieś dodatkowe
cechy lecznicze, niż deszczówka już przegotowana.
* * *
Chociaż tylko kobiety twierdzą o mężczyznach,
że każdy z nich jest jednakowy, natomiast mężczyźni
w każdej kobiecie doszukują się odmienności,
faktycznie organizmy
wszystkich ludzi są do siebie bardzo podobne.
Wszakże wszyscy jesteśmy stworzeni na
"wzór i podobieństwo" tego samego Boga.
W genach nas wszystkich mamy też
zaprogamowane podobne organy i ich funkcje.
To nasze podobnieństwo podkreślam tutaj aby
uświadomić, że skoro opisywane tu sytuacje
i zdarzenia doświadczyły mnie, jest też raczej
duża szansa iż doświadczą one także sporą
grupę innych ludzi - być może nawet i ciebie
czytelniku, albo kogoś z twoich najbliższych.
Dobrze więc poznać to co tutaj raportuję
na bazie sumiennie dokonywanych przez
siebie empirycznych obserwacji. Wszakże
pozwala to rozumieć lepiej to co przytrafi
się osobom doświadczanym podobnie jak
ja, a także ma potencjał aby wskazać jak
starać się eliminować niektóre problemy.
Rys. #E1: Oto rysunek ręki pozwalający na
przypomnienie czytelnikowi nazw kolejnych
palców w kilku powszechnie używanych językach
świata, tj. (p) - polskim, (g) - niemieckim, (e) -
angielskim, (s) - hiszpańskim, oraz (m)
łacińskim (obecnie używanym przez medyków).
Rysunek ten przygotował mój przyjaciel Dominik
Myrcik w dniu 2017/9/2 - aby zilustrować położenie
stawu w kciuku, bóle w jakim torturują mnie (tj.
dra Jana Pająk) nieprzerwanie począwszy już
od 2011 roku, zaś znaczące podleczenie bóli
którego piciem wody deszczowej opisałem powyżej
w punkcie #E2 tej strony. Oto nazwy poszczególnych palców:
1: (p) - kciuk, (g) - Daumen, (e) - thumb, (s) - pulgar lub dedo pulgar, (m) - pollex.
2: (p) - palec wskazujący, (g) - Zeigefinger, (e) - index finger (też pointer finger, fore finger), (s) - dedo índice, (m) - digitus secundus manus.
3: (p) - palec środkowy, (g) - Mittelfinger, (e) - middle finger, (s) - dedo medio, (m) - digitus me'dius.
4: (p) - palec serdeczny lub czwarty, (g) - Ringfinger, (e) - ring finger, (s) - dedo anular, (m) - digitus annula'ris.
5: (p) - mały palec, (g) - Kleiner Finger, (e) - pinky (also known as baby finger), (s) - dedo meńique, (m) - digitus mi'nimus ma'nus.
#E3.
Czwarty z kolei nawrót symptomów zatrucia, jaki
doświadczyłem po zimie 2017 roku począwszy
od 2017/9/19 i to na przekór nieustającego
picia wody deszczowej, która uprzednio
wyleczyła wszystkie te symptomy:
Niestety, wielu chorób NIE daje się trwale
wyleczyć. Ich faktyczne przyczyny wykazują
bowiem posiadanie rodzaju "zbiorowej
inteligencji", jaka pozwala im adaptować
się do naszych kolejnych broni, które przeciwko
nim używamy, poczym odnawiać się i nawracać
już po uprzednim czasowym ich wyleczeniu.
W niniejszym punkcie opiszę więc następny,
czwarty już z kolei podczas zimy i wiosny 2017
roku, nawrót symptomów mojego zatrucia się
NZ wodą gruntową i żywnością, jakiego doświadczyłem
dnia 2017/9/18. Opiszę tu także logiczne wnioski
jakie z powodu tego nawrotu symptomów mi się
nasuwają. Później zaś będę tu też raportował
dalsze problemy z kontynuacją swego leczenia
tego ponad pół roku ciągnącego się pasma zatruć.
Do chwili czwartego już po zimie 2017 roku nawrotu
symtomów mojego zatrucia (tych opisanych w (3H)
z punktu #E2), ciągle wierzyłem, że istnieje jakieś
lekarstwo lub metoda leczenia, pozwalające aby
symptomy te dało się trwale wyeliminować. Jednak
ów czwarty w przeciągu zaledwie około pół roku ich
nawrót, upewnił mnie iż pojedyńcze takie lekarstwo
prawdopodobnie NIE istnieje. Jednocześnie moje
analizy ujawniły, że zapewne aż cały szereg odmiennych
powodów doprowadziło do takiej sytuacji. Te z owych
powodów, które już poznałem, obejmują:
(A) Rodzaj zatruciowej
Rosyjskiej Ruletki
(po angielsku zwanej "Russian rulette") na jakiej
działanie wystawia nas dzisiejszy przemysł spożywczy,
rolnicy, rządy, a także osoby przygotowujące posiłki
(np. żony). Chodzi bowiem o to, że obecny
przemysł spożywczy, rolnicy i rządy, są uspokajani
wynikami opłacanych przez nich (a stąd kłamliwych)
badań, wykonywanych przez niektórych dzisiejszych
zawodowych luminarzy nauki. Bez przerwy więc
faszerują naszą żywność i wodę coraz większą
liczbą najróżniejszych chemicznych trucizn. Z kolei
osoby przygotowujące posiłki, wierzą w zapewnienia
ogłoszeń przemysłu spożywczego i rządów, że zjadanie
tych trucizn jest jakoby "bezpieczne". Aby zaś naszą
żywność i wodę jeszcze bardziej pozatruwać, wszystkie
inne dziedziny naszego życia też podejmują najróżniejsze
wielkoskalowe działania zatruwające. W rezultacie,
cokolwiek byśmy dziś NIE zjadali czy pili, NIE mamy
najmniejszego pojęcia jakie długoterminowe następstwa
na nasze organizmy wywołają zawarte w tym trucizny.
Stąd, np. przemysł spożywczy, rolnicy, rządy i osoby
przygotowujące nasze posiłki, udostępniając żywność
o nieznanym i losowo różniącym się poziomie zatrucia
immunologicznie już co bardziej osłabionym z nas
(w tej liczbie i mnie), faktycznie jakby przystawiali nam
do głowy ów załadowany jednym nabojem pistolet z
"Rosyjskiej Ruletki" i pozwalali abyśmy nacisnęli na
spust swym zjedzeniem danej porcji być może wysoce
zatrutej żywności. Nigdy bowiem NIE wiemy, kiedy
niewinne zjadzenie lub wypicie czegoś następnego
z zakupywanej żywności, spowoduje u nas eksplozję
choroby i śmierć.
(B) Zaopatrzenie przez Boga wszelkich zwalczanych
przez ludzi szkodliwych organizmów w rodzaj "zbiorowej
inteligencji". Tylko bowiem w ten sposób wyrównywana
jest szansa przeżycia zarówno przez organizmy, które ludzie
potrzebują, jak i przez organizmy, które ludzie zwalczają. Z
kolei ta "zbiorowa inteligencja" pozwala owym szkodliwym
organizmom adaptować się do kolejnych metod ich zwalczania
przez ludzi, a stąd i przeżywać oraz nawracać swoje istnienie
już po doświadczeniu zwalczenia przez ludzi jakąś nową metodą
lub substancją. Tylko więc aprobowane przez ludzi żywe organizmy
NIE mają takiej nadanej im przez Boga "zbiorowej inteligencji",
stąd w przypadku jeśli ktoś, lub coś, zacznie je zwalczać lub
tępić, wówczas trwale wymrą. Natomiast w przypadku bakterii,
pasożytów, szkodliwych owadów (np. komarów, karaluchów),
itp., aby utrzymywać je pod kontrolą, trzeba najpierw pokonać
działanie owej ichniej "zbiorowej inteligencji" np. poprzez
wyeliminowanie środowiska jakie pozwala im się mnożyć
i kwitnąć, albo poprzez nieustanne wynajdowanie coraz
to następnych sposobów ich zwalczania. W odniesieniu
więc do wody i żywności zatruwanej przez przemysł,
rolnictwo, rządy, itp., jakie to zatruwanie w efekcie końcowym
formuje w naszych jelitach sprzyjające warunki do rozwoju
morderczych bakterii (zgodnie z mechanizmem działania
owych trucizn wyjaśnionym w punkcie #I3 tej strony), stąd aby
szybko NIE umrzeć, najpierw konieczne staje się znalezienie
sposobów zupełnego uniezależniania się od potrzeby dalszego
konsumowania tych trucizn (co dzisiaj jest ogromnie trudne),
a na dodatek trzeba szybko też znaleźć i wdrożyć sposoby
wyeliminowania następstw zakumulowania się w naszym
organiźmie już powprowadzanych tam trucizn (co moim
zdaniem jest jeszcze trudniejsze).
(C) Niemożność wypełnienia wszystkich z licznych
wymogów i zabiegów odzyskiwania zdrowia, a nawet tylko
tych kilku, jakie już są mi znane i jakie już wyszczególniłem w
punkcie #I3 niniejszej strony. Szczególnie owa niemożność
wypełnienia wszystkich wymogów prześladuje osoby, które
podobnie jak ja, mają osłabioną odporność immunologiczną
swego organizmu, podeszły wiek, są trapieni stresem
konieczności tułania się po świecie, nieustającą niepewnością
jutra, są doświadczani obelgami, poniżeniami, atakami,
długoterminowo przeżywają trudności życiowe, itp. Bez
zaś wypełnienia wszystkich wymaganych, lub chociaż
najważniejszych, z owych wymogów, a stąd bez udowodnienia
Bogu iż zasłużyło się na wyzdrowienie, zapewne powrót
do zdrowia NIE będzie przyznany.
(D) Brak gruntownych badań systemowych problemu
masowego już obecnie zatruwania żywności, podobnych do
badań jakie ja staram się wykonać swoimi ograniczonymi
możliwościami i jakie opisuję na tej stronie. Brak ten zaś
powoduje, że dzisiejsza oficjalna medycyna najwyraźniej nadal
"NIE ma zielonego pojęcia", że taki problem wogóle istnieje, a
stąd nadal NIE jest zdolna do wyznania się na tym "co jest grane"
i jak opanować lub chociaż załagodzić tę zatruciową epidemię.
Typowi dzisiejsi lekarze nadal zdają się więc beznadziejnie
błądzić w swych ocenach sytuacji, źródeł, powodów i mechanizmów
działania chorób jakie trapią ich pacjentów, a stąd efektywność
ich interwencji jest coraz bliższa zera. Oznakami zaś tego braku
efektywnych zabiegów leczniczych powoduje, że liczba chorób
i zachorowań lawinowo rośnie, że jednymi z najczęściej pojawiających
się w telewizji ogłoszeń stają się reklamy najróżniejszych lekarstw
jakoby pomagających na coraz liczniejsze dolegliwości, że
w aptekach pojawiają się coraz dłuższe kolejki zaś liczba aptek
szybko narasta, oraz że rosnąca liczba naszych znajomych
właśnie jest na coś chora, lub już umarła.
Wszystkie powyższe powody wzięte razem czynią,
że skuteczna motoda trwałego leczenia chorób,
typu trapiące mnie zatrucie NZ wodą i żywnością,
ani NIE jest jeszcze znana i dopiero trzeba ją
wypracować, ani zapewne NIE daje się zwyczajnie
dokonać jednym zabiegiem leczniczym, czy jednym
lekarstwem. Do znalezienia więc sposobów leczenia
takich chorób trzeba podejść wysoce systemowo
i długofalowo.
Powyższe oznacza, że podczas gdy będę kontynuował
picie wody deszczowej aby nią eliminować ze swego
życia niebezpiecznie już zatrutą NZ wodę gruntową,
jednocześnie będę szybko musiał poszerzyć na
bardziej "systemowe" swoje podejście do zwalczania
efektów tego zatrucia. Raportowanie zaś przebiegu
i efektów tego "systemowego" podejścia, jeśli Bóg
mi na to pozwoli, będę kontynuował na niniejszej stronie.
#E4.
Jakich od dawna dobrze mi znanych symptomów zatrucia wodą
gruntową, picie wody deszczowej prawdopodobnie zupełnie NIE
eliminuje, lub eliminuje tylko z najwyższą trudnością, bowiem po
podjęciu picia tej wody owe symptomy NIE wykazują tendencji do zanikania:
Niestety, praktyka już mi wykazała, że picie
wody deszczowej NIE eliminuje zauważalnie,
ani NIE pomniejsza, wszystkich symptomów
doznawanych podczas każdego z zatruć wodą
gruntową, o jakich istnieniu jestem świadomy.
W tym punkcie #E4 opiszę więc te symptomy,
jakie trwały u mnie najdłużej, a niekiedy
wykazywały nawet wzrost swej intensywności,
na przekór picia wody deszczowej. Oto one:
(1)
Uparty kaszel, jaki posiada jakiś związek z tym co
zjadam i piję, bowiem kaszlanie jest inicjowane tylko
po niektórych posiłkach i trwa oraz szybko się nasila
tylko aż do zwymiotowania niewielkiej części owych
posiłków. (Odnotuj, że zimą i wiosną 2017 roku
kaszel ten zdołałem wyleczyć na krótki okres czasu
aż trzy razy, mianowicie najpierw (1) piciem wody
kokosowej, potem (2) zażyciem chińskiego ziołowego
lakarstwa zwanego "tygrysie mleko" - tak jak oba te
wyleczenia opisałem w punkcie #G2.3 swej strony
healing_pl.htm,
w końcu zaś (3) piciem wody deszczowej - tak jak
to wyleczenie opisałem w (3H) z punktu #E2 niniejszej
strony.) Ów kaszel, zdolny wysoce zmylić chorujących
i lekarzy, bowiem ci biorą go za jakąs infekcję płuc,
jest unikalny i charakterystyczny właśnie dla zatruć
wodą gruntową jaka wyjaławia konieczną nam do
życia florę bakteryjną naszych jelit. U mnie okres
nadajścia fali jego ataków zawsze nastawał równocześnie
z owym zbiorem innych symptomów towarzyszących
zatruciu się wodą gruntową. Aczkolwiek w typowych
ludzkich kaszlach ich powodem jest to co dzieje się
w płucach, z moich doświadczeń wynika, że ten mój
unikalny kaszel jest w jakiś sposób inicjowany tym
co dzieje się w żołądku i jelitach. NIE trapi on mnie
bowiem stale, tak jak typowe kaszle, a zawsze napad
kaszlenia pojawia się jedynie po niektórych posiłkach -
tj. kiedy zjem coś, o czym potem się okazuje, że
zintensyfikowało to też u mnie wszystkie inne
symptomy zatrucia (tj. kaszel ten zachowuje się więc
tak, jakby z jego pomocą mój organizm usiłował pozbyć
się części najgorszych trucizn jakie właśnie zjadłem
lub wypiłem). Szczególnie silne ataki tego kaszlu doznaję
po wypiciu wysoce zatrutej zimnej wody gruntowej,
lub zimnego płynu produkowanego lokalnie z silnie zatrutej
wody gruntowej (np. w NZ dostaję go też po wypiciu
lokalnie produkowanej coca-coli). Po rozpoczęciu
kaszlenia, typowo kaszlenie nasila się aż do poziomu
na tyle gwałtownego, że indukuje ono sobą wymioty.
Po zwymiotowaniu zaś części właśnie zjedzonego
posiłku lub wypitego płynu, kaszlenie nagle ustaje
tak jakbym wcale NIE miał żadnego kaszlu - pojawi
się ponownie dopiero po następnym zjedzeniu lub
wypiciu czegoś dla mnie wysoce trującego. Niestety,
podjęcie picia wody deszczowej przez pierwsze dwa
tygodnie NIE wprowadzało u mnie jakiegokolwiek
zmniejszenia w pojawieniach się ani częstościach
tego kaszlenia, a nawet odnotowałem wówczas wzrost
intensywności kaszlenia. Wiedziałem jednak z uprzednich
doświadczeń, że NZ latem - kiedy typowo zanikają
u mnie wszystkie inne symptomy zatruwania się
żywnością i wodą gruntową, cały ów kaszel także
stopniowo zanika. Jak potem stwierdziłem i opisałem
w (3H) z punktu #E2 tej strony, wiosną 2017 roku
kaszel ten zaniknął u mnie na okres półtorej doby
po 3 tygodniach picia wody deszczowej - aczkolwiek
pogoda była wówczas nadal zbyt zimna i zbyt deszczowa
aby było to owo naturalne letnie jego zaniknięcie znane
mi z uprzednich lat. Po owym półtora-dobowym zaniku,
kaszel ów zwolna zaczął powracać wraz z równoczesnym
stopniowym nawrotem wszystkich innych trapiących
mnie uprzednio symptomów zatruciowych.
(2)
Ponowne zatruwanie mojego organizmu zjadaną żywnością
jaka zawiera szczególnie dużą dozę trucizn. W piątki
moja żona ma zwyczaj przygotowywania na lunch pieczonej
ryby. Ponieważ sama ogromnie lubi łososia, niemal zawsze
pieczony jest "łosoś". Ja jednak odnotowałem, że zjedzenie
łososia przywraca u mnie objawy zatrucia. Wszakże łososie
są w NZ hodowane w "rybich farmach", czyli rodzajach
ogradzanych części NZ rzek, w których owe łososie są
dokarmiane, zaś po wyrośnięciu - odławiane. Niestety,
wody NZ rzek są okropnie zatrute - ponad już połowa
z nich podobno ma zakazy kąpania się, zaś psy zdychają
jeśli napiją się ich wody. W ciałach hodowanych w NZ
łososi gromadzą się więc stężone trucizny obecne w
wodzie owych farm. W niemal tydzień po podjęciu
picia wody deszczowej i po wówczas już znaczącym
ustąpieniu wielu uprzednich symptomów zatrucia,
tj. w piątek 2017/9/1, moja żona ponownie upiekła
łososia. Ja go zjadłem, jednak wkrótce po tym
doznałem nawrotu silnych objawów zatrucia. Oprócz
typowo mnie trapiących objawów (napady kaszlu, wymioty,
biegunka), łosoś ten wywołał też silne bóle wątroby, jakie
trwały przez półtorej doby. Poprosiłem więc żonę, aby
przestała przyrządzać łososie w piątki - jednak ona była
sceptyczna wobec moich wyjaśnień dlaczego. Na kolejny
piątek 2017/9/8 ponownie też upiekła łososia. Ja jednak
NIE miałem już odwagi aby go spróbować. Zamiast niego
ugotowałem sobie ryżu na mleku. NIE zamierzam też
już więcej jeść NZ łososia. W podobny sposób jak od
owego łososia, raz już po rozpoczęciu picia deszczówki
stałem się też chory po zjedzeniu pieczeni wieprzowej.
Z powyższego wynika, że z powodu tak znacznego zatrucia
środowiska NZ, muszę teraz ogromnie uważać co zjadam
i z jakiego źródła wywodzi się zakupywana żywność.
Trucizny gromadzące się w moim organiźmie i wywołujące
gwałtowne nawroty symptomów zatrucia najwyraźniej pochodzą
więc NIE tylko z wody, ale także z niektórej żywności - szczególnie
ze zjedzenia mięsa niemal wszystkich ryb (jak wiadomo,
niemal wszystkie ryby są mięsożerne, w ich ciałach gramadzą
się więc także trucizny uprzednio zakumulowane w ciałach ich
ofiar), oraz mięsa wieprzowego. Jedyne mięso, zatruciowego
działania którego narazie NIE odnotowałem, to wołowina.
#E5.
Jakich naturalnych zdolności naszych organizmów popsutych
piciem zatrutej wody gruntowej, picie czystszej wody deszczowej
najwyraźniej NIE jest u mnie w stanie już naprawić:
Bóg tak zaprojektował nasze organizmy, że
naturalnie cechują się one aż całym szeregiem
bardzo dla nas istotnych zdolności i atrybutów.
Przykładowo, zaopatrzył nasze ciała w złożony
system odporności immunologicznej, który broni
nas przed najróżniejszymi zarażeniami i chorobami.
Nadał też naszemu ciału np. zdolność do regulowania
optymalnej dla nas wagi. Niestety, wszystkie te
istotne dla nas zdolności i atrybuty są albo niszczone,
albo ich działanie zostaje rozregulowywane w
wyniku picia i konsumowania coraz większej
ilości najróżniejszych chemikalii i trucizn jakie
od jakiegoś już czasu lądują w wodzie jaką
pijemy i w żywności jaka zjadamy. Trucizny
te potrafią np. osłabić lub kompletnie zniszczyć
naszą odporność immunologiczną, co prowadzi
do powstania u nas najróżniejszych choróbsk
jakich symptomy opisuję m.in. w punkcie #E2
powyżej, a także w punkcie #G2.3 innej swej
strony o nazwie
healing_pl.htm.
Potrafią one też np. zupełnie rozregulować prawidłowe
działanie w naszym organiźmie mechanizmów
zarządzających naszą wagą - co powoduje iż
w ostatnich czasach mieszkańcy wszystkich
krajów w których spożywa się chemicznie
zatrutą żywność zaczęli gwałtownie tyć -
tak jak opisuję to szczegółowiej w punktach
#I1 do #I3 poniżej na tej stronie. W niniejszym
więc punkcie spisywał będę systematycznie
te z już odnotowanych u siebie naturalnych
zdolności naszych organizmów popsutych
piciem zatrutej wody gruntowej, których picie
czystszej wody deszczowej najwyraźniej u
mnie NIE jest już w stanie naprawić. Oto one:
(1)
Odporność na infekcje. Jak właśnie tego doświadczam,
picie zatrutej chemikaliami wody gruntowej tak zrujnowało
działanie mojej odporności immunologicznej, że dnia
2017/9/13 odnotowałem u siebie czwarte już z kolei
w przeciągu zaledwie 4 ostatnich miesięcy nadejście
jakiejś grypo-podobnej choroby (prawdopodobnie "grypy" -
aczkolwiek NIE jestem tego w stanie ustalić naukowo
ponad wszelką wątpliwość). Przejście zaś przez 4 grypy
w przeciągu zaledwie 4 miesięcy oznacza, że stan
mojej odporności immunologicznej jest alarmująco niski.
Ponieważ zaś nadejście owej 4 grypy nastąpiło po niemal
3 tygodniach systematycznego picia wody deszczowej,
logicznym wnioskiem jaki z tego wynika jest, że picie
deszczówki NIE jest w stanie naprawić niektórych z
popsutych czy rezregulowanych przez chemikalia
i trucizny naturalnych zdolności naszego organizmu.
Opiszę więc teraz najważniejsze informacje o owym
czwartym już w przeciągu ostatnich 4 miesięcy załapaniu
jakiejś grypo-podobnej choroby.
W środę dnia 2017/9/13 zaskoczył mnie rano silny
ból w mięśniach (później się okazało, że ów ból
trapił mnie przez szereg następnych dni). Wszakże
NIE widziałem powodu aby on się pojawił. Z powodu
właśnie panującej paskudnej pogody oraz wyraźnego
osłabienia moich możliwości fizycznych trapiącymi
mnie objawami zatrucia, NIE wychodziłem przecież
z mieszkania od soboty 2017/9/9 - kiedy to byłem
z żoną na owej konferencji, na jakiej sfotografowaliśmy
"ujeżdżanie tygrysa" pokazane ma "Fot. #A1"
z tej strony, oraz jaką wzmiankuję też w (4A)
z punktu #E2 powyżej. Po śniadaniu odnotowałem
jednak, że owego dnia zapanowała rzadka obecnie
słoneczna pogoda. Ponieważ trzeba było wykonać
zakupy, postanowiłem skorzystać ze słonecznej pogody
i na przekór tego bólu mięśni wybrać się do miasta.
Ubrałem się więc w swoje "wyjściowe" ubranie i
ponownie odnotowałem, że mój ustawiony na wymiar
pasek jeszcze raz stał się luźny. Zważyłem więc się
ponownie i się okazało że straciłem kolejne kilo wagi
- czyli od podjęcia picia deszczówki, przez niecałe 3
tygodnie straciłem już ponad 3 kilo nadwagi. Chociaż
tak szybka utrata wagi może być raczej niedobrą
wieścią, mnie optymistycznie ucieszyła, bowiem
wierzę w swoje odkrycie 2017 roku, które wyjaśniam
w punktach #I1 do #I3 poniżej, mianowicie że
nasza nadwaga jest powodowana
truciznami jakie pijemy i zjadamy, a NIE kaloriami i trybem
życia. Jadąc w autobusie do Wellington
zastanawiałem się skąd jednak wziął się ów
ból sporej części moich mięśni, jaki doświadczałem
owego dnia od samego rana. Przyszło mi więc
do głowy, że być może jest on następstwem
stanu po angielsku zwanego
cold turkey -
kiedy to po zatruciu organizmu jakąś trucizną
(np. narkotykiem), zatruta osoba zaczyna leczenie
i usuwanie owej trucizny, powodując najróżniejsze
przykre następstwa, m.in. właśnie bóle mięśni.
Gdyby więc okazało się to prawdą, mianowicie
iż moje bóle mięśni, które bez żadnego znanego
mi wtedy powodu odczuwałem od rana tamtego dnia,
są manifestacjami owego stanu "cold turkey",
wówczas to by oznaczało, że picie deszczówki
"odtruwa" mój organizm z niektórych trucizn
chemicznych, dając przy tej okazji ową zaobserwowaną
u mnie szybką utratę wagi. Niestety, w krótki czas
(około godziny) po powrocie z zakupów, zaczęły się
u mnie objawy grypy. Nagle pojawił się silny katar,
zacząłem kichać, gardło zaczęło boleć i drapać jak
zawsze przy grypie, a ponadto zaczęła się gorączka
i ból głowy. Wiadomo mi zaś, że wirusy grypy też
powodują podobne bóle mięśni, jakie ja doznawałem
od ranka owego dnia i jakie u mnie trwały także
następnego dnia kiedy spisywałem raport z
niniejszego paragrafu. Pytanie więc jakie obecnie
mnie nurtuje, to czy ów ból mięśni był zaindukowany
stanem "cold turkey", czy też zaatakowaniem mojego
ciała przez wirusy grypy. Jeśli zaś atakiem wirusa
grypy, to "kiedy" i "kto" mnie nią zaraził, bowiem
ja NIE wychodziłem z mieszkania od 2017/9/9 i
nikt mnie NIE odwiedzał w międzyczasie - u mnie
zaś objawy grypy zawsze pojawiają się już w 2 dni
po załapaniu jej wirusa. Gdybym więc załapał grypę
na owej konferencji z 2017/9/9, wówczas powinna
ona być w pełni rozwinięta już w poniedziałek 2017/9/11,
a NIE dopiero w dniu 2017/9/13. Gdybym zaś załapał
ją podczas zakupów w dniu 2017/9/13, wówczas
jej symptomy powinny się pojawić u mnie dopiero
jutro, tj. 2017/9/15. Co więc jest grane z tą grypą -
kto i kiedy skrycie mnie nią zaraził np. nocą 2017/9/11-12?
Aby to wyjaśnić, zapewne będę musiał rozwiązać
coraz bardziej wikłającą się tajemniczość zdarzeń,
nietypowe zjawiska i skryte sabotaże, jakie dziwnym
trafem zaczynają obecnie otaczać już NIE tylko moje
odmienne badania i publikacje, ale także i niniejsze
opisy dotyczące eliminacji symptomów zatruć zwykłym
piciem deszczówki. (Aby czytelnik odnotował istnienie
tych skrytych prześladowań i blokad sekretnie nakładanych
na upowszechnianie moich odkryć i wyników badań,
proponuję mu spróbować dowiedzieć się szczegółów na temat
mojej teorii wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji, albo "kodig",
a wówczas czytelnik się przekona, że obecnie w wyszukiwarkach
NIE daje się już nawet znaleźć poprawnych adresów żadnej
z owych licznych i od dawna istniejących stron internetowych,
na jakich zaprezentowałem tę rewolucyjną teorię. Czyż więc
fakt, że ktoś ogromnie wpływowy tak skrupulatnie ukrywa
i blokuje wyniki moich badań NIE jest znakiem, iż prezentują
one ogromnie istotną prawdę, jaka dla tych co wyciągają
korzyści z uciskania ludzkości jest wysoce niewygodna.)
#E6.
Sprawdzanie czy ewentualnie pojawiły się u mnie jakieś już
poznane przez ludzi szkodliwe następstwa picia wody deszczowej:
Bóg tak zaprogramował działanie naszego świata
fizycznego, że równocześnie działają w nim dwa
przeciwstawne mechanizmy moralne wpisane w
zasadę działania tzw.
pola moralnego,
działanie których to mechanizmów za pośrednictwem
pola moralnego ja odkryłem dopiero i opisałem dzięki
filozofii totalizmu -
zalecając równocześnie tą filozofią abyśmy zwracali
na nie pilną uwagę we wszystkim co czynimy. Te dwa
mechanizmy moralne można wyrazić następującymi
dwoma przeciwstawnymi powiedzeniami - staropolską
(skróconą) wersję pierwszego z których skopiowały
już od Polaków niemal wszystkie narody świata:
"nie ma takiego
krókoterminowego zła, co w długim terminie by
się nie obróciło w jakieś dobro", a
także "nie ma takiego
krótkoterminowego dobra, co w długim terminie by
nie wygenerowało sobą jakiegoś zła".
Mechanizmy te m.in. oznaczają, że jak wszystko
co w świecie fizycznym ludzie mogą uczynić, także
picie wody deszczowej będzie miało zarówno dobre,
jak i złe, następstwa. Korzystne dla mnie następstwa
picia tej wody opisałem w punkcie #E2. Tutaj więc
przystąpię do opisywania ewentualnie zaobserwowanych
u siebie przypadków pojawienia się u mnie także chociaż
tych z niekorzystnych następstw picia wody deszczowej,
których istnienie zostało już poznane przez ludzi,
a stąd które są już opisane np. w internecie - patrz
google.pl: szkodliwe następstwa picia wody deszczowej.
Wykaz i skrótowe opisy już wykrytych przez
innych badaczy niekorzystnych następstw picia
deszczówki przytoczyłem w punkcie #G2 tej strony,
zaś powody dla jakich wyjątkowo w tej sprawie
zmuszony jestem opierać się też na wynikach
innych badaczy (jakości badań których NIE jestem
w stanie zweryfikować), a także swą metodę
wykrywania u mnie owych niekorzystnych następstw,
opisałem w "części #G" (np. patrz punkt #G1) tej strony.
Oto więc co dotychczas zdołałem odnotować z takich
niekorzystnych następstw:
(1)
???. (Nic NIE mam tu do raportowania.)
#E7.
Wnioski jakie zdają się wynikać z już dokonanych
i spisanych tutaj obserwacji reakcji mojego organizmu
na picie wody deszczowej:
Oto najważniejsze z wniosków jakie dało mi się
już wyciągnąć na podstawie tego co ostatnio
doświadczyłem:
(1)
Wygląda na to, że kuracje "wodą kokosową" i tzw.
"tygrysim mlekiem", przez jakie przeszedłem w KL
i jakie opisałem dokładniej w w/w punkcie #G2.3 strony
healing_pl.htm,
eliminowały jedynie symptomy moich zatruć, jednak
źródło owych symptomów nadal tkwiło w moim
organiźmie. Innymi słowy, trucizny jakie mam
już zakumulowane w swoim organiźmie, NIE zostały
usunięte tamtymi kuracjami. Jedyne co one spowodowały,
to czasowy zanik symptomów jakie były powodowane
ową już istniejącą akumulacją trucizn w połączeniu
z nowymi dozami trucizn jakie właśnie skonsumowałem
lub wypiłem. Kiedy zaś po zaprzestaniu tamtych kuracji,
zjadłem lub wypiłem coś zawierające silną dozę już
zakumulowanych w moim ciele trucizn, owe symptomy
ujawniły się ponownie. Teraz będę musiał więc nastawić
swoje obserwacje i eksperymenty na ustalenie, czy picie
deszczówki trwale usuwa któreś z trucizn zakumulowanych
w moim organiźmie jakie wywołują dany rodzaj dobrze
znanych mi symtomów, czy też jedynie łagodzi symptomy
zatruciowe powodowane przez akumulację tych trucizn.
(2)
Picie czystszej wody deszczowej i gotowanie na niej posiłków
NIE jest już w stanie spowodować kompletnego zaniku
tych z symptomów zatrucia - jakie już trwale rozpanoszyły
się w naszym organiźmie. Jedyne co picie to i gotowanie
jest w stanie dokonać, to wyraźnie pomniejszyć intensywność
dokuczania nam tychże symptomów. Pomniejszenie to
na obecnym etapie opisywałbym jako następujące zgodnie
z krzywą połowicznego zaniku, zaś jego maksymalną
wartość do jakiej asymptotycznie ono zmierza ocaniałbym
na około połowę początkowej wysokości owych symptomów
zatruciowych. (Tj. zaraz po podjęciu picia wody deszczowej
owe symptomy najpierw zmniejszają się znacząco, później
zaś ich zmniejszanie się coraz bardziej maleje z upływem
czasu, aby po pewnym okresie zupełnie zatrzymać się po
osiągnięciu około połowy ich wysokości do całkowitego zaniku.)
Pozastała (tj. ta niemożliwa do wyeliminowania piciem wody
deszczowej i gotowaniem na niej posiłków) połowa owych
symptomów jakby była już na stałe wrośnięta w nasz organizm
owymi zakumulowanymi w organiźmie truciznami jakie
poprzednio skonsumowaliśmy.
Część #F:
Raport z moich prób i wysiłków znalezienia sposobu
pozyskiwania wody deszczowej, która ma ów wysoce
aromatyczny smak i zapach "wiatru" - jaki poznałem 2017/8/22:
#F1.
O co chodzi w tych moich próbach i wysiłkach:
Bóg aż kilkakrotnie użył na mnie interesującej
metody zainspirowania do naukowego poszukiwania
i spisywania nieznanej wcześniej ludziom wiedzy,
jaką to metodę pod angielskojęzyczną nazwą
"Beginner's luck" opisałem już szerzej w punkcie
#C3 niniejszej strony. Mianowicie, w swym najnowszym
użyciu tej metody na mnie z dnia 2017/8/22, Bóg
jakby "przypadkowo" pozwolił mi posmakować aromatycznej
wody deszczowej, jaka miała ogromnie przyjemny
smak i zapach "wiatru". Jednak wszystkie próbki
wody deszczowej jaką wyłapywałem już po tamtym
posmakowaniu, okazywały się mieć raczej nieciekawy
(najczęściej gorzkawy) smak i były bezzapachowe.
Gdybym więc NIE wiedział, że jednak daje się złapać
też wodę deszczową, która ma ów wspaniały smak
i zapach "wiatru" (tj. "świeżości"), wówczas wierzyłbym,
że każda woda deszczowa ma wysoce nieciekawy
smak. Ponieważ jednak osobiście doświadczyłem
wspaniałego smaku tamtej deszczówki pachnącej i
smakującej "wiatrem", jako naukowiec który w "kościach"
ma już wryty zwyczaj dociekania każdej tajemnicy
z jaką się zetknie, NIE mogę teraz powstrzymać się
przed podjęciem prób ustalenia, "jak" i "z pomocą jakiego
sprzętu", tak wspaniale pachnącą i smakującą wodę
deszczową daje się powtarzalnie wyłapywać. Niniejszą
"część #F" tej strony poświęcę więc raportowaniu
moich poczynań i ustaleń w tych próbach.
#F2.
Zestawienie czynników, o jakich moja teoretyczna
analiza mi podpowiada, iż mogą one mieć wpływ
na smak i zapach wyłapanej do picia wody deszczowej:
Oto zestaw czynników jakie teoretycznie zidentyfikowałem,
że mogą one wywierać wpływ na smak wyłapanej deszczówki.
Zestawiam tu jednak tylko te czynniki, jakie dotychczas
zdołałem teoretycznie wydedukować. Oprócz nich, w praktyce
na smak deszczówki mogą też wpływać jeszcze dalsze czynniki,
na jakich istnienie albo narazie nie wpadłem, albo też jakie
(np. ptasie odchody, owady, gnijąca masa organiczna, brud)
w moim przypadku NIE muszą być brane pod uwagę, ponieważ
ja NIE dopuszczam do ich zaistnienia w mojej wodzie.
Dotychczasowe teoretyczne analizy jakie przeprowadziłem.
sugerują, że owa bezwonność i niezbyt zachęcający smak
wody wyłapywanej na mój płat polycarbonate może wynikać
np. z:
(a) wycieku chemikalii z plastyku, na
jaki wodę tę wyłapałem. Wszakże plastyk
ten dopiero u mnie zetknął się z wodą, stąd
wyciek jego psujących smak wody chemikalii
może być spory.
(b) długości przerwy pomiędzy kolejnymi
deszczami, czyli i zagęszczenia zanieczyszczeń
jakie w międzyczasie pospiętrzały się w atmosferze.
Przykładowo, aż do chwili spadania drugiej mojej
próbki wody na ziemię, NIE było deszczu aż przez
6 dni (co zapewne spowodowało znaczne nagromadzenie
się zanieczyszczeń w powietrzu).
(c) rodzaju zanieczyszczeń powietrza jakie
wiatr przywiał ponad mój dom i ogródek, a stąd
jakie zaabsorbowane zostały przez krople deszczu
jakie ja wyłapałem swoją instalacją.
(d) siły wiatru, jaka zadecydowała z jak
daleka nieczystości powietrza mogły zostac przyniesione
ponad mój ogrodek.
(e) kierunku wiatru. Kierunek ten bowiem
decyduje sponad jakiej fabryki generującej zanieczyszczenia
powietrza, wiatr potrafił przywiać nieczystości ponad mój ogródek.
(f) rodzaju chmur. Wszakże każdy rodzaj
chmur formuje inny rodzaj naturalnych procesów, w jakich
zachodzą odmienne rodzaje zjawisk mogących wpływać
na smak wody deszczowej.
(g) wysokości chmur. Wszakże na różnych
wysokościach może panować odmienny rodzaj i gęstość
zanieczyszczeń powietrza wpływających na smak i zapach
wody deszczowej.
(h) wielkości i cech upadających na ziemię kropli
deszczu. Przykładowo, kiedy w samą miednicę wyłapałem
ową wodę przyjemnie pachnącą i smakującą "wiatrem",
deszcz padał bardzo grubymi kroplami z chmur zawisających
bardzo wysoko, zaś jego opady były krótkie i poprzekładane
sporymi przerwami; z kolei owa pierwsza porcja gorzkawego
i bezzapachowego deszczu złapana z pomocą prowizorycznej
instalacji pokazanej na "Fot. #C2" spadała ciągłym deszczem
o kroplach średniej grubości padających praktycznie bez przerw
ze znacznie niżej zawieszonych chmur.
(i) wystąpienia, czy też braku, piorunów.
Przykładowo, owa burza, która spowodowała opady
deszczu pachnącego i smakującego "wiatrem",
zaindukowała też pioruny. Tyle, że pioruny te pojawiły
się w znacznej odległości od Petone i od mojego ogródka.
Tymczasem późniejsze deszcze, z których potem
wyłapywałem ową typowo bezwonną i nieprzyjemnie
(gorzko) smakującą deszczówkę pozbawione były
piorunów. Nad ranem jednak, w czwartek dnia 7
września 2017 roku, była silna burza z piorunami
bijącymi niedaleko naszego mieszkania. Kiedy jednak
rano spróbowałem wody jaka owej nocy się wyłapała,
okazało się, że nadal była lekko gorzkawa. Czyli sama
burza i pioruny też z pewnością NIE nadają deszczówce
owego unikalnego smaku "wiatru". Prawdopodobnie
więc smak ten wynika z kombinacji aż kilku odmiennych
czynników, np. (to narazie jest jedynie moje zgadywanie)
płyty ze stali nierdzewnej do niepsującego smaku wody
jej łapania, zaś burzy z piorunami i właściwego kierunku
wiatru (np. spod Antarktydy) dla nadania wodzie jej
unikalnego smaku "wiatru".
(j) mieszania różnych deszczówek posiadajacych
kilka odmiennych smaków w jednym naczyniu przechowującym
wyłapywaną wodę deszczową (tj. w moim przypadku
mieszanie wód z aż kilku deszczy, posiadających odmienne
odcienie smakowe, w jednym 20-litrowym wiadrze z PVC).
(k) sposobu lub z naczynia w jakim wodę
deszczową się gotuje. Ten czynnik ja mogę
u siebie już wyeliminować, ponieważ obecnie wodę
tę gotuję w tym samym stalowym garnku nierdzewnym,
w którym zagotowałem też ową wodę pachnącą i
smakującą "wiatrem".
(l) materiału naczynia, w którym wyłapaną wodę
deszczową przechowuję do późniejszego użycia. Ten
czynnik wymieniam tu tylko dla naukowej ścisłości, bowiem
już na początku go wyeliminowałem, pobierając wodę
do sprawdzenia jej smaku bezpośrednio z gromadzącej
ją miednicy.
* * *
Jak z powyższego widać, znalezienie metody pozyskiwania
aromatycznej deszczówki pachnącej i smakującej "wiatrem"
będzie wymagało długich i mozolnych badań, ponieważ dostęp
do tej metody ukrywa się za narazie nieznanym z powyższych
bardzo przecież licznych czynników, jakie teoretycznie biorąc
mogą wywierać znaczący wpływ na smak i zapach wody deszczowej.
Część #G:
Metoda jaką zamierzam użyć do wykrywania u siebie
także niekorzystnych następstw picia wody deszczowej:
#G1.
O co mi tu chodzi:
Dzięki praktykowaniu najmoralniejszej nowoczesnej
filozofii dzisiejszego świata opracowanej przez człowieka, tj.
filozofii totalizmu,
udało mi się odkryć, opisać i opublikować w szeregu swych
opracowań, działanie jeszcze jednego z dwóch pól pierwotnych
rządzących losami człowieka, czyli odkryć i opisać tzw.
"pole moralne". To podobne do grawitacji odmienne
pole pierwotne działające na produkty naszych umysłów,
rządzi następstwami wszelkich działań podejmowanych
przez ludzi. Jeden zaś z mechanizmów moralnych
zarządzanych przez pole moralne powoduje, że każde
ludzkie postępowanie indukuje zarówno dobre, jak
i złe, następstwa, tj. "zarówno
każde 'zło' jest źródłem 'dobra', jak i każde 'dobro' jest
też źródłem 'zła' ". Jedyna zaś różnica
pomiędzy moralnie poprawnymi postępowaniami
ludzi (tj. "dobrem"), oraz ich postępowaniami
niemoralnymi (tj. "złem"), sprowadza się do tego,
które z owych "dobrych" i "złych" następstw pojawiają
się w krótkoterminowym, a które w długoterminowym,
działaniu owego "pola moralnego", oraz jakie cechy
otrzymuje każdy z obu rodzajów tych następstw.
(Gdyby czytelnik zechciał dowiedzieć się więcej o
działaniu "pola moralnego", to szersze jego opisy
znajdzie m.in. w punktach #C4.2 i #C4.2.1 ze strony
moralns_pl.htm,
czy w punktach #A1.1, #H2, #D1 i #A2.11, ze strony
totalizm_pl.htm.
Z kolei omówienie powiedzeń, że "NIE
ma takiego złego co by na dobre nie wyszło",
oraz jego odwrotności "NIE
ma takiego dobrego co by nie zrodziło sobą jakiejś formy
zła" czytelnik znajdzie m.in. w punkcie #F3 strony
wszewilki.htm,
albo w punkcie #B3 strony
pajak_na_prezydenta_2020.htm.)
Opisane powyżej działanie pola moralnego powoduje,
że m.in. już obecnie wiem doskonale, iż także systematyczne
picie wody deszczowej będzie sprowadzało na mnie
zarówno dobre, jak i złe, następstwa. Niestety, w mojej
obecnej sytuacji łatwo przychodzi mi identyfikowanie
(i opisywanie w punkcie #E2 tej strony) tylko dobrych
dla mnie następstw picia wody deszczowej. Dla
mnie zaś dobrym następstwem picia deszczówki jest
wyeliminowanie dowolnej z trapiących mnie dolegliwości,
jakie uprzednio zostały zaindukowane piciem zatrutej
wody gruntowej. Jakie zaś są to dolegliwości,
to doskonale jest mi wiadome - wszakże każda z
nich już od wielu lat daje mi w skórę i powoduje
cierpienia.
Tymczasem jakie mogą być złe (niekorzystne)
dla mnie następstwa picia wody deszczowej, tego
narazie NIE wiem. Aż do sierpnia 2017 roku piłem
przecież wyłącznie wodę gruntową. Stąd NIE jestem
też w stanie takich złych następstw wykryć i opisać.
Wszakże NIE daje się
łatwo identyfikować i opisywać czegoś, o czym się
NIE wie, iż to istnieje.
Dlatego zanim zacznę także opisywać w punkcie
#E6 tej strony, jakie niekorzystne następstwa picia
wody deszczowej u mnie wystąpiły, najpierw powinienem
móc np. odszukać w literaturze ich opisy, samemu
poznać te opisy, a poczym wyszczególnić w następnym
punkcie #G2 tej strony, te niekorzystne z następstw
picia owej wody, o jakich inni badacze już napisali, iż
mogą one się pojawić w przypadku picia deszczówki.
Innymi słowy, opisywana tutaj metoda rozpoznawania
"czy", ewentualnie też "kiedy" i "w jakiej formie", pojawią
się u mnie niekorzystne następstwa picia deszczówki,
polegała będzie na tym, że w literaturze dostępnej poprzez
internet spróbuję wyszukać autoryzowane przez innych
badaczy opisy już poznanych przez tych badaczy
symptomów złych następstw zdrowotnych jakie mogą być powodowane piciem deszczówki,
poczym będę obserwował, czy któreś z tych złych
następstw pojawi się także u mnie, zaś jeśli się
pojawi, wówczas opiszę je dokładnie w punkcie
#E6 tej strony. Ponieważ jednak
z pomocą metod totalizmu
już ustaliłem, że niekorzystne następstwa moralnie
poprawnego działania (w tym przypadku picia wody
deszczowej) pojawiają się dopiero w długoterminowym
działaniu pola moralnego, upłynąć zapewne
musi spory czas zanim następstwa te będę w stanie
u siebie wykryć. Z kompletowaniem więc poniższego
punktu #G2 tej strony NIE muszę więc się spieszyć.
#G2.
Oto teoretycznie wyszukany wykaz niekorzystnych
następstw picia wody deszczowej, jakich opisy już
zdołałem odnaleźć w internecie:
Niestety, praktyka okazała się nieco odmienna,
niż sobie to zaplanowałem w metodzie postępowania
opisanej w powyższym punkcie #G1. Chociaż
bowiem począwszy od 1 września 2017 roku
poszukuję w internecie opisów opracowanych
przez innych niż ja autorów, które informowałyby
jakie mogą być niekorzystne (złe) symptomy
picia wody deszczowej, okazuje się, że dostępne
opisy internetowe głównie skupiają się na opisywaniu
zalet tej wody, np. na braku w niej trujących nas
pierwiastków w rodzaju ołowiu, kadmu, czy siarki,
ani innych substancji, które mogą szkodzić naszemu
zdrowiu, np. popiołów, pestycydów, osadu, chloru, itp.
Niemal zaś nic NIE informują o możliwych symptomach
jej złego działania przy długotrwałym piciu. Oto więc
co jedynie dotychczas zdołałem znaleźć w zakresie
niekorzystnych dla zdrowia następstw picia deszczówki:
(I) Brak mikroelementów (minerałów) - które
we wrześniu 2017 roku wzmiankowane było m.in. na stronie
waterbenefitshealth.com/drinking-rain-water.html.
W wodzie deszczowej, podobnie jak w destylowanej wodzie,
typowo brak jest potrzebnych naszemu ciału mikroelementów
(minerałów) szczególnie takich, jak potas, magnez, czy wapń.
Niestety, jakie są symptomy niedostatku tych mikroelementów
w długotrwale i regularnie pitej wodzie deszczowej, tego narazie
się NIE doczytałem. Źródła traktujące o piciu deszczówki są
jednak zgodne, że aby uzupełniać sobie brakujące w tej wodzie
śladowe minerały, zalecane jest zjadanie nieoczyszczanej soli
np. kamiennej lub morskiej. Przykładowo na w/w stronie
zalecana jest używanie morskiej soli o nazwie
Celtic sea salt.
Jednak z jej braku w NZ, a także ponieważ morza w dzisiejszych
czasach są już bardziej zanieczyszczone przemysłowymi
truciznami niż przedpotopowe pokłady soli kamiennej, ja
osobiście używam sól kamienną o nazwie
różowa sół himalajska
(tj. "pink himalayan salt") - łatwo dostępną w sklepach NZ i PL.
W planie mam też zakupienie jakiejś soli morskiej i czasami
jej przemiennie użycie z solą kamienną. Natomiast czytelnikom
z Polski zalecałbym używać (też przemiennie) czystą i naturalną
sól kamienną
(przykładowo z
Wieliczki),
czasami (choć raczej rzadko) naprzemian z
solą morską.
Jednak przed zakupem soli dla siebie rekomendowałbym
się upewnić, że NIE jest to odmiana soli do której dodano
cokolwiek (np. dla smaku), lub którą w dowolny sposób
przemysłowo przetworzono czy oczyszczono. Tylko bowiem
taka naturalna sól (kamienna lub morska), jaka NIE została
potem zatruta jakimikolwiek dodatkami, ani NIE jest
przemysłowo rafinowana, zawiera potrzebne nam, naturalne
i zdrowe biopierwiastki i mikroelementy. Aby zaś poszerzać
i urozmaicać zestaw tych mikroelementów, co jakiś czas
można na krótko zmieniać sól kamienną na sól morską
(i wice wersa) oraz, jeśli się da, starać się zmieniać także
jej producenta i miejsca jej pozyskiwania. Smacznego!!!
(II) Kwasowość (raczej mało znacząca - określana
na poziomie ok. 7 pH) - wzmiankowana m.in. na stronie
waterbenefitshealth.com/drinking-rain-water.html.
Podobno może ona powodować niepotrzebne zakwaszenie
naszego organizmu. Jednak jej następstwa daje się eliminować,
np. jedzeniem mniej kwaśnych posiłków, albo alkalicznej
diety (tj. należy wyeliminować z posiłków wszystkie szkodliwe
wysokoprzetworzone produkty, za to jeść dużą ilość warzyw i owoców, oraz
kaszę jaglaną, po angielsku "millet" -
które są zasadotwórcze). W internecie symptomy (i leczenie)
zakwaszenia organizmu (czyli zachwiania równowagi kwasowo-zasadowej
w organizmie) we wrześniu 2017 roku opisywane były m.in. pod adresem
portal.abczdrowie.pl/zakwaszenie-organizmu.
Obejmują one m.in.: przewlekłe zmęczenie, bóle
głowy, senność, problemy z cerą (trądzik), częste
wahania nastroju, obniżenie samopoczucia, stany
depresyjne, trudności z koncentracją, zmiany w
wyglądzie - np. wypadanie włosów, łamliwość paznokci,
skóra sucha i pozbawiona blasku. Niestety, te same objawy
mogą być też powodowane przez aż cały szereg innych
przyczyn. Szczerze mówiąc, mi osobiście zarówno
objawy jak i leczenie "zakwaszenia organizmu"
sugerują, iż jest to jeszcze jedna manifestacja
opisanego w punkcie #I3 tej strony rozregulowania
organizmu spowodowana konsumpcją trucizn jakie
pouśmiercały niezbędne dla naszego życia bakterie z jelit.
Jakie więc są unikalne symptomy złych następstw
kwasowości regularnie pitej deszczówki, na które
ja powinienem zwracać uwagę, tego ciągle się NIE
doczytałem.
(III) Zawieranie najróżniejszych zanieczyszczeń
wyłapywanych z powietrza. Stąd deszczówkę należy
filtrować i przegotować przed wypiciem - co ja faktycznie
czynię. Jakie zaś są symptomy następstw zanieczyszczeń
jakich NIE daje się odfiltrować z regularnie pitej deszczówki,
tego narazie też się NIE doczytałem.
* * *
Mnie osobiście dziwi, że na przekór podkreślania, iż nadal
większość pitnej wody dzisiejszego świata pochodzi z
deszczówki, praktycznie niemal nic NIE zostało zbadane
i opisane w internecie na temat symptomów niekorzystnych
dla zdrowia następstw regularnego picia wody deszczowej.
Kolejny więc raz w oczy rzuca się tu zasada działania
dzisiejszych luminarzy nauki, że tego
co jest dostępne za darmo i stąd czego zbadanie nikomu
NIE obiecuje zysku, obecnie nikt z zawodowych naukowców
medycznych NIE zamierza badać. Na szczęście,
taki brak opisów symptomów niekorzystnych następstw
zdrowotnych picia deszczówki oznacza także, że owa woda
NIE może być nadmiernie szkodliwa dla zdrowia, bowiem
wówczas zapewne od dawna by już odnotowano jej szkodliwe
działania i poszukano metod jak im zaradzać. Innymi słowy,
wygląda na to, że czysto i higienicznie
wyłapaną, przefiltrowaną i przegotowaną deszczówkę można
pić bez zbytniego martwienia się o jej niekorzystne następstwa
zdrowotne - co praktycznie oznacza, że
powinienem zrezygnować z dalszych prób dopisania
do punktu #E6 tej strony, zaplanowanego uprzednio
mojego raportu o odnotowanych u siebie symptomach
niekorzystnych następstw regularnego picia deszczówki.
Szkoda, że o możliwości zastąpienia picia czasowo
niedostępnej komuś oczyszczonej wody gruntowej
piciem deszczówki zdają się NIE wiedzieć mieszkańcy
owych ostatnio uderzanych kataklizmami rejonów ziemi,
którzy chorują i umierają z powodu zatruwania się
nieoczyszczaną wodą gruntową jaka jest jedyną,
którą umią pozyskiwać po zniszczeniu wodociągów,
kanalizacji i studzien w ich miejscowościach. Szkoda
też, że w podobny sposób będą zapewne chorowały
i umierały miliony ludzi po nadejściu owego światowego
kataklizmu, jaki opisuję w punkcie #T3 niniejszej strony.
Część #H:
Generalne wnioski wynikające z opisanego tu
eksperymentu użycia wody deszczowej do celów
konsumpcyjnych:
#H1.
Ponieważ organizmy nas wszystkich są do siebie podobne,
co powoduje iż moje problemy prawdopodobnie trapią też
sporą liczbę innych ludzi, warto poznawać sumiennie
wyciągane generalne wnioski z empirtycznych badań
i doświadczeń opisywanych na tej stronie:
Żyjemy w czasach powszechnego zwodzenia -
kiedy to zapewne już większość ludzi NIE stara
się upowszechniać jedynie empirycznej prawdy,
a stara się mówić i pisać to co ich zdaniem
przyniesie im najwyższe korzyści. Nic więc
dziwnego, że większość ludzi NIE chce się
zapoznawać z doświadczeniami empirycznie
doznanymi przez kogos innego. A szkoda,
bowiem jeśli owe doświadczenia są spisywane
rzetelnie i uzupełnione logicznym wyciąganiem
wniosków bazującym na możliwym do zweryfikowania
materiale dowodowym (tak jak ja to czynię na
niniejszej stronie) wówczas mają potencjał
aby zaoszczędzić cierpień i nieszczęść wielu
innym ludziom. Wszakże musimy pamiętać,
że działanie i
reakcje organizmów wszystkich ludzi są do
siebie podobne, stąd to co dotknęło mnie i
co tutaj opisałem, ma dużą szansę iż dotyka
już, lub dotknie w przyszłości, także sporo
innych osób. Dlatego warto poznać
co dokładnie mnie spotkało i jakie generalne
wnioski zdołałem z tego wyciągnąć używając
swą logikę i naukowe doświadczenie. Wszakże
w ten sposób można się dowiedzieć co się dzieje
wokół nas i co warto czynić, jeśli albo czytelnika,
albo też kogoś z jego grona, dotkną takie same
problemy.
#H2.
Generalne wnioski na temat następstw zdrowotnych picia wody deszczowej:
Oto generalne wnioski, które do chwili obecnej
nasunęły mi się z analizy dokonywanych przeze
mnie empirycznych obserwacji jak moje ciało
reaguje na picie wody deszczowej:
1.
Picie wody deszczowej może powodować aż cztery
odmienne zachowania się symptomów choróbsk
jakie znam dobrze ponieważ trapią mnie typowo w
okresach nawrotów objawów zatrucia. Są to:
(1A) całkowita eliminacja symptomów.
Przykładem takiej eliminacji może być pełny powrót
moich zdolności twórczych, logicznego myślenia,
oraz motywacji do działania, jaki to pełny nawrót
się pojawił po około 2 tygodniach picia wody
deszczowej. Niestety, temu pełnemu powrotowi
umysłowemu NIE towarzyszył pełny powrót zdolności
fizycznych, jakie nadal spowalniają i ograniczają
moje działania.
(1B) częściowa eliminacja symptomów
i dalsze utrzymywanie ich na stałym poziomie.
Jej przykładem może być wyblaknięcie i późniejsze
utrzymanie wyblakniętą owej wysypki na prawej
stopie jaką opisałem w (3F) z punktu #E2 powyżej
na tej stronie.
(1C) na początku częściowa eliminacja symptomów,
poczym późniejsze ich oscylowanie wokoło zdefiniowanego
piciem wody deszczowej chwilowego punktu równowagi.
Oscylowanie to jest zależne od zawartości trucizn i szkodliwych
dla mnie chemikalii we właśnie spożytej żywności. Przykładem
tego zachowania symptomów może być oscylowanie napuchniętych
"worków" pod moimi oczami, jakich napuchnięcie wzrasta lub
maleje zależnie do tego co właśnie zjadłem, a jakie opisałem
w (3B) z punktu #E2 powyżej na tej stronie.
(1D) zupełna niezdolność wody deszczowej
do jakiegokolwiek wpływu na intensywność danego
trapiącego mnie symptomu. Jej przykładem mógłaby
być początkowo martwiąca mnie niezdolność pitej wody
deszczowej do wyeliminowania tego alergiczno-podobnego
kaszlu, jakiego ataki następują po każdym spożyciu
czegokolwiek zawierającego trucizny i chemikalia,
których mój organizm NIE akceptuje, oraz jaki to
kaszel NIE zanika aż do czasu gdy zwymiotuję część
posiłku który zaindukował ów kaszel. Potem jednak
się okazało, że po dwóch tygodniach systematycznego
picia wody deszczowej i jednoczesnego wzrastania
intensywności tego kaszlu, trzeciego tygodnia ów
kaszel zaczął szybko zanikać. Owo jego zanikanie
opisałem potem szerzej w (3H) z puntu #E2, zaś
prawdopodobne powody jego dziwnego zachowania
się opisałem częściowo w #E3.
2.
Tylko jedzenie najbardziej pierwotnych rodzajów żywności
NIE indukuje podrażnienia niektórych ze znanych mi
symptomów zatruciowych. Przykładowo, tylko
jedzenie razowego chleba, masła, jajek, ryżu, ziemniaków,
płatków owsianych, czy mleka, NIE powoduje nawrotu
intensywności niektórych symptomów. Natomiast zjadanie
mięsa, szczególnie np. wieprzowego i łososia, a także
zjadanie czegokolwiek przemysłowo przetworzonego
(z długą listą dodanych składników chemicznych)
indukuje nawrót symptomów zatruciowych.
#H3.
Generalne wnioski na temat instalacji wyłapującej wodę deszczową:
Na bazie obserwacji jakie spisałem w punkcie
#C4 powyżej, już obecnie jestem w stanie wyciągnąć
następujące generalne wnioski na temat instalacji
pozyskującej czystą wodę deszczową:
1.
Powierzchnia płyty łapiącej jaką ja użyłem w swojej
tymczasowej instalacji, a jaka wynosiła 1.8x0.86 =
1.548 metra kwadratowego, w typowych warunkach
jest zbyt mała aby wyłapać na nią ilość deszczówki
wystarczającą dla konsumpcji przez jedną osobę.
Na przekór bowiem, iż w NZ właśnie panuje okres
bardzo intensywnych deszczów, nieustannie jestem
bliski całkowitego zużycia całego zapasu uprzednio
już zgromadzonej deszczówki. Z całą więc pewnością,
kiedy nadejdzie NZ lato charakteryzujące się małą
ilością opadów, instalacja o owej powierzchni łapiącej
około 1.5 metra kwadratowego NIE będzie w stanie
zapewnić mi wyłapania zapasu wody deszczowej jaki
będzie wymagany do nieustającego spożywania tej
wody.
Część #I:
Moje niespodziewane "odkrycia 2017 roku" jakie
wyłoniły się przy okazji picia wody deszczowej i
gotowania na niej moich posiłków:
#I1.
Moje odkrycia 2017 roku: głównym powodem chorób
i nadwagi zarówno u mnie, jak i u większości innych
ludzi, są trucizny i chemikalia zawarte w wodzie jaką
pijemy i w żywności jaką zjadamy, a NIE następstwa
zjadanych przez nas kalorii czy trybu życia:
Chociaż od 2011 roku corocznie cierpiałem
na coraz potężniejsze nawroty symptomów
zatruciowych, dopiero w 2017 roku odkryłem
iż ich powodem są chemiczne trucizny zawarte
w wodzie jaką wypijałem i w żywności jaką
zjadałem. Po zaś podjęciu analiz następstw
jakie wywołało podjęcie od 2017/8/28 picia
wyłącznie wody deszczowej i gotowania potraw
na tej wodzie, nagle dokonałem moim zdaniem
najistotniejszego odkrycia 2017 roku, mianowicie
że NIE tylko trapiące mnie chróbska, ale także
moja nadwaga, w dużym stopniu wynikają z
trucizn konsumowanych z wodą i żywnością.
Niniejszą "część #I" tej strony poświęcę omówieniu
tego ogromnie istotnego odkrycia.
#I2.
Dlaczego ja tyłem - poniższy materiał dowodowy
wykazuje iż głównie winne są chemiczne trucizny
jakie konsumowałem:
Motto:
"Rok 2017 będę pamiętał ze swego odkrycia, że to wcale
NIE kalorie jakie zjadam ani siedzący tryb mojego
życia są głównymi powodami nadwagi i choróbsk
jakie doświadczam, a faktycznie odpowiedzialność
za moją nadwagę i choroby ponoszą chemiczne
trucizny jakie wypijałem i zjadałem, a jakie stopniowo
akumulowały się w moim organiźmie."
Oto ów materiał dowodowy zestawiony w punktach:
1.
Moje odkrycie opisane powyżej na tej stronie w (3E)
z punktu #E2, że bez zmiany swoich upodobań stołowych
ani bez zmiany trybu życia "komputerowego nerda",
już po niecałych dwóch tygodniach picia deszczówki
moja waga sama spadła o ponad 2 kilogramy.
Oczywiście, tak nagły spadek wagi, może mieć
zarówno korzystne, jak i niepożądane przyczyny.
Ja na bazie swego samopoczucia wysunąłem
optymistyczną tezę, że moje doświadczenia
życiowe już dostarczają mi materiału dowodowego,
iż jednym z głównych powodów mojego (a zapewne
i innych dzisiejszych ludzi) nadmiernego tycia,
jest wypaczanie funkcjonowania organizmu
powodowane konsumowaniem przemysłowych
trucizn chemicznych jakie są dodawane do
dzisiejszego pożywienia i wody, lub jakie
zanieczyszczają wodę i pożywienie, a jakie
akumulują się potem w naszym organiźmie
niszcząc jego prawidłowe funkcjonowanie.
Stąd jednym ze sposobów częściowego odchudzenia
się jest właśnie picie pozbawionej tych trucizn
"deszczówki" zamiast "wody gruntowej" (dla
pełnego odchudzenia się trzebaby jednak
zjadać też wyłącznie chemicznie niezatrutą
żywność). To dlatego w niniejszym punkcie #Iw
staram się wyjaśnić jaki materiał dowodowy już
znam, iż podpiera on prawdę owej tezy.
2.
Rozpoczęcie mojego tycia dopiero w wieku 53 lat i
dopiero po powrocie do NZ z zagranicznych profesur
w krajach o relatywnie niezatrutym naturalnym środowisku
(tj. powrocie z profesur na Cyprze, w Malazji i na Borneo).
Pierwszą grupę tego materiału dowodowego stanowi
fakt, że w moim własnym przypadku szybkie zwiększanie
mojego tycia nastąpiło dopiero po 1998 roku (tj. dla mnie
od wieku około 53 lat), kiedy to powróciłem do NZ po
6 latach profesur poza granicami NZ w krajach o relatywnie
niezatrutym (w porównaniu z NZ) naturalnym środowisku.
Przed owym zaś 1998 rokiem byłem relatywnie szczupłą
osobą - co czytelnik może odnotować np. z moich
zdjęć pokazanych na "Fot. A5" z tomu 1 mojej
monografii [1/5],
a także z moich zdjęć z "Fot. #1" pokazanych tam aż
do zdjęcia posiadającego podpis "50 lat (1996/10/18)"
a pokazanych na mojej stronie autobiograficznej o nazwie
pajak_jan.htm.
Faktycznie to niemal aż do powrotu do NZ w 1998 roku,
czyli także po przekroczenia przysłowiowego "wieku Jezusowego"
w jakim mężczyźni dostają owe wydatne brzuszki, ciągle
mieściłem się w tym samym swoim garniturze jaki zakupiłem
wkrótce po wyemigrowaniu z Polski, a jaki jest widoczny
na owym zdjęciu "Fot. A5" z tomu 1 monografii [1/5]. Jednak
po 1998 roku nagle zacząłem szybko tyć, co - aż do czasu
opisanego tu odkrycia, że moja waga raptownie spadła po
podjęciu picia wody deszczowej, uprzednio przypisywałem
swojemu siedzącemu trybowi życia "komputerowego nerda",
oraz moim nawykom zjadania m.in. sporych ilości mięsa.
Dopiero ów nagły spadek wagi zaczął mi uświadamiać,
że raptowny wzrost mojej wagi po 1998 roku mógł być
spowodowany wyjątkowo usilnym zatruwaniem naturalnego
środowiska NZ już po przyjęciu przez Nowozelandczyków,
począwszy od utraty władzy przez Sir Roberta Muldoon
zupełnie odmiennych niż uprzednio zasad "szybkiego" i
"łatwego" życia. (Szersze opisy moralnie wzorcowych
rządów Sir Roberta Muldoon zawarte są na stronach
linkowanych ze strony o nazwie
skorowidz.htm.)
Te nowe zasady życia w NZ m.in. eskalowały zatruwanie
naturalnego środowiska, faworyzowały monopole dbające
wyłącznie o swe zyski, nastawiały się na chodowlę
wyniszczajacych środowisko krów (zamiast korzystniejszych
dla środowiska owiec), zaprzestawały dbałości o
infrastrukturę odpadkową i o czystość natury, itp.
Stąd z całą pewnością przyczyniły się one do
eskalowania masowego zatruwania gruntowej
wody pitnej i przemysłowo przetwarzanej żywności.
3.
Moja raptowna utrata około 10% swej wagi w czasie
zaledwie 10-miesięcznej profesury w 2007 roku w
Korei Południowej - tj. w kraju o żywności i naturze
utrzymywanej w pedantycznej czystości. Tamtą
niezwykła utratę swej wagi opisałem szerzej w punktach
#B1 do #B2.1 ze swojej strony o nazwie
korea_pl.htm.
Uzyskałem ją bez zmiany swoich upodobań żywieniowych,
ani bez zmiany swego stylu i tryby życia.
Aż do 2017 roku uważałem, że owa niezwykła utrata mojej
wagi nastąpiła dzięki codziennemu zjadaniu w Korei uwielbianej
przez Koreańczyków kiszonej kapusty zwanej "kim-chi".
Jednak obecnie fakty zaczynają mnie skłaniać do poglądu,
iż była ona następstwem działania więcej czynników niż tylko
"kim-chi", mianowicie także następstwem jedzenia w Korei
niezanieczyszczonej chemicznie żywności oraz picia tam
niezatrutej chemicznie wody. Faktem potwierdzającym ten
pogląd jest, że natychmiast po powrocie do NZ na końcu
2007 roku, ponownie zacząłem bardzo szybko tyć, aż w
około 3 miesiące później osiągnąłem już swą przed-koreańską
wagę. Na dodatek, ów nagły i szybki powrót do mojej uprzedniej
wagi nastąpił na przekór, iż zaraz po moim powrocie z Korei
(niestety przez niewystarczająco długi czas) początkowo
oboje z żoną przygotowywaliśmy sobie "kim-chi" i codziennie
ją zjadaliśmy.
4.
Krótkotrwałe spadki wagi następujące podczas moich
wakacji w malezyjskim Kuala Lumpur (KL). Ponieważ
w Malezji odbywałem dwie profesury trwające przez
ponad 5 lat, bardzo lubię ów tropikalny kraj. Oboje z
żoną powracamy więc tam każdego roku na nasze
wakacje, unikając w ten sposób ciężkich NZ zim.
Kuala Lumpur (KL) jest zaś miastem wybornego jedzenia.
Są tam tysiące restauracji i jadalni, w których zamówić
się daje niemal niezliczoną ilość smacznych potraw.
Każde więc z wakacji spędzamy objadając się w Kuala
Lumpur lokalnymi smakowitymi daniami. Co jednak
ciekawe, owo objadanie się, u mnie nigdy NIE powodowało
zwiększenia tam wagi, a wręcz typowo obserwowałem
tam spadek wagi wynoszący od 4 (dawniej) do 2 (ostatnio)
kilogramów w przeciągu około 7 tygodni. Ów spadek
u mnie wagi zawsze jednak zanikał bardzo szybko po
powrocie do NZ. Aż do 2017 roku uważałem, że owo
zmniejszanie się tam mojej wagi, następujące pomimo
częstego zjadania tam obfitych i bardzo smacznych
posiłków, jest spowodowany gorącym klimatem
tropikalnego Kuala Lumpur, oraz bardziej niż w
NZ aktywnym ruchowo trybem życia jakie w
czasie tamtejszych wakacji prowadzę. Obecnie
jednak zaczynam skłaniać się do innego poglądu,
mianowicie iż spowodowany on zapewne był
czystszą niż w NZ wodą pitną jaką dostarczają
tam do mieszkań lokalne wodociągi.
(Aczkolwiek odnotowałem, że w miarę
upływu lat, woda ta także staje się tam
coraz bardziej zanieczyszczona.)
Dla naukowej ścisłości mam jednak obowiązek
aby tu dodać, że kiedy ja traciłem nieco wagi podczas
każdych wakacji w tropikalnym KL, moja żona
zawsze tam przybierała na wadze. Powodów ku
temu mogło być wiele, np. jednym z nich mógł
być fakt, że moja żona urodziała się, wyrosła i
spędziła większość swego życia właśnie w KL.
Ja jednak ów fakt, że żona zawsze tam nabierała
wagi, podczas gdy ja wagę tam traciłem, wyjaśniam
różnicami w tym co tam zjadaliśmy i wypijaliśmy.
Oprócz bowiem śniadania (na które żona też zwykle
zjadała coś odmiennego niż ja), większość posiłków
jedliśmy tam w restauracjach lub jadłodajniach.
Żona więc objadała się tam wszelkimi miejscowymi
smakołykami, zjadając to co najbardziej lubiła z
czasów swojego poprzedniego tam życia. Ja zaś
musiałem tam być ostrożny co zjadam, wiele
potraw było tam dla mnie zbyt przeładowane
ostrymi przyprawami, a ponadto NIE każdy lokalny
smakołyk mi smakował. Stąd bardziej niż na smak
zwracałem tam uwagę aby to co jem było zagotowane,
upieczoine, lub otwarte tuż przed zjedzeniem,
oraz aby było to możliwie najpodobniejsze do
moich nawyków kulinarnych - np. aby było to
przygotowane w europejskim stylu i możliwie
z małą ilością ostrych przypraw. Stąd faktycznie
raczej rzadko w KL ja i żona zamawialiśmy i
zjadaliśmy te same potrawy. Dosyć jednak
intrygujące jest, że po powrocie z wakacji do
NZ, ja typowo szybko zwiększałem swoją wagę
o wartość utraconą w KL, jednak żona typowo
szybko traciła wagę aż do poziomu jaki miała
przed odlotem do KL.
5.
Brak trwałości najróżniejszych zachwalanych przez
fachowców diet, jakie pozwalały jedynie na niewielki
spadek wagi powodowany odwodnieniem organizmu,
zaś jakich nastepstwa zanikały natychmiast po zaprzestaniu
ich kontynuowania. Już po rozpoczęciu się mojego
raptownego tycia zaraz po powrocie do NZ i podjęciu
konsumowania masywnie zatrutej chemikaliami NZ wody
i żywności, aż kilkakrotnie podejmowałem próby odchudzania
się, stosując w tym celu najróżniejsze zalecane przez
fachowców "diety". Jednak każdorazowo się okazywało,
że wszystkie te diety były jedynie owymi dosadnie
nazywanymi przez malezyjskich Chińczyków "dog
pooh diets" (co na polski tłumaczy się jako "diety
gówna psiego" - jakie tak dosadnie były nazywane przez
Chińczyków z Malezji ponieważ nieszczęśliwiec, który
zdecydował się je podjąć, stawał się aż tak głodny, że
nawet kiedy zobaczył na ziemi psie gówno, ciągle był
gotów je podnieść i zjeść). Zawsze też maksymalne
schudnięcie jakie diety te dawały okazywało się być
równe powodowanemu nimi odwodnieniu organizmu
(czyli co najwyżej wynoszące około pół procenta wagi
odchudzającego się). Co jednak najważniejsze, zawsze
ich następstwa natycmiast zanikały zaraz po tym jak
zaprzestawało się ich stosowania. Jedynym więc
trwałym odchudzniem jakie doświadczyłem już po
podjęciu w 1999 roku picia zatrutej NZ wody i
jedzenia zatrutej NZ żywności, był około 10%
spadek mojej wagi spowodowany (jak odkryłem
to dopiero w 2017 roku) jedzeniem w Korei
Południowej czystej żywności i piciem czystej
koreańskiej wody. Jednak aż do 2017 roku,
tamto koreańskie trwałe odchudzenie się
przypisywałem systematycznemu zjadaniu
kim-chi. Teraz jednak już wiem, że jego
faktycznym powodem było zaprzestanie przez
10 miesięcy pobytu w Korei Południowej
konsumowania owych chemicznych trucizn
zawartych w NZ wodzie i żywności.
6.
Prosta współzaleźność, że ludzie tyją głównie w tych krajach,
w których konsumowana tam woda i żywność są masowo
zatruwane chemicznymi i przemysłowymi truciznami.
Przykładowo, najbardziej otyłe społeczeństwo ma USA.
Z kolei NZ jest trzecim co do otyłości krajem świata.
Jeśli też chociażby tylko czysto teoretycznie przyglądnąć
się stanowi tego co ludzie owych krajów piją i zjadają
(eksperymentalnie ani pomiarowo wszakże w mojej
sytuacji NIE daje się tego ustalić), wówczas dochodzi
się do teoretycznego wniosku, że faktycznie
mieszkańcy USA piją i zjadają zapewne najbardziej
w świecie przemysłowo i chemicznie zatrutą wodę
i żywność, zaś NZ faktycznie jest zapewne trzecim
w świecie zatruwaczem wody i żywności konsumowanej
przez jej mieszkańców.
#I3.
Moja bezlekarstwowa metoda uzdrawiania oraz zmniejszania
problemów zdrowotnych i nadwagi poprzez picie deszczówki
i gotowanie na niej swych potraw:
Z opisanego poprzednio mojego "odkrycia 2017 roku",
stwierdzającego że to NIE kalorie
ani tryb naszego życia, a trucizny i chemikalia zawarte
w wodzie jaką wypijamy i w żywności jaką zjadamy, są
powodem naszych nieuleczalnych chorób i trwałego tycia,
wynika bezpośrednio moja opisywana na tej stronie bezlekarstwowa
metoda prostego uzdrawiania lub zmniejszania trapiących mnie
(a potencjalnie też wielu innych ludzi) problemów zdrowotnych.
Metodę tę też wypracowałem dopiero we wrześniu 2017 roku
w wyniku podjęcia opisanych w "części #C" i "części #E" tej
strony eksperymentów z piciem wody deszczowej. Esencja
tej mojej metody sprowadza się do wysiłków, aby w swym
organiźmie NIE pozwolić na zadziałanie mechanizmu odkrytego
jeszcze przez Hipokratesa (460-370 BC), a stwierdzającego, że
"śmierć zaczyna się w jelitach".
W mojej metodzie owo uniemożliwianie zadziałania
śmiertelnego mechanizmu Hipokratesa sprowadza
się do prowadzonych równocześnie aż kilku działań
zapobiegawczych i naprawczych. Działania te obejmują:
(1)
Zastąpienie dotychczasowego picia zatrutej wody gruntowej
piciem wyłącznie higienicznie pozyskiwanej wody deszczowej
i gotowaniem na niej wszystkich swoich potraw. Jest
to pierwsze i najważniejsze, aczkolwiek także najtrudniejsze
do zrealizowania, z naszych działań zapobiegawczych.
Uniemożliwia ono bowiem dostawanie się do naszych
organizmów wysoce już stężonych w dzisiejszych czasach
trucizn i chemikalii obecnych w dostarczanej nam do
domów przez władze zatrutej "wodzie gruntowej".
Trudność tego pierwszego działania polega na konieczności
zbudowania sobie najpierw własnej instalacji do higienicznego
pozyskiwania wody deszczowej, a potem zaś na systematycznym
utrzymywaniu tej instalacji w wysokiej czystości oraz na
pozyskiwaniu z niej gromadzonej przez nią deszczówki (która
jest znacznie czystsza i mniej zatruta od wód gruntowych -
tj. od wód pozyskiwanych ze studzien lub dostarczanych
nam przez wodociągi).
(2)
Naprawianie systematycznym jedzeniem "pro-biotyków"
zniszczeń w korzystnej dla nas florze bakteryjnej naszych
jelit. Należy zjadać tak dużo oraz tak znaczną rozpiętość
pro-biotycznych preparatów i rodzajów żywności, zawierających
żywe i aktywne rodzaje korzystnych dla nas bakterii i
mikroorganizmów, jak tylko nasz rozsądek, możliwości,
oraz dostępność do nich nam to umożliwiają. Oprócz
więc typowych płynnych, kultywowanych "pro-biotyków"
w rodzaju japońskiego "Yakult", należy starać się też
zjadać najróżniejsze rodzaje
kefirów
oraz jogurtów (po angielsku zwanych
yoghurt),
a jeśli mamy dostęp do (lub znajomości w) higienicznie
prowadzonej farmy z krowami, wówczas także warto pić
nieprzegotowane ani NIE pasteryzowane mleko i jego
produkty, włącznie z maślanką, kwaśnym mlekiem,
kwaśną śmietaną, serwatką, a także jeść sporządzane
z niepasteryzowanego ani chemicznie NIE zaprawianego
mleka masło, twarogi i sery. Warto też jeść kiszoną
kapustę (najlepiej zakiszoną osobiście przez nas
samych, lub przez kogoś komu ufamy - bowiem jeśli
ją kupimy wówczas zapewne będzie już wyjałowiona
z mikroorganizmów i często dodatkowo zatruta
chemikaliami), koreańskie kim-chi też zakiszane
osobiście (jego recepturę wykonania
opisałem w punkcie #B2.1 swej strony
korea_pl.htm),
kiszone ogórki, japońskie
miso,
niekiedy też pić umiarkowaną ilość piwa lub wina, oraz
oczywiście konsumować wszystko inne co ludzie gdzieś
znają i jedzą już od wieków, a o czym wiadomo, iż powstaje
to poprzez proces jakiejś fermentacji (np. jako dziecko
zajadałem się kiszonymi "gałąbkami" z kapusty i kaszy -
których jednak w dzisiejszych czasach zapewne nikt
już NIE potrafi sporządzać).
(3)
Nastawienie się na zjadanie najbardziej pierwotnych rodzajów
żywności, o jakich wiadomo iż NIE zostały jeszcze zatrute
jakimikolwiek rodzajami chemikalii i jakie ludzie zjadali przez
wieki. Znaczy, zjadanie tego co osobiście przyrządzimy
z najmniej przemysłowo przetworzonych: mąki, płatków
owsianych, kaszy jaglanej, ryżu, ziemniaków, jajek, masła,
mleka, itp.
(4)
Unikanie zjadania wszystkiego co zostało przetworzone
przemysłowo (tj. na wykazie składników czego widnieją
podejrzane dla nas symbole). Przykładowo, unikanie
zjadania już gotowych dań i produktów żywnościowych
"tylko wymagających podgrzania", zup, rosołow, olejów,
itp., a także żywienia się "junk food", typu McDonald,
Pizza Hut, Kentucky Fried Chiken, itp.
(5)
Unikanie zjadania mięs, szczególnie z ryb i stworzeń
mięsożernych, jakich tryb życia wystawia je na pożeranie
dużych ilości trucizn, a stąd w mięsie jakich jest
już zakumulowana spora ilość trucizn, chamikalii oraz
tzw. "microbeads" (tj. syntetycznych mikro-paciorków) i
"microfibers" (tj. syntetycznych mikro-włókien). Przykładowo,
niemal wszystkie ryby i kraby są mięsożerne, w ich
ciałach akumulują się więc trucizny z ciał tego co
pożarły. Podobnie świnie zjadają wszystko co znacznie
już nasiąknięte truciznami, ich mięso jest więc szczególnie
zatrute i szybko czyni nas chorymi.
(6)
Sprawdzanie, aby żywność jaką się zjada, ani płyn
jaki się wypija albo na jakim się bazuje przygotowanie
swych posiłków, NIE zostały przypadkiem zaimportowane
z kraju znanego ze znacznego już skażenia swego
naturalnego środowiska najróżniejszymi truciznami
i chemikaliami. Kraj zaś taki poznamy albo z
publikatorów (jeśli jest on biedny), gdzie będzie on
opisywany jako brudny i chemicznie wysoce zanieczyszczony,
albo też z otyłości jego mieszkańców (w bogatszych
krajach o wysoce zatrutym środowisku, ich mieszkańcy
będą wysoce otyli - tak jak się to już dzieje np. w
US, Meksyku, NZ, Węgrzech, Australii, UK i w szeregu jeszcze innych krajów).
(7)
Kiedy tylko możemy, wystawianie swojej skóry na działanie
słońca aby indukować naturalne wytwarzanie witaminy D.
Witamina ta jest bowiem ogromnie istotna w regulowaniu
poprawnego funkcjonowania całej flory bakteryjnej naszych jelit.
* * *
Jaki jest mechanizm działania opisanej tu mojej
metody bezlekarstwowego unikania problemów
zdrowotnych, daje się to łatwo wydedukować z
mechanizmów działania naszych jelit, ponownie już
odkrywanych przez dzisiejsze oficjalne nauki medyczne.
Doskonałe zaś opisy tego mechanizmu działania
prezentuje wstępna część wideo z YouTube
opracowanego przez polskiego badacza medyczniego,
dra Marka Skoczylasa, a noszącego tytuł "Reumatoidalne
zapalenie stawów - znamy już przyczynę cz. 1", jakie
to wideo we wrześniu 2017 roku było dostępne pod adresem:
www.youtube.com/watch?v=q6HPfHw0ltE
i jakiego przeglądnięcie gorąco rekomenduję. (Proszę
odnotować, że badania Polaków stoją obecnie w światowej
awangardzie odmiennego podejścia do spraw utrzymania
zdrowia w szybko pogarszającej się sytuacji dzisiejszej
ludzkości.) Aby podsumować tutaj w skrócie ów mechanizm
działania, przypomnę że dla poprawnego funkcjonowania
naszego ciała w naszych jelitach musi znajdować
się około 2 biliony korzystnych dla zdrowia bakterii,
jakich całkowita waga u dorosłej osoby wynosi około
dwóch kilogramów. (Tj. w naszych jelitach znajduje
się około 10 razy więcj bakterii, niż mamy komórek
w naszych ciałach.) Bakterie te rodzą się równocześnie
z naszymi ciałami i muszą być obecne w naszych jelitach
przez cały okres zdrowego życia. (Co ciekawsze, kiedy
Bóg stwarzał pierwszą parę ludzi, tj. pierwszego mężczyznę
i pierwszą kobietę, wówczas z pewnością stworzył też
równocześnie owe biliony bakterii w ich jelitach, jakie umożliwiały
prawidłowe funkcjonowanie ich ciał - a o konieczności istnienia
jakich "ewolucjoniści" zwyczajnie zapominają. Aby bowiem żyć
i utrzymywać zdrowie, ludzie muszą posiadać owe bakterie
w swych jelitach. Podobnie zresztą kiedy Bóg stwarzał
np. winogrona, równocześnie stwarzał też drożdże jakie
pokrywają skórki każdego grona - umożliwiając jego
późniejsze fermentowanie w wino o określonym
smaku.) Owe baterie z naszych jelit wcale też NIE
są wszystkie jednakowe. Żyje w nas bowiem około
1200 odmiennych gatunków korzystnych dla nas
bakterii. Takie ich zróżnicowanie jest potrzebne.
Wszakże najróżniejsze specjalizacje poszczególnych
gatunków owych bakterii formują w naszych jelitach
jakby odpowiednik efektywnie pracującego (bakteryjnego)
"ecosystemu". Jeśli więc z pitą wodą lub ze zjadaną
żywnością do jelit dostaje się jakaś trucizna, lub
uśmiercający bakterie rodzaj chemikalii, niektóre
ze składników owego bakteryjnego "ecosystemu"
giną. Ich miejsce jest wówczas zajmowane przez
zmodyfikowane wersje innych bakterii, jakie formują
sobą już dla nas szkodliwe tzw. "L-formy". Te zaś
L-formy bakterii zaburzają wymagany skład flory
bakteryjnej jelit, niszcząc poprawne funkcjonowanie
całej owej flory. Brak zaś jej poprawnego funkcjonowania
powoduje rozregulowanie działania całego ludzkiego
organizmu, jakie to rozregulowanie z upływem czasu
prowadzi do zagnieżdżenia się w tym organiźmie
najróżniejszych chronicznych chorób, otyłości,
degeneracji, czasami raka, zaś w ostatecznym
działaniu wiedzie do śmierci (tj. rozregulowanie działania
jakiego potwierdza sobą odkrycie Hipokratesa, żyjącego
w latach 460-370 BC, który genialnie odkrył, że
"śmierć zaczyna się w jelitach" -
które to ogromnie istotne odkrycie obecnie zostało
jeszcze bardziej uściślone ustaleniem, że "śmierć
faktycznie zaczyna się od uśmiercenia niezbędnych
dla naszego zdrowia i życia bakterii, które zamieszkują
nasze jelita i stąd są wysoce podatne na unicestwienie
konsumowanymi przez nas truciznami i antybiotykami").
#I4.
Moja bezlekarstwowa metoda sugeruje
więc także jak trwale można się odchudzać:
Moje odkrycie 2017 roku, NIE tylko stwierdza,
że dla większości z nas faktycznym powodem
"dlaczego tyjemy i chorujemy", wcale NIE są kalorie
ani nasz tryb życia, a trucizny i chemikalia jakie
już zakumulowały się w naszym organiźmie,
ponieważ przez długi czas je zjadaliśmy i
wypijaliśmy, zaś owe trucizny i chemikalia
stopniowo rezregulowały i wypaczyły poprawne
działanie naszego organizmu. Na dodatek bowiem
odkrycie to wskazuje też m.in. nową i teoretycznie
prostą metodę trwałego odchudzania się. W owej
metodzie odchudzania się trzeba jedynie zaprzestać
zjadanie chemicznych trucizn jakie czynią nas
tłuściochami - tak jak opisałem to w poprzednim
punkcie o bezlekowym uzdrawianiu się.
Problem jednak polega na tym, że trucizny
te zawarte są już w niemal wszystkim co
kupujemy i zjadamy, a także są one już
zakumulowane w naszym organiźmie. Stąd
bez znalezienia jakiegos sposobu na "odtrucie"
swego organizmu, ta metoda odchudzania się
pozwoli tylko na taką utratę wagi, na jaką pozwala
ilość trucizn już zakumulowanych w naszym ciele.
Część #J:
Moje działania nad przetransformowaniem obecnej
"tymczasowej instalacji" pozyskującej czystą pitną
wodę deszczową, w "trwałą instalację" wyłapywania
deszczówki:
#J1.
Co zdecydowałem w sprawie dalszego picia
deszczówki oraz mojej instalacji do jej wyłapywania:
Po zgromadzeniu doświadczeń i ustaleń jakie
raportuję w "części #E" oraz w "części #I" tej
strony, w dniu 20 września 2017 roku zdecydowałem,
że moją trwałą instalacją do pozyskiwania deszczówki
będzie nieco zmodyfikowana i udoskonalona tymczasowa
instalacja, jaką uprzednio opisałem i pokazałem w punkcie
#C2 powyżej na tej stronie.
Zasadniczym powodem jaki mnie nakłonił, że jednak
NIE będę budował odmiennej trwałej instalacji wyłapującej,
umieszczonej (tak jak oryginalnie to planowałem)
np. na jakimś wywyższeniu ponad ziemią (np. na pergoli,
czy na daszku mojego schowaka na narzędzia ogrodowe),
jest konieczność łatwego mojego dostępu do powierzchni
wyłapującej z tej instalacji, w celu nieustannego utrzymywania
tej powierzchni w czystości (co daje mi gwarancję wysokiej
higieniczności wyłapywanej deszczówki). Wszakże powierzchnia
ta jest nieustannie zabrudzana kurzem, pyłami przemysłowymi,
śmieciami nanoszonymi wiatrem, ptasimi i owadzimi odchodami,
pyłkiem kwiatowym, opadłymi liśćmi, itp. Stąd przed każdym
deszczem jaki następuje w co najmniej dwa dni po uprzednim
deszczu, ja staram się umyć tę powierzchnię. Ponadto przy
każdym deszczu ja ją inspektuję czy ma na sobie jakieś ptasie
odchody lub inne odpadki jakie wymagają usunięcia.
Po podjęciu decyzji i zaprojektowaniu jak będzie
wyglądała moja trwała instalacja wyłapująca
deszczówkę, rozpocząłem zakup i kompletowanie
podzespołów i części składowych, jakie potrzebuję
aby ją zmontować i utrzymywać w działaniu.
Podzespoły te i części opisuję dokładniej
w następnym punkcie #J2 tej strony.
#J2.
Zestawienie podzespołów i części składowych
mojej już "trwałej instalacji" do wyłapywania
deszczówki, oraz koszta zestawienia tej instalacji:
Oto ponumerowany wykaz podstawowych podzespołów
i części, jakie były mi potrzebne dla zestawienia
razem kompletu mojej "trwałej instalacji" do wyłapywania
deszczówki, pokazanej poniżej na "Fot. #J1",
wyszczegółnione tu wraz z ich cenami, wraz z datami
i miejscami zakupu lub sposobu otrzymania. Proszę
przy tym odnotować, że niektóre z tych podzespołów
i części składowych, początkowo nabyłem z intencją
zupełnie odmiennego domowego lub ogrodowego ich
użycia na długo wcześniej zanim wpadłem na pomysł aby
podjąć wyłapywanie deszczówki w celach konsumpcyjnych.
Wszakże zasadą jaką ja zawsze się kieruję w swoich
konstrukacjach, to aby maksymalnie je bazować na
tych podzespołach i materiałach jakie już posiadam.
(1) Metalowy leżak ogrodowy. Moja żona
nabyła go w "The Warehouse, Petone" gdzieś około
początka 2017 roku do użytkowania w celu odpoczynku
w ogródku - jego ceny żona NIE pamięta. Ja szacowałbym
jego cenę na około $50. Nadaje się on dobrze do funkcji
szkieletu mocującego płytę wyłapującą deszcz. Wszakże
leżak ten jest ciężki, stabilny, zaś jego boczne poręcze
nadają płycie wyłapującej wymagane zaokrąglenie na
kształt dużej jakby rynny. Ponadto leżak ten (wraz z
zamocowaną do niego płytą wyłapującą) łatwo przenieść
szybko z trawnika w inne miejsce ogródka - co jest
szczególnie użyteczne kiedy dwa razy w miesiącu, bez
uprzedniego zapowiadania się, przybywa do mojego
ogródka wynajęty przez spółdzielnię mieszkaniową
(jaka jest właścicielką mojego mieszkania) maszynista
wycinający trawę we wszystkich ogródkach naszej
spółdzielni. Po jego przybyciu muszę bowiem szybko
usunąć całą swą "instalację wyłapującą" z trawnika w
ogródku jakiego trawę on wycina swą motorową kosiarką.
Instalację tę usuwam też z trawnika za każdym razem
kiedy wychodzę z mieszkania (np. na zakupy), a widzę
że trawa jest już na tyle wysoka iż ów maszynista może
przybyć podczas mojej nieobecności aby ją wyciąć.
(2) Dwa ocynkowane metalowe przedłużacze do
nóg leżaka ogrodowego (z metalowymi "stopami" nadającymi
leżakowi większą stabilność, a tym samym wyższą odporność
na wywrócenie przez silne wellingtońskie wiatry burzowe).
Zakupiłem je w przecenie z 2014 roku w "Dick Smith Electronics,
Queensgate" w cenie około $5. Początkowo planowałem je
użyć do zainstalowania z ich użyciem anteny satelitarnej - potem
jednak stwierdziłem, że ich konstrukcja jest wadliwa dla takiego
zastosowania. Obecnie używam więc je jako przedłużacze
dwóch przednich (z czterech istniejących) nóg leżaka ogrodowego,
nadające leżakowi nachylenie około 30 stopni, wymagane
dla lepszego spływu wyłapywanej deszczówki do gromadzącej
tę deszczówkę miednicy.
(3) Dwa identyczne płaty pofalowanego (dachowego)
przeźroczystego "polycarbonate" o wymiarach 1800x860 mm.
Pierwszy z nich zakupiłem dnia 2017/8/27 03:02:22 pm w "Bunnings
Warehouse, Petone", płacąc $35, poczym używałem do eksperymentów
z prowizoryczną instalacją wyłapującą pokazaną na "Fot. #C2".
Drugi zaś płat, też identyczny do pierwszego i nabyty w tym samym
sklepie, zakupiłem dnia 2017/9/24, też płacąc $35. W mojej trwałej
instalacji wydłuża i stąd zwiększa on powierzchnię łapiącą deszcz -
ponieważ moje eksperymenty wykazały iż jeden płat ma zbyt małą
powierzchnię w stosunku do zapotrzebowania na deszczówkę. Ponadto,
ponieważ jest on zamocowany jedynie gumowymi powrozami, w razie
potrzeby (np. sztormowej wichury, lub przybycia kosiarki) mogę go
odmocować i nałożyć na wierzch pierwszego płata.
(4) Silny sznurek do przywiązania płata wyłapującego
wodę do metalowego leżaka ogrodowego. Zakupiony
wcześniej przez żonę, cena mi nieznana - szacuję ją na ok. $3.
(5) Trzy komplety, każdy po 12 elastycznych gumowych
powrozów, jakie używam do przytwierdzania płata wyłapującego
do leżaka ogrodowego. Pierwszy zakupiłem 2017/9/21
w "The Warehouse" (DK: 81293 SP:Faye) płacąc $8 (tj. cena
$10 minus 20% zniżki), dwa następne zakupiłem też dnia
2017/9/21 w "The Warehouse Petone" (DK: 21355
SP:Andrew L) płacąc razem $16 (tj. cena $20 minus 20%
zniżki). Każdy z tych trzech kompletów jest produkcji chińskiej
firmy "Samson", nosi nazwę "12 Piece Bungee Cord Set" i
zawiera następujące ilości i długości owych 12 elastycznych
gumowych powrozów z hakami na obu ich końcach: 3x520,
3x630, 3x750 i 3x950 mm. Powrozy te doskonale nadają się
więc do szybkiego przytwierdzania płyty wyłapującej do szkieletu
leżaka ogrodowego, oraz do ewentualnego łatwego separowania
od siebie tych dwóch składowych mojej instalacji wyłapującej.
(6) Miednica z bazującej na chromie stali nierdzewnej,
o śrenicy D=43 cm, przeznaczona do gromadzenia wody deszczowej
wyłapanej przez płat "polycarbonate". Zakupiona była przez moją
żonę około początku 2017 roku w wyprzedaży z "The Warehouse,
Petone". Jej cena jest mi nieznana - szacuję ją na około $20.
Miednica ta była największą miednicą jaką wówczas tam
wyprzedawano. Niestety, ciągle ma ona nieco zbyt małą średnicę
aby wyłapywać wszystką deszczówkę spływającą w dół płyty wyłapującej.
(7) Wiaderko 8 litrowe z bazującej na niklu stali nierdzewnej,
obecnie przeznaczone do chwilowego składowania i do transportu już
zgromadzonej wody deszczowej. Zakupiłem je dnia 2016/11/7 w "The
Warehouse, Lower Hutt" (DK: 30777 SP:Sheryl) płacąc $6.10 (tj. z
wyprzedaży przecenionych produktów - jego cena wynosiła wówczas
$7, ja zaś otrzymałem jeszcze dodatkowe 12.57% zniżki). Oryginalna
cena tego wiaderka wynosiła $29.98 (tj. $30). Widząc je w wyprzedaży,
oryginalnie zakupiłem je z zamiarem używania go do wynoszenia z domu
wody w celu podlewania nią wybranych roślinek w swym ogródku. Podczas
dni suszy ubiegłego lata używałem je także do oferowania wody do picia
i do kąpania się spragnionym ptakom odwiedzającym mój ogródek - z
czego one chętnie korzystały. (Całe szczęście, że obecne niemal codzienne
deszcze NIE zachęcają tych samych ptaków do ponownego podjęcia
kąpania się w owym wiaderku, bowiem obecnie kąpiele takie skaziłyby
mi wodę jaką mam zamiar konsumować. Mam już bowiem wystarczający
kłopot z ubieganiem mojego kota wybiegającego wcześnie rano do ogródka
i usiłującego pić wodę z tego wiaderka i z miski zbierającej wychwyconą
deszczówkę. Szczerze mówiąc, to znając ten zwyczaj swego kota, jeśli
tylko mam nadmiar deszczówki, wówczas celowo ją pozostawiam w owym
wiaderku aby mój kot mógł ją pić z niego, a nie ze zbiorczej miednicy
jakiej zawartość systematycznie zlewam do własnej konsumpcji.)
(8) Pojemnik z PVC (20 litrowy), do przechowywania
już wyłapanej wody deszczowej. Jakieś dwa lata wcześniej moja
żona otrzymała go w podarunku od swych znajomych prowadzących
małą wytwórnię makaronów - którym w takich pojemnikach
dostarczano zakupywane przez nich chemikalia spożywcze.
Kiedy więc żona odnotowała, jak trudno jest mi pozbywać się
zanieczyszczeń jakie mają tendencję do zbierania się na dnie
tego pojemnika w wyniku ustania się wody, w dniu 2017/9/22
zapytała owych znajomych czy przypadkiem NIE mają jeszcze
jednego niepotrzebnego im takiego pojemnika. Zaraz też otrzymała
od nich w podarunku drugi identyczny 20-litrowy pojemnik po tym
samym chemikaliu spożywczym (tj. po "potassium carbonate &
sodium B-carbonate solution"). Po jego dokładnym umyciu uzyskałem
więc drugi pojemnik, jaki obecnie pozwala mi na lepsze gospodarzenie
deszczówką. Przykładowo, obecnie kiedy odnotuję iż na dnie
aktualnie zgromadzonej deszczówki ustały się jakieś nieczystości,
wówczas górną wodę mogę zlać do drugiego pojemnika, zaś
owe ustane na dnie nieczystości po prostu wylać do ogródka.
Ponadto, kiedy spada nowy deszcz, mając dwa pojemniki NIE
muszę już nowej wody dolewać do pojemnika ze starą, a mogę
nową wodę gromadzić już w drugim pojemniku.
(9) Dzbanek z filterem na wodę o pojemności 2.4 litra, chińskiej firmyLiving & Co,
o nazwie "Water jug with filter 2.4 l" (w instrukcji użycia jego nazwa brzmi
"Water filter pitcher") - przeznaczony do filtrowania deszczówki przed jej
zagotowaniem i użyciem. Zakupiłem go dnia 2017/9/21 w "The Warehouse"
(DK: 81293 SP:Faye) płacąc $13 (tj. cena $15 minus 20% zniżki).
Jest mi on potrzebny ponieważ okazuje się, że deszczówka zawsze zawiera
w sobie najróżniejsze pyłki, sadzę i kawałki materii, które najlepiej z niej
odfiltrować. Wybrałem ten właśnie filter, ponieważ jest on najtańszym
z obecnie dostępnych w NZ takich filtrów, a także ponieważ jego
filtrująca "cartridge" kosztuje tylko $5. Inne zaś rodzaje filtrów do
wody dostępne obecnie w NZ (o nazwie "Stefani"), kosztują w
zakresie od $99 do około $300, zaś tylko jedna ich filtrująca
"cartridge" (zależnie od swej specyfikacji) kosztuje od $25 do $250 -
i też musi być wymieniona na następną już po około 2 miesiącach
użycia. Jednorazowo mój dzbanek z filtrem mieści ok. 1 litra
przefiltrowanej wody, której przefiltrowanie trwa około 1 minuty,
zaś jego filtrująca "cartridge" wymaga wymiany albo po przefiltrowaniu
160 litrów wody, albo też po upływie 2 miesięcy jej użycia.
(10) Trzy zapasowe "cartridges" do mojego dzbanka z filtrem
firmy "Living & Co" filtrującego deszczówkę przed jej zagotowaniem
i użyciem. Zakupiłem je dnia 2017/9/21 w "The Warehouse"
(DK: 21355 SP:Andrew L), płacąc $13 (tj. cena $15 minus 20%
zniżki). Te nabyłem ponieważ są one najtańszymi z dostępnych
obecnie w NZ takich filtrujących wkładek do dzbanków z filtrami
na wodę.
* * *
W sumie więc, dotychczasowy koszt zestawienia razem
mojej trwałej instalacji wyłapującej deszczówkę, wynosi około
$NZ 200. Do tego trzeba dodawać koszt najtańszych filtrujących
deszczówkę "catridges" obecnie wynoszący $5 co każde 2 miesiące
(tj. $30 na rok). W przeliczeniu na złotówki może to wyglądać
drogo. Jednak pamiętać trzeba, że z powodu bycia nafaszerowaną
niemal wyłącznie monopolistycznymi instytucjami nieustannie
podwyższającymi swe ceny (a obniżającymi jakość), Nowa
Zelandia stała się krajem gdzie koszta życia i niemal wszystkich
dóbr obecnie są już jednymi z najdroższych na świecie. (Np.
w Polsce zbudowanie takiej instalacji zapewne byłoby tańsze.)
Niemniej dla mnie jest to raczej niska cena w porównaniu do korzyści
zdrowotnych o jakich wierzę, że picie deszczówki mi przynosi -
NIE wspominając już o kosztach lekarstw, lekarzy i szpitala,
za jakie zapewne też musiałbym słono płacić gdyby trucizny
zawarte w wodzie i żywności sprowadziły na mnie jakąś chorobę
wymagającą szpitalnego leczenia, ani NIE wspominając już
o poczuciu spokoju jakie we mnie wzbudza posiadanie instalacji
zdolnej pozyskiwać czystą wodę pitną w przypadku nadejścia
jakiegoś obecnie coraz częstrzego w NZ kataklizmu, który
zrujnowałby lokalne wodociągi.
Oczywiście, gdybym był finansowo w gorszej sytuacji,
wówczas podobną instalację wyłapującą mógłbym zbudować i
użytkować nawet znacznie taniej. Wszakże jedyne co faktycznie
musiałbym wówczas zakupić, to płat wyłapującej "polycarbonate".
Resztę zaś mógłbym skonstruować np. z jakichś odpadowych
desek (które daje się pozyskać za darmo z różnych firm jakie chcą
ich się pozbyć) oraz z wyposażenia kuchni jakim już dysponowałbym.
Także zamiast gotowego dzbanka filtrującego i "cartridges" mógłbym
do filtrowania używać np. kawałki porowatego papieru. Tyle, że
wówczas w zbudowanie takiej instalacji musiałbym włożyć znacznie
więcej robocizny, a ponadto zapewne NIE byłaby ona równie łatwa
do przenoszenia, jak obecna moja, co utrudniałoby mi jej usuwanie
z trawnika kiedy by przybył, lub mógł przybyć, ów maszynista z kosiarką.
Fot. #J1: Zdjęcie mojej już "trwałej" albo "końcowej" instalacji
do wyłapywania wody deszczowej. Powstała ona poprzez
wprowadzenie niewielkich udoskonaleń i poszerzeń do
prowizorycznej instalacji jaką pokazałem na "Fot. #C2".
Przykładowo, dwie jej przednie nogi zostały wydłużone
metalowymi przedłużaczami z ustawionymi odśrodkowo
"stopami" (zwiększającymi stabilność całej instalacji) jakie
to nogi zwiększają kąt nachylenia spływu wody do około
30 stopni. Z kolei powierzchnia wyłapująca została wydłużona
poprzez dodanie drugiej identycznej płyty z "polycarbonate".
Na powyższym zdjęciu czytelnik może odnotować obecność
praktycznie niemal wszystkich (za wyjątkiem dzbanka
filtrującego) podzespołów albo składowych wyszczególnionych
w punkcie #J2 powyżej, włącznie z wiaderkiem 8-litrowym,
miednicą i białym 20-litrowym pojemnikiem na przechowywanie
wody - widocznym na drugim planie.
(Kliknij na powyższe zdjęcie aby zobaczyć je w powiększeniu.)
Część #K:
Dziwność ciągu unieważnień moich częściowych
sukcesów i wnioski jakie z tego dla mnie wypływają:
#K1.
Kaszel mojego kota, jako rodzaj "ostatniego źdźbła"
które zmusiło mnie do rozważenia braku przypadkowości
w unieważnieniach częściowych sukcesów uzdrowieniowych
jakie już osiągnąłem:
Muszę tutaj się przyznać, że sporo zdarzeń
jakie doświadczam podczas owych obecnie
czterech już kolejnych nawrotów mojej choroby -
jaka z krótkimi przerwami gnębiła mnie
podczas całej zimy i wiosny 2017 roku,
wzbudzało moje zaintrygowanie swoją
niezwykłością. Przykładowo, owo opisane
w (1) z punktu #E5 tej strony czwarte już
z kolei podczas tylko jednej zimy załapanie
"grypy" dnia 2017/9/13 - na przekór iż w
czasie poprzedzającym nadejście tej "grypy"
wcale NIE wychodziłem z mieszkania, czyli
iż logicznie rzecz biorąc NIE zaistniała fizykalna
sytuacja jaka pozwalałaby mi grypą się zarazić.
Ze wszystkich tych dziwności najbardziej
jednak zaszokowało mnie zainicjowanie się
kaszlu u naszego kota "Petro". Mianowicie,
nasz kot zaczął wykazywać symptomy podobne
do moich już wkrótce po trzecim omawienej tu zimy
pojawieniu się tych symptomów u mnie - czyli
przez okres około trzech tygodni. Zasadniczy jednak
symptom jaki mnie gnębił, tj. kaszel, u kota NIE
występował. Niemniej kiedy dnia 2017/9/23 we
wpisie (3H) z punktu #E2 niniejszej strony
zaraportowałem, że nasz kot ma te same symptomy
co ja, jednak NIE ma mojego unikalnego kaszlu,
w kilka godzin później nasz kot nagle zaczął kaszleć.
Szczerze mówiąc, to kota tego mamy od 2012
roku, jednak nigdy wcześniej ani NIE widziałem,
ani NIE słyszałem, aby kiedykolwiek zakaszlał.
NIE wiedziałem też nawet, że koty potrafią kaszleć.
(Wcześniej, w (5B) z punktu #E2, też już raportowałem
o podobnych symptomach naszego kota, tyle
że NIE podkreśliłem wówczas owego braku u
niego kaszlu.) To nagłe pojawienie się kaszlu
u kota, który chorował już przez około 3 tygodnie
i ani razu wówczas NIE zakaszlał, za to wkróce
po moim napisaniu na tej stronie o braku u niego
kaszlu, nagle zaczął swe kaszlenie, zwróciło moją
uwagę na dziwną regularność tego co mnie doświadcza.
Regularnośc ta zawsze objawia się w formie sekwencji
3 zdarzeń jakie można zdefiniować następująco.
W moim przypadku
okazuje się być wielokrotnie powtarzalną regułą, że
najpierw (1) zdarza się coś, co dla mnie stanowi dobro
(np. odnoszę sukces w uzdrowieniu trapiącej mnie
dolegliwości jakąś niekonwencjonalną metodą),
następnie (2) w celu podniesienia wiedzy innych
ludzi w sprawie ilustrowanej tym zdarzeniem ja
sumiennie opisuję "co" i "jak" się zdarzyło, zaś
po (3) opublikowaniu owego opisu nadchodzą
(4) jakieś "zdarzenia zaprzeczające" (przekornie
kontradykcyjne) - które unieważniają owo dobro
jakie dane zdarzenie mi stwarzało i jakim krótko
się cieszyłem (np. następuje nawrót owej trapiącej
mnie dolegliwości). Innymi słowy,
jakaś "szatańska moc" najwyraźniej
traktuje wszystko co ja piszę i publikuję jako rodzaj
"scenariusza", który jej ujawnia, upowszechnieniu
się jakich prawd powinna zapobiegać poprzez takie
zamanipulowanie rzeczywistością, aby prawdy te
wyglądały jak nieprawdy.
Powtarzalne zaistnianie zdarzeń jakie dokumentują
takie czyjeś celowe działania unieważniające prawdę
tego co ja eksperymentalnie ustaliłem, opisałem i
opublikowałem, najbardziej wyraźnie jest widoczne
w czterech kolejnych powtórzeniach zimą i wiosną
2017 roku owych trapiących mnie symptomów
jakie opisuję w punktach #B1 i #T3 niniejszej strony
oraz w punkcie #G2.3 strony o nazwie
healing_pl.htm.
Wszakże symptomy te zdołałem wyeliminować u siebie
(tj. wyleczyć) aż trzema odmiennymi metodami, tj.
najpierw (1) piciem wody kokosowej, potem (2) zażyciem
ziołowego lekarstwa przez Chińczyków zwanego
"tygrysie mleko", w końcu (3) piciem wody deszczowej.
Jednak po każdym wyeliminowaniu symptomy te
się nawracały, jakby unieważniając prawdę uprzedniej
metody ich wyleczenia. W chwili też pisania niniejszego
punktu (2017/9/25) ponownie mnie więc trapiły.
Oczywiście, podobny przebieg przypadków unieważniania
innych moich osiągnięć zaistniał już trudną obecnie
do policzenia ilość razy. Kilka najważniejszych z tych
przypadków postaram się opisać w punkcie #K2 poniżej.
#K2.
Przypomnijmy sobie inne przypadki podobnych (jak w
owym "scenariuszu" z poprzedniego punktu #K1) czyichś
celowych wysiłków unieważniania prawd jakie moje
badania ustaliły i jakie opisuję na swych publikacjach:
Nie trzeba być geniuszem aby odnotować,
że komuś o znacznej władzy, tj. posiadającemu
możliwość wpływania na wszystko co się na
Ziemi dzieje, ogromnie zależy aby dla innych
ludzi prawdy ustalone w wyniku moich empirycznych
badań NIE stały się inspiracją ani wzorcem do
naśladowania. Wskażmy więc tutaj chociaż
kilka przykładów tego co dokumentuje taką
właśnie sytuację:
(1)
Brak w internetowych wyszukiwarkach poprawnych
linków do moich stron i opracowań jakie popularyzują
prawdy ujawnione wynikami moich empirycznych badań.
Na ów brak staram się zwracać uwagę czytelników w wielu
swych publikacjach - m.in. w początkowej części swej strony o nazwie
faq_pl.htm.
Na jakikolwiek bowiem temat moich badań zechciałoby
się przeglądnąć źródłowe publikacje jakie ja osobiście
autoryzuję, wówczas na przekór, że nieustająco
publikacje te są dostępne w internecie, ciągle w
wyszukiwarkach NIE można znaleźć poprawnych
do nich linków. Wszakże linki jakie na dowolny taki
temat nadal są wskazywane, albo linkują do stron,
które już zostały polikwidowane przez wrogów moich
badań, albo też okazują się być aż tak stare, że dla
mnie są już niemożliwe do zaktualizowania.
(2)
Koncentrowanie się wyszukiwarek internetowych niemal
wyłącznie na linkowaniu do negatywnych wypowiedzi jakie
starają się zaprzeczać prawdom jakie poodkrywałem i
upowszechniam. Natomiast linki do czyichś obiektywnych
i pozytywnych wypowiedzi na temat moich badań, takich
jak np. te ze stron innych niż ja autorów o adreasch
percepcja44.cba.pl/totalizm.html,
lub
kanonizacja.org.pl/totalizm-pomaga-w-zyciu/,
czy też do obiektywnych wideów i stron autorstwa innych
niż ja osób, ale linkowanych z mojej własnej strony o nazwie
portfolio_pl.htm,
są w internecie celowo ukrywane, a często nawet z niego
zupełnie eliminowane.
(3)
Tematyka moich badań jest celowo wypaczana i przeinaczana,
zaś potencjalnym czytelnikom kłamliwie się wmawia iż jakoby
ja zajmuję się wyłącznie (I) teoriami spiskowymi, (II) paranauką
i (III) badaniami UFO. Zupełnie zaś pomija się obiektywne
poinformowanie, że np. (A) prześladowania jakie doświadczam zarówno
ja, jak i jakimi są traktowane wyniki moich badań, wcale NIE są tylko
"teoriami", a jeśli ktoś dokładniej przyglądnie się temu co faktycznie
się dzieje z moimi publikacjami i z losami życiowymi mojej osoby,
wówczas odkryje, że są one zastraszająco prawdziwą rzeczywistością,
że (B) takimi zjawiskami jak telekineza czy telepatia (które
zawodowi naukowcy błędnie zaliczają do rzekomej "paranauki")
ja zajmuję się naukowo ponieważ to ja jako pierwszy naukowiec
na świecie odkryłem faktyczny mechanizm ich działania, a także
pomija się obiektywne poinformowanie, że (C) badaniami UFO
ja zajmuję się wcale NIE jako "UFOlog", a jako wynalazca
Magnokraftów i
Wehikułów Czasu,
który jako pierwszy wynalazca i naukowiec na Ziemi najpierw
odkrył, iż faktycznie to już od tysiącleci na Ziemi operują, latają i są
obserwowane i widywane przez ludzi gwiazdoloty, które manifestują
wszelkie cechy o jakich ja teoretycznie wydedukowałem iż cechować się
nimi będą moje Magnokrafty - po szczegóły patrz strona internetowa o nazwie
explain_pl.htm,
oraz który później zdołał nawet opracować formalny dowód naukowy
dowodzący iż "UFO to już zbudowane i latające Magnokrafty" -
po szczegóły patrz inna moja strona internetowa o nazwie
ufo_proof_pl.htm.
To gwiazdoloty identyczne do Magnokraftów mojego wynalazku,
które już operują na Ziemi, latają nocami i są powszechnie
obserwowane przez tysiące rzeczowych i godnych zaufania
naocznych świadków, chociaż dla niemoralnych powodów
wyjaśnionych w punkcie #J4.4 mojej strony o nazwie
propulsion_pl.htmich istnienie jest uparcie
zaprzeczane przez elity rządzące ludzkością,
są dokładnie opisywane pod popularną nazwą
wehikułów UFO.
Stąd abym mógł szybciej i taniej dopracować szczegóły
konstrukcyjne swoich Magnokraftów i Wehikułów Czasu
mam obowiązek rzeczowo i obiektywnie badać owe UFO
poczym konstruktywnie adoptować najbardziej istotne
rozwiązania konstrukcyjne UFO w celu udoskonalania
Magnokraftów mojego własnego wynalazku.
(4)
W licznych, raczej szkalujących, komentarzach na temat moich
badań jakby celowo i powtarzalnie "przeacza się" referowanie
do aż całego szeregu przełomowych osiągnięć naukowych i
wynalazczych, spłycając i dewalułując mój dorobek i osiągnięcia.
O czymkolwiek zaś już się pisze, niemal zawsze dodaje się
najróżniejsze negujące i dewalułujące "przymiotniki" w rodzaju
"niezbudowane", "niedowiedzione", "kontrowersyjne", "paranaukowe",
itp. - na przekór iż opublikowałem już aż cały ocean materiału
dowodowego świadczącego o zupełnej błędności owych "przymiotników".
Przykładowo, rutynowo przeacza się opracowanie pierwszej i dotychczas
jedynej na świecie faktycznej teorii wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji (Kodig),
wypracowanie najbardziej moralnej i nowoczesnej
filozofii świata sformułowanej przez człowieka i zwanej
filozofią totalizmu,
czy pierwsze w świecie
formalne dowiedzenie istnienia Boga
oraz empiryczne zbadanie i wyjaśnienie najważniejszych
metod i narzędzi działania Boga.
Tymczasem ów szereg celowo "przeaczanych" moich osiągnięć naukowych
i wynalazczych jest aż tak duży, że swoim znaczeniem i potencjalnym
wpływem na przyszłość ludzkości obiektywnie i faktycznie przewyższa
on osiągnięcia wielu całych dzisiejszych uczelni i ich wysoce kosztownej
kadry naukowej i badawczej. NIE bez istotnego powodu, jedynie bardzo
skrótowy opis wszystkich moich odkryć i wynalazków zajmuje objętość m.in. 18-tomowej
Monografii [1/5],
oraz
ponad 200 stron internetowych -
każda z których poświęcona jest zaprezentowaniu i omówieniu
odmiennych wyników moich unikalnych badań.
(5)
Celowe wypaczanie intencji mojego skrupulatnego
i naukowego dokumentowania swoich obserwacji
empirycznych, aby za ową moją skrupulatność móc
obrzucać mnie publicznie w internecie najróżniejszymi
wyzwiskami (w rodzaju "świr", "paranoik", czy "shizofrenik")
oraz aby móc podejmować najróżniejsze akcje nastawione
na szkodzenie i uwłaszczanie mojej osobie, mojej karierze,
mojej godności i mojemu życiu. Przykładem
takich zamierzonych na zaszkodzenie mi działań
może być "list otwarty" do Rektora Politechniki
Wrocławiskiej, dnia 25 września 2017 roku ciągle
dostępny pod adresem
totalizator2006.blox.pl/2007/01/html/,
jaki wnioskuje o pozbawinie mnie obronionego tytułu
"Doktor Nauk Technicznych". Innymi przykładami
mogą też być liczne obecnie w internecie ataki
na tytuły naukowe jakie faktycznie w swym
życiu osiągnąłem dzięki wkładowi swej naukowej
pracy i badań w dziedzinach zupełnie odrębnych
niż te za badanie jakich jestem tak zawzięcie atakowany.
(6)
Manifestacje opresji, wyciszania, sabotażowania,
nieakceptowania, itp., doświadczane od niektórych
z kluczowych instytucji naszej cywilizacji, jakie już
osiągnęły poziom 100% korupcji, tj. m.in. od instytucji
religijnych, naukowo-edukacyjnych i rządowych.
(Co to takiego 100% poziom korupcji i jak jest on
manifestowany, wyjaśnia to punkt #E3 z mojej strony
pajak_dla_prezydentury_2020.htm.)
Skorumpowane w 100% instytucje wytwarzają bowiem
u siebie takie zestawy zasad działania, tradycji, wewnętrznych
procedur i wymagań, kłamstw jakie adoptują jako
rzekome swoje fundamentalne prawdy, itp., że
cele osiąganiu jakich
instytucje te zaczynają się oddawać, stają się dokładnymi
odwrotnościami celów do osiągania jakich zostały
one oryginalnie powołane. Ponieważ
zaś postęp wiedzy i świadomości poza obrębem
takich instytucji zaczyna ujawniać faktyczne prawdy
jakie są przeciwstawne do kłamstw, które owe instytucje
błędnie adoptowały jako swoje rzekome fundamentalne
prawdy, aby zachowywać swoje zagrożone autorytety
i monopolistyczne pozycje, instytucje te reagują agresją,
prześladowaniami i niszczeniem każdego, kto owe
faktyczne prawdy stara się upowszechniać. Tak zaś się
stało, że ja poodkrywałem aż cały szereg faktycznych
prawd, które biegną dokładnie przeciwko fundamentalnym
kłamstwom owych kluczowych instytucji naszej obecnej
cywilizacji. W rezultacie instytucje te tworzą jednolity
front wyciszania, skrytego sabotażowania, manifestacyjnego
ignorowania, itp., jakim poddawana jest zarówno moja osoba,
jak i wyniki badań oraz prawdy, które już zdołałem wypracować.
(7)
W moim prywatnym i zawodowym życiu piętrzenie najróżniejszych
przeszkód jakie nastawione są na uniemożliwianie mi, lub co
najmniej utrudnianie, prowadzenia moich "hobbystycznych" badań
i popularyzowania prawd jakie dzięki tym badaniom poodkrywałem.
Przykładem tych przeszkód może być nieustanne powodowanie
najróżniejszych bóli jakie utrudniają mi prowadzenie badań i
publikowanie (w rodzaju bóli palców opisywanych powyżej w
punkcie #E2 - jakie utrudniają mi pisanie i używanie komputera,
czy bóli kręgosłupa albo nóg - jakie utrudniają mi chodzenie i
dokonywanie badań w terenie). Jeśli aktualny z owych bóli udaje
mi się jakoś wyeliminować, natychmiast pojawia się następny,
który trapi mnie równie utrudniająco. Faktycznie to od dnia
wynalezienia Tablicy Cykliczności, Magnokraftu i Komory Oscylacyjnej,
oraz późniejszego zajęcia się "hobbystycznymi" badaniami m.in.
UFO, Konceptu Dipolarnej Grawitacji, filozofii totalizmu, oraz
metod działania Boga, zupełnie NIE pamiętam dnia w swoim
życiu, kiedy jakaś część mojego ciała by mnie silnie NIE bolała -
utrudniając tym bólem dokonywanie moich badań i publikowanie
prawd jakie dzięki tym "hobbystycznym" badaniom zdołałem
poodkrywać. Przykładowo pamiętam, że kiedy dokonywałem
badań krateru koło Tapanui, napadły na mnie aż tak silne bóle
mojego kręgosłupa (tj. rodzaj "korzonków"), że kiedy zmuszony
byłem wówczas na stojąco wykładać studentom Otago University,
z bólu łzy płynęły mi z oczu. (Poza Polską ja zawsze trzymałem
się zasady, aby ani razu NIE odejść z pracy na zwolnienie
lekarskie.) Innym poważnym utrudnieniem były powtarzalne
zamachy na moje życie - których w sumie doliczyłem się około
30 - chociaż NIE wliczałem do liczby tych zamachów poważnych
chorób (w rodzaju odnawiających się "zatruć" opisywanych na
niniejszej stronie) też zagrażających mojemu życiu. Najpoważniejszym
z tych zamachów na moje życie była masakra w domu mojego
NZ przyjaciela Garry'ego Holden z przy-Dunedin'owego miasteczka
Aramoana
(jakiego nazwa czasami jest też pisana "Ara Moana"). Masakra ta
najszerzej jest opisana na końcu punktu #77 z podrozdziału W4 tomu 18 mojej
Monografii [1/5],
zaś dyskutowana też w publikacjach linkowanych hasłem "Aramoana" z mojej strony
skorowidz.htm.)
Całe szczęście, że Bóg zawsze używał najróżniejszych cudów aby
obronić mnie przed padnięciem ofiarą owych licznych zamachów
na życie. Kolejnym utrudnieniem była konieczność nieustannego
tułania się po świecie "za chlebem", co wiązało się z licznymi
przeprowadzkami (Chinczycy mają przysłowie "trzy przeprowadzki
są równe jednemu pożarowi"), zmianami kraju i miejsca
zamieszkania, gubieniem posiadanej dokumentacji, zdjęć i
materiału dowodowego, itp. Ja spisywałem sobie kolejne
adresy pod jakimi zamieszkiwalem w swym całym życiu
i okazuje się, że w chwili pisania niniejszego punktu w
październiku 2017 roku, mój wykaz adresów zamieszkania
miał już 37 pozycji - co oznacza, że w jednym i tym samym
miejscu przeciętnie zamieszkiwałem przez mniej niż 2 lata
(a ściślej przez jedynie około 23 miesiące). Jeszcze innym
poważnym utrudnieniem była konieczność utrzymywania
moich tzw. "hobbystycznych" badań w sekrecie przed moimi
uczelnianymi przełożonymi. To zaś oznaczało, że naukowo
zmuszony byłem dokonywać badań i publikowania w aż
trzech odmiennych dyscyplinach, w żadnej z nich NIE
chwaląc się tym co osiągnąłem w obu pozostałych z
owych dyscyplin, każda bowiem z owych trzech dyscyplin
wymagała używania odmiennych metod, narzędzi,
przedmiotów, wyników badań, oraz dorobku publikacyjnego.
I tak, odrębnych badań i publikowania zmuszony byłem
dokonywać w "Inżynierii Mechanicznej" - która to dyscyplina
była przedmiotem moich studiów i sporego okresu pracy
zawodowej, zaś badania i publikowanie w której pozwoliło
mi osiągnąć stanowisko profesora na dwóch Zachodnich
Uniwersytetach (tj. w Kuala Lumpur, Malezja, oraz w Kuching,
na tropikalnej wyspie Borneo). Oczywiście, swoimi około
100-ma publikacjami naukowymi i zawodowymi z Inżynierii
Mechnicznej NIE chwalę się w internecie, bowiem internet
używam niemal wyłącznie do upowszechniania swoich
publikacji i stron z wynikami moich "hobbystycznych"
badań. Kolejną dyscypliną, w której też zmuszony
byłem dokonywać odrębnych badań i publikowania,
były Nauki Komputerowe, a ściślej Inżynieria Softwarowa
(po angielsku "Software Engineering"). Moje odrębne
badania i publikowanie w czasopismach zawodowych
i naukowych oraz na konferencjach w których
uczestniczyłem z tej dyscypliny, też pozwoliły mi
osiągnąć poziom Profesora Uniwersyteckiego aż
na dwóch Zachodnich Uniwersytetach (tj. w Famagusta
na Północnym Cyprze, oraz w Suwon, Korea Południowa).
Ostatnią, zupełnie odrębną dyscypliną, badaniom i
publikowaniu w jakiej ochotniczo się poświęcałem
w czasie wolnym od zawodowych obowiązków, były
moje badania "hobbystyczne" dotyczące licznych
wynalazków jakie rozpracowałem, Konceptu Dipolarnej
Grawitacji, filozofii totalizmu, itp. Tylko wyniki tych
badań publikowałem w internecie, ponieważ żadne
z czasopism naukowych ani zawodowych NIE
zgodziło się na ich opublikowanie na swoich łamach
(chociaż zwracałem się o ich opublikowanie do setek
odmiennych czasopism na całym świecie). Oczywiście
w działaniu były też jeszcze inne liczne przeszkody
usiłujące zablokować lub utrudnić moje badania i
publikowanie - jednak NIE będę tu ich wszystkich
wymieniał.
* * *
Mnie osobiście dziwi aż kilka aspektów opisanych
powyżej zmasowanych wysiłków jakichś "mrocznych
mocy" aby uniemożliwić lub utrudnić mi badania,
zdyskredytować mnie jako naukowca, zdewaluować
naukową wartość mojego dorobku, obrzydzić innym
i podważać prawdy jakie odkryłem i ujawniam, zniechęcić
do mnie jak najwięcej ludzi próbujących czytać wyniki
moich "hobbystycznych" badań, itd., itp. Jednym z tych
aspektów jest ogrom wkładu pracy, wielkoskalowy rozmach,
liczebność zaangażowanych indywidułów, ogólnoświatowy
zasięg, zaangażowane wysoko wyspecjalizowanej techniki,
oraz inne demonstracje ogromnej mocy i wiedzy z jakimi
jest dokonywane owo dyskredytowania prawd które ja
poodkrywałem (a obecnie staram się upowszechniać),
oraz z jakimi prowadzone jest owo systematyczne
niszczenie mojej osoby. Wszakże wszystko to oznacza,
że w blokowanie upowszechniania wyników moich badań
zaangażowana jest albo jakaś potężna moc, albo też jakieś
światowe mocarstwo. Innym aspektem, który mnie dziwi,
jest mizerna jakość argumentów jakimi owi próbujący
mnie zdyskredytować i zniszczyć się posługują. Praktycznie
bowiem niemal zupełnie NIE używają oni argumentów
logicznych ani argumentacji podważającej czy zaprzeczającej
naukowo prawdy jakie ja poodkrywałem, a głównie
używają ogólnikowych wyrażeń typu "idotyzm", "głupota",
itp., oraz przezwisk rzucanych pod moim adresem
typu "świr", "schozofrenik", "pseudo-naukowiec",
"wyznawca teorii konspiracyjnych", itp. Bardzo mnie
też zastanawia bezkrytyczność czytających te niezliczone
wypociny dyskredytujące i obrzydzające. Faktycznie
bowiem czytający wierzą w rzucane pod moim adresem
oszczerstwa i zaniechują czytania prawd jakie z ogromnym
nakładem osobistych wyrzeczeń i poświęceń staram
się im ujawniać wierząc iż prawdy te mają potencjał
aby ocalić wielu z ludzi i to od aż kilku śmiertelnych
niebezpieczeństw - w tym, między innymi, od szybko
nadchodzącej zagłady i wyludnienia jakie najszerzej
opisane jest poniżej w punkcie #T3 tej strony. Szczerze
mówiąc, ja NIE znam innego wytłumaczenia, poza
"zbiorową hipnozą", które wyjaśniłoby powody
i mechanizm takiej sytuacji. Wszakże np. ja sam
widząc podobnie prymitywne oszczerstwa rzucane pod
czyimkolwiek adresem raczej byłbym zaintrygowany
i zainspirowany do przeczytania prawd, które są aż
tak usilnie i aż tak prymitywnie oczerniane, zamiast
(jak liczni moi rodacy), faktycznie wierzyć w te
oszczerstwa i zaniechać czytania tego co one
obrzydzają!
#K3.
Z uwagi iż treść niniejszej strony wyraźnie indukuje powtarzalne
nawroty moich dolegliwości o cechach jakie u innych ludzi dowiodły
już swego potencjału sprowadzenia śmierci, aby dalej NIE prowokować
tych nawrotów niniejszym zdecydowałem, że najrozsądniejszą zasadą
mojej obrony przed nimi będzie zaniechanie dalszego raportowania
tu działań uzdrawiających jakie podejmuję:
Jeśli bowiem "ktoś" (czy "coś") w przeciągu
zaledwie około pół roku zdołał już unieważnić
trzy kolejne wyleczenia moich symptomów
uzyskane trzema zupełnie odmiennymi metodami,
ów "ktoś" (czy "coś"), jeśli będę kontynuował
prowokowanie jego reakcji zaprzeczających
prawdom jakie ja odkrywam i jeśli będę dostarczał
mu informacji z powodu jakich podejmuje on
swoje działania, zapewne w końcowym efekcie
doprowadziłby do mojej śmierci. Ponieważ
zaś na niniejszej stronie, oraz na stronie
healing_pl.htm,
moim zdaniem wyjaśniłem już wszystko co najbardziej
istotne i co innym osobom, jeśli tylko zechcą powtórzyć
moje działania, powinno pozwolić na powtórzenie
moich wyleczeń z podobnych problemów zdrowotnych,
moim zdaniem zaprzestanie (począwszy od 2017/9/25)
dalszego raportowania tutaj co jeszcze uczyniłem w
zakresie leczenia swych dolegliwości i jakie skutki to
przyniosło, jest wysoce racjonalną decyzją. Wszakże
w grę tutaj wchodzi moje zdrowie i moje życie.
Przedmiotami więc jedynych dalszych aktualizacji tej
strony będą tylko te niezwiązane z moim zdrowiem
jej punkty i tematy, których pisanie już tu rozpocząłem,
a stąd jakie wymagają dokończenia aby stronę tę
uczynić kompletną. O tym zaś, czy moje samoleczenie
się przyniesie pozytywne wyniki, czy też zakończy
się porażką, zainteresowani czytelnicy zapewne
już wkrótce dowiedzą się z obserwowania, czy moje
publikowanie innych wyników badań jakich prowadzenia
NIE zamierzam zaniechać, będzie jeszcze kontynuowane
przez jakiś czas, czy też wkrótce raptownie urwie
się na zawsze.
#K4.
Dwie dżdżownice w pojemniku z moją deszczówką,
oraz złowrogie prawdy jakie one nam przekazują:
Zgromadzoną przez siebie deszczówkę ja
przechowuję w dwóch śnieżno-białych, 20-litrowych,
zakrytych wieczkiem, cylindrycznych (tj. podobnych
do wiader) pojemnikach z PVC. Jeden z tych
pojemników czytelnik może sobie oglądnąć
na drugim planie (tj. stojący na chodniku
ogródkowym z tyłu poza moją instalacją
wyłapującą deszczówkę) w "Fot. #J1" tej
strony. Z kolei opis obu tych pojemników
przytoczyłem w (8) z punktu #J2 tej strony.
Śnieżno-biały materiał tych pojemników ma
tę zaletę, że wyraźnie uwidacznia on mi każdy
paproch i śmieć jaki dostaje się do deszczówki
i pływa we wodzie wlanej do tego pojemnika.
Dzięki temu, jeśli natychmiast w po wlaniu nowej
wody do tego pojemnika widzę w wodzie jakikolwiek
śmieć czy paproch, wówczas używam gęstego siteczka
oryginalnie zakupionego do odfiltrowywania listków
z zaparzanej herbaty, poczym paproch ten, czy śmieć,
wyławiam z już zgromadzonej wody, przechowując
na później tylko krystalicznie czystą deszczówkę.
W ten sposób woda jaką przechowuję w owych
dwóch posiadanych pojemnikach z PVC jest klarowna
i pozbawiona wszelkich widzialnych gołym okiem
paprochów czy zanieczyszczeń.
Na początku drugiej dekady października 2017 roku
przez miasteczko Petone w którym mieszkam przetoczyła
się fala silnych deszczów. W ich wyniku zdołałem
zapełnić krystalicznie czystą deszczówką oba swe
20-litrowe pojemniki z PVC. Jeden z tych pojemników
wniosłem do mieszkania, aby mieć "pod ręką" deszczówkę
podczas każdego gotowania. Drugi zaś pozostawiłem
na zewnątrz mieszkania przy drzwiach ogrodowych.
W dniu 2017/10/17 postanowiłem sprawdzić jak
wygląda woda stojąca w ogródku. Po otworzeniu
wieczka zamykającego pojemnik przeżyłem szok.
Na dnie pojemnika z moją kryształowo-czystą
deszczówką znajdowały się dwie martwe dżdżownice.
Dżdżownic tych jednak w owej wodzie z całą pewnością
NIE było kiedy wodę wlałem do owego pojemnika.
Jak też niemal każdemu wiadomo, dżdżownice mają
trudności nawet z czołganiem się po płaskiej poziomej
powierzchni. Nie ma więc mowy aby same się wczołgały
do tej wody wpinając się pod górę po pionowych, gładkich,
śliskich i około 40 cm wysokich ściankach plastykowego
pojemnika z PVC, poczym zdołały wejść pod wieczko jakie
zakrywało ten pojemnik. Z przyczyn też jakie zaraz wyjaśnię,
w międzyczasie żaden człowiek NIE przybył do naszego
ogródka - zresztą NIE mam w NZ wrogów jacy chcieliby
mi zaszkodzić, ani nikt też z okolicznych ludzi NIE wie,
że w owym pojemniku trzymam swą pitną deszczówkę.
Jedynym więc wytłumaczeniem skąd owe dwie dżdżownice
znalazły się w tej wodzie, jest że celowo i złośliwie wrzuciły
je tam owe "symulacje szatańskich UFOnautów" -
których szkodliwe działania nastawione na unieważnianie
wszelkich moich wysiłków mających zdolność pomagania
innym ludziom, od lat są już przyczynami wszelkich moich
problemów opisywanych w całej niniejszej "części #K" tej
strony, oraz wyraźnie widocznych w tym co na mój temat
wypisywane jest (i dzieje się) w internecie.
Najważniejszym powodem dla którego nikt z ludzi NIE
mógł tych dwóch dżdżownic celowo wrzucić mi do pojemnika
z deszczówką, jest że ani dniem, ani nocą, nikt z ludzi
do mojego ogródka NIE byłby w stanie niepostrzeżenie
się dostać bez zostania przezemnie dostrzeżonym.
Wszakże od owych deszczy ja NIE wychodziłem z
mieszkania - każdą więc osobę wchodzącą dniem
do ogródka z pewnością bym dostrzegł i z nią sobie
porozmawiał. Mój ogródek ma bowiem umieszczoną
na swej furtce wyraźną tabliczkę PRIVATE.
Taka zaś wywieszka w angielskiej kulturze (m.in. i w NZ)
oznacza "NIE wchodzić bez pozwolenia lub zaproszenia
właściciela". Podobnie także i nocą nikt z ludzi do
mojego ogródka NIE mógł wejść niepostrzeżenie,
aby podrzucić mi do wody owe dwie dżdżownice,
ponieważ całe moje mieszkanie jest ze wszystkich
stron obstawione "czułymi na ruch" słonecznymi
lampami bezpieczeństwa (opisanymi w punkcie
#N1 oraz pokazanymi na fotografiach #N1ab i
#N1cd, z mojej strony o nazwie
solar_pl.htm).
Kiedy zaś nocą lampy te się zapalają, ja typowo
sprawdzam "co", czy "kto", wkrada się lub przechodzi
aż tak blisko mojego mieszkania, iż wyzwolił ich
zaświecenie się. Na przekór też, że w ostatnich
czasach nocami miałem istną "epidemię" zaświeceń
się tych lamp - zawsze jednak kiedy wyglądałem
przez okna aby sprawdzić "co" czy "kto" je wyzwolił,
poza rzadkim przechodnim kotem, nic nigdy NIE
widziałem. Jedyne więc co mogło pobudzać owo
zaświecanie się tych lamp bezpieczeństwa, są
niewidzialne dla oczu "symulacje wehikułów UFO",
lub "symulacje indywidualnych UFOnautów". Że
z pewnością były to takie niewidzidzialne dla oczu
"symulacje" działające w stanie "migotania telekinetycznego"
świadczą też najróżniejsze inne ślady i następstwa
pozostawiane przez nie zarówno w ogródku, jak
i w mieszkaniu. Przykładowo, wiosną 2016 roku
w moim ogródku coś jednej nocy spowodowało
"zwiędnięcie" wszystkich liści mojego młodego
orzecha włoskiego (bez jednak zwiędnięcia liści
drzewek rosnących wokół tego orzecha - co mi
nasunęło przypuszczenie, że orzech ten został
omieciony pionową kolumną silnego pola
magnetycznego (o średnicy zaledwie około 50 cm)
z pędnika niewidzialnego UFO (aczkolwiek, aby
wówczas NIE drażnić złośliwych UFOnautów,
o których z dawnych swych doświadczeń już
wiedziałem jak mściwi się oni stają kiedy ktoś
im wytknie coś niegodziwego, w punkcie #N4 swej strony
solar_pl.htm
spekulowałem także, że teoretycznie rzecz biorąc
mogło to być działanie opadającej kolumny bardzo
zimnego powietrza - chociaż wiem, że opadanie
tak wąskich kolumn NIE jest znane nauce, stąd
prawdopodobnie NIE istnieje w naturze.) Z kolei
w moim mieszkaniu ostatnio często wyje nocami
mój alarm pożarowy - o którym wiem z dawnych
doświadczeń i badań UFO, że jego wycie jest
wywoływane przez niewidzialny wehikuł UFO,
który w stanie "migotania telekinetycznego"
wlatuje przez ściany do mojego mieszkania.
Celowe wrzucenie owych 2 dżdżownic do pojemnika
z moją deszczówką ukrywa w sobie przekaz aż całego
szeregu niezbyt miłych dla nas prawd. Najważniejszą
z nich jest gotowość UFOnautów do zniweczenia
jedności przyczynowo-skutkowej zdarzeń świata
fizycznego, jakim natura typowo nas poddaje.
Mianowicie, zamiast zaindukowania tych zdarzeń
przez fizykalne (materialne) przyczyny, aby spowodować
fizykalny (materialny) skutek, owe "symulacje"
wywołują fizykalne skutki nadprzyrodzonymi
przyczynami wynikającymi z opanowania przez
UFOnautów zjawisk przeciw-świata (takich jak
"telekinetyczne migotanie", "niewidzialność optyczna",
"przenikanie przez ściany", "cofanie się w czasie",
itp.) - tak jak wyjaśniłem to m.in. w punkcie #H2 strony
god_istnieje.htm.
To z kolei owocuje narostem silnych negatywnych
uczuć, w rodzaju konfuzji, niepewności, nieufności,
strachu, buntu, sprzeciwu, itp. Wszakże, jeśli UFOnauci
są zdolni np. do wprowadzenia dżdżownic do wody, są także
zdolni do wprowadzenia do tej wody dodatkowych trucizn,
jakie szybko zniszczą zdrowie pijącego, zaś jakie wyglądają
iż wprowadzone zostały do tej wody przez niechlujność
i brak odpowiedzialności ludności danego kraju (jakie to
zmyślne manipulacje wyjaśniałyby owe aż cztery kolejne
nawroty moich zatruć następujące natychmiast po
wyleczeniu poprzednich zatruć, jakie doświadczyłem
w zaledwie połówce 2017 roku - zaś jakie opisałem
m.in. w punktach #C1, #E2, #E3 i #K1 niniejszej
strony, a także wyjaśniłoby zasadę na jakiej działa
owo "zadawanie przez UFOnautów chorób na
jakich żaden ludzki lekarz NIE jest w stanie się wyznać" -
opisywane m.in. w punktach #G2.3 i #G2.2 strony o nazwie
healing_pl.htm).
Jeśli zaś UFOnauci są zdolni do dodatkowego
zatruwania wody, są także zdolni do wywijania
ludziom dowolnych innych paskudztw, np. do
nasycania budynków i mieszkań najróżniejszymi
morderczymi (chociaż bezzapachowymi) truciznami,
czy nawet do przygotowania i zrealizowania już
w latach 2030-tych całkowitego wyludnienia i zniszczenia
naszej cywilizacji - tak jak opisałem to w punkcie
#T3 niniejszej strony. Tyle tylko, że jakiekolwiek
świństwo symulacje UFOnautów komuś wywijają,
zawsze ogromny wysiłek wkładają one w takie
tego urzeczywistnienie, aby winą za ich niecne
działania obciążyć "kogoś" lub "coś" innego (tj.
aby w winę za to "wrobić" wybranych ludzi, określony
kraj, czy też jakieś zdarzenia lub "zbiegi okoliczności"),
oraz aby w żadnym przypadku dla ludzi NIE było
jasnym, że świństwo to wywinęli UFOnauci.(Odnotuj,
że UFOnauci też mają zestaw swych metod
działania, oraz swój własny "modus operandi".
Przykładowo, oprócz powyższej zasady działania
"winą za każde świństwo jakie wyrządzasz obciążaj
'kogoś' lub 'coś' innego", postępują oni w zgodzie
z aż całym zestawem innych zasad, np. "zawsze
ochotnicz do 'pomagania', jednak realizację swej
'pomocy' zawsze tak urzeczywistniaj, aby w końcowym
efekcie okazała się być 'przeszkadzaniem' ", "nigdy
nie stwierdzaj NIE, a jedynie czyń wszystko tak
aby wyszło z tego NIE", "jeśli chcesz ukryć drzewo,
posadź wokół niego cały las", itd., itp. - patrz moje
publikacje z opisami działań "szatańskich UFOnautów",
oraz patrz publikacje internetowe ujawniające typowe
reakcje na prawdy jakie już ujawniłem.)
Inne wysoce niepokojące prawdy wynikające z, lub
potwierdzane, owym celowym wrzuceniem 2 dżdżownic
do mojej wody deszczowej obejmują: dodatkowe
potwierdzenie zaciekłości z jaką UFOnauci na wszelkie
dostępne im sposoby starają się uniemożliwiać ludziom
zapoznawanie się z moimi "otwierającymi oczy" prawdami,
potwierdzenie, że m.in. "symulacje UFOnautów"
uwzięły się na naszą obecną cywilizację i usilnie starają
się ją zniszczyć (czyli, że jeśli ludzie szybko NIE zaczną
się bronić, wówczas owo zniszczenie ludzkości im się
powiedzie już w latach 2030-tych, tak jak opisałem to
w punkcie #T3 poniżej.) Dżdżownice te ilustrują także,
że NIE ma takiego sposobu szkodzenia ludziom, do
jakiego "symulacje" UFOnautów by się NIE uciekły,
oraz że ich zaawansowana technologia wykorzystująca
w swym działaniu nadprzyrodzone zjawiska przeciw-świata
pozwala im dotrzeć do każdego miejsca i zniszczyć
wszystko co tylko zechcą - jeśli tylko owo zniszczenie
w ich opinii powstrzyma postęp wiedzy u ludzi oraz
duchowy wzrost ludzkości.
Część #L:
???
#L1.
???
Część #?:
(Następna część tej strony oczekująca opracowania w przyszłości - tu byłby tytuł owej części)
#?1.
Tytuł sprawy jaka będzie wymagała omówienia w tej części:
Część #T:
Co Biblia stwierdza na temat "niszczycieli Ziemi":
#T1.
Ostrzeżenie Biblii: wszelcy niszczyciele ziemi będą zniszczeni:
Dzisiejsza sytuacja na ziemi, że praktycznie
wszelka woda i każda żywność zawiera już
w sobie najróżniejsze trujące pierwiastki,
związki chemiczne i substancje, jakie akumulują
się w żywych organizmach i powodują trwałe
choroby, wcale NIE powstała nagle i przypadkowo.
Jest ona produktem niszczycielskich wysiłków
aż szeregu generacji ludzi przez Biblię zwanych
m.in. "niszczycielami ziemi", którzy aby
zaspokoić swoje niemoralne ambicje zdobycia
bogactwa, władzy, lub sławy, wynajdowali, wprowadzali
do powszechnego użytku, reklamowali, lub
rozsiewali po całej ziemi owe trujące pierwiastki,
związki chemiczne i substancje, omamiając w
tym celu innych ludzi wzniosłymi ideami w rodzaju
"postęp", "nowoczesność", "dobro ludzkości",
"eliminacja głodu", "zmniejszanie pracochłonności",
itp. Ludzie ci faktycznie są zarówno wrogami
ludzkości, jak i wrogami Boga - wszakże niszczą
oni i degradują to co Bóg dla nas mądrze i doskonale
stworzył. Jeśli więc okoliczności i motywacje dla jakich
oni działali (czy działają) NIE są na tyle unikalne
i zgodne z zasadami moralności, że zasługują na
specjalne wybaczenie Boga, wówczas czeka ich
opisana w Biblii surowa kara.
W Biblii aż szereg wersetów upomina, aby NIE
niszczyć ziemi ani tego co Bóg stworzył, wyjaśnia,
kto i dlaczego wyniszcza ziemię, oraz ostrzega,
że ci co niszczą ziemię, będą surowo ukarani.
Przykładowo, wersety 24:4-6 z bibilijnej "Księgi
Izajasza" upominają - cytuję z Biblii Tysiąclecia:
"Żałośnie wygląda
ziemia, zmarniała; świat opadł z sił, niszczeje,
niebo wraz z ziemią się wyczerpały. Ziemia
została splugawiona przez swoich mieszkańców,
bo pogwałcili prawa, przestąpili przykazania,
złamali wieczyste przymierze. Dlatego ziemię
pochłania przekleństwo, a jej mieszkańcy
odpokutowują; dlatego się przerzedzają
mieszkańcy ziemi i mało ludzi zostało."
Z kolei werset 2:6 z bibilijnej "Księgi Habakuka"
wymownie wskazuje, kto jest najbardziej winnym, cytuję:
"Zaiste, bogactwo oszukuje;
traci rozsądek i spokój; gardziel szeroko rozwiera jak
Szeol i jak śmierć nigdy nie jest nasycony; choć
zebrał ludy wszystkie wokół siebie, wszystkie narody
przy sobie połączył. Czyż one go nie wezmą za
przedmiot szyderstwa, piosenki i wiersze na niego
ułożą? ..."
Podobnie wersety 4:1-3 z bibilijnej "Księgi Ozeasza"
dodatkowo klaryfikują szczegóły winy tych co są przyczyną
nadchodzącej zagłady, cytuję: "Słuchajcie
słowa Pana, synowie Izraela, On bowiem spór wiedzie
z mieszkańcami kraju, gdyż zaginęły wierność
i miłość i znajomość Boga na ziemi. Przeklinają,
kłamią, mordują i kradną, cudzołożą, popełniają
gwałty, a zbrodnia idzie za zbrodnią. Dlatego kraj
jest okryty żałobą i więdną wszyscy jego mieszkańcy,
zarówno zwierz polny, jak ptactwo powietrzne,
a nawet ryby morskie marnieją."
Ponadto Biblia bardzo klarownie ostrzega, że
"niszczyciele ziemi" będą surowo ukarani. Przykładowo,
werset 11:18 z bibilijnej "Apokalipsy Św. Jana"
zapowiada - cytuję jego fragment z Biblii Tysiąclecia:
"I rozgniewały się
narody, a nadszedł Twój gniew i pora na umarłych,
aby zostali osądzeni, ..., i aby zniszczyć tych,
którzy niszczą ziemię." Podobnie,
wersety 24:1-3 z bibilijnej "Księgi Izajasza"
(Apokalipsy Izajasza) wskazują co nastąpi, cytuję:
"Oto Pan pustoszy
ziemię, niszczy ją i przewraca jej powierzchnię,
a mieszkańców jej rozprasza. I będzie [dotknięty]
jak lud, tak kapłan, jak sługa, tak jego pan, jak
służąca, tak jej pani, jak nabywca, tak sprzedawca,
jak pożyczkę dający, tak bioracy ją, jak wierzyciel,
tak jego dłużnik. Okropnie spustoszona będzie
ziemia, i bezgranicznie rozdrapana, bo Pan wydał
taki wyrok."
Biblia wyjaśnia także sposób na jaki ukaranie
niegodziwców (w tym "niszczycieli ziemi") zawsze
zostaje dokonywane. Przykładowo, werset 16:24
z bibilijnej "Księgi Mądrości" wyjaśnia, cytuję:
"Przyroda bowiem
Tobie, Stwórco, poddana, sroży się jako kara
przeciw niegodziwym, a jako dobroć łagodnieje
dla tych, co Tobie zaufali."
Innymi słowy, niszczenie niegodziwców zawsze
jest dokonywane siłami natury. Ponadto, Biblia
specyficznie nawet podkreśla, że jednym z owych
narzędzi przyrody użytych do wymierzania kar,
jest woda - przykładowo, wersety 14:3-6 z "Księgi
Jeremiasza" wyjaśniają, cytuję:
"Jej najznakomitsi
mężowie posyłają swe sługi po wodę, przychodzą
do cystern, nie znajdują wody. Wracają z pustymi
naczyniami (są zawstydzeni i zmieszani i zakrywają
sobie głowy). Uprawa roli ustała, albowiem deszcz
nie pada na ziemię; przepełnieni zgryzotą rolnicy
zakrywają swoją głowę. Nawet łania rodzi na polu
i opuszcza swoje małe, bo nie ma trawy. Dzikie
zaś osły stoją na pagórkach, chwytają powietrze
jak szakale; ich oczy mętnieją, bo brakuje paszy."
Podobnie wyjaśniają też wersety 50:2-3 z "Księgi
Izajasza", cytuję ich fragment:
"... Oto [jedną] moją
groźbą osuszam morze, zamieniam rzeki w pustynię;
cuchną ich ryby skutkiem braku wody i giną z
pragnienia. Przyodziewam kirem niebiosa i wór
im wkładam jako okrycie."
Z kolei wersety 5:1-6 z bibilijnej "Księgi Izajasza"
symbolicznie wyszczególniają rodzaje zniszczeń
jakie będą zesłane na "intelekty grupowe", które
NIE wypełniają przykazań i nakazów Boga - cytuję:
"Chcę zaśpiewać
memu Przyjacielowi pieśń o Jego miłości ku
swojej winnicy! Przyjaciel mój miał winnicę
na żyznym pagórku. Otóż okopał ją i oczyścił
z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę, także i tłocznię
w niej wykuł. I spodziewał się, że wyda winogrona,
lecz ona cierpkie wydała jagody.
«Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem i mężowie
z Judy, rozsądźcie, proszę, między Mną a między
winnicą moją. Co jeszcze miałem uczynić winnicy
mojej, a nie uczyniłem w niej?
Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała,
ona cierpkie dała jagody? Więc dobrze! Pokażę
wam, co uczynię winnicy mojej:
rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono;
rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano.
Zamienię ją w pustynię,
nie będzie przycinana ni plewiona,
tak iż wzejdą osty i ciernie.
Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz»."
Symboliczna wymowa powyższych wersetów
z pieśnią o winnicy nabiera szczególnego
znaczenia kiedy przypomnimy sobie słowa
Jezusa "Ja jestem krzewem winnym,
wy - latoroślami" z wersetu 15:5 bibilijnej
Ewangelii Św. Jana. ("Latorośl" = "młoda,
zwykle nadal zielona gałązka z nowymi liśćmi,
na jakiej np. w krzewie winnym rodzą się jadalne
winogrona".) Wymowa ta oznacza bowiem, że
"winnica" w powyższej pieśni symbolizuje całą
ludzkość, zaś jej "cierpkie jagody" symbolizują
produkty działań ludzkości jakie dla Boga (a stąd
także dla innych bliźnich, oraz dla całej natury)
są zupełnie bezużyteczne i wręcz wyniszczające.
Co jedynie nieco pocieszające, to że Biblia zawiera
też nakazy dla tych nielicznych ludzi, którzy są już
wybrani aby przeżyć kataklizm i wymieranie. Przykładowo,
wersety 20:22-23 z "Księgi Kapłańskiej" nakazują,
cytuję: "Będziecie strzec
wszystkich moich ustaw i wszystkich moich wyroków
i będziecie je wykonywać, aby was nie wypluła ziemia,
do której was wprowadzam, abyście mieszkali w niej.
Nie będziecie postępować według obyczajów narodu,
który wypędzam przed wami. Ponieważ wszystkie te
rzeczy czynili, napełnili Mnie obrzydzeniem."
Innymi słowy, jest nadal nadzieja dla ludzkości jako
całości, że jej fragment który przetrwa przez nadchodzącą
zagładę, będzie mógł kontynuować życie - jeśli zacznie
przestrzegać prawa i przykazania Boga. Niestety, dla
większości indywidualnych ludzi już obecnie żyjących
na ziemi nadchodzą czasy cierpień i śmierci.
Oczywiście, przytoczone powyżej wersety wcale
NIE są jedynymi w Biblii, które klaryfikują to
"co, za co i jak spotyka" tych co łamią nakazy i
wymagania Boga, włączając w to "niszczycieli
ziemi". Tyle tylko, że ludzie nadal NIE pojęli
jak należy czytać i rozumieć stwierdzenia Biblii.
Przykładowo, większość osób interpretujących
Biblię wierzy, iż należy ją czytać i rozumieć
jak podręcznik historii - tj. tego co w niej podane
wcześniej, już nie powinno się interpetować np.
dla czasów jakie nadejdą później (i wice wersa).
Jak błędne są takie wierzenia najlepiej ilustruje
to przykład "10 Przykazań Boga", treść których
podana jest już w drugiej księdze Biblii (tj. w
wersetach 20:3-17 z bibilijnej "Księgi Wyjścia") -
ponieważ owe dwie kamienne tablice na jakich
przykazania zostały wypisane "palcem Boga" były
dane Mojżeszowi w trakcie wyprowadzania Żydów
z Egiptu. Jednak ich zawarcie już w owej drugiej
księdze Biblii wcale NIE oznacza, że przykazania
te obowiązywały Żydów tylko w czasach ich ucieczki
z Egiptu - faktycznie bowiem, podobnie jak każdy
inny werset Biblii, ich prawda obowiązuje wszystkich
ludzi i potwierdza się we wszystkich możliwych czasach,
włączając w to dzisiejsze czasy, oraz całą przyszłość
ludzkości. Podobnie też jak treść owych 10 przykazań,
wszelkie inne rozliczne prawdy zakodowane wielopoziomowo
w każdy z wersetów Biblii obowiązują wszystkich ludzi
z wszystkich czasów. Wszakże inteligencja i wiedza
Boga (który natchnął treść Biblii) jest nieskończenie
wyższa od inteligencji i wiedzy np. wszystkich ludzkich
historyków i naukowców razem wziętych. Bóg tak
więc sformułował Biblię, że każdy jej werset ma jakby
uwarstwowioną naturę nieco podobną do tej jaką dla
zdarzeń z naszego świata fizycznego ja odkryłem i
ujawniłem swoimi "Tablicami Cykliczności",
przykład jednej z których to tablic opisuję w punkcie
#K1 swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm,
przykład zaś innej - w punkcie #B1 swej strony o nazwie
propulsion_pl.htm.
Z kolei ta uwarstwowiona struktura wersetów, w
połączeniu z praktykowaną przez Boga zasadą
cyklicznego powtarzania zdarzeń naszego świata
fizycznego, a często także w połączeniu z użyciem
symbolizmu, pozwala aby w niemal każdym krótkim
wersecie Biblii została zaszyfrowana NIE tylko jedna
informacja (tak jak typowo czynią to ludzie), a aż cały
szereg poziomów i odmian ponadczasowej wiedzy
i absolutnych prawd (co ja staram się wyjaśnić
szerzej np. w punkcie #C1 swej strony o nazwie
biblia.htm).
Większość zaś z tych poziomów opisuje generalne
zasady i metody działania Boga - jakie odnoszą
się do wszystkich możliwych czasów, zarówno
przeszłych, jak i przyszłych. Dlatego
Biblii NIE powinno
się czytać tak jak ludzkiego podręcznika historii,
czy dowolnej ludzkiej książki, dla których wraz z
postępem treści obowiązuje następstwo upływu
czasu, a należy uważnie i rozumnie studiować
jej całość tak jak skondensowaną encyklopedię
o ponadczasowej aktualności, każda prawda i
zalecenie której są celowo rozczłonkowane na
cały szereg nawzajem uzupełniających się części
poumieszczanych w odrębnych obszarach jej treści
jakie nawzajem się uzupełniają i poszerzają.
Każdy więc werset Biblii zawiera aż cały szereg
zawsze aktualnych prawd i poziomów wiedzy -
tyle że odpowiednio zaszyfrowanych aby poukrywać
je przed łupieżczymi zapędami niedowiarków,
leniwców i nieuków. Prawdy te i poziomy ukrywają
też w sobie wiele nadal nieodkrytych przez ludzi
przykładów ponadczasowej wiedzy, przepowiedni,
oraz zasad postępowania Boga, jakie nadal
obowiązują w naszych dzisiejszych czasach i
obowiązywać będą aż do "końca świata". (Jak
wyjaśniam to w punkcie #A0 swej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm,
w podobny sposób jak encyklopedie należy też czytać
mój "Kodig" - tj. pierwszą w świecie i nadal jedyną
już istniejącą faktyczną teorię
wszystkiego jaką ja opracowałem i jaką nazwałem
"Konceptem Dipolarnej Grawitacji").
Niszczenia ziemi można dokonywać na wiele
sposobów - tj. NIE tylko zainicjowaniem jądrowej
wojny światowej, czy projektowaniem, produkowaniem,
lub osobistym zrzucaniem bomb nuklearnych. Wszakże
ziemię niszczy też np. każde spryskanie pestycydami
jakiegoś drzewka, każde wylanie do naturalnego
środowiska jakiejkolwiek substancji zawierającej
trujące składniki (np. wylanie do zlewu trującego
roztworu proszku do prania, czy zużytego oleju
mineralnego), każda forma uczestniczenia w
wysiewaniu do natury substancji o jakich doskonale
wiadomo, iż są one truciznami (np. zarabianie
na życie jako jeden z uczestników, począwszy od
decydenta, dyrektora i producenta, a skończywszy
na ładowaczu i pilocie, z grupy ludzi którzy rozsiewają
po lasach NZ słynne trucizny, np. przeciw-possum'ową zwaną
1080,
przeciw-chwastową zwaną
roundup,
czy też przeciw-szczurzą zwaną
brodifacoum -
na chemiczne składowe jakiej obecność w wodzie
lub żywności m.in. ja prawdopodobnie jestem wysoce
uczulony), każde wyrzucenie dowolnego plastyku jaki
docelowo znajdzie się w morzu, rzece, czy jeziorze,
każde rozsianie nawozu sztucznego o którym już się
wie, iż zawiera on jakieś trujące pierwiastki, które
żyzną glebę stopniowo zamieniają w trującą pustynię
(po przykład patrz punkt #E1 na mojej stronie
cooking_pl.htm -
opisujący rozsiewanie trującego i rakotwórczego pierwiastka
"kadm" (Cd) po NZ polach wraz np. z superfosfatem),
każde dodanie do żywności jakiegokolwiek chemikalia
naturalnie w tej żywności NIE występującego (np. dodanie
rakotwórczej saletry sodowej, tj. azotanu sodu, do mięsa),
itp. W dzisiejszym więc świecie, jaki zagubił już dawne
tradycje używania wyłącznie naturalnych substancji,
praktycznie niemal każdy z nas kwalifikuje się już jako
"niszczyciel ziemi". Jeśli więc dany ktoś w jakiś istotny
sposób NIE zasłużył sobie na Boskie przebaczenie (np.
poprzez wypracowanie u siebie nawyku wybaczania
win swoim bliźnim - opisanego w punkcie #C5 mojej
strony o nazwie
god_pl.htm),
wówczas niemal każdego z nas może też czekać bardzo surowa
kara za takie wyniszczanie ziemi. A z czasów średniowiecza
już wiemy, że kara ta może być wręcz niesamowita - np. po
przejściu opisanej poniżej w punkcie #T3 zagłady jaka zapewne
nadejdzie już w latach 2030-tych i jaka wyludni naszą planetę,
fale oszalałych z głodu mieszkańców krajów, które już popadły
w anarchię, prawdopodobnie pozostawią pola i łąki każdego
kontynentu pozaścielane szkieletami, kośćmi i czaszkami
ludzkimi - tak jak na polskim Dolnym Śląsku działo się to
w czasach kiedy zbierane po polach i poboczach dróg czaszki
ludzkie uformowały ową wzbudzającą dreszcze niesamowitości
"kaplicę czaszek" w Czermnej k. Kudowy Zdroju
(okoliczności powstania której opisałem
szerzej w punkcie #C2 mojej strony o nazwie
petone_pl.htm).
#T2.
Kto i dlaczego jest najbardziej odpowiedzialny
za wyniszczanie ziemi oraz doprowadzenie sytuacji
natury i ludzkości do stanu opisywanego na tej
stronie - tj. kiedy planeta Ziemia obrócona została
w zatrute śmietnisko na jakim kontynuacja życia
stopniowo staje się niemal niemożliwa:
Istnieje aż cała piramida "niszczycieli ziemi",
którzy z powodu swej odpowiedzialności za
doprowadzenie naszej planety do obecnego stanu
wkrótce, bo zapewne już w latach 2030-tych,
będą za swe postępowania ponosili najróżniejsze
konsekwencje. Wcale NIE zdając sobie z tego
sprawy, do owej piramidy winnych zapewne
zależysz i ty czytelniku - najwyższy już czas aby
zacząć zmieniać swoje postępowanie. Wskażę
więc teraz najważniejsze warstwy tej piramidy,
idąc w dół od jego szczytu:
(1)
Kapłani, księża i nauczyciele religii. Kapłanów
Biblia wskazuje właśnie jako najbardziej pierwotną
przyczynę zła na Ziemi. Przykładowo, wersety 4:4-9
z bibilijnej "Księgi Ozeasza" klaryfikują szczegóły winy
tych co są najbardziej pierwotną przyczyną zniszczenia ziemi,
natury i ludzkości, cytuję: "(4)...
przeciw tobie, kapłanie skargę podnoszę. (5) Ty się
potykasz we dnie (i w nocy), wraz z tobą potyka się
prorok - do zguby prowadzisz swój naród. (6) Naród
mój ginie z powodu braku nauki: ponieważ i ty
odrzuciłeś wiedzę, Ja cię odrzucę z mego kapłaństwa.
O prawie Boga twego zapomniałeś, więc Ja zapomnę
też o synach twoich. (7) Im liczniejsi się oni stają,
tym bardziej mnożą się grzechy; na hańbę zmienili
swą Chwałę. (8) Z grzechu ludu mojego się żywią,
zabiegają o to, by czynił nieprawość. (9) Lecz los
kapłana będzie taki jak i los narodu: pomszczę jego
złe postępowanie, zapłatę oddam za jego uczynki.
Warto zwrócić uwagę, że nawet tylko ten króciutki cytat
z Biblii symbolicznie wskazuje niemal wszystkie niedociągnięcia,
zaniedbania i wypaczenia jakie popełniają dzisiejsi kapłani,
księża i nauczyciele religii, oraz ujawnia konsekwencje
jakie z tego wynikają. Wszakże ten krótki cytat klarownie
uświadamia, że odrzucają oni wiedzę, że błędnie i niedbale
interpretują prawdy zawarte w Biblii, że wypaczają swymi
potknięciami wymagane zachowania innych ludzi, itp.
Przykładowo, całe filozofie swego
nauczania kapłani skupiają na dostaniu się do nieba, zamiast
na takim wychowywaniu ludzi, aby - kiedy ci w końcu znajdą
się już w niebie, faktycznie nadawali się do wieczystego
współżycia i konstruktywnego współdziałania z Bogiem
i z innymi też wiecznie żyjącymi ludźmi też wziętymi do
nieba. Zarzuty stawiane kapłanom przez Boga
w powyższym cytacie, dodatkowo precyzuje werset 22:26
z bibilijnej "Księgi Ezechiela" - cytuję:
"Kapłani jej przekraczają moje
prawo - bezczeszą moje świętości. NIE rozróżniają pomiędzy
tym, co święte, i tym, co świeckie, nie rozsądzają pomiędzy
tym, co czyste, a tym, co nieczyste, a na szabaty zamknęli
oczy, tak że wśród nich doznaję zniewagi." Jako
jeden z przykładów kapłańskiego prowokowania powyższych
zarzutów i ostrzeżeń Boga rozważ owo opisane przy końcu
podpisu pod "Tab. #K1" z mojej strony o nazwie
tapanui_pl.htm
celowe sfałszowanie przez kapłanów Judaizmu bibilijnych
dat - jakiego celem było odrzucenie przez Judaizm Jezusa
jako Naczelnego Kapłana i Mesjasza. W sumie więc, zamiast
na oczywistym dla logiki koncentrowaniu swych wysiłków i
filozofii na wychowywanie ludzi m.in. na posłusznych nakazom
i wymaganiom Boga, poszukujących wiedzy i trwających
przy prawdzie, zdyscyplinowanych, zahartowanych w trudach
i w zwalczaniu przeciwieństw, oraz nawykłych do zbiorowego
działania "żołnierzy Boga" opisywanych m.in. w punkcie #A3 strony
humanity_pl.htm,
kapłani np. zabawiają się w wyszukiwanie unikalnych dla swej
religii uzasadnień dlaczego dla dostania się do nieba wystarczy
tylko przestrzegać ich skorumpowanych nauk, w rodzaju "wystarczy
abyś wierzył i liczył na nieskończone wybaczanie ludzkich win",
albo "zapracuj na niebo przestrzeganiem jakiegoś szczegółowego
wersetu wybranego i wyolbrzymionego przez naszą religię", czy
też "wykonuj to co służy interesom naszej religii a będziesz
wzięty do nieba". Zamiast przysparzania popieranej dowodami wiedzy,
kapłani coraz głębiej brną w mistycyzm, wieloznaczności i niedopowiedzenia.
Przykładowo, podobno mamy już na Ziemi ponad 1000 religii, jednak
kapłani żadnej z nich NIE zdołali dotąd wypracować ścisłej, naukowej,
jednoznacznej i poprawnej definicji Boga - jaka byłaby równie pełna,
jednoznaczna i zrozumiała dla dzisiejszych ludzi, jak jest totaliztyczna
definicja Boga przytoczona w punkcie #A0 mojej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Bez zaś sformułowania takiej definicji Boga, NIE jest możliwe formalne
i naukowe udowodnienie istnienia Boga - tak jak formalnie i naukowo
istnienie Boga udowodniła
filozofia totalizmu.
Z kolei bez udostępnienia dzisiejszym ludziom formalnego dowodu
naukowego na istnienie Boga, NIE jest możliwe zastąpienie
dotychczasowego wierzenia w istnienie Boga przez wiedzę i
pewność istnienia Boga - wszakże
zawsze można przestać wierzyć jednak nigdy NIE
przestaje się wiedzieć!
Kapłani chronicznie też pomijają informowanie ludzi o całej
wyrażonej w Biblii prawdzie (czyli "kłamią"). Przykładowo,
uważnie i usilnie wysłuchując co kapłani zarówno katolicyzmu
(który my z żoną praktykujemy), jak i kapłani 7-adwentystów
(progamy telewizyjne jakich dla naukowych powodów ja ostatnio
uważnie i systematycznie oglądam oraz analizuję), jak dotąd
nigdy NIE usłyszałem zwrotu "gniew Boga" (chociaż
zgodnie z "Konkordancją" w Biblii słowo "gniew" jest użyte
483 razy). Jedyne uczucie Boga na jakim kapłani skupiają
całą swoją uwagę to "miłość Boga" (chociaż zgodnie z
"Konkordancją" w Biblii słowo "miłość" jest użyte 206 razy).
Tymczasem wiadomo, że będąc nadrzędnym Ojcem ludzkości,
Bóg (podobnie jak każdy ojciec) wciąż kochając stworzonych
przez siebie ludzi może jednocześnie czasami wpadać w gniew
i zaserować im kary, jeśli ci ludzie uparcie i bezrozumnie Go
ignorują i łamią Jego nakazy - to właśnie z powodu owego
gniewu Boga na Ziemię szybko nadchodzi surowa
kara wyludnienia
lat 2030-tych najbardziej szczegółowo opisywana w bibilijnej
księdze wskazywanej punktem #F2 mojej strony o nazwie
2030.htm.
Omawiany powyżej cytat wyjaśnia także, iż kapłani są oporni
w uzupełnianiu swojej wiedzy i w śledzeniu tych nowoodkrytych
prawd, które pozytywnie informują o Bogu (przykładowo, jak
podkreślam to w (1) z punktu #U1 poniżej na niniejszej stronie,
a także w punkcie #I2 swej innej strony o nazwie
pajak_jan.htm,
jak narazie NIE spotkałem się jeszcze z przypadkiem aby
jakikolwiek kapłan, nauczyciel religii, czy instytucja religijna, włączyli
do swojego oficjalnego nauczania jakikolwiek fragment mojego
Konceptu Dipolarnej Grawitacji (Kodig),
czy też którykolwiek z aż kilku moich
formalnych dowodów naukowych na istnienie Boga -
na przekór iż są one publikowane nieustannie począwszy
już od 1985 roku.) Werset wytyka także, iż zamiast praw
Boga kapłani zaczynają wdrażać powypaczane prawa ludzi.
Że zamiast ograniczać, eskalują oni przeludnienie Ziemi (co
jednocześnie dyskretnie poświadcza niemoralność i niezgodność
z Biblią "krucjat" niektórych religii przeciwko używaniu środków
antykoncepcyjnych - tak jak wyjasnia to punkt #C6 z mojej strony o nazwie
soul_proof_pl.htm).
Że zamiast pilnować chwały i respektowania Boga, swymi
działaniami hańbią oni wszystko co święte. Że wykorzystują
ludzkie skłonności do grzeszenia aby zwielokratniać swe
bogactwa, wpływy i wygody życia. Że zamiast wyjaśniania
ludziom tego co ja omawiam szczegółowiej w 5 i 6 z punktu #S4 strony
2030.htm,
mianowicie jak naprawdę ma się sprawa przebaczanie tylko
niektórych win, jak ludzie którzy chronicznie łamią nakazy i
wymagania Boga są wyraźnie oznaczani i przeznaczani na
stracenie, oraz jak NIE powinno się włączać do grona (lub
instytucji) przestrzegającej prawa, nakazy i wymagania
Boga tych ludzi którzy NIE potrafią pozbyć się nawyków
łamania nakazów i wymagań Boga i wszędzie nawyki te
ze sobą przenoszą, faktycznie kapłani nauczają, że wszystkim
wszystko jest przebaczane oraz że wszystkich trzeba
włączać do każdego grona (lub instytucji). Itd., itp.
(Odnotuj, że omawianie przejawów korupcji dzisiejszych
kapłanów i instytucji religijnych jest kontynuowane w (1)
z punktu #U1 niniejszej strony, w punkcie #S4 ze strony
2030.htm,
a także w podpisie pod "Fot #J3b" ze strony o nazwie
petone_pl.htm.)
(2)
Naukowcy. Wprowadzają oni w błąd całą ludzkość
swymi kłamliwymi oficjalnymi twierdzeniami, jednocześnie
blokując prawdę przed dotarciem do ludzi (w rodzaju blokady
jaką oficjalna nauka powstrzymuje upowszechnianie się
Konceptu Dipolarnej Grawitacji oraz
filozofii totalizmu).
Linki do moich opisów z przykładami najistotniejszych kłamstw
dzisiejszej oficjalnej nauki czytelnik znajdzie szukając słów
kluczowych przykłady kłamstw na mojej stronie o nazwie
skorowidz.htm.
(3)
Politycy, decydencji i przemysłowcy. Podejmują
i wdrażają oni niemal wyłącznie decyzje nastawione
jedynie na krótkoterminowe korzyści, a stąd łamiące
prawa, nakazy i wymagania Boga oraz mechanizmy
moralne - tak jak łamanie to wyjaśnia
np. punkt #C4.2 z mojej strony o nazwie
morals_pl.htm,
zaś jak kilka przykładów tego łamania ujawnia np. punkt #L3 ze strony
cielcza.htm.
(Odnotuj ostrzeżenie zawarte w Biblii, jakie
opisałem w punkcie #S4 swej strony o nazwie
2030.htm,
że ci ludzie co łamią wymagania i nakazy Boga, będą
za karę przedwcześnie uśmierceni oraz będą oznaczeni
"znamieniem Bestii" - która pozbawia swych nosicieli
możliwości dostania się do nieba.)
(4)
Nauczyciele szkół i wykładowcy uczelni. Posłusznie
wykonują oni bowiem nakazy polityków i przełożonych,
aby zachwalać obecne łamanie zasad i praw Boga oraz
moralności - zamiast postępować tak jak Biblia nakazuje
nam słynnym "Oddajcie Cesarzowi
to co cesarskie, a Bogu to co boskie" (Biblia,
Mateusz 22:21, Marek 12:17, Łukasz 20:25), a co szerzej
wyjaśnia punkt #L3 z mojej strony o nazwie
cielcza.htm,
oraz (6) z punktu #C4.2 mojej strony o nazwie
morals_pl.htm
(tj. zamiast postępować tak aby "wilk był syty i owca była cała").
(5)
Wszyscy ludzie, którzy chronicznie i bezmyślnie wdrażają
na Ziemi działania łamiące prawa Boga oraz zasady i mechanizmy
moralne. A ludzi tych jest coraz więcej. Przykładowo, w skład
tylko tych ludzi co wyniszczają naszą Ziemię, wchodzą
wszyscy ci co zanieczyszczają naturalne środowisko
(a więc wielu przemysłowców, zarządzajacych miastami,
rolników, niedbałych badaczy, armię, lotnictwo,
naukowców, itd., itp.), tych co rozsiewają jakiekolwiek
trucizny, tych co jedynie wycinają lub palą drzewa
a odmawiają sadzenia następnych, ci co śmiecą
plastykiem, ci co zatruwają żywność chemikaliami, itd., itp.
(6)
Praktycznie niemal każdy dzisiejszy mieszkaniec Ziemi -
w tej liczbie i ja. Wszakże niemal każdy dzisiejszy
mieszkaniec Ziemi NIE czyni absolutnie wszystkiego
co w jego mocy aby niedopuszczać i eliminować obecne
niszczenie ziemi. Przykładowo, niemal każdy dzisiejszy
mieszkaniec Ziemi sam zanieczyszcza glebę i wodę oraz
zaśmieca otoczenie, w wyborach głosuje na niemoralnie
postępujących polityków - którzy potem będę niszczyli
naszą planetę, popiera oficjalne kłamstwa dzisiejszej
nauki, bezmyślnie kupuje produkty kapitalistów
wyniszczających Ziemię, itd., itp. Stąd praktycznie nikt
NIE jest bez winy, każdemu przyjdzie też za to jakoś
odpokutować.
* * *
Na licznych swoich stronach internetowych
(np. patrz punkty #B1 do #B3 ze strony o nazwie
changelings_pl.htm)
staram się uświadomić swym czytelnikom,
że świat stworzony
i inteligentnie rządzony przez wszechmogącego
Boga musi zasadniczo się różnić od świata
bez Boga, oraz że na przekór tego co twierdzą
kosztowni zawodowi naukowcy, świat w którym
my żyjemy wykazuje wszelkie cechy takiego
świata stworzonego i rządzonego przez Boga.
Osobom o umysłach otwartych na prawdę owa różnica
musi więc rzucać się w oczy także w przypadku
następstw pojawienia się na Ziemi ludzi opisywanych
tutaj i w punktach #T1 do T3 oraz #U1 tej strony, jakich
Biblia nazywa "niszczycielami ziemi". Wszakże
niezależnie od zjawisk pobudzanych wyłącznie prawami
fizycznymi (tj. tych które zaistniałyby też w świecie bez
Boga, a które najwyraźniej są jedynymi jakie zdolni są
odnotować i opisać kosztowni zawodowi naukowcy
dzisiejszej "oficjalnej nauki ortodoksyjnej"), w świecie
z Bogiem dodatkowo pojawia się też aż cały kompleks
odmiennych zjawisk nadal nieodnotowywanych przez
naukowców, a będących inteligentną reakcją Boga na
działania owych "niszczycieli ziemi". Przykładowo, Bóg
już tysiące lat wcześniej umieścił w Biblii ostrzeżenia
adresowane dla owych przyszłych "niszczycieli
ziemi", a także opisał jak zostaną oni ukarani
(np. patrz wyjaśnienia z punktu #T1 powyżej,
a także patrz fragmenty "scenariusza" nadchodzącego
uśmiercania owych "niszczycieli ziemi", opisane
między innymi w wersetach 4:23-29 z bibilijnej
"Księgi Jeremiasza"). Takie zaś ostrzeżenia
faktycznie zawarte są w Biblii już od około
2 tysięcy lat. Ponadto Bóg już przygotował
mechanizmy egzekwujące wykonanie tychże
ostrzeżeń z Biblii (tj. mechanizmy uśmiercające owych
"niszczycieli ziemi") opisywane poniżej w punkcie
#T3, jakie są aż tak inteligentnie zaprojektowane,
że (jak widzimy to z obecnych zachowań naszej
cywilizacji) nikomu NIE odbierają one "wolnej woli"
do kontynuacji obecnego masowego wyniszczania
ziemi. Ponieważ zrealizowanie owych mechanizmów
egzekwujących wymaga zaangażowania licznych
inteligentnych istot, równocześnie z pojawieniem
się owych "niszczycieli ziemi" Bóg powołał też do
istnienia nadprzyrodzone istoty jakie ja nazywam
"symulacjami" UFOnautów i jakie
opisuję w punkcie #M1 swej strony o nazwie
antichrist_pl.htm,
zaś wehikuły UFO jakie Bóg oddał im do dyspozycji
cechują się posiadaniem wszystkich tych cudownych
możliwości jakie opisałem na swej stronie o nazwie
explain_pl.htm
i o jakich z mojego formalnego dowódu naukowego
wykazującego iż "UFO to już zbudowane i latające Magnokrafty"
(po szczegóły patrz inna moja strona internetowa o nazwie
ufo_proof_pl.htm)
już obecnie nam wiadomo iż cechowały się nimi też będą moje
Magnokrafty.
Nie przez przypadek owe nadprzyrodzone istoty
masowo pojawiły się na Ziemi w dokładnie tym
samym czasie kiedy "niszczyciele ziemi" podjęli
masowe wyniszczanie naszej planety - tak jak
podjęcie tego wyniszczania opisałem w punkcie
#T3 poniżej (tj. "symulacje" UFO i UFOnautów
pojawiły się masowo na Ziemi wkrótce po drugiej
wojnie światowej - np. rozważ pierwszą oficjalnie
raportowaną obserwację UFO jakiej dokonał
Kenneth A. Arnold w dniu 1947/6/24). Podczas
zbliżającego się czasu uśmiercania "niszczycieli
ziemi" te nadprzyrodzone istoty w niezliczonych
miejscach świata będą pełniły na równoczesne
sposoby te same funkcje, jakie dla uśmiercania
starożytnych Egipcjan opisane są między innymi
w wersecie 12:23 z bibilijnej "Księgi Wyjścia".
Ponieważ zaś podczas uśmiercania owych
"niszczycieli ziemi" Bóg obiecuje ustrzec od
śmierci tych z bogobojnych ludzi, którzy sumiennie
wypełniają Jego przykazania i wymogi, w Biblii
jest też zapowiedziane, że przed nadejściem ich
zagłady Bóg po raz już trzeci przyśle na Ziemię
Eliasza -
tj. dobrze nam znanego z Biblii "żołnierza Boga"
też opisywanego szerzej w punkcie #T3 poniżej.
Prawdopodobnym zadaniem Eliasza na Ziemi będzie
między innymi doradzanie tym bogobojnym ludziom,
co mają czynić aby przetrwać nadchodzącą zagładę.
Aby zaś w dzisiejszych czasach generalnej konfuzji
i okłamywania zwrócić uwagę owych bogobojnych
ludzi na fakt nadchodzenia zagłady i na konieczność
przgotowania się na jej przyjście, Bóg uruchomił też
już aż cały szereg przedsięwzięć alarmujących, w
rodzaju przepowiedni, publikacji niektórych co bardziej
światłych naukowców, wideów i filmów o przebiegu
i przeżywaniu światowej zagłady, narastającego
"ocieplenia klimatu", itp. - najważniejsze z których
to przedsięwzięć alarmujących ja opisałem poniżej
w punkcie #T3 tej strony. Odnotuj przy tym, że wszystkich
opisywanych tu inteligentnych posunięć Boga jest
już zbyt dużo, oraz są one zbyt wielopoziomowo
powiązane nawzajem ze sobą, aby mogły zaistnieć
tak jak oficjalna nauka zwykle je opisuje, tj. "przez
przypadek" czy też przez "zbiegi okoliczności". Tym
więc z ludzi, którzy mają umysły otwarte na prawdę,
powinny one dostarczyć dosyć jednoznaczny sygnał
aby (1) brać owe przedsięwzięcia za to co tutaj opisałem,
tj. za już wysoce zaawansowane przygotowania do
masowego uśmiercania "niszczycieli ziemi", aby
(2) uważnie śledzić wszystko co z tym nadchodzącym
uśmiercaniem ma bezpośredni związek (np. śledzić
opisy w rodzaju punktu #T3 poniżej, oraz innych
publikacji referowanych z owego punktu), aby (3)
już obecnie zacząć swe przygotowywania do tego
co nadchodzi, aby (4) w swych przygotowywaniach
szczególnie silny nacisk kłaść na praktyczne nabycie
nawyku pedantycznego przestrzegania przykazań
i wymogów Boga zawartych w Biblii (wszakże
nabycie lub zignorowanie owego nawyku będzie
decydującym kryterium jakie zdefiniuje kto przeżyje
a kto padnie podczas nadchodzącej zagłady i
globalnego wyludnienia), a także aby (5) już
od zaraz rozpocząć swe modlitwy o załagodzenie,
opóźnienie i skrócenie nadejścia kary jaką ludzkość
tak bezmyślnie i uparcie ściąga na siebie, oraz
o uratowanie od śmierci podczas trwania zagłady
możliwie największej liczby ludzi - w tym wszystkich
swych najbliższych.
#T3.
"Co" i "skąd" już wiemy o szybko nadchodzącej
zagładzie ludzkości w latach 2030-tych,
w wyniku której, między innymi, Ziemia zostanie
wyludniona z owych "niszczycieli ziemi" o jakich
uśmiercającym ukaraniu ostrzega Biblia:
Motto:
"Najwyższy już czas abyś podjął opisywaną tu obronę
siebie samego i swych najbliższych przed padnięciem
ofiarami symbolicznie już zainicjowanego w dniu
11 września 2001 roku (i nieustannie nasilanego
w obecnej epoce
neo-średniowiecza)
mechanizmu wymierzania absolutnej sprawiedliwości,
jaki stopniowo wyeliminuje z naszej planety wszystkich
owych "niszczycieli ziemi", o których karzącym
uśmiercaniu ostrzega Biblia."
Jedno z przesłań totalizmu stwierdza, że
"wiedza to odpowiedzialność".
Jednak wiedza może też stać się rodzajem
"krzyża jaki samotnie trzeba dźwigać"
jeśli wie się o rzeczach, jakich wdrożenie
wymaga pomocy i kooperacji z wielu innymi
ludźmi, jednak ludzie ci są zbyt zajęci swymi
"błyskotkami" i zaspokajaniem swoich własnych
żądz, aby ciągle zechcieć pomagać we wdrożeniu
tego o czym sądzą, że NIE jest to istotne dla
nich samych, a jedynie dla innych bliźnich i
dla całej ludzkości. Dlatego ciężko mi kiedy
patrzę na dzisiejsze ogłuszone muzyką i olśnione
błyskotkami tłumy i wiem, że każdy z nich
będzie szczęściarzem, jeśli to on okaże się
być tym jedynym na co najmniej pięciuset
(a być może tym jedynym z całego tysiąca)
już NIE tak jak on wyróżnionych ludzi, a stąd
jakoś przeżyje ową szybko nadchodzącą zagładę,
jakiej kulminacja zgodnie z przytoczonymi poniżej
moimi oszacowaniami prawdopodobnie "zaskoczy"
narody już w latach 2030-tych. Ciężko mi też kiedy
słucham wypowiedzi pewnych swej poprawności
polityków, którzy chwalą się, że wydali już miliony
na zaspokojenie najróżniejszych doraźnych i
nieistotnych potrzeb, jednak o których działaniach
od dawna już wiadomo, że o włożeniu wysiłku w
czynienie tego co naprawdę politycy powinni czynić
na rzecz totaliztycznie rozumianej moralności,
natury, planety, bliźnich, itp., politykom tym nawet
NIE przychodzi już na myśl. A tak nawiasem mówiąc,
to owe wydawane miliony jakimi dzisiejsi politycy zwykle
tak szafują i się chwalą, wcale NIE wywodzą się z ich
własnej gospodarności ani inicjatyw, a zwyczajnie
są odbierane obywatelom każdego państwa, w
formie pierwszorzędnych podatków i opłat, a także
już uprzednio pobranych podatków i opłat drugiego,
trzeciego, oraz jeszcze następnych podrzędów, jakie
już poprzednio były opłacone od podzspołów, surowców,
producentów, robocizny, itp., wchodzących w skład
wszystkiego co już w końcowej postaci ludzie potem
kupują lub czynią, a także w formie coraz liczniejszych
narzutów, licencji, ceł, składek, ubezpieczeń, czynszów,
itp., jakich nieustannie zwiększającą się liczbę owi
politycy bez przerwy wymyślają i wprowadzają. Niektórzy
badacze szacują, że w dzisiejszych czasach państwo
odbiera w ten sposób swym obywatelom już około
70-80% ich całkowitych zarobków, jakie obywatele ci sobie
wypracowali - np. patrz na długości ok. 4-5 minut widea
nadal dostępnego w październiku 2017 roku pod adresem
youtube.com/watch?v=FZaVgC3GqVw.
Liczne szczegóły owej szybko nadchodzącej zagłady
i wyludnienia z obecnej epoki
"neo średniowiecza" albo są nam już
przekazane, albo dają się w przybliżeniu wydedukować,
z aż całego szeregu odmiennych źródeł. (Odnotuj,
że czym jest obecna epoka "neo-średniowiecza", jak
sprowadził ją na nas "hałas telepatyczny" wywołany
eksplozjami jądrowymi, kiedy symbolicznie się ona
zaczęła, oraz jakie są jej cechy charakterystyczne -
opisałem to dokładniej np. w punkcie #K1 swej strony
tapanui_pl.htm.)
Omówmy więc teraz przykłady chociaż najważniejszych
z tych źródeł, oraz podsumujmy najistotniejsze informacje
z nich wynikające:
(1) Niektóre wersety
Biblii.
Kilka zaszyfrowanych informacji o właśnie nadchodzącej na
Ziemię przemijającej zagładzie i wyludnieniu zostało powplatanych
w wersety Biblii. Ich przykładem są wszystkie wersety jakie opisałem
powyżej w punkcie #T1. Biblia zdecydowanie też nas informuje,
że będzie to przemijająca zagłada wyzwolona głównie w celu
pozbycia się owych "niszczycieli ziemi", a NIE np.
ostateczny "koniec świata" - jakim dla najróżniejszych ukrytych
powodów straszy nas coraz więcej indywiduów, a nawet niektóre
odłamy religii. (Koniec świata, wyliczony na bazie wersetu
jaki opisałem m.in. w punkcie #C4 swej strony o nazwie
immortality_pl.htm,
zgodnie z Biblią NIE nastąpi przed rokiem 2656 - a być
może nawet znacznie później). Zgodnie więc z tym co
Biblia opisuje, owi "niszczyciele ziemi" będą usunięci z
obszarów Ziemi jakie obecnie zajmują, a na ich miejsca
będą osadzeni nowi ludzie, którzy bardziej niż poprzedni
mieszkańcy tych lądów zaopiekują się naszą karmicielką
Ziemią. Ponadto Biblia też informuje, iż przed ową zagładą
i wyludnieniem, już po raz trzeci z kolei Bóg przyśle na
Ziemię Eliasza - zapewne, jak stwierdza werset 9:12
z "Ewangelii św. Marka" - cytuję: ...
istotnie Eliasz przyjdzie najpierw i naprawi wszystko ...
ma on wiele cierpieć i być wzgardzonym.
Dyskutowanie prawdopodobnego zadania tego trzeciego już z kolei
przysłania Eliasza na Ziemię zawarłem też w punkcie #M1 strony
antichrist_pl.htm.
Z treści Biblii bowiem wynika, że Eliasz
to już sprawdzony w działaniu "żołnierz Boga",
o którego trzecim z kolei zadaniu na Ziemi można się
zorientować czytając m.in. opisy jego życia i obu
poprzednich zadań - zaczynając od wersetów
1:8-17 z "Drugiej Księgi Królewskiej", poprzez werset 11:14
z "Ewangelii św. Mateusza", a kończąc na wersetach 3:23-24
i 3:2-3 z "Księgi Malachiasza" (w niektórych Bibliach te
same wersety mają numery 4:5-6 i 3:2-3) oraz wersetach
5:17-18 z "Listu św. Jakuba Apostoła".
Powinienem tu też wyjaśnić czytelnikowi, jak na bazie
informacji zawartych w Biblii oraz wyników swoich badań
ja mogłem w przybliżeniu prognozować daty kiedy owa
zagłada może nadejść. Moje prognozowanie jest oparte
właśnie na owych licznych w Biblii wersetach, które (a) z
naciskiem podkreślają iż owi "niszczyciele ziemi" będą
ukarani śmiercią, oraz które (b) mocno potwierdzają
faktycznie istnienie i działanie "prawa moralnego", jakie moja
filozofia totalizmu
nazywa
Prawem Bumerangu,
oraz potwierdzają też istnienie i działanie mechanizmu
moralnego, jaki realizuje egzekwowanie tego "Prawa
Bumerangu" - jaki to mechanizm moralny ja nazywam
totaliztyczną karmą.
(Wersety Biblii z zaszyfrowaną informacją o istnieniu
i działaniu "Prawa Bumerangu" oraz "totaliztycznej karmy"
wskazałem i wyjaśniłem w punkcie #F3 mojej strony o nazwie
karma_pl.htm,
natomiast działanie samego "Prawa Bumerangu" wyjaśniłem
np. w podrozdziale I4.1 z tomu 5 mojej
monografii [1/5].)
Jeśli bowiem uznaje się działanie "totaliztycznej karmy"
i (c) zna się wartość jej "czasu zwrotu" dla danego
rodzaju niemoralnych lub moralnych działań ludzkich, oraz
jeśli (d) zna się przybliżone daty kiedy dane (np. karalne) ludzkie
działania zostały podjęte, wówczas (=) w przybliżeniu można
wyznaczyć rok (datę) kiedy powrócą do danych grup ludzi
następstwa (tj. powróci karmatyczny "zwrot") podjętych
przez nie wcześniej działań wymagających np. ukarania.
Tak zaś się składa, że przez wiele lat ja empirycznie
badałem działanie "totaliztycznej karmy" i "Prawa
Bumerangu" - w wyniku czego zdołałem zgrubnie
ustalić swymi obserwacjami, że dla intelektów grupowych
(jakimi jest m.in. cała ludzkość a także każdy z narodów) ów
"czas zwrotu" dla typowej totaliztycznej karmy zwykle wynosi
około 70 do 100 lat. Ponadto z własnych obserwacji życiowych,
oraz z wiedzy, jakie zgromadziłem w okresie swego dzieciństwa,
ja wiem także kiedy poszczególne formy "wyniszczania ziemi"
były podejmowane. I tak przykładowo "niszczyciele ziemi"
podjęli swoje masowe działania wyniszczające naszą planetę
począwszy około końca 2-giej wojny światowej. Wszakże
przykładowo: (1) niszczycielskie eksplozje bomb atomowych
zostały zainicjowane w 1945 roku (a eksplozji tych było wiele
- tj. NIE tylko te z Hiroshimy i Nagasaki), (2) masowa produkcja
i wprowadzanie do powszechnego użytku plastykowych folii,
które obecnie uśmiercają wszelkie życie w ziemskich oceanach
oraz zaśmiecają (aż do uduszenia) ziemską glebę, najpierw
została podjęta przez Amerykanów w celu wykonywania z
tych folii balonów propagandowych jakie w latach 1950-tych
rozsiewały papierowe ulotki propagandowe m.in. ponad Polską,
a jakich to balonów i ulotek ja pamiętam iż w dzieciństwie z
ciekawości poszukiwałem po lasach i polach (następnie ta sama
folia plastykowa została rozpropagowana przez jej producenów
w formie owych plastykowych worków niszczycielsko zaśmiecających
obecne oceany, rzeki, jeziora i glebę), (3) "biologiczne wojny"
wyniszczające m.in. produkcję żywności w Polsce, też zostały
zainicjowane w latach 1950-tych (początkowo przyjmowały
one formę "bombardowania stonką pól ziemniaczanych" -
opisywanego m.in. w punkcie #J2 mojej strony o nazwie
wszewilki.htm),
(4) z kolei podjęcie w Polsce masowej produkcji tzw. "azotoksu"
(a potem też innych "pestycydów"), który później wyniszczył pożyteczne
owady i pozatruwał glebę, nastąpiło w 1947 roku, zaś ja nadal pamiętam jak w latach
1950-tych wszyscy rolnicy Wszewilek podjęli masowe rozsiewanie tego
"azotoksu" po swych polach, najpierw aby walczyć z ową żarłoczną stonką
ziemniaczaną, która wyniszczała ich ziemniaki grożąc zagłodzeniem ich rodzin,
oraz podobnie wyniszczała też ziemniaki we wszystkich krajach komunistycznych,
pobudzając ich mieszkańców do masowego wysiewania zatruwającego glebę
"azotoksu". W sumie więc, będąc upewnionym przez wersety Biblii, że mechanizm
totaliztycznej karmy
z całą pewnością istnieje i działa z żelazną (boską) konsekwencją,
oraz przyjmując na bazie swych empirycznych obserwacji, że "czas
zwrotu" dla opisanych powyżej grupowych działań "wyniszczania
ziemi" wynosi około 70 lat, ja jestem już w stanie zgrubnie szacować,
że działanie mechanizmu omawianej tu zagłady ludzkości powinno
już się zacząć począwszy od około 2015 roku. Z kolei zgrubnie po
około 2020 roku nasilenie tej zagłady prawdopodobnie powinno
zacząć szybko narastać, tak aby około lat 2030-tych zacząć osiągnąć
swój kulminacyjny poziom. (Oczywiście, te moje oszacowania NIE
uwzględniają miłosierdzia Boga - który może zwlekać dowolnie
długo z pozwoleniem aby kara tej zagłady, tak usilnie ściągana na
siebie przez samą ludzkość, nadeszła już w w/w latach. NIE uwzględniają
one też możliwości cudu, mianowicie sytuacji iż ludzkość
jednak zwróci uwagę na ostrzeżenia, takie jak niniejsze, i się opamięta,
podejmując w końcu owe długo odraczane drastyczne działania
jakie powstrzymają nadejście jej masowego wymierania - szczerze
mówiąc jednym z powodów dla których podjąłem znaczące ryzyko
publikowania niniejszego ostrzeżenia jest moja nadzieja i pragnienie,
iż być może pomoże ono w przynajmniej niektórym osobom zbudzić
się z letargu, przejrzeć na oczy, opamiętać się i podjąć wymagane
działania.) W swej powyższej prognozie używam słów "zgrubnie",
"około", "prawdopodobnie", itp., ponieważ wskazywane nią lata
wyliczyłem po przyjęciu wielu założeń. Stąd jedyne co one z pewnością
wskazują, to że data nadejścia kulminacji
tej zagłady jest już bardzo blisko, oraz że z całą
pewnością jej mechanizm działania już został zainicjowany.
(Na bazie wielu znanych mi oznak, np. niepodważalnego
zarejestrowania udziału "symulacji" UFO w odparowaniu
WTC - patrz wideo, które w październiku 2017 roku
ciągle było dostępne w YouTube pod tytułem
Tajemniczy kulisty obiekt widziany nad WTC 9/11 - Nowe materiały [PL],
ja osobiście głęboko wierzę, że symboliczną datą oficjalnego
zainicjowania nadejścia tej zagłady był ów 11 września 2001
roku - tak jak wyjaśniłem to w punkcie #K1 swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm,
oraz na całej swej stronie o nazwie
wtc_pl.htm.)
(2) Treść przepowiedni oraz ostrzeżeń
najróżniejszych narodów. (Szczególnie tych
opisywanych w punktach #H1 do #H3 strony o nazwie
przepowiednie.htm.)
Także i z nich wynika, że kulminacyjny czas wymierania
powinien nadejść jeszcze przed rokiem 2050. Wszakże
przepowiednia, jaką doskonale pamiętam iż ją opowiadano
w latach 1950-tych, a jaka wywodziła się z polskich zdolności
przepowiedniowych, zapowiadała nadejście owego wymierania
NIE później niż za 100 lat.
(3) Napisy wyryte na granitowych płytach
monumentu z Georia, USA, w internecie opisywanego pod nazwą
The Georgia Guidestones.
Napisy te są najprecyzyjniejszym ilościowym źródłem
informacji o nadchodzącej zagładzie ludzkości, na jakie
dotychczas natknąłem się w swych badaniach. Jestem
więc absolutnie pewien, że
ktokolwiek przygotował te napisy,
miał wgląd do przyszłości i dokładnie wiedział co się stanie.
Ponadto, moje analizy treści owych napisów potwierdzają,
że na przekór użycia dzisiejszego nowoczesnego języka,
precyzyjnych (ilościowych zamiast jakościowych) wyrażeń
i jeszcze bardziej skondensowanej formy niż wersety Biblii,
informacje wyrażone tymi napisami w pełnych 100% pokrywają
się z ogólnikową wiedzą zawartą w Biblii. (Aczkolwiek NIE
będę tu udowadniał zgodności każdego słowa owych napisów
z tym co ogólnie stwierdza Biblia, bowiem musiałbym napisać
w tym celu odrębną stronę o nawet większej objętości niż
niniejsza, ciągle proponuję czytelnikowi przekonać się jak
bardzo nakazy i informacje zawarte w niemal wszystkich
wersetach Biblii jakie przytoczyłem w punkcie #T1 niniejszej
strony, są w nieco odmiennym i bardziej skondensowanym
sformułowaniu powtórzone w owych 10 wytycznych z
kamiennych płyt monumentu "The Georgia Guidestones".)
Powinienem tu dodać, że istnieje też międzynarodowy dokument
zawierający podobne zalecenia
jak owe 10 wytycznych z "The Georgia Guidestones".
Dokument ten nazywa się
Karta Ziemi - po angielsku "Earth Charter"
zaś jego opracowanie zainicjowali Michaił Gorbaczow i Maurice
Stronga - patrz strona
mauricestrong.net/index.php/earth-charter-introduction).
Ponieważ jednak został on opracowany przez ludzkich
reprezentantów najróżniejszych rządów, wkodowane w niego
zostały liczne dzisiejsze ludzkie wypaczenia i błędne poglądy.
Stąd jego treść jest daleka od zgodności z wymaganiami
i nakazami Boga zawartymi w Biblii. Moim więc osobistym
zdaniem, zanim ktoś zabierze się za wdrażanie jakiejkolwiek
sugestii z "Earth Charter", najpierw powinien sprawdzić czy
sugestia ta jest zgodna z treścią Biblii, zaś przy braku tej
zgodności - zaniechać jej wdrażania.
Wśród licznych istotnych informacji wkodowanych
w "The Georgia Guidestones", moim zdaniem najważniejszą
jest ta jaka pozwala na ilościowe estymowanie proporcji
(liczby) ludzi jacy umrą w nadchodzącym wymarciu ludzkości.
Pierwsza bowiem z owych 10 wytycznych zaleca, aby całą
liczbę ludności na Ziemi utrzymywać poniżej 500 milionów.
To więc oznacza, że w czasach już po zagładzie zaludnienie
Ziemi NIE może przekroczyć około 6 procent jej zaludnienia
z czasów nadejścia zagłady. Jednak pamiętać trzeba, że
od zagłady minie sporo czasu zanim powstanie nowy "rząd
światowy" i zanim wdroży on na całym świecie odpowiednie
prawa ograniczające do tylko jednego liczbę dzieci jakie
wówczas każdemu z ludzi będzie wolno mieć (tj. jaki wdroży
i wyegzekwuje ogólnoświatowe "prawa rozrodcze" - w intencjach
podobne, chociaż w szczegółach odmienne, do tych praw
jakie obecnie posiadają jedynie Chiny.) A wiadomo z innych
sytuacji (np. z czasów po zakończeniu drugiej wojny światowej -
kiedy to nastąpił "wyż demograficzny" po angielsku zwany
baby boom),
że po każdym poważniejszym katakliźmie ludzie mają tendencję
aby zacząć rozmnażać się jak króliki. Stąd nadchodzące wymarcie
NIE może się zakończyć kiedy liczebność ludzkości spadnie poniżej
owej wymaganej granicznej wartości 500 milionów, a musi być
kontynuowane aby zrobić miejsce dla późniejszego "wyżu demograficznego"
jaki przyjdzie już po wymarciu ludzi, a jeszcze przed ustanowieniem
"światowego rządu" i "praw rozrodczych". Dopiero bowiem ów
"światowy rząd" uchwali, wdroży i wykonawczo wyegzekwuje
ogólnoświatowe "prawa rozrodcze" w każdym z krajów świata
ograniczające liczbę dzieci do NIE więcej niż jednego dziecka
u każdego "prawnego rodzica" - czyli u każdej osoby (preferencyjnie
będącej biologicznym ojcem lub matką danego dziecka), która
potem będzie prawnie odpowiedzialna za utrzymanie i wychowanie
danego dziecka i po której dziecko to odziedziczy swe nazwisko.
Owe "prawa rozrodcze" każdemu mieszkańcowi Ziemi będą
wówczas dawały prawo do stania się "prawnym rodzicem" tylko
jednego prawnie przyporządkowanego mu dziecka - czyli każda
para ludzi, czy każda rodzina, będzie miała prawo do posiadania
co najwyżej dwójki dzieci. Ponadto, owe "prawa rozrodcze" będą
wymagały, że każde dziecko jakie ma się dopiero narodzić musi
jeszcze przed narodzeniem się mieć już przyporządkowanego do
siebie "prawnego rodzica". (Bez uzyskania takiego "prawnego rodzica",
danemu dziecku NIE będzie wolno się narodzić, czyli jego ciąża
zostanie przymusowo usuwana przez władze.) Z braku ścisłych
danych mi jest trudno oszacować do jakiego promila początkowej
liczebności ludzkości nadchodzące wymieranie będzie musiało być
kontynuowane aby zostawić miejsce na ów "wyż demograficzny"
zaistaniały jeszcze przed wprowadzeniem "praw rozrodczych".
Jednak ja z grubsza szacuję, że proporcję ludzi ocalałych z
nadchodzącego wyludnienia będzie się wyrażało raczej w
promilach niż w procentach - zapewne będzie to co najwyżej
jeden ocalały z każdych 500, a być może nawet zaledwie
jeden ocalały z każdego tysiąca, ludzi żyjących w czasach
nadejścia kulminacyjnego okresu wymierania.
Intrygująco, monument "The Georgia Guidestones" zawiera
też wkodowany w siebie wizualny link z gwiazdą "Nea" na jakiej mają
żyć istoty wyglądem identyczne do ludzi - jakie to istoty opisane są w
traktacie [3b].
Linkiem tym jest długi skośny otwór wywiercony w centralnym słupie
owego monumentu, oraz opisywany iż jakoby ma on wskazywać
północną gwiazdę polarną. Faktycznie jednak przez ów otwór widoczna
jest też gwiazda "Tsaale" (czyli Słońce dla planety "Nea") położona w
minimalnej odległości kątowej od gwiazdy północnej, a stąd widoczna
także przez ów otwór. Takie właśnie położenie gwiazdy "Tsaale"
wyjaśnione jest dokładniej w podpisie pod "Rys. B8" z owego
traktatu [3b].
Tamten otwór z "The Georgia Guidestones" kopiuje więc podobny
otwór (a ściślej ciasny prosty tunel) też wycelowany w tą samą
gwiazdę "Tsaale", a istniejący w wielkiej piramidzie z Giza (zwanej
też piramidą Cheopsa). O tym prostym, ciasnym, rzekomo
"wentylacyjnym" tunelu (obecnie zablokowanym przesuniętym
kamieniem) wybiegającym z komory sarkofagowej i jakoby
wycelowanym w północną gwiazdę polarną (a faktycznie
wycelowanym w gwiazdę "Tsaale" - jaka też jest przez niego
widoczna), dowiedziałem się już wiele lat temu, porównując
konstrukcję i działanie "piramidy telepatycznej" z konstrukcją
Wielkiej Piramidy z Giza (zwanej też piramidą Cheopsa). Jego
istnienie krótko i ogólnie dokumentuje m.in. paragraf #6a we
wprowadzeniu do rozdziału C z
traktatu [7],
oraz cytowanie fragmentu książki Graham'a Hancock na końcu
podrozdziału C9 z
traktatu [7/2].
W tym miejscu mam obowiązek dodać, że Wielka Piramida z Giza,
jest jedną że składowych całego łańcucha monumentalnych budowli
kamiennych, o jakich wyjaśniam w 4 z punktu #B2 swej strony o nazwie
humanity_pl.htm,
oraz w punkcie #H2 ze strony o nazwie
god_istnieje.htm,
że zostały one stworzone przez Boga w pierwszej fazie
zaludniania Ziemi (tj. jakie wcale NIE są zbudowane
przez ludzi) wokół przedpotopowego przebiegu ziemskiego
równika. Oprócz Wielkiej Piramidy z Giza, do owego
pasa kamiennych budowli megalitycznych stworzonych
przez Boga należą także: miasto Machu Picchu w
Peru, kamienne posągi "Moai" z Wyspy Wielkanocnej,
całe kamienne miasto zalane oceanem w czasach
Bibilijnego Potopu - jakie posiada nawet własną
podwodną piramidę,
a jakie pod wodami Pacyfiku leży u południowych wybrzeży
japońskiej wyspy Yonaguni Jima
(owo kamienne miasto stworzone przez Boga oraz jego
podwodne piramidy
pokazywane są na rosnącej liczbie najróżniejszych filmów dostępnych w YouTube -
np. w październiku 2017 roku pokazywał je film "Freediving Yonaguni
Pyramid | Aliens or Lost Civilization? | Yonaguni Monument", dostępny pod adresem
youtube.com/watch?v=_ep9P6uX9BM,
czy dosyć "sceptyczny" film "Monty Halls And
Japans Lost Atlantis", dostępny pod adresem
youtube.com/watch?v=7MKh2H9Aaxk),
monolityczna kamienna twierdza
Sigiriya w Sri Lanka
(zwana także
Sinhagiri),
świątynie z Kambodży, Mohenjo Daro z Pakistanu
(gdzie znaleziono radioaktywne ludzkie szkielety),
Petra w Jordanie, oraz wiele innych kamiennych
budowli o podobnych do nich cechach. Ów wizualny
link pomiędzy monumentem "The Georgia Guidestones"
oraz jego 10 przykazaniami adresowanymi do ludzi
jacy przeżyją nadchodzącą zagładę, a gwiazdą
"Tsaale" i Wielką Piramidą z Giza, moim zdaniem
ma jakiś związek z już przygotowywanym, a zamierzonym
zapewne dla następnej fazy istnienia ludzkości,
zastąpieniem funkcji dawnych "diabłów" przez
wyglądające bardziej nowocześnie i "racjonalnie"
boskie symulacje diablicznych UFOnautów, usilnie
wprowadzanych ostatnio do, i cementowanych
w, świadomości dzisiejszych ludzi - tak jak wyjaśniam
to szerzej w punkcie #M1 ze swej strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Ponieważ zaś owe czasy po zagładzie najwyraźniej będą
"czasami odartymi z Boga" (tj. czasami, w których osoby
uznające istnienie Boga i wypełniające nakazy Biblii,
będą coraz otwarciej prześladowane), owo zastąpienie
diabłów przez diabolicznych UFOnautów pozwoli
wówczas na powszechną akceptację (w tym nawet
przez ateistów) oficjalnych wyjaśnień dlaczego zło
ciągle ma miejsce na Ziemi i wręcz nadal się eskaluje.
(4) Ostrzeżenia niektórych co światlejszych
i co bardziej moralnie postępujących naukowców.
W punkcie #H2 swej strony o nazwie
przepowiednie.htm
wskazywałem niektóre publikacje i autorów co bardziej
światłych i moralnie poprawnych opracowań naukowych,
które starały się ostrzegać ludzi o nadchodzącej zagładzie.
We wstępie do niniejszej strony wskazuję też kolejnego
z nich - dra Marka Roland, Polaka i współautora interesującego wideo o adresie
youtube.com/watch?v=A_BdQuh09aM,
w którym otwarcie nas ostrzega, że "za kilkanaście lat zaczniemy
masowo wymierać". (Ponieważ wideo to zostało wystawione
w YouTube w dniu 2017/5/19, to oznacza, że jego autor też
szacuje, podobnie jak ja, iż zagłada nadejdzie w latach 2030-tych.
Tak nawiasem mówiąc, ów naukowiec jest też współautorem
aż całego cyklu interesujących wideów - kolejne z nich
wystawione do YouTube dnia 2017/7/3, które także jest zgodnie
z wnioskami do jakich i ja niezależnie doszedłem, a stąd
które też gorąco polecałbym do oglądnięcia, ma adres
youtube.com/watch?v=FZaVgC3GqVw.)
Jeszcze innym naukowcem też starającym się nas ostrzegać,
jest emerytowany profesor o nazwisku Dennis Meadows. Pod adresem
exignorant.wordpress.com/2014/08/24/autor-granic-wzrostu-nic-juz-nie-poradzimy/
przytoczone są wyjątki jego wypowiedzi w których stwierdza, że
jego zdaniem zagłada zacznie nadchodzić około roku 2020, oraz
że obecnie my nic już w sprawie jej zatrzymania NIE jesteśmy
w stanie zaradzić.
(5) Nagromadzenia "złej karmy grupowej" przez niektóre
narody - tak jak wyjaśniam to na przykładzie z punktu #F2 strony
karma.htm,
oraz na innych przykładach jakie omawiam np. w punkcie #B2.2 strony
mozajski.htm,
zaś linki do jakich można też znaleźć odzwierciedlającymi je hasłami ze strony
skorowidz.htm.
Właśnie zaś nadchodzą "czasy zwrotu" dla wielu rodzajów owej
złej karmy grupowej. To zaś oznacza, że gęstość wymierania
NIE będzie jednakowa w całym świecie. Najwięcej ludzi
wymrze w krajach, które mają nagromadzone najwięcej
śmiertelnej karmy z dawnych swych postępowań (np. w
krajach wysoce agresywnych jakie zainicjowały wojny,
lub praktykujących kolonializm albo niewolnictwo, lub
o skorumpowanych i niesprawiedliwych rządach, lub
mające zatruwający i wyniszczający naturę przemysł,
lub z niedbałymi lub przeciwstawnymi do przykazań i
wymagań Boga nawykami ludności, itp.). Najmniej zaś
wymrze w krajach które w przeszłości najbardziej ucierpiały
ponieważ w swym postępowaniu przestrzegały Boskich
nakazów i wymagań.
(6) Poziom nasycenia gleby, wody, żywności i naszych
ciał truciznami wypijanymi z dzisiejszą wodą gruntową oraz
zjadanymi z dzisiejszą przemysłowo zatruwaną żywnością -
tak jak wyjaśnia to niniejsza strona o nazwie
woda.htm.
Kulminacja działania tych trucizn nastąpi w tym samym
czasie co ów niszczycielski chaos i anarchia zaincjowane
głodem opisywanym w "scenariuszu zagłady" z punktu #H3 strony
przepowiednie.htm -
zwiększając sobą ilość i szybkość wymierania ludzi poprzez
dodanie się do zniszczeń, zdziczenia, śmierci i głodowego
wyludniania się, jakie wówczas ogarną całą naszą planetę.
(7) Zachowywanie się dzisiejszych przywódców,
decydentow, intelektów grupowych, rządów, korporacji,
przemysłu, całych narodów i społeczeństw, itp., nieustępliwie
"ujeżdżających tygrysa" - tak jak zilustrowałem to na
"Fot. #A1" z niniejszej strony. Zachowanie to będzie zaś
decydowało o wybiorczości wymierania. Przykładowo,
z pewnością najpierw wymrą narody, społeczności,
instytucje i ludzie spełniający definicję "niszczycieli ziemi"
z Biblii (np. patrz informacje z punktu #T1 powyżej). Wszakże
podlegają oni zasadzie "wymierania
najniemoralniejszych". Z pewnością wymrą też
wszyscy dzisiejsi tyrami, politycy i decydenci zapatrzeni tylko
we własne korzyści - którzy mając możliwość poprawy sytuacji
podległych im ludzi, nie tylko że NIE uczynili niczego leżącego
w ich mocy, ale nawet eskalowali oni opresję ludzi od nich
zależnych, a także wyniszczanie karmicielki Ziemi. Szybko
będą wymierać osoby, których cechy skażą ich na cywilizacyjną
bezużyteczność w czasach po zagładzie - wszakże NIE umiejąc
pomagać innym, NIE będą też w stanie pomóc sobie samym.
Ponadto wymrą osoby, których np. z powodu ich uprzednich
zachowań, poglądów, motywacji i wierzeń, Bóg NIE będzie
chronił przed padnięciem ofiarami zagłady. Wszakże ludzie
w swej masie przestali zwracać uwagę na przykazania i
wymogi Boga, odwracając się tyłem do Boga, moralności,
bliźnich i natury. To zaś, w połączeniu z pewnością, iż
Bóg istnieje
i że wymaga On od ludzi zachowywania się godnego "obrazu
i podobieństwa Boga", bardzo silnie sugeruje, że kara nieodwołalnie
nadchodzi i jest już bardzo blisko!
* * *
Na bazie powyższych źródeł daje się także wydedukować
aż cały szereg innych przewidywań dotyczących
ludzkiej przyszłości. Przykładowo, wynika z nich,
że po czasie wymarcia ludzkość NIE powróci już
do dzisiejszych form religii, a nadejdą wówczas
"czasy racjonalności". W takich zaś czasach, NIE
będzie już miejsca na "religijne diabły". To dlatego
po przejściu omawianej
tu zagłady, dotychczasowe funkcje nadprzyrodzonych
istot wyglądających identycznie do ludzi - które przez
religie są zwane
"diabłami",
zaś przez folklor ludowy zwane
"podmieńcami",
zaczną być wypełniane przez nieco odmienne boskie
"symulacje", jakie na moich stronach są opisywane
pod nazwą "symulacje szatańskich
UFOnautów".
Aby zaś owe symulacje UFOnautów mogły być
powszechnie akceptowane, po przejściu zagłady,
liczba "obserwacji UFO" ogromnie się nasili, jednak
załoganci owych gwiazdolotów, podobnie jak czynili
dotychczas, nadal NIE nawiążą żadnych oficjalnych
stosunków z ludzkością - np. NIE założą na Ziemi
swojej "ambasady" ani NIE przyślą tu znanego
ludziom swego przedstawiciela. (Wszakże gdyby UFOnauci
mieli na Ziemi ambasadę, czy znanego ludziom przedstawiciela,
wówczas ludzie zaczęliby wypytywać ich o to czego sami
nadal jeszcze NIE wiedzą. Tymczasem, aby NIE popierać
lenistwa i nieuctwa, za to wspomagać u ludzi samodzielne
zapracowywanie sobie na poznanie prawdy i potrzebnej ludzkości
wiedzy, Bóg NIE pozwala symulowanym przez siebie UFOnautom
udzielać poprawnej i wyczerpującej odpowiedzi na zadawane
przez ludzi pytania.)
Kolejnym przewidywaniem, jakie może być wydedukowane
na bazie źródeł podanych w początkowej części niniejszego
punktu, to "jak będzie wyglądał nasz świat w jakiś czas
po zakończeniu się omawinej tu zagłady?" Opiszmy
więc w punktach chociaż najważniejsze cechy tego świata:
(A) Kiedy ludzie się ogarną ze zniszczeń i strachu,
powstanie wówczas "rząd światowy". Głównym oficjalnym
celem powołania tego rządu będzie "zapobieganie powtórzenia
się zagłady", o której będzie wówczas już wiadomo, że dzisiejsze
rządy demokratyczne NIE były jej w stanie zapobiec. W tym celu,
"rząd światowy" będzie m.in. pilnował aby nikt NIE ponowił
zanieczyszczania Ziemi, wyda "prawa rozrodcze" jakie
zapewnią, że zaludnienie Ziemi NIE przekroczy 500 milionów,
nałoży i upilnuje ograniczenia i kwota na zużycie nieodnawialnych
ziemskich surowców, itp.
(B) Na czele "rządu światowego" będzie stała jedna osoba,
początkowo demokratycznie wybierana i osobiście odpowiedzialna
za swe działania (tj. odpowiednik dzisiejszych
"prezydentów"). Będzie ona dzierżyła ogromną władzę
wykonawczą. Jej kadencja będzie wynosiła 7 lat i NIE
będzie mogła już być przedłużana - tak aby osoba ta czyniła
to co należy, zamiast tego czym mogłaby przypodobywać
się wyborcom i przedłużać swoją kadencję. (Faktycznie
to dzisiejsza ludzkość wyglądałaby zupełnie inaczej, oraz
żyłaby niewypowiedzianie lepiej, gdyby wszyscy politycy na
Ziemi, a także wszyscy decydenci, dyrektorzy i zarządzający,
otrzymywali prawo do odbycia tylko jednej 7-letniej kadencji,
jakiej NIE wolno byłoby im już przedłużyć ani ponowić - ciekawe
że żaden z narodów tego ani NIE widzi ani NIE praktykuje.)
Na bazie doświadczeń przeszłości ludzkość będzie bowiem
wówczas już wiedziała, że demokratycznie wybierane
wieloosobowe rządy dysponujące prawem do przedłużania
swych kadencji, aby móc przedłużyć swe rządzenie są
notoryczne w "przypodobywaniu się rządzonym" i w unikaniu
wzięcia osobistej odpowiedzialności za podjęte przez siebie
decyzje (tj. w zwalaniu na innych winy za wszystko co
rządom tym NIE wyszło) - zamiast czynienia tego co
wymagane dla ludzkości i zrealizowanie czego jest moralnie
właściwe (chociaż typowo trudne, odpowiedzialne i niepopularne
u wyborców).
(C) Z upływem czasu ludzkie niedoskonałości ponownie
zaczną stopniowo erodować standardy ludzkości, tak że NIE zdoła
ona zapobiec ponownemu sprzeniewierzeniu się przykazaniom
i wymaganiom Boga. To zaś spowoduje kolejny okres nadejścia
ucisku i represji nawet większych niż obecne, objęcia rządów przez
Antychrysta,
poczym (w, lub po, 2656 roku) - nadejście "końca świata" i
końca obecnej śmiertelnej ludzkości, oraz powołanie przez Boga do
życia w następnej erze nieśmiertelności tylko tych z ludzi, co NIE
ugną się pod niemoralnymi naciskami i będą niezachwianie wypełniali
przykazania i wymogi Boga pospisywane w treści Biblii.
* * *
Czy można się jakoś bronić przed, oraz przygotować
do, nadchodzącej zagłady i wyludnienia? Odpowiedź brzmi
TAK. Teoretycznie
rzecz biorąc, wiedząc już co nadchodzi, cała ludzkość
mogłaby się zmobilizować i obronić się przed wymarciem.
Jednak ja jestem ogromnie sceptyczny, co do
zbiorowej zdolności dzisiejszych ludzi do zmobilizowania
się dla obrony. Wszakże dzisiejszy, w większosci
demokratycznie rządzony świat, NIE ma nikogo, kto miałby
władzę, autorytet i wiedzę, aby taką zbiorową obronę zorganizować
(i wdrożyć wbrew krzykliwym protestom wielu). Przecież
demokratyczne rządy potrafią jedynie przypodobywać
się swym wyborcom aby wydłużać swe kadencje. Unikają
też podejmowania wszelkich decyzji jakie są niepopularne
lub jakie grożą wzięciem odpowiedzialności za ich wyniki.
NIE ma więc mowy aby zdobyły się na wymagane dla tej
obrony bardzo drastyczne i niepopularne działania.
Aby bowiem zapobiec wymarciu, najpierw większość
ludzi musiałaby zacząć uznawać, wdrażać i usilnie zalecać
innym to co ja opisałem w niniejszym punkcie #T3 i
na całej tej stronie, a także na innej mojej stronie o nazwie
god_proof_pl.htm.
(Niestety, jeśli jednak oglądnie się w internecie jakie są reakcje
większości ludzi na prawdy jakie ja ujawniam, natychmiast
widać, iż wdrażanie tego jest niemożliwe.) Następnie, już po
uwierzeniu w to co ja tu opisuję, np. elektrownie atomowe
musiałyby zostać zatrzymane, broń jądrowa unieszkodliwiona,
armie rozwiązane, większość fabryk chemicznych zamknięta,
produkcja plastyku albo zastąpiona powrotem do papieru,
drewna i innych naturalnych surowców, albo też dozwolona
jedynie dla tych artykułów, których pozbywanie się w sposób
nieszkodliwy dla natury został już uprzednio całkowicie
zorganizowany i praktycznie sprawdzony, zabroniona też
musiałaby być produkcja dowolnych przedmiotów i sprzętu
które są "tanie" zamiast "trwałe", tj. które mają celowo
skracaną żywotność, a stąd służą jedynie zwiększonym
zyskom swych wytwórców, zaś po szybkim popsuciu się
całymi latami zanieczyszczają potem naturalne środowisko
(taki zaś nawrót do produkowania wyłącznie wysoce "trwałych"
produktów skróciłby dni pracy ludzi do jedynie około dwóch
dni na tydzień, resztę zaś dni tygodnia ludzie mogliby poświęcić
na zwiększanie swej wiedzy, poznawanie Boga i Biblii, uprawiane
hobby, kontakty z naturą, podróże, życie towarzyskie, itp.),
zabronione i karane musiałoby zostać wysiewanie dowolnych
chemikalii do natury, zabronione i karane musiałoby być
też dodawanie do żywności jakichkolwiek chemikalii i
nienaturalnych składników, moje wyjaśnienie, iż "dusza
wchodzi w ciało w momencie przerwania pępowiny"
(opisane w punkcie #C6 strony o nazwie
soul_proof_pl.htm)
musiałoby zostać oficjalnie i powszechnie uznane, zaś dotychczasowa
religijna krucjata przeciwko środkom antykoncepcyjnym i przerywaniu
ciąży musiałaby być zaprzestana, jednocześnie zaś rozmnażanie się
jak króliki zalecane przez sporo religii pragnących szybko zwielokratniać
swych wyznawców musiałoby być zastopowane, na całym świecie
musiałyby być wprowadzone i ściśle przestrzegane "prawa
rozrodcze", które podobnie jak prawa w Chinach ograniczałyby
liczbę potomków do co najwyżej jednego na każdego "prawnego
rodzica" (tj. do co najwyżej dwójki dwójki dzieci na każdą parę rodziców),
produkcja i dystrybucja energii, paliw, oraz innych nieodnawialnych
zasobów naturalnych musiałaby być ściśle kontrolowana i ograniczana
proporcjonalnie do poziomu dozwolonego zaludnienia, władza
polityków, rządzących i decydentów musiałaby zostać ograniczona
do tylko jednej kadencji NIE dłuższej od 7 lat, politycy ponosiliby
osobistą odpowiedzialność za następstwa swych rządów (np. po
zakończeniu swej kadencji mogliby być ukarani, jeśli ich rządy
eskalowały opresję, korupcję, niesprawiedliwość, niemoralność,
wyniszczanie natury, czy nawet rozlew krwi - jakie dzisiaj widzimy
jak ogarniają one już niemal każdy kraj świata), każdy zniewalany
naród NIE mający jeszcze swego państwa powienien móc pokojowo
otrzymać własne państwo, terytorium i niezależność (tak jak
wyjaśnia to punkt #F3 na mojej stronie o nazwie
pajak_dla_prezydentury_2020.htm),
itd., itp. Ponadto ludzkość musiałaby przekonać też Boga, że
jej intencje poprawy są szczere i trwałe - tak aby Bóg w swym
miłosierdziu mógł odwołać zapewne już wydane zezwolenie
na niedługie przyjście tego wyludnienia.
Skoro zaś do zbiorowej obrony ludzkość NIE potrafi
się zmobilizować, jedyna forma bronienia siebie i swych
najbliższych przed padnięciem ofiarą szybko nadchodzącego
wymierania (która to forma, niestety, NIE jest zdolna
obronić całej ludzkości przed nadejściem owej zagłady),
co do jakiej wierzę, iż ciągle jest możliwa i zalecana,
to obrona indywidualna. Tyle, że aby była efektywną,
obronę tę i przygotowywanie się trzeba zacząć wdrażać
osobiście i od natychmiast. Jej urzeczywistnienie polega
na podjęciu (lub kontynuowaniu - jeśli podjęliśmy już
wcześniej) działań w trzech głównych kierunkach, które
najpierw (oryginalnie) opisałem w (a) do (c) poniżej, zaś
w późniejszym czasie które dodatkowo rozwinąłem oraz
pouzupełniałem co istotniejszymi szczegółami w punktach
#S1 do #S5 na specjalnie przygotowanej mojej ostrzegającej
stronie o nadchodzącej zagładzie i wyludnieniu, noszącej nazwę
2030.htm:
(a) Studiowanie Biblii i uczenie się pedantycznego
wypełniania nakazów i wymagań Boga w niej opisanych.
Jest to najważniejszy krok w naszej obronie. Wszakże
podjęcie studiowania i wypełniania nakazów i wymagań
Boga opisanych w
Biblii,
zaś treścią
filozofii totalizmu
wyjaśnianych szerzej nowocześniejszym (dzisiejszym)
językiem i uzupełnionych dodatkowymi ustaleniami
wynikającymi z moich badań (np. odpowiedziami
na pytania "dlaczego"), stanowi podstawowy składnik
naszej obrony przed wszelkimi kłopotami życiowymi -
w tym m.in. i przed właśnie nadchodzącym wyludnieniem.
Chodzi bowiem o to, że Bóg w Biblii obiecuje, iż tym którzy
wypełniają jego przykazania On zapewni dyskretną
pomoc i ochronę (co jest potwierdzane też popularnym
powiedzeniem, że "Bóg pomaga tym, co pomagają
sobie sami"). Warto tu jednak podkreślić to co
wyjaśniam w punkcie #I1 moich opisów na stronie
quake_pl.htm -
mianowicie, że aby nasze imię NIE musiało być
wymazane z "księgi życia" (tak jak przed tym
wymazaniem ostrzega nas Jezus w wersecie 3:5
z "Apokalipsy św. Jana"), w swym wypełnianiu
nakazów i wymagań Boga mamy obowiązek NIE
tylko przestrzegać relatywnie powszechnie znane
"10 przykazan boskich", ale także wypełniać też
i to, co w aż całym szeregu dalszych wersetów
jest dodatkowo podkreślane w obrębie treści
niemal całej Biblii (stąd o czym abyśmy mogli
się dowiedzieć, powinniśmy osobiście studiować
całą Biblię). Przykładami takich wersetów z Biblii,
nieco odmiennie sformułowanych od tych z
"10 przykazaniami Boga" (tj. odmiennie i bardziej
wyczerpująco informujących od wersetów 20:3-17
z bibilijnej "Księgi Wyjścia"), a zawierających niektóre
z owych porozrzucanych po treści całej Biblii i dodatkowo
pouściślanych nakazów i wymagań Boga, wyjaśniających
nam co w miarę swych możności powinniśmy czynić,
a czynienia czego powinniśmy usilnie starać się unikać,
to między innymi wersety:
20:13 z "Księgi Kapłańskiej",
26:28 z "Mądrości Syracha",
18:5-9 i 33:18-19 z "Księgi Ezechiela",
10:25 z "Ewangelii Św. Marka",
1:8-11 z "Pierwszego Listu Tymoteusza",
2:3 z "Drugiego Listu Tymoteusza",
3:15 z "Pierwszego Listu Św. Jana Apostoła,
21:8 i 22:15 z "Apokalipsy Św. Jana", plus cały szereg jeszcze innych.
(b) Nabywanie umiejętności jakie będą najbardziej
przydatne w czasach po przejściu wyludnienia.
Kolejnym krokiem jaki należy podjąć, to wykazanie Bogu,
iż będzie się przydatnym w czasach jakie nastąpią już po
minięciu nadchodzącej zagłady. Jakie zaś umiejętności,
motywacje i zasady postępowania będą potrzebne u ludzi
na Ziemi po przejściu owego wyludnienia, najlepiej wyjaśnia
to owych 10 wytycznych wymaganego zachowywania się, wyrytych na w/w
The Georgia Guidestones.
Trzeba więc przestudiować owych 10 wytycznych i już
od zaraz zacząć je wdrażać w swoim osobistym życiu.
(c) Fizyczne przygotowanie się na przetrwanie
trudnych czasów jakie stopniowo już się eskalują.
Wszakże dobrze jest też być z góry przygotowanym fizycznie
do nadchodzącego okresu głodu, anarchii, zarazy, chaosu,
potrzeby koczowniczego życia, znajdowania żywności, itp. -
tak aby mieć wówczas pod ręką to co najbardziej nam
będzie niezbędne. (Moralny obowiązek naszego aktywnego
przygotowywania się do wszystkiego, nadejście czego daje
się przewidzieć, wyjaśnia szerzej punkt #N2 z mojej strony o nazwie
pajak_na_prezydenta_2020.htm.)
Obecnie dostępne są już bowiem liczne "scenariusze",
które opisują nadchodzącą zagładę i wyludnienie, a stąd które
relatywnie dobrze informują osoby z umysłami otwartymi na
prawdę, do przetrwania czego mają się one przygotować.
Scanariusze te zainteresowane osoby mogą znaleźć zarówno
w Biblii (np. patrz wersety 4:23-29 z "Księgi Jeremiasza",
czy patrz wersety cytowane w punkcie #T1 powyżej), jak
i w punkcie #H3 mojej strony
przepowiednie.htm,
a nawet w coraz szerzej upowszechnianych filmach
i wideach poświęconych przebiegowi nadchodzącej
Apokalipsy. Co zaś dobrze jest zacząć czynić aby się
właściwie przygotować, opisałem to już na licznych
swoich stronach, włącznie z niniejszą o nazwie
woda.htm
(szczególnie patrz tu punkty #E2 i #J2),
a także opisałem już na stronach o nazwach
solar_pl.htm
(szczególnie patrz tam punkty #G1 do #G4),
plague_pl.htm
(szczególnie patrz tam punkty #P2 i #P1),
tapanui_pl.htm
(szczególnie patrz tam punkt #K1 i "tabela #K1"),
portfolio_pl.htm
(szczególnie patrz tam punkt #B3), oraz
totalizm_pl.htm
(szczególnie patrz tam punkt #A2.11), oraz na szeregu jeszcze
innych stron linkowanych poruszanymi tu hasłami ze strony o nazwie
skorowidz.htm.
* * *
P.S.: Nko o "symulacji"
Kochający, mądry, życiowo doświadczony i sprawiedliwy
ojciec pragnął wychować swego syna na moralnego,
prawego, bogobojnego, myślącego i światłego człowieka.
Jego zaś doświadczenia empiryczne, wiedza i wrodzona
mądrość mu podpowiadały, że "w sercu chłopięcym
głupota się mieści, rózga karności wypędzi ją stamtąd"
(patrz punkt #B5.1 z mojej strony o nazwie
will_pl.htm),
a ponadto, że proporcjonalne do przewinienia
użycie rózgi kiedy syn na to zasłużył, nauczy
syna respektu dla zasad, praw, ograniczeń,
nakazów i obowiązków, wyrobi w nim poczucie
sprawiedliwości i odpowiedzialności, wyeliminuje
z niego ciągoty do bezmyślnego postępowania,
zilustruje mu różnice pomiędzy dobrem i złem,
oraz przyczyni się do powstania wielu innych
korzystnych następstw i cech charakteru.
Ponieważ zaś jego żona, z typową dla matki
pobłażliwością, nigdy NIE karała ukochanego
syna, aby NIE pozbawiać syna właściwie
sterowanego rozwoju, rózgę ów ojciec musiał
stosować samemu. Niestety, niedoświadczony
syn NIE rozumiał, że w świecie fizycznym wszystko
posiada aż dwa bieguny, stąd aby móc doceniać
przyjemność trzeba zaznać bólu, aby wiedzieć co
to dobro, trzeba doznać działania zła, aby docenić
sprawiedliwość, trzeba być dotkniętym niesprawiedliwością,
itd. Syn wszystkim więc opowiadał, że ma dobrą
matkę, jednak bardzo złego ojca, który go NIE
kocha, bo powtarzalnie karci go rózgą. Jego
bohaterem i wzorcem "dobrego ojca" stał się też
sąsiad, który nigdy NIE dyscyplinował swoich synów,
który spełniał każdą ich zachciankę, oraz który
pozwalał im czynić co tylko zechcą. Ponieważ
dyskutowany tu ojciec w ramach hobby starał się
być aktorem i miał w domu kostium oraz maskę
"postrachowego barbarzyńcy", zdecydował więc, że aby
eliminować u swego dorastającego syna psychologiczne
wiązanie ojca z bólem i karami, a także dla szeregu
jeszcze innych bardzo istotnych powodów (np. uczenia
syna wyraźnego rozdzielania dobra od zła, wyrabiania w
nim nawyku myślowego wiązania zła z nieprzyjemnymi
następstwami jakie zło to sprowadza, ugruntowania
poszanowania do zasad, praw i sprawiedliwości, zapamiętywania
i uwzględniania w tym co się czyni praw i wymogów
jakie należy przestrzegać, nabycia przez syna umiejętności
krytycznego i obiektywnego weryfikowania własnych
intencji, zapoznania też syna z cechami i wynikami
postępowania kogoś drastycznie odmiennego niż własny
ojciec, itp.), na okazje wymierzania synowi sprawiedliwości
za popełnione przewinienia zacznie on ubierać ów
kostium i "symulować", iż to NIE ojciec używa rózgi,
a ów "postrachowy barbarzyńca" - wyjaśniając jednak
zawsze synowi za jakie przewinienie dana kara jest
serwowana. Owa "symulacja" działała poprawnie
przez jakiś czas, jednak później syn nieco dorósł,
zmądrzał i odkrył tę ojcowską symulację. Mądry
ojciec NIE zaprzestał jednak wymierzania wymaganej
sprawiedliwości, tyle że odnotowując zainteresowanie
syna w robotyzacji i komputeryzacji, zmienił obiekt
"symulacji" i zamiast postrachowego kostiumu zaczął
ubierać metalową zbroję "robota". Syn oczywiście
już wiedział "co jest grane". Ponieważ jednak ów
"robot" komputerowym głosem zawsze mówił coś
mądrego, uczącego, inspirującego i zabawnego, oraz
zawsze go informował za złamanie jakiej zasady i w jakiej
wysokości dana kara jest mu serwowana, coraz bardziej
akceptował wymierzanie mu tej formy sprawiedliwości.
Czas jednak upływał i życie rozdzieliło syna i
kochającego ojca. Syn zaczął swe dorosłe obowiązki,
stopniowo gromadził własne doświadczenie życiowe
i nawet założył swoją rodzinę. Mając już własnego
syna, został też zmuszony do rozwiązywania tych samych
problemów, które jego ojciec miał kiedyś z nim. Na
dodatek, odwiedzając rodzinne strony przypadkowo
się dowiedział, że ów sąsiad, który kiedyś był dla niego
bohaterem i wzorcem "dobrego ojca", został zamordowany
przez jednego ze swoich synów, którego coraz większych
żądań NIE był już w stanie zaspokajać, zaś inny jego syn
stał się członkiem bandy motocyklowej i był postrachem
całej okolicy. Dopiero też wówczas w pełni zrozumiał
jak bardzo jego własny ojciec go kochał, że dla owej
miłości swą drżącą ręką musiał używać rózgi, której
każde uderzenie owego ojca bolało nawet bardziej niż syna.
Morał tego nko: ból i uraza zasłużonej i
sprawiedliwie otrzymanej kary z czasem przeminą,
bez względu na to czy karę osobiście wymierzy nam
ojciec, czy też dla osiągnięcia nadrzędnych celów
wymierzą ją ojcowskie "symulacje", za to zalety
charakteru i wartości duchowe, jakie sprawiedliwe
kary wypracują, pozostaną na zawsze.
#T4.
Dlaczego na przekór praktykowania
totalizmu,
ciągle Bóg tak ciężko mnie doświadcza,
m.in. w opisywany na tej stronie sposób?
Odpowiedzi na pytanie z tytułu tego punktu
#T4 udzielają słowa Jezusa zawarte w wersecie
8:34 z bibilijnej "Ewangelii według św. Marka",
cytuję: "Jeśli kto
chce pójść za Mną, niech się zaprze samego
siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie
naśladuje!"
Część #U:
Na zakończenie tej strony:
#U1.
Podsumowanie tej strony - czyli NIE zwlekajmy z podjęciem
własnych eksperymentów nad pozyskiwaniem czystej deszczówki
w celach konsumpcyjnych, wszakże już niedługo może nam
to uratować życie:
Motto:
"Co waćpan robisz?" "Wylewam do rzeki swoje zapasy
trucizn oraz opróżniam do niej swoją trzodę". "Ależ,
mospanie, ja muszę potem wypijać tak zatrutą wodę!"
(Oto jak Aleksander Fredro w uzupełnieniu swej bajki
Paweł i Gaweł
zapewne by podsumował dzisiejszą sytuację ludzkości -
patrz też punkt #G2.3 mojej strony
healing_pl.htm.)
Cała niniejsza strona faktycznie podsumowuje jak starać
się przetrwać pomimo owego oceanu zła, jakim sprzeczne
z nakazami Biblii ludzkie przywary i pożądania zalały całą
ludzkość, zaś jakiego efektem końcowym zapewne będzie
zagłada i wyludnienie Ziemi. Esencję zaś tego podsumowania
opisałem już szerzej w punkcie #T3 powyżej. Tutaj jedynie
w punktach podkreślę jego najważniejsze elementy formujące
ów tragiczny dla ludzkości łańcuch przyczynowo-skutkowy:
(1) Zaniedbanie przez kapłanów, księży i nauczycieli
religii badań Boga, udoskonalania i unowocześniania obiektywnej
wiedzy o Bogu, oraz konstruktywnego nauczania ludzi nakazów
i wymagań Boga. To odrzucenie przez nich obowiązku pogłębiania
i szerzenia wiedzy o Bogu, w połączeniu z następstwami kłamliwej
anty-boskiej kampanii prowadzonej przez ateistyczną naukę
ortodoksyjną, spowodowało odwrócenie się większości ludzi
tyłem do Boga i zaniechanie wypełniania boskich przykazań,
nakazów, wymagań, itp., opisywanych w Biblii.
Zgodnie z wersetami Biblii opisanymi w punktach #T1 i #T2
niniejszej strony, największą winę za to odwrócenie się od Boga
ponoszą księża, klerycy i ich instytucje religijne. Zaniedbują
oni bowiem uczenia ludzi prawdy o Bogu i wymaganiach jakie
Bóg nakłada na ludzi. Ponadto zaniedbują oni adoptowania
i upowszechniania poprawnych i pozytywnych wyników
badań poświęconych prawdzie o Bogu i o Biblii, aby z
pomocą tych badań przeciwstawiać się kłamstwom i nagonce
oficjalnej nauki, która dla przedłużenia swego monopolu na
badania i na edukowanie ludzi twierdzi kłamliwie, iż jakoby
Bóg NIE istnieje. Aby zilustrować tu jak pasywni są książa
i klerycy wobec owego kłamstwa oficjalnej nauki, przypomnę
że moja nadal jedyna na świecie, pozytywnie ujawniająca
prawdę o Bogu i wszechświecie, naukowa
teoria wszystkiego zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji (Kodig) -
jaka formalnie dowodzi na wiele odmiennych sposobów,
iż jednak Bóg istnieje,
publikowana jest już nieustannie począwszy od 1985 roku.
Jednak ja nigdy NIE natknąłem się na wzmiankowanie jej
ustaleń przez jakiegokolwiek księdza, kleryka, czy instytucję
religijną (podobnie zresztą ja nigdy NIE natknąłem się
na wywodzącą się ze źródeł religijnych wzmiankę o moich
formalnych dowodach naukowych na istnienie Boga) -
i to na przekór, iż jeśli wierzyć informacjom upowszechnianym
przez Google, jakoby tajne archiwum na mój temat już od bardzo
dawna znajduje się w Watykanie. (Istnienie owego archiwum,
a także wiedzę księży oraz kleryków o wynikach moich badań,
zdaje się też potwierdzać bardzo dziwne i wysoce nietypowe
zachowywanie się w mojej obecności księży z kościoła do
jakiego uczęszczam niemal każdej soboty - np. kiedy po
mszach żegnam się z nimi uściśnięciem ich ręki.) Do owej
pasywności i zaniedbań księży, kleryków i ich instytucji
religijnych, dodają się też zwodnicze kłamstwa dzisiejszej
oficjalnej nauki - swą mocą i autorytetem usiłującej oddalać
ludzkość od Boga, zaś politykom udzielającej zwodniczego
niedoinformowania. W rezultacie złożenia owej pasywności
księży z kłamstwami naukowców, ludzkość odwróciła
się tyłem do Boga, do moralności, do bliźnich i do natury.
To zaś doprowadziło do dzisiaj widocznego na Ziemi
wyniszczania natury uświęconej stworzeniem jej przez
Boga, za jakiej wyniszczanie już niebawem, bo w latach
2030-tych, musi przyjść kara i wyludnienie opisywane
wersetami Biblii cytowanymi w punkcie #T1 tej strony,
zaś szczegółowiej wyjaśniane i dokumentowane na
całej mojej stronie o nazwie
2030.htm.
(2) Wejście przez oficjalną naukę na ścieżkę okłamywania
ludzkości, powodowane bardzo niskimi pobudkami jakie omówiłem
szerzej m.in. w punkcie #J4.4 swej strony internetowej o nazwie
propulsion_pl.htm.
Ponadto ignoranckie odmówienie przez oficjalną naukę dokonywania badań
UFO i
telepatii
(jakie to badania umożliwiłyby nauce wczesne wykrycie i zrozumienie
prawdy o związku pomiędzy "hałasem telepatycznym", a nadeszłą już
od 2001/9/11 "epoką neo-średniowiecza"), podczas gdy owo odmówienie
przez naukę dokonywania badań UFO i telepatii spowodowało utratę
możliwości zapobiegnięcia nadejściu morderczej epoki "neo-średniowiecza"
jaka już zainicjowała procesy, które około lat 2030-tych spowodują
wymarcie około 99.9% ludzkości (tj. które to procesy spowodują,
że z owego wymierania ludzkości ocaleje co najwyżej jedna osoba
z każdych 500, a być może nawet z każdego 1000 ludzi żyjących
przed nastaniem okresu wymierania). Przykłady oficjalnie upowszechnianych
kłamstw dzisiejszej nauki opisałem na szeregu swych stron internetowych
(po kilka z tych przykładów patrz punkty #D4 i #G4 na mojej stronie o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm,
punkt #B2 na mojej stronie o nazwie
humanity_pl.htm,
czy punkty #E1.1 i #F1 na mojej stronie o nazwie
telepathy_pl.htm).
Najbardziej zaś tragicznym w skutkach z owych kłamstw nauki
okazuje się być zaprzeczanie przez dzisiejszych naukowców iż
Bóg istnieje.
Wszakże to ono spowodowało masowe odwrócenie się dzisiejszych
ludzi tyłem do Boga, moralności, bliźnich i natury - jakie podkreślane
jest, między innymi, w podpisie pod "Wideo #A0" z mojej strony o nazwie
magnocraft_pl.htm.
Natomiast związek pomiędzy "hałasem telepatycznym",
a obecnie już nadeszłą "epoką neo-średniowiecza"
wyjaśniam szerzej w punkcie #K1 swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm.
Aby jednak o związku tym wiedzieć i go uznawać,
najpierw trzeba zgromadzić i uznać prawdę o
telepatii oraz o
UFO
(szczególnie zaś o globalnych następstwach "hałasu telepatycznego" wzbudzonego
eksplozją UFO koło NZ miasteczka Tapanui w 1178 roku -
jaka spowodowała nadejście na Ziemię wysoce degenerującej
ludzi epoki zwanej "Średniowiecze"). Z kolei wiedza o tym związku
pozwala zrozumieć, że np. kontynuacja próbnych eksplozji broni
jądrowej i kontynuacja używania reaktorów jądrowych, a także
wszelkie "bawienie" się wysoko-energetycznymi zderzeniami
(np. to realizowane m.in. poprzez używanie "Large Hadron
Collider" koło Genewy), nieustająco indukuje na Ziemi coraz
głośniejszy i coraz bardziej degenerujący ludzi "hałas telepatyczny",
który do dnia 2001/9/11 symbolicznie zdołał już zapoczątkować,
zaś obecnie coraz szybciej pogłębia, nową niszczycielską "epokę
neo-średniowiecza". W owej zaś nowej epoce, podobnie jak w
oryginalnym Średniowieczu, "hałas telepatyczny" ponownie
wypacza psychikę ludzi, irytuje ich zachowania, powoduje
niecierpliwość, brak tolerancji, agresywność, ułatwia wybuchanie
gniewem, itd., itp. Z powodu zaś tego wypaczania psychiki
ludzi owa epoka "neo-średniowiecza" około lat 2030-tych zapewne
zakulminuje anarchią, chaosem, walkami, rabunkami, morderstwami,
głodem, chorobami, pandemiami, oraz spowodowanym tymi
kataklizmami masowym wymarciem niemal wszystkich
ówczesnych ludzi.
(3) Politycy i decydenci skorumpowani już w 100%,
omamiani kłamliwymi radami także 100% już skorumpowanych
naukowców, błędnie wierzący, że Bóg NIE istnieje, oraz kierujący
się zaspokajaniem swych cielesnych potrzeb, już w 2001 roku
spowodowali przekroczenie "punktu braku powrotu", po którym
zatrzymanie przez samą ludzkość nadejścia zagłady i wymarcia
praktycznie stało się niemożliwe. (Czym jest ów
"punkt braku powrotu" opisałem to w #T1 ze strony
solar_pl.htm.
Z kolei co to takiego "100% poziom korupcji" i jak
jest on manifestowany, wyjaśnia to punkt #E3 z mojej strony
pajak_dla_prezydentury_2020.htm.)
Wszakże większość polityków, decydentów i ludzi przy władzy
lub bogactwie jest aż tak skorumpowana, omamiona kłamstwami
oficjalnej nauki, oraz aż tak pochłonięta niemoralnym zaspokajaniem
swych konsumpyjnych zachcianek oraz gromadzeniem bogactw,
że NIE widzi tego co nadchodzi. Natomiast zwykli ludzie są już
aż tak obezwładnieni "pasywnością", iż nawet NIE starają się
zmuszać tych przy władzy i bogactwach do poznania i respektowania
prawdy. (Totalizm zaś wyjaśnia, że "bez
poznania prawdy NIE ma postępu. Odnotuj też,
że owa "pasywność" czyni współwinnymi za obecną sytuację
także i tych co są nią obezwładnieni - po szczegóły patrz punkt
#N2 na mojej stronie o nazwie
pajak_na_prezydenta_2020.htm).
Skoro zaś ludzie NIE widzą narastającego niebezpieczeństwa,
NIE chcą zaniechać swych niszczycielskich postępowań, NIE
mają niemal nikogo kto by chciał zorganizować lub podjąć
zbiorową obronę, oraz skoro jedynie pasywnie oczekują na
to co nadchodzi - NIE podejmując żadnych kroków zaradczych
i obronnych, wszystko to praktycznie oznacza, że zagłada i wyludnienie
są już nieuniknione. Na dodatek, w demokratycznych systemach
politycznych z możliwościami nieograniczonego wydłużania czasu
rządzenia, głównym celem rządzących stało się przedłużanie swej
kadencji oraz unikanie wzięcia odpowiedzialności za jakiekolwiek
politycznie niepopularne działania (a NIE naprawianie sytuacji
ludzkości - tak rozpaczliwie dzisiaj potrzebne). Wszakże w każdej zbiorowej
grupie decydentów zawsze znajdzie się kilku krytykantów i zwolenników
NIE czynienia niczego, którzy natychmiast starają się obrócić na
swoją korzyść każde publicznie niepopularne działanie swoich
kolegów. Nic więc dziwnego, że na całym dzisiejszym świecie
brak jest nawet jednej odpowiedzialnej osoby na stanowisku
władzy, której mądrość, wiedza, autorytet, doświadczenie,
dalekowzroczność, upór, oraz czyste moralnie motywacje,
pozwoliłyby użyć posiadaną władzę aby przeprowadzić
wymagane zmiany i usprawnienia jakie powstrzymałyby
nadejście omawianej tu zagłady i wyludnienia.
(4) Szał wyniszczania natury realizowany przez ludzi
o psychice powypaczanej owym "hałasem telepatycznym" i
ignorujących boskie nakazy z Biblii aby NIE wyniszczać ziemi.
Ci popychani zachłannością i żądzami ludzie, omamiani kłamstwami
naukowców iż Bóg jakoby nie istnieje, zupełnie przestali zwracać
uwagę na ostrzeżenia z Biblii jakie opisałem w punkcie #T1 tej
strony. Stąd z maniackim szałem podjęli wytruwanie i wyniszczanie
natury opisywane w punktach #B1 i #T3 niniejszej strony, oraz
w punkcie #G2.3 odmiennej strony o nazwie
healing_pl.htm -
coraz intensywniej eskalując eliminowanie pozostałych z niezbędnych
ludziom do przeżycia ziemskich zasobów naturalnych. Kulminacja zaś
tego wyczerpywania się zasobów Ziemi, około lat 2030-tych zaowocuje
powszechnym głodem i brakami, jakie z kolei wywołają anarchię,
chaos, itp. Jednocześnie nadejdzie wówczas też czas zapowiedzianego
treścią Biblii ostrzeżenia, że wszyscy "niszczyciele ziemi" zostaną
uśmierceni.
(5) Nadchodzenie "czasów zwrotu" za niechcianą karmę
zbiorową zaindukowaną np. poprzednimi okresami niewolnictwa,
kolonializmu, wojen, opresji zniewalanych narodów, wyniszczania
ziemi, itp. Sporo z owych grupowych "czasów zwrotu" (przykład
jednego z których opisałem w punkcie #F2 swej strony o nazwie
karma_pl.htm)
też zacznie się kulminować właśnie około lat 2030-tych, dodając
wówczas swój udział do powodów i mechanizmów masowego
wymierania ludzi.
(6) Osiągnięcie przez wprowadzane do otoczenia
trucizny zatruwające wodę i żywność, tak dużego stężenia, iż
większość mniej odpornych ludzi zacznie masowo wymierać.
Jak to wyjaśniłem w punkcie #T3 tej strony, owo mordercze stężanie
przez ludzi trucizn też osiągnie zabójczą kulminację około lat 2030-tych.
(7) Brak wiedzy u wiekszości ludzi o faktyczności wyludnienia
jakie szybko nadchodzi i jakie ponownie "zaskoczy" nieprzygotowane
narody coraz bardziej nieuchronnym już wymieraniem, oraz powodowana
tym brakiem wiedzy niemożność podjęcia przygotowań i obrony, wraz z
jednoczesnym wysoce beztroskim i nieodpowiedzialnym wzmacnianiem
wszystkich powyższych uśmiercających ludzi czynników generowanych
i uwalnianych przez maniacko postępujących psychopatów o psychikach
nieodwracalnie powypaczanych "hałasem telepatycznym".
Epicentrum owego czasu wymierania wyliczyłem w punkcie
#T3 tej strony, jako prawdopodobnie nadchodzące około lat 2030-tych.
* * *
Z sytuacji ludzkości opisanej powyższym
łańcuchem przyczynowo-skutkowym wynika
dla każdego z nas konieczność podjęcia
osobistego przygotowywania się do, oraz
obrony przed, nadchodzącym wyludnieniem.
Wszakże, jak opisałem to już powyżej pod
koniec punktu #T3, na zbiorową obronę
NIE ma już co liczyć - chociaż ja nadal
"trzymam kciuki" w nadziei, że
m.in. niniejsza strona (wspomagana coraz
jawniej manifestującymi się na całym
świecie zdarzeniami jakie potwierdzają
prawdę tego co strona ta zapowiada), razem
z opracowaniami innych autorów o podobnej
do niniejszej treści, w końcu jednak zmobilizują
chociaż niektóre państwa, jeśli NIE całą
ludzkość, do podjęcia niepotrzebnie aż
tak długo opóźnianych działań nastawionych
na zatrzymanie (lub chociaż opóźnienie)
nadchodzącego wyludnienia Ziemi. W obliczu
zaś braku zbiorowej obrony, indywidualne
uczenie się m.in. opisywanego na tej stronie
pozyskiwania czystej pitnej deszczówki, jest
jedną z szeregu składowych wymaganych
od każdego w ramach przygotowywania się
do i obrony przed nadchodzącą zagładą.
#U2.
Skorowidz
z linkami do innych pokrewnych stron które
również posiadają związek z omawianymi tu tematami:
Istnieje cały szereg odmiennych stron
internetowych, które - podobnie jak niniejsza,
wyjaśniają sobą najróżniejsze szczegółowe
zagadnienia objęte treścią
Konceptu Dipolarnej Grawitacji
i filozofii totalizmu. Wszystkie owe pokrewne
strony można odnaleźć i wywoływać za
pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza wykaz,
zwykle podawany na końcu książek, jaki pozwala
na szybkie odnalezienie interesującego nas
opisu. Moje strony internetowe też mają taki właśnie
"skorowidz" - tyle że zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
#U3.
Proponuję okresowo powracać na niniejszą stronę w celu sprawdzania
dalszych postępów w opisanych tu wysiłkach i zamiarach:
Zapraszam do ponownego odwiedzenia
tej strony już za jakiś czas, aby wówczas
sprawdzić, co nowego uczyniłem w międzyczasie
w sprawie omawianych tu wysiłków generowania
elektryczności z energii słońca.
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy
film Dominika Myrcik, jaki od maja 2016
roku upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem
youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM,
lub uruchomić ją ze strony
djp.htm,
zestawiającej widea w jakich przygotowaniu osobiście
brałem udział, a jaką zaprogramowałem do przeglądania
na "smart" telewizorach koreańskiej firmy LG, lub na
komputerach PC (najlepiej z wyszukiwarką "Google Chrome").
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych (tj.
polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająk,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająk,
pod jakie można wysyłać ewentualne uwagi, własne
opinie, lub informacje jakie zdaniem czytelnika
autor tej strony powinien poznać, podane są na
stronie internetowej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dowolnych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Prawo autora do używania kurtuazyjnego
tytułu "Profesor" wynika ze zwyczaju iż "z profesorami
jest jak z generałami", znaczy raz
profesor, zawsze już profesor. Z kolei
w swojej karierze naukowej autor tej strony był
profesorem aż na 4-ch odmiennych uniwersytetach,
tj. na 3-ch z nich był tzw. "Associate Professor"
w hierarchii uczelnianej bazowanej na angielskim
systemie uczelnianym (w okresie od 1 września
1992 roku, do 31 października 1998 roku) - który
to Zachodni tytuł stanowi odpowiednik "profesora
nadzwyczajnego" na polskich uczelniach. Z kolei
na jednym uniwersytecie autor był (Full) "Professor"
(od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku -
tj. na ostatnim miejscu pracy z naukowej kariery
autora) który to tytuł jest odpowiednikiem pełnego
"profesora zwyczajnego" z polskich uczelni.
Proszę jednak odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem [11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z
"części #B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data zapoczątkowania budowy tej strony internetowej: 17 sierpnia 2017 roku.
Data jej najnowszego aktualizowania: 21 grudnia 2020 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)