Oto
wykaz wszystkich stron które powinny być
dostepne pod niniejszym adresem (tj. na
tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1".
Wybierz poniżej interesującą Cię stronę
manipulując suwakami, potem kliknij na nią
aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Co dzisiejsze wpatrzone w telewizory mieszczuchy
zapewne pomyśleliby o wiosce w której na "ziemniaki"
mówi się "pyrki", na modne tam "ciepłe zimowe buty z
drewnianymi podeszwami" - "klumpy", na "niski stołek
do siedzenia" - "ryczka", na ludzką twarz - "sznupa",
na brudną wodę - "chlabra", zaś na hak do obłamywania
wysoko położonych suchych gałęzi - "kluka". Ano pewno
myśleliby, że leży ona gdzieś "na końcu świata" i że musi
należeć do owych miejsc "zabitych deskami". Tymczasem
ja jestem bardzo dumny, że miałem honor mieszkania w
takiej właśnie wiosce. Nazywała się "Cielcza".
Natknąłem się w niej też na zjawiska, które do dzisiaj mnie
fascynują. Przykładowo, wszystko tam "załatwiało się po
znajomości" - jednak NIE było tam kumoterstwa ani korupcji.
Każdego tam traktowano znacznie sprawiedliwiej i moralniej
niż w wielu innych miejscowościach w jakich zamieszkałem
później - czyli dokładnie tak jak aktualna sytuacja tego
kogoś na to zasługiwała. W szacunku okazywanym sobie
nawzajem i w stosunkach międzyludzkich NIE zważano
tam jaki ktoś bogaty czy ile "pieniędzy" zarabia, a jak
uczynny i moralnie postępujący dany ktoś jest, czyli
zachowywano się tam tak jak ludzkość zapewne
zacznie się zachowywać dopiero kiedy przestanie
czcić "pieniądze" i wdroży "ustrójnirwany" -
który galopujące obecnie po świecie zło zastąpi
szczęśliwością zapracowanej nirwany",
a który opisuję w punktach #A1 do #A4 strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm.
Ponadto ludzie byli tam niesłychanie prawdomówni i
obiektywni - faktycznie mówili innym to co myśleli i co
leżało im na sercu. W rezultacie, na przekór iż w owej
Cielczy mieszkałem tylko jeden rok, zdumiewająco mocno
wpłynęła ona na moją filozofię życiową - a w rezultacie także i na
"filozofię totalizmu"
którą stworzyłem. Po doświadczeniach zaś życia w
innych miejscowościach, w wielu z których "mówi
się to co inni chcą usłyszeć i co faktycznie jest
najdalsze od prawdy", zaś postępuje
się dokładnie tak jak nakazuje to dzisiejsze
"10 nakazów diabelskich"
opisanych w punkcie #R2 strony
solar_pl.htm
(tj. nakazów przeciwstawnych do przykazań boskich i
do wymagań faktycznej moralności), owa prawdziwa
"moralność grupowa" i prostolinijność, które pamiętałem
z Cielczy, coraz bardziej mnie fascynują. Wierzę też,
że moralność tę i prostolinijność warto studiować i
dokładnie je kopiować w swoim tzw. "intelekcie grupowym" -
a może pozwoli nam ona uniknąć zagłady opisywanej na stronie
2030.htm
i ilustrowanej na naszym darmowym filmie z YouTube o tytule
"Zagłada Ludzkości 2030".
Niniejsza strona jest zamierzona jako mój wkład do
kierowania ludzi na zasady postępowania jakich
doświadczyłem w Cielczy - wszakże ich moralna
prawidłowość jest w stanie uratować naszą szybko
chylącą się ku upadkowi cywilizację.
Treść tej strony autoryzuje
Jan Pajak,
czyli badacz Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii": patrz strona
http://worldcat.org/identities/ ),
który w początkowej części 21 wieku tym wyróżnił się
z grona nadal żyjących odkrywców i wynalazców owych
dwóch krajów, iż stał się najszerzej z nich znanym wówczas
w świecie, najróżnorodniej interpretowanym i najbardziej
produktywnym - na przekór prowadzenia badań bez finansowania
i na zasadach rzekomego naukowego "hobby" wymuszanego
oficjalną dezaprobatą podjętej tematyki badań, ale niestety
o którego istnieniu i wynikach badań w Nowej Zelandii niemal
nikt NIE chce wiedzieć, zaś dla unieważnienia, zaprzeczenia
i wyciszenia odkryć i wynalazków którego sporo Polaków konspiruje
się w gangi postępujące jak monopole wypaczające prawdę
i przyszłym pokoleniom usiłujące pozostawić tylko kłamstwa, śmieci,
pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Część #A:
Informacje wprowadzające tej strony:
#A1.
Jakie są cele tej strony:
Celem tej strony jest zaprezentowanie historii
mojego jednorocznego zamieszkiwania we
wsi Cielcza w roku szkolnym 1957/8 - patrz
Fot. #A1 poniżej na tej stronie,
oraz przedyskutowanie wpływu jaki na rozwój
"filozofii totalizmu"
oraz "totaliztycznej nauki" wywarły obserwacje
które wówczas dokonałem na temat zachowań
i fascynujących mnie do dzisiaj zasad
współżycia mieszkańców Cielczy z tamtych lat.
Ponieważ Bóg dysponuje jedynie skończoną
liczbą metod działania, które potem powtarzalnie
stosuje na wszystkich ludziach, poprzez ujawnienie
na tej stronie jakie metody działania Boga były
użyte albo bezpośrednio na mnie, albo też w
sytuacjach które ja poznałem i przeanalizowałem,
strona ta otwiera dla czytelnika możliwość
lepszego poznania metod i zasad działania
Boga. Z kolei znajomość owych metod stwarza
czytelnikowi możliwość właściwszego pokierowania
własnym życiem.
Fot. #A1: Jakże użyteczny może być internet.
Proszę sobie wyobrazić, że mieszkając na stałe w Nowej Zelandii dzięki
"wirtualnemu satelicie" jaki oferuje nam software z "Google Map", wcale
NIE musząc podróżować do Polski mogę sobie oglądać jak obecnie
wyglądają i jak w międzyczasie się pozmieniały znajome i rodzinne
miejsca w Polsce jakie znam z czasów swojej młodości. Dla powyższego
zdjęcia wstępnie skierowałem obiektyw aparatu tego "wirtualnego satelity"
tak aby z przejazdowej drogi "Poznańskiej" przez Cielczę zaglądnać wgłąb
ulicy "Piaskowa", przy miejcu odgałęziania się od której ulicy "Leśna"
znajduje się były dom mojej babci w Cielczy, w którym mieszkałem
wraz z babcią w roku szkolnym 1957/58 mając wówczas zaledwie 11 lat.
Odnotuj, że na "Fot. #B1b (dół)" poniżej pokazałem też posiadane przez
siebie zdjęcie wyglądu byłego domu mojej babci, wykonane w 2003 roku.
Skrzyżowanie dróg udokumentowane powyższym zdjeciem, w czasach
mojego zamieszkania w Cielczy było najważniejszym skrzyżowaniem
w całej owej wsi. Wszakże jest ono w miejscu od którego było najbliżej
do wszystkich atrakcji Cielczy i całej okolicy, tj. do boiska, Lubieszki,
kościoła, lasu, itp. To więc na nim niemal cała miejscowa młodzież
gromadziła się popołudniami oraz w niedziele, aby zorganizować
jakieś wspólne rodzaje zabaw lub wypraw. To na nim też, a także
na przylegającym wówczas do niego boisku sportowym i przy niedalekim
moście na rzeczółce "Lubieszka" odbywało się niemal całe pozaszkolne
życie towarzystkie ówczesnej młodzieży Cielczy. Powinienem tu dodać,
że po kliknięciu na symbol "rotacji" na powyższym zdjęciu tego skrzyżowania,
zarówno ja, jak i czytelnik, możemy też obrócić tego "wirtualnego
satelitę" w dowolnym innym kierunku. Z kolei po kliknięciu na symbole
przesunięć takie jak < albo > można także przesunąć tego "wirtualnego
satelitę" w dowolne inne miejsce np. wzdłuż ulic Cielczy, lub do sąsiednich
miejscowości jakie ja znam z tamtych czasów, aby np. pooglądnąć z jego
pomocą zdjęcia tego co nas tam interesuje. Ja byłem ciekawy jak obecnie wygląda rzeczółka
"Lubieszka"
przepływająca pod mostem nieco na północ od powyższgo miejsca -
stąd przesunąłem tam "wirtualnego satelitę" klikając na > i aż
mnie zamurowało. Kiedy bowiem mieszkałem w Cielczy, "Lubieszka" była
dużą rzeką pełną wody, w jakiej z kolegami pływaliśmy i łowiliśmy ryby.
Jednak obecnie wody w niej nawet NIE widać. W internecie napisali, że
podczas lata często zupełnie ona wysycha. Zaprawdę, powiadam
wam, ludzkość naprawdę powinna zacząć ratować klimat i naszą żywicielkę
Ziemię. Wszakże żywicielka natura dłużej tego wyniszczania
przez ludzi NIE wytrzyma i już zaczyna zesyłać na ludzi różne nieszczęścia.
Tymaczasem jej ratowanie leży przecież w możliwościach każdego.
Każdy przecież z nas od zaraz może zacząć sadzić naprawiające klimat
drzewa gdzie tylko może, tj. wzdłuż dróg, na miedzach pomiędzy
polami, na wszelkich nieużytkach, wzdłuż brzegów rzeczółek, rowów
i wszelkich zbiorników wodnych, a także we własnych polach, ogródkach
i wzdłuż ogradzających domy płotów. Pamiętać przy tym warto, że
nadchodzą lata głodu - od 2018 roku zapowiadane naszym filmem
"Zagłada ludzkości 2030"
gratisowo pokazywanym z internetowego adresu
https://www.youtube.com/watch?v=o06UvHgahr8.
Stąd gdzie komu poręcznie, powienien sadzić orzechy lub inne drzewa
o jadalnych i długo przechowywalnych owocach - między innymi
buki,
jadalne kasztany,
sosny pinia rodzące smaczne orzeszki,
a także sadzić lipy, kwiatostan których nasi przodkowie używali do zaparzania
leczniczej herbaty - patrz Fot. #D33 ze strony o nazwie
milicz.htm.
Z sadzeniem tych drzew NIE powinno się też czekać na polecenie lub
zgodę ludzi niezdolnych do działania i przysłowiowo "mocnych tylko w
gębie". Wszakże zgodnie z logicznie wykazanymi w punktach #G3 i #G4 strony
wroclaw.htm
następstwami unikania produkcyjnej tzw. "pracy fizycznej",
gro dzisiejszych ludzi należy do coraz liczniejszego na Ziemi rodzaju
osób, które z powodu zaniechania osobistego wykonywania jakiejkolwiek
produkcyjnej pracy fizycznej NIE mieli okazji nauczyć się
"jak" realizować faktyczne działanie, ani jak odróżniać
prawdę od kłamstwa, fakty od fikcji, dobro od zła, a co za tym
idzie NIE są też w stanie nabyć zdolności do znajdowania poprawnych
i efektywnie działających rozwiązań dla nurtujących ludzi problemów.
Tymczasem praca sadzenia drzewek, podobnie jak wszelka inna praca
fizyczna, będzie NIE tylko uczyła "jak" przetrwać nadchodzące ciężkie
czasy i "jak" realizować idee wyrażone określeniem "co", ale także będzie
przygotowywała do wdrożenia na Ziemi zaprojektowanego przez Boga
"Ustroju Nirwany"
jaki wraz z moim przyjacielem zilustrowaliśmy naszym półgodzinnym filmem o tytule
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
upowszechnianym za darmo pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E -
Boskie pochodzenie i cechy jakiego to Ustroju Nirwany
wyjaśniłem szerzej we WSTĘPie i "części #L" strony
smart_tv.htm.
Film ten ilustruje jak w zgodności z intencjami Boga oraz z Boską
pomocą, pieniądze" powinno się całkowicie usunąć z
Ziemi - co równocześnie usunęłoby niemal wszelkie inne zło o
jakim treść wersetu 6:10 z biblijnego "1 listu do Tymoteusza"
już od około 2000 lat dyskretnie nam podpowiada iż aby zło to
też automatycznie zaniknęło absolutnie konieczne jest usunięcie
pieniędzy z użycia ponieważ, cytuję: "Albowiem
korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy".
Ja aż dla wielu powodów rekomenduję tutaj podjęcie osobistego
sadzenia drzew gdzie tylko się da. Wszakże to właśnie chciwe wycinanie
drzew i ich brak już zamienia Afrykę w wysuszoną pustynię. Z powodu
zmiany klimatu to samo wkrótce stanie się z całą Europę i Azją - tak
jak zilustrowane to jest na Rys. #B1 ze strony o nazwie
2030.htm.
Tymczasem sadzenie drzew rodzących owoce NIE wymaga "pieniędzy"
(ich nasiona są wszakże dostępne za darmo) a jedynie potrzeba mieć trochę
"serca", rozumu i gotowości wykonania tzw. "fizycznej pracy" - tj. tego co
stanowi źródło wszelkiego dobra (patrz punkt #G3 z mojej strony o nazwie
wroclaw.htm).
Stąd przygotowuje ono osoby tak sadzące do przyszlego życia w "Ustroju
Nirwany". Na dodatek służy głównie dobru obecnej młodzieży - stąd we
własnym interesie obecni młodzi ludzie mogą i powinni sadzić owocujące
drzewa gdzie tylko się da. Najlepiej zaś jeśli w tym celu zaczną kopiować
moje metody takiego sadzenia. Przykładowo, aby sadzić nieszczepione
drzewka owocowe, np. szybko rosnące i dobrze owocujące
genetycznie oryginalne smaczne brzoskwinie czy wiśnie albo leśną
czeremchę,
wystarczy zachować ich pestki kiedy się je zjada, zaś następnej wiosny
posadzić je w doniczkach, a po ich wyrośnięciu tam przez rok lub dwa
posadzić je na ich końcowe miejsce rośnięcia. Podobnie trzeba sadzić
orzechy i jadalne kasztany - zdobywając ich nasiona albo od sąsiadów
albo z lasu (tj. dla orzechów laskowych od ich leśnych krewniaków bo
np. orzechy zakupione w supermarketach prawdopodobnie NIE wykiełkują,
bowiem pochodząc z przemysłowej produkcji ich chciwi farmerzy obecnie
celowo je naświetlają promieniowaniem aby zabić ich zdolność do kiełkowania
i w ten sposób NIE stwarzać sobie konkurencji). Tak posadzone drzewka
mogą zacząć owocować już po upływie pięciu do siedmiu lat. Natomiast
nasiona buków i jadalnych kasztanów (a także lip rodzących leczniczą herbatę)
są łatwo dostępne po ich dojrzeniu w lasach i parkach - trzeba jedynie latem
sobie wypatrzyć gdzie rośnie ich najbardziej lubiana lub produktywna wersja,
poczym po dojrzeniu, np. jesienią, pozbierać upadłe z nich nasiona (np. ja
najbardziej lubię sadzić piękne buki o czerwonych liściach np. odmiany zwanej
"purpurea" -
też bowiem rodzą jadalne orzeszki, a ponadto mają bardzo piękny wygląd).
Warto też wiedzieć iż istnieje rodzaj sosny jaka rodzi orzeszki-przysmaki, patrz
"sosna pinia".
Aby zaś sadzić winogrona trzeba nabyć i posadzić w swym ogródku jeden
krzak jakiejś wysoce odpornej na choroby, szybko rosnącej, smacznej,
aromatycznej, bardzo produktywnej i użytecznej dla wszelkich zastosowań
odmiany winogron - przykładowo ja używam w tym celu
odmianę "Niagara".
Potem każdej zimy odcinać z nich odrosty o długości 70 cm do 1 metra,
poczym w otwór w glebie wykonany np. śrubokrętem wsuwać pod
ziemię dwa kolanka takich pędów tuż przy słupkach płotu lub niedaleko
fundamentów budynku. Na miedzach i w miejscach gdzie już rosną jakieś
drzewa winogrona warto sadzić tuż przy drzewie (najlepiej po "S" stronie)
na jakie potem będą się wspinać i owocować. Warto tu dodać, że mając
wiele gotowych do posadzenia dowolnych owocujących sadzonek ale NIE
mając miejsca do ich sadzenia, najpierw trzymając w ręku już gotowe
do posadzenia drzewko i podkreślając iż je osobiście im posadzimy za
darmo w wybranym przez nich miejscu ich ogródka lub miedzy,
najpierw je oferujemy w darze najbliższym nam znajomym - szczególnie
starszym wiekiem np. jacy sami nic już NIE sadzą. Potem je oferujemy
(też za darmo) ich posadzenie innym pobliskim sąsiadom. W końcu dalszym
sąsiadom i nawet nieznajomym, itd., itp. Niektórzy z nich odmówią,
ale NIE trzeba się tym zrażać, bo Bóg dał im "wolna wolę".
Z moich doświadczeń wynika iż najwięcej chętnych na takie darmowe
sadzonki będzie dla sadzonkowych pędów winogron - a tych z jednego
krzaka we własnym ogródku każdej zimy można naprzycinać dowolnie
dużo. Sporo chętnych jest też na sadzonki brzoskwiń - których też mając
jedną owocującą w swym ogródku daje się naprodukować dowolnie wiele.
Jak ja tego niespodziewanie dla siebie doświadczyłem, osoby którym
podaruje się i posadzi osobiście wypielęgnowane owocujące drzewka
lub winogrona, ten nasz dobry uczynek będą długo i pozytywnie
pamiętały - widać takie drzewko lub jego owoce nieustannie ich zadziwiają,
nas im przypominają, oraz umacniają ich wiarę w dobro ludzkości.
Wracając jednak do powyższego zdjęcia, to odnotuj iż wielokrotnie
lepszym od "wirtualnego satelity", byłby gwiazdolot
Magnokraft
mojego wynalazku, niezliczone zalety i możliwości którego
są opisane w punktach #I1 do #I3 strony o nazwie
magnocraft_pl.htm,
zaś zilustrowane tam np. na Rys. #I2. Wszakże Magnokraft
byłby w stanie uzdrowić i przywrócić stabilność klimatowi Ziemi
używając zjawisko "odwrotności tarcia". Ponadto, gdyby ten mój
Magnokraft
był już zbudowany, wówczas tylko w nawet tak krótkim czasie kiedy
niniejsza strona się ładuje, ja już zdążyłbym nim przelecieć z Nowej
Zelandii do Cielczy i zawiesić go tam nieruchomo w powietrzu przy
dowolnym miejscu jakie oglądnąć lub odwiedzić bym zechciał.
Osobiście rekomenduję bliższe poznanie Magnokraftu -
choćby tylko aby wiedząc iż wynaleziony i rozpracowany on został
przez Polaka i to byłego mieszkańca Cielczy (zapewne do dzisiaj
pamiętanego przez wówczas po sąsiedzku współpracujących Niewiadów
i Kasprzaków) a także potomka osób które dodały swój wkład
w zbudowanie obecnego kościoła z Cielczy, móc swą wiedzą o
Magnokrafcie zaprzeczać przysłowiu referującego do Polaków, iż
"cudze chwalicie, swego nie znacie".
Poznawanie Magnokraftu najlepiej zacząć od półgodzinnego filmu
"Napędy Przyszłości"
gratisowo upowszechnianego z internetowego adresu
https://www.youtube.com/watch?v=lBVQfl2bbtI.
Odnotuj, że zdjęcia podobne do powyższego i przygotowane dla
oglądania najważniejszych z miejscowości znanych mi od czasów mojej
młodości, już pokazałem: jako Fot. #A1 ze strony o nazwie
stawczyk.htm,
jako Fot. #M1 ze strony o nazwie
wszewilki.htm,
jako Fot. #A1 ze strony o nazwie
cielcza.htm,
jako Fot. #A2 ze strony o nazwie
milicz.htm,
jako Fot. #A2 ze strony o nazwie
klasa.htm,
jako Fot. #G2b ze strony o nazwie
wroclaw.htm
(to na owej stronie "wroclaw.htm" w punktach #G3 i #G4
wyjaśniłem także dlaczego warto i powinno się dla własnego
dobra ochotniczo podejmować ratujące naszą przyszłość "prace
fizyczne"), a także jako Fot. #C6 ze strony o nazwie
malbork.htm.
Warto więc zobaczyć wszystkie te zdjęcia aby je porównać między
sobą, a także z miejscowością Cielcza. Potem zaś warto też
zobaczyć jak wyglądają inne kraje, np. choćby przeglądając
tylko przygotowany przez Polaka 10-minutowy film o tytule
GOOGLE MAPS Secrets And Crazy Discoveries -
jaki pozwala porównać z nimi obecny stan Polski, a stąd jaki
pozwala np. zajmować bazujące na wiedzy stanowisko w sprawie powiedzenia
"Polska nierządem stoi"
(adresy tego co pokazane w owym filmie są pozestawiane
w jego podpisie - trzeba tylko kliknąć na "SHOW MORE").
#A2.
Niniejsza strona jest końcową z całej serii stron jakie autoryzuję,
a jakie poświęcone są niezwykłym miejscowościom, moje
zamieszkiwanie w których wpłynęło na wykształtowanie się
filozofii totalizmu:
Cielcza jest sporą wsią zlokalizowaną około
4 kilometrów na północ od centrum Jarocina -
tj. w ówczesnym poznańskim, Polska.
Jak jednak zaraz po wojnie (kiedy NIE działał
jeszcze żaden środek transportu publicznego)
udowodniła to moja matka, Cielcza leży
w odległości przemarszu piechotą od
Wszewilek
w których spędziłem swoje dzieciństwo. Tuż
bowiem po zakończeniu wojny moja matka
przemaszerowała piechotą owe około 80 km
odległości dzielącej Cielczę od Wszewilek,
na dodatek prowadząc ze sobą krowę-żywicielkę
o imieniu Bestra, oraz swoje dzieci - czyli moich
starszych braci. (Muszę tu jednak się przyznać,
że ja NIE bardzo bym się kwapił aby powtórzyć
jej wyczyn.) Było to w czasie kiedy jej mąż,
czyli mój ojciec, NIE powrócił wówczas jeszcze
z obozu pracy w Niemczech gdzie był zabrany
jako jeniec wojenny. Krótki opis owej pieszej
wędrówki mojej matki z Cielczy do Wszewilek
zawarty jest w punkcie #M1 strony o nazwie
wszewilki.htm.
Nazwa wsi Cielcza podobno wywodzi się od
staropolskich słów "ciel" i "cielcz" które wyszły
z użycia już dawno temu, a których znaczenie
możnaby w przybliżeniu opisać dzisiejszymi
zwrotami "ktoś twój" i "coś co należy do ciebie".
Stąd w dzisiejszym języku nazwę "Cielcza"
możnaby tłumaczyć jako "wioska która
należy do Ciebie".
Cielcza jest położona na urodzajnych glebach
doliny niewielkiej rzeczułki zwanej "Lubieszka".
Jej czarnoziemie gwarantują zasobność i dochód
tej części jej mieszkańców która nadal żyje
z rolnictwa, a od losów których zależni są
też i pozostali mieszkańcy Cielczy. Cielcza
jest relatywnie dużą wioską, która na dodatek
nieustannie i szybko się powiększa. W czerwcu 2012 roku w
pl.wikipedia.org/wiki/Cielcza
widniała informacja że zaludnienie Cielczy
wynosi 2054 osób. Faktycznie więc jej obecne
zaludnienie jest już bliskie jednej-trzeciej
zaludnienia nowozelandzkiego miasteczka
Petone
w którym obecnie mieszkam - po
szczegóły patrz punkt #B1 na stronie
petone_pl.htm.
Stąd nie powinno nas dziwić jeśli w niezbyt dalekiej
przyszłości Cielcza przekształci się w miasteczko
jakie z czasem zrośnie się z Jarocinem stając
się jedną z jego przedmiejskich dzielnic.
W kierunku od południa ku północy, przez sam
środek wsi Cielcza przebiega główna szosa (nr 11)
z Jarocina do pobliskiego miasteczka Mieszków
i potem dalej wiodąca do Poznania. (Do Jarocina
szosa ta przybywa z
Wrocławia,
wiodąc przez Trzebnicę,
Milicz,
początek
Wszewilek,
Cieszków, Zduny oraz Krotoszyn). Szosa ta przecina
Cielczę na dwie połowy. Każda z owych dwóch połówek
ma odmienną historię, zaś w czasach jakie pamiętam
miała też odmienną atmosferę. Jednak do dzisiaj
te ich odmienności być może się już pozacierały.
Odwrotnie niż w większości Polski (piszę tu o
czasach jakie pamiętam) w Cielczy wszystko
działało na zasadzie "znajomości". Wszakże
niemal wszyscy się tam znali - czasami nawet
od kilku generacji. Dla mnie, czyli dla twórcy
totalizmu
oraz dla badacza filozoficznych trendów,
jest więc wysoce interesujące porównywanie
działania mechanizmów życiowych w Cielczy,
z mechanizmami jakie poznałem w Nowej Zelandii
(np. w nowozelandzkich miasteczkach zwanych
Petone
i Timaru) gdzie także wszystko załatwia się na
zasadach "znajomości". Chodzi bowiem o to,
że pomimo podobnego działania "po znajomości",
Cielcza i Nowa Zelandia znajdują się niemal na
przeciwstawnych końcach moralnego spektrum.
Fot. #B1ab: Widoki wsi Cielcza.
Zdjęcia te ilustrują najbardziej mi znane
widoki wsi Cielcza, sfotografowane w
latach 2003 i 2004.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Fot. #B1a (góra):
Zdjęcie szkoły podstawowej w Cielczy wykonane
w 2004 roku sprzed bramy wejściowej do kościoła w Cielczy.
To w tej szkole ja uczęszczałem do klasy piątej
w roku szkolnym 1957/1958. Tyle, że od tamtych
czasów do jej budynku dobudowano dodatkowo
niemal całą jej oryginalną objętość. Ale kasztany
ciągle widoczne na zdjęciu już wówczas tam były -
ku nieopisanej naszej uciesze w okresie pojawiania
się chrabąszczy. (Osoba przy samochodzie to ja -
tj. dr inż, Jan Pająk.)
Fot. #B1b (dół):
Zdjęcie dwuizbowego domku ("cottage") kiedyś
należącego do moich dziadków i rodziców, a
położonego przy obecnej ulicy "Leśnej" - w którym
to domku w latach 1957 i 1958 ja mieszkałem ze
swoją babcią. (Owe osoby fotografujące się na tle
tego domku to moi starsi bracia którzy w owej
"cottage" się urodzili i wychowali.) Obecnie domek
ten posiada doprowadzenie elektryczności, jednak
kiedy ja w nim mieszkałem elektryczności jeszcze
w nim NIE było, zaś oświetlenie ciągle wówczas
stanowiła lampa naftowa.
#B2.
Satelitarne zdjęcia i mapa wsi Cielcza:
Satelitarne zdjęcie wsi Cielcza można sobie
oglądnąć pod adresem (kliknij na ten zielony
link aby zobaczyć owo satelitarne zdjęcie):
maps.google.com.
Z kolei na
"Fot. #A1" (użyj link https://goo.gl/maps/b29F1XTuczxYC3p49 )
powyżej pokazałem tzw. "street view" (tj. "widok
z poziomu ulicy") najważniejszego skrzyżowania
wsi Cielcza, położonego niedaleko od byłego domku
mojej babci w jakim mieszkałem, a na jakim to
srzyżowaniu w latach mojego pobytu w Cielczy
gromadziła się wieczorami cała młodzież tamtej
wsi. Obecnie posądzam ówczesne atrakcje tego
gromadzenia już poznikały, za to pojawiły się
"nowoczesne" niebezpieczeństwa, w rodzaju
nasilonego ruchu samochodowego wzdłuż
"Poznańskiej". Prawdopodobnie więc w dzisiejszych
czasach młodzież Cielczy gromadzi się już w
jakimś odmiennym miejscu. (Ciekawi mnie w jakim?)
Ponadto też przygotowana przez odległy Google
zlokalizowany na odmiennym kontynencie niż
Polska (a stąd raczej niezbyt dokładna) mapa
wsi Cielcza, jest dostępna pod adresem (kliknij)
maps.google.com.
Zachęcam do oglądnięcia ich obu.
#B3.
Topografia wsi Cielcza:
Wieś Cielcza leży na urodzajnym czarnoziemiu
zalegającym dolinę rzeczułki "Lubieszka". Ten
czarnoziem od wieków był źródłem zamożności
i rozwoju owej wsi. Jak przekazała mi to tradycja
mówiona mojej rodziny, oryginalnie (i aż gdzieś
do lat 1920-ch) wieś Cielcza faktycznie była
skomponowana jakby z dwóch odrębnych
wsi, mianowicie z dużego szlacheckiego
"folwarku", oraz z "wolnych chłopów" z
których każdy był właścicielem pomiędzy
10 a 50 hektarów ziemi. "Folwark", folwarczna ziemia,
folwarczne zabudowania gospodarcze, czworaki
przyfolwarczne dla sezonowych robotników
(zamieszkałych też przez moich dziadków i rodziców),
a także domy mieszkalne nieco bogatszych
i ważniejszych ludzi pracujących na folwarku,
oryginalnie położone były po wschodniej
stronie ruchliwej szosy z Jarocina do Mieszkowa.
Natomiast domy, ziemia i zabudowania gospodarcze
"wolnych chłopów" położone były po zachodniej
stronie owej szosy. Ta sytuacja uległa jednak
zmianie w latach 1930-tych, kiedy to z powodu
depresji ekonomicznej lat 30-tych ziemia w
ówczesnej ciągle młodej jeszcze Polsce stała się
relatywnie tania - tak że stać na jej zakup zaczęło
być niektórych robotników folwarcznych,
pracowników pobliskiej cukrowni w Witaszycach,
oraz pracowników kolei (w owych bowiem czasach
Cielcza stała się "wsią zawodowych kolejarzy" -
jaką pozostawała nawet w czasach kiedy ja tam zamieszkiwałem).
Kilku z nich, włączając w to moich dziadków i
rodziców, odkupiło wówczas działki budowlane
od "wolnych chłopów" i powybudowywało sobie
domy po zachodniej stronie owej szosy podziałowej.
W ten sposób również i po tej zachodniej stronie
pojawiło się kilku robotników mających tam swoje
domy z maleńkimi ogródkami, jednak NIE posiadających
żadnej ziemi uprawnej. Moi rodzice i dziadkowie
złożyli wtedy razem swoje oszczędności i też
zakupili sobie działkę budowlaną. Na tej
działce wkrótce potem dziadkowie i rodzice
zbudowali wspólnym wysiłkiem maleńki dwuizbowy
domek z pustaków (tj. ową "cottage" widoczną na
zdjęciu "Fot. #B1b"). Nie zdołali jednak
nawet kompletnie go wykończyć kiedy wybuchnęła
druga wojna światowa, zaś mój ojciec - który walczył
w owej wojnie jako strzelec RKMu, po rozbiciu przez
Niemców jego jednostki wojskowej i po przekradnięciu
się z powrotem do domu nocami oraz na tyłach Niemców,
został aresztowany przez Niemców i jako POW (tj. jako
"Prisoner of War" czyli "jeniec wojenny") z
uwagi na jego praktyczną znajomość techniki wywieziono
go do obozu w słynnym
Peenemunde,
gdzie pracował przy montażu pocisków rakietowych
"V2" i ich wyrzutni. Po zaś
spartaczonym przez Aliantów zbombardowaniu Peenemunde
w jakim zginęli NIE tylko wszyscy zatrudnieni tam Niemcy,
ale także - jak mój ojciec wierzył, wszyscy POW z tamtejszego
obozu jeńców wojennych, zaś ogrodzenie obozu zostało
kompletnie zniszczone, mój ojciec ciągle ubrany w
obozową pasiastą "piżamę" wybrał się piechotą
do domu. Nie uszedł jednak daleko, bo NIE odnotował
iż już na pobliskim moście był ukryty posterunek SS.
Jednak zamiast natychmiast go rozstrzelać, jak Niemcy
zwykli czynić z uciekinierami z obozów, ci go tylko
aresztowali bo byli ciekawi dlaczego wszyscy inni z
Peenemunde zostali zabici, zaś on jakoś przeżył.
Potem nam się skarżył, że aż dwóch w czarnych mundurach
tak długo okładało go pałkami iż ze zmęczenia musieli
się zmieniać, a na dodatek kazali mu głośno liczyć
po niemiecku ile razy dostał pałką - bez przerwy go
wypytując co go łączy z Anglikami iż bombardując
Peenemunde angielskie samoloty pozabijały wszystkich
ale jego pozostawiły żywym. Mi i moim braciom to
jego opowidania zawsze wydawało się zabawne, ale
NIE mieliśmy odwagi aby z niego się śmiać. Potem
doczytałem się także w internecie, że podobno owo
spartaczone bombardowanie Peenemunde przeżyło
także kilku innych ludzi - chociaż mój ojciec do śmierci
wierzył iż był jedynym, który jakimś cudem uszedł z
niego żywym. Ponieważ jednak Niemcy NIE doszukali
się żadnej "konspiracji" w wyjściu mojego ojca z obozu,
wzięli widać pod uwagę jego techniczny talent "złotej
rączki" i pozostawili go żywym, a tylko odesłali
ponownie "na roboty" w firmie naprawiającej najróżniejsze
urządzenia. Natomiast mój dziadek został wywieziony
przez Niemców do kopania okopów dla Niemców gdzieś
we wschodniej części ówczesnej Polski. W owym ciągle
wymagającym dokończenia dwuizbowym domku przez
okres wojny zamieszkiwała jedynie moja babcia oraz
moja matka z dziećmi (tj. z moimi braćmi) - aż do czasu
gdy zaraz po wojnie moja matka wraz z zakupioną w
Cielczy krową-żywicielką i wszystkimi dziećmi wybrała
się piechotą do odzyskanej wtedy od Niemców prastarej polskiej wsi
Wszewilki
gdzie objęła w posiadanie opuszczony przez Niemców
dom mieszkalny w jakim po przywędrowniu tam także
mojego ojca z niewoli (też piechotą, bo koleje wówczas
jeszcze NIE działały) potem ja się urodziłem.
Część #C:
Kiedy, jak i dlaczego ja zamieszkałem w Cielczy:
#C1.
Historia mojego przybycia do Cielczy:
Miejscowością w której spędzałem całe swoje
dzieciństwo była wieś ostatnio nazywana
Stawczyk
(tj. "przysiółek" większej wsi o nazwie
Wszewilki).
Jednak w dniu 9 sierpnia 1955 roku zmarł mój dziadek
(po kądzieli) który mieszkał właśnie w opisywanej
tutaj wsi Cielcza koło Jarocina. Moja mama doszła
więc do wniosku, że powinna wysłać mnie do babci.
Wszakże babcia zaczęła wtedy życie wdowy i czuła
się bardzo samotna. Moje zamieszkiwanie z babcią
zmniejszyłoby jej samotność, zaś ja mogłbym uczęszczać
do pobliskiej szkoły w Cielczy. W taki oto sposób swoją
klasę piątą szkoły podstawowej ukończyłem w województwie
poznańskim. A poznańskie w owym czasie było zupełnie
odmienną częścią świata niż
wrocławskie
w którym wtedy mieszkałem. Ludzie mówili tam inaczej -
"poznańską gwarą". Jak bardzo zaś owa poznańska
gwara różniła się od literackiej polszczyzny którą
na codzień już wtedy używali mieszkańcy moich
Wszewilek i
Milicza,
ujawnia to następujące zestawienie kilku słów owej gwary
jakich wymowę i znaczenie do dzisiaj pamiętam. Przykładowo,
"stołek" nazywali tam "ryczką", "ziemniaki" - "pyrkami",
"ciepłe zimowe buty z drewnianymi podeszwami" - "klumpy",
"twarz" była tam określana jako "sznupa", na "słodką bułkę"
mówiło się tam "szneka", "rozwodniona jajecznica" była
zwana "pojdka", "twaróg ze śmietaną" zwał się "gzika",
wydłużony "hak" to była "kluka", zaś na zwykłą "szmatę"
mówiło się "lump". Wszystko załatwiało
się tam "po znajomości". (Ponieważ jednak każdy tam znał
każdego i to aż od kilku pokoleń, wszystko tam przebiegało
nawet bardziej bezstronnie, sprawiedliwie i obiektywnie niż
w innych częściach świata.) Szkoła rano zaczynała się tam
od publicznej modlitwy prowadzonej przez miejscowego
księdza, a nie od świeckiego apelu. Ponadto każdy chłopiec
w moim wieku uważany tam był za niewydarzeńca jeśli nie
został zaakceptowany na ministranta i w niedzielę nie
służył do mszy. We wsi Cielcza mieszkałem jednak
tylko przez okres niecałego jednego roku - czyli aż do
zakończenia klasy piątej do której tam uczęszczałem.
#C2.
Moja "kapsuła czasu" zakopana koło domu moich dziadków:
Kiedy mieszkałem w Cielczy, wpadłem na
pomysł aby zakopać przy domu swej babci,
specjalną "kapsułę czasu". Kapsułę tą
zakopałem tam wiosną 1958 roku. Ma
ona formę sporej butelki ze szklanym
korkiem, do wnętrza której włożyłem rodzaj
spisanej historii mojego ówczesnego życia
i mojej rodziny, a także kilka drobiazgów
jakie w owym czasie uważałem za swe
"skarby". Kapsuła ta zapewne znajduje
się tam do dzisiaj, zlokalizowana niedaleko
od "cottage" pokazanej na "Fot. #B1b" i
ciągle w obrębie ziemi należącej do owego
budynku (w owym czasie własności mojej
babci). Do dzisiaj pamiętam gdzie dokładnie
kapsuła ta jest zlokalizowana, jednak NIE
podam tego tutaj bowiem zapewne natychmiast
ktoś by ją odkopał. Moim zaś życzeniem jest
aby kapsułę tę znaleziono i odkopano dopiero w 2222 roku -
tj. w okresie czasu w którym miałem honor
naocznie widzieć jak odmienne (chociaż
niewiele bardziej zaawansowane technicznie
niż dzisiaj) i interesujące staje się życie w
ówczesnej Polsce - jakie to życie opisałem
m.in. w punktach #J2 i #J3 strony o nazwie
wszewilki_jutra.htm.
Część #D:
Niezwykłości natury wsi Cielcza:
#D1.
"Szczurołap" z Cielczy początka XX wieku,
dla którego zaklęć szczury i myszy szły wprost w ogień:
Nazwa "szczurołapy" używana była w dawnej
Polsce do opisywania wędrownych
"zaklinaczy gryzoni" - o hipnotycznych
zdolnościach nieco podobnych do "zaklinaczy
węży" z dawnych Indii. Niestety, praktykujący
ów niezwykły "zawód" obecnie już zdają się NIE
istnieć. Ostatnie pojawienie się "szczurołapa"
o jakim opowiadała mi tradycja mówiona mojej
rodziny, miało miejsce w latach 1930-tych we
wsi Cielcza.
Owi "szczurołapi" do doskonałości opanowali
umiejętność zdalnego hipnotyzowania gryzoni.
Typowo używali oni w tym celu fujarki której
monotonna, chociaż piskliwa gra hipnotyzowała
szczury i myszy powodując iż masowo wyłaniały
się one ze swoich nor i miejsc ukrycia i podążały
za danym szczurołapem. Ten zaś wyprowadzał
ich kolumnę poza folwark i wioskę do miejsca
gdzie wcześniej przygotowane były bele suchej
słomy. Kiedy kolumna szczurów i myszy wchodziła
pomiędzy owe bele słomy, robotnicy folwarczni
je zapalali, zaś wszystkie gryzonie ginęły w ogniu.
W ten sposób powtarzalnie co jakiś czas ówczesne
folwarki ulegały odszczurzaniu i pozbywaniu się myszy.
Tradycja mówiona mojej rodziny stwierdzała, że
jeden z takich szczurołapów powtarzalnie oferował
swoje usługi folwarkowi w Cielczy w latach 1930-tych,
czyli już w czasach kiedy moi rodzice i dziadkowie
tam zamieszkiwali. Stąd mieli oni możność zobaczenia
pracy tego "zaklinacza gryzoni" jako świadkowie
"z pierwszej ręki". Oprócz powyższych wyjaśnień,
opisy jak wyglądała "praca" tego "szczurołapa"
z Cielczy zawarłem także w punktach #3I5.4
i #1I5.7.4 z podrozdziałów odpowiednio I5.4.2
i I5.7.4 w tomie 5 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Niezależnie od owego "szczurołapa" z Cielczy
widzianego w działaniu przez niemal całą moją
rodzinę, mój ojciec widział także na własne oczy
podobnego "zaklinacza" który w czasach jego
młodości (tj. około 1910 roku) działał w okolicach
Żywca. Tyle, że tamten
zaklinacz z okolic Żywca był "pchłołapem" - czyli
zaklinał pchły. Nie używał on też fujarki, a monotonnie
zawodził jakieś zakłęcia. Na jego hipnotyczny
zawodzący rozkaz wszystkie pchły z danego
domostwa gromadziły się w formę kulki na końcu
patyczka utkniętego w podłogę. Wówczas ów
"pchłołap" wyrywał ten patyczek razem z pchłami
i wrzucał go do ognia.
Działania "szczurołapów" oraz innych podobnych
"zaklinaczy stworzeń" wcale NIE ograniczały się
do terenu Polski. Szeroko znani oni byli też w Niemczech
i w Czechach. Jeden z nich, po angielsku zwany
"peripatetic ratcatcher", stał się sławny w całym
świecie dzięki opisującej go legendzie z niemieckiego
miasteczka Hamelin z Dolnej Saksonii (koło
Hanoweru) - tj. miasta leżącego na zbiegu rzek
Weser i Hamel. Legenda ta opisana była bowiem
pod nazwą "Pied Piper of Hamelin"
w najszerzej używanej encyklopedii świata,
mianowicie w "Encyclopedia Britannica"
(np. w jej wydaniu z 1959 roku zawiera ją
hasło "Hameln"). Kilka informacji na jego
temat przytoczyłem również w w/w punktach
#3I5.4 i #1I5.7.4 z tomu 5 mojej najnowszej
monografii [1/5],
a także w podpisie pod "Fot. #G2e" z totaliztycznej strony
malbork.htm
oraz podpisie pod "Fot. #11" ze strony
korea_pl.htm.
Gdyby oficjalnie spytać jakiegoś opłacanego z
podatków profesora którejkolwiek uczelni, o jego
zdanie w sprawie owych "szczurołapów",
wówczas odpowiedź niemal na pewno będzie
taka sama jak odpowiedź oficjalnej nauki w
sprawie Boga, duszy, UFO, Yeti, itp. - mianowicie,
że "szczurołapi byli
tylko legendą i w rzeczywistości zupełnie NIE istnieli".
Na szczęście jednak, jeśli ktoś wybierze się do
opisywanej tu wsi Cielcza koło Jarocina, wówczas nawet
obecnie z pewnością znajdzie tam osoby których
rodzice lub dziadkowie na własne oczy widzieli
owych "zaklinaczy gryzoni" w działaniu. Nadal
jest więc dostępne zbyt wiele relacji naocznych
świadków aby zaprzeczać istnienie tego "zawodu".
Innymi słowy, "istnienie opisywanych tu
szczurołapów NIE ulega żadnej wątpliwości,
stąd zamiast zaprzeczać temu istnieniu nauka
powinna się koncentrować na wyjaśnieniu tajemnic
z nimi związanych".
Jeśli jednak dobrze się zastanowić, to dzisiejsza
tzw. "ateistyczna nauka ortodoksyjna" (tj. owa
monopolistyczna nauka której ciągle uczymy
się w szkołach i na uczelniach) nigdy NIE
będzie w stanie znaleźć odpowiedzi na pytanie
"jak" owi szczurołapi hipnotyzowali
gryzonie i wyprowadzali je na stracenie. Wszakże
aby odpowiedzieć na owo pytanie, oficjalna
nauka musiałaby podjąć zgłębianie tematów
które przeczą jej fundamentom filozoficznym,
np. o istnieniu i działaniu ludzkiej duszy, Boga,
UFO, telepatii, telekinezy, itp. Zgodnie zaś z
długą tradycją oficjalnej nauki,
jeśli jakieś zjawiska
NIE odpowiadają tej starej "ateistycznej nauce
ortodoksyjnej", wówczas nauka ta zwyczajnie
je ignoruje, twierdząc publicznie że zjawiska
te jakoby NIE istnieją. Stąd dla
podjęcia rzeczowych badań takich tematów
konieczne będzie aby ludzkość najpierw oficjalnie
ustanowiła nową "naukę totaliztyczną" która
będzie konkurencyjna wobec starej "ateistycznej
nauki ortodoksyjnej" i która będzie opierała się
na zupełnie odwrotnych fundamentach naukowych
i filozoficznych - tj. naukowo na tzw.
"Koncepcie Dipolarnej Grawitacji",
zaś filozoficznie na
totaliźmie.
Niezależnie od powyższego pytania "jak", istnieje
też aż cały szereg innych wysoce intrygujących
pytań związanych z "zawodem" szczurołapów,
odpowiedzenie na które to pytania będzie w stanie
dać ludziom dopiero nowa "totaliztyczna nauka"
jakiej filozoficzne i naukowe fundamenty wyjaśniają
np. punkty #A2.6 i #A2.7 strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
czy punkt #C1 strony o nazwie
telekinetyka.htm.
Przykładowo, pytanie "dlaczego tradycja ich zawodu wyginęła?"
Wszakże w dawnych czasach istniało ich aż na tyle
dużo, że któryś z nich powinien pozostawić uczni
jacy kultywowaliby ten bardzo potrzebny ludziom
"zawód" aż do dzisiaj. "Dzisiaj" wypada
przecież tylko około dwa pokolenia po tym jak aż kilku
z nich ciągle działało w Polsce. Tak jednak się NIE stało.
Albo pytanie "dlaczego owi 'szczurołapi' zawsze
wędrowali samotnie i nigdy NIE mieli pomocników
kiedy dokonywali swych działań?" Wszakże normalny
"wzięty fachowiec" (jakim był każdy z nich)
zabierałby ze sobą chociaż tylko np. syna aby go uczyć zawodu.
Najbardziej jednak intrygujące moim zdaniem jest
znalezienie odpowiedzi na pytanie "dlaczego zachowania
szczurów hipnotyzowanych przez owych szczurołapów
dokładnie pokrywały się z zachowaniem grup ludzi
uprowadzonych do UFO?" Odpowiedzenie bowiem
na to intrygujące pytanie być może uświadomiłoby
nam czy owi "szczurołapi" są kolejnym z przykładów
działań wykonywanych na Ziemi przez tzw. "podmieńców"
opisywanych m.in. w punkcie #F4 strony o nazwie
antichrist_pl.htm,
a także na calej totaliztycznej stronie o nazwie
changelings_pl.htm.
To z kolei pozwoliloby nam znacznie lepiej objąć
i zrozumieć metody i zakres bezpośredniej ingerencji
Boga w przebieg życia na Ziemi.
#D2.
Wąż "gniewosz" zdolny do zmiany szybkości upływu
czasu, który widziny był koło Cielczy przez mojego brata:
Wąż ten, a także jego nadprzyrodzone zdolności,
opisane są w punkcie #F3 odmiennej strony o nazwie
stawczyk.htm.
#D3.
Kamieniarz spod Jarocina, który potrafił
rozłupywać duże głazy uderzeniem gołej ręki:
W mówionej tradycji rodzinnej opowiadano
też o niezwykłym kamieniarzu spod Jarocina.
Potrafił on rozłupywać potężne głazy jednym
uderzeniem gołej dłoni. Z kamieniarzem
tym pracowali m.in. mój dziadek i ojciec
(prawdopodobnie przy budowie kościoła
w Cielczy udokumentowanego na "Fot. #G1a",
a być może także przy budowie ich dwuizbowej
"cottage" pokazanej na "Fot. #B1b" -
fundamenty jekiej też były wymurowane z
łupanego kamienia). Siłę, kunszt i niezwykłą
wiedzę o budowie i działaniu kamieni jakie
wykazywał ten nietypowy kamieniarz spod
Jarocina, moi rodzine i dziadkowie z Cielczy
obserwowali więc na własne oczy. Niestety,
mnie ich opowiadania o tych dawnych zdarzeniach
zaczęły naukowo interesować dopiero kiedy
żaden z nich NIE pozostał już żywym, a stąd
kiedy NIE byłem w stanie dokładniej ich wypytać
o najbardziej interesujące mnie szczegóły, których
analizami byłbym w stanie wzbogacić dzisiejszą
wiedzę i znajomość prawdy o otaczającej nas
rzeczywistości - tak jak czynię to np. swoją
"Teorią Życia z 2020 roku" albo swoją
"Teorią Wszystkiego z 1985 roku" czy też swoją
"Filozofią Totalizmu z 1985 roku"
(tj. filozofią mojego "totalizmu" celowo
zawsze pisanego i odmienianego przez literę
"z" aby wyraźnie odróżniać tą najmoralniejszą
nowoczesną filozofię świata, jaka jest ów "totalizm",
od wysoce wsteczniczej filozofii poprawnie nazywanej
"filozofią totalitarianismu"
jaką to jej nazwę "totalitarianism" zaraz po stworzeniu
mojego "totalizmu" zarządzające Ziemią i ludzkością
"moce zła" szybko przemianowały na nazwię
"totalism"
tyle, że pisaną poprawnie przez literę "s" - tak jak to dokładniej
wyjaśniłem i udokumentowałem w punkcie #A5 swej strony o nazwie
totalizm_pl.htm).
Jak też się okazuje, ten kamieniarz spod Jarocina
wcale NIE był jedynym w świecie o takich umiejętnościach.
Przykładowo, na kilku swych stronach opisałem
łotewskiego kamieniarza o nazwisku
Edward Leedskalnin (1887/1/12 - 1951/12/7),
który w nadal niepoznany sposób (prawdopodobnie też
gołymi rękami) zbudował na Florydzie w USA cały zamek
ze skaly wapiennej. Ten dzisiejszy rodzaj "cudu
świata" jakim jest ów "Koralowy Zamek" został
szeroko opisany w licznych publikacjach. W Google
publikacje te daje się wyszukiwać np. rozkazami: angielskim
Coral Castle,
albo też polskim
"Koralowy Zamek".
Na moich zaś stronach internetowych niektóre
z nadal nieznanych ludzkości tajemnic owego
"Koralowego Zamku" wyjaśniam w (H) z punktu
#J4.5 strony internetowej o nazwie
propulsion_pl.htm,
w punkcie #E1.1 strony o nazwie
fe_cell_pl.htm,
oraz w punkcie #G3 strony o nazwie
wroclaw.htm.
Podobnie tajemniczą strukturę wykonał niezwykły
stolarz jaki zbudował cudowną spiralną
klatkę schodową w "Loretto Chapel"
z Santa Fe, w stanie Nowy Meksyk, USA. Zakonnice tego
katolickiego kościoła twierdziły iż stolarzem tym był sam
wysłany z nieba na ziemię Święty Józef. Wszakże
schody te zbudował niezwykle szybko, pracując samotnie
i tylko nocami, oraz NIE przywożąc znikąd drewna potrzebnego
do jego budowy. Potem badania wykazały, że schody te są
wykonane z drewna NIE istniejącego na Ziemi, a ponadto
mają kształt i konstrukcję niemal niemożliwe do zaprojektowania
przez ziemskiego stolarza - patrz zdjęcia tej klatki schodowej
opublikowane pod adresem
https://www.google.com/search?q=staircase+in+loretto+chapel&source=lnms&tbm=isch.
(O odmiennych pierwiastkach chemicznych i materiałach z jakich
uformowane są niepsujące się ciała Aniołów i konstrukcje tego
co Istoty z Nieba tworzą, napisałem nieco więcej w punktach #I1 do #I7 strony
sw_andrzej_bobola.htm.)
Niezwykłe umiejętności polskiego kamieniarza spod
Jarocina rozłupującego twarde kamienie uderzeniem
gołej ręki opisuję także w (2) z punktu #E7 strony
soul_proof_pl.htm.
Część #E:
Rzeczywistość a wierzenia mieszkańców wsi Cielcza:
#E1.
Tam gdzie brak jest dzików i wilków, miejscowi ludzie boją się lisów:
Kiedy mieszkałem w Cielczy, moi koledzy
ostrzegali mnie iż podczas pobytu w lesie
powinienem uważać na miejscowe lisy.
Podobno atakowały one ludzi (jednak nikt
NIE wspominał aby panowała wśród nich
np. epidemia wścieklizny). Z kolei we wsi
Wszewilki
w której spędziłem całe swe dzieciństwo,
idących do lasu standardowo się ostrzegało
aby uważali na dzikie świnie i na wilki - które
tam oskarżano o atakowanie ludzi. Natomiast w
Nowej Zelandii,
kazdego kto się wybiera z dala od cywilizacji
typowo się ostrzega aby miał się na baczności
przed pająkiem zwanym "katipo" - opisanym w
punkcie #K1.6 strony o nazwie
newzealand_pl.htm.
Wyglada więc na to, że ludzie zawsze potrzebują
czegoś przed czym mogą ostrzegać swoich
bliźnich. Z braku zaś lwów i tygrysów, ostrzegają
przed tym co uważają za najbardziej niebezpieczne
w danej okolicy.
#E2.
Ciekawe czy w Cielczy straszono niegrzeczne dzieci ostrzeżeniem "Sapieha leci"?
Z owym sposobem straszenia dzieci grożeniem im, że
"Sapieha leci", ja osobiście spotkałem się w okolicach
Milicza. Opisałem je dokładniej w punkcie #G1 strony
sw_andrzej_bobola.htm.
Nigdy jednak go NIE słyszałem w samej Cielczy.
Niemniej z badań jakie na ten temat wykonałem
zdaje się wynikać, że podobne legendy o straszącej
zawartości faktycznie wywodzily się z obszaru
Wielkopolski. Ciekawi mnie więc, czy któryś z czytelników
spotkał się w okolicach Cielczy z jakąkolwiek starą
legendą lub wierzeniem w którym słowo Sapieha (w
dowolnej pisowni) miałoby jakieś powiązania z magią,
czarnoksiężnictwem, diabłami, itp. - a stąd mogłoby
być używane do straszenia niegrzecznych dzieci.
#E3.
Kot mojej babci który rozumiał ludzką mowę, oraz stworzenia które potrafią rozmawiać z ludzmi:
Moja babcia miała kota, zachowania którego
ujawniały, iż rozumiał on ludzką mowę. Przykładowo,
jeśli słownie babcia nakazała mu wykonać coś,
co leżało w jego możliwościach, wówczas to
wykonywał. Owe nakazy NIE były przy tym
rodzajem krótkich dźwiękowych haseł jakich
wykonywanie typowo wytresowuje się u zwierząt,
w rodzaju "bierz go" w tresowaniu psa, czy
"ksobie", "odsieb", "wio", "prr" w tresowaniu
konia, a wyjaśnieniami opisowymi w rodzaju
"nie załatwiaj się na tej grzonce bo właśnie
posiałam tam marchewkę", albo "idź teraz
się załatwić, bo zaraz zamkniemy drzwi na
noc". Do dzisiaj mnie intryguje jaki był
mechanizm rozumienia przez owego kota
takich opisowych nakazów babci. Jedyne
wyjaśnienie jakie w tej sprawie sobie dotąd
wydedukowałem, to że kot rozumiał język
telepatii,
zaś jego umysł był w nieustannej telepatycznej
łączności z umysłem mojej babci.
W późniejszym życiu dowiedziałem się (np. z najróżniejszych
przyrodniczych programów w telewizji), że kot mojej
babci wcale NIE był wyjątkiem w tej sprawie. Sporo innych
ludzi ma np. zwierzęta domowe, które rozumieją co do nich
się mówi. Istnieją też nawet stworzenia, które same potrafią
mówić. Z owych "mówiących" stworzeń najwięcej jest
papug, psów i kotów. Jednak te najczęściej wymawiają
tylko pojedyńcze słowa, przykładowo angielskie "love you"
(tj. "kocham cię") czy "food" (tj. "jedzenie"). Ja sam
miałem kota zwanego "Teecee" (tego pokazanego
na zdjęciu "Fot. #B1" ze strony o nazwie
bandits_pl.htm),
który wymawiał słowa "go out" (tj. "wyjść na dwór")
za każdym razem kiedy chciał wyjść z mieszkania i
potrzebował aby ktoś otworzył mu drzwi.
Niemniej istnieją też zwierzęta, które potrafią porozumiewać
się z ludźmi poprzez logiczne wymawianie całych zdań.
W środowisku naukowym najsłynniejsze z nich
obejmowały małpę oraz wieloryba, każde z których
to stworzeń potrafiło prowadzić konwersację z ludźmi.
W latach już po nuklearnej katastrofie w Fukushima,
Japonia, z dnia 11 marca 2011 roku, w Nowej Zelandii
(tj. w kraju powtarzalnie "zraszanym" radioaktywnymi
opadami z Fukushima - patrz punkt #F5 i "Fot. #F1abc" ze strony
cooking_pl.htm),
co jakiś czas w telewizji pokazywane są ptaki, które
płynnie władają ludzką mową - prowadząc konwersacje
z ludźmi, oraz potrafiąc układać wypowiadane zdania
w logiczne przekazy informacji. Mnie szczegółnie
intryguje, iż telewizję w NZ oglądam systematycznie
już od 1982 roku, jednak informacje o owych
"ptakach mówiących ludzką mową" zaczęły
w niej pojawiać się dopiero po owej eksplozji reaktorów
atomowych z Fukushima, tj. informacje te są czasowo
zbieżnie z odnotowanym przezemnie i opisanym szerzej
w punkcie #T7 oraz na "Fot. #T1" i "Fot. #T2" ze strony
solar_pl.htm
pojawieniem się w Nowej Zelandii dużej liczby
radioaktywnie pomutowanych ptaków. (Czyżby więc
skażenie radioaktywnością faktycznie było w stanie
indukować nabywanie nadprzyrodzonych atrybutów
przez żywe organizmy - tak jak zdają się to instynktowanie
przewidywać twórcy najróżniejszych filmów o "super-heroes"?)
Intrygujące jest też, że owe ptaki logicznie używające ludzką
mowę najpierw zostawały odrzucone jeszcze jako
pisklęta przez własnych ptasich rodziców (tj. są
ptasimi sierotami), poczym po wychowaniu
przez ludzi nabyły zdolności do używania ludzkiej
mowy - czyżby więc ich ptasi rodzice instynktownie
czuli, że z owymi pisklętami "coś jest NIE tak"?
Do chwili obecnej odnotowałem następujące
informacje pojawiające się w nowozelandzkiej
telewizji o owych ptakach zdolnych do logicznych
rozmów z ludźmi:
(2013 rok)
Mówiący szpak z Timaru. O szpaku tym, zwanym "Buddy",
nadany został spory program informacyjny w poniedziałek,
dnia 11 listopada 2013 roku, na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej
w obecnie już zlikwidowanym programie zwanym "Campbell".
Kiedyś program ten miał swoją własną stronę internetową pod adresem
tv3.co.nz -
na której można było oglądnąć sobie wszystkie jego poprzednie
odcinki. Ów odcinek o rozmownym szpaku dostępny był tam
pod bezpośrednim adresem
www.tv3.co.nz/CAMPBELL-LIVE... -
(pod którym to adresem wyświetlane było wideo z całego owego
programu – stąd aby przejść bezpośrednio do oglądania owego
rozmownego szpaka, trzeba było kliknięciem zmusić wideo aby
wyświetlało się w przybliżeniu od połowy, bowiem rozmowny
szpak pokazany był tam w drugiej połowie programu). Niestety,
w 2015 roku adres ten już NIE działał - najwyraźniej został
usunięty. Niemniej zapewne owa stacja (rozgłośnia) TV3 ciągle
posiada gdzieś jego kopię - gdyby komuś bardzo zależało na jego
oglądnięciu. Oto co na temat owego szpaka mówiącego ludzkiem
głosem zapamiętałem. Jest sierotą - wypadł on z gniazda i został
wychowany przez ludzi. W swych wypowiedziach imituje głos
swej właścicielki. Ptak nawet nauczył się śpiewać angielskie
piosenki ludowe. Jego właścicielka żyje w Timaru, czyli w
miasteczku w którym ja mieszkałem w latach 1999 do 2000
i z którego obserwowałem rozwój sytuacji w sprawie opisanego
w punkcie #G2 mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm
nadprzyrodzonego objawienia, że w 1999 roku miasto Christchurch
będzie wizytowane przez Drugiego Jezusa. (Ja nadal wierzę, że
wizyta ta faktycznie miała miejsce, jednak z powodu bardzo wrogiego
i agresywnego przyjęcia przez mieszkańców Christchurch wiadomości
o jej nadchodzeniu, Drugi Jezus zdecydował się NIE ujawnić swojej
tożsamości aby NIE powtórzyła się historia sprzed 2000 lat - to stąd
zapewne wywodzi się owo
trzęsienie ziemi (patrz #P6 ze strony "quake_pl.htm"),
które zniszczyło Christchurch w dniu 22 lutego 2011 roku.) W owym
miasteczku Timaru wszyscy znają się od dziecka. NIE jest więc możliwe
aby ktoś np. sfabrykował tam historyjkę o szpaku jaki nauczył się
ludzkiej mowy. Zresztą ów szpak otrzymał od Boga zbyt poważną
wiadomość do przekazania ludziom, aby móc być jedynie fabrykacją.
Wszakże jednym z zaleceń jakie ów szpak często powtarza, to zalecenie
że "wy musicie nauczyć się kochać swych bliźnich – bez względu
na to jakiej są rasy!" Osobiście więc wierzę, że ten szpak to dar
dla ludzi bezpośrednio od samego Boga. W Biblii jest przecież stwierdzone,
że zwierzęta nauczą się rozmawiania z ludźmi kiedy zacznie się
zbliżać "koniec świata". (Dobrze więc, że najróżniejsi "fałszywi prorocy"
NIE wiedzą o owym szpaku z Timaru, bowiem zapewne ponownie
"okrzyknęliby" na jego podstawie, że koniec świata jest już bardzo blisko,
zamiast akceptować stwierdzenie z Biblii, że koniec ten NIE nastąpi wcześniej
niż w 2656 roku - po szczegóły patrz punkt #N1 mojej strony o nazwie
quake_pl.htm,
oraz/lub punkt #C4 z mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.)
(2015 rok)
Mówiąca brązowa sroka australijska z Auckland. O sroce tej
nadana była spora informacja w programie "Story" nadawanym
na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej od 19:00 do 19:30 we wtorek,
dnia 1 grudnia 2015 roku (owa sroczka była pokazana tuż przed
końcem tego półgodzinnego programu - tj. na 23ciej minucie
wideo programu). W chwili pisania niniejszej informacji dnia 12
grudnia 2015 roku program ten nadal dało się oglądnąć pod adresem
www.tv3.co.nz/STORY...
Oto co odnotowalem o owym rozmownym ptaku. Ma on na imię
"Morris". Jest on rodzajem australijskiej brązowej sroki po angielsku nazywanej
"Mynah".
Jest sierotą (wypadł ze swego gniazda na palmie) wychowaną
przez ludzi. Mieszka w dzielnicy miasta Auckland zwanej
"Ponsorby". Używa język angielski (tj. język jego właścicielki,
której głos imituje w swych "wypowiedziach"). Układa długie
logiczne zdania. Sprawia wrażnie iż rozumie o czym mówi - np.
kiedy niosący klatkę z nim upuścił tę klatkę, ptak wrzeszczał
"ty ją upuściłeś!", zaś kiedy nadchodzi kot wówczas krzyczy
"Bad pussy cat" (tj. "zły kotek"). Kiedy bardzo lubiana przez
niego "Mika" (tj. córka jego właścicielki) jest w szkole, często
zapytuje "Gdzie jest Mika?". Gdy jest głodny prosi Mika: "Mika
daj mi orzeszka". O sobie ptak ten stwierdza "ja jestem guru".
Na koniec swego wywiadu z dziennikarką ptak dwukrotnie
wydał dźwięk pocałunku.
Część #F:
Niezwykła społeczność zamieszkująca Cielczę:
#F1.
Gdy każdy zna każdego:
Mieszkańcy wsi Cielcza byli jak jedna duża
rodzina. Każdy znał tam każdego i to naprawdę
doskonale - tak że ludzie potrafili nawet nawzajem
z góry przewidywać reakcje innych.
#F2.
Zabawne aspekty mojej edukacji w Cielczy:
Najbardziej zabawną pamięcią z mojej edukacji
i pobytu w Cielczy, był nasz nauczyciel biologii.
Miał on "konika" na punkcie amerykańskiego
piosenkarza polskiego pochodzenia z czasów
sprzed drugiej wojny światowej, o nazwisku
"Jan Kiepura".
Liczne piosenki tego wysokiej klasy śpiewaka do dzisiaj są
udostępnione w YouTube do darmowego przesłuchiwania.
Kiedykolwiek więc uczniowie naszego nauczyciela biologii
"podpuścili" go w tej sprawie, nauczyciel ten lubował się
z zademonstrowaniu im ulubionej przez siebie piosenki Jana Kiepury o tytule
Jan Kiepura "Ninon Ach Uśmiechnij Się".
A nasz nauczyciel miał bardzo głośny, "grzmiący" głos
doskonale imitujący głos słynnego Jana Kiepury. Kiedy
więc demonstrował nam śpiew tamtego slynnego
przedwojennego Polaka, jaki nasz nauczyciel osobiście
słyszał podczas pobytu na jednym z jego koncertów
w przedwojennej Polsce, szyby w oknach naszej klasy
niemal usiłowały eksplodować. Oczywiście, dzieci z
Cielczy szybko nauczyły się wykorzystywać "słabostkę" do
Kiepury tego naszego nauczyciela. Kiedy więc jakikolwiek
uczeń był pytany przez tego nauczyciela, a NIE nauczył
się tematu o jaki był zapytany, wówczas umiejętnie
sprowadzał uwagę nauczyciela na Jana Kiepurę, zaś
reszta klasy zgodnym chórem domagała się aby nauczyciel
zademonstrował nam jak Kiepura śpiewał ową piosenkę.
Nasz nauczyciel NIE dawał się wielokrotnie prosić. Stawał
na katedrze w teatralnej pozie z rękami rozstawionymi jak
w przygotowaniu do objęcia owej piękności o imieniu "Ninon"
i śpiewał gromkim głosem "Ninon ach uśmiechnij się" -
ku niewypowiedzianej uciesze nas wszystkich (a zapewne
też ku zgrozie nauczycieli i uczni z pozostałych klas naszej
szkoły). W trakcie późniejszej swej edukacji natknąłem
się na opisy podobnej sytuacji innego nauczyciela biologii,
który też miał "konika", ale na punkcie "dżdżownic".
Wszyscy więc jego uczniowie uczyli się z zapełem o dżdżownicach,
oraz podobnie do owych moich klasowych kolegów z Cielczy
wykorzystywali i tego "konika". Jeden z nich jednak na
egzaminie niefortunnie dla siebie wyciągnął pytanie
o "słoniu". Wcale jednak go to NIE zniechęciło.
W swej odpowiedzi napisał: słoń ma trąbę wyglądającą
jak dżdżownica, a dżdżownica należy do rodziny
skąposzczetów przystosowanych do życia w glebie
i ma ..., itd., itp. (Więcej szczegółów każdy może sobie wyszukać rozkazem
"google.com/search?q=d%C5%BCd%C5%BCownica".)
Jak się domyślam, po napisaniu aż tak
dyplomatycznie sformułowanej odpowiedzi, jakiej
NIE powstydziłby się żaden dzisiejszy polityk, jego
nauczyciel zapewne też NIE miał siły aby dać mu
ocenę inną niż "zdany" egzamin, posądzając iż być
może uczy przyszłą polityczną "głowę państwa".
Część #G:
Rola religii we wsi Cielcza:
#G1.
Wieś Cielcza jako przykład staropolskiej religijności:
Motto:
"Istnieje wiele religii, ale tylko jeden i zawsze ten sam Bóg który postwarzał wszystkie te rasy i narody oraz religie jakie miały im służyć."
W Cielczy ksiądz był częścią każdego aspektu
życia. Nawet uroczystości "dożynek" przebiegały
tam z jego aktywnym udziałem - dożynki te opisałem
krótko m.in. w punkcie #L2 strony o nazwie
wszewilki.htm.
Fot. #G1ab: Cielcza a religia.
Zdjęcia te upamiętniają związki mojej
osoby i rodziny z religią i z Cielczą.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Fot. #G1a (góra):
Zdjęcie wnętrza relatywnie nowego kościoła w Cielczy
pod wezwaniem Św. Małgorzaty, zbudowanego w latach
1912 i 1913. Przed tym kościołem, Cielcza miała tylko
bardzo stary drewniany kościółek zlokalizowany w
centrum folwarcznej połowy tej wioski - jaki jednak został
rozebrany około połowy XIX wieku. Do grupy licznych
miejscowych ochotników i nieodpłatnych robotników,
którzy stopniowo wznosili ten nowy kościół na
bezkapitałowej zasadzie jaką w dziesiątki lat później
nazwano "czynem społecznym", tj. którzy najpierw
go budowali, potem zaś całymi latami go wyposażali,
wykańczali, uzupełniali, ozdabiali, itp., a także którzy
budowali przykościelną plebanię, należał zarówno
mój dziadek, jak i mój ojciec. W rodzinie krążyło więc
sporo opowiadań na temat tego kościoła - np. o niezwykłym
kamieniarzu który potrafił rozłupywać duże głazy
uderzeniem gołej ręki (patrz punkt #D3 tej strony).
To także w celu służenia do mszy w tym właśnie
kościele, podczas zamieszkiwania w Cielczy
ja chciałem zostać "ministrantem". Jednak na
przekór że aż wielokrotnie wybieraliśmy się do
plebanii z moimi kolegami (którzy już byli ministrantami
i którzy chceli mnie "zarekomendować" księdzu),
nigdy księdza NIE zdołaliśmy w tej sprawie "dopaść",
a stąd nigdy "ministrantem" NIE zostałem. Obecnie
wierzę, że owa wielokrotna nieobecność księdza w
plebanii kiedy go poszukiwaliśmy wcale NIE była serią
"przypadków". Bóg z całą pewnością już wówczas
wiedział, iż w przyszłości zostanę twórcą
"filozofii totalizmu" i
"totaliztycznej nauki"
(obie które naukowo i obiektywnie badają
Boga).
Aby więc NIE wypaczyć mojej obiektywności
w sprawach wiedzy o Bogu i stanu dzisiejszych religii,
Bóg NIE pozwolił mi zostać wówczas "ministrantem".
Fot. #G1b (dół):
Moje zdjęcie będące pamiątką z pierwszej komunii
świętej. Ponieważ w relatywnie niedługim czasie po
wykonaniu tego zdjęcia nastąpiło owo moje jednoroczne
zamieszkanie w Cielczy i uczęszczanie tam do piątej
klasy szkoły podstawowej, zdjęcie to daje dosyć dobry
pogląd jak wyglądałem kiedy mieszkałem w owej wiosce.
Patrząc na owo zdjęcie często mnie zastanawia, jak to
możliwe, że wyglądając na typowego łobuza którego
poza zabawami z kolegami i jedzeniem niemal nic innego
NIE interesuje, faktycznie już wówczas miałem aż tak
szerokie zainteresowania i aż tak wysoki zmysł obserwacyjny,
aby odnotować i analizować ogromną ilość obserwacji
i doświadczeń, których jedynie maleńki fragment został
tu opisany. Intrygujące w tym zdjęciu jest także, iż
pierwszą komunię przyjmowała cała spora nasza
rodzina ubogich katolików, jednak tylko w czasie
kiedy przyszła moja kolej mama miała właśnie trochę
zaoszczędzonego grosza, który postanowiła wydać
na wykonanie owego zdjęcia. (Tj. nikt inny z całej
mojej sporej rodziny katolików NIE posiada swego
zdjęcia z pierwszej komunii - po prostu w wymaganym
czasie mojej ubogiej mamy NIE było stać na wykonanie
pamiątkowego zdjęcia.) Wygląda to niemal tak, jakby
już w chwili wykonywania owego zdjęcia było z góry
zaplanowane przez Boga i przesądzone, iż pewnego
dnia zdjęcie to będzie użyte do zilustrowania jakiejś
publikacji czy idei, która okaże się bardzo istotna lub
wysoce ucząca dla wielu ludzi - po wyniki moich badań
dlaczego takie precycyjne "dostrajanie" naszych losów
życiowych do boskich intencji i celów, patrz punkt #C3 na stronie o nazwie
immortality_pl.htm.
punkt #J5 na stronie o nazwie
petone_pl.htm.
oraz punkt #A1 na stronie o nazwie
evolution_pl.htm.
Wygląd utrwalony na powyższym zdjęciu dostarcza
możliwości przeprowadzenia interesującego testu
moralnego nawiązującego do "zasady moralnej"
wsi Cielcza opisywanej w punkcie #L3 tej strony,
a stwierdzającej "NIE wykonuj niemoralnych
rozkazów". Sugerowałbym, aby testowi temu
czytelnik poddał zarówno siebie, jak i osoby ze
swojego kręgu najbliższych mu ludzi. Potem aby
też dobrze przemyślał motywacje udzielenia danej
odpowiedzi na pytanie tego testu. To przemyślnie
pozwoli mu bowiem zrozumieć zasadnicze różnice
pomiędzy "faktyczną moralnością" wymaganą
od ludzi przez Boga (zaś odstępstwa od której Bóg
zmuszony jest karać), a tzw. "naukową moralnością"
wmuszaną ludziom m.in. przez dzisiejszą oficjalną
naukę ateistyczną, polityków, prawa, ludzki system
legalny, itp. Stąd szczera odpowiedź udzielona na
pytanie owego testu moralnego będzie miała też
bezpośredni związek z działaniem
zasady "wymierania
najniemoralniejszych" opisywanej
m.in. w punkcie #G1 strony o nazwie
will_pl.htm,
zaś wzmiankowanej w punkcie #K1 niniejszej strony.
Dlatego jeśli ktoś udzieli szczerej odpowiedzi na
pytanie tego testu - tj. udzieli odpowiedzi rzeczywiście
zgodnej z zasadami na jakich ta osoba działa na
codzień, wówczas test ten może też odpowiedzieć na
pytanie "czy osoba praktykująca
na codzień filozofię poddającego się temu testowi
ma szansę dożycia do sędziwego wieku, czy raczej
szansę relatywnie przedwczesnej śmierci?"
Aby poddać się temu testowi, trzeba postawić się
w sytuacji konduktora polskiego pociągu z lat 1957
i 1958 oraz trzeba wiedzieć to co dokładnie wiedział
każdy ówczesny konduktor polskiego pociągu,
mianowicie że każde dziecko uczęszczające do szkoły
ma prawo do zniżkowego biletu na koleje, że każde
dziecko w Polsce w wieku poniżej 14 lat musi
obowiązkowo uczęszczać do szkoły, oraz że
przełożeni każdego konduktora oraz władze państwa
wymagają aby konduktor przekazywał władzom do
ukarania każde dziecko które korzysta ze zniżkowego
biletu jednak NIE jest w stanie okazać w pociągu
ważnej 'legitymacji szkolnej" która dokumentuje
iż faktycznie uczęszcza ono do szkoły. Pytanie
testowe brzmi: "gdybyś
był na miejscu konduktora ówczasnego polskiego
pociągu i przyłapał powyższego chłopca na korzystaniu
ze zniżkowego biletu kiedy jednak nie jest on w
stanie się wylegitymować ważną "legitymacją
szkolną", to czy przekazałbyś go władzom do
ukarania? W udzielaniu odpowiedzi
na owo pytanie testowe NIE jest istotne JAKĄ
zasadą odpowiadający motywuje swoją odpowiedź,
a (jak to zawsze podkreślają wymogi "faktycznej
moralności") - jest tylko ważne co stwierdza końcowa
odpowiedź. Od owej końcowej odpowiedzi zależny
jest wszakże rodzaj działania jakie dana osoba
podejmie w swoim rzeczywistym życiu, a stąd
zależy także jak Bóg zdecyduje się zareagować
na działania owej osoby aby utrzymywać na Ziemi
zdefiniowany przez Niego poziom "uniwersalnej
sprawiedliwości". Odpowiedź na to pytanie
testowe warto więc potem porównać
z treścią punktu #L3 tej strony.
#G2.
Moje cudowne ocalenie od postrzału dubeltówką
jakiego doświadczyłem we wsi Cielcza:
Sam postrzał, oraz moje z niego ocalenie
które można nazwać "cudownym", opisałem
w punkcie #H2 strony
god_proof_pl.htm
oraz w punkcie #B1 strony
pajak_jan.htm.
Do ocalenia tego referuję także w punkcie #F3 strony
wszewilki.htm.
#G3.
Istotny powód dla którego Bóg udaremnił moje próby zostania ministrantem kościoła ze wsi Cielcza:
Motto:
"Nauczmy się odróżniania tego co nam samym się NIE udało, od tego co Bóg NIE
pozwolił nam osiągnąć, a wówczas lepiej zrozumiemy sens, cele i zadania naszego życia."
Kilku moich najlepszych przyjaciół z Cielczy
było ministrantami i służyło do mszy. Ponieważ
zaś aby zostać tam ministrantem trzeba było
uzyskać "rekomendację" od innych ministrantów,
że się jest dobrym katolikiem i przykładowo
dobrze wychowanym chłopakiem, koledzy ci
chcieli mnie zarekomendować miejscowemu
księdzu. Aż cały szereg więc razy wybieraliśmy
się całą paczką do plebanii aby zaprezentować
księdzu owe rekomendacje i moje usługi. Szokująco
jednak, podczas gdy na księdza tego bez przerwy
się natykałem w innych przypadkach, kiedy wielokrotnie
wizytowaliśmy plebanię w tej właśnie sprawie nigdy
go tam NIE było. Obecnie, znając już pojęcie
prawdopodobieństwa, wiem doskonale, że przychodziliśmy
do plebanii zbyt wiele razy aby aż tak częsta nieobecność
księdza była tylko czystym przypadkiem. Najwyraźniej
więc Bóg celowo tak posterował rozwojem wypadków,
żeby księdza nie było kiedy my się tam wybraliśmy, zaś
żebym ja NIE mógł zostać ministrantem. Moje bowiem
zostanie ministrantem, w wiele lat później, tj. kiedy
pracowałem już nad filozofią totalizmu, wypaczyłoby
obiektywność mojego zrozumienia Boga. Zamiast
więc podążać całkowicie nową drogą do zupełnie
nieuprzedzonego ustalenia prawdy o Bogu z użyciem
nowoczesnych narzędzi nauki, to czym bym nasiąknął
jako ministrant obciążyło by mój światopogląd niewłaściwymi
nawykami nagromadzonymi przez spekulacje chrześcijańskich
rewelacjonistów. Dlatego w interesie Boga leżało abym
z upływem czasu i postępu mojej edukacji raczej stał
się ateistą i abym do zrozumienia Boga doszedł potem
obiektywnie i naukowo właśnie z wyjściowego punktu
widzenia uprzedniego ateisty-naukowca.
Tamta interwencja Boga w moją przyszłość była
pierwszym dowodem jaki w swoim życiu
odnotowałem, a jaki z upływem czasu mnie przekonał,
że Bóg precyzyjnie steruje
przyszłością i absolutnie panuje nad czasem.
Ten pierwszy dowód zainicjował u mnie aż cały szereg
późniejszych empirycznych doświadczeń i obserwacji
jakie mi konklusywnie dowiodły, że Bóg NIE tylko
zna dokładnie przyszłość całego świata fizycznego
i każdej indywidualnej osoby, ale także steruje tą
przyszłością w sposób wysoce zamierzony i precyzyjny
poprzez ingerowanie w przebiegi wszelkich zdarzeń
na Ziemi oraz w życie każdego indywidualnego człowieka -
tak aby swoimi ingerencjami zdefiniować precyzyjnie,
wzajemnie zesynchronizować, oraz dostroić do swoich
nadrzędnych boskich celów wszystko co kiedykolwiek
w owej przyszłości ma się każdemu zdarzyć - tak jak
wyjaśnia to szczegółowo punkt #C3 na stronie o nazwie
immortality_pl.htm.
Owe moje osobiste doświadczenia i obserwacje
zostały potem uzupełnione odkryciem, że sam
Bóg
przyznaje się w
Biblii
iż faktycznie steruje on przyszłością każdego człowieka
m.in. poprzez kilkukrotne cofanie go w czasie do lat młodości
i pozwalanie każdemu aby dane kluczowe wydarzenia przeżył
on aż kilka razy - tak jak wyjaśnia to punkt #B4.1 na stronie
immortality_pl.htm.
Z kolei owe informacje o sterowaniu przez Boga
przebiegiem przyszłości, pozwoliły mi potem zrozumieć,
że w świecie fizycznym działa unikalny "czas softwarowy"
którym Bóg może dowolnie sterować, a także pozwoliły
mi wypracować zrozumienie dla istnienia i dla działania
softwarowej "przestrzeni czasowej" która zarządza owym
softwarwym czasem, a która opisana jest m.in. w punktach
#B2.1, #B2, czy #E1 strony nazwie
timevehicle_pl.htm.
Cała zaś wiedza jaką w ten sposób stopniowo zgromadziłem,
w późniejszych czasach zaowocowała m.in. odkryciem aż kilku
dotąd nam nieznanych metod i zasad postępowania Boga -
takich jak przykładowo "zasada przeżywania najmoralniejszego"
(która działa wśród ludzi podobnie jak Darwinowska "zasada
przeżywania najsilniejszego" działa w świecie dzikich zwierząt,
oraz którą można też nazwać "zasadą
wymierania najniemoralniejszych" - bowiem w
wyniku jej zadziałania Bóg eliminuje z życia osoby głuche
na głos swego sumienia). Aby bowiem nie odbierać ludziom
ich "wolnej woli", kiedy Bóg zmuszony jest wyeliminować
z życia jakieś osoby ponieważ ich głuchota na głos sumienia
ma w przyszłości przeszkadzać Bogu w realizacji Jego planów
i celów, Bóg zawsze dokonuje owej eliminacji w na tyle dyskretny
sposób, że większość postronnych obserwatrów NIE potrafi
doszukać się związku pomiędzy niemoralnością i głuchotą
na głos sumienia, oraz przedwczesną śmiercią owych osób.
Niektóre z poodkrywanych w ten sposób zasad postępowania
Boga, bazujących właśnie na sterowaniu przyszłością i czasem,
opisałem dekładniej m.in. w punkcie #B4.1 w/w strony o nazwie
immortality_pl.htm,
w punktach #G1 do #G8 strony o nazwie
will_pl.htm,
w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm,
czy w punkcie #D3 strony o nazwie
god_istnieje.htm.
Powinienem tutaj też dodać, że tamto udaremnienie
mi przez Boga próby zostania ministrantem było
tylko pierwszą jawną boską interwencją w przebieg
mojeg życia jaką zapamiętałem. (Przez "interwencję
Boga" rozumiem sytuację, kiedy ja usilnie starałem
się coś osiągnąć, kiedy osiągnięcie tego leżało w
moich możliwościach zaś realistycznie rzecz biorąc
wszelkie okoliczności nawet sprzyjały abym to osiągnął,
jednak kiedy osiągnięcie tego było mi uparcie uniemożliwiane.)
Potem jednak podobnych interwencji Boga odnotowałem
znacznie więcej. Ich kolejny przykład, kiedy to Bóg udaremnił
też moją próbę zostania muzykantem, opisałem w podrozdziale
A18 i w podpisie pod "Fot. A4" z tomu 1 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Wszakże gdyby mi się udało zostać muzykantem, wówczas
zamiast tworzyć
"filozofię totalizmu" i nową
"totaliztyczną naukę",
raczej zabawiałbym teraz swą muzyką pijaną gawiedź w
knajpach. Tymczasem dla zabawiania gawiedzi w knajpach
Bóg ma wielu chętnych których wcale NIE musi specjalnie
do tego przygotowywać. Aby jednak pozwolić mi stworzyć
zupełnie nową filozofię totalizmu i totaliztyczną naukę,
Bóg zmuszony był przepuścić mnie przez starannie
zaprojektowaną "szkołę życia", która wyrobiła
u mnie trwający całe życie nawyk ochotniczego i nastawionego
na dobro bliźnich wykonywania tzw. "pracy fizycznej"
o jakiej w 2021 roku odkryłem iż tylko ta praca fizyczna
jest źródłem wiedzy i umiejętności (po angielsku zwanych
"wit") jakie pozwalają odróżniać prawdę od kłamstwa, fakty
od fikcji, prawdy od kłamstwa, dobro od zła, a co za tym idzie
nabyć zdolności do znajdowania poprawnych i efektywnie
działających rozwiązań dla nurtujących ludzi problemów -
tak jak opisałem to szczegółowiej w punkcie #G3 swej strony o nazwie
wroclaw.htm.
Ponadto, ta zaprojektowana przez Boga "szkoła życia"
nauczyła mnie również naukowego myślenia i działania, a
ponadto wielokrotnie pozwoliła mi doświadczyć najróżniejsze
odmiany piekła na ziemi, niemoralności i cierpiania z którymi
zmuszony byłem podejmować walkę, jednak NIE była
aż na tyle obezwładniająca aby mnie załamać, zdruzgotać
i zniechęcić do czynienia czegokolwiek - tak jak zasady
działania Boga opisałem np. w punkcie #J5 swej strony o nazwie
petone_pl.htm.
Istnieje ważny powód dla którego opisuję powyższe
zdarzenie ze swego życia. Wszakże w świecie
mądrze rządzonym przez Boga (tj. w takim świecie
jaki opisany został w punkcie #B1 strony
changelings_pl.htm)
praktycznie każda osoba,
w tym czytający właśnie te słowa, też powtarzalnie
doświadcza podobnych bezpośrednich interwencji
Boga w jego losy.
Jeśli więc na bazie powyższego przykładu,
czytelnik nauczy się rozpoznawać owe boskie
interwencje w jego własne życie, wówczas życie
to ulegnie znaczącemu wzbogaceniu. Wszakże
na bazie tego co Bóg udaremnił, czytelnik
otrzyma szansę wydedukowania i zrozumienia
sensu i celu własnego życia, oraz rodzaju zadania
jakie otrzymał od Boga do zrealizowania na Ziemi.
Jednocześnie zaś gorycz, że coś zostało udaremnione,
zostaje zamieniona w radość wiedzy, że stało się
to dla nadrzędnego celu, oraz w uspokajającą nas
świadomość, że wcale NIE pozostajemy w swym
życiu bez niewidzialnej opieki.
Część #H:
Historia wsi Cielcza w świetle naszej rodzinnej tradycji mówionej:
#H1.
Dawna Cielcza z początka XX wieku:
Od niepamiętnych czasów, aż do końca drugiej
wojny światowej, Cielcza była wioską folwarczną.
Znaczy miała ona swego szlachcica (popularnie
zwanego tam "dziedzicem") który był właścicielem
niemal całej ziemi, pałac w którym szlachcic ów
mieszkał, folwark z którego czerpał on zyski i
utrzymanie, oraz wioskę w której mieszkali
robotnicy jakich zatrudniał na swym folwarku.
W miarę jednak upływu czasu, niezależnie
od folwarku przybywało też trochę "wolnych
chłopów" którzy mieli własną ziemię. Ci jednak
budowali swe domy z dala od folwarku i od
wioski, po ich zachodniej stronie, z reguły
na przydrożnej części kawałka ziemi której
byli właścicielami.
Moje przodkinie po kądzieli, szczególnie zaś
siostry i ciotki mojej babci, były w dobrych
stosunkach z "dziedzicem Cielczy". Kiedy
więc po dojściu Hitlera do władzy, mój dziadek,
babcia i matka przestali lubieć to co
zaczęło się wtedy dziać w części polskiej
ziemi która po pierwszej wojnie światowej
ciągle należała do Niemiec (zatrudnieni
bowiem byli wówczas w majątku ziemskim
ze Stawca koło Milicza) i wyemigrowali do
Polski, miejscem do którego się udali była właśnie
Cielcza. Tam zostali zatrudnieni na folwarku,
zaś do zamieszkania otrzymali jednoizbowe
mieszkanko w folwarcznych "czworakach".
Gdy potem moja matka wyszła zamąż, ona i mój
ojciec nadal mieszkali wraz z dziadkami w owym
jednoizbowym mieszkanku z "czworaków".
Wszyscy też nadal pracowali na folwarku.
Dopiero kiedy do Cielczy dotarły następstwa
ekonomicznej depresji z lat 1930-tych, ich
sytuacja zaczęła ulegać zmianie - tak jak
już to opisałem w punkcie #B3 tej strony.
#H2.
Druga wojna światowa w Cielczy:
Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej,
mieszkańcy Cielczy wiedzieli że wojna się
zbliża, bowiem wszyscy rezerwiści zostali
powołani do wojska. Wśród nich także i mój
ojciec. Z wioski poznikali więc mężczyźni.
Kompania do której rezerwiści ci zostali
wcieleni NIE odeszła jednak daleko od Cielczy.
Wszakże do granicy Niemiec było blisko,
zaś wojna miała charakter "błyskawiczny".
Skierowana do obrony przeprawy przez
Wartę, kompania ta została niemal
natychmiast rozbita przez Niemców, zaś
jej niedobitki były rozproszone po pobliskim
polu. Tam mojego ojca wypatrzył niemiecki
samolot myśliwski i postanowił sobie na niego
"zapolować". Nadlatywał na niego aż kilkakrotnie
strzelając z pokładowej broni maszynowej.
Zaś na owym polu NIE było miejsca dla
ukrycia lub osłony - poza niewielką kupką
kamieni na miedzy, w bruździe poza którą
mój ojciec przywierał do ziemi. Napięcie
i nerwy tamtego "polowania" były aż tak
duże, iż całe zdarzenie zostało mi jakoś
przekazane w genach. Stąd aż kilka razy
w swoim życiu i ja przeżywałem to samo
"polowanie" w swoim własnym śnie. Co
ciekawsze, szczegóły tych moich snów
były aż tak wyraźne, że potrafiłbym rozpoznać
samolot (a może nawet i twarz jego pilota),
który we śnie na mnie "polował".
Po znalezieniu się na tyłach atakujących wojsk
niemieckich, mój ojciec powrócił piechotą do
domu w Cielczy. Tam jednak wkrótce po tym został
aresztowany i wywieziony na roboty do Niemiec.
Podobnie aresztowani i wywiezieni na roboty
zostali niemal wszyscy mężczyźni z Cielczy,
włączając w to mojego dziadka. Na czas
wojny Cielcza zamieniła się więc w wioskę
niemal samych kobiet, dzieci i starców. Na
szczęście, jej ludność była doskonale zgrana
ze sobą i niemal wszyscy ściśle współpracowali
aby jakoś przeżyć. To w owym czasie niemal
w każdym domu chałupniczą metodą konstruowane
były żarna które surowe ziarno zamieniały w
razową mąkę z jakiej potem owe kobiety wypiekały
chleb. W domach zaś w których nie było nikogo
zdolnego do zbudowania faktycznych żaren,
używane były dwa płaskie kamienie których pocieranie
o siebie także produkowało jadalną mąkę. To
także w owych czasach w niemal każdym domu
lub zagrodzie Cielczy pojawiły się piece do wypiekania
chleba. Ludzie zaś aż tak nawykli do jedzenia
pieczywa własnego wypieku, że nawet w czasach
kiedy ja mieszkałem w Cielczy spora proporcja
jej ludności (włączając w to moją babcię) ciągle
zjadała chleb własnego wypieku, zamiast ten
zakupywany w sklepie. Od czasu do czasu
niektórzy z rolników zabijali tam też cichcem
świnie, chociaż wszystkim było wiadomo,
że jeśli Niemcy ich na tym przyłapią
wówczas groziła za to kara śmierci.
W sumie, dzięki szczególnej solidarności
i wzajemnej pomocy, niemal wyłącznie
kobieca populacja Cielczy przeżyła jakoś
tą wojnę bez masowych utrat życia jakimi
cechowały się inne miejscowości. (Aczkolwiek
kilka indywidualnych osób ciągle padło
tam ofiarami wojny.)
Miejscem do którego wywieziono mojego ojca
było słynne potem
"Peenemunde" -
tj. wyspa na której montowano i wystrzeliwano
niemieckie rakiety V2. Mój ojciec był bowiem
już wówczas szeroko znany ze swoich umiejętności
technicznych "złotej rączki" - patrz punkt #B1 na stronie
pajak_jan.htm.
Jego niewolnicza praca przy rakietach V2 ilustruje
jak sarkastyczny los czasami potrafi być. Wszakże
mojego ojca wrogowie zmuszali do udziału w
budowie rakiet V2 - których późniejsze generacje
wyniosły potem Amerykanów do Księżyca, z kolei
mnie właśni rodacy powstrzymali przed podjęciem budowy
magnokraftu -
który otwarłby dla ludzkości ogromne zasoby kosmosu -
tak jak dodatkowo wyjaśniam to w punkcie #N3 tej strony.
Przy rakietach V2 mój ojciec pracował niewolniczo
tylko przez jakiś czas. Pewnej nocy nastąpił
bowiem nalot bombowców alianckich. Nalot
ten zdewastował wszystko na tamtej wyspie.
Ojciec potem opowiadał że nawet woda się
paliła, zaś na wyspie nie pozostała cała nawet
jedna cegła. Jakimś jednak cudem mój
ojciec NIE został nawet draśnięty. Ponieważ
wszyscy strażnicy obozowi i więźniowie
wówczas zginęli, zaś ogrodzenie i bramy obozu
były zniszczone, mój ojciec opuścił obóz
i wybrał się piechotą z powrotem do domu -
w pasiastym obozowym ubiorze. Był to już
jego drugi pieszy powrót do domu z owej wojny.
Musiał jednak jakoś przeprawić się przez Odrę.
Pechowo dla niego na środku mostu byli
SS-mani których zauważył zbyt późno na
ucieczkę. Aresztowali więc ojca, jednak
NIE rozstrzelali go od razu. Najpierw chcieli
się dowiedzieć jakie ma on powiązania z
Anglikami, że on jeden przeżył bombardowanie,
podczas gdy wszyscy inni zginęli. Ojciec potem
się skarżył, że NIE tylko aż dwóch rosłych
SS-manów na zmianę łomotało go pałkami,
ale na dodatek kazali mu liczyć po niemiecku
ile razy oberwał. (Ciekawe czy tamta metoda
nauki języka obcego okazałaby się równie
skuteczna dla dzisiejszych nieuków.) W końcu
jakoś widać do nich dotarło, że jego ujście
z życiem z bombardowania wcale NIE
oznacza jego współpracy z Anglikami.
Ponownie więc mu darowali życie i odesłali go
do pracy w fabryce ze Świnoujścia. Tam pracował
aż wojna się skończyła - poczym po raz trzeci
wybrał się piechotą do domu (zaraz po wojnie
NIE było bowiem publicznego transportu).
Kiedy jednak doszedł w końcu do Cielczy
wówczas się okazało że jego żona, a moja
matka, wcześniej powędrowała (też piechotą)
z dziećmi aż do Wszewilek pod Miliczem.
Ojciec nie miał więc innego wyjścia jak
powędrować za nią. W taki oto sposób
moi rodzice z Cielczy przenieśli się do
Wszewilek.
#H3.
Tajemnica "krzyku śmierci" z czasu wyzwolenia:
Motto:
"Bóg manifestuje tajemnicze zjawiska aby pobudzić badania, twórczość i wzrost ludzi,
a nie aby naukowcy mogli je ignorować - tak jak czynią to 'luminarze' dzisiejszej oficjalnej nauki."
Na krótko przed nadejściem armii radzieckiej
do Cielczy, do domu powrócił mój dziadek.
Był on wywieziony na wschód do kopania
okopów. Jednak tamten obszar już wcześniej
został przechwycony przez armię radziecką.
Dziadek więc widać potrafił maszerować szybciej
niż Rosjanie. Z kolei Niemcy którzy okupowali
wówczas Cielczę, ponownie wykazali kompletną
ignorancję w sprawach elementarnych zasad
strategii i taktyki, jaka to ignorancja cechowała
niemiecką armię (a także kilka innych armii,
np. Anglików czy Japończyków) podczas niemal
każdej bitwy i wojny, a jakiej niektóre cechy
zilustrowane zostały przykładami na stronie o nazwie
bitwa_o_milicz.htm.
W rezultacie, zamiast taktycznie się wycofać,
przegrupować i umocnić w jakimś obszarze
dającym im strategiczną przewagę, Niemcy
albo udawali, że NIC się nie zmienia, albo też
NIE byli informowani przez swoich przełożonych
o prawdzie i o powadze swojej faktycznej sytuacji.
Stąd kiedy armia radziecka zbliżała się już do
Cielczy, Niemcy nadal zachowywali się jakby
NIC im nie groziło. Na owym skrzyżowaniu dróg
(tym pokazanym uprzednio na "Fot. #A1")
niedaleko od domu moich dziadków, ciągle stał
wówczas wartownik. Gdy czołgi zaczęły nadjeżdzać,
ów niemiecki wartownik odkrył że są one radzieckie
dopiero kiedy przejeżdzały obok jego posterunku.
Rzucił się więc do ucieczki - tym razem we właściwym
kierunku na zachód ku Niemcom, w którym
to kierunku od jego wartowni położony był także
domek moich dziadków. Zdołał dobiec niemal
do płotu dziadków, tj. jakieś 150 metrów od szosy
z jego wartownią i radzieckimi czołgami, kiedy
rosyjski strzelec zdołał go nacelować i ukatrupić.
Niemiec dostał postrzał w tył głowy. Wylatująca
kula wyrwała mu całą twarz i eksplodowała
mózg. Na przekór jednak, iż NIE miał już mózgu,
Niemiec ten ciągle przerażająco głośno krzyczał
podczas gdy jego ciało zwolna umierało. Do dzisiaj mnie
fascynuje pytanie, jaki mechanizm podtrzymywał
ten jego podobno pełen strachu, przeraźliwy, okropnie
głośny, długi, śmiertelny krzyk, kiedy przecież ów
niemiecki żołnierz NIE miał już ani twarzy ani mózgu?
Krzyk tego niemieckiego żołnierza podobno
trwał nieproporcjonalnie długo. Ciągle bowiem
on krzyczał, kiedy z szosy dobiegli aż do niego
radzieccy żołnierze którzy za nim się rzucili
aby sprawdzić co dobrego on posiadał, oraz
kiedy zdjęli mu już jego niemieckie buty jakie
były wysoko cenione w ówczesnej rosyjskiej
armii. Potem go pochowano na pobliskim boisku
sportowym - niedaleko od wartowni na której
wytrwał do końca na przekór zdrowego rozsądku
i oczywistości tego co wokół niego się działo.
Kiedy zaś ja mieszkałem już w Cielczy, z jakiegoś
powodu jego nieoznaczony grób został otwarty -
tak że osobiście widziałem jego kości jakie
potwierdzały historię jego śmierci którą
znałem z rodzinnych opowiadań.
Zagadkę mechanizmu długiego krzyku śmierci
tego Niemca bez mózgu, być może wyjaśnia
podobny przypadek o którym czytałem kiedyś
dawniej (jednak, niestety, NIE zapisałem sobie
jego źródłowych danych bibliograficznych).
Mianowicie, w jakiejś książce opisany był
przypadek amerykańskiego żołnierza z
czasów wojny secesyjnej (północy z południem)
za Abrahama Lincolna. Żołnierza tego znaleziono
siedzącego w wyprostowanej pozycji na kłodzie
powalonego drzewa i trzymającego kubek pełen
kawy w wyciągniętej do przodu ręce. Wyglądał
tak jakby nadal żył i siedząc na kłodzie popijał
sobie kawę - na przekór że pocisk armatni
urwał mu całą głowę. (W owej książce powtórzono
nawet oryginalny rysunek jego wyglądu z
historycznego raportu całego tego zdarzenia.)
Wygląda więc na to, że jeśli ciało nagle zostaje
pozbawione mózgu, wówczas nadal czyni to,
co czyniło w ostatniej chwili kiedy jeszcze
miało ów mózg - w przypadku tego żołnierza,
ciało to nadal siedziało wyprostowane i trzymało
kubek kawy w wyciągniętej do przodu ręce.
To z kolei dostarcza nam dodatkowego
potwierdzenia dla faktu opisywanego na stronie
soul_proof_pl.htm,
mianowicie że ciała ludzi zawierają softwarową
duszę, że skrupulatnie realizują one swój softwarowy
"program życia i losu" - ten opisywany na stronie
immortality_pl.htm,
a co najciekawsze, że czas ma charakter skokowy
(dyskretny) - tak jak opisują to punkty #D1 i #D2 strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Jak ilustruje to powyższy przypadek nietypowo
długiego krzyku śmierci, proces umierania jest
bardzo tajemniczym zjawiskiem o którym nadal
niemal nic ludzkości NIE jest wiadomo. Conajmniej
więc dziwi, jeśli NIE budzi wburzenia, unikanie
eksperymentalnego i oficjalnego badania tajemnic
zjawiska śmierci przez starą (oficjalną)
"ateistyczną naukę ortodoksyjną".
Wszakże badania takie być może wyjaśniłyby
chociaż niektóre z owych tajemnic, np. czym
naprawdę są owe "NDE" (tj. "Near-Death
Experience" - czyli "zjawiska przyśmiertlne") -
podczas których ludzie "rozmawiają z Bogiem" -
patrz też 6 z punktu #B4 strony o nazwie
will_pl.htm.
Albo wyjaśniłyby eksperymentalnie co się
dzieje z szybkością upływu czasu, kiedy np.
podczas spadania z dachu, w tak krótkim
czasie spadający potrafi przeżyć ponownie
całe swoje życie - tak jak opisuje to punkt #D3.1 strony
immortality_pl.htm.
Kolejną tajemnicą śmierci wartą wyjaśnienia,
o jakiej opowiadał mi kiedyś były kat którego
przez dosyć dziwny zbieg okoliczności
przypadkowo poznałem, jest - jak on ją nazywał,
"ostatnia przyjemność". Mianowicie, twierdził
on, że podczas wieszania mężczyzn, każdy
wieszany przeżywa "orgazm" oraz ma wytrysk
spermy - patrz też 8 z punktu #F2 strony o nazwie
biblia.htm.
Czy więc faktycznie powieszeniu towarzyszy
nagła fala przyjemności? Jeszcze inna
tajemnica śmierci, to tzw. "błysk śmierci"
opisywany m.in. w punkcie #E2 strony
soul_proof_pl.htm
a także w punkcie #L2 innej strony o nazwie
2020zycie.htm.
Wszakże błysk ten pojawia się w każdym procesie umierania
i to NIE tylko ludzi, ale również wszelkich istot żywych. Stąd
np. rozbijając na odmiennych etapach
inkubacji zapłodnione jajka kurze ten "błysk śmierci" pozwalałby
precyzyjnie ustalić i rozstrzygnąć tak starannie unikane przez
"oficjalną naukę ateistyczną" wyznaczenie precyzyjnego czasu
kiedy Bóg dokonuje "wtchnięcia" duszy w ciała rodzących się
istot żyjących - co, jak jestem pewien, ujawniłoby
iż dotychczasowe "krucjaty"
i prześladowania wymierzone przeciwko kobietom dokonującym
przerwania ciąży są nieuzasadnione, bowiem np. u ludzi dusza
zostaje wtchnięta dopiero w momencie przerwania pępowiny -
stąd aż do owego momentu płody ludzkie NIE otrzymały
jeszcze "życia". Ponadto, pozwoliloby to także
niepodważalnie dla ateistycznych tzw. "ewolucjonistów"
potwierdzić eksperymentem i pomiarami, iż "błysk śmierci" faktycznie
jest zjawiskiem powstałym w wyniku ulatywania duszy z ciała,
a stąd wskazać ludzkości jeszcze jeden niepodważalny dowód iż
Bóg z całą pewnością istnieje
i to ów
Bóg każdemu z nas daje "duszę" i "życie".
Łatwo wydedukować, że jeśli "błysk śmierci" jest
zjawiskiem indukowanym przez przepływ duszy ludzkiej,
wówczas jego odpowiednik powinien pojawić się
także w momencie wnikania duszy do ciała. Stara
"ateistyczna nauka ortodoksyjna" nigdy jednak NIE
pofatygowała się aby spróbować zarejestrować
eksperymentalnie ów "błysk rodzenia się".
A szkoda. Wszakże moment w którym on by
się pojawił pozwoliłby w końcu rozstrzygnąć
eksperymentalnie kiedy faktycznie dusza
wnika w rodzące się ciało. Tj. czy następuje
to w momencie zapłodnienia (tak jak m.in.
twierdzą to w swoich wymówkach niemoralnie
postępujący "podpalacze klinik przerywania
ciąży") - na przekór, że faktycznie to wówczas
nowe ciało wcale jeszcze NIE istnieje i na
przekór że żadna święta księga NIE dostarcza
ku temu choćby najmizerniejszych przesłanek.
Czy też raczej, dusza wnika w ciało w
momencie przerwania pępowiny i łapania
pierwszego oddechu - tak jak m.in. na bazie
wskazówek zawartych w Biblii (np. upodobnienia
w Biblii procesu wnikania duszy, do pierwszego
oddechu) skłoniła się zaakceptować i odważnie
to argumentować nowa "totaliztyczna nauka" -
po szczegóły patrz punkt #L2 strony
2020zycie.htm,
oraz punkt #C6 strony
soul_proof_pl.htm.
#H4.
Ilustracyjna opowieść z "tańca zwycięstwa"
mojego dziadka na rynku Jarocina:
Po wyzwoleniu Cielczy i Jarocina z okupacji
hitlerowskiej, na rynku w Jarocinie odbył się
rodzaj spontanicznej uroczystści wyzwoleńczej
i radosnego "festiwalu", w której wzięły udział
tłumy ludzi z Jarocina i z Cielczy (w tym
wszyscy ci członkowie mojej rodziny, którzy
w owym czasie byli już obecni w Cielczy),
a także reprezentanci radzieckich wojsk
wyzwoleńczych. Rosjanie mieli zaś ten
zwyczaj, że gdziekolwiek zgromadziło
się kilku z nich, natychmiast któryś
zakładał "harmoszkę" i zaczynał grać.
Gdy harmonista zagrał płomiennego
"kazaczoka", rosyjska żołnierka (z rodzaju tych
co dyrygowali ruchami wojsk) NIE wytrzymała
i zaczęła tańczyć. A "kazaczok" jest bardzo
widowiskowym tańcem, który przyjemnie jest
ogladać. Oryginalny "kazaczok" jest też jednak
bardzo złożonym i trudnym tańcem figurowym,
przekazującym patrzącym rodzaj opowieści
wyrażanej tanecznymi ruchami i figurami.
Aby więc go móc tańczyć poprawnie,
podobnie jak dla tanców hiszpańskich też
trzeba pochodzić ze stron w których jest
on częścią rodzimej kultury praktykowanej
od dziecka. Stąd nikt się nie kwapił aby
dołączyć do owej samotnej żołnierki rosyjskiej
tańczącej swoją opowieść wojenną na rynku
Jarocina. Wówczas mój dziadek wyszedł
z kręgu patrzących i dołączył do jej tańca.
Tak bowiem się składało, że dziadek oryginalnie
pochodził z części Polski, która aż do końca
pierwszej wojny światowej była pod zaborem
rosyjskim. Na dodatek był ostatnim potomkiem
z długiej linii zaściankowej szlachty, która
pedantycznie kultywowała kulturę, tradycje
i zwyczaje ich rodzinnych stron - do dzisiaj
pamiętam rodzinny herb dziadka z symbolem
przypominającym nieco zdeformowany znak
nieskończoności, jaki wisiał na ścianie w ich
"cottage" z "Fot. #B1b". Z tych powodów,
dziadek umiał doskonale tańczyć oryginalnego
"kazaczoka". Razem więc z ową bezimienną
rosyjską żołnierką, mój dziadek odtańczył na
rynku Jarocina ilustracyjny "taniec zwycięstwa",
który dla patrzących był faktycznie tańczoną
opowieścią o historii wojny i wyzwolenia, oraz
o lepszym życiu codziennym i przyszłości jaką
koniec wojny wszystkim przybliża. Ów wymowny
"taniec zwycięstwa" mojego dziadka i anonimowej
rosyjskiej żołnierki przez długi czas tkwił w pamięci
ludności Jarocina i Cielczy. Nawet kiedy ja zamieszkałem
w Cielczy, sporo ludzi ciągle do niego referowało.
Z czasem stał się bowiem rodzajem miejscowej
legendy, którą opowiadano sobie dookoła, oraz
z powodu której mój dziadek zaczął być jedną
z lokalnie bardziej znanych osób.
Część #I:
"Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" oraz "jak cię widzą, tak cię piszą":
#I1.
Dlaczego w Cielczy działanie tzw. "praw moralnych" było doskonale widoczne:
W punkcie #I4 strony o nazwie
petone_pl.htm
wyjaśniam, że jeśli jakaś społeczność prowadzi
wysoce moralne życie, wówczas nawet pogoda
jest tam łagodniejsza niż w innych miejscach. Tą
regularność dało się także odnotować w Cielczy.
Ludzie żyli tam moralnie i wykazywali znaczny
respekt wobec Boga. Bóg zaś im się za to odwzajemniał
dawaniem im obfitych plonów i dobrej pogody.
W rezultacie ludzie we wsi Cielcza żyli relatywnie
zamożnie i szczęśliwie.
Część #J:
Najbardziej fascynująca we wsi Cielcza była jej moralność grupowa:
#J1.
Co to takiego owa "moralność grupowa":
Czym faktycznie jest tzw. "moralność grupowa",
opisuje to dokładniej punkt #E2 na stronie o nazwie
totalizm_pl.htm,
zaś dodatkowo wyjaśniają punkty #B4 do #B4.4 na stronie
mozajski.htm.
Chodzi bowiem o to, że w dzisiejszych czasach
ludzie są zwodzeni przez starą tzw. "ateistyczną
naukę ortodoksyjną". Zamiast więc używać właściwą
definicję moralności, którą ludzkość z powodzeniem
używala przez tysiąclecia i którą przypomina nam
punkt #B5 na stronie
morals_pl.htm,
ludzie w ostatnich czasach zaczęli stosować się
do wypaczonej definicji moralności wmówionej
im przez starą ową oficjalną naukę. Ta zaś wypaczona
definicja moralności wiedzie ludzkość wprost ku
zagładzie. Dlatego pożądane jest aby ludzie
zaczęli analizować pozytywne przykłady moralności
grupowej, jednym z których są właśnie mieszkańcy
wsi Cielcza w latach 1957/8 które ja pamiętam i tu opisuję.
#J2.
Niszczycielski wpływ braku ruchu ludności, stagnacji, oraz monopoli na moralność i stopę życiową ludności:
Każda społeczność która NIE doświadcza
nieustannego odpływu starej ludności
i napływu nowych ludzi, z upływem czasu
nabiera cechy znane pod nazwą "stagnacja".
Mianowicie, członkowie tej społeczności
zaczynają wszystko dokonywać "po znajomości".
Pogłębia się "kumoterstwo", chciwość, wzajemny
wyzysk, bezduszność, niesprawiedliwość, oraz
wszelkie inne zjawiska jakie są znamienne dla
społeczności praktykujących wysoce niemoralną
filozofię pasożytnictwa.
Jak daleko owe procesy mogą zajść, autor odkrył
to dopiero po wyemigrowaniu do Nowej Zelandii.
Wszakże w Nowej Zelandii nigdy NIE było wojny,
ani nigdy NIE zaistniały tam powody dla drastycznego
przemieszania się ludności. W rezultacie, kiedyś
z szokiem się dowiedzialem że cały ówczesny
rząd Nowej Zelandii składał się z byłych kolegów
którzy wszyscy uczęszczali do tej samej szkoły.
Nic dziwnego, że inni koledzy takich rządów
pootrzymywali monopole na swoje byznesy - tak
jak opisuje to punkt #H2 strony o nazwie
humanity_pl.htm.
Z kolei owe monopole spowodowały że w Nowej
Zelandii ceny niemal wszystkiego stały się najwyższe
w świecie, zaś jakość miejscowych wyrobów aż
tak spadła, iż nikt obecnie ich nie chce kupować.
W rezultacie, w przeciągu zaledwie ćwierćwiecza
z jednego z najwyższych standardów
życia w świecie, owa "stagnacja" i "monopole"
zepchnęły stopę życiową w Nowej Zelandii do
poziomu jednego z najniższych w rozwiniętych krajach.
W czasach kiedy w latach 1957/8 ja mieszkałem
w Cielczy, owa wieś także miała wszelkie szanse
stania się podatną na ową zabójczą "stagnację"
i na cały ów ocean zła który wynika ze "stagnacji".
Wszakże ludność Cielczy wcale się NIE wymieniała.
Wszyscy znali tam wszystkich - i to od kilku już
pokoleń. Wszystko tez tam załatwiało się "po
znajomości". Na przekór tego, w Cielczy NIE
panoszyły się rodzaje zła i niemoralności jakie
tak mnie szokują w Nowej Zelandii. W świetle
zaś moich analiz, źródłem ochrony Cielczy
przed następstwami owej "stagnacji" i jej następstw,
była przestrzegana przez niemal wszystkich
właściwa "moralność grupowa" - która zapewne
wynikała z religijności mieszkańców Cielczy.
#J3.
Aby dokładnie poznać moralność ludzi wśród których się żyje, trzeba samemu być biednym:
Motto:
"Jeśli na przekór swoich wysiłków, cech i możliwości, los bez przerwy czyni
cię biednym, bądź za to wdzięczny Bogu, bowiem wyznaczył Ci jakieś specjalne
zadanie, którego poprawne wykonanie wymaga właśnie osobistego poznania smaku biedy."
Aby dogłębnie poznać "moralność grupową"
społeczności wśród której żyjemy, koniecznym
jest aby być biednym. Wszakże tylko biedny
jest zdany na łaskę tych wśród których żyje.
Tylko też biedny doświadcza na sobie następstw
cech swoich znajomych i sąsiadów. To dlatego
turyści niemal nigdy NIE poznają niczego na
temat kraju do którego przybyli (poza jego
widokami). To też dlatego bez względu na
to gdzie bym nie był i jak bym się nie wysilał,
Bóg zawsze tak jakoś kierował moim życiem,
że niemal zawsze pozostawałem biednym,
zawsze byłem zależny od ludzi wśród których
żyłem, niemal też zawsze doświadczałem
niewygód, prześladowań, niepewności jutra,
wyzysku, zagrzybionych mieszkań, zimna,
chorób, itp.
Tak się złożyło, że zarówno moi rodzice jak i
moi dziadkowie, też zawsze byli biedni. Czasami
z trudem wystarczało im na chleb. Z kolei
u moich dziadków NIE było elektryczności,
radia, ani nawet toalety z prawdziwego zdarzenia.
Dla oświetlania używali lampy naftowej. Izbę
ogrzewali małym piecykiem żelaznym spalającym
chrusty które przynosiło się z pobliskiego lasu na własnym
grzbiecie. Zaś zamiast toalety używali drewniany
"wychodek" w którym nic się nie marnowało,
a było używane do użyźniania ogródka. Dziadkowie,
a potem sama babcia, zawsze też byli zależni
od dobrej woli i od pomocy tych wśród których
żyli. Kiedy więc mieszkałem w Cielczy
ze swoją babcią, jej ubóstwo i brak niemal
wszystkiego, pozwalały mi doskonale poznać
i doświadczyć na własnej skórze "grupową
moralność" reszty mieszkańców wsi Cielcza.
(W podobny sposób jak już po wyemigrowaniu
do Nowej Zelandii z nieco innych powodów
poznałem też dokładnie moralność grupową
mieszkańców owego kraju.)
Część #K:
Dlaczego jest istotne aby poznać zasady działania "moralności grupowej" ówczesnej Cielczy:
#K1.
Niewłaściwa "moralność grupowa" okazuje się śmiercionośna:
Aż w całym szeregu totaliztycznych stron
internetowych wyjaśniam zainteresowanym
odkrycie nowej "totaliztycznej nauki", że
praktykowanie niewłaściwej "moralności
grupowej" okazuje się śmiertelne dla wielu
ludzi. Przykładowo, w punkcie #G1 strony
will_pl.htm,
w punkcie #A2.7 strony
totalizm_pl.htm
oraz w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm,
wyjaśniam, że życiem tzw. "intelektów" rządzi
zasada "przeżywania
najmoralniejszych" (którą można
także nazywać "zasadą wymierania
najniemoralniejszych intelektów"). Zasada ta
dla ludzi faktycznie zastępuje błędnie wmawianą
nam przez starą "ateistyczną naukę ortodoksyjną"
darwinowską
zasadę "przeżywania najsilniejszego" -
która na Ziemi obowiązuje tylko pozbawione
sumienia dzikie zwierzęta. Zgodnie zaś z ową zasadą
"przezywania najmoralniejszego" (a "wymierania
najniemoralniejszych"), wszelkie wojny zawsze
są przegrywane przez agresorów. Każdy bank
(czy instytucja) który zaprzestaje słuchania głosu
swego sumienia szybko bankrutuje. Każda osoba
która jest głucha na głos swego sumienia umiera
przedwcześnie. Itd., itp. Praktykowanie błędnej
"moralności grupowej" jest też powodem dla którego
niektóre co bardziej niemoralne społeczności są
niszczone przez kataklizmy - tak jak wyjaśniają to strony
quake_pl.htm
oraz
petone_pl.htm.
Aby więc nauczyć się jak unikać w/w nieprzyjemnych
następstw, społeczności powinny uczyć się
kopiowania omawianej tu moralności grupowej
wsi Cielcza z lat 1957/8, tak aby chroniła ich
ona przed nieszczęściami jakie może sprowadzić
praktykowanie niewłaściwej moralności.
Część #L:
Cechy moralności grupowej wsi Cielcza z lat 1957 i 1958:
#L1.
Unikalność "moralności grupowej" wsi Cielcza z lat 1957 i 1958:
Kiedy porównuję cechy "moralności grupowej"
mieszkańców wsi Cielcza z tamtych lat 1957
i 1958, z "moralnością grupową" dowolnej innej
społeczności jaką dokładniej poznałem w swoim
późniejszym życiu, wówczas dochodzę do wniosku,
że mieszkańcy Cielczy praktykowali unikalny
rodzaj "moralności grupowej" jakiego NIE
spotkałem później w żadnym innym miejscu
na świecie. Rodzaj ten był też bardzo bliski
do "faktycznej moralności" wymaganej od ludzi
przez Boga, zaś zdefiniowanej w punkcie #B5 strony
morals_pl.htm,
a jednocześnie ogromnie daleki od "naukowej moralności"
jaką obecnie narzuca ludzkości stara monopolistyczna
"ateistyczna nauka ortodoksyjna", zaś jakiej definicja
przytoczona jest w punkcie #B2 strony
morals_pl.htm.
(Owa stara "atestyczna nauka ortodoksyjna",
której monopol narzuca ludzkości wypaczoną
"naukową moralność", to ta sama nauka jakiej
ciągle uczymy się w szkołach i na uniwersytetach,
zaś której opisy przytacza np. punkt #I1 strony
god_istnieje.htm
czy punkt #C1 strony
telekinetyka.htm.)
Już więc choćby tylko z powodu owej unikalności na
skalę światową "moralności grupowej" praktykowanej we
wsi Cielcza z lat 1957 i 1958, warto poznać najważniejsze
jej cechy. Jeszcze zaś bardziej warto cechy tej moralności
zduplikować we własnej społeczności - aby móc potem
cieszyć się korzyściami jakie wynikają z praktykowania
tej "właściwej moralności grupowej". Dlatego cechy te
postaram się wyjaśnić poniżej na tyle dokładnie na ile
je pamiętam ciagle do dzisiaj.
#L2.
Cechy moralności grupowej mieszkańców Cielczy w latach 1957 i 1958 - tj. w czasach kiedy ja tam mieszkałem:
Cechy te trudno uszeregować w kolejność
ich istotności. Dlatego poniżej uszeregowałem
je w przybliżeniu zależnie jak cechy te są
wzajemnie powiązane - zamiast w kolejności
ich ważności:
1.
Wzajemna pomoc i solidarność. Była ona
prawdopodobnie najważniejszą cechą "grupowej
moralności" mieszkańców wsi Cielcza z lat 1957
i 1958. Ci którzy mieli ku temu możliwości
faktycznie pomagali tam jak mogli tym
którzy byli w potrzebie. Owa pomoc nosiła
też wszelkie cechy "totaliztycznej pomocy".
Nie sprowadzała się więc ona do "dawania
bez wysiłku i za darmo" (co tylko pogłębia
u pomaganych lenistwo, niezaradność, brak
poczucia własnej wartości, poczucie krzywdy,
itp.) - tak jak bezwysilkowo rozdają "pomoc"
dzisiejsze organizacje harytatywne, a polegała
na zatrudnianiu - czyli na "dawaniu w zamian
za ten rodzaj pracy którą dana osoba jest w
stanie wykonywać". W rezultacie, moja
wiekowa już babcia często była zatrudniana
wówczas przez sąsiadów jako rodzaj "opiekunki
nad ich dziećmi" podczas nieobecności
rodziców.
2.
Nietypowa sprawiedliwość. Była ona kolejną
istotną cechą "grupowej moralności" ówczesnych
mieszkańców wsi Cielcza. Przykładowo,
w owym czasie Polska otrzymywała paczki
żywnościowe z tzw. UMRA w Ameryce. W
owych paczkach zawarta była doskonała
żywność którą w ówczesnej zagłodzonej
komunistycznej Polsce nawet najbogatsi
uważali za "luksusy", np. puszki topionego
sera, mleko w proszku, masło, czekoladę,
a czasami nawet gumę do żucia - której
wtedy w Polsce NIE dawało się kupić za żadne
pieniądze. Władze wielu miejscowości,
włączając w to także władze ówczesnego
Milicza,
umiejętnie przekierowywały owe paczki,
tak że trafiały one do rodzin ludzi przy
władzy, a nie do biednych rodzin faktycznie
je potrzebujących. Tymczasem w Cielczy
paczki takie otrzymywali ludzie rzeczywiście
będący w potrzebie - m.in. moja babcia,
na przekór iż faktycznie była ona bardzo
biedną kobietą i że NIE miała nikogo
"z plecami".
3.
Wynagradzanie moralnego postępowania.
Ta ogromnie pożądana cecha "grupowej
moralności" ówczesnych mieszkańców Cielczy,
była unikatem. Wszakże w większości innych
miejsc na świecie ludzie u swoich ziomków
"wynagradzają niemoralność", zaś karzą
moralne postępowanie. To wszakże z powodu
takiego entuzjastycznego karania przez ludzi
tych swoich ziomków którzy postępują najmoralniej,
w coraz większej liczbie dzisiejszych krajów
świata panoszą się tzw. "przekleństwo wynalazców"
oraz wynalazcza impotencja" (opisywane
m.in. w punktach #G1 do #G4 strony o nazwie
eco_cars_pl.htm),
jakie powodują, że w owych krajach niemożliwe
już się stało oficjalne urzeczywistnienie choćby
najmizerniejszego wynalazku czy dokonanie
choćby najmniej istotnego naukowego odkrycia.
4.
Cenność "reputacji". W owej wsi wszystko zależało
od reputacji jaką ktoś miał u innych. Dlatego każdy się
usilnie starał aby reputacja ta była jak najlepsza. To
zaś nieustannie udoskonalało każdą osobę, motywowało
do pracy i do moralnego postępowania, itp.
5.
Bazowanie całego współdziałania społecznego na
"reputacji" określonych ludzi. Np. po usługi zwracało
się tam tylko do tych osób które miały reputację "solidnych
fachowców" którzy znają swoje rzemiosło.
6.
Wysoka "plotkarskość" miejscowych. Powodowała
ona, że każdy zdawał sobie sprawę z całożyciowych
kosztów ewentualnej "utraty reputacji". Każdy więc się
starał aby postępować moralnie, aby nikogo NIE zawieść,
aby nikomu "NIE podłozyć świni", itp.
7.
Nieuznawanie tam praw czy zwyczajów w rodzaju
dzisiejszych wysoce niemoralnych "ustaw prywatności" -
które to ustawy zabraniają nam mówienie prawdy
o innych ludziach i uniemożliwiają ujawnianie
ewentualnych świństw jakie owi inni ludzie
komuś wywinęli. W rezultacie każdy wiedział
tam wszystko co potrzebował wiedzieć na temat
innych ludzi. Każdy też unikał tam wywijania innym
świństw, bowiem doskonale wiedział, że spowodują
one utratę reputacji.
8.
Cenienie innych "za to co potrafiłi" a nie "za to kogo znali".
Wynikało ono z faktu wzajemnego ogromnie dokładnego
"znania się" każdego z każdym. Praktycznie każdy
znał tam więc w równym stopniu "tego co potrzeba".
Nie było tam więc niemal "tych co znali kogoś
ważniejszego".
9.
Wysoka religijność praktycznie niemal wszystkich
mieszkańców wsi Cielcza. Religijność ta dostarczała
im wymaganego "szkieletu moralnego" i pozwalała
im praktykować "faktyczną moralność" zdefiniowaną
w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm,
zaś zdecydowanie różniącą się od "naukowej
moralności" zdefiniowanej w punkcie #B2 tamtej strony
morals_pl.htm.
Na dodatek, owa "religijność" wcale NIE ograniczała
się do chodzenia do kościoła raz w tygodniu, a
ludzie tam faktycznie żyli na codzień według nakazów
religii. Przykładowo, nikt tam NIE zjadłby czegokolwiek
ani NIE usiadłby do posiłku z czapką na głowie - ponieważ
demonstrowałoby to brak szacunku wobec żywności która
była tam "darem Boga". Pamiętam też, że jeśli kromka chleba
przypadkowo upadła na podłogę, mój dziadek ją całował
i przepraszał za swoją nieostrożność, ponieważ dla niego
chleb reprezentował "ciało Jezusa" jakiemu należy się
najwyższy szacunek. We wsi Cielcza nigdy też NIE
widziałem aby ktokolwiek marnował jakąkolwiek żywność.
"Grupowa moralność" mieszkańców wsi Cielcza
z opisywanych tutaj czasów odznaczała się także
cechą, która u wielu dzisiejszych czytelników
zapewne wzbudziłaby co najmniej zacięte dyskusje.
Cecha ta miała formę rodzaju "niepisanej" i
"oficjalnie niewypowiadanej" zasady moralnej, jakiej
posłuszna była większość mieszkańców ówczesnej
Cielczy, a jaka stwierdzała: nigdy
NIE wykonuj niemoralnych nakazów lub rozkazów
swoich władz lub przełożonych. Ponieważ
jednak zasada ta wymaga szerszego omówienia,
wyjaśnię ją dokładniej w następnym punkcie.
#L3.
"Moralna zasada" mieszkańców wsi Cielcza,
stwierdzająca "NIE wykonuj niemoralnych rozkazów":
Motto:
'Ciekawe jak wyglądałby dzisiejszy świat, gdyby wszyscy ludzie stosowali się do
"moralnej zasady z Cielczy" stwierdzającej "NIE wykonuj niemoralnych rozkazów".'
Kiedy ja przebywałem we wsi Cielcza w latach
1957 i 1958, praktycznie każdy dorosły mieszkaniec
owej wsi osobiście przeżył przez okropności
drugiej wojny światowej i na własne oczy
widział sporo zbrodni popełnianych przez
Hitlerowców. W praktycznie więc każdym dorosłym
mieszkańcu owej wsi ciągle żywa była wówczas
wiedza do czego prowadzi ślepe wykonywanie
niemoralnych rozkazów. Wszakże to
właśnie w wyniku drugiej wojny światowej
świat się dowiedział jak bestialscy mogą
być ludzie, którzy potem bronią się wymówkami
"ja tylko wypełniałem
rozkazy". Dlatego znacząca większość
ówczesnych mieszkańców wsi Cielcza stosowała
się do "niepisanej" i do "oficjalnie niewypowiadanej"
zasady moralnej, nakazującej im w zdecydowany
sposób NIE wykonuj
niemoralnych rozkazów. Ta ich
"zasada moralna" była jednak wdrażana przez
mieszkańców wsi Cielcza w dosyć mądry i
przewidujący sposób - tj. dokładnie tak jak
nakazują nam to ogromnie istotne słowa
Jezusa "Oddajcie więc Cezarowi (Cesarzowi)
to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy
do Boga" (Biblia, Mateusz 22:21,
Marek 12:17, Łukasz 20:25) wyjaśniane
szerzej w punkcie #C4.2 strony o nazwie
morals_pl.htm.
Mianowicie, jej wdrażanie następowało dyskretnie
i zawsze miało ono pokojowy charakter "niewykonywania
niemoralnych rozkazów niemanifestowanego otwarcie".
Mianowicie, kiedykolwiek którymś z nich wydawany
był jakiś niemoralny rozkaz lub nakaz przełożonych
czy władz, który wyraźnie kolidował z nakazami Boga
zawartymi w Biblii, lub z nakazami ich sumienia,
wówczas "NIE wykonywali oni tego niemoralnego
rozkazu czy nakazu", jednak zawsze przy tym znajdowali
jakiś sposób i powód aby go "przeoczyć", "zapomnieć",
"niezrozumieć", "chybić", "musieć przerwać",
"spartaczyć", itp. Innymi słowy, mieszkańcy
wsi Cielcza otwarcie się NIE buntowali ani
się NIE sprzeciwiali swoim przełożonym
czy władzom, którzy wydawali im dane
niemoralne nakazy lub rozkazy, a
zwyczajnie zawsze znajdowali jakiś sposób
aby owych nakazów czy rozkazów cichcem
NIE wykonać, a jednocześnie aby za owo
niewykonanie NIE podpaść swoim przełożonym
czy władzom i aby z tego powodu samemu NIE
oberwać. Wszakże, zależnie od sytuacji, istnieje
tysiące odmiennych sposobów, przeszkód, lub
wymówek, aby NIE wykonać tego co niemoralne.
Przykładowo, na wykonanie każdego nakazu czy
rozkazu może wykonującemu zabraknąć czasu,
coś może owo wykonanie nagle przerwać lub
unieważnić, podczas jego wykonywania wymagany
sprzęt może się popsuć lub zaciąć, o nakazie
można zapomnieć lub go przeoczyć, wykonanie
zawsze można przypadkowo spartaczyć czy chybić,
do potencjalnej ofary owego nakazu czy rozkazu
mogą się odnosić jakieś specjalne okoliczności
czy prawa, potencjalna ofiara może nagle uciec
wykonawcy danego rozkazu, itd., itp. W ten
sposób, kiedy było trzeba, mieszkańcy Cielczy
zawsze dyskretnie znajdowali sposób aby "moralności
stało się zadość", a jednocześnie aby oni sami NIE
podpadli za to swoim przełożonym czy władzom.
Można więc powiedzieć, że do perfekcji opanowali
oni umiejętność wybierania i realizowanie takich działań,
przy których "wilk był syty i owca była cała".
Mnie osobiście w tamtym cichym i dyskretnym
odmawianiu przez mieszkańców Cielczy
wykonywania "niemoralnych rozkazów" najbardziej
fascynuje, że tą swoją "zasadę moralną" wdrażali
oni wyłącznie na bazie swojej religijności, oraz swej
wiary we właściwość nakazów Boga, podszeptów
swego sumienia, moralnej oceny sytuacji, itp.
Wszakże w tamtych czasach ludzie NIE poznali
jeszcze faktów które dopiero niedawno odkryła
i udokumentowała nowa "totaliztyczna nauka",
mianowicie że 'dokonywanie
czegokolwiek co jest sprzeczne z nakazami Boga
i sumienia, jest jak próby "kopania się z koniem" -
tj. w zamian za mizernego "kopniaka" który w ten
sposób ktoś wymierza Bogu, w zwrocie otrzyma
on potem "kopnięcie" od Boga z jakiego często
już się nigdy NIE wygrzebie'. Wszakże
materiał dowodowy na surowe karanie przez
Boga niemoralnego zachowania jeszcze w tym
samym naszym życiu fizycznym, nigdy NIE
był gromadzony ani dokumentowany przez starą
"ateistyczną naukę ortodoksyjną" - która do dzisiaj
utrzymuje oficjalny "monopol na wiedzę" i stąd do
dzisiaj dezinformuje ona ludzkość w sprawach
moralności. Z kolei przez nową "naukę totaliztyczną"
materiał ten zaczął być gromadzony i dokumentowany
dopiero niedawno - bo począwszy od 2010 roku.
(Po przykłady tego materiału dowodowego warto
zaglądnąć do punktów #G1 do #G8 strony o nazwie
will_pl.htm,
punktów #C7 i #I1 strony o nazwie
seismograph_pl.htm,
do punktu #C3.1 strony o nazwie
malbork.htm,
do punktów #I3 do #I5 strony o nazwie
petone_pl.htm,
czy do punktu #A1 strony o nazwie
evolution_pl.htm.)
Ja w swoim ówczesnym życiu w Cielczy wielokrotnie
doświadczałem na sobie działania tejże moralnej
zasady "NIE wykonuj niemoralnych nakazów". Aby
dać tutaj chociaż jeden przykład jej działania, opiszę
tu sprawę "legitymacji szkolnej", która była
jedną z sytuacji w jakiej działanie owej zasady się
ujawniało. Owa "legitymacja szkolna" to był rodzaj
"dowodu osobistego" noszonego przez ówczesne
dzieci. Miała ona zdjęcie, jednak aby była ważna
władze szkoły do której uczęszczało dane dziecko
musiały w każdym roku szkolnym opieczętować
jej ważność na jej odwrotnej stronie. Bez pieczęci
z danego roku, traciła ona ważność. A warto było
mieć ją ważną, ponieważ kiedy dane dziecko
podróżowało pociągiem, wówczas na ważną taką
legitymację przysługiwała 33% zniżka ceny biletu.
Kiedy jednak jakieś dziecko podróżowało na taki
zniżkowy bilet, konduktorzy w pociągu mieli nakaz
władz i swoich przełożonych aby sprawdzać czy
dane dziecko ma przy sobie taką ważną "legotymację
szkolną" (tj. ma przy sobie legitymację opieczętowaną na dany
rok szkolny). Sprawdzanie to było jednak duplikowaniem
nadzoru władz nad ludźmi. Wszakże w ówczesnej Polsce
wszystkie dzieci w wieku poniżej 14 lat miały obowiązek
uczęszczania do szkoły, zaś za zaniedbanie tego
obowiązku rodzicom groziły poważne kary. W całej
ówczesnej Polsce prawdopodobnie NIE było więc wówczas
nawet jednego dziecka w wieku poniżej 14 lat, które
NIE uczęszczałoby do jakiejś szkoły. Praktycznie więc
nawet i bez owej legitymacji szkolnej, każdemu dziecku
oficjalnie należała się wtedy zniżkowa cena biletu -
szczególnie, że dzieciom w wieku poprzedzającym
szkolny, przysługiwała wtedy nawet jeszcze wyższa
zniżka niż owe 33%. Na przekór tego, zapewne
aby ugruntowywać "społeczną dyscyplinę",
jeśli jakieś dziecko w wieku poniżej 14 lat złapane
było na używaniu zniżkowego biletu, jednak NIE
mogło wylegitymować się posiadaniem ważnej
(tj. "opieczętowanej" na dany rok) "legitymacji
szkolnej", wówczas groziła mu spora kara finasowa
lub nawet wyrok "kolegium orzekającego". Konduktorzy
zaś w pociągach mieli nakaz swoich przełożonych
aby wyłapywać takie dzieci korzystające ze zniżki
na bilety, jednak NIE mogące wylegitymować się w
pociągu posiadaniem ważnych "legitymacji szkolnych".
Wieś Cielcza w owym czasie była "wsią kolejarzy" -
tj. gro jej mieszkańców pracowało wtedy na kolei.
Sporo więc konduktorów w ówczesnych pociągach
pochodziło właśnie z owej wsi. Na przekór mojego
młodego wieku, ja często samotnie przejeżdzałem
wówczas pociągami pomiedzy Jarocinem i Miliczem,
czyli pomiędzy miejscami zamieszkania moich
dziadków i rodziców. Oczywiście, pochodząc
z biednej rodziny zawsze kupowałem sobie ów
zniżkowy bilet kolejowy jaki należał się dzieciom
posiadającym ważną "legitymację szkolną".
Niestety, z jakichś powodów - które obecnie
już zapomniałem, NIE mogłem wtedy uzyskać owej
"pieczątki" na odwrocie mojej legitymacji szkolnej,
która nadawałaby jej ważność. Jednak w owych
czasach wszystkie dzieci wiedziały, że taka pieczątka
może być zreprodukowana z odwrotu 10-groszowej
monety. Wszakże pieczątka miała prostą formę "orzełka"
(tj. godła ówczesnej Polski) wpisanego w okrąg.
Takie zaś same "orzełki" wpisane w okrąg dawały
się łatwo skopiować z odwrotnej strony ówczesnych
10-groszowych monet. Jako więc przesiębiorczy
pięcioklasista, też uważałem, że brak tej pieczątki
wcale NIE jest "problemem". Stąd pomalowałem ową
10-groszaową monetę farbą i odcisnąłem pięknego
orzełka na odwrocie swej "legitymacji szkolnej".
Potem zaś z pewnością siebie "ojca chrzestnego
w amerykańskiej mafii" kupowałem na ową
legitymację zniżkowe bilety kolejowe i podróżnowałem
pomiędzy domami rodziców i babci. Odnotowałem jednak,
że za każdym razem kiedy konduktor w pociągu sprawdzał
mój bilet i moją "legitymację szkolną", rzucał mi dosyć
przeniklliwe i wymowne spojrzenie. Posądzałem więc,
że prawdopodobnie konduktor poznawał się jakoś
na fakcie iż to ja sam "przedłużyłem" sobie ważność
swojej "legitymacji szkolnej", jednak odnotowując
mój młody wygląd, fakt podróżowania bez rodziców
czy opiekunów, oraz ubogi ubiór jaki dowodził że
pochodzę z bardzo biednej rodziny (tylko bowiem
na zakup najbardziej tanich ubiorów było wówczas
stać moich rodziców i moją babcię), NIE chce on
skazywać mnie na kary pieniężne ani na "kolegium
orzekające" - udaje więc że NIE zauważył tego "przedłużenia".
(W owym czasie wyglądałem zbyt młodo aby obowiązkowo
NIE uczęszczać do szkoły - patrz mój ówczesny wygląd
widoczny na zdjęciu z "Fot. #G1b", jednocześnie zaś
mojej rodziny NIE było wówczas stać na zakupienie
mi ubrania którego jakość by NIE ujawniała konduktorowi
od razu, iż wcale NIE pochodzę z bogatego domu.)
Nie miałem jednak wtedy jeszcze potwierdzenia, iż owo
"ignorowanie nakazu swych przełożonych przez tamtych
konduktorów" było faktem, tj. że wiedzieli oni iż moja
legitymacja szkolna jest nieaktualna, jednak NIE aresztowali
mnie z tego powodu. Stąd owa sytuacja z moim użyciem
"legitymacji szkolnej" o osobiście "przedłużonej" ważności
powtórzyła się wówczas aż kilkakrotnie. Dopiero kiedy
dorosłem, poznałem potwierdzenie, że faktycznie wszyscy
tamci konduktorzy doskonale wiedzieli iż sam "przedłużyłem"
swoją "legitymację szkolną". Tyle, że wobec mnie ich
sumienie im podpowiadało, iż w przypadku tak młodego
i ubogo ubranego chłopca ukaranie go mandatem lub
kolegium orzekającym byłoby niemoralnym postępowaniem,
dlatego decydowali, że w moim przypadku zastosują
oni ową "zasadę moralną" obowiązującą w Cielczy,
aby "NIE wykonywać nakazu jaki w odniesieniu do
mnie okazałby się niemoralnym postępowaniem".
Chodzi bowiem o to, że "orzełek" odbity z monety na
moją "legitymację szkolną" miał zwrócony swój dziób
w kiedunku swego "lewego skrzydła", podczas
gdy "orzełki" wbijane przez władze szkolne miały
na owych legitymacjach dzioby zawsze
zwrócone ku swemu prawemu skrzydłu. Konduktorzy
kolejowi doskonale wiedzieli o tym fakcie (ja sam potem
dowiedziałem się o tym właśnie od jednego z konduktorów).
Na mojej zaś dziecinnie "przedłużonej" legitymacji szkolnej
"orzełek" wyraźnie zwracał swój dziób w niewłaściwym
kierunku - czego żaden konduktor NIE mógł nie odnotować.
Osoby jakie skrupulatnie wykonywały nawet niemoralne
nakazy czy rozkazy swych przełożonych lub władz,
w ówczesnej Cielczy określano mianem "służbista".
Miano to było doskonale dobrane. Wszakże NIE
było ono negatywne, a więc NIE obrażało i stąd
NIE zmuszało tak nazywanego aby ten np.
podawał kogoś do sądu. Jednocześnie zaś było
bardzo informacyjne i wyjaśniało każdemu,
że w sytuacjach kiedy
"ludzkie prawa lub nakazy" kolidują z "moralnością"
wymaganą przez Boga, wówczas zamiast
wybrać moralne postępowanie, "służbista" zawsze
wybierze wypełnianie niedoskonałych praw lub
nakazów ludzkich. Ludzie którzy
wyrobili tam dla siebie ową reputację "służbisty",
faktycznie praktykowali w swym codziennym życiu
rodzaj moralności który w punkcie #B2 strony o nazwie
morals_pl.htm
nazywany jest "naukową moralnością".
Osoby bowiem które już wówczas praktykowały ową
naukową moralność "służbisty", zawsze miały ku temu
jakieś ideologiczne powody. Były więc np. "ateistami"
lub "członkami partii" - co typowo oznaczało, że głęboko
wierzyły w słuszność ścisłego przestrzegania ludzkich
praw. (Oczywiście, owa ich głęboka wiara wcale
NIE oznaczała, że NIE byli w błędzie.) Jako tacy,
"służbiści" wyraźnie się różnili od ludzi praktykujących wysoce niemoralną
filozofię pasożytnictwa -
którzy typowo NIE przestrzegają żadnych zasad
ani praw.
Co jednak najbardziej wymowne, w późniejszym
swym życiu odkryłem, że owa "naukowa moralność"
(jakiej niektóre negatywne następstwa opisane
zostały m.in. w punkcie #I5 strony o nazwie
petone_pl.htm)
wmuszana jest ludzkości w coraz większej liczbie
miejsc na świecie. Jedną zaś z jej cech jest, iż
"naukowa moralność"
nakazuje aby ślepo wykonywać nakazy władz,
przełożonych, ludzkich praw, itp., bez sprawdzenia czy są
one "moralne" - czyli czy są zgodne z boskimi nakazami
zawartymi w Biblii, lub z podszeptami sumienia.
W rezultacie, zamiast wykonywać to co jest "faktycznie
moralne", te coraz nieliczniejsze z dzisiejszych
społeczeństw, w których ciągle panuje relatywny
porządek i praworządność, wykonują już głównie
tylko to, co nakazują im władze, przełożeni, lokalne
prawo, żądza zysku, itp. Żaden też z nich zdaje
się NIE zadawać sobie pytania, "jak nasz świat
wyglądałby gdyby wszyscy ludzie wykonywali tylko to
co jest zgodne z boskimi nakazami zawartymi w Biblii,
lub z głosem sumienia?". Przykładowo, jak wyglądałby
świat w którym NIE strzela się do bliźnich, NIE uśmierca
obcokrajowców, NIE produkuje papierosów i alkoholu,
NIE handluje narkotykami, NIE buduje kasyn gry,
NIE zmusza staruszków i dzieci do pracy zarobkowej,
NIE pozbawia zatrudnienia za wyrażenie prawdy,
NIE stawia przed sądem za ujawnienie czyjegś świństwa,
NIE pozwala aby zamiast sprawiedliwych procesy sądowe
wygrywali ci których stać na opłacenie najdroższych
adwokatów, NIE gloryfikuje sportowców którzy zamiast
trenowania swego ciała faszerują je chemikaliami, NIE
eksploatuje seksualnie młodocianych, NIE gwałci
kobiet, NIE rozwodzi z byle powodu, NIE nakazuje
aby ignorować zalecenia Boga dotyczące zalet
wielożeństwa i zmusza aby jednocześnie mieć
tylko jedną żonę lub tylko jednego męża -
tak jak wyjaśnia to punkt #J2.2.2 na stronie
morals_pl.htm,
itd., itp. Podobnie dzisiejsi politycy i dzisiejsze prawodawstwo
"zapominają" już sprawdzać, czy jakieś nowo-uchwalane
prawo jest zgodne z nakazami Boga lub z ludzkim sumieniem,
zaś moja sugestia, opisana m.in. w punkcie #A3 i we "wstępie" do strony
pajak_dla_prezydentury_2020.htm,
aby w rządzie kraju ustanowić specjalny "urząd weryfikujący" -
który sprawdzałby zgodność każdego prawa wydawanego przez
rząd lub uchwalanego przez sejm z przykazaniami i wymoganiami
Boga, spotkało się tylko z szyderstwem najróżniejszych
krytykantów. W rezultacie, dawno minęły już czasy, kiedy w
uchwalane prawa wbudowywane byłyby wyjątki w rodzaju
owych "consciencious objectors" wbudowanych w
dawne angielskie prawo poboru do wojska (które pozwalało
ludziom wierzącym w Boga odmawianie pójścia do wojska
lub na wojnę i zabijania tam swych bliźnich), a wydawane
są już tylko prawa i nakazy w rodzaju "prawa przeciwklapsowego"
(które surowo karze rodziców nawet karami więzienia za użycie
rózgi lub innej kary cielesnej dla dyscyplinowania co bardziej
rozwydrzonych własnych dzieci) - tj. prawa w Nowej Zelandii
obowiązującego wszystkich obywateli, zaś opisanego dokładniej
w punktach #B5.1 i #G1 mojej strony o nazwie
will_pl.htm.
Wszystkie zaś tego typu prawa i nakazy ślepo "tratują"
po przykazaniach i wymogach Boga, po podszeptach
sumienia, po ludzkim poczuciu moralności, itp.
Przez jak długo owa "zasada moralna" stwierdzająca
"NIE wykonuj niemoralnych rozkazów" była powszechnie
stosowana w Cielczy, tego niestety ja już NIE wiem.
Po tym bowiem jak moja babcia zmarła w dniu 4
października 1959 roku, a moja rodzina sprzedała
jej domek, zniknęły też powody dla mojego odwiedzania
tej wioski. Wprawdzie później przejeżdzałem parę razy
szosą wiodącą przez Cielczę, zatrzymując się tam
nawet na krótko aby ponownie rzucić okiem na były
dom swej babci, a także na kościół, swoją byłą szkołę
i na most na Lubieszce na którym często kiedyś się bawiłem
wraz z kolegami, jednak niemal nigdy już potem NIE
rozmawiałem dłużej z jakimkolwiek mieszkańcem Cielczy.
Niemniej z "przecieków" o sytuacji moralnej w Polsce
jakie ostatnio docierają do reszty świata, posądzam
że także i w owej kiedyś pedantycznie moralnej Cielczy,
do dzisiaj moralność obniżyła się w podobnym stopniu
jak ta z reszty Polski.
To zaś oznacza, że w Cielczy prawdopodobnie
nikt już teraz NIE ryzykuje narażenie się władzom czy
przełożonym aby wypełnić nakazy Boga z Biblii czy ze
swego sumienia. Taką zresztą sytuację z moralnością zdają
się też obiektywnie potwierdzać coraz częstrze obecnie
w Polsce kataklizmiczne tornada, ulewy, powodzie, mrozy,
itp. Wszakże zgodnie z ustaleniami "totaliztycznej nauki",
opisywanymi m.in. na stronach
petone_pl.htm czy
quake_pl.htm,
tego typu kataklizmy reprezentują wysiłki Boga aby
zainicjować odnowę moralną w dotykanych nimi społecznościach.
Dla nadrzędnych powodów Bóg postwarzał ludzi
jako wysoce niedoskonałe istoty - co
wyjaśnia dokładniej m.in. punkt #B2 na stronie o nazwie
antichrist_pl.htm,
a także cała strona o nazwie
humanity_pl.htm.
Z powodu zaś tej ich niedoskonałości, wszystko
co ludzie czynią też zawiera w sobie jakąś
niedoskonałość. Dlatego mniejsze lub większe
niedoskonałości są zawarte nie tylko w chwilowych
rozkazach i nakazach władz czy przełożonych,
ale także w całych dzisiejszych systemach
politycznych, uchwałach rządu, ludzkich
prawach, podatkach - szczegółnie w VAT
(patrz punkt #T1 na stronie
humanity_pl.htm),
twierdzeniach oficjalnej nauki, a także w
niemal wszelkich innych wytworach ludzkich
rąk i umysłów - włączając w to także
filozofię totalizmu
(to dlatego filozofia totalizmu nieustannie
sama stara się ulepszać, oraz wykrywać
i eliminować te niedoskonałości jakie
z całą pewnością i do niej się powkradały).
To z tego właśnie powodu, cokolwiek dzisiaj
jest nam wmawiane jako "patriotyczny obowiązek"
czy "żywotny interes instytucji, miasta, państwa
lub narodu" - przykładowo jak odbudowanie
krzyżackiej Madonny opisane w punkcie #C7 strony
malbork.htm,
jutro może się okazać próbą "kopania się z Bogiem"
lub nawet zwykłą zbrodnią, za które kara
wcale NIE ominie tych co "tylko wykonywali
rozkazy". To także z powodu tych niedoskonałości,
w codziennym życiu często natykamy się na sytuacje,
kiedy ludzkie prawa, nakazy władz czy przełożonych,
czy nawet zawodowe wymogi generowania zysku,
mogą stawać w jawnej kolizji z tym co nakazują
nam wymagania Boga wyrażone słowami Biblii
lub podszeptami naszego sumienia. Wszakże
nakazy Boga są ponadczasowe i NIE ulegają
one zmianie po każdych wyborach czy po
każdej zmianie pracodawcy. Ponadto, Bóg
ma absolutną władzę nad nami i tylko głupi
podejmuje z Nim siłowanie się w rodzaju "kto kogo
kopnie silniej". Co zaś istotniejsze, Boga NIE
daje się zwodzić - stąd z upływem czasu
sprawiedliwie nas ukarze za każde świństwo
i za każdą niemoralność jakie w swym życiu
popełniliśmy. Dlatego, jeśli następnym razem
w codziennym życiu natykamy się na sytuację,
że ludzkie prawo, nakazy władz, rozkaz naszego
przełożonego, czyjaś zachłanność i materializm,
itp., nakazuje nam uczynić coś, co stoi w kolizji
z naszą znajomością zaleceń Boga, naszym
sumieniem, naszym zrozumieniem moralnego
postępowania, itp., wówczas być może warto
zapytać siebie samego: 'czy ludzkość więcej
skorzysta jeśli postąpimy jak "służbiści", czy
też jeśli wykażemy zrozumienie dla opisanej
tu "zasady moralnej" stosowanej we wsi
Cielcza z lat 1957 i 1958'.
Opisy niniejszego punktu pozwalają na przeprowadzenie
interesującego "testu moralnego" zdefiniowanego
w podpisie pod "Fot. #G1b". Sugerowałbym aby
czytelnik poddał temu testowi zarówno siebie
jak i osoby które są mu bliskie. Wyklaruje on
bowiem wiele spraw na temat zasad moralnych
jakie poddające mu się osoby stosują w swoim
codziennym życiu. Przykładowo wyklaruje on
czy poddający się temu testowi myśli i działa
w kategoriach "naukowej moralności" i "ludzkiego
systemu legalnego" - których celem jest egoistyczne
wspieranie dzisiejszych ludzkich nawyków,
trendów, rządz, wymogów, tendencji, itp.; czy też
raczej myśli i działa on w kategoriach "faktycznej
moralności" nakazywanej nam przez Boga i surowo
od nas egzekwowanej (tak jak dokumentuje to
np. punkt #C3.1 na stronie
malbork.htm) -
której celem jest ustanawianie wśród ludzi takich
ponadczasowych stosunków, sytuacji, atmosfery,
sposobów myślenia, zasad współżycia, tradycji,
itp., jakie najbardziej sprzyjają gromadzeniu
wiedzy, podnoszeniu zaawansowania
cywilizacyjnego całej ludzkości, oraz
stopniowemu wypracowaniu na Ziemi
szczęśliwego życia wszystkich ludzi.
#L4.
Uformowanie "moralności grupowej" wsi Cielcza
w tzw. "samoszachującą się konfigurację":
Najistotniejszym jednak powodem dla którego
wszystkie powyższe cechy "grupowej moralności"
wsi Cielcza spowodowały trwałe zachowywanie
przez społeczność owej wsi owych poszukiwanych
przez większość ludzi zachowań społecznych,
było uformowanie tam tzw. "samoszachującej
się konfiguracji ludzkiej" która utrzymywała w
stanie długiej stabilności cały tamtejszy system socjalny.
Ja badam takie samoszachujące się konfiguracje
i systemy ludzkie od dłuższego już czasu. Wszakże
jedna z nich obecnie paralizuje Nową Zelandię
która stała się moją drugą ojczyzną. (W Nowej
Zelandii są one nazywane "kulturą czegoś tam" -
np. "kulturą znęcania się" ("bullying"), "kulturą
zachłanności", "kulturą popierania znajomków",
"kulturą używania narkotyków", itp.) Z moich
badań zaś wynika, że to właśnie takie konfiguracje
powodują, iż określony rodzaj zachowań społecznych
dominuje daną społeczność przez znacznie
dłuższy niż normalnie czas. Jeśli
zaś wywierają one negatywny wpływ na ludzi,
wówczas potrafią całkowicie "wykoleić" daną
społeczność. Najszersze opisy jednej z takich
właśnie "wzajemnie szachujących
się konfiguracji ludzkich" zaprezentowałem
w podrozdziale O3 z tomu 12 mojej nieco starszej
monografii [1/4],
zaś po zaktualizowaniu powtórzyłem je także
w podrozdziale V3 z tomu 17 mojej najnowszej
monografii [1/5].
#L5.
Obecność w Cielczy tzw.
"10 sprawiedliwych"
oraz ich wpływ na atmosferę moralną i losy wioski:
W punkcie #I1 odmiennej strony o nazwie
quake_pl.htm
wyjaśniłem szczegółowo jak znaczący wpływ
na atmosferę moralną i na losy danej miejscowości
posiadają szczególnie moralni ludzie, jakich polskojęzyczne
Biblie
zwykle nazywają słowem "sprawiedliwi". Najbardziej
jednak interesujące w sprawie owych "sprawiedliwych"
jest to, że moja wiedza na ich temat wywodzi się
właśnie ze wsi Cielcza. Mój dziadek mieszkający
na stałe w Cielczy był bowiem jednym z owych
ogromnie rzadkich ludzi, jakich Biblia nazywa
"sprawiedliwymi". To dzięki obcowaniu z nim,
dokładnie poznałem cechy owych ogromnie
dzisiaj rzadkich ludzi - dzięki czemu obecnie potrafię
rozpoznać "sprawiedliwego" już po zamienieniu
z nim kilku słów. Niezależnie od mojego dziadka,
z całą pewnością w Cielczy zamieszkiwało też
wówczas owych co najmniej "10 sprawiedliwych"
wymaganych przez Boga (aczkolwiek w tamtych
czasach ja osobiście NIE zidentyfikowałem żadnego
innego z nich, ani nawet NIE nabyłem jeszcze wiedzy
o unikalności i rzadkości pojawiania się takich ludzi).
Niemal też z całą pewnością owych "10 sprawiedliwych"
mieszkało w Cielczy nadal w czasach kiedy ja tam
zamieszkiwałem. Wszakże w Cielczy panowała wówczas
unikalna atmosfera moralna którą opisałem na tej stronie,
a o której obecnie wiem, że panuje ona jedynie
w miejscowościach jakie chronione są przed
"złem" obecnością w nich właśnie owych co najmniej
"10 sprawiedliwych". Natura w Cielczy zachowywała
się też dokładnie tak, jak obecnie wiem, że zachowuje
się natura miejscowości zamieszkałych przez owych
co najmniej "10 sprawiedliwych" - po szczegóły patrz
wyjaśnienia z punktów #I3 do #I5 strony o nazwie
petone_pl.htm.
Ponadto wieś Cielcza chroniona też była w tamtym
okresie przed wszelkimi kataklizmami jakie dotykały inne
miejscowości - przykładowo przed wyniszczającymi
efektami drugiej wojny światowej. Z obietnicy zaś
danej ludziom przez Boga w Biblii wiadomo, że
ochronę przed kataklizmami - podobną do tej jaką
cieszyła się wówczas Cielcza, otrzymują jedynie
miejscowości zamieszkiwane przez owych wymaganych
co najmniej "10 sprawiedliwych".
Część #M:
W jaki więc sposób inne społeczności mogą upodobnić swoje życie do życia opisywanej tu wsi Cielcza?
#M1.
Kluczem do harmonijnego i szczęśliwego życia społecznego jest praktykowanie tej właściwej "moralności grupowej":
Receptura na harmonijne i szczęśliwe życie
społeczne jest prosta - mianowicie dany
"intelekt grupowy" musi praktykować właściwy
rodzaj "moralności grupowej". Problem
jednak z praktycznym wdrożeniem tej receptury
polega na tym, że tak naprawdę to narazie nikt
NIE zdefiniował klarownie cech i wymogów jakie
musi spełniać owa właściwa "moralność grupowa".
Wszakże stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna"
ze swoją definicją "naukowej moralności" ma
zupełnie wypaczone zrozumienie czym "moralność"
naprawdę jest (tj. upowszechnia ona błędną
definicję "moralności" opisaną w punkcie #B2 strony o nazwie
morals_pl.htm).
W rezultacie nauka ta zamiast pomagać ludzkości
żyć "moralnie", faktycznie jest źródłem wszelkich
"niemoralności" jakie trapią dzisiejszy świat i wiodą
go wprost do samo-zniszczenia - tak jak opisuje to
punkt #I1 ze strony o nazwie
god_istnieje.htm).
Z kolei religie bazują na już zbyt przestarzałej wiedzy,
która na dodatek w międzyczasie została powypaczana
spekulacjami najróżniejszych religijnych myślicieli,
aby to ona mogła nam klarownie wyjaśnić owe
cechy "moralności grupowej" wymagane od
harmonijnie i szczęśliwie żyjących społeczności.
Jedyna więc droga do wypracowania przez ludzi
sprawdzającej się w życiu receptury sprowadza
się do starannym badaniu i kopiowaniu "moralności
grupowej" tych społeczności o których jest nam
wiadomo że wiodą harmonijne i szczęśliwe życie.
Niestety, społeczności takich jest obecnie coraz
mniej na naszej planecie. Ja w swoich nieustannych
wędrówkach po świecie "za chlebem" spotkałem
ich tak niewiele, że mógłbym policzyć je na palcach
jednej ręki. Na dodatek, w tych na jakie się natknąłem
już w swoim dorosłym życiu, przebywałem zbyt krótko,
a także byłem wówczas zbyt zajęty zapracowywaniem
na chleb i na swe utrzymanie, aby ciagle mieć czas
na ich dokładne badanie i na identyfikowanie cech ich
"moralności grupowej". Jedyną więc szczęsliwą i
harmonijną społecznością, której cechy poznałem
dokładnie i "od podszewki", jest właśnie opisana tu
wieć Cielcza z lat 1957 i 1958. Dlatego moją radą
dla czytających te słowa jest "kopiuj i naśladuj
'moralność grupową' wsi Cielcza z lat 1957 i 1958,
a w gwarantowany sposób jakość twojego życia
społecznego ulegnie drastycznej poprawie".
Część #?:
...(Te części niniejszej strony są zarezerwowane do przyszłego jej poszerzania)...
#?1.
...(Punkty zarazerwowane do przyszłego użycia i napisania)...
Część #Z:
Podsumowanie i końcowe informacje tej strony:
#Z1.
Podsumowanie tej strony:
Niezwyłe można znaleźć tam gdzie nikt go
znaleźć się NIE spodziewa. Definitywnie
ta reguła potwierdza się także dla wsi Cielcza
o której instnieniu czytelnik zapewne nigdy
przedtem NIE słyszał.
Odnotuj, że pisanie
niniejszej strony NIE zostało jeszcze zakończone.
Dlatego warto stronę tą odwiedzić ponownie za
jakiś czas.)
#Z2.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
#Z3.
Blogi totalizmu:
Warto także okresowo sprawdzać "blogi totalizmu"
które działają już od kwietnia 2005 roku, ostatnio
pod adresami:
totalizm.wordpress.com (wpisy od #89 = tj. od 2006/11/11)
kodig.blogi.pl (wpisy od #293 = tj. od 2018/2/23)
drjanpajak.blogspot.co.nz (wpisy od #293 = tj. od 2018/3/16)
Wszystkie wpisy do blogów totalizmu (niemal każdy z których
to wpisów jest tłumaczony i powtórnie publikowany w języku
angielskim) są też publikowane w moim opracowaniu [13]
dostępnym gratisowo za pośrednictwem strony internetowej o nazwie
tekst_13.htm.
Aktualne zestawienie adresów moich blogów
zawarte jest też na stronie z tematycznym
skorowidzem wyników moich badań - tj. na w/w stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Na końcu każdego wpisu do swych blogów staram
się podać zestaw adresów witryn internetowych,
które oferują najaktualniejsze wersje wszystkich
moich stron internetowych (odnotuj, że z powodu
powtarzalnego deletowania witryn z moimi stronami,
adresy te zmieniają się z upływem czasu). To z
zestawień adresów owych witryn publikowanych
pod najnowszymi wpisami do blogów totalizmu
rekomenduję ściągać i czytać najaktualniejsze
wersje moich stron oraz opracowań.
Na blogu totalizmu wiele zdarzeń omawianych
na tej stronie naświetlane jest dodatkowymi
informacjami spisywanymi w miarę jak zdarzenia
te się rozwijają przed naszymi oczami.
Warto tu też dodać, że osobom starającym się
poznać moje autentyczne opisy wyników swych
badań, wyszukiwarki internetowe usilnie podsuwają
blogi (i inne internetowe publikacje), które wyglądają
jak moje, jednak zawierają jedynie czyjeś prywatne
opinie o moich badaniach (często mijające się z
prawdą, a niekiedy nawet celowo zwodzące czytelników).
W chwili pisania niniejszego punktu, owe NIE moje blogi
(na jakie już się natknąłem) były dostępne pod adresami:
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy film
Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku
upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com
pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych (tj.
polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająk,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająk,
pod jakie można wysyłać ewentualne uwagi, własne
opinie, lub informacje jakie zdaniem czytelnika
autor tej strony powinien poznać, podane są na
autobiograficznej stronie internetowej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dalszych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Powodem dla którego czytelnik ma prawo do
kurtuazyjnego adresowania autora tej strony
tytułem profesor wynika z faktu,
że z profesorami jest tak jak z generałami.
Znaczy, jeśli ktoś raz
był profesorem, wówczas grzecznościowo
jest już profesorem przez resztę życia.
Autor zaś tej strony był profesorem
aż na 4 odmiennych uniwersytetach,
przez okres około 7 lat. Mianowicie,
na trzech z tych uniwersytetów, w okresie
od 1 września 1992 roku aż do 31
października 1998 roku, autor pracował
jako odpowiednik polskiego "profesora
nadzwyczajnego" - czyli zachodniego
tzw. "Associate Professor" (z angielskiej
uczelnianej hierarchii naukowej). Z kolei
na jednej uczelni, w okresie od 1 marca
2007 roku do 31 grudnia 2007 roku, autor
pracował na stanowisku odpowiadającym
pełnemu polskiemu "profesorowi zwyczajnemu",
tj. na tzw. (Full) "Professor". Tak się też
składało, że tamto zatrudnienie na stanowisku
"Professor" było też ostatnim miejscem
zatrudnienia jego życia zawodowego.
Autor odszedł więc na emeryturę jako
"były profesor".
Po odlocie z Polski w 1982 roku, autor nieustannie
ponawiał wysiłki i inicjatywy aby móc powrócić
do kraju i aby jego wiedza i doświadczenie mogły
też służyć ojczyźnie w której się urodził. Wszakże
wiedział doskonale, że skoro poza granicami kraju
zdołał przełamać przeszkody językowe, uprzedzenia
jakie często mają tam wobec Polaków, wymogi
odmiennych metod nauczania, różnice kulturowe,
itp., osiągając tam pozycję pełnego profesora,
wówczas z całą pewnością miał też wiele do zaoferowania
uczelniom w swojej własnej ojczyźnie. Niestety,
wszystkie te inicjatywy i wysiłki autora były niweczone
przez najróżniejszych rodaków którzy najwyraźniej
zadedykowali swoje życie służeniu zjawisku jakie w punkcie #G1 strony
eco_cars_pl.htm
opisywane jest pod nazwą "przekleństwo
wynalazców". Najbliższe sukcesu były dwie
z takich inicjatyw autora tej strony. Pierwsza z nich
miała miejsce w 1986 roku, tj. zaraz po opublikowaniu
w Nowej Zelandii monografii naukowej [1] "Teoria
Magnokraftu - monografia o dyskoidalnym statku
kosmicznym napędzanym pulsującym polem
magnetycznym" (wydanie I, polskojęzyczne, marzec
1986, Invercargill, Nowa Zelandia, ISBN 0-9597698-5-4,
136 stron, 58 rysunków) - której treść była pierwowzorem
dla obecnej treści tomów 3 i 2 najnowszej jego
monografii [1/5].
Tamta monografia [1] opisywała wynaleziony
przez autora statek kosmiczny nazywany
magnokraftem
oraz urządzenie napędowe dla owego statku zwane
komorą oscylacyjną.
Po opublikowaniu monografii [1] autor zwrócił się oficjalnie
do Rady Naukowej Instytutu TBM Politechniki Wrocławskiej
o pozwolenie mu na otwarcie przewodu habilitacyjnego
i na obronienie rozprawy habilitacyjnej o owym statku -
tak jak to wyjaśniam w punkcie #J1 strony
magnocraft_pl.htm
oraz w #69 z części #D strony
rok.htm.
Niestety, Rana Naukowa I-TBM odmówiła mu wówczas
tego pozwolenia, wymawiając się że NIE ma w swoim
gronie specjalistów którzy zajmowaliby się badaniami
magnokraftu (chciaż autor wyraźnie zaznaczył w swoim
wniosku-prośbie o otwarcie przewodu habilitacyjnego,
że magnokraft jest jego wynalazkiem i że nikt przedtem
na całym świecie NIE badal i NIE rozwijał tego rodzaju
napędu dla statków kosmicznych). Wielka szkoda, że
tamta inicjatywa autora została ustrzelona, bowiem gdyby
wówczas udało się połączyć wynalazcze i inżynierskie
zdolności autora z możliwościami wykonawczymi i badawczymi
owego Instytutu TBM, wówczas do dzisiaj "magnokrat"
i "komora oscylacyjna" byłyby zapewne już zbudowane
i efektywnie służyłyby Polsce, zaś autor prawdopodobnie
pracowałby teraz nad zbudowaniem jeszcze doskonalszego
wehikułu czasu.
Druga bliska sukcesu inicjatywa autora aby służyć
swemu krajowi pojawiła się kiedy w 2009 roku jedna
z uczelni w Polsce zaoferowała autorowi zatrudnienie
na stanowisku "profesora nadzwyczajnego" w inżynierii
softwarowej. Niestety, polskie Ministerstwo Szkolnictwa
Wyższego, które ma prawo odmówienia zgody na
czyjeś zatrudnienie na stanowisku profesorskim, NIE
wyraziło zgody na to zatrudnienie autora pod wymówką,
że autor NIE posiada wykształcenia informatycznego.
W swojej odmowie ministerstwo to przeoczyło jednak
(lub celowo zignorowało) sporo faktów, przykładowo że
kiedy autor studiował w latach 1964 do 1970, w Polsce
NIE istniały jeszcze studia informatyczne, że doktorat
autora był z pogranicza dzisiejszej informatyki oraz
inżynierii mechanicznej (dotyczył bowiem tego co w
dzisiejszych czasach nazywane jest m.in. "Computer
Aided Design" oraz wersja "Finite Elements Method"),
a także że poza Polską autor wykładał właśnie głównie
informatykę na zachodnich uczelniach i że jedna
pozycja odpowiednika "profesora nadzwyczajnego" oraz jedna
pozycja odpowiednika "profesora zwyczajnego" jakie tam zajmował
były właśnie w informatycznej specjalizacji "Software
Engineering" - tj. "inżynierii softwarowej". (Sprawę tamtej
odmowy pozwolenia polskiego ministerstwa na zatrudnienie
autora w polskiej uczelni na stanowisku profesora nadzwyczajnego
omawiam także w (5) z punktu #F3 strony o nazwie
god_istnieje.htm
oraz w punkcie #D3 strony o nazwie
mozajski.htm.)
Swoją drogą to ciekawe jak tacy oddani "przekleństwu
wynalazców" Polacy wyobrażają sobie awans
cywilizacyjny swego kraju, jeśli systematycznie "podcinają
oni skrzydła" każdemu co bardziej twórczemu rodakowi.
Jeśli więc czytelnik życzy sobie wysłać
autorowi ewentualne uwagi, informacje,
zdjęcia, opisy własnych przeżyć, itp., wówczas
powinien pisać na adres emailowy podany
na w/w punkcie #L3 strony internetowej
o mnie (dr inż. Jan Pajak).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem [11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data założenia niniejszej strony: 17 czerwca 2012 roku
Data najnowszego aktualizowania: 5 listopada 2021 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)